Pierwszy i wielki
Podczas lektury książki Susany Osorio-Mrożek „Meksyk od kuchni”, którą polecałem tu parę dni temu, znalazłem interesujący szkic o pierwszym wybitnym, światowej sławy kucharzu. Pomyślałem, że warto takie postaci przypominać. Zwłaszcza gdy także my dziś mamy mu wiele do zawdzięczenia. Był on wprawdzie w Polsce tylko przejazdem, ale ślady jego pobytu u wschodniego sąsiada są widoczne i na naszych stołach. Zapewne niemal wszyscy jadają z zachwytem boeuf Straganow.
Marie Antoine Careme urodził się w Paryżu w 1783 roku w rodzinie tak biednej i licznej, że ojciec zostawił go w wieku 12 lat na ulicy, bo nie był w stanie go utrzymać. Mały Antoine znalazł schronienie i pracę w skromnej gospodzie, gdzie nauczył się gotować. W wieku 16 lat rozpoczął pracę jako uczeń w cukierni Bailleya, słynnego cukiernika paryskiego, który poznawszy się na talencie chłopca, pozwolił mu spędzać wolny czas w Bibliotece Narodowej.
Tam Careme nauczył się czytać, odcyfrowując teksty z projektów architektonicznych Palladia i Tertia; przeczytał wszystkie książki dotyczące gastronomii, jakie tylko znalazł w bibliotece. Posiadając niewątpliwie wrodzone zdolności do odnajdowania harmonijnych proporcji, wykorzystał ów talent w pracy cukiernika – stworzył ponad 150 słodkich budowli, prawdziwych arcydzieł architektury z cukru.
Pieces montées de Chez Bailley odniosły ogromny sukces. Talent Careme’a wywarł takie wrażenie na jednym z najznakomitszych klientów cukierni, księciu Talleyrandzie, równie wybornym dyplomacie, co smakoszu, że ten zatrudnił go przy wydawanych przez siebie bankietach; Careme miał teraz pracować ze sławnymi kucharzami: Boucherem (dawnym szefem kuchni księcia de Conde) i Robertem. (…)
Careme był najsłynniejszym szefem kuchni w Europie, pierwszą międzynarodową gwiazdą kuchni francuskiej, podróżującym kucharzem na usługach dyplomacji. Pracował w Londynie, Sankt Petersburgu i Wiedniu. Gotował u księcia Walii (późniejszego Jerzego IV), cara Aleksandra I, Franciszka I Habsburga, lorda Stuarta (ambasadora Wielkiej Brytanii), księżniczki Bagration i barona Rothshilda. (…)
Ale znaczenie Careme’a nie opiera się tylko na jego wielkim artystycznym talencie, ale także wnikliwości przy systematyzowaniu i odświeżaniu wszystkich elementów kuchni francuskiej, poczynając od jej fundamentu: pot-au-feu.
Ludzie w XVIII wieku – twierdził ten wybitny kucharz – piszący o sztuce kulinarnej, nie raczyli przyjrzeć się bliżej temu, jak wiele starań wymaga takie skromne pot-au-feu; jednakowoż jest to podstawowe pożywienie klasy pracujących naszego narodu, a ta zasługuje chyba na to, by w jakiś sposób poprawić i urozmaicić jej żywienie.
Pisarze kulinarni naszych czasów okazali takie samo lekceważenie najprostszej zupy; nie wstydzili się natomiast pisać, że w wielkich kuchniach nie umiemy przyrządzić dobrego rosołu, nie pokazując równocześnie, w jaki sposób temu zaradzić. Cóż za ignorancja! Jaka ciemność was otacza! Jakaż wasza chełpliwość. Ale próżne będą wasze wysiłki. Choćby nie wiadomo jak ta cała szarlataneria chciałaby sobie podporządkować publikę, to znajdą się pośród kuchennych praktyków ludzie wystarczająco odważni, by ją publicznie demaskować…
I na koniec refleksja mistrza na temat soli:
Sól jest najcenniejszą ze wszystkich przypraw: narody obydwu światów używały jej od niepamiętnych czasów. Pliniusz powiedział, że nie ma nic bardziej użytecznego niż słońce i sól – poprawia apetyt, wspomaga proces pocenia i trawienia, koryguje i wspomaga przyswajanie substancji pochodzenia zwierzęcego i roślinnego, wzmacnia smak mdłych potraw, czyniąc je smacznymi i przyjemnymi dla podniebienia.
To przyprawa wyjątkowa i niezastąpiona; generalnie stosuje się ją jako najprostszy sposób przygotowywania i konserwowania produktów pochodzenia zwierzęcego. Dobry kucharz stosuje ją z wyczuciem artysty, przeciętny nie wychodzi poza swą przeciętność i soli byle jak – albo za dużo, albo za mało,
Mistrz miał także wielki wpływ na kuchnię meksykańską i dlatego zainteresował Susanę Osorio. Poświęciła mu ona sporo uwagi i wiele stron książki.
Komentarze
Dzień dobry!
Wczorajszym solenizantkom, Jolly R. i Krystynie tradycyjnych 120 lat w zdrowiu i dobrej kondycji!
Życzenia spóźnione ale szczere. We czorajszym slalomie między słupkami stale rwał mi się wątek, aż na koniec usnąłem nad klawiaturą.
A rosół zawsze dobry!
Mimo to nie mam pomysłu na dzień dzisiejszy. Ma być co nieco tylko, bo wczoraj było ciut za dużo.
Dzień dobry!
Słupki popularności w głosowaniu masz na myśli, pepegorze?
Rozumiem, iż usnąłeś z wrażenia, a nie z nudów?
W tvn jest program Baking mad with Eric Lanlard, który to Pan prawie w każdym odcinku wspomina krócej lub dłużej Careme?a, jako swojego guru. Jego wypieki naprawdę są robione z niesamowitą dbałością o szczegóły.
Najpierw zaległości-spóźnione,ale bardo serdeczne i słoneczne życzenia dla Jolly Rogers i Cichala 🙂
Jedzone przez nas ostatnio desery nie były inspirowane cukierniczymi dokonaniami Monsieur Careme,ale wszyscy uznali je za bardzo smaczne i idealne na upaly.
I tak w sobotni wieczór nasza koleżanka podała pucharek w kolorze włoskiej flagi-mus truskawkowy,bita śmietana,mus z kiwi.Natomiast w niedzielne popołudnie raczyliśmy ponownie musem truskawkowym,ale tym razem w towarzystwie lodów waniliowych.Oj,lubię,lubię te letnie przyjemności 😀
Dzień dobry,
najserdeczniejsze życzenia dla wszystkich mam! 🙂
http://audiovis.nac.gov.pl/obraz/175236/de87c796ee3e2d345314551fe0d0fe50/
http://audiovis.nac.gov.pl/obraz/115029/fdb5a856cc4084eebb5d47e8e0ccddfd/
http://audiovis.nac.gov.pl/obraz/107387/92eb656ed555a4b8bf719f3f717b9f32/
http://audiovis.nac.gov.pl/obraz/176576/a82c0c559e2acb6a7b7454200a2f2a72/
Asiu, Ty w tych archiwach chyba mieszkasz, skoro masz je tak opanowane 😉
Dostałem plik z głosem mojego Dziadka, dzień po zamówieniu, solidna firma te NAC.
Jeszcze raz dziękuję za trop!
Krzychu – cieszę się razem z Tobą. 🙂
Na szczęście, nie mieszkam w archiwum. Eksponatem archiwalnym też jeszcze nie jestem 😀 .
Dzień Matki na całe zycie skojarzył mi się z wielkimi pękami irysów i wczesnych, czerwonych piwonii. Corocznie dokonywaliśmy z rodzeństwem różnych sztuczek, żeby taki bukiet Mamie wręczyć (Tatę nikt na pieniądze nie naciągał; było niehonorowo). Oczywiście były też makabryczne laurki z obowiązkowym, wielkim sercem i schematycznymi bukiecikami kwiatów (Mama corocznie wzruszała się bohomazami tak samo i chowała na pamiątkę). Potem sama też dostawałam podobne, ale krócej – weszły nowe techniki zdobnicze – wycinanki, wyklejanki, literki samoprzylepne, fotografie – równie okropne i wzruszające, jak te kredkowe z mojego dzieciństwa. Najpaskudniejsze były z naklejanych kawałków włóczki na rysunek. Aż przyszedł czas, kiedy dorosłe dzieci zapraszają na lody i wino. I bardzo dobrze.
Pepegorze,
życzenia dla Krystyny to chyba pomyłka, zresztą bardzo miła, bo żyć 120 lat w dobrym zdrowiu i kondycji bardzo bym chciała. 🙂
A propos długiego życia : moja młoda znajoma wybierała się niedawno na 90. urodziny swojej cioci / chyba ciotecznej babci/. I w związku z tymi urodzinami ciocia stwierdziła, że chciałaby dożyć 110 lat, co bardzo rozbawiło młodą osobę. A czego ty się śmiejesz – odrzekła ciocia – Helena/ sąsiadka/ ma 106 lat, więc ja mam szansę na 110. A starsza pani jest w bardzo dobrej formie, jeździ rowerem z zakupami, wchodzi na drabinę i w ogóle jest pełna wigoru. Bardzo poruszyła mnie ta opowiastka, bo obecny wiek tej pani byłby dla nie satysfakcjonujący.
Danuśka,
takie owocowe desery bardzo lubię. Niedawno przypadkiem odkryłam, że można kupić gotowy mus truskawkowy, doskonały, kiedy jeszcze truskawki są przywożone z daleka i nie przypominają smakiem tych letnich.
Bardzo oryginalną ” laurkę” dostał mój mąż na urodziny. Wykonawcą był niespełna czteroletni przedszkolak . Jako temat podpowiadałam mu samochód, ale on narysował ” fabrykę, gdzie robi się koszyki na jabłka, gruszki i banany”. A obrazek przedstawia różne zestawy pionowych i poziomych kresek , trochę jak do gry w kółko i krzyżyk, tylko bardzo rozbudowane. Oczywiście został schowany na pamiątkę.
Dzień dobry z Santiago,
dzisiaj gdzieś jedziemy w trasę, ale nie wiadomo jeszcze gdzie, do Valparaiso na lunch, a potem zobaczymy. W każdym razie nie wracamy tu wcześniej, niż przed środowym popołudniem.
W sprawie deserów się wypowiem, bo ten deser jest na pewno znakomity w upalne dni, przepis podała kiedyś Jolinek, a ja powtarzam od czasu do czasu, bo latem często robię.
2 banany i jakieś mrożone owoce – zmiksować i otrzymuje się znakomite, niskokaloryczne „lody”.
Ja leciutko rozmrażam owoce, bo takie zmrożone na kamień ciężko się miksuje. chętnie dodałabym ze dwie łyżki np.wisienek z nalewki, ale nie robię nalewek. Takie lody to już zdecydowanie nie dla dzieci!
Zimno tutaj z rana, 1C 😯
No cóż, późna jesień…ale w dzień jest 18C i słońce.
Tyle na południowym kontynencie, odmeldowuję się.
To ja dla wszystkich mam, felieton.
http://opinie.newsweek.pl/marcin-meller-dzien-mamy-newsweek-pl,artykuly,286741,1.html
Duże M – następny taki tekst proszę mi przysłać razem z chusteczką, potrzebna.
Piękne i wzruszające
Dzień dobry,
Też przeczytałem. Wielu z nas Matkę ma już tylko we wspomnieniach. Ja też.
Dzięki Duże M.
Nowy, pokaż proszę kilka aktualnie kwitnących roślin. Ja dzisiaj dostałam wielką donicę kwitnącego, miniaturowego anturium – bardzo piękna, barwna plama na tle ściany.
Krzychu,
dziękuję za wyjaśnienia. Oprócz makaronu reszta była naprawdę bardzo dobra.
Co do Twojego kolegi Masaja – jak on może się ożenić nie pasąc krów? Nie pasie – znaczy ich nie ma, nie ma więc czym zapłacić za przyszłą żonę. U Masajów walutą za żonę jest tylko krowa, u Kikuyu – koza. Pieniądze się nie liczą. 🙂
A w ogóle to od bardzo dawna nie odzywa się Nirrod, a szkoda, bo mieszka w tak ciekawym miejscu. Nasza prasa nie podawała, ale w Nairobi przed kilkoma dniami znowu były jakieś podkładane bomby, zamachy, terroryzm, w mieście roiło się od policji. Zapomniany, niechciany i tragiczny świat ta Afryka.
Pyro,
chętnie ale najpierw muszę zrobić kilka zdjęć, w tym roku nie zrobiłem żadnego zdjęcia roślin. Bardzo mało już fotografuję, a często robię to moim iPhonem, co nie bardzo nadaje się do publikacji, a jeszcze dodatkowo nie bardzo wiem jak to przegrać do laptopa.
Ale postaram się coś zrobić.
Nowy – Dziękuję, lubię to, co pokazujesz na fotografiach. Ja – jak z winem: nie znam się ale coś lubię, albo nie lubię. Twoje – lubię.
Nirrod dawno nie pisała, ale się nie dziwię. Ma mnóstwo zajęć dwoje dzieci, prowadzi dom mężowi – dyplomacie (a obydwoje specjalizują się w Afryce) sporo czasu spędzają na podróżach przyrodoznawczych. Ochrona przyrody to ich zasadniczy zawód. Nie wiem, czy Nirrod nie podjęła tych studiów w UK, jak to miała w planie (eksternistyczne).
Bardzo żałuję, że nie wystarczyło czasu na spotkanie z Nirrod w Nairobii. Może następnym razem, a do Afryki wybieram się gdy tylko fundusze mi na to pozwolą.
Ładny dzień tutaj, jadę na małą przejażdżkę.
Do później.
Dobry wieczor,
Bardzo, bardzo dziekuje za zyczenia :).
Mam poważne zadanie. Trzeba zjeść powielkanocnego zająca i krzyż z gorzkiej czekolady (ktoś przyniósł) Z taką pewną nieśmiałością zaczynam od uszu…
Kto miałby ochotę na 4 tomy „World Literature The Penguin Books Comp”
Mam podobne wydawnictwo, a miejsca w bibliotece ni ma!
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/6017766044721459121?banner=pwa
I jednocześnie. Kto się poświęci (może Placek, Krzych) i wyjaśni mi jak się podkłada link pod jakieś słowo (na czerwono). Znalazłem przepis w sieci, ale nic mi nie wychodzi. Zatempymwidocznie.
Thank you from the mountain! 🙂
Kwestia przesłania, Cichalu, bo chętnych mamy. Za przesyłkę zapłacimy – za książki niestety nie.
Cichalu, jak masz problem z tym krzyżem i zającem to przerób na jakiś wypiek, jeśli to dość duże zwierzę i krzyż.
Ja miałam dziś problem z kapciem jak mówi Alicja i nie wiem czy przeszły moje życzenia spóźnione dla Jolly i Cichala, więc jeszcze raz – wszystkiego najlepszego i 120 lat co najmniej.
Pyro. Nie podałem rocznika. 1969 – 71. Czy nie za stary? Eurypides &comp się nie zmienił, ale polscy autorzy kończą się na Hłasce. Jeszcze nie ma Lema! Ale jakby, to proszę o adres. Lepiej chyba na priva. Koszty przesyłki – przelewem, tzn nalewkiem.
DużeM, doszło, dziękuję! Zająca już zjadłem. Pazernym na czekoladę, szczególnie na gorzką (kiedyś na dziewczyny – słodkie 🙂 ).
Cichalu – w imieniu szkolnej biblioteki (silny dział anglistyczny, bo to jedna ze specjalności szkoły, 5 nauczycieli) serdecznie dziękujemy – mogą sobie eseje pisać dzieciaki. Jutro Ci adres napiszę, bo dzisiaj już w książce adresowej nie będę gmerać._
Pozdrowienia z Santo Domingo, tutejszego. San Antonio było celem, ale zapchane strasznie, a „nasz” ubiegłoroczny hotel zajęty. No i trafiliśmy do jakiejś ekskluzywnej, nadoceanicznej miejscowości, gdzie wszystko śmierdzi luksusem, a komunikacja miejska to taksówki, żadnych tam autobusów. I eleganckie przystanki taksówkowe, rzecz jasna.
Jeszcze się nie rozejrzeliśmy po wsi, położona na pagórach, przyozdobiona roślinnością przecudnej urody, czyściutka i zadbana bardzo. Zlokalizowaliśmy tylko supermarket, pojechaliśmy na plażę główną (pustka zupełna, bo po sezonie) i obijamy się na tarasie naszej kabiny z widokiem na Pacyfik. Nie mieliśmy za bardzo wyboru, w miasteczku parę hoteli gdzieś ukrytych chyba, bo ich nie widać, luksusowe apartamenty do wynajęcia na plaży niemal – to nie dla nas, wystarczy to, co jest – spora chatka z dużym tarasem. Cena jak dla nas też luksusowa, ale widok piękny. W tej chwili słońce tam operuje, ekspozycja jest zachodnia, a u nas dopiero po 15-tej.
Trzeba się udać na pieszy rekonesans, Jerzor przebąkuje, że nie ma co się dalej pchać, zostajemy tytaj na następną dobę.
Krystyno kochana,
nic to, że nie trafiłem, tych 120 lat nie zarządam zpowrotem.
Przyznam, że ulegam raz po raz pędowi powszechnego składania gratulacji i mam regularne wyrzuty sumienia, gdy nie udaje mi się zdążyć w porę toastów, tj na 20°°. Wyrażałem się tu już kiedyś krytycznie na ten temat i – aczkolwiek, chciałbym zaraz zaznaczyć – że nie nie głosiłem zapatrywań radykalnych jakkolwiek, wyraziłem najwyżej pewne wątpliwości, co do progenitury wpisowiczów. Po moich ostatnich urodzinach natomiast, kiedy otrzymałem tyle życzeń i tyle miłych dedykacji (szkoda, że najwyżej połowa się otwierała – GEMA pilnuje) zawstydzony jestem i przyrzekłem sobie to i owo. Nie wrócę do wczorajszych wpisów by wskazać winowajcę, bo sam sobie tego nie wymyśliłem, a własnego kalendarzyka nadal nie prowadzę. Krystyno, nieważne co było – ja miałem satysfakcję, a Tobie nie zaszkodziło.
Został nam Cichal i pytanie, czy go dostatecznie uhonorowałem.
Na początku szło jakoś o oko i posłanie w tym kierunku, aby mu życzyć rychłe…itp. Potem doszło do zawirowań w kwestii, czy można zawezwać gromadnie. Ja chyba jeszcze tego dnia przesłałem indywidualnie. A już czytając dzisiaj wczorajsze życzenia dla Cichala mam obawy, że może przeoczyłem coś okrągłego?
W ciemno ( bo nie wiem z jakich okazji ) ale tez zycze i Jolly, i Cichalowi, i nie tylko cztery pyfka 🙂 🙂 🙂
Jagodo, jakze jest mnie milo, ze nie masz mnie jeszcze wystarczajaco w wirtualu i prowokujesz real. Badz pewna, ze teraz to napewno nastapi. Jeszcze nie wiem, czy bede robil za wlasnego kierowce na event na stadionie narodowym, czy tez polecimy do wawy, napewno nie kitem, pomimo dzisiejszego wspanialego szesciogodzinnego treningu.
Od jutra w miedzykach przez dwa nastepne dni panuja hawaje 🙂 🙂 🙂 🙂 . Juz dzis H2O oscylowalo w granicach 18 °C. Slonca tez nie brakowalo 🙂 🙂
Troszeczke na temat. Slone to te morze tutaj nie jest, a zatem dosalam piwo, groboziarnista sola i mam nadzieje ze przestanie mnie drapac w gardle 🙁
Ha, pytanie – a oko nie okragle?
Pepe – Cichal dał się kroić w przeddzień urodzin (okrągłe za rok; pamiętaj: 24.05)
Pepegor, nie przejmuj się, ja zrozumiałam, że Cichal ma mieć operowane kolano 🙂 Potem Cichal miał urodziny, a po nim Jolly Rogers też urodziny. ( mam nadzieję, że nie pomyliłam)
Alicjo a zdjęcia może masz już jakieś 🙂 ?
Dzieki za wyjasnienie DM. Skoro byly to urodziny to nie przesadzilem z 4pyfffkami 🙂 🙂 🙂
Dodam do nich zatem jeszcze cala garsc 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
I widzisz Pyro, kto by pomyślał.
Że okrągłych miał nie będzie i tak wiedziałem, ale ta kumulacja okazji, a to jeszcze w ciszy wyborczej – ja się skaleczę – niech zacytuję Żabę.
Pepe – Żaba zeznała, że biorąc nową poręcz przy schodach zewnętrznych w lewą rękę, a laskę w prawą, wyczołgała się z domu, wsiadła do samochodu, wzięła siostrę i zapasowego kierowcę i S a m a pojechała do komisji wyborczej. Prowadziła też z powrotem. Ja tam nie mam zdrowia na zwariowane Żaby.
Cichalu,
ze schyloną głową przepraszam i po czasie życzę Tobie cały pakiet, tzn: te 120 w takiej formie jak zwykle, dodawszy korektury bierzące.
A poza tym – nie na koniec – wiecznej miłości Twojej Ewy!
Pozwalam sobie poprosić ponadto o muśnięcie WW w policzek, w moim imieniu.
Nie w imieniu blogu!
To tak, na wszelki wypadek.
Pyro ta Wasza bohaterka jest po prostu mało odpowiedzialna , a potem przez takich odważnych są wypadki.
Julka – nie bój Żaby. Nad wariatami i dziećmi Opatrzność czuwa!
A tak serio, to ręce ma zdrowe, refleks znakomity i nigdy wypadku drogowego nie miała. Jeżeli fizycznie to wytrzymuje, to dobrze.
Pyra we wsi wiedzą lepiej.Naliczyli 3 samochodowe i chyba z 4 na koniach.Więc z tym refleksem pewnie nie tak jak trzeba, niech lepiej uważa.
Gęsi, pełno ich tutaj, małe i duże….
https://picasaweb.google.com/takrzy/GesiMaj2014?authkey=Gv1sRgCL-z2P_goNWTGw#slideshow/6017858558142581234
Ostatnio wróciłem do książki „Ptaki święte, przeklęte i inne” S. Kłosiewicza. Jest tam i o gęsiach…
„Życie małżeńskie gęsi stanowi osobliwy fenomen. Związek zostaje zawarty jeszcze przed osiągnięciem dojrzałości płciowej, i pozostaje nierozerwalny……
….Pisklęta, pierwszą istotę jaką ujrzą po wykluciu się z jaja, uznają za swoją matkę i oczekują od niej opieki. Jeśli jest to człowiek, i taką opiekę w miarę możliwości sprawuje, to młode uciekać będą w popłochu od biologicznej matki, pełnym zaufaniem darząc właśnie człowieka.
….analogia do zachowań ludzkich jest olbrzymia i zabijanie gęsi, intesywny tucz lub skubanie puchu wydaje się tym większym okrucieństwem.”
Nie wiem czy mój ojciec – który był stale polującym myśliwym – znał gęsie zachowania, wiem natomiast, że nigdy gęsi do domu nie przywiózł. Trudno w to uwierzyć, ale ja w swoim długim życiu nigdy gęsi nie jadłem – ani dzikiej, ani hodowlanej. I pewnie już jadł nie będę. Nie odczuwam z tego powodu żadnych oznak braku życiowych doznań. 🙂
Dobranoc 🙂
Kto jak kto, ale Stara Żaba jest jedną z najbardziej odpowiedzialnych osób, jakie znam. Jeśli chcesz coś więcej wiedzieć o Starej Żabie, to zerknij na Żabiną stronę, Julka, naprawdę warto:
http://www.żabiebłota.info
Osoba, która w pojedynkę potrafi zarządzać takim gospodarstwem, MUSI być odpowiedzialna. Od Żabich Błot do Drawska (a przypuszczam, ze tam był lokal wyborczy) to żabi skok i ruch tam niewielki, chyba, że właśnie odbywa się doroczny Zjazd blogowy 🙂
Stara Żaba nie potrzebuje adwokatów (ostatnio coś tu było o adwokatach, dokładniej poczytam po powrocie), ale chciałam zwrócić uwagę nowych na osobę Starej Żaby, gdyż Żabsko to nieprzeciętne ci jest 🙂
Koniec zwiedzania na dzisiaj, zachód słońca o 18-tej i zaraz zapada ciemność, natychmiast robi się chłodno. Kulinaria cieniutkie dzisiaj, bo zrezygnowaliśmy z jedzenia w knajpie, zmęczyło nas telepanie się po okolicy. Zakupiliśmy suchy prowiant w supermarkecie, jakieś tam pisco sour już rozrobione, ja wolę wino, albo pisco sour prawdziwe, przeze mnie przyrządzone, wszak uczyłam się tego w Limie i dostałam certyfikat na okoliczność 😎
DużeM,
pytasz o zdjęcia – do licha i trochę, bo Jerzor robił swoje, a ja swoje. Ale ja nie wrzucam zdjęć do delli w drodze, w domu przeglądam i dopiero wtedy robię selekcję. Wszystkiego jest zawsze za dużo i powtórzeń do licha, trzeba zrobić jakiś porządek. W domu będę w piątek nad ranem, coś przez weekend wykombinuję. nie mam też mozliwości (ekran mały) ani czasu przeglądać tutaj zdjęcia, a poza tym po całodziennym włóczykijstwie wolę coś naklepać, niż zajmować się zdjęciami.
Pacyfik szumi a szumi…odpoczywamy.
Julka,
a co Ty taka szczegółowo wiedząca, co we wsi wiedzą i zamartwiająca się stanem zdrowotnym Żaby? „We wsi wiedzą” – to znaczy kto wie, a przede wszystkim skąd Ty to wiesz?
Rozumiem, że piszesz to z czystej życzliwości i zatroskania o Starą Żabę.
Anonimowo oczywiście piszesz.
Della 2:17
Alicjo, nie myślalaś o tym, by założyć biuro prawnicze?
„AA – mecens Alicja A. ”
Złośliwych proszę, by nie podkładać pod „AA” wiadomych klubów.
Alicjo, po co ta złośliwość?