Chili czyli przysmak dla odważnych
Chili to papryczka nadająca ostrość potrawom, używana bywa w wielu kuchniach na całym świecie, szczególnie zaś w krajach o gorącym klimacie, od Meksyku po Tajlandię.
Świeże chili są dostępne praktycznie przez cały rok w supermarketach i delikatesach.
Świeże papryczki chili powinny być kształtne, jędrne i mieć lśniącą, niepomarszczoną skórkę oraz świeżo wyglądający ogonek. Skórka suszonych chili również powinna być lśniąca.
Papryczki szykowane do dłuższego przechowywania należy owinąć w ręczniki papierowe, a nie w folię, ponieważ wilgoć powoduje ich gnicie. Z tego samego powodu nie należy ich myć, o ile nie zamierzamy użyć ich natychmiast. Najlepiej więc trzymać je w szufladzie lodówki nie dłużej niż trzy tygodnie. Suszone chili przechowuje się w szczelnym pojemniku w temperaturze pokojowej do czterech miesięcy. W lodówce można je trzymać jeszcze dłużej.
Chili zawdzięcza ostry smak kapsaicynie. Substancja ta jest zawarta w błonach i nasionach strąka. Może ona poważnie podrażnić skórę, a szczególnie oczy, dlatego z chili należy obchodzić się bardzo ostrożnie. Osoby o wrażliwej skórze powinny kroić strąki w rękawicach gumowych lub lateksowych. Papryczki chili należy opłukać, rozkroić i, jeśli nie lubimy bardzo ostrych potraw, usunąć błony oraz nasiona. Po posiekaniu strąka powinno się umyć deskę do krojenia i nóż, a także rękawice. Najlepiej także i ręce, bo łatwo poparzyć delikatną skórę ocierając pot z twarzy lu – co najboleśniejsze – wokół oczu.
Mieląc suszone chili na proszek, trzeba uważać, by pył nie dostał się do oczu i ust. Obróbkę suszonego chili zaczyna się od lekkiego obsmażenia na suchej patelni. Można też namoczyć je w gorącej wodzie na pół godziny, utrzeć na puree z odrobiną płynu, w którym je namaczaliśmy i dodawać do potraw.
Już odrobina posiekanego chili dodaje ostrości potrawom. Duże łagodne chili można upiec i obrać, tak jak paprykę, nadziać mięsem lub serem i smażyć w głębokim oleju.
Chili zawdzięcza ostry smak kilku substancjom, określanym zbiorowo mianem kapsaicyny. Każda z nich wywołuje inny efekt w ustach. Pod wpływem niektórych czuje się krótkotrwałe pieczenie w gardle. Inne dosłownie wybuchają ogniem na języku i długo jeszcze pozostają na podniebieniu. Jeśli ugryziemy bardzo ostre chili i chcielibyśmy złagodzić palący smak, powinniśmy wypić lub zjeść jakąś potrawę zawierającą kazeinę, która najlepiej neutralizuje piekący smak kapsaicyny. Może również pomóc zjedzenie lub wypicie tłuszczu: najlepiej tłustego mleka, lodów, awokado lub kromki chleba z masłem. Niestety, sama woda nie pomaga! Często tylko dodatkowo zwiększa uczucie pieczenia w ustach.
A więc ostrożnie z tym smakołykiem!
Komentarze
Dzien dobry!
W moim przypadku faktycznie najlepiej działa tłuszcz, a najlepiej swieżutka oliwa albo olej lniany. Wymaczać w nim kawałek chleba, zakąsić i gotowe 🙂
Kieliszek wina też pomaga. Domowy chemik twierdzi, że alkohol też rozpuszcza kapsaicynę.
Okazjonalnie lubię chili… 😉 😀
…Zamiast łagodnie podpisywać ujęcia z wczorajszego upalnego wyraju na Lubogoszcz i Śnieżnicę… 😳
Gdybym musiała stanąć przed wyborem: nie zakosztować już nigdy więcej nawet kawałeczka dowolnego tortu, czy ciasta, lub być pozbawioną chili, nie wahałabym się nawet sekundy: wybieram pikanterię. Sądziłam, że nie zaistnieje sytuacja, kiedy coś okaże się dla mnie zbyt ostre. Do czasu, gdy poczęstowana pastą z chili*) nałożyłam jej sobie sowicie na kęs mięsa. Świeczki w oczach, piekło w gębie. Dobrze, że wino było na podorędziu. A jaka radocha miejscowych współbiesiadników, którzy znali ten specjał i używali w ilościach aptekarskich 🙂
Od tego czasu usiłuję bezskutecznie zrobić sama pastę, która dorówna tamtej ostrością. Może to zdziałał jakiś specjalny gatunek chili?
———–
*) coś w stylu adżiki, tyle, że piekielnie ostre.
Bejotko,
Przywiozłam sobie adżykę z bazaru w Batumi. Zapewniam, że ostrością dorównuje bałkańskim ajwarom 😉
Ewo, już się cieszę 🙂 Czytam „Książkę antykucharską” Heleny Amiradżibi, napalam się na nieznane sobie smaki i widoki.
Zdarzyło mi się kiedyś, w połowie lat dziewięćdziesiątych odwiedzić tajską restaurację w Amsterdamie. Na talerzu z zamówionym daniem był piękny kawałek kaczki, zielona fasolka szparagowa i oczywiście ryż. Pierwszy kęs i piekło w ustach. Nie byłam w stanie dalej jeść. Rodzinie moje danie smakowało, kaczka była wyborna, a fasolka ostra. Używam chilli bardzo ostrożnie, mój syn potrafi jeść same papryczki 😉
To jest niezły sklepik dla amatorów dzisiejszego tematu
jezeli pozwolisz bjk to uskutecznie :loll: twoje zamiary zrobienia ostrej pasty. mam cos takiego, przywiozlem z fuerte, aczkolwiek nadruk na opakowaniu wskazuje alicante jako miejsce pakowania, co jest zupelnie bez znaczenia. kupilem toto w lutym, zatem nie jest toto jeszcze przeterminowane. uzywalem cayena gindillas parokrotnie, za kazdym razem potrawa ladowala w koszu. a bralem jedynie po jednej sztuce, sa dlugosci od jednego do dwoch cm. parokrotnie dokladalem do gotowania zupy, ale juz tylko polowe czortostwa.
mimo wszystko, zupa byla znacznie bardziej ostra mojego super noza ==> http://www.torquato.de/kai-santokumesser-mit-kullen.html?gclid=CMyCs8LFvL0CFSMOwwod1KMAvA
:loll:
nie obawiaj sie, ze pozbedziesz mnie specjalu. za pare dni wylatuje ponownie na wyspe to se kupie 🙄
Chętnie Szaraku 🙂 Nóż piękny i imponujący, istny gwyhyr z falkami na ostrzu.
Swego czasu, Witek chciał przetestowac wytrzymałość naszych kubków smakowych i hojnie potraktował ajwarem krem pomidorowy. Pierwszy i ostatni raz przepijałam zupę winem 😉 .
to wlasnie ze wzgedu na TE fale wszedlem w posiadanie kai-santoku. do szczescia nie jest mi potrzebne zelastwo za prawie 200euronow z dostawa do domu. ale ja mam swira na punkcie i fal, i wiatru, i oceanu. patrze na fale i daje sie im miotac mna, az do samego konca ich istnienia, do brzegu. moi rowiesnicy patrza juz tylko tak 😆 na panienki, a mnie pociagaja fale.
Szaraku, doskonale Cię rozumiem. Sam spędzam pół roku w roku na falach, po czym jadę na wakacje nad wodę 😉
Krzych, to prawie tak jak ja 😆 , z ta roznica, ze ja druga polowe roku spedzam na rekonwalescencji: otluczenia i stluczenia, zadrapania, rany ciete i szarpane, naderwane i zerwane miesnie oraz sciegna. nie wspominajac o kosciach i poduszkach miedzy kregami. jak tak dalej pojdzie, to odda mnie szaraczka na szrot, puki jestem jeszcze troszeczke wart 😆
Bejotko. Twoje rozterki czy słodkie, czy ostre, rozwiązują ciasteczka owsiano-czekoladowe z cayenne. Przepis dawałem w ub. roku. Samo zdrowie: mleko, płatki owsiane, czekolada, miód, cayenne, wiórki kokosowe. Odrobina masła dla mastkości.
Z całym szacunkiem-na szrot oddaje się złom, jak sama nazwa wskazuje.
Jeżeli masz być jeszcze coś wart, niech Cię oddadzą do komisu.
Kolejny weekend na Wzgórzach Golan, czy gdzie Ty tam dajesz się ciąć i szarpać i na rekonwalescencję może być za późno 🙂
im starsza jestem, tym bardziej mi smakuje pikantne, przynajmniej raz w tygodniu musze zjesc jakas pikantna potrawe, najczesciej jest to zupa z dodatkiem pasty curry
A cappello – Bardzo mnie Twój komentarz zaskoczył i zasmucił.
Zasmucil bardziej niz niesprowokowane i jadowite ataki na Kolezanki z Blogu? Zasnucil bardziej niz zwracanie sie do Kolezanji per „towarzyszko” i sugeriwanie jej ze jest stara sklerotyczka? Bo jakos nie slyszalem choru protestow, procz madrych slow Alicji i podtrzytmujacych je slow Danuski.
Cichalu, poszukam, dzięki, brzmi apetycznie.
Magdaleno, z taką teorią spotkałam się, podobno kubki smakowe z wiekiem potrzebują coraz silniejszych bodźców, ale nie wiem, czy to prawda, czy legenda – w każdym razie podobno tęsknota do smaków dzieciństwa, których w dojrzałym wieku nie da się już odtworzyć, jest tego przejawem. Faktycznie, chleb z masłem i rzodkiewką już nie smakuje mi tak, jak w dzieciństwie.
Kocie. Najpierw zaprotestował Nowy, potem ja (cichal
27 marca o godz. 18:51 )
następnie Danusia, Krysiade i Alicja. Gospodarz nie skomentował. Teraz widzę, że postąpił rozsądnie.
Bejotko, a masz moze jakis przepis na zupe – danie jednogarnkowe a sycace i pikantne?
teoria brzmi rozsadnie
Cichalu, tak sobie jeszcze myślę nad Twoimi ciastkami, czy zamiast masła można dodać oleju kokosowego? Nie mam nic przeciwko masłu, ale z olejem kusi mnie, jako eksperyment. Mam świeży słoiczek, bielutki jak śnieg, pachnie oszałamiająco.
Na marginesie dodam, chyba głównie dla Pań, że od wieków używam oleju kokosowego nie tylko spożywczo, ale i kosmetycznie, jest świetny jako maska na przesuszone włosy, czy po kąpieli na mokrą skórę (mokrą, bo wtedy tworzy się emulsja), bardzo dobrze nawilża. To stary sposób i ogólnie znany, ale jakby przypadkiem ktoś nie znał… Można też stopić z masłem kakaowym na pół, wtedy zapobiega oparzeniom słonecznym, stanowi naturalny filtr, a przy okazji dba o skórę.
Magdaleno, lubisz kwaskowate zupy? Ostatnio w schronisku na Cyrli jadłam pyszną kwaśnicę, mnóstwo kwaszonej kapusty ugotowanej na domowym wędzonym boczku, grzyby suszone, cebula, pływały w niej też kawałki wołowiny, ćwiartki małych ziemniaczków. Pikantna i najadłam się solidnie. Przychodzi mi też na myśl zupa rybna . Albo solanka, solidna, zawiesista, na mięsach, z ogórkiem kiszonym…o, tę to zjadłabym chętnie 🙂
z ogorkiem kiszonym to nie, nie przepadam, ale wszystkie pomysly na dania jednogarnkowe, ktore moge sobie na kilka dni narychtowac, to chetnie 🙂
Magdaleno, lubię wszelkie zapiekanki ziemniaczane, tu wielkie pole do popisu, bo można wymyślać, albo po prostu zrobić przegląd lodówki. Można robić zapiekanki makaronowe, lub rozmaite risotta. Zapiekanki warzywne. Dla bardziej wymagających mogą być różne gulasze, tu znowu inwencja rozwija skrzydła, ja bardzo lubię węgierski (na Węgrzech takiego nie jadłam), mocno pikantny, czerwony od papryki, z kluseczkami. Na bigos chyba już za ciepło? Czulent nie każdy lubi i nie jest za pikantny, chyba, że dopikantnimy. Bogracz? Chili con carne? Lubisz żurek? Jest sycący, z grzybami, kiełbaską, jajkami, a odgrzewany coraz lepszy.
Kolejny eksperyment chlebowy. Do małego, razowego jak zawsze, kilogramowego bochenka, dodałem pół główki czosnku i dobrą garść suszonych żurawin plus dyżurne zioła. Wyszło ciekawie. Jeden kęs ostrości, drugi słodkości. Dedykuję Basi.
Dzien dobry,
Czasami lubie pikantne potrawy, ale nie takie jakie w swoim codziennym jadlospisie maja np. Meksykanie. Barbara wie o tym lepiej niz ja, ale jedzac codziennie sniadania I lunche z meksykankami sam tez sie moglem przekonac. Niektorych dan nie jestem w stanie przelknac. One, chcac mnie czyms poczestowac, przynosza to co ugotowaly dla swoich dzieci 🙂
mnie zasmucil jedynie komentarz Kota Mordechaja pozbawiony zupelnie sensu.
jak mozna oczekiwac choru protestu przeciw prawdzie, pa ruskie => ?????? 😆 pisane cyrylica, byc moze nie wejdzie
czyzbys Kocie zazyl jakiejs trutki?
**********************************
a cappelo 😆 masz pamiec ogromna 😆
spacery robia swoje 😆
A capello, chyba pomyliłam Ci się z kimś. Oglądam wszystkie zdjęcia z wielką przyjemnością, więc rękoma i nogami broniłam zdjęć Alicji. Twoich (choć nie tylko – Alicji, yyc, Misia, Danuśki, Nemo, cichala i innych proszę wybaczyć pominiętych 🙂 ) zdjęć przyznaję bez bicia ładnych kilkadziesiąt ściągnęłam i oglądam w wolnym czasie lub jak poszukuję różnych, najdziwniejszych rzeczy ( zwłaszcza Londyn i Kraków, ale też podkrakowskie miejsca w których nie byłam 😯 . Moją pracę oceniają kilkanaście razy w roku ludzie uwielbiający (z racji możliwości nie wyjątkowego talentu) krytykować, więc staram się innym tej wątpliwej przyjemności oszczędzać. 🙂
Uwielbiam ostre papryczki, paprykę itd, ale kupowanie ich to ruletka – będą ostre bardzo, mniej czy tylko lekko pikantne? Dziś widziałam papryczki ostre mix 😯 . Często dlatego kupuje chili w płatkach z czosnkiem lub bez. Zapominam też ciągle o wędzonej papryce w proszku.
Witam, z tymi zdjęciami to jest tak jak ze śpiewaniem.
https://www.youtube.com/watch?v=txjLjvTydVg
zapiekanka to skomlikowane no i trudno zrobic przeglad pustej permanentnie lodowki 😀
pracuje po kilkanascie godzin, wracam glodna i potrzebuje pozywnego gara, najlepiej blyskawicznego i z niewielu skladnikow 😉
Ja wszystko ostre połykam.
Duże M,
najlepiej znajdź sobie „swój” rodzaj ostrej papryczki, ja mam dwa podstawowe – jalapeno i cubanelle meksykańskie, żółtawe. Te pierwsze są małe, zielone i można je „złagodzić” usuwając z nich pestki, bo diabeł w nich siedzi. Mnie nie przeszkadzają pestki, ale muszę uważać, kiedy karmię gości, bo rodzina już się przyzwyczaiła.
Cubanelle nadają się do nadziewania, bo są większe ze 3 razy od jalapeno. Też ostre, ale tylko te, które u nas są zaznaczone jako „hot peppers”. Zdarzają się i inne, ale te już wypróbowałam na tyle, że wiem, ile dodać do gara.
Inne wypróbowane przeze mnie to habanero, ale z tymi papryczkami naprawdę trzeba uważać, bo to prawdziwy ogień piekielny, chociaż papryczka niepozorna.
Ś.p. Bonnie miała zwyczaj marynowania jalapeno, kroiła je w plasterki i zalewała zalewą octową, nie wiem, w jakich proporcjach ocet do wody. Marynowane jalapeno nie było tak ostre, jak „żywe”.
Magdaleno, to może w wolniejszym czasie zrób kilka dań jednogarnkowych do odgrzania, zamroź je w woreczkach, a potem tylko wyciągaj i podgrzewaj? Jeszcze chciałam Ci zaproponować tort z naleśników (smażysz naleśniki, przekładasz w tortownicy czym chcesz, szpinakiem, serem, mięsem, warzywami, kurczakiem, lekki sosik śmietankowy z parmezanem, albo z czosnkiem, albo z czymś innym*) ewentualnie do tego), ale to chyba odpada w Twojej zapracowanej sytuacji. Łazanki, lazanie?
Zawsze są zupy, ale je też trzeba pogotować trochę.
Zwykle mam zamrożone pierogi, naleśniki, jakieś owoce morza, które wrzucam na oliwę, a w tym czasie gotuje się makaron – na awaryjne sytuacje lub niespodziewanych głodnych gości.
Przypuszczam, że tutejsi starsi stażem bywalcy zrobią burzę mózgów, by Ci pomóc.
*) „Dokładne przepisy są dla mięczaków”, jak słusznie twierdzi Baronowa.
Magdaleno, jak jestem kompletnie zarąbana, to kupuję zapas różnych pyz, kopytek i pierogów mrożonych i świeżych (na szybciej) oraz kawałek boczku na skwarki (może być już pokrojony). Dla odmiany kraszę masłem, nawet surowym. Ew. robię większą ilość pomidorowej bazy na sos i też zamrażam w porcjach. Potem tylko dodajesz co chcesz: pokrojoną kiełbaskę, parówkę, warzywa, tuńczyka z puszki albo trochę boczku i gotujesz makaron. Do pyz i kopytek też pasuje. Można też nagotować gulaszu, doskonale się zamraża. Gołąbków narobić, ale to trochę pracochłonne wyjściowo. Puszki mieć: puszka Pięknego Jasia, kiełbaska, keczup i masz fasolkę po bretońsku. Flaki (używam Pudliszkowe) – załatwiają obiad. I tak dalej.
Życzę powodzenia!
Owoce morza też doskonałe, same krewetki albo mieszanka. Poddusić z czosnkiem na maśle albo oliwie, zjeść z bagietką. Pięć minut roboty, no dziesięć, bo wysypujesz z mrożonki. Do sosu pomidorowego jako dodatek też świetne.
Ewa wspomniała ajwar – czasami „rzucą” na półki w polskim sklepie, ale rzadko.
Ja robię „kawior” według przepisu, podanego kiedyś przez Helenę, zanotowałam fotograficznie (znowu te zdjęcia :roll:) :
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Kawior/
Wolę własnej roboty, bo jest świeży i przyprawiony tak, jak chcę, na ostro-ostro. Robi się to prosto, bo opieka warzywa, obiera ze skórki co należy, w maszynie sieka niezbyt drobno i przyprawia. Ja zazwyczaj robię ten kawior w 3 litrowym woku do pełna, ale nie ma co przekładać do słoiczków. Ta potrawka po prostu paruje błyskawicznie 🙄
W blogowych /Przepisach/Warzywnie jest też przepis Bobika i Kryshy. Od Kryshy przejęłam zwyczaj dodawania chrzanu do wersji, którą podała Helena.
Przepisów na ajwar jest sporo, ale ten Heleny wydaje mi się najprostszy, no i przyjął się w domu.
PYRO.
Na wszystkie ,,Swietosci,,
Nie obrarzaj sie.
flakow czy pyz ci u nas nie ma
skrzetnie sobie za to zapisuje, co mozna z puszek na szybko, co mozna pogotowac i zamrozc potem w porcjach
i zeby bylo pikantne 🙂
Dopiero teraz zorientowałam się, że zanadto spolszczyłam pisownię adżiki 😳
Magdaleno, znaczy gotujesz co bądź, tylko przedtem idziesz do delikatesów i nabywasz dwa kilo chilli…
😆
Pare dni temu sarny urzadzily sobie sabat wieczorny w osikowym gaju dookola domu. Z kuchni z sypialnie gdzie by nie wyjrzec sarna idzie, lazi, stoi, gapi sie 🙂
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/SarniSabatWOsikowymGaju?authkey=Gv1sRgCO-CsL77ouTS_AE#slideshow/5997015284781120066
Zakupy wiosenne. Oliwa z truflami. W promocji $12.99 za cale 100ml. 🙂
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/20140331?authkey=Gv1sRgCMaNgeaAvryy-QE#slideshow/5997011590103754322
Basia zrobila pierwsza w zyciu Pavlova. Beza jaka lubie, reszta tez smakowicie pyszna 🙂
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Pavlowa?authkey=Gv1sRgCPWlpsWihfCFLA#slideshow/5997011771221469314
Pare dni temu sarny nas obsiadly, ale wreszcie przyszla wiosna. Wkolo domu sie ladnie zrobilo i nawet ptaszki przylecialy na ganek.
U gory Frankensztajn na dole Celusjusz.
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Wiosna?authkey=Gv1sRgCNuUvJKa-4f5Ew#slideshow/5997013249415937938
Dwa kilo chili, to faktycznie ostro 😀 W związku z tym jeszcze przyszło mi do głowy, że mogłabyś zrobić gęstą zupę z papryki (ale nie chili, tej tylko dodać dla smaku ile lubisz), pomidorów świeżych lub z puszki, odrobiny warzyw, cebuli, czosnku, gotowaną na chudym boczku. Dodać fasolę, może być z puszki, opcjonalnie garść oliwek. Można dodać kiełbaski albo co chcesz mięsnego. Dobrze nadaje się do mrożenia w woreczkach, jest sycąca, a rozmrażana chyba jeszcze lepsza. Oczywiście przyprawy wg uznania.
Ewa, daj spokój, bo zaraz zacznę się składać, że opuściłam przecinek i wyparujemy w absurdzie 😀
Magdaleno, a może leczo?
przy tych kocich zawirowaniach uciekl mi wpis Krzycha 🙄
to mogloby byc jakies rozwiazanie oddac mnie do komisu. tyle tylko, ze zanim mnie ktos stamtad wyciagnie, wymaga lozenia na utrzymanie
a szrot jest odwrotnoscia, mozna jeszcze cos niecos wyciagnac z organizmu: a to dwie nereczki dobrze przeplukane – dziennie do osmiu litrow plynu, glownie wody, nie mylic z wudą, pompeczka tez funkcjonuje bez zarzutu, watroba nie powiekszona, nie mowiac juz o niepomarszczonej skorze na przeszczepy oraz kosciach na amulety 😆
no dobrze, prawda na bok i przystapmy do konkretow 😆
zasmuca mnie jeszcze jeden fakt. tym bardziej bolesny jest on, ze mieszkancy angielskojezycznych rejonow planety klepia o chili jako o ostrostej przyprawie.
a w koncu chillen to nic innego jak spedzac czas spokojnie, dac sie wyluzowac badz spedzic czas jak nalezy, czego oczywiscie wam wszystkim zycze z calego serca 🙄
o jejku, zapomnialem +ć, ze chillen funkcjonuje jedynie miedzy dwunogami, istotami rozumnymi, mysle tu o ludziu, ktory ma najwyzszy stopien rozwoju psychiki oraz zrozumienie zycia spolecznego. zaznaczam, ze nie mam nic do misow, nawet jesli sa pluszane 😆 & 🙄
To nie ten chillen, szaraku, poducz się angielskiego. Gratuluję także dobrego samopoczucia.
nie wchodzi w rachube Alicjo nauka. dobrze daje rade na planecie z tymi jezykami ktore znam. w miejscu zamieszkania nie wstydze sie uzywac jezyka tubylcow, przyznam szczerze, ponad trzydzesci lat temu brzmialo to bardzo, bardzo kulawo, ale czas zrobil swoje 🙄
dzis jezeli klepie gorzej po polskiemu niz w tubylczym, to mi tez nie przeszkadza, nie wywoluje stresu i potrzeby spaceru zaróg 😆
gratulacje oczywiscie przyjmuję i dziękuję
Magdaleno, właśnie pichcę coś, co mogłabyś też upichcić. Chciałam kupić dwa kotleciki jagnięce, ale były w opakowaniach po 800 g. Opieprzyłam i posoliłam (płatki), podsmażyłam na smalcu, dodałam cebule dwie białe w dużą kostkę, pietruszkę (korzeniową) w plasterkach, marchwi „żywej” nie miałam, więc sypnęłam mrożonych maluchów, mrożonej fasolki szparagowej, zalałam toto wodą. Dowaliłam trzy gałązki rozmarynu i po zastanowieniu kilkanaście pomidorków koktajlowych w połówkach. Teraz pozwolę mu się popipcić. MUSI być dobre, innej opcji nie ma. Ogromna patelnia. Zamrożę ze cztery porcje jak nic. Potem tylko odgrzeję plus makaron albo chleb, buła, cokolwiek.
Może skorzystasz z patentu?
Jeszcze pewnie przyprawie jak się upipci.
wszystko, wszysciutko notuje!
leczo miewam, miewam, jak moglabym nie miewac, skoro do granicy wegierskiej tylko 60 km 🙂
Albo polski gulasz w ilościach: wieprzowinę (karkówka albo łopatka) w kosteczkach podsmażasz na smalcu, dodajesz cebulę, szklisz z odrobiną przypalenia (odrobiną!), zalewasz wodą albo rosołem. Dokładasz od razu mnóstwo suszonych prawdziwków, krusząc je w ręce. Im więcej grzybków, tym lepsze będzie. Na wolnym ogniu do miękkosci grzybów i mięska. Tylko sól i pieprz. Sos sam się zagęści okruchami grzybków. Robisz słuszne wiaderko przysmaku, zamrażasz. Masz do ziemniaków, kaszy, makaronu, szpecli i innych kluch.
Alicjo, ja bym tak chciała właśnie kupować tą którą lubię, ale u nas papryka dzieli się na zwykłą, dużą i pozostałą czyli małą, długa ostrą 🙂 Nie spotkałam się z oznaczeniem czy to jalapeno, habanero, czy piri- piri itd. 😯 . Dziś była na tacce podpisana ostry mix z Hiszpanii. 🙂 Kupuję głównie taką o jakiej pisałaś w zalewie z wody lub octowej. Wtedy jest opisana porządnie i najczęściej wybieram piri -piri.
YYc, super oliwa z płatkami trufli, co się dziwisz że kosztuje 🙂 Zazdroszczę.
Jak kupuję 250 ml za 15 zł to zawsze się zastanawiam ile tam tej trufli, bo o płatkach to można zapomnieć.
Bejotko,
Mniejsza o adżikę, ale ten upór maniaka… 😉
Nisiu, do łopatki niekoniecznie grzyby. Jak mi się skończyły dodawałam mrożone warzywa najróżniejsze, groszek, brokuły itp. Wersje z winem, ziemniakami, czy papryką itd. też są bardzo, bardzo.
bardzo naprawde dziekuje, troche mi sie rozjasnilo w glowie, bo ostatnio jadalam glownie zupy warzywne blendowane czy kurczacza po chinsku
Danuśka, nadbużańskie okoliczności z łabądkami piękne. Przypominają VII Zjazd Łasuchów. 🙂
Duże M, oczywiście że niekoniecznie. Ale suszone prawdziwki dają tę polską nutę, nigdzie indziej niespotykaną. Można dodać śmietany, ale ja wolę bez.
Donoszę uprzejmie, że jagnięcina z warzywami wyszła bardzo smaczna. Trochę jeszcze popracuję nad sosem. A jest to nasza jagnięcina, bieszczadzka, sądząc z nazwy producenta (Połonina). Lepsza od nowozelandzkiej, która do nas dociera.
A cappello dzięki za miłe słowo na niedzielę i poniedziałkowy poranek.
Mozesz spać spokojnie już więcej nikogo nie skrzywdzę swoimi fotografiami zamieszczanymi w internecie. Moje pokazywanie skończyło się jakiś czas temu, wykasowałem wszystkie moje fotografie z picasy. Nie wrzucam i nie chcę zaśmiecać wspólnej przestrzeni byle czym. Po komentarzach takich specjalistów takich jak Ty i Arcadius nie mam ochoty na pokazywanie czegokolwiek.
Poza tym fotografia dla mnie zaczyna się w monencie gdy zaczyna byś przedmiotem: wydrukowanym na najlepszym artystycznym papierze przez najlepszy ploter, porządnie oprawiona i powieszona na ścianie.
Wyświetlana na kiepskim monitorze, najczęściej na laptopie jest czymś czego nie chcę pokazywać.
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za komentarz. Marek Kulikowski Ostrołęka
Duze M, cena nieco bawi bo bez promocji to bylo $24.oo czyli $240.oo za litr. Niezle sobie cenia te trufle 🙂 Nawet nie wiem jak ja uzyje te oliwe, do czego, etc? No jakies zastosowanie sie znajdzie 🙂 Na samej buteleczce by stalo ze do pasty jak znalazl. Trzeba wiec bedzie ugotowac jakis makaron i… no wlasnie czy tylko skropic oliwka czy jakos inaczej? Zakup byl latwiejszy od sposobu uzycia 🙂
Kocie Mordechaju – Bardzo. Ni plus ni moins.
Nie mam z tymi przepychankami koleżanek i kolegów nic wspólnego.
Nie życzę sobie insynuacji pod moim adresem. Akurat w ten weekend nikogo nie zmieszałem z błotem
Two wrongs don’t make a right.
Yyc, ja dodaję np. do jajecznicy, kurczaka do pieczenia delikatnie polewam czasem itd. według wyobraźni.
Promocje na oliwę truflowa są fajne :)))))
Np. http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,88530,5634745,Truflowa_intensywnosc.html
A i pavlova też nieźle wygląda 🙂
Nisiu, jasne, że z grzybami najlepsze, ale to był pomysł jak się kiedyś skończą. Jeśli śmietana to tylko kremówka.
Po modyfikacji trufli do oliwy 🙂
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/01/12/kocham-swinie-o-wyrafinowanym-wechu/
afalowicz.home.pl/_customer_polityka/adamczewski/?p=541
Marek, Misiu Kurpiowski,
odchodzisz z furkotem portek, obrażony, że ktoś Cię skrytykował. Ja się nie obraziłam na Twoją krytykę, która sprowokowała całą dyskusję na temat moich zdjęć, pokazywanych na blogu i wiele, wiele krytyki pod moim adresem. Jak napisałam – nie zamierzam się tym przejmować. Gdziekolwiek byłam na świecie, podsyłałam na blog zdjęcia i sprawozdania z podróży – żeby się podzielić wrażeniami, a zdjęcia są, jakie są.
Przyzwyczaiłam się, że na blogu piszę codziennie, chyba że nie mam zasięgu.
Misiu!
„Poza tym fotografia dla mnie zaczyna się w monencie gdy zaczyna byś przedmiotem: wydrukowanym na najlepszym artystycznym papierze przez najlepszy ploter, porządnie oprawiona i powieszona na ścianie.”
Marku, mam taki Twój fotogram. Jest to SZTUKA najwyższych lotów. Zdobi mieszkanie w Szczecinie.
Ale niekoniecznie masz rację. Nawet, jeśli się nie jest ARTYSTĄ, ma się prawo przekazywać swoje emocje, wspomnienia, doznania. Może to być chropawe w formie, ale osobiste. Czasem chcemy się podzielić tym z przyjaciółmi. Nie broń nam tego i jednocześnie nie pozbawiaj nas Twojego artyzmu!
Duże M, ależ bynajmniej. W ogóle nie używam kremówki (chyba że chcę ją ubić raz na dziesięć lat). Całkiem spokojnie 12-procentowa Kesemka. Jak mam fanaberie, to do zup (raz na dwa lata) leję 18-procentową ekologiczną. Ale kesemka spokojnie wystarcza.
Marku-Misiu.
Wcale nie masz racji i doskonale o tym wiesz. To tak jakby muzyki nie można było słuchać poniżej sprzętu Krella albo Marantza. Słyszałam kiedyś jak Zimerman twierdził (zgadzam się z nim), że dobre wykonanie może wzruszyć nawet słuchane przez telefon.
Fotka pudełkiem Brzucha nie była wydrukowana na najlepszym papierze i powieszona na ścianie, a jednak wywołała pozytywną reakcję Blogowiczów. Doskonale wiesz czemu – miała klimat.
O tym, że bardzo dobre zdjęcia można robić Druhem, piszą na wstępie wszystkich poradników dla początkujacych fotoamatorów. I naprawdę, wystarczy je pokazać na pikasie. Może nie powalą nas na ziemię i nie zaczniemy krzyczeć, ale mogą nam dać sporo przyjemności.
Duze M, dzieki za sugestie. Tak mysle, ze taraz po kropelce bede dozowal moja „olio extravergine di oliva con tartufo”. Ciekawe na jak dlugo starczy 🙂
Misiu Kurpiowski, Marku!
No weź… jak to się teraz mawia. A pisząc tradycyjnie, na każde słowo, jest inne słowo i wiele osób prosi: pokazuj swoje zdjęcia. Ja dołączam. Jeszcze ich nie znam, ale z tego, co czytam tutaj, są bardzo, bardzo, więc nie pozbawiaj mnie i innych, którzy jeszcze nie znają, możliwości ich zobaczenia.
Nie masz racji, że zdjęcie jest sztuką dopiero w wydruku. Pewnie, że takie nabiera wartości dodanej przez materię, ale i na monitorze jest nieźle. Bez komputera nie miałabym szans obejrzenia wielu zdjęć Bułhaka, Vishniaca, czy innych minionych artystów, nie wszystkie mam w albumach. Dla mnie dobre zdjęcie, to nie tylko obraz, ale i, a może przede wszystkim, myśl, przekaz emocjonalny – sądzę, że w Twoich zdjęciach są obecne. Ale daj szansę zobaczyć 🙂
Magdaleno, jak nie mam co zjeść, to zawsze jest ratunek, bo mam jajka w lodówce. A z nich można cudeńka, a na szybko jakieś paciaruchy z pomidorami, wędlinami, cebulą, grzybami, co tam masz. Albo omlet z tzw. beleczem – jakaś puszka groszku, pieczarki, cebula, szpinak, ser twardy lub pleśniak… cokolwiek. Do tego pieprz, papryka, jest pikantnie, sycąco i smacznie. Taki omlet „obiadowy” robię wielki, z dodatkiem mąki, więc już nie trzeba innych dopychaczy węglowodanowych. Jeśli jeszcze masz do tego miskę sałaty, to pełen wypas 🙂
Misiu.,
– artystą się bywa (wielkim – niezmiernie rzadko, co wiedzą wszyscy magistrowie sztuki, jakich znam
– rzemiechą się jest (i to brzmi dumnie!)
Wspomnij, gdy odrzucisz kolejną fotosesję ślubną* albo etat.
Nie ględź potem publicznie o braku kasy na to czy owo, nie imputuj „zazdroszczę ci krajobrazów do zdjęć” (i.e. – ja to bym pofocił, ale mnie tam nie ma! 😀 )
A nade wszystko nie obrażaj Opatrzności i konkretnych ludzi wiążących radośnie i racjonalnie koniec z końcem sugestiami (wiem, retorycznymi), jaki gadźet trzeba zniszczyć na pieńku, bo fabryka już wypuściła kilkanaście nowych.
Od początku miałam nieodparte wrażenie, że trąbami jerychońskimi o swym artystostwie pokrywasz… chcesz pokryć… primo braki w wykształceniu formalnym w tym kierunku; secundo bardzo mały wachlarz biegłości: „umiem, pasuje mi i zrobię to i tylko to… alem artysta, że ho ho!… 🙄
Naprawdę, lepiej się umówić, że kompetentna praca nie hańbi (zwłaszcza, gdy dać może nie tylko kaskę na ZUS i francuskie topsmakołyki, ale też na bilet na Kostarykę… jak się groszem rozsądnie zaopiekujesz); Artystą można być także w zakresie fotoportretu (w tym ślubnego czy zjazdowego) a zamiast radzić wyrzucenie nieadekwatnego sprzętu (którym w Polsce chętnie by się pobawiło twórczo nie tylko niejedno dziecko, ale i jego rodzic!) lepiej w wolnej chwilce udowodnij tu, publicznie, jakiś to spec i daj kilka warsztatów mistrzowskich, jak wycisnąć maksimum z powershota albo z komórki. Zawsze zaczynając „podobało mi się bardzo…”, „urzekłaś mnie dostrzeżeniem/wyzyskaniem/skadrowaniem…” – po czym mogą nastąpić wszystkie ALE świata. Na przykładach, rzecz jasna. Swoich, mistrzowskich (ale zrobionych „słabym” sprzętem 😈 ) 😀
Takie pouczenie przyjmie z pocałowaniem ręki nie tylko a cappella (i inne amatorki), ale i Ala sama.
I po raz trzeci – wszelkie publiczne sugerowanie komukolwiek, co ma sobie kupić, by był dla mnie godnym towarzystwem, uważam za poniżej krytyki. Tu nie chodzi o Misia, tylko o zasady, które wyrażałam wiele razy (służę linkami, które są, trwają, będą spokojnie trwać w sieci 😀 )
Słowo było wczoraj (na poniedziałek). Na niedzielę czyli w sb. – do Pepegora (a potem – do wszystkich zainteresowanych) 🙂
Mam dla Ciebie – zawsze miałam – wiele sympatii i szacunku za poglądy, postawy, słowa, obrazki… 😀
(Wstecznego cenzurowania sieciowej dokumentacji Twego fotorozwoju, czyjegokolwiek rozwoju, nie pochwalam, przykro mi.)
Duże M, rzeczywiście pomyliłam Cię z kimś innym. Przepraszam, wielkie dzięki! 😀
Placku, musiałabym znać szczegóły. (Pól drażliwości się domyślam; powyżej wypunktowałam jeden czuły punkcik własny – rozważ).
W mojej wczorajszej perrorze był materiał na tuzin problematów; o każdym można doktorat. Smucę się wraz z Tobą (tego wesołego poranka), lecz moja opinia jest logiczna i spójna (synchronicznie i diachronicznie 😉 ) – napisałam nie tyle w imieniu własnym („Internet” dał mi przez te wszystkie lata tyyyyle radości, pochwał, dowartościowania moich obrazków, że aż strach => czarną niewdzięcznością byłoby tropić krytykantów a zwłaszcza krytykantów utajonych), co obawiając się, iż dywagacje „jak z forum fotogildii” mogą wystraszyć, onieśmielić, przepłoszyć tutejszych sprawozdawców urlopowych, kulinarnych… codziennych, są jak najgorszą nagrodą za ich czas i odwagę poddawania fotopozysków publicznemu osądowi.
Naturalnie, chętnie poczytam brylowania Misia czy Twoje na profesjonalnych forach fotograficznych.
______
*”każdy orze jak może” – spointowała tu niedawno Ewa, gdyś jej zakomunikował, żeś do wyższych rzeczy stworzony w reakcji na przykład jej kolegi, dorabiającego fotami ślubnymi (do solidnie brzmiącej „pierwszej profesji”)
Basiu,
Napisałabym to nieco krócej 😉 ale zgadzam się z Tobą w każdym słowie.
Dla niewtajemniczonych, kolega jest radcą prawnym (z czego utrzymuje rodzinę) a fotografią ślubną dorabia do podróży, bo jest to jego pasja http://www.wiadomosci24.pl/artykul/nieznane_oblicza_wietnamu_w_piwnicy_pod_baranami_272835.html
Oprócz tego jest współzałożycielem Grupy Fotograficznej, gdzie kilkunastu zapaleńców z Olkusza i okolic dzieli się wiedzą, doskonali umiejętności i wspólnie organizuje plenery i spotkania z doświadczonymi fotografami. Sama załapałam się na kilka takich spotkań.
I jeszcze: http://pulsolkusza.pl/artykul_103_ii_lo_zabralo_uczniow_w_fotograficzna_podroz_po_namibii.html
Ewo,
dzięki za ciekawe linki! 😀
Was ich geschrieben habe, das habe ich geschrieben… 🙂
(Kondensacja treści zabiera czas; cudze teksty redaguje się łatwiej, niż własne, choć i tu najczęściej wiemy już w sekundę po wysłaniu, opublikowaniu, etc., co (powinniśmy byli) poprawić czy skrócić. 😀 )
Od początku miałam nieodparte wrażenie, że trąbami jerychońskimi o swym artystostwie pokrywasz? chcesz pokryć? primo braki w wykształceniu formalnym w tym kierunku; secundo bardzo mały wachlarz biegłości: ?umiem, pasuje mi i zrobię to i tylko to? alem artysta, że ho ho!? 🙄
Dyskusja kończy się w momencie gdy pojawiają się insynuacje.
Jestem prostym człowiekiem z zawodowym wykształceniem i NIGDY nie napisałem, ani powiedziałem o sobie, że jestem Artystą. Ani malując ikony , ani malujac obrazy czy pokazując swoje fotografie. NIGDY !!!