Dziwny deser, ale wart spróbowania
Sobota i niedziela to dobra pora na deserowe eksperymenty. Dostałem w prezencie ten holenderski przysmak. Domownicy podchodzili do tego jak pies do jeża, a mnie przypadł do gustu od pierwszego kęsa. Uważam, że lukrecja warta jest spróbowania.
„Nigdzie na świecie nie spożywa się takich ilości lukrecji, drop, jak w Holandii, i nigdzie na świecie nie spotyka się tak wielu jej rodzajów. Holendrzy spożywają jej rocznie ponad 30 tysięcy ton i ta namiętność do czarnego jak smoła, ciągliwego i raczej słonawego niż słodkiego przysmaku jest dla cudzoziemców niezrozumiała.
Surowiec otrzymuje się z zagęszczonego wyciągu z korzenia lukrecji. Słodki korzeń, uprawiany jako roślina lecznicza, rośnie w Europie Południowej i Azji Środkowej. Suchy wyciąg z korzenia lukrecji sprowadza się w postaci dużych bloków z krajów śródziemnomorskich. W Holandii surowiec poddaje się dalszej obróbce, dodając do niego wodę, cukier, skrobię, mąkę, syrop z glukozy oraz substancje aromatyzujące i smakowe, takie jak salmiak, wawrzyn, mentol, anyżek, eukaliptus i miód. Domieszka środków żelujących nadaje produktowi ciągliwość.
Cukierki lukrecjowe, drops, wystawia się w sklepach ze słodyczami w dużych szklanych słojach umieszczonych na półkach za ladą. Często widuje się klientów, którzy natychmiast po opuszczeniu sklepu sięgają do charakterystycznej, spiczasto zakończonej, niekiedy przezroczystej torebki, a na ich twarzach maluje się wyraz błogiego oczekiwania na rychłą rozkosz”.
Smacznego!
Komentarze
dzień dobry …
lukrecja … nie jadłam chyba … kojarzy mi się z jakimś „ogłupiaczem” po dużym spożyciu … no ale jak się zje dużo cukru to też człowiek nakręcony …
nemo pomachanko … 🙂
pepegor ja bym pewnie przeszła obok tego grzyba …
ewa wyrazy podziwu dla Waszego profesjonalnego i z pasją podejścia do podróży po świecie … 🙂 … ja niestety bardzo przyjemnościowo traktuje podróże … brak mi Waszego zapału i wiedzy …
Gospodarzu,
od smaku lukrecji mnie odrzuca, brrrr…. Zjem jak muszę.
Jollly,
Dołączam do gratulacji i proszę o dalsze sprawozdania.
Jolinku,
Dziękujemy. My też traktujemy podróże „przyjemnościowo” Wszystko tylko zależy od definicji słowa „przyjemność” 😉
Nemo,
Czekam na zdjęcia i dalsze „smaczki”.
Gospodarz nasz! Jesteś jedyną, znaną mi osobą, której smakują „salmiakowe dropsy”. Nie tylko Holendrzy ale i Skandynawowie lubią. Młodsza w ub r przywiozła z Finlandii i trwało ze 3 miesiące, zanim podstępnie nie wcisnęła ostatniego cukierka w osobę znajomą.
Danuśka – ja się nie czepiałam o tego grzyba; naprawdę myślałam, że się piecze, stąd zdziwienie.
Przepraszam; wiem oczywiście, że wołacz w odniesieniu do osoby (męskiej na dodatek) brzmi : Gospodarzu nasz! Zgubiłam literkę.
ewo jak ktoś ma pasję to zawsze jest to przyjemność …. 🙂 … gdzie podróż w przyszłym roku? …
zimo ale słonecznie … od jutro ocieplenie i zmiana czasu …
Jeśli komuś nie smakują lukrecjowe cukierki to może chętnie przypomni sobie i posmakuje
opowieści o włoskiej Lukrecji:
http://historia.wp.pl/title,Lukrecja-Borgia-corka-papieza,wid,16728956,wiadomosc.html?ticaid=113ad9
Pyro 🙂
Jolinku,
Z tym może być problem. Zmieniłam projekt i szefową i z tego co widzę, urlopy są wydzielane bardzo niechętnie i najlepiej po tygodniu. To trochę nas ograniczy w wyborze. Jak by się udało, to chcielibyśmy dooglądać Armenię i gruzińskie megality na południu kraju, oraz skoczyć do wschodniej Turcji. Jak się nie uda to wymyślimy coś innego 😉
Lukrecja, lukrecja…
We Włoszech bardzo popularna. Najlepsza jest w długich sztangach, taka do żucia.
„Siem” tu też jada w dużych ilościach. Ponoć zdrowe. Do amatorów nie zaliczam się. Wręcz przeciwnie.
http://www.theprofessors.com.au/categories/confectionery/licorice.html
PS
„… na mej twarzy maluje się wyraz błogiego oczekiwania na rychłą rozkosz…” gdy z kuchni dochodzą zapachy bigosu, wywaru z grzybów, pieczonego ciasta…
Echidna – i zapach igliwia.
Jak na razie jesień mnie połamała – w kolanach łupię, w stopach strzyka, w głowie hulają wiatry. Do kitu z taką jesienią (a ładna zaraza).
Asiu – nasz ulubiony Nohavica zaśpiewa w Zamku.
Kiedy?
https://www.youtube.com/watch?v=8a5jB0UfWOk
Asiu – w poniedziałek, 27,10
Młodsza idzie na urodziny składkowe znajomej i jako prowiant zabiera placek przystawkowy Barbary w stanie surowym ale przygotowanym do wsunięcia do piekarnika. Jako środek transportu posłuży pojemnik do przenoszenia potraw – taki, gdzie blacha na spodzie, na wierzchu plastikowy, zamykany dynks, z rączkami. Mówię stale, że Blog potęgą jest i basta.
Cukierki z lukrecji w postaci czarnych zwiniętych tasiemek uwielbiałam. Dziecko dostawało niemieckie słodycze, a wśród nich i te czarne. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, że smak zawdzięczają lukrecji. Od lat ich nie jadłam, ale myślę, że może są do kupienia w sklepach ” z towarami z Niemiec”. Nawet w mojej miejscowości jest taki sklep, ale jakoś nie zachodzę do niego. Ależ Gospodarz narobił mi smaku.
A tutaj ten smakołyk : http://kobieta.wp.pl/kat,26297,title,Lukrecja-czarne-slodycze,wid,13695315,wiadomosc.html?ticaid=113ae3
Pyro,
za Twoje zdrowie wypiję kieliszek jeżynówki , chyba już dwuletniej, Twojej produkcji. Wcale nie jest za słodka.
Krystyno – dziękuję. Nie najgorzej wyszły te nalewki.
Lukrecja nalezy do moich trzech najwiekszych rozczarowan jakich doznalem, kiedy wreszcie dorwalem sie do rzeczy dostepnych tylko na zachodzie.
Narazie bezogonkowo, bo mam nowy laptop i nie mam jeszcze zainstalowane.
Moj o 13 lat starszy brat zawsze marzyl o tym w bezlukrecjowym PRL-u, a ja robilem sobie o tym jak najdalej idace wyobrazenia. Ten deficyt zostal wyrownany dosyc wczesnie, bo na prosbe brata ciocia z NRF-u przyslala w paczce. Moja dzialke oddalem bratu. U nas teraz widze czesto starsza wnuczke z przeroznymi wersjami tego smakolyku.
Dwa dalsze rozczarowania nastapily juz tu a byly to: coca-cola … banany.
Jasne, ze moglem sobie kupic juz w Polsce, ale nie kupowalem „z zasady”!
Miałam kilka lat, gdy mój ojciec przywiózł z podróży bodajże do Wrocławia nasze pierwsze banany. Jedliśmy nabożnie po kawałku, kiedy ojciec skwitował: Słodkie mydło 🙄
Od tego momentu nie pragnęłam bananów, aż do czasów studenckich, a i wtedy stawałam w kolejce do stoiska w Pedecie, aby nabyć banany dla mojej malutkiej siostrzenicy, bo sama wcale na nie nie miałam ochoty.
Po spróbowaniu bananów w Afryce opinia ojca o importowanych do Europy nie wydaje mi się taka wcale przesadna 😉
Pyro – dziękuję za informację.
Żelki lukrecjowe dostaliśmy w latach osiemdziesiątych, od znajomej, która dostała paczkę od rodziny z Niemiec. Smakowały tylko naszej babci. Wyglądały tak jak na zdjęciu od Krystyny.
Przeczytałam całą „Historię kuchni”. Bardzo dobrze, że ją ktoś napisał, dobrze, że zrobił to dość rzetelnie, źle, że Europie Środkowej poświęcono strzępki uwagi. Niewiele o Germanach i Skandynawach, mikro o Słowianach i Madziarach, trochę więcej o Rusi. Z okresów późniejszych – południe i północ na przykładzie Francji i Anglii, trochę Holandii i trochę Rosji. Polacy wymienieni 2 x : raz w połączeniu z pijaństwem równym rosyjskiemu, i drugi raz z niemieckim obżarstwem wieprzowiną, nieco życzliwiej o Czechach i Austriakach i o odmienności Węgrów (kraje Bałkańskie należą do południowej rodziny). Nie jest miło po raz kolejny przekonać się, że jesteśmy marginalnym społeczeństwem dla Zachodu.
Jak wiosna, lekko płyniesz niebem rozpostartem,
Tylko liść w twoich włosach zielony, – rdzewieje
I z mgieł puszystym trenem przechodzisz aleje,
Jak zamyślona dama z syberyjskim chartem.
Przez lecące w horyzont, co się z niebem łączy,
Jak wachlarz, rozwinięte kręgiem okolice
Schodami biegną na dół, do twych stóp winnice
I ścielą ci swój smutek więdnących pnączy.
I jakiś tęskny urok masz, kiedy owity
Bladą koronką zmierzchu dzień gasi lazury:
Wtedy patrząc w liliowo ośnieżone góry
Zrywasz w polu drobniutkie swoje zimokwity.
O, pani zadumana! Twój welon rozwiany
Muska najdroższym żalem i słodką tęsknotą:
W urodzie swej i stracie tyś jest, jak te oto
Spóźnione, w październiku kwitnące kasztany.
„Jesień” Kazimierz Wierzyński
Prawdziwa lukrecja zawiera tylko naturalny wyciąg z korzenia tej rośliny i jest 50 razy słodsza od cukru. To, co się kupuje jako dropsy, cukierki, ciągutki itp. lukrecjowe składa się głównie z cukru, skrobi, gumy arabskiej, barwników i innych dodatków z nikłym procentem wyciągu z lukrecji.
Suszony korzeń lukrecji z apteki nadaje się świetnie na herbatkę przy przeziębieniach i zapaleniach oskrzeli, a także przy problemach z żołądkiem (zapalenie śluzówki, nieżyty). Nadmiar lukrecji działa przeczyszczająco.
Pyro, z tego co wyczytalam, „Food in History” zostala napisana w 1973 roku, dosc dawno temu. Na polski przetlumaczona w tym roku. Nie mialam w reku tej ksiazki wiec nie wyrazam opinii ale z ciekawoscia przeczytalam Twoje wrazenia z lektury.
Tajemnicze Karpaty: http://vimeo.com/109105863
Alino – pierwszy rys jeszcze z międzywojnia, duże wydanie z lat 70-tych, a tłumaczenie z wydania poszerzonego i uwspółcześnionego już z tego wieku. Roboty w tym mnóstwo, bibliografia i źródła ogromne, sporo o Azji Środkowej, Amerykach, Australii, Dalekim Wschodzie. I prognozy na przyszłość – niezbyt optymistyczne.
Asiu – ależ urocze te wilki.
To jeszcze – z lotu ptaka: http://vimeo.com/102574970
Nad Baryczą: http://vimeo.com/63968108
Jak zwykle nie na temat (nie jest to film o lukrecji), ale ja już czekam na wiosnę 😀 http://vimeo.com/98738288
Jesień na dobranoc: http://vimeo.com/63327117
Dobranoc; idę wygrzewać kości.
Ładnie nemo,
wyłożyłaś z tą lukrecją dokładnie tak jak zwykle, tak jak ja to lubię. Tak, że nie widzę powodu podnieść jakiekolwiek zastrzeżenia. Nie znam się co prawda na tej materii, ale ufam Tobie.
Weiter so!
Poczekajmy, chwileczkę!
Tak jak przeczytałem ostatni mój post, to powinnienem może przeprosić nemo o możliwy brak dystansu.
Wiecie co?
Idę spać!
pepegorze,
za zaufanie serdeczne dzięki, chociaż wolę leninowskie „dowieriaj no prowieriaj” 😉
Życzę dobrych snów, a sama walczę z sennością (zdrzemnęłam się przy Wallanderze z Branaghiem), bo w piecu mam ciasto jagodowe na jutrzejsze sprzątanie hali górskiej. Tradycji musi się stać zadość i będzie okazja znowu sobie zapalić 😉
Nie wiem tylko, jak się tam dostaniemy, bo spadł śnieg w sporych ilościach i wieś, nad którą 500 m wyżej leży hala, miała jeszcze wczoraj białe dachy.
Nic to. Sprawozdam może jutro wieczorem.
Nemo,
fajnie ze sie pojawilas! Badz!
Asiu,
dzieki piekne za urokliwe filmiki; te o cudzie natury, jak I te o
urodzie naszej Ojczyzny.
dzień dobry …
pepegor masz słynnego sąsiada w swoim mieście …
http://muzyka.onet.pl/klasyka/posluchajmy-armaty-mariusza-patyry/v1kfc
Kiedyś (II Zjazd Łasuchów na Kurpiach) hiszpanską szynką poczęstował nas Arkadius. Może nie tą z najwyższej półki (chociaż kto go tam wie), niemniej jednak znakomitą.
Dzień dobry 🙂
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16855035,Najdrozsza_szynka_na_swiecie_pochodzi_z_Hiszpanii_.html#BoxSlotIMT
http://bartniki.noip.me/news/Gotuj_sie/Zjazd/img_5322.jpg
Sierra de Mora 😉
Witam, 25.10. Światowy Dzień Makaronu. Moze być pomocne. http://fooder.pl/lp/6a/index.html?gclid=CO3Gy7Hdx8ECFcTFcgodHg8Adw
Taka ci „una” droga, że kajdanami do stołu przymocowano. Żeby nie zwiała???
Echidna – to trochę jak z tą wołowiną z Kobe; znawcy twierdzą, że nowozelandzka czy szkocka mają się do niej nijak. A ja pytam – czy smakuje, jak wołowina? Ponoć smakuje. To o co biega?
nowy pomysł gotowania kaszy ….
http://jakschudlam50kg.blogspot.com/2014/10/prosty-sposob-na-przygotowanie-kaszy.html
Jest tu gdzieś JollyR? Jolly – już wiesz, że uznaję Ciebie za okaz „polskiej dziewczyny” – ale w porównaniu do młodzieńczej figurki juniora.. sama rozumiesz! Nie masz szans.
W jakim cyklu będziesz miała służby?
Wolowiny bywaja w roznyxch gatunkach, rasach i sposobach hodowli, przechowywania, dojrzewania etc. . Wolowina Kobe albo nawet dobra wolowina amerykanska hodowana tradycyjnym sposobem tak sie rozni od wolowiny szkockiej czy nowozelandzkiej jak szynka z Parmy od tuszonki turystycznej z Sokolowa. Tego naprawde nie pomylisz.
U nas to jest najlepsze:
https://www.google.ca/search?q=alberta+beef&client=firefox-a&hs=MwQ&rls=org.mozilla:en-US:official&channel=nts&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=C9NLVIaDG8P2yQSnw4GYBg&ved=0CEgQsAQ&biw=1140&bih=562
Kocie – ja jestem zgodny człowiek i wierzę na słowo, jeśli Kot tak twierdzi. Czy Sokołów kiedykolwiek produkował tuszonkę? Ej,coś tu nie tak.
Przestalem kupowac Sokolowa bo wszystko juz tam smakuje jak tuszonka. Z komercyjnych firm, produkujacych wedliny , trafiaja na londynski rynek wylacznie juz malo jadalne. Czasami kupuje Turczynskiego (kielbasa z czosnkiem) bo jeszcze smakuje jak kielbasa.
Ale nic to, niedlugo, Bog da, jade do Polski i Kuma mojej Starej mowila, ze kolo niej ortworzyla sklepik jakas nadzwyczajna mala masarnia. To sie zaopatrze.
Kocie – zajrzyj jutro do skrzynki, dobrze?
Dobry wieczor,
Pyro,
Zmianowo od siodmej rano do pierwszej w nocy, swiatek, piatek i niedziele ;), oj bedzie sie dzialo :)). Pierwsza sluzba we wtorek o dziewiatej rano. Odsas po zakonczeniu kariery zawodowego rugbisty (!) i zostaniu pierwszym czlowiekiem ktory stanie na Wenus (!!), rozwaza kariere policjanta ;).
Nie wiem,czy dane mi kiedyś będzie spróbować najszlachetniejszej wołowiny.
Myślę,że wątpię,bo ceny tego mięsa są porażające.Poza tym jestem z tych,co to Światowy Dzień Makaronu mogą obchodzić codziennie 🙂 Większą radość na talerzu sprawiają mi wszelakie kluchy niż befsztyki,chociaż przyznam szczerze,że przyzwoity befsztyk tatarski też lubię i doceniam.Ot tak,od czasu do czasu.
Natomiast Osobisty Wędkarz tęskni za rozpływającymi się ustach prawdziwymi, krwistymi befsztykami,bo wprawdzie postępy w tej dziedzinie odnotowujemy z wolna i
z ostrożna,to jednak mięso na taki befsztyk nadal nie jest do kupienia w każdym sklepie.
Dzisiaj żadnych befsztyków nie było na horyzoncie,natomiast trafiły mi się dosyć nagle
i niespodziewanie znakomite pierogi ze szpinakiem i fetą autorstwa kuzynki Magdy.
Kochani,te pierogi to była uczta dla podniebienia!Dla ducha miałyśmy zaś piękne akwarele.Wybrałyśmy się dzisiaj z Magdą na wystawę obrazów mojego nadbużańskiego sąsiada.Pan Marek maluje wspaniałe pejzaże i oglądałyśmy je naprawdę z wielką przyjemnością.Tym razem nie zrobiłam żadnych zdjęć,bo mój aparat ma drobną usterkę
i jest w naprawie.
U Magdy degustowałyśmy też nalewkę z pędów sosny,w sam na tę chłodną,jesienną pogodę.Mamy przy okazji pytanie i prośbę do Irka-jeśli dobrze pamiętamy wspominałeś
kiedyś o nalewce ze śliwek.Czy mógłbyś nam przypomnieć przepis?
Eh, Odsas nie jest wyjątkiem. Moja Ryba (dzisiaj 90 kg historyka z przyległościami) koniecznie chciała zostać „policjantem kryminalnym” ku wielkiej uciesze rodziny.
Latorośl w wieku przedszkolnym marzyła o pracy w cyrku,najchętniej o akrobacjach
na trapezie.W tej chwili jest w pracy,cieszę się,że nie w cyrku 😉
Zarabia na swoje przyjemności w sklepie z artykułami dla zwierząt.
Syn (młodszy) mojego wojskowego szefa – też tylko cyrk i woltyżerka była na tapecie. Uczyć się nie chciał i rodzice ogromnie zadowoleni mówili, że proszę bardzo, ale szkoła w Julinku bez matury nie przyjmuje – zda, może iść ujeżdżać konie. Nie pomogło. Zwiał ze szkoły i z domu, odnalazł się w jakiejś stadninie jako chłopak stajenny.
A może ktoś marzył o hodowli takich zdolnych kanarków? 🙂 :
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7995
Znajoma robi rewelacyjne gołabki z kiszonej kapusty z nadzieniem z rejbaka. Latem odwiedził ją Mikołaj Rey i razem gotowali. Oj, były czasy gdy ja też bywałem u Danuśki. Od paru lat mieszka w Charcibałdzie i gospodarzy po kurpiowsku:
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/kurpiowskie-golabki-z-rejbakiem,141930.html
Kochani pomozcie.
Grzybow co raz wiecej i jesc sie juz nie chce. Dwie blachy prawdziwkw w suszeniu, cztery kanie w lodowce czekaja na przygotowanie, a teraz musze jeszcze zagospodarowac ze dwa kilo rydzow.
Dlatego prosze o przypomnienie jak sie robi te rydze w masle. Wiem, ze najlepsze swieze na patelni, ale nie dam rady wszystkich. Zima beda jak znalazl.
„Wśród Polaków we Francji” 1938 r.
http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/8214
Czy system weryfikacji wpisow w Polityce jest najgorszy na swiecie? Przeciez to jakas granda. Najpierw osiem razy odpowiada mi, ze „znaleziono duplikat”, a potem juz zwyczajnie polyka i nic nie odpowiada.
Zrobcie z tym cos, na Boga.
Pepegorze-my po ostatnich zbiorach rydzów,te większe przesmażaliśmy na maśle i albo
po przestudzeniu zamrażaliśmy albo wkładaliśmy po wyparzonych słoików.
Mniejsze szły do marynowania,
Pepe,
ja smażyłam rydze na maśle, żadnej soli ani niczego, masła sporo – smażysz kapelusze. Słoiki (najlepiej po dżemie, ta wielkość) miej naszykowane. Prosto z patelni do słoika i zalać masłem z patelni, zamykać natychmiast i podsłuchiwać, czy wieczka „zaskoczą”, nie trzeba ich wtedy zagotowywać. W zimie otwierasz taki słoik i mas zapach, jakbyś usmażył je przed chwilą. Rzuć na patelnię i chwilę podsmaż, żeby były gorące, solisz na patelni.
*masz 🙄
Dziekuje Wam za odpowiedz na moje pytanko pod poprzednim felietonem, to pisze troche z opoznieniem, ale najwidoczniej nie nadazam. I tutaj caluje raczki nemo, jesli jest kobieta, a jesli jest mezczyzna, to sciskam mu grabe. A jesli chodzi o lukrecje, to owszem, smakuja mi cukierki z niej. A poniewaz nie zaden lasuch ze mnie na slodkosci (tu oczywiscie pomijajam bardzo liczne wyjatki, jak najrozniejsze ciasta jak serniczki, szarlotki, torciki itd itp), podejrzewam, ze to dzieki temu slonemu smakowi lukrecja podlaskotala smakowicie moje receptory smakowe.
Pepe – te największe albo połamane, ale Zdrowe zblanszuj we wrzątku, przelej zimną wodą na sicie, jeszcze raz w garnek z wrzątkiem, a po odsączeniu możesz resztę wody usunąć papierowym ręcznikiem i w paczuszkach do zamrażarki. W zimie posłużą Ci pokrojone za przyprawę w mięsnych sosach. Albo jak Ci zostanie sos z pieczeni, to wkrawasz w niego odmrożone grzyby i proszę uprzejmie – jest znakomity sos do makaronu. Oj, jak Ci zazdroszczę tych rydzów…
Przed południem Jerzor zdążył zwinąć z patio letni stół i krzesła, oraz posprzątać trawiastą część ogródka z liści. Sporo ich było i będzie jeszcze trochę. Zdążył, bo teraz leje jak z cebra i nagle zrobiło się zimno.
Mrusia wróciła przedwczoraj z wakacji u Byłego Personelu, podobno dała tam szkołę sześciu kotom. Pierwsza do michy i do bitki, biedne koty drżą, jak widzą Mrusię, pojawiającą się gościnnie.
Po powrocie do domu od razu zajęła swój apartament przed kominkiem, uwielbia patrzeć w ogień i spać przy szumie gazowego, ale eleganckiego kominka. Lubi też przyłożyć się tak blisko, że w którymś momencie zrywa się z kocim krzykiem, czasem pędzi do wanny, ale dzisiaj w nocy chyba się jeszcze nie przebudziła na dobre, a wrzask był spory. Pobiegłam ją ratować, naprawdę trudno było dotknąć ją ze strony rozgrzanego futra (dość grube).
„Apartament” to zwykłe pudło tekturowe, wyścielone poduszką, akurat mieści się w nim znakomicie, zwinięta w kłębek. Nie poduszka, tylko Mrusia zwinięta.
Swego czasu wujek Maciek podarował jej wypasiony apartament po brytyjskiej arystokracji, nie chcieli się z tym turlać do Oregonu. Apartament był przez Mrusię używany, ale rzadko i z niechęcią, nie ma wyrafinowanego gustu ten nasz dachowiec, wolała poduszkę na podłodze, podłogę przed kominkiem, a na noc przychodzi nas, nie lubi być sama.
Menage a trois 😯
Przekazaliśmy apartament z bajerami Bywszemu Personelowi Mrusi.
Apartament. Zajmował miejsca, a używany sporadycznie.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_9337.JPG
Nie chce mi się to zdjęcie odwrócić jak należy, chociaż u mnie w plikach otwiera się jak należy 🙁
Alicja – Ty lepiej powiedz jak Jerzor zniósł latanie
Dziękuję za porady, zwłaszcza od Alicji, bo to ta, której nie potrafiłem przywołać z pamięci.
Sprawa się chyba załatwiła, bo po przeglądzie nie ma wiele czego do zakonserwowania. Wiele czerwia terrasz po drodze.
Jak myślisz, Pyro?
Lekarz wiedział o tym i przesunął mu termin wizyty na „po powrocie”, gdyby były jakieś przeciwskazania, to powiedziałby o tym.
Kiedyś pisałam o tym – przeprawa samolotem do Amsterdamu to 7 godzin i to jest nic, ale te „przystawki”, 3 godziny jazdy na lotnisko, 3 godziny przed odlotem musisz tam być (lot międzykontynentalny, tak u nas nakazują), czyli w czasie samego lotu odpoczywaliśmy. Lot jak lot, nic nowego, nie było się czego bać, gorzej, gdyby chciał lecieć tydzień po operacji.
Tydzień po operacji to on wsiadł na rower 🙄 ale ostrożnie próbnie pojechał, a za parę dni normalnie już, do pracy jak zwykle. Już on by nie ryzykował!
Lot jest zawsze nudny, siedzisz, czytasz, albo oglądasz durnawe filmy, dzieci na pokładzie, więc ma być tak, że dla dzieci i młodzieży też (ha, „Iron man!). Oczywiście trup pada gęsto, krew się leje, ale na starych samolotach nie ma możliwości wyłączenia ekranu osobistego, na tyłach fotelu pasażera przed tobą.
Zachwycił mnie dworzec kolejowy w Antwerpii:
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5180.JPG
Alicjo – te wszystkie XIX wieczne dworce były jak pałace (Kijów, Lwów, Budapeszt, Moskwa, Paryż itd)
Dzień dobry,
Jeszcze do zimy daleko, a już słyszę tu i tam na blogach, że zimno, mokro, ciemno, szaro….
Zamiast narzekać radzę poczekać na trochę słońca, a później rozejrzeć się wokół. Jest na co popatrzeć, wszędzie!!!
Dzisiaj dla mnie słońce błysnęło, w samym Hampton Bays zrobiło się tak ładnie, że jeździłem od miejsca do miejsca zachwycony widokami. Fakt, że tutaj wszędzie pełno wody, ale polączenie wody z jesiennym kiczem! Dla mnie piękny ten kicz!!!
Kto chce niech sam zobaczy.
https://picasaweb.google.com/takrzy/JesienWHamptonBays2014?authkey=Gv1sRgCIOpqZWClNKAZw#slideshow/6074318172699536418
Dobranoc 🙂
Marku,
Doczytałem. Amerykanizujesz się! Nawet nie wiesz jak się cieszę. 🙂
Asiu,
Znowu dziękuję za załączniki. Ten o Polakach we Francji wzruszający, przynajmniej dla mnie – emigranta. Gdy przyjechałem do usa w 1985 tutejsza Polonia była zupełnie inna niż dzisiejsza. Było sporo osób, już starszych, które się tutaj urodziły, ale mówiły po polsku, zachowały nasze tradycje. Niektórych opowiadań słuchałem będąc samemu wzruszonym, np. opowieści niezapomnianego Joe o kukułce, przy którym to zawsze łzy ronił. Naprawdę!
Na filmie widzać jak dzieci mówią dobrze po polsku, chociaż mogę się domyślać, że chodząc juz do francuskich szkół łatwiej im było mówić w języku nowej ojczyzny.
Jednym z najważniejszych powodów mojego wyobcowania z tutejszej dzisiejszej Polonii jest polszczyzna naszych Rodaków, której się nie da słuchać!!!! Ja nie wytrzymuję! Są to często ludzie po studiach w Polsce – znam jedną ekonomistkę i jedną lekarkę – już zapomniały polskiego, a angielskiego jeszcze nie zdążyły się nauczyć. Koszmar !!!!!!!
Szkoda gadać !!!!!
Lepiej iść spać.
Dobranoc 🙂
dzień dobry ….
szynkę można podawać i tak ….
http://www.lekkowkuchni.pl/2014/10/kuleczki-z-ricotty-z-suszona-sliwka.html
Nowy u nas się zapowiada ładna pogoda na ten tydzień … w przyszłym roku minie Ci 30 lat w podróży …
Nowy – piękne kicze. U nas ten sam etap jesieni – jeszcze gęstwa liści na drzewach, ale już spadły korale jarzębin, a i pod drzewami przybywa opadłych liści. A na jesienne chmurki i humorki narzekam nie ja, tylko mój reumatyzm, co to był wlazł w kolana kiedy z Jarkiem jeździliśmy setki kilometrów WFM-ką (ja w spódnicy, czyli z gołymi kolanami). W życiu nic ni jest za darmo, za wszystkie przyjemności przychodzi zapłacić.
Alicjo,
witaj w fan klubie Centralnego w Antwerpii 😆
Nie tylko architektoniczne piękno, ale i rozwiązania techniczno – inżynieryjne składają się na wyjątkowość tego dworca. Idące w głąb cztery kondygnacje torowisk to nie lada wyczyn:
http://www.tokfm.pl/blogi/kropkinamapie/2013/07/antwerpen_centraal__pierwszy_z_wielu_powodow_by_odwiedzic_antwerpie/1
Okoliczne sklepy z brylantami, „mała Warszawa”, tworzą wyjątkowy klimat 🙂
Do ulubionych moich miejsc w Antwerpii należy to, prawie 30. hektarowe, muzeum rzeźby na/w (?) otwartym powietrzu:
https://www.google.pl/search?q=antwerp+middelheim+museum&biw=1067&bih=499&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=80RMVNuDJ838aM7UgsgI&ved=0CGwQsAQ
Odwiedzam je za każdym razem, kiedy jestem w Antwerpii. Zdjęcie rzeźby biegnącej dziewczynki mam na biurku 🙂
Z kolei lukrecja kojarzy mi się w przede wszystkim ze Szwecją. Za sprawą Międzynarodowych Targów, na których w młodości pracowałam właśnie ze Szwedami, którzy przywozili czarne cukierki 🙂
Pepegorze, zajrzyj do poczty 🙂
To ja poproszę przystawkę zaproponowaną dzisiejszego ranka przez Jolinka podczas
pikniku w plenerowym muzeum rzeźby w Antwerpii 🙂
Póki co zrobiłam po bożemu niedzielny rosół oraz przy okazji sałatkę jarzynową.
Teraz wybieramy się z Pikselem na długi spacer,bo słońce wygląda zza chmur coraz odważniej,czego całemu blogowemu Towarzystwu też serdecznie życzę.
Po przestudiowaniu paru przepisów na podwieczorek przewidziane bezglutenowe ciasto śliwkowe.
dostałam trochę papryki i zakombinowałam … wykorzystałam zalewę po zjedzeniu papryki z własnych prztworów, dolałam do tego zalewę ze śliwek w occie (1/3 całości płynu)… całą zalewę zagotowałam, wrzuciłam pokrojoną paprykę i gotowałam ok. 5 minut .. gorące do słoików … polecam bo dobre wyszło …
imbir w occie po śliwkach wyszedł mi też super …
Może nie tak piękna jak u Nowego, ale też nastrojowa jest jesień na Mazurach. Byłam tam wczoraj i dziś. Nie jest tak kolorowo, bo mało jest u nas akcentów czerwonych – gdzieniegdzie tylko głogi, jarząby szwedzkie i jarzębiny. A ponieważ ostatnio były tam nocne przymrozki, to liście masowo opadają. Ale nad jeziorem przy ostrym słońcu było bardzo ładnie. Dodatkowa atrakcja – trzy znalezione grzyby, każdy znalazł po jednym. Ja niedużego prawdziwka nadgryzionego przez ślimaka. I tu dopiero jest problem – co zrobić z taką ilością grzybów ?
Z atrakcji kulinarnych – pyszne żeberka z dzika z zapasów zamrażarkowych mojej siostry; dość grube mięsiste kawałki pozbawione kości, pod koniec duszenia dodane warzywa starte na grubej tarce , z których powstał gęsty sos. Towarzystwo doceniło talent siostry słowami zachwytu.
Danuśka,
ciekawa jestem tej nalewki na pędach sosny. Może Magda poda ogólnie przepis na nią – czy najpierw traktujemy pędy cukrem czy alkoholem i jak długo.
Krystyno – taka wielka obfitość grzybów – tylko do sosu albo jajecznicy, taki dodatkowy sznyt, albo w krupnik wrzucić cienko poszatkowane 3 grzyby, też doskonałe wykończenie.
Krystyno – mój sąsiad robi – smakuje z lekka syropem od kaszlu.
Jolinku
Masz racje, w przyszlym roku minie 30 lat!
30 lat tymczasowosci, nic stalego. Poczatkowo to bawilo, teraz meczy. Trzeba bedzie cos zmienic.
????
Nowy – a potrafisz w sobie wygasić ten „ptaszęcy niepokój”?
Oj, ten niepokój był chyba jaskółczy…
Powiedziałbym – sójkowy… 🙂
Cichalu – coś tak skwaśniał?
Bo Ewa zakisiła kapustę przepisem Alicjowym i czekam…
A ta sójka to z opowiadań Nowego. In extenso!
Nie wiem 🙂
Ale chyba nie.
Przejezdzalem kolo stacji, zostawilem samochod, wsiadlem do pociagu bylejakiego I jade do niujorku. Nic nie planowalem.
Jest slonecznie, chce sie zyc.
Nadaje z pociagu.
Do pozniej
🙂
Szarlotkę upiekłem z jabłek, które skończyłem wkładać do słoików w połowie tygodnia. Wyszła krucha, akurat kwaskowa, bo na kilogram jabłek dawałem 20 -25 deko cukru. Jakby do ciepłej szarlotki dodać kulkę lodów waniliowych u trochę bitej śmietany… Szkoda gadać. Szarlotka była w międzyczasie, bo naszło mnie na pierogi z serem. Wyszło prawie 70 🙂
Z reszty pierogowego ciasta zrobiłem domowy makaron.
Teraz mam czerwone palce bo starłem buraki . Oczywiście buraki nie do pierogów czy makaronu tylko na buraczki z kminkiem i rodzynkami z dodatkiem aceto balsamico.
W przerwach głupiej roboty, wracam do Wittlina. Starszym ludziom powinni go zapisywać na poprawę nastroju;młodszym nie, bo i tak by nie wiedzieli i czym/ kim czytają. Świetne podsumowanie niedobrej recenzji – „napisał pan, którego nazwiska nie trzeba pamiętać”. Albo taki dowcip szmoncesowy :
„Spotyka się dwóch rabinów – jeden aż pożółkł z kłopotów.
– I co złego Cię spotkało, rebe?
– Uj, syn mi się wychrzcił!
– Mój syn też się wychrzcił już będzie 2 lata.
– I co? Modliłeś się do Pana?
– I modliłem się i pościłem i na pustynię poszedłem…
– I co?
– I Otwarły się niebiosą i Pan rzekł:
-Nie płacz rebe. Jam jest, który jest, a mój syn też się wychrzcił.”
Misiu – jak ja żałuję, że mieszkasz tak daleko!
Przez lata sama przyrządzałam buraczki, ale jakiś czas temu postanowiłam się unowocześnić i kupować buraczki gotowe do spożycia. I nawet zdarzało mi się kupić całkiem smaczne. Ale teraz trafiam na kwaśne, więc zatęskniłam za własnymi. Do tej pory nie dodawałam kminku ani rodzynek, ale może czas wypróbować wersję Misiową.
Od siostry dostałam też chutney pomidorowy z dodatkiem cukinii i kabaczka, dość ostro przyprawiony. Ona nazywa ten sos keczupem. Jak zwał, tak zwał, ale bardzo smakuje mi ten wyrób.
No i jeszcze mam jabłka z przydomowej jabłoni; bardzo smaczna odmiana o ciemnoczerwonej skórce. Tylko do jedzenia na surowo, bo szkoda na przetwory.
A to dla dziewczyn:
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5342.JPG
Pyro,
z tych dworców co wymieniłaś, byłam tylko na dworcu paryskim, poza tym na kilku pięknych, ale żaden mnie tak nie zachwycił, jak ten w Antwerpii. Najbardziej mi znany – dworzec Wrocław Główny, właśnie odnowiony rok czy dwa temu. Też piękna budowla, ale w innym stylu.
Chłodno się zrobiło, liści już prawie nie ma na drzewach, przed południem padało i wygląda jak późna jesień. Figi dzisiaj wylądowały w piwnicy, tam zimują. Odlatują ostatnie gęsi kanadyjskie, ale jedno niestrachliwe stado zostaje przy więzieniu, jak co roku.
Przeczytałam „Julita i huśtawki” Hanny Kowalewskiej, książka o moim pokoleniu, polecam.
Krystyno – ugotowane buraki /w całości/ można kupić w Lidlu. Tylko utrzeć i stosownie doprawić.
Można kupić ale są droższe pięć razy tyle co surowe. Niestety są gotowane w wodzie. Ja gotuję na parze.
Witam, Nowy nie męcz się, zmień dla komfortu, warto!
300 dni minęło i co Wy na to?
Jurku – gdybym zmienił wszystko na grafikowo poukładany porządek dnia, tygodnia, miesiąca to dopiero byście poznali co znaczy jęczący i niezadowolony Nowy.
Gadam, bo mi się już pracować kompletnie nie chce, ale gdybym miał pracę w której miabym siedzieć cały dzień w jednym miejscu, to by dopiero było!!! Ja, tak z boku patrząc, nie mam tak źle. 🙂