Z wizytą u Radziwiłłów
Wyższa szkoła kulinarna (VIA MODA), o której od czasu do czasu wspominam, kształci menedżerów i właścicieli restauracji. Przez pierwszy rok współpracowaliśmy z uczelnią obydwoje. Teraz tylko Basia prowadzi w niej zajęcia z historii kuchni polskiej, a także opowiada o kuchni jako temacie w różnych dziedzinach sztuki.
Od czasu do czasu organizuje studentom wycieczki do muzeów czy starych zakładów produkcji spożywczej (piekarnia na Pradze).
Tym razem w wąskiej grupie, bo większość studentów wolała spać, wybrali się do Nieborowa, gdzie można zwiedzić zakład (z długą tradycją) produkujący majolikę.
W tę niedzielę w Nieborowie odbywało się wesele w rodzinie właścicieli, czyli Radziwiłłów. Wydawałoby się, że pałac będzie zamknięty dla zwiedzających, tymczasem organizatorzy uroczystości weselnych chętnie wpuścili studentów i w dodatku zwolnili ich z wszelkich opłat. Była więc to autentyczna wizyta w rodzinie książęcej.
O Manufakturze w muzealnym przewodniku można zaś wyczytać wiele ciekawostek:
Nieborowska Manufaktura Majoliki jest jedyną funkcjonującą manufakturą majoliki w Polsce, która działa w pierwotnym budynku w oparciu o tradycyjne technologie (technologia majolikowa: czerep wypalano w temperaturze 800-900 stopni C, po czym pokrywano glazurą cynową, zdobiono tlenkami metali i powtórnie wypalano w tzw. wielkim ogniu w temperaturze 1000-1100 stopni C, podczas którego wtapiały się w szkliwo utleniające się barwniki), z wykorzystaniem tych samych źródeł materiału (miejscowa glinka z pobliskiego stawu).
Nieborowska Manufaktura Majoliki jako jedyna w Polsce kontynuuje tradycję wyrobu majoliki artystycznej. W 1881 roku Książę Michał Piotr Radziwiłł założył na terenie swojego majątku w Nieborowie manufakturę mebli, zwaną „rzeźbiarnią”, oraz manufakturę majoliki artystycznej (majolika ceramika pokryta nieprzezroczystą polewą ołowiowocynową o bogatej kolorystyce), która pierwotnie nosiła nazwę Fabryka Fajansów Artystycznych i Pieców Kaflowych. Książę działał na fali popularnej wówczas filozofii pozytywistycznej odnowy społeczeństwa przez „pracę organiczną” i „pracę od podstaw”, szukając zarazem dróg odnalezienia polskiej wersji „sztuki stosowanej do przemysłu”. Obie manufaktury produkowały wyroby w oparciu o własne wzorce projektowe, zatrudniając okolicznych utalentowanych rzemieślników i samorodnych artystów, pochodzących z warstwy zubożałego
ziemiaństwa i mieszkańców wsi.Manufakturą majoliki artystycznej pokierował sprowadzony z Francji syn polskiego emigranta politycznego Stanisław Thiele, specjalista wytopu ceramiki majolikowej. Manufaktura zatrudniała pracowników i dekoratorów rekrutujących się spośród uzdolnionych młodych mieszkańców pobliskich wsi oraz uczniów warszawskiej Szkoły Rysunkowej Wojciecha Gersona, działała bardzo wydajnie do 1885 roku, rozprowadzając swoje wyroby na znacznym obszarze Królestwa Polskiego i zachodnich guberni Cesarstwa Rosyjskiego. Ukoronowaniem działalności manufaktury była urządzona w czerwcu 1884 w Hotelu Europejskim w Warszawie wielka wystawa wyrobów majolikowych z Nieborowa, która spotkała się z dużym zainteresowaniem publiczności warszawskiej. W 1886 roku nastąpiło załamanie produkcji, spowodowane nasyceniem rynku wyrobami i zmianą gustu odbiorców. Książę odsprzedał część urządzeń Stanisławowi Thiele, który już na własną rękę, lecz z miernym skutkiem prowadził produkcję majoliki jeszcze do 1897 roku.
W okresie rozkwitu manufaktura produkowała ozdobne piece i kominki, wazony i amfory, żardiniery i wazy, talerze i drobne przedmioty o przeznaczeniu użytkowym i dekoracyjnym. Projektowaniem i dorywczym zdobieniem wyrobów zajmował się sam książę właściciel i dyrektor Stanisław Thiele, a obok nich rzeźbiarz Sławomir Celiński, który kształtował formy modelowe. Zdobieniem zajmowali się malarze dekoratorzy, wśród których do najzdolniejszych należeli Franciszek Szewczyk, Józef Demczyński, Jadwiga Hyżycka, siostry Celina i Jakóbina Zarembianki, Julia Suska.
Formy i motywy dekoracyjne początkowo były oparte na wzorach historycznych włoskich wytwórni majolik w Castel Durante, Urbino, Faenzie, francuskich manufaktur w Nevers, Moustiers i Rouen oraz holenderskiej w Delft. Później, pod wpływem krytyki prasowej Bolesława Prusa, książę sięgnął do motywów narodowych i treści patriotycznych, czerpanych z historii Polski, z rodzinnego pejzażu oraz z życia codziennego.
W latach 1903-1906 działalność manufaktury wznowił znany rzeźbiarz i ceramik Stanisław Jagmin, który produkował nieglazurowaną ceramikę opartą na formach wykopaliskowych celtyckich i prasłowiańskich, a później nowoczesną ceramikę secesyjną z zastosowaniem wielobarwnych szkliw dekoracyjnych tzw. flambé.
We wrześniu 1982 roku, w sto lat po uruchomieniu I manufaktury, reaktywowaliśmy działalność wytwórni ceramiki artystycznej w Nieborowie. Ta III manufaktura, wyposażona w elektryczne piece i inne nowoczesne urządzenia do produkcji ceramiki, zlokalizowana została w odrestaurowanym dawnym budynku wytwórni, gdzie działa do dzisiaj. Produkuje kopie dawnych wyrobów o charakterze dekoracyjnym i pamiątkarskim. Pracami III manufaktury pokierowała początkowo malarka Teresa Szałowska, a później w latach 1987-1992 rzeźbiarka specjalizująca się w ceramice artystycznej Krystyna Marek-Andrzejewska. Osiągnięciem stały się plenery ceramiczne w Nieborowie z udziałem wybitnych artystów zajmujących się twórczością plastyczną w materiale ceramicznym.
W grudniu 1985 roku w budynku Nieborowskiej Manufaktury Majoliki została urządzona stała wystawa studyjna mebli i majoliki artystycznej z manufaktury Michała Piotra Radziwiłła, secesyjnej ceramiki Stanisława Jagmina i wybranych wyrobów współczesnej wytwórni ceramiki artystycznej w Nieborowie.
Zwiedzanie Manufaktury było sporym estetycznym przeżyciem, lecz dość wyczerpującym z powodu deszczowej i zimnej pogody. Na koniec więc wszyscy odwiedzili „Złotego Prosiaka”, czyli nieborowską restaurację.
Ozdobiona łowickimi strojami robi ona przytulne i sympatyczne wrażenie. A rosół z gęsi na drugie śniadanie (nie wypada w siedzibie Radziwiłłów mówić o lunchu) był podobno wspaniały. A przede wszystkim rozgrzewający.
Komentarze
dzień dobry …
pogoda zawsze ubogaca zwiedzanie … weekendowy wypad na wiosnę zaplanowany mamy … a rosół tylko tradycyjny mi naprawdę smakuje …
coś słodkiego od poniedziałku …
http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2015-10-19/polskie-slodycze-zagranicznym-hitem/
W uzupełnieniu opowieści Gospodarza:
http://www.bezmapy.pl/przewodniki/polska/nieborow-miejscowosc35/
Ależ paskudnie za oknem. Sorry, taki mamy klimat…
Dwa lata temu Bliźniaki były na weselu w owym „Prosięciu” i chwaliły kuchnię, a ganiły cukierników. Okazało się wszak, że owe wielkiej urody torty smakujące na masę mydlaną, nie były produkcji nieborowskiej, a zostały przywiezione z Białystoku. Bardzo dobrze, że wytwórnia majolik nadal działa i że odżywają rozmaite zakłady przetwórcze w byłych dobrach ziemiańskich. Aby nie złościć Szaraka opowiadaniem zamierzchłej historii, powiem tylko, że np tkaniny obiciowe i dekoracyjne w zamku kórnickim, są produkcji lokalnych rzemieślników z Jarocina, a i spora część mebli była wykonana na miejscu (czasem szlachetną ręką hrabiego – np stoły).
Pogoda jaka jest każdy widzi, a mnie na 3 dni przydzielono klucz do suszarni, z czego wynika, że idę włączyć pralkę.
Tfu! Jak się odmienia Białystok?
Białegostoku 🙂
a u nas pogoda się robi słoneczna i przestało wiać … a padało ciurkiem prawie 40 godzi ..
6+ Małgosiu … 🙂
U mnie pochmurno i zimno brr
Upieke ciasto z przepisu Malgosi tylko chyba dam mniej cukru.
Alino, ja piekłam z podwójnej porcji i też dałam mniej cukru. Miałam tortownicę 23 cm jak sugerowano w przepisie, ale ciasto wyszło dość wysokie i przez to jabłka były mniej wyczuwalne. Następnym razem użyłabym foremki 26 cm. Takie „duże” ciasto piecze się znacznie dłużej i wolno dopieka na środku. To ciasto z gatunku ładnie wygląda i nieźle smakuje.
Jolinku, gdzie Ty widzisz słońce ?
Mam spora, wieksza niz miejsca w domu, kolekcje majoliki i francuskich fajansow. Dopiero w ostatnich latatch przestalam dokupywac nowe. Choic i obecnie zdarza mi sie stracic glowe i nabyc cos nowego do kolekcji.
Wiekszosc z nich to majolika wspolczesna (XX wiek) ale jest tez pare sztuk starych – XVIII, poczatek XIX wieku.
A zaczelo sie od dziwnego niewielkiego naczynia wloskiej manufaktury Ginori (dzis produkujacej glownie porcelane i nazywajacej sie Richard Ginori), Naczynko mialo dziwny ksztalt lejkowaty i raczke w ksztalcie dwuglowego weza. Bylo lekko szarawe, pieknie zdobione. Zobaczylam je w malym sklepiku ze stariciami i sie zakochalam. Koztrowalo 9 funtow. Wracalam do niego przez pare dni, zastanawiajac sie czy „rozsadnie” bedzie go kupic – bylam na bardzo ograniczonym budzecie, zaraz po kupieniu mieszkania. Az kiedys E zapytala mnie co chcialabym na urodziny. Ociagajac sie powiedzialam, ze jest takie cuekawe wloskie naczynko, krtore mi sie bardzo podoba – 9 funtow. E. bez chwili namyslu wyciagnela kwote i powiedziala: Kup sobie ode mnie.
Uzywalam tego naczynia latami do podawania mleka do kawy, wrzucalam do zmywarki bez namyslu, az poszlam na wystawe produkcji firmy Richard Ginori odbywajacej sie w elegancki i drogim sklepie Liberty i zanioslam mego Ginoriego do obejrzenia kuratorowi wystawy. Nie bylo go tego dnia, wiec zostawilam naczynko w rekach kierowniczki sali, ktora wlozyla je do szuflady swego biurka. Zadzwonila tydien pozniej, troche wystraszona, Powiedziala mi, ze musze go natychmiast zabrac ze sklepu, bo przedstawociel Ginoriego powiedzial, ze moj przedmiot kosztuje ” a small fortune”. – To znaczy ile? – zainteresowa;am sie zywo. – Nie wiem – powiedziala kieeowniczka, ale nie moge tego trzymac w szufladzie biurka bez ubezpieczenia..
Mp woec dalej, nie wiem. Zabralam i wstawilam do kredensu – juz nie wzucalam do zmywarki. Przesta;am go uzywac. „Small fortune”, he????
Ale wpadlam w macki kolekcjonowania fajansow i majoliki. Powod byl bardzo zdroworozsadkowy i praktyczny. Moja kuchnia zbudowana w polowie lat 60-tychg byla dosc szkaradna. Duzo paskudnej fomaiki, paskudne kafle. Nie stac mnie bylo wtedy na przerobke. Wiec chcialam odwrocic uwage od brzydlkich mebli i zaczelam zdobic sciany talerzami. Powracajac z wakacji w Hiszpanii, Portugalii czy Francji, bylam obladowana talerzami, wozonymi najczesciej na kolananch. Najchetniej preszukiwalm bazary i male sklepiki ze starociami. Mozna tam bylo znalkezc piekne sztuki. Wszystko ladowalo na sciananch kuchni. Czasami udawalo mi sie cos kupic takze w Anglii.
Gdy wreszcie zmienilam kuchnie na nowa, talerze powrocily. I sa na nich dalej,
Nigdy nie widzialam nieborowskich fajansow. Znam tylko fajanse wloclawskie i kompletnie mnie nie podniecaja. Najczesciej sa , w mopim przekonaniu, brzydkie i ponure kolorystycznie. Chcc wylicytowalam na aukcji w Gdansku mala miseczke wloclawksa, ktora byla bardzo ladna i te podarowalam Kumie.
Chetnie bym zobaczyla te majoliki nieborowskie.
Małgosiu – dziękuję za podpowiedź, bo niby wiem, a nagle zgłupiałam dokumentnie. W korytarzu suszą się buty Młodszej – ponoć w Chorwacji pada 1 tydzień w roku i ta wycieczka trafiła na ten deszczowy tydzień. Mało tego – trafili na całkiem porządną powódź. A uchodźcy? Ania mówi, że „spoko” – Chorwaci podrzucają Słowenii, Słowenia dalej do Austrii, a oni niech się martwią…
Małgosiu zobacz przez okno a zobaczysz … 🙂
Heleno, majoliki nieborowskie
https://www.youtube.com/watch?v=VFfhmbmjbMw
Ładna ta opowieść Heleny o majolikowym naczyńku. I ja kiedyś kupiła dzbaneczek posrebrzany od kogoś, kto przyniósł na sprzedaż do muzeum, a nie było chęci kupna. Jak raz miałam potrzebną sumę, a dzbaneczek spodobał mi się bardzo. Też służył za mlecznik. Kiedyś przyszedł znajomy, poważny kolekcjoner judaików i powiedział, że to naczynie liturgiczne, że albo z cerkwi, albo z synagogi (bo były identyczne_. I też = mieć, mam, ale mleko daję w szklanych i porcelanowych dzbaneczkach. Bo jak tu z ołtarza…?
U mnie też widać słońce, ale i chmury nie dają za wygraną, niestety.
Nieborów pamiętam przez mgłę, z wycieczki w maturalnej klasie. Chętnie odwiedzę ponownie. Jesienią tam jest pięknie, ale trzeba poczekać na jakiś cieplejszy dzień.
Dzieki, MalgosiuW za bardzo ciekawy filmik. Widac jak silne sa wplywy wloskie (Deruta). Na jednym wazonie pokaznym dwa razy uchwyty sa wrecz identyczne z Ginorim – w ksztakcie dwuglowego weza. Jest to znak rozpoznawczy firmy, nikt inny chyba tego nie kopiowal albo ja sie nie natknelam w swycgh wedriwkaxg w oposzukiwaniu majolik.
W Anglii istnieje reozrznienie na „maiolice” i „majolice”. „Majolica” jest angielska, bardzo charakterystyczna, zawsze trojwymiarowa – nie przepadam. Podobna produkowano w Niemczech. Maiolica jest wloska. Faience – jest francuski. Ten ostatni bardzo poszukiwany i o zwrotnych cenach jesli stary. Mam przepiekny talerz (na scianie w sypialni) z XVIII wieku – prezent z wlasnej kolekcji od znajomej pochodzacej ze starej francukiej roxiny, ktora byla jakas wysoko postawiona kierowniczka w znanej firmie kosmetycznej. Zatrzymala sie u mnie na tydzien, a wiedzac ze kolekcjonuje, rozstala sie z jednym w wlasnych eksponatow. Samej mnie chyba nigdy nie byloby stac na kupienie, gdybym nawet znalazla. Powiesilam nad lozkiem w parze z innym starym fracuskim talerzem przedstawiajacym glowke putti’ego. Tez chyba XVIII wiek, albo poczatek XIX. Ten talerz wytargowalam w Richmond. Dlugo sie targowalam. wskazujac na lekko obtluczony brzeg i ewidentna naprawe widoczna od tylu talerza, Sprzedano mi w koncu za ?30 funtow – ze 25 lat temu… Raz chcialam cos kupic w Polsce – a Desie, dwa dzbanki wloskie z XVIII wieku, ale bylyu w bardzo zlym stani i cena byla oblakana. Majaca niewiele wspolnego z cenami tego rodzaju przedmiotow w tym stanie. Ale raz widzialam w Desie polski taklerz slubny i zaluje, ze wtedy nie kuoilam. Upamietnial czyjs slub w 1869 roku, byl naprawde skromny i piekny. W idealnym stanie. Tez pewnie spedzil zycie na czyjejs scianie.
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych byłam bardzo częstym gościem Nieborowa. Wielokrotnie spędzałam tam wakacje i ferie. W tamtym okresie bywała tam też spora grupa młodzieży i wszyscy razem bardzo dobrze się bawiliśmy. Wspomnień mam mnóstwo, poznałam wiele ciekawych osób, pałac i okolicę. Manufaktura w tych latach właściwie nie działała, pojawiały się tam czasem zapalone osoby próbujące ją przywrócić do życia, ale z powodu braku funduszy dość szybko się poddawały.
Taak, przyjemnie. Chociaz jak sie jest bardzo mlodym to pewnie sie nie zwraca uwagi na jakies stare skorupy…
Czy ja sie myle czy Galczynski wspomina Nieborow (chyba w poemacie Niobe)?
Nie mylisz się Heleno.
A te ksiazke o ktorej niedawno wspominalam. Edmunda de Waala, bardzo osobiscie spisane dzieje porcelany, bardzo bardzo polecam.Dowiaduje sie bardo wiele i nigdy juz nie bede patrzyla na porcelane innymi oczami niz tego wybitnego brytyjskiego ceramika i pisarza. Czytam wolniutko, bo ksiazka jest na papierze, Oczy, kurka wodna! Ale czytam z duza przyjemnioscia, jak poprzednia ksiazke de Waaa l „Zajaczek o bursztynowych oczach”. Jak pieknie on opoiwiada!
Okazuje sie, ze slowo „kaolina” pochodzi od nazwy gory w Chiunach Kao Ling. Tam wtydobywana jet glinka kaolinowa najawyzszej jakosci.
Tak, Tam jest ta Niobe, tak?
Tak – głowa Niobe; marmur
Sluysznie. Galczynski pisze o glowie, czego akurat nie opamietalam.
Heleno – u nas ukazała się taka książka Edmunda de Waala: „Zając o bursztynowych oczach – Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie”.
https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/zajac-o-bursztynowych-oczach
Jeszcze nie czytałam.
Wiem. Okropnie mi sie nie podoba przeklad tytulu. Chodzi o japonska miniaturke zajaczka, nie zajaca – netsuke. Tlumaczka wyraznie bez wyczucia, kiedy jest zajac, a kiedy zajaczek. Netsuke przedstawia zajaczka jeszcze nie wyrsnietego, malensto zajaczkowe. Ksiazka zawiera zdjecie miniaturki z kolekcji rodzinnej autora.
Tlumaczeia tytulow sa czestoi zupelnie nie adekwatne: Nr 1 Ladies Detective Agency to tyle co „pierwsorzedn detektywistyczna : agencja pan. Pan, nie kobiet. Starswiecka delikatnosc i kurtuazja nazwy jest wazna czescia stylistyki i narracji Alexandr McCall-Smitha. Kazdy kto czytal jego ksiazki ktorych akcja rozgrywa sie w Botswanie, wie,. I Number 1 w kontekscue powiesci to nie nr 1, tylko „pierwsza” w znaczeniu „najlepsza”, Numero Uno.
Asiu, przeczytaj koniecznie. Jest to jedna z najlepszych ksiazek jakie czytalam w ostatnich latach.
Jest w bibliotece, wypożyczę.
Małgosiu, dziękuje za rady co do ciasta.
Alino, powodzenia 🙂
dobra wiadomość … PIW zostanie przekształcony w narodową instytucję kultury bo Minister Skarbu uchylił decyzję o likwidacji spółki …
Przerzucam wajchę na kulinaria.
Pyro dziekuję za rady purchawkowe, a oto na na patelni:
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/18Pazdziernika201502
Cichalu – jeść i po brzuszku się głaskać, co?
Mniam, mniam. Tutaj dzieci mówią yami, yami 🙂
W dzisiejszym przesłuchaniu gra Ryszard Nehring. Chciałabym żeby przed debatą, bo inaczej będę jak ten osiołek nad sianem i słomą.
Cichal-ta purchawica wygląda,jak jakaś słusznych wymiarów mozzarella 🙂
Pisalam tu kiedys o Museum of Glass w miescie Tacoma. Od kilku dni artysci wykonuja piekne dynie ze szkla i inne szklane dekoracje w tematyce jesiennej.
Kamera jest na zywo. Za godzine chyba bedzie pzerwa na lunch.
Enjoy
http://museumofglass.org/glassmaking/live-from-the-hot-shop
No i Pyra przechrzciła p. Nehringa na Ryszarda, a on Szymon. Cudnie grał – leciutko, miękko, śpiewał mu ten fortepian romantycznie i młodzieńczo. A przed nim grał 17-letni Amerykanin i też dobrze grał, ale – o dziwo – to był romans dorosłego…
Cichal rozkoszował się purchawicą, a ja dziś rydzami z Roztocza. Są klimaty październikowe 🙂
Po debacie… Jedna z Pań miała tyle charyzmy, co Cichalowa purchawica. I wybaczcie cne Koleżanki – kobiety zdecydowanie gorzej wypadają w publicznych pyskówkach. A winny temu damski głos.
Pyro nie ogladam bo i tak wiem co mam zrobić … .)
dziś w starym piśmie znalazłam przepis na naturalny żel do włosów z siemienia lnianego .. żel otrzymuje się gotując przez 15 minut 1 łyżkę ziaren w 1 szklance wody … po odcedzeniu można stosować jako:
– maseczkę na włosy (nałóżyć na umyte włosy, trzymać minimu pół godziny i spłukać),
– żel do włosów np. dobry do loków bo podkreśli je i utrwali,
– płukankę do włosów (żel rorzedzamy wodą i spłukać otrzymanym płynem po umyciu włosy, już nie spłukiwać wodą)
włosy pilęgnowane siemieniem stają się gładkie, błyszczące, nawilżone i nie puszą się …
dziś zrobiłam sobię maseczkę bo po lecie mam jakieś pióra a nie włosy na głowie … może nie zaszkodzi … 😉
Jolinku – nie zaszkodzi. Moja Mama stosowała u wszystkich dorastających dzieciaków – łysy nie jest nawet Brat (syn łysego)
Mój syn (syn łysawego) nic nie stosował i ma czuprynę na schwał! 🙂
Pyro. pamiętasz tego mistrza Polski w gimnastyce a potem w rajdach samochodowych? Przywiózł mnie do Ciebie? Wypadek na prostej ulicy we Wrocławiu. Dachował. Out!
Cichal – nie mamy już znajomego (uroczy człowiek)?
Nie mamy. Żal.
Cichal – naprawdę żal. RiP
Pyro, nie tyle damski głos jako taki, tylko one obie niepotrzebnie się darły. Wiecowo.
To głupi pomysł, postawić rozmówczynie na mównicach. Z mównicy zawsze człowiek się drze. Jakby siedziały w fotelach, byłoby lepiej.