Smaczna nasza Polska cała
No może nie cała i nie równomiernie pyszne smaki regionalne rozłożyły się na mapie naszego kraju, ale niemal wszędzie można znaleźć coś, co zachwyci nasze kubeczki smakowe.
Ponieważ sporo jeżdżę po bocznych drogach – i to we wszystkich kierunkach – to trafiam coraz częściej na niezłe zajazdy i restauracje, a także zakłady produkujące fantastyczne wyroby mogące konkurować z najbardziej znanymi w Europie.
O świetnej mące z młyna braci Górskich w Repkach pisałem przed rokiem. Teraz nie muszę już jeździć po ich wyroby pod Sokołów Podlaski, bo wszystkie gatunki tej mąki mogę kupić na mokotowskim bazarze przy Olkuskiej.
Podobnie ma się sprawa z serami zagrodowymi, które znaleźć można w najlepszych sklepach Warszawy i innych dużych miast.
Dziś chcę wyrazić podobny zachwyt – jak w przypadku mąki i serów – na temat wędlin z dziczyzny i mięsa z dzików, saren czy jeleni. I nie będzie to zachwyt ogólny (bo dziczyzna jest tego warta), ale całkiem szczegółowo umiejscowiony.
Podczas ostatniego konkursu kulinarnego, który miał miejsce w Pułtusku (przy tej okazji dostałem ostrą reprymendę za brak wcześniejszych informacji i obiecuję poprawę w przyszłych latach), miałem okazję do długich rozmów – tak chętnie prowadzonych przez smakoszy – ze znanym aktorem i wspaniałym kucharzem, wędkarzem myśliwym, a przy okazji i gawędziarzem – Andrzejem Grabarczykiem z Teatru Kwadrat wielbionym przez widzów „Klanu”.
I to właśnie Andrzej opowiedział mi o swoim myśliwskim towarzyszu Sławomirze Lenarciku, który pasję polowań zamienił w miłość do produkcji wędlin i mięsa. Lenarcik wybudował w swojej rodzinnej wsi Gotardy (22 km na północny wschód od Pułtuska) duże zakłady mięsne, w których zatrudnia całą swoja rodzinę i ponad dwie setki pracowników z bliższej i dalszej okolicy.
Wyroby z Gotardów cieszą się doskonałą renomą na rynku, zdobywają liczne nagrody i tytuły i podbijają podniebienia coraz liczniejszych smakoszy.
Dziś firma Zakład Mięsny Lenarcik ma własną sieć sklepów (jest ich około 60 na całym Mazowszu, m.in. w Warszawie, Płocku, Legionowie, Pułtusku, Różanie, Ciechanowie, Przasnyszu), wyspecjalizowany transport i – co moim zdaniem najważniejsze – wybitnych specjalistów decydujących o smaku tutejszych wyrobów.
Podczas pierwszych odwiedzin w sklepie firmowym miałem poważne kłopoty z podjęciem decyzji, co wybrać. Za poradą pań ekspedientek kupiłem kabanosy z dzika, podsuszaną grubą kiełbasę łowiecką, kiełbasę myśliwską, łopatkę z dzika i drugą z sarny. Obie łopatki leżą w zamrażalniku, a ja namyślam się, kogo nimi podejmę i według jakiego przepisu przyrządzę. Tymczasem zajadam się kiełbasami, które biją smakowo wszystkie dotychczas mi znane wyroby z dziczyzny.
Na koniec muszę podkreślić, że wyroby kupione w Gotardach są wielokrotnie tańsze od wędlin i mięs z dziczyzny dostępnych w stołecznych sklepach.
Komentarze
dzień dobry …
a gdzie w Warszawie jest ten sklep firmowy? …
Jolinku wejdź w internecie na adres zmlenarcik/sklepy i będziesz miała wszystkie adresy. W Warszawie są one przy Grójeckiej i na Saskiej Kępie na Zwycięzców. A także w Łomiankach oraz Legionowie.
dziękuję Piotrze … Łomianki najbliżej ale dojazd kiepski … muszę pogadać z córką bo ma koleżankę w Łomiankach i dostała pyszne wyroby z dziczyzny z ich własnej produkcji .. może są jakieś powiązania …
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,145319,18037101,Przepis_Bliklego__Pol_pensji_prezesa_dla_pracownika.html
Pod koniec któregoś naszego zjazdu, Eska przywiozła sporo świeżo wędzonej kiełbasy typu „polska”; ależ to była pychota, chociaż ofiarodawczyni wybrzydzała, że niezbyt udana, że syn robił, że nie zachował proporcji. Eh, niech tam wybrzydzała, a my pożeraliśmy w upojeniu kiełbasę z 15% dodatkiem jeleniny zamiast mięsa wołowego. Swego czasu sklepy spółdzielni „Las” sprzedawały (najczęściej po znajomości) doskonałą podsuszaną „szynkową z dzika”. Nie wiem, czy sklepy jeszcze istnieją. Dobrze, że rozwija się przetwórstwo i że wyroby są doskonałe
Moze te wspaniale produkty i moglyby „konkurowac z najbardziej znanymi w Europie”. ale nie konkuruja, bo ich w Eureopie nie ma, o czym juz chyba pisalam. To co jest dostepne w sprzedazy np w Londynie jest zazwyczaj tak podlej jakosci, jesli chodzi o polskie kielbasnictwo, ze przestalam kupowac. Wole siegnac po masarskie produkty niemieckie, hiszpanskie czy wloskie dostepne w szerokiej sprzedazy i jakosciowo znacznie lepsze..
Nie wiem co sie stalo. Za komuny te kielbasy, kabanosy, szynki i temu podobne byly nieporownanie lepsze. Moze przestala istniec kontrola jakosci?
Jestem od pol roku w Ameryce, w stanie, gdze nie ma na kazdym kroku polskiego sklepu, tak jak obecnie w Londynie. Kielbas sie tu z Polski nie sprowadza, bo jest dosc lokalnych amerykanskich firm, ktore je produkuja. I sa one o niebo lepsze niz to co mam do wyboru w Londynie. Nie ma porownania. Najblizszy polski sklep jest maly i niezbyt ambitny jesli chodzi o wybor, ale i tam kiebasy sa bardzo dobre. Produkowane bodaj w New Jersey. Pare tygodni temu odkrylam sklep „wschodnioeuropejski” doslownie za rogiem . Wlasciciel jest Omianinem i sporo w jego sklepie produktow z polskiej kuchni. Kiebasy – znakomite. Procz tego robione na miejscu pierogi, malosolne, swieza kiszona kapusta z malym dodatkiem zurawiny, kiszone pomidory i jablka, rozne wyroby garmazeryjne. Bardzo OK. Bedzie mi tego brakowalo w Londynie.
SOS kulinarne
Proszę o pomoc w wykonaniu masy do andrutów. Wafle mam, tudzież: jajka, „mlliko”, „czuker” oraz passionfruit (bo to ma być taki słodko-kwaskowy andrut. Nie zaposiadam mleka w proszku. Jakiś zamiennik?
A czy ktoś jadł suszoną kiełbasę z nutrii?
Dzien dobry ( urlopowo ),
zanosi sie na deszcz (Sztokholm, 11 C)… ani maj ani tez czerwiec, chyba, daleko od lata, chociaz lato nordyckie z reguly kaprysne. Truskawek na rynku brakuje, konsumenci lokalni sa bardzo patriotyczni i wola wlasne…zadne tam belgijskie. Za 1 kg ok 100 SEK – tyle tez kosztuje kg fileta dorszowego. Co kto lubi?
Podzielam opinie pani Heleny w sprawie tych kielbas, chociaz nie spozywam je od wielu lat.
Na naszym wielkim festiwalu rockowym Way Out West, Göteborg (cos jak polski Open´er festival) wprowadzono jarskie pozywienie a i tegoz lata ograniczono mleczne produkty. Wielu artystow nie zyczy sobie, by w miejscu gdzie wystepuja byly serwowane produkty miesne . Wymienie paru: Morrisey, Annie Lennox czy Paul McCartney.
http://www.wayoutwest.se/en/way-out-west-are-reducing-their-dairy-consumption-
2015/
Wszystkim urlopowiczom zycze przyjemnego wypoczynku
Echidna – wątpię, czy się uda; najprościej na przemian – 1 warstwa kajmakowa (cukier+ mleko albo śmietanka) następna owocowa (sok z męczennicy, cukier i jakiś zagęstnik) inacze sobie nie wyobrażam, a jajka tam „ni pri cziom”
Jedyne domowe wafelki, które lubię, to właśnie takie przekładane masą kaimakową z mleka lub śmietanki gotowanej z cukrem, aż zgęstnieje i nabierze lekko karmelowego koloru i smaku.
Gdybym miała suche polskie wafle (tu nie ma w sprzedaży) to przełożyłabym je gotową masą „dulce de leche”, którą odkryłam w moim Migros i mogłabym jeść łyżkami 😉
Poszłam śladem Żaby i nabyłam morele
Wyglądają pięknie, kosztowały 3,95 Fr (ca 15 zł) za 1,5 kg i były w promocji, właśnie w takich 1,5-kilogramowych porcjach. Obok leżały bladożółte po 4,95/kg.
Te morele są z Hiszpanii. Moim zdaniem nie za bardzo nadają się na dżem, bo długo są twarde i się nie rozpadają w gotowaniu. Na ciasto OK lub bezpośrednio do jedzenia.
Stwierdziłam, że morele występują już w wielu odmianach, niemal jak ziemniaki, choć do jabłek im pod tym względem daleko.
Najlepsze są tutejsze z kantonu Wallis lub niektóre francuskie. W ubiegłym roku nabyliśmy fantastyczne w Chamonix. Kosztowały 1 euro za kilogram!
Taką skrzyneczkę nabyłabym od ręki, ale sezon zacznie się dopiero w lipcu. W kantonie Wallis uprawiają 14 odmian.
Notabene, piękna barwa moreli nie mówi nic o stopniu dojrzałości. Pełna dojrzałość następuje dopiero ok. 10 dni po wybarwieniu owocu.
Gdyby kogoś interesowały różne odmiany…
W przyszlym tygodniu jade do Nîmes i wracajac mam w planie kupno skrzyneczki moreli aby zrobic konfitury w domu. Przygotowalam juz sloiczki.
Nasi maturzysci maja juz za soba pierwszy egzamin maturalny. Na starcie jako pierwsza – filozofia. 15 lat temu z emocjami czekalismy na powrot corki ze szkoly.
Elapa – zastosuj może patent Żaby na konfiturę morelowa – na 1 dobę zalewa połowki moreli mocnym alkoholem, a smaży następnego dnia. Są bardziej zwarte i nie tracą barwy. Pięknie wyglądają na porcji lodów. albo na torcie.
Pyro, dziekuje za porade , mocnego alkoholu mam skolko ugodno. Moj tesc robil alkohol z mirabelek. Mam butelki ktore maja 40 – 50 lat. Zalewam odrobina moje powidla. Bernard od czasu do czasu lyknie kieliszek i to wszystko. Ciekawa jestem co corka zrobi z tymi butelkami.
Elapa – może sprzeda na aukcji? Mogą osiągnąć dobrą cenę.
*
dosyc czesto czytam o wniebowzieciu po zjedzeniu polskiego jadla na lini odra -bug oraz baltyk – tatry, tylko brrry, by nie narzeknac zbyt duzo
prawde klepac, od ponad trzydziestu lat nie mam ochoty, wlasnie szczegolnie na polskie wedliny, bez roznicy z jakiej padliny sa wykonane.
i to nie tylko dlatego, ze masarnie pakuja towar w oslonki sztucze, ktorych w zadnym przypadku nie utylizuje moj organizm, no bo niby z jakiej to przyczyny mialby to czynic 😆
przemierzajac ten piekny nadwislanski kraj drogami nie szybkiego ruch, widze w ogrodkach obok krasnoludkow, innych ludkow uganiajacych sie wokol grilla. zapijaja i zajadaja jakies bardzo dziwne dania. zapach spalenizny wskazuje na podly tluszcz, wode, wypelniacze roznego rodzaju, konserwanty i barwniki, minimum jedna czwarta tablicy mendelejewa sie klania.
tak, to nie tylko moje odczucia. czesto slysze to samo od tutejszych tubylcow ktorym polecam wypady za wschodnia odre. mimo wszystko, wracaja zawsze zdrowi, szczesliwi oraz usmiechnieci i zadowoleni, i zapewniaja ze spedza za jakis czas jeszcze raz pare dni, albo nawet tygodni, w naszym miedzykowym appartamencie 😆
niektorzy nawet w jidysz
der driter iz ful mit a chewre grubasn:
zej zicn un esn di fete kolbasn
co znaczyc moze, ze co trzeci stolik siedza grubasy co jedza tłuste kiełbasy
no coz, ja dalej pozostaje przy swoim, i nie bede sie uganial za polskim jadlem w tutejszej metropoli, jak rowniez w zadnej innej, nad wschodnim badz nad zachodnim atlantykiem.
no dobrze, nie jestem az takim wielkim twardzielem. zawsze bywaja jakies tam wyjatki. wydaje mi sie, ze gdybym skoczyl z najblizszego drzewa do wysuszonej Gospodarzowej osuszonej studni na glowke, to moze by i mi sie smaki wyrownaly 😆
ale poki co, to bardzo cenie sobie tutejszy wolny wybor kulinarnej przestrzeni z częstymi wstawkami hiszpanskimi, portugalskimi nie zapominajac o francuskich, no i od czasu do czasu dac organom wewnetrznym przerobic wloszczyzne 😆
ozzy
milo czytac ponownie twoje wpisy. zdezydowanie wole kilogram dorszowego fileta, niz wode w czerwonym baloniku, za ta sama cena na kilogram
nemo
ty masz zawsze pod gorke, pietnascie odmian tego samego, toc to nie miesci sie nawet w polizyjnej pale 🙄
Szaraku, 😀
Wstawki hiszpańskie i portugalskie, a także włoskie bardzo popieram.
Mam kwiat lipy! Pełny koszyk, ale kosztowało mnie to ca 20 km rowerem, przeważnie jednak po płaskim, choć na koniec jak zwykle pod górkę 🙄
Wujek przywiózł przyczepę siana, nie wiem skąd i co to za siano, ale nie mogę wyjść na podwórze, bo mam na kuchni ostatnią porcję konfitur i marmoladę z resztek moreli, co to byly zbyt dojrzałe na konfitury, a jak wyjdę to będzie karmel, a jak zgaszę w trakcie smażenia to konfitury tego nie lubią… tutaj nastąpiła przerwa, bo wpadła Eska.
cd.: Wszystko jest dość zawiłe, zaczynają mi się oczy zamykać, wracam do baranów. Wczoraj późnym wieczorem zadzwoniła sąsiadka z sąsiedniej wsi, znana przynajmniej części Zjazdowiczów, że jej mąż, również znany pewnej części Zjazdowiczów, głównie tych, którzy byli na tym Zjeździe, którego miało nie być – mam nadzieję, że wypowiadam się dostatecznie jasno – otóż jej męża rano pogotowie zabrało do szpitala w Kołobrzegu, a teraz już ustalili, że nie jest mu nic groźnego i może wracać do domu. Tyle, że do domu ma z 80 kilometrów a połączenie z Kołobrzegiem nawet w dzień jest dość trudne i ona mnie prosi o radę, czy znam kogoś, kto mógłby po niego pojechać. Normalnie to może bym i kilka takich osób znała, ale teraz jest czas koszenia i zbierania siana, a z tym wiążą się różne awarie i naprawy sprzętu i wszyscy są tak zarobieni, że nawet nie wypada ich pytać. Wyszło na to, ze najbardziej dyspozycyjną i znaną mi osobą, która może do tego szpitala pojechać, to jestem ja. Wyjazd okazał się bardzo miły, tylko do domu wróciłam w pół do trzeciej, już się rozjaśniało.
Smażone w poniedziałek konfitury wczoraj powkładałam do słoików, na wszelki wypadek zapasteryzowałam, ustawiłam na blacie szafki, przyjrzałam im się z głębokim zadowoleniem, a nawet zachwytem i poczułam pewien niedosyt. Zjechałam więc do miasta i nabyłam kolejne morele (tradycyjnie wszystkie, ile ich było w sklepie, tym razem prawie 10 kg) i zgrzewkę cukru, i jeszcze trzy kilogramy. A potem to już taśmowo: przekroić morele, wyrzucić pestki, zrobić syrop, zagotować morele, pokroić kolejną partię, przełożyć wstępnie usmażone morele do innego gara, zrobić nowy syrop w rondlu, zagotować morele… i tak cztery razy, Jeden cykl zajmował około godziny. Resztki moreli z poniedziałku i zbyt dojrzałe dzisiejsze rozgotowują się na marmoladę. Jednak te wcześniej kupowane, mimo że tej samej odmiany (hiszpańskie Rogue Soleil) i sprowadzone przez tego samego dostawcę, były bardziej wyrównane, wręcz jedna w jedną, tak samo dojrzałe, o pomarańczowym miąższu, te dzisiejsze w większości mniej wybarwione i twardsze, o żółtym miąższu, przy smażeniu jedne były żółte a inne pomarańczowe, ale Eska oceniła, że konfitura udana, bardzo aromatyczne. Jutro będę je upychać do słoików i pasteryzować.
W tym roku tylko jedną partię moczyłam w spirytusie, reszta tradycyjnie.
Karmel jest lekko gorzkawy, ale bardzo dobrze się nadaje np na lody, bo spróbowałam go pomieszać ze śmietanką i dobre to było. Za to kolor ma przepiękny ciemnoherbaciany.
A, jeszcze do tego, że poniedziałkowe i ubiegłotygodniowe morele były lepsze to jeszcze były tańsze – 6,99, a teraz 9,99, Być może następnych nie będzie ;(
Zadzwonili Sławek z Misiem. Sławek Misia Kurpiowskiego zaprosił na Wyspę. Miś pojechał (po raz pierwszy bez „rury”). Marek miał jeździć rowerem, Sławek wypływać z rybakami – nie wiem co tam robią, ale obydwaj byłi w szampańskich humorach. Przekazali pozdrowienia, ja przekazałam życzenia imieninowe dla Misia. Miejmy nadzieję, że wrócą bez uszczerbku na zdrowiu.
Dobry wieczór 🙂
Pyrciu, orzechy jeszcze bardzo miękkie i małe. Dajmy im jeszcze tydzień.
Żaba powinna mieć zakaz wstępu do Biedronki 😉
Haneczko – trzeba jej zabrać pieniądze i samochód.
Zabierać nie wolno. A i tak Żabie Żaby nie zabierzesz 😆
I dlatego Żaba jest jedna i jedyna.
Konczy sie tegoroczny sezon na lososia z rzeki Copper River na Alasce. Kamera pokazuje jedno z licznych stoisk ryb w Pike Place Market.
http://www.pikeplacefish.com/fun/webcam/
Jesli chodzi o Polish kobasa to miejscowy sklep George’s Deli sprowadza Polish kobasa z Chicago. Sklep ma duze powodzenie i czesto jest wymieniany jako sprzedawca najlepszych kanapek w miescie. Podczas lunchu jest dluga kolejka cierpliwych i zadowolynch klientow, ktorzy nie znajac jezyka Polskiego skladaja zamowienia pomagajac sobie rekoma. 🙂
Żabo-cieszę się,że mąż sąsiadki z sąsiedniej wsi już wrócił do domu,bo Zjazdowicze ze zjazdu,którego miało nie być polubili od pierwszego wejrzenia zarówno męża,jak i sąsiadkę.Obojgu życzymy zdrowia,a Tobie cierpliwości i powodzenia w smażeniu tych hurtowych ilości moreli.
Nemo-rozumiem,że te kwiaty lipy zbierasz na zimowe,lipowe herbatki?
U nas lipy też już kwitną,ale mimo iż łatwo dostępne,bo rosną na co drugiej ulicy,to nie bardzo nadają się do zbierania.Raduję się ich zapachem i tyle mojej przyjemności.
A propos kiełbas-kupiłam dzisiaj w moim sklepie ekologicznym bardzo smaczną „Kiełbasę wolno dojrzewającą,podwędzaną”Jest bardzo dobra,a producentem jest:
http://www.tradycyjnejadlo.pl
Niestety podkusiło mnie też,by w tym samym sklepie kupić wino agrestowe z „Tłoczni Mauerera”.Niech Bóg i wszelka opatrzność chroni Was przed tym winem.Jedyna pociecha w tym,że zostanie mi po nim ładna butelka.Ten nieszczęsny płyn zużyję może do sosów albo co.Miałam w pamięci nalewkę agrestową kuzynki Magdy i pewno stąd mój spontaniczny i jak się okazało głupi pomysł.
Trzeci kanał francuskiej telewizji nadaje właśnie program o regionie,w którym mieszka Elapa.
Orco – podziwiałam już parokrotnie wielkie bogactwo ryb i innych stworzeń w tym centrum handlowym. Wszelkie produkty sezonowe są najlepsze.
Pyra,
Z glodu my tu nie umrzemy 🙂
Orco – dopóki Wasze wulkany drzemią.
Danuśko,
kwiat lipy ląduje regularnie wraz z suszonymi owocami dzikiej róży i miętą w herbacie zabieranej na wycieczki piesze i narciarskie. Znakomicie gasi pragnienie i ładnie pachnie.
Sławkowi i Markowi życzę udanych połowów i pięknych wycieczek rowerowych dookoła Wyspy. Na zdrowie!
Pyra
17 czerwca o godz. 21:49 542040
Nie pomyslalam o zagrozeniu od wulkanow. Mieszkajac tu nie myslimy o tym.
Dla zwolennikow golfa informacja, ze po raz pierwszy w historii zawody U.S. Open odbywaja sie w tym tygodniu w Pacific Northwest. Dokladnie w Chambers Bay, WA. 🙂
http://www.chambersbaygolf.com/us-open/
Tu jest menu na obiad
http://www.chambersbaygolf.com/wp-content/uploads/2015/05/Dinner_Summer15.pdf
Oczywiscie clams, losos, halibut i inne smakolytki.
Na stronie sa rowniez karty menu na pozostale posilki
Na liscie win dominuja wina z winnic w WA.
Lista win i innych napojow.
http://www.chambersbaygolf.com/wp-content/uploads/2015/05/Cocktails_March2015.pdf
Myślę,że jak co roku Sławek ryby zarówno łowi,jak i przyrządza 🙂
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6028239950312988017/6028240255151096530?pid=6028240255151096530&oid=104147222229171236311
Lista win
http://www.chambersbaygolf.com/wp-content/uploads/2015/05/Cocktails_March2015.pdf
Nie moge opublikowac samej listy win. Tu jest lista wszystkich posilkow lacznie z winami.
http://www.chambersbaygolf.com/dining/
Białe noce w Estonii 🙂 http://pontu.eenet.ee/player/hyljes.html
Pyro, podobno gorzkawy posmak nalewki pigwowej pochodzi z zalewania spirytusem. Jak się to robi wódką, to tego smaku nie ma. Wiadomość od mego syna, praktyka.
Lipa z tą lipą.
Nie wyobrażam sobie zbierania kwiatu lipy w tej chwili. Widziałem wczoraj wóz co stał pod lipą. Stał tam pewno od wielu tygodni, bo to było przed działką handlarza-majsterkowicza, co sprowadza wszelkie rzęchy. Otóż, cała karoseria wyglądała ohydnie. Jeden brudny, miodowy ulep. Zrywanie kwiatu z takiego drzewa znaczyło by chyba umorusanie się obrzydliwym lepiszczem po pachwiny i całkowitym oklejeniu się mszycami. Jeszcze gorzej jest w wypadku dębu na działce córki. Tu liście już pokryte grubymi kroplami spadzi a pod każdym pełno mszyc.
A, padać? Nie pada praktycznie od połowy kwietnia. U nas przez ostatnie 11 tygodni spadło ok. 200 mm deszczu, a w Meklemburgii, w kierunku na Szczecin jest jeszcze gorzej. Dlatego, nawet nie próbowałem jeszcze wyjść do lasu aby zobaczyć, co z grzybami, co zwykle o tej porze robie. Zobaczę najwyżej, czy nasze orzechy włoskie nadawają się już do nalewki – haneczko, dziękuję za sznureczek!
A lipy? Nemo, tak to o nas tu trzymają, że tą ?herbacianą? lipę zbiera się dopiero później. Najpierw kwitnie ta z większymi kwiatami, jak teraz tu, a ta mniejsza, pachnąca, kiedyś pszczołami szumiąca dopiero przyjdzie.
Może wreszcie porządnie popada i zrywać będzie przyjemniej.
Nasze lipy z alei jeszcze nie kwitną. Za to w parku, już w sobotę, jedno drzewo wspaniale pachniało. Nie zrywamy nic z drzew z alei, bo dookoła parkują samochody i w ogóle ostatnio w ciągu dnia samochód jedzie za samochodem 🙁 A kiedyś był taki spokój.
Prawda, że Marek i Sławek na wyspie!
Hej, bawcie się dobrze!
Marku, spóźnione ale…!
Pepegorze,
u nas lipa drobnolistna właśnie kwitnie, a ta szerokolistna już przekwitła.
U nas deszczu nie brakuje, na jutro zapowiedziane kolejne opady. Dzisiaj był wyjątkowo słoneczny i wietrzny dzień, nawet mi się udało wysuszyć pranie na dworze. Lipa była miejscami lepka, ale mszyc nie widziałam. Ani pszczół, ani mrówek. Były za to pluskwiaki, po których dotknięciu ręce pachną (śmierdzą?) kolendrą czyli pluskwami 🙁
Pepegorze, obejrzałam i rozkroiłam, czyli zajrzałam wgłąb. Po mojemu i u nas, jeszcze nie pora.
Mamy lipę od sąsiadów. Nie zbieram, bo my, herbacianie, nie lipowi i nie ziołowi. „Nasza” lipa kapie, ale ta alpejska, na Nemo, pewnie nie śmie 😉
Jednak śmie 😯 I to pluskwiakami 😯
Haneczko, 😀
To ciekawe zjawisko, że tak prawie w całej Europie te mszyce na lipie…
Nigdy dotąd nie było spadzi na tutejszych lipach, a dzisiaj zauważyłam, że się trochę lepi przy zrywaniu, ale na liściach ani pod drzewami nie było śladów. Nie możemy za bardzo wybrzydzać, bo zapasy suszonego kwiatu nam się skończyły, a następne znajome drzewa (wyżej w górach) zakwitną dopiero gdzieś za 2 tygodnie i możemy znowu przegapić szansę na zbiór. Na herbatę „zdrowotną” nadają się kwiaty z obu gatunków lip, oba są również jednakowo aromatyczne. Ja nawet wolę z tej szerokolistnej, bo są większe i łatwiej je zbierać. Po takim zbiorze ręce i ramiona są pokryte pudrem z pyłku i bardzo ładnie pachną (jak nie ma pluskwiaków 🙄 )
„Nasza” lipa kapie od zawsze, czyli od trzynastu lat.