Co komu szkodzi?
Prawdę mówiąc sam nie wiem jak powinna brzmieć odpowiedź na powyższe pytanie. Na ogół mój organizm sam reaguje na różne potrawy i napoje, które wydają mi się niezbyt smaczne, co niewątpliwie oznacza także ich szkodliwość dla mojego zdrowia. Tyle tylko, że niektóre z tych nielubianych (czytaj – niezdrowych) dań bardzo mi smakują (czyli nie szkodzą) poza domem i to czym dalej tym lepiej. Taka np. kawa. W obrębie granic naszego kraju w zasadzie kawy nie pijam, bo mi po prostu nie smakuje. Nawet ta z domowego ekspresu. Wystarczy jednak bym znalazł się we Włoszech, Francji czy na Półwyspie Iberyjskim bym bez kawy mógł wytrzymać dłużej niż godzinę. I na czym to polega?
Wertując stare roczniki magazynu historycznego „Mówią Wieki” (czytam go od czasu gdy pismo zawodowych historyków redagował Stefan Meller) znalazłem w numerze poświęconym kuchni staropolskiej artykuł Aleksandry Kleśta-Nawrockiej, w którym autorka cytuje m.in. poradnik księdza Krzysztofa Kluka, XVIII-wiecznego przyrodnika i autora wielu zdumiewających sądów i opinii. Czasem jednak i on trafiał w samo sedno.
„Przykładem produktu wzbudzającego wiele kontrowersji była wspomniana kawa. Jednym z powodów, dla których ją krytykowano, była wysoka cena. Innym – jej wpływ na zdrowie. Ignacy Krasicki wkłada w usta pana Podstolego krytyczne słowa na temat czarnego trunku: Wracając się do kawy, gdybym był lekarzem, zakazywałbym jej nie tylko chorym, ale i zdrowym; naprzód dla tego, iż jej nie lubię, po wtóre, iż nie widziałem jej skutków zbawiennych, a szkodliwe nieraz mi się widzieć dały. O tym, że kawa jest niezdrowa, można przeczytać w osiemnastowiecznych poradnikach Krzysztofa Kluka, który pisał: Nie możemy się po kawie tak nieuważnie zażywanej żadnych pomyślnych spodziewać skutków. […] ]est zdanie lekarzów doskonałych, że codzienne, osobliwie mocne jej zażywanie czyni burzenie krwi, nudności, drżenie członków, bicie serca, krew zgęsłą i flegmistą. Szkodzi także melancholicznym, hipochondrykom, do różnego gatunku kurczu skłonnym.
O ile chętnie krytykowano kawę, która w codziennym rytuale jedzenia wyparła gorzałkę i polewkę piwną, o tyle gorzałka miała wielu zagorzałych obrońców. Gorzałka codziennie szkodzi, rzadko brana jest lekarstwem. Tak nasi ojcowie mawiali, mówił dalej pan Łowczy, a nasi ojcowie mieli rozum, mospanie! – przekonuje autor w Panu Podstolim. Jednak w dziele Krasickiego ważne jest przede wszystkim umiarkowanie. Nowości spotykają się z krytyką, gdy ich wyznawcy nie znają umiaru. Pochwała starego, sprawdzonego trunku również jest tym uwarunkowana.”
I tak ksiądz Kluk potraktował kawę dość łagodnie. O herbacie bowiem był łaskaw napisać, że to napój, którym Chińczycy wyrządzili Polakom znacznie więcej krzywd, niżby zrobili to przysyłając nad Wisłę wszystkie swoje jady oraz trucizny.
Większy rozsądek wykazał na szczęście biskup warmiński zalecający we wszystkim umiar. I przy tej recepcie wszyscy pozostańmy.
Komentarze
Znad poranego kubka kawy, witam szanowne Towarzystwo. Ci, którzy byli na I Zjeździe mieli okazję w zamku kórnickim zakupić reprint XVIII wiecznego dyskursu o kawie zacnego kapłana, którego nazwiska nie chce mi się w tej chwili sprawdzać. Ten dopiero po diabelskim napoju jeździł, jak po łysej kobyle. Jeden tylko wyjątek na rzecz kawy głosił – otóż podróżnicy i karawany z Chin przez Azję Środkową, biorąc do picia wodę z błotnistej kałuży, po przefiltrowaniu jej przez chustkę, kawą dobrze maskowali błotnisty posmak wody. Bo prócz tego kawa miała skutki fatalne – od męskiej niemocy, do nadpobudliwości pań. Dziwe jakoś skutki ma kawa współczesna – ni panom, ani paniom większej szkody nie przynosi.
A przypadek Gospodarza? To chyba choroba mojego przyjaciela.Otóż pan ten twierdził, że bigos i 50-tka absolutnie mu nie szkodza, za to 2 godziny z teściową, jak w banku kończą się atakiem wątroby. Rzecz w nastroju i sympatii (lub nie).
Co komu szkodzi?
Ha, pewnie zależy to od wielu dodatkowych czynników – przysłowiowa seta na czczo, w zmęczeniu, dla rachitycznego organizmu to nie to samo, co… /wstawić przeciwieństwo niewstawione/
Ha, kawa! Ciekawe, czy im szkodziła naprawdę, czy było to tylko typowe, konserwatywne scaremongering?
Z drugiej strony przez kilka stuleci chyba nieco do niej przywykliśmy (i.e. osłabiła swoje działanie)?… A może nasiona są „słabsze”? Sposób parzenia nie tak efektywny?…
*** * *** * ***
Co komu służy na pewno! (prócz radosnego ruchu na świeżym ;)) — to oczywiście wspólne, coś-robienie.
Na przykład muzykowanie! 😀
Jutro wieczorem minie 30 lat od debiutu koncertowego grupy, z którą związana jestem od 27. 10. 1987. Najpierw nieprzerwanie przez prawie dekadę, potem z przerwami wyjazdowymi i innymi, ale wciąż mocno.
Wciąż śpiewa kilka takich osób, które są od pra-początków lub prawie.
Na przykład nasza Szefowa-Od-Zawsze! Czyli w sumie od niemal 40 lat: zespół uformował się ok. 1974; początkowo nastawiony był na ambitną oprawę liturgii lecz apetyty rosły wraz z umiejętnościami, szybko przyszły prestiżowe koncerty, wygrane konkursy, zagraniczne tournees, nawet jakieś formy doceniania przez miasto i państwo (drobne dofinansowania owych wyjazdów)…
Ona sama zupełnie bezgratyfikacyjnie… Jeśli nie liczyć jednej czy drugiej nagrody dla dyrygenta na wygrywanych konkursach…
– O ile były pieniężne a nie dyplomowe. Szczegółów nie pomnę, bo o tym najczęściej się nie wspomina – nie ma czasu: próby, ustalanie terminów, kiedy z harfą, kiedy organy, szlifowanie, dogrywanie… tysiąc jeden rzeczy do zapamiętania na te wieczorne godziny po całym dniu pracy zawodowej…
Na pisanie o tym tu i ówdzie też na ogół nie ma czasu.
Ale od wielkiego dzwonu może trzeba – że ludzie bezinteresowni i z pasją są wśród nas. Wciąż 😀
http://chorscc.wordpress.com/2014/01/17/trzydziestolecie-choru-schola-cantorum-cracoviensis/
Zainteresowanych serdecznie zapraszam do poczytania, pooglądania linków (kalendarium, zapowiedzi jubileuszowej galerii – na razie tylko 27 fotek, itd.). Oczywiście polajkować też można… a nawet wpisać gratulacje, itp. – gdyby ktoś odczuł taką potrzebę… 😀
Oby tylko pogoda nam sprzyjała podczas dość forsownej sobotniej produkcji… na razie śniegu wciąż ani widu, za to od nocy drzewa, parapety i chodniki oblepia marznąca woda – zupełnie jak o tej samej porze ubiegłego roku… 😕
Najwiecej pija kawy Finowie a na drugiem miejscu Szwedzi.
Po rzuceniu palenia w roku 1995 pije tylko dwie filizanki kawy (bez cukru) – moze byc espresso, filter czy tez kapsle.
Moge sie obejsc bez kawy. Lubie natomiast Diet Coke, ktora chyba wypelniam ten owczesny nadmiar.
Lajaresie, Krystyno, Małgosiu, Irku, Nowy (16.1.2013) – dzięęęęęęki! 😀 😀 😀 😀 😀
Szerzej napiszę do Szanownych Państwa, gdy się ten walec na 3/4 (30/40 😀 ) przetoczy do historii 😎
Na razie – dla Krystyny i nie tylko dla niej 😀 – rekonstrukcja „Rynek Galicyjski” inne zakątki sanockiego skansenu:
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/SanokIOkolice#5777524929787207938
Przebieżka w taką pogodę, jaką mieliśmy późnym popołudniem 10.8.2012 nie może zaszkodzić nikomu! 😀 (Chyba, że już zwiedzał – wówczas się trochę znudzi, zirytuje, etc. ;)).
…Skoro już (jeszcze 😈 ) tu jestem — zadedykuję ROMkowi okolice Suchej Beskidzkiej, dokładniej Pasmo Jałowieckie w samym środku Złotej Polskiej Tryumfalnej 2013
https://picasaweb.google.com/100017103147766566592/JaOwiecMedralowa
– nawet tym, którzy już tam ze mną byli, wirtu-wędrówka nie może zaszkodzić (no cheba, ze musi ;))
Wiem, że w Am. Pn., skąd chyba pisuje ROMek, kolory jesieni są „jeszcze lepsze”, ale i u nas czasem bywa cudnie.
(inne okoliczne – Polica w tydzień po Jałowcu a on sam powtórzony w wigilię sylwestra’13 – także do łatwego znalezienia w basia przelotnie. Tylko planować a potem powędrować! 😀
Dzień dobry,
Najbardziej podobno złość piękności szkodzi…
a cappella – znowu dzięki! obejrzałem pobieżnie, do szczegółów wróce sobie wieczorem, bez pośpiechu.
A spieszę się, bo zostałem… dresiarzem!
a cappella wspomniała, że ruch na świeżym powietrzu służy każdemu. Oczywiście! I nie tylko na świeżym powietrzu. Od jakiegoś czasu chodzę na …. siłownię. Codziennie! Początki były trudne, po byle wysiłku serce waliło z szybkością światła, dzisiaj kilka kilometrów bardzo szybkiego marszu stało się normalką. Pasek do spodni niedługo będzie za długi…
Kiedyś siłownia kojarzyła mi się z łysymi osiłkami, teraz zmieniłem zdanie. Chodzi tam dużo ludzi starszych i starych, oczywiście młodzi też. Niektórzy bardzo otyli lub okaleczeni wypadkami losu. Tutaj nikt się nikomu nie dziwi, każdy przychodzi by poprawić kondycję, zrzucić chociaż kilka kilogramów nadwagi, ruszać się, żyć!!!!
Namawiam wszystkich, spróbować można, a zaniechać, jeśli się nie spodoba jeszcze łatwiej.
Ktoś zapyta dlaczego na siłownię, a nie po plaży, której mam tutaj pełno. Jakoś trudniej mi się było zmobilizować do plażowego wysiłku, na siłowni są ludzie, na urządzeniach aparaty do kontrolujące podstawy pracy serca, trzech istruktorów gotowych do pomocy, układających indywidualny plan ćwiczeń itd.
Jeszcze raz namawiam – sróbujcie! Zwłaszcza, że wśród łasuchów tyle okazji do przejadania.
@a cappella, dziekuje za dedykacje; juz Norman Davies w „Bozym Igrzysku” napisal, ze klimat Polski jest najbardziej zblizony do klimatu pld. Ontario, co zreszta potwierdzaja obecne mrozne deszcze w Polsce, takie jakie byly w Ontario w koncu grudnia. Jesli chodzi o jesienne krajobrazy to roznica jest glownie w skali, po prostu Quebec czy Ontario na przelomie wrzesnia i pazdziernika wygladaja podobnie jak na zdjeciach tylko jakby bylo tego 10x wiecej. Prerie i Zachod to klimatycznie i krajobrazowo inny swiat.
Mam podobne odczucia co Gospodarz, bo w domu nie pijam kawy ani wodki, ale juz w Wiedniu dzien zaczynam od „Melange”, a w Polsce do bigosu, sledzia czy marynowanego grzyba chetnie sie zamwie kieliszek (lub dwa) wodki. To jest jakas sprawa klimatyczno-kulturowa.
Nowy – to doskonała wiadomość! Jeżeli tylko zdrowie na to pozwala, trzeba wybrać jakąś formę ruchu. Z tymi endorfinami to najprawdziwsza prawda. 🙂
Co do kawy – mnie ona naprawdę nie służy. Bardzo przyspiesza tętno, a efekt jest niemiły – wewnętrzne rozdygotanie. Nie ma mowy o codziennej porannej kawie. Spokojnie mogę wypić jedną latte w sobotę lub niedzielę w kawiarni, ale nie częściej. Nie czuję zresztą takiej potrzeby. Dziś weszłam do sklepu Tchibo , a tam piękny zapach świeżo mielonej kawy. Powąchałam i ta przyjemność mi wystarczyła.
Rynek Galicyjski i cały skansen w Sanoku obejrzałam półtora roku na własne oczy. Naprawdę warto zapuścić się w ten rejon Polski.
a capella,
muszę poszperać w zakamarkach pamięci albo innych źródłach, bo nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że krakowska Schola gościła także w Gdyni.
Dzien dobry,
A ja mam kawe i koniaczek przez lekarza przepisane :).
Przy filiżance chińskiej trucizny (jeszcze mnie nie zabiła?) – u mnie dzisiaj na ogródkowym termometrze -22C z rana i słońce na błękitnym niebie, Collins Bay zamarznięta, u ROMka pewnie bardzo podobnie.
Co mi na pewno szkodzi (w moim odczuciu) to niskie temperatury. Nie znoszę! Taką zimę pooglądam sobie przez okno.
Zapisałam majonez pomarańczowy Orcy do /Przepisów, bo wydał mi się interesujący, drobna odmiana w dodatkach do łososia się przyda, pewnie do innych ryb też, ja wypróbuję pojutrze na soli.
Jolly Rogers,
możesz podać adres do Twojego lekarza? 😉
Alicjo,
To sie dwie lekarki zgodzily – jedna w Polsce, niestety juz niezyjaca, a druga w Londynie :), pozytek z bardzo niskiego cisnienia krwi.
Jako ze sie po wakacjach odrobilam w domu i w zagrodzie, mam nadzieje napisac pare slow o Dominikanie i wrzucic pare fotek.
A po prosbie,
co zrobic dobrego z poledwiczek wieprzowych?
O innym napoju, znakomitym w czasie upałów:
http://facet.interia.pl/obyczaje/historia/news-piwo-stoi-u-podstaw-cywilizacji,nId,1080301
(Sznureczek zwinęłam z Budy Owczarkowej).
Jolly,
miałam podać dla yyc ale jak jesteś zainteresowana 🙂
http://www.tvnstyle.pl/aktualnosci,1865,n/przepisy-z-wykorzystaniem-fig-i-sliwek,102777.html
widziałam – robi się szybko łatwo i ładnie wygląda
Droga w gory. Wjazd do Parku Narodowego Banff. Lake Louise. Troche jeziorka czyszcza na lodowisko i stawiaja zamek lodowe ku uciesze dzieciakow, Bar lodowy to juz ku uciesze naszej, bardziej doroslych dzieciakow. Kawa z Grand Marnierem na przyklad bardzo dobrze robi pita przy lodowych stoliczku barowym. Rozpalone pnie dla ogrzania zreszta bardzo ciekawie wygladajace po pary godzinach wypalania od srodka 🙂
Rzezby w trakcie wykanczania, jak przyjkechalismy mieli ostatnie 15 minut. Wygrala ta na ostatnich zdjeciach czyli taki skaczacy do wody plywak ale jak ja zatytuowali tworcy to nie pamietam. Wyraznie byl motyw przewodni czyli sporty olimpijskie pewnie ze wzgledu na nadchodzaca Olimpiade.
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/LakeLouiseIceSculptures?authkey=Gv1sRgCK6BmPCUtuGH0AE#slideshow/5971360057519983682
Duze M dzieki za przepisy. Wlasnie zrobilem maly zapasik poledwiczek a chyba jeszcze dokupie bo czesto grilujemy i dla gosci grilowych tez swietnie wychodzi a ceny jak za krolowej Wiktorii.
Ostatnio dodaje do marynaty sherry wine poza oliwa, soja, czosnkiem, jalowcem, oregano, rozmarynem, lubczyk jesli jest, cebula, papryka + ostra papryka, pieprz, sol i to chyba wszystko. Czasem swiezy imbir, albo curry marynate robie wtedy bez jalowca i rozmarynu. Na noc albo na pol godziny zalezy od czasu i na grila. Zawsze wychodza 🙂
Do tego czesto robimy z nich boef stroganow (no taki nie wolowy boef) i rozne chinskie potrawy czy indonezyjsko-thaiskie jak sobie nazywam czyli z kokosowa smietanka (mleczkiem) i curry paste badz maselkiem orzeszkowym. Mozliwosci nieograniczone a Duze M dorzucila kolejne ciekawe przepisy 🙂
Male kotleciki z serem zoltym badz plesniowym na wierzchu ladnie stopionym wychodza swietnie a Basia prozy cale poledwiczki jak nie chcemy smazonego. Czesto robie brazowe pieczarki (kapelusze) wymaczane w tejze marynacie, na grilu badz patelni do nich. Na ogol smazymy na smalcu gesim wlasnego wytopu z gesi amiszowych (taki odpowiednik gesi maslanej koludzkiej).
No to tyle o poledwiczkach ktore sa latwe do uzytku, tanie (tutaj) i zawsze wychodza 🙂
Jolly, na samej górze blogu jest rubryka Przepisy. A pod spodem same dobre receptury. W okienku po prawej stronie wpisz polędwiczki wieprzowe i kliknij klawisz szukaj. Wyskoczy Ci kilkanaście porad. Może, któraś Cię zainspiruje. Smacznego.
Rubryka Przepisy jest w blogu od niedawna dlatego o tym piszę. Zanim zaczniecie szukać gdzie indziej zaglądajcie tu. Zapraszam.
No to jeszcze wywiad z krytykiem teatralnym i kulinarnym:
http://polska.newsweek.pl/maciek-nowak-ofiary-modnego-jedzenia-newsweek-pl,artykuly,277726,1.html
Odwiedziłam A Cappellę, posłuchałam muzyki, obejrzałam rzeźby lodowe – bardzo dziękuję, ale na więcej nie mam czasu. Wysiadło mi dzisiaj zasilanie… pewnie, że wysiadło, jak wtyczka wyszła do połowy bolców z gniazdka. Czemu wyszła? Czort wie, a ja miałam zgryzotę.
Jeszcze trzeba było sprawdzić co się dzieje w zmrożonych Żabich Błotach i okolicy. Ugotowasć obiad (spaghetti i sos do niego „ze wszystkim” zamrożę ze dwie obiadowe pocje, bo tego sosu zawszewychodzi ogromna ilość. Teraz odpocznę sobie.
Pyro
i wszyscy Zainteresowani,
za uwagę, dobre słowa, energie, a w przypadku Pyry również gratulacje – bardzo dziękuję w imieniu swoim ale przede wszystkim Zespołu! 😀
O sprawach krajoznawczych – kiedyś później (teraz prosto z pracy a nowa praca już puka… prześliczna… oboistka, nanana… 😀
Pospacerowałem z a capellą 🙂
Nowy, nie tylko Ty. Od 3 miesięcy ćwiczę intensywne pływanie. Dziś też o 21 basen 😀
Jolly od pewnego czasu robię takie polędwiczki
http://kuchnia.o2.pl/drukuj.php?id_o=8723&typ=4
dodaję jeszcze do marynaty dwa ząbki czosnku.
Pyro,
co u Żaby?
Starej Żabie, Alicjo – niepotrzebna siłownia ani basen. Musi poić konie, pilnować jak zamarza jeziorko, czy konie nie wchodzą na lód, który mógłby sie załamać, codziennie czyścić boksy i ścielić wychowankom. No i jest krowa – żywicielka. Bo Żaba należy do tej części populacji, która lubi mleko i je dobrze toleruje. W ramach odpoczynku, a to obszyje na nowo materacyk dla psa, a to upiecze dwa wielkie torty dla wnucząt, a to pogada z Eska albo przyjaciółmi z Blogu, albo przeczyta coś ciekawego (dla Żaby ciekawe prócz koni i historii gospodarki rolnej i jeździectwa jest 150 innych tematów – z historią Żydów w zachodniopomorskim włącznie. Jak to nasza Żaba. Na nic innego nie ma już siły, ani warunków.
Dzisiaj komosa („peruwiański ryż”) + warzywa pod tytułem „przegląd lodówki”.
Najpierw ugotuję komosę, a potem z 5 minut na patelni z warzywami, pomidory suszone, bo akurat jakaś resztka została, por, troszkę czerwonej cebuli, ze 2-3 ząbki czosnku. świeży koperek, bo natka mi wyszła, ale koper też może być.
Piękna nasza jesienna Polska oczami Basi. Bardzo lubię tą kolorową porę roku. Skala w porównaniu z Ameryką faktycznie kompaktowa, ale ma to też swoje zalety 🙂
Komosę pokochałam w Peru, jadałam tam ichni krupnik robiony na niej i bardzo mi smakował.
Zapytałam o Żabę, bo rano popatrzyłam na termometr i pomyślałam, że nie życzyłabym Żabie moich gradusów (ociepliło się popołudniu, tylko -15C).
Poza tym u Żaby trzeba by było przekopywać przejścia w śniegu. U mnie rolę przekopywacza spełnia Jerzor (też nie potrzebna mu siłownia!), a ja powoli zamieniam się w kota. Kot nie opuszcza całymi dniami swego stanowiska na przypiecku kominkowym lub kanapce, ja zdecydowanie jestem kanapkowa (kulinarnie!).
Moi peruwiańscy znajomi w ogóle mi o komosie nie wspomnieli. Na pytanie o sztandarowe peruwiańskie danie odpowiedzieli, że świnka morska (jadłam), no i przede wszystkim przeróżne, kolorowe ziemniaki na wiele sposobów z ciekawymi sosami.
Komosę odkryłam nie tak dawno, szperając za czymś w kulinariach internetowych.
No dzisiaj ma popadac sniegiem bialem drobnem co nieco, ale za to piatek i sobota w sloncu i plusach dodatnich( 8*C). Trzeba bedzie grila rozpalac ponownie 🙂
ROMek slysze wykupuje Poludniowe Ontario z Bordeaux 2009 a my ostatnio wina malo, ale wieczorkiem kieliszeczek koniaczku albo Grand Marniera. W dzien cieply, niezastapiony w lecie wycisniety sok grapefruitowy z wodeczka. Czysta w Polsce smakuje zupelnie inaczej niz tutaj zwlaszcza z tatarkiem albo schaboszczakiem czy slusznych flakow. Sledzie to lubie holenderskie bardziej, o ktorych tu ostatnio bylo, ale wodka w Holandii nie smakuje zupelnie 🙂
3 lata minelo od rzucenia papierosow (10 stycznia) wiec sie nareszcie nieco lepiej oddycha, choc dym palacego kolegi nie przeszkadza zbytnio. Mamy w szufladzie ostanie dwie paczki Cameli dla gosci palacych i nawet raz nas nie pociagnelo. Shisha tez czeka i tyton milo pachnacy na wypadek zalamania i tez nie ciagnie. Wszystko siedzi w glowie jak mowia i to prawda 🙂
Dzisja zdaje sie dzien Babci. Bedzie okazja do toastu 🙂
Dziekuje pieknie za przepisy. Mam cztery dorodne poledwiczki, beda na cztery sposoby.
Gdybym sie oswiadczyla Starej Zabie, czy bylabym rozpatrzona pozytywnie, czy czarna polewka? Bo nie chce Jej roboty dokladac …
JollyR – Żaba kocha gości, zjazdy, ogniska – te rzeczy; w moim pojęciu jest jednak samotnicą. Entuzjastycznie gości wita i bez zbytniego żalu żegna. No, chyba, że z kogoś jest pożytek przy obrządzaniu koni, albo jazdach treningowych – wtedy gość może siedzieć i pół roku.
Jolly! Byłem ponad dwa tygodnie. Rżłem trawę, naprawiałem kosiarkę, narażałem się na krytykę nemo za rżnięcie bez okularów ochronnych i specjalnych butów, alem prosty chłop, nienawykły. Bawiłem się z wnusiami i koniami tyż! Czyniłem szkody w kredensach, ale nalewki wyczynia tak świetne, że się nie mogłem opanować. W nagrodę miałem nocne rozmowy z Jej bratem, genetycznie mądrym i urokliwym. Jak Żaba!
Wszyscy śpią…
Wielkie brawa dla AR – rzadko można obejrzeć taki tenis !!!!
Super!!! Ostatni set do zera!!!!
Irek – tak trzymać !!!! Silnych czas tak łatwo nie nadgryza 🙂
U mnie wielka połówka pomarańczowego księżyca nad Collins Bay i -21C. Następna mroźna noc.
Branoc.
Cichal,
nawet na Florydzie nie ma upałów…co jest grane? 😯
Krystyno, Małgosiu, Panowie – wielkie dzięki za miłe słowa! 😀
Szerzej… – wiadomo! 😉 😀
Nowy, Irku, gratulacje i tak trzymać aż się popadnie w uzależnienie* (wówczas już się nie da inaczej)! 😀
Irku i Wszyscy wczorajsi Wędrowcy, po natłoku wspominków (sprowokowanych koniecznością wybrania, wgrania lub wysłania takiej czy innej „zajawki”) naszła mnie ogromna chętka na „coś więcej” — np. w tym stylu:
https://picasaweb.google.com/110460497295510457896/TrzydziesciLatMineO#5970140716297381618
…w Krakowie od nocy białość równomierna… – trzeba się uzbroić w cierpliwość… 🙂
_____
*wczoraj Wujek (ur. 1940, zresztą Lew zodiakalny) zamejlował, że może w sobotę nie zdążyć na mszę, a tylko na koncert – bo pływalnia przede wszystkim! 😀
zawsze tego pilnowali oboje z Ciocią: ona biegała 2x w tygodniu do TKKF a on rozpoczynał dzień (w salonie) forsowną gimnastyką prowadzoną przez „Sygnały dnia” – moje wspomnienia dotyczą pierwszej połowy lat 80., gdy u nich mieszkałam jako licealistka 🙂
Rocznik 1935. Przed laty działał i prowadził zajęcia w TKKF. Pływa, żegluje, jeździ na nartach a teraz wybiera się na rowerze do innego staruszka mieszkającego 22km dalej…