Chwilowo nieczynne!
Zostałem zmuszony przez najbliższą rodzinę do zrobienia przeglądu organizmu. Jak dotąd niczego dramatycznego nie odkryto, ale stwierdzono ogólnie, że organizm nie odmłodniał, a raczej wprost przeciwnie. Tyle tylko, że tracę mnóstwo czasu na siedzenie pod drzwiami różnych lekarzy, zamiast zajmować się np. wymyślaniem i pisaniem tekstów blogowych.
Aby jednak nie robić dłuższych niż zwykle przerw, znów musiałem sięgnąć do przepastnego archiwum. Nie jest więc wykluczone, że już kiedyś ten tekst był publikowany. Można więc udowodnić jego autorowi, że wprawdzie serce ma zdrowe, ale także potężną sklerozę.
Kuchnia to doskonałe miejsce do nawiązywania przyjaźni i pozbywania się stresów. Lekcje gotowania zaś pozwalają człowiekowi uwierzyć w siebie i pokazują najprostszą drogę do sukcesu. Pół godziny spędzone w kuchni przy garnkach i patelni pozwala przyrządzić proste (acz nie prostackie) dania, które są w stanie zmiękczyć każde serce. I damskie, i męskie.
Proponuję więc na początek kilka prób z podstawowymi daniami, jakimi są np. lekkie zupy przyrządzane na bulionach warzywnych bądź mięsnych (dla uproszczenia procesu z kostki) z udziałem warzyw (np. oliwek) i lekkich twarogów (np. serka mascarpone) lub z łatwego w gotowaniu, aczkolwiek zaskakującego czy wręcz egzotycznego połączenia w rondlu pomidorów i pomarańczy. W użyciu winny być też podstawowe przyprawy, jak sól i pieprz, oraz w Polsce zbyt mało używany świeży imbir.
Drugie dania też charakteryzować się muszą podobną prostotą. Dlatego proponuję do wyboru włoskie makarony lub ryż. I spaghetti, i risotto to dania niebywale łatwe w gotowaniu. Trzeba tylko poznać ich zalety, a także sposoby (zaskakujące łatwe) gotowania.
Z połączenia klusek z oliwą, czosnkiem i papryką powstaje zachwycające danie. W dodatku można je jeść niemal bezkarnie. Nierozgotowany makaron nie tuczy. Podobnie z ryżem. Zrobienie risotta to niemal zabawa. A rezultat zawsze oszałamiający.
Sałatka caprese to włoska klasyka. A przyrządzić ją można w parę minut. Trzeba tylko mieć pyszne pomidory, wspaniały delikatny ser mozzarellę, świeże listki bazylii, smakowitą oliwę i własnoręcznie zrobiony sos winegret.
Wszystkim, którzy opanują tę sztukę, gwarantuję same sukcesy w życiu towarzyskim i udane podboje miłosne.
Smacznego!
Wyszedłem na chwilę i zaraz wracam.
Komentarze
dzień dobry …
Piotrze dobrze, że rodzina dba …. przesyłam uściski pozytywne …
Dzien dobry,
jezeli mascarpone (80% tluszczu) jest dla Gospodarza „lekkim twarogiem”, to balabym sie o wyniki.
Czasem zastanawiam sie czy Jolinek istnieje naprawde? Pozdrawiam
Życzę dobrych efektów przeglądu! Zawsze uważam, że skoro dbamy o samochód, robiąc przeglądy techniczne, to o siebie tym bardziej należy. Z meritum wpisu zgadzam się, lecz dodałabym jeszcze kilka dań z jajek. Bez jajek nie ma kuchni! 🙂 Np. omlety, też niezłe pole do popisu.
Wracając do wczorajszego Żukrowskiego, zgadzam się Kotem M, że w latach 60 zachował się skandalicznie i także mnie na myśl o tej bandzie moczarowców źle się robi. Natomiast to nie zmienia faktu, że na „Porwanie”… pisane podczas wojny nie padł jeszcze cień późniejszej haniebnej postawy i nie paliłabym jednak książki na stosie karząc za grzechy późniejsze. W latach 40 XX w. trzeba by mieć wielką moc przewidywania, by nie wpuszczać książki Żukrowskiego za swój próg.
Mascarpone ma tyle tłuszczu, co masło?! Rety! :O
Gospodarzu – trzymam kciuki; widać jedziemy na tym samym wozie.
Oczywiście, że Jolinek istnieje i to jako całkiem udany egzemplarz żeński homo sapiens sapiens.
Młodsza pojechała na Wielką Sowę. Wycieczka tylko dwudniowa, ale to stosunkowo blisko. Za chwilę będę musiała wyjść z psem, a przy okazji kupić to i owo.
A Niunia znowu nie zrozumiała co ktoś inny napisał i dostało się Nemo „za niewinność”.
80 procent, ale w suchej masie. Pomnożone przez współczynnik 0.3 (dla serów świeżych) wyniesie 24 proc. Tyle tłuszczu jest więc rzeczywiście w mascarpone 😉
Pyro,
ja już przywykłam, choć czasem próbuję rozszyfrować, „w czymem zasłużył albo w czym zawinił” 🙄
Przegląd wygląda na dogłębny, więc życzę Gospodarzowi dobrych i wprawnych fachowców-przeglądowców i znośnych procedur 😎
Mascarpone uzywam do tiramisu. piec, szes razy w roku to nie jest grozne dla organizmu. Zycze Gospodarzowi dobrych wynikow w przegladzie.
Śmietanka do bicia zawiera 35 proc. tłuszczu, a więc znacznie więcej niż mascarpone.
Ja tez zycze Gospodarzowi i wszystkim innym dobrych wynikow w przegladzie, tylko uwazam ze jest niewlasciwe nazywanie tlustego sera „lekkim twarogiem”.
Sprawdziłam w lepszych źródłach i koryguję: 100 g mascarpone (np. Galbani) zawiera 41,5 g tłuszczu. Ja używam Double creme de la Gruyeres, która zawiera 45 proc. tłuszczu 😉
Przegląd techniczny robię co roku i wszystkim polecam, wtedy mniej zaskoczeń, a jak jest, to rychło wczas. Od 32 lat u tego samego lekarza, Rumuna z pochodzenia, wie o nas wszystko, bo taki przegląd techniczny to też pogaduchy typu jak tam życie, dziecko, kot i tak dalej. Lekarz w naszym wieku i już mu zapowiedziałam, żeby mu się nie marzyła emerytura, bo do kogo wtedy pójdę?!
Trochę go Jerzor przechytrzył, bo wszędzie go widać na rowerze, okaz zdrowia i spotrowiec, ale ten cholersterol dał mu w końcu do myślenia i na wszelki wypadek wysłał na badania, tym bardziej, że Jerzoru tam coś „piekło w płucach” ostatnio.
Wychodzi na to, że z wiekiem zaciera nam się to i owo i trzeba naoliwić, albo i wręcz wymienić.
Jerzor w dwa tygodnie po operacji wrócił do rutyny, najpierw powolutku, żeby sprawdzić żyły, ale okazało się, że są jak u 30-latka.
W sąsiednim blogu pod Turbaczem mamy Dzień Przeglądu Technicznego 16 maja. Może byśmy ustalili jakąś datę, żeby przypomnieć – warto iść i zrobić podstawowe badania techniczne i ponarzekać, gdzie nas nyje i gdzie rwie albo łamie 🙂
A propos „przeglądu”. W ubiegłym roku, przed wyprawą do Australii i Nowej Zelandii zrobiliśmy przegląd generalny. I obydwoje z Jagodowym możemy mówić o naszej służbie zdrowia tylko dobrze.
To, co czytam w prasie czy oglądam w telewizji jest dla mnie nie do pojęcia. Jesteśmy w słusznym wieku, posiadamy stosowne jednostki chorobowe i nasi bliscy i znajomi są w podobnej sytuacji.
W najbliższym otoczeniu wymieniano kolana kilku osobom. Przyspieszając terminy o kilka miesięcy.
Miałam mieć usuwaną zaćmę w listopadzie. Na początku sierpnia zadzwoniono do mnie z propozycją wykonania zabiegu jeszcze w sierpniu. Ten termin mi nie pasował ze względu na wcześniejsze plany. Zaproponowano mi termin wrześniowy. Jestem po zabiegu.
Nie chcę powiedzieć, że mamy s sytuację idealną ale naprawdę nie wizę wokół siebie katastrofy, o której trąbią media.
Co roku dostaję pisemne zaproszenie na darmową mammografię. Kilka dni przed badaniem dostaję telefon z przypomnieniem o terminie badania.
Zaczynam się zastanawiać, słuchając mediów, czy nie żyję przypadkiem w jakiejś rzeczywistości równoległej 😉 🙄
Małgosiu,
dobrze się domyślasz, ale opowiem co nieco późnym wieczorem albo jutro rano.
Jagoda,
a może żyjesz w Kanadzie? Z tym, że nasi doszli, że mammografia wystarczy raz na 2 lata. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale ja dostaję pisemne przypomnienia na te przeglądy. Nie śmiałabym nie pójść, na to idą nasze wcale niemałe podatki.
Alicja 😆
„Kuchnia to doskonałe miejsce do nawiązywania przyjaźni i pozbywania się stresów.”
A łazienka?
To po kolei.
Niunia pisze prawdę! Pisze przecież, że pisze trywialnie. Zawsze tak pisze…
Też byłem, niestety, u lekarza. Zakazał mi, wredota, jakiegokolwiek alkoholu. Chciałem wytargować kieliszek wina albo szklankę piwa do obiadu. Ale gdzie tam.
Nowe smaki. Wczoraj robiłem jajecznicę i do rozbełtanych jajek w pojemniczku, chciałem wsypać parmezan. Obok stał pojemniczek ze skórką pomarańczową… No i stało się. Wiecie, że to smakowało !
Przypuszczalnie lepiej niż jajecznica na miodzie rzepakowym wziętym za smalec 🙄 😉
U lekarza (zbyt) ogólnego
Cichal,
złego masz lekarza. Jerzoru zabronił piwa i szampana, natomiast polecił czerwone wino. Takich lekarzy to ja lubię 🙂
Najmocniej przepraszam Nemo jesli poczula sie urazona. W zadnym razie nie mialam zlych intencji . : shock :
Czy ktoś ma pomysł na nadmiar opieniek? Poza marynowaniem, już mam rydze w słoikach, więc opieniek nie chcę. Kisić? Solić? Jest ich klęska w pobliskim lesie, do tej pory zbierałam szlachetniejsze grzyby, ale już się skończyły, dzisiaj przytargałam nie wiedzieć po co z 10 kg, a w lesie są tony nadal.
Zblanszowac I zamrozic. Ja tak robilam z nadmiarem kurek.
Nadmiar kurek i rydzów też zamroziłam, podduszone w maśle. Będą jak świeże. Opieńki są dość specyficzne, co z nimi dalej po rozmrożeniu? Do tej pory je marynowałam i kisiłam. Nadają się jako farsz do naleśników, cze element zapiekanek?
bjk-ususz, sproszkuj i dodawaj do sosow
To może kolejne, te już są obgotowane i czekają na pomysł, co dalej. Część może zamrożę, ale nie wszystkie, bo zamrażarka pęknie.
Niuniu,
nie wątpię w Twoje dobre intencje, nie kojarzę jednak ich korelacji z jakimś moim zachowaniem, w związku z którym mam „se dać luzu”.
Ale się nie przejmuj, nie zauważyłabym, gdyby nie Pyra 😉
Opieńki powinny być zawsze porządnie obgotowane, najlepiej kilka razy. Nie zbieram ich w ogóle po tym, jak byłam świadkiem ciężkiej reakcji na ich zjedzenie u znajomych.
W mojej rodzinie i tak nikt by ich nie ruszył.
Przedsiębiorstwo „Las” informuje:
Piestrzenica jest grzybem trującym, przeznaczonym wyłącznie na eksport 😎
Obgotowanie opieniek i odlanie wody to podstawa. To smaczne grzyby, choć wygląd mają mało dekoracyjny. Niektórzy rzeczywiście ciężko reagują, a to na konkretny gatunek grzyba, a to na jad osy, czy choćby poziomki. Trzeba uważać i tacy ludzie muszą unikać tego, co im szkodzi.
Zbieram za to i marynuję oraz suszę sarniaki alias krowie gęby
Te mają wielkie wzięcie i jakoś dotąd nikomu nie zaszkodziły.
A ja wywaliłam przed chwilą do śmieci ładne gąski zielonki, po ostrzeżeniu: http://w.kki.com.pl/zenit/grzyby_spyt/gaska_zielonka_trujaca.htm
O tak, zielonki tutaj też uchodzą za trujące.
Ostatnie jadłam chyba w dzieciństwie. Marynowane.
Mój szwagier dostał kiedyś na Mazurach słój marynowanych grzybków tak znakomitych w smaku, że zostały zjedzone w bardzo krótkim czasie. Nikt z nas nie potrafił ich zidentyfikować, miały jasne, gładkie, kopułowate kapelusze i cienkie nóżki, i były nieduże. Na pewno nie były to opieńki. Marynata zawierała m.in. czosnek.
Może to był ten muchomor? Mglejarka pochwiasta. Najpodobniejsza i występuje na Mazurach.
Może pieniążki? Znam ich wielbicieli.
http://idziemy.nagrzyby.pl/index.php?artname=gatunek&id=271
Mglejerki są większe, jeśli, jak piszesz, były małe i na cienkich nóżkach, obstawiam pieniążki.
O, bardzo możliwe, że pieniążek. Oficjalnie „łysostopek pozrastany” 😉
Znalazłam rewelacyjnie dekoracyjny, choć śmierdzący z daleka grzyb, zdjęcie zrobiłam tylko telefonem, nie taszczyłam aparatu do lasu, taki:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Okratek_australijski
Ten okratek jest bardzo wredny i mówią, że może zniszczyć nasze grzyby 🙁
Znam go tylko z atlasu grzybów, w naturze jeszcze nie spotkałam. U nas nosi nazwę Tintenfischpilz czyli grzyb ośmiornicowy.
Wszyskich, którzy będą mieli gąski – zielonki, a będą się bali otruć, proszeni są o dostarczenie ich Pyrze. Pyra jest taka czarcica, że ulubionego (jednego z ) z błahego powodu nie odpuści.
Zlałam dzisiaj jeżynówkę półwytrawną – Cichalu, nie czytaj – narobiłam się jak niewolnik w kiepskiego właściciela, bo duże to było i butelki potrzebne i sączki i sita i mam dość. Jeszcze w początkach października zleję dziką różę, ale to już będzie niewiele – ok 2 l. Poprosiłam o przyniesienie małych, 100 i 200 ml buteleczek i teraz nalewki na prezenty wlewam w te malutkie – starczy w ten sposób dla większej liczby przyjaciół. Dotąd było tak, że jeden dostał pół litra, drugi – i tyle. Teraz będę hojna minimalistka.
Dzien dobry.
No to po kolei:
-padl mi ekran w laptopie, pisze goscinnie.
-odrozniam dzieciaczki placzace z bolu, bo podczas wznoszenia czy podchodzenia do ladowania samolotu bola je uszy, a im bardziej placza, tym bardziej waskie kanaliki nie moga wyrownac cisnienia po obu stronach blony bebenkowej. I bardzo mi ich zal, i placz mi nie przeszkadza.
Odrozniam maluchy placzace ze strachu, glodne czy teskniace za Mama. Trzymalem niedawno za reke kilkuletniego chlopca(za druga reke trzymal tata), ktory bal sie latac, tesknil za Mama i nie chcial wyjezdzac jednoczesnie. Zagadalem go o delfinach, ze nawet sie nie zorientowal, kiedy wystartowalismy 😉
I odrozniam drace ryja bachory, ktore nie sa temu winne, ze rodzice sobie nie radza, czy nie wiedza jak sobie poradzic.
ZAWSZE mam zatyczki do uszu, troche pomagaja.
-zapach skory mieszkancow Czarnego Ladu: Nie wiem jak pachnie nowojorskie metro, wiem jak moze cuchnac autobus linii 156 w letnie popoludnie. Wiem tez, ze moi wspolbratymcy z Afryki wydzielaja specyficzny zapach, znajomy z Nigerii piec minut po wzieciu prysznica, eee… nie pachnie 🙂
Pani siedzaca obok wydzielala aromat zjelczalego loju i dwuletnich onuc po marszu na Moskwe jednoczesnie.
Popracujcie kilka lat z obywatelami z Zachodniej Afryki, dzielcie z nimi kabine i wtedy pogadamy o nowojorskim metrze 😉
Nowy, religia oczywiscie ma sie nijak do mycia, odwolanie pochodzilo z ulubionego powiedzonka mojego przyjaciela, ktory zapytany, czy ma ochote na piwo, niezmiennie odpowiadal, ze religia mu zabrania, ale wiara nakazuje, wiec sie napije.
A jakby kto chcial poczytac, co dostalem w prezencie od Malzonki z Japonii(do kuchni, a jakze) i zobaczyc kilka fotek z Asakusy, to zapraszam.
Bjk,
Swiete slowa, ze podroz zaczyna sie tuz po wyjsciu z domu i ja bardzo sobie te mozliwosc cenie. Kazde doswiadczenie, nawet jesli uciazliwe czy nieznosne, czyni nas lepszymi. Przynajmniej ja tak to widze 🙂
Opieńki zagotować BEZ SOLI ANI ŻADNYCH PRZYPRAW w małej ilości wody, pogotować z 15- 20 minut, odkryte, żeby odparować wody ile się da, gorące prosto z gara wrzucać do słoików po dżemach itp prawie do pełna, słoki same się zamkną pod wpływem gorąca.
Taką radę dostałam od kumy Haliny i stosowałam przez lata, kiedy łączkę z opieńkami miałam pod nosem.
Nie pogardzam żadnym grzybem, co do którego mam 120% pewności, że onże ci to jest.
Opieńki są przyjemne w zimie, takie prosto ze słoja. Najpierw podsmażyć cebulę, na to opieńki + dyżurne, niektórzy na koniec podprawiają śmietaną. Bardzo dobre są też opieńki marynowane, ale jak się komu nie chce, to jak wyżej.
Ty sie Krzych nie tlumacz, bo niby przed kim i daczego, skoro reagujesz na pewne sytuacje calkowicie zgodnie z poczuciem wlasnego zdrowego rozsadku. Tak reaguje ogromna czesc twojego pokolenia. I nie jestescie jako pokolenie winni, a jesli juz, to tylko wasi nauczyciele, wychowawcy, no … moze i rodzice, w jakims tam stopniu. Nie daj poniesc sie prowoacja, w koncu do was planeta nalezy !!! Ja tez to czuje 🙁
Udaje sie od prysznic by dluzej tutaj nie smierdziec 🙂 🙂 🙂 🙂
Bjki, dobrze ze go wczesniej nie znalazlas i nie zamarynowalas wraz z rydzami 🙂 🙂 🙂 🙂
Juz mnie nie ma …. na jakis czas. 🙂
Szarak- semantycznie polece- nie SIE tlumacze, tylko poprostu TLUMACZE, objasniam.
Slowo pisane miewa swoje ograniczenia, nei zawsze jest mozliwosc machnac epistole, a ci filozofowie, ktorzy twierdza, ze czego sie nei da powiedziec krotko, o tym nalezy milczec mieli racje. Ale za ich czasow nei bylo komentarzy na blogach 🙂
Nikt mnie tez do niczego nie sprowokowal, zdalem sobie tylko sprawe, ze pisze tu i gdzie indziej tak, jak mowie, a przeciez nie kazdy musi wszystko odebrac tak, jak chcial tego autor.
Nikt mnie nie musi lubic za fakt nazywania rzeczy po imieniu, ale zdaje sobie sprawe, ze odrobina swiatla rzuconego na skrotowa wypowiedz moze czasem pomoc.
Tylko winny tlumaczy, ze nie jest winny 🙂 🙂 🙂
Daj spokoj, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.
Cichal 14:57
Trafiles na wyjatkowo wrednego lekarza. Wybierz sie do innego, do takiego ktory ma wieksze pojecie o uczestnictwie w spoleczenstwie.
Im predzej tym lepiej, oczywiscie dla spoleczenstwa w ktorym zyjesz.
Pozdrawiam z promenady gwiazd 🙂 🙂 🙂
szarak niestety ma rację …. 🙁 … dobrymi chęciami tu piekło wybrukowane …
bjt bardzo miło się Twoje relacje z podróży czyta i ogląda … 🙂
Krzychu jutro zajrzę do żony bo dziś padam …
No i doczytalem do samej gory 🙁 🙁 🙁
Piotrze, masz przynajmniej dziesiec par kijkow do nordic walking. Przeznacz czas oczekiwania na wizyte na …. na nordic walking. Cos takiego znakomicie uprzyjemnia czas oczekiwania.
Przeczytałem wpis jeno i powiem: gdybym jeszecze mógł dodać równie szybki ekstradeser , to były by to: mrożone maliny i banan, co jest „w sam raz” (proporcje jednak warte pewnych doświadczeń)…
Jolinku dziękuję!
Obje częśc, tj i moożone maliny, i mięciutki banan, są tu potargtane odpowiednią siłą mechaniczną!
Yurek! Polska w półfinale!
Och, wpisy mają teraz swój ciężar, tego nie mogę tak sobie „odfajkować”. Obrobilem sie dzisiaj.
Zobaczę, czy jutro jeszcze na to wszystko wsiądę.
Szkoda by było.
A coś Ty takiego robił, Pepe? Dzisiaj wnuczka, czy firma?
Mam zamiar jutro kubek tych jeżn z nalewu przerobić na jeżyny w gorzkiej czekoladzie,po prostu zrobić sobie trochę czekoladek.
Tak rób Pyro.
A co będzie jutro: zobaczymy.
Dzien dobry,
Wrocilem do Warszawy ale wciaz zyje wczorajszym spotkaniem z Irkiem. Trwalo bez mala 3 godziny, tlem do pogaduszek bylo swietne jedzenie, zwlaszcza gulasz z jelenia.
Irek – dziekuje!
Krzychu – nie umiem powiedziec jak pachna mieszkancy wschodniej Afryki, ktorych ja spotkalem. Moge natomiast powiedziec, ze sa to ludzie, ktorych naprawde polubilem. I tak bedzie to trawlo, nawet gdyby zaczeli nieprzyjemnie pachniec.
A tak dla ciekawosci – skad Ty znasz zapach dwuletnich onuc, ze przytaczasz tak odwazne porownanie??????? Wachales ?????
I jeszcze na marginesie – czystosci mozemy sie uczyc od wielu kolorowych.
W moich doswiadczeniach czesciej wstydzilem sie, ze jestem bialy, niz z jakiegokolwiek powodu czulem odraze do ciemnych barw skory.
Ja nie mam nawet takich zapachowych doswiadczen z ciemnoskorymi. Ja ich lubie I szanuje.
Dobranoc 🙂
Moje doświadczenie afrykańskie z Rwandy, Ugandy i Kenii zupełnie jakoś nie rzuciło mi się na organ powonienia. Nawet kilkunastogodzinna jazda autobusem pełnym miejscowych nie utkwiłaby mi pod tym względem w pamięci, gdyby nie siedzący obok reverend, który zakutany w swój pled puszczał co jakiś czas dyskretne bąki 😉 Nie przeszkodziło to jednak w zawarciu z nim znajomości, która zaowocowała zatrudnieniem go (miał własną firemkę transportową) jako kierowcy i przewodnika w kilkudniowej podróży jego busikiem po okolicach Nakuru i do Nairobi. Rozstaliśmy się w wielkiej przyjaźni, a chrzestna naszej córki, która jako etnolog służbowo jeździ w tamte okolice, utrzymuje z nim kontakt do dziś.
Najbardziej neutralne zapachowo wydało mi się społeczeństwo USA na zachodnim wybrzeżu. W tłumie ludzi przebywających cały dzień w Disneylandzie nie czuło się zapachu potu ani długo noszonych ubrań, ani też silnych perfum. Za to w Paryżu… symfonie 🙄
W żadnym mieście nie miałam takiej potrzeby mycia rąk jak tam. Tyle kurzu, lepkich od brudu uchwytów, cuchnących korytarzy metra…
Takie piękne miasto…
Idea, ze czarniskorzy obdarzeni sa jakims specyficznym rozpoznawalnym zapachem nieprzyjemnym dla bialych jest starym rasisowskim orzechem.
Nawet nie sadzilem, ze przretrwal gdzies jeszcze do naszych czasow. Wydawalo mi sie, ze takie gadanie zostalo gdzies w poprzednich epokach. Stara moja powiada, ze ostatni raz slyszala to w podstawowce, gdy miala 13 lat. I nawet , wstyd powiedziec, uwierzyla.
Kocie, chociaż normalnie nie jest nam po drodze, to w tym wypadku się zgadzam. Pisałem już kiedyś, że byłem w Afryce Wsch. Parę miesięcy. Jeździłem autobusami i było OK. Może Afryka Zach. ma inny klimat?
Potwierdzam opinię, że Paryż to miasto brudasów (ew. gromy przyjmuję na klatę, to jest uogólnienie oparte na własnych doświadczeniach, każdy może mieć inne). Te lepkie klamki, smrodek starego potu he, he zharmonizowany z pachnidłami.
Ogólnie znacznie bardziej ciekawią mnie podróże na wschód, niż na zachód, kraje mniej rozwinięte od zachodnioeuropejskich i mogę stwierdzić z pełnym przekonaniem, że jest w nich pod względem zapachowym, a mam psi węch, przyjemnie i ciekawie.
Z Afryki moje doświadczenia dotyczą tylko arabskiej północy kontynentu, najbardziej pamiętam zapach ziół i bazarów, orientalnych przypraw. Ktoś tu kiedyś wspomniał o niemiłym zapachu „starozakonnego” w samolocie – w Izraelu stwierdziłam zapachy bliskowschodnie: roślin, wody, ziół, a wśród ludzi, bywałam w gęsto zaludnionych miejscach zarówno wśród Żydów nowoczesnych, ortodoksyjnych, jak i Arabów – pachnie przyjemnie, neutralnie, ziołowo, lub smakowicie.
Prawdą jest, że woń potu niektórych ludzi jest bardzo niemiła, lecz nie zależy to od koloru skóry, a od toksyn, czy tłuszczu zawartych w pocie.
Rozpisałam się, bo mój nos mnie do tego upoważnił 🙂