Piękne zdjęcia, brzydkie treści
Poprzednie książki, których współautorem był Maciej Szaciłło, recenzowałem i polecałem tu z zachwytem. „Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy” czy „Fajna babka, ale ciacho” miały wiele zalet. A jedną z najważniejszych były właśnie fotografie zrobione przez Macieja. Współautorką całości była wówczas Monika Mrozowska – żona fotografa i dietetyka zarazem. Wiele przepisów chciało się natychmiast gotować. I warto było.
Kolejna książka – „Karolina na detoksie” – sugeruje, że autor ma już nową partnerkę i nowe zainteresowania. Książka opowiada bowiem o tym, jak oczyścić własny organizm, schudnąć i utrzymać tę niską wagę, a także o tym, jak żyć na wegańskiej diecie.
Nie widzę niczego zdrożnego w propagowaniu tzw. zdrowego żywienia, choć mnie bardziej interesuje żywność smakowita. Wszelka przesada jednak – moim zdaniem – jest odstręczająca. Opisy Karoliny, jak chudła (od 80 do 40 kg), a potem znów tyła i wpadała w depresję – nie są interesującymi relacjami. I wcale nie zachęcają do naśladownictwa.
Zdecydowanie zaś odepchnęło mnie od dokończenia lektury następujące zdanie: „Dietę wzbogacamy o olej z lnianki, olej kokosowy i oliwę. Jeżeli w tym czasie wystąpią bóle głowy, osłabienie czy wymioty, warto wesprzeć oczyszczanie lewatywą”.
Wszystkich lubiących diety ekstremalne pozostawiam bez dalszych cytatów. Muszą sami sięgnąć po tę książkę. Miłośników zaś kuchni smacznej (a także przeciwników objadania się i tycia) zachęcam do innych książek.
Także czytanie winno być czynnością sprawiającą przyjemność.
Komentarze
Jak ognia unikam wszelkich misjonarzy nowych albo i odmłodzonych idei i prądów, ludzi pełnych poczucia przemożnej chęci szerzenia jedynej prawdy. I wszelkich „prawdziwych” (Polaków, kobiet, matek, przyjaciół Ziemi etc).
Kiedy byłam młoda, funkcjonowało powiedzenie „nadgorliwość gorsza od faszyzmu” (przy czym faszyzm z definicji był zbrodnią). Apostołów wegetarianizmu i weganizmu dotyczy moja awersja sprawiedliwie, po trosze; przy czym nie mam nic przeciwko ludziom, którzy dla siebie ten rodzaj pożywienia wybrali. Ich wybór. Gorzej wtedy, kiedy „wyznawcy” skazują własne niemowlę na śmierć głodową w imię doktryny. Umiar, rozmaitość i zdrowy rozsądek na ogół doskonale sprawdzają się w życiu.
Dzisiaj świętują Jurki Jerzory, Wojtki i inne takie sympatyczne osoby Aktualnie mamy takich tylko jako członków Rodzin – Alicji i Haneczki i może wśród podczytujących. nb jak brzmi liczba mnoga od imienia Jerzy?
Wszystkim Jurkom i Wojtkom samych dobroci życzę.
Pyro-wedle alicjowej deklinacji Jerzory 😉
Jurkom około blogowym przesyłam słoneczne uściski !
Hasło odchudzanie
zalewa nas wiosną
niczym rzeki
potężnie wezbrane.
Dietami żonglują
panowie i panie,
a nam rozsądek wypada zachować
i jak zwykle serwować nasze
ulubione,wiosenne danie.
Kochani-sezon na szparagi zbliża się
WIELKIMI KROKAMI !
Bo Pan Piotr przyjął błędne założenie, że to książka w jakimś stopniu kucharska 🙂 ja kupiłam kiedyś Gilian McKeith i wrażenia podobne. Mnie najbardziej odstrasza pseudonaukowość tego typu wydawnictw, bo później internet zalany jest podobnymi idiotyzmami i trzeba tworzyć strony, które starają się te „prawdy” odkręcać.
Witam,
w okolicah Wrocławia szparagi zbiera się już od dwóch tygodni
No to ja Wam polecam rozsądną i sympatyczną książkę pod znaczącym tytułem „Smacznego – chorzy z powodu zdrowego jedzenia”.
http://www.empik.com/smacznego-chorzy-z-powodu-zdrowego-jedzenia-pollmer-udo-fock-andrea-gonder-ulrike-haug-karin,prod46310193,ksiazka-p
Gośka-zawsze byłam przekonana,że okolice Wrocławia oraz Szczecina
mają klimat nadodrzańsko-śródziemnomorski 😉
Widziałam dziś na pobliskim bazarku nasze krajowe szparagi po 13 zł za pęczek.
Wpis zupełnie na temat – u nas przynajmniej.
Przedemną leżą cztery tomiki, nowiutkie, prosto z księgarni. Wszystkie tego samego autora, Michała Tombaka i zaczyna się to totalnie: „Uleczyć nieuleczalne” w podtytule:
– Osteoporoza – szansa na zwycięstwo
– Kiedy łupie w kręgosłupie
– Cofnąć nowotwór
– Żegnaj łysino
– Recepty naszych babć
Wszystko to dopiero część pierwsza i dopytać się dopiero muszę, dlaczego mam się obejść bez reszty. Dalej: „Droga do zdrowia”, „Jak żyć długo i zdrowo” i wreszcie najkonkretniej: „Czy można żyć 150 lat?”
Od siebie dodam: kto chce niech spróbuje ale jedno jest na przyszłość chyba jasne – od teraz życzę jubilatom i solenizantom wyłącznie 150 lat!
We wczorajszej gazecie przeczytałem mianowicie, że w sąsiedniej Getyndze umarła kobieta w wieku 112 lat. I jak tu życzyć jubilatom jeczcze 100 lat – nje lzja!
Jerzorowi kanadyjskiemu i Jurkowi od Haneczki życzę więc stupiędziesięciu lat w zdrowiu i szczęściu!
Pozostałym Jerzym i Wojciechom tu zaglądającym również życzę wszystkiego dobrego!
Jerzorowi, Yurkowi, Haneczkowemu – 200 lat!!!
Nie zniechęcając bynajmniej Pepegora do lektury książek Michała Tombaka, proponuję zapoznać się z oceną jego poglądów : http://forum.dr-kwasniewski.pl/index.php?PHPSESSID=b971633b0ec9337cb2a5e46150e62a08&topic=2319.0
Oj, zgubiłam prawdziwego Blogowicza – Yurka. To wszystko przez pisownię.
Yurku – ja tam Ci nie życzę ani 150-ciu, ani nawet stu. Jak dotąd przedłużamy nie życie, tylko starość. Żyj dotąd, dopokąd życie będzie Ci smakowało w każdym aspekcie. Sobie też tego życzę
Poświątecznie wypoczywam nad brzegiem Bałtyku, ” odnawiając się biologicznie”, lecz nieprzesadnie : długie spacery plażą, sauna, pływanie w basenie, jacuzzi, czyli same przyjemności. A że po świętach mam ochotę na lekkie potrawy, więc spożywam głównie sałatki. Nie odmówiłam sobie jednak ciasta marchewkowego.
O książce opisywanej dziś przez Gospodarza sporo ostatnio słyszałam, bo jej autorzy promowali ją w telewizji śniadaniowej. Trochę obawiam się, czy pani Karolina wytrwa w rygorze swojej diety. Z konsekwencją w tych sprawach bywa trudno.
Najlepsze zyczenia dla Jurków, Yurków, Jerzorów i Wojciechów (na pewno jakiś podczytuje!).
Też odpoczywam i też sałatkowo. Doczytuję bieżący numer „Polityki”, pogryzam sałatkę i jest mi bardzo dobrze. Jutro już trzeba włączyć pralkę, bo po świętach jest sporo bielizny stołowej, nawet nie splamionej ale potrzebującej odświeżenia. I tego co na grzbiecie (i nie tylko) trochę się nazbierało.
Tarczyca nadmuchała mi Dziecko do rozmiarów piłki plażowej i zespół lekarzy i dietetyków opracował dietę na 14 miesięcy. Po 6 tygodniach spadek wagi o 11 kg – teraz będzie już chudła znacznie wolniej (2-2,5 kg miesięcznie). Ta dieta jest taka paskudna, że ja bym się chyba nie zdecydowała. Bez soli, cukru, przypraw, owoców z wyjątkiem bananów (1,5 jabłka na 2 tygodnie) Dużo natki pietruszki, z mięsa tylko gotowany kurczak i raz w tygodniu ryba, raz w miesiącu 120 g wołowiny. Litry wody i jogurtu. Pewnie schudnie ale co to za życie? No nic; musi, bo inaczej jej nie operują i leki się źle wchłaniają.
Jerzoru( jeśli można oczywiście) to życzyć chyba można, żeby jak najlepszych rowerów i żeby mu się jazda na rowerze nigdy nie znudziła i drogi jak najlepszej, I wszystkiego innego najlepszego według życzeń także Yurkowi i pozostałym Jurkom czytującym 🙂 🙂
No przecież!
Podwiesiłem się pod Pyrę i też o Yurku zapomniałem.
Yurku, niech Ci się darzy ze wszechmiar, w zdrowiu i szczęściu przez lat 200!
Ja jadę zrobić coś dla moich 150, tzn na gimnastykę i siatkówkę ale wpadnę jeszcze.
Jerzor Wojciech jeszcze w pracy, ale już dziękuje. Podwójnie 😉
Jurkowi Haneczcynemu, Yurkowi oraz wszystkim Jerzym i Wojciechom podczytującym – wszystkiego NAJLEPSZEGO 🙂
Pan mąż, obżarty zielonymi szparagami 8,00 zł pęczek 😎 , dziękuje za pamięć i życzenia 🙂
Jerzym i Wojciechom, żebyście tak ciężko dychali z lubości, jak on dycha 😉 Najlepszego chłopaki 😀
Jurkowi, Jerzorowi i Yurkowi najlepsze imieninowe 🙂
Solenizantom – wszystkiego najlepszego 🙂
Miałyśmy bardzo fajne spotkanie wiosenne w restauracji Na Brackiej, obgadałyśmy głównie plany wakacyjno-wycieczkowe, wymieniłyśmy rozmaite doświadczenia z podróży w różne strony świata, a także przewodniki pod względem ich przydatności i niezbędności. Jednym słowem – ogarnął nas nastrój wakacyjnie radosny. Oczywiście nie obeszło się bez degustacji serwowanych tam smakołyków. Dokumentacja fotograficzna zapewne wkrótce, powiem tylko, że było pysznie, nieco zawodu sprawił nam deser, ale czyż można mieć wszystko? W każdym razie spotkanie, jak zwykle przesympatyczne, Koleżanki Warszawianki – dziękuję 🙂
Uprzejmie informuję,że Wiosenny Mini Zjazd Warszawski zakończył swoje obrady.
Spotkałyśmy się tym razem:http://nabrackiej.com.pl/
Miejsce sympatyczne,świetnie usytuowane w samym centrum Warszawy.
Lista obecności-Barbara,Jolinek,kuzynka Magda,Małgosia i pisząca te słowa.
Kulinarnie-placki ziemniaczane,wątróbka z jabłkiem oraz kartacze bez zastrzeżeń.
Natomiast desery cokolwiek nas rozczarowały-beza z bitą śmietaną bez polotu,ciasto czekoladowe trochę za suche.Małgosia zamieści fotoreportaż.
Pogaduszki super miłe 🙂 Co tu dużo gadać,lubimy się spotykać 🙂
Naszym Jurkom i Wojciechom wszystkiego najlepszego!
Łajza minęli z Barbarą 🙂
Jeszcze raz sznureczek do restauracji: http://www.nabrackiej.com.pl
Ha,ha,ha ! Przy okazji odkryłam,że „Na Brackiej”,ale w Świdnicy jest pracownia rzeźbiarska.
Gdyby ktoś miał potrzebę zamówić czarownicę albo skrzata,to proszę-www.nabrackiej pl
I powtórnie adres pracowni: http://www.nabrackiej.pl
A ja dodam, że w Krakowie na Brackiej pada deszcz (oczywiście w piosence)
… tu pada ten deszcz 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=vhuW6Pvwj4I
Barbaro 🙂
Dzisiaj w mojej skrzynce pocztowej znalazłam taką propozycję: http://www.swiezapaczka.pl
Danuśka, na razie walczę z aparaturą i nijak nie chce ze mną współpracować 🙁
Za zdrowie Jurków – od filadelfińskiego, poprzez kingstońskiego aż po gnieźnieńskiego! Niech Wam się szczęści i kręci!!!!!
🙂 🙂
Wróciłem, świeżo wykąpany i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, bo zrobiłem matchball´a.
Zazdrościć tylko minizjazdów warszawskich. Dla tego można nawet zapomnieć desery.
W kwestii szparagów doniosę, że na świątecznym obiedzie w niedzielę były szparagi już trzeci raz. Mieliśmy do wypasu, bo na ośmioro dorosłych moja LP doniosła 2 kilo. Nie były to jednak jakieś dorodności katalogowe lecz wprost przeciwnie, chodziło o swoisty „złom”, bo wszystkie trzy razy udało nam się dostać odłamki z przerobu, lub jakieś krzyworosłe. W to mi graj ? nie tylko ze taniej ale niektóre ledwo długości palca nie trzeba było obierać, bo to był wyłącznie sam czubek i niczego obierać nie trzeba było, jeno opłukać z piasku.
A cena: ok 9 e za kilo, przy tym nie wiem, ile wynosi wasz pęczek, o którym wspominacie.
0,5 kg, Pepegorze 🙂
Nie wiem, ile kosztuje alternatywa pełnocenna, ale pewno niemało.
Pierwszy meldunek o szparagach (tu trzeba powiedzieć, że siedzę tu w samym zagłębiu szparagowynm o starych tradycjach) był już z początku marca. Jasne, że gwałtownie rosnąca popularność szparagów powoduje, że zaczyna się działki kryć tunelami, folią na grządkach. I tak jest już od dawna normą tak, że sezon szparagowy jest rozciągany ile się da.
I chyba dobrze tak?
Albo?
Ćwiartka kg. szparagów u mnie Za Rogiem (z Peru) kosztuje 3.40$
To jeszcze przed sezonem, bo u nas za chwilę będą nasze z okolicy w sklepach, ale nigdy nie są za grosze, a i krótki sezon na nie.
Jerzor Wojciech jeszcze raz dziękuje wszystkim za życzenia.
Sto lat!
Uff, technika pokonana, fotoreportaż kulinarny z naszego spotkania
https://plus.google.com/photos/111194922675990388082/albums/6005617075354416945
Może teraz
https://plus.google.com/photos/111194922675990388082/albums/6005617075354416945?authkey=CM_frZK7tM650gE
Dzień dobry rannym warszawskim świtem 😀
Małgosia,jak widzę,do północy walczyła z techniką.Grunt,że zwyciężyła Małgosia,a nie technika.Jak widać na zdjęciach efektownym pomysłem było podanie wątróbki w wydrążonym i upieczonym jabłku.Niezła propozycja np.dla gości.Desery zdecydowanie lepiej wyglądały niż smakowały,ale i tak najważniejsze było samo spotkanie,co słusznie i z racją zauważył Pepegor.
Skoro Pepegor mieszka w zagłębiu szparagowym to naszego Kolegę trzeba odwiedzać z sezonie szparagowym.Skoro sezon długi to możliwości sporo.Skoro możliwości sporo,to może kiedyś coś z tego wyjdzie 😉
Dzień zapowiada się piękny,chciałaby dusza do raju,to znaczy gdzieś na łono natury,
a tu trzeba lecieć do roboty.Nie będziemy jednak lecieć,a pedałować 🙂