I smażone, i duszone, i grillowane, i…
Na tyle sposobów to mogą być przede wszystkim kalmary. Sprawiają rozkosz podniebieniu za każdym razem. Byle tylko nie przedobrzyć z długim poddawaniem ich delikatnego mięsa wysokiej temperaturze. Zbyt długo smażone stają się gumowate i trudno je pogryźć. Ale lubię je nawet w takiej postaci.
W tzw. dobrych sklepach rybnych (w tym także w działach rybnych niektórych supermarketów) można je dostać zarówno w postaci pierścieni gotowych do rzucenia na patelnię po obtoczeniu w panierce, jak i całych tuszek, które wprost zachęcają do faszerowania. Warto je przyrządzać i tak, i tak.
Kalmary z mojej kuchni prezentują się apetycznie i tak też smakują. A Państwo możecie wybrać takie, jakie Wam się podobają najbardziej.Kalmary z sosem i polentą
50 dag pierścieni z kalmarów, 2 jajka, 4 łyżki tartej bułki, szklanka oleju słonecznikowego, sól
Na sos: 3 łyżki majonezu, 3 łyżki jogurtu naturalnego, łyżka siekanego koperku, ząbek czosnku
1. Kalmary umyć, odsączyć z nadmiaru wody na papierowym ręczniku.
2. W miseczce rozkłócić jajka z łyżką wody. W drugiej miseczce przygotować tartą bułkę.
3. Rozgrzać olej w głębokiej patelni.
4. Maczać każdy pierścień kalmara w jajku, potem w bułce i smażyć po kilka, aż osiągną ciemnozłoty kolor. Wyjmować na papierowy ręcznik, aby obciekały z nadmiaru tłuszczu. Posolić lekko po wierzchu.
5. Przygotować sos: wymieszać jogurt z majonezem, przeciśniętym przez praskę czosnkiem i siekanym koperkiem.Kalmary faszerowane cielęciną
4 ząbki czosnku, 4 łyżki siekanej zielonej pietruszki, listki mięty, 30 dag chudej cielęciny, 2 łyżki tartej bułki, oliwa z oliwek, sól, pieprz, 4-6 tuszek kalmarów lub 80 dag mątw, 2 łyżki koncentratu pomidorowego, sok z cytryny
1. Zagotować w garnku posoloną wodę z 3 ząbkami czosnku, połową natki pietruszki i listków mięty. W tym wywarze gotować cielęcinę przez 40 min.
2. Zmielić mięso z tartą bułką, doprawić solą i pieprzem, mocno skropić oliwą.
3. Kalmary umyć, posypać solą i pieprzem, napełnić mięsnym farszem i obwiązać nitką lub spiąć wykałaczką.
4. W dużym garnku poddusić na oliwie resztę natki i czosnku. Dodać koncentrat pomidorowy, doprawić solą, pieprzem oraz sokiem z cytryny. Włożyć faszerowane mięczaki, zalać sosem pomidorowym, przykryć i gotować do miękkości na małym ogniu przez kwadrans.Kalmary smażone
1,5 kg kalmarów, 1/4 l oleju, 15 dag mąki, 2 cytryny, sól, pieprz
1. Kalmary oczyścić i natrzeć solą. Odstawić na 15 min.
2. Opłukać z soli i pokroić w krążki. Obtoczyć w mące i zanurzać we wrzącym oleju po kilka. Wyjmować, gdy nabiorą złotego koloru.
3. Osączyć z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.
4. Podawać posypane pieprzem i przykryte plasterkami cytryny.
Zdjęcia: Piotr Adamczewski
Komentarze
Uwielbiam kalmary!
Od roku, kiedy tylko mamy okazję, jemy faszerowane, potem krojone w plastry, panierowane w jajku i obsmażane- taki koreański przysmak znad Morza Japońskiego.
Pierwszy w życiu jednak kontakt z kalmarami był u wybrzeży Peru, a w zasadzie w małym porcie Paita.
Tam, za kilka kostek mydła i parę łożysk z wentylatorów do ładowni(elektryk wymieniał łożyska wg przebiegu silnika, wciąż się nadawały na peruwiańskie kalmarowce) dostaliśmy kilka tub kalmara.
Jednak nie takiego, jakiego znamy z restauracji, czy na zdjęciach powyżej. Tuszki bez ramion miały około metra długości, ścianki grube na centymetr. Panierowanych krążków nie robiliśmy 😉
Kolega pływał na polskich przetwórniach, w latach ich świetności, znał różne przepisy- po godzinach w kambuzie nagotowaliśmy dla wszystkich flaczków z kalmara. Bardzo dobre, znikły szybko, w międzynarodowej załodze.
Jedną taka tubę dowiozłem do domu, zamrożoną, owiniętą w folię aluminiową i ręczniki, po zejściu na ląd w Rotterdamie.
Odtworzyłem statkowe flaczki dla rodziny i przyjaciół. Niektórzy do dziś nie wiedzą, co jedli :D.
Dzień dobry. Pewno też bym zjadła z apetytem, gdybym nie widziała „natury”.
Na razie jestem pod wielkim wrażeniem tego, co publikowała „nocna zmiana” – wizualizacja odrzucania silników i silniczków z rakiety z pojazdem kosmicznym, lądownik, rozkładanie ekranów i sprzętu: jednym słowem prometejska bajka o człowieku. Plantacja kakaowców i mały, łakomy gekon. Wywiad z Baderem (czytam go namiętnie, acz z buntem) zostawiłam sobie na dzisiejszy wieczór
Ach, jeszcze jedno: w różnym czasie , różni ludzie z Blogu dożywiali Pyrę, a to serami, a to czekoladą, a to ciasteczkami, a to grzybami. Zjadłam, chwaliłam, pamiętam. Tym razem Miś mi obiecał pierogi: świeże, nie mrożone i nie konserwowane; tego jeszcze nie było, żeby serwować pierogi na dystansie ok 600 km. Sprawozdam.
Spokojnie, zaraz zajmę się przyziemnymi sprawami, ale muszę ogłosić:
CICHAL ŚWIĘTUJE IMIENINY, a z nim wszyscy Januszowie rodzinni, zaprzyjaźnieni i podczytujący. Najlepszego, Przyjacielu, 100 lat Panowie!
Skupie sie dzis jedynie na drugim obrazku, a to dlatego, ze powiazane jest to danie z pewnym incydentem. Spoko. Nie brac nic na uspokojenie, nie bedzie to zaden dreszczowiec 🙂
Kalmary faszerowane cielelecina robilem w lajares na kanarach. Pomimo ze bylo to juz dwa lata temu to pamietam do dzis, ze wlasnie tam poznalem hiszpanskie slowo ternera – cielecina, niezbedna do farszu. Czosnku nie bralem do potrawy, z tej prostej przyczyny, bo uwazam iz cielecina jest i zbyt delikatna, i zbyt soczysta, i nie nie zasluguje na partnerstwo z ajo. Pietruszke oczywiscie i to caly peczek, do tego puszka obranych pomidorow, oliva jak najbardziej ale dodatkowo – wytrawne biale faustino IV 🙂
Prognozowany byl w sieci mocny wiatr na pare dni, a zatem narobilem tego tyle, ile Marek pierogow nie od swieta. To fakt, jest to bardzo smaczne i zarazem tresciwe danie. Po dwie sztuki zjedlismy, reszte wsadzilem do zamrazarki. Nastepnego dnia, po wspanialej dniowce na atlantyckich falach wracajac do apartament juz w samochodzie slinka mi leciala na mysl o daniu dla glodomora. Skonczylo sie nie tylko na oblizaniu lecz rowniez na wykrecaniu szmat. Prad wylaczono po naszym wyjsciu z domu, lodowka proby czasu nie wytrzymala i dala ciala. Kalamary pokroilem na plasterki i karmilem nimi cudze, a moze i bezpanskie koty. Sami zadowolilismy sie napojem z czerwonych winogron i po drugiej flaszce tez bylo nam do 🙂 🙂 🙂
Uwazam jednak, ze jest to ze wzgledu na sytosc danie dla zawodowcow.
Ja jako amator 🙂 wszystkiego tego co plywa, preferuje jednak wersje kalamarow z olivkami + zmielonym filetem z bialej ryby. I zadnej akrobacji przy tym nie czynie, ma sie toto w bialym winie dusic na wolnym ogniu, tak z dobre trzy kwadranse.
Smacznego
weekendu
Pyra jest sklerotyczka – cóż, ma już niejakie prawa do tego.
Janusza imieniny, a Aliny urodziny!
Alino, nasza „kraino łagodności” – niech Ci się wiedzie!
Pyro-dzięki za trzymanie ręki na pulsie !
Alinę nazywam już od dawna naszą blogową wróżką i (przynajmniej dla mnie)tak już zostanie.Uściskałam naszą koleżankę telefonicznie.Jest od kilku dni mocno zajęta,ale oczywiście o nas pamięta.Alino-jeszcze raz wszystkiego dobrego 🙂
Czy wiecie,że Osobisty Wędkarz miał być Aliną? Moja teściowa tak mocno i tak do końca była przekonana,że przyjdzie na świat dziewczynka,że wybrała dla swej wymarzonej córki to właśnie imię.A tu proszę,niespodzianka-chłopiec,drugi z kolei…..
Cóż było robić,Alinę zmieniono pospiesznie na Alaina.
Cichal-trzymaj się nam dzielnie,dobrych wiatrów i udanych wypieków 🙂
W kalmarach nie mam dużego kulinarnego doświadczenia.Lubię smażone,panierowane pierścienie.Zdarzyło mi się kiedyś skosztować kalmary faszerowane.
Mam wrażenie że np.w Hiszpanii są dosyć tanim i dosyć często kupowanym daniem na obiad czy kolację.
Zjadłam śledzie w sosie koperkowym i talerz żurku. Żurek wyląduje w zamrażarce (o ile znajdę miejsce na pojemnik). Była Inka z darami i propozycja wymiany darów choinkowo – jedzeniowych; w ramach upominku gwiazdkowego dla Inki zrobię schab dojrzewający, a dla Haneczki pierniczki. Co dalej nie wiem, ale na pewno zrobię jeszcze to i owo blogowo (rymnęło się).
Niedawno wspominałam, że gwara poznańska odchodzi w przeszłość, a okazuje się, że nie całkiem. Po tej zarazie, która mną trzęsła 2 tygodnie, wychodzę z domu okutana w wielki szal i kurtkę: z jednego końca smyczy pies, z drugiego zasapana Pyra. Podchodzimy w tym porządku do sklepu mięsnego, a tuż za nami idą dwie niewiasty w wieku lekko półśrednim, mieszkają w innym wejściu ale te oblicza już widziałam. W chwili kiedy mnie wyprzedzały, jedna drugą trąciła łokciem i wskazując na mnie oczami oznajmiła scenicznym szeptem „Rychtyk bambera”. I co? I Pyra wpadła w głupawkę – dobre 2 minuty nie mogłam tchu ze śmiechu złapać
Urodziny i imieniny to dni wspaniałe. Życzę Alinie i Cichalowi radosnego świętowania i wielu smakołyków. Sto lat!
Alino – Nie życzę Ci za dużo, nie życzę Ci zbyt mało; nieba Ci przychylam.
Cichalu – Co prawda kawą, ale wznoszę toast za Twe zdrowie.
Mam ochotę na prawdziwy urodzinowy tort i amnestię dla cieląt i kałamarnic 🙂
Zadzwonił Pepegor – nie może się zalogować
Cichalu,
toast za Twoje zdrowie będzie pity rumem prosto z Kuby 🙂
Wszystkiego Najlepszego i dobrych Wiatrów!
Alinie też NAJLEPSZEGO – i szklaneczka rumu, żeby się spełniło 🙂
O kalmarach pisalam kiedys u Owczarka. Opisalam sytuacje kiedy ktos lapal kalmary z pomostu i nagle do pomostu podplynal wieloryb odmiany gray whale, ktory rowniez lubi kalmary. Gray whale to duze zwierze, kilka razy wieksze od tamtego pomostu.
Wawrzek na blogu Owczarka napisal wtedy, ze polskie slowo kalamarz powstalo od nazwy kalmary.
Kalmary zawieraja atrament, ktorym otaczaja sie w wodzie w samoobronie. Swego czasu kalmary byly drogie ze wzgledu na wykorzystanie barwnika.
U nas kalmary lapie sie po zachodzie slonce. Potrzebna jest specjalna linka z haczykami i latarka. Stojac na pomoscie zapalamy latarke i kalmary przyplywaja w duzych ilosciach do swiatla. Wtedy szybko wyjmujemy linke z haczykami, gdzie wisza zlapane kalmary.
Na pomoscie w Port Angeles, WA po zmierzchu mozna czesto spotkac osobe o imieniu White Wolf. White Wolf regularnie lapie kalmary. Przez pokolenia jego przodkowie lapali kalmary w tym samym miejscu. Wtedy nie bylo pomostu ani haczykow. Przodkowie lapali kalmary przy pomocy specjalnie uplecionych koszykow.
White Wolf prezentuje, w jaki sposob czysci zlapane kalmary.
http://www.youtube.com/watch?v=836CNMF-orw
Oprocz lapania kalmarow White Wolf wykonuje z drewna fujarki (flute) i gra na swoich fujarkach bardzo ladne melodie. Mozna tego posluchac na kanale youtube Songs of White Wolf.
Świętującym radosnych chwil w życiu 🙂
Wasze zdrowie !!!
Dziś eksperymentowałem kulinarnie i wybrałem się na bycze jądra i …. miłe zaskoczenie. Podroby przypominają w konsystencji mięsiste kanie / chodzi oczywiście o grzyby/ , zostały podane w sosie borowikowo- truflowym z dużą ilością świeżej rukoli. Warto spróbować 🙂
Irku w wielu kuchniach chwalą ; wierzę, że smakowało.
Nowy-dziękuję za Hugo-Badera !
Wreszcie załatwiłem, a Misiowi należą się dzięki!
Wiecie, że czułem się juz tak, jakbym miał w ręku tą sławetną książeczkę i musiał w ubiegłą niedzielę wybierać do jakiegoś sejmiku, i dopiero Misio poradził, aby zajrzeć do skrzynki mailowej. Faktycznie, tam już od wczoraj czekano na potwierdzającą odpowiedź i dopiero potem było kukuryku i serdeczne powitanie!
Eh?
Dziekuje Wam serdecznie za pamiec i zyczenia.
Wszystkiego najlepszego dla Cichala z okazji imienin.
Piekne glosy, przystojni chlopcy 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=GYMLMj-SibU
Przecież mówię, że Misio wart tyle, ile waży.
4 minuty do toastu.
Alinie urodzinowo, a Cichalowi imieninowo wszelakie serdeczności z mojej strony, wsparte kieliszkiem soave!
Oby się spełniło!
Z tego co widzę na szklanym ekranie to u Alicji wszelkie diabły zimowe tańcują, a u mnie?
Wczoraj świeżutkie rydze na objedzie!
Pepe; podzieliłbyś się obiadem. Ani kawałka rydza nie jadłam od 2 lat, a lubię.
Nie mam Pyro niestety pomysłu jak je dostarczyć. Marek dał rady!
Nie jest tak, abym i tego roku nie obdarował złaknionych. Ba, nawet zrobiłem coś czego grzybiarz podobno nie robi – pokazałem jak wyglądają i gdzie rosną. W zeszłym roku jedna zapobiegliwa osoba nawet notowała w smartfonie dokładne geopozycje i podała tego roku z radością, że była.
Pepe – z grzybami jest tak samo, jak z urodzajem owoców: jak obrodzi, to starcza dla wszystkich, a nawet jest kłopot żeby porozdawać. Jak jest kiepsko – to dla wszystkich.
Alinie urodzinowo, a Cichalowi imieninowo życzę dużo zdrowia i radości na co dzień. 🙂
Pepegorowi można pozazdrościć. W moich okolicach sezon grzybowy w tym roku nie był udany. Po prostu było zbyt sucho i nadal deszcze nas omijają. A szanse na rydze będą w przyszłym roku na hali targowej. U nas nigdy rydza w lesie nie znalazłam, co nie znaczy, że w ogóle nie ma tu takich miejsc.
Kalmary bardzo lubię, ale jadam je od czasu do czasu tylko w restauracji. Nie sadzę, że w moim wykonaniu byłyby dobre. Wolę nie eksperymentować. Kupiłam kiedyś opakowanie kalmarów panierowanych gotowych do smażenia. Zupełna porażka, nawet nie przypominały tych moich ulubionych.
Krysiu – teren u Was sprzyja rydzom, po prostu nie wiesz gdzie rosną. U mnie niedaleko bloku pod laskiem rosły kiedyś, ale jak ludzie masowo zaczęli tamtędy chodzić z psami, to się rydze skończyły.
Skoro zeszło na grzyby, to dzisiaj piękną płomiennicę zimową / zwaną również zimówką aksamitną/ znalazłem
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/POmiennicaZimowa#slideshow/6084207819901534946
Irku – jadalne? Nie widziałam ich, tzn różne ostrygowce znam, a tej zimówki nie.
Jak najbardziej jadalne. To moje pierwsze znalezisko w okolicach Lublina. Do tej pory miałem tylko sygnały z Białowieży
Tak na oko w jednej kępie jest 1-2 kg grzybów
Alino! Wielki to zaszczyt, że w dniu mego patrona masz swoje urodziny! Serdeczności!
Dziękuję Wszystkim za życzenia, ale po prawdzie, to ja prawdziwego patrona nie mam. Nie ma świętego Janusza. No, może po moim zejściu… 🙂
Ciekawe, że w odległości zaledwie 800 km przebieg lata mógł być tak różny.
Krystyno, tu lato w sumie było naprawdę ładne, ciepłe, a przy tym nawet mokre. Zięć posiał w czerwcu wokół domu nowy trawnik i prawie nie musiał podlewać, a tylko kosić i kosić.
Nie tak u Nemo, tam czekali na lato chyba do końca lipca.
Ależ Cichalu – imię masz po tajemniczym i dwuznacznym bóstwie, a nie po jakimś świętym. Zobacz – święci czasem trzymają swoje obcięte głowy pod pachą, a Twój patron potrzebuje aż dwóch twarzy, żeby ogarnąć przeszłość i przyszłość. Godny patron
Pyro, a dlaczego On seplenił?
On nie był Sarmatą.
Alino – wszystkiego najlepszego!!! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=j0ikLLedHkQ
Serenada – Kazimierz Wierzyński
Ostatni oddech zmierzchu jeszcze okna muska
I coraz wątlej, niklej w szybach się uśmiecha,
Niedługo z puchu nocy księżyc się wyłuska
Podobny do wielkiego, srebrnego orzecha.
Coraz bardziej szarzeją błękitne aleje,
Coraz mniej jest przestrzeni, coraz jest cieniściej,
Wiatr wilgocią z ogrodu wydobytą wieje
I wzdychając przeciąga się senny śród liści.
Idzie noc, siostra moja, siostra zamyślenia,
Która serce ogromnym spokojem nasyca,
Jestem pełny, jak ona, twojego imienia,
Słucham ciszy wieczornej i czekam księżyca.
Cichalu – wszystkiego najlepszego 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=OucBrUTJt3M
Piękne i nastrojowe dzisiaj piosenki, chóry, gitary i dawny Wierzyński – też śpiewny i nostalgiczny.
I z tym wrażeniem żegnam się z Państwem
Cichalu, nie schodź 🙂
Alino, wschodź 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=3cnSbVjojzM
Płomiennica zimowa w Azji występuje jako
enoki, o których tu niedawno z Niunią i Orka rozprawialiśmy.
A enoki można dorzucić do
ttukbaegi bulgogi, czyli rodzaju potrawki wołowej, na którą właśnie się wybieramy, w końcu słonko już wstało za oceanem 🙂
Alino, Cichalu wszystkiego najlepszego!
Kimchi hurtowo
dzień dobry ….
Alino i cichalu zdrowia, szczęści, pomyślności …. 🙂
może się przyda (od Krzycha) …..
http://sprawdzonakuchnia.pl/chleb-zmieniajacy-zycie/
Stał się cud pewnego razu; słowo daję – słońce błysnęło. Zamglone i blade ale świat natychmiast wypiękniał. Dzisiaj robót przeglądowo – porządkowych cd. Mole mi po domu latają. Metr po metrze szukam źródła tej plagi i nie znajduję.
Oj, coś mi się wydaje, że to nie szafy ubraniowe, a szafki kredensowe w kuchni są stołówką moli. Front robót się rozszerza.
Pepe – masz notkę w poczcie
Pracowity weekend
Wczoraj, w lokalnej parafii, gdzie ojciec koleżanki jest pastorem, pomagaliśmy robić kimchi, z setek główek kapusty, dowody na zdjęciach.
W zamian za pomoc i chęci dostaliśmy do domu całe pudło, świeżego, kisi się w lodówce.
Tuż po zakończonej robocie dostaliśmy pieczone słodkie ziemniaki, i najświeższe kimchi świata.
Pod czujnym okiem starszych pań i według ich wskazówek, smarowałem każdy listek z osobna.
Jest co robić, ale nawet bariera językowa nie przeszkodziła nam wszystkim dobrze się bawić.
Panie dokarmiały mnie z ręki(kimchi robi się w gumowych rękawicach, ze względu na higienę i palące chili), wymienialiśmy się uśmiechami i z podziwem patrzyliśmy na tempo prac.
A dzisiaj, w Seulu, spotkaliśmy się z dwiema młodymi Polkami, które poznały się na kursie języka koreańskiego i kiedy tylko mogą, przyjeżdżają do Korei. Tym razem na trzy tygodnie. Udało im się uzbierać urlop i przekonać szefa, żeby dał go tuż przed świętami. Dziennie pieszo po Seulu i okolicy robią po kilkanaście kilometrów.
Przywiozły nam z kraju parę drobiazgów, poszliśmy razem na wspomniane wyżej bulgogi i bibimbap(ryż mieszany z warzywami, mięsem lub owocami morza).
Ciężko jest lekko żyć!
Krzychu – podoba mi się, że tak ochoczo włączacie się wżycie miejscowych wspólnot. Ogień, jadło, wspólny stół albo mata – najbliżej wiążą ludzi. Nie na darmo mówiło się „z nim się chlebem łamałem”.
Pyro,
Sami prosiliśmy, czy moglibyśmy pomóc- takich wspomnień nikt nam nie odbierze.
Podejrzeć gospodynie przy pracy, przydać się na coś(taka micha z kapustą jest bardzo ciężka)- bezcenne.
bardzo się cieszymy, że choć przez kilka godzin, mogliśmy „łamać się chlebem”.
Podoba mi się ten przepis na ” chleb zmieniający życie”. Życia ten chleb mi nie zmieni, ale wygląda na całkiem smaczny i prosty w wykonaniu . Wszystkie składniki mam w domu, tylko siemię lniane musze dokupić.
Tymczasem dziś jedliśmy bardzo udaną zupę gulaszową. Oczywiście zostało sporo na jutro.
Cichalu,
pamiętam nawigowanie 🙂
Naonczas myślałam, że to tylko raz tak sobie popłynę przez ocean, a tymczasem od tamtego czasu wiele razy po różnych wodach…najpiękniejszy żaglowiec świata ma taki sam system nawigacyjny 🙂
Mnie w tej chwili się marzy Zatoka Trujących Jabłuszek 😉
Ale najpierw ręka mi się musi zrosnąć.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_2024.JPG
Pyro,
co to są szkity i bana?
Wzięło mi się na wspominki.
Z legendą polskiego żeglarstwa („Chatka Puchatka”), Ewą i Jerzym Tarasiewiczami.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_2097.JPG
Alicjo – szkity – stopy
bana – pociąg
bimba – tramwaj
wiara – grupa, towarzystwo
co to jest wichajster i dynks – pewnie dobrze wiesz
Alicja – jak chcesz więcej, to ja chętnie.
Ładnie śpiewała Obywatelka Radna
http://youtu.be/LmQoaJ6Rs_Q
Nie ma z kim pogadac, to jeszcze pani Krystyna
http://youtu.be/oHbGP01Xnws
Dziekuje Pyro!
Zastosuje kiedy tylko nabede make gryczanna, bu u nas nie wszedzie maja.
Ogonki cos zawodza, bo system nie pozwala mi wkleic tekst pisany na wordzie i skopiowany. Wczoraj jeszcze dzialalo.
Pepe – u nas jest też tylko w sklepach ze zdrową żywnością albo na półkach tematycznych w supermarketach. Nie kupuję, bo co prawda rodzina je, ale dość niechętnie.
mnie boli ręka, niestety. to podobno znak, że się goi. niech się goi szybciej!!!
Dzień dobry, U nas chmury, ale już bez tej brudnej waty w powietrzu. Radek nam urządził pobudkę alarmową – koniecznie musiał wyjść natychmiast i co chwilę otrząsał się, jakby wylazł z wody. Poleciała Młodsza klnąc pod nosem. Okazało się, że najpilniejszą potrzebą jamnika było natychmiastowe zjedzenie buldoga francuskiego; Młodsza miała co robić, żeby awanturnika utrzymać z daleka od buldożka. Co napadło naszego psa, to nie wiadomo: mówić nie umie, ale ma swoje sposoby na wymuszenie u personelu tego i owego.
Czym naraził się buldog?
Krzychu – niewinnością. Nic nie zrobił, szedł spokojnie.
Opowieść brzmi tak, jakby Radek wyczuł buldoga jeszcze z domu.
Bokserzy przed wyjściem na ring też potrząsają ramionami i głowami, jakby chcieli się otrzepać.
O ile pamiętam jednak, Radek to jamnik, nie bokser 😉
Jamnik, Krzychu. Do 5-go roku życia przyjaciel całego świata, z jednym, zdeklarowanym wrogiem. Z latami nabiera cech wojownika: nigdy nie napada na szczeniaki i suki, ma kilku przyjaciół samców i kilka psów ignorowanych. Rośnie lista wrogów : motocykle w ruchu, ciągniki na chodzie, psy dużych ras (popatrz, a buldożek mały przecież) i torby – wózki na zakupy (bo terkoczą kółka) Tetryl się robi z jamnika; czy nie za wcześnie? w lutym skończy 8 lat.
Przypomina mi psa mojej Mamy, boksera.
Wszystko na kołach, mogą być w ruchu, ale niekoniecznie i wszyscy w mundurach- nie muszą być na kołach.
Listonosz na motorowerze ma podwójnie przegraną pozycję.
Treningi NIC nie dały.
Zdziwił się tylko, ze ten duży pies, którego obszczekiwał na odległość, po ucieczce za ogrodzenie i bliższym śledztwie- okazał się krową.
Kompletnie nie zainteresowaną towarzystwem.
Ludzkich lat pies ma już zdaje się 10, siwą kufę, co nie przeszkadza ganiać za piłeczką cały dzień.
A, nie, Krzychu. Nasz zwariowany jamnik entuzjastycznie wita i listonosza i policjanta i kuriera i każdą inna osobę przychodzącą. Kurier, na którego piesio rzucił się z czułościami pytał: „Pani, co on tak…” Tłumaczyłam „A, bo widzi Pan – to jest mój pies zaczepno- obronny, tzn on zaczepia i jest pewien, że ja go obronię”. Ten kurier pewnie pomyślał, że nie tylko pies ale i pani pomylona. On potrzebuje dużo ruchu i zabawy, a ja do tego, jak wół do karety. Sprawdziłam jednak – motocykl stojący w miejscu, traktor, który nie pyrka i wózeczek w miejscu, wcale go nie interesują; co innego w ruchu – duże i warczy! A wśród przychodzących zawsze może trafić się jeleń do latania z kijkiem, albo do dużego spaceru.
Alinie i Chichalowi najlepsze życzenia!
Gospodarzu, pańskie audycje radiowe stały się źródłem inspiracji przy ważnej czynności oswajania greckiej teściowej:
http://salatkapogrecku.blog.pl/2014/11/17/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-moj-patent-na-grecka-tesciowa-poniedzialek-17-listopada-2014/
Dzięki Ewo za link. Okazuje się, że pomału staję się klasykiem. Ale może do tej dobrej opinii przyczyniła się moja grecka krew po babci Eufrozynie!
O, nasz Szef, Przewodnik i Gospodarz wstydliwie zatrzepotał rzęsami… A to przecież święta prawda i tylko prawda, Piotrze
Babcia Eufrozyna z pewnością byłaby dumna z takiego wnuka! 🙂
Orca
23 listopada o godz. 17:55
Jasne, że żart. Świat jest pełen ciekawych miejsc, tak że życia nie starczyłoby na zobaczenie wszystkiego. Tym bardziej cieszę się, że mamy okazję dzielić się tymi perełkami 😉
Ewa
🙂 Zgadzam sie.
Dzień dobry,
u nas chłodno i pochmurno, śnieg już zniknął.
Jadłam kiedyś genialne kalmary, podane na małej, żeliwnej patelni, smażone z czosnkiem, ostrą papryką i jakimiś innymi przyprawami. Próbowałam to odtworzyć w domu, ale oczywiście stworzyłam gumę, wystarczy o minutę dłużej na patelni i po ptokach.
Do Ewy i Orki – życia nie starczy, ale próbować trzeba 🙂
Oswajanie greckiej teściowej wymaga cierpliwości – ja nie mam greckiej teściowej, ale dość dobrze znałam środowisko Greków, nie wiem, jak teraźniejsze pokolenie, ale rodzice moich rówieśników byli dość restrykcyjni, jeśli chodzi o wychowanie, złym okiem patrzono na mieszane pary polsko-greckie, bo starzy uważali, że przyjdzie czas, żeby wrócić do Grecji – i co wtedy? Bywały prawdziwe tragedie, Grecy w tych sprawach zazwyczaj słuchali rodziców. Ale znam jedną parę – on Grek, ona „nasza” Małgośka, pokończyli studia, pobrali się i wyjechali do Grecji. Małgoś raczej nie gotuje, ale Perykles lubi zjeść i potrafi gotować 😎
Ja swoją teściową widziałam tylko raz, i to bardzo przelotnie.
Z opowieści znajomych mam wrażenie, że linia teściowa-synowa częściej iskrzy, niż teściowa-zięć, mniej jest też konfliktów na linii teść-zięć.
Maciek chwali swoją teściową i teścia – są zawsze uśmiechnięci i zadowoleni, doskonale gotują i co najważniejsze, bardzo lubią swojego zięcia 🙂
Nie tylko lubiłam – pokochałam moją Teściową. Nie od razu, ale stopniowo. Przyjęłam za pewnik słowa mojego Hiniutka „Nigdy nie myśl „teściowa”, to matka, matka Twojego męża. I nie łudź się – będzie miała uwagi, niektóre Cię zabolą, ale jakbyś mieszkała z własną Matką, to co? Też czasem pióra by fruwały.” Przeżyłam z teściową 22 lata pod jednym dacem. Hiniutek miał świętą rację. Do Synowej nie wtrąciłam się ani razu – ani razu nie uczyniłam uwagi w obecności Syna, raczej unikałam częstych wizyt – Młodzi muszą mieć czas dla siebie i swoje dramaty przeżywać bez świadków. Zięcia lubię serdecznie ale też żadne z nas nie próbuje wpychać się drugiemu w paradę. Wiem, że w razie potrzeby mogę n niego liczyć.
Matros sprawia dobre wrażenie.
To jest fajny gość i rodzinny bardzo.
Ewo,Alicjo-zatem w tym filmie (jednym z moich ulubionych) jest dużo prawdy:
https://www.youtube.com/watch?v=iGJ3L1mY5oc
😀
Alicja – czy Jerzor załatwił Ci te środki p/bólowe?
Niecałe dwie godziny temu pożegnałyśmy się z Barbarą.Nasze pożegnania zawsze wypadają w metrze,bo wracamy w tym samym kierunku,wysiadamy jedynie na różnych stacjach.Spotkałyśmy się tym razem na piosenkach Jerzego Wasowskiego:
http://teatrsyrena.pl/lista-spektakli/szczegoly.html?id=13
Justyna Steczkowska śpiewa naprawdę wspaniale,Wojciech Malajkat zgrabnie wcielił się w rolę gospodarza wieczoru,a chór znakomicie dosmaczał całość.
Ten wieczór zdarzył nam się dzięki Alinie,bo to właśnie nasza burgundzka Koleżanka była na tym spektaklu we wrześniu i zachęciła nas do odwiedzenia „Syreny” i posłuchania piosenek Starszych Panów w nowych,chociaż nie tylko nowych interpretacjach.Alino,dzięki 🙂
A przy okazji-mam nadzieję,że spotkanie towarzysko-kulinarne w pełnym blogowo-warszawskim składzie odbędzie się już niedługo.
Danuśko,
to stary film i nie przystaje do realiów Polski przełomu lat 40/50 – pamiętaj, że wtedy Grecy – komuniści uciekali z Grecji do Polski, na ten kontynent raczej nie, bo by ich nie wpuszczono. Film wesoły, tyż prowda 🙂
Pyro,
jak wiadomo, baba wszystko przetrzyma. Teraz to mnie nawet nie boli, tylko „nyje”, po prostu czuję i ten cholerny gips mi przeszkadza.
Chodzi mi o zasadę – nie rozdawaj leków na receptę DLA ZASADY, ze to lekarz powinien przepisać i lekarz bierze na siebie odpowiedzialność za to, co przepisał. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale tutaj dostajesz lek w specjalnym opakowaniu i tam jest cholernie ściśle przyklejona naklejka, komu i kto na co to zapisał. Co innego, gdyby Jerzor odsypał tabletki do jakiejś torebeczki, bez nazwiska i sznureczka prowadzącego wprost do tego, kto je dał. To nie aspiryna czy tylenol, ale lek „ścisłego zarachowania” – przypomniał mi się taki zwrot z dawnych lat 🙂
W każdym razie wydaje się, że przeżyję bez ciężkiej artylerii, jeśli chodzi o ból.
Alicjo-nie wiem,czy mówimy o tym samym filmie?
Dałam sznureczek do „Mojego wielkiego greckiego wesela”,To film z roku 2002 i nie ma
w nim w ogóle żadnych odniesień do polskiej rzeczywistości.
Ze sprawozdawczej rzetelności dodam jeszcze,że w wyprawie do „Syreny” towarzyszył nam mąż Barbary.
Barbara jest w tej „unieruchomiona” technicznie,bo nie jest w stanie zalogować się na portalu „Polityki”.Problem ten zapewne wkrótce zostanie rozwiązany.
Pyruniu kochana,
Powiedz proszę co to znaczy „…wymazać ze wszystkich stron w przyprawach i nałożyć podkolanówkę – związać i do rury*. Minimum wisi 4 dni ale nie radzę dłużej, niż 6 dni, bo się robi za suche.”
A potem proszę, co ma z tego wyjść i dlaczego to trzymać w folii aluminiowej nawet tygodniami?
Musiało mi najprawdopodobniej zupełnie ujść o co chodzi, bo przecież zakładam, że to przepis znany a wynik ma walory takie, że zachody są warte efektu.
*) zakładam, że chodzi o piekarnik. U nas to była „ruła”
Alicjo,
bywałem w Zgorzelcu na przełomie 69/70 i przewodnik zwracał uwagę na Greków. Ciekawe było ich „bycie” przed domami (było lato). Przewodnik zaznaczał, że to nie Cyganie, a Grecy.
Ciekawe, jakie są refleksje na ten ich tu pobyt.
Opublikowano na ten temat coś co warte jest przeczytania?
Temat jest w.g mnie właściwie przepastny.
… i godny dalszych dociekan!