Wyznania pracusia, który wpadł w nieróbstwo
Pierwszy raz zaniedbałem swoje obowiązki i dziś o świcie nie było nowej opowiastki, która by Was irytowała lub radowała (to w zależności od gustu) i prowokowała do komentarzy.
Nie będę się usprawiedliwiał, bo wyniknęło to z przyczyn całkowicie osobistych. Mam nadzieję, że i tak będziecie przez weekend dyskutować o życiu i prezentować swoje rozterki, a także sukcesy. Ja tymczasem nieco odsapnę i ponownie ruszę do pracy blogowej od poniedziałku. Do zobaczenia więc!
Komentarze
Drogi, leniwy Gospodarzu!
Jeżeli to rzeczywiście tylko lenistwo – to niech Ci będzie na zdrowie. Już starożytni Chińczycy wymyślili, że trzeba wielkiej kultury aby właściwie smakować lenistwo. Oczywiście, że będziemy sobie gadali o życiu, jedzeniu i urodzie świata wokół, ale nie myśl, że się nas pozbędziesz! Zawsze, w każdej rozmowie (a i awanturze od czasu do czasu) jesteś z nami: obecny i nadający ton.
Proponuję wieczorny toast za zdrowie leniwego Gospodarza.
dzień dobry …
a ja rano walczyłam z wirusem w komputerze … niestety walka jeszcze nie jest skończona … robię małe pakowanie i chociaż pogoda się poprawia to jakoś źle na mnie wpływa …
dziś koniec roku szkolnego i wakacje zaczynamy ….
Szczecin jest glumiaty. Sam to wymyśliłem chcąc określić dzisiejszą pogodę!
Pyro! Jesteś cudowna! Dzięki Tobie dowiedziałem się, że mam wielką kulturę! Smakuję Ci ja lenistwo, smakuję. Dotąd myślałem, że to gnuśność… 🙂
Pyro – dzięki Tobie /tak jak Cichal/ poczułam się bardzo dowartościowana. Bardzo dziękuję.
Ja to dawno temu przeczytałam u Huxley’a. Zachwycał się chińską miniaturą : wielkie, samotne drzewo, pod drzewem starzec w pozycji lotosu i podpis „lenistwo”. Ja zresztą miałam całe życie postawę : jak pracuję, to musi być widać efekty; kiedy nie pracuję, to nawet się nieróbstwa nie wstydzę.
Pyro! Bingo!
Każdy od czasu do czasu zasługuje na dolce far niente. Przyjemnego leniuchowania Gospodarzu.
Panu Gospodarzowi
zycze pracowitego nierobstwa
W poniedzialek znowu do pracy
ale tylko na 5 dni pozniej 3 tygodnie nic nie robienia.
Wazne ze platne.
Wakacje tutaj od 15 czerwca do 15
sierpnia
Cichalu – bo my, w naszym wieku, to dla młodych dawna, wysoka kultura. Przecież dla nich wszystko jedno, czy bitwa pod Kannami, czy pod Jastrowiem – obydwie strasznie dawno. Tak i z nami, w pojęciu młodzieży równie odwiecznymi, jak ci Chińczycy.
Słodkie lenistwo 🙂 http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/97851/9f1e8792fba140cb3210eb4d1f012369/
Trochę nauki: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/176446/9f1e8792fba140cb3210eb4d1f012369/
i trochę zabawy: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/86594/9f1e8792fba140cb3210eb4d1f012369/ 🙂
Oh, kraj pustych plaż, a tylko 120 km wybrzeża…
„Lenistwo poparte wyobraznią jest motorem wszelkiego postępu” – nie wiem kto to powiedział, ale buduję się tym od lat. A z robotą mam jak Pyra, jak robota to robota, a potem błogie lenistwo.
Jolinku,
czy tradycyjnie wyjeżdżasz w towarzystwie dziewczynek ?
Przygotowałam dziś sobie czereśnie z miodem i kwiatem czarnego bzu. To nie były konfitury tylko słodka przekąska na szybko. Smaczna ciekawostka i dobry sposób na zagospodarowanie nadmiaru czereśni. Ale ja nie mam własnych czereśni, więc i pracochłonne zajęcie odpada.
Od poniedziałku w Lidlu tydzień francuski, czyli m.in. sery. A tam gdzie sery, to i Gieno Mientkiewicz http://www.lidl.pl/pl/oferta.htm?id=723
Właśnie zaczęła się burza. Ciepło, 21 stopni. Młodsza, która zapowiedziała (kilkakrotnie) rodzicom i dzieciakom, że nie chce prezentów, kwiatów etc, przyszła ukarana kilkoma wielkimi, mlecznymi czekoladami. Żadna z nas nie je mlecznej czekolady.. Będzie miał Igor używanie (jeżeli przyjdzie).
U mnie przez najbliższe 2 tygodnie nie ma mowy o lenistwie 🙄
Chyba żeby lało jak z cebra, ale się nie zanosi. Pogoda cud, maliny w ogrodzie też cud, właśnie zebrałam i się zastanawiam nad zużyciem. Część chyba zamrożę na ciężkie czasy 😉
Wykopałam pierwsze własne ziemniaki. Niektóre wielkie jak pięść. Będą na kolację, w mundurkach, do serka i łososia.
Weekend zapowiada się bardzo aktywnie – do zwiedzenia nowa podziemna rura odprowadzająca ścieki do kolektora (jeszcze pusta, zejście po drabinach, wymagane solidne obuwie), nowa technika w naszej oczyszczalni ścieków, koncert lokalnej orkiestry dętej z przedstawieniem nowych uniformów, festiwal muzyki country z tysiącami ciężarówek na byłym lotnisku wojskowym itd.
Dwa tygodnie temu w deszczu i szlamie, wśród grzmotów i błyskawic odbywał się 3-dniowy open-air rockowy. Po okolicy snuły się blade, ukolczykowane nastolatki z podkrążonymi oczami, teraz ich miejsce zajmują wytatuowane osiłki w wysokich butach i westernowych kapeluszach – kowboje szos i autostrad 😉 I jak zwykle – mają pogodę upalną i słoneczną.
Lenistwo rękojmią zdrowia.
Nemo – wsiadacie do pociągu byle jakiego?
Nisia – również psychicznego. Tak jest.
Pyro,
pociąg w zasadzie może być byle jaki, bo mamy po cztery dzienne karty na wszystkie pociągi, statki i autobusy pocztowe w Helwecji, w tym po dwie na pierwszą klasę. W dowolnie wybranym dniu możemy wsiąść i pojechać, gdzie nas rozkład jazdy poniesie 😉 Karty ważne są też na środki lokomocji publicznej we wszystkich dużych miastach. Koleje górskie i niektóre prywatne żądają dopłaty (pół ceny) do jazdy ich liniami.
Wszystko na tej mapie jest do naszej dyspozycji „za darmo”.
Czerwone linie – koleje, żółte – autobusy, białe – statki na jeziorach
Większość tych tras znam, ale mam wielką ochotę popłynąć statkiem na Lago Maggiore z Locarno do Arony we Włoszech i przejechać autobusem z Tirano (Włochy) do Lugano. Do Tirano dojeżdża się pociągiem od nas przez Zurich-Chur-Samedan-Pontresina-Poschiavo i podróż trwa prawie 8 godzin w jedną stronę. Wszystko przez te góry 🙄 Przez Mediolan – 2 godziny krócej 😉
Nemo – ile kosztuje taka karta?
Niekoniecznie na pierwszą klasę 🙂
Asiu,
co roku w maju-czerwcu przez kilka tygodni nasza poczta sprzedaje takie karty z limitowaną ważnością. Nasze są do wykorzystania do 14 lipca, a kosztowały 142 Fr (1. kl. 2 dni) i 94 Fr (2. kl. 2 dni) od osoby.
To jest bardzo korzystna cena, bo normalnie taka karta dzienna na drugą klasę kosztuje 73 Fr i jest ważna tylko z rocznym abonamentem upoważniającym do jazdy za pół ceny i kosztującym 150 Fr.
Na dodatek te karty, które mamy, ważne są bez jakiegokolwiek abonamentu.
W ubiegłym roku wykorzystałam takie karty (na jeden dzień, po 55 Fr) do podróży pociągiem z całą 28-osobową grupą moich koleżanek i kolegów, którzy przybyli na zjazd roku.
Podróże kolejowe są bardzo drogie i ta trasa do Tirano przez Zurich-Pontresinę kosztuje 141 Fr w jedną stronę.
Ze względu na koszty bardzo dużo ludzi ma ten abonament na pół ceny, a dojeżdżający do pracy lub szkół pociągiem – roczny abonament generalny: studenci (25-30 lat) – 2600 Fr, dorośli – 3655 Fr, seniorzy – 2760 Fr, juniorzy (16-25) lat – 2600)
Niezwykle korzystne te bilety – karty abonamentowe.
A ja mam książkę, którą zawdzięczam niefrasobliwości Heleny i poczuciu humoru Piotra – Gospodarza. Przy okazji zdziwiłam się „polityce” Poczty Polskiej, bo mimo, że spotykam pod blokiem listonosza, w skrzynce leżało awizo. Po przesyłkę trzeba było podreptać. Dlaczego?” niewymiarowa. Rzeczywiście książka jest duża, ale przecież ani in quarto , ani in folio.
Jak dotąd tylko obejrzałam najnowszą zdobycz – zauważyłam, że ma pokaźne indeksy – i rzeczowy i osobowy, czyli jest oprzyrządowana, jak każde poważne wydawnictwo naukowe, czy popularyzatorskie. Ładnie wydana. Jutro wieczorem i w niedzielny wieczór, kiedy już będzie cicho w domu, poczytam sobie, a we wtorek złożę sprawozdanie.
Krystyno tak … pogoda się zapowiada a i odpocznę od internetu …
nemo to pracowite wakacje się szykują ale bardzo ciekawe ….
Oto moje zbiory:
http://bartniki.noip.me/news/IMG_7242.JPG
Nawet nie wyglądało na tyle, ale pod kapeluszami tych rozłożonych szeroko parasolek były mniejsze, przy czym nie było szansy, żeby zerwać te rozwinięte, a pozostałe zostawić na dzień. Były tak ciasno obok siebie, że albo wszystko, albo nic 🙄
Alicja – te zamknięte wstaw do wody na 1 dzień – rozwiną się. Nie można jednak trzymać dłużej, bo padają.
Na kuchennym stole:
http://bartniki.noip.me/news/IMG_7244.JPG
Ta w środku największa ma 20cm średnicy. Wyrzuciłam jedną, w prawym górnym rogu, stara już mocno. Ta akurat rosła sobie całkiem osobno.
Dzisiaj będą na obiad ze cztery „schabowe”, a co do reszty to jeszcze coś postanowię. Skłaniam się ku „schabowych” zamarynowanych – jeden słoik, tylko taki znalazłam przepis, ale myślę, że równie dobrze mogłabym lekko obgotować i zamarynować. Rozterki, rozterki 🙄
Alicja – ja bym je zrobiła na 1 obiad dla 2 dorosłych osób – z kromką chleba i surówką; słowo daję. Co tu zostawiać na „zaś”?
Zwołuję na toast za zdrowie Gospodarza. Już trzymam szklankę z sokiem owocowym z rumem. Piotrze – w zdrowiu 100 lat!
Gospodarzu,
mistrzynią świata w leniuchowaniu jestem ja, w tym roku to już na potęgę. Mózg niby daje przekazy ciału, żeby ruszyło zadek i zrobiło to i owo, a ciało ani-ani. Dotyczy to tylko robót, bo rozrywek typu podróże (które są dobrą wymówką na to, żeby nie być w kieracie domowym) to nie unikam, przeciwnie!
Wczoraj zrobiłam jedną pożyteczną rzecz – rozprawiłam się z rabarbarem. Nawet obiadu nie gotowałam, bo był dzień niejedzony, czyli dobre rzeczy z Baltic Deli i świeży chleb.
Sprzątanie przychodzi mi z najwyższym trudem i wtedy jestem zła na Mruśkę, bo mogłabym sprzątać rzadziej, gdyby nie wszechobecność jej gubionego futra. Dziwię się, że ona nie jest łysa do tej pory, toż garście zbieram 😯
Gotowanie – nigdy nie miałam z tym kłopotu, bo jak ogarniało mnie lenistwo, zawsze coś było w zamrażarce.
O właśnie, mam materiał na leczo w ilościach, Pyra mi podsunęła pomysł parę dni temu.
Proponuję, żeby ostatni tydzień czerwca ogłosić Tygodniem Leniucha – co blogowicze na to?
Ostatecznie pół roku minęło, można poleniuchować przed wakacjami, które jak wiadomo spędzamy pracowicie, wakacjując 🙂
Ja toastuję „Lechem” 🙂
Pyro,
nie ma szans, żebyśmy we dwoje zjedli taką ilość, Ty się dobrze przyjrzyj, ile tego jest, cały kuchenny stół zawalony!!
Zjemy góra cztery sztuki największe, z surówką i kromką, nie mam żadnych znajomych Polaków w pobliżu na zawołanie, a tutejsi znajomi uważają, że wszystkie grzyby są trujące, o ile nie kupione w supermarkecie.
Nie wstawię do wody, bo obcięłam nóżki – są niejadalne, włókniste.
Poszłam Za Róg po bułkę tartą, bo mi wyszła (sklep Za Rogiem ma piekarnię i własne pieczywo, bułkę tartą itd).
Kupiłam kilogram jagód amerykańskich za 4$ oraz cud piękności kwiat doniczkowy, jednoroczny co prawda, ale kwitnie przez kilka miesięcy letnich. Eustoma on ci się nazywa, ma mnóstwo pąków, kolor przepiękny.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_7254.JPG
A ja Soplicą z orzechami laskowymi. Zdrowie!
Szukałem dzisiaj w Szczecinie wędzony szprotek z drewnianego pudełka. Brak! Są puszki różniste, ale takich co łepek sruuu i do buzi, to nie ma.
Alicjo – to u mnie w domu same wołoduchy: po 5-6 „kotletów” wsuną aż miło.
Cichalu – w Poznaniu są, ale nie w pudełkach, a w 0,5 kg paczkach w folii, próżniowo pakowane.
Alicjo ale żniwa …:) .. a kwiat ślicznota …
cichal w każdym super markecie są na wagę na stoisku rybnym lub w sklepie rybnym …
A ja swoją wiśniówką. Zdrowie!
Cichalum – kiedy do Dziedziczki za parobka?
Piotrze leniuchuj sobie spokojnie … 🙂
U mnie jutro koniec ery szparagowej – ostatni dzień w sezonie ze szparagiem w roli głównej. W niedzielę upiekę wielkiego kurczaka w piekarniku – niech Dziecko zje coś lekkostrawnego przed podróżą, a i mięsożerca będzie miał na powitanie. PonaDTO W PLANIE PAWLOWA Z TRUSKAWKAMI, BO PO POŁUDNIU PRZYJDZIE wNUSIA Z RODZINĄ, Przepraszam, znowu nie ten klawisz. Dzisiaj był Tato Igora i mówił, że to jskiś pechowy chłopak: mały i drobny, a w czasie zakończenia roku szkolnego :
1. lekko kopnął w furtkę i urwał zawias,
2. wciągał flagę na maszt i zerwał linkę flagową,
3. po miesiącu ma już w tym nowym, luksusowym rowerze nieźle obtłuczone pedały.
Rafał się zastanawia, jak mu się to wszystko udaje – to taki spokojny chłopak.
Pyro,
nie daję wiary 😯
Jerzor jest jadek, ale dwa wielkie mu wystarczą, mnie jeden, bez kromki chleba. Sporym wypełniaczem jest panierka.
Mam wielką patelnię (28cm średnicy dno patelni, wiekszych u nas nie ma, a i ta ledwie się mieści na palniku!), ale tam dwa kotlety się nie zmieszczą, użyję więc którąś z mniejszych na te cztery wielkie, będę smażyć pojedynczo.
na 2 mniejszych patelniach.
Cichale w Szczecinie? I na kawkę się nie zapowiadają???
Był kiedyś taki film „Niespotykanie spokojny człowiek” 🙂
Nemo – dziękuję za informację.
Cydrem – zdrowie!
Coś mi się stało bo codziennie rano nie mogę się obudzić o normalnej porze czyli około szóstej. Od powrotu z wyspy śpię do ósmej. Dwa razy zostałem obudzony kilkanaście minut po. Niestety cały czas czuję się potwornie zmęczony. Zmiana klimatu czy inne licho?
Pyro,
to jest talerz typowy drugodaniowy, jak na całym świecie, bynajmniej nie deserowy – zjesz takich panierowanych kani 5-6?
http://bartniki.noip.me/news/IMG_7267.JPG
Misiu – to chyba ta pogoda. U mnie w pracy wszyscy tak mają ostatnio 🙂
Alicjo Pyra by zjadła …. 😉
no tak … ale przykro …
http://www.press.pl/newsy/prasa/pokaz/49213,Polscy-dziennikarze-chcieli-pokazac-atrakcje-Tunezji_-zamach-to-zweryfikowal—
Alicjo – przecież to nie mięso – inne konsystencja i przecież ta grubość jest „puchata”. Może aż tak wielkich nie 5-6 ale dwa większe i kilka malutkich.
Jolinku. Byłem dzisiaj w Netto, Tesco i Lidlu. Nijakich sardynek nie było!
Pyro. Mam kontakt z Żabą i w przyszłym tygodniu może zaparobczę! Chciałbym, ale nima roboty.
Nisiu! Jutro zadzwonimy bośmy byli zagonione.
cichalu w Lidlu są zapakowane … w Biedronce też … po około 25-30 deko .. trzeba zapytać … w Achuan zawsze są na stoisku z rybami ..
Wiem kochanie, ale ja nie chcę takich zapakowanych z vacuum, tylko z drzewniannej paczki!
Auuuuu!!!
Cichaleńku – w Pyrlandii małych drzewianych – niet. Duże drzewiane mają 1,5 kg. Przecież nie zjesz!.
Cichalu,
takie w skrzynce widuję tylko na hali rybnej. Pewnie i w Szczecinie jest hala albo duży sklep rybny. Na pewno uda Ci się znaleźć to, czego szukasz.
Cichal, a w Seamorze patrzyłeś za szprotkami? Oni dużo mają.
Pyro,
one nie są puchate nic a nic. Usmażyłam wielką patelnię mniejszych i dla Jerzora na mniejszej taki większy kaniowy schaboszczak, ale nie z tych największych 🙂
Jest to bardzo sycące, dzięki panierce na pewno, chociaż ja moją ograniczam do jajka i bułki tartej, bez mąki.
Zdjęcie pokażę później.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_7271.JPG
Przyłączam się do blogowych toastów, mineralną z cytryną i listkiem mięty 🙂
Jolinku, życzę miłego wakacjowania i samych dobrych przygód! A wszystkim podróżującym i wypoczywającym – miłego wieczoru 🙂
Na razie nigdzie się nie wybieram, zamierzam się cieszyć opustoszałą wakacyjnie stolicą, ale też czekam na odwiedziny dzieci.
Alicjo – smacznie się prezentują te Twoje zbiory 🙂
Kiedy wszyscy byliśmy młodzi i piękni (a przynajmniej młodsi i piękniejsi) pożyczoną przez Lucjana Inki nyską pojechaliśmy na grzyby do Puszczy Zielonki. Grzyby jako takie nie dopisały, ale kanie rosły okazałe i było ich dużo. Pełen karton po margarynie kapeluszy wieźliśmy do domu. Zaprosiłam wtedy Inkę i Lucjana na śniadanie do nas, bo miałam (jak na każdą niedzielę) swojską, białą kiełbasę. Kuchnię miałam węglową i na dwóch patelniach smażyłyśmy te kanie ( 2 kostki tłuszczu i 6 jaj weszło w panierkę i smażenie) No i stały na naszym stole kuchennym dwie spore miski – jedna z gorącą kiełbasą, druga z panierowanymi na bieżąco kaniami. Objedliśmy się do wypęku i nie gotowałam tego dnia ani obiadu, ani kolacji.
Jeszcze raz ze dwa lata temu dostałam 2 siatki kań. Te były niewielkie, ale było ich mnóstwo. Jadłyśmy je dwa dni jako podstawowe wyżywienie.
Dzień dobry! 🙂
Kanie Alicji są imponujące (czy mi się zdaje, że nieco inna odmiana od naszej kani czubajki? Jakby gładszy kapelusz), u nas jeszcze ich nie ma, są za to prawdziwki i kurki. Zjadam zwykle najwyżej jeden kaniowy kotlecik i z tych nie największych, są niesamowicie sycące. Nie radzę Ci konserwować w occie panierowanych, robiłam tak, stają się nieapetycznie klapciate i poza kwaśnym bez smaku. Lepiej już zamrozić, ale nie świeże kanie, tylko kotlety już usmażone, choć nie tak rumiane, jak finalnie, bo jeszcze czeka jeszcze smażenie po rozmrożeniu.
Dla leniwych piosneczka: https://www.youtube.com/watch?v=oN3SxF050OY
dzień dobry …
bjt … 🙂
ja też mam nadzieję na grzyby od jutra …
Nisia (dziękuję) podała mi adres sklepu rybnego. Jak nie będzie szprotek ze skrzynki – popełniam seppuku! W Krakowie kupowałem w osiedlowym sklepie.
Ceny jarzyn i owoców wyższe o 20%. Może dlatego, że Galicja biedniejsza…?
Kurs dolara natomiast, niższy o 9gr.
Czas na orgietkę, szprotkową! Były zgodnie a Nisiną sugestią! Były też w Realu. Orgietce będzie towarzyszył zimny Lech. Cena, o dziwo, 2x wyższa niż w Krakowie. Działa „prawo” Florydy, gdzie cytrusy są o wiele droższe niż w Nowy Jorku! Nabyłem tez w drodze kupna filety śledziowe. Zaraz zacznę proces kulinarny wg Irka.
W Szczecinie, tak jak w innych miastach tramwaje i autobusy chodzą wg rozkładu. Kierowcy przepuszczają na pasach. Młodzi ludzie proponują miejsca siedzące. Co się porobiło. Może to znaki? Będzie koniec świata! 🙂
Nie było szparagów – sezon skończony, więc nabyłam wiadomą drogą bobu młodego, ugotowałam, rozłożyłam w dwie miski – masło, sól… Młodsza zjadła, bo była głodna, ja podziubałam ze 2-3 łyżki. Przykro powiedzieć, ale nie jest to ulubione warzywo w mojej rodzinie. Kiedyś zrobiłam pure pod mięso (wg mistrzów) i też nie bardzo wchodziło. Tylko bób jako składnik ajntopu jarzynowego jest mile widziany; nawet bardzo mile. Młodsza zagroziła, że jak będzie miała gazowe sensacje, to Pyra zginie śmiercią nagłą, ale przecież przeżyć, przeżyje.
Młody bób to jest moja ulubiona zagryzka pod szklankę piwa lub wina w towarzystwie Alsy.
Wspominałam kiedyś o skórkach, że to marnotrawstwo wyrzucać, ponieważ w tychże są enzymy, które ułatwiają trawienie bobu i obywa się bez gazowych sensacji. O młodym bobie mówię, zaznaczam!
Tak gdzieś wyczytałam, tego się trzymam, jem bez masła i soli – prosto z wody.
Jeszcze coś do Cichala – u nas w Baltic Deli jest ser pod tytułem Lazur, właśnie się nim zajadam na śniadanie 😉
Ja też, jeśli bób, to tylko z wody, bez dodatków, jedzony ręką, żadną łyżką. O skórki biją się moje psy. Smakują mi też sałatki z dodatkiem bobu, pyszne, ale najbardziej pasuje ten pierwszy sposób, najlepszy w zaciszu domowym. Pewnie też już o tym pisałam, bo temat był już obgadywany 🙂
Barbaro, nasz pies też uwielbiał skórki od bobu, jak jedliśmy to biegał od osoby do osoby i się domagał 🙂
Ja bym skórek bobowych nikomu nie oddała 👿
Trochę muzyki naszej, bo to krajan, Indianin prawie po sąsiedzki (Ozzie) 😉
https://www.youtube.com/watch?v=3u7UZPxu7H0
Małgosiu,
w takich sytuacjach lepiej mieć kota 🙂
Niczego się nie domaga, tylko puchy ok 16-tej 🙂
Chętnie powącha to i owo, rybkę wędoną na przykład, mięska kawałek, ale nie tknie za nic. No i bardzo dobrze!
Alicjo, bo nie masz psa, który wlepia w Ciebie maślane oczy, a jak nie pomaga , to trąca noskiem żeby zwrócic na siebie uwagę. Obejrzałam Twój nowy kwiatek, jest piękny, przyznam, że takiego koloru eustomy nie widziałam. U nas najczęściej spotykam jasne, biało różowe, blado fioletowe, na dośc wiotkich łodyżkach, z wieloma pączkami. W doniczkach ich nie widziałam, wyłącznie cięte, do wazonu.
…np. taka: http://www.dgi.nl/assortment/novelties/eustoma-arena-light-pink
Barbaro,
eustomy są podobno w różnych kolorach, ja temu nie mogłam się oprzeć, i rzeczywiście fota oddaje ten kolor akuratnie.
Co do kota, wlepia we mnie maślane oczy, ociera się o moje nogi i subtelnie domaga się pieszczot. Śpi z nami (na szczęście wyrko wielkie), przytula się „jedno tę, drugie wtę, pół na pół”
Ja Mruśkę rozumiem, ona wie, czego chce i wie, jak to okazać,
bez zbytecznej otoczki. Bardzo charakternie mi pasuje 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3826.JPG
Barbaro,
bo one są jednoroczne, te eustomy, ale u nas można je kupić w doniczce i wtedy kwitną całe lato.
p.s. Prywatnie nazywamy Mruśkę „Prosiaczkiem” 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3808.JPG
Ach ta Mrusia, co za oczy!
z moich zyciowych doswiadczen wynika, a zaliczam sie do scislej czolowki planetarnej w dziedzinie lenistwa, ze to nie jest wcale taka latwa sprawa. by sie dobrze lenic, to nalezy to jeszcze lepiej zaplanowac. inaczej lenistwo nie jest slodkie. a wrecz jest bardzo niezdrowe. poki co, lenie sie w hamaku, na balkonie w promieniach zlotej planety, a przede wszystkim na moim nowym cacuszku. 5’7″ dlugie i jak wypisz symaluj, cudownie spisuje sie na tutejszym revirze. jutro od rana jak progno sie utrzyma jestem do podziwiania na zywca w internetowej kamerce.
zaraz, jak tylko odpowiednia na moim spocie znajde to w systemie zerojedynkowym dostarcze w podskokach 😆
o, w tej wyglada revir bardzo niewinnie, wrecz sielankowo. mam nadzieje, ze jutro dostosuje sie do moich zapotrzebowan 😆 http://mobile.webcamera.pl/index.php?cam=miedzyzdroje-plaza
no to, do zobaczyska
😆
jeszcze tylko troszeczke. byscie nie umarli z glodu podczas oczekiwania na jutrzejszy dzien, nastukam wam com wymyslil dzis na jednego, z wielu tapasow dzis serwowanych. nalapalem w parku narodowym, to umnie zaraz za plotem, szerszenie. 14 sztuk, nie mniej nie wiecej, tyle tylko do przegryzienia. owiniete w serrano szyneczke i delikatnie opieczone na olivie pozostawily smak do chwili obecnej.
tak miedzy nami, to nie byly szerszenie, tylko daktyle bez pestek.
tylko cichosza, niech Przyjaciel sie o tym nie dowie 🙄
naturalnie, Przyjacielowi bardzo smakowaly owijane daktyle. ale to nie bylo wszystko. drugim i wcale nie gorszym tapasem byly rodkiewki, przekrojone, podsmazone rowniez na olivie, wraz z odpowiednimi ziolami, podlane kapka wody i po jej odparowaniu podlane piecdziesiatka armaniaku. to najstarszy franzuzki winiak.
po zjedzeniu, udalo mi sie tym razem jako pierwszemu, dopasc polmisek, w ktorym jedynie przez chwile lagerowaly rzodkiewki w celu wylizania. zadna zmywarka nie zrobilaby tej czynnosci lepiej. w tej dziedzinie jestem tez w scislej czolowce planetarnej 🙄
o!!!
przestalo padac. ide popedalowac.
robie wampa 😆
Przyłapali Szaraka z Przyjacielem, oraz kanie.
http://bartniki.noip.me/news/img_5385.jpg
Z lekka przypaliłam bezę na pawlową. Zadzwoniła Ryba i nie przełączyłam grzania wstępnego na niższą temperaturę. Czy coś z bezy będzie, okaże się jutro, kiedy będę odklejała papier po pieczeniu. Rano też ubiję śmietanę i nałożę owocami. Potem już pilnowałam piekarnika i czytałam przy okazji „Kuchnię Słowian” państwa Lisów. Interesująca lektura, chociaż trochę mi się podoba, a trochę jest irytująca – jak to w przypadku pasjonatów bywa.
Słuchajcie: można nie lubić Pyr! Można nie tolerować pewnej ostentacji nazwy Polonia Maior! Bo znaczy to nie tyle ” wielka Polska”, co „starsza Polska”. Rozumiem, że to kogoś z terenu b. państwa Wiślan może kłuć w zęby. ale żeby aż tak nie potrafić kontrolować złych emocji? Po 1200 latach? A tu czytamy, że nie było plemienia Polan, że może to Goplanie, ale pewnie też nie. I pisząc o festiwalach archeologicznych uszczypliwe „osławiony Biskupin”. OJ, nieładnie.
No proszę, gdzie się Szarak nie hamał…co nie przeszkodziło mu potem ujadać na Gospodarza i blogowisko.
http://bartniki.noip.me/news/img_5310.jpg
„taki eksperyment psychologiczny”, ten blog 🙄
http://bartniki.noip.me/news/Zjazd-2008/
Dobry wieczor,
dwa popoludnia (wczoraj i dzisiaj) spedzilem na festynie zwiazanym z finalem Volvo Ocean Race 2015, ktory zakonczyl swoja trase w Göteborgu, zachodniej Szwecji.
Jestem laikiem w sprawach zaglarskich i znam tylko z opowiadan mego kolegii Szweda Petera, ktory reprezentowal 3.krotnie Szwecje na OS w klasach flying Dutchman i tornado.
Z kolei final Volvo Ocean Race, ktorys tam raz z kolei, mial miejsce w Szwecji, 9 miesiecy zeglugi. Kolejny rejs ma byc w roku 2018. Siedem zalog z reguly roznych narodowosci a sponsorzy to wymienione w nazwie Volvo , chinski producent sam.ciezarowych Dongfeng
http://www.volvooceanrace.com/en/video/42657_This-is-the-end.html
Zaloga SCA (czwarte miejsce) to same kobiety. Samantha Davis, szefowa zalogi SCA (sponsor producent artykulow higienicznych) powiedziala, ze „pokazalysmy, ze mozemy na rowni wspolzawodniczyc z mezczyznami”.
Finalowy tzw. In-Port Race to majsetrsztyk zeglarski w precyzji a przede wszystkim elegancji i to na niewielkiej przestrzeni wodnej.
Sezon truskawkowy jeszcze trwa i trzeba go dobrze wykorzystać. Kupiłem w małym sklepiku trzy łubianki truskawek po 3 złote za kilogram. Było sporo całkiem małych ale takie lubię najbardziej. Trzeba dłużej dłubać ale lepiej nadają się na konfiturę. Co godzinę świecę gaz by odparowała woda i całosć stała się gęsta. Oczywiście konfitura będzie w stylu francuskim, czyli z octem balsamicznym i gałązkami mięty. Zapach roznosi się po całym domu , nawet czuć go na polu.
We Francji truskawki po 3,5 euro za 25 deko. Na nasze wychodzi 60 złotych za kilogram. „Confit artisanal Fraise menthe” w sklepiku po 7 euro za mały słoiczek.
Tylko uprawiać truskawki i wytwarzać konfitury 🙂
Ciekawy przepis na rosyjskie papierosy 🙂
http://cuisine.journaldesfemmes.com/recette/351789-cigarettes-russes-a-la-confiture-de-fraises-fraises-des-bois
W przyszłym tygodniu zrobię ze 3 słoiczki z dżemem agrestowym. Od lat próbuję zrobić dżem albo konfiturę z agrestu, która by zachowała kolor zielonego owocu. Niestety – smak znakomity, konsystencja dobra, ale wszystko raczej bursztynowo – brązowe.
Pyro, dowal szpinaku… 😆
Ja bym dodał owoc kiwi i sok z cytryny.
Kolega pracował w firmie przetwarzającej owoce i zaprawę kiwi do jogurtów robili z rabarbaru z dodatkiem agrestu. Plus sztuczny aromat o smaku kiwi. Ważny był efekt wizualny. Agrest ma podobne ziarenka do kiwi.
A propos rabarbaru, który zapewnia odpowiednią kwaskowość wielu przetworom, przeczytałem kiedyś o konfiturze z malin z rabarbarem. Jak pojawią się tanie maliny trzeba będzie wypróbować. Może wyjdzie coś interesującego. Tak jak świat którego nie widać?
http://kulikowski.aminus3.com/image/2015-06-26.html
Nisiu, klepiesz tak z doswiadczenie, czy strzelasz tak w obloki?
Nisia – Twoja rada ma sens – w końcu szpinak długo służył do farbowania potraw. Boję się tylko smaku.
Misiu – kiwi nie da rady (sprawy krzepnięcia galarety owocowej)
oooo!!!!
widze ze MisKu…. jest aktywny nie tylko dwie godziny o porannym czasie, ale rowniez i wieczornym. nie poradze co mozna w tym czasie dobrego zrobic, tylko dlatego by kto inny nie wygladal tak samo zalosnie jak ja
Szarak uważaj Nisia, jak doświadczony szeryf potrafi strzelić z biodra. Jak trafi będziesz dziurawy i pusty w środku jak Zając Poziomka .
Moja znajoma miała kiedyś rzeźbę durnostojkę z wypalonej gliny, która stała w kuchni na lodówce. Wspólnie nazwaliśmy go Zając Poziomka. Był bardzo podobny do jej męża i tak jak on zupełnie pusty w środku 🙂
Dla czytaczy polecam Natalkę Śniadanko „Kolekcja namiętności”, fajna książka, naprawdę!
Tu dodam, że to jest książka jednaz wielu, które odziedziczyłam niedawno po Eli, tej, co do Ekwadoru.
https://www.youtube.com/watch?v=43B_nDIJx_I
https://search.yahoo.com/yhs/search?p=youtube+%2B+bb+king&ei=UTF-8&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
yhs/search;_ylt=A0LEViQuFI9VjpQAVBwnnIlQ;_ylc=X1MDMTM1MTE5NTY4NwRfcgMyBGZyA3locy1tb3ppbGxhLTAwNARncHJpZANQU0hEUGZOUFNCR3g4bHhQUURrMk5BBG5fcnNsdAMwBG5fc3VnZwM0BG9yaWdpbgNzZWFyY2gueWFob28uY29tBHBvcwMwBHBxc3RyAwRwcXN0cmwDBHFzdHJsAzI5BHF1ZXJ5A2J1ZGR5IGd1eSBtdXNpYyArIGJsYWNrIG5pZ2h0BHRfc3RtcAMxNDM1NDQwMTk5?p=buddy+guy+music+%2B+black+night&fr2=sb-top-search&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
https://www.youtube.com/watch?v=kx-WbSy2T84
Misiu, tak mnie dekonspirować!!!
Piękna fota bardzo, a jakbyś tam jednak ździebko koloru przyłożył?…
Osobiście uwielbiam kamienie. Im większe (takie Tatry na ten przykład), tym lepsze. Na Karaibach też bywały niezgorsze.
By zrozumiec Krysiade……
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,18243669,Szponiaste_rece__bakterie_odporne_na_leki__jeziora.html#TRwknd
Witam, ulżę radą tym co mają problem z truskawkami. Link na dole. Szarak link do kamery live powinien mieć kluczyk (od 18 lat) oj działo się pod Iszym obiektem.
http://i.giflike.com/PobxWR0.webm
MisKu, pod obrazkiem dopisalem cool, ale nie przeszedlem przez dalsza czesc ankiety 🙁
kamule sa piekne tylko w cieplych krajach. to wtedy mozna z nich czerpac pozytywna energie przyklejajac sie do nich cialem lub dreptac po nich. dobrze ze na planecie jest cala masa miejsc z kamulami. na ogol jest tam czysto i horyzontu nie przyslaniaja rosnace w gore badyle. w pozo na kanarach nie ma innej mozliwosci by dostac sie do wody tylko po kamulach wielkosci glowy. poobcieralem stopy do kosci. warto bylo tam plywac z planetarna czolowka.
Yurek ty tam na dechach!!!
🙄
colera jeszcze pada, a moglobybyc juz tak pieknie przy takim fantastycznym wichrze
Ja tam nie jestem.
Ja z tych ciepłolubnych co lubią świeżą rybkę ze stawu gdzie sam sobie złowisz i ktoś upiecze. Nad morzem tego nie ma, i za daleko i zimno.
Karaiby, yurek, Karaiby 🙂
No proszę… Czesi wiedzą (w końcu są bezkonkurencyjni w piciu piwa) jak hop, szklankę piwa 🙂
http://lifewise.canoe.com/FoodDrink/WineDrink/2015/06/24/22470396-relaxnews.html
Znowu lina 🙄
https://search.yahoo.com/yhs/search;_ylt=A0LEVjsSj49VXbQAEAInnIlQ;_ylc=X1MDMTM1MTE5NTY4NwRfcgMyBGZyA3locy1tb3ppbGxhLTAwMgRncHJpZAN2SWFJT09ndlN4bXQzV1ZEOEt2aVpBBG5fcnNsdAMwBG5fc3VnZwMyBG9yaWdpbgNzZWFyY2gueWFob28uY29tBHBvcwMyBHBxc3RyA3lvdHViZSArIG1hcmVrIGdyZWNodXRhICsgaG9wBHBxc3RybAMyOQRxc3RybAMzNQRxdWVyeQN5b3V0dWJlIG1hcmVrIGdyZWNodXRhIGhvcCBzemtsYW5rZQR0X3N0bXADMTQzNTQ3MTY1OA–?p=youtube+marek+grechuta+hop+szklanke&fr2=sa-gp-search&hspart=mozilla&hsimp=yhs-002
Karkonosze Alicjo, tam ciepła atmosfera grzeje.
Bywało się i tam, yurku, blisko było – rzut beretem ze Złotego Stoku 🙂
Przypomniały mi się Błędne Skały…trzeba powtórzyć!
Dzisiaj imieniny Ireneusza. Nasz Irek chyba znowu się włóczy po puszczy” Białowieszczańskiej”. Jeżeli zajrzy, to niech wie, że się nam udał nad podziw! 100 lat, Irku.
U nas ponuro i mżawka, ale ciepło, 17 stopni.
Młodsza się pakuje i jak zwykle w takich wypadkach pakowanie polega na stopniowej eliminacji „nadmiaru życzeń”. Beza się nie udała, ale da się ją wykorzystać – rzeczywiście zaparzyłam ją przez gapiostwo dokumentnie. Będzie w środku gumowata. Trudno – i tak się zje.
Szaraku! U Ciebie fale jak na Atlantyku!
Nisiu
Niestety mam tylko aparat do podczerwieni i normalnych kolorków nie można zrobić. Może kiedyś coś kupię, niestety na razie kolejny dach do zrobienia…
Sławek pożyczył mi co prawda Canona, ale kompletnie nie potrafiłem go obsługiwać. Poza tym jakoś mało fotograficzne były te wakacje. Zamiast robić zdjęcia wolałem łazić po skałach i piasku i cieszyć się słońcem i niezbyt ciepłą wodą (14-15 o C)
Przeczytałam do końca „Kuchnię Słowian”. Kilka przepisów jest do wykorzystania, kilka ciekawostek do zapamiętania i sporo tekstu do zapomnienia natychmiast. Wiadomo, że każdy pasjonat przywiązany jest do swojego warsztatu pracy i do własnych koncepcji. Na plus pp Lisów trzeba odnotować umiejętności popularyzatorskie. Na minus – uczynienie z jednego, peryferyjnego terenu wykopalisk (grodziska w Kotlinie Chodelskiej, o kilkanaście kilometrów od znanej z powodzi wiślanych gminy Wilków, na Lubelszczyźnie) uogólnienia na całą Słowiańszczyznę, podczas gdy równie trafnie można uogólnić na obszar całego Niżu Europejskiego, bo Germanie i Celtowie inaczej nie jadali – warunki wszędzie m/w były podobne.
dzień dobry ….
Irku wszystkiego dobrego i zdrówka … 🙂
innym solenizantom i jubilatom na zapsa dobre życzenia … 🙂
do napisania … 🙂
Irku – najlepsze życzenia imieninowe ! 🙂
Cichal wreszcie uszczęśliwiony szprotkowo . Aż nabrałam apetytu na szprotki. A z komunikacją rzeczywiście jest całkiem nieźle, zwłaszcza teraz w wakacje, kiedy młodzież nie jeździ do szkół. Luz i punktualność nawet w godzinach szczytu.
Szarak ma rację, pisząc że lenistwo powinno być zaplanowane, aby było słodkie. A co do plaży w Międzyzdrojach – myślałam, że jest szersza i ładniejsza. Piękniejsze są na wschodniej części wybrzeża. Choć wszystkie plaże nad polskim Bałtykiem są bardzo ładne.
Ozzy pisze o zawodach żeglarskich. Dla mnie są ciekawe tylko o tyle, że wszystkie żaglówki mniejsze czy większe pięknie wyglądają na wodzie. Natomiast walor sportowy dostrzegają tylko uczestnicy, sędziowie i obsługa zawodów. Widz na brzegu właściwie nic nie wie. Ale popatrzeć przyjemnie.
Misiowe zdjęcie bardzo ciekawe, ale tak jak Nisia chciałabym zobaczyć je w kolorze. Wpis Nisi o 3.41 – co to za pora ! Wtedy się mocno śpi. 🙂
Małgosiu,
za Twoją radą kupiłam słoik flaków w rosole Pudliszek, ale z degustacją zaczekam do przyszłego tygodnia. Były też te po zamojsku odradzane nam przez Pyrę, natomiast nie było flaków po warszawsku.
Będę się kajac, bo chyba Was w błąd wprowadziłam pisząc o flakach po warszawsku. Zdaje się, że sama tak nazwałam pudliszkowe flaki w rosole, żeby je odróżnic od zamojskich. W każdym razie są one sprzedawane w słoiku, przez szkło widać iż nie są one niczym zaprawiane, po prostu w rosole 🙂
Krystyno, mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. Ja zwykle jeszcze dosypuję tam sporo majeranku i trochę przypraw.
Barbaro, flaki po warszawsku sprzedawano na Różycu, są z pulpetami.
Zakupiłam dzisiaj ziarna sezamu i ciecierzycę, będę robic hummus 🙂 Mam już pierwszą próbę za sobą, ale ciecierzyca była z puszki a pasta sezamowa ze słoiczka. Tym razem uprażę sezam i utrę, a ciecierzycę namoczę i ugotuję sama, podobno dużo smaczniejsza, zobaczymy.
Ślicznie rumiany kurak czeka, żeby go jeść z sałatką z pomidora „malinowego”. Był tylko jeden, kilogramowy, Młodsza przywiozła go wczoraj z miasta. Zapłaciła 8 zł. Z pewnością nie zjemy całej tej sałatki do obiadu – trochę zostanie do podjadania. Gdyby były 2 – 3 mniejsze, można by podzielić na 2 posiłki. Ten wielki musi zostać pożarty w jedno popołudnie. Z lekka nasolony, bez skórki, przesypany malutkimi kosteczkami cebuli, z pieprzem i b. dobrą oliwą, aż się śmieje – tylko ta obfitość..
Małgosiu, widać nazwa „po warszawsku” nie całkiem zmyślona 🙂 Ja podobnie, do tych gotowych flaków dużo majeranku.
Kolejne trzy łubianki truskawek odszypułkowane i gotują się z dodatkiem mięty i octu balsamicznego. Konfitury wczorajsze wyszły bardzo dobre, choć aromat mięty i octu mniej zauważalny niż w tych szybko gotowanych.
Do odparowywania wody z truskawek zastosowałem dwie duże patelnie miedziane i duży rondel. Szczególnie z płytkiej patelni do smażenia naleśników konfitura jest wyborna.
Zaraz pojadę rowerem na wieś odwiedzić kolegę na letnisku w swojej wiejskiej chałupie. Lato w pełni i co najważniejsze słońce i nie pada.
Ukłon w stronę Krysiade,
W GW ukazał się felieton Jasia Kapeli. Powstal po ukazaniu się polskiego tłumaczenia „Farmagedon”. Ksiązki nie mam i pewnie długo mieć nie będę, ale sam felieton wystarczył, chociaż bez niego też nieraz przerażało mnie pytanie – co będzie kiedyś?
Czytając myślałem o naszej Krysiade i Jej wyborze jadłospisu. Ja jeszcze tak nie potrafię! Ale może kiedyś, wkrótce?
Irku! Zdrowia! Zrobiłem śledzie a la Irek! Na cześć Twoją a dla naszej satysfakcji.
Barbaro,
sprawa jest jasna, bo kupiłam, jak się okazuje, te właściwe flaczki. Nie musisz się kajać. 🙂
A humus za namową koleżanki – poszukiwaczki zdrowych potraw, już raz robiłam. Powinnam napisać : dopiero raz, bo to bardzo smaczna pasta. Korzystałam z ciecierzycy z puszki i nie miałam pasty sezamowej, ale i tak było to bardzo dobre. Dodawałam czosnek, pomidory suszone i przyprawy. Teraz mam już sezam, więc kolejna próba powinna być jeszcze bardziej udana.
Niedawno Gospodarz pisał o leśnych poziomkach. Zupełnie przypadkiem wczoraj trafiłam na łączkę poziomkową, na działce znajomych, która w przyszłości będzie przeznaczona pod zabudowę. Poziomki były już bardzo dojrzałe i smakowały cudownie. Ale szczęście nie było pełne, bo przybyło tam nas kilkoro tylko obejrzeć miejsce i zaraz jechaliśmy dalej na spotkanie ogródkowe. A męska część towarzystwa nie była zainteresowana zbieractwem. I tak opuściłam to miejsce z żalem i niedosytem. Szkoda, bo nikt z nie skorzysta z tego dobra.
Pyro,
miałaś ciekawą lekturę . I w dodatku dostarczyła Ci sporych emocji.
Nie zostanę wegetarianką, chociaż mam szacunek do żywych stworzeń. Rośliny też żyją i nikt nie wie, czy nie myślą, niwe czują.
Już po dzisiejszym zamieszaniu – Młodsza za pół godziny leci, Wnuczka z dziećmi pojechała, sąsiadka poszła do siebie, a młody mięsożerca zainstalował się w Ani pokoju. Spokój, cisza, laba.
Lubię chłopa 😉
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,18242858,Krzysztof_Daukszewicz__Tuba_Platformy_jest_kazdy_.html#TRwknd
Krystyno,
moja znajoma robi znakomity humus bez kombinacji, mianowicie dodaje do ciecierzycowej masy kilka kropli olejku sezamowego.
Irkowi – wszystkiego najlepszego 🙂
Wróciłem ze wsi i jedno mogę wam powiedzieć: Polska w ruinie, mnóstwo nowych domów zbudowanych według dobrych projektów , starych domów prawie nie widać a te które zostały, zostały pieczołowicie odnowione, przed każdym domem nowy lub prawie nowy samochód. Nowoczesne ciągniki i maszyny na podwórkach. Drogi równe jak stół, z wydzielonym oznakowanym pasem dla rowerów. śmieci w lasach ani w rowach nie widać. Osiem zmarnowanych lat . Co prawda ciepłą wodę w kranie ma każdy, ale gdyby rządził PiS nowych domów byłoby dwa razy więcej, samochody dwa razy droższe a woda w kranach dwa razy cieplejsza. Jak się słucha przedwyborczej propagandy żyjemy w kraju biednych , nieszczęśliwych mocno sfrustrowanych ludzi.
Irku,
Wszystko co najlepsze niech Ci nigdy nie omija.
Twoje zdrowie!!!
Nigdy nie jadlam i nie robilam domowego humusu. 🙁 Co moze i dobrze, bo bym zjadala nie wychodzac z kuchni. Wyprobowalam bodaj wszystie dostepne humusy na bryryjskim rynku. Najlepszy, bardzo luksusowy, jest Made in Israel. Ma takie jeziorka z olejem i pignolami, orzeszkami z pinii. No, boski. Niestety niebezpieczny, bo nie mozna sie od niego oderwac. Wiec staram sie unikac, chyba ze sie nie da.
” Miała taki flow.” – może mi ktoś przetłumaczy to zdanie? 😯
Większy kontekst:
„Mieszkając w puszczy i obserwując zwierzęta, żyła bardzo blisko przyrody. Wiele osób mówi, że pachniała lasem. Lubiła śpiewać przy ognisku, jeść w locie i opalać się nago w ogrodzie. Miała taki flow.”
Co u licha znaczy ten FLOW? Chyba nie znam już języka polskiego 🙁
Największy, w czytanym wywiadzie:
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,18241837,Miala_byc_czwartym_Kossakiem_malujacym_konie__A_zostala.html#TRwknd
No właśnie, Helena ma rację, trudno się oderwac od dobrego humusu. Taki pyszny jadłyśmy ostatnio u Kuzynki Magdy i stąd właśnie moja inspiracja. Oczywiście można go zrobic „bez wydziwiania”, ale to już nie to samo, więc… A poza tym, nie jada się go codziennie, to raz na jakiś czas można się nie oderwać 🙂
Poczułem zapach morza. Ciągniemy do Międzyzdrojów. W nadchodzącym tygodniu ma być pogoda i ciepło!
Ten wzgardzony, wczorajszy bób przerobiłam na smaczną pastę. Dodałam czosnek, peperoncino, oliwę, ziółka świeże. Wyszedł tego kopiasty spodeczek i został zjedzony z apetytem,
U mnie po ostatniej nocy w wystawionym plastikowym „korytku” zebrało się 5 cm wody 🙄
Może już wystarczy? Deszcze niespokojne, psiakostka!
Wiatry też, zerwało mi siatki znad porzeczek 👿
Porzeczki czerwone już prawie-prawie, chyba zrobię sposobem Jerzora, to znaczy pozbieram je z szypułkami, zapakuję luźno w jakieś torby i wrzucę do zamrażarki. Zimą można je wybierać garścią, odczekać chwilę i zajadać, jak dopiero co zerwane z krzaczka. Polecam!
U nas humus kupujemy bardzo często jako mazidło do kromuchy. Taki podstawowy, bez wydziwiań. Moja znajoma, o której wspomniałam wyżej, robi humus sama. Od niej „poderwałam” pomysł, że dobrze mieć olejek sezamowy pod ręką, bo przydaje się do innych potraw. ALE – trzeba uważać, bo jedna kropla za dużo znaczy o wiele za dużo, jest to bardzo wyrazisty olej.
Co do orzeszków piniowych – te kupujemy rzadko, bo ilekolwiek byśmy nie kupili, natychmiast pożremy 🙄
Bardzo mi podchodzi ich „maślany” smak.
Jerzor zarządził dzień niejedzony (tak, jakby to on miał gotować, ha ha), obżarliśmy się wielką wędzoną makrelą, czereśniami, truskawkami i malinami, wystarczy!
Pozdrowienia od Mrusi 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_3808.JPG
Misiu,
tego zdjęcia to nawet Ty byś raczej nie skrytykował, prawdaż?
„Nie żyje Chris Squire, basista i współzałożyciel zespołu Yes. Artysta zmarł 27 czerwca w wieku 67 lat w wyniku przegranej walki z rzadką odmianą białaczki. O jego śmierci poinformował klawiszowiec Yes, Geoff Downes.”
https://search.yahoo.com/yhs/search;_ylt=A0LEVjQGPJBV7eUAtEInnIlQ;_ylc=X1MDMTM1MTE5NTY4NwRfcgMyBGZyA3locy1tb3ppbGxhLTAwNARncHJpZANhZU9aeUUxbVJSQ1E1Q1Z1dENnRVBBBG5fcnNsdAMwBG5fc3VnZwMxMARvcmlnaW4Dc2VhcmNoLnlhaG9vLmNvbQRwb3MDMARwcXN0cgMEcHFzdHJsAwRxc3RybAMxNgRxdWVyeQN5b3V0dWJlIG11c2ljeWVzBHRfc3RtcAMxNDM1NTE1OTE2?p=youtube+musicyes&fr2=sb-top-search&hspart=mozilla&hsimp=yhs-004
Bardzo denerwują mnie dopiski w stylu „przegrał z chorobą”.
Choroba to choroba, a nie gra w chowanego czy w kierki.
Zapach morza?
Założyłem bluzę którą miałem na wyspie. Pachnie morzem, że aż mnie skręca.
Trzeba będzie czekać strasznie długo by móc połazić po wielkiej pustej plaży. Być może nie nadaży się następna okazja. I tak miałem szczęście…
Znalazłam flow.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Przep%C5%82yw_%28psychologia%29
Pora umierać.
Nisia,
jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie spieszmy…
p.s.Ja rozumiem „flow” po angielsku, ale nie rozumiem po polsku, zwłaszcza użyty w tym kontekście.
to naprawde mega super info od Cichala. ja nie mam twojego nr tel. jesli masz to dzwon jak bedziesz w miedzyku (brzmi podobnie jak w mexyku) powinnismy sie umowic, bo w przeciwnym razie nie odnajdziesz stodoly w ktorej mieszkam. to fakt, byliscie tutaj, ale teraz stodola wyglada zupelnie inaczej, a wieczorowa pora nie gorzej niz stodoly w las vegas 😆
jutro lenie sie pedalujac do ahlbeck und zurück. w nastepne dni jak bedzie wialo to jestem na wodzie. tu nigdy nie wieje caly czas 🙁
Podobnie jak Nisia, też nie mogę pojąć, że są ludzie, którzy muszą sobie i innym udowodniać, że się uczyli, a nawet nauczyli. Uczeni są w tak wysokim stopniu specjalizacji, że już język polski nie jest im do niczego potrzebny. A ja ich nie chcę czytać.
Irku – wszystkiego najlepszego! https://www.youtube.com/watch?v=qTmwZsy8xbg
Irkowi do pełni szczęścia stu hektarów własnego lasu!!!
Wszystkiego najlepszego
Szaraku. Do mnie jest 663 616 402. Jezdem (cracoviensis) do dyspozycji.
Alicjo poczta prosze!
Nieznajomosc jakiegos terminu nie jest ani grzechem, ani powodem do umierania. Ale nie jest tez cnota, ktora nalezy sie przechwalac. Od tego jest internet aby sprawdzic w ciagu minuty. A jeszczw wygodniejszy jest kindle, ktory zezwala najechac kursorem (inne nieznane 30 lat temu w polszczyznie slowo) na dany termin i natychmiast pojawia definicja slownikowa. Ja sobie te funkcje ogromnie cenie, bo dzieki niej poznalam lub uscislilam znaczenie wielu slow. Slowniki, jak podroze, poszerzaja horyzonty. Nie nalezy sie ich bac. Polszczyzna bedzie przyjmowala coraz wiecej zapozyczen z angielskiego, tak jak niegdys wchlaniala hurtowo zapozyczenia z nemieckiego.
Czterdziesci lat temu polscy autorzy mieli taka zagwozdke ze slowem hardware i software. Czytalam kiedys dlugi i madry esej mlodego krytyka literackiego, ktory na software i hardware uzyl sformulowan – „czesci miekkie” i ” czesci twarde”, tlumaczac jednoczesnie, ze terminy pochodza z „cybernetyki” (takesmy wtedy nazywali IT) i czym sie roznia. W koncu na „czesci miekkie” zaczeto mowic „oprogramowanie”, ale i tak najczesciej siegamy po termin angielski. Bo poreczny. Czy istnieje polski odpowiednik „hardware’u”, nie mam pojecia, ale zaraz sprawdze.
No i bryndza (tez nie polskie slowo). Bo hardware to wedle slownika – „sprzet komputerowy”, a przeciez moze to byc tylko np jakis podzespol w komputerze. Czyli w tym eseju krytycznoliterackim termin kompletnie by nie przystawal, gdyz mowa w nim byla o materii slowa. Termin uzyty byl metaforycznie.
Irkowi, wszystkiego najlepszego!
Smutno
Niestety znikła możliwość komentowania na blogu pod nowym wpisem Gospodarza. Mam nadzieję że informatycy szybko naprawią i nie będziemy musieli jak Grecy czekać do 6 lipca 🙁