Smutne miesiące z luką w alfabecie
To jasne, o jaką lukę mi chodzi. O brak literki „r”! Niby nie taka znów ważna, a jednak dotkliwie odczuwa się jej ubytek. Zwłaszcza miłośnicy ostryg to odczuwają. Wiadomo bowiem, że w miesiącach, w których w nazwie nie ma tej pięknie brzmiącej głoski, ostryg się nie jada. Dyskutowaliśmy już o przyczynach tego lingwistyczno-gurmandowskiego zjawiska, więc nie ma potrzeby się powtarzać. A lipiec/juillet jest właśnie jednym z tych upośledzonych okresów.
Fot. P. Adamczewski
Nie kupuję więc i nie jadam ostryg, ale lubię sobie o nich choć poczytać. Zdecydowana większość ostryg znajdujących się w handlu pochodzi z wielkich hodowli. Ich producenci nazywani są rolnikami mórz. Znaczna ich część to Francuzi zamieszkujący wybrzeże Atlantyku, a część prowadzi gospodarstwa, zwane akwakulturami, w lagunach Morza Śródziemnego.
Znawcy twierdzą, że istnieje zaledwie 50 gatunków tych mięczaków. Różnych ich odmian jest jednak znacznie więcej. W zależności od miejsca pochodzenia ten sam gatunek ostryg może się bardzo różnić i wyglądem, i jakością mięsa, i – wreszcie – nazwą.
Niektóre gatunki ostryg doskonale znoszą (wręcz lubią) mieszaninę wody morskiej, słonej i słodkiej pochodzącej z rzek. Wspaniale więc rosną u ujścia rzek do morza. Nie szkodzą im też zdarzające się w tych miejscach odpływy. Muszla potrafi bowiem szczelnie się zamknąć i mięczak nie wysycha, lecz utrzymuje stałą wilgoć. Ostrygi z terenów odpływowych – jak twierdzą hodowcy i handlowcy – lepiej znoszą transport. Nawet ten dalszy, podczas którego muszą przez wiele godzin żyć z dala od wody i właśnie w szczelnym zamknięciu.
Bardzo znane odmiany europejskich ostryg to bouzigues, belon, arcachons i marennes. Trzy ostatnie należą do jednego gatunku, zwanego ostrea edulis. W niektórych hodowlach zachodniej Francji przed transportem i sprzedażą przetrzymuje się ostrygi w specjalnych zbiornikach, zwanych claires. Mieszkają tu w wodzie o znacznie mniejszym zasoleniu, ale wzbogaconej w składniki odżywcze. Po kilku tygodniach takiej kuracji i pozbyciu się okrzemków skorupy tych ostryg nabierają charakterystycznej zielonkawej barwy, a mięczaki przybywają na wadze.
Ostrygi zaczynają swe życie jako malutkie larwy swobodnie pływające w wodzie i szukające dogodnego miejsca do zaczepienia się. Ten moment właśnie wykorzystują hodowcy, oferując maluchom mieszkanie w postaci dachówek umocowanych do pali wkopanych w dno laguny, zatoczki czy ujścia rzeki do morza. Gdy lokatorka zaakceptuje lokum, przywiera doń ściśle i w ciągu ośmiu tygodni wytwarza skorupkę, czyli swój ochronny apartament. Jest wówczas wielkości niedużej fasolki.
W kolejnym roku hodowca swoje ostrygi przesadza, przenosząc dachówki lub pale w miejsca obfitujące w ulubiony pokarm mięczaków. Takie przeprowadzki zdarzają się dwu-, a czasem i trzykrotnie. Po paru latach – na ogół od 3 do 5 – następują zbiory i część ostryg udaje się w podróż na stoły smakoszy, a część z nich trafia na kilkutygodniowy pobyt w claires, by stracić nieco słonego smaku i zyskać na wadze.
Wzmocniony nieco tą lekturą czekam na powrót do francuskiego kalendarza mojej ulubionej literki: rrrrrrr…
Komentarze
dzień dobry ….
jestem powrócona … wszyscy zdrowi i zadowoleni …. 🙂
poczytam zaległości ….
wprawdzie nie piekę ale takie wiśnie do owsianki muszą być pyszne …
http://prawodogotowaniazpasja.blox.pl/2014/07/Wisnie-w-syropie-do-ciast-i-deserow.html
trzeba iść na bazarek i zobaczyć jakie owoce jeszcze można przerobić ….
a tym czasem u Piotra przekroczyliśmy pół miliona komentarzy …. 🙂 …
Witaj Jolinku,cieszę się,żeś powrócona 🙂 Opowiadaj o swoich wakacjach.
Dzisiaj najcieplejszym miastem w Polsce ma być Poznań.To chyba nie jest najlepsza
wiadomość dla Pyry.Zatem zamiast rzucić: Trzymaj się ciepło,Pyro,
powiem stosownie od okoliczności-Trzymaj się chłodno 🙂
Wygląda na to,że również mi pasuje,iż nie mieszkam w Grenadzie,chociaż to naprawdę piękne miasto.A Orłowo rzeczywiście bardzo lubię.
W dzisiejszych czasach można jeść ostrygi(jako że hodowlane)przez cały,okrągły rok,
nie czekając na miesiące,w których nazwie jest litera r.
I tego życzę wszystkim,którzy przepadają za smakiem owych żyjątek.
Podobnie jak Gospodarz jadam ostrygi w miesiacach z ” r „. Pani u ktorej kupuje sprzedaje je przez okragly rok i ma zawsze chetnych na swoje ostrygi
Dziewczyny,
Bo do Grrrenady jeździ się w maju albo w październiku. Wtedy temperatura osiąga w porywach 30 stopni.
Grenada, Orłowo, Danusine okolice, a w moim bloku wysiadła wczoraj kablówka: to dopiero stan klęski. Brak internetu, programu tv i telefonii stacjonarnej. Dzisiaj działa wszystko.
Jolinku – witaj i opowiadaj.
Ja urządziłam wiśnie do ciast – to po prostu niedosmażona konfitura – owoce już napełnione syropem, , a sam syrop jeszcze półpłynny. Wystarczy na noc wlać na sito i rankiem układać na tortach, mazurkach albo lodach. Bardzo smacznie wyszło.
Kupiłam 25 dkg czernic i zamyślam jeść łazanki z twarogiem i jagodami (czyli pierogi dla leniwych)
Krystyno – znam doskonale tę pizzerię, którą polecasz w Orłowie, jako, że znam Lic. Plastyczne. Na terenie szkoły można obejrzeć świetne rzeźby – prace uczniów, tak doskonałe jak u dojrzałych artystów, do tego zdjęcia artystyczne. Nad wspomnianą pizzerią mieszczą się warsztaty dla uczniów. Wydaje mi się, że położenie szkoły jest świetne bo daje specyficzny klimat młodym artystom. Serdeczności – Nana
Nana,
miałam okazję obejrzeć wnętrza tej szkoły i prace uczniów kilka lat temu. Pamiętam, że przez jakiś czas po zakończeniu roku szkolnego/ tydzień czy dwa/ można było zwiedzać szkołę. Być może jest tak nadal. Ubolewam tylko bardzo, że zaniechano organizowania grudniowych giełd prac uczniów, podczas których można było nabyć bardzo ciekawe obrazy i inne prace. Mam nadzieję, że ten zwyczaj powróci. Pozdrawiam serdecznie.
Nawet najlepsze przysmaki mogą spowszednieć, więc przerwy w ich spożywaniu są uzasadnione. Ostrygi – jeszcze przede mną. Nie wiem , czy gdyby była okazja, odważyłabym się je zjeść.
A wszelkie owoce najbardziej smakują mi na surowo, zwłaszcza latem. Domowych konfitur wiśniowych używam czasami do lodów.
A ja doczytuję sobie jeszcze o miejscach,które wczoraj zwiedzaliśmy.
Na moich zdjęciach jest m.in.bazylika położona na rynku w Węgrowie.
W tym kościele brał ślub Lech Wałęsa,jako że jego żona pochodzi ze wsi Krypy położonej w pobliżu Węgrowa.Bazylika słynie też z lustra Twardowskiego:
http://www.wegrow.com.pl/artykul/5135_90.html
Magda,która wycieczkowała razem z nami,podesłała mi też bardzo ciekawy sznureczek o Muzeum Architektury Drewnianej w Suchej:
http://www.fotografikakurc.prosta.pl/galeria_m/sucha_2014/muzeum_architektury_drewnianej.html
Nawet nie wiedziałam o grudniowych giełdach i do tego cyklicznych. Byłam tam kiedyś w celu zasięgnięcia opinii o pracach osoby zdającej na architekturę. Zdiagnozuję sytuację corocznych giełd przy najbliższej okazji. Myślę, że są jakieś powody tej rezygnacji, bo dyr jest bardzo kreatywny i z pewnością nie jest to brak motywacji. Na razie martwię się ogromną suszą, jaka tu nam doskwiera. Machnęłam już ręką na ogród, bo mimo starań ziemia sucha jak pieprz i to jest ta zbieżność z blogiem. Pieprz generalnie lubię ale nie taki a upał wytrzymuję przez tydzień. Serdeczności – Nana
Wróciłam z wakacji a tu proszę, same ciekawe artykuły do czytania 🙂
Krystyno,
jeśli kiedykolwiek odważysz się spróbować ostryg, to najlepiej zrób to w pobliżu ich hodowli, to gwarancja świeżości.
Najlepiej wiosną.
W Bretanii albo w okolicach Basenu Arcachon.
Po ostatniej podróży w tamte okolice posiadam nożyk do ostryg oraz umiejętność ich otwierania bez obcinania sobie palców 😉
Nożyk kosztował więcej niż tuzin tych smakowitych małży 🙄
Ja kupuje zawsze z tej samej hodowli. Jak na razie nie mialam niemilej niespodzianki. Wciskam kropelke cytryny aby sprawdzic czy ostryga jest zywa. Ukochany doszedl do wprawy i je otwiera bez skaleczenia sobie palcow. Tez mamy specjalne nozyki.
Mój Osobisty nie dotyka ostryg, ani ich nie je, tylko ze zgrozą patrzy jak ja to robię 😉 Potem przez parę godzin obserwuje, czy się dobrze czuję.
Pani sprzedająca ostrygi poinformowała mnie, że świeżość ostrygi i jej zdatność do spożycia rozpoznaje się po obecności płynu w muszli po jej otwarciu. Jeśli w ciągu paru sekund muszla nie napełni się „łzami” ostrygi – nie jeść.
Mnie powiedziano aby ten pierwszy plyn wylac i po okolo 10 mintach ostryga wydzieli nowy plyn i on jest smaczniejszy. Ja tak robie.
Ten pierwszy wylewa mi się i tak przy otwieraniu 😉
„Smutne miesiące” bez ostryg kojarzą mi się bardziej z ciepłą wodą morską, w której tak dobrze rozmnażają się różne drobnoustroje, które potem małże filtrują i wciągają do środka…
Jakoś wolę sobie wyobrażać ostrygi w wodzie chłodnej i czystej.
A teraz jeszcze eksperci straszą kontaminacją małży chemią z amunicji tonami zalegającej u wybrzeży Bretanii (Quiberon, Cancale) i nie tylko…
W Bałtyku też pełno pozostałości wojennych, granatów z gazem trującym itp.
Jeśli komuś żywe ostrygi nie przechodzą przez gardło,to może przygotować rzeczone
na ciepło-w piekarniku albo na grillu.
Poniżej prosty,acz wytworny przepis na ostrygi z szampanem (odrobinę szampana dodajemy do masy z żółtek i śmietany i tymże sosem polewamy żyjątka przed włożeniem
do piekarnika)
https://www.youtube.com/watch?v=pybvnDbVCA8
Ostrygi przeznaczone na grila wystarczy np.polać masłem wymieszanym z czosnkiem i cytryną.Jeśli chodzi o mnie,to ostrygi na ciepło jadam bardzo chętnie 🙂
Ja tez mam wytworny nozyk do otwierania ostryg. Z miekka gruba gumowa raczka, co jest bardzo dobrym pomyslem. Nasze ostrygi sa ze Szkocji, znakomite.
Nas tutaj strasza, ze ostrygi atakuje jakas choroba i wkrotce ich nie bedzie. Slysze to od paru lat ale jakos nie zauwazylam aby zmniejszyla sie ilosc sprzedawanych ostryg. Od czasu do czasu ide w miejsca gdzie jest ich hodowla. Leza w workach na takich niby stolach i co jakis czas trzeba odwracac worki na druga strone. To jest ciezka praca i odbywa sie jak jest odplyw. Pozniej woda przyplywa i sa pod woda.
Pani,która przedstawia przepis na ostrygi z szampanem jest bardzo elegancka,bo proponuje ten przepis na czas świąteczno-noworoczny.We Francji w tym własnie czasie spożycie ostryg bije wszelkie rekordy.
Nemo-najlepsze kasztany z Placu Pigalle,najlepsze ostrygi z Basenu Arcachon 😉
Ja, jak Osobisty Nemo – nie jem, nie tęsknię, ale innym nie żałuję – smakuje? Niech mają ile zechcą.
Nasz budynek jest już tak nagrzany, że mimo zasłoniętych okien nie sposób siedzieć przed południem przy kompię, a przenosić mi się nie chce. Młodsza kupiła przez pomyłkę 2 pęki włoszczyzny, które nawet nie nadawały się do zamrożenia na sałatki warzywne, bo były nieźle podsuszone. Co było robić? Obrałam i naszykowałam dwie porcje włoszczyzny rosołowej do zamrażalnika. Nigdy tego nie robię, bo blokować miejsce w zamrażarce włoszczyzną, która jest za grosze i zawsze dostępna, to głupota. Czyli zostałam niejako zmuszona do głupoty lodówkowej. Jutro c.d. programu rozrywkowego u dentysty, więc zdrowie Echidny wypiję dzisiaj w formie szprycera – wermuth, woda z bąbelkami, lód i cytryna – ile lat sobie życzysz Zwierzaczku?
Ostrygi z grilla – tak, ale żywe jednak nie, choć wierzę, że są smaczne, skoro tyle osób je zachwala.
Danuśka,
ten link do wpisu z 13.02 nie otwiera się. Bardzo ciekawa wycieczka do Węgrowa i Suchej.
Krystyno-powtarzam link:
http://www.fotografika-kurc.prosta.pl/galeria_m/sucha_2014/muzeum_architektury_drewnianej_2.html
W Polsce upały, a u nas znowu leje 🙁
Wczoraj w Gryzonii zostawiłam parasol na płocie 🙁 Przestało padać, robiłam zdjęcia, parasol mi przeszkadzał…
U mnie ostrygi można zamówić w knajpie Chez Piggy, sprowadzają je ze Stanów (Maine) – oczywiście już nie trzeba ich otwierać, bo kuchnia to robi.
Wierzę w ostrygi knajpiane, bo przecież nie chcieliby klienta otruć 🙄
Nigdy zresztą taki przypadek się nie zdarzył – we wsi zaraz byłoby głośno o tym.
W Chez Piggy podają cytrynę, ale podają też znakomity, ostry(do ostryg!) sosik na bazie pomidora z ostrą papryką.
Nie są u nas tanie, 2$ za sztukę, ale warto!
Na Florydzie wtrząchaliśmy to-to tuzinami z Kapitanem 😉
Jak niektórzy pamiętają, zarzekałam się, że tego to ja chyba nie tknę – jak tknęłam, to ho-ho, a Kapitan się martwił, że w końcu łódkę mu zlicytują.
Wczoraj miałam znakomitą ucztę – byliśmy na obiedzie u znajomych, podali sandacza z własnych połowów, Alan wyjechał na tydzień gdzieś w głuszę i łowił.
Coraz bardziej restrykcyjne są przepisy wędkarskie, pamiętam czasy, kiedy dzienny połów większej ryby ograniczano do 6 sztuk, teraz ogranicza się do 3 sztuk.
Drobnica typu okonie – bez ograniczeń. Sandacz wspaniały, ale okonie uwielbiam, chociaż trochę z nimi jest roboty.
Wspaniale robi to ojciec kolegi naszego syna, pamiętam, jak kiedyś Maciek wyjechał z nimi na parę dni wędkować. Przywiózł cały wór okoni, już odfiletowanych, opowiadał, jak tata Matta to robi – bardzo ostrym nożem, błyskawicznie zdziera skórę, usuwa kręgosłup razem z głównymi ościami.
Mnie pozostało tylko posolić, popieprzyć, lekko otoczyć w mące i rzucić na gorący olej. Pycha! Było tego jedzenia na tydzień.
Maciek często jeździł z nimi na ryby i kiedyś nawet na zawody wędkarskie, złowił wtedy 5kg z groszem szczupaka i został mistrzem tych zawodów, do dzisiaj ma czapkę z napisem „Mitten Lake Muskie Master”.
„Muskie” to odmiana tutejszego szczupaka, jest ich trochę, inny bardzo pożądany to „northern pike”.
Ostrygi wcinaliśmy z przyjemnością w Irlandii. Nożyka nie posiadamy – wystarczył scyzoryk, bez którego Witek nigdzie się nie rusza.
Scyzoryk mi zabrali w Islandii na lotnisku 🙁
Też się nie ruszałam nigdzie bez scyzoryka, tamten zapomniałam zapakować do głównego bagażu – nie było odwołania, trudno. A był to znakomity, wielofunkcyjny swiss army knife, o, taki:
https://www.acklandsgrainger.com/AGIPortalWeb/WebSource/ProductDisplay/globalProductDetailDisplay.do?item_code=WWG6D003&cm_mmc=PPC:%20Google%20PLA-_-PLA%20Shopping%20Campaign-_-PLA%20Ad%20Group-_-PLA&ef_id=U6jsFwAABK@UjS6Q:20140721183357:s
Pan, który zgarnął mi ten scyzoryk, współczuł mi bardzo, ale przepisy przepisami (od czasu 9/11 w Nowym Jorku).
Teraz podróżuję z bagażem podręcznym, więc żadnych scyzoryków ani takich-tam, nawet pilniki do paznokci (chyba, że te „miętkie”.
Nie mam sandacza, a bardzo lubię. Mam filety z dorsza i też jest to ryba w rodzinie lubiana i z wielkimi zasługami. Kiedy rosły moje bliźniaczki, a cielęcina była mięsem z mitologii, kurczaków na antybiotykach bałam się dawać – niemowlęce zupki gotowane były na dorszach i na własnych kurach (te ostatnie trzeba było odtłuszczać). Był czas, kiedy dziewczynki nie chciały jeść innych ryb – tylko dorsze. Do ich smaku były przyzwyczajone.
Witek, i owszem, pilnował by przypadkiem nie zostawić scyzoryka w podręcznym. Chyba by się Chłop zapłakał gdyby mu nóż zarekwirowali – nie dość że prezent od dobrego kumpla, to jeszcze Opinel.
Ewa,
ja do dzisiaj jak sobie wspomnę, to zapłakuję, też dostałam w prezencie i to był wspaniały, wielofunkcyjny scyzoryk.
Ciekawe, że mój Chłop nie czuje potrzeby posiadania jakichkolwiek scyzoryków czy innych narzędzi 🙄
Jest wytłumaczenie – liczy na mnie!
Mogłabym kupić ten mój ulubiony, ale przecież nigdzie z nim nie wylecę, bo od jakiegoś czasu podróżuję tylko z bagażem podręcznym.
Nic do nadawania i czekania w kolejce, nic do odbierania, podręczna walizeczka i jaka wygoda!
Zadzwonili Młodzi: znaleźli parasol!
Wisiał nadal na płocie, nikt go nie zabrał, chociaż bym się nie zdziwiła. Tam też pada deszcz.
Młodzi pojechali wieczorem do wsi Vrin, odległej od „ich” wsi Vignogn o 9 km. Znaleźli opisany przeze mnie dom, ogród i rzeczony płot. Parasol czekał między sztachetami. Jak go nie zgubią w drodze powrotnej do Bazylei…
Danuśka i Pyro do pisania to mam mało bo w Urlach nad Liwcem codziennie to samo … przyroda, cisza, ptaki, jagody, trochę grzybów, wycieczki nad wyjątkowo płytki w tym roku Liwiec, wycieczki na rowerze do sklepu przez las .. rano na tarasie z kawką i papieroskiem słuchałam śpiewu ptaków .. przeczytałam 12 książek .. tylko trzy ranki do opatrzenia i pocieszenie jednej dziewczynki po prawie ugryzieniu przez psa … jedyny kłopot to ugotować to co wszystkie lubią bo jedna jadła wszystko a dwie jadły tylko wybrane rzeczy .. ale po trzech dniach już dałam sobie i z tym radę … jednym słowem nuda, że aż miło … 😉
U nas deszcz padał ostatnio chyba na początku lipca. Ostatnie dwa tygodnie to upał, nawet przy zachmurzonym niebie.
Podobno ludzie nie czytają, a ja przez dwie godziny próbowałam zamówić książki w bibliotece. Prawie wszystkie, które chciałabym przeczytać były wypożyczone.
pepegor zaległe uściski imieninowe … 🙂
Danuśka byłam na takiej wycieczce 2 lata temu … dziewczynki były zachwycone zwiedzanie Dworku … chyba pisałam nawet o tym …
przeczytałam dopiero komentarze z 5 dni .. idzie mi powoli bo pełno ciekawych linków podajecie ..
Nowy … 🙂
Jolinku – Paweł Wojciechowski, po kontuzji powoli wraca do formy. Ostatnio wygrał jeden z mityngów Diamentowej Ligii. Wynik jeszcze nie taki jak w Daegu, ale jest coraz lepiej 🙂
Jolinek,
nad Liwcem?!
Natychmiast mi się przypomina „Tabliczka marzenia” Haliny Snopkiewicz, którą czytałam jako wczesna nastolatka, a którą podesłała mi kiedyś mt7 (jeszcze raz – dzięki!).
Asiu cieszę się … chłopak ma charakter … no i nie jest sam bo kilku naszych tyczkarzy jest teraz na dobrym poziomie a konkurencja wewnętrzna mobilizuje … od środy zaczynają się Mistrzostwa Świata juniorów w LA … sporo naszej zdolnej młodzieży startuje …
Alicjo nad Liwcem pierwszy raz była 44 lata temu .. i z małymi przerwami bywam tam jak często się da … wprawdzie pociągi teraz jeżdżą jak 44 lata temu bo remonty są ale dojazd z Warszawy z Bemowa samochodem to tylko 45 minut …
Asiu – pewnie, że czytają, chociaż nie wszyscy. Ja polegam na tym, co mi przyjaciele podrzucają. W lipcu przeczytałam już 8 pozycji, chociaż tym razem to czytadła i trochę literatury „modnej” – w tym Bernharda Schlinka „lektor”. Wiec nie. Wartościowa ponoć literatura współczesna,jak Twardocha „Morfina”, czy właśnie „Lektor” Schlinka, to już nie dla mnie. Święta nie jestem ale nie zasługuję na grzebanie w bebechach i targanie po szczękach. Już kiedyś tu pisałam – wiem, że wojna obnaża wielkość i małość człowieka. Wiem, że wojna nie kończy się z podpisaniem pokoju, że miliony niosą ją w sobie do śmierci, że powstania, że rzezie, że Holokaust. Ja to wiem i już nie chcę. Jeszcze kiedy cały dorobek pisarski epoki mieścił się na jednej półce, pojedyncza, wybitna pozycja mogła wywierać wpływ na czytelników; dzisiaj, kiedy książek chyba tyle, co ludzi, nikt nie wyleczy się z alkoholizmu, uzależnień, a choćby i dziwkarstwa z lektur.. Jak dla mnie minął czas literatury zaangażowanej, wyrosłam.
„Morfina” Twardocha jest ciężka (dziękuję Haneczko!), ale dobrze napisana, chociaż ten styl jest denerwujacy na początku, potem się człowiek przyzwyczaja, przynajmniej ja „tak miałam”.
Nie lubię wydziwiania, dla mnie książka powinna być dobrze opowiedziana historią, wiem, że się powtarzam 🙄
Nic innego wcześniej nie czytałam tego autora, ale zwrócił moją uwagę i mam „zanotowane” jego nazwisko w pamięci.
Na pewno zwrócę uwagę na jego następne (i poprzednie) pozycje książkowe.
Mnie boli serce, kiedy czytam wiadomości codzienne, to nie jest fikcja literacka i zazwyczaj ma nazwisko i imię osoby z „realu”. Fikcję da się znieść, można książkę odłożyć albo nie oglądać filmu. „Realu” nie da się za bardzo wyłączyć – dotyczy nas 24/7
http://www.youtube.com/watch?v=cnYdd2xMys8