Upajający aromat wędzenia
Ryby wędzone w okresie postu są wyjątkowym rarytasem. Nawiasem mówiąc, mnie smakują przez cały rok. Zwłaszcza te świeżo wędzone i jeszcze cieple.
Najlepsze zaś bywają te z mojej własnej wędzarni.W fachowych książkach można przeczytać, że proces wędzenia w dużej mierze zależy od jakości surowca. Ryby świeże i mrożone zwykle wędzi się na gorąco, a solone na zimno. Różnią się przede wszystkim temperaturą i długością procesu wędzenia.
W obydwu przypadkach ryby należy przesuszyć na powietrzu, by miały zwięzłe mięso, apetyczny wygląd i przede wszystkim możliwie długi czas przechowywania. Stosunkowo długą trwałość wędzonych ryb uzyskuje się dzięki temu, że ich mięso przyswaja z dymu substancje o bakteriobójczym działaniu. Ryby wędzone na zimno są trwalsze niż wędzone na gorąco. Przy odpowiednim przechowywaniu solone ryby wędzone na zimno powinny zachować świeżość przez co najmniej 14 dni, a te wędzone na gorąco – 4-8 dni.
Aromat i kolor wędzonej ryby zależy przede wszystkim od używanego przy wędzeniu drewna. Najczęściej posługujemy się polanami, brykietami lub trocinami z drzew liściastych.
Wędzenie na zimno: ryby solone muszą być wymoczone, najlepiej pod bieżącą wodą. Temperatura w piecu jest tak regulowana, że w strefie, w której znajdują się wędzone ryby, osiąga od 15-20°C. Cały proces wędzenia trwa, w zależności od gatunku ryby. 1-6 dni. Najlepiej do takiego wędzenia nadają się łososie i trocie. Określenia wędzony łosoś używa się w handlu zarówno do produktów z łososia, jak i z troci.
Najdelikatniejszy wędzony produkt uzyskuje się ze świeżego łososia umieszczonego na 12 godzin przed wędzeniem w łagodnym roztworze solanki. Przyznać trzeba jednak, że nie jest on tak trwały jak produkt z solonej, a następnie moczonej ryby. Bardzo smaczne wyroby przygotowywane są również na bazie wędzonych na zimno śledzi i makreli. Do wędzenia na zimno używane są duże i tłuste śledzie, nie wypatroszone, solone, z głowami albo patroszone, odgławiane i filetowane lub też umieszczane w solonej zalewie, odgłowione śledzie przekrajane wzdłuż grzbietu, tak że powstają dwa płaty połączone ze sobą na stronie brzusznej (po angielsku tzw. kipper).
Wędzi się je tylko kilka godzin, najwyżej dzień, dlatego też mają krótki okres ważności. Przed spożyciem na ogół należy je usmażyć.
Wędzenie na gorąco: przed wędzeniem na gorąco umyte z oczyszczeń z łusek ryby wkłada się mniej więcej na 1 godz. do łagodnej solanki. Wędzenie na gorąco trwa maksymalnie do 4 godz. zależnie od gatunku ryby i wielkości wędzonych porcji. Spośród ryb morskich najlepiej do takiego wędzenia nadaje się śledź. Konsumenci cenią sobie zwłaszcza piklinga. Wyrabia się go tradycyjnie ze śledzi pochodzących z mórz Północnego i Bałtyckiego.
Do wędzenia nie patroszy się ich, a najlepszej jakości są latem, ponieważ właśnie o tej porze roku zawierają najwięcej tłuszczu. Produktem do wyrobu kippera na sposób norweski jest śledź rozkrojony wzdłuż grzbietu, jakiego używa się do wędzenia na zimno. W przeciwieństwie do angielskiego kippera wędzi się go krótko na gorąco.
Szczególnie duże śledzie pochodzące przede wszystkim z ławic zamieszkujących wody Norwegii i Islandii pojawiają się na rynku pod nazwą „Fleckheriuge”. Wędzone rolmopsy to zrolowane filety ze śledzia przyrządzane z dodatkiem przypraw. Oprócz śledzi wiele innych gatunków ryb przetwarzanych jest w procesie wędzenia na gorąco. Wyjątkową specjalnością są wędzone szprotki z Morza Bałtyckiego.
W przeciwieństwie do śledzi szprotki najlepiej nadają się do wędzenia jesienią i zimą. Nie patroszy się ich przed wędzeniem. Makrele jełczeją bardzo łatwo ze względu na dużą zawartość tłuszczu, zwłaszcza gdy surowiec użyty do wędzenia nie był zbyt świeży. Można też kupić makrele rozkrajane na grzbiecie, tak jak śledzie, patroszone i tak wędzone. Do wędzenia doskonale nadają się również ryby słodkowodne, np. węgorz. Wędzenie trwa 1-3 godziny.Wędzone pstrągi cieszą się coraz większym powodzeniem – może dlatego, że nie są tak kaloryczne jak inne wędzone ryby. Do takiej obróbki najlepiej nadaje się pstrąg tęczowy z hodowli. Po wędzeniu filet oddziela się od skóry, ale pozostawia się ją w złożonej rybie. Specjalnością północnych Niemiec jest pstrąg wędzony z jałowcem.
Komentarze
dzień dobry …
bardzo lubie zapach dymu z wędzarni bo mi przypomina dzieciństwo spędzane u babci na wsi … a ryby i mięso wędzone mogę jeść cały rok … w lecie ryby wędzone kupuje zazwyczaj w miejscowej wędzarni jak jestem nad naszym morzem … wtedy mi smakują najbardziej …
Kiedy jeszcze moja Teściowa, Stasia, była w dobrej kondycji, często wędziła śledzie w wiadrze bez dna (drut oparty na wiadrze, na drucie 4 śledzie i obok drugi drut, taki sam, całość okryta wilgotnym workiem jutowym) a drewno w ogrodzie to była najczęściej jabłoń – nasze stare odmiany miały konary potężne, po cięciu można było i słonia uwędzić. Rybki były pychotki. Potem już nigdy nie wędziliśmy sami, bo albo śledzi w handlu nie było, albo czasu i tak jakoś zeszło. Już tu kiedyś pisałam, że pojawiły się w sklepach wędzone filety pstrąga – bez skóry, obrane z ości kawałki, pyszne do kanapek i sałatek.
Jedyne ryby, które u mnie w domu się wędziło, to były łapane przez ojca piskorze i węgorze. Te ostatnie wędziliśmy z Osobistym również samodzielnie, jeden jedyny raz, w domowej wędzarni, a ryby (żywe) przywieźliśmy znad Bałtyku z naszej podróży poślubnej.
Pamiętam horror nadziewania tych wijców na haki. Wypatroszone i niby nieżywe wiły nam się w rękach i ruszały jeszcze na hakach 🙄
Ale były to ostatnie naprawdę dobre wędzone węgorze mojego życia.
Po spróbowaniu różnych nad Morzem Północnym i Bałtykiem zaniechaliśmy kupowania ich w ogóle.
Wędzone piskorze zaś były u mnie w domu traktowane jak kabanosy – na przegryzkę. Ich smak pamiętam do dziś.
W pamięć zapadła mi też historia wędzonych szprotek, których papierową torbę przywiózł ze sobą jeden z kolegów przybyłych na kilkudniowy (1-majowy) biwak grotołazów w Olsztynie koło Częstochowy.
Było bardzo ciepło, szprotki okazały się niezbyt świeże, więc rozczarowany kolega wyrzucił torbę z wielką siłą, nie spadła ona jednak w krzaki, tylko zawisła na sośnie nad naszym obozowiskiem. Potem przez parę godzin spadały na nas pojedyncze cuchnące rybki…
Już teraz nie jeżdżę, ale kiedy jeździłam na Mazury (moje dzieci olsztyńskie) zajadałam się węgorzami, sielawą, karpiami wędzonymi, a nawet Tata B. wędził wielkie ponad 2 kg leszcze – pycha, pychota – a ja umiem leszcze jeść. O tym, że moi chłopcy na obozie zupełnie niespodziewanie ( i jednorazowo) złowili kilka wielkich szczupaków, a potem je trochę piekli, a trochę wędzili powieszone nad ogniskiem. Jedliśmy gorące, posypywane solą z papierka. Najlepsze ryby pieczone, jakie w życiu jadłam. Szczupak jest chudy i groziły nam rybie skwarki, ale nie. Ryba była soczysta i pożarta do ostatniego kawałka. Dawno temu obozy wędrowne w jakiejś części karmiły się zbieractwem, innymi odwiecznymi technikami pozyskiwania jadła, a czasem się pomogło przy żniwach i trochę zarobiło, chociażby mleko i jajka. Głodni nie byliśmy, a z perspektywy czasu, jedliśmy obficie i zdrowo.
Najlepszy wędzony węgorz,jaki trafił nam się w dotychczasowym kulinarnym życiu pochodził
z……wesela naszego biurowego kolegi 😉
Kolega Jurek ożenił się z córką rybaka z Helu zatem jego teść na wesele córki dostarczył węgorze z własnego wędzenia.Po weselu,które odbywało się na Helu Jurek jechał w podróż poślubną w Tatry i zahaczył o Warszawę.Zostawił nam w pracy węgorze i butelkę weselnej wódki.Alkohol i węgorze zostały spożyte oczywiście po godzinach 🙂
Danuśka 😉
Gdy po naszej podróży poślubnej niezapowiedziani pojawiliśmy się z wędzonymi węgorzami w mojej pracy, to w biurze czekał już na nas prezent od koleżeństwa – serwis do kawy na 12 osób (mam do dziś), a z konsumpcją ryb i napojów nikt nie czekał do „po godzinach”, choć i tak przeciągnęło się do wczesnego wieczora 😉
Ale to były inne czasy 😎
Zapraszają na spacer po metro II – start niedziela 22 marca godzina 11 przy cerkwi na Pradze …. w czwartek do GW będzie dołaczony „Spacerownik” – Stacje II linii metra …
Najlepsze ryby wędzone jadłam nad jeziorem Pańskim, które jest między Kaliszem Pomorskim, a Reczem. Jezdzilśmy tam pod namiot przez kilka lat. Panowie nałapali ryb /różnych/, znalezli duży beton do drenażu /nie wiem jak to się nazywa/ i uwędzili. Do dzisiaj czuję smak wędzonych okoni. Tak wspaniałych wędzonych ryb nie jadłam nigdy pózniej.
Myślę, że na smak „własnoręcznie” wędzonych ryb i pamięć o nim składa się nie tylko świeżość ryby i aromat dymu, ale i emocje towarzyszące procesowi przygotowania, towarzystwo, uczestnictwo w szczególnym zdarzeniu…
Tego nigdy nie zastąpi towar ze sklepu, choćby najlepszego.
Dziś po raz pierwszy w tym roku suszę pranie na dworze. Część już wyschła, pachnie wiatrem i słońcem, aż przyjemnie zbierać.
Z drugiej strony są też osoby,które nie przepadają za wędzonymi wędlinami czy rybami.
Osobisty Wędkarz wychowany na wędlinach suszonych oraz rybach smażonych czy też pieczonych z trudem przełyka te wszystkie nasze wędzonki.
Latorośl odziedziczyła w tym względzie jego upodobania.Mnie wędzenie nie przeszkadza,
byle z nim nie przesadzać.Lubię też wędzone sery np.roladę ustrzycką.Jestem w domu jedyną,która je jada.
Ja wedze w kuchennej wedzarce ustawionej na gazie. Z ryb zawsze lososia pokrojnego na grube kawalki, 8-10 cm. Najwazniejsze jest jenak drzewo – w moim wypadku opilki hikorowe, specjalne do wedzenia.
Wedzenie nie trwa dluzej niz 20-30 minut. Znacznie dluzej trwa wietrzenie mieszkania, bo upajajacy zapach rozchodzi sie po calym domu, niestety. Dlatego jak mamy gosci, to wedze raczej poprzedniego dnia. Choc i na cieplo jest bardzo dobry.
Wychodza takze b. dobrze kurczaki, piersi kacze, a nawet jajka.
Obiad „barowy” zjedzony (kaszanka smażona i gotowana kapusta kwaszona) Bardzo był smaczny zrobiony na grubym podkładzie skwarek z cebulą, doprawiony, jak trzeba i podany wprost z garnka i patelni. Do tego pajda świeżego chleba. Mówię „barowy”, a Lucjan Inki mruczy, że mam podać adres baru, to on tam będzie jadał. Miło. Tu chcę powiedzieć, że do obiadowej kaszanki nie używam tych cienkich, które wrzuca się na grill czy do wody, ale taką grubą kaszanę , w naturalnej osłonie.
Eh, a ja tylko o kaszance czytam i ślinkę przełykam 🙁 Tutaj nie ma takiej prawdziwej, z kaszą, a ja najbardziej lubię tę grubą. O taką kaszankę moja siostra zrobiła kiedyś niezłą scenę mnie i mojej przyjaciółce, bo pod jej nieobecność usmażyłyśmy sobie i zjadły, a to było przeznaczone dla domowego doga 😉 Dla nas podobno były przewidziane jakieś befsztyki 🙄
Dawno, dawno temu też wędziłem. Byłem ratownikiem w Krynicy Morskiej i tam z kolegami kupowaliśmy od rybaków węgorze. Po uwędzeniu połowa szła na sprzedaj (żeby coś nabyć) a połowa na zakąskę (Polak nie spożywa, Polak zakąsza)
Potem w latach wyjazdów do Bułgarii miałem „kopciołkę”. Była to skrzynia z rusztem. Używałem wiórów bukowych. Woziłem je w worku. Na granicach było śmiesznie!
Również dawno temu przyjaźniłem się ze speleologami. Fajni ludzie. Żadnemu z nich nie wpadłoby nawet do głowy by wrzucać śmieci w krzaki! Wszystko psieje…
Danuska, a mnie tutaj brakuje wedzonej wedliny . Praktycznie nie jadam tutejszych wedlin, bo dla mnie nie maja specjalnie smaku. Widzialam wedzone ryby w sklepie, ale nie jestem do nich przekonana. Kaszanki, o ktorej pisze Nemo tez nie ma. Na szczescie sa inne dobre jedzonka.
No tak, za Piłsudskiego to byli speleolodzy, prima sort 😎
Mnie się udało trafić w te kręgi dopiero w latach 70. – czasach degrengolady i moralnego upadku 🙁 Jak to w PRL.
Dobrze, że nie wspomniałam, iż kolega był z krakowskiego KKTJ 😉
Cichal się odezwał? A już myślałam, że zerwał z nami wszelkie stosunki, te od stołu i łoża. Nemo, nie ma się o co gniewać, bo być może Twoi grotołazi nie śmiecą, ale ogólnie w lasach i górach zostają tony śmieci po „turystach”. Potem urządza się „święto Ziemi” i wolontariusze zbierają to w setki worków. A ja pamiętam, kiedy na szkolnej majówce nauczcielka rozliczała nas, dzieci z każdego papierka i butelki – czy zabrane ze sobą.
Pyreńko! Nie zrywam! Nie robię „urlopów”. Brak czasu. Na Florydzie ostatnie dnie były intensywne. Po przyjeździe do domu też. Za tydzień lecimy do Polski a wczoraj Ewa się rozchorowała. Do Lufthansy nie można się dodzwonić. Podają różne (niedziałające numery) różne godziny. Bordello apocaliptico! Nemo nie poprawiaj, bo sam ten zwrot wymyśliłem 🙂
Nie wiemy co zrobić z mrożonkami a na trzy miesiące to trzeba wszystko wyłączyć. Kociokwik! Udaję się do zajęć, jak mawia Alicja.
Cichal – Lufthansa strajkuje. Odwołanych 750 lotów co po jutrzejszym strajku – nie wiadomo.
Alicja, hej tam, za kałużą! Wzruszyłam się: przydreptały do mnie śliczne skarpeteczki ręką Artystki uczynione. Bardzo, bardzo dziękuję, są urocze i miłe w dotyku. Rumik miał na nie ochotę, ale zostało mu wyperswadowane. Zimne nóżki odtąd już tylko na talerzu!
😆 😆 😆
Nisiu – będziemy obydwie się grzały – ja też mam obiecane w wesołe paseczki,
Nisiu – strasznie szkoda tego Muzeum w Szklarskiej; już tam ani Młodsza, ani Ty niczego nie kupicie.
Pyro,
zostaną nadane jutro – dzisiaj podreptałam na pocztę i…zapomniałam kapownika z Twoim adresem 🙄
Nic to, będzie okazja do szybkiego sparceru jutro, strasznie się rozleniwiłam przez te mrozy, trzeba się trochę ruszać.
Nisiu, cieszę się, że Ci się podobają 🙂
Na obiad wieprzek (schab najlepiej) po indonezyjsku:
– ugotować makaron typu wstążki
– pokrajać w cienkie paski trochę schabu, może być karkówka, byle chuda.
-w zapałki (julienne) pokroić kolorowe papryki ile wola
i ze dwa pory (albo jeden duży), w julianki także.
-ząbek lub trzy czosnku
-sambalek oelek albo sielona lub czerwona pasta curry, ma być ostra, ale to trzeba samemu sobie zaostrzyć tyle, ile się chce.
-soya sos
Paseczki wieprzowiny podsmażyć w woku na oleju tak, aby były „jadalne”. Wyjąć z woka. Wrzucić do woka pory, paprykę i posiekany czosnek, podsmażyć tak, żeby zachowały twardość. Wrzucić do woka wieprzka oraz makaronu ile kto tam chce, dodać sambalka albo ostrej curry i chlusnąć sosem sojowym.
Dużo pisania, a jest szybko, zanim woda na makaron się zagotuje itd. mamy już skwierczące w woku paseczki wieprzka, w międzyczasie pokrajaliśmy, co należało, o?ł godziny to góra.
P.s. Znaczy, zasmażyć przez chwilę wszystkie składniki w woku. Danie takie, że smakuje także na drugi dzień, odsmażone 🙂
Bardzo lubie wedzone lososie i czesto je jem.
Troche wiem o wedzonych lososiach i o wedzeniu lososia. Losos jest tlusta ryba wiec nadaje sie do wedzenia. U nas najpopularniejszym drzewem do wedzenia lososia jest drzewo jabloni, czeresni lub olcha. Nie wszytkie razem! Olcha jest najpopularniejsza poniewaz ma lagodny smak.
Do wedzenia uzywamy filety, a nie ryby w calosci. Wszystkie szczegoly na zalaczonej stronie.
Tom Nelson, miejscowy rybak, ktorego przepisy wykorzystuja wszyscy mieszkancy Pacific Northwest na swojej stronie podaje zainteresowanym informacje, jak on wedzi ryby.
http://www.salmonuniversity.com/rs_htss01_index.html
Jesli ktos nie chce wedzic, moze zakupic wedzone lososie na rynku Pike Place Market. Rowniez poczta, ale tylko w US.
http://www.pikeplacefish.com/buy/smoked-salmon/
Orca – wędzicie sami, czy kupujecie gotowce?
Pyro, większa szkoda Ani Naumowicz i jej dzieci, z którymi prowadziła muzeum i sklep. Bałam się dzisiaj do niej zadzwonić, może jutro spróbuję.
Pyra,
Czesciej kupujemy niz wedzimy. „Domowe” wedzenie to moze atrakcja, ale przygotowanie filetow zabiera troche czasu.
Kupne wedzone lososie sa wysmienite. Mamy swojego ulubionego dostawce.
Biżutki i wszystko co zostało (mam nadzieję, że zostało) będzie można kupować na pewno w sklepie w centrum Szklarskiej i w Chacie Walońskiej.
Nisiu – Młodsza prawie tłucze łbem o ścianę – takie minerały, takie okazy…
Nie wiadomo, co z nimi się stało, czy zginęły w pożarze. Ale na pewno zginęło muzeum Jula Naumowicza, pamiątki po nim, jego narty, sprzęt ratowniczy, zdjęcia.
To wszystko smutna prawda, Nisiu. Być może zbiory były zdigitalizowane; wtedy jest dokumentacja – nie ma dzieła. Strata rodziny Naumowiczów jest nie do ocenienia – to jak druga śmierć Ojca i Męża.
do poczytania … stypendysta Tygodnika „Polityka” …
http://www.petycjeonline.com/list_otwarty_do_spoecznoci_naukowej_i_polskiej_akademii_nauk
Nisiu, Pyro rano o tym czytałam … bardzo szkoda ludzi i muzeum …
Dobry wieczór 🙂
Moje obawy co do jedzenia w Jordanii i Egipcie okazały się całkowicie, w tym przypadku, bezpodstawne. Było rewelacyjnie. Szczegóły później.
Generalnie jesteśmy zachwyceni 🙂
Alicjo, śniłaś mi się dzisiejszej nocy, jako współprowadząca, z mężem, wyrafinowaną restaurację w podziemiach niebotycznego wieżowca 😉
Jagoda,
mieliśmy jakieś gwiazdki Michelina?
Hm…jeśli wieżowiec, to dlaczego nie na wysokościach, a w podziemiach, gdzie zazwyczaj mieszczą się garaże na kilku kondygnacjach? 😯
Dzisiaj nasi od pogody zapowiadają, że Aurora owszem, będzie dzisiaj, ale wczoraj w naszym regionie było pochmurnawo.
Nie wiem jak to było z gwiazdkami, ale restauracja była elitarna, tyko dla wtajemniczonych i z niebywałymi szykanami 😉
Niestety, zanim się tam dostałam i sprawdziłam menu, obudziły mnie nasze koty 🙁
Ale i tak było ciekawie 😉
Ale czy te restauratory, znaczy AlicJerzory dobrze na tym gastronomicznym geszefcie wychodzili?
Ja i dobre geszefty to oksymoron 😉
Orca, dzieki za wskazowki Toma Nelsona jak uwedzic lososia. Bardzo pomocne. My robimy troche inaczej,ale chyba jego mertda jest lepsza. Bedzie w swoim czasie wyprobowana.