Ser droższy niż złoto
Czy jest gdzieś granica rozrzutności? W którym momencie łakomi ludzie uznają, że przysmaki, do których tęsknią, nie są warte aż takich pieniędzy?
Obawiam się, że ten moment nigdy nie nastąpi. Zwłaszcza gdy prasa, radio i TV epatują informacjami o wydatkach ponoszonych na luksusowe ucztowanie. Polędwica z Kobe kosztuje dziś w luksusowych sklepach w Warszawie ponad 500 zł za kilogram. Niektóre rodzaje mięczaków (np. percebe) – tyle samo. A nie są to jeszcze rekordowe ceny. Ponad kilogramową truflę sprzedano na aukcji smakoszowi z Hongkongu za więcej niż sto tysięcy dolarów.
Pierwsze miejsce w gronie najdroższych serów świata zajmuje produkt serbski z mleka bałkańskich oślic – Pule. Na targach żywności w Somerset w zachodniej Anglii za przyjemność raczenia się przysmakiem wytwarzanym wedle tajnej receptury w rezerwacie Zasavica trzeba zapłacić 795 funtów za kilogram, czyli ponad 4 tysiące zł!
Wysokim uznaniem w gronie smakoszy cieszy się też ser Caciocavallo Podolico. Na jego wysoką cenę wpływa technologia produkcji: krowy rasy Podolico, z mleka których jest wytwarzany, są dojone wyłącznie w maju i czerwcu. Na smak sera wpływa ich pożywienie – raczą się one pokrzywami, jagodami, owocami dzikiej róży, głogiem, jagodami krwawnika, jałowcem i poziomkami. Niegdyś na czas dojrzewania umieszczano go w końskich jukach, stąd nazwa. Cena – dobrze powyżej 3 tysięcy zł za kilogram.
Podobnie sytuacja wygląda w przypadku sera z mleka łosia. Jest o nie trudno, istnieje zaledwie kilka farm na południu Szwecji, które ten ser produkują. Na farmie Moose House oswojone łosie – Gullan, Haelga i Juna – są dojone od maja do września. Farma produkuje ok. 300 kg sera rocznie, większość trafia do szwedzkich restauracji. Średnia cena to 500 dolarów za funt, czyli około 1400 zł za niecałe pół kilograma.
Czytając te i podobne informacje, często myślę sobie – kto tu wyszedł na osła?
Komentarze
dzień dobry …
przeczytałam Sen droższy niż złoto ….. niskie ciśnienie powoduje, że śpie jak dziecko i takie skojarzenia mi wychodzą … 😉
Tak wyglada ten serbski serek
http://www.huffingtonpost.fr/2012/11/16/pule-fromage-serbe-cher-monde-coute-1000-euros-kilo_n_2142458.html
Tak się zastanawiam, czy to jeszcze kwestia łakomstwa czy już kulinarnego snobizmu….
Kiedy mowa o serach to zaraz wywołuję z pamięci znanego nam dobrze propagatora polskich serów zagrodowych.Ufff,są trochę tańsze 😉 i coraz łatwiej je kupić:
http://serypolskie.pl/blog/sery-polskie/
a ja po przeczytaniu wpisu się cieszę, że Piotr mimo bycia celebrytą nie jest snobem … 🙂 …
Żabo naprawdę miło, że piszesz znowu częściej … 🙂
Nowy jak żyjesz? ….
Fascynujące te „jagody krwawnika” 😉
Podolica to krowa rasy podolskiej zawleczona z Ukrainy przez wschodnich barbarzyńców (Hunów) na włoski półwysep (lub zaimportowana przez Rzymian z Krety), świetnie dostosowana do ubogich pastwisk kalabryjskich i apulijskich, nie gardząca świeżym liściem laurowym i ziołami południowej makii i garigu.
Z tej bardzo starej rasy wywodzi się większość współczesnych ras krów włoskich.
Podolica daje mało mleka (1300 kg/rok), krów jest mało (11,3 tys.) więc nie dziwota, że ser ma taką cenę. Może za to być przechowywany 5-6 lat.
Notabene, krowa podolska była (i bywa nadal) używana jako zwierzę pociągowe.
Krowy i woły bywają zwierzętami pociągowymi i ja pamiętam po wojnie takie kroniki filmowe, na których kobiety zaorują pole z krowami w zaprzęgu (brakowało i mężczyzn i „napędu”. Te kroniki były chyba z Ukrainy i Bukowiny).
Młodsza jak poszła do lekarza na 9.50, tak jej nie ma do tej pory. Na śmierć jej się nie ma, ale wygląda nieszczególnie.
Z tymi serami tak jest, jak z innymi, rzadkimi dobrami o dużej renomie – popyt winduje cenę, a podaż jest bardzo ograniczona. Są jeszcze przysmaki, do których nie dobrali się jak dotąd światowi snobi. Kiedyś tu pisałam, jak to Ryba z uczniami na płn. Kaukazie wytargowała (nie ona. Ona baba. Przewodnik wytargował) od pasterzy ser za kilogram cukru i jeszcze coś tam. Zdecydowanie najlepszy ser, jaki w życiu jedli. Bez nazwy, robiony tylko w tym rodzie, na własny użytek, nie do kupienia na rynku. W różnych punktach świata są przysmaki, o których się smakoszom nie śniło – nie wiedzą o nich.
Pytanie o rozrzutność jest zrozumiałe. Był okres, gdy nieźle zarabiałem. Daleko mi było do prezesów dużych spółek, ale nie musieliśmy oszczędzać. Jako miłośnik wina i dobrego jedzenia nieraz korciły jakieś szczególne rzeczy, jak wino za kilka tysięcy czy obiad w restauracji w Strasburgu z menu po 400 EUR. Jednak nigdy nie kupiłem butelki wina o cenie przekraczającej 600 zł (a i za 600 tylko na koszt firmy, który nie był kosztem uzyskania przychodu, ale łatwiej dał się strawić). Jakoś poczucie przyzwoitości przywodziło na myśl ludzi żyjących w nędzy. Z drugiej strony uważam, że nie można pod tym względem przesadzać i odrobina luksusu od czasu do czasu nie jest niczym zdrożnym.
Ostatni luksus w naszym domu objawił się na Sylwestra pod postacią homara.
Homara doceniłem, nie narzekam. Z wszystkich znanych mi skorupiaków najbardziej przypomina mi w smaku rodzimego raka, jakiego pamiętam z dzieciństwa jako częstego gościa na stole. Ale większość ekstra smakołyków, których miałem okazję próbować, raczej rozczarowała. Wyjątek może stanowi foie gras. Jest jednak mnóstwo skromnych cenowo smakołyków zdolnych do wywołania wielce pozytywnych wrażeń smakowych.
Miło mi, że Krystyna pozytywnie zaopiniowała moje uwagi o Idzie.
Do Kingston przekazuję tłumaczenie jako Czarny Baran, że za Blogiem tęsknię, ale nie jestem w stanie Go odwiedzać ze względu na absoluty brak czasu. Chodzę spać o 1 do 1:30, wstaję o 6:15. Niektórym to wystarcza, mnie nie. Do tego ostatnio w podstawowej mojej pracy mam front zajęć zapewniony non stop, nie muszę czekać z niczym aż inni się wyrobią.
Z zainteresowaniem przeczytałem rady Misia na temat placków ziemniaczanych. Przepadam za nimi, a nie wiedziałem, że powinienem mówić prozą czyli smażyć na smalcu. Naleśniki za to zawsze na patelni przetartej słoninką.
Podolskie w akcji
Dokładnie rzecz biorąc, to podolskie „wnuki”.
Mają zajęcie do dziś
Ależ to ciężka praca; i to nie tylko dla „podolaków”. Pług i radło w winnicy ma wapiennej, gruzowej roli. Nie do zapłacenia wysiłek.
Ale też stamtąd pochodzi świetne cannonau, po 25 euro za butelkę 😉
15,5 proc. alkoholu
2500 butelek wszystkiego.
jeszcze raz
Winnice i oliwki – dwa składniki bogactwa z ziemi, gdzie nic innego nie owocuje. Nic dziwnego, że bóstwa obdarzające tym bogactwem cieszyły się wielką czcią (Atena, Dionizos i ich odpowiedniki).
Bardzo dobre flaki się ugotowały, są odrobinę za słone. Przeżyję.
A skąd w maju/czerwcu owoce dzikiej róży? Może je jedzą po sezonie?
Ukraińskie siwe bydło stepowe nie było specjalnie mleczne, ale doskonale nadawało się do zaprzęgu, zaprzęg takich wołów ciągnął na ciężkich ziemiach lepiej niż konie, są też w polu wygodniejsze dla oraczy, bo nie idą tak szybko jak konie za którymi czasami trudno nadążyć (w dzieciństwie prowadzałam krowę przy redleniu ziemniaków i wiem z autopsji, że była lepsza od konia, tylko trzeba ją było pilnować, żeby się nie pożywiała „w pracy”. Poza tym krowa stawia racice wąsko, czyli lepiej mieściła się w redlinie, wtedy redliny były co 50 cm a przy mechanicznej uprawie są co 62,5 cm).
Niegdyś opowiadano mi jak to w płockiem przeciągano lokomobilę zaprzężoną w jedną fornalkę (jedna fornalka= cztery konie) z jednego majątku do drugiego. Po suchym jakoś szło, ale utknęli w kałuży. Doprzegnięto drugą fornalkę, potem trzecią… i nic. Lokomobila jak ulgnęła tak się nie dała ruszyć. W końcu wyprzęgnięto konie i zaprzęgnięto potężnego buhaja-stadnika. Buhaj się zaparł i lokomobilę wyciągnął. Gwoli ścisłości: w polu końmi powoził fornal a wołami rataj
Placku, jesteś niezawodny, jak zawsze. Dla ułatwienia dodam, że był on mężem siostry mojej babki, która na czas wojny przeniosła się z Krakowa do Dobromila i on w czasie wolnym od służby kursował pomiędzy Twierdzą a Dobromilem.
Zgryźliwie napisał, że zamienił stanowisko profesora na gefraitra.
Interesujące
http://www.rp.pl/artykul/492745,1174916-Maria-Poprzecka—rozmowa.html?p=3
Często odnoszę wrażenie, że czytając ze zrozumieniem, człowiek odbiera sobie połowę przyjemności. Warto czasem przymknąć oko i potraktować niektóre opowieści jak te wygrzebane z mchu i paproci. Ludzie często bajki piszą i zawsze się ktoś znajdzie kto wpadnie w zachwyt. Opisy regionalnych potraw im barwniej opisane, tym ciekawsze.
Rejbaka wczoraj zrobiłem. Trzy blaszki po dwa i pół kilo. Jak zwykle szybko wyszły 🙂
A jaki był dobry…
Czytając Żabę pomyślałem sobie , że jakby rzucić to wszystko i zamieszkań w pobliżu Zajączkowa to mógłbym otworzyć ZŻZ .
Zakład Żywienia Zbiorowego 🙂
Misiu – w pobliżu Zajączkowa gotują Dziedziczki i mnogość post – kresowych gospodyń, i ludzi na co dzień niezbyt wiele, a Ty masz kilkudziesięciotysięczną Ostrołękę pod ręką.
Misiu-to jest myśl !!! Wespół w zespół z Żabą spokojnie moglibyście wyżywić ze trzy powiaty wokół Połczyna.Oboje gotujecie nie dosyć,że znakomicie i to na dodatek przede wszystkim w ilościach hurtowych.
Okazuje się,że Pyra oceniła pomysł Misia na chłodno i z rozwagą,a ja jedynie z hurrra
entuzjazmem 😳
Cudowna wiadomość dla miłośników sera – złoto jest jednak nieco droższe. Przy okazji gorąco zachęcam do natychmiastowego kupna tego kruszcu. Obecna cena za kilogram to $41,347.42 czyli około 154 tysięcy złotych.
Nie wiem dlaczego, ale jeden sensacyjny artykuł o serze z 2012. roku zaowocował rewelacjami w wielu językach świata. Wspomniane jagody krwawnika to dereń, a przeciętna cena kilograma Caciocavallo Podolico to około 300 złotych.
W grudniu 1917. roku Józef Giebułtowicz wysłał kartkę do profesora gimnazjum w Brzeżanach, niejakiego Jana Stocka. Pierwsze słowo – Kochany. Dzięki temu wiem, że się lubili. Jestem pewien, że gdyby jeden z nich nakręcił film o wyciskaniu soku z pomidorów to ten drugi nie byłby zgryźliwy. Jestem także pewien, że Heliodor Adamczewski nie handlował serem.
Powtarzam – gold, gold,gold.
Reporterzy telewizyjni snują się jak widma. Nikt nie zamarzł, nikt nie utonął. Woda zalała jeden dom pod Bostonem, na nieszczęście pusty. W tej chwili jeden z nich, syn byłego i brat obecnego gubernatora stanu Nowy Jork (CNN) liczy jeszcze na potencjalne ofiary zatrucia tlenkiem węgla.
Z góry proszę o wybaczenie, ale jeśli te krowy są dojone jedynie przed wyprawą na górskie pastwiska to o co tu właściwie chodzi? Czy to znaczy, że od końca października mleko dojrzewa w wymionach?
Znęcam się nad wpisem by zatuszować wczorajszą aferę z filmem który był niewybaczalną amatorszczyzną. Z drugiej strony teraz już wiem, że zdjęcia są pod ochroną, a awangardowe filmy już nie 🙂
Carmelina Colantuono – włoska Żaba, Królowa Kowbojek, jej ser kosztuje $42.95/kg i nazywa się….Caciocavallo Podolico Colantuano.
Ha ha, Placku 😉
A kilo sera nadal droższe niż gram złota 😎
Ten od Carmeliny jest dla turystów. Znamy te metody apulijskich naciągaczy 🙄
Dzień dobry 🙂
Ser Żaby jest za jeden uśmiech. Ser Eski też. I to są bezcenne sery 🙂
42.95 to jest cena jednego funta, a nie kilograma
Haneczko – a ser Żaby i ser Eski są z tej samej jedynej jersejki. Dooobry.
Ten od Carmeliny jest dla turystów, a $42.95 jest ceną jednego funta 🙂
Nie wiem który ser jest dla Carmeliny i ile kosztuje.
NIE WIEM
Wiem które sery powinna jeść – sery owcze Roberta Kluski, tego od Optimusa i Onetu.
Nieważne. Dla mnie istotne jest to, że da się lubić. Tajniki dojenia krów pendolino także rozumiem – dzikie to, płochliwe, jak to przesiedleńcy z Kresów. W czerwcu mają dzieci które piją mleko, a kradziona reszta jest dla nas. Gdyby to było w Polsce w czasach mej młodości, krowy doiłby student przebrany za cielę i ser byłby tańszy, ale wysyłany na eksport.
Te krowy, których zadaniem jest tylko wykarmić cielę, mają krótką laktację i inaczej przebiegającą niż u mlecznych, mleczne mają się doić 305 dni (potem dwa miesiące przerwy i kolejne cielę + mleko) a te miesno-dzikie i pokrewne najwyższą ilość mleka dają w 2 -3 miesiącu a potem to już z górki. Do naturalnego wykarmienia cielęcia (przy cycku) potrzeba ca 1000 litrów mleka.
W ZSRR próbowano przerobić klempy na dojne krowy, ekonomicznie to nawet miało sens, taka klempa je zimą różne mchy, porosty, gałązki, jest niewrażliwa na śniegi i mróz i przy tym daje ze 40 litrów mleka, ale jakoś to na większą skalę nie wypaliło.
Przy wpisie o rodzinnych obiadach zabrakło klasyka:
https://www.youtube.com/watch?v=30_kr5zCQ78
🙂
Cały blog zaserowany. Dziecko kibicuje polskiej piłce ręcznej, pies na spacerze, a mnie się nic nie chce. To zwyczajne lenistwo, a nie jakieś przypadłości. Nie mogę ani pogadać, ani posłuchać, bo te głośniki. W sobotę kupię. Teraz wrócę do „Historii życia prywatnego”, a wieczorem czeka na mnie papierówka „Polityki”. Leniwe jest życie staruszka….
Żabo,
klasyk był, w wykonaniu fajnego aktora. Podała go A cappella.
Dzień dobry,
Nie oszczędzam na jedzeniu, ale bez przesady….
Jolinku – ja mam się dobrze, wiadomości o klęsce śniegu sporo przesadzone.
Otworzyłem stronę polityki, a tam w tytule (pani Anna Dąbrowska), wielkimi literami, że pani Ogórek była „researcherką”. Proszę więc Redakcję Polityki o wyjaśnienie, co ten termin oznacza, bo nie wiem! Jak mam czytać ze zrozumieniem, skoro nawet tytułu nie rozumiem!
Nowy, drogi Kolego! Obawiam się, że Redakcja Ci nie wytłumaczy, z przyczyny prozaicznej. Otóż nie wymyślono tego słowa po polsku. Przez 150 lat funkcję tę wypełniały żony, ew. sekretarze albo przyjaciółki. Nie każdy redaktor się przyznawał, że korzysta z pomocy cudzej w ustalaniu faktów, grzebaniu w archiwach, encyklopediach , atlasach i rocznikach gazet w celu uniknięcia błędów rzeczowych (Wańkowicz przyznawał, że Królik przygotowywał mu fiszki z faktami). W poważnych, amerykańskich redakcjach byli tacy etatowi pracownicy, pomagający tuzom pióra i kamery. W ostatnich latach są tacy i w Poolsce, nazywani z amerykańska.
Jeszcze nt
Najbliższe znaczeniowo byłoby słowo „dokumentalista/tka”, ale u nas ten termin oznacza jeszcze coś innego (reportaż, film dokumentalny itp) więc tamten termin został z dobrodziejstwem inwentarza znaczeniowego.
Pyro,
Dziekuje bardzo, bede staral sie zapamietac i nie pomylic z jakas np. designerka.
Pani Ogorek nie byla reasercherka redakcyjna tylko bankowa, wiec nie wiem jakiego rodzaju reaserche prowadzila, ale to juz moga byc szczegoly okryte tajemnica bankowa.
Żabo, jestem prawie pewna, że (z krowami i bez) spodobałaby Ci się wystawa Mit Galicji (MCK, tylko do 8 marca, potem uda się na odsiecz wiedeńską 🙂 ) — eksponaty m/in z Wiednia, Lwowa, Krakowa, Tarnowa, … całościowe ujęcie (od mitu założycielskiego po wykorzystanie galicyjskiej marki we współczesnym marketingu, (bardziej drobno-żywnościowym, niż asekuracyjno-bankowo-nieruchomościowym – zauważyliśmy złośliwie lecz ze zrozumieniem uwarunkowań 😈 )), oddzielne opowieści polska, ukraińska, żydowska, austriacka, dokument ratyfikacji I rozbioru (oryginał 😉 ), kolonizowanie, koleje, „nędza”, boom naftowy, Galicjanie w Wiedniu, I wojna, …
Bogate „didaskalia” papierowe wprowadzają, oprowadzają i doprowadzają (do… konstatacji konieczności dalszych doczytań), promocja ukraińskich aspiracji zaznaczona poprzez kilka współczesnych dzieł w obrębie niebiesko-żółtej opowieści…
Nie drożej, niż dziesięć polskich złotych nowych. Plus dotarcie… 🙂
Tymczasem te bezcenne ukraińskie woły
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/WMiescieKrakowCoWidacSYchacCzuc#6100914662329284834
będą sobie leżakować wieeele lat — nieźle i ponadwymiarowo się natrudziły ostatnio!
Od dziecka mnie fascynowało, co to za orka! I czemu (mimo wszystkie wątpliwe technikalia) tak mi się podoba.
Teraz już wiem – świetlisto-mistycznie magicznie-realistyczny symbolizm!
Nie wiem, o ile droższy, i niż co. Ale zdecydowanie złotawy, więc i do tematu i do dygresji pasuje jak ulał 😀
Bardziej realistyczna orka. Wołami. Na Ukrainie. W krakowskim Muzeum Historii Fotografii:
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/WMiescieKrakowCoWidacSYchacCzuc#6100883885307860226
Placku,
(niech będę Twą bezkrwawicową bo od razu wszystko wiedzącą riserczerką 😉 ) – Panu Klusce jest Roman, nie Robert 😉
Świeżutkie pendolino też jest w zasobach, a jakże:
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/BozeNarodzenie1314#6109002797052440434
Cenne, choć nie wiem, czy cenniejsze.
Jako dorywcza riserczerka kilkorga dziennikarzy brytyjskich ujawnię, iż najbardziej lubią oni, by się znać na wszystkim (na bankowości też), ino szybko, z podaniem źródła, własnymi fotonotatkami… i jeszcze niedrogo.
=> Lepiej udawać więc, iż każde ich banalne zapytanie wymaga wytężonej, wielogodzinnej pracy 😀
Nowy, teraz wiele riserczy przeprowadzają komputery, ale jeszcze niedawno (5 lat temu… choć może 10?… Czas płynie!) trzeba było ręcznie przeprowadzać nawet tak banalne kwerendy/poszukiwania, jak porównywanie taryf telefonicznych (ponoć opcje na kartę są najniewdzięczniejsze i obarczone największą liczbą potencjalnych pułapek)… — Dla dziesięcioletniego bratanka rzecz nie do pomyślenia: „jak to, kiedyś nie było porównywarek internetowych? to jak wy wtedy żyliście, tatoooo? 😀
Swoją drogą… „kwerendziarka” – pięęęękne! Wypromujmy! 😈
Cichal się ucieszy i Bejotka, może jeszcze Ewa? Dla mnie to świat równie egzotyczny, jak z innego kontynentu.
Reaserch – badania nad…
research – badacz/badaczka
Dokumentalista to nie jest, Pyro
Dzieki, a cappella.
🙂
Wiele razy tutaj juz mowilismy o jezyku i jego zmianach, a ja, jak radziecka konserwa, tkwie w ubieglym wieku.
Tego typu zmiany mnie draznia, nie nadazam. Powodem pewnie jest i to, ze od lat jestem za granica i bezposredniego kontaktu z Rodakami praktycznie nie mam. W czasie rozmow z moim synem lapie sie na tym, ze mowimy po polsku, ale dwoma jezykami. 🙂
Nowy – ja w kraju też nie nadążam. Nawet „Polityka” jest redagowana ostatnio w częściowo obcym języku.
A cappello – Bardzo dziękuję, ale z moim talentem do błądzenia nawet wysiłki tysięcy intelektualnych opiekunów to zawracanie Odry kijkiem. Pana Kluskę oficjalnie przepraszam, ale nadal bardziej przypomina mi Roberta, a może to dlatego, że mój dziadek miał na imię Robert. Panie Robercie – miałem na myśli Roman, a Pańskie sery maja w sobie tę pirenejską słodycz 🙂
To search = Szukać
researcherka = correct (punkt dla POLITYKI)
reasercherka = correct jak Robert (punkt dla Nowego)
W słowniku PWN znaleziono przytulny kącik dla researchera, ale dla researcherki już nie. Czy my, kobiety jesteśmy niewidzialne ?
Nadpęcie po angielsku to cannon, a cannon po angielsku to armata.
Polszczyzna po prostu nie nadąża z adekwatnym nazewnictwem nowych pojęć z dziedzin dawniej u nas zupełnie niespotykanych.
Researcher w banku może być analitykiem przygotowującym bazy danych, raporty i zestawienia potrzebne do podejmowania decyzji finansowych czy coś w tym stylu.
Analityk, szperacz, badacz…
W tradycyjnym rozumieniu „badacz” kojarzy nam się z wielkim uczonym, jest takie trochę koturnowe 😉
Nemo.
Nemo 25 lat za granica i nie ma
problemu z j.polskim
Nemo chwala Ci za to.
Henryku – Pozwól, że złożę Ci już teraz życzenia wszystkiego najlepszego z okazji imienin 🙂
Placku.
Dziekuje z całego serca.
A serce mam ogromne.
„Placek (21:13)
Czy my, kobiety jesteśmy niewidzialne ?”
Placek jest kobietą 😎
Poza tym bardzo rozlegle tłumaczy znaczenie słowa „reaserch”, nawet wikipedia jest oszczędna.
Znaczenie, jakie ja podałam, pochodzi po prostu bezpośrednio z Wańkowicza (Królik i dwa oceany) Stara się tam wyjaśnić co jego córka – Tili, robi w redakcji, w której pracuje w tym charakterze.
p.s. W pierwszym komentarzu powtórzyłam się niechcący, w drugiej linijce powinno byś „reasercher”.
Nie ma w angielskim słowa „reasercher” ani „reaserch”
Nowy, jeśli jeszcze kiedyś w jakimś artykule znajdziesz nieznane Ci słowo z gatunku mowy najnowszej (choć researcher jest profesją dość starą, zwłaszcza w Stanach), to nie irytuj się od razu. Wpisuj śmiało w Google’a. Wujek wie prawie wszystko. Na temat researchera jest mnóstwo haseł.
Proponuję by pani Anna Dąbrowska została kandydatką na Prezydentę, a pani Magdalena Ogórek napisała o niej artykuł.
W wydaniu specjalnym Bankoteki NBP (wrzesień 2014) Magdalena Ogórek przeprowadziła obszerny artykuł z Donaldem Malickim, dyrektorem Departamentu Operacji Zagranicznych NBP (O złocie bez tajemnic). a brudnym słowem było. Wspólpracowała z NBP czy nie?
Pani Dąbrowska pisze o sobie, iż ” Prywatnie uczy się tańczyć salsę, kiedyś tango. Uwielbia prowadzić samochód. Uważa, że ta umiejętność nie zależy od płci.”
Mnie tam wsio rawno – szacunek należy się wszystkim, a Ogórek to nie tramwaj. Każdego można ośmieszyć lub przedstawić jako zbawienie narodu.
Gospodarz dba o swoją prywatę, a ja o swoją – to ja powinienem być Prezydentem Absolutnym Całego Świata. To gorycz przeze mnie przemawia.
Na zakończenie tego wybuchu – czy artykuły dziennikarzy to research czy lustracja? Na czym polega różnica?
Nemo – Nu ja przecież powiedział, że nie ma. Kurtka na wacie. 🙂
Ha, a miało być o serach.
Placku,
nu powiedziałeś, i co z tego? 🙄
Mój ulubiony researcher Vijay to aktualnie experimenter 😉
I dalej serowo. Czy w Waszych domach jada się zgliwiały twaróg? Taki prawie do smażenia (moje dziewczyny mółwiły „kiszony ser) Cuchnie okrutnie, ale jest smaczny. Ostatnio bywają kłopoty – ten ze sklepu nie gliwieje; psuje się po prostu. Taki od Żaby/Eski jest za tłusty – też z kłopotami gliwieje Czasem udaje się kupić na targowisku „gospodarski” ale znacznie chudszy, niż Żabiny. Rzadko, ale czasem udaje się zrobić.
U mnie twaróg jako taki w ogóle nie występuje, więc nie ma co gliwieć 🙁 Chyba że sama zrobię, ale wtedy też nie doczeka. Ale gdyby zgliwiał, to nieusmażonego bym chyba nie jadła. Nie próbowałam nigdy takiego.
Kochani,
Dzieki wielkie za wyjasnienia, podpowiedzi, odpowiedzi itd. Oczywiscie po tylu latach w stanach wiem co znaczy research lub researcher, natomiast trudno mi sie bylo zgodzie zeby w tytule artykulu Polityki pojawila sie jakas researcherka. Czy nie moze byc tak jak Nemo podala – np. analityk. Czy musi byc wszystko udziwnione, zamerykanizowane?
Czy zwykla kanapka musi byc sandwichem?
Glownie o to mi chodzilo.
Bo dokładnie rzecz biorąc świat odróżnia kanapki od sandwiczy, które są kanapkami „zamkniętymi” 😉
Hrabiowska kanapka
Ja zawsze do szkoly bralem kanapki nie wiedzac,ze biore sandwiche. Ty pewnie tez?
🙂
Pyro – Nie.
Amerykański ser. Republikański polityk oskarża Kanadę o niegrzeczne traktowanie amerykańskiego sera.
TTIP dotyczy także sera. To o tym powinniśmy czytać i dyskutować, a nie o zmyślonej historyjce o tym jak to pewien serbski tenisista ośli ser wykupił, ale to nudne 🙂
No pewnie 🙂
Ale kto chciał podkreślić wytworność klasycznej kanapki, nazywał ją tartinką i wtedy było wiadomo, że nie chodzi o angielski wynalazek, a o Francję-elegancję 😉
Nowy – Domyślałem się, o co Ci chodziło i przepowiadam, że to tylko czubek góry lodowej.
Gdy Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji dojdzie do skutku, słowo „zgliwały” będzie zastąpione czymś bardziej partnerskim.
Ha, w Pyrlandii starsze pokolenie mówiło klapschtule i też było wiadomo o co chodzi.
Klapsztule?
No, nie wiem, czy bym jadła 🙄 😆
Stulle czyli Butterbrot 😉
Nemo – A Hiniutek wołał „W domu to ja chcę Oficirschniten” tzn kromkę tak cieniutką, żeby przez nią regulamin można było czytać.
Butierbrod na zawtrak
Myślałem, że to choroba którą można się od krzesła zarazić. Nadal wolę kanapkę, a najbardziej lubiłem dobre bułki.
Brzydko śmiać się z rodziców, ale ja się uśmiecham. Są obecni w takich opowiastkach.
Pyro,
Jadało sie, z kminkiem. Nazwa Gliwice zobowiązuje 😉
Jasne, Krzychu – z kminkiem, posypany lekko solą i szczypiorem (a pod nim solidna porcja masła).
Nemo, śniadanie kolejarza najladniejsze 😀
Ach nemo…ku Twojej radości wszystko 🙂
Nie ma. Szczęśliwa?
p.s. Miałam nadzieję, że to Placka zwróci mi uwagę 🙁
Kanapka na obsesje 😉
Alicjo – O Ciebie się ostatnio martwię. Chwili spokoju człowiek nie ma. Czy wszystko jest OK?
Nowemu docinam na każdym kroku bo to nie to co my, delikatne stworzenia. Wszystko zniesie i jeszcze innych mu żal. Dziwny człowiek 🙂
Placek (ka),
o mnie się nie martw, ja sobie radę dam 🙂
To Tobie płcie się mylą – nie znam faceta, któremu by się wyrwało ? Czy my, kobiety jesteśmy niewidzialne ??
Podejrzewam, że cały czas udawałeś (aś) faceta, kobietom łatwiej to przychodzi 🙂
Tak czy owak, zapraszam, bo nie ma to, jak na własne oczy się przekonać, czy wszystko jest w porządku, na słowo chyba mi nie uwierzysz?
nemo –
faktycznie. dawno już tego pomysłu nie serwowałaś. Może rzeczywiście by Ci się przydało?
Alicjo – Twój mąż miał operację. Ty miałaś operację. Czytałem o tym na tym blogu. Spytałem czy jesteście OK, także na tym blogu.
Sam sobie jestem winien. To wszystko.
… kot też się źle czuł… 🙁
Nowy,
na czym polegał tajemniczy research w banku:
„Narodowy Bank Polski. Pracowała tam od sierpnia 2012 roku do października zeszłego roku, a właściwie współpracowała (na podstawie umów cywilnoprawnych). Robiła kwerendę do realizacji dwóch filmów powstających na zamówienie NBP: o historii pieniądza i bankowości centralnej oraz o historii polskiego złota. Aranżowała również wywiady z ekspertami występującymi w produkcji i ? jak informuje bank ? ?wyszukiwała ciekawostki historyczne?. Realizowała się też redaktorsko w magazynie pracowniczym ?Jak w banku?.
Nemo, dzięki,
Kandydatka na prezytenta poznała więc, jest ekspertem można powiedzieć, od pieniędzy, bankowości i złota! Czego więcej chcieć? Ona nam ten kraj i nas ozłoci!
Chyba bede na nią głosował i już! 🙂
Dobranoc 🙂
Placku,
nie chachmęć, bo się zachachmęcisz.
Nowy, analiza to tez nie po polsku, tylko z greki.
Rola redakcyjnych reserczerów polegała na ogół nie na analizowaniu, tylko na poszukiwaniu i sprawdzaniu. Nie pamiętam, kto podawał taki przykład (może Wańkowicz): dziennikarz pisze, że prezydent Takisiaki spojrzał na Naród błękitnymi oczami – reserczer leci sprawdzić, jaki kolor oczu ma prezydent…
A ja bardzo lubię subtelne dialogi między Nemo i Plackiem. Myślę, że nieźle dogadywaliby się również z Markotem od Bobika.
Ale analiza jakos sie u mnie zadomowila, a reserczerka nie. Czy ja moge byc chociaz na tyle inny? 🙂
Podczytuje czasami Bobika – masz racje Nisiu, facet ukrywajacy sie pod nikiem Markot to jakis bardzo bystry gosc.
Dobranoc 🙂
Nisiu – Postanowiłaś, że zostanę Twoim wrogiem, a ja nigdy nie wyraziłem na to zgody.