Niby pospolity, a taki subtelny smak
Mam na myśli kalmara pospolitego zwanego też kałamarnicą. W Stanach Zjednoczonych istnieje duży popyt na te zwierzęta, nazywane tam „squids”. Cenione są także przez narody azjatyckiej i śródziemnomorskie jako wartościowe i niezwykle smakowite danie.
Coraz częściej można spotkać kalmary w sklepach rybnych również naszego kraju. W przypadku takiego spotkania radzę nie skąpić grosza i je kupić. Można je bowiem przyrządzić na wiele sposobów: tradycyjnie smażone w głębokim tłuszczu pokrojone w pierścienie, pieczone w cieście naleśnikowym lub – tym razem całe korpusy – faszerowane mięsem cielęcym i warzywami.
Należący do rodziny Loliginidae rodzaj Loligo jest szczególnie licznie reprezentowany na europejskich targowiskach rybnych. Kalmar pospolity osiąga 30-50 cm długości oraz wagę około 2 kg. Skóra gładka, piaskowego do brązowego lub czerwonego koloru.
W Ameryce Północnej występuje kalmar amerykański, mający największe znaczenie gospodarcze. Tworzy on ogromne ławice, formujące się na podobieństwo stad wędrownych ptaków, a ich organizacja nie zmienia się nawet z chwilą zmiany kierunku płynięcia. Wewnętrzna muszla zredukowana jest do postaci rogowej, nośnej płytki.
Z kulinarnego punktu widzenia – spośród wszystkich gatunków kałamarnic w Stanach Zjednoczonych najwyżej ceniony jest jednak Loligo opalescens w dużych ilościach, poławiany w wodach kalifornijskich. Członkowie rodziny Loliginidae zamieszkują przeważnie płytkie wody przybrzeżne, jednak czasami spotykani są również na głębokości do 200 m.
Komentarze
dzień dobry …
kalmarowe krążki jadłam i smakowały mi … ale mi się obiło o uszy, że do kalmarów trzeba wyczucia w kuchni bo robią się twarde jak za długo są obrabiane termicznie …
Dzień dobry.
Jolinek i Danuśka już dawno na Blogu, a ja pospałam dzisiaj dłużej, potem urządziłam sobie prasówkę i dopiero przyszłam do naszego stołu na ranne rozmówki. Myślę, że pierścienie kalmarów (zrobione przez kogoś innego) zjadłabym; tuszę niekoniecznie. Jest bardzo chłodno i w ogóle paskudnie. Kawę wypiłam i trzeba się ubrać, bo zziębnę.
Danuśka – ta przylizana – przyklepana MM też mi się podoba. Podoba mi się głos i sposób bycia na estradzie, a być na niej 50 lat i cały czas w charakterze słodkiej panienki, trochę trudno. Tak, czy owak to wielka artystka.
Pyro-Francuzi na temat Mireille mają zdania bardzo podzielone,ci krytyczni drwią między innymi z jej poziomu inteligencji.No cóż,do śpiewania trzeba mieć przede wszystkim dobry głos.
Jakoś ciągle nie mam odwagi przyrządzać kalmarów osobiście,ale te podawane przez kucharzy znających się na rzeczy jadam chętnie.
Danuśko – tkwiłam wiele lat w biznesie estradowym. U nas też się mawia o inteligencji tenorów i debilizmie tancerzy. Przecież nie za intelekt ich oceniamy. U nas, kiedy zabiera publicznie głos p. Górniak albo Kayah, to też człek z zażenowania uszy zatyka.
Bardzo inteligentne, rozszczebiotane pendolino – gdyby niebiosa morzem były, byłby to jeden z jego owoców. Bardzo dobrze, że tak nie jest.
Na faszerowane korpusy jest zbyt wcześnie. Taki właśnie jestem – niby zwyczajny, a taki subtelny. „Skóra gładka, piaskowego …koloru” brzmi jak fragment listu gończego, czyli ponętnie.
Tyle głębokich przemyśleń na ostatni dzień marca.
Z kalmaryjskim pozdrowieniem – calamari ripieni.
no nie Pyro … Kayah to mądra kobieta jest …
Święto, Placek zawitał.
Miś zadzwonił i opowiadał, jak w mieście średniej wielkości (jakim jest Ostrołęka) otwarcie wielkiego centrum handlowego zupełnie zmieniło przepływ klientów w starej tkance miejskiej. Przez ostatnie trzy stulecia ukształtowało się centrum miasta z trzema głównymi ulicami o charakterze handlowo – usługowym (gdzie apteka, gabinety lekarskie, kancelarie prawne, poczta, sklepy, warsztaty rzemieślnicze). Rano kobiety robiły zakupy na targowisku i w sklepach osiedlowych, ludzie po pracy poruszali się pieszo albo rowerami, wpadali załatwić swoje sprawy w centrum miasta. Teraz poruszają się samochodami i zamiast wpychać się w ciasne, miejskie ulice, podjeżdżają na parking przy wielkim centrum handlowym, raz w tygodniu załatwiają wielkie zakupy, przy okazji odwiedzą butiki i restaurację sieciową i tyle. Ulice handlowe obumarły. Klientów w takim mieście nie wystarcza na obydwa typy handlu. Na dawnych, reprezentacyjnych sklepach afisze „do wynajęcia” ale chętnych brak – czynsze wysokie, a zysku tyle, co kot napłakał.
Jolinku – może ona i mądra, to lepiej niech śpiewa, a nie opowiada dyrdymały typu „jedna pani, drugiej pani”.
Witam, Jolinku czytałaś ostatni wywiad z Kayah?
http://www.ikmag.pl/miesiecznik/wywiady/cenie_artystow_odwaznych_idacych_pod_prad_wywiad_z_kayah.html
Pyro to nie jest tylko problem Ostroleki. U mnie i w innych miasteczkach we Francji jest podobnie. W Lannion jest prawie 35% pustych sklepow w centrum. Gospodarze dawali zezwolenia na budowe duzych hal handlowych, bo one zatrudnialy 20 – 30 osob. Tym samym centrum miasta podupadalo. Na obiad zjadlam mielonego z fasolka. Na deser mialam tutejsza specjalnosc kuignam amann. Jest to bomba kaloryczna ale od czasu do czasu mozna zjesc.
yurku dzięki … tego wywiadu nie czytałam … ale czytałam inne i oglądałam film-wywiad z nią …. dlatego uraziła mnie taka lekceważąca opinia Pyry właśnie o niej … dla mnie to jedna z mądrzejszych kobiet w tym biznesie …
a Piotr się wyleguje na leżaczku i popija dobre winnko … 🙂 …. nas czekają zimnawe święta niestety …
u mnie dzisiaj ryż z warzywami i kabanosami …
Jolinku – wokalistki nie lekceważę w żadnym wypadku. Wywiad z nią widziałam w tv bzdurny i infantylny, więc sorry… Sądzę, że wielu celebrytów nie jest tak durnych, jak wrażenie przez nich wywierane. Wolę kiedy p. K śpiewa.
Daleko jeszcze do świąt, a tu już zajączek przykicał do Pyry – od Alicji; w mniej niż tydzień znad jez. Ontario nad Wartę. Mam skarpetki bardzo przytulne, lekkie i cieplutkie. Zaoszczędzę je na jesień, a teraz cieszę się kolorowymi paseczkami. Alicjo – pięknie dziękuję.
Kupiłam 1,20 wołowego udźca; będzie szpikowany słoninką wędzoną i upieczony w niskiej temperaturze. Może będzie zjadany wyłącznie na gorąco, a może część wejdzie w skład zimnego bufetu. Zamówiłam też na czwartek kilogram schabu. Jeżeli będzie z kością, zrobię albo z pomarańczami w kieszonce, albo nadziewany kurkami też w kieszeni ciętej wzdłuż żeber. Natomiast jeżeli będzie wytrybowany z kości, spróbuję tak, jak radziła Chmielewska – macerowany w jałowcówce, na maśle.
Jak dla mnie, to mam prawie wszystko : jajka, wędliny i mięso. Brakuje tylko warzyw i ciast.
A u nas pada śnieg i koło zera, Czekam na Sylwię, pojechała zakupić pszenżyto dla swojej klaczki, którą była przywiozła do mnie z powrotem w stanie znacznego wychudzenia i w ogóle raczej rozpaczliwym i pokręciła w którą drogę ma skręcić, wpadła w błoto i teraz czeka zmiłowania, czyli Wujka Leszka z ciągnikiem, bo drugi samochód nie dał rady. Tak się kończy gadanie przez telefon, nawet na wiejskiej drodze, hi, hi, hi… Dwa lata w mieście i już zapomniała 🙂 Kobyłce wystarczyły dwa miesiące pobytu poza rodzinnym domem, żeby dać się doprowadzić do takiego kiepskiego stanu. Jak przez pół roku była na naukach pod Koszalinem to przyjechała kwitnąca, z poprzednich nauk też, więc to raczej nie tęsknota za domem. Mam swoje teorie, ale nie będę się nimi chwalić. To jest ta klaczka, która się urodziła w czasie Zjazdu, pamiętacie?
Żabo – to ona ma 4 lata? Ta kasztanka? Chyba Sylwia jej nie głodziła?
Pierwsza burza wiosenna, a dzisiaj padał śnieg z deszczem. Mielę pierniki; tj. maszynka do mięsa mieli z dłuższymi przerwami, żeby silnik odpoczął. Dobrze miele. Teraz wyłączę komputer aż burza nie minie.
W Warszawie też śnieg z deszczem i wichura. Brrr zimno.
Na obiad gulasz wołowy z warzywami i makaronem.
Dzień dobry, u mnie z rana -5c, ale słońce świeci i się ociepla powoli, na czwartek zapowiadają upalne 15c 😯
Cieszę się Pyro, że skarpety doszły, rzeczywiście dość szybko. No ale w końcu miały lecieć, a nie dreptać 🙂
W zasadzie powinnam robić je jesienią, ale tak jakoś wyszło.
Dzisiaj idę na zakupy, potrzeba mi jedną szmatkę i baterię do zegarka. Może coś jeszcze się do mnie uśmiechnie.
Żabo, pozdrowienia dla Sylwii 🙂
Żabo, jak ten czas leci! Sylwia – ahoj!
Ewa powoli się gotuje do eksperymentu ze „slow cooking”
a ja w ramach porządków posegregowałem zdjęcia. Dokopałem się do pierwszego „selfie” sprzed 60 lat. Było to w czasie studiów, na poligonie wojskowym. Byłem w „Czerwonych Beretach”. Zrobiłem sobie zdjęcie w czasie skoku spadochronowego. Widać nad głową kawałek czaszy. Jest też zdjęcie przed skokiem i na tle Li-2 czyli zerżniętego Douglasa. Aparat Zorka-4. Zdjęcia są marne, ale cóż, są po sześćdziesiątce…
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/6132170290059862353?banner=pwa
Cichalu – chłopak „do zakochania jeden krok” albo jeden skok. Pyra jest bezgranicznie staroświecka i chłopak bez wojska w ogóle się nie liczył. A jeszcze desantowiec…!
Pierniki zmielone.; Pięknie pachnący i doskonale smakujący proszek piernikowy będzie stopniowo wykorzystywany. Ja zjadłam talerz zupy pomidorowej, której wczoraj nie dała rady Młodsza. Na jutro mam śledzia w sosie musztardowym, dla Dziecka coś wymyślę. Ona dzisiaj poleciała z dużym pudłem sałatki z pomidorów, sera, sałaty i oliwek (jest do wieczora) jutro może zje rybkę.
no cichalu teraz wiem dlaczego zauroczasz panie nadal …
Zorka – zerżnięta Leica…
Zrobiłam dzisiaj już te najważniejsze i najcięższe zakupy wielkanocne zakupy,jako że im bliżej Świąt tym większe tłumy w supermarketach.Teraz już tylko pozostanie dokupić drobne to i owo,by dotrwać do niedzieli.Pogoda rzeczywiście paskudna i jak wieść niesie taką właśnie zapowiadają na cały tydzień.Skoro tak,to wielkanocne śniadanie nie odbędzie się na nadbużańskich włościach,ale na ursynowskich salonach 🙂
W ramach przyjaźni z bezglutenowcami jestem w trakcie studiowania różnych przepisów na wielkanocne baby bez glutenu.Wygląda na to,że spokojnie i bez problemu da się upiec takie ciasto i że będzie całkiem dobre.Zobaczymy….
Dopiero dzisiaj przypomniało mi się,że należy posiać rzeżuchę.Właśnie wysiałam,ale doprawdy nie wiem,czy wyrośnie,jak należy do niedzielnego poranka.
Właśnie dzwoniła Inka – przyszła paczka z keksami od Żaby : dla Haneczki, adresatki i dla mnie. Jutro mi podrzucą. Hojny ten Zając!
Danuśka,
dla przyspieszenia kiełkowania rzeżuchy można włożyć talerzyk do woreczka foliowego. Moja już ładnie wykiełkowała. Myślę, że Twoja też zdąży urosnąć do świąt.
Krystyno-dzięki za patent,lecę szukać odpowiedniego woreczka!
Właśnie wyobraziłam sobie naszą wielkanocną Pyrę zajadającą keks od Żaby w skarpetkach od Alicji.Piękny obrazek 🙂
Zajączki od Pyry do… też wędrują. Ten do Połczyna krąży po ludziach, jak pamiętna blach do ciasta. W kwietniu chyba dotrze, tyle że po świętach. Alicja na prezent musi poczekać aż przyleci do kraju. Z Inka wymieniamy się czymś tam stale, więc trudno utrzymać uroczysty charakter.
bez komentarza …
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17684214,To_zdjecie_poruszylo_tysiace_ludzi__Syryjskie_dziecko.html#Prze
Pyro,
to były wygrane skarpetki! Poza tym nie pierwszy raz zgadłaś, Wyspę Wielkanocną też 😉
Wróciłam z zakupów. Kupiłam szmatkę – ni to kurtka, ni to krótki płaszczyk sportowy z dżinsu dość cienkiego (przeceniony z 80$ na 40$), w sam taz na podróż. Cienki pulowerek z bawełny bez żadnych wzorów – 10$ (przec. z 19.99$).
3 t-shirty Jerzoru za 24$ zuzamen.
Przechodząc obok sklepu z pościelą wstąpiłam do piekieł, bo z wystawy rzuciła się na mnie pościel, a jest mi potrzebna, bo stara się już drze jak starym prześcieradłom przystało.
Tera uważajta – pościel z satyno/atłasu dość wiosennie zadrukowanego, kwiatki, motyle, nuty piosenek (nie znam się na nutach 🙁 ). Nie było się nad czym zastanawiać, bo cały zestaw z 375$ przeceniony na 114$, bo to koniec serii.
Patrząc na jakość materiału, prędko mi się to nie spierze 🙂
W każdym razie jestem zadowolona. Niestety, pan od zegarków nie miał baterii do mojego typu zegarka, nie dowieźli 😯
To znaczy mieli dowieźć za godzinę, ale pewności nie było, mnie się nie chciało czekać, bo zakupów nie znoszę, a coś bym musiała z tą godziną zrobić 🙄
Alicjo – fajny płaszczyk, sweterek i Jerzorowe koszulki, ale pościel nawet po przecenie droga, jak diabli. Pod atłasem spałam tylko u Dorotola. Dorota posłała mi srebrną podusię i ciemno błękitną pościel. Francja, elegancja. Całą noc to się ze mnie ześlizgiwało – spadała kołdra na ziemię i raz spadła Pyra na kołdrę. Spałam pod tym kilka nocy i do końca nie opanowałam techniki spokojnego snu. Potem mogłam kupić tu, na miejscu też jakoś przecenione. Nie kupiłam pomna berlińskich doświadczeń.
Doczytuję jakoś, próbuję i – chyba nie doczytam tak, aby odpowiedzieć na punkt, na ostatni wpis. A chciałem chociażby podziękować za spóźnione życzenia urodzinowe lecz (siła złego na jednego) nawet chochlik hardwerowy był w grze i unieruchomił moją klawiaturę do czasu, aż nasza dobra dusza przybył i rorzluzował.
Nawiązuję więc i dopowiem: Danusiu, ja też jeszcze nigdy nie zdobyłem się na te zwierzęta. Dziś stałem przed dość szeroką paletą rybiomorskich dobroci, zdecydowałem, że na Wielki Piątek będzie sprawdzony ?lupo di mare? a doskonałej tam dziś jakości.
Uspokaja mnie, ze lotrowski chochlik stale jeszcze na bacznosci i zamienil nawiasy w swinskie ogonki.
Pozdrawiam lotra!
W wielki piątek miały być ziemniaki smażone na oleju i mizeria z ogórków; jest jednak za zimno na taki obiad. Pomyślimy – może makaron z serem?
Wielki piątek? Wszystko u mnie jest wielkie w ten wyjątkowy dzień, jedzonko też.
Pyro,
po przecenie ta pościel jest jak najbardziej, zresztą i nie tylko po przecenie, ale tak zwyczajnie – ona „pożyje” lata i po prostu opłaca się kupić dobrej jakości rzecz, która spokojnie wytrzyma 20 lat. Moje 2 pościele z Ikei, które zakupiłam lat temu 28 w Ikei dopiero teraz płowieją i już czas na nie. Cały zestaw kosztował 40$, prawie darmo jak na dzisiejsze ceny, ale to była świetnie tkana bawełna, na „gęsto”, nie do zdarcia. No ale kryska na Matyska…
Jest takie powiedzenie – you get what you paid for, czyli ile zapłaciłeś, tyle to jest warte. Nie zawsze to się sprawdza, ale przeważnie tak. Dobrze jest trafić na DOBRE wyprzedaże, końcówka jakiejś produkcji albo wyprzedaż rzeczy firmy znanej z dobrej jakości.
Mam piękne, stare pościele z ręcznymi haftami i mam lniane prześcieradła, ale od lat używam pościeli z bawełnianej kory dobrego gatunku, a to z przyczyny prozaicznej – nie mam sił na prasowanie ani na latanie do magla. Kory się nie prasuje, a płócienne bawełniane prześcieradła przestałam krochmalić. Wyschną, złożone i do bieliźniarki.
Krochmalenie – nigdy u mnie nie miało poważania (u mnie – odkąd układałam swoje życie), bo nie było możliwości, a tutaj to w ogóle nie ma sensu. Pierze się w pralce, suszy w suszarce i prasowanie niepotrzebne, bo suszarka robi swoje, wystarczy
wyciągnąć z suszarki i poskładać.
Jedyne rzeczy, które krochmalę, to obrusy i serwetki. Małe prasujemy, duże raz w roku nosimy do magla. Teraz w użyciu mamy mniej obrusów lnianych, bo często leżą sztuczne tkaniny albo zgoła fikuśna cerata, którą stół chronimy, ale mamy tego dużo.
Z lnu to mam piękny obrus z haftami i mereżkami od siostry. Dbam o niego (świąteczny!) – nie krochmalę, ale jak jest w suszarce, to mniej więcej pod koniec, kiedy jest jeszcze wilgotny, wyciągam z suszarki i taki lekko wilgotny prasuję.
Idę spać – na białym prześcieradle pod jasnoniebieską korą w delikatne biało rdzawe mazaje. Dobranoc.
Nabyłam niedawno pościel z perkalu i okazało się, że to będzie moja ulubiona. Miękki, gładki, ale się nie ślizga, jakiś taki przyjemny do ciałka.
Nieskromnie zawiadamiam, że właśnie wykonałam najlepsze na świecie krokiety z mięskiem. Mięsko odmrożone rosołowe, zmielone i wymieszane na ciepło z cebulką podsmażoną na maśle + pieprz, maryjanek i gała. Cymes w cieście, które rzeczywiście wyszło nadzwyczajnie. Zrobiłam takie proporcje: jajko i żółtko, kubek mleka tłustego, kubek gazowanej wody (ale dolałam pewnie do dwóch, bo mąka mi się sypnęła), mąka Lubelli luksusowa (ta z pączkiem na obrazku), ze trzy-cztery łyżki roztopionego masła, sól. Smażyłam na patelni smarowanej masłem z pomocą pędzelka, b. oszczędnie. Wyszło mi szesnaście naleśników i od pierwszego były dobre, wbrew zasadzie, że pierwszy zawsze jest nieudany. Odsmażałam, nadziawszy, też na odrobinie masła na chrupko, bez żadnej dodatkowej panierki. Efekt fantastyczny, ciasto jak ciastko pyszne. Muszę zapamiętać proporcje, bo już mi drugi raz takie dobre wyszło.
Teraz muszę zwabić dzieci żeby zjadły, bo aż grzech zamrażać…
Pyro, Sylwia chciała kobyłkę sprzedać i dała ją na próbę, niby w dobre ręce. Po dwóch miesiącach ją oddali, niby że chora. Nie wiem co jej jest, oprócz tego, że chuda i ma jakieś strupy na głowie. Wygląda tak, jak nie przymierzając ostatni Krótki kiedy go przywieźli, też nie był do psa podobny a do jamnika to już całkiem nie. A jaka arystokrata jamnicza z niego się potem zrobiła!
Pocieszające jest, że ma apetyt i zjadła by nie tylko obrok, ale i żłób.
Sylwia już pojechała, bo pracuje od rana, ale jej przekażę pozdrowienia 🙂
Hi, chyba Was wszystkich przebiję, choć brzydko się tak chwalić. Dawno temu spałyśmy z Agą u belgijskiej rodziny (w ich chateau) pod grubymi jedwabnymi prześcieradłami w kolorze ecru ze stosownymi herbami, w upał rzecz wspaniała, przypomniał mi się Gombrowicz i prześcieradła z łosiowej skóry.
Pościel pościelą, najważniejsze, żeby się wyspać 🙂
Skarpetkuję, włączam sobie z youtuby Buena Vista social Club – ulubiony muzycznie i nie tylko.
W krakowskim hotelu Gródek należącym do rodziny Donimirskich tez mają herby wyhaftowane na pościelowym batyście.
Signum temporis: moje dziecko spojrzało i mruknęło pod nosem – aha, logo…
O, takie się robi z resztek wełny, te malusie to dla przeszczęśliwego dziadka z pracy Jerzora na QU. Zajęło mi to czas na obejrzenie Buena Vista Social Club oraz Live at Pompei (Pink F.)
http://bartniki.noip.me/news/IMG_6188.JPG