Wystarczy dobra zupa
Nie jeden raz wypowiadałem się na temat zup. Jestem bowiem ich wielbicielem. I kuchnie, w których zupy są rzadkością, traktuję jako coś gorszego.
Z wyjątkiem oczywiście kuchni włoskiej, która wprawdzie w kwestii zup ma niewiele do powiedzenia, ale nie za to ją kocham. Polskie zupy zaś są ponad wszystko.Nasz tegoroczny sezon wiejski zacząłem więc od małego festiwalu zup.
Zupa z listków rzodkiewki
4 szklanki bulionu drobiowego, 2 marchwie, pietruszka, seler i por, listki rzodkiewek, cebula, pół szklanki śmietany, 2 łyżki masła, sok z cytryny (do smaku), sól, 4 łyżki ryżu, słodka mielona papryka
1. Marchew, pietruszkę i seler obrać, pokroić na duże kawałki, dodać oczyszczony por i zalać warzywa bulionem i gotować 20 minut, po czym wsypać ryż i ugotować.
2. Liście rzodkiewek (najlepiej jeśli są to młode, dorodne liście) umyć, posiekać niezbyt drobno.
3. Na maśle podsmażyć na złoto drobno posiekaną cebulę, po czym dodać liście rzodkiewki i chwilę dusić.
4. Połączyć liście rzodkiewek z przecedzonym przez durszlak bulionem, zagotować, zaprawić śmietaną, dodać do smaku sok cytrynowy, sól i mieloną słodką paprykę.
Uwaga: zupę taką można przygotować także z kiełków rzodkiewki
Zupa z bryndzą i boczkiem
20 dag bryndzy, 10 dag boczku, 3 ząbki czosnku, 1 cebula, 1 l maślanki, po jednej łyżce mąki i śmietany, 2 kromki żytniego chleba, sól
1. Czosnek po obraniu rozetrzeć z solą. Cebulę drobno posiekać. Wrzucić pół litra wrzątku. Gotować pod pokrywką 10 minut.
2. Rozprowadzić mąkę ze śmietaną tak, by nie było grudek. Dodać odrobinę przestudzonego wrzątku, zamieszać i wlać do garnka z gotującą się cebulą. Zagotować i zdjąć z kuchenki.
3. Maślankę dokładnie zmiksować z bryndzą. Dodać do garnka z ostudzonym wywarem cebulowo-czosnkowym. Podgrzać, uważając, by nie wrzało ze względu na maślankę, która się wtedy zwarzy. Posolić do smaku.
4. Pokroić chleb w kostkę i podsmażyć na maśle na rumiano. Boczek pokrojony w kostkę wrzucić na patelnię i zrobić skwarki.
5. Podawać zupę, wrzucając na talerze grzanki i skwarki.
Zielona zupa
Pół małej różyczki brokułu, garść zielonej fasolki szparagowej, pół szklanki zielonego groszku, szklanka brukselki, 3 łyżki śmietany kremowej (30-proc.), kieliszek wytrawnego białego wina, 3 łyżki pokrojonego w kostkę sera gorgonzola, sól, świeżo zmielony biały pieprz, 2 szklanki rosołu (może być z kostki), łyżka posiekanej zielonej pietruszki lub listków kolendry
1. Wszystkie warzywa po kolei wrzucać na wrzącą wodę i blanszować 3 minuty, po czym odsączać je i przekładać kolejno do garnka z rosołem.
2. Gotować do momentu, kiedy wszystkie warzywa zmiękną, po czym odstawić zupę, lekko ją ostudzić i zmiksować.
3. Do zmiksowanej zupy dodać wino oraz śmietanę, wymieszać i zagrzać, nie gotując.
Podawać zupę w filiżankach, posypaną pokrojonym serem i siekaną zieleniną.
Komentarze
dzień dobry ….
ja mam fazy na zupy i wtedy jarzynowa z ryżem i ziemniakami mi smakuje najlepiej … miksowane zupy jem ale to nie moja bajka …
nemo wszystkiego najlepszego z okazji urodzin …. 😀
Kocham zupy z wyjątkami (mleczne, owocowe na ciepło, rybne) i stanowczo wolę takie do gryzienia od przecieranych. A przecież asortyment naszych zup jest przebogaty i zawsze można ugotować taką, która sprawi rozkosz smakoszowi i zaspokoi apetyt. Ostatnio gotuję mniej zup, a to dlatego, że Młodsza jada je raczej niechętnie (waga) a ja nie umiem ugotować 0,5 l zupy na 1 osobę. Mam za małą zamrażarkę, aby mrozić kilka zup w 0,5 litrowych pojemnikach, więc gotuję zupy tylko raz w tygodniu, rzewnie wspominając czasy, kiedy to zupy gotowałam codziennie w 3-litrowym garnku i to niezależnie od menu d.c. obiadu.
Dzisiaj wznosić będziemy toast za Nemo, która obchodzi urodziny. I czego można życzyć Nemo? W takich krajobrazach, w takiej kondycji? W tak składnie poukładanym życiu? Chyba tylko zdrowia i cierpliwości dla tych mniej poukładanych.;
Nadal mam poprzekręcane ze spaniem, ale teraz spałam pół dnia i pół nocy. Mrusia mruczy ze szczęścia i chyba jest przekonana, że jest człowiekiem, bo zaczyna nami ostro dyrygować.
Mruczy ze szczęścia, że jest w domu, bo ona mimo, że 2-3 lata była u poprzedniego Personelu, nie zżyła się z tamtą kocią bandą. Lubi być sama i wyraźnie daje do zrozumienia tamtym, żeby od niej z daleka 👿
Za to do nas się tuli, pieszczoszka jedna! Niedługo, a zajmie nasze łóżko, całkiem pokaźnych rozmiarów 🙄
Nemo – Życzę Ci pięknego, harmonijnego roku w zdrowiu i gwiezdno-słonecznym cieple 🙂
Pięknie dziękuję za przepisy, Gospodarzu 🙂
Nasz dom jest zdecydowanie zupolubny. Ostatnio Jagodowy zapałał wielkim afektem do zupy imbirowo – cytrynowej. Ale na wiosnę nowe przepisy mile widziane 😆
Wszystkiego dobrego, Nemo 🙂
Dla Nisi:
http://bartniki.noip.me/news/Kanko_Maru-Nagasaki.JPG
Replika bo replika, ale udatna.
Acha. Pan J. coś tu wczoraj kombinował, nie otworzy się fotka. Daruję go zdrowiem, niech śpi.
Przepis na zupę prawie tak stary jak ja, ale idealny na urodziny, chrzciny, a przede wszystkim na serce.
Corazon mi corazon
Corazon mi corazon
Pozwólcie Państwo, że przetłumaczę;
Serce moje serce
Serce moje serce
….i coś tam o nożu w tym sercu.
Zupa jest wyborna w smaku. Pierwsza chochla dla Nemo.
Placku 😆
Nemo, serdeczności urodzinowe, niech Ci się szczęści 🙂
Placku 🙂 Corazon jest chyba najczęściej powtarzanym słowem w piosenkach, tu porzucony mężczyzna cierpi (wiadomo, nóż w sercu), ale pyszna zupa będzie zapewne pocieszeniem. Jednym słowem nie ma to jak dobra zupa. Gotuję botwinkę 🙂
Jagodo, a jaka to zupa cytrynowo-imbirowa?
Z przepisów Gospodarza nęci mnie ta z liści rzodkiewki. Jadłam już zupę szpinakową (popularna w Meksyku), rzodkiewki gotowałam jako jarzynkę, ale liści jeszcze nie.
O, właśnie widziałam wczoraj botwinkę i rabarbar, będzie zupa i rabarbarowy crumble.
Dla Nemo – wszystkiego najlepszego!
U mnie bedzie zupa pomidorowa. Dzisiaj kupilam nowe bretonskie ziemniaki i zjemy je do obiadu.
Nemo, wszystkiego najlepszego.
Dla mnie, „fauna” zup wszelakich, Pański dzisiejszy felietonik jest niezmiernie smakowity.
Rozśmieszyło mnie natomiast bardzo sformułowanie „przestudzony wrzątek”. Czyżby w ten sposób chciał Pan przemycić znany dowcip o bacy, który spytany w szałasie na hali przez turystę : „Baco, macie wrzątek?” odpowiedział „Mom, ino zimny”.
Nemo – mnóstwo szczęścia i radości.
Barbaro – Gospodarz już kiedyś pisał o zupie z liści rzodkiewek. Zrobiłam. Goście byli zachwyceni.
Kupiłam mięso na kilka obiadów (3 dni jemy w trójkę). Na jutro są nogi kurze i młoda kapusta, na niedzielę rolada z łopatki wieprzowej w warzywach, na poniedziałek żeberka po staropolsku, na wtorek rolady cd, na czwartek gulasz, a na majówkę wyciągnę kaczkę z zamrażarki – i tak cały tydzień obiadowo z głowy, a na środę knedle z truskawkami (na 2 osoby nie jest to wiele roboty i tylko kilka owoców potrzebne).
Nemo – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=W9Z8Tn1V_x0
Zupa jest dobra na wszystko! 🙂 W tygodniu mamy na obiad przynajmniej jeden raz zupę, zimą częściej. Lubię nawet owocowe na ciepło.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/85115/c0067730551e843ca859baf65973c211/
Barbaro,
robię to mniej więcej tak:
http://www.wielkiezarcie.com/recipes/30064515
bez kalarepki, ale ze sporą ilością wcześniej sparzonych rodzynek, wyciskam sok z limonki i dodaję startą skórkę, gotuję z trawą cytrynową.
Makaron ryżowy obowiązkowo. I trochę kwaśnej śmietany tuż przed podaniem. Tworzy to naprawdę ciekawą kompozycję smakową. Jak na razie wszystkim bardzo smakowało. Polecam zwłaszcza na chłodniejsze dni 🙂
ta zupa z listków rzodkiewki przypomniałami o pesto z nich … cichal robił i był zadowolony … listków nie mam ale mam szczaw w słoiku to zrobię zupę z jajkiem …
Jagodo, dziękuję. Przepis brzmi zachęcająco, lubię takie smaczki.
Nemo – niech Ci się szczęści we wszystkim ! 🙂
Należę do tych, którzy wolą zupy bardziej gęste. Przecieranych nie gotuję, ale z przyjemnością zjem dobrą zupę z cukinii.
Zupa Azteków podesłana nam przez Placka wygląda znakomicie. Jeszcze bardziej podoba mi się sposób gotowania.
Wczoraj na hali targowej nie widziałam jeszcze ani szparagów, ani rabarbaru. Natomiast można kupić już botwinkę.
ten film trzeba zobaczyć ….
https://www.youtube.com/watch?v=R2irw3re_LY&feature=youtu.be
Nie, Jolinku. Nie obejrzę tego filmu. Wiemy jak było i wiemy, jak dzisiaj jest. Jak to wojska międzynarodowe pomogły w Serebnicy, jak pomagają wszyscy na wschodzie Ukrainy, w Somalii, w innych państwach Afryki. Dawno straciłam złudzenia. I nawet oburzenie trawi mnie coraz mniejsze. Karski nadstawiał karku, własnego. Dzisiaj informacje o zbrodniach wojennych krzyczą z pierwszych stron gazet i co? I nic. A co niby można zrobić? Nową wyprawę krzyżową? Cholernie drogo i jakoś nie widać masowego entuzjazmu tych, którzy mają umierać za zBagdad, Jerozolimę, Dakkę, a choćby i za Donbas. Więc nie.
Nemo,
Serdeczności i wielu udanych podróży!
Jeszcze nie czytałam, ale po przeczytaniu recenzji myślę, że ta książka może być ciekawa: http://www.polskieradio.pl/9/29/Artykul/1414683,Do-poludnia-w-Paryzach-Innej-Europy
Ewo – jak się czuje Twój wujek?
Asiu,
Dziękuję za pamięć!
Wujek jest już od w Polsce. Na szczęście znalazły się pieniądze na transport samolotem medycznym, za co wszystkim serdecznie dziękujemy. Wujek wylądował na krótko w klinice w Ochojcu a teraz się rehabilituje w Murckach. Jest słaby, lewostronnie sparaliżowany ale walczy i to jest najważniejsze 🙂
Wracajac do wiosennych zup, polecam prastary zielony krupnik – osobiście bardzo lubię i będzie smakował wszystkim miłośnikom treściwej, wiejskiej kuchni. Babka mojego Jarka, Anna, która nauczyła mnie gotowania tej zupy, zachwalała; ‚pani, a wiesną to ino tyn zieluny krupnik; uon krew czyści i moc daje”. A przepis jest prosty – trzeba ugotować lekki, dobrze nagotowany krupnik (zielone warzywa wymagają więcej tłuszczu, wtedy łatwiej przyswajamy to, co w warzywach). Kiedy krupnik prawie gotowy, na durszlaku albo w misce należy sparzyć po 2-3 garści lebiody, mniszka lekarskiego, szpinaku. Odcedzić, odcisnąć, drobno usiekać i pogotować w zupie jeszcze z 5 minut. Zupa ma b.delikatną goryczkę w tle.
Ewo – na pewno będzie coraz lepiej 🙂
Asiu – będzie coraz lepiej, tylko nigdy już nie będzie dobrze, jak przed chorobą.
Pyro – wiem, moja mama prawie 8 lat temu przeszła lekki udar i do dzisiaj ma niesprawną lewą rękę. Mimo rehabilitacji.
och, temat dla mnie! uwielbiam wszelkie zupy (poza tymi z owocami morza) a najbardziej przecierane – praktyczny, jednogarnkowy obiad
Zupa 😉 https://www.youtube.com/watch?v=Qlq_A2auvDg
nie żyje prof. Władysław Bartoszewski … 🙁 .. smutek okrutny …
wlasnie mialam pisac to samo, bardzo przykro :(((( [*]
R.I.P.
Bardzo Go lubiłam i ceniłam.
🙁 Właśnie przeczytałam…
Właśnie czytałam, że zasłabł i jest w szpitalu WSW. Boże, co za człowiek – pracował do samego końca, a energii mogli mu pozazdrościć młodzieńcy.
Cześć Jego Pamięci.
Jurkom i Wojtkom spóźnione ale serdeczne życzenia z okazji imienin!
Nemo, z okazji urodzin serdeczne życzenia zdrowia i powodzenia!
Szkoda mi go. Nie do wiary, że jeszcze pięć dni temu wyłożył dobitnie i przekonywująco swoje zdanie na temat wypowiedzi szefa FBI.
Piękny wiek. I piękne życie.
Wspaniały człowiek
Wspanialy człowiek i cale jego zycie.
Wczoraj był Pan prof. Bartoszewski w Sejmie … świetnie wyglądał … do końca byl w formie … byłam pewna, że będzie z nami wiecznie … 🙁
Jolinku – powtórzyłaś to, co Młodsza przed chwilą „Myślałam, że On jest wieczny”
„Istnieją pewne wartości: godność życia człowieka, wolność człowieka, poszanowanie człowieka, tolerancja wobec człowieka. To jest potrzebne każdemu narodowi, każdej generacji, każdego wyznania i w każdym kraju świata – czy o tym wie, czy o tym nie wie. Jeśli od tego odejdzie, biada temu narodowi”
Władysław Bartoszewski, Warszawa, 19 kwietnia 2015 r.
„Warto być przyzwoitym” ….
ostatni wywiad …
http://wyborcza.pl/magazyn/1,143553,17496761,Bartoszewski__Zebysmy_znowu_nie_schrzanili.html#TRrelSST#BoxGWImg
Lato w pełni. Zielono, słonecznie, cieplutko, kwiaty w skrzynce balkonowej trzeba podlewać dwa razy dziennie. Dzisiaj przychodzi p.Ola i będzie szalała po mieszkaniu, Młodsza idzie na koleżeński, urodzinowy lunch, a nasza mała Nadia dostała wczoraj swojego rumaka : różowy (!) konik na biegunach, kiedy nacisnąć lewe ucho, słychać łomot kopyt w galopie, a naciśnięcie prawego ucha daje odgłos końskiego rżenia. Czego to ludzie nie wymyślą.
Dzień dobry Blogu!
Wreszcie chwila odsapki w przedwyjazdowym stresie.
Dziękuję serdecznie wszystkim dobrze mi życzącym 😀
Rewanżuję się urodzinowymi szparagami 😉
Placku, mi corazon,
gitara nastroiła mnie już hiszpańsko, a za zupę się wezmę po powrocie. Bardzo apetyczna, surowce łatwe do zdobycia, a w ogrodzie mam pełno zielonej kolendry 😉
Dziękuję bardzo 🙂
Pomidory w doniczkach i zaetykietowane, samochód umyty z soli i zimowego brudu, można się pakować.
Na podwieczorek będzie pierwsze tegoroczne ciasto z własnym rabarbarem.
PS.
Tu jest koniec kwietniowego lata, od rana pochmurno i pochłodniało, nadciągają deszcze i śniegi 🙁
Z opoznieniem najlepsze zyczenia dla Nemo i poprzednich solenizantow,
zdrowia i radosci na co dzien.
Tutaj tez od dzisiaj wyrazna zmiana pogody, chlodniej i deszczowo. Ze deszcz to dobrze
bo w ogrodzie bylo juz bardzo sucho.
Zupe Aztekow tez sprobuje zrobic bo wydaje sie byc bardzo apetyczna.
Gotuje zupy krem dla domownikow ale sama wole z kawalkami warzyw, dodaje tez rozne fasole.
Jolinku, w imieniu syna dziekuje za pamiec 🙂
U nas było wcześnie rano -1, ale jest słońce i idzie w górę.
U mnie muszą być zupy sążniste, takie, że łycha stoi, to są zupy jednodaniowe.
Natomiast jak są goście, to staram się robić bardziej wykwintne. Polecam zupę marchewkowo imbirową, o której nie tak dawno mówiła Danuśka, a z moich proponuję zupę fistaszkową.
Wczoraj się absentowałem, przeto dzisiaj dla Nemo: Vivat, Sursum Corda na Twoje dwudzieste piąte urodziny! Życzymy zdrowia, Buszująca w Górach!
PS wiek wydedukowałem biorąc pod uwagę wyczyny rekreacyjno-sportowe.
Pogoda letnia, 22 st. C. Bardzo miło, ale zapowiadane deszcze też są potrzebne.
Pyra wspomina o zielonym krupniku, ale jednego z jej składników – lebiody nie widziałam od czasów dzieciństwa, kiedy to rosła sobie w ogródku przy płocie. Mama czasami dusiła ją dla siebie na maśle, ale siostra i ja nie jadłyśmy wtedy takiej zieleniny. Dziś chętnie bym jej spróbowała.
Spróbowałam za to dziś fiołków, po prostu zerwałam gałązkę z kwiatkiem i zjadłam. Nie wiedziałam, że są takie smaczne. Nic dziwnego, ze można dodawać je do różnych sałatek.
Konik na biegunach miało chyba każde dziecko i jest to zabawka absolutnie przereklamowana. Niby taka retro i budzi sentymenty, ale wszystkie znajome dzieci/ także byłe/ nie przepadały za nudnym siedzeniem na koniku. Z drugiej strony trudno nieraz wymyślić ciekawy prezent dla małego dziecka. A przyjęło się, mim zdaniem niesłusznie, że tam gdzie jest dziecko, nie wypada iść bez prezentu. Ilości zabawek, które posiadają obecnie dzieci, są niesamowite.
Mam nadzieję, że mała Nadia zainteresuje się konikiem, przynajmniej przez jakiś czas.
Krystyno – dzieci nigdy nie bawiły się konikiem zbyt długo, za to często = kilka razy w ciągu dnia „odbywały jazdy”, pobujały się kilka minut i biegły do innych zajęć.
Dostałam w prezencie dwie bluzki, jakich sama sobie nie kupiłabym nigdy w życiu, a gdybym była przy zakupie, protestowałabym z całych sił. Miłośniczka gładkich tkanin, dyskretnych deseni i ew. ręcznych haftów, tudzież bluzek w stylu angielskim, pod koniec życia stałam się posiadaczką ciuszków usianych cekinami. Słowo daje – jak kostium cyrkowej woltyżerki (brakuje mi tylko pióropuszów). Protestować za bardzo nie mogę, bo to z dobrego serca, obmyśliłam, że w ciepłe dni będę wyprowadzała Radka w żółtej bluzce bez rękawów, z wielkimi, kolorowymi kwiatami na biuście. Te kwiaty z cekinów. Biała bluzka na szczęście ma pasy białych, drobniutkich cekinów i może służyć za bluzeczkę wizytową.
Nasz maluch jako dwulatek ujeżdżał… dżdżownicę na biegunach. Całkiem często się na wdrapywał i z zapałem jeździł, aż z niej wyrósł. Dżdżownica była wyposażona w dodatkowe atrakcje typu wydawanie niezbyt głośnych dźwięków po naciśnięciu co poniektórych jej elementów.Konik na biegunach też pewnie spotkał by się z entuzjazmem, ale konik rozmiarem jest znacznie większy niż dżdżownica dla dwulatka i rodzice nie pobiegli po niego do sklepu.
Linku – ale to wielka frajda patrzeć, jak dwulatek oswaja sobie przestrzeń. Nadia właśnie skończyła dwa lata. Siedzi w niej znacznie większe półdiablę, niż w jej starszym bracie, a już swoim ojcem manipuluje całkiem po babsku.
Bardzo pracowity dzień przy sobocie.
Po pierwsze primo, złożyliśmy zeznania. Podatkowe. Nie wiedziałam, po licho mnie tam ciągają i muszę podpisywać stosy papierów, ale pani (z pochodzenia pół Holenderka, pół Polka, ale urodzona w Kanadzie) wyjaśniła mi, że robimy jakieś hokus pokus zwane „split income”, czyli że chłop się dzieli ze mną zarobkami, przez co płacimy mniej. W tym roku niestety, zapłaciliśmy więcej, ja aż całe 79$, bo chłop tak chojnie się ze mną nie dzieli, według tych papierów.
Po drugie primo, zakupiliśmy specjalny gar do gotowania ryżu, tutaj zwany szumnie „rice cooker”, czyli gotowacz ryżu. Moja synowa zawsze zachwalała, ale nie myśleliśmy o tym. No i masz, czym owocuje pobyt w Japonii 🙄
Pojechaliśmy też do azjatyckiego sklepu, jedynego we wsi i zrobiliśmy zakupy. Niestety, właścicielem jest ktoś inny już i nie ma miso pasty na zupę miso, nie ma też czerwonej czy zielonej pasty curry, która u poprzedniego „Chińczyka” zawsze bywała, no i bywało wspaniałe kimchi. Można zrobić samemu, ale ja zawsze kupowałam i wolałam nie kombinować, bo na nas dwoje, a właściwie na mnie jedną, bo Jerzoru nie przepada, nie opłaca się robić. Kupiłam ryż na sushi, wodorosty morskie suszone i parę innych rzeczy, a miso w torebce. Curry tyż w proszku.
Znowu musiałam się zalogować i tak 3 x w miesiącu? Mnie nie pozwalają się rozliczać razem z Młodsza – małżeństwa mogą, a rodzic z dzieckiem nie; traktują nas jak dwa oddzielne gospodarstwa domowe. Szkoda, bo Młodsza płaciłaby mniej (bo ja mam mały dochód). Trudno, u-ha-ha.
Cichalu, 😀
dziękuję!!!
W dzisiejszym kieracie przerwa na kolację (topinambur w plasterkach smażony na oliwie, sałata z czosnkiem niedźwiedzim i szczypiorem, reszta gotowanej wołowiny z rosołu, piwo Kasztelan), krótki oddech i znowu kołki w zęby 🙄
Menu na jutrzejszą jubileuszową kolację dla babci jeszcze nie do końca ustalone. Dyskutujemy, kiedy podać szampana. Moja propozycja: na podwieczorek, a na kolację wino. Babcia nocuje, ale szwagier i Młodzi muszą wracać do siebie.
Na podwieczorek będzie ciasto z 85 świeczkami, zrobię chyba szarlotkę na całą blachę 🙄 I nie posypię cukrem pudrem, bo co to będzie przy zdmuchiwaniu 🙄
Raz posypałam, na 50. urodziny przyjaciela… 🙄
Dobrze, że party odbywało się na dworze 😉
Kto będzie chciał, może dostać dzisiejszego (jutro wczorajszego) ciasta z rabarbarem. Ponadto zastanawiam się nad małymi kanapeczkami z łososiem…
Na kolację: fois gras, sałata, szparagi z ogrodu (po jednym dla każdego), barszczyk z własnych buraczków, żabnica i polędwica cielęca (befsztyki) z zielonym pieprzem, pieczone młode ziemniaki, baby-kalafiorki z ogrodu, takiż szpinak, marchewka z groszkiem.
Na deser truskawki z bitą śmietaną i pokruszonymi bezami.
Chyba wystarczy? Kto zechce, dostanie espresso.
Zjadamy resztki zapasów i to, co urosło w ogrodzie, w końcu jest przednówek, no nie? 😎
Nemo – dajże spokój, przecież to gargantuiczne stosy jadła. Babcia – jeżeli łakoma – może tej uczty nie przeżyć. Juą masz takie zbiory w ogrodzie?
Pyro,
z czego wnioskujesz, że to stosy jadła? 😯
Ryby jest 700 g, polędwicy też tyle, szpinaku będzie po łyżeczce, szparagi po sztuce na osobę, kalafiorki (jest ich akurat 6) mają średnicę max 8 cm… Dużo różności nie oznacza wielkich półmisków 😉
To wszystko na 6 osób. Będzie prawie jak nouvelle cuisine, dobre rzeczy, ale po troszku 😉
W ogrodzie narosło szczypioru, kolendry, czosnku niedźwiedziego, bo było ciepło i bardzo słonecznie. Teraz zaczął się deszcz i będzie zimno, więc mam nadzieję, że pozostałe kalafiory, które mają mocno zwinięte liście i jeszcze nie widać białego, wytrzymają do naszego powrotu.
Nemo – to mnie uspokoiłaś, bo już myślałam, że to zamach rodzinny.
Po trzecie pojechaliśmy do Kaoru, żeby poplotkować o Japonii. Szczęściem nie było klientów, mogliśmy pogadać, poza tym była starsza córka Kaoru (12 lat), Sakura, czyli Kwiat Wiśni. Jerzoru zagadnął młodą damę, czy zamierza po ukończeniu edukacji pojechać do Japonii i uczyć języka angielskiego. Nie wyraziła entuzjazmu, a w Japonii była tylko raz i chyba nie była nią zachwycona.
Popytałam Kaoru względem tej japońskiej kreacji, co to ją kupiłam, zapytałam, czy to takie coś, co można nosić poza domem (Jerzoru stwierdził, że to szlafrok 🙄 )
Otóż jest to coś do noszenia, jak najbardziej, a dokładnie jest to jakby „płaszcz”, ubierany na tradycyjne kimono.
Tradycyjne kimono z jedwabiu, malowane ręcznie, kosztuje ok 20 000 $ w przeliczeniu. Tyle mniej więcej kosztowało to rodziców Kaoru 20 lat wstecz. To jest tradycja – a Japończycy są przywiązani do tradycji. Jak tylko rodzi się córka, odkłada się pieniądze na kimono, które wręcza się w wieku osiągnięcia przez dziewczynę pełnoletności. Nie jest to przekazywane z matki na córkę, nie pytałam, ale wydaje mi się, że w tym się schodzi z tego świata i zostaje pogrzebanym.
Wracając do mojego „happi”, to nawet nie jest z jedwabiu, tylko z poliestru i to jest taka udawana rzecz. Mogłam też kupić udawane kimono, niewielka suma, ale Jerzor się postawił, że niby gdzie miałabym w tym chodzić. No jak to – na przyjęcia u znajomych, albo na Japońskie Dni do sklepu Karou 👿
Dlaczego w ogóle zwracałam na jego obiekcje uwagę, wszak mam swoje konto i co mu do tego? A sto razy mówiłam – iść za swoim instynktem!!!
No, gdyby to był obiad… 🙄
Ale na kolację nie będę ich napychać 😉
Właśnie zblanszowałam szpinak.
Osobisty pracowicie oczyścił listki z ogonków, do jednego sitka szpinak „prawdziwy”, do drugiego – poziomkowy (komosa główkowata, taka lepsza lebioda), a ja z rozmachem zmieszałam je do płukania i dopiero się zreflektowałam, jak było za późno 🙁
Trudno, będzie szpinak bez rozróżniania.
Teraz wstawiłam buraczki do gotowania, zamieszę jeszcze kruche ciasto i koniec na dzisiaj.
Alicja – pokaż jak w tym erzacu japońskim wyglądasz?
Nemo nie znam tej lepszej lebiody, a w tej zielonej zupie, o której pisałam, zapomniałam o młodych pokrzywach (po sparzeniu nie parzą)
Komosa główkowata
Zasiałam raz, a teraz się sama rozsiewa. Koralowe owocki pojawią się latem. Są jadalne, ale prawie nie mają smaku. Za to listki smakują lepiej niż szpinak. Tylko roboty strasznie dużo przy obrywaniu, na dodatek małe są i cienkie, więc trzeba ich znacznie więcej niż zwykłego szpinaku.
Ładna roślinka, ale ja bym nie siała – z lenistwa w zbieraniu i wykorzystaniu
Już pora się pożegnać – dobranoc.
Gazety pełne wspomnień o Bartoszewskim. Zaimponował mi między innymi tym, że namawiając do przyzwoitości, szanując innych, potrafił nazwać pewne rzeczy albo ludzi po imieniu. Pamiętają Państwo jaki krzyk podniósł się na prawej stronie kiedy motłoch nazwał motłochem? Nie ulegał, na szczęście, pruderyjnej poprawności politycznej. Był mężczyzną.
Witam, cichal ludzie mało piśmienni czytają z błędami, wybaczam im.
Pyro,
ubiorę się i każę sobie zrobić fotkę w odzieniu 🙂
Cichalu,
ja nie jestem specjalnie ścigająca za poprawność, ale wolałabym, gdybyś o Bartoszewskim wyraził się – był człowiekiem, a nie „mężczyzną”
Nie, nie dopadł mnie genderyzm 😉
Wiele kobiet było (i jest) twardzielami i według, jak by teraz oceniać, bardziej mężczyznami niż mężczyźni.
Kobiety potrafią ogarniać wszystko, jak przyjdzie potrzeba, mężczyźni na tylu sprawach w jednym czasie – nie bardzo ogarniają. Normalka, każda płeć ma swoje zadanie do wykonania.
Alinko! I chwała Panu Bogu, że tak jest!
Alicjo, coś dla Was
http://www.airpano.ru/files/Cape-Town-Tour-South-Africa/2-2
Podpisuje sie obiema nogami, Alicjo.
Kubeczek(miseczka) miso, z pokruszonymi, prażonymi glonami nori i posypana odrobina prażonego ziarna sezamu jest swietna na rozgrzewke.
Koreanska pasta doenjangjest nieco bardziej ortodoksyjna niz miso, bo zawiera tylko fermentowana soje, a japonska wersja ma domieszki pszenicy czy tez ryzu. Obie sa dobre 🙂 Taki azjatycki żurek 😉
Witaj Krzychu, cały tydzień nie było Ciebie.
Cichalu, Alicjo – p.Bartoszewski ze swą wulkaniczną energią mógł mieć płeć dowolną, tylko baba byłaby znacznie trudniejsza do zniesienia w przestrzeni publicznej. Jego „dyplomatołki” w odniesieniu do Anny Fotygi i jej zastępców były najtrafniejszą krytyką dokonań tamtej ekipy.
Pyro,
Mialem pracowity tydzien, predkosc internetu tez wola ostatnio o pomste do nieba. Zwieksza sie tez z kazdym tygodniem ilosc personelu na burcie.
Miesiac temu bylo nieco ponad 200 osob, teraz prawie dwa razy tyle.
Maksymalnie mozemy pomiescic 500 osob. Co nie zmienia faktu, ze w zwiazku z powiekszaniem mocy produkcyjnych platformy( z 60 tysiecy barylke dziennie docelowo do 90 tysiecy) w sierpniu planuje sie 800 osob. Wiaze sie to z dodatkowa iloscia srodkow ratowniczych(szalup i tratw ratunkowych) na ten czas, jak i oczywiscie z wiekszymi dostawami jedzenia i co za tym idzie- wiecej smieci. Bedzie tez wiecej pracy dla pralni, bo przez ten czas czesc ludzi bedzie spac w tych samych kojach, co poprzednia zmiana, wiec dla nich posciel trzeba bedzie zmieniac co 12h. Normalnie zmieniaja co tydzien.
Krzychu – niezła łamigłówka logistyczna.
Nemo,
te kołki w zębach, to mniemam, że w tempie trzydzieści dwa? 😉
Ewo, 😉
Ciasto w piecu. Marchewka obrana, walizki prawie spakowane.
Na świeczkach informacja o koniecznym odstępie – 5 cm 😯 Kombinujemy, jak rozmieścić 85 sztuk, aby babcia nie wydała ostatniego tchu zdmuchując 🙄
Jest pomysł! „Wypiszemy” świeczkami rocznik 1930 (Osobisty proponował 1925 😯 ) to może nawet wszystko zmieści się na jednym torcie 😉
Na TVN24 zaczyna się właśnie film, z cyklu Ewa Ewart poleca, o marnotrawstwie żywności. Zapis eksperymentu pary kanadyjskiej, żywiącej się przez 6 miesięcy jedzeniem z odzysku.
Witam, polecam opowiadania.
http://www.spidersweb.pl/category/stories
Yurku. Zacząłem przy śniadaniu czytać pierwsze opowiadanie. Nie sądzę, żeby kogokolwiek na blogu taka „literatura” zainteresowała. Jak złapię trochę wolnego, to poczytam następne. Może zmienię zdanie…
nemo 200 lat dla teściowej a Wam fajnego wyjazdu … 🙂
zdolna dziewczyna …
http://innpoland.pl/116747,polka-z-cambridge-studentka-roku-w-wielkiej-brytanii
dobrze się słucha przy przeglądaniu internetu …
https://www.youtube.com/watch?v=dQ3GEBVCa5M
I tak jakoś mija letnia, kwietniowa niedziela. Już nie tak słoneczna, jak poprzednie dwa dni, ale nadal ciepła, choć pochmurna. Rolady wieprzowe udane i wystarczy jeszcze na jeden obiad, a do tego pierwsze w sezonie, własne małosolne. Jutro żeberka marynowane z piekarnika (a dla Młodszej roladki cd) w towarzystwie młodej kapusty, a przede wszystkim spodziewany jest lokalny mini-zjazd (też już odkładany dwukrotnie). Tak, czy owak powinno być miło, wesoło i smacznie.
wygląda na to, że w najbliższych kilku dniach zupy nie będę gotowała; za ciepło, a jeszcze nie czas chłodnikowy.
Alicja – jeżeli zajrzysz na blog, przekaż ode mnie życzenia urodzinowe Alsie – to też jedna z dawnych naszych Blogowiczek, a Twoja „bliźniaczka” licealna.
Przekażę, Pyro – zaraz będziemy gadać 🙂
Cichalu,
na Tafelbergu byliśmy 6 lat temu, jedno z miejsc na Globie, gdzie naprawdę warto się wybrać – no i Kruger Park w drugim końcu RPA.
Narobiłeś mi ochoty na Włochy, już od dawna nasładzam się na nie i na Cinque Terre w szczególności.
Moi przyjaciele z Kincardine wybierają się w Himalaje.
Himalaistami w sensie wspinaczkowym nie są, ale Bogdan już był kilka razy i łaził po okolicach. Base Camp i te rzeczy. Zdaje się, że teraz nie ma tam dojścia i wyjścia.
Najważniejszy punkt programu to maraton, do którego Bogdan podchodził już 2 razy, ale zawsze mu coś wypadało. Maraton (29 maj) rozpoczyna się od Base Camp i „leci w dół”. To byłby dla Bogdana, zgodnie z wiekiem, 66 maraton. Być może do tego czasu wszystko tam się ustatkuje. Przed maratonem trzeba być przynajmniej 2 tygodnie wcześniej, żeby się zaaklimatyzować. Trzymam kciuki, zawzięte chłopisko.
Alicjo! Przed chwilą dowiedzieliśmy się, że córeczka książęcej pary będzie się nazywała na Twoją cześć – Alicja!
Jedni do Japonii,inni w Himalaje,a my wybraliśmy się na zwiedzanie Ziemi Lubuskiej.
Do domu wróciliśmy z przekonaniem,że piękna nasza Polska cała,a szczególnie o tej porze roku 🙂
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6142116907944167953?sort=1
Wygodną kwaterę z widokiem na jezioro znaleźliśmy w internecie w czwartek,a w sobotę ruszyliśmy w drogę.W niedzielę spacerując po Lubniewicach trafiliśmy pod ratuszem na ciekawy ślub pary zakochanej w serialu „Czterej Pancerni i pies”,a potem… Potem było już górki-lasy,zamki,jeziora i wszędzie wiosna,wiosna,wiosna.Aha i co krok koszary,bo wojska na tamtych terenach doprawdy nie brakuje.
A teraz czeka mnie czytanie blogowych zaległości.
Danusiu – wielka frajda, bo przecież znam te tereny dobrze i nieco ulżyło mi, że Paradyż wreszcie przestał wyglądać na obiekt pilnie wymagający remontu. W Ośnie byłam u Doroty kilka lat temu, zanim nie sprzedała swojego domu w nim. Śliczne zdjęcia dwóch różnych kotów, portret Alana z Pikselem, no i ptaki, ptaki. A wojsko (różne) na tych terenach jest od 200 lat; pewne sprawy są niezmienne.
Zgłaszam też delikatną pretensję, Danusiu – myślałam, że w powrotnej drodze zahaczycie o Pyry. Nie wyszło…
Pyro-w drodze powrotnej Poznań mijaliśmy ok.godz.21.00,zatem to nie była już pora na odwiedziny,ale co się się odwlecze….Mamy jeszcze w planach zwiedzanie południowej Wielkopolski zatem wszystko przed nami !
W tych podróżach korzystam z bardzo poręcznych,bo niewielkich przewodników wydanych swego czasu przez „Politykę”.Nie wszystkie informacje są niestety aktualne,ale większość nadal tak.W muzeum w Bogdańcu chciałam przede wszystkim obejrzeć kolekcję 150 młynków do kawy,pieprzu,tytoniu itp,ale okazało się,że nie ma tam już tych zbiorów 🙁
Ściskam zaległych Jubilatów i Solenizantów i dziękuję bardzo za życzenia dla Alaina.
Jolinku-tak,masz rację 🙂 to była urodzinowa podróż dla Osobistego Wędkarza.
Ryby oczywiście były w programie,drobne sukcesy zostały odniesione i niewielkie okonie wylądowały na naszych talerzach aż dwukrotnie 😀
Danuśka – do południowej Wielkopolski polecicie przez Łódź, Kalisz i tyle Was zobaczę, o!
A ja jutro lecę do Pyry z toną książek od Żaby 🙂
Danuśka, szafka czuje się rozpaczliwie pominięta 🙄
W imieniu motłochu wszystkich płci nie proszę, ale głośno i bezczelnie domagam się udostępnienia zdjęcia Danuśki z wiankiem uplecionym z lubuskich kwiatków na płowej głowie. Wykrzyknik.
Dzień dobry,
Na zakończen teamtu zupach.
http://wyborcza.pl/1,75968,17810997,Zupa_z_ogonka_bobra_nie_zawsze_taka_dobra.html#BoxGWImg
Smak przyrody A. Wajraka jest mi dużo bliższy niż kulinarne wspaniałości W. M. Amaro. Zostanę prz swojej kartoflance.
Dobranoc 🙂
Pyro,Haneczko-coś czuję,że trzeba będzie wyruszyć w trasę specjalną i ekstraordynaryjną Poznań-Gniezno 😀
Placku-już te kwiaty niech lepiej nadal rosną na łąkach niż na mej płowej głowie 😉