Mądry autor, głupie porzekadło
Coraz częściej udaje mi się kupić doskonałe wręcz filety z dorsza. Tego prawdziwego, czyli z Morza Północnego lub nawet Atlantyku. Taki filet zwany dla przywabienia klientów polędwicą z dorsza to doskonały produkt do pieczenia, smażenia, duszenia lub gotowania.
Jeszcze niedawno trudny do zdobycia – dziś bez trudu można go kupić niemalże w każdym miejscu kraju. I nie trzeba szukać tzw. dobrych sklepów rybnych. Wystarczy odwiedzić dowolny supermarket lub dyskont.
Trudno jednak dorszowi przebić się na polski stół. Przyczynił się do tego przed wieloma laty wybitny pisarz i jednocześnie autor paru słynnych haseł reklamowych. Na dłuższy czas zaszkodził on tej wspaniałej rybie. Melchior Wańkowicz, skuszony zapewne powodzeniem (i wielkim honorarium) hasła reklamowego „Cukier krzepi”, postanowił ogłosić światu kolejną mądrość w pigułce. „Jedzcie dorsze – g… gorsze”. A była ona i ordynarna, i nieprawdziwa, i głupia. A najgorsze w tej historyjce jest to, że polska publiczność uwierzyła pisarzowi i przez całe dziesięciolecia uważano w naszym kraju dorsza za rybę podłego gatunku.
Tymczasem dorsz to przysmak. Zwłaszcza ten z Atlantyku lub Morza Północnego. Wiedzieli o tym mieszkańcy Hiszpanii, Portugalii, Wielkiej Brytanii, Skandynawii. I walczyli ze sobą o łowiska od ponad 1000 lat. A walki dorszowe były krwawe, bo ta ryba znaczyła wiele dla mieszkańców wymienionych krain, a zwłaszcza dla żeglarzy.
Baskijscy i portugalscy rybacy, którzy łowili od stuleci dorsze, bardziej niż burz w Zatoce Baskijskiej czy nawet u wybrzeży Ameryki Północnej, gdzie też docierali, obawiali się korsarskich okrętów dowodzonych m.in. przez kapitana Francisa Drake’a, który rabował ich połowy i topił łodzie. M.in. dzięki tym wyczynom dorobił się ów rozbójnik tytułu szlacheckiego i rangi admirała.
Wspaniała i dość krwawa (m.in. XX-wieczne strajki i wojny dorszowe w Ameryce Północnej) historia tej szlachetnej ryby przypomniała mi się podczas podróży po Portugalii. Ten kraj bowiem, jak żaden inny na świecie, obfituje we wspaniałe dania z dorsza.
Podczas pięciodniowej podróży jadłem dorsza sześciokrotnie. Za każdym razem z zachwytem. Najbardziej zaś przypadł mi do gustu ten duszony w cataplanie (miedziane naczynie na kształt kuli, szczelnie zamykane – pierwszy szybkowar wymyślony w XVI wieku) z oliwą, winem i warzywami oraz pieczony w soli i migdałach.
Sądzę więc, że Wańkowicz prawdziwych dorszy nie próbował i jadał tylko bałtyckie plamiaki, które są zaledwie kuzynami z rodziny dorszowatych. Dlatego tez powtarzam: jedzcie dorsze! I już!
Komentarze
dzień dobry ….
dorsze w PRL dla ludu to jak panga teraz … łosoś był dla bogaczy a teraz zjadamy go na tony … ja planuje zrobić dorsza po grecku na wigilię bo zadanie takie dostałam ..
ostani dzień wakacji … dzieci wróciły … kot do domu swojego wrócił … upały wróciły …
Plamiak czyli łupacz, czyli haddock – całkiem niezła rybka, Angole jedzą z frytkami na tony. Załapałam się na Szetlandach, bene, bene. Tylko na tasza nazwa jakaś nieapetyczna.
Nie żadna natasza!!! Ta nasza!
Dzień dobry, właśnie rozklejam powieki, prawie wpół do siódmej (jest taka godzina?), trzeba wstawać. Ogarnąć to i owo i się zapakować. Adresy, kontakty…rozkład jazdy na zjazdy.
Na po pierwsze herbata.
Moja rodzina kocha dorsze od czasu, kiedy znakomite filety mrożone z tej ryby były po 12 zł/kg i co najmniej raz w tygodniu ratowały nasz jadłospis i budżet. Dzieciaki najbardziej lubiły panierowane, Jarek też ale musiał być i sos, dla mnie ideał to dorsz po grecku, dorsz w migdałacvh albo orzechach, albo duszony z ziemniakami i jabłkami. Teraz dprsz cenowo zmienił klasę na „rarytas”, a już dwa razy kupiłam coś, co po rozmrożeniu nadawało się tylko do wyrzucenia.
Wańkowicz pewnie jadł coś, co musiała przyrządzić Leosia (kucharka pp W) ta, co to „tak, to tak, ale musi co rosół i zrazy będą bardziej podchodzące”.
Za moich czasów podstawówkowych w sklepie u Pani T.(zbiegiem okoliczności mieszka w miejscowości, gdzie moja Mama!) były dwie rzeczy, które mnie kusiły – wędzone dorsze (kto tego specjału nie skosztował, niech żałuje!) oraz marmolada owocowa w takim dużym bloku, naprawdę dużym! Jedno i drugie kosztowało 10 zł. za kilogram. Jak nie było dorszy, to kupowałam marmoladę, ja miałam bardzo daleko do szkoły (2km), a po lekcjach mimo drugiego śniadania i torby śliwek czy jabłek, zawsze byłam głodna.
Do dzisiejszego dnia nie rozumiem powiedzenia „jedz chłopie dorsze, bo g…. gorsze”. Toż to było pyszne dorsisko!
No i było-było, aż się skończyło 🙁
Alicja – wysokiego nieba (a jutro „witaj w kraju”.
O właśnie, Gospodarzu,
jedzcie dorsze, ale tych dorszy przymało trochę. Dorsze jakby trochę wyszlachetniały, bo jest ich coraz mniej. Tutaj opis wojen dorszowych między Islandią a Wielką Brytanią, my natomiast mieliśmy swoje z Japończykami. Jakoś to przycichło teraz, ale po tej stronie Atlantyku tak Chińczycy jak i Japończycy mają opinię piratów rybnych.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojny_dorszowe
Dorsze lubię za znakomity smak i „chudość”, tłuste ryby mnie nie pociągają za bardzo. Jednakowoż oprócz węgorza każdą rybę zjem!
Dzięki, Pyro.
Ja swoje 2 godziny z rana muszę przed komputrem posiedzieć 😉
Zjawili się dachowce, kończą robotę. Juror pojechał do roboty na chwilę, to go obgadam, a co! Nic nie ma przygotowane, ale rower specjalistycznie zapakowany w piękną, specjalną torbę.
Radziłam cykliście, zabierz ten zeszłoroczny i po prostu zostaw go w Polsce. Mowy nie ma, duma cyklisty zabrania czegoś takiego.
I powiedzcie mi, że mężczyźni nie są próżni – na tym rowerze nikt oprócz Lesia się nie pozna, a po co go drażnić?
Ale nie moja sprawa. Ja mam swój bagaż podręczny (jeszcze nie spakowałam i dalej maliniakuję!) i reszta mnie nie obchodzi.
Rankiem bladym taki kwiatek mnie powitał – nie siałam go, musiał być w ziemi doniczkowej. Jakiś dyniowaty stwór.
http://aalicja.dyns.cx/news/IMG_7326.JPG
Alicjo, mam podobne wspomnienia: dorsze wedzone i duze bloki marmolady. Dorsze wedzone mi smakowaly a marmolada mniej. Ah, jak to bylo dawno !
E tam…Elap, to było przedwczoraj! Pozdrowienia dla Bernarda!
„Have a good time – look for that treasure train.”
Życzenia od naszych zaprzyjaźnionych Kanadoli. Nic, tylko musimy ten pociąg znaleźć!
Tak się podlizują na wszelki wypadek:
„bezpieczną podróż!!”
Nawet znaki diakrytyczne mają, Kanadole!
Pamiętam, że w stołówkach piątek był w poniedziałek i wtedy con amore podawano dorsza. Nawet smakowało, ale zgodnie z polskim charakterem, się narzekało: „Co jest gorsze od dorsza? Dwa dorsze! 🙂
W naszej, klubowej knajpce, nie podawano pełnych obiadów (z ziemniakami, kluskami itp, chyba tlko na zamkniętych, zapłaconych imprezach) Codziennie były dania barowe typu II śniadanie lunch, kolacja i nawet w poniedziałki całkiem postne te dania nie były. Wiadomo – kadra przyjezdza na szkolenia i musi zjeść, albo jest w podróży służbowej , nocuje w naszym hotelu i kolacja im się należy. Menu było w zasadzie monotonne – zawsze flaki, żurek, grochówka albo jakaś wariacja kapustna, w bufecie zawsze tatar, śledź w oleju, rolmopsy, szynka w galarecie, z kuchni kiełbasa z rusztu, bigos, golonka, schabowy albo kurczak z piekarnika. I to w zasadzie na okrągło, ale było to jadło świeże i doskonale przyprawione. Latami nie zabierałam z domu kanapek (szkoda masła i wędliny kartkowej) bo jadłam w Markietance – niedrogo, smacznie, jak u mamy.
O paru „rarytaskach” z bufetu zapomniałam nieśmiertelna sałatka jarzynowa, jajko w majonezie, ryba smażona w marynacie, ryby w galarecie i równie jak bigos nieśmiertelna kaszanka zasmażana z kiszoną kapustą i parówki z wody. Uf, jak się człowiek uparł, to przez dwa tygodnie jadł na II śniadanie codziennie coś innego.
U mnie w poniedzialek byly sledzie z ziemniakami. Nienawidzilam tego dania i do dzisiaj nie lubie sledzi. Tutaj rzadko bywaja w sklepie.
Ostatnio zrobilo sie modne we Francji dodawanie do dania rybnego kilku listkow rosliny o nazwie martensia maritima. W smaku przypomina ostrygi. Tak wiec Pyra moze zuc listki martensi bez obrzydzenia i bedzie wiedziala jak smakuja ostrygi.
W miniony weekend uslyszalam w radio przepis na interesujace danie. Danie nazywa sie Memphis Stew. Stew mozna prztlumaczyc na Polski, jako gulasz. Dokladnie to danie nazywa sie Memphis Soul Stew. Ozzy na pewno zna ten przepis i na pewno zna to danie.
Dla zainteresownaych podaje skladniki i przepis na Memphis Soul Stew.
-pol filizanki basu (b a s s)
-jeden funt bębnow ze sloniny (fatback)
-cztery lyzki wrzących gitar z Memphis
-szczypta organ
-cwierc kwarty (half pint) trąbki (horn)
Calosc zagotuj i dobrze mieszaj.
Smacznego
Przepis po angielsku podaje King Curtis
Memphis Soul Stew
Today’s special is Memphis Soul Stew
We sell so much of this, people wonder what we put in it
We gonna tell you right now
Give me about a half a teacup of bass
Now I need a pound of fatback drums
Now give me four tablespoons of boiling Memphis guitars
This goin’ taste alright
Now just a little pinch of organ
Now give me a half a pint of horn
Place on the burner and bring to a boil
That’s it, that’s it, that’s it right there.
Now beat, well.
https://www.youtube.com/watch?v=CC4H-e8XXsw
Listki mogę, Elape, ale zauważyłam, że te mody chodzą stadami : świeża mięta, kwiaty cukinii, zioła z doniczki, suszone pomidory – padnie na rozum, to s ą w kazdym daniu. Potem moda mija i jest następne coś – trawa cytrynowa, algi, pokrzywy i mech.
W moim domu dorsz byl zawsze doceniany. Sama ostatnio staram sie kupowac gp rzadziej – z powpdu zbyt wielkich polowow, powodujacych, ze dorsza w oeanach jest coraz mniej. To jest taki moj wklad w ekologie. Dwa trzy razy do roku i chwatit. Jestem swiasomym konsumentem.
Mam dwa sposoby na przyrzadzanie dorsza. Pierwszy to tak jak robila go moja landlady, u ktorej w mlosci wynajmowalam kat w Warszawie – prosta i barzdo uboga koboeta, ktora rzadko mogla sobie pozwolic na mieso. Wiec robila tego dorsza tak, jak sie robi mielone z miesa: tarta bulka namoczona w mleku, jajko, cebulka posiekana, sol/pieprz i garsc ziol, panierka, olej. Bardzo to jest dobre, bardzo.
Drugi sposob na dorsza jest szwedzki, nieslychanie wytworny, pozyczony przed laty od zony kolegi, Malgorzaty Koraszewskiej. Ten robie czesto dla gosci – nie dlatego ze jest pracochlonny, zopelnie nie jest, ale dlatego ze smkuje wytwornie.
Saint Pierre – dorsze http://gallica.bnf.fr/ark:/12148/btv1b5964912v.r=morue.langEN
Heleno – to jaki ten dorsz z domu Koeaszewskich?
Pyro, w PRLu nie tylko panny…za mundurem. W Krakowie przy Siemiradzkiego była Komenda Woj. MO. Na przeciwko mieszkali znajomi u których często bywałem. Chodziłem więc vis a vis,
wartującemu rzucałem niedbale – czołem i …. już byłem w raju. Stołówka z tzw garmażerką. Brało się śledzie po japońsku i nie po japońsku… Ceny jak przed wojną. Trzy, cztery razy niższe niż „na mieście”. Musiałem robić wrażenie „wicie – rozumicie”, bo bufetowa pytała: a dla was towarzyszu, to co dzisiaj będzie? Na szczęście nie było tam znajomych, bo wstyd mógłby być, jak w Krakowie mawiają, za piątkę! 🙂
Cichal – żadnego wstydu. Co Ty – dzisiaj urodzony? Dyrektor Herbapolu, Dyrektor Centrali Leków kilkunastu innych z miną mojego Radzia wyczekiwało Karty Klubowej albo chociaż zaproszenia. Zawsze można było swoim kobietom ten worek czy dwa sanitariów załatwić.
Nie wiem czy juz podawalam ten szwedzki przepis, ale powtorze.
Potrzebujemy:
1. POjemne naczynie z cienkiego zaroodpornego szkla, Boden jest b. dobry. Nie jest to konieczne, ale danie slicznie w nim wyglada. Moze byc zwykly garnek bez przykrywki.
2. Zamrozone filety dorsza, nie rozmrazac.
3. Puszeczke kraba wraz z plynem.
4. Puszke wloskich pomidorow, pokrajanych w plasterki – moga byc posiekne
5. Pol niewielkiego opakowania smietanki slodkiej
6. Duuuuzy peczek posiekanego kopru
7. Sok z polowy cytryny
8. Kilka kawalkow masla. Jednym kawalkiem obsmarowac garnek.
9. Dwa pory pokrajane (tylko biala czesc) w plasterki.
Zadnej soli ani pieprzu.
W garnku ukladamy dwie warstwy kolejno: poru, mrozonego dorsza, plasterkow pomidorow wraz z plynem, po pol puszki kraba, wraz z plynem, masla, i bardzo solidna garsc posiekanego kopru. Kazda warstwe skrapiamy cytryna.
Druga warstwa tego samego.
Na koncu polewamy calosc slodka smietanka i dokladamy masla z wierzchu.
Wstawiamy na maly ogien i bulgoczemy, nie dluzej niz 20 minut.
Serwujemy z mlodmi ziemnilami osypanymi koprem i z zielona salata.
Wazna uwaga: do tego dania, ktpre tak pieknie wyglada na stole, kupilm sobie zarooodporne naczynie Bodena, tak jak u Koraszewskich w domu. Uzywalam go cale lata. Raz postawilam na ogien gdy goscie juz byli przy stole -przygowane zawczasu, w koncu to tylko 20 minut na malym ogniu. Zapomnialam i przykrylam metalowa przykrywka od garnka. Po paru minutatch na ogniu naczynie peklo, wszystko sie wylalo i bylo sporo sprztania.
Na szczescie mialam w zamrazalniku pielmienie z rosyjskiego sklepu. Przyjecie zostalo uratowane.
Jest to wysmienite danie z dorsza, wszyscy je zawsze kochaja i domagaja sie przepisu. Dziekuje Panstwu Koraszewskim!
A tak w ogóle , Proszę Państwa, dzisiaj ponoć ZMiędzynerodowe Święto Blogu!. Każdego Blogu. Z tej okazji na cześć Gospodarza trzykrotne Hurra!!!!
Nie wiem ki diabel. Usiluje zamiescic ten przepis, a Lotr mi mowi, ze wykryto juz ten komentarz. Speobuje zatrzymac go w myszce i podac pozniej.
Pamiętacie film „Uszczelka”? Boziu, ile my załatwialiśmy rzeczy nie do załatwienia i najczęściej nie dla siebie; dla znajomych, dla chorych, dla sąsiadów i ile inni załatwiali w razie konieczności dla nas… Zasłabł dyrektor Operetki ( korzystaliśmy z loży i biletów nader częto) – więc trzech mundurowych, na fotelu, wewnętrznymi drzwiami przytargało go do klubu. Wódz dzwoni do naszego, 111 Szpiotala – gość zasłabł u mnie w klubie, ratujcie, bo obszczekają w Wolnej Europie. Po 15 minutach karetka z lekarzem, nie dali choremu ani mówić ani się ruszać – okazuje się zawał. Odratowali Andrzeja w ostatniej chwili. To jak myślicie – mieliśmy kłopoty w Operetce?
Na temat wojskowego jedzenia:
Czy znacie moze paczki z jedzeniem o nazwie MRE (Meal Ready to Eat).
Te paczki sa rozdawane zolnierzom podczas pobytu w terenie. „Teren” to moze nie jest najlepsze slowo, ale jesli w poblizu plutonu nie ma stolowki, czyli „chow hall”, gornolotnie nazywany „mess hall”, wtedy pozostaje MRE noszone w plecaku.
Jest wiele rodzajow i smakow MRE. Kazda paczka zawiera doslownie wszystko potrzebne podczas posilku. Oczywiscie danie jest suche i musi byc rozcienczone woda z pobliskiego strumyka.
Na tym video MRE w bialym opakowaniu jest przeznaczony na tereny o niskich temperaturach.
W WA sa wszystkie rodzaje sil zbrojnych od podwodnych do „nad-chmurnych” stad powszechny dostep do ich zwyczajow. To chyba pozostalo z okresu milosci miedzy USSR i USA.
https://www.youtube.com/watch?v=2lssu4maKRg
Orca żelazne porcje polowe – czyli najgorsze jedzenie wszechczasów, ale doskonale zbilansowane. Daje przeżyć.
Orka
Sa tez takie,do których trzeba nasikac.
I to wymyslila US-armi.
Ach, dorsze gorsze?
Pewien nie lubiany w Polsce luminarz z dziejów Niemiec ubolewał już ze 130 lat temu, że jedyną wadą uwielbianego przez niego śledzia, jest jego niska cena. Ubolewał, że ci, którzy mogli sobie na niego, mimo wszelkich sprawie- i niesprawiedliwości pozwolić lekceważyli go sobie, jego zdaniem, z powodu jego dostępnej ceny właśnie. Z tym Wańkowiczem mogło być podobnie, tylko na opak. W moim domu był dorsz regularnie i przyrządzała go mama w klasycznej panierce z jajkiem, i z patelni, i nikt się nie skarżył.
Na początku lata wnuczka Laura przyniosła do nas (dziadków) piękny filet z dorsza, gdzieś pod 1000 gram i razem z przyjacielem poprosili, abym coś z tego zrobł, bo ona chciała, abym go przekonał do ryby, której najwyraźniej nie zna z domu. Podzieliłem na dwa kawałki i owinąłem w ciasto francuskie, umieszczając uprzednio na rybie lekko podduszone warzywa, cebulę zwłaszcza. Zjedliśmy bez reszty, a oni nadal przychodzą i proszą o coś nowego.
A, na skraju, znalazłem dzisiaj dwa młodziudkie, lecz całkiem spore prawdziwki, trzy takie same, więc młodziudkie czerwone koźlaki i pokaźną kanię. Sezon się zaczyna, a na jutro jest objad!
Pepe – widać u Ciebie popadało, tutaj Sahara.
Henryk47
31 sierpnia o godz. 22:02 545580
Nie wiem, o czym piszesz.
Pepe – a gdzie sprawozdanie ze śląskich wakacji? Co o za lenistwo proszę Kolegi?/
pepegor.
Powodzenia z prawdziwkami.
A z dorszem w naszym domu podobnie.
Nikt nie grymasil.
dze 1200 jakiś odlotowy ekspres do kawy i się napaqa, O!
coś mi umknęło, o chodziło o Marka.
Orka.
Poczytaj więcej o armi
Pyruniu, Henryku!
Mogło być tego więcej, ale wyskoczyłem tylko na moje pole testowe i – z przesądu nie zabrałem jakiejkolwiek torebki ?- są tam do zabrania maślaki i dalsze czerwone kozaki. To tylko intermezzo przypuszczam bowiem, że teraz, po nowiu, to wszystko padnie i trzeba będzie poczekać do następnego nowiu.
Tak, Pyro, wróciłem i pożegnałem tydzień temu gościa z Ameryki, z którym byłem razem przez trzy tygodnie. Na bilans ostateczny stale mnie jakoś nie stać, bo wrażenia są mieszane. Poznałem krewniaka mojej LP, z którym łączy ją rodzeństwo jej dziadka, a jego babci, która wyemigrowała do Ameryki już w 1913! On żyje w Ameryce już w 3 pokoleniu, a ma już wnuka. Jasne, że zaciekawił mnie ten człowiek.
Henryk47
31 sierpnia o godz. 22:53 545588
Szkoda, ze nie wytlumaczysz mi tego wlasnymi slowami.
Pepe! Jak to jet możliwe, żeby u nas była pełnie a u Ciebie nów?!
Cichalu, ja już nie wiem, ale Alicja tu już jakby pełnię opiweała.
Ja też zawyłem razy kilka… 🙂