Dziwny deser, ale wart spróbowania

Sobota i niedziela to dobra pora na deserowe eksperymenty. Dostałem w prezencie ten holenderski przysmak. Domownicy podchodzili do tego jak pies do jeża, a mnie przypadł do gustu od pierwszego kęsa. Uważam, że lukrecja warta jest spróbowania.

„Nigdzie na świecie nie spożywa się takich ilości lukrecji, drop, jak w Holandii, i nigdzie na świecie nie spotyka się tak wielu jej rodzajów. Holendrzy spożywają jej rocznie ponad 30 tysięcy ton i ta namiętność do czarnego jak smoła, ciągliwego i raczej słonawego niż słodkiego przysmaku jest dla cudzoziemców niezrozumiała.

Surowiec otrzymuje się z zagęszczonego wyciągu z korzenia lukrecji. Słodki korzeń, uprawiany jako roślina lecznicza, rośnie w Europie Południowej i Azji Środkowej. Suchy wyciąg z korzenia lukrecji sprowadza się w postaci dużych bloków z krajów śródziemnomorskich. W Holandii surowiec poddaje się dalszej obróbce, dodając do niego wodę, cukier, skrobię, mąkę, syrop z glukozy oraz substancje aromatyzujące i smakowe, takie jak salmiak, wawrzyn, mentol, anyżek, eukaliptus i miód. Domieszka środków żelujących nadaje produktowi ciągliwość.

Cukierki lukrecjowe, drops, wystawia się w sklepach ze słodyczami w dużych szklanych słojach umieszczonych na półkach za ladą. Często widuje się klientów, którzy natychmiast po opuszczeniu sklepu sięgają do charakterystycznej, spiczasto zakończonej, niekiedy przezroczystej torebki, a na ich twarzach maluje się wyraz błogiego oczekiwania na rychłą rozkosz”.

Smacznego!