Wino w cieniu zbrodni
Książka ta przeleżała ponad sześć miesięcy w recepcji radiowej, zanim trafiła w ręce adresata, czyli moje. Najwyraźniej dzieło, czyli wino, dojrzewało i doskonaliło swój smak, czekając na stosowną porę, by zaprezentować wszystkie wdzięki.
I wreszcie gdy rozpakowałem kopertę, zobaczyłem to, co i Wy widzicie: sensacyjny tytuł, piękny kieliszek oraz plamę krwi lub wina (odczytanie ilustracji zależy od wrażliwości czytelnika). Nalałem więc sobie kieliszek caberneta i oddałem się lekturze.
Autor Michał Bardel, naczelny redaktor „Czasu Wina”, rozpoczyna książkę z impetem i zgodnie ze wskazówkami mistrza kryminałów Alfreda Hitchcocka stosującego zasadę: najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie ciągle rośnie.
Czytam więc na pierwszej stronie:
Wystarczyło jedno słoneczne popołudnie, by 92 producentów z Napa Valley i 43 kolekcjonerów z całej Kalifornii straciło bezpowrotnie cztery i pół miliona butelek szacowanych na sumę około dwustu milionów dolarów. 12 października 2005 roku o godzinie 15.18 kierowcy jadący autostradą numer 37 w kierunku Vallejo jak na komendę zjechali na pobocze, by przetrzeć ze zdumienia oczy. Na pobliskim półwyspie Marę Island płonęły potężne betonowe bunkry Wines Central – wielkiego nowoczesnego magazynu należącego do Marka Andersona.
– To była zbrodnia dokonana na naszych rodzinach – powie sześć lat później przed sądem federalnym w Sacramento Ted Hall, właściciel Long Meadow Ranch Winery. – Do dziś nie udało się nam stanąć na nogi po pożarze. Straciliśmy dwa całe roczniki caberneta i historyczną kolekcję naszych starszych win. Wiele lat naszej pracy. Mój winemaker przez trzy dni nie mógł odzyskać mowy.
Zbrodniarz, bo jakże inaczej nazwać oszusta, który dla zatarcia śladów swej kradzieży podpala magazyny, w których ponoszą śmierć tysiące butelek z najwspanialszym płynem świata, w końcu ląduje w więzieniu, ale nawet 27 lat odsiadki, na które skazał go sąd w Kalifornii, nie zmaże jego winy?
Takich dramatycznych opowieści jest w książce Bardela dwanaście. Wino i zbrodnia bywają nierozłączną parą. Powoduje to zapewne wartość, jaką stanowi doskonałe, dojrzałe wino, a także namiętność, którą żywią do tego płynu zarówno winogradnicy, jak i miłośnicy trunku. Czyta się więc dziełko z wypiekami na twarzy. Pomysłowość ludzka w udoskonalaniu doskonałych zdawałoby się win, a także coraz to nowe sposoby popełniania winiarskich zbrodni zdają się nieograniczone. Wystarczy przytoczyć historię, która przydarzyła się Gianfranco Solderze, właścicielowi słynnej winnicy Case Basse (62 tys. litrów starzonego brunello di Montalcini wylał do ścieków jego były pracownik), co spowodowało straty w wysokości 6 milionów euro.
Książka nosi podtytuł „Sensacyjny przewodnik po winach świata” i jest on prawdziwy całkowicie. Po lekturze bowiem czytelnik może spokojnie udać się na zakupy do najlepszych sklepów winiarskich. Pod warunkiem, że zapamiętał choćby część podpowiedzianego mu przez Bardela słownika pojęć winiarskich czy nazw podstawowych szczepów winnych. Przy okazji i niejako mimochodem mógł też przyswoić sobie dyskretne podpowiedzi sommelierskie – będzie więc potrafił trafnie dobierać wina do dań, które znajdą się w zasięgu jego apetytu.
Jak widać lektura „Zbrodni i wina” jest i rozrywkowa, i pouczająca.
Komentarze
dzień dobry … mgła za oknem gęsta ….
książka dobra na prezent dla kilku blogowiczów …. szkoda, że konkursów już nie ma bo byłaby bitwa o taką nagrodę ….
ferie to wybywam na kilka dni …
Jolinku-udanego wybywania! Obyś znalazła gdzieś taką zimę,jak na zdjęciach u Nemo.
Rosyjska para łyżwiarska mieszająca teraz w Szwajcarii i tańcząca nadal na lodzie to dowód na to,że sport w połączeniu z kuchnią helwecką to samo zdrowie 😉
A lektura polecana dzisiaj przez Gospodarza może niebezpiecznie podwyższyć ciśnienie
zatem należałoby ją dawkować z wielką ostrożnością 🙂
Przyjemnego wypoczynku z Wnusią, Jolinku.
Kiedy przez ostatni rok konkursów zabawę kompletnie zdominowały dwie osoby, straciła swój oświatowy i ludyczny charakter i stała się wyłącznie dostarczycielką książek pod dwa adresy. Nie można było ciągnąć tego w nieskończoność.
A wino lubimy wszyscy i kryminały też lubimy. Lektura polecana przez Gospodarza możśe więc być interesująca.
Z powodów towarzyskich przypominam, że imieninowo obchodzi 19 stycznia dość sporadycznie wpadający do nas Henryk47. Jeżśeli dzisiaj zajrzy, to ja mu życzę jak najlepiej.
Poszukiwani są zaginieni Blogowicze: Asia, Eska, Haneczka, Żaba, JollyR., Pepegor, Marek K (vel Miś Kurpiowski) i nie pamiętam kto jeszcze – Nisia? Znowu się bractwo porozłaziło, jak koty z koszyka. Idę robić Młodszej wołowinę z warzywami, a dla siebie zagrzeję białą kiełbasę i zjem z chrzanem. Na worze dość paskudnie – wilgotny ziąb; nie ma deszczu/śniegu, zeszły mgły, a tak jakoś niesympatycznie.
Dzien dobry,
To ja sie zglaszam, zanim Pyra rozesle listy goncze ;).
Pisze bardzo rzadko, bo ulepszenia w systemie komentowania zabraly mi mozliwosc umieszczania wpisow z telefonu.
Pamietniczek okulal z tegoz samego powodu, ale postaram sie poprawic.
W pracy cudnie, nie moge sie nadziwic jak dobrze wybralam.
Pyro,
Spoznione najlepszego!
Henryku 47,
Najlepszego!
U nas pogoda kanapowo-kominkowa. Pochmurno, wilgotno i ogólnie zimno. W takie dni nawet jak jest 21c w domu, czuje się ziąb. Na rozgrzewkę dobry byłby grzaniec, już zapomniałam, kiedy ostatni raz robiliśmy…
Henrykowi – najlepszego 🙂
Ogólno żonine „A nie mówiłam”? Mówiłam, że te ulepszenia zepsują blogi Polityki. Ludzie nie mają cierpliwości na te głupoty (ani do tych głupot).
Jolly – słowo daję, że brakuje Ciebie, jak łyku świeżego powietrza. Jak tam Odsas?
Jolly Rogers-jak cieszę,że jesteś!
Mnie,tak jak Pyrę,posucha blogowa też wielce niepokoi i zasmuca 🙁
Dzisiaj w ramach przekąski obiadowej wystąpiły u nas karczochy w tej postaci:
http://alegratka.pl/ogloszenie/karczochy-faszerowane-z-serem-250g-saha-25400113.html
Byłam wczoraj na drobnych zakupach i na greckim stoisku w Galerii Mokotów wpadły mi w oko te karczochy.To smaczne co nieco sprawiło,że poczułam się jakby trochę na letnich wakacjach 🙂 mino tych mglistych klimatów za oknem.
Nieustający wniosek jest taki,że dobra kuchnia poprawia nastrój i samopoczucie 😀
Latorośl wraz z Ukochanym w ramach biletowej promocji właśnie lecą do Brukseli
za skromne 84,00 zł za bilet tam i z powrotem.To naprawdę świetnie,że trafiają się teraz takie okazje.Od swoich przyjaciół dostali namiary na podobno (!) najlepsze piwo w Brukseli,a porządny gar muli też mają w programie.
Nemo-czy Młodzi zdali już sprawozdanie ze swojego pobytu w Nowej Zelandii?
Jeśli tak,to opowiedz choć trochę.
Taki plan wyjazdów „Młodszej” na r.b.
– kwiecień – Smoleńsk, Katyn (z Memoriałem) 5 dni
– sierpień- Irlandia, kurs językowy UE – 20 dni
– październik – Chorwacja – 9 dni
to są wyjazdy służbowe, ale wynika z tego planu, że w lecie już w żadne góry nie pojedzie, bo trzeba malować mieszkanie, a w planie jeszcze kompleksowa modernizacja kuchni ( ta, sprzed 6 lat się przeżyła, a kupione po śmierci Jarka meble kuchenne nie są zbyt funkcjonalne).
U nas kuchnia już cała piękna i nowa 🙂 W najbliższych planach remont łazienki,
a właściwie wymiana kabiny prysznicowej.
Danuśka – chyba nieodwołalnie minął okres mebli na całe życie i dożywotniej aranżacji wnętrz.
Gdy byłem mały, chciałem być firemanem, a teraz chciałbym mieć święty spokój i dlatego wybieram się do najlepszego sklepu winiarskiego, tego z neonowym napisem – tanio jak barszcz, uczciwie aż do bólu.
Ten winemaker-niemowa to kobieta. Precz z seksizmem. TA WINEMAKERA. Kocham nasz język, kobietom bezczelnie się podlizuję, a karczochy bardzo lubię.
Ogniem i Winem…
Moja+ wina, moja wina…
W SO jest duży wywiad nt Polaków na Harwardzie, a „wywiadowany” jest dyrektor Centrum Studiów EU Środkowej i Wschodniej. Nieważne, kto będzie zainteresowany, to sobie przeczyta. Ja zwróciłam uwagę na dość liczne błędy gramatyczne w wypowiedzi p Dy-ra. W porządku – od 25 lat mieszka wśród osób mówiących w amerykańskiej odmianie j. angielskiego, ale studia (a uprzednio szkoły niższych stopni) kończył w Polsce, absolwent UJotu. Wystarczyło 25 lat aby języka zapomniał? Przy czym nie zapomniał słownictwa – nadal dużo czyta i pisze po polsku – tylko konstrukcje gramatyczne. To naprawdę dziwne, bo gramatyka jest trzonem języka i bardzo trwałą umiejętnością. Nie mogę nawet zwalić na tłumacza, bo wszak mówiono po polsku.
Grapes of Greed – Grona Chciwości – taki tytuł nosi krótki film opisujący wyczyny pana Andersona, co potwierdza szacunek do mistrzów pióra. Jak nie Dostojewski to Steinbeck, na sterydach 🙂
(Dostępne tylko w USA, 24min)
Krystyno (z wczoraj),
tak, to jest ten sam album, czy unikatowe – nie wiem, ale zauważyłam ten napis w trzech językach – nie na sprzedaż (po ang. i francusku także). Jeszcze nie wiem, co z nim zrobię, może jednak zorientuję się w tutejszych środowiskach polonijnych, ja nie chcę, żeby ta książka została „osierocona”, tym bardziej, że jest w dobrym stanie i porządnie wydana, papier co prawda nie kredowy, ale tej „grubości”.
Kulinarnie nic nie donoszę (mam zamrożone), chodzą za mną pierogi ruskiei jutro zrobię na nas dwoje, zamiast dla pułku i zamrozić, bo jednak ręka nie jest na tyle sprawna, żeby zrobić „raz a dobrze” z 200 pierogów. Ciągle uważam, że dla np.50 pierogów nie opłaca się rozkładać z robotą.
Pyro,
to jest dość powszechne, kiedyś zauważyłam, że za często zaczynam zdanie od „ja” – i to nie dlatego, żeby zwrócić jakąś szczególną uwagę, podkreślić swoją osobę czy co tam, tylko w angielskim się tak mówi – ja zrobiłam to, ja nie lubię, ja poszłam itd.
W języku polskim to „ja” jest niepotrzebne, a w angielskim bez „I” nie da rady. Ten pan też mógł spokojnie zrezygnować z „ja” na początku zdania 😉
Zwrócił uwagę na jedną rzecz, na patrzenie z wewnątrz i patrzenie z zewnątrz na Polskę. Mam podobne uczucie, które zresztą polska prasa wzmacnia – obywatele nie lubią swojego kraju. Nie mówię, że wszyscy, ale praktycznie nie ma osoby, która by na coś nie narzekała. Rząd, urzędy, koleje, drogi…
My z zewnątrz nie mamy z tym styczności, więc nam to nie dolega, ale mimo wszystko, Polacy mają tendencję do patrzenia na ciemną stronę.
Przyleciały żurawie i dzikie gęsi, kilka kluczy tych ptaków obserwowałam dzisiaj. Przylot żurawi zupełnie mnie nie zdziwił, ponieważ od ponad dwudziestu lat pojawiają się między 17, a 25 stycznia , natomiast przylot gęsi w styczniu bardzo mnie zadziwia.
Ja tam nie wiem – czy narzekanie na narzekających nie jest narzekaniem? Alternatywą jest ławeczka w parku i karmienie skrzydlatych szczurów. Lubię błędy, nie tylko własne. Błędy to moja rodzina, przyjaciele. Moja miłość do języków jest uczuciem bez wzajemności, bo życie to suka, a potem umierasz. Tak, to przykład językowej kalki i nie, jestem trzeźwy. My name is Gump…
Pytanie do wszystkich, bo przeważnie wszyscy to wiedzą, czymkolwiek by to nie było – czy polska wersja nazwy uniwersytetu nie powinna zawierać litery „v”? Nazwa pochodzi od nazwiska pewnego pastor z „v”. Jeśli piszemy Twain, a nie Tłein…no iiiiiiiiiii Centrum Studiów Europejskich – byle mieścina szczyci się takim prężnym ośrodkiem naukowym. Biedna ta Europa, oj biedna. Profesor rozmawial, a pisze dziewiczo jak przebiśnieg. Narzeka na całe kontynenty, ale czyni to tak naukowo, że uchodzi mu to płazem.
Takiemu to dobrze . Żyje sobie w tym U of Harvarda jak pączek w maśle. Pewnie protestant-komunista lub odwrotnie. Ja też bym tak potrafił, bo Akademia Rolnicza we Wrocławiu była najlepszą uczelnią na świecie.
Wracając do oszustów – wielki nowoczesny magazyn nie był nowoczesny i nie należał do Marka Andersona, nie należał także do paru oszustów którzy wynajmowali stary bunkier na torpedy od jeszcze większych oszustów z Miami. Na Mare Island (Wyspie Klaczy) mieściła się najstarsza baza marynarki wojennej na Zachodnim Wybrzeżu. Był to bunkier z betonu o grubości trzech stóp – rozkosznie chłodny, ale w czasie pożaru wręcz przeciwnie.
Long Meadow Ranch stoi na nogach i świetnie sobie radzi. To nie tylko winnica, ale i gaje oliwne, organiczne ogrody na (prawie tak cudowne jak ogrody Nemo i Nisi. Prawie), organiczne zwierzęta, organiczna restauracja. 640 akrów piękna.
W oszukańczym bunkrze ugotował się także sos i makaron reżysera „Ojca Chrzestnego” który także jest właścicielem winnicy z bajki.
Nazwa miasta Vallejo pochodzi od nazwiska Mariano Guadalupe Vallejo któremu udało się być obywatelem Hiszpanii, Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Jego żona, Francisca Benicia Carrillo, ma swoje własne miasteczko nieopodal.
Bardzo lubię opowieści, a opowiadać umiał mój ojciec, mój brat. Ja…ja potrafiłem słuchać.
Północna Kalifornia….mmmm. Wspomniany Mariano V. był właścicielem nieco większego „rancho” i miłośnikiem koni. Jego ukochana biała klacz przeżyła zatonięcie promu dopływając do wyspy na rzece Napa. Mare Island. Dobrze jest być królem, a nawet profesorem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu z żoną która jest bogata z domu lub oszukuje na winach.
„Z siwym kucykiem na plecach” to także fragment wstępu do dzieła pana Bardela. Kucyki są urocze, zwłaszcza gdy winny oszust nosi kucyka na barana.
Wiem, że milczenie jest złotem, ale złoto to nie kucyk, a zatem brnę dalej i głębiej. Bardzo często zaczynam się tłumaczyć, a wtedy zawsze jest gorzej. Oto podobna sytuacja z kucykiem.
Typowa nowojorska rodzina. Żydowska, dlatego nikt nie narzeka, nikt się kłóci. Jeden za gości, młody Seinfeld oświadcza, że nienawidzi wszystkich którzy w dzieciństwie posiadali kucyki. Reakcja babci gospodarzy:
– Gdy byłam małą dziewczynką, w Polsce, JA miałam kucyka, moja siostra miała kucyka, mój kuzyn miał kucyka. To był piękny kucyk i ja tego kucyka kochałam.
Niezdarne próby wmówienia babci, że tak naprawdę my wszyscy kochamy kucyki, bo je nie kocha spaliły na panewsce.
Zrozpaczony zbrodniarz wykrzyknął;
– Kto by pomyślał, że imigrantka była właścicielem kucyka. Kto emigruje z krainy kucyków do kraju bezkucykowego? To bezsens.
Znam to uczucie bezsilności. Na „Stefanie Batorym” byli co prawda górale w parzenicach, ale kucyków ani na lekarstwo. Świat to jedna wielka stadnina absurdów.
Kucyk na plecach należał do Marka Andersona.
(bo któż ich by nie kochał)
Nowy – 2009 Inglenook Rubicon Estate Cabernet. Niezbyt tanie, ale moim zdaniem zasługujesz na dobre wina za darmo.
Gdy zostanę prezydentem wino będzie bezpłatne, nawet w kościołach, kopalniach i na uniwersytetach każdego wieku. W wojsku wino będzie obowiązkowe. Za każde dziecko rodzina otrzyma pięknego kucyka i służącą z bratniego kraju. Będzie mleko, będzie miód, a lwy i hieny zasmakują w topinamburze i sojowych befsztykach.
Jolly Rogers – Bardzo Cię proszę, uważaj na siebie.