Kogut pieje na ziemi, więc wszyscy się cieszą
U sąsiadów kogut pieje od rana, siedząc na ziemi, a nie stercząc dumnie na płocie. Gospodyni twierdzi, że zwiastuje on dzisiejszy deszcz. I nikt się tym nie martwi, lecz wszyscy się cieszą. Będzie więcej borowików.
Pierwsze borowiki zjedliśmy na lunch usmażone na maśle i posypane koperkiem. To wspaniałe danie. Druga porcja – pokrojona w cienkie plasterki skropione oliwą i posypane płatkami parmiggiano reggiano – chłodzą się w lodówce i będą podane na kolacyjną przekąskę.
Pojawiły się też kozaki i modrzewiowe maślaki (te o pomarańczowych główkach). Słowem: obfitość wyboru. No to teraz można dać upust kucharskiej fantazji.
Wołowina z kurkami
50 dag wołowiny bez kości, łyżka mąki, cebula, 25 dag kurek (świeżych lub mrożonych), 3/4 szklanki pokrojonej w kostkę słoniny, 1/2 szklanki śmietany, łyżka siekanej zielonej pietruszki, 3 łyżki oliwy, sól, pieprz, mielona słodka papryka
1. Wołowinę umyć, osuszyć kuchennym papierowym ręcznikiem, pokroić w kostkę wielkości 1/2 pudełka zapałek. Oprószyć przyprawami (sól, pieprz, mielona papryka), lekko posypać mąką.
2. Rozgrzać silnie oliwę, zrumienić na niej mięso, skropić wodą i dusić pod przykryciem, aż stanie się miękkie.
3. Cebulę pokroić w kostkę, kurki grubo posiekać.
4. Słoninę wrzucić na patelnię, kiedy zacznie się topić, dodać cebulę i kurki. Kiedy wszystko się podsmaży, dusić jeszcze chwilę pod przykryciem.
5. Podsmażone kurki ze słoniną wymieszać ze śmietaną, dodać wszystko razem do mięsa i chwilę jeszcze gotować, doprawiając w miarę potrzeby solą i pieprzem.
Podawać z kaszą gryczaną lub ziemniakami z wody.
Komentarze
dzień dobry …
ja tak z werandy rano w pidżamie łaziłam po lasku za grzybami i jagodami w lipcu w Urlach … wprawdzie grzybów było mało ale chodzenie w ciepły ranek po rosie wśród śpiewu ptaszków to przyjemność nie lada …. 🙂
nóż do masła ….
http://www.wired.co.uk/news/archive/2014-08/21/butter-knife
Młynek do masła…
http://czerwonamaszyna.pl/mlynek-do-masla-moha-presto-stalowy,38438,p.html?gclid=COucsYTut8ACFY_MtAodUC0Atg
Dzień dobry – piękny i słoneczny. Za chwilę zrobimy jakieś śniadanie, potem „się zobaczy”, a jeszcze później – ok 10.30 Krystyna pojedzie zwizytować Gniezno.
Na obiad dzisiaj szre kluski z kapustą i skwarkami.
Errata – szare kluski, szare. Przepraszam
Dzien dobry,
A ja znalazlam w naszym parku dwa podgrzybki!. Co prawda juz nieco skapciale, wiec zostawilam na rozmnozenie, ale co za przyjemnosc! To prawie jak z tym kroliczkiem, co go trzeba gonic, a nie zlapac ;).
Poza tym, zawalona robota w zwiazku z diametralna zmiana kariery zawodowej i nieuchronnym (na szczescie ) koncem wakacji.
Yurku,
Zupelnie nie w temacie, czy moge poprosic o rade?
Tak JR.
Yurku,
Moglbys podac swoj adres emailowy lub napisac slowo na dominikarogers@googlemail.com, jako ze nie chce biesiadnikow komputerowa prywata zanudzic.
yurekphila- Skype
Niektórzy to mają szczęście: patago dwa razy w roku…
http://videos.tf1.fr/jt-13h/2013/gastronomie-insulaire-l-ile-d-yeu-4-5-8038438.html
Moje tabouli dla wegetarian, którzy wpadną na herbatkę wieczorem.
Czego tam nie ma 🙄
Przede wszystkim bulgur. Pomodory, ogórek, cebula czerwona, trójkolorowe papryki, groszek zielony, papryka jalapeno, w ostatniej chwili wrzuciłam 4 pokrojone w kostkę rzodkiewki. Dyżurne + cytryna i oliwa.
W tradycyjnym tabouli powinna być garść piertuchy zielonej, ale w moim zestawie jest tyle tego, że pietrucha niepotrzebna.
http://bartniki.noip.me/news/IMG_4876.JPG
+ pokrojony seler naciowy, zapomniałam dodać
„kogut pieje od rana, siedząc na ziemi, a stercząc dumnie na płocie”
to ci dopiero akrobata 😀
U mnie nic nie pieje, pada deszcz (jak zwykle), a na grzyby już się nie chce chodzić po tych górskich bagnach 🙁
Krowy chodzą umazane błotem po kolana, górskie pastwiska wyglądają jak przeorane, można by sadzić kartofle. Chłopi lamentują, bo nie ma jak robić sianokosów 🙁
Dziś na kolację makaron z sosem z borowików, kołpaków i kurek w śmietanie. Mizeria.
Znalazłem bardzo młode kanie.
Delikatnie wyjąłem je z podłoża, wstawiłem do wody i po dwóch dobach piękne parasole się rozwinęły. https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/Kanie#slideshow/6052335418108237746
Brakowało tego małego „nie”, teraz już jest i wszystko jasne. Kogut się jednak pomylił, bo dzisiaj nie padało, a przynajmniej w Warszawie. Było słonecznie i znacznie cieplej niż ostatnio. Z grzybów na stołecznych trawnikach to tylko coś podobnego do pieczarek. Przepis Gospodarza smakowicie mi pachnie, ale od czasu upałów całkowicie przestawiliśmy się na warzywa i owoce, jakoś jeszcze za mięsem nie tęsknimy 🙂
Irku, świetny pomysł, czy poczekasz aż osiągną rozmiar talerza 🙂
Alicjo, byłabym chętna na Twoją sałatkę, może dorzuciłabym tam listki mięty, a i natka, czemu nie 🙂
Irek- świetny patent i dokumentacja procesu.
Nie wpadłbym na to, żeby hodować kanie po powrocie z lasu do rozmiaru zdatnego do użycia klika dni później. To jakiś rodzinny patent?
Tego „nie” można się było domyślić.
Kanie pod moimi świerczkami nie pokazują się – Irek, a Ty nie wyrwałeś je za bardzo? Bo ja ukręcam, albo obcinam tak, żeby korzeń został w ziemi.
Można było? Poważnie?
I zażartować też nie było wolno?
🙁 🙁
Krzych/Krzychu ?, wpadłem na ten pomysł samoistnie i dzielę się nim.
Alicjo, zawsze wykręcam wszystkie grzyby i dopiero je oczyszczam.Poza rydzami i maślakami, które jak kosą. W przypadku kani wpadłem na pomysł, by je potraktować jak kwiat w pączku
Nie ma najmniejszego znaczenia czy sie grzyby wykreca czy wycina. Grzyby nie maja korzeni. Zamioast tego jest podziemna grzybnia – masa splatanych nitek rozciagajacych sie na wiele metrow dookola pod ziemia, z ktorej pod wplywem wilgoci wyrastaja grzyby – jej owoce. Owoce te nie maja korzonkow, podobnie jak cala grzybnia.
Zrobiłam dzisiaj kawior wg Heleny. Luuudzie jakie to dobre!!!
Kanie (sowy po naszemu) jeszcze babcia Jarka wstawiała do wody i oczywiście cała rodzina się tego nauczyła. Patent ma wadę. Trzeciego dnia grzyb zachowuje się jak przekwitający tulipan – przechyla się i jest jakby zwiędnięty. !-2 dni bardzo dobrze się rozwija, wtedy zjeść. Następnego dnia po grzybie.
Kocie,
ja tam się nie znam, ale od dziecka mnie uczono, że ucinać nożykiem, albo ukrecać tuż przy ziemi, żeby w glebie coś tam pozostawić.
Na wszelki wypadek zostawiam, jak mam okazję zbierać grzyby, a w tym roku nie mam 🙁
Chyba są różne opinie na ten temat, bo pamiętam artykuły w prasie – nie niszczyć grzybni! Zaznaczam – nie znam się 🙄
Krysiade – a mówiłam?! No 🙂
Wykręcenie grzyba z gleby lub ucięcie nóżki ma taki sam wpływ na grzybnię jak urwanie jabłka z ogonkiem lub bez na jabłoń.
Tak twierdzą botanicy.
Nie należy rozkopywać czy grzebać w poszyciu w poszukiwaniu grzybów, które jeszcze nie wychynęły na powierzchnię, bo to raczej szkodzi grzybni.
A najbardziej jej szkodzi wycinka drzew, z którymi żyje w symbiozie.
Zbierając kurki czasem je wycinam, czasem wyrywam, jak popadnie, a one jak się pojawiały w tych samych miejscach od 30 lat, tak się pojawiają i to równie obficie, jeśli pogoda sprzyja.
Krysiade – ceszymy sie wraz ze Stara, ze kawior sie udal. Ale on sie zawsze udaje. Bez pudla.
A nazajutrz jeszcze lepszy – jesli cokolwiek zostanie.
Jabłka obrywa się z szypułkami, to samo dotyczy innych szypułkowych. Dłużej się przechowują. Tak robią sadownicy.
A pozniej ktos siedzi i te szypulki obrywa. Bo w sprzedazy widze wylacznie bez szypulek.
Musi te jablka pochodza z fabryki jablkowej.
Marketing, jabłko się zepsuje kupi się nowe.
Szypułki (nieulistnione części pędu) są bardzo popularne wśród roślin okrytozalążkowych, wyrastają z nich bowiem kwiaty, a potem owoce. Jedne szypułki odpadają same po dojrzeniu, inne są trwalej związane z owocem, ale nie z rośliną macierzystą. Z grubsza biorąc wszystkie owoce są szypułkowe 😉 Także bakłażany, pomidory, melony, dynie etc.
Czy jabłko zgnije bez ogonka lub z ogonkiem to dla jabłoni obojętne.
Ktos mnie obdarowal ogorkami idealnymi do kiszenia. Czy moge je ukisic w czyms innym niz sloiki ? Taka gratka trafia mi sie co 10 lat wiec nie kupuje sloikow. Moj koperek w ogrodzie jest troche zielony. Nie wiem czy moge go dac do ogorkow ?
http://eterycznegotowanie.bloog.pl/id,337814775,title,Ogorki-kiszone-w-butelce-plastikowej,index.html?smoybbtticaid=6135b2
kiepskie te zarty nemo, naprawde, ale kazda okazja jest dobra, zeby sie pomadrzyc, nieprawdaz
traktujac innych jak tepakow, ktorzy sobie w necie poszukac nie umieja i za ciezkie umysly maja, zeby pomyslec
Alicjo, dziekuje, ale przez moje butelki one nie przejda.
http://www.zakopianska.pl/images/zakopianska_5l.png
Mnie przez to przechodzą i woda do zalewy jest. Żywiec też jest dobry.
Dzien dobry,
Elap, wlasnie przeczytalam ten artykul. Nigdy nie zwracalam uwagi na symbole na spodzie butelek. Moze Cie zainteresuje.
http://www.ukrytaprawda.com/butelki-i-opakowania-plastikowe-dobre-zle-i-najgorsze/
Ja bym zwróciła najpierw uwagę na ogólną wiarygodność strony, a potem zastanowiła czy cokolwiek tam napisane ma jakąkolwiek wartość. „Lek na raka istnieje, pasta z fluorem truje a margaryna jest robiona z łoju… itd 😯 . No naprawdę…
Nie jestem specjalnie przekonana do butelek plastikowych. Do jednych ogorki nie wejda a do 5 litrowej nie mam az tyle ogorkow. Chyba znalazlam cos ze szkla w garazu. Jak to dobrze, ze moj Ukochany w przeciwienstwie do mnie nic nie wyrzuca.
Alino, zaraz zajrzalam na spod butelek. Nie wiedzialam, ze sa jakies symbole.
Magdaleno 🙂
Wczoraj mój Gość zwiedzał Gniezno, dzisiaj od rana pływa na kajakach, a po południu ruszy w końcu w miasto (już miałam obawę, że przyjechała do Poznania i tego Poznania nie zdąży zobaczyć). Ależ to sympatyczna osoba.
Nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać; jestem zasypywana owocami (Młodszej wolno zjeść 3 nieduże jabłka w tygodniu). Dobra , jabłka mogą miesiąc poleżeć, ale śliwki trzeba zagospodarować. Haneczka naskubała dla mnie róży na nalewkę, po południu będę szypułkowała i robiła dziurki wykałaczką. A jeszcze czeka aronia w cudzym zamrażalniku. Za to obiad mam luksusowy – kupiłam zupełnie niespodziewanie kilogram malutkich podgrzybków. Czapeczki udusiłam do zjedzenia, ogony suszę, a potem zmielę na proszek do sosów i zup. Skąd się te podgrzybki wzięły? Już ze trzy lata na osiedlu naszym są czasem kurki na zamówienie i codzienne pieczarki…Hurra! Zamknęłam oczy na cenę i frajda na talerzu. A jakŻe!
Elap,
ja kiszę w takich 4-litrowych słojach – upycham ciasno.
Daaaaaaaaawno temu mieliśmy na Bartnikach dwa wielkie, najmniej 50-litrowe gary kamienne (poniemieckie). Do nich dopasowane były okrągłe, zbite z grubych desek pokrywy, tak, żeby akuratnie weszły do środka gara. W jednym kisiło się kapustę, a w drugim ogóry. Do ubijania kapusty była taka maczuga drewniana. Kapustę się ubijało aż puściła sok, zawsze dodawało się zielone jabłka (nie wiem, co za odmiana), na to dawało się gazę, wyżej wspomnianą pokrywę i na nią solidny granitowy kamień. Ogórków się nie ubijało 😉
Pyro,
czy Krystyna obejrzała już Rynek i zamek Gargamela? Ciekawa jestem jej wrażeń. Jutro warto być na Rynku w południe, bo jak zwykle w niedzielę jest parada 15. Pułku Ułanów Poznańskich, zaraz po występie Koziołków w południe, warto to zobaczyć 🙂
🙂
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16538538,Kot_Irek___rekonwalescent__celebryta__przyjaciel_gwiazd_.html#TRwknd
Alicjo , u nas bylo tak samo z kiszeniem. W koncu mieszkalysmy blisko siebie ! Ja mam malo tych ogorkow. Jakies dwa kg. Tylko ja jadam mizerie i dlatego zdecydowalam sie na kiszenie , bo tego nie przejem.
Tusk – szefem RE!
🙂
Otworzyłem butelkę dobrego wina i pozwolicie, że wypiję za zdrowie i powodzenie nowego Prezydenta Unii Europejskiej!
Wszystkiego najlepszego!!!
My też się podłączamy pod ten toast 🙂
Jasne, też wznosimy!
Mieliśmy jechac razem, ale wyszło jak wyszło.
Małżonka przygotowała się urodzinowej wycieczki do Tokio sama.
A tak mi się marzyło spróbować schabowego po ichniemu, czyli tonkatsu.
No nic, zadowolę się dzisiejszym łososiem z rusztu.
Trochę z myślą o Tobie, Krzychu, jedziemy dzisiaj do sąsiedniego hrabstwa na program muzyczno-baletowy zespołu koreańskiego. Nic nie wiem co to. Wiadomość była na zasadzie jedna pani drugiej pani…
Potem bankiet z toastami na cześć „prezydenta” Tuska!
Przyłączamy się do tych toastów, z radością 🙂
Cichalu, a znasz chociaż tytuł przedstawienia?
Byliśmy na kilkunastu różnych przedstawieniach, od wodewili, chałtury poprzez musicale do czegoś w rodzaju opery włącznie, większość lekkostrawna, choć miejscami przydaje się anglojęzyczne libretto
My też idziemy na urodzinowe balety-bankiety. Dobrej zabawy wszystkim 🙂
Niestety zero informacji. Jedziemy całą paczką, Będzie wesoło. Jutro opisze wrażenia.
Toast za nowego Prezydenta Unii Europejskiej! Toast za sukces Polski i Polaków! 😆 😆 😆
Alicjo – Krysia rano już jedzie. Zamku Gargamela nie widziała, na Rynku była. Na dobrą sprawę to były tylko pełne dwa dni – zobaczyć nawet po łebkach nie dało rady.
Toast wznoszę, ale mi żal, że odchodzi. Jego spokój i opanowanie bardzo się przydawało.
Cydrem 😀
Ja malinówką, Młodsza pracuje i mówi, że nie może, a Krystyna „już umyła zęby”. I znowu Pyra wznosi za całe gospodarstwo – malinówką z ub. roku.
Jagodo, i inni:
Za tym sukcesem stoi chyba firma „Cinkciarz. pl”, sponsor min. piłkarskiej reprezentacji narodowej.
Nie wiem, ale w takie sukcesy już prawie nie wierzę.
No nie, Pepe. Fryzjer siedzi.
Gwoli jasności: nie podważam prawdziwośc aproaty dla wyboru pana Tuska. Wątpię jedynie w to co się wokół mnie dzieje. A dzieje się medialnie, polskojęzycznie medialnie. Szczególnie zabawne są bulgoty tych, dla których Tusk był dotychczas tylko kubłem, do którego wsypywało się wszelaki frust.
OK, tym „cinkciarzem” chciałem określić tylko żałosny poziom debaty. Tak żałosny, jak dobór nazwy dla tej firmy.
Pyro, chodzi o to, że już największy chyba „nieudacznik” dostaje całkiem niezłe stanowisko w EU, a wrony, które zwykle kraczą, muszą śpiewać cieńko. Na razie.
Znamienne, że ta konstrukcja w ostatnich blokach informacyjnych najczęściej jest zamykana sygnałem: że sponsorem jest ten żałosny cinkciarz.
Łolaboga, ile trzeba było zeżreć i wypić, aby po koszmarnej nocy wpaść na takie logo.
Chyba, że znowu czegoś nie załapałem.
Pepe – rzecz w tym, że i ja i Ty ( o dziesięciolecie młodszy() widzimy świat i charyzmat polityki w widłach obowiązku i charyzmy. A współcześnie świat opisuje się ilościami kliknięć. Zupełnie obcy mi desygnat ( bo co mnie obchodzi czy premier podoba sie blondynkom po 30-tce, czy szatynkom z dużych miast? No, dobrze – w ogóle nie interesuje mnie tzw wola ludu (widziałam już w życiu jej kompletne wolty). A p.Tuskowi życze najlepszego.
Dobranoc
Niech ci Pyro, będzie!
😯
Krystyna pojechała deszczowym porankiem. W domu była traktowana, jak „swój”, co oznacza, że pokazano jej gdzie jest chleb, masło, noże i co tam do chleba, herbata i sitko do niej i już wszystko. Duża jest, dobrowolnie z głodu nie padnie. Obiad i owszem jadła z nami albo z Inką – jest absolutnie nie kłopotliwym gościem. Nie trzeba jej bawić rozmową, chociaż i w rozmowie jest ciekawą towarzyszką. Jedyny mój dyskomfort polegał na tym, że nie mogłam jej towarzyszyć w mieście i okolicach, wyręczając się dobrymi duszami.
Słusznie Pepegorze, „nieudacznika”, który „zrujnował” własny kraj Europa wybiera sobie na prezydenta. Samobójczyni z tej Europy 👿
Niezły kabaret 😆
Jagoda
31 sierpnia o godz. 10:34
Trzeba być naprawdę bardzo naiwnym, by wierzyć, że Polska „rozdaje karty w Europie” a jej premier jest najlepszym kandydatem na prezydenta.
Jest najlepszym , ala dla poważnego polityka, a tym jest pani Merkel, która pociąga za wszystkie sznureczki naszego „męża stanu”.
Pepegorze,
pan Pióro, właściciel wspomnianego portalu walutowego twierdzi, że wg zleconych przez niego badań pokolenie urodzone po 82 roku i tak nie do końca kojarzy słowo cinkciarz i jego ewentualne negatywne nacechowanie emocjonalne.
Filmy pana Lubaszenki zrobiły swoje 🙂
Czytam drugą, wspomnieniową książkę M.Jaruzelskiej, „Rodzina”. Przypomniała mi stare powiedzenie o warunku szczęścia domowego nowoczesnej kobiety:
gosposia na stałe, mężczyzna na przychodne.
No i pomyślcie – tak mawiały panie tuż po I wojnie, a teraz wyklina się „feministki”.
Święte słowa, proszę prababci.
Sukces Polaka cieszy, Wojtyła, Szymborska, Radwańska wiele można wymieniać. Teraz Tusk, myślę może, inaczej niż co niektórzy, ale dla mnie liczy się Polska. Za zdrowie Tuska.
Dzień dobry
Dawno mnie tutaj nie było, chociaż oczywiście zaglądam podczytuję.
Oczywiście cieszę się bardzo, że D. Tusk obejmuje tak ważne stanowisko i że o nas znowu pozytywnie głośno, ale nic więcej nie dodaję, szanując prośbę Gospodarza przy pierwszym wpisie – by nie było o polityce.
Ja z innej beczki. W czasie mojej pracy tutaj przewinęło się kilkoro kucharzy, ale ostatni jest wyjątkowy. Po pierwsze nie było takiego, który by tak dobrze gotował, był tak sympatyczny i tak chętnie dzielił się tym, co wie. Dlatego chcę mu poświęcić kilka chwil.
Tahoma pojawił się na początku lata i jak nikt dotąd swoją pracę zaczął od przygotowania narzędzi. Przywiózł ze sobą dwa noże i przyrządy do ostrzenia. Pstryknąłem kilka zdjęć jak to powinno się fachowo robić. Może komuś się przyda.
Kamienie do ostrzenia są sprowadzone z Japonii – jeden, od którego się zaczyna ma ziarnistość 1000, a drugi, do wygładazania ma ziarnistość 6000! Dla tych którzy mieli kiedykolwiek do czynienia z papierem ściernym te liczby coś powiedzą. Na końcu używa metalowej ostrzałki, tylko do wyrówniania ewentulanych mikroskopijnych nierówności.
Końcowe zdjęcia to jedno z jego licznych kulinarnych dzieł.
https://picasaweb.google.com/takrzy/ZNozemWKuchni?authkey=Gv1sRgCJb2-svw94-ceQ#slideshow/6053562286904194962
Prośba – jeśli ktoś wie jak „przelać” zdjęcia z emaila do picasa, żeby je można było pokazać na blogu będę wdzięczny. Mam sporo zdjęć od Tahomy, jest tam mnóstwo jego sałatek i innych potraw oraz jego obietnica, że da każdy swój przepis, jeśli ktoś będzie zainteresowany.
Do później.
Prosisz masz.
https://support.google.com/picasa/answer/156341
W razie problemów wyjaśnię łopatologicznie.
Nowy – interesująca znajomość i interesująca propozycja; pewnie, że chętnie poznamy nowe przepisy, tylko te, które Tobie zasmakowały (chodzi o to, czy będą odpowiednie dla polskiego podniebienia). A taką technikę ostrzenia przy niemal poziomym prowadzeniu ostrza miał i mój Jarek. Ja nie mam takiego czucia w dłoni, ale ja nie metalowiec w przeciwieństwie do Ślubnego.
Przeczytałam książkę Jaruzelskiej. Podobała mi się o wiele mniej od „Towarzyszki panienki” – niby technika budowania tekstu taka sama, ale tamta była (robiła wrażenie) spontanicznej i pogodnej opowieści. Ta się wydaje opowieścią z tezą. No, dobra. Nie będę się wymądrzać.
Nowy. Jest kilka sposobów. Przyjedź, pokażę, policzę niewiele… 🙂
Malbec czeka!
Koleżanka z Polski przysłała mi jej przepis na śliwki w occie – moęz komuś się przyda? Podobny jest przepis Starej Żaby (jest w /Przepisy/08.przetwory ), ale na oko to Żaba daje mniej cukru, a więcej korzeni (cynamon, ziele angielskie)
U mnie pojawiły się śliwki, ale one są nieco większe od węgierek i niezbyt jeszcze dojrzałe. Zdaje się, że wszyscy siedzą w śliwkach ostatnio 🙂
Przepis Liany:
„Ja od 2 dni przy śliwkach, wczoraj się zabrałam zrobić śliwki w occie, muszą leżeć 24 godziny w zalewie, więc dziś do słoików przenoszę …przepis bardzo prosty, może zechcesz zrobić, bo są naprawdę niesamowite w smaku…
1 kg śliwek węgierek, 1 kg cukru, pół litra octu, pół litra wody, 10 goździków, szczypta soli…zagotować wodę z octem solą i goździkami, wrzucić do zalewy wypestkowane śliwki i zostawić na 24 godz. tylko ze 2 razy zamieszać od czasu do czasu…na drugi dzień śliwki odcedzić łyżką cedzakową , bo zalewa to wspaniały ocet winny ( zlać do butelki ) , który dodany do np. barszczu poprawia jego smak…odcedzone śliwki układać w słoiku warstwami i zasypywać cukrem ,zamknąć szczelnie słoik i można jeść po koło miesiącu…przechowywać można 3-4 lata…wspaniałe do wędlin, pieczonego mięsa albo tak sobie pojeść, pycha.”
*może 😳
Swietne to „rybne naczynie”, znakomite na ogrodowe party dla większej ilości ludzi.
Ja mam małą osełkę podobnie jak osełka Tahomy. ale mniejsza – i dwustronna, chociaż nie znam ziarnistości. Swietnie mi służy od 20 lat do ostrzenia noży, ale moje noże są bardzo pospolite. Jak naostrzę – to brzytwa!
Cichal, ja też wiem, że są sposoby, ale ilekroć jestem u kogoś I widzę czym ludzie kroją, uważając , że ich noże są ostre, wydawało mi się, że przynajmniej zasygnalizowanie nie jest pozbawione zupełnie sensu. Może to nudne i mało ważne, ale na Malbec kiedyś się zjawię. Już jest z górki.
Jurek – dzięki, wieczorem się tym zajmę.
Zjazdowicze Pomorsko-Żabio Błotni meldują się po powrocie do Warszawy.
Jak wiecie,tego zjazdu w zasadzie miało nie być,ale życie jest pełne niespodzianek.
Doszliśmy jednak do wniosku,że szkoda byłoby się nie spotkać i nie zadość uczynić tej wieloletniej, blogowej tradycji.Wsiedliśmy zatem w dwa samochody o warszawskiej rejestracji i udaliśmy się w znanym nam już dobrze kierunku zachodnio-północnym.
Jedna ekipa zatrzymała się po drodze w okolicach Piły i zapewne opowie trochę o nurkowaniu w jednym z najpiękniejszych jezior tamtego rejonu,natomiast ekipa numer dwa zwiedziła po drodze Więcbork i parę ciekawostek w promieniu kliku kilometrów.
Obie ekipy dotarły w sobotę około godziny 13.00 do Żabich Błot i ZACZĘŁO SIĘ NIBY
MAŁE,ale BARDZO WIELKIE ZJAZDOWANIE.Menu zjazdowe:
-przekąski kuzynki Magdy-vol au venty pieczarkowe,pierogi z nadzieniem z fety i szpinaku
oraz tosty ziołowo-czosnkowe
-teryna rybna autorki komentarza + sos majonezowy Osobistego Wędkarza
-sąłtaka fasolowo-pomidorowo-oliwkowa Pani domi
-szampany i wina Małgosi,Jolinka i pozostałych
-jagnięcina i dziczyzna w wykonaniu Żaby
-deser puchatkowy-wiśniowy-żabowy
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6053794909250643729
Nowy – toż piszę, że wpis interesujący. Uczymy się nieustannie.
Poznań pozdrawia mini – zjazd ( co już zresztą uczynił telefonicznie)
Znacie Żabę-znakomita gospodyni i mimo iż słabująca dyrygowała operacjami kulinarno-kuchennymi,opowiadała ze swadą anegdoty rodzinne oraz żabio-błotne.
Żaba zaprosiła na nasze spotkanie nowych właścicieli pobliskiego gospodarstwa agroturystycznego,w którym to niektórzy zjazdowicze zatrzymują się na nocleg już od wielu lat.W ten właśnie sposób poznaliśmy bardzo miłych i ciekawych ludzi,którzy zupełnie niedawno postanowili osiedlić się w około połczyńskich okolicach.
Tak,jak przypomniała Pyra,w trakcie naszej biesiady obydwie frakcje zjazdowe-poznańska oraz pomorska wymieniły serdeczne pozdrowienia oraz życzenia 🙂
Do relacji Danuśki dodam jeszcze, że mignęła nam na moment Ryba z Matrosem, co było dodatkową niespodzianką.
Jedzenie było oczywiście pyszne, humory doskonałe, opowieści Żaby fascynujące. Wszystkim bardzo dziękujemy za miłe chwile.
Właśnie poplotkowałam z Rybą – wczoraj do 2 w nocy parowała sok malinowy i suszyła grzyby (zebrali 2 wiaderka w Borne Sulinowo) Dzisiaj kończy te roboty, a Matros mówi, że pod koniec września pojadą do Agnieszki po więcej malin. Jak dotąd Ryba zrobiła 5 l soku i nastawiła 2 duże słoje na nalewkę. Matros kupował dotąd „sok malinowy” Herbapolu, a teraz Ryba kazała mu b. uważnie przeczytać etykiety i zabrać się za kalkulator. Wyszło Zięciulowi, że na każdą butelkę z f-my Herbapol przypada 0.69 1 całej maliny…. Tak więc kiedy skończy wrześniową rundę, a świat się nie zawali, pojedzie po drugie 15 kg malin. Zasmakował mu sok domowy.
Nowy, pisałem o Picasie i zdjęciach, nie o nożach. Ja używam świetnego (bo mnie już dopuszczono) japońskiego noża, który był przed laty prezentem dla Ewy od Ciebie!
Pyro. Przed przedostatnim Zjazdem zebrałem u Agnieszki 6 kobiałek malin. Trzy dla Niej, trzy dla siebie. Schowałem do zamrażalnika u Żaby. Po wyjeździe gości okazało się, że została…jedna, a ja czułem grzbiet przez tydzień! Wot żyżń proklata…
Aż mnie skręca z zazdrości, że mnie tam nie było. Tyle wspaniałego jedzonka i nie mogłam spróbować. Ale tak na prawdę ubolewam, że nie mogłam uczestniczyć w spotkaniach i rozmowach. Bo najważniejsze są kontakty towarzyskie. Bardzo mi przykro, ale musiałam pilnować doprowadzenia i podłączenia wody i kanalizacji do mojego białowieszczańskiego domu. I hurrrra, od czwartku mam jedno i drugie. Mam nadzieję, ż w przyszłym będziemy mogli uczestniczyć w bardzo licznym Zjedzie.
Jasne, Krysiade, już czas, Cichalu – kto Ci podprowadził maliny?
Biedna Zaba! Czytam ze zgroza. 😯
Danuśka i Małgosia,
dzięki za relację słowno-foto.
Jak znam Żabę, na pewno ucieszyła się z obecności „delegatów na Zjazd”, gdyby nas miało być więcej, pewnie byśmy Żabę zamęczyli.
Chociaż trzeba podkreślić, że zjazdowicze, którzy są tam po raz któryś, doskonale znają rozkład kuchni, spiżarni, wiedzą gdzie lodówka i potrafią wszystko ogarnąć.
Stara Żaba wygląda na zadowoloną z towarzystwa 🙂
Jolinek – to Ty?! Fajna fryzura, prawie Cię nie poznałam 😯
P.S.Idę popłakać do kącika z żalu, że mnie tam nie było 🙁 🙁 🙁
Cichal,
miałeś nadawać o wczorajszych baletach koreańskich…
Moze czegos nie zrozumialem, ale czy dobrze mysle, ze Zaba odwolala zjazd bo nie czula sie na silach na towarzyskie spedy?
No ale wierze, ze goscie procz tego, ze wiedza gdzie jest lodowka i spiszarnia , pieknie posprzatali po sobie, pozmywali, wstawili do kredensu i wywiezli tymi samochodami wszystkie smiecie.
Kocie,
Zjazdu jako takiego nie było, wpadło tylko kilka osób z wizytą w sobotę, dlatego mówię „delegacja”.
p.s.Goście zawsze po sobie sprzątają i myją gary, jak jest około 20 zjazdowiczów, to kto to ogarnie, jak zjazdowicze.
A ja na ten przykład, obstrzygłem z trawy z 10 hektarów! No, może było nieco mniej, ale tak się potem czułem.
O koreańskich występkach, jutro.
Cichal,
Nie złapałem, że chodzi Ci o picasa. Jak sam widzisz Malbec jest konieczny!
Jeszcze się nie uporałem ze zdjęciami Tahomy.
Pisałeś niedawno o falach – były, ale nie takie wielkie. Ocean jednak dzień przed tym był cudo – widoczność, fale, przypływ, huk – wszystko niecodzienie piękne. Ja z rozdziawioną gębą nie mogę się napatrzeć. Wołam dwóch nowo przyjętych – Amerykanin z New Jersey i Chorwat. Przyszli, zobaczyli przez sekund kilka i poszli… Zero rekcji. „Tyle piękna wokół, a ludzie tego nie widzą..” mówił podobno Van Gogh. Nawet jak się im to pokazuje, chciałbym dodać. 🙂
Pstryknąłem kilka foto-kiczu. Lato odchodzi… Szkoda. Wszyscy narzekają, że zimne i deszczowe, ale nie tutaj. Uważam, że pogodowo było piękne.
https://picasaweb.google.com/takrzy/KoniecLata02?authkey=Gv1sRgCLqawenbv8rm8gE#slideshow/6053890370413422802
Zdjęcia przeżuć na pulpit i ściągnij na Picassa
Yurku,
Każde słowo z osobna rozumiem bez problemu, ale złożone w zdanie już stanowią problem.
1. Nie wiem jak się przerzuca zdjęcia na pulpit,
2. Nie bardzo wiem co to jest ten pulpit,
3. Nie bardzo wiem jak się „ściąga” je z pulpitu, który nie wiem czym jest, na picasa, który wiem czym jest.
Oglądam mecze tenisowe po jestem do użytku.
Panie Adamie,
Dla mnie wystarczą grubo pokrojone prawdziwki (niestety my drobimy grzyby na atomy, co bardzo szkodzi każdej potrawie z grzybów). I te plastry bądź połówki grzybów smażone na maśle z odrobiną cebuli pokrojonej na papier, pietruszki, w wysokim ogniu na modłę wschodnią, szybko. I to wszystko położone na solidną kromkę żytniego, prawdziwego chleba, nic tak nie wzmacnia po grzybobraniu:). Do tego to trwa 15 minut.
PS I tak wolę sosnowe rydze, zupełnie sauté, z blachy duchówki…:). Niestety w mojej mazurskiej okolicy to już wielka rzadkość, tak jak i gąska zielona.