Każdy może być masarzem
Zdecydowanie ładniej brzmi słowo rzeźnik niż masarz. I w dodatku precyzyjnie określa, co ów rzemieślnik ma do roboty.
Od czasu do czasu zakładam więc biały fartuch zakrywający mnie niemal od stóp do głów, biorę do ręki ciężki i piekielnie ostry tzw. nóż szefa kuchni i zabieram się do roboty. Czasem trybuję udziec barani, czasem szykuję kieszeń na faszerowany mostek cielęcy, a najczęściej siekam polędwicę wołową, przyrządzając mięso na tatara.
Prawdziwy dobry befsztyk tatarski musi być bowiem siekany (czy wręcz szarpany), a nie mielony przez maszynkę.
Ostatnio pojawiły się befsztyki tatarskie przygotowane przez znane zakłady mięsne w Jarocinie lub Sokołowie Podlaskim. Patrzyłem na nie dość podejrzliwie, by w końcu zaryzykować ich kupno i przyrządzenie tatara, omijając pierwszy etap, czyli przygotowanie mięsa.
Przyznać muszę, że tatar wyszedł przedni. I nie potrafię powiedzieć, który był lepszy – ten z Jarocina czy ten ze wschodniej Polski. Mięso było wręcz doskonałe. Po kilku próbach z tatarem zrobiłem z tego półproduktu kotlety mielone. Stołownicy też byli zadowoleni.
Ale nie masz to jak dobry tatar!Befsztyk tatarski
40 dag wołowej polędwicy, 3 łyżki oliwy z oliwek, jak najdrobniej posiekana cebula, pieprz, sól, łyżeczka lub łyżka musztardy jako ozdoba i dodatek smakowy: 4 żółtka surowych jaj, 4 sardynki z puszki, 4 łyżki posiekanych korniszonów, łyżeczka posiekanych kaparów, kilka posiekanych marynowanych grzybków
1. Oczyścić wołową polędwicę z żyłek i resztek tłuszczu. Według smakoszy mięso na tatara najlepiej posiekać, ale można je też zemleć w maszynce do mięsa.
2. Dobrze wyrobić z siekaną cebulą, pieprzem, oliwą i musztardą.
3. Ułożyć na talerzykach porcje, w każdej zrobić wgłębienie, a w nim umieścić żółtko. Pozostałymi składnikami przybrać każdą porcję.
Każdy z biesiadników samodzielnie doprawia sobie porcje tej wyśmienitej przekąski, używając do tego podanych przez gospodarzy dodatków.
Befsztyk tatarski jest przekąską bardzo lubianą, jednak pamiętać należy, że można go przyrządzić jedynie z bardzo świeżego mięsa i z dodatkiem doskonałych, świeżych jaj.
Komentarze
dzień dobry …
bardzo lubię tatara … na szczęście mamy w rodzinie speca od robienia go i sobie zamawiamy przy każdej okazji na impezy … tatara jest zawsze dużo by można było sobie zabrać do domu porcyjkę …
Pyra jest wielką amatorką tatara, a że i Młodsza jada z ochotą, to duża (m/w podwójna, 20 dkg porcja) służy nam za cały posiłek. Do tego obowiązkowo pieczywo z masłem. Jeżeli przyrządzam w domu, to jednak mielę maszynką o tych największych oczkach – jak na kiełbasę, a potem siekam to mięso, idzie piorunem. Nie kupuję polędwicy na tatar z uwagi na cenę. Robię tatar z rostbefu albo zrazówki; też smakuje. Do przypraw podstawowych, z którymi wyrabiam masę mięsną, należy też płynna przyprawa do zup typu „maggi” w ilości? Trzy razy wstrząsnąć buteleczką. Na odmianę nie daję rybki
Chciałam jeszcze wspomnieć, że do absolutnych rarytasów należy tatar z polędwicy sarniej. Cała trudność wtedy polega na znajomych fachowcach :
1. myśliwym, który strzeli sarnę i zechce się podzielić,
2. weterynarzu, który zrobi uczciwe badanie mięsa,
3. tego pana, który będzie dzielił tuszę, że pozyskując comber, nie poszarpie polędwicy.
Pod tego tatara obowiązkowo kieliszek dobrze zmrożonej wódeczki. Może być wytrawna ziołowa.
Są też „tatary” ze śledzi, łososi i innych ryb, ale to już inna historia.
Co się dzieje?
Nemo sieje, Alicja ogólnie ogródkuje, Żaba dochodzi „du sie”, Haneczka podlicza miesiąc w środku sezonu, Jolinek w Pułtusku i okolicy, Danuśka nad Bugiem, Asia w pracy, Gospodarz nad Narwią, Marek z pędzlem, Cichal Bóg wie gdzie, Yurek nie wiadomo z kim, Pepegor przy wnuczce, Krystyna? Krysiade? Krycha? Krzychu zaginął, Małgosia też w pracy, a Barbara? Posterunkowa schowana, Elap, Alina? Eska? Wzywam do apelu!
Pyra obrała szparagi, a popołudniu i jutro będzie łupała orzechy. Nie są mi teraz potrzebne, ale chcę zrobić miejsce na tegoroczne, a z wyłupanych zrobić np ze dwa torty orzechowe a la Stara Żaba
Nawet Pyra się myli czasami. Niestety, nie jestem nad Narwią, tylko w Warszawie. I to już trzeci dzień. Jak wszystko dobrze pójdzie to wieczorem wrócę na wieś i odetchnę pełną piersią. I nie będę spać do rana, bo za płotem ważne urodziny sąsiada. Zjadą więc aktorzy ze stolicy i okolic, by je odpowiednio uczcić. To też jeden z ważniejszych powodów zmuszających do powrotu nad Narew!
Ja na pewno wzniosę stolata za Sąsiada 🙂
Pyro,
wyliczyłaś, co się dzieje. Krzycho pewnie na morzu i nie ma dostępu do internetu, Posterunkowa na posterunku, Cichał w Polsce przecież 🙄 Albo okolicach.
Udzielam się jak mogę, a jak nie mogę, to też się udzielam, ale mam dużo roboty.
Jerzor stwierdził, że drzwi garażu są jakieś takie brudne i czy bym…wiadro, ściera w łapę i został z tym wystawiony za drzwi. Też coś 🙄
Acha, u nas znowu 28c, ale jutro już spadamy.
Pyro ja Pułtusk jutro zaliczam … Nowego mi brak bo nic nie pisze …
Żabo jak dochodzisz to pisać chyba możesz … zdrowia życzę …
Małgosia to raczej u wnuczki urzęduje …
jest ciepło to wszyscy na polu … 😉
Tatara zjem, ale bez jajka, bo nie jem surowych jajek.
Miałam kiedyś okazję spróbować tatara z jelenia. Rzeczywiście bardzo dobry. Ale to danie nie jest moim ulubionym.
Dziś na obiad smażone śledzie w słodko-kwaśnej zalewie, przygotowane już wczoraj. Biszkopt z truskawkami już upieczony. Wymieniłam jeszcze kwiaty w ostatniej skrzynce – bratki na aksamitki. Posiałam też kolendrę. To skutek kampanii kolendrowej prowadzonej przez Karola Okrasę i moją koleżankę, która twierdzi, że na początku prawie nikomu ona nie smakuje, ale łatwo ją polubić. Dostałam od niej nasiona z ubiegłorocznych zbiorów, więc nie pozostało mi nic innego tylko je posiać. Upodobania smakowe zmieniają się, więc może będzie tak i tym razem.
Truskawki są u nas po 7 zł.Czekam na te kaszubskie, bo one są najsmaczniejsze.
Pyro, u mnie wszystko jest na nie.Nie znalazlam kiecki na slub corki i chyba tutaj nic nie kupie. Nie doszlo do mojego planowego wyjazdu na poludnie Francji gdzie aktualnie przebywa przyszla panna mloda i nie lubie surowego miesa. Sam widok tatara przyprawia mnie o gesia skore. Acha, u mnie jest tylko 15 C , zachmurzone niebo i zimny wiatr. I powiedz mi jak tu zyc !
Nic mi innego nie pozostaje, jak życzyć Gospodarzowi żeby z powodzeniem zrobił to wszystko, dla czego został do dzisiaj w mieście, Jerzorowi sprawnych mięśni, a Alicji twardej postawy nadzorcy niewolników. Za sąsiada z chęcią wzniosę a jakże. Idę zjadać moje szparagi (przyniosłam pełną siatkę obłamanych „łepków” dzisiaj gotuję połowę i jutro połowę. Za dwa tygodnie kończy się sezon.
Elapa – kiecka ważna rzecz na weselu (no i nieco poprawia samopoczucie po definitywnym wylocie pisklaka z gniazda). Na Ciebie pewnie widok tatara tak działa, jak na mnie morskie stwory.
Krystyno – zawsze owoce i warzywa najlepsze są z pól lokalnych. Ja biszkopt upiekę dzisiaj, a krem i owoce dam jutro
A ja właśnie wróciłam… jest ciepło, ale coś niepokojące chmury się kręcą. Uśmiecham się na poszukiwania elapa stroju, bo mam to za sobą i wspominam okropnie. Poszukiwania zakończyły się zakupem, tzw. na siłę i w ostatniej chwili zmieniłam decyzje komponując zupełnie inny zestaw. Od tej pory twierdzę, że najlepsze są zakupy nie z wyznaczonym celem, ale przy okazji, idziesz po buty, a wpada ci w oko sukienka itp. Tyle, że ślub dziecka to zupełnie inna sprawa…
Co do tatara, to kiedyś jadało się go częściej, lubiłam, ale chyba też nie jest to moje danie ulubione.
Jerzor ma sprawne mięśnie, ale cała para idzie w gwizdek, pardon, w koła.
Tatara uwielbiam i jak tylko mam okazję, zajadam 🙂 http://bartniki.noip.me/news/Tatar_w_R%C3%B3%C5%BCanej.jpg
Idę do zajęć 😉
Krystyna wspomina o posianiu kolendry, a ja, nie mając ogródka wysiałam bazylię w skrzynce. Niestety, choc wykiełkowała ładnie, to jej wzrost jest tak powolny, że tracę nadzieję doczekania się właściwej roślinki. Poprzerywałam ją w miejscach zbytniego zagęszczenia i rozsadziłam nawet do osobnej skrzynki. Czekam i doczekac się nie mogę. Więc dzisiaj zakupiłam okazałą donicę z bazylią ciemnolistną i drugą z miętą cytrynową. Oj, jak one pięknie pachną 🙂
Szparagi beda u nas jutro. Na wieczor robie pierozki z ciasta francuskiego nadziane feta i szpinakiem. Nie wiem czy bedziemy je jedli, bo zostalismy zaproszeni na swieto sasiadow do …… sasiadow. Oni zajmuja sie alkoholem , ja przegryzka a co reszta to zobacze na miejscu. Jest to bardzo sympatyczna impreza. Poznamy blizej nowych lokatorow i jestem przekonana, ze spedzimy mile chwile. Czy w Polsce organizuje sie ” swieto sasiadow ” ?
Pyro – jestem, jestem, tylko „prund” mi dzisiaj zabrali i przed chwilą oddali. Taka planowana przerweczka. U mnie słonko na zmianę z chmurami ale jest ciepło. Wyschły już dwa „upiory”. Trochę też ogródkowałam. W donicach, bo jakość mojej leśnej ziemi nie rokuje dobrych plonów.
Jutro będę piekła okazałego kuraka (obiad na 2 dni) mam zamiar do wnętrza napchać mu zieleniny z naszych doniczek, bo i tak wszystkie odcinki wzrostu wymagają cięcia. Do ziół dołożę trochę masła, ząbek czosnku i sól. Ależ będzie pachniało.
Dzień dobry,
Pyro, jestem, podczytuje i pozdrawiam Was wszystkich. Kłopoty rodzinne i wpisywanie się tutaj rzadko idą w parze. Mam nadzieje, ze wkrótce będzie lepiej.
Co do szparagów, w sznureczku sprzed dwóch dni podanym przez Danuske, pan Vigato proponuje majonez bez żółtka, tylko z białka. Do spróbowania.
Alino – ten blog bywa odtrutką na kłopoty rodzinne. Trzymam kciuk za Ciebie.
Czyzby tatar z Sokolowa sie poprawil? Nie jadlam od trzech-czterech lat, bo przeczytalam uwaznie opakowanie i ilosc chemii byla naprawde zatrwazajaca i odrzucajaca. A i zanim przeczytalam, tez nie byl najlepszy, w porownaniu z domowym.
Tatar jest moja duza slaboscia, ale zawsze sie waham, bo nie sposob sprawdzic swiezosci i hogieny miesa. Natmiast chetnie przyrzadzam sobie tatara z tunczyka pakowanego w plastry i natychmiast zarazanego na samym poczatku produkcji. Jest wspanialy. Podonie z lososia. Niezl tez jet carpaccio z tunczyka. Ze struganym parmzanem na wierzchu. I dobrym 15- 18- letnim octem balsamicznym z Modeny.
Alino – na poprawę nastroju:
Antoni Słonimski – „Podziękowanie”
Pragnę wyrazić moją wdzięczność kwiatom,
Że tak piękne
I że jeszcze w charakterze dodatku
Pachną.
I to bez względu na to, kto je wącha.
A przecież nieraz miałyby prawo
Stulić płatki,
Ba, nawet zwiędnąć.
A przynajmniej dozować zapachy.
Pragnę wyrazić moją wdzięczność niebu,
Zwłaszcza gdy czyste
I gdy każe słońcu
Podkreślać cieniem to, co jest ważne w krajobrazach.
A przecież mogłoby się uprzeć przy szarości
I gromadzić chmury
Na nowych dni czterdzieści,
Bo wiele jest ku temu powodów.
Pragnę wyrazić mój podziw
Dla dwu motyli. Są to Paź Królowej,
Papilio Machaon, i Rusałka Admirał,
Pyrameis Atalanta.
Paź jest z orszaku Królowej Mab,
I obaj z Admirałem są wysłannikami
Z kraju mego dzieciństwa.
Pragnę wyrazić moją wdzięczność nocy,
Że, jeśli tylko może, na niebie rozsiewa
Gwiazdy, bez których byłoby nam smutno.
Dziękuję drzewom, kwiatom, niebu, słońcu i motylom,
Że z nieomylną regularnością, dokładnością, troską
Wykonywają swoje obowiązki.
Tak niemądrze, nie chcąc nic w zamian.
https://www.youtube.com/watch?v=3kB-e7ocsxU
Też na poprawienie nastroju u progu sezonu
https://youtu.be/kwAnDhBqkQE
Zbliza sie okres wakacji. Nasze parki narodowe co roku oferuja duzo ciekawych zajec dla ochotnikow. Mount Rainier National Park to wulkan o nazwie Mount Rainier. Ochotnicy moga uczestniczyc w programie Amphibian Survey. Uczestnicy tego programu pojda w gore wulkanu, aby liczyc zaby, salamandry i wodne insekty. Dzieki tym danym mozna mierzyc zmiany z roku na rok i badac przyczyny tych zmian.
Inny program jest o motylach. Na szlakach Cascade Mountains ochotnicy beda prowadzili dokumentacje zaobserwowanych motyli.
W gorach Olympic Mountains od kilku lat jest program liczenia swistakow. Uczestnicy mieszkaja przez 2-3 tygodnie w namiotach w gorach , obserwuja swistaki i dokumentuja ilosc nor i liczbe zwierzat.
Ochotnicy na terenie wulkanu St. Helens pomagaja turystom w roznych rolach. Na przyklad, jako „climbing steward”, asystujac turystow przy wspinaczce do korony wulkanu St. Helens.
Programy dla ochotnikow organizowane przez parki narodowe sa bardzo popularne. Jesli ktos od razu sie nie zglosi, miejsca dla ochotnikow sa natychmiast wypelnione. Podczas takiego program mozna sie bardzo duzo dowiedziec o zywinie, roslinach i historii naszych parkow narodowych.
Wroce na chwile do zab. Od kilku lat jest zakaz uzywania nawozow i produkcji roznych srodkow na bazie fosforu (mydlo, proszki do prania i podobnych). Badania dowiodly, ze fosfor zabija zaby i wiele innych pieknych stworzen i jest przyczyna wielu problemow w naturalnym srodowisku. Od czasu wprowadzenia zakazu uzywania fosforu, populacja zab wrocila do normy.
Na tym zdjeciu zrobionym z korony wulkanu St. Helens mozna zobaczyc czubki naszych pozostalych wulkanow, krater St. Helens i osobe stojaca na krawedzi krateru. Aby uzyskac pelen widok (360 stopni ) nalezy kierowac mysze komputerowa po ekranie.
Przyjemnej wirtulanej podrozy po czubach naszych gor.
http://www.fullscreen360.com/st-helens
Ależ zdjęcie m.in. inwersji światła w chmurach wokół szczytów. Dzięki Orco
Piękny widok, czy te dymy to wydostają się z wulkanu?
I te ślady butów 🙂
MalgosiaW, Pyra
Te dymy to para wodna ogrzewana przez gorace skaly. To nie sa gazy wydobywajace sie z krateru. Kiedy z krateru wydobywaja sie gazy wchodzenie na St. Helens jest wstrzymane.
Ja nie jestem autorka tego zdjecia, ale przy innej okazji kilka lat temu zrobilam zdjecie St. Helens, ktore tu zamieszczam.
https://picasaweb.google.com/110753834661547908902/StHelensWebcam?noredirect=1#5477644737332075634
Jest to zdjecie okien budynku dla turystow (Visitor Center). St. Helens odbija sie w szybach budynku. Za szybami widac turystow wewnatrz pomieszczenia. Ponad szybami sa widoczne dwie kamery internetowe prze ktore mozemy ogladac St. Helens na zywo.
W podpisie do zdjecia umiescilam link do tych kamer. Dzisiaj jest sloneczny dzien i wyraznie widac St. Helens.
Umieszcze link do kamery na zywo jeszcze raz w nastepnym komentarzu.
Link do kamery na zywo z widokiem na wulkan St. Helens
http://www.fs.fed.us/gpnf/volcanocams/msh/
Link pokazuje dwa widoki. Widok drugi od gory to obraz na zywo.
Slady butow wygladaja jak historyczne slady butow na powierzchni Ksiezyca.
Upiekłam cienki biszkopt na dużej blaszce – cienki, bo ze standardowych 4 jajek, nie chciałam robić wielowarstwowego yortu, tylko ciastka truskawkowe na biszkoptowym spodzie. Jutro ubiję krem mascarpone, posmaruję ciasto i nałożę truskawki. W miarę, jak będą chętni, będę odcinała m/w 8 cm pasek specjału i cięła na 3-4 kawałki na paterę stosowną (zawsze z dbałością, żeby co najmniej 2-3 ciastka na osobę były na stole.
Ciekawy pomysł na ekologiczny papier, który powstaje między innymi ze skórek owoców cytrusowych, kiwi, kukurydzy. Przeczytałam o nim na blogu „White Plate”, którego autorka wydała kolejną książkę. Tym razem o chlebie. I limitowana wersja tej książki wydana jest na papierze kukurydzianym.
Tutaj jest pokazana produkcja papieru pomarańczowego. Ciekawe czy pachnie pomarańczami? 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=fon44QBZrSQ
Asia,
Podoba mi sie ten pomysl. W roznych sklepach, a szczegolnie w sklepach produktow z Azji mozna kupic bardzo smaczne cukierki owiniete w papier wykonany z ryzu. Cukierki sie zjada razem z opakowaniem.
Cukierki, ktore czasami kupuje nazywaja sie Botan Rice Candy, ale przypuszczam, ze odmian takich cukierkow jest wiecej.
http://i.ebayimg.com/00/s/MzE2WDM4NA==/$(KGrHqVHJEwE91576-J,BPgl4r!CuQ~~60_35.JPG
Orco – u nas pewien młynarz rozpoczął produkcję talerzy i misek, które można zjeść. Głównym składnikiem są otręby pszenne. http://www.biotrem.pl/pl/oferta/klienci-indywidualni-sklepy
Nie wiem czy te talerze są smaczne bo jeszcze nie próbowałam 🙂 Myślę, że smak mają neutralny, żeby nie psuć smaku potrawy.
https://www.youtube.com/watch?v=PZNYf2rwYeE
Popieram każdy pomysł, który pozwoli oszczędzić drzewa w lasach.
Pyro – a talerze otrębowe mogą być świetnym pomysłem na pikniki. Nawet jak go nie zjesz to ulega on biodegradacji i można go kompostować.
Podoba mi sie pomysl a talerzami. Nawet jesli te talerze nie smakuja, jak biszkop Pyry.
Biszkopt Pyry też jest biodegradowalny, ale nie ma szans, żeby to sprawdzić. Na pewno zniknie bardzo szybko, a chętnych będzie wielu 🙂
Biszkopt, mascarpone i truskawki to świetne połączenie.
Przeczytałam, że ktoś zapieka przystawki w waflowych miseczkach do lodów. Zrobiłam to samo. Sprawdza się
Orco – pisałaś ostatnio o poziomkach. Na Liście Produktów Tradycyjnych znajduje się konfitura z tych owoców.
http://www.lubelskie.pl/?pid=3030
Pyro – a co zapiekasz w tych miseczkach?
Zblanszowane szparagi w 2 cm kawałkach + szynka albo szynkowa + łyżka sosu dozapiekania. Na wierzchu orzeszek mała, bułka tarta i pietruszka; brokuły – kawałki różyczek + kawałeczki pieczonej albo gotowanej pioersy z kuraka + sos+ masło, bułka – ew. na wierzch jajko przepiórcze ze szczypiorkiem (wybijać nad samą miseczką, żeby nie rozmazało soę żółtko). Innych jeszcze nie wypróbowałam.
Fajny pomysł, muszę wypróbować.
Dobranoc
Asia,
Dziekuje za przepis na poziomki. Obawiam sie, ze nie wykorzystam tego przepisu przez kilka lat. Tyle czasu daje nam na przejedzenie sie swiezymi poziomkami. Te biale sa niesamowite. Krzaczki rosna pod scisla kontrola, aby nikt na czterech nogach lub na dwoch z dziobem ich nie podjadal. Innymi slowy poziomki sa ogrodzone siatka ze wszystkich stron. Z gory tez.
http://www.nohavica.cz/_pl/tvorba/texty_pl/pisne/andele_moji.htm
https://www.youtube.com/watch?v=4SwKNMBi914
Do jutra
Dzień mi upłynął na zajęciach przeróżnych, między innymi zajrzałam na Małym Ganku do szafki z butami letnimi i się zadziwiłam. Znalazłam 3 pary letnich butów na koturnie, bardzo a propos tegorocznej mody. Jedne zakupiłam nie pamiętam z jakiego powodu, a dwie następne pary 11 lat temu na ślub Alaina z Carol. Dwie pary, bo jedne okazały się straszliwe po paru dniach próbowania (będą do oddania), a drugie i owszem, ale gdzie ja mam w tym chodzić na ogródkowe przyjęcia, nogi można sobie połamać 🙄
Postanowiłam, że będę używać, 10cm wzrostu jest nie do pogardzenia 😉
Pomyśleć, że kiedyś się biegało w szpilkach…
Hmmm… mam takie ciżemki, może nie szpilki, ale na dosyć cienkim obcasie, które są dosyć wytworne, a można biegać w nich po mieście cały dzień, przeżyły bruki paryskie, niektóre bruki niemieckie i wrocławskie, i nadal są zwarte i gotowe, i bardo kapciowate w noszeniu. Rok zakupu – 1986. Firma Bata. Solidna od stu lat.
Szukałam czegoś i jak zwkle znalazłam oś po drodze, takie tam sprzed 20 lat. Młody był młody, ja też trochę młodsza.
http://bartniki.noip.me/news/0021.jpg
*coś
Prosze się nie śmiać!
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6589.JPG
A propos powyższego, Mrusia siedziała na parapecie salonowego okna, wyszłam na zewnątrz, żeby jej cyknąć fotke, która wyszła jak wyszła 😉
…hmmmm… nikogo nie ma o tej porze?!
Sędziłam noc ma czytaniu „Piękni dwudziestoletni”
, wydanie Instytut Literacki Paryż, 1966 (od Eli zbiory)
*spędziłam 🙄
Przedpołudnie pracowite – pies, zakupy, ugotować obiady dla psa na 3 dni, napchać naszego kurczaka, krem do ciastek, posmarować, pokroić owoce, wykonać ciastka (jednak dwu warstwowe, bo trzeba było w połowie przeciąć grubasa, nakarmić psa, upiec kurczaka. Teraz po obiedzie chyba się zdrzemnę.
Pogadałam z Żabą, żyje, ale jest bardzo słaba. A jaka ma być czwartego dnia po narkozie? Kiedyś szpital trzymał tydzień, teraz dwa dni. Pytam, jak tam Misiek? Na co Żaba – duży. Sierść ma w fale, a jak zmoknie, to w loczki. Żaba przysięga, że on rośnie między śniadaniem, a kolacją. Wieczorem jest wyraźnie większy, niż był z rana.
Konfitury poziomkowe robiłam raz w życiu. Był wysyp poziomek w nadburzańskim lesie. Zebrałam chyba z pół wiaderka. Podjadając zdrowo podczas zbierania.
No, pomyślałam sobie, będzie kilka słoiczków. Wyszły dwa. Niekoniecznie duże. Ale jaki zapach! Jaki smak!
A tatara mogę. W dowolnych ilościach. Byle dobrze osolony i porządnie popieprzony. Koniecznie z jajeczkiem i cebulką. Inne dodatki jak fanaberia najdzie. Byle nie wersja ze szprotkami. Wombat specjalisą w jego przyrządzaniu. Też lubi.
Alicjo – zdjęcie Mrusi R E W E L A C Y J N E !
U mnie przedpołudnie. Wczoraj sięgnęłam z półki po książkę do czytania – półka darowana od Eli. Marek Hłasko – Piękni dwudziestoletni.
Tyle słyszałam, nigdy nie miałam okazji czytać!
Ela nie czyta książek napisanych przez facetów, zaznaczam.
Otworzyłam i co przeczytałam na po pierwsze:
Wydawnictwo – Instytut Literacki, Paryż, 1966
Pięknie wydane, okładki godne klasyki.
Wspomnienia kojarzą mi się z paroma (przynajmniej z dwoma) pisarzami, którzy od dziecka tacy durni byli, ze szkół ich wyrzucano, a jednak jednak! Mareczek w tych „Pięknych…” tak jedzie, zaznaczam, że jeszcze nie doczytałam, ale jakoś od razu rzuciło mię się w oczy.
W tamtych czasach świat mieścił się wokół tego, co geogrficznie było osiągalne, medialnie (ha ha ha!)
krysiade,
Mrusia na jej ulubionym parapecie, wyszłam na zewnątrz, cyknęłam fotkę, obrabiać nie umiem, może i dobrze 🙂
No, to Pyra błysnęła rzadkim intelektem : prawie dobę szukała gdzie ta Mrusia. Mrusia cudna.
Nie wiem co zrobić, bo biszkopt z truskawkami przecież na Dzień Dziecka. Myślałam o drobiazgu rodzinnym. Nie wiem, czy będę miała czym poczęstować, bo moje duże Dziecko dzisiaj żywi się wyłącznie tym ciastem. Zabrać Dziecku? Dziecko wyjeżdża jutro w południe do Warszawy, a dzisiaj będzie imprezowała z dawnymi kolegami z liceum. Może nie zdąży zjeść wszystkiego?
Pyro – z Twoim napędem możesz upiec następne. Ja po przeczytaniu listy Twoich zajęć już jestem zmęczona, a gdybym miała to robić to padłabym jak pies Pluto. A Tobie nic. Dzielna jesteś.
Alicjo – obróbka mogłaby tyko zaszkodzić!
Krysiade – to tylko tak efektownie wygląda, jak każde sprawozdanie. W rzeczywistości to dla młodej gospodyni, byłoby 1,5 godziny, a dla Pyry, ponad 4. I walnęłam się spać na następne 1,5. Nie sprzątałam dzisiaj, nic innego nie robiłam, a kurak piekł się sam – szczelnie przykryty, przez 1 godzinę i 45 minut (duży) nie zajrzałam do niego ani razu. Potem jeszcze zostawiłam w wyłączonym piecyku przez kwadrans. Dobrze się upiekł, jest rumiany i ładnie pachnie. Zjadłam nogę z surówką. Młodsza żyje na placku. Pewno we wrześniu ogłoszę, że Dziecko jest na diecie.
Dieta to magiczne słowo od jakiegoś czasu.
Nie za moich lat młodych. Nie pamiętam, żeby w ogóle były rozmowy na ten temat, a dziewczyny były jak laski!
Rzeczpospolita Babska 19… chyba na pewno niestety, 1970 rok, wrzesień.
http://bartniki.noip.me/news/16.jpg
p.s. Z wieloma z tych dziewczyn utrzymuję kontakty do dzisiaj.
Alicja – ale ten łobuzerski błysk w oku (b. posłanka miała…) Strasznie fajny i kłopotliwy dzieciak był.
Ja na wszelki wypadek robienia zdjęć szkolnych oczy spuszczałam na dół. Albo na boki 🙂
http://bartniki.noip.me/news/18.jpg
Pałac w Rogalinie dzisiaj uroczyście otworzył Prezydent RP, Bronisław Komorowski. Trochę to trwało (15 lat!). Już w czasie I Zjazdu czynna była tylko część ekspozycji. Mnie najbardziej podobają się oficyny dworskie – porządne, 2 piętrowe osobne budynki z XVIII w. Kiedyś były tam pokoje gościnne i mieszkania oficjalistów.
Czy ktoś może wie, gdzie się Nisia podziała? Jeszcze, przecież, nie płynie. Szlaja się gdzieś po Polsce, albo zległa nieboga z jaką niemocą? Martwię się.
Dobrej nocy.
Początek świata! Moje dziecko zainstalowało sobie polskie diakrytyki w komputrze, żeby matce odpisywać jak należy. Po polsku.
„Dzięki” – napisało, bo właśnie odnalazłam książeczkę zdrowia i wszystkie wypisane w niej szczepienia obowiązkowe i tak dalej, aż do czasu, kiedy wyjechaliśmy.
Nie wiem, czy nadal istnieją książeczki zdrowia dziecka, bardzo przydatna rzecz w roku 1980. Wyczytałam tamże, że dziecko urodziło się trzy kilogramy z malutkim groszem i miało 10 czegoś pod nazwą „agpar”, komputerów powszechnych wtedy jeszcze nie było.
Chodziło się wtedy za róg co miesiąc do przychodni i pani pediatra wpisywała osiągi małego, nie zapomnę jej miny, kiedy Młody w wieku 8 miesięcy wkroczył na własnych nogach do jej biura 🙂
Zanim oddam Młodemu książeczkę, zeskanuję dla siebie, bo są tam ciekawe wpisy. 16-ty miesiąc, 20 zębów 😯
W związku z tą książeczką przypomniało mi się wiele rzeczy z tamtych lat.
p.s. Dziecko mówić po polsku mówi znakomicie, ale pisanie odpuściłam mu po jakimś czasie, on z tych, co to albo dobrze, albo wcale, a nie miał za wiele okazji, żeby po polsku pisać, chyba tylko listy do mnie z wakacji. To też jest warte zeskanowania 🙂
Zamiast spać, latam po archiwach…znalazłam zdjęcie ze Zjazdu mojej szkoły na 50-lecie. Moja pani Geograficzka, która nikomu nigdy nie postawiła dwójki (taka wtedy była skala), Krystyna Lepszy. Pani Krystyna zakładała, że albo się ktoś przedmiotem interesuje, albo ma przedmiot w głębokim poważaniu. Co ja robiłam na lekcjach geografii, się nie przyznam. Jedyna moja „piątka” na świadectwie maturalnym.
http://bartniki.noip.me/news/A-1,%22Babcia%22,Barbara.jpg
dzień dobry ….
wycieczka do Pułtuska bardzo udana …. w Żaczku jedzenie nam smakowało bardzo … piwo i lody nad wodą w dobrą pogodę polecam … spacer nad kanałkiem bardzo przyjemny … jeszcze tam wrócę bo wszystkiego w jeden dzień się nie dało zobaczyć … a do słynnej piekarni też nam było trochę zadaleko …
przepis dla ….
http://kuchennefascynacje.blox.pl/2015/05/Marynowane-szparagi.html
Jolinku,
Pułtusk jak najbardziej pamiętamy z drugiego Zjazdu łasuchów 🙂
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Fotki/Zjazd2/
Naklikać się trzeba, Jerzor jeszcze nie znalazł (nie chce mu się?) tego czegoś, co tworzyło galerię.
😯
Gospodarz wygraża Grigorijowi mojemu ukochanemu, Sąsiadowi zza płota!
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Fotki/Zjazd2/img_5323.jpg
Dobranoc sobie.
Rynek w Pułtusku. Baaaaardzo długi 🙂
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Fotki/Zjazd2/img_5362.jpg
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Fotki/Zjazd2/img_5346.jpg
Alicjo ja byłam w Pułtusku poprzednio 12 lat temu i muszę przyznać, że zmienił się na korzyść chociaż jeśli chodzi o kawiarenki i knajpki to mi dalej brakuje klimatu na rynku … bardziej gościnnie jest nad rzeką teraz …
Alicjo – 10 punktów w skali agpar oznacza, że dziecko przyszło na świat w stanie bardzo dobrym.
Młodsza poleciała już na dworzec, bilety na inter – city do stolycy ma już kupione. Teraz podróż trwa tylko 2 godziny z kawałkiem. Dzisiaj dzień na włóczęgę po warszawskich knajpkach, bo to dzień na spotkania z rozlicznymi przyjaciółmi od włóczęgi po górach, lasach, trzydniowych turniejów brydżowych i góralskich herbatek. Dzisiaj to poważni panowie i stateczne panie, ale tam… Nocleg ma z koleżanką w niezamieszkanym od kilku lat mieszkaniu jakiegoś pociotka koleżanki, z którą jedzie (w sumie na tej konferencji jutrzejszej Poznań reprezentuje szóstka nauczycieli). Dzisiaj rozpusta, jutro pełna nudy „narada”. Nudy dlatego, że ani CKE, ani MEN w najmniejszym stopniu nie sa zainteresowane opiniami nauczycieli. Oni po prostu przekażą treści do wierzenia. I basta. Wrci jutro ok 23.00
Jolinku – zaraz jutro kupię 1,5 kg szparagów (łebków) i zrobię kilka testowych słóików tej marynaty. Potrzebuję 5-6 słoiczków :
1 dla siebie, 1 dla Zjazdu, 1 dla Haneczki i 2 dla Dziedziczek. OMC nie zapomniałam o Ince – czyli jednak 6.
Wypróbujemy w różnych kuchniach, przy różnych smakach i zobaczymy.
Dziędobry z nowego kompa. To jest test. Windows 8 jest ohydne.
Opanowuję, opanowuję…
Nisiu – a dlaczego „8”? Nie lepiej było z siódemką?
Lepiej było z XP. Ale jest terror nowoczesnosci i mamusia nie może odstawać (tak twierdzi synek).
Dzień dobry.
Pyro,
mam trochę słoiczków i słoików, pustych 🙂
Faktycznie Mrusię trudno znaleźć na tym zdjęciu, powinnam była podpowiedzieć, żeby zwracać uwagę na oczyska odbijające się gdzieś na drzewach 🙂
Pogoda niepogodna. Wieje, leje, ale nie narzekam, bo deszcz jest bardzo potrzebny, BARDZO wręcz. Niestety, jest też zimno, zaledwie 8c. Na obiad będzie sałata, jutro też. Mam dwie spore głowy rzymskiej sałaty i trzeba coś z tym zrobić przed wyjazdem, żeby się nie zmarnowało.
Dawno temu miałam taki patent obiadowy, o którym zapomniałam, właśnie „w sprawie sałaty”. Otóż kupowaliśmy tortille (takie wielkości sporego naleśnika), na to nakładałam sałatę + pomidor i co tam było sałatowego, a jako omasta usmażone (przedtem pokrojone w paseczki) skrzydełko kurczaka lub schabu, posypane żółtym serem jakimkolwiek. Zawijałam jak naleśnik. Bardzo szybki obiad 🙂
Nisia się nie szlajała, okienka jej się naraziły. Ja też uważam, że okienka są do rzyci, na szczęście baaardzo dawno temu (ze dwadzieścia lat z hakiem) miałam z nimi do czynienia. Chwilowo zresztą.
Terror nowoczesności pożarł moje ustrojstwo na foto-galerię, więc linux też nie taki cacany. No ale nie będę dziecku chleba zabierać, przy tym pracuje, uaktualnia 🙄
A właśnie że owszem, trochę się szlajałam. Byłam w malutkiej trasce na Śląsku, prowadziłam spotkanie z Janem A.P. Kaczmarkiem w Filharmonii Gorzowskiej, a wczoraj uczestniczyłam w Nocy Bibliotek w moim ukochanym Trzebiatowie. Jest tam jedna pani, której powinno się postawić pomnik ze złota na samym środku miasta. Ma milion pomysłów na minutę, większość realizuje a to wcale nie są pomysły czysto rozrywkowe. Pani jest dyrektorką Ośrodka Kultury, edukuje naród, wprawia w kulturze wysokiej, uczy o przeszłości miasta i regionu, kultywuje tradycje, organizuje sesje naukowe. Jestem jej wielbicielką od lat.
Po sąsiedzku u Owczarka napisała nasza wysłanniczka z Goudy:
Ana
31 maja o godz. 12:12 183046
(….)
A skoro Mietecka w Warszawie,to bedzie tutaj i o stolicy.Wlasnie dzisiaj w naszym holinderskim dzienniku calusienki artykul na ?cztyry?strony o ekscesach kulinarnych jakie maja miejsce w Warsawie 😉 A bylo o restauracjach ?Solec 44?,?Warszawa Wschodnia?,
?Atelier Amaro? i ?Concept 13?,no i nie moglo zabraknac paru cieplych slow o barze mlecznym ?Prasowy?i targu sniadaniowym na Zoliborzu!!!
Oj pozazdroscili nam Holindry naszej kuchni,a mnie az skrecalo,ze mnie tam nie bylo i nie moglam poprobowac tych polskich specjalow w nowej ?oprawie? 😀 ”
Hej.
O masz, szlajała się 👿
Ja mam w swoim życiorysie romans z biblioteką, studiowałam przez rok, a jak! Studium bibliotekarskie we Wrocławiu, bodaj na Jedności Narodowej.
Teraz pewnie to się robi inaczej, terror nowoczesności a może wybawienie, bo od kariery życiowej jako bibliotekarka skutecznie odstraszyło mnie katalogowanie zbiorów. Gdyby mnie ktoś zapytał, co uważam za najnudniejsze zajęcie na świecie, to byłoby właśnie to – upiorne katalogowanie 🙄
Teraz pewnie wystarczy wklikać, co należy, wtedy robiło się to na piechotę. Wysłano mnie na 2-tygodniową praktykę do jednej z krzyckich (na Krzykach) bibliotek, ku radości pani bibliotekarki, która natychmiast posadziła mnie do zaległego katalogowania.
A ja chciałam za biurkiem siedzieć i wypożyczać książki 👿
Cieszę się, że te restauracje zacytowane przez Alicję wciąż istnieją, bo na tym rynku to rzadkość. Ja teraz walczę o Hiszpana z Casa Krike, który chce wrócić do ojczyzny, bo mu tu smutno. A to jedyna rozsądna restauracja w mojej dzielnicy 🙁
Najbardziej upiorna robota w sporej bibliotece, to okresowe scontrum. Musi to robić kilka osób. Nieszcześni siedzą mając „pod sobą” kilka arkuszy tysięcznych (1000 kratek z numerami) a jedna stoi na drabince i tom po tomie – wyczytuje numery i podaje tytuł. Właściwy pracownik odkreśla właściwy numer. M/w po 6-7 tygodniach sprawdza się, które numery pozostały nie wykreślone, co to za tytuł, autor itp, czy pozycja w księdze ubytków, na karcie czytelniczej, czy zaginęła. Protokóły, aktualizacje itp. Pod koniec roboty człowiek biedny słyszał numer telefonu, a miał opdruch odkreślania w arkuszu. Biblioteka WL liczyła 52 tys vol. Pracowałam przy tym diabelstwie 7 razy!!! Niech mi to zostanie policzone.
Małgosiu,
jak Ty nie rozweselasz Hiszpana swoim uśmiechem to on nie jest Hiszpan, tylko się podszywa, o!
Pyro,
mnie to ominęło, szybko się połapałam, że praca bibliotekarki nie polega na wysiadywaniu za biurkiem i okazjonalnemu wypożyczaniu książki, a już o czytaniu mowy nie ma. Tak sobie wyobrażałam pracę bibliotekarki – siedzę za biurkiem, od czasu do czasu ktoś coś wypożyczy, a poza tym robię to, co lubię, czytam sobie!
Alicjo, niestety mój uśmiech to za mało:(
Wyjęłam chlebek z pieca, bardzo gustowny i pięknie pachnie 🙂
Tego chleba Ci, Małgosiu, zazdroszczę strasznie.
Małgosiu, czy my gdzieś mamy przepis na Twój chlebek?
Zauważcie, na hasło „chlebek” wszystkim sie jeść zachciewa…
Mało jest potraw tak smacznych, jak świeży chleb z masłem, albo z miodem – patoką (nie razem).
Pewnie gdzieś jest Nisiu 🙂 , ale oczywiście mogę go znowu podać.
Moja przygoda z pieczeniem rozpoczęła się od niemożności kupienia dobrego chleba. Teraz widzę, że część piekarzy poszła po rozum do głowy i wróciła do starych receptur.
Do moich rąk trafiła właśnie sympatyczna książka „Chleb po warszawsku” o piekarniach , które działają w moim mieście do dziś.
Pyro, 🙂
Zadzwoniła Młodsza. Na miejsce noclegowe trafiły od razu. Potem obeszły SN po zewnętrznej, pokłoniły się K.Górskiemu, pieszo przeszły przez most Świętokrzyski, a teraz siedzą w barze „Baryłka” na Mariensztacie i czekają żeby zię zebrała ekipa. Na niebie rzadkie zjawisko – światło poboczne i podwójne halok, a Dziecko wściekłe, bo aparat zabrało, kartę nową kupiło, a filtry zostały w domu.
W przepisach jest kilka przepisów na chleby, ale Małgosinego nie ma:
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Przepisy/01.CIASTA_etc/
Pyro,
po tej stronie globu też jest zjawiskowo, ale dzisiaj nici z najlepszego nawet aparatu – pada deszcz.
Mrusia siedziała/podsypiała na parapecie, można było jej zdjęcie cyknąć zza szyby, w której nie odbijają się świerczki. Wpadło mi to do głowy, ale łaskawa pani zmieniła zdanie i udała się na wygodną kanapkę, zanim zrealizowałam pomysł. Jeszcze nie podejrzewa, że jutro idzie na służbę do bywszego personelu.
Zrobiłam MICHĘ sałaty z jednej główki. Jutro robię drugą i ma być wszystko zjedzone 👿
U sąsiadów jakiś wielki zjazd, masa samochodów (już wiem, po co ścinali te Frankowe drzewa!). Mówię do Jerzora – wmieszamy się w towarzystwo i mamy obiad 😉
Przypomniała mi się pewna historia, to było dawno-dawno temu. Poszliśmy do znajomych na imprezę typu przynieś coś do jedzenia i ulubiony napój, bo gospodarze dysponują lokalem, ale nie lodówką. Przybyło ze 30 osób, często bywały takie imprezy, bo wszyscy byli równo biedni, a spotkać i pogadać chciało się. Piętro wyżej mieszkała podobna biedota i też urządzali imprezę tego typu. W którymś momencie do nas wtarabaniło się 3 nikomu nie znanych młodzieńców ze skrzynką (24 szt.) piwa. Lepszego biletu wejściowego nie trzeba 🙂
Niestety, młodzieńcy się połapali, że coś nie tak, zabrali skrzynkę i poszli piętro wyżej 🙁
Komu się chce, może zerknąć na Jerzorowe zdjęcia z Japonii. Nie podpisane oczywiście, ten typ tak ma 👿
https://plus.google.com/u/0/116343244889478028935/posts/EL1mGq6XHWH?pid=6149644156089935346&oid=116343244889478028935&authkey=CJm7jfCV_MvnKQ
I jeszcze raz wkleję Anę z Goudy:
Ana
31 maja o godz. 15:41 183049
Alicjo-a wklejaj,oczywiscie,ze nie musisz czekac na moje pozwolenstwo 😉
Mnie rowniez cieszy fakt,ze Holindry coraz czesciej zauwazaja pozytywne zmiany w kraju.
Ostatnio byl rowniez wywiad z burmistrzem Slupska p.Biedroniem,ktory jest wielce sympatycznym i inteligentnym czlowiekiem.Byly tez piekne wspomnienia o Kapuscinskim!!!
A ja sama ?wczora?podziwialam w Hadze nasza polska tenisistke Sandre Zaniewska,ktora tutaj gra w krajowych kompetycjach.No i jej klub wygral.Huraaaaaaaaaaaaa 😉
Kiedyś już opowiadałam tę anegdotę, która jest autentyczna (znałam jednego z bohaterów) po wtóre zaś uczy ostrożności w alkoholowej imprezie, której uczestnicychcą zaakcentować swoje poczucie humoru.
A było to tak: w jednej z katedr wydziału mat-fiz-chem (był taki) był asystent o nazwisku „Kozik”. Po obronie dysertacji doktorskiej, świeżo upieczony starszy asystent, zaprosił promotora, recenzenta, swojego szefa i kolegów na wódeczkę (wtedy jeszcze nie chodziło się w tym celu do restauracji, do swojego, dwupokojowego mieszkanka. W założeniu była to absolutnie męska impreza. Pani Kozikowa naszykowała zimny bufet i poszła spać do Matki, żeby panów nie krępować. Tymczasem kierownik katedry złapał grypę, a żeby nie sprawiać zawodu ulubionemu astystentowi, wysłał na imprezę małżonkę. Panie w owym czasie raczej nie miały wielkiego treningu w podnoszeniu kieliszków. Fetowana przez 8-osobowe grono fizyków, profesorowa ululała się pręciutko na biedronkę – ani rączką, ani nóżką. Panowie wiedzieli, że w takim stanie żony szefowi zwrócić nie można. Trzeba zaradzić: jeden wziął śpiącą niewiastę na ręce i zaniósł do małżeńskiej sypialni, dwaj inni zdjęli pani sukienkę i buty: niech się wygodnie prześpi. Nagle jeden zauważył pudełeczko z nowiutką pieczątką „dr Kozik”. Wypróbowali na rąsiach, nóziach, gorsie i pleckach. Pani przebudziła się ok 2.00 w nocy, ubrała się cichutko i wyszła łapać jakiś pojazd, bo towarzystwo leżało zgodnie na dywanie śpiąc ciężkim snem. W domu oburzony małżonek obejrzał wszystkie pieczątki „dr Kozik” i zażądał rozwodu. Pani była cnotliwa, panowie pełni atencji, tylko pieczątka leżała w złym miejscu.
HA HA HA!
Włączyłam wyobraźnię 🙂
A propos dawnych lat i tego, że wtedy my zdies emigranty biedni byliśmy równo…otóż jak tylko ktoś się nieco wzbogacił, to odpływał z towarzystwa na inną grzędę. Oczywiście bywały chwalebne wyjątki, ale regułą było to właśnie. Przykro, ale niech to im jest żal 🙂
Pyro,
i rozwiedli się?
Dokładnie nie wiem, ale spostponowany małżonek pojechał tworzyć jeden z nowych uniwersytetów. W Poznaniu zostać nie chciał/ nie mógł?
Oglądam na onecie zdjęcia naszych polityków dzieckiem będących. Jak kogoś rozpoznam, to powiem. Na razie nic a nic nie zgaduję.
Niesiołowskiemu pozostał „ten patrz”, jak by to powiedziała moja Babcia Janina.
A Korwin-Mikke taki słodki aniołek lokaty 🙂
Alicjo, jeśli możesz dodaj do przepisów ten mój.
CHLEB ŻYTNIO-PSZENNY NA ZAKWASIE FOREMKA 24 CM
Zaczyn:
135 g wody
135 g mąki żytniej
90 g zakwasu
Wymieszać razem i zostawić na ok. 12 godzin w ciepłym miejscu (ja wstawiam do piekarnika i włączam światełko)
Do zaczynu dodać: 315 g letniej wody, albo wody wymieszanej pół na pół z maślanką, albo ?
360 g mąki pełnoziarnistej żytniej z dodatkiem pszennej, albo to co przyjdzie do głowy. Na początek proponuję 200 g żytniej i 160 g pszennej albo orkiszowej, mieszanki pełnoziarnistej Lubelli 3 ziarna (żyto, pszenica, orkisz), owsianej. Razem ma być 360 gram.
1,5 łyżeczki soli
Czubata łyżka miodu, albo 30 g melasy, albo łyżka cukru
Łyżka oleju (nieobowiązkowo, ale poprawia wilgotność chleba)
Inne dodatki:
Pestki dyni i słonecznika, siemię lniane, czarnuszka, chia ?
Wszystko starannie mieszać ok. 10 minut najlepiej mikserem.
Odstawić w ciepłe miejsce na godzinę, żeby odpoczęło.
Przełożyć do foremki, powinno sięgać do 2/3 wysokości, odstawić w ciepłe miejsce, aż podrośnie do brzegu foremki.
Nagrzać piekarnik do 230 stopi Celsjusza. Wstawić do pieca, grzanie góra-dół, zmniejszyć temperaturę do 210, po 20 minutach zmniejszyć do 200 i ustawić grzanie tylko dół, po kolejnych 20 minutach zmniejszyć do 190, grzanie góra-dół i po 12-15 minutach wyjąć na kratkę. Nie należy używać term-o-o-biegu.
Jest oczywiście Jacek i Placek. A takie ładne blondaski były…
Nie przypominam sobie, żeby chłopcy na komunię (a takich zdjęć z dzieciństwa jest najwięcej) ubierali się w białe garniturki (Jarubas).
Małgosiu – w moim piekarniku raczej odpada. W sierpniu wymieniamy sprzęt, więc i piecyk będzie wielofunkcyjny – teraz mogę tylko włączyć góra/ dół, albo tylko dół. Światełka osobno nie ma.
Idę sobie. Do jutra.
Małgosiu,
z przyjemnością wkleję Twój wpis o chlebie, jak tylko Jerzoru upora się z tym, co tu uaktualnił i sam się pozbierać nie może ze swoimi aktualizacjami 🙄
Pyro,
u mnie od początku (parę lat temu) piekarnik jest ustawiony fabrycznie na 350 farenhajtów i na nic innego nie da się ustawić, ani drgnie 🙄
Rozpracowywał to Roger, ale nawet on, znający się, nie rozpracował tego problemu. Jakimś cudem pasuje mi to do wszystkiego, co wymaga piekarnika.
Film „Szczęki”. 1975.
KULTOWY, jak bardzo nie lubię tego słowa! Po raz pierwszy w życiu wypadły mi druty z ręki (do kina chodziłam z prostymi robótkami drucianymi), a za chwilę potem po raz drugi.
Żadne inne dreszczowce mnie nie ruszyły przedtem ani tym bardziej potem.
40 lat minęło…
https://www.youtube.com/watch?v=z0j-8tLuktk
O rany! Druty odłożyłam natychmiast, przygotowałam się, a jakże, na „przeżyjmy to jeszcze raz”.
Moim zdaniem zdecydowanie jest to straszliwie straszący film i pewnie mi się przyśni, dobrze mi tak, mam za swoje!
Znakomicie zrobiony bez żadnych tych tam nowoczesnych trików.
Być może dlatego tak działa.
Przesadzono w pewnym momencie z wydłużoną sceną pałaszowania kapitana „Orcy” przez rekina. Kapitan gadał i gadał, a rekin go spożywał. Wydaje mi się, że Kapitan powinien zamilknąć po pierwszym kłapnięciu szczęk rekina. Ja bym umarła na sam widok 😯