Zupa biedaków, portfel bogaczy
Jeszcze jestem w rękach oprawców w białych fartuchach. I czuję się jak te ryby na marsylskim targowisku, które obmacują dokładnie wszystkie gospodynie i kucharze z miejscowych restauracji. Tyle tylko, że mnie – mam nadzieję – nie wrzucą na razie do garnka. Ale znowu muszę sięgać po tekst pomocniczy.
O powstaniu tego śródziemnomorskiego specjału krążą wręcz fantastyczne opowieści. Jedna z nich głosi, że daniem tym Wenus próbowała uśpić swojego małżonka Wulkana. Według innej wersji potrawę wymyśliła pewna ksieni jako piątkowe danie postne.
Niektórzy twierdzą (taką właśnie wersję przytacza Robert J. Courtine), że nazwa bouilla-baisse wywodzi się od nazwiska Baysse, mieszkańca Bordeaux, który jakoby wynalazł tę potrawę. Jednak ta ostatnia wersja wydaje się najmniej prawdopodobna. Dlaczego bowiem mieszkaniec wybrzeża atlantyckiego miałby stworzyć danie najbardziej znane w regionach położonych nad Morzem Śródziemnym?
Rozwiązanie tej zagadki jest zupełnie proste: bouillabaisse powstało z połączenia dwóch francuskich słów – bouillir, czyli gotować, i baisse, czyli odpadki. Określenie to przyjęło się jako nazwa zupy, którą gotowali rybacy z niesprzedanych resztek połowu. Do zupy trafiały przede wszystkim ryby żyjące w wodach szelfowych wybrzeży Morza Śródziemnego: skorpena, konger, kurek, piotrosz, żabnica, dorada i witlinek.
Niegdyś były to najtańsze ryby. Dorzucano również kilka innych ryb lub skorupiaków, które nie znalazły nabywców. Gdy danie jednogarnkowe było już gotowe, układano na półmisku wyjęte z wywaru ryby i skorupiaki, a wywar wlewano do miski. Dowodem na skromny rodowód tej potrawy jest również kromka chleba, którą wkłada się do każdego talerza i zalewa wywarem. W Marsylii, która szczyci się tym, że tylko tu podawana jest klasyczna wersja bouillabaisse, serwuje się wiejski chleb, zwany marette. Chleb nie jest tu opiekany ani nacierany czosnkiem, co gdzie indziej zdarza się dość często.
W Marsylii do bouillabaisse nie dodaje się małży ani masła, jednak niekiedy trafia tam langusta lub homar, dzięki którym danie zyskuje miano luksusowego. Na wybrzeżu między Menton i Cerbere można spotkać wiele wersji tej potrawy. Jednak według niepisanego prawa na określenie bouillabaisse zasługuje jedynie takie danie jednogarnkowe, do którego wykorzystano wyłącznie ryby pochodzące z Morza Śródziemnego i jest wśród nich przynajmniej sześć różnych gatunków.
Jeżeli ktoś chce się uważać za kucharza z prawdziwego zdarzenia, musi przyjąć, że przyrządzenie taniej bouillabaisse jest już dzisiaj nierealne. Latem codziennie zasiadają na naszym tarasie goście – mówi jeden z najlepszych marsylskich restauratorów – którzy zapoznawszy się z ceną bouillabaisse miramar, wstają i idą dalej. Podejrzewają, że zawyżamy ceny, gdy w rzeczywistości doliczamy mniejszy narzut niż ci, którzy oferują swoje bouillabaisse taniej, ale nie stosują produktów wysokiej jakości. Są jednak pewne podstawowe reguły, których powinno się przestrzegać.
*Ryby muszą być świeże, to najważniejsze przykazanie.
*Im więcej ryb, im więcej gatunków, tym lepszy będzie bulion; ryby przyrządza się dopiero po przyjęciu zamówienia.
*Konieczny jest czysty, bezwzględnie prawdziwy szafran (ściśle biorąc: ani papryka, ani zioła prowansalskie nie są wskazane dla zupy bouillabaisse).
*Rybę należy porcjować dopiero po przyjęciu zamówienia – lepiej nie trzymać gotowych porcji w kuchni na wypadek, gdyby chętnych było więcej, niż przewidywaliśmy.
Ponadto trzeba podkreślić, że langusta nie musi być podstawowym składnikiem. Bouillabaisse pierwotnie była daniem zupełnie prostym, przyrządzanym z niesprzedanych lub niepełnowartościowych ryb, do którego czasem trzeba było dorzucić ziemniaków, żeby cała rodzina mogła wstać od stołu syta.
Na koniec pamiętajmy, iż bouillabaisse pierwotnie gotowano z wodą morską jeszcze na brzegu podczas rozplątywania sieci. Do wrzątku wkładano ryby z koprem włoskim, pomidorami itd. W rezultacie zaraz po zwinięciu sieci można było zasiąść z całą rodziną do stołu, bouillabaisse była gotowa. Dopiero później na bazie pierwotnej zupy rybackiej zaczęto uszlachetniać bouillabaisse na rozmaite sposoby.
Wodę morską zastąpiono przecedzonym rosołem z małych rybek skalnych, duszonych z pomidorami, cebulą, czosnkiem, koprem włoskim i szafranem. Wiele zależy od tego bardzo już aromatycznego bulionu, w którym będą gotować się ryby. Jest to tak zwana bogata bouillabaisse lub bouillabaisse marseillaise.
Komentarze
dzień dobry …
ja nie zupo-rybna … nie pasuje mi …
Krzychu zapłać jakiś grosz żonie za prezent bo inaczej będzie jakaś kłótnia miedzy Wami … Babcia tak mówiła by ostrych rzeczy nie dawać w prezenie bo przechlapane będzie … ten sklep w Tokiot o dla Misia-Marka … z 5 godzin by tam siedział jak w Paryżu a a ja czekałam na ulicy biedactwo ….
program mi po zmieniał rózne opcje i nie mam sprawdzacza pisowni .. przepraszam za błędy ale pobłądzam w pisowni …
pepegor … 🙂
Zupa rybna to jest to, co zawsze wybieram, widząc w karcie, uwielbiam je i sama robię na kilka sposobów, choć skromniejszych, niż ta opisywana. Może pokuszę się na nadzwyczajną okazję? Choć łatwe logistycznie to nie będzie. Przynajmniej szafran już mam.
Najlepszą do tej pory jadłam w Petersburgu w skromnej rybnej restauracji, a drugą najlepszą w Chersoniu, przy ujściu Dniepru – ze szlachetnymi rybami z tej rzeki i z kawiorem w dużej ilości, tam tanim, jak barszcz – by pozostać konsekwentnie w zupnych asocjacjach.
Witam, Jolinku przywróć system do kiedy był dobry.
Jadam ryby gotowane ale nie zupy (odstrasza mnie zapach wywaru z ryb na ciepło). Ileż to potraw biedaków awansowało na rarytasy : mule i ostrygi zupy rybne z różnych krajów, oscypek, gołąbki i dziesiątki innych.
Ja też dzisiaj we władzy ludzi w bieli ale popołudniu. Teraz więc trzeba wziąć się za jakąś robotę.
Bjk, sama logistyka to male piwo w porownaniu z caloscia. Zupa rybna jest wspaniala, ale jej wykonanie wbrew temu co tu i tam wypisuja jest niezmiernie skomplikowane. Jest tak samo czasochlonne jak i pracochlonne. Mnie zajmuje to dobrze do czterech godzin. I zawsze wypada robienie zupy rybnej w najmniej odpowiednim czasie. Albo jast pogoda zyleta na opalanie, innym razem szkoda wiatru, ktory zawsze jest deficytowym towarem i nalezy lykac go do ostatniego litra, badz tez stoi i rdzewieje rower, a nie go takich nikczemnych czynnosci jest rower stworzony, badz, badz, badz, …. zawsze mozna miec przyjemnosc z innych czynnosci. Dobra rybna jadlem w gdyni niedaleko dowodztwa marynarki wojennej ( co za straszne okreslenie w XXI wieku 👿 )
Ale najdobrzejsza robie sam, jak na swietego przystalo, od czasu do czasu poswiecam na zupe troche czasu 🙂 🙂 🙂 🙂
Jolinku —> ze mna taki numer by nie przeszedl, bys ty sama …., przed sklepem w paryzu na mnie czekala. O nie, to twoje niedoczekanie 🙂 🙂
Szaraku,
logistyka jest fundamentem całości, jak powiadają starzy górale. Lepiej napisz, jak spędzasz te cztery godziny przy garze z zupą, może nie minuta po minucie, a kwadrans po kwadransie 🙂
Przypadkowo wstrzeliliśmy się w dzisiejszy temat. Wczoraj kupiłem „nugget catfish”. Są to stosunkowo tanie kawałki pozostałe po filetowaniu suma.
Będzie bouillabaisse a la cichal. Szefem od zup jest Ewa.
W -poliklinice, w której normalnie kłębią się dzikie tłumy, dzisiaj pustki i Pyra wróciła szybciutko do domu. Co się stało? Panika. Ludzie wystraszyli się komunikatu, że setki poznaniaków (i warszawiaków) są nosicielami niezwykle groźnej bakterii,infekcji po niej nie mamy czym leczyć, bo nie reaguje na antybiotyki. Są to najczęściej zakażenia szpitalne – to tam się wyhodowała. Na szczęście nie każdy nosiciel zachoruje (dotąd w Polsce 3 przypadki) ale i tak ludzie się boją. Dzisiaj cały dzień mżawka i pochmurnie, ale ciepło. Ponoć we Wrocławiu śliczne słońce – dzwoniła Młodsza w drodze powrotnej
W sprawach kulinarnych nie mam żadnych marzeń, ale takiej zupy rybnej bardzo chciałbym spróbować.
Dla Małgosi i innych osób zainteresowanych filmem krótka relacja z Festiwalu Filmowego w Gdyni. Moim zdaniem skromnego widza tegoroczny konkurs był o wiele słabszy niż poprzednie edycje. Do konkursu wybrano 13 filmów, więc niewiele . I powinny być to te najlepsze. Ale dobrych było tylko kilka. ” Bogowie ” o początkach polskiej kardiochirurgii, profesorze Relidze i jego ekipie to film doskonały i bardzo go polecam. Myślę, że Tomasz Kot powinien dostać nagrodę za główną rolę męską. ” Miasto 44″ to także film wybitny/ trochę się mądrzę jak krytyk/ . Jest sporo recenzji i zwiastunów- warto je poczytać. Film jest nakręcony bardzo nowocześnie. Warszawianki, pewnie wybierzecie się do kina bez specjalnych namów, choć wiadomo, że scen drastycznych jest mnóstwo. Ciekawa jest muzyka – nie ma żadnych powstańczych piosenek, choć w tle jest przedwojenna muzyka popularna. A poza tym jest kilka piosenek powojennych, nie napiszę jakich, żeby nie psuć niespodzianki. Obydwa filmy są bardzo wzruszające.
” Pod mocnym aniołem ” był już w naszych kinach, podobnie jak ” Jack Strong” o Ryszardzie Kuklińskim. Obydwa bardzo dobrze zrealizowane i zagrane. Grana była także ” Obietnica” o problemach nastolatków, moim zdaniem bardzo wydumanych. Podobać może się też ” Obywatel” Jerzego Stuhra, w charakterystycznym dla niego stylu. cdn.
Były też dwa kryminały : Trzymający w napięciu ” Jeziorak”, gdzie główną bohaterką jest ciężarna policjantka. W Polsce od pewnego czasu utrzymuje się trend, że kobiety zaraz po zajściu w ciążę idą na zwolnienia lekarskie, z całą pewnością dotyczy to sfery budżetowej i samorządów. Może jakieś panie samozatrudnione pracują. Nie oceniam tego tutaj, ale policjantka w 7-8 miesiącu ciąży biegająca po lesie i mokradłach to sytuacja zupełnie nieprawdopodobna. Zresztą byłoby to niebezpieczne dla niej i dziecka. I tradycyjnie w polskich filmach nie odróżnia się zatrzymania od aresztowania – policjant woła ” aresztuję pana”, a może to zrobić tylko sąd. Filmowcy nie przejmują się takimi drobiazgami. Aha, trupów w tym filmie jest 9, chyba że kogoś pominęłam, a wszystko to w krótkim czasie i na niewielkim terytorium. Chyba trochę czepiam się szczegółów, ale film ogląda się z ciekawością.
Akcja drugiego kryminału rozgrywa się w Rosji z udziałem aktorów rosyjskich i w Legnicy. Sprawa skomplikowana, denatów jeszcze więcej, a zabójca nieujęty. Można obejrzeć.
Natomiast ostrzegam przed filami ” Hardkor”, „Sąsiady” i filmem reklamowanym jako jedyna komedia ” Kebab i horoskop” . Wyszłam po godzinie, choć już w pierwszych minutach wiadomo było, że to pseudokomedia. Straszne nudziarstwo.
Żeby nie pominąć innych filmów dodam, że pokazano jeszcze ” Zbliżenia” o chorych relacjach matki i córki, film przerysowany i mało wiarygodny, a szkoda bo grała w nim Ewa Wiśniewska.
I jeszcze ” Onirica psie pole”, który dopiero w drugiej połowie mógł zainteresować. A w pierwszej bardzo dużo osób wyszło.
Mój główny zarzut to mało wiarygodne historie i bohaterowie.
Akc
Jolinku, dziekuje za rade. Czy jak zaoferuje w zamian kolie z perel, ktore tez sa zdaje sie na cenzurowanym w prezentach, to ostrosc noza sie zniweluje ;)?
Marsylskiej zupy nie dane nam bylo sprobowac, ale za to na atlantyckim wybrzezu Portugalii stawalismy w kilku wioskach z rzedu i jedlismy tylko zupe rybna.
Po 5 wiosce zostalismy na noc, nie mialem sily sie dotoczyc do samochodu. Cecha wspolna- duzo zielonej kolendry. Wszystkie rozne, wszystkie pyszne.
A, jeszcze jedno- pochwalic sie chcielismy- wzielismy udzial w inicjatywie Ani, mieszkajacej obecnie na Bali, zbierajacej rozmowy z Polakami w swiecie, glownei w Azji.
Powiedzcie prosze, co o tym sadzicie.
Mam zaufanie do notek krytycznych nt filmowe jakie u nas zamieszcza Krystyna. Bierze się to z zupełnej niezależności jej sądów i niezłej znajomości sztuki filmowej.
Ja wieczór spędziłam w bardzo prozaiczny sposób: wyprodukowałam średnią miskę sałatki z jajek, groszku zielonego, garści szczypiorku, pół jabłka i połowy gruszki + dużo pieprzu, nieco soli 2 łyżki majonezu, łyżka soku cytrynowego i nieco oliwy. Całkiem smacznie wyszła.
To akc jest niepotrzebne.
Tak się złożyło, że dziś obejrzałam właśnie dwa najgorsze moim zdaniem filmy/ z jednego wyszłam/, a nastawiałam się na ciekawe projekcje. Byłam więc bardzo rozczarowana. A że też głodna, weszliśmy do ” Pizzy Hut” zjeść pizzę. Bardzo rzadko tam bywamy, może raz- dwa razy w roku, ale ten raz był na pewno ostatni. Zawsze zamawiamy jeden rodzaj pizzy, na grubszym spodzie/ wiem, że Włosi jedzą na cienkim i taka też jest/. Tym razem spód nie był cienki, ale i nie gruby, sos pomidorowy kwaśny i w ogóle brakowało czegoś, co nadawało charakterystyczny smak tej pizzy. Kelner zapytany delikatnie, czy są jakieś zmiany w recepturze, odparł, że ” standardy są cały czas takie same. Rachunek za jeden średni placek, dwie miseczki sałatek i szklankę pepsi wyniósł tyle ile za przyzwoity obiad w restauracji. No ale ceny są jakie są, więc nie powinnam mieć pretensji. Nigdy nie sprawdzamy poszczególnych pozycji rachunku, wierząc, że nikt nie chce nas oszukać, ale od tej pory będę sprawdzać rachunki, bo dopisano jedną kolę. Rozumiem, że można się pomylić i przynieść coś niezamówionego, ale tu było inaczej. Tak więc Pizzy Hut mówimy żegnaj. Dla nich to żadna strata, bo klientów mają dużo.
A na koniec, kiedy już jechaliśmy do domu, usłyszałam w wiadomościach o nominacjach Pani Premier i niektóre z nich podłamały mnie zupełnie. Podobnie jak niektóre jej wypowiedzi. I to już o wiele bardziej poważne powodu do rozczarowania niż filmy i pizza. Ale nie rozwijam tematu. Poczytajmy sobie o tym gdzie indziej.
Kończę moje wystąpienia. Dość narzekań.
Pyro,
wiem, że ” Miasto 44″ to raczej film nie dla Ciebie, bo masz dość bolesnych tematów, ale ” Bogowie” na pewno podobaliby Ci się, a i „Obywatel” pewnie też.
http://www.youtube.com/watch?v=tPx-2i4zmWw
W tym tygodniu w zasadzie nie jadłam obiadów, ale zaszłam raz do bistra ” Śródmieście” przy ulicy Mściwoja w Gdyni/ dość blisko dworca/ i zjadłam przepyszną zupę z cukinii, oczywiście przecieraną, z odrobiną gęstej śmietany i ozdobioną kiełkami i prażonymi ziarnami dyni. Jest na blogu wielu zwolenników tej zupy, ale mnie jakoś zupy przecierane nie ciągnęły. Aż do teraz.
Krystyno, witaj w klubie!
Krzychu, przeczytałem, że chwalisz cilantro! A tak Cie lubiłem! 🙂
Ewa wczoraj zrobiła moje ulubione sznycle (crac. mielone) z wielką ilością cilantro. Pomyliła się bidulka. Nie chcę Jej robić przykrości, to jem, ale oblewam obficie sosem miodowym do grilowania.
Cichalu,
Przekonalem sie, przypadkiem, w indyjskich daniach i tak juz zostalo.
Przyznaje jednak, ze gdy pierwszy raz wsiekalem do zupy przez pomylke, to … tez musialem zalac sosem miodowym 🙂
Będąc w Tanzanii żyłem w zasadzie na kuchni indyjskiej i mi smakowało. W Polsce cilantro było nieznane (w każdym razie dla mnie) a tutaj mi się przyzwyczaić. Może mi sie coś na starość pokićkało z kubkami…
Errata A tutaj nie dało mi się przyzwyczaić.
Tez sobie nie przypominam ziela kolendry podczas pierwszych prob z warzachwia w garsci. Dopiero gdzies za granica odkrylem swieze liscie.
Nie mozna z nim przesadzic, bo zdominuje potrawe.
Zupy rybne lubie i czesto jem. Zupe przyrzadzam w bardzo prosty sposob. Jest to czesto danie przygotowane w ostatniej chwili i zawsze bardzo smaczne.
Dp zupy rybnej uzywam tylko ryby z bialym miesem. Na przyklad rockfish (nie wiem jak po polsku nazywa sie rockfish). Rockfish to generalna nazwa ryb, ktore zyja w przybrzeznych skalach. Wszystkie sa bardzo smaczne. China rockfish jest super smaczna. Nie robilam nigdy zupy rybnej z lososia. Losos ma unikalny i intensywny smak. Zrobilam kiedys sos z kawalkami wedzonego lososia, gesta smietana i kaparami. Bardzo nam smakowal ze spaghetti.
Wracam do zupy. Zupe rybna robiny oczywiscie z ryby (biale mieso). Ale to nie wszystko. Do garnka ida rowniez krewetki razem ze skorupa, malze w muszli, clams w muszli i ostrygi rowniez w muszli. Przygotowanie tego smakolyku zabiera maksimum 10 minut. Wszystko musi byc swieze.
Pomyslalam o ostrygach poniewaz 4 i 5 pazdziernika odbedzie sie coroczny festyn ostryg w Shelton, WA.
Tu krotki film z festynu w roku 2012. Kiedys juz pokazywalam ten film.
http://www.youtube.com/watch?v=eLzVxnqkqoI
Nasiona kolendry lubię i dodaję (oszczędnie) do arynat, niektórych mięs i kiełbas. Ziela nie znoszę – Czesi dodają do twarogu, jak szczypiorek, okropność.
Ta zupa, o której pisze Orka to nie tyle rybna, co morska zupa. Dla amatorów tych smaków, może być znakomita.
Orco! Nie znęcaj się nade mną. Pawłow miał rację…
Cichal,
Nie takie sa moje intencje. Nie mam rowniez zamiaru przyznawac racji Pawlowowi. 🙂 Chce abyscie mogli uczestniczyc przynajmniej wirtualnie w tym pieknym festynie. Ten festyn jest tak unikalny, ze co roku o tym pisze na blogu.
Duza atrakcja festynu jest konkurs otwierania ostryg na czas. Nalezy otworzyc 24 ostrygi i w calosci ulozyc na talerzu.
W roku 2012 konkurs otworzyli w ojczystym jezyku studenci z Europy. Serena przyjechala jako exchange student z Sardynii. Fredrick przyjechal na tych samych zasadach z Finlandii.
http://www.youtube.com/watch?v=A_T7oj2H0B8
Po zakonczonym konkursie sedziowie rozdaja widzom przed chwila otwarte ostrygi.
Bardzo lubie ten festyn i co roku odwiedzamy to miejsce.
Wiem, że intencje masz jak najlepsze, ale i tak muszę osuszać brodę!
Cichal….coś dla nas! 🙂
http://bartniki.noip.me/news/IMG_1970.JPG
Dobranoc!
Tym, którzy chcieliby zjeść zupę rybną bez intensywnego smaku i zapachu ryby, polecam ten przepis:
na pół kilo ryby daje się 4 ziemniaki, 4 pomidory, 2 marchewki, 1 paprykę, 1 pietruszkę (korzeń), 1 cebulę, pęczek zielonej pietruszki (w całości, do gotowania), ziele angielskie i pieprz ziarnisty, plus sól. Jest naprawdę bardzo smaczna 🙂
Kochani,witajcie po małej przerwie!
Zaległości już poczytałam,na deser zostawiłam sobie jeszcze tylko oglądanie zdjęć naszych blogowych fotoreporterów 🙂
Wrześniowym Jubilatom przesyłam zaległe,ale bardzo serdeczne życzenia.
Opowieść Pyry o kupowaniu cyklamenów dla Młodszej rozbawiła mnie prawie do łez,
a historia opowiedziana przez Cichala o kelnerze z „Wierzynka”przednia i proszę,
by autor nie żałował nam takich opowiastek.
Dla Krystyny podziękowania za sprawozdanie z Festiwalu Filmowego.
Niestety nie będę mogła uczestniczyć ani dzisiaj ani jutro w ewentualnym mini zjeździe
z racji pobytu Nowego w Warszawie i niesłychanie żałuję 🙁
Przez miniony tydzień zwiedzaliśmy zachodnią część Peloponezu.
Zabytki,przyroda,morze oczywiście piękne,ale szkoda,że tak brudno,chociaż jakoś dużo mniej na samym południu.Niektóre miasteczka swoim ogólnym bałaganem i stosami śmieci wzdłuż dróg przypominają bardzo arabskie klimaty.Te śmieci są głównie plastikowe.Myślę sobie,że gdyby nie produkowano plastikowych torebek i opakowań,
to może nie było by śmieci na południu Włoch,w Maroku czy na Peloponezie….?
Na zdjęciach jednak śmieci nie będziecie oglądali:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6061058933416777457
Dzień dobry. Danusine opowieści jak zwykle pełne mądrego humoru i wyrozumiałości.
A ten mój wpis, to delegacja od Starej Żaby, która jest znowu bezinternetowa To będą dwa przepisy (w tym komentarzu) i dwie anegdoty uczelniano – rodzinne, które napiszę w godzinach późniejszych
Łosoś wg Starej Żaby (ponoć przepyszny i wart grzechu)
na osobę ok 20 -25 dkg kawałek łososia, cytryna,l dyżurne i ulubione zioło – Żaba daje zielony koperek. Smażyć na maśle klarowanym.
Wycisnąć sok z cytryny i włożyć rybę do tego soku, odłożyć do lodówki na kilka godzin – jeżeli za mało soku, to rybę przewracać. Do smażenia rybę osuszyć papierowym ręcznikiem. Wrzucić na masło skórą do góry i poczekać aż filet z lekka się zarumieni – wtedy odwrócić i tę opieczoną stronę potraktować dyżurnymi i zielem, przykryć pokrywką, zmniejszyć płomień i piec 10 – 15 minut. Niebo w gębie
Makaroniki a’la Stara Żaba (wg Diesslowej trzeba zawsze piec więcej ciasteczek, żeby w razie potrzeby wyciągać z puszek, pudełek itp i mieszać na użytek gości).
Zrobić kruche ciasto koniecznie na dobrym maśle i rozwałkować b. cienko (najlepiej małym wałkiem już na blaszce) Podpiec i na ten podpieczony spód nałożyć masę makaronikową (podstawowa proporcja to 20 dkg orzechów lub migdałów, 10 dkg cukru, 2 jajka – na dużą blachę zwiększyć to 2 x; czyli 40 dkg orzechów, 20 dkg cukru 4 jajka). Teraz ciasto suszyć w temp maks 100 stopni przez m/w godzinę. Pozostawić w spokoju na 15 minut, potem pokroić w małe kostki lub paluszki jeszcze na ciepło. Pozostawić tak do zupełnego ostygnięcia. Popakować w puszki, słoje, itp przekładając papierem do pieczenia. Jeżeli w następnym tygodniu upieczemy kruche talarki, kocie oczka albo coś, to też połowę chowamy w ten sposób itd. Żaba twierdzi, że jest przygotowana na gości o każdej porze. Warunek jest eden – musi stawiać pojemniki tak, żeby jej było niewygodnie podżerać, bo z zapasów nici.
Obejrzałam dziś program kulinarny Karola Okrasy. Gotował on m.in. rosół z gołębia, niedawno tu wspominany jako postrach dzieci. Rosół powstał na podstawie przepisu Stanisława Czernieckiego. Gotuje się dwie całe tuszki gołębi i jedną kuropatwę, dodaje dużo włoszczyzny bez marchewki. Podano po wiejsku z ziemniakami. I prysły zupełnie dawne uprzedzenia – bez wahania zjadłabym miseczkę takiego rosołu, nawet z kawałkami mięsa. Może dlatego , że jestem podziębiona i organizm domaga się rosołowego wzmocnienia.
Krystyno-zdrowia,nie dawaj się przeziębieniu-imbiry,czosnki,cytryny,miody do roboty!
Jeszcze o kuchni greckiej-doszliśmy do wniosku,że feta w kuchni greckiej okrasza mnóstwo dań,tak trochę jak parmezan w kuchni włoskiej.
Jedliśmy różne jarzyny w towarzystwie tego sera oraz prostą do wykonania i kolorową
sałatkę z uprzednio podsmażonych pieczarek w plasterkach,podduszonej czerwonej papryki,kolendry(albo zielonej pietruszki,jeśli ktoś woli) oraz drobnych kawałków fety.
W naszym hotelu zaprzyjaźniliśmy z lekka z kucharzem rodem z ….Sycylii 😉
Przeszkolił nas w kwestii przyrządzania risotto oraz sosu pomidorowo-kalmarowego,
do którego podał makaronowe kokardki.
A teraz Zabie anegdoty: obydwie dotyczą protekcji na uczelni (zjawisko stare, jak uniwersytety) chociaż nie była to dawniej protekcja płatna, a powiedzmy, rodzinnie towarzyska i znacznie rzadsza.
Autorem i jednym z bohaterów pierwszej z nich, jest jeden z licznych dziadków Żabinych, ciotecznych, stryjecznych i wujecznych (tudzież wdzięcznej mieszaniny tych linii rodowych).
Był ów przodek profesorem prawa cywilnego na UJo-cie, a w czasie sesji egzaminacyjnej jednym ze zdających był kompletny tuman, syn innego, zacnego profesora. Jakże tu oblać syna przyjaciela? Trzeba tak pytać, żeby jakoś zaliczył. Studenci wchodzili dwójkami. Jeden to ten ze znanego domu, drugi był starozakonny Rozenzweig; ten drugi był b. dobrym studentem Ten zdolny czeka na swoją kolej, ten znajomy odpowiada. Co tam odpowiada, milczy. Nic nie umie. Profesor daje pytania opisowe, omal jawnie nie podpowiada – zero zrozumienia. W ostatecznej rozpaczy pyta :
– Czy Pan mógłby poślubić obecnego tu kolegę, Rozenzweiga?
– w żadnym wypadku! – zawołał zdający.
– A dlaczego? Doskonale Pan odpowiedział, ale proszę uzasadnić.
– Nie mogę poślubić pana Rozenzweiga, bo on jest żyd, a ja katolik.
I tak dobra wola dziadka Żaby nie przydała się na nic.
Drugi egzamin”protekcyjny” przydarzył się znanemu weterynarzowi i zoo-patologowi, prof.Hubertowi (najpierw Lwów, potem Wrocław). Sam profesor o tym opowiadał. Był znany z tego, że u niego nie ma świętych krów: albo umiesz, albo do widzenia. Kiedyś jednak się złamał. Przyszedł zaprzyjaźniony profesor i błagał, żeby mieć wzgląd na siostrzeńca, pana X, który jest nieudanym synem siostry – wdowy. Niech już zda, niech dostanie ten dyplom, może będzie urzędnikiem przynajniej. Profwsor był jednak roztarniony w sposób dziwny : rodoody zwierząt pamiętał ze szczegółami do kilku pokoleń wstecz, a nazwiska ludzkie ulatywały z uczonej głowy. Przyszedł dzień egzaminu i jakże sięten siostrzeniec nazywał? Nie pamiętał. Doszedł do wniosku, że tym razem będzie to dla wszystkich egzamin ulgowy, zaliczy wszystkim. Niektórzy byli słabiutcy i profesor cierpiał katusze, Słowo się jednak rzekło, więc nie oblewał. Atoli po jakimś czaie przyszedł student spóźniony; głupoty wygadywał takie, że krew się egzaminatorowi ścinała. I nie wytrzymał – 12gamoni puścił, ale ten przekroczył granice głupoty. oblał debila. Okazało się wnet, że ten jedyny oblany, to ów siostrzan przyjaciela. Nigdy tego w środowisku mu nie darowano : przepuścił takie zera intelektualne, a dziecku z profesorskiej rodziny zrujnował ścieżkę życiowej kariery. Na złość chyba…
Jeśli ktoś miałby ochotę rzucić okiem na upalną Armenię, to zapraszam:
http://bajarkowe.blogspot.com/
Krystyno, bardzo dziękuję za tak ciekawe i wyczerpujące sprawozdanie z festiwalu. Takie dobre recenzje dopingują mnie, żeby w końcu wybrać się do kina 😉
Pod mocnym aniołem – mam książkę, ale chętnie obejrzę filmowo, tym bardziej, że Krystyna poleca. „Miasto 44” – Krystyno, ciekawa jestem, czy Norman Davies udzielał swojej ekspertyzy na temat Powstania Warszawskiego. Mam jego książkę „Powstanie ’44”, wygląda na to, że temat dobrze przerobił.
Jack Strong – czytałam „Mój przyjaciel zdrajca” Nurowskiej. Oceniać trudno (Kuklińskiego), bo tak naprawdę to nie wiadomo, co się w tym światku „Bondów” działo i pewnie nie będziemy nigdy wiedzieli.
Parę dni temu czytałam wywiad z Jerzym S. na temat filmu „Obywatel” i już czekam, aż pojawi się na sieci.
Ja bardzo lubię tych dwóch – ojca i syna. Znakomici aktorzy.
Jak je ściągać? Dodam, żem z Krakowa i wolę za darmo. Może Yurek wie?
Widzialam „Jack Strong” z doskonalym Marcinem Dorocinskim, ktorego przy tej okazji odkrylam. Mam nadzieje zobaczyc „Miasto 44”. Czy jest teraz na ekranach?
Pozostajac przy temacie rybnym, moze bedziecie miec ochote poznac jedyna we Francji kobiete szefa trzygwiazdkowej restauracji w Valence, Anne-Sophie Pic i jej swiateczne danie z przegrzebkami.
http://businessofeminin.com/anne-sophie-pic-recette-de-saint-jacques/
dobry wieczór ….
bjt jestem zachwycona i skręca mnie z zazdrości chociaż bezpodstawnie bo i tak nie mam szans na taką podróż …. w jakim języku się porozumiewałaś?
Krzychu zależy od znaku zodiaku … perły są magiczne …
Pyro jak się czuje Żaba? …
Danuśka wakacjowałaś a my nic o tym nie wiedzieliśmy oficjalnie … jak tak można? … 😉
yurek się nie dało … próbowałam na starcie ale jakiś program się wgrał bez mojej wiedzy … czekam na syna …
Alicjo Twoje zdjęcia stały się lżejsze i lepiej się otwierają ….
Duże M na urlopie? …
szarak myślałby kto żeś taki dżentelmen …
nemo miłych wakacji Polsce ?. 😀
Krystyno zdrówka ? nasz najmilszy korespondencie z festiwalu ? 🙂
te znaki zapytania to kropki … kopie zawsze są dziwaczne ….
Alino pomachanko … 🙂
Zawsze wiedzialem, ze Malzonka jest wyjatkowa.
Poniewaz nie widzielismy sie jeszcze od Jej powrotu z Tokio, nie znam wszystkich szczegolow.
Musze przyznac, ze znow mnie zaskoczyla.
Tylko kiedy jestem w poblizu, to taka mimoza 🙂
Zeby bylo do tematu, to jest o rybach, nawet sporo.
Fotoreportaz z targu rybnego w Tokio.
Jolinku, dziękuję 🙂 Starsi w Gruzji znają dobrze rosyjski, a w Armenii wszyscy. Młodzi tu i tu angielski. Sama wyuczyłam się kilku podstawowych grzecznościowych zwrotów i kilkunastu słów po gruzińsku, to z miejsca robi dobry klimat, gdy ludzie widzą, że się staramy, a nieudolności wymowy z miejsca powodują, że wszyscy się śmiejemy, tym bardziej, że te charczące zbitki spółgłosek są dla mnie niemożliwie trudne do odtworzenia. Wiem, że zawsze można się dogadać, nawet nie mając wspólnego języka, przekonałam się o tym nieraz. Gesty, uśmiech, jakieś słowa dziwne. W miastach w Gruzji oprócz nazw po gruzińsku są często i w transliteracji na znaki łacińskie, a w Armenii natomiast po rosyjsku. Oczywiście wiele napisów, menu, informacji jest wyłącznie w lokalnych językach, dlatego postanowiłam się nauczyć alfabetu gruzińskiego. Często nie rozumiejąc jakiegoś słowa gruzińskiego, nazwy czegoś, po prostu pytałam, co to jest i opisowo tłumaczono. Tam są bardzo życzliwi ludzie.
Krzychu. Żywe panierowane kraby! Mimo, że wielbicielka owoców morza, to wymiękłam w tym momencie.
Bjki 🙄
wolalem poswiecic czas na poczytanie i popatrzenie na kolejna czesc twojej eskapady, niz klepac po zupie ktora od czasu do czasu tworze.
Mam nadzieje, ze jestes w stanie mi to wybaczyc : roll:
Ogladalem obrazki z podwojna przyjemnoscia, raz ze wygladaja na bardzo naturalne, a nie wysrobowane, dwa ze jest do nich delikatnna narracja i czesto opis obrazkow dotyczy tla, tego czego widac. I to jest wlasnie tym co mnie trzymalo by popatrzec do konca. Mam nadzieje ze jeszcze cos masz tam jeszcze do pokazania.
Ladne sa landszafty w twoim wykonaniu, podoba mi sie w nich nie tylko przestrzen i glebia, moze dlatego, ze kolorystycznie jest to znakomicie dobrane?
Jolinku, Cichal klepal kiedys, ze dzentelmeni latem na polnocy wiekszosc czasu spedzaja. To po pierwsze. Drugie to to, ze procz ciebie tylko szarak zauwazyl fauxpas. Czy to malo? 🙄 , 😉
szaraku nie mało …. czujny jesteś … 🙂
bjt szarak dobrze to opisał … czuje się radość z podróży …
Jak się ma Żaba? Ona mówi, że dobrze, ale… No i tak – jakoś tam kuśtyka po domu, jakoś jeździ samochodem, do koni 2 x dziennie przyjeżdża Leszek, a krowę wzięła razem z cielaczkiem na razie Eska. Żaba dostaje mleko, ser i śmietanę, tzn dostaje swoją dolę i Eska ma swoją. Naprawdę z Eski i Leszka Żaba ma więcej pomocy, niż od kogokolwiek innego. Na dodatek na razie nie może robić na drutach i utrzymać ołówka – widać przy tym wypadku któryś z nerwów uległ naciskowi. Nikt się tym dotąd nie zajmował, bo ratowali nogę. Teraz, jak Żaba wyląduje w szpitalu, to poprosi żeby i rękę naprawili. Korzystając z balkonika telepie się po kuchni, piecze, robi przetwory i ogromnie cieszy się z każdego gościa. Jak to Żaba.
Opowieści Bejotki i p.Oli b.interesujące. Kaukaz wabił mnie zawsze, Azja dalekowschodnia nie, ale poczytać i pooglądać jest miło. Dziękuję.
Dopiero teraz obejrzałam Peloponez Danuśki – zawiść mnie żre i dławi. Pięknie, Danka!
Bjko! Dziękujemy za podróż. Byłem w Gruzji, Abchazji, ale w Armenii nigdy.
Zasłyszane. Ormianie byli i są znakomitymi i sprytnymi kupcami. Mówi się, że jeden Żyd przehandluje trzech gojów. Jeden Grek, trzech Żydów. A jeden Ormiaszka, trzech Greków! 🙂
Jutro Cohen kończy 80 lat. Oby śpiewał dla nas jak najdłużej.
http://youtu.be/YrLk4vdY28Q
Szaraku,
nikt tak zręcznie nie potrafi się wymigać od prostego pytania – ile godzin stoisz przy gotowaniu rzeczonej zupy? 😉
Czy ja dobrze przeczytałam – 4? (słownie – cztery godziny). Chętnie bym przeczytała takie co 15-minut relacje 😉
Zaświadczam, że kucharzem jesteś znakomitym, Jerzor potwierdza i wspomina szczupaka oraz inne okoliczności jedzeniowe. Tu akurat te „inne”, ale równie znakomite.
http://bartniki.noip.me/news/img_4651.jpg
Witam, cichal awansik do finału!!!
Cichalku —> dobrze ze opowiadacz tutaj jedynie zaslyszane wiesi. Z moich doswiadczen wnioskuje, ze sprzedawcami sa raczej marnymi. Obraz namalowany ( nie rzeczywisty ) pod ktorym spales i ten na ktory po obudzeniu na przeciwnej scianie mogles dostrzec + pozostale w apartamencie oraz te w berlinku, a jest ich w sumie wziawszy razem do kupy , ponad 25 malowal ormianin. Pomimo mojej dobrej woli podczas zakupu, uwazam ze dolozyl do kazdego obrazka. On tej kasy juz dawno nie ma, a my patrzymy z wielka przyjemnosci na to co u nas na scianach wisi 🙂 🙂 🙂
Jasne Alicjo ze bywam i lepszy i szybszy o Orki. Potrafie i w piec minut zrobic wysmienita rybna zupe. Za kazdym razem z pobytu na kanarach przywoze pare torebek wysmienitego proszku. Jak nie mam sily o plywaniu trzaskam zupke w piec minutek 🙂 🙂
Ale zupka to nie zupa …. tak samo jak d…. to nie d… 🙂 🙂 🙂
Zupa w proszku? 😯
Oto, zupa rybna.
W tej chwili dowiaduję się, że Polska nie tylko pokonała Rosję, ale akurat i Niemcy. Uważam więc, że wszelakie warianty zupy rybnej powinny cofnąć się za analizy sytuacji, jaka wytworzyła się po tym zwycięstwie.
Pepe – ja cały czas typowałam Polskę na srebrny medal. I chyba tak będzie.
Polska-Brazylia jutro się okaże, stawiam na złoto dla lepszych. Polaków oczywiście.
Pyro, tak może być.
Dla Niemców to absolutna niespodzianka, jedynie coś dla specjaslistów.Wiem o tym tylko z polskich stron.
U nas nie mógłbym zobaczyć tego meczu w wolnych kanałach. Sprawdzałem to tydzień temu, kiedy miałem gości z Polski, którzy domagali się sprawdzenia. I moje oferty kanałowe nie ich nie mogły zaspokoić. Gdyby nie oni, nie wiedziałbym o tym wszystkim nic.
Dla Niemców to nie jest sport pierwszoplanowy, ale to dobra, twarda drużyna i omc nie wygrali z naszymi.
Pyro,
a jak będzie złoto?
Alicja – to się ucieszę, ale nasi są jednak nierówni – raz grają genialnie, a raz jak patałachy.
Pyro, kiedy to tak grali, jak patałachy, grają nerwowo nie tylko oni taki jest sport.
W kwestji zasadniczej więc, tj zupy rybnej ogłaszam, że najlepsza jest wszekaka wolność.
Dla mnie pierwowzorem pozostaje zupa jaką jadłem w restauracji wietnamskiej w Hannoverze, przed prawieże 40 lat temu. To był wkład rybny, filet, dwa (chyba) gatunki, muszelka, z warzyw mam w pamięci kawałki pomidora jakieś wióry (cieńko krojone warzywa), coś zielonego, co pływało, ale najważniejsze: Wszystko to było w czystym rosole tak, że pojedyńcze składniki można było – w miarę ewentualnych potrzeb -rozdzielić
Ten trzeci set dzisiaj kosztował mnie sporo nerwów, Yurku. Dobrze się skończyło ostatecznie. Ja tylko z doskoku – Młodsza twierdzi, ze chyba wpadnie w alkoholizm, a Haneczka, że jej ciśienie niebezpiecznie skacze. Dola kibica.
A dzisiaj, w miarę okoliczności, zbieram resztki po oprawieniu większych ryb i zamrażam. To są zwykle łby i płetwy, podstawa rosołu dla zupy.
Reszta ? to czysta fantazja!
Dobrej nocy!
„Pod dobrym aniolem”.
Mnie rozczarowal, a ogladalam jakis rok temu.
https://www.youtube.com/watch?v=yitavw41weQ
A ten bardzo obiecujacy, zwazywszy na wykonawcow….
https://www.youtube.com/watch?v=Pe296n0RaPY
http://www.youtube.com/watch?v=3FzM_XrgtPo&index=20&list=PLC4F2BF4F9225625B
W tym roku światowe obchody urodzin Danuśki zapoczątkują tańczący, uśmiechnięci i pachnący Tesalończycy.
Cały świat uśmiecha się z Tobą 🙂
A propos Leonarda, nadawałam wam z grudnia 2012… stary?! Jaki on stary, dał czterogodzinny koncert!!!
Głos jest już inny, niż ten z lat sześdziesiątych. Lubiłam go wtedy, teraz jeszcze bardziej.
https://www.youtube.com/watch?v=DU-RuR-qO4Y&index=64&list=PLC4F2BF4F9225625B
Leonard Kohen to nie moj idol.Jakos tak dziwnie I przypadkowo sie zakorzenil w polskiej kulturze. Na swiecie raczej nie znany. Ale niech bedzie.
Wole urodziny Danuski I Sophi Loren.
Dobranoc.
Leo + U2
https://www.youtube.com/watch?v=0wbDSd17uzE
Alicjo. a co Ciebie tak egzaltuje, ochryply glos, twarz bez jakiejkolwiek mimiki?To dobrze dziala na ……Marnych odbiorcow. Przepraszam z gory.
Nie musisz odpowiadac.
Niunia,
wcale nie tak „przypadkowo”, na świecie jest znany, za teksty powinien literackiego Nobla dostać, szkoda, że to nie ja rozdaję 🙁
Nikt „przypadkowo” nie dostaje się na piedestał ikony poezji śpiewanej, jeśli chodzi o Polskę, są przynajmniej trzy wybitne nazwiska – Czesław Niemen, Ewa Demarczyk, Marek Grechuta.
W Polsce Leonard był znany dzięki Maciejowi Zembatemu. Słuchaliśmy go namiętnie, a Czesio, Ewa i Marek na zawsze pozostali w naszych sercach, ja już jestem troszeczkę starsza, z tych lat 60-tych.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Maciej_Zembaty
Uwielbiałam Leonarda od …prawie stu lat – jeszcze w podstawówce, nawet nie znając angielskiego, ale to wtedy było nieważne, wchodziło w ucho jako melodyjna poezja. Teraz jeszcze bardziej go cenię.
Rozumiem Cie, trwaj przy swoim.Spijcie dobrze.
No niestety…nie mam wyczucia gustu muzycznego według Twoich reguł. Jedni lubią niebieski, inni czerwony, a jeszcze inni szary czy biały, fioletowy czy różowy.
https://www.youtube.com/watch?v=oG6pEolAKm8
W dniu urodzin lubię tort, ale może jeszcze nie teraz, krem jest idealny na przedwieczorną chrypkę.
Jeszcze jestem w rękach oprawców w białych fartuchach.
Modest Amaro z wesołym sanitariuszem. Wszystko będzie dobrze 🙂
Dzień dobry.
1. Czy Ormianie to dobrzy kupcy? Słyszałam legendy na ten temat, także od Gruzinów, w tym przypadku mało pochlebne interpretacje sprytu ormiańskiego. Własne skromne doświadczenia mam takie, że należy się targować. Nie chodzi o te kilka zbitych dram, przeważnie tysiąc, co nie jest wiele, ale o zabawę i interakcję, uśmiechy i żarty podczas negocjacji. Ceny są niskie, np. bardzo dobra kawa w Erywaniu kosztuje równowartość 2 zł. Oczywiście targowanie się miało miejsce, jak sama nazwa wskazuje, na targu, czy straganie, a nie w kawiarni albo supermarkecie, bo i te odwiedzałam, całkiem ciekawie zaopatrzone.
2. Szaraku, doceniam Twoje umiejętności dyplomatyczne, jednak wciąż czekam z ciekawością na relację z gotowania czterogodzinnej prawdziwej zupy rybnej, kwadrans po kwadransie. I proszkową proszę się nie wymigiwać 🙂
3. Cohen, legenda wczesnej młodości. Szkoda, że u nas często postrzegany przez pryzmat Zembatego, którego zasługi dla spopularyzowania LC doceniam, choć nie wiadomo, kto kogo tu spopularyzował. Teraz wolę go czytać, niż słuchać. Ale sentyment z dawnej fascynacji pozostał, LC to duża klasa i osobowość. Polecam przy okazji sprawnie napisaną biografię: Sylvie Simmons, ?Leonard Cohen. Jestem twoim mężczyzną?.
dzień dobry …
może na śniadanko się przyda ….
http://www.matkawariatka.net/2014/09/dzem-marchewkowy-z-pomarancza-i-cynamonem/
Leonard Cohen – miałam fazę, prawie się zasłuchałam na śmierć …
Danuśka ma urodziny? …. to 120 lat z tortem i uśmiechem … 🙂
haneczaka milczy jak zaklęta … 🙁
” Na swiecie raczej nie znany”? 😈 😈 😈
Chyba jestes na jakims innym swiecie, Niuniu. Bo np my w UK od tygodnia swietujemy urodziny Cohena. I pewnie jeszcze bedziemy przez tydzien swietowac. Pelno go wszedzie – w radiu, tv, gazetach, kolorowych dodatkach do prasy niedzielnej. Kazdemu oczywscue mozna nie lubic LC albo nie rozumiec co on tam spiewa – sam znam kludzi, ktorzy mysla, ze Halleluja jest jakas pobozna piosenka, a nie erotykiem, choc ze starotestamentowymi odniesieniami.. Ale zanim powiesz, ze jest nieznany w swiecie, warto sie po swiecie rozejrzec. 😈
czas pomidorowy …
http://blogotowanie.blox.pl/2014/09/Sos-pomidorowy-pietruszkowo-czosnkowy-na-zime.html
Jeśli Danuśka świętuje, to dołączam do życzeń.
Jolinku, sos z pietruszką i czosnkiem wydaje mi się smaczny, natomiast za dżem marchewkowy podziękuję, nie lubię marchwi poza surową. No i może to głupie, zraziła mnie narracja tego bloga („Mężu powiedział”), pewnie drobiazg, ale wiadomo, w czym tkwi diabeł.
Danusko, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin 🙂
Jolinku, dzieki za kolejne ciekawe kulinarne miejsca.
Witam, KM pewnym grupom słuchaczy, słucham LC tylko, po co Zębaty w, to wchodził?
Danusiu – Wszystkiego najlepszego! Słońca, słońca, słońca 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=8rQtPQFqqc0
Jeden woli córkę, a inny teściową. De gustibus non est disputandum, mawiali przodkowie. Ja kocham sznaps-barytony hurtem, a LC szczególnie, od lat. I stanowczo wolę „męskich mężczyzn” (co to o odcień piękniejszy od diabła) od „ładnych chłopców” – LC doskonale mi się mieści w tym archetypie.
Danuśka urodziła się na pociechę rodziny i przyjaciół, złota kobieta. Niech żyje, żyje nam…!
Danuśko, ściskam Cię serdecznie, urodzinowo i życzę wszystkiego najlepszego 🙂
Yurek, Zembaty pewnie cchial to przyswoic, nie ma w tym nic dziwnego, Tak jak wielu wykonawcow chcialo przyswoic np Okudzawe. Jednym to wychodzilo lepiej, innym gorzej, oryginalnych wykonawcow zadnemu nie udalo sie pobic, a dzies kazde wykonanie jest na wyciagniecuie reki w YouTubie. Nie udalo sie pobic nie z braku talentu tylko braku oryginalnosci oryginalu. Nie zdolali nas zaskoczyc ani poruszyc w takim samym stopniu co oryginalny wykonawca czy autor. Tak jest z Cohenem (choc b. lubie Alexandre Burke), tak jest z Okudzaw.
Ja tam chlopow nie dziele na „ladnych chlopxow” i „meskich memzczyzn”. Czasami podobaja mi sie ladni chlopcy jak prof, Brian Cox, ten od astrofizykji, a czasami mescy mezczyzni jak Morgan Freeman, ktorego wlasnie wczoraj znow ogladalem. I jednego i drugiego zaprosilbym na proszony obiad, byleby Stara ugotowala i na nie kazalo mi krecic sie przy piecu. Podobnie z kobietami – lubie stare i lubie mlode, ladniutjkie i te o t.zw. ciekawej urodzie i ze spora nadwaga jak Jo Brand, ktora jest niewypowiedzianie smieszna i madra.
Toteż mówię, Kocie, że każdy lubi coś innego. Inaczej – każdy reaguje na inny zestaw sygnałów. Są oczywistości i są gusta. I co Pan zrobisz? Nic Pan nie zrobisz.
Zawsze lubiłam czytać .Samozwaniec. Jej „Maria i Magdalena” należała do moich ulubionych antydepresantów. I oto znajoma pożyczyła mi wznowienie książki MS „”Tylko dla kobiet”” (I wydanie 1946) wcześniej jej nie czytałam. Pierwsze wrażenie? To musiało zostać napisane w Krakowie, Lublinie albo Łodzi – czyli w miastach nie zrąbanych wojną, jak Warszawa czy Poznań. To są jakby felietony z nieistniejącego już świata, tak bardzo w obyczaju, języku, zajęciach przedwojenne. To jest pierwszy rok po wojnie, a wojna jest obecna w 3 fragmencikach o handlu na czarnym rynku i ew. o powojennym szabrze. Życie jest jak w 1934, czy 1937 – nie ma zmian ustrojowych nie ma obcych wojsk, nie ma bezpieki – są obszerne mieszkania,kuchta w kuchni, pani w kawiarni albo w kolędzie wizyt towarzyskich, mąż urzędnik z dostępem do telefonu (!) Poradnik dla kobiet poza czasem?
Dzien dobry,
Danusko, najlepszego!
Samozwaniec cenię za parodię „Trędowatej”, czyli „Na ustach grzechu.”
„Maria i Magdalena” są dla mnie odstręczające. Autorka opisuje z wielką aprobatą, za to bez cienia refleksji paskudne zachowania własne i rodziny, przejawia przy tym hipokryzję i pępkizm świata.
Przykłady? Scenka, gdy Tuwim ośmielił się przy siostrach Kossak zachwycać swoją narzeczoną, przy czym oczywiście panienki siedziały skwaszone, a opis Stefci spreparowano odpowiednio krytyczny. Stosunek do „głupiej Reksi”. Pogardliwy i instrumentalny stosunek do nieszczęśników, którzy weszli w rodzinę, Bzunia i Karasia. Protekcjonalne traktowanie Mamidła, wyśmiewanie wszystkich, którzy nie są Kossakami z najbliższej rodziny, obnoszenie się przez „Wojtusia” z romansami i flamami, wymaganie dobrych manier wyłącznie od innych, natomiast pobłażanie sobie w „antymieszczańskości”, sporo jest tego. Napisano to dziełko z „humorkiem” i samozachwytem własną niezwykłością, z ciągłym podkreślaniem własnej oryginalności.
Chciałoby się zadać autorce gogolowskie pytanie, gdy tak obśmiewa wszystkich po kolei, gdy nawet niby pisząc pochwały, wbija szpile.
„Tylko dla kobiet” jest niestrawne dla mnie, ten sam gruby humorek i instrumentalne, pogardliwe traktowanie ludzi.
Poezję Jasnorzewskiej doceniam, choć nie jestem jej wielką admiratorką.
Nie byłabym tak surowa jak Bejotka. Bo jak w takim razie oceniać Dąbrowską, Gojawiczyńską, Nałkowską? Przecizż nie z perspektywy dzisiejszych poglądów. Toż byłby to rażący ahistorycyzm. Lubię poezję Jasnorzewskiej za jej barwność zmysłowość, samoświadomość. Na wskroś kobieca poezja bez pretensji do zmieniania świata.
JollyR – już po kursie, czy nadal pucujesz buty na „kapralski błysk”?
Pyro, u Dąbrowskiej etc. nie widzę pogardy dla ludzi, raczej zrozumienie dla słabszych i „maluczkich”. Pogardę z każdej perspektywy oceniam negatywnie.
KMordechaj zapomnial wymialczec, ze pelno LC jest z racji jego osiemdziesiatki. I tu olbrzymi szacun dla artysty, inni w jego wieku dawno zapomieli jak sie nazywaja i co maja do powiedzenia, a on caly czas spiewa o tym samym.
Znaja go doskonale wszystkie smutasy 🙁 Nie spiewa o niczym nowym, bo niby dlaczego, co miaby nowego do zaspiewania. Sciemnia od poczatku do dzis. Planeta wedlug niego jest coraz bardziej ciemna i szara. Spiewa o depresji ludziny i to tak jakby go ona dotknela.
Smutasom zapewnia komfort, dostarcza im towarzystwa w samotnosci, a to ze tanczy na scenie i probuje sie usmiechac nie wywoluje w sluchaczu wulkanu radosci.
Trafilem na jego tworczosc tak jak we wlasciwym czasie szuka sie czegos doskonalego dla wlasnej lepetyny. Sam nie puszczam jego nagran. Wystarczy mi jesli rokrocznie pozna jesienia leci w eterze dla smutasow. Jakos nigdy nie sluszalem go na wiosne, kiedy po trudnym dla wielu osob okresie jesiennozimowym zaczyna sie im przypominac, ze zycie moze miec weselszy wydzwiek niz smucenie sie 🙁
Bjki, byc moze przez roztargnienie przeoczylem i nie naklepalem, ze ja zupe rybna tworze od poczatku do konca. Taki proces jest bardzo tudny rekonstrukcji. Efektem jest oczywiscie dzielo, ktore znika z usmiechem na ustach, co oczywiscie niesamowicie mnie cieszy 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Aha, Szaraku, czyli w te 4 h wchodzi łowienie ryb, teraz rozumiem 🙂
Cohen, zdaje mi się, że z wiekiem coraz mniej smuci, albo tylko z rozpędu. Głos mu słabnie, lecz intelekt i dowcip nadal jak brzytwa.
Popatrz Bejotko, jak różnie odczytujemy literaturę. Dla mnie Dąbrowska jest bezlitosna, bez złudzeń, jej charakterystyki, to.prawie wiwisekcja. Szczególnie w „Dziennikach”. Oczywiście nie jest tak złośliwa, jak Kisielewski (NB SCHADENFREUDE kISIELA W JEGO PAMIĘTNIKACH BYŁO DLA MNIE NADER NIEMIŁYM DOŚWIADCZENIEM). (Przepraszam, znowu cabs lock).
A MS? Już zawsze myśląc o salonach dawnego Krakowa, będę widziała p. hr Tarnowską, jak pędzi w inny koniec bawialni by obciągnąć przystojnie spódnicę na kolanach najnowszej Kossakowej – żony Jerzego. Nie umiem już inaczej myśleć o domach „Stańczyków”.
Pyro, Dąbrowska jest bezlitosna, ale nie złośliwa. Nie zauważyłam u niej hipokryzji, zawiści, ani pogardy wobec kogokolwiek. To te cechy mnie rażą, a nie pisanie bez ogródek.
Podobnie nie podobają mi się wspomnienia Iwaszkiewicza, choć pisarz talentem nieporównywalny z Samozwaniec – razi mnie jego stosunek do ludzi, małostkowe zawiści, czy złośliwości.
Bejotko, ja bardzo podobnie odbieram Samozwaniec . Tego dzis raczej sie nie da czytac -propbowalem parenascie lat temu, bo znajoma starsza pani bardzo namawiala na Marie i Magdalene, ale nie dalem rady dokonczyc.
Ciekawe, ze Pyra miala skojarzenie z Dabrowska. Bo ja tez. Usilowalem swego czasu czytac jej Dzienniki i tak bardzo dzialala mi na nerwy jej pogarda wobec rozlicznych znajomych, ze skoncztlem w polwie drugiego tomu. Nawet dla Nalkowskiej, ktora jako pisarz byla w zupelnie innej lidze, niz MD miala wylacznie slowa pogardy i lekcewazenia. A czytalem wersje, ktora zostala ugladzona przez redaktora i rozne rzeczy powycinane.
Stara powiada, ze Dzienniki potwierdzaja jej wrazenia z jedynego krotkiego spotkanie z Dabrowska. Ktore nia wstrzasnelo. Dabrowska mieszkala wraz ze swa partnerka zyciowa Anna Kowalska nad przyjaciolmi rodzicow Starej, bez windy. Kiedys Stara sie pomylila i poszla pietro wyzej. Przed drzwiami obu pan siedzial pies – wilczyca cichutko skamlaca i wygladajaca na przestraszona, tulila sie do podlogi i nie przestawala skomlec. Stara ja poglaskala i powiedziala kilka slow w rodzaju „czego sie piesku boisz”. I nagle drzwi sie otworzyly i stanela w nich MD. Stara, ktora miala wowczas 17 lat, bardzo oniesmielona widokiem Wielkiej Pisarki ze szkolnych Lektur, wyszeptala: Piesek jest nieszczesliwy.
Wtedy MD bardzo ostro i bez slowa szarpnela suke za obroze, wciagnela do srodka i trzasnela drzwiami przed nosem Starej tak, ze szyby na klatce zadzwonily.
A Stara stala w szoku. Potem po przyjsciu do przyjaciol rodzicow, bardzo kulturalnych ludzi, uslyszala, ze to wiedzma i tak sie wlasnie zachowuje wobec sasiadow.
Stara dlugo nie mogla dojsc do siebie po tym spotkaniu. I chyba rok pozniej MD zmarla.
Buty jeszcze do polerowania przez 5 tygodni, na szczescie tylko czubki, za to doprowadzone do stanu lakierek :).
P. Samozwaniec lubilam czytac dopoki nie dotarl do mnie jej – moim zdaniem – malostkowy szowinizm
Kocie M, Dąbrowską czytając lata świetlne temu odbierałam odmiennie, niż Samozwaniec. Lepiej. Musiałabym teraz przeczytać na ją nowo, już starszym rozumkiem, porównać te wrażenia. Dąbrowska przynudzała mnie, lecz miałam świadomość, że „wielką pisarką jest”, a Samozwaniec wkurzała, taka różnica.
Z psem paskudne, moje wszystkie byłe i obecne zwierzaki to rożne znajdy, czy tzw. przybłędy i oceniam ludzi także po ich stosunku do zwierząt.
Oczywiscie, MD jest o niebo lepszym piorem niz Samozwaniec. Nie ma porownania.
Jeszcze w tych Dziennikach przewija sie taki mily motyw jak to, ze Autorka nieustannie tropi Zydow, nawet po kilku pokoleniach. Nigdy sobie nie daruje aby nie zdemaskowac albo nie przypisac z sufitu zydowskiego pochodzenia. 🙄
Tak, Jolly, masz rację. Uwielbiany, idealny Wojtek pewnego razu _wywiózł_ swoje panie na Riwierę, gdzie w tym samym czasie pojawiła się pewnie nieprzypadkowo jego kolejna flama, więc pan Kossak _odsyła_ żonę z córkami z powrotem do Krakowa.
Samozwaniec opisuje to jako dorosła kobieta, wiele lat po zdarzeniu, z pełną aprobatą i zadowoleniem. Czytałam to jako kilkunastolatka, z oczami na szypułkach – jak to możliwe takie odsyłanie i wysyłanie niezależnych ludzi?
Kocie M, do tropienia Żydów nie dotarłam u Dąbrowskiej. Beznadziejne to i nie sądziłam, że mogła być tak kołtuńska, nie znałam jej z tej strony.
Panienki, ostrożnie. Antysemityzm w tamtym pokoleniu pisarzy był „naturalny” (popularni Rodziewiczówna, Makuszyński) Ciekawe jak na to zjawisko wpływało całe pokolenie pisarzy i dziennikarzy żydowskich, piszących przecież po polsku?
Panienki???
To, że antysemityzm przejawiali niektórzy pisarze, w niczym go nie usprawiedliwia. Naturalny? Czyli zgodny z prawami natury? Wynikający z natury? Był podsycany, to fakt – lecz nie naturalny. Nie rozumiem tego zdania: „Ciekawe jak na to zjawisko wpływało całe pokolenie pisarzy i dziennikarzy żydowskich, piszących przecież po polsku?”
Naturalny antysemityzm w tym pokoleniu? Nie. Nie byl. Mogl byc nierzadki, ale nie „naturalny”.
Tak jak nie bylo naturalnego rasizmu we wczesniejszych pokoleniach pisarzy swiatowych.
Mowimy rzecz jasna o dobrych pisarzach.
Panienki? Jasne, że panienki – jeszcze nie jest nam wszystko jedno; jeszcze nie stary babiniec, przecież.
Kocie – pisał Leśmian, Brzechwa, Lechoń, Tuwim, Jurandot, wychodziły znakomite gazety literackie, wszyscy tańczyli do piosenek Warsa i Petersburskiego. Moja uwaga niosła podtekst typu : czy był w tym środowisku (literatów) element zawiści zawodowej? Poczucie zagrożenia w „inżynierii dusz”?
Tak, uwazajmy na slowa. Ani Tuwim, ani Brzechwa, ani Lesmian, ani Jurandot nie byli „psarzami zydowskimi piszacymi po polsku”. Byli polskimi pisarzami i byli Zydami. Sa takie kraje w Euriopie gdzie mozna byc pisarzem francuskim czy angielskim czy amerykanskim bedac Zydem. I nikomu nie przyjdzie do glowy nazywac ich pisarzami zydowskimi.
Wlasnie jestem w trakciue czytania takiego pisarza. Ma nazwisko francuskie i pisze po angielsku. Alain de Botton. Zyd.
Lubię Bottona (np Filozofów). Osobiście jest mi wszystko jedno jakiej nacji jest twórca – Pigmej, czy Innuita czy jeszcze inny. Chciałam tylko dotknąć problemu, który jest dla mnie niejasny, tajemniczy, a jednocześnie dość powszechny.
Bejotko,
…z wiekiem Leonard jest jak dobre, dojrzałe wino, trzeba go widzieć na koncercie, głos ma zdecydowanie lepszy (mocnygłęboki, nie umiem tego inaczej określić i pasujący do repertuaru. Suzanne teraz jest lepsza głosowo od wersji, którą pamiętam z końca lat 60-tych.
Ten pan jest trochę starszy ode mnie (jakieś mylne dekady ze dwie!), i jak wspomniałam, byłam na koncercie w niewielkiej naszej „stodole”.
Podobno to miała być ostatnia „światowa trasa”, na Kingston się kończyła.
Ale ja w to nie wierzę, facet jest niezniszczalny, te ileś tam dekasd temu nie rozumiałam, ale jakoś „wewnętrznie” rozumiałam, kiedy śpiewał „Suzanne”. Od czasu, kiedy wiem, o czym śpiewa, tym bardziej lubię Leonarda.
https://www.youtube.com/watch?v=szYrXzEi0cg
p.s. Przepraszam za literówki, jakoś tak się nawinęły…
Burza nadchodzi, ciemno w domu (jest zaledwie po 10 rano).
Alicjo, nie widziałam go ostatnio na koncercie, ale dzisiaj słuchałam w radiu z nowej płyty, na bluesowo, właściwie tylko mruczał. Pocieszające wieści, że ma się dobrze.
Pyro, już Kot napisał – to po prostu polscy pisarze, mistrzowsko władający polszczyzną.
Bejotko – przecież wiem. Ulubieni i znakomici.
Bez przesady z Leonardem Cohenem. Leonardow Cohenow jest setki. Ten znalazl studio nagran i pulicyste. W kazdym duzym miescie wystepuja na ulicy utalentowani artysci, ktorzy z braku finansow, nie maja dostepu do pulicysty i reklamyi. Dzieki dostepnej technologii produkuja wlasne CD i probuja sprzedawac te CD w okolicznych kawiarniach i sklepach z ksiazkami. Sa to czesto ludzie utalentowani, o ktorych wie tylko mala grupa osob.
Joshua Bell, ten sam, za ktorego koncerty ludzie placa $200.00 i wiecej za jeden bilet, kiedys zrobil ciekawy eksperyment. Joshua gral na skrzypcach w kilku ruchliwych miejscach na ulicach i w metrze w Washington D.C. Nikt nie zwrocil na niego uwagi, a ktos wrzucil dolara do pudelka na skrzypce.
Na zalaczonym video jest kilku niewatpliwie utalentowanych ulicznych artystow z kilku miejsc na swiecie.
https://www.youtube.com/watch?v=Us-TVg40ExM
Pewien znany i reklamowany muzyk bluesowy z Europy powiedzial, ze kazdy muzyk uliczny w Alabamie gra blues lepiej od niego. I ma racje.
Zostawiłem Kossakówny, Dąbrowską czy polskich pisarzy i dorwałem się (i nie mogę oderwać) do Hugo-Badera, Dzienniki Kołymskie. Też pisarz polski. Na zmianę podczytuję Dzienniki Literackie z 2002r, bo są wzmianki o moim Stryju.
W domu pachnie jak w raju! Bo tam chyba nie Chanel 5 czy inny Old Spice, tylko na pewno zapach ciasta brzoskwiniowego (peach cobbler)
Ewa raniutko upiekła!
Tym zapachem witamy i życzenia składamy naszej poetce i pysznej kobietce (opinia nie tylko Alaina)
Zdrowia!!!
Oczywiście ZESZYTY Historyczne Instytutu Literackiego w Paryżu
Cichalu – a ja swoje dwa tomy Badera przeczytałam i oddałam w dobre ręce – to można dać tylko przyjaciołom Rosjan, w życiu nikomu żywiącemu resentymenty. Było mi tak smutno, paskudnie, że nie chciałam ich w domu. Ale wagę tych spraw doceniam.
Hugo-Bader to dobry wybór, najlepsza wg mnie „Biala gorączka”, pewnie jeszcze przew Tobą. Ale radzę odpuścić „Powrót na Broad Peak”, bo choć to niezła książka, jednak odstaje od innych jego autorstwa.
Orco, bez przesady z tymi setkami Cohenów. Leonard Cohen to nie tylko głos, to przede wszystkim mocny intelekt i erudycja, których nie tylko wśród piosenkarzy zbyt często się nie spotyka.
Za życzenia Wam serdecznie dziękuję,
i przyznam,że od rana całkiem miło świętuję.
Alain świeże maliny w ogrodzie zerwał o świcie
i śniadanie okrasił nimi cudnie i całkiem obficie.
A Wasze piosenki i jakże miłe słowa
zapewne na długo ma pamięć zachowa 🙂
Tylko setki? Dalbym glowe, ze tysiace, a nawet i setki tysiecy. 😈
„Wydałam” rodzinny obiad, zupa krem z dyni, pieczone piersi kaczki z kopytkami, pieczonym jabłkiem i sałatą. Teraz mogę spokojnie z kieliszkiem czerwonego wina w ręku złożyć życzenia Danuśce.
Sto Lat Droga Solenizantko, zdrowia i pomyślności!
Świetny obiad, Małgosiu. Na ile osób musiałaś te kopytka? Ja też ostatnio kupuję udka i ew piersi zamiast całych ptaków.
Kocie, miliony, a co!
Znalazłem przepis na kalafiora pieczonego w szabaśniku wcześniej potraktowanego marynatą na bazie jogurtu. Jak zrobię – sprawozdam.
Pyro, na 4 osoby te kopytka 🙂 „Dzieci” były na obiedzie, średnio co dwa tygodnie moja kolej, równo obdzielani rodzice 🙂
Moi też kiedyś przychodzili (Synuś z Kochaną Synową). Teraz chodzą do swoich dzieci albo goszczą u siebie. Ryba ma „obowiązek” jadać w niedzielę u Teściów i się buntuje. Razem z Matrosem znajdują 10 powodów, żeby nie więcej, jak jedna niedziela w miesiącu u Rodziców. Kiedy przyjeżdżają do mnie od razu pytam, czy będą jedli obiad, czy idą na pizzę (różnie to bywa) ale na sznurku nie trzymam.
Danuśka, najlepsze urodzinowe ślę 🙂
De gustibus, jak mawiali starożytni Kanadyjczycy 😉
Mnie Leonard sto lat temu, a tym bardziej teraz się podoba, jestem jego wielbicielką od zawsze i będę na zawsze.
Moje pokolenie pamięta, ja pamiętam, jaki był „popyt” na Cohena w Polsce, rzadko kto z moich rówieśników (mniej więcej) nie słyszał o Cohenie, to nie był jakiś jednorazowy przebój, „Suzanne”.
Cohen to wybitna postać w muzyce dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku.
Przypomnę polskie „odpowiedniki” (brak mi w tej chwili słowa) mieliśmy wtedy takie osobowości na scenie muzycznej jak Czesław Niemen, Ewa Demarczyk, Marek Grechuta, Magda Umer, Skaldowie (Krywaniu, Krywaniu… Ernesta Brylla) i jeszcze parę innych, których w tym momencie nie pomnę.
Poezja śpiewana była w nas, myśmy to czuli, nawet nie znając języka, ale w radiowej „Trójce” Mann albo ktoś inny wyjaśniał pokrótce, co jest śpiewane.
Kocie,
racja, to nie były jakieś tam setki tysięcy, ale miliony, jego nazwisko jest rozpoznawalne. Tym bardziej w Polsce mojego pokolenia, które wyrosło na poezji śpiewanej.
Z wielką przyjemnością słucham Mieczysława Fogga, Marii Koterbskiej, Jerzego Połomskiego, Heleny Majdaniec i wszystkich, którzy byli im współcześni. To była muzyka naszych rodziców, ale myśmy też słuchali siłą rzeczy.
Słuchaliśmy o godzinie 18-tej radia Luksemburg, które nie wiadomo dlaczego było zagłuszane w momencie godziny „Lista Przebojów Radia Luksemburg”… kto pamięta, to wie, o czym mówię, wnikliwym Yurek opowie 😉
Te cholerne listy z jakiegoś powodu zagrażały naszym młodym (wtedy) umysłom.
KULINARNIE,
żeby nie było, że nie było 😉
W międzyczasie wpadł Roger i Kim, pod drodze im było. Roger już od wielu lat obznajomiony z naszym trybem życia, Kim dopiero niedawno. Zanim usiedli (tu koloryzuję trochę, bo zabrało mi to chwilę) zrobiłam półmich kanapek z serem takim i śmakim, pomidorka i szczypiorek drobniutki na to, dyżurne.
Kim powiedziała – no tak, Roger mi mówił, że Polacy tak mają, wpadasz do nich bez zapowiedzi albo wpadasz na chwilkę, a oni zaraz z tymi „kanapkami” i piwem „zyłick i okocim”.
Dzisiaj był Leżajsk, ale Roger od lat kupuje „Zyłick”.
Danuśka,
u nas młoda godzina, zaledwie południe minęło, ale toast za Twoje zdrowie wzniosę w naszej stolicy 🙂
Alicjo, małe sprostowanie. Krywań (Krywaniu, Krywaniu…) to stara tradycyjna melodia górali słowackich, a tekst nie jest autorstwa Brylla, lecz też tradycyjny. Niektóre źródła podoją, jakoby Przerwa-Tetmajer był jego autorem. Skaldowie natomiast spopularyzowali tę starą pieśń i zapoznali z nią szerszą, ceperską publiczność.
https://www.youtube.com/watch?v=KGCDy2rK0z4
Gdyby Cohen nie zaśpiewał ani jednej piosenki, i tak wszedłby na zawsze do historii kultury za sprawą „Pięknych przegranych”, powieści tak ważnej, jak „Portret artysty z czasów młodości” Jamesa Joyce, czy „W drodze” Kerouaca.
Ja wczoraj zrobiłam luksusowe, omowe pierogi, a luksusowe dlatego,że były nadziewane dobrze przyprawionym chabem. Ta rozrzutność wzięła mi się z nieudanego eksperymentu. Przed przyjazdem Krystyny suszyłam schab. Połowę dałam cieniutko pokroić u rzeźnika i ta część została oczywiście zjedzona. A drugą część miałam nadzieję sparzyć w niskiej temperaturze, w piekarniku. Gorzej pomyśleć nie mogłam i na nic była kąpiel wodna z warzywami. Schab był twardy, jak podeszwa. I co z nim zrobić – zmieliłam, podzieliłam te wiórki na trzy porcje i wczoraj jedną rozmroziłam. Dodałam dwa jajka i dobrą łychę smalcu ze skwarkami i przesmażoną cebulką i napchałam pierogi. Były doskonałe.
A dzisiaj gotowałam kolejną wersję bałaganu z patelni i też po raz pierwszy – w skład weszło 40 dkg polędwiczki w 2 cm kawałkach, zrumienione na tłuszczu z cebulą, na to duży, pokrojony pomidor, dyżurne, czosnek i dwa ziemniaki w cienkich plasterkach, pół łyżeczki kminku, przyprawa do ziemniaków , dużo pieprzu i po 10 min dwie „kromki” kapusty pekińskiej pokrojone w grubą kostkę. To wszystko dusiło się na malutkim ogniu +- 25min. Raz podlałam odrobiną wody. Naprawdę bardzo smaczna potrawa. Będę miała i na jutro.
Danuśka,
najlepsze życzenia urodzinowe – dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności ! 🙂
Leonard Cohen od czasu do czasu bardzo chętnie.
Pyro,
w meczu z Brazylią możliwe są wszystkie wyniki. W tych mistrzostwach też już raz z nimi wygrali, a w Lidze Światowej zdarzyło się, że wygrali z nimi 3:0 w Brazylii. W każdym razie wicemistrzostwo to i tak ogromny sukces. Poza tym prymat jednej drużyny nie jest wieczny, co pokazały mistrzostwa świata w piłce nożnej. Wielu wręcz twierdziło, że zwycięstwo Brazylijczykom wręcz się należy, bo to dla nich więcej niż religia itp. argumenty.
Zakończę jeszcze temat filmowy :
Alicjo, nie znam konsultantów tego filmu, ale nie sądzę, że był nim Norman Davies, bo w wypadku ” Miasta 44″ taka wiedza nie była potrzebna. Tu nie ma konkretnych dowódców, dat wydarzeń, zdobywania poszczególnych części miasta. Pewnie będziesz miała okazję obejrzeć film, ale uprzedzam – jest bardzo drastyczny, ale taki być musi.
Alino,
cieszę się, że trafiłaś wreszcie na film z Marcinem Dorocińskim. On wszystkie swoje role gra znakomicie. Te najbardziej znane filmy z jego udziałem to ” Rewers”, ” Róża”,” Obława”. Gra też w dobrych serialach.
Na sąsiednim blogu red. Pietrasik ma inną opinię od mojej na temat filmów, które oceniłam krytycznie. Jako dobra koleżanka nie polecam ich, ale oczywiście można próbować je obejrzeć , na odpowiedzialność redaktora. 🙂
Bejotko,
myślawszy o „Na szkle malowane” 🙄
Wiek robi swoje, skleroza nie boli 🙁
Ale nie o to mi chodziło, chodziło mi o to, że to był czas, kiedy słuchało się słów, obchodziło nas, o czym artysta śpiewa.
Krystyno,
na pewno LC nie jest polecany codziennie, bo deprecha pewna 🙂
Ale tak się zadumać czasemmm… też dobrze.
Spadam pod prysznic, zaraz do stolicy się udawamy.
A na koniec jeden z moich ulubionych Kanadyjczyków 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=cawk2cMTnGo
Danuśko,
całe naręcza kwiatów szczęścia i tych takich!
Do tego zdrowia i kochającego Alaina.
Ostatnio jakoś gonię blog. Gonię w piętkę. W tej chwili miałem pomysł na notkę i co – LP weszła, zagaiła i – nie mam pojęcia o czym chciałem nadać.
Obawiam się, że to jakaś pora.
Pepe, nie przejmuj się. Ja to mam od paru lat 🙂
Nie wiem, czy Młodsza nie skończy dnia z zawałem. Oj, to ja kibicka nie jestem.
Danuśko – 100 lat w szczęściu!
Brawo siatkarze!!!!
3:1 dla Polski!
Polacy mistrzami świata!
No, to toast za siatkarzy, ale i za wszystkich startujących w tych mistrzostwach – dostarczyli nam mnóstwo emocji
hura … 😀
Wszystkiego najlepszego dla Danuśki!!!
W Warszawie byłem. Poznałem osobiście Nowego . Miło było 🙂
Bo Nowy jest miły, Misiu
. Jak dotąd nie poznałam niemiłych blogowiczów. To jest załoga, że daj boże zdrowie.
Piję drugą czarkę – za siatkarzy, za Danuśkę i za nas wszystkich.
😀 😀 😀 https://www.youtube.com/watch?v=ZUJWkJeB2Sc
Idę już sobie – co za dużo, to nie zdrowo.
Sławku, mistrzu Bouillabaisse a la Marseillaise na Dolną Silezję i Wyspy Szczęśliwe urodzinowa bouillabaisse a la Julia C..
Oby Ci w sercu cieplej było 🙂
Zachrypnięta kołysanka.
Jeden, jedyny Tom Waits,
Jedna, jedyna Lange Dorothea.
Każde z nas pachnie inaczej.
Z góry ostrzegam – twarz bez jakiejkolwiek mimiki, w dodatku niemowa. Biedak.
Witam, Cichal, film po premierze, czyli 7.10 będzie legalnie. Alicjo, radio L nie było zagłuszane nawet jak mieli po Polsku, Wolna Europa tak. Wina słabej anteny radiowej, pamiętasz jakie mieliście radio? Ja słuchałem u dziadka na Pionierze, ojca Aga była słaba, ale miała takie oczko zielone do precyzyjnego ustawiania częstotliwości, tzn. najlepszego odbioru. A dziś nie mam radia, nie mam telewizora tylko komp. Jak, to się pozmieniało. O 11 siatka tylko niższa, turniej w Wuhan, Errani, później Radwańska, będą emocje.
Dziękuję raz jeszcze za wszystkie życzenia i toasty.
My wczorajszą wieczorową porą toastowaliśmy smorodinówką,którą zrobiłam po raz pierwszy.Wyszła wyśmienicie,ale wygląda na to,że jest jej stanowczo za mało 😉
Yurek,
pewnie „mosz recht” – mój Dziadek (przygłuchawy już mocno był) słuchał radia WE na cały regulator, a ja z siostrą na piętrze Radia Luxemburg o – jeśli mnie skleroza nie zaboli -18-tej.
Dziadek zagłuszał nam, a my Dziadkowi.
Za nic nie pamiętam, co za radio mieliśmy – Dziadek wziął od nas jakieś stareńkie radio z adapterem, a my mieliśmy jakąś Diorę, też sztarszawą, koniec lat 60-tych.
Na usprawiedliwienie tych odbiorników muszę powiedzieć, że na prawie głuchej prowincji jaka tam antena przyzwoita…
Ach, pamiętam jeszcze z drugiej połowy lat 50-tych taką antenę radiową, rozciągliwą spiralę, która była rozwieszona pod sufitem po przekatnej przez długi i wysoki pokój, odbiornik radiowy nie był zarejestrowany przez jakiś czas i pamiętam, że jak ktoś nieznajomy zjawiał się przed drzwiami jakimś cudem ta spirala znikała.
Co to się z tych zakamarków pamięci nie wyciągnie…
Ja zapomniałam czasy, kiedy się płaciło tzw. abonament r-tv, nie jestem pewna, czy coś takiego jest, ale kiedyś się płaciło.
Tutaj możesz mieć 10 telewizorów i kilka kanałów darmo, a jeśli chcesz mieć coś ekstra, to kupujesz tv kablową.
Musisz wykupić jakiś tam pakiet (kilka różnych możliwości), ale ostatnio jest propozycja, że kupujesz tylko to, co faktycznie chcesz, a nie 30 różnych kanałów, z któ?rych tak naprawdę interesują cię trzy.
Yurek, to było to-to!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Diora#mediaviewer/File:Radio_Diora_Polonez.jpg
…a przeglądając radia z Diory, Dziadek miał coś około-takiego:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Diora#mediaviewer/File:Radio_Diora_Pionier_U2_1.jpg
Dzierżoniowskie zadłady Diora były od nas rzut kuflem, jakieś 30+ kilometrów, moje liczne kuzynostwo z Bielawy tam pracowało 🙂
ZAKŁADY!!! 🙄
Po drodze z Ottawy do Kingston, dzisiejsze popołudnie. Ostrzegam wrażliwych na poprawność fotograficzną…
http://bartniki.noip.me/news/IMG_5046.JPG