Co każdy smakosz wiedzieć powinien
„W dzisiejszych czasach, gdzie coraz trudniej o dobrą i sprawną sługę. a każda świeżo przyjęta najczęściej nie rozumie się wcale lub bardzo mało na kuchni, ciągła ich zmiana stała się istotną plagą codziennego naszego życia. Jedyna na to rada, aby panie domu same, zaznajomiwszy się dokładnie z sztuką kulinarną, przyuczały swe sługi smacznie gotować.
Jeśli jest czas na grę na fortepianie, śpiew, robótki, uprawianie sportów różnych, wizyty i zabawy, to niechże się znajdzie i na przestudjowanie książki kucharskiej, co z większą dla każdej kobiety będzie korzyścią, niż przeczytanie byle jakiej powieści senzacyjnej.
Dokładne obznajomienie się z sztuką kucharską, opartą na zasadach hygieny, odda gospodyni w rękę, do pewnego przynajmniej stopnia możność zapewnienia rodzinie całej zdrowia, zdolności do pracy i – humoru. A to przeświadczenie starczyć musi czytelniczkom za nagrodę podjętego trudu.” – napisała Maria Ochorowicz-Monatowa we wstępie do swej niezwykle popularnej przed przeszło stu laty książki zatytułowanej „Uniwersalna książka kucharska”. Księga ta była – jak zaznaczono w jednym z kolejnych wydań – „Z ilustracjami i kolorowemi tablicami odznaczona na wystawie hygienicznej w Warszawie w 1910 R.” zawiera aż 220 skromnych i wytwornych przepisów.
Warto po nie sięgać i dziś. Sięgnąłem więc do wydania z roku 1912 i chętnym do takiej lektury przedstawiam.
53. Sandacz z rakami. Oczyszczonego i ogolonego sandacza obwinąć w tłusty papier, wstawić na brytwannie do pieca i piec często polewając masłem. Gdy w środku już także upieczony, położyć go grzbietem do góry na długim półmisku, rozpuścić łyżkę masła rakowego, wsypać doń garść usiekanego kopni i polewać łyżeczką całego sandacza. Naokoło półmiska poukładać skorupki z raków nadziane farszem (patrz dodatki do zup), a osobno w sosjerce podać sos rakowy z obranemi szyjkami i nóżkami rakowemi (patrz sosy). Na domowe zwykłe danie można obranego sandacza pokrajać w kawałki, poddusić najpierw w maśle rakowem, a potem zalać sosem i dusić aż będzie zupełnie miękki. W ten sposób zrobiony nawet smaczniejszy.
Zając w marynacie szpikowany słoniną Fot. P. Adamczewski
32. Kotlety z zająca ” a’ la Talleyrand”. Foremki blaszane na kotleciki wychylone w prawą stronę, wyłożyć kruchem ciastem na paszteciki, wysypać grochem i wypiec. Z combra zajęczego zrobić knel, tak jak z kury. Udziec udusić na słonince z cebulą, korżeniami, jak pasztet przyrządzić i trzymać na cieple. Foremki wychylone w lewą stronę wysmarować masłem, ubrać ozorem, truflami i ugotowanem białkiem z jaja. Napełnić knelem, poukładać I na blaszkę, przykryć papierem posmarowanym, podkropić wodą i w wolnym piecu wypiec. Przed podawaniem do tych foremek z ciasta nałożyć gorącego pasztetu, a na wierzch położyć wypieczony knel. Ułożyć płasko na niskim postumencie i polać nie gęstym sosem buljonowym z maderą.
1.„Supremes de volaille” (piersi z pulard). Na tę potrawę najlepiej jest kupować w koszernych jatkach z drobiem same piersi z pulard lub kur, które muszą tu być użyte. Jeśli się je przygotować musi w domu, w takim razie na 6 – 8-miu osób trzeba wziąć najmniej cztery pulardy i obgotować w krótkim smaku z jarzynami i cebulą. Odjąć same piersi, resztę pozostawiając na potrawkę. Zdjąć z tych piersi skórkę, okroić ostrożnie mięso po obu stronach kości, podzielić każdą połowę na dwie części, układać pojedyncze kawałki na podłużnej grzance, którą usmażyć i ususzyć w piecu na maśle, uważając, aby się nie zrumieniła i polać gęstym sosem pieczarkowym, zaciągniętym żółtkami (patrz sosy). Do tego sosu należy pieczarki obgotować w całości, a potem obłożyć niemi brzegi półmiska. Jest to wykwintne danie do wystawnych śniadań lub obiadów.
A ponieważ czas świąt zbliża się nieuchronnie może i te przepisy znajdą swoich miłośników. Są tego warte!
Komentarze
Dzien dobry,
Gospodarzowi i Blogowiczom serdecznie dziekuje za wczorajsze (i przedwczorajsze 🙂 zyczenia i pamiec.
Cichal, wszystkiego najlepszego imieninowo.
Nemo, pozdrawiam. Pieke dzisiaj ziemniaki Twoim sposobem.
Z Marią Ochorowicz-Monatową zgadzam się względem powieści sensacyjnych:
Ja też wolę poczytać książkę kucharską niż byle jaką powieść sensacyjną,ale jeśli owa powieść nie jest byle jaka,to już mam dylemat co czytać najpierw.Czas na grę na fortepianie bardzo chętnie bym znalazła,ale nie mamy fortepianu 🙁
Co do śpiewu-wszyscy zawsze proszą bym nie śpiewała,bo tak bardzo fałszuję. Robótki jakoś nigdy specjalnie nie wydawały mi się pociągające,chociaż ze dwa szaliki i trzy berety w młodości wykonałam.Zatem już sama nie wiem,czy jestem dobrą gospodynią czy też nie.Na koniec dodam,że ze sztuką kulinarną zaznajomiona trochę jestem i przyuczam chwilami gotować mą Latorośl.Może jest to nawet przyjemniejsze zajęcie niż przyuczanie sługi,już nie wspominając o tym, że tejże w domu nie mamy.Latorośl gotuje nawet nieprzyuczana.
Ostatnio eksperymentowała z mufinkami wykonując całkiem udane autorskie mufiny piwno-orzechowe.
Życzę Wam zatem dzisiaj dalszych smakowitych lektur,bo to miłe zajęcie w listopadowy dzień 🙂
Przyjdę do stołu po południu. Zawsze twierdzę, że książki kucharskie służą przede wszystkim do czytania. Disslowa, Zawadzka, Norkowska, inni autorzy (o Gospodarzu i Basi nie zapominając) wykazują w mojej biblioteczce cechy zaczytania – czyli są prawidłowo użytkowane.
Dzien dobry z Mendozy, zaraz wyjezdzamy w gory.
Danuska,
na Buenos zostal poniedzialek, wtorek i srody kawalek, obadam te tanga.
Tyle na zrazie, doniose spod Aconquagui, jesli internet bedzie chodzil.
Alicjo-będę zatem wypatrywała w przyszłym tygodniu Twojego sprawozdania.
Z poniższego wynika,że rzeczywiście tańczą 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=EvdwNmxP8k4
Ja czekam z niecierpliwością Alicjo. Zorientuj się, jak to jest z wejściem, trudnościami, cenami, noclegami, aklimatyzacją. Będę Ci wdzięczny.
Alicja popija wina z Mendozy,a my wczoraj mieliśmy Święto Beaujolais Nouveau
i nic na ten temat nie napomknęliśmy 🙁
Napomykam zatem dzisiaj tym bardziej,że właśnie dzisiejszego wieczoru pod tym pretekstem spotykamy się z naszymi przyjaciółmi.Młode Beaujolais zapewne zostanie otwarte,ale mamy w planach głównie konkurs na najlepsze czerwone wino wśród wszystkich przyniesionych przez gości.Beaujolais Nouveau przewidziane do degustacji poza konkursem 🙂
Bój się Boga, Danuśka! Rycynus działa podobnie, a wystarczy łyżeczka.
Jestem z Wami tylko przez przypadek. O 12.0 byłam pewna, że zaraz zejdę z tego padołu, a najmarniej, że zawał tuż za drzwiami. Doppiero niedawno przestały trząść mi się kolana. Dlaczego? Bo omal nie zabiłam psa (drzwi od windy, smycz, ja w górę, pies w uprzęży na dole…! Skończyło się na zerwanej smyczy, ciężko przerażonym psie i rozedrganej Pyrze. Pies w lutym kończy 6 lat i to było trzeci raz, średnia co 2 lata.. Następnego razu nie przeżyję.
Torlinie – kobieta, z którą Młodsza chodzi po Beskidach, wczesnym wiosną była na wymarzonej przez z Ciebie wyprawie. Oszczędzała, zadłużyła się, pojechała, na górę nie weszła, bo jej zgubili bagaż , a na nowy ekwipunek nie miała. To warszawiacy organizowali. Jednego z kolegów zostawili na zawsze na tej „łatwej” górze (wychłodzenie). Obowiązuje opłata za wstęp do parku – 800$ i drugie prawie tyle, za torbę na własne odchody. Aklimatyzacja obowiązkowa – 14 dni. Prawdopodobnie do śmierci nie będą mogli patrzeć na jajka (podstawa wyżywienia). Jak chcesz, to w przyszłym tygodniu postaram się o kontkt z jakimś warszawiakiem z wyprawy albo pozwolenie na telefon do Sylwii.
Beaujolais Nouveau to nie jest wino, które tygrysy lubią najbardziej, jeden łyczek żeby tylko utwierdzić się, że nadal nie lubię. Pomysł Danuśki, żeby tradycji stało się zadość, ale nie katować się cały wieczór tym młodym winem bardzo mi się podoba.
Pyro-młode Beaujolais jest tylko niewinnym pretekstem do spotkania.
Wszyscy goście mają za zadanie przynieść ze sobą porządne czerwone wino
i to wino będzie brało udział w konkursie.My wyciągnęliśmy z piwniczki Bordeaux- Chateaux de Petit Puch 2008.No,lecę się szykować!
Torlinie,
wszystko zaoisze, jestem juz w znanym nam hotelu pod Aconcagua, nazywa sie Ayelen, a wlascicielem jest Steve, nasz znajomy z poprzedniego razu. Poznal nas z wejscia i wysciskal.
Tu jest tylko ten hotel (spory!) oraz osrodek narciarsko-wspinaczkowy, tez spory, gdzie zwykle wszystkie grupy wspinaczkowe sie zatrzymuja.
Niestety (na szczescie dla Steveá , prasnal boiler w tym osrodku i chwilowo jest nieczynny, wiec wszyscy goscie zamowieni (te wyprawy i tak dalej) przerezerwowaly sie do Stevea i na sezon letni wszystko ma wynajete. A to oznacza mamone, ktora jest potrzebna, bo oni ciagle remontuja ten przybytek, jest to spora hawira, bardzo stylowa zreszta. Tak ze wiesci bedziesz mial z pierwszej reki i jakbys sie wybieral tutaj, to rekomendacje tez oraz wszelkie pomocne wskazowki dla wtajemniczonych 😉
O tej porze roku (pozna wiosna) jest troche zieleni i kwiatecki kwitna, ale snieg w wysokich gorach jest. Podoba mi sie tu nieprzytomnie, Mendoze mozna sobie darowac, oprocz okolicznych winiarni. Mielismy dzisiaj gdzies wstapic, ale wolelismy najpierw sprawdzic, czy u Stevea jest miejsce.
Jestem bezogonkowa, bo uzywam Steveá komputera, jeszcze nie ma tu wi-fi, ale i tak dobrze, ze internet dziala.
Popijam jakis shiraz, ktory Steve mi zaserwowal na dzien dobry.
Dzisiaj nie robimy nic, byczymy sie, wieczorem kolacja z gospodarzem hotelu, a jutro gdzies pobiegamy po okolicach. To znaczy pojezdzimy i gdzies malymi sciezkami sie udamy na drobne wedrowki. Bardzo mi sie podoba to miejsce i ciesze sie, ze znowu tu jestem!
Tyle na zrazie, na kolacje wiadomo, ze zamowie argentynski stek, ktorego pewnie nie dojem, ale postaram sie 🙂
A na beaujolais,które nadaje się do picia należy przyjechać do Beaujolais 🙂
Pyro,
byc moze (chyba na pewno) sa roznice miedzy lazeniem po Aconcagui a wspinaczka jako taka i jesli sie ktos zamierza wspinac na szczyt. Dowiemy sie, ja tez bym sobie pospacerowala u stop…i planuje to na jutro. Steve polecal nam tez inne ciekawe drogi w okolicy. Obczaje to dokladnie i zapodam w stosownym czasie.
Alicjo – wieści to dla Torlina, bo Sylwia wyleczyła się z Andów (poprzednio wspinała się na Kaukazie i w Pamirze. O Andach marzyła od początku, a teraz jeszcze 3 lata będzie spłacać „górę, na którą nie weszła”
Pyro i Alicjo!
Wielkie, wielkie dzięki. Ja marzę o tej wyprawie, ale czy przypadkiem nie jest to typowy króliczek, za którym się goni, a którego nie chce się dogonić – to nie wiem. Ostatnio z wchodzeniem mam trochę kłopotów, w zeszłym roku w Alpach szedłem wielodniową wędrówką od schroniska do schroniska i chciałem zdobyć taki szczyt 3.123 i musiałem się wycofać. W tym roku polazłem do lodowca Kazbeku w Gruzji i też nie dotarlem, bo śnieg leżał, musiałem zawrócić na 2.940. Ale w przyszłym roku, obiecujemy sobie to solennie, włazimy na wulkan w Iranie.
Torlin, zajrzyj może na tę stronę
http://www.4challenge.org/wyprawy/aconcagua/
Z własnego doświadczenia tegorocznego z Peru, wysokości powyżej 3 tys. metrów dają nieźle w kość. Po kilku dniach aklimatyzacji przestała boleć nas głowa, ale nadal poruszaliśmy się powoli. Po dwóch tygodniach na wysokości 3-5 tys. metrów pełną piersią odetchnęliśmy dopiero nad Oceanem.
Dobry wieczor,
Haneczko, ogladasz jajo? Dzisiaj jak nic cale gospodarstwo Walie wspiera :).
Też mi się wydaje, że o gotowaniu najlepiej czytać.
Dobrego wieczora jeszcze życzę.
Z czterech propozycji dzisiaj na żadną bym się nie skusił, bo już czytając mam chwilami wrażenie, że sięgać trzeba lewą ręką do prawej kieszeni. Nie, nie skorzystam tym razem.
Skorzystałem natomiast w tygodniu z przepisu na kotleciki po-żarskie. Trzymałem się przepisu gospodarza jak można było, bo moja masa mięsna miała tylko dwie trzecie podanej. Resztę robiłem „na oko”.
Wynik był „dobry”, tzn, że z pewnością powtórzę. Powtórze jednak o tyle inaczej, że zmienię to, co do czego miałem już do zastrzeżenia czytając: brak mi tam np cebulki, a jedząc potem dochodzę, że zmniejszę ilość śmietanki i ilość masła w masie. Wydawały nam się trochę tłuste.
Skusiłem się tylko dla tego, że zaktywowałem znowu (też rekonstrukcja?) dobrą maszynkę do mięsa i przekonało mnie zalecenie, aby mięso nawet kurze, zmielić dwa razy. Zupełnie inna konsystencja klopsików!
Życzę sukcesów wspinaczych!
Wczoraj miałem tzw CT kolana, a w przyszłą środę będę wysłuchiwał, co mój ortopeda na to.
Ciekawe, jakie górki jeszcze przede mną?
Pepe – obawiam się, że szczyty będziesz oglądał już tylko z balonu
moja córka przywiozla mi z Paryża buteleczkę Beaujolais Nouveau. Taką pamiątkową dla turystów – około 10 mililitrów pojemności.
No to za zdrowie wedrowca na szlaku i solenizantów!
Popijam co się da, bo jakoś w około wszyscy zaziębieni, a ja nie mogę sobie pozwolić na żadne choróbska a też już mnie trzepie.
Żaba – imbir, miód, cytryna kilka kropli spritu
Te szczyty Pyro, o których mowa, z pewnością nie.
Dla mnie dzisiaj np, to jest kwestia, czy wejdę na górkę jeszcze, gdzie ostatnio zbierałem grzyby.
A co zrobiłem dla tego?
Z zazdrością czytam np, co a´capella tak nadaje, albo i nemo, aby nie za daleko szukać, Tak się jakoś złożyło, że w tym czasie kiedy się wędrowało, ja wolałem siedzieć przy wędce. To co miałem wtedy jeszcze w nogach, przerobiłem na żylaki , chyba na wskutek trwałego przysiadu, który wiąże się jakoś z trzymaniem wędki.
Pamiętam, że inni tez robili coś podobnego jak wchodzenie na Turbacz – raz po razie.
Jeszcze inni trzymali się wtedy pod, albo i w samej „Stylowej”, kultowej wtedy kawiarni w moim rodzinnym mieście i wiedzieli, która to i ew. tego.
Nie wiem jak osobisty wędkarz Danuśki to widzi, albo ew. nawet już bilansuje to swoje wędkowanie, ja w każdym razie przyznam się do zasadniczej pomyłki:
wędkować powinienem dopiero teraz!
Pepe – to chyba nie tak. Wędkuje mój Synuś i jego Zięć. Teraz już rzadko mają na to czas, ale jak wiem za pstrągami można brzegiem strumienia zrobić niezłe kilometry. I chyba nie widziałam wędkarza w przysiadzie.
Pyro wybacz,
o krzytnę wyczucia ironii proszę!
A przysiad jak najbardziej typowy.
Jasne, Pepe. Nie doceniłam Twojego poczucia humoru. Zaraz mi lepiej. Pewnie wybaczysz?
Haneczkę połamało.
Idę spać.
Pyrozepsemjeszczetylkowyjdę i życzę dobrejnocy!
Dobranoc.
Dobry wieczór 🙂
Gęsina była wyborna, ale, nie wiedzieć czemu, zamiast w wątrobę, wlazła mi w krzyże 😯 Kręgosłup mnie łupie, nie bardzo chce chodzić i siedzieć 🙁
Na czekadełko gęsi smalec skwarkowaty z chlebem Magdy albo MałgosiW 😉 Potem żołądki w rosole i roladę w sosie z szarej renety (ja) i pierożki z gęsiną, też w rosole, oraz żołądki w „gąszczu cebulowym” (pan mąż). Żołądki rewelacyjne. Nie mam pojęcia, co do nich dosypali, ale gęba w niebie 😀 Pierożki pysznościowe, takie kołdunkowate. Czerwona kapusta nie tak wybitna jak w ubiegłym roku, bez żurawiny, niestety 🙁
Zapomniałam, że śniadanie należy zamawiać dla jednej osoby, mieliśmy przerwę w jedzeniu do następnego dnia 🙄 , świetne wędliny własnego chowu w ilościach, jajca i wybitnie dobry twarożek. Do tego ww chleb.
Przywieźliśmy gęsią kiełbasę (była i znikła), pasztet i półgęsek (jeszcze są, bo warczałam).
Wlazłam na wagę, nie powiem, co pokazała 😕
Haneczko, dużo zdrówka życzę i zdradź proszę, gdzie Ty te specjały jadłaś?
Jolly, jaju nie odpuszczam, żeby nie wiem co 😀 W pół składzie grali i na pół gwizdka, ale wystarczyło 🙂
W Ostromecku koło Bydgoszczy, MałgosiuW 🙂 W motelu, nie w pałacu 🙂
Ale na przeciwko pałacu?
Torlinie,
ja sie nie wspinam, Steve polecil spacerowe trasy, jest tu wiele i na rozne mozliwosci nog. Nadam sprawe jutro, bo teraz kolacyja.
MałgosiuW, odpowiedziałam u Bobika, ćwok 😳
Dzięki Haneczko, chętnie bym tam wpadła.
Gdybyś, to pytaj o ich wędlinki „na wynos” 🙂
Gospodarzu, dla Walijczyka córaska kupiłam pod choinkę Castra Rubra 🙂
Nemo, koniecznie wróć ❗
Haneczko, a oni z tymi gęsiami to przez cały rok, czy tylko w okolicy św. Marcina?
A to już głupia jestem, bo nie pytałam 😳
Po gęsie jeździmy do firmowego w Mogilnie, ale też sezonowo. Podobnie pojadamy u nas, Za Drzwiami, bardzo się, gęsinowo, podnieśli, mniam 🙂
Pepe. Ja też walczyłem z kolanem ponad 20 lat. Chodziłem już o lasce. zdecydowałem się na endoprotezę. Pepe, rewelacja. Biegam, skaczę, robię na niej przysiady. 6 tyg po operacji już jeździłem na nartach. Oczywiście langsam, na niewielkim stoku, ale zawsze. Oto dowód
http://www.youtube.com/watch?v=_AnuJitsD0c
Haneczko,
Pozwolisz, ze przylacze sie do Twojego wolania 0:24!!!!
Bardzo lubie nemo, tez chce by wrocila. Bez Niej jest tutaj jakas niewypelniona przestrzen.
Haneczko, nie będziesz żałowała, bo na wyspach to znają i – jak twierdził Hugh Johnson – bardzo cenią.
Wieczór z konkursem winnym bardzo udany 😀
Nasz kolega,organizator konkursu podszedł do sprawy bardzo profesjonalnie.Na dzień dobry otrzymaliśmy „arkusz oceny wina”z rubrykami: wygląd,bukiet,smak i ocena łączna.Do degustacji mieliśmy cztery butelki wina,zawody wygrało czerwone wino z Kastylii.Ja jednak przyznałam najwięcej punktów winu z Afryki Południowej,które,
jak wszyscy zresztą zgodnie przyznali,miało niesamowity bukiet i pachniało miodem gryczanym 🙂 Nie wszyscy jednak zachwycali się jego smakiem.
Ogólnie zabawę mieliśmy przednią,a do picia naprawdę dobre wina.Każda para uczestnicząca w wieczorze przyniosła też drobne co nieco do przekąszenia i tak
mieliśmy na stole:znakomite carpaccio,pastę serowo-jajeczną,tartę z cukinią,chili con carne i talerz wędlin oraz serów.A Beaujolais Nouveau,które otworzyło wieczór wcale nie było takie tragiczne 🙂
Dzien dobry spod Aconcaguy!
Sniadanko i w trase, doniose wieczorem, com widziala.
Sobota nader pracowita – Młodsza poprawia próbne matury i „karne” sprawdziany; na 17,00 przyjdzie na lekcję dodatkową uczeń z jej szkoły, którego jednak nie uczy „lekcyjnie”. A zrobi te zajęcia na prośbę wychowawczyni chłopaka. Łobuz nie uczy się wcale – mecze, treningi i roszczenia do świata w ogóle i do matki w szczególe. No, zastrzelić i wystrzelić na Marsa. Matka – samotnie wychowuje 2 dzieciaków, aktualnie po zawale. Jak tu nie pomóc? Młody stawia opór i twierdzi, że Matka chora, żeby mu butów nie kupić. Na wszelki wypadek uszykowałam w łazience kawał porządnej linki – jak się będzie stawiał, to stłukę na kwaśne jabłko. Właśnie skończył 18-tkę, więc nad dzieckiem się znęcać nie będę.
Na obiad dzisiaj i jutro barszczyk czerwony, buraczki zasmażane z chrzanem, wołowina duszona w „moim” sosie i pyzy drożdżowe. W lazience pranie, a tv transmisja skoków narciarskich. Starczy.
Bardzo szary dzień był dzisiaj. Robię słoneczną zupę z dyni i gulasz z wołowiny z dużą ilością warzyw.
Witam, Pyro chcesz talent zniszczyć!!! Spytaj łobuza jakie ma osiągnięcia sportowe czy ma szansę na karierę? Naukę zawsze można dokończyć później. Są dziedziny sportu gdzie wiek odgrywa dużą rolę. Znasz na pewno wielu ludzi bez wykształcenia o których słyszy cały świat. Przykład Kubicy, wykształcenie tylko podstawowe. Zapewniam cię, że jako mechanik pojazdowy jest lepszy od tych z papierkiem zna równiż biegle dwa języki obce. Rodzice jego postawili wszystko na jedną kartę i nie nauka a pasja. I tak mamy najlepszego kierowcę świata.
Dobry wieczor,
Slonecznie i zimno! Czuje sie dzisiaj jak kolko gospodyn, tyle zaniedbanych obowiazkow domowych sie zebralo. Na obiad zapiekanka wiejska (cottage pie).
Za chwile bezwstydna reklama :).
Yurek – nie o naukę chodzi, tylko o stosunek do Matki, obowiązków i życia „chcicą”. Można, czemu nie, ale na własny rachunek, nie kosztem zdrowia i życia matki. Jeżeli dotąd w młodieżowej kadrze kraju, a nawet klubu nie jest, to już kariery nie zrobi.
Wiec ad rem,
pierwszy raz bylam dzisiaj w sklepie ALDI, i wiecie co – poki co rewelacja! Ich produkty z wyzszej polki polowe tansze niz w Waitrose czy Marks and Spencer a jakosc taka sama!
Na obiad dzisiaj bazant (Kocie, rewelacja) popity fantastycznym Pinot Noir z serniczkiem czekoladowo – pomaranczowym na deser :).
ALDI wygrywa tutaj slepe proby konsumenckie od lat, ale zawsze mialam opory, zrazona LIDLEM, ale mnie przekonali. Stosunek ceny do jakosci – bomba!
A znawcow pytam czy wiedza cos na temat Margaux Grand Cru Classe z 2008r i Tokaja Aszu 6 gwiazdkowego z 2008? Warto za retrospektywnie 25 i 18 funtow?
Wiec ad rem,
pierwszy raz bylam dzisiaj w sklepie ALDI, i wiecie co ? poki co rewelacja! Ich produkty z wyzszej polki polowe tansze niz w Waitrose czy Marks and Spencer a jakosc taka sama!
Na obiad dzisiaj bazant (Kocie, rewelacja) popity fantastycznym Pinot Noir z serniczkiem czekoladowo ? pomaranczowym na deser 🙂 .
ALDI wygrywa tutaj slepe proby konsumenckie od lat, ale zawsze mialam opory, zrazona LIDLEM, ale mnie przekonali. Stosunek ceny do jakosci ? bomba!
A znawcow pytam czy wiedza cos na temat Margaux Grand Cru Clas se z 2008r i Tokaja Aszu 6 gwiazdkowego z 2008? Warto za retrospektywnie 25 i 18 funtow?
Jolly – Aszu 6 putonowy wart jest każdej ceny. Pamiętaj, że to węgrzyn słodkawy , mocny i szlachetny! Uj!
Troche sie poobracalismy po okolicy. Wjechalismy do parku Aconcagui i zaplacilismy dyche pesos na twarz, zostawilismy samochod na prakingu, dalej wjazdu nie ma, i sobie poszlismy jakies 4 km. do przodu. Spotkalismy po drodze argentynskich szerpow (sami tak siebie nazwali!), wdalismy sie w drobna gadke, znaja Polakow i mowia, ze duzo ich tu, ale to kraj znanych wspinaczy…milo bylo slyszec 🙂
Dla Torlina sfotografowalam wszelkie informacje w osrodku informacyjnym. Mozna wszystko, tylko warto mierzyc sily na zamiary.
Bylismy na 3200m npm. , ja jako nizinna osoba (ze o wieku nie wspomne) czuje to w plucach. I to niby „plaskie” te trzy tysiace.
Jerzor pobiegl gdzies pod gore…a ja mam sjeste, nigdzie juz dzisiaj nie ide. Podziwiam widoki i patrze, gdzie kondor sie pasa, owszem, to jest to miejsce, gdzie sie pasa )
Pojechalismy pod granice z Chile, po drodze wstapilismy do malutkiej kawiarenki na piwo (ja).
Napotkalismy tam przepiekne dwa kotki, mieszanka siamskich i angory, jak nam powiedzial wlasciciel. Koty natychmiast mnie dopadly. Pozdrowilam od Mrusienstwa naszego oraz od Kota Mordechaja 🙂
Pomachaly lapkami, pozdrawiajac.
Nadal korzystam z komputra Steveá wiec bezogonkowam.
Bylismy tez na cmentarzu „Andinistas”, tych, ktorzy zgineli w gorach, wspinajac sie. Na kilku grobach (malutkich i skromnych, mala tablica) zawieszone buty wspinacza. Bardzo osobiste sie to wtedy robi, bo grob to grob, a tu nagle buty, w ktorych ktos chodzil…Na paru grobach butelka wina, ktora ktos wypil, odwiedzajac ostatnie miejsce spoczynku przyjaciela.
Dzieki Pyro,
w przyszla sobote zainwestuje :). Moi rodzice sa milosnikami tokai, ale ja pamietam glownie samorodnyj (?), tez niezly byl.
ASZU! I Samorodnij, Jolly, tez pamietam 🙂
Teraz kulinarnie – w tym hotelu dobrze karmia i poja. Jurek na lunch wzial lososia, a ja „tylko” salate, ktorej nie bylam w stanie zjesc, chociaz bylam glodna. Jedzenie nie przybywa zaraz po zamowieniu, trzeba czekac z pol godziny, a na steka jeszcze dluzej. Steki marynuja wspaniale, niebo w gebie, grube na 5 cm. albo i wiecej, Jerzor niby nie przepada za stekami, ale tutaj sobie bardzo chwalil.
Oprocz nas na razie nie ma innych gosci, wczoraj byla grupa Francuzow, ale switem bladym znikneli, zanim zdazylismy zejsc na sniadanie.
Na sniadanie byla jajecznica (nie wysmazona „na smierc”, czego nie znosze) oraz wysmazony boczek, do wyboru dzemy jakies, kawa, herbata i sok pomaranczowy. Mozna bylo zlozyc indywidualne zamowienie.
Ja sie tu przeprowadze albo co!
W Lublinie w dawnej Jesziwas Chachmej Lublin otwarto nową restaurację specjalizującą się w kuchni żydowskiej. Restauracja, jedna z dwóch w Lublinie, przystąpiła do programu „Gęsina na św. Marcina” . Udko confit w sosie rodzynkowo – rozmarynowym świetne. Na ” czekadełko” smalec gęsi z grzankami ze słodkiej chały i ogórkiem kiszonym. Zestaw szokujący, ale wyśmienity smakowo. Podobno mają inne specjały, ale wszystko do przetestowania w swoim czasie. Na ten moment polecam
„Czekadelko” w tej czesci swiata to chlebek (hm…nie za bardzo) oraz znakomite majonezy i maselka do wyboru. Mnie ogromnie smakowalo maselko z majonezem i czosnkiem.
Powstaje mnóstwo doskonałych restauracyjek z dobrą kuchnią i wystrojem. Niestety – rzadko istnieją dłużej, niż rok, dwa lata. To musi być ogromnie ryzykowny interes.
Jolly,
Tokaj aszú 6 puttonyos to bardzo dobry pomysł, zwłaszcza dla wielbicieli tokajów 🙂 A jaki to producent?
Od siebie dodam, że z reguły to wino słodkie, ciężkie o skoncentrowanym smaku.
Chciałam powiedzieć, że książka Beaty Tyszkiewicz i jej brata Krzysztofa „Trzy pory dnia” ma niezłe recenzje, jak większość pozycji wspomnieniowych. Rzecz w tym, że są tam też przepisy kulinarne i jest ich dużo.
Dzięki Małgosiu, dzięki Alicjo. Myślę o Tobie
J.
Ewo,
Producenta/ winnice zapodam po zakupie. Moze jutro po rugby pojedziemy.
Nasz wspanialy gospodarz Steve zaprosil nas na pozegnalna kolacje na jego rachunek. No i jak tu nie kochac Argentyny?!
Alicjo, tam mnie nie gna, ale jestem z Tobą 🙂
Argentyna,Argentyna.
Na niebie chmura tanczy,
milosny taniec.
W takt wiatru,
ktory,
porusza ja nieublagalnie.
Argentina,stejk i moja wina,
ze nie wypilem wina.
Pozdrawiam sniadaniowo spod Aconcaguy. za chwile wyjezdzamy do Mendozy, zdajemy samochod i w autobus do boskiego (ponoc) Buenos…
Ja bym to wymyslila inaczej, bo najpierw trzeba bylo do Mendozy, a potem do Buenos i tam zakonczyc wycieczke, ale to nie ja organizowalam 🙄
No to sie bedziemy tlukli tym autobusem 15 godzin, ale sa plusy tego minusa, tym razem z rana bedziemy widzieli okolicznosci przyrody, ktorych nie widzielismy poprzednio. No i jak pisalam, te autobusy sa tak wypasione, ze sama przyjemnosc!
Nie przynudzam, bede z Mendozy, bo samochod musimy oddac przed 15-ta i bedziemy mieli kilka godzin czekania na autobus nocny.
Haneczko,
mnie gna wszedzie, gdzie sie da. Mysle o Patagonii z argentynskiej strony, ale po pierwsze primo mysle o Australii (drzyj, Echidno!).
Troche za stara jestem na dalekie podroze, czuje zmeczenie, niestety, ale dopoki jeszcze mnie nosi…dam rade!
Blogowisko umiłowane w stanie letargicznym? Po kilku dniach mglisto-mżawkowych dzisiaj na 2 godziny wyjrzało słońce. Teraz znowu się zachmurzyło, ale niegroźnie.
Obiad mam od wczoraj gotowy, tylko podgrzać trzeba, pies ma skrzydełka już ugotowane w miseczce, jednym słowem czas na lektury, pogwarki, muzykę z gatunku „lekka i przyjemna” jednym słowem lenistwo i wypoczynek.
A Alicja pławi się w słońcu, cieple i czerwonym winie. Lekko zazdraszczam.
Jolly Rogers,
chwaląc sklep Aldi, piszesz, że zraziłaś się do Lidla. Czy chodzi o stosunek ceny do jakości, czy jest jakiś inny powód ? Aldiego nie znam, a w Lidlu zaczynam dopiero bywać, ponieważ od niedawna taki sklep istnieje w pobliskiej miejscowości, dokąd mam dogodny dojazd. Kupuję tam owoce, sery w dobrych cenach, a ostatnio w bardzo promocyjnych cenach wanilię i cynamon, czyli w sumie drobiazgi. Zdziwiłam się bardzo, że był tylko jeden gatunek mąki, choć znajoma w innym sklepie tej sieci kupowała np. gotową mieszankę do pieczenia chleba. Podobało mi się wiele produktów, ale nie były mi potrzebne. Na razie nie mam wyrobionej opinii o tym sklepie, zakupy robię w bardzo różnych miejscach. Myślę, że ta sama sieć może mieć różną ofertę w różnych krajach, bo i gusty klientów są inne. Dlatego zainteresowała mnie Twoja opinia.
Hłe, hłe, hłe, wcale się nie przestraszyłam Alicjo lecz za to naszło mnie:
… w dzisiejszych czasach, gdzie coraz trudniej o złoty piasek do opłacenia dobrej i sprawnej sługi, a każda świeżo poślubiona połowica najczęściej nie rozumie się wcale lub bardzo mało na kuchni, codzienne przygotowanie posiłków stało się istotną plagą codziennego naszego życia. Jedyna na to rada, aby młode mężatki same, zaznajomiwszy się dokładnie z sztuką kulinarną, przyuczały się smacznie gotować.
Jeśli jest czas na spędzanie godzin w fitness club(ie), twitter(ze), facebook(u), ploteczki w pubie, wizyty i zabawy, to niechże się znajdzie i na przestudiowanie książki kucharskiej, co większą dla każdej kobiety będzie korzyścią, niż przeczytanie byle jakiej powieści z półeczki takiego na przykład ipad pencil’a (e-czytnika). I dla oczu lepiej i dla mężowskiego żołądka…
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Rozpadało się porządnie i wieje silny północny wiatr, ale szczęśliwie udało mi się uprzedzić te żywioły i odbyłam wczesnoporanny spacer do lasu, a potem spacer nad morzem w Orłowie. Dawno nie było takiego ładnego listopada jak tegoroczny.
Jadłam dziś ciekawą wersję szarlotki. Jabłka zostały starte na bardzo cienkie milimetrowe plastry i ułożone w grubą warstwę /ok. 7-8 cm/. Przesypane były cynamonem i cukrem, którego było jednak za mało. Ale, że do ciasta podano lody i bitą śmietanę, całość była wystarczająco słodka. Spód i wierzch szarlotki były z kruchego ciasta.
Ta kawiarnia, w której dziś byłam, mieści się w gdyńskim Klifie, a tam, jak zresztą w pozostałych centrach handlowych, sceneria bożonarodzeniowa. Dekoracje bardzo piękne, ale to stanowczo za wcześnie. Na razie jeszcze nastroje jesienne, a do końca roku wcale mi nie spieszno.
Pijcie drożdże na zdrowie : http://kuchnia.wp.pl/kat,1037879,title,W-drozdzach-jest-moc,wid,16177583,wiadomosc.html
Ja to robię od czasu do czasu.
Mimo mglisto-mżawkowej pogody wybraliśmy się na spacer do nadbużańskich lasów.
Lubimy takie spacery poza sezonem,bo w lesie pustki i jest szansa na spotkanie z dziką zwierzyną.Oczywiście zawsze,kiedy mamy ze sobą aparat,a dzisiaj mieliśmy,
żadnej zwierzyny nie spotykamy 🙁 Wypiliśmy rozgrzewającą herbatę u naszych sąsiadów,w ptasiej stołówce zostawiliśmy garść ziaren i wróciliśmy do Warszawy.
Na obiad polędwiczki z dorsza z patelni,podsmażone ziemniaki i duszona cykoria.
Latorośl miała zrobić ciasto na deser,ale jakoś nie zebrała się w sobie i nie zrobiła.
Cóż,może to i lepiej dla moich bioder 😉
Buntuję się okropnie przeciwko spółce łotrowskiej wiatru i organizatorów zawodów w skokach narciarskich. Już wczoraj przerwano konkurs, pozbawiając punktów Piotra Żyłę (najdłuższy skok turnieju). Dzisiaj stawkę prowadził polski debiutant, Biegun i też przerwano przy stanie – 37 oddało skoki, 2 pozostało na skoczni. Jeżeli unieważnią całą serię, będzie to ewidentną krzywdą dla tych, którzy przy tym wietrze skakali
O, już spokój Biegunowi zaliczono zwycięstwo w konkursie. Trochę to przypadkowe, ale nie tak niesprawiedliwe, jak decyzja wczorajsza.
Listopad w sumie niezły, bezwietrzny, a dziś nawet słoneczny do tego stopnia, jak to leży w jego możliwościach.
Byliśmy u Greka i zjadłem jagnięcinę zapiekaną w bobie. Ani jednego ani drugiego nie mam w domu, bo to i fobie, i fakt, że bób tu prawie nieznany. Przeważnie więc zamawiam jagnięcinę gdy jadam poza domem. Dobre było! Pozostała trójka wybrała pieczoną doradę, a ta tam jest sprawdzona i nie może zawieźć.
Aldi jest mi znany od czterdziestuparu lat i długi czas nie miał tu konkurencji. To był sklep urządzony z wyzywającą prostotą, jeśli nie powiedzieć : prymitywnie i kokietował wręcz swoją brzydotą. Powierzchnia całego urządzenia ograniczała się czasem tylko do jednej czwartej tego na czym pracuje się dzisiaj, a asortyment towarów też z pewnością nie przekraczał 25% tego co można znależć tam dzisiaj. Coś mi tak chodzi po głowie, że pod koniec lat 70-tych było tego ok. 80. Wyłożone to było też na regałach (jak w końcu u innych) ale tu nie bano się zastosować zwykłej blachy zaklajstrowanej szarą farbą i nikt się nie przejmował tym, że towar znajdował się jeszcze w kartonach, z których trzeba było wyciągnąć sobie upragnione opakowania. Jeżeli pusty karton usunięto, to nikt nie przejmował się pustym miejscem w regale i przedzierającą się przez szarą farbę rdzą. OK, dziś w Lidlu i u innych też tak może być, ale wtedy u innych, personel jeszcze układał odręcznie pojedyńcze opakowania w gustowne stosiki, nierzadko wg własnego pomysłu.
Pouczono mnie wtedy za wczasu, że warto tam zachodzić, lecz się tym zbytnio nie chwalić (prolosi!). Panowała jednak wtedy już dość ugruntowana opinia, że towar tam kupiony jest z reguły dość solidny, przynajmniej wtedy, gdy chodzi o stosunk ceny do jakości. Wymieniano sobie przy tej okazji pojedyńcze artykuły (np proszek do prania), co czasem było potwierdzane przez badania fundacji jakości towarów i ochrony klienta. Naturalnie, piwosz o wyrafinowanym guście tam się w piwo nie zaopatrywał (pozdrawiam Stanisława, który tak się kiedyś zawiódł tam kupionym piwie, o którym mniemał, że niemieckie), ale kostka masła, czy śledź matjes w folii, jest w sumie nie gorszy niż gdzieindziej. I tak pozostało do dziś. Jako młodzi wtedy jeszcze ludzie staraliśmy się kupować podstawowe rzeczy tylko tam, bo różnica w rachunku była jednak znaczna.
I – powoli zaczęło być kultowe kupowanie w Aldi – underdog stawał się cool.
Dobry wieczor,
Krystyno, Lidl w porownaniu z Aldi (w tutejszych warunkach) jest moim zdaniem gorszy jakosciowo. Warzywa i owoce, swieze mieso niestety jak u Bulhakowa-nie pierwszej swiezosci. Poza tym Aldi zbiera pierwsze miejsce w wielu slepych probach konsumenckich. Jak pisze Pepegor, wystroj. (a raczej jego brak) sklepu siermiezny. Smieszne jest, ze teraz wiele klientow typu pani Paczek z ‚Co ludzie powiedza ‚ sa stalymi bywalcami, ale podobno przekladaja rzeczy w domu do innych pojemnikow, coby sie nie przyznac do zakupow w tym supermarkecie :).
Jolly,
czy pani Paczek/ Pączek ? / to Hiacynta ? U polskiej wersji językowej używała nazwiska Bukiet, choć nazywała się Żakiet.
Dziś takich jest więcej i Aldi już tak się nie wybija. Rzeczony Lidl pojawił się w naszej dzielnicy ok 1990 i od razu można było poznać jaki za tym koncept i do kogo się podczepił, a potem doszli następni.
Niedawno czytałem, że Aldi ma co raz większe kłopoty, bo wdał się w konkurencję z innymi na wyższych półkach właśnie (tokaj!) i tam powstają straty. Czyżby więc powrót do dawnej filozofii?
Ciekawe jak daleko miałby tem powrót sięgać. Jeczsze dziesięć lat temu tutejsze filiale nie miały połączenia telefonicznego, a telecash mają chyba nie dłużej niż 5 lat!
Tak Krystyno, ta sama Hiacynta i jej Ryszard :). Tutaj to pani Bucket (wiadro) chcaca by jej nazwisko wymawiac Bouquet (bukiet). Niesmiertelna rola wspanialej aktorki Patrycji Rutledge. A serial sie nazywa ‚Keeping us appearances’ co ja bym luzno przetlumaczyla jako ‚zachowywac pozory’
Jolly R.,
Tu w „mateczniku” jest inaczej, to Lidl pogania Aldi i zmusza do dorównania. To Lidl raczej wyznacza standardy do których Aldi musi dorównać, co wywołuje zakłopotanie w radzie nadzorczej gdzie uważa się, że o delikatesach kiedyś nie myślano, a jechało się wiele lepiej na zaopatrzeniu podstawowym.
Jako wspominki opowiem, jak to kiedyś (1987) przyjmowałem ekipę budowlanną z Polski i po obejrzeniu objektu zabytano mnie zaraz o najkrótszą drogę „…do naszego dobrodzieja”, do aldiego.
Z supermarketów działających u nas, stanowczo przedkładam nad inne (prócz Piotra i Pawła) – do niedawna niemiecki Real. Ceny, jakość, dostępność, bogactwo oferty – niestety, sprzedany Francuzom schodzi na psy. Każda z firm ma swoją specjalność, z której korzystamy : np Netto prowadzi kawę „Gewalia” w cenie nader przystępnej i linię tanich „czyścideł” domowych. W Realu kupuję mięso wieprzowe w dużych porcjach i mrożony drób typu perliczki, kaczki ew. króliki. Kupuję też ryby – mają duży wybór i egzotyczne przyprawy, sosy itp. W innych bywamy okazjonalnie: po sery, oliwę. Warzywa i owoce kupujemy na osiedlu; państwo prowadzący jeden ze sklepików mają gospodarstwo i mnóstwo warzyw jest prosto z ziemi; ponadto mają swoje układy na giełdzie.
My najchętniej robimy zakupy w Leclerc’u.Ha,ha,wiadomo,bo francuski 😉
A poza tym położony niedaleko domu i na dodatek mamy tam szansę spotkać czasami
Barbarę 🙂 Robimy tam duże i porządne zakupy,a drobne codzienne to jak wypadnie po drodze i na szlaku powrotów do domu-zaglądamy i do Biedronki i do Tesco i do sklepów osiedlowych.Niedaleko mojej firmy mam bardzo sympatyczny sklepik osiedlowy,gdzie z upodobaniem kupuję pieczywo i świetne wędliny.Właściciele bardzo dbają o dobrą jakość tego,co na półkach i chwała im za to.
Gospodarz często chwali młode talenty kulinarne,ja natomiast chciałam dzisiaj bardzo, bardzo pochwalić młode talenty aktorskie.Wrócilam właśnie z Teatru Powszechnego, gdzie dzisiejszy mocno smętny,listopadowy dzień zakończył się nam śpiewająco, radośnie i kolorowo.Dużo starych(i nie tylko starych)dobrych piosenek naprawdę świetnie zaśpiewanych.Kto będzie miał okazję,niech koniecznie zahaczy o prawy brzeg Wisły i spędzi super wieczór w „Powszechnym”.
http://www.powszechny.com/spektakle/mp4,s12.html
Zgadzam się z Danuśką, nie ma to jak zakupy w Leclerc’u 🙂
A jeśli ktoś jest zainteresowany nowymi książkami (dla łasuchów), to podrzucam taki sznureczek: http://whiteplate.blogspot.com/2013/11/nowe-ksiazki-kucharskie-2013.html
Ślążak.
Ciesze się niezmiernie że trafilem na ten blog .Aż chce się żyć w tym poipanym kraju .Wielki szacun dla Gospodarza !