Dziś wielkie święto
A jakież to święto – wielu zapyta. Przecież to dzień powszedni, styczniowa i pogodowo mało sympatyczna środa. Tymczasem to święto naprawdę ważne. I dla młodych, i dla nieco starszych, czyli takich jak ja.
Otóż dziś jest Dzień Babci! I choć moja Babcia Eufrozyna już od dawna nie żyje, to często o niej rozmyślam. Bardzo wiele bowiem jej zawdzięczam. Dzięki niej przeżyłem czas wojny, choć wszyscy uważali, że chorując od dnia narodzin, skazany jestem na szybką śmierć. Nie mogła się mną opiekować Mama konspirująca i wraz z Ojcem ukrywająca się w różnych miejscach. A Babcia uparła się i żyję.
Babci zawdzięczam też zainteresowanie kuchnią. To Ona wpoiła mi zasady wychowania i tzw. dobre maniery.
Wspominam Babcię przy okazji każdych świąt, urządzając je dokładnie według Jej wskazówek. W Dniu Babci postanowiłem przypomnieć trzy przepisy, które (wśród wielu innych) zostawiła nam Eufrozyna w spadku.Barszcz ukraiński według Prababci E.
Porcja włoszczyzny z kapustą, 1 cebula, 1 szklanka drobnej fasoli, 2 buraki średniej wielkości, 5 ziemniaków, 1 duża łyżka przecieru pomidorowego, 1 szklanka śmietany, 1 pęczek koperku, sól, pieprz, cukier, cytryna, wywar z mięsa (1/2 kg wieprzowiny albo cielęciny bądź kurczaka) lub około 1/2 kostki masła
1. W przeddzień namoczyć fasolę w 1 l letniej, przegotowanej wody, następnie ugotować ją.
2. Na tarce jarzynowej o większych otworach zetrzeć obraną i umytą marchew, pietruszkę, seler, drobno pokrajać por.
3. Do ugotowanego uprzednio wywaru z mięsa (2 litry) wrzucić starte jarzyny, gotować (jeżeli zupa ma być bez mięsa, należy ugotować jarzyny i dodać masło).
4. Po kilku minutach, kiedy już jarzyny się zagotują, dodać buraki starte także na tarce o dużych oczkach.
5. Kiedy gotujące się jarzyny zaczynają mięknąć, dodać pokrajane w kostkę ziemniaki.
6. Poszatkować kapustę i wrzucić do zupy.
7. Kiedy wszystkie jarzyny są już miękkie, dodać do smaku sok z cytryny, przecier pomidorowy, cukier, sól, pieprz.
8. Fasolkę wlać do zupy wraz ze smakiem, w którym się gotowała, jeszcze chwilę potrzymać na ogniu.
9. Zestawić zupę z ognia, dodać drobno posiekany koperek i śmietanę. Jeżeli zupa jest gotowana na mięsie, to jest to właściwie całe obiadowe danie. Z podanej ilości składników uzyskuje się dość dużo zupy, można więc część przechować w lodówce na następny dzień, i właśnie wtedy jest najlepsza.
Bitki według przepisu Prababci
50-70 dag cielęciny (może być łopatka bez kości, choć oczywiście lepsza byłaby sznyclówka), 15 dag pieczarek, 1 średnia cebula, 2 łyżki masła lub 1 łyżka oleju i 1 łyżka masła, 1/2 szklanki śmietany lub śmietanki, 1 łyżka mąki, sól, pieprz
1. Pokroić umytą cielęcinę w plasterki, w poprzek włókien, uformować, rozbijając je tłuczkiem (w worku plastikowym) na zgrabne zraziki.
2. Na patelni roztopić i rozgrzać połowę tłuszczu, lekko obsypane mąką zraziki obsmażać i po obsmażeniu odkładać.
3. Na tej samej patelni poddusić na pozostałym tłuszczu drobno posiekaną cebulę i pokrajane na cieniutkie plasterki pieczarki.
4. W szklanym naczyniu do zapiekania lub w garnku układać na przemian warstwę mięsa i warstwę pieczarek. Dolać nieco wody, dusić, nie dopuszczając do przywarcia mięsa do dna.
5. Kiedy mięso jest już miękkie, dolać śmietanę wymieszaną z odrobiną pozostałej mąki. Poruszając naczyniem, doprowadzić śmietanę między wszystkie warstwy. Podgrzać do momentu zagotowania.
Prababcia podawała zraziki z kluskami kładzionymi, ugotowaną na gęsto kaszą krakowską lub – jeśli nie było czasu na przygotowanie innych dodatków – z gotowym makaronem.Ciasto uniwersalne według Prababci
3 szklanki mąki, szklanka śmietany, kostka (25 dag) masła
1. Wsypać mąkę do miseczki, dodać masło i siekać nożem, aby powstały drobne grudki. Dodać śmietanę i znów siekać, aby połączyć śmietanę. Na koniec zagnieść ciasto dłońmi.
2. Uformować z ciasta kulę, owinąć ją lub włożyć do plastikowego woreczka, odstawić do lodówki na 30 minut.
3. Po wyjęciu ciasta z lodówki odrywać po kawałku, wałkować i wykrawać ciasteczka lub formować z odrobiną dżemu lub konfitur rogaliki (fot. wyżej).
4. Ciasto to jest naprawdę uniwersalne, nadaje się zarówno na wypieki słodkie (z dodatkiem cukru, dżemu), jak i na słone: można z nich upiec nadziewane mięsem paszteciki albo posypane startym żółtym serem lub papryką ciasteczka.
Czcząc tak mi bliską osobę, robię – mam nadzieję – także przyjemność tym wszystkim, którzy skorzystają z babcinych przepisów. Smacznego!
Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Swoje babki kiepsko pamiętam, albo wcale nie pamiętam. Maria, Matka Hiniutka wcześnie zmarła, a Albertyna, która Marię w rodzinie zastąpiła, była powszechnie kochana, ale widziałam ją 3 razy w życiu. Nieco lepiej znałam Walerię, poznaniankę. Odwiedzaliśmy ją często ale ciężko i długo chorowała, trochę się jej bałam, zmarła kiedy miałam 11 lat. Kuchennie dużo zawdzięczam babce Jarka, Annie. Uczyła mnie obchodzenia się z mięsem różnego rodzaju, robienia kiełbas domowych, przyrządzania śledzi trochę inaczej, niż robiono to w moim domu rodzinnym. Od niej pochodzą przepisy na chrust, ciasta drożdżowe i zupy jarzynowe. Kiedy wyszłam za Jarka Anna kończyła 93 lata, a sklerozy u niej ani, ani i to pomimo przywiązania do tłustej wieprzowiny (Pani, a nie dawej mi lubawego -tzn chudego -mięsa) i do 50-tki mocnej gorzałki w każdą niedzielę po obiedzie. Dożyła 99 lat. Dobrze ją wspominam, z rozrzewnieniem myślę o tym, że mówiła najczystszą gwarą wielkopolską – bez germanizmów i słów nieprzystojnych. Dzisiaj często mam ochotę powtórzyć za Anną: „Pani, takom dzisiaj niecyrno…” w taki mroczny i mokry styczniowy poranek, kiedy stawy skrzypią w człowieku. A nadal jestem od niej młodsza o 17 lat (93-76).
Placku – kilka słów reakcji na Twój wczorajszy komentarz.
Masz sporo racji, że poleciałam po bandzie. Tylko,… nie lubię red Terlikowskiego, bo uważam jego ortodoksję za szkodzącą kk w Polsce. Wystąpienie Franciszka czytałam w polskim tłumaczeniu rzecz jasna. Jasne, że papież nie wspiera współczesnego feminizmu, ale też Terlikowski uprawia niezłą ekwilibrystykę logiczną. Nie lubię faceta i już! Oj!
Niestety, nie było mi dane doświadczyć babcinej miłości. Mama mojej Mamy została zamordowana przez bandytę gdy moja Mama miała 2 lata, a Mama Taty zmarła w tym czasie co Piłsudski. Dziadków również nie miałam, też odeszli przed moim urodzeniem. Myślę, że ominęło mnie coś ważnego, zwłaszcza dla małego człowieka.
Danuśka, jeżeli możesz, zadzwoń do mnie (61-870-10-73)
Podobnie jak Krysiad nie znalam moich dziadkow. Wszyscy zmarli przed moim urodzeniem. Moja Mama doczekala sie prawnukow.
Babcia od strony Taty zmarła przed moim urodzeniem,a babcia od strony Mamy opuściła nas,kiedy miałam 9 lat zatem wspomnień o niej nie zachowałam w pamięci zbyt wiele.
Na dodatek widywałam ją jedynie czasem podczas wakacji.W rezultacie więc moje najlepsze i najcieplejsze wspomnienia związane są z babcią….mojej koleżanki ze studiów.Lubiłyśmy się nawzajem,chyba głównie z powodów kulinarnych 😀 Ona lubiła gotować,a mnie bardzo smakowało wszystko czym byłam podejmowana.
Wedle babci Marii moja koleżanka,a jej własna wnuczka była za chuda i marudna,a ja nie miałam tych wad.Ha,ha,chociaż tych 😉
Do dzisiaj robię bigos wedle jej wskazówek -1/2 kapusty słodkiej,1/2 kapusty kiszonej. Oprócz suszonych śliwek sypnąć też garść rodzynek i koniecznie szklaneczka czerwonego wina gdzieś tak w połowie duszenia całości.Resztki różnych mięs i grzyby suszone to wiadomo,oczywista oczywistość.
Tak,jak Krysiade myślę,że obecność babci czy/i dziadka w naszym życiu jest ważna i potrzebna.Obserwuję to u mojej Latorośli,której francuska babcia jest daleko,a polska już od wielu lat nie żyje.Ala bardzo chętnie uczestniczy zatem w rodzinnych spotkaniach z babcią Ukochanego.
Moi Dziadkowie odeszli już dawno, Ci od strony Mamy oboje w 1981, a od strony Taty: Babcia w 1971, a Dziadek, którego nigdy nie poznałam, w 1939 zamordowany przez NKWD i nawet nie wiemy, gdzie jest Jego grób. Jedna z babć była tak zwaną niedzielną, druga opiekowała się mną i siostrą na co dzień. Doskonale gotowała, ale nie było w Niej niestety zacięcia dydaktycznego, wolała w kuchni być sama.
Zauważcie, że chyba rzeczywiście żyjemy dłużej. Myśmy babć/dziadków niemal nie znały, a nasze wnuki mają najczęściej komplet babcino – dziadkowy (chyba, że któryś dziadek wymiguje się od tej roli, co się zdarza).
Nasza mała Nadia, czyli moja prawnuczka, tak podskakiwała z bratem na tapczanie, aż padła i rozbiła buziaka o któryś mebel po drodze. Ponoć krwi, jak przy zarzynaniu świniaka, pogotowie, szpital, prześwietlenia, nocna pomoc dentystyczna – teraz śpi w domu po podaniu środków p/bólowych i nasennych. Mają ją tak utrzymywać przez 2-3 dni, żeby jej się dziąsła zaczęły goić. Pierwsza diagnoza była fatalna – pokruszone ząbki, chyba do usunięcia ( a przecież dopiero co wyrosły, mała będzie miała 2 lata w kwietniu). Prześwietlenie wykazało, że nie połamała ząbków, tylko wbiła sobie w dziąsła i kto wie, czy nie naruszyła zawiązków zębów stałych. Też niedobrze, a potem p. dentystka założyła jej opatrunki, kazała je zmieniać co 10 godzin, a małej spać i nie ruszać się za bardzo, to może zagoi się wszystko i nie będzie kłopotów. Za miesiąc, kontrola.
Dzieci potrafią.
Jedną z moich ulubionych zabaw w dzieciństwie było skakanie z szafy na tapczan.
Jakoś nigdy nic mi się nie stało,tapczan też wytrzymał,był solidnej konstrukcji 🙂
Pyro,
podobną sytuację z pozbyciem się przednich zębów miała kilkuletnia córeczka znajomej. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i we właściwym czasie wyrosły jej zęby stałe. A przy okazji – chłopięca opieka nad małym dzieckiem jest bardzo ryzykowna.
Dziś byłam w przedszkolu wnuka na obchodach dnia babci i dziadka. Trochę sztuczne jest to rozdzielenie świąt, może dla zaznaczenia większej z reguły roli babci. Na szczęście w przedszkolach połączono oba święta i dziadkowie wspólnie podziwiali występy wnuków.
Pamiętam ubiegłoroczne popisy i widać, że przez ten rok dzieci zrobiły duże postępy.
I babcia , i dziadek są bardzo ważni dla wnuków, tylko trzeba poświęcić dziecku uwagę i czas. I wtedy można usłyszeć słowa” U babci jest tak fajnie, nie chcę jeszcze jechać do domu „.
Ja lubiłam robić fikołki na tapczanie, który kończył się deską podtrzymującą wałek. Niestety trafiłam górną szczęką w dechę, oczywiście szpital, szwy na szczęście od wewnątrz i śladu po tym wypadku nie widać.
Pomóżcie rodacy – miałam dzisiaj kilka listów do napisania i jedyny, który przeszedł bez kłopotów, był do Alicji. Przy innych pokazywał się napis „wszystkie adresy mają zły format. Post nie zostanie wysłany” Dlaczego do 10.00 miały dobry format, a po 10.00 wszystkie złe”? I co się robi w takiej sytuacji?
Pyro,
a jak wpisujesz te adresy? Ręcznie czy kopiujesz z książki adresowej?
11-letni siostrzeniec naszego Geologa ścigając się z kolegami na rowerach zderzył się buzią ze ścianą szkoły. Poszły dwa nowe zęby, rozcięta warga, krew się lała, koledzy dali nogę, matka na kursie w Anglii, ojciec bez prawa jazdy, do doktora 10 km…
Przy pomocy sąsiada zwieziono chłopca do dentysty, potem karetką do kliniki w Bernie, tam wstawiono mu jeden ząb, który znalazła szkolna dozorczyni (ona też wszczęła alarm), drugi ma być jakoś rekonstruowany, resztę pozszywano… To było miesiąc temu.
Jak było po wszystkim, to babcia ze strony ojca zadzwoniła do synowej w Anglii:
– Teraz to chyba przyjedziesz?!!
Na co usłyszała spokojne:
– Podaj mi (imię męża)
Dalszych dyskusji ani nagłego powrotu nie było.
Moja babcia Michalina zapisała mi się w pamięci pięknymi bajkami opowiadanymi na dobranoc, wiadrami żurawin przywożonych z torfowisk w pobliżu domu, gdzie mieszkała z nieżonatym jeszcze wujkiem, kwasem robionym z tych żurawin, pieczoną kiszką kartoflaną i wieloma innymi specjałami, których nie robiła moja mama.
Dziadek ze strony mamy nie żył już przed moim urodzeniem, ale żył dziadek ze strony ojca. Ten z kolei podsadzał nas, swoje małe wnuki, na czereśnię i pilnował, byśmy nie spadali, woził na swojej wiekowej kobyle (ta natychmiast stawała, gdy tylko się odwrócił), pokazywał, jak się używa szydła, struga i innych dziwnych narzędzi…
Moje dziecko zdążyło poznać jednego dziadka i dwie babcie, z których jedna jeszcze żyje i ma bliski kontakt z wnuczką. We wczesnym dzieciństwie zajmowała się nią regularnie, nauczyła pływać, potem robić skarpety na drutach, teraz wnuczka odwiedza babcię, zaprasza do siebie lub oboje z Geologiem gotują coś w jej kuchni, telefonują i zajmują się nią bardziej chyba niż rodzicami 😉 Dopóki żyła babcia Geologa ze strony ojca, zajmowali się również nią, a po jej śmierci – nasza córka i jej teściowa razem ubrały ją do trumny. W dzisiejszych czasach to już nie jest takie oczywiste.
Nemo – kopiuję z książki.
W mojej rodzinie, ostatnie posługi zmarłym oddają bliscy, jeżeli śmierć nastąpiła w domu. Muszę przyznać, że cała trójka moich dzieci sprawdziła się w tej sytuacji. Jeżeli ktoś umiera w szpitalu (np mój Ojciec) to wtedy jest to sprawa zakładu pogrzebowego. Moja Janeczka (Mama) umierała u mnie w domu – wnuczka trzymała ją za rękę, zieć podtrzymywał w pozycji siedzącej. Myli i ubierali też we dwójkę, a ja podawałam garderobę. Dzieci trzeba nauczyć wszystkiego – tego, co trudne i przykre, też. Jest jeszcze wiele rodzin, które o to dbają.
Pyro,
a próbowałaś wpisać adres ręcznie lub użyć emalii od adresata, nakliknąć „odpowiedz”, wykasować tekst i wpisać swój?
Te zabawy zostawię już sobie, Nemo, na jutro. Dzisiaj się zezłościłam, a teraz mam trochę zajęć domowo – administracyjnych. Na blog nasz wchodzę w „przerwie na papierosa”.
Nemo – właśnie o takich relacjach Dziadkowie – Wnuki myślę. Kiedy wspomnę jak zajmował się moim Synem mój Ojciec. Jak uczył różnych rzeczy. Nawet hymnu – to zazdroszczę i o takich moich deficytach mówię.
Z wiadomości radiowych:
We włoskich szkołach postanowiono zapoznać dzieci z kuchniami krajów europejskich.
Wybrano piętnaście krajów i po jednym daniu z każdego z nich.Jest wśród nich między innymi nasz polski bigos 🙂 angielski fish and chips,austriacki sznycel po wiedeńsku i francuski croque-monsieur(tosty zapiekane z szynką i serem).Część rodziców bardzo zadowolona,a inni narzekają,że to nie są dania dla dzieci,bo tłuste i ciężkostrawne.
No cóż,kiedy włoskie babcie podają swoim wnukom lazanie otulone kołderką beszamelu,
to przecież nie propagują dietetycznej kuchni 😉
Mimo wszystko lasagne jest o wiele zdrowsze i smakowitsze dla dzieci niż bigos 😉
Dlaczego nie wybrano pierogów?
Za bardzo podobne do ravioli?
Czy to zapoznawanie małych Włochów z potrawami innych krajów miało charakter teoretyczny, czy to były degustacje ? W każdym razie bigos nie jest najwłaściwszą potrawą dla dzieci, one zresztą nie przepadają za nim. Pierogi rzeczywiście byłyby lepsze.
Krysiade – mnie też wielu rzeczy nauczył Ojciec mojej Mamy. Godzinami opowiadał mi z pamięci Trylogię. Do dzisiaj mogę iść w zawody ze znawcami tematu (np. Nisia) Pamiętam Go doskonale. Szczupły, szpakowaty pan z hebanową laseczką ze srebrną główka i złotą dewizką od zegarka umieszczonego w kieszonce kamizelki. Długo się Nim nie nacieszyłem. Kiedy miałem 8 lat, naziści zamordowali Go w niemieckim obozie za służbę Ojczyźnie w AK.
Babcia wychowywała mnie w czasie wojny, gdy Mama była w Ravensbruck, też za AK.
Kiedyś w Zaduszki byliśmy na grobie babci na Rakowicach. Syn, który wtedy miał 3, 4 latka coś majstrował w dekoracjach. Co tam robisz – spytałem. ” Zostawiam plababci miśka, zeby miała się cym pobawić”’- odpowiedział. Kochaliśmy Babcię.
Włosi są nad wyraz do swojej kuchni przywiązani i bardzo z niej dumni, i żaden sznycel po wiedeńsku nie zmieni przekonania o wyższości „costoletta alla milanese” nad wszystkimi innymi wariantami 😉
Najlepszym dowodem są restauracje włoskie lub niby-włoskie oraz włoskie lodziarnie i pizzerie we wszystkich niemal stronach świata. Nie byłoby ich, gdyby nie przypadły tambylcom do gustu.
Przy tym całym przywiązaniu do tradycji niezwykłym ewenementem jawi się zamiłowanie naszego sycylijskiego „krewnego” do jednego polskiego specjału. O ile w domu i na wyjazdach domaga się kuchni włoskiej, to na widok słoika kiszonych ogórków dostaje jakiegoś amoku, krzyczy „ogórki!” i rzuca się do konsumpcji 😆
Bardzo dobrze rozumiem Włochów i na ich miejscu też byłabym bardzo przywiązana do tej kuchni 🙂 Co do bigosu,to jasne,że nie jest to najlepszy wybór,szczególnie dla małych dzieci.
Krystyno-chodzi o prawdziwe degustacje,a nie o zajęcia teoretyczne.
Nemo-to ciekawe z tymi ogórkami,bo akurat wszyscy znani mi mi Francuzi nie przepadają
za naszymi kiszonymi.
Natomiast wszyscy znani mi dorośli Francuzi kochają nasz bigos 🙂
Toteż mówię, Danuśko, ewenement 😎
Moja Babcia była kopalnią wiedzy o rodzinie, licznych krewnych, ich charakterach i koneksjach, historiach zalotów i mariaży etc.
Opowieści z naśladownictwem sposobu mówienia protagonistów i przytaczaniem całych dialogów były fantastyczne, ale nikt ich nie nagrał 🙁
O, właśnie – te rodzinne opowieści związane z szeroką, wielodzietną rodziną – pociotki, kuzynki do IV linii włącznie, anse, stare pretensje i obrazy, wiana i posagi chłopskie co prawda, ale tak serio traktowane, jak u arystokracji – takie były opowieści babci Anny. Wydaje mi się, że dzisiaj jestem chyba jedyną osobą, która zna dzieje tej gałęzi rodziny Jarka, bo nikogo innego stare dzieje nie interesowały i nikt inny Babki słuchać nie chciał. Dlatego sporo wiem o obyczaju, o codzienności, o stole, igle i patykach, na których karbowano tiulowe kryziki do niedzielnego stroju wiejskiego i garnirowanie czepków mężatek. Wiem o pielęgnacji niemowląt i o tym, że chłop musiał pożyczyć porządnego konia i bryczkę, bo trzeba było przywieźć doktora do żony, która „się popsuła” (poroniła) a to było głupie 9 km w jedną stronę, no i doktor jak raz musiał być w domu, a nie u kolejnej pacjentki. Chyba całą rozprawkę socjologiczną potrafiłabym napisać o życiu wiejskiej kobiety na pod poznańskiej wsi, rocznik 1863.
I popatrzcie – coś dobrego z naszego pisania dzisiaj wynikło: wspomnieliśmy swoje babcie i dziadków, a wpis MałgosiW. przypomniał mi, że moje dzieci też nie znały wszystkich antenatów, bo dziad z linii ojcowskiej został zamordowany w Gusen II. Chyba żadne polskie pokolenie do m/w urodzonych w końcu XX w nie znało kompletu dziadków. Taki już polski los.
Moi Dziadkowie dosyć dawno odeszli, ale Maciek zdążył poznać Pradziadków swoich ze strony mojej Mamy. Niestety, miał półtora roku, jak wyjechaliśmy i w ogóle ich nie pamięta. Natomiast moich rodziców dobrze poznał, bo jeździł co roku na wakacje.
Jak przez mgłę pamiętam mojego pradziadka.
Kulinarnie wspominam Babcię Janinę, która świetnie gotowała i lubiła wszystkich solidnie napaść, a szczególnie swojego zięcia, który według niej był „chudy jak pies” (nieprawda, był szczupły, ale nie chudy!). A z Dziadkiem niejeden raz wędkowałam.
Na razie jesteśmy dziadkami kotów-arystokratów brytyjskich 🙄
Wracając z psiego spaceru weszłam do kwiaciarni i kupiłam 2 doniczki prymulek: żółtą, pachnącą i białą. Bardzo ładnie wyglądają wstawione do cynowej osłonki – wiaderka. O są kwiatki, ucieszyła się Młodsza po powrocie z pracy. Kto przyniósł? Ano, sama kupiłam, Za 12 złp mam wiosnę na stole. Już się dzisiaj pożegnam. Zrobię sobie jeszcze kilka papierosów, poczytam to i owo i pójdę spać.
Gdyby pogoda była lepsza, to też bym sobie kupiła jakieś kwiatki, bo przecież na kocią arystokrację nie mogę liczyć.
Jutro (jak nie zapomnę!) ułamę parę gałązek forsycji i wstawię do wazonu, niech będzie chociaż taka mała namiastka wiosny 🙂
Dostojka eufrozyna – przepada za fiołkami i borówkami. Srebrzyste kropki po zewnętrznej stronie skrzydeł to oznaka maleńkiej słabości do biżuterii. Wszystkie Eufrozyny przepadają za klejnotami, zwłaszcza perlistymi. Mamusia Władysława Łokietka miała na imię Eufrozyna, a król ten był klejnotem w poczcie.
Pyro – Dziękuję za zrozumienie i wyrozumiałość. Za królikami nie przepadam, ale w porównaniu z innymi gryzoniami króliki nie są najgroźniejsze.