Niezmordowana Elżbieta
Zacznijmy od stołu, bo tego wymaga blog. Stół był Elżbiety Dzikowskiej, z którą spędziliśmy przed paroma laty kilkanaście dni za kołem polarnym w Norwegii. I tak się narodził Klub Norweski, czyli obyczaj ucztowania w gronie kilku osób wspominających tę podróż i podejmujących (na zmianę) klubowiczów coraz to nowymi wymyślnymi daniami.
Tym razem głównym daniem były przepiórki faszerowane orzechami. Nie muszę dodawać, ze wspaniałe!
Na koniec wieczoru Elżbieta obdarowała nas swoimi dwoma ostatnio wydanymi dziełami. „Biżuteria świata” to wspaniały album prezentujący zabytkową i współcześnie robioną biżuterię przez twórców ze wszystkich kontynentów i z wielu różnych krain. Autorka nie tylko zgromadziła te cuda (często przychodzi na spotkania z niebywale egzotycznymi ozdobami), ale też te, których nie mogła kupić i wywieźć, dokładnie obfotografowała, a że jest mistrzynią obiektywu, to dzieło ogląda się z zapartym tchem. Sporo w tym zasług wydawcy, czyli oficyny Bernardinum.
Druga książka (też wydana przez Bernardinum) to „Polska znana i mniej znana”, w której Elżbieta Dzikowska oprowadza nas po różnych zakątkach kraju, pokazując jego nieznane uroki lub tak fotografując wszystkim – wydawałoby się – znane obiekty, że czytelnik chce natychmiast wybrać się w podróż, by sprawdzić, czy to na pewno w naszej ojczyźnie są te cudowne zabytki.
Przewodnik Elżbiety winien być – moim zdaniem – niezbędnym wyposażeniem tych, którzy chcą dobrze poznać nasz kraj. Tu zdjęcia uzupełnione są reporterskimi zapiskami pełnymi nieznanych historii i wspaniałych anegdot. Przytoczę tylko jedną z nich, tę z pierwszych podróży autorki, która rozpoczęła swą wędrówkę od Torunia (w tym mieście urodził się jej mąż, Tony Halik, i Elżbieta ufundowała Muzeum Podróżników, przekazując mu swoje przebogate zbiory ze wszystkich wędrówek po świecie).
Toruń w dawnej Polsce miał przednią renomę. Znane było w niej porzekadło o tym, co najlepsze w kraju: „gdańska wódeczka, krakowska dzieweczka, warszawski trzewiczek, toruński pierniczek”. Więc bez pierników o Toruniu opowiadać nie sposób, skoro – gdy rodziła się córka – rodzice od razu zagniatali ciasto, z którego miały powstać pierniki na jej ślub. Toruńskie pierniki były też znakomitym prezentem, nawet dla głów koronowanych.
Ich rodowód wyjaśnia legenda. Oto w czasach zarazy siostra Katarzyna nie miała czym nakarmić swych towarzyszek ani podopiecznych. Gdy załamywała ręce z rozpaczy, ulitował się nad nią mysi król Kocistrach, którego niegdyś uratowała przed pazurami ogromnego kota.
Z wdzięczności zaprowadził ją do klasztornych piwnic, gdzie leżakowały od pół wieku dzieże z ciastem, z którego siostra upiekła przepyszne pierniki i uratowała mieszkańców Torunia od śmierci głodowej. Na jej cześć nazwano je katarzynkami.
Resztę ci, którzy są ciekawi, będą musieli przeczytać sami, by dowiedzieć się, gdzie leży Biecz, a gdzie Giecz lub jak Gliwice stały się miastem wampirów, albo dlaczego Henryk Sienkiewicz nie przyjął bogatego spadku po Alfredzie von Olszewskim.
Komentarze
dzień dobry …
bym usiadła w kąciku i posłuchała rozmów przy stole z Panią Elżbietą …..
no i pada znowu ….
Dzisiaj chyba Krzych z Korei świętuje? Wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=JPtIv2lnkTY
Krzychowi – wszystkiego dobrego ! 🙂
Asiu, ależ świetną piosenkę znalazłaś.
A u mnie niestety nie pada . W całym kraju burze, deszcze, deszczyki, a na Wybrzeżu gorąco i sucho.
Dla zainteresowanych ciekawy artykuł o Elżbiecie Dzikowskiej z najnowszych ” Wysokich Obcasów” : http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,138586,16331972,Elzbieta_Dzikowska__Tony_Halik_spelnial_moje_podroznicze.html
I jeszcze zdjęcie p. Elżbiety w pięknym naszyjniku http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/0,127763.html
Krystyno – lubię oryginalne naszyjniki. U nas dzisiaj tylko trochę pokropiło, ale niebo jest zachmurzone i wieje chłodny wiatr. Nie narzekam, bo w upalne dni jazda autobusem była strasznie męcząca.
Krzychu najlepszego wszystkiego …. 🙂
Krzysztofom – wszystkiego dobrego (prócz „Koreańczyka” jest i kilku rodzinnych na blogu)
Ogromnie lubię p.Dzikowską i chętnie kupię album o biżuterii (mamy już kilka takich, bo kamienie szlachetne i półszlachetne wchodzą w zakres zainteresowań Młodszej.
Ona ma jutro imieniny i kupiłam dwie okazałe doniczki z różami : ciemno purpurową i rozbielony róż. Smakołyków żadnych, przyjęcia żadnego, upiekę tylko placek ze śliwkami w razie gdyby wpadł ktoś z rodziny na kawę.
Ja się dzisiaj karmię fasolką szparagową z masłem i bułeczką. Pewno mi jeszcze i na jutro zostanie, bo chyba nie zjem 0,5 kg warzywa? I nawet nie wiem czy dam radę tę fasolkę jeść. Zobaczymy.
http://ninateka.pl/film/mlyn-i-krzyz-lech-majewski
Dla wszystkich: solenizantów i tych którzy smucą się pogodą za oknem (szczególnie, jeśli jest to okno urlopowe…) Gabby Young „I’ve improved”.
https://www.youtube.com/watch?v=3TEon8cQI_g
Jak miło, że są jeszcze takie piosenki i tacy wykonawcy, przy słuchaniu których nie sposób się nie uśmiechnąć.
Asiu – widziałam film nakręcony o tworzeniu filmu Majewskiego – robił ogromne wrażenie. I co za ulga; kultura to nie tylko „Ona tańczy dla mnie” i gale gotowania zupy na gwoździu.
A teraz Pyro możesz cały film obejrzeć bezpłatnie w swoim domu 🙂
Krzychu ??? ???!
Niech wybaczą Ci u których pada. U nas cesarska. Jesteśmy u dzieci.
Ciasto drożdżowe z bakaliami „schodzi” jak oszalałe. dzieciarnia zmusza dziadka do pieczenia co drugi dzień (takoż i chleby)
Na drugim obrazku własne pomidory pędzone na tarasie i nad basenem polska bandera na naszą cześć.
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/6039978456921110401?banner=pwa
Asiu – doceniam; w końcu kto ma cenić, jak nie ci, którzy do kin nie chodzą?
Cichalu – jesteś wielki!
Pyro, masz rację. Nawet ostatnio się powiększyłem. Circa about – 100kg. 🙂
Krzychu. Życzenia skopiowałem po koreańsku, ale łotr nie gramotny.
!00 lat i do przodu!
Krzychu – wesołej zabawy przy koreańskim stole. A czy Twoi gospodarze świętują tylko urodziny?
Dzien dobry,
Krzychu, najlepszego!
Kasiu B. – urocza piosenka. Tylko ten kret budzi we mnie złe skojarzenia. 🙂
Asiu,
film miałam okazję obejrzeć na dużym ekranie. Bardzo oryginalny. Od razu pomyślałam o Haneczce jako znawczyni tematu.
Pyro,
zawsze czekałam na śliwki węgierki, bo wydawały mi się najlepsze do ciasta. Innych nie używałam. A chcę upiec ciasto śliwkowe na przyszłą niedzielę jako uzupełnienie do tortu urodzinowego naszego małolata.
Czy te śliwki, które teraz są w sprzedaży, są równie dobre jak węgierki ?
Krysiu – dzisiaj piekłam placek okruchowy ze śliwkami – użyłam niewielkich, ciemnych śliwek i się sprawdziły. Radzę unikać renklod i dużych owoców, bo mają za dużo soku i ciasto jest mokre.
Od paru dni na pobliskim bazarku widzę śliwki podpisane węgierki, z wyglądu podobne, jeszcze nie spróbowałam.
Przepis ściągnęłam z internetu – niby podobny do tych, które piekę od lat, ale znacznie prostszy, a po niewielkiej modyfikacji okazał się znakomity. Modyfikacja polegała na tym, że po podpieczeniu spodu w temp 180 stopni, przed ulożeniem śliwek posypałam ciasto 2 garściami czarnej porzeczki (z nalewu – nie szkodzi; alkohol w temp się ulatnia) i drobno siekaną gorzką czekoladą (ok 1/3 tabliczki).
A przepis wygląda tak :
Do miski wsypać : 100 g cukru, 250 g mąki, łyżeczkę proszku do pieczenia, 125 g masła i 1 żółtko. Rozcierać w palcach do drobnej kruszonki. 3/4 tych okruchów włożyć w formę i lekko przyklepać dłońmi, podpiec w 180 stopniach, potem rozłożyć owoce i posypać je łyżeczką cynamonu (użyłam cukier cynamonowy), wierzch posypać resztą okruszków i piec 30-40 minut do ładnego zrumienienia.
Już spróbowałam – delicje i bardzo kruchy.
Krzychu,
Najlepsze życzenia i dzięki za Sacrmonte! 🙂
Krzychu – wszystkiego najlepszego!
Nie wiem gdzie się wszyscy podzieli z nagła – przecież pada. Każdy ma jakiegoś krzysztofa? Ja mam – obiecał, że w niedzielę pojedzie na ryby, to okonie i płocie dla mnie zostawi i w poniedziałek przywiezie. Tere-fere; w niedzielę niczego nie złowi, bo ma być upał. Trzeba było dzisiaj na ryby, a kawę imieninową zrobić w ogrodzie, w niedzielę. Ale nie mam co wydziwiać, bo płocie i okonie i leszcze z jego wypraw jadłam nie raz i marynowane i w sosie słodko – kwaśnym i w sosie paprykowo – pomidorowym Młodsza takich ryb nie jada, a ja nader chętnie.
Szkoda, że Nowy ma tak mało czasu i Pepegor ginie na kilka dni i Placek zamieszkał pomiędzy mitami.
Zatęskniłam za normalnym, ciepłym obiadem i dlatego rozmrażam porcję wołowiny na gulasz; kasza gryczana, gulasz z gorącym, pikantnym sosem, ogórek małosolny i sałatka z młodych buraczków. Taki obiad będę jadła 2 dni, bo jeszcze się nie nauczyłam gotowania na 1 osobę.
Nasz Krzysztof zaplanował przyjęcie w ogrodzie. W sobotę. Nie mamy gotować obiadu 🙂
Pyro,
wszak nie dawno, bo w piatek robilas pieczen wolowa.
Pozniej jedzeniowy repertuar ulegal zmianie, wiec wolowa pieczen powinna byc…?
Poszukaj w lodowce, 🙂
Asiu – bardzo dorzeczny Krzysztof
A moze byl to pieczeniowy poniedzialek. Przepraszam, ale nie chce mi sie kopac…
Dzień dobry,
Krzychu – niech Ci się wszysko koreani, niech każdy dzień się w święto zamieni!
Czaas w Polsce upoważąnia mnie też do złożenia życzeń naszym Aniom
– chwilowej naszej blogowej Kocimiętce niech się wiedzie, a życie niech magnolią kwitnie,
– Nemo niech się wszystko układa, jak w szwajcarskim zegarku,
– Pyrze Młodszej niech nigdy nie zabraknie energii i ochoty do przekazywania nie tylko wielkiej wiedzy, ale, może nawet przede wszystkim, jak być prawdziwym Człowiekiem.
Wasze zdrowie!!!!!!
Jeśli kogoś pominąłęm to przepraszam.
🙂
Pyro,
Może teraz będę miał nieco więcej czasu – wczoraj wyjechało Dziecko, w domu pustka i cisza. Koszmar!
Ale pozostały wspomnienia. Bardzo często pisze się tutaj na Blogu o języku i jego „życiu”. Po wizytach moich dzieci wiem, że język się zmienia, bardzo szybko i nikt tego nie zatrzyma! Gwara młodzieżowa również. To co było używane przez moje pokolenie straciło zupełnie sens. Np. powiedzonko licealne „rzuć wapno na druty”, czyli zawołaj matkę lub ojca do telefonu w dobie telefonów komórkowych nie znaczy już nic.
W rozmowach z moją najstarszą córką często przewija się zdanie „Tato, nie rób mi wsi” (tak jak ja bym naprawdę kiedyś przynosił jej wstyd). Dzisiaj mój najmłodszy już nigdy tak nie powie, dowiedziałem się natomiast, że często „robię mu siarę” 🙂
No cóż – „kwadrat wolny, wapna nie ma” też pamiętam z czasów licealnych. A były to czasy, och były……
🙂
Oh jej!!!
PS Pyro Młodsza – proszę nie kojarzyć moich życzeń z powieścią Polewoja 🙂
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
Annom niech się spełnią wszystkie marzenia … 🙂
dla solenizantek ….. bez pieczenia …
http://www.czekolada-utkane.pl/2014/07/tarta-z-malinami-i-pistacjami-bez.html
Sciskam bardzo serdecznie i mieninowo Nemo i przesylam ucalowania naszycm Annom
okolo blogowym.
Dla Krzycha zyczenia jeszcze wielu ciekawych wedrowek po swiecie,a dla nas jak najczestszych relacji z tychze 🙂
Osobisty Wedkarz na rybach,pies spi w cieniu,a moja wlasna rozleniwiono-weekendowa osoba przed komputerem na nadbuzanskim tarasie.Z braku widoku na ocean albo na alpejskie szczyty 🙂 ciesze sie moim wlasnym widokiem na okazale brzozy,co to przez plot u sasiada oraz spogladam na nasza kocimietke,ktorej do towarzystwa kupilam wczoraj kilka pieknych,fioletowych marcinkow.
Jest dobrze-cieplo,ale nie za goraco.Wczoraj w tutejszych okolicach spadlo zaledwie
kilka kropli deszczu.
Sasiad-pszczelarz wlasnie wyruszyl odwiedzic swoje ule.
Annom,
a szczególnie Ani Montrealskiej, która bardzo zasłużyła się dla podróżników blogowiczów z Polski i z tej strony Wielkiej Wody – NAJLEPSZEGO!
https://www.youtube.com/watch?v=8IisP3PTLFc
…oraz to:
https://www.youtube.com/watch?v=2Cc8W-hMjbo
🙂
Solenizantkom i Solenizantom serdeczne powinszowania 😆
Annom, wszystkiego najlepszego !
Annom – wszystkiego najlepszego!!! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=nnxPKY7NSoM
nalewka dla echidny … może ma jeszcze cytryny ….
http://www.topika.pl/2013/09/nalewka-imbirowo-cytrynowa.html
Nowy – na poprawę nastroju 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=YvY8n59y89c
Wszystkim Solenizantkom – wszystkiego najlepszego. 100 LAT !!!!!!!!
Dzień dobry.
Przy okazji zakupów, nabyłam (wiadomą drogą) pojemnik kurek, które udusiłam w masełku i sosie własnym, a potem wpakowałam w dwa pojemniczki porcyjne. Teraz stygną, a potem poczekają w zamrażarce na czas, kiedy będę mogła je jeść.
Fajnie, że Nowy już jest z nami i pogoda śliczna – ciepło, nie upalnie i słońce zza lekkich chmurek
Wszystkim Aniom oczywista oczywistość najlepsze życzenia. Przez te lata tylko Nemo towarzyszy nam wiernie i montrealska Ania czytająca (nie pisząca) A było ich sporo – Ana z Krainy Wiatraków, Ania Z z Toronto, Ania – Zmora z Podlasia i Źródełko około unijne i Kocimiętka i moja Młodsza Pyra pisująca raz w roku i Córasek Haneczki. Ogólnie rzecz biorąc – Anie to udane egzemplarze homo sapiens sapiens.
Lojalnie ostrzegam przed robieniem tej nalewki cytrynowo-imbirowo- miodowej zlinkowanej powyzej. Zrobilem taka przed laty i po roku cierpliwego czekania wyszla mi cuchnaca politura do mebli – zupelnie jak w tym dowcipie sprzed lat o radzieckim robotniku fabryki wozkow dzieciexych co wysnosil rozne czesco z fabryki do domu, a po uskladaniu wyszla mu katiusza.
Rzadkiej zaiste obrzydloiwosci jest ten napitek. Byl juz cytowany na tym blogu i tylko dlatego sie skusilem. Never again, chyba, ze przepis na nalewke pochodzi od Haneczki lub Jagody, ktore wiedza co robia. A najlepiej zamiast pisac niechaj przysla cos z wlasnych zapasow. 😈
Pyro – u mnie paraliżujący upał.Uff !
Solenizantom życzę miłych niespodzianek w nieznanych miejscach .
Solenizantom i solenizantkom wszystkiego najlepszego! Dzisiaj rano na rynku byłam świadkiem jak pan pytał o szparagi! Sprzedawczyni (zdumionym głosem) odparła, że nie ma, bo już po sezonie. Klient zapytał: to kiedy ten sezon? 🙂
Po obiedzie, po drzemce, po dziesiątkach rozmów (solenizantka w domu to okazja do bardzo wielu połączeń) przed chwilą się obudziłam, teraz siedzę ze szklanką szprycera na wermucie i dobrze mi. Pamiętam, że tuż przed przebudzeniem, zapewniałam kogoś, że będę szukała tak długo, póki będę pamiętała o czym zapomniałam. Prawie literatura.
Chciałam do Nemo wysłać osobiste zyczenia, a poczta zawiadomiła mne, że adres niewłaściwie sformatowany i nie może wysłać. Nic nie rozumiem – od lat 2-3 razy w roku wymieniamy się życzeniami, a teraz nagle wpisałam zły adres? Coś nie tak.
Tony Halik – już go lubię! Pływał na tym samym pokładzie, co ja! Pozdrowienia dla Elżbiety Dzikowskiej, niezmordowanej podróżniczki 🙂
Kocie
chętnie przyślę 😎 ale czy Twoja Stara nie zarekwiruje? 🙄 😉
Dzien dobry,
Aniom, najlepszego!
Upal, basenik, grill 🙂
Pyro, nie jesteś sama:
http://wyborcza.pl/magazyn/1,139825,16381876,Litosci__feministki__To_nie_bylo_powstanko.html
Zarekwiruje, Jagodo, chyba, ze zdolam wyzlopac zanim sie do tego zabierze aby zdeponuje w takim miejscu gdzie nigdzie nie sprzata..
Kocie – w tej nalewce zrobiłeś jeden z dwóch, albo obydwa, błedy. Otóz nalewka z cytrusami nie może stać na owocach dłużej, niż 10 tygodni (a najlepiej 3-4) po drugie trzeba ją w fazie nastojki mieszać do spodu 2 x w tygodniu (natleniać) Po zlaniu i sklarowaniu dojrzewa w butelkach; wystarczą jej 2 miesiące.
Nisiu – mnie nie chodziło tylko o neologizmy, jak słusznie zauważyłaś, tylko o to, co człekowi przywiązanemu do języka zgrzyta w uchu. I wbrew intencjom twórców, wcale nie dodaje prestiżu podmiotowi nazwanemu. Ponadto nie każdy język przyjmuje wdzięcznie taką rewolucję; te, posługujące się rodzajnikami nie mają kłopotów ale i nie mają zasług, bo dla nich to żadna rewolucja.
Pyro, robilem tak dokladnie wedle wskazowek, ze nawet sobie zaznaczalem w sciennym kalendarzu, kiedy kazdy nastepny etap. W zyciu tak nie trzymalem sie litrry przepisu jak w wypadku tej politury, co ja wyprodukowalem. Mam zreszta jeszceze jej resztki na wypadek wielkiej desperacji w srodku nocy.
No właśnie, Pyro. Mam podobnie. Pisarka, nauczycielka, dyrektorka mi nie zgrzyta, ale taka np. biskupka brzmi pociesznie i skłania do żartów, przez co traci na powadze. Marynarka, saperka i inne mają już własne znaczenia.
Word biskupkę podkreślił. Marynarki i saperki nie, bo dla niego to żakiet i łopatka.
Wyczucie języka (w sensie mowy, a nie ozorka w śmietanie) potrzebne jest tak samo jak dobry gust w ubiorze.
Hej Anie! Słońca w życiu, smaku na talerzach, a nie smuteczku!
Na talerzu mogą być placuszki z cukini z sosem tzatziki. Wg przepisu, chyba Jolinka, usmażyła Ewa, która za przepis dziękuje!
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/6040423203544873121?banner=pwa
Kocie – ja kiedyś wyprodukowałam świństwo cuchnące bimbrem (a ten wąchałam raz w życiu i zapamiętałam). Udała mi się ta sztuka po zalaniu alkoholem czereśni z pestkami. Smak był też odrażający i po 3 latach jakoś wcisnęłam pozostałe 2 l Pawłowi z Wiednia, bo jechał gdzieś do rodziny na wsi i być może po destylacji dało się coś z tego zrobić – pić się draństwa nie dało.
Nisiu,
dzieki ze wrocilas do dyskusji o kobiecych koncowkach. Mnie tez bola. Zastanawialam sie co bedzie jak w Polsce kobieta zostanie prezydentem albo co gorsza premierem. Czy to bedzie „premiera” czy moze „premierka”? Brzmi troche jak przepierka.
Ja nie mam nic przeciwko, jak ktoś mnie nazwie „marynara”, ale tylko w wiadomym kontekście 😉
Eva,
będzie prezydentka i premierka 🙄
A swoją drogą, dlaczego „ministra”, a nie ministerka?
Oj, ta Mucha…
Nisiu. Ten tekst dwu autorow jest bez sensu, nie czujesz tego? Przeciez w polszczyznie istnieja od wiekow paradygmaty meskich i zenskich form -niec i -nka. Braniec (jeniec) – branka, mieszkaniec-mieszkanka, wiec i powstaniec-powstanka.
Dwa lata temu Rada Jezyka Polskiego przyjela t.zw. Stanowisko (jest w internecie) w sprawie tworzenia form zenskich od zawodow, tytulow etc. Przypomniala, ze spor nie jest nowy i ze sto lat temu klocono sie o to samo i piszac na zakonczenie: ” …formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne. Jeżeli przy większości nazw zawodów i tytułów nie są one dotąd powszechnie używane, to dlatego, że budzą negatywne reakcje większości osób mówiących po polsku. To, oczywiście, można zmienić, jeśli przekona się społeczeństwo, że formy żeńskie wspomnianych nazw są potrzebne, a ich używanie będzie świadczyć o równouprawnieniu kobiet w zakresie wykonywania zawodów i piastowania funkcji.”
Oczywiscie od niektorych form meskich nie da sie juz utworzyc forny zenskiej, bo sa juz „zajeta” innym znaczeniem. Nie mozna powiedziec np szoferka. Ale mozna powiedziec premierka, zwlaszcza, ze nasi sasiedzi-Czesi juz od wielu lat takiej formy uzywaja.
A juz zupelnie nie rozumiem, dlaczego uwazasz, ze Ty masz jezykowe wyczucuie, zas ci wszyscy, ktorzy mysla inaczej, sa jego pozbawieni. Skad te tony pasywnej agresji? Ktos Cie skrzywdzil mowieniem inaczaej niz Ty? Gustu ubraniowe, na ktore sue powolujesz, tez moga byc rozne I chwalic Boga ze sa rozne. Wrazkiwosc jezykowa podobnie. Wiem oczywiosciue, ze jestes pisarka i niejako z urzedu powinnas jakies wyczucue jezykowe posiadac, natomiast nie znaczy to, ze wylacznie Twoje wyczucue jezykowe jest uprawnione, a moje nie jest. Pozwiol zatem, ze pozostaniemy przy swoich wyczuciach jezykowych.
W internecie znajdziesz mase artykulow na temat historii tworzenia form zenskich od zawodow, stanowisk i tytulow w jezyku polskim. Ten proces byl znacznie szybszy przed wojna, wedle Klemensiewicza bardzo spowolniony zas zostal po wojnie. Ale to co mialo byc „sfeminizowane” zostalo „sfeminizowane” wbrew „wyczuciu jezykowemu” roznych osob, ktorym sie to poczatkowo nie podobalo lub nie odpowiadalo. Ten proces zostal ostatnio przyspieszony na nowo, bo zmienia sie spoleczenstwo znacznie szybciej niz za komuny.
🙄
Za wesoły wieczór (i następne) wszystkich Ann!
Oraz Anek i Anków 😉
Anuś także zarówno 🙂
Anna, Anka, Andzia, Andźka, Anusia – Wasze zdrowie!
Za chwilę, bo na razie ryba się podsmaża. Jak będzie gotowa, przy okazji obiadu wypijemy stosowny toast. Jak zwykle niestosownie, bo czerwonym 🙄
Kocie! Znowu bingo! Szkoda tylko, że dałaś wycisk mojemu przyjacielowi, pani Nisi… 🙂
Kocie.
Artykuł tych dwojga (Krystyna Zachwatowicz wbrew pozorom jest kobietą) autorów ma dla mnie sporo sensu. Mniej sensu ma w niektórych momentach Twój wpis oparty na pewnych nieprawdziwych założeniach.
„A juz zupelnie nie rozumiem, dlaczego uwazasz, ze Ty masz jezykowe wyczucuie, zas ci wszyscy, ktorzy mysla inaczej, sa jego pozbawieni.”
Gdzie znajdujesz cokolwiek o MOIM wyczuciu językowym? Napisałam tylko, ze wyczucie językowe jest potrzebne. Nigdzie nie stwierdziłam, że je posiadam. TERAZ dopiero powiem Ci, ze owszem, uważam, że generalnie mam jakie takie wyczucie języka polskiego. NIGDZIE jednak nie znajdziesz mojego stwierdzenia, że ktokolwiek konkretny jest go pozbawiony.
„Skad te tony pasywnej agresji? Ktos Cie skrzywdzil mowieniem inaczaej niz Ty?”
Naprawdę widzisz gdzieś agresję w moim wpisie? Tworzysz, Kocie, nowe byty, które dotąd nie istniały.
Jeśli ktoś mówi inaczej niż ja, to jest jego sprawa. Lubię, kiedy ludzie mówią pięknie albo zabawnie. Boli mnie, kiedy kaleczą język polski, bo ja tę polszczyznę kocham. Nowe wynalazki językowe albo mi się podobają, albo nie. Jest to moje zdanie i nikomu go nie narzucam.
Odwróćmy pytanie: uważasz, że kogoś krzywdzę, mówiąc to co myślę o używaniu języka? I, na Boga, zwróć uwagę, że mówię bezosobowo.
„Gustu ubraniowe, na ktore sue powolujesz, tez moga byc rozne I chwalic Boga ze sa rozne.”
Naprawdę myślisz, że chciałabym wszystkich umundurować według własnego widzimisię? Oczywiście, że gusty są różne. Byłoby jednak miło, gdyby łączyło je coś, co pani Xymena Zaniewska nazwała kiedyś „prawdziwym poczuciem
stosowności”. Rzecz ma się podobnie jak z używaniem mowy.
„W internecie znajdziesz mase artykulow na temat historii tworzenia form zenskich od zawodow, stanowisk i tytulow w jezyku polskim.”
Znajdę je również poza internetem, studiowałam polonistykę i mam w tym niejaką wprawę.
„Ale mozna powiedziec premierka, zwlaszcza, ze nasi sasiedzi-Czesi juz od wielu lat takiej formy uzywaja.”
Nasi sąsiedzi Czesi mówili też Margareta Taczerowa.
Podsumowując: Kocie, mówiłam tylko o tym, co mnie się podoba albo nie podoba. O biskupkach i premierkach nie twierdziłam, że są nieprawidłowe, tylko że MNIE zgrzytają. Nie narzucam swojego zdania (chyba że mam do czynienia z ewidentnymi błędami językowymi) ani Tobie, ani nikomu innemu.
Cichalu, no właśnie. Te impoderabilia. Przyjaciółka mogłaby zabrzmieć dwuznacznie, prawda? Bo ma ona takie różne konotacje. Przyjaciel, choćby pciżęskiej to po prostu przyjaciel.
Ewo, spoczko! Jestem przyjacielem Cichala, a nie przyjaciółką…
Twoją mogę być przyjaciółką całkiem spokojnie.
Kocie….
zainstaluj sobie polskie diakrytyki i pisz powoli, bo wygląda na to, że jesteś – po angielsku – hyperactive, a po polsku…lekuchno nadaktywny czy jak tam nazwać. Obserwuję Mrusię, ona swoje wie, ale specjalnie się nie wychyla z udzielaniem nauk.
Owszem, jak jej trochę za długo drapać brzusio, to delikatnie pazurkiem da znać, że wystarczy.
Nisia ma takie samo prawo do wypowiedzi na każdy temat, jak każdy z nas. Przeczytaj jeszcze raz Twój wpis. Bardzo poprawny język. Mnie to rozśmieszyło, przyganiał kocioł…
Ewo47, swoją drogą byłoby fajnie, gdyby kobieta została naszą premierzycą, hehe.
Ta cała ministra i analogicznie premiera to prosto z łaciny. Historia magistra vitae, nieprawdaż. Magistra = nauczycielka. Ministra – itd.
A premierzyca nawet zaczyna mi się podobać. Bywały już przecież papieżyce. Historia naprawdę magistra vitae!
Pełna zgoda z Kotem ❗ Słowa należą do tak zwanych ukrytych technologii czyli organizują sposób myślenia i spostrzegania rzeczywistości, często poza naszą świadomością . Żeńskich nazw wielu zawodów nie ma ponieważ kobiety nie były do nich dopuszczane. Sytuacja się zmieniła i słowa powinny ją odzwierciedlać.
Oczywiście, nie będzie łatwo zmienić nawyki językowe. Nowe końcówki będą przez jakiś czas zgrzytać w uszach. Ale to nie powód żeby ich nie wprowadzać. Słowa są desygnatami rzeczywistości czyli muszą tę rzeczywistość odzwierciedlać a nie przekłamywać. „Powstaniec” jest mężczyzną a nie kobietą 😎
Trzeba „odpowiednie dać rzeczy słowo” ❗
I nie ma co obrażać się na to, że świat a z nim język, nie stoją w miejscu.
W XIX wieku słowo „studentka” oznaczało kochankę studenta 😯 🙄
Studentek, w obecnym rozumieniu tego słowa, po prostu nie było 😉 Gdybyśmy dzisiaj próbowali mówić na kobietę „student” zamiast „studentka”, byłoby to dziwaczne, tak, dziwaczne wydaje się teraz słowo „powstanka”. Za jakiś czas słowo „powstanka” nie będzie „zgrzytało” 😉 😎
No, Kocie, o Tobie Czesi powiedzieliby: Kotowa Mordechajowa!
Teraz moja przyjaciółka Nisia, dała Ci wycisk! A swoją drogą, czy nie mógłbyś Kocie pisać po Polsku tak jak pan Bóg przykazał? Yurek uczył jak to się robi. Byłoby to „prawdziwe poczucie stosowności”.
…tak, jak dziwaczne …
Alicja = Marynara Incomparabilis.
A może Incomparabilia? Nie jestem pewna koncówki.
Cichalino, jak morza i oceany kocham, nikomu nie chcę dawać wycisku!!!
Myślałam jednak, że podobnie jak wszyscy, mam prawo wypowiedzieć własne zdanie.
Ahoooooj (to po czesku)!
Jagodo, odwrotnie. To rzeczy są desygnatami słów.
Jagodo, skądinąd słusznie (pomijający nieszczęsne desygnaty) twierdzisz, że:
„Żeńskich nazw wielu zawodów nie ma ponieważ kobiety nie były do nich dopuszczane. Sytuacja się zmieniła i słowa powinny ją odzwierciedlać.
Oczywiście, nie będzie łatwo zmienić nawyki językowe. Nowe końcówki będą przez jakiś czas zgrzytać w uszach. Ale to nie powód żeby ich nie wprowadzać. Słowa są desygnatami rzeczywistości czyli muszą tę rzeczywistość odzwierciedlać a nie przekłamywać. ?Powstaniec? jest mężczyzną a nie kobietą.”
Zawodów nie było różnych, zgoda.
Ale w czasie Powstania nie istniało słowo „powstanka”. Przez 70 lat te wspaniałe kobiety były powstańcami, w domyśle: równymi mężczyznom. Bądź dla nich dobra, pozwól im jeszcze te kilka lat być powstańcami, skoro one tak chcą. Nie uważasz, że im się należy?
Jakoś chętniej zrobiłabym tę małą przyjemność im niż feministkom.
Bo nie zna życia kto nie służył w marynarce…
Nowe dwuznaczniki:
– Słyszałem, że byłeś wczoraj na premierze…
(wg schematu : Czy Pani była już pod sądem?
– Pod całym to nie, ino pod tym brenetem” – tu podsądna wskazała na prokuratora…)
No, dość już dowcipów
Na kolację była sałatka z pomidora malinowego, fety, szczypioru i ogórkaw małosolnych. Dobra była.
Całkowicie się zgadzam z Nisią, mniej z Kotem, ale najzabawniejsza jest Alicja (21:52) w swoim małpim odruchu „naszych biją”.
Nisiu, nie wykrecaj Kota ns druga strone, tylem do publiki. Skoro ktos powiada, ze”Wyczucie języka (w sensie mowy, a nie ozorka w śmietanie) potrzebne jest tak samo jak dobry gust w ubiorze.”, to znaczy wylacznie jedno: ten komu jakies slowa nie „brzmia pociesznie” , jak to nazywasz, nie ma wyczucia jezykowego. Moje wyczucie jezykowe odbiera to jako uwage pasywno-agresywna..
A przy okazji biskupek. Oczywiscie, ze slowo „biskupka” wejdzie do jezyka, tak, jak ze 20 lat temu weszly juz slowa „rabinka” czy „pastorka”. Zycie stwarza potrzebe wprowadzania nowych slow. Moja Stara przypomina ile problemow nastarczyla Pani Thatcher gdy zostala baronem. Tak baronem, bo slowo „baronessa” nie istnialo w jezyku polskim, jak chorem zapewniali ja redakcyjni koledzy, proponujac „baronowa”. Ale pan Thatcher baronem nie byl. Wiec nalezalo wprowadzic nowe slowo do polszczyzny, baronessa. Stara powiada, ze byly ogromne protesty. Lepsza byla jednak baronessa niz baronka, z tym sie wszyscy zgadzali. . Wiec baronessa zostala, bo Stara stoczyla wielka bitwe. Dzis nikogo to juz nie razi i byc moze jest juz w slownikach. .
Sorry Alicjo za bledy i literowki. Bradzo zle widze, zwlaszcza pod wieczor gdy jestem zmeczony. Niekorygowalna niczym wada wzroku od wczesnego kociectwa. Bardzo ubolewam, ze inni musza sie zmagac z moim pisaniem.
No, owszem, Slownik PWN:
Baronessa
baronessa ?kobieta nosząca tytuł barona lub żona barona?
Widac, ze rozszerzylo znaczenie i moze juz nawet oznaczac zone barona.
Kocie, jeśli zamierzasz szukać agresji tam, gdzie jej nie ma, to widać sprawia Ci to przyjemność. Powodzenia.
Prawdą jest, że jeszcze przed II wojną słowa „kobieta” i „dziewczyna” oznaczały jednocześnie płeć, stan cywilny i niski status społeczny Wańkowiczowie, kiedy sprowadzili się do Warszawy, a Melchior dopiero zaczynał zarabiać, zatrudnili „kobietę do wszystkiego” i tak na nią się mówiło „Kobieto plendko” (Ziele na kraterze). Moja Janeczka – wcale nie arystokratka – nie lubiła modnego za mojej młodości słowa „dziewczyna” „Dziewczyna w kuchni podłogę szoruje” – mawiała. Każde, żeńskie stworzenie, które wyrosło z króciutkiej, przed kolanka spódniczki było w jej pojęciu „panną”, a każda podwika w kapeluszu czy w berecie – nie w chustce – to była pani. Potem się jednak to zdemokratyzowało, ale i język sporo stracił. Nie ma już np Skarżanek, Pietruszanek (miałam w klasie koleżankę, córkę Pietruchy) nawet końcówka -ówna zanika w nazwiskach i -owa też. I jak to bez Platerówny, Wałęsówny i Wałęsowej? Czy ktokolwiek pisząc o córce premiera używa formy „Tuskówna”? Piekielnie się to wszystko spłaszcza.
Bo ona nie zadna Tuskowna, tylko Tusczanka? Nazwiska panien majace w koncowce rdzenia G ( Skarga) sa na -zanka (Skarzanka) . A jak na -k, – to -czanka (Ginczanka) . To po to aby uniknac g…na w nazwisku.
Pyro, dla mnie to się nie spłaszcza, tylko psieje. Niestety (
A jak z żeńskimi końcówkami nazwisk kończących się na -0 np Wlazło,Kisło?
Jak w przedwojennym wicu. Córka pana Jemgi…
A nie, Cichaleńku, to Jemczanka. O!
Jemżanka. Z powodu oboczności g = ż.
Wlazłowa, Wlazłówna, Kisłowa, Kiślanka.
Masło, Maślanka.
Kefir.
A ja sobie mogę być Szwajówną, ale zgrabniejsza językowo jest Szwajanka. Na moją babcię mówiono Szwaina.
A toś mnie Pyreńko zażyła z mańki!
Hej, Panienko! A nie pora spatuchny?
A bardziej z czeska to Jemna
Panno Szwajanko, a nie miałaśę Ty kuzyna w Krakowie. W latach 50tych miałem kolegę, Rysiek, albo Andrzej Szwaja. Duży i bardzo fajny koleś. może to rodzinne?
Jemga to bedzie z pewnoscia Jemzanka, nie Jemczanka. Dzwieczne g w rdzeniu zawsze przechodzi w „zanke”. Bezdzwieczne k dostaje przyrostek „czank” i koncowke a.
A córka (a może żona?) Pietruchy nazywa się obecnie Pietrucha. Julia, Bardzo zdolna młoda dama.
http://www.youtube.com/watch?v=6mPkJyo5G34
Do wszystkich przyjemnych Szwajów chętnie się przyznam. Nie wszystkich znam. Rodzina jest generalnie z południa: Kraków, Zagłębie.
Spatuchny bardzo mi się podoba. Podobnie jak nigdzie już chyba nieużywana forma (w wołaczu) mamuchnu. Nie mamuchno, a właśnie tak. albo synuchnu. Curuchnu. Bardzo staroświeckie.
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,138262,16373809,Magda_Gessler___Z_gory_wiemy__ze_nas_oszukaja_i_bedzie.html#TRwknd
dzień dobry …
a książki Pani Szwaji można kupić w komplecie z wakacyjną prasą … w TV tak mówią … 🙂
ciepło od rana …
Nisiu,
Nie pisałam o zawodach, których nie było, ale o tych, które były, i do których kobiety nie były dopuszczane, dlatego nie powstały ich żeńskie nazwy. Wraz z wejściem kobiet do tych zawodów trzeba takie nazwy tworzyć. To chyba naturalne i oczywiste. Jest nowe zjawisko/sytuacja/przedmiot, nadajemy nową nazwę. Logiczne.
Piszesz:
„Bądź dla nich dobra, pozwól im jeszcze te kilka lat być powstańcami, skoro one tak chcą. Nie uważasz, że im się należy?”
Mylisz, niestety, dwie płaszczyzny. Prywatną płaszczyznę uprzejmości ze społeczną/ogólną płaszczyzną opisu rzeczywistości.
Jeżeli jakakolwiek pani życzy sobie żeby do niej czy o niej mówiono „powstaniec”, to bezwzględnie należy uszanować jej życzenie. To kwestia szacunku i uprzejmości. Inaczej rzecz się ma, kiedy opisujemy rzeczywistość. Słowa powinny ją opisywać możliwie najwierniej.
Piszesz:
„Jakoś chętniej zrobiłabym tę małą przyjemność im niż feministkom.”
Czy uważasz, że życie ma charakter zero – jedynkowy i nie można być równocześnie uprzejmym wobec obu stron sporu?
Zaskakuje mnie Twój niechętny stosunek do feministek. Pomijając skrajności, bo gdzie ich nie ma, niezwykle dużo zawdzięczamy feministkom. To one znosiły, przez całe lata, upokorzenia, więzienia, oddawały życie za to żebyśmy miały te prawa, z których dzisiaj korzystamy. Czy pomyślałaś jaki byłby dzisiaj Twój status społeczny gdyby nie feministki?
Przyjemność, w ramach swoich skromnych możliwości, chętnie funduję różnym ludziom. Dla feministek żywię szacunek wdzięczność.
Oczywiście, przejęzyczyłam się, słowo nie jest desygnatem
http://pl.wikipedia.org/wiki/Desygnat
moja pomyłka nie unieważnia zależności pomiędzy słowem/pojęciem a jego desygnatem.
Desygnatem słowa/pojęcia „powstaniec” jest mężczyzna a nie kobieta. W przypadku kobiety walczącej w powstaniu konieczne jest dodanie kolejnego słowa/pojęcia „kobieta”. „Kobieta powstaniec”.
Pyro, Cichalu,
nie wydaje mi się żeby świat się „spłaszczał” czy też „spsiał”.
Świat się po prostu zmienia. Ciągle się zmienia. Chyba nie tęsknisz Cichalu za światem, w którym „cham” z pokorą „brał w mordę od pana”. W którym chorych psychicznie przekłuwano do ścian. I tak dalej i tak dalej. Świat jest coraz lepszy. Oczywiście ma to swoją cenę, między innymi rezygnacji z dotychczasowych nawyków.
Nie ma darmowych lunchów
Są też aspekty negatywne, bo jak mawiał klasyk „wszystko ma plusy dodatnie i plusy ujemne”.
Uważam Pyro, że to bardzo dobrze, że wyszły z użycia formy „-owa”, „-ówna” czy też „- ina” (sędzina = żona sędziego). Nie świadczy to, moim zdaniem o „spłaszczeniu” świata, ale o wyemancypowaniu i upodmiotowieniu kobiet. Rezygnacji z patriarchalnego protekcjonalizmu, kiedy to kobietę „definiowano”/opisywano poprzez jej relacje z mężczyzną.. Kobieta jest podmiotem sama w sobie i nie ma potrzeby ogłaszania światu jakie są jej relacje z mężczyzną.
Emilia Plater powstanką? Jak Wańka – Wstańka? De gustibus…
Gorąco, słonecznie, lipcowo. Z nad Malty dobiegają śmiechy, okrzyki, zapowiedzi – c.d triatlonu letniego Pies chce wyjść, ale nie chce chodzić; przynajmniej na dłuższy spacer. Jak Babcia – 50m i poleżeć pod ławką w cieniu, na chłodnej trawie. Do domu nie chce wracać, bo zapachy, ślady, kumple na spacerze i dzisiaj atrakcja: kot na smyczce z dumnie podniesionym ogonem. I dwa wstrętne dwunogi – jego pani i młodzian z kotem; nie pozwolili ani na polowanie, ani na zabawę. I bezczelna bestia kot, który zupełnie zlekceważył jamnika na smyczy. Radzio chyba jeszcze przeżywa, bo kręci się niespokojnie przez sen i czasen powarkuje.
„Emilia Plater powstanką?”
Dlaczego nie? Skoro można „niewiastom” i „białogłowom” wymyślać od „kobiet” 😉
Dotarłam szczęśliwie, acz z opoźnieniem, do domu. Walizka została w Monachium. Deja vu…
Wszystkim Anno, Aniom i Aneczkom spóźnione uściski 🙂
Jagodo, jak się przekłuwa do ścian ? 😯
Jagodo – toż napisałam, że o gustach się nie dyskutuje. I zauważ, że nikt nie zarzuca tym nowotworom niepoprawności gramatycznej. Ależ tak; gramatycznie są poprawne (prawie jak bełkot polszczyzny urzędowej). I gdzieś czytałam, że nadgorliwość gorsza od faszyzmu. To ja już pozostanę kobietą z marginesu – nie społecznego, Boże broń, tylko językowego. Nadal cenię sobie natchnione „Pawiem narodów byłaś i papugą,”
Oj, Pyro, nie plec…. 🙁 Powstanka jest jak mieszkanka albo jak wybranka albo jak branka. Co ma do tego wańka ? wstańka? Taki przyklad jest nie przypial nie wypial. To sa dwa odmienne paradygmaty gramatyczne . I nie ma to tez nic wspoolnego z „de gustibus”. To nie kwestia czyjegos gustu, tylko norm gramatycznych. I norma gramartycxzna najwyrazniej jest suoer-poprawna gdy mowimy o powstankach – tak jak o mieszkankach, brankach i wybrankach.
Nie checsz uzywac tego slowa? Nie uzywaj! Ja nie uzywam wielu slow, ktore uwazam za niestosowne, przynajmniej publicznie, a niektorych nigdy, nawet we wlasnym gronie na dachu garazu.
Tak, Jagoda ma racje, swiat w ktorym zyjemy jest o niebo lepszy niz ten w ktoprym zylismy nawet tak niedawno jak nasze lata mlodosci. I jedna z oznak tego lepszego swiata jest fakt, ze dzis w ogole o powstankach sie mowi – o roli jaka odegraly w tym powstaniu kobiety, o tym ze w nim w ogole braly udzial. Jak malo o tym mowiono dotad najlepiej swiadczy fakt, ze forma „powstanka” nie pojawila sie wczesniej i 70 lat po Powstaniu Warszawkim nalezy ja przypominac lub tworzyc na nowo.
Małgosiu,
przez wiele lat ludzi chorych psychicznie trzymano w lochach. W ścianach były haki, do których przekłuwano krótkie łańcuchy, łańcuchy były przytwierdzone do stalowych obroży umieszczonych na szyjach ludzi chorych.
Pyro
nikt Cię do niczego nie zmusza, mów jak chcesz. Spróbuj jedynie przyznać innym tyle praw, ile przyznajesz sobie. Zauważ, że nikt, w przeciwieństwie do Ciebie, nie ośmiesza i nie deprecjonuje Twojego nazewnictwa, koncentrując się na merytoryczne stronie sporu.
Jagodo, chyba jednak przykuwać a nie przekłuwać.
Jagodo – wręcz przeciwnie, uznaję pełne prawo każdego do wyrażania swoich myśli w formie jemu odpowiadającej. Tłumaczę jedynie, że dla mnie (zauważ: dla mnie) to dziwactwo i niepotrzebne kalki z języków o zgoła innej budowie. W końcu kobietom nieco ode mnie starszym wydawało się, że gestem wyzwolenia jest palenie staników. Firmy bieliźniarskie mają się nieźle. I już nie jedno dziwactwo wnoszone na sztandary w zbożnym celu, spoczęło sobie w archiwach. To tyle na temat.
„niepotrzebne kalki z języków o zgoła innej budowie”.
A z ktorych to znaych Ci jezykow sa to „kalki”?
Nie, Kocie Nie wlezę do Ciebie na barykadę. Lepiej siądźmy sobie w altanie z dzbankiem kruszonu czy innej sangrii. Mój okres Sturm und Drang, już minął.
Tak, Małgosiu, masz rację.
Jaki jest sens w spieraniu się o literówki?
Jagodo, to powtórzone przez Ciebie dwukrotnie słowo wzbudziło moje zdziwienie, ponieważ o przykuwaniu pacjentów, więźniów czy niewolników doskonale wiem.
Strasznie kręcisz Pyro. Mieszasz słowa i biustonosze 😉 podobne nie wchodzisz na barykady, ale wyśmiewasz i deprecjonujesz to, co nie po Twojej myśli …. spod barykady? 🙄 Ale wolna wola 😉
Małgosiu, przepraszam, nie zauważyłam literówki 😳
Jagódko! Tęsknię do czasów, kiedy byli inteligenci i żule i mówili swoimi językami. Tęsknię do czasów, kiedy inteligenta poznawało się po używanej przez niego polszczyźnie, tak mówionej jak i pisanej. Kiedy w radiu nie zachwalano programu mówiąc, że będzie zajebisty. Kiedy nie było poprawności politycznej i chamowi można było powiedzieć, że jest chamem!
No, to prawda, ze od nadejscia poprawnosci politycznej Prawdziwy Inteligent nie moze juz nawymyslac komus od chamow, ani nawet sprac po pysku.
Jedyna nadzieja, ze Korwin-Mikke z czasem odwroci te niebezpieczne trendy.
Dzien dobry,
A ja dzisiaj rozpoczelam sezon sliwkowy. Moja ulubiona sasiadka, pani Vera, lat 84, ma w ogrodzie kilka sliw, ktore rokrocznie oporzadzam :). Porzadne wegierki, koszyk dla mnie, koszyk dla sasiadki (i kilka ton na drzewach), i tak do konca sierpnia :).
Upał dzisiaj niemożebny i na mieście wiele pań bez biustonoszy.Jeśli biust odpowiedni,to dlaczegoż by nie?Myślę,że wielu panów jest podobnego zdania 😉
Na miasto nie wybrałam się jednak po to,by liczyć panie w albo bez staników.
Celem mej zbożnej wędrówki były Targi Książki Kucharskiej,do odwiedzenia których nasz
Szanowny Gospodarz zachęcał już w środę.Kochani,warto było albowiem:
-pogawędziliśmy sobie miło z Gospodarzostwem
-pooglądałyśmy razem z Latoroślą najróżniejsze książki kucharskie
-wysłuchałyśmy rozmowy znawców o tym,czy można się nauczyć gotować z książki kucharskiej.Osobiście uważam,że można,a im dalej w las (albo raczej im dalej w garnki) to tym chętniej eksperymentujemy i nie zawsze trzymamy się przepisów.
-zakupiłyśmy drobne to i owo-w sam raz na dzisiejszą kolację albo na jutrzejszy obiad.
Zresztą nie tylko,bo marokańska pasta orzechowa,pizdrygał porzeczkowy oraz konfitura truskawkowo-lawendowa przydadzą się przy innych okazjach też,na pewno i w sam raz !
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/6040734610230729217
Kotku ależ masz obciążenia! Nie chodzi o pyskówki czy mordob icia. Mylisz inteligenta z żulem i KM z dżentelmenem. Chodzi o możliwość NAZWANIA np idioty – idiotą itp.
Tuwim, czy też Słonimski: Nazwanie kogoś idiotą, to często nie inwektywa, tylko diagnoza! 🙂
Ewo-już niejedna walizka została w Monachium,bo nie zdążyła zabrać się na odpowiedni,przesiadkowy samolot.I gdzie ta niemiecka solidność,no pytam gdzie???
Grunt,że Ty jesteś w domu,a my będziemy mieli już niedługo ciekawe sprawozdanie 🙂
Jagodo, zastanów się nad wnioskami jakie wyciągasz. Poważnie. Po pierwsze: nie mylę żadnych płaszczyzn, tylko używam skrótu myślowego. Dalej. To, że napisałam, że wolę zrobić przyjemność dziewczynom (mocno już byłym) z powstania niż feministkom, nie znaczy, że nie szanuję osiągnięć feministek. Albo że mam do nich niechętny stosunek. I to raczej Ty prezentujesz zerojedynkowe widzenie świata, skoro tak mała i niewinna uwaga jest dla Ciebie powodem do zdiagnozowania mnie jako przeciwniczki feministek. Otóż ja je za jedne rzeczy lubię, a za inne nie.
I daruj sobie, proszę, teksty nauczycielki ze szkoły podstawowej typu „czy pomyślałaś co im zawdzięczasz”. Jestem już dość starą dziewczynką i od dawna przyzwyczajoną do myślenia. Czarno-biały świat natomiast skończył się dla mnie mniej więcej kiedy miałam trzynaście lat.
Swoją drogą nie wiem, skąd u Ciebie i Kota takie poczucie wyższości nad pozostałą ludzkością? Demonstrujecie je bardzo wyraźnie. Naprawdę myślisz, że Małgosia nie wie o przykuwaniu psychicznie chorych do ścian? Też jest dużą dziewczynką, choć nie starą jak ja. Zdążyła przeczytać różne książki, obejrzeć filmy i obrazy.
A przekłucie nie jest literówką, hehe. Byłoby nią np. przekycie. Pomyliły Ci się słowa – co zresztą każdemu się zdarza i nie ma się czym przejmować. A już na pewno nie warto kręcić.
Cichal, a dzieci są zakałą ludzkości – jako klasa próżniacza i nieproduktywna!
Tak sobie stopniowo doczytuję blogowe dysputy i rozmowy.
Skoro było o powstańcach (powstanka jakoś ciężko przechodzi mi przez gardło) to może
kogoś zainteresuje wystawa zdjęć w Al.Ujazdowskich:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,16383167,856_portretow_powstancow_stanelo_w_Alejach_Ujazdowskich.html
Nisiu-nie nerwujsia 🙂
Lepiej opowiedz,jak było na Twej Kochanej Fregacie,bo wydaje mi się,że wróciłaś ledwie co na ląd,chociaż może jestem w mylnym błędzie,
Podwieczorek – czyli ten znakomity placek ze śliwkami (ma wadę – trzeba talerzyk trzymać pod brodą, albo zaopatrzyć się w dyżurną kurę zjadającą okruchy) i dzisiejsza porcja szprycera. Nie wiem, czy zasługuję na takie luksusy.\Danuśka = tak. jak przewidywaliśmy – impreza ciekawa i smaczna w wielu znaczeniach. Dzięki za foto-reportaż.
Poopowiadam jeszcze o naszej dzisiejszej przygodzie kulinarnej.
Na warzywnym,podzamkowym targu kupiłyśmy też kwiaty cukinii.
No,NARESZCIE,w Warszawie.A wiecie,kogo podpytałyśmy z Latoroślą o przepis na przyrządzenie rzeczonych?
Sławną Tessę Capponi:http://domwtoskanii.blox.pl/2011/10/Slowami-Tessy-Capponi.html
Tessę poznałyśmy dzisiaj dzięki Basi Adamczewskiej.
Oj,warto połazić czasem trochę po stolicy w niedzielne popołudnie 😀
Z opóźnieniem jednodniowym spełniam kielich imieninowy z życzeniami smakowitych poranków, słonecznych dni i spokojnych wieczorów. W Wasze ręce przypijam Anie i Krzysie
https://www.youtube.com/watch?v=GKBmnv2XEcg
Echidna
Onegdaj dzieci były na farmie borówkowej (czarne jagody)
Przytachały całe wory! Wszyscy, włącznie z żółwiem, obżeramy się do wypęku. Olbrzymie, smaczne, ale nie mają tego naszego zapachu lasu i zupełnie nie farbują. Ot, amerykański wynalazek.
Jolinku – dzięki lecz cytryny zostały przerobione. Znalazłam przepis na Limoncello i chyba następnym razem zrobię.
E.
Echidno,
„w wasze ręce perswaduję” 😉
(„Bynajmniej nie jest mi to obojętne”)
Śliwki węgierki!!!! W moich obszarach nie występują 🙁
Cichalu,
Z tymi jagodami to prawda – nie to samo, co polskie farbujące i lasem pachnące. W tym roku zasadziłam dwa krzaczki. Może jeszcze jesienią dosadzę ze dwa, jak nie zapomnę.
Nie wiem, kto zbierze pierwszy – ja czy czipmanki, z porzeczkami znowu zrobiły mnie na szaro 🙄
Z racji swojego zawodu i funkcji, wiele lat miałam ścisły kontakt z weteranami, w tym uczestnikami Powstania. Byli wtedy o 30 (co najmniej) lat młodsi, niż dzisiaj (i ja też). Znacznie mniej pomnikowi, niektórzy ciężko pokiereszowani przez wojnę psychicznie, inni stale jeszcze pełni świętego ognia; bardzo ciekawe i niejednorodne środowisko. I znałam wiele kobiet spośród nich. Piszę w czasie przeszłym, bo żadna z osób wtedy współpracujących w związku, już nie żyje;
kpt rez E.Galicowa – ścisłe kierownictwo tajnego nauczania’
hm Aleksandra Bieleżewska – z-ca komendantki opieki nad więźniami i sama w obozie Ravenbruck (zastęp więzienny ZHP „Krata),
łączniczka i sanitariuszka zgrupowania Radosław; po wojnie lekarz – psychiatra, żona kierownika wojskowego zespołu artystycznego; popełniła samobójstwo w nawrocie depresji (7-a próba). I wiele, wiele innych. I niech mnie klątwa bogów dopadnie, jeżeli o którejś powiem „powstanka”. Cześć ich pamięci!
Siatka Alicjo, siatka! Czipmanków u nas nie uświadczysz lecz innych rozbójników łasych na kolorowe bąbelki sporo. Raz zrobiły mnie, nieświadomą stanu rzeczy na „szaro” i wystarczy. Jak chcesz sama zbierać plony z krzaczków polecam:
http://bonnieplants.com/library/protecting-strawberries-from-birds/
Chyba że bawi Cię igraszka pt: „Kto pierwszy”.
E
PS do poprzedniego
Kupiłam wąż do podlewania (najtańszy jaki był) do kompletu tyczki bambusowe i buduję konstrukcję opartą na łuku, wysokość zależna od wielkości roślin. Na tym rozpinam siatki. Truskawki, winogrona, porzeczki, borówki są teraz nasze. Łotrzyki siadają z boku lub na płocie i wpatrują się jak przysłowiowa sroka w gnat.
Na marginesie – ustrojstwo wielorazowego użytku.
Dobranoc z mojej połówki
E.
Echidno,
o siatce to ja myślę po szkodzie 🙁
Potem zapominam, aż do następnego razu. Jak Jerzoru udało się w ubiegłym roku zebrać wór porzeczek – pojęcia nie mam, chyba zwierz był wyjątkowo leniwy, bo Jerz nie taki, żeby warował przy porzeczkach, o nie!
A Tobie zazdroszczę cytryn prosto z drzewka!
Cichalu,
ja patrzę na zmiany w świecie z dużym podziwem. Co nie znaczy, że nie dostrzegam minusów i zagrożeń. Dostrzegam, ale uważam, że pozytywów jest znacznie więcej 🙂
Nisiu, na Twoje pytanie skad sie bierze moje „poczucie wyzszosci nad pozostala ludzkoscia” odpowiadam szczerze: z tego sie bierze, ze jestem lepszy, ze mam wieksze poczucie jezyka, ktpre nalezy miec jak dobry gust, z tego ze mam dobry gust podczas gdy wielu innych go nie ma, albo nie umywa sie do mojego. To tylko niektore punkty pozwalajace mi odczuwac wyraznie poczucude wyzszosci.
Zauwaz, ze mowie w formie bezosobowej, nikomu konkretnemu niczego nie imputujac. Mogw sobie pozwolic bo jestem ( w domysle) lepszy.
A do moich szczegolnych upodoban nalezy uswiadamianie innym, ze bedac lepszym mam opstatnie slowo. Wiec na tym zakoncze niezwykle plodna wymiane hmmm… mysli z Toba.
Kocie, zebrało Ci się nie na żarty, na żarty. Cenię Twoje poczucie humoru! 🙂
Kocie 😆 😆 😆
Annom – trochę po terminie – wszystkiego najlepszego. 🙂
Myślę, że językoznawcy z zaciekawieniem i uznaniem zapoznaliby się z blogową dyskusją językową, mimo że jest w niej sporo napięć. Ale temat wart jest sporu.
Danuśka,
a cóż to jest ten pizdrygał porzeczkowy ? Co zrobisz z kwiatami cukinii ? Ciekawa jestem też smaku i aromatu konfitury truskawkowo – lawendowej. Pewnie będzie smakowana później, ale napisz proszę wtedy o wrażeniach. Bardzo sympatyczne zdjęcia.
A Ewa z jednych upałów wraca do naszych krajowych skwarów.
Powtórzę kolejny raz:
Pani Moniko, kocham Panią! 🙂
Rozpocząłem sezon śliwkowy, pięć kilo mirabelek stoi w cukrze. Zapach rozszedł się po całym domu. Zima idzie czy co? Po uwzględnieni eksportu, dostaw krajowych, rozdawnictwa na lewo i prawo, słoiczków zostanie pokaźna ilość. A to początek sezonu…
Krystyno-tu wszystko o pizdrygałach 🙂
http://www.warszawa.pl/ramka/?l=Informacje_dla_turystow/Gdzie_zjesc/142,3683,2,1,0,0-Pizdryga%C5%82_i_%C5%BCubrowiec.html
Na wszystkich stoiskach można było próbować,ile dusza zapragnie.Spróbowałyśmy zatem
między innymi ową szczególną odmianę konfitury porzeczkowej i decyzja zapadła,by kupić.Naprawdę smaczny dodatek do mięs czy wędlin.Marokańską pastę orzechową też
kosztowałyśmy,świetna.O konfiturze truskawkowo-lawendowej rzetelnie sprawozdam.
Misiu-jesteś wielki !
Krystyno-kwiaty cukinii usmażę w bardzo lekkim cieście naleśnikowym.
Będą jutro na obiad jak znalazł 🙂
A poza tym czuj duch,Gospodarzostwo lada chwila będą w Gdyni….
Już miałam wszystko powyłączać, bo zapowiadała się solidna burza, ale powiało, pohuczało – i przestało. Nie ma burzy jak dotąd. Jutro ma być równie upalnie. Mam od dzisiaj pół woreczka ugotowanego ryżu i pół puszki zielonego groszku. Dokroję paprykę, surowe pieczarki , ogórek świeży i kiszony, pomidora bez pestek i co się tam nawinie i zrobię sobie taką sałatkę, jak Alicja z kus – kus. Będę się nią żywiła cały dzień, tylko czosnku nie dam (we wtorek dentysta, więc „chuch” lepiej nie czosnkowy).
Danuśko, czy ja się denerwuję?
Otóż nie. W ogóle się nie denerwuję. Natomiast wypowiadam swoje zdanie na różne tematy. Staram się nikomu nie uchybić, ale też staram się bronić, kiedy ktoś daje mi do zrozumienia, że nie myślę.
W sprawie feministek: po zastanowieniu – nie mogę ich lubić. Bez stanika wyglądałabym koszmarnie. Nie każdemu dobry Bozia dał figurę.
Misiu, to do mnie było? Nie jestem pewna, bo ja tu biegam za Nisię, ale znowuż chyba nie było ostatnio innej Moniki. Jeśli słusznie odczytuję, to zawisam Ci niniejszym na szyi z podziękowaniem. Jeśli nie, pozostaję w otchłani rozpaczy.
Danusiu, nie płynę w tym roku nigdzie. Z wielu powodów, każdy w sumie nieprzyjemny.
Danusko,
Jak masz duzo kwiatow, to zrob koniecznie quesadillas de flor de calabaza – pyszne!
Do Ciebie, Nisiu. Do Ciebie ta inwokacja. Mnie się Misio jeszcze pochwalił, że aby narobić pierogów i domowego makaronu, był zbudował wczoraj stolnicę. A wszystko dlatego, że zlikwidował w swojej kuchni laminowane blaty, a na elegancji wałkować i ciąć nie będzie. No, to się zabrał za pracę konstrukcyjną.
Deszcz pada, burzy nie ma, za to jest kanonada nad Maltą – pokaz sztucznych ogni na gali triatlonu. Pogoda wytrzymała aż do tego pokazu.
Z niecierpliwością czekam na dojrzałe mango, paprykę wyhodowaną na słońcu, młodą cebulkę,
żeby zrobić chutneya. W tamtym roku wyszedł mi rewelayjny. Najważniejsze w moim chutneyu było to, że oprócz tego, że bardzo smaczny , to jeszcze świetnie się przechowuje, nie tracąc przy tym smaku. Kartoflak z chutneyem : REWELACJA!!!
Misiu! Przedaj przepis. Robiłem z gruszką jabłkiem, ale z papryka – w życiu!
Mis zlikwidowal laminaty. To droga sprawa. Przy czym ciagle narzeka na niedoinwestowanie. Podobnie jak Pyra, ktora musiala brac pieniadze na „leczenia psa” od Pana Lulka….
Ze jak? Ze zlosliwa jestem? Tak, ale to zadna zlosliwosc, tylko fakty!Przepraszam za moja pamiec.Sorry , z pamiecia nie sposob walczyc.
Zdaje sobie sprawe, ze to nie zbyt ladnie tak na pulicznym blogu, ale przeciez skad bym to wiedziala….?
Chyba jestem zbyt poprawna. Ale na to nie ma lekarstwa.
Taka pozostane.
Brakuje mi tutaj Placka, Slawka z Canady, jego Brata, ze nie wspomne o innych….Szczesliwie Nemo dala sia nawrocic.
Ide pichcic. U nas prawie obiadowa pora. Do milego…
Niunia, poprawnościa bym tego nie nazwała, a raczej brakiem taktu- najłagodniej rzecz ujmując.
Tez tak uwazam Esko, ale co poradzic?
O kurczę blade!
U nas wreszcie się przeburzowało, byliśmy u Rogera na wspaniałym jedzonku, mniam mniam mniam.
Z Nisią zjadłyśmy beczkę soli na wiadomej łajbie (zaraz idę zapłakać do kącika, że nie w tym roku!).
Nie każdy musi wszystkich kochać ani lubić. Można omijać.
Prtoste jak świński ogon – jak mawia Jerzor.
Poza tym chciałabym przypomnieć, nieśmiało, że „żivot je cudo”
i podobno „Innego życia nię będzie”.
Niech ta…
Totez nie wszystkich kochamy, czy lubimy. Proste jak sw….i o…..n.
Ciekawam, czym teraz podejmiesz Rogera: miamm, mniemm?
3:56
„Zivot je cudo” – życie jast cudem (Live is a Miracle). Cudem, nie cudne.
W tym znaczeniu, cytowanie tytułu filmu Kusturicy jest trochę bez sensu. Zupełnie baz sensu.
Gdyby ktoś z Szanownych Państwa widział gdzieś Nemo albo miał z nią kontakt – proszę przekazać, iż w sobotnich wysokosiężnych okolicznościach przyrody myślałam także dalekosiężnie* – o jej Imieninach!
Wszystkiego najlepszego!!! 😀 😀 😀
*** * ***
Pozdrowienia i spóźnione życzenia dla Solenizantek z połowy czerwca – Jolinka i Haneczki.
Także dla wszystkich innych Świętujących, Obchodzących, Stołujących się pod „Gotuj się!”
Cudnego lata Szanownym!
(Jest super! Lecz zażyczyć i tak nie zaszkodzi 😎 )
____
*Ha, było poniekąd łatwo – z Rysów potrzebowałam zadzwonić do bardzo bardzo bliskiej Solenizantki o pięknym, klasycznym imieniu 😀
No masz. Bez („baz”) sensu 😯
Ja uważam, że jest cudne, no ale niech ta…jak ktoś lubi się użerać o drobiazgi. I najlepiej zza węgła 😉
7:17
Oczywiście, że „bez”. Dziękuję za korektę.
Dla Ciebie Alicjo to może jest drobiazg, ale dla mnie przywołujesz tytuł filmu bezmyślnie.
Koniec i bomba, przeminęło z wiatrem.