Ser jadalny choć nie powalający smakiem
Mam na myśli mój własny pierwszy produkt serowarski. Taką prace dyplomową po kursie u najwybitniejszego w Polsce serowara. Mam nadzieję jednak, że będę się rozwijał i każdy kolejny ser będzie lepszy, lepszy, lepszy…
Po miesiącu dojrzewania i masowania solanką oraz pieszczotach ciepłą dłonią, uznałem, że mój pierwszy produkt serowarski dojrzał na tyle, iż mogę go przekroić i spróbować.
Fot. P. Adamczewski
Tak też się stało. A jak ten ser wygląda od środka możecie sami zobaczyć. Jeśli zaś chodzi o smak, to musicie mi uwierzyć na słowo: był jadalny. Często zdarzało mi się próbować sery, które natychmiast odrzucałem i nigdy ponownie nie ryzykowałem spotkania z nimi. Mój ser imbirowy ( przypominam, że masa serowa doprawiona była startym suszonym imbirem) ładnie pachniał i był sympatyczny w smaku. Aromat i ostrość imbiru była w nim dobrze wyczuwalna. Choć prawdę mówiąc nie zaszkodziło by mu gdybym dodał jeszcze szczyptę.
Natomiast – wydaje mi się – był nieco zbyt słony i tą słonością trochę przypominał góralskie oscypki. Jego twardość pozwalała na używanie tarki lub urządzenia robiącego cienkie płateczki. W tej formie świetnie nadawał się do sałat a jeszcze lepiej wypadł jako dodatek do risotta z gruszkami.
By nie wpaść w samo zachwyt końcowa ocena: dobry choć nie beznadziejny!
Komentarze
dzień dobry …
sery dobre są ale nie robię sama i nie będę … brak mi cierpliwości do tego ..
pogoda marzenie … 🙂
Gratulacje, własny ser twardy to coś. Ch etnie poznałbym opinię Brzucha. Samemu swoje dzieło ocenić najtrudniej, zazwyczaj jest się zbyt krytycznym.
Chciałem jeszcze wrócić do wczoraj. Stary jestem i nie nadążam. Kot oburzył sie na wpis na temat zaniedbania Alhambry. Dla mnie wyglądało to na taką wrzutkę dla wywołania skandalu. Jak na wpis tego rodzaju, wyjątkowo kulturalny. Ale akurat to, co autor napisał, bardzo było zgodne z moimi odczuciami. Nie odnośnie zaniedbania, tutaj całkowicie zgadzam się z Kotem. Ale w tym, że Alhambra zupełnie do mnie nie przemawia. Tego rodzaju obiekty przemawiają do mnie w Afryce, pewnie przemawiałyby w Azji. W Hiszpanii czuję ich obcość. Wiem, że przez parę stuleci były tam u siebie, ale to niczego nie zmienia. Ronda rzeczywiście przemówiła znacznie silniej. Także białe miasteczka w bliższej i dalszej okolicy.
Dzien dobry,
Tutaj nastala zimna deszczowa jesien. Upieklam wczoraj szarlotke sledzac przepis z „Rodaku, czy ci nie zal?”. Zostal jeszcze kawalek do porannej kawy, dla pokrzepienia ciala i serca 🙂
Nemo (14:14), z przyjemnoscia obejrzalam Twoje zdjecia sprzed 10 lat. Przypomniala mi sie nasza podroz 10 lat wczesniej, moj syn mial trzy latka, zwiedzalismy Gibraltar, Alhambre, Lizbone. Moja przyjaciolka, ktora goscilam ostatnio, wracala z pielgrzymki do Santiago de Compostelle, zatrzymala sie dluzej w Leon, gdzie tez byliscie, dzieki za mile wspomnienia.
Nowy (1:15), mysle tak samo i pozdrawiam 🙂
Placku (2:19), piekny dyniowy balet, akurat na czasie 🙂
Co za przyjemnosc czytac na nowo Zabe!
Zabo, od dawna podziwiam Twoja energie, pracowitosc i literacki talent. Wyjelam zimowe rzeczy a wsrod nich piekne rekawiczki 🙂
Też uważam,że forma w jakiej Henryk zwraca uwagę innym blogowiczom jest bardzo niestosowna i z całą pewnością nie na miejscu.
Alino-jak do tej pory rękawiczki zakładam jedynie rano,podczas rowerowych podróży do pracy.W Polsce październik był w tym roku rzeczywiście przepiękny
i mocno nas porozpieszczał 😀
Haneczko-w rezultacie nie zrobiłam greckiej.Do rondla z jabłkami wrzuciłam,co było pod ręką,a były czerwone winogrona oraz kiwi.Wyszedł bardzo dobry mus jabłkowy w kolorze różowego wina i w zieloną kratkę 😉
Kocisko wczoraj po raz kolejny dalo dowod, ze nie wazne sa w rozmowie argumenty lecz wystarczy na drugiego w bestialski sposob napasc, opluc i podrapac. Podpieranie sie tym iz jest to zabytek klasy swiatowej, nie jest zwolnieniem z samodzielnego myslenia oraz rozumienia czytanego wpisu do ktorego chce sie koniecznie cokolwiek skrobnac.
Dla jasnosci przypomne: …. . Obiekt, w porownaniu z innymi hiszpanskimi historycznymi miejscami jest raczej zaniedbany …
Jest to moja subiektywna ocena i nie zadna chec jak podejrzewa Stanislaw wywolania skandalu, ktorego znakomicie rozumie, ze do niego ta forma nie przemawia.
Dla mnie, formy geometryczne, symetryczne odbicia to przezytek w architekturze.
Nadal jednak regula rozwoju pozostaja bardziej kierunki niz formy przestrzennogeometryczne. Goethe dawniej wyrazil sie, ze architektura to zatrzymana muzyka. Chadzajac po Alhambrze nie uslyszalem zadnego dzwieku.
Dzis natomiast slysze niemile kocie mialczenie.
No, chyba ze maja to bys to kocie zaloty. 🙂 🙂 🙂 🙂
To jestem w stanie zrozumiec 🙂 🙂 🙂 🙂
Witajcie,
Mniejsza o formę, ale na moje oko Henryk po prostu przypisuje własne cechy innym. Tylko po co?
Danusko !
Nemo nazwala mnie pare dni temu ,,Bucem.
W odnosniku bylo ch…m uwazasz ze to byla
stosown forma.
No dalej.
Danusko , Ewo, znawczynie osobowosci.
O ile mnie pamięć nie myli, zrobiła to tylko i wyłącznie w reakcji na twoje mało kulturalne zaczepki – a to zasadnicza różnica. Tyle na ten temat.
Że też Hiszpanie nie wyburzyli w porę tego architektonicznego przeżytku 🙄 😉
Pogoda dziś przepiękna, ale dość chłodno. Chyba pora poszukać rękawiczek.
Projekcja (przypisywanie innym własnych poglądów, zachowań lub cech, najczęściej negatywnych) zdarza się na tym Blogu co jakiś czas i bywając jej obiektem – jakoś przywykłam 🙁
Takie ataki jak wczorajszy są dla mnie oznaką głębokiej frustracji i deficytów (nikt mnie nie podziwia, nie głaszcze) w prywatnym życiu i wołaniem o uwagę, a także poszukiwaniem pretekstu do rozładowania tej frustracji.
Przypomnę, że Pyra pytała o możliwość mrożenia dyni.
Zgodnie z własnym doświadczeniem odpowiedziałam, że jest możliwe. Na temat innych sposobów konserwowania dyni zupełnie się nie wypowiadałam, a już na pewno nie wartościująco (lepsze, gorsze, do kitu).
Mimo to wywołałam wilka z lasu.
No to niech sobie teraz powyje 🙄
Alino, tez juz pieklam szarlotke z ksiazki Gospodarz i bardzo nam smakowala. Tylko to ciasto jest ciezkie w obrobce. Kleilam po kawalku
Używając francuskiego wulgaryzmu miałam na myśli jego pierwsze i najpopularniejsze znaczenie (nie pochodzę z okolic Krakowa), ale jak kto woli trzecie… 🙄
Notabene było to miesiąc temu.
Przypomnę przy okazji okoliczności użycia tego określenia Od inteligentnych, pozbawionych kompleksów i przyjaźnie do świata nastawionych ludzi spodziewam się właściwego zrozumienia moich komentarzy i nie doszukiwania się złośliwości, krytyki, wymądrzania etc.
Tylko jakiś zakompleksiony buc oczekiwałby stałych zapewnień o braku złych intencji z mojej strony
Myślałam, że nie znajdzie się chętny na to miano 😉
Henryku – Decyzję czy uważasz się za zakompleksionego buca pozostawiono Tobie. Zamiast temu zaprzeczyć, zabrałeś się za Nowego i jego dentystę. Sławkowi zarzuciłeś pogardę do klasy robotniczej, a mnie wprowadziłeś w błąd. Przez całą noc próbowałem wtłoczyć dynię do słoiczka i nic. Temperatura +11C, mżawka.
Kocie Mordechaju – Choinki w październiku? Proszę nie terroryzować Ogonka.
„Na
rondzie
pląsa
dziewic sześć.
Trzy smukłe
i trzy puszyste.
Marzeń minionych goniły treść
lecz objął je Polifem złoty
w ramiona swe sprężyste.
Gitara!”
FGL
Henryku-określenie „znawczyni osobowości”odczytuję,jako komplement,
zatem dziękuję 🙂
Danusko ! Uszanowanie.
Kobiety, wino i śpiew czyli Alhambra nocą. Do mnie przemawia, a co dopiero do Saudyjczyka który nigdy nie stał w kolejce po bilety.
Nemo !
Piszesz tak zawile ze ja tego nie kumam.
Za malo ,, FAKULTETÖW,,
i DLATEGO ,,cie nie lub…
Te twoje ulubione niedomowienia i OZZego.
Spotkał malarz raz chłopa i rzecze mu tak:
Ty masz grecki profil, a to jest rasy znak.
A że chłop malarza nie zrozumiał,
Więc na wszelki wypadek raz mu w mordę dał
(śpiewało się dawno temu na harcerskich obozach) 😉
Ser już mamy, proponuję wycieczkę. Zagrzybione ściany, ale nikt nam ich nie usiłuje sprzedać.
Nemo!
I tu masz racje.
Alino,
cieszę się, że sprawiłam Ci przyjemność 🙂 Ja też trochę z sentymentem przypomniałam sobie tamtą podróż i pierwszy widok Afryki po drugiej stronie cieśniny. Może na przyszłą wiosnę uda nam się ponownie wybrać do Portugalii, bardzo mnie pociąga to dzikie wybrzeże.
A teraz pora na dalsze prace ogrodowe, bo będzie coraz chłodniej, a od niedzieli deszcze.
Być może Henryk przesadził z reakcją ( może zrozumiał opacznie, co też się zdarza), jednak dziwi mnie, że dużo gorsze ataki Nemo pozostają bez odzewu ze strony Nowego, Danuśki i innych i wszyscy zachowują się jakby nic nie zauważyli. Wg mnie np. Nowy zbyt często daje sobie prawo do pouczania, ustawiania itd. Tzn, że Nemo nie zwracamy uwagi bo jest kobietą, bo jest od dawna, czy z jeszcze innego powodu ? Nikomu nie jest przykro jakoś, że przez nią nie piszą na blogu np. Cichal, Nisia.
Henryku-z tymi fakultetami to sprawa wcale nie taka oczywista.
Zobacz,taki Kubuś Puchatek nie ma żadnych fakultetów,bo jak wiadomo to „miś o bardzo małym rozumku”,a wszystkich LUBI i na dodatek jest lubiany zarówno przez mieszkańców Zaczarowanego Lasu,jak przez dzieci.Osobiście też bardzo lubię Kubusia Puchatka 🙂
Danusko !
Dziekuje za przyczynek do ,,rozumku,,
Danusko !
Ja mam rozum i dlatego nie wszystkich
lubie np. Nemo.
Placku,
u mnie także ciepło, ale leje, nie mży 🙁
Chętnie bym taki ser zrobiła, choćby dla eksperymentu.
A mnie ciekawi, czy Gospodarz będzie kontynuował produkcję sera ( od czasu do czasu) czy poprzestanie na tej jednej próbie. Bo opis wyrobu jest „porażający” długością procesu produkcji jak pamiętam.
Dzień dobry,
Tutaj można dzisiaj pęc ze śmiechu.
Danuśka, Nemo, Placku 😀
Henryku Czterdziesty Siódmy 13:10, 13:58 😀 😀 😀
Mój 1 wpis gdzieś przepadł. Być może Henryk zareagował zbyt emocjonalnie. Jakoś tak się dzieje, że Nemo, czy Nowemu nikt nie zwraca uwagi na zbyt ostre wpisy. Pal licho Nowy, bo jego wpisy z zasady są uprzejme, a że czasem coś wpadnie – trudno. Ale jakoś Nemo nikt ani Danuśka, ani Ewa, ani nikt inny nie zwraca uwagi, że jest wręcz chamska i to często. Czyżby wszyscy się bali ? Przez nią przestali pisać tu Cichal, Nisia i pewnie kilka innych osób też. Nie podoba się Manchego Alhambra – trudno, nie każdemu musi, czy tak trudno to zrozumieć nie opatrując tego wpisami pseudopsychologicznymi ?
@Tosik
Bo klakierzy potrafia tylko jedno 🙂
http://youtu.be/4pNvOOjhRvM
Tosik,
Twój pierwszy wpis nie przepadł, tylko „czekał w poczekalni”, bo wpisałeś (wpisałaś) się pierwszy raz. Z Twojego wpisu wynika, że obserwujesz, co sie dzieje przy stole, zasiadaj z nami 🙂
Mnie szczerze brak Nisi i Cichala przy tym stole.
Mnie też brakuje Cichala, Nisi, i cieszę się bardzo, że znów pojawił się YYC i ROMek i Stanisław 🙂 Ale szkoda, że zniknął np. yurek.
Wszyscy się mnie boją, tylko Tosik nie.
Gratuluję odwagi i bardzo pryncypialnego komentarza 😎
Przez ten Blog przewinęło się dużo interesujących, inspirujących, sympatycznych osób. Jedne zagrzały miejsca na dłużej, inne krócej, niektóre jeszcze są… Nie będę wyliczać, kogo mi tu brakuje, bo się może nie wymienieni, a jeszcze zaglądający, poczują dotknięci.
Jednak przyjemność z bywania tutaj jest coraz rzadsza i wcale się nie dziwię tym, którzy przestali.
Wiem, wiem, wszyscy pewnie przeze mnie, tylko buców nic w moich komentarzach nie odstręcza 🙁
Bo yurek to tak naprawde nie wiadomo czy istanial li tylko wirtualnie czy tez namacalnie. Musial sie gdzies w sieci zasieciowac i jak szklanka w wode zdematerializowac 🙂
Leca mi wilekie lzy. Tak, nie boje sie tego pubilcznie powiedziec. Ze wzruszenia. Juz, tuz kiedy chcialem, mialem, planowalem powiedziec: et tu, Brute, contra me? …. siwiat znowuz zajasnial sloncem, czystem, jasnem, duzem 🙂
Rozumiem, że Tosik, czy Antonina to raczej przechodnie. Natomiast Henryk przysiadł na dłużej. Heniek, dajże pokój! Stary chłop, a spierny jak teściowa, Też nie lubię kiedy ktoś stałych komentatorów traktuje z waszecia. My znamy swoje słabe i mocne strony. O nastrojach i psychologii mogę się z Nemo posprzeczać – o meritum nigdy.
A tak w ogóle to nie psujcie mi nastroju, proszę. Kaczka w piecu, placek na talerzu, na cmentarzu Młodsza odrobiła co trzeba, pogoda była jak w maju, ale wieczór chłodny.
Placku balet dyniowy z muzyką Andersona zabawny i nastrojowy – najbardziej podobał mi się fragment wniebowzięcia. To teraz sprawdzę co się w prasie dzieje. Jak to Nowy mówi – do później.
Placku,
dzięki za wirtualną wycieczkę. Trochę trzeba uważać zmieniając kierunek oglądania (góra, dół, boki) bo się może zakręcić w głowie jak na karuzeli 😉
Jestem, jestem, czytam i słucham jednocześnie>
http://www.youtube.com/watch?v=b2N193fwdGw
jaka ładna i łatwa i tania przystawka …
http://bronislawa70.blox.pl/2013/08/Oliwki-w-ciescie-francuskim.html
Tosik,
Nemo nie atakuje pierwsza tylko odpowiada na zaczepki. A skoro Henryk olał uprzejmą uwagę to został potraktowany z tak zwanego buta.
Mnie też brakuje wpisów Cichala i Nisi, tak samo jak brakowałoby mi wpisów Nemo.
Panika. Próbuję przypomnieć sobie wszystkie moje mocne strony i nic mi do głowy nie przychodzi. Ze słabymi poszło jak z płatka – skopiowałem je z ekranu i pasują jak ulał. Na szczęście trochę się lubię. Ktoś musi. Życie jest piękne, a słoiczek z dynią można wstawić do lodówki. Amen.
Nisia i Cichal są bardzo zajęci bo to normalni ludzie, nie to co my 🙂
Proszę zauważyć, że tylko Alina jest bez skazy. Ta to dopiero knuje.
Nie wiesz Pyro, czy ze mnie przechodzień czy stały bywalec. To, że nie składam codziennych meldunków nie znaczy, że nie czytam. A wiele osób odeszło, bo jadu pełno mają w innych miejscach. Co jest meritum wobec tego ?
Można pisać tak jak Haneczka, można jak Nemo – kwestia wyczucia. Jakoś nie przeczytałem Twojej żarliwej obrony Nisi – stałego bywalca, kiedy ją niektórzy inni stali bywalcy z buta traktowali. Udawać, że pada deszcz jak ktoś pluje to nie jest chyba dobra metoda, ale często tu widziana.
Tosik-nie podoba Ci się Nemo,trudno,nie każdemu musi.To,tak jak z tą Alhambrą 😉
Mnie podoba się i Alhambra i Nemo oraz… ten blog i dlatego chętnie tu zaglądam.
A gdybym miała być klakierem tych wszystkich osób,które po prostu tutaj lubię,
to chyba ręce wykończone oklaskami odpadłyby mi z zmęczenia 🙂
Degustujemy tegoroczną aroniówkę.Czysta o za przyjemność !
Pomocy!
Zapomniałam, jak ta roślina się nazywa (blog mi podpowiedział). A
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_0222.JPG
Ja nie piszę, ja zaledwie bąkam 😉
Trzeci dzień walczę z pancerną pigwą, nie mięknie tylko gumowacieje 🙂
Kto kogo i jak traktował w przypadku Nisi, to widać najlepiej w archiwum, mnie już obrzydło odpowiadanie na insynuacje i posądzenia, zwłaszcza wobec kolejnego anonima (bo to chyba nie Nisia in disguise).
Tosik dodaj coś konstruktywnego od siebie, bo inaczej przyznam rację Nowemu, że „im ktos ma mniej do przekazania, ten bardziej krytykuje i nie lubi tych, ktorzy do przekazania cos maja”.
Aechmea fasciata
Haneczko – Przepraszam, ale teraz plujemy. Może AK-47?
Jolinek 51,
obejrzalam ta przystawke. Usmialam sie serdecznie czytajac zalecany
sposob wykonania: „Ciasto francuskie podzielic na paseczki o szerokosci oliwek.Jezeli podzielimy po dlugosci ciasta wowczas na jeden pasek potrzebujemy 6 oliwek, jezeli natomiast po szerokosci
to na jeden pasek potrzebujemy 4 oliwki.”
Yurku,
dzięki za Fatsa Domino 🙂 Bardzo go lubię.
„Być może Henryk zareagował zbyt emocjonalnie” – po miesiącu od zdarzenia?! 😉 Udawać, że pada deszcz jak ktoś pluje to nie jest chyba dobra metoda…
Biedna dynia 🙁
ja mam mało do przekazania … mam za i przeciw .. ale zachowam dla siebie …
Co roku o tej porze roku odbywają się w Paryżu Targi Czekolady,bardzo smakowite
wydarzenie 🙂 Wiele lat temu byliśmy na tych targach i zapamiętałam z naszego zwiedzania m.in Monę Lisę z czekolady.W ramach tych targów odbywa się też pokaz czekoladowej mody-wszystkie kreacje są do schrupania 🙂
Poniżej pokaz czekoladowych kreacji z roku 2011:
http://www.youtube.com/watch?v=RV3SK4VdiSQ
Danuśka,
degustacja aroniówki dozwolona jest dopiero po 6 miesiącach. Całkiem słusznie, bo sama zobacz – palce Ci się plączą na klawiaturze. 🙂
Ostatnia porcja naszej aroniówki jest już w butelkach i musi odstać swoje. Spróbowałam odrobinę, żeby stwierdzić, że jest wytrawna.
Dziś w sklepie można było kupić wielkie owoce pigwy. Powąchałam – nie miały zupełnie zapachu.
Krystyno 🙂
Jak wiadomo,to co niedozwolone smakuje najbardziej 😉
Fasciata właśnie wypuściła młode jedno obok, ale z tego, co wyczytałam w sznureczku, na rozsadę jeszcze trzeba poczekać. To jest piękny kwiat, a zakwita tylko raz…
Ale kwitnie kilka miesięcy 😎
http://www.tekstowo.pl/piosenka,alibabki,kwiat_jednej_nocy.html
Jolinku,
powściągliwość jest cnotą, której Ci czasami zazdroszczę 😉
Zadzwoniła Teściowa.
Wróciła z wczasów w kąpielisku termalnym ze spuchniętą stopą – pośliznęła się, upadła i nadwerężyła staw skokowy. Lekarz zaordynował specjalną szynę na 6 tygodni. Babcia się żali, że jest uziemiona w domu, bo młodszy syn, który mieszka 2 piętra wyżej, nie chce jej pożyczyć swojego buta ( 😯 ), a jej własne są chwilowo za ciasne. Szwagier powiedział podobno, że buta nie da, bo „będzie latała po mieście i jeszcze się coś stanie” 🙄
Osobisty popiera decyzję brata. Nie wiem, co o tym sądzić.
Alicjo muzycznie.
http://www.youtube.com/watch?v=8oFSN9RSjmg
Echmeę wstęgowaną rozsadzałam po uschnięciu rośliny macierzystej.
Miewała po 4 młode, aż po paru latach przestała się mnożyć. Nowej nie nabywałam z braku miejsca, przez te palmy z Sycylii 🙄
yurek,
łajza minęli 😉
Nemo, może pożyczy pod warunkiem, np. na godzinę dziennie na początek 🙂 ?
Nemo,
Jak noga jest opuchnięta, to nie zaczynałabym spacerów tak od razu. Po paru dniach, jak się poprawi, zastosować pomysł Haneczki.
Haneczko, Ewo,
też tak myślę, że się za nią ujmę za parę dni, jeśli braciszek będzie się zanadto upierał.
Teściowa w głębi ducha chyba nawet jest zadowolona, że ktoś inny rządzi i przejmuje odpowiedzialność, a ona sobie może ponarzekać 😉
Przy przeprowadzce do stolicy (po śmierci Teścia) znaleźliśmy w piwnicy jakieś listewki. Pytamy, co z nimi?
– Ach, to jeszcze dziadek…
OK, odstawiamy do rzeczy do zatrzymania.
Po chwili przychodzi szwagier, łapie za odstawione listewki i z komentarzem: Tych już nie potrzebujesz 😎 – wynosi do kontenera z rzeczami do wyrzucenia.
Skonsternowani patrzymy na Babcię, a ona z uśmiechem i chyba ulgą:
– Mój syn. Wyrzuca wszystko 😎
Od tego momentu przestaliśmy ją kłopotać wymuszaniem podejmowania niektórych decyzji 🙄
Nie wiem jak pigwa Haneczki – moja w słoju dostała docelowo wszystko : przyprawy, cukier, alkohol w odpowiednim stężeniu. Potrząsam co najmniej raz dziennie – owoc pociemniał, nastojka ma barwę płowo – beżową, zamiast złocistej i nie ma przyjemnego zapachu. Zobaczę co będzie dalej. Ile ten owoc ma się macerować? Trzy tygodnie? Miesiąc? Dwa?
Żabo, zajrzyj do poczty 🙂
Ewo, chodziło mi o wczorajszą dyskusje o przechowywaniu dyni nie o coś tam sprzed miesiąca co śledząc uważnie dyskusję można łatwo wywnioskować.
Jestem nie dość, że stara, to jeszcze niepoprawna, bo że głupia to już wiem. Naszło mnie, żeby na urodziny Leśniczyny zrobić jeszcze coś nietypowego i wymyśliłam cosik na bazie gruszek po kardynalsku. Te gruszki zbliżone do kardynalskich jakoś mnie w tym roku opadły, nawet zrobiłam kilkanaście słoików z gruszkami – całe gruszki, wydrążone – bardzo nieekonomiczne, mieściły się po 3-4 gruszki w słoiku, ale w razie potrzeby będą jak znalazł. Na razie mi ich żal, więc gotuję w dużym garze kolejne gruszki. Mam taki pomysł: gotowane gruszki ponabijać migdałami (pokrojonymi oczywiście), postawić na dużym półmisku, inaczej, na półmisek, czy też miskę o płaskim dnie, nalać kremik żółtkowy (zwany przeze mnie galicyjskim) w ten kremik wstawić gruszki, w wydrążone środki włożyć konfiturę wiśniową i po jednej wisience z wiśniówki, dobrze schłodzić i polać czekoladą. Można by każdą gruszkę w osobną miseczkę i podawać zapalone… na razie spróbuję kolektynie.
kolektywnie
Irku, ja już porządkując pocztę trafiłam na Twój mail – dzięki za opinię o jarzębiaku – i miałam właśnie Cię prosić o adres, bo i chłodniej i sezon gościowy się kończy 🙂
Nisiu, wyjdz juz z szafy 🙂
Kolacja insynuacja denuncjacja. Pycha. Nareszcie wiemy who is who 🙂
Tosiku, daremny trud. Podzielisz losy Szymona Winrycha.
Jutro swieto wszystkich swietych. Chyba sam na blogu zostane jak swieci wyjada na jubel 🙂
Żabo, adres przesłałem
Żabo, Ty coś kręcisz – gruszki na stojąco, z ogonkami, polane czekolada jak świat światem nazywały się gruszkami Pięknej Heleny; z tejże przyczyny robiłam je na ślub Leny + lody pistacjowe + krem śmietanowy Niezwykle dekoracyjny deser
Ja też nigdzie nie jadę – za daleko.
Święto Zmarłych dla mnie jest w Polsce, kiedy jestem z wizytą i chodzę po wielu cmentarzach, zapalając świeczki bliskim i przyjaciołom, którzy odeszli. Jutro zapalam świeczkę w moim oknie.
Ku pamięci wszystkich w mojej pamięci.
Na halloween nigdy się nie „załapałam”, aczkolwiek rozumiem, że co kraj, to obyczaj. Ale musu nie ma, prawda?
Alicjo – ja też zapalam znicz na balkonie. Nawet gdyby mnie zawieźli na cmentarz, mam 120 m pod górę i jeszcze 100 tam, gdzie trzeba – dla mnie za daleko.. Do Rodziców, Dziadkówi innych krewnych jeszcze dalej. Musi im wystarczyć moja serdeczna pamięć.
Na pewno im wystarcza.
tak, temu miejscu zrobiloby bardzo dobrze, gdyby nemo potrafila czasem powsciagnac jezyk i zachowac swoje „dowcipne” uwagi dla siebie
no, ale status najmadrzejszej w calej wsi zobowiazuje!
Myślę, że Nemo bardzo często gryzie się w język 🙂
Ludzie! Czy my musimy tak po polsku? Narzekactwo i wykluczenie? Toż jeszcze trochę i będą dwie, a może trzy partie.
Stanowczo wolę szklankę z winem w ręce, zagryźć serem (choćby Gospodarza) i opowiedzieć dowcip. Jakbym chciała mieć wokół samych potakiwaczy, to bym się do Akcji Katolickiej zapisała. Ja sobie cenię różnorodność.
Oj, chyba w Akcji jednak nie znalazłabyś Pyro wielu potakiwaczy. Różnorodność lubisz ale jednak potakującą ?
Blog jest dla wszystkich, tych którzy są uczeni, średnio i niedouczeni wcale.
Oj, bo pęknę 😆
I owszem, czas na szklankę wina 🙂
Po co sie zaraz zapisywac. Wystarczy odkurzyc legitymacje.
Oj, bo pekne 🙂
p.s.Ja należę do tych niedouczonych i ignorantów, ale mam to w nosie, moje życie jest moje i żyję, jak uważam. Dobrze mi!
Tosik,
znam Pyrę (osobiście!), ona nie z tych, co to na potakiwaczy czeka. Doświadczenie życiowe, praca i tak dalej, wielokrotnie pisała o tym.
Jej zwisa i powiewa opinia ludzi, pisze o swoim życiu i to jest cenne.
Dla przypomnienia (warto poczytać):
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Pan_Lulek/
Yyc, masz wolne moce przerobowe i lśniące wszystkie kąty, dlatego tak lubisz sprzątać u innych? Nie odpowiadaj. To było retoryczne pytanie.
Żubr pod ser z kozieradką z Radzynia. Dobry, ale do Brzuchowego mu daleko 🙂
Lubię doczytywać.
Lubię doczytywać, gdy łuk wrażeń co raz bardziej napięty, a każdy następny wpis może wybuchnąć jak pudełko z pajacykiem na sprężynie.
A w szkiełku mam „blauer Zweigelt” i wpadam głęboko w krzesło, z ruchomym oparciem.
Pepegor ja nie lubię doczytywać, gdy strach odświeżyć idę spać.
Żubr bez sera żadnego 🙂
YYc, też myślę, że to na nic.
Z „Kodeksu honorowego i reguł pojedynku” Zygmunta A. Pomiana (1899 r.)
” Przy pojedynku na pistolety jest ważną sprawa toaletowa. Jasny ubiór jest w wysokim stopniu niepraktyczny, gdyż stanowi cel wyraźny.
Na placu boju należy odłożyć paltoty i wszelkie zarzutki. Kapelusze nosić wolno. Kołnierz surduta należy nastawić, gdyż biały kołnierzyk koszuli stanowi cel zbyt wyraźny. Z kieszeni należy usunąć zegarek, pugilares, papierośnicę, wszystko, co może kulę wstrzymać w biegu (…)
Za wyjątkowy uważamy (…) pojedynek na noże w ciemnym pokoju”
Asiu, jeszcze 😀
No wlasnie ta roznorodnosc pogladow 🙂
Na kazdym kroku. Od wymiatania juz tu mamy specjalistow 🙂
🙂
„Zdolnym do udzielenia satysfakcyi honorowej jest tylko człowiek nieposzlakowanego honoru, gentleman.
Wobec trudności zdefiniowania kto jest gentlemanem, łatwiej jest podać określenie negatywne: kto nim nie jest:
oszust
lichwiarz
prowokujący bez racyonalnego powodu burdy i awantury, nie płacący mimo możności długów.
człowiek będący na utrzymaniu kobiety nienależącej do ścisłej jego rodziny
(…)
notoryczny oszczerca,
człowiek, który kryjąc się uporczywie pod anonimem, dopuszcza się obrazy
zdradzający tajemnicę kobiety i narażający przez to na szwank jej honor
pojedynkujący się, który na placu boju stchórzył
denuncyant
kto zdradza przyjaciela
obcujący z osobami o notorycznie złej sławie.”
„Przy obrazach zbiorowych obowiązują następujące prawidła:
a) jeśli ktoś obraża całe stowarzyszenie, klub, korporacyę , rodzinę, wówczas ciało deleguje jednego tylko reprezentanta do rozprawy honorowej; w razie zgłoszenia się kilku należy przyjąć wyzwanie tego, który zgłosił się pierwszy lub zarządzić losowanie
b) gdy ciało zbiorowe obrazi jednego, wówczas obrażony wybiera do satysfakcyi tego, który stoi na czele; jeżeli to trudno rozstrzygnąć zarządza się losowanie.
c) obraziwszy kilka osób – daje się satysfakcyę tej, wobec której nastąpiła obraza najcięższa; przy obrazach równych – tej, która została obrażoną pierwsza.”
Dziękuję Asiu. zgadzam się z p.A.Pomianem. Miałam kiedyś Kodeks Boziewicza, ale kończąc pracę w LOK-u podarowałam go płk Domańskiemu. Szalenie bawiło go głośne odczytywanie rad i objaśnień. Był z tej samej rodziny, co Hubal i miał ułańską fantazję, chociaż samochodziarz. Sporo miałam fajnych kolegów.
„Po poczynieniu wszystkich przygotowań, powinni sekundanci baczną zwrócić uwagę, aby walka nie doznała przeszkody z zewnątrz. Tyczy się to szczególnie wyboru miejsca. najwięcej kwalifikują się koszary wojskowe, najmniej romantyczny lasek za miastem. Dużo było już katastrof z powodu, że rannego niepodobna było rychło lub bez wstrząśnień przenieść do miasta.
Porą najodpowiedniejszą jest wczesny ranek, przyczem pojedynkujący się nawet o silnych nerwach powinien położywszy się wcześniej starać się być dobrze wyspanym i rzeźwym.
(…)
Z reguły powinna cała górna część ciała bijących się być obnażoną (…) aby wykluczyć wszelką myśl o posługiwaniu się przedmiotem mogącym osłabić atak przeciwnika.
Pojedynek na pałasze i szpady: w niektórych kołach jest przyjęte, że zapaśnicy zostają w koszulach, których gors może być krochmalony. w biodrach może być koszula sfałdowaną, aby ręki nie ściągać i nie krępować. Noszenie pod koszulą trykotu lub koszulki jegerowskiej jest niedozwolone.
Buciki powinno się nosić mocne , lekkie, o szerokich obcasach.”
Jeżeli ktoś chce przeczytać całość może zajrzeć tutaj: http://www.polona.pl/item/25525/2/
kto się boi niech nie czyta 🙂 : http://www.polona.pl/item/234111/4/
Idę się pobić z poduszką, dobranoc.
Łomatko, że też oni, po spełnieniu tych wszystkich przykazań, mieli jeszcze siły, żeby czymś machnąć albo z czegoś strzelić 😯
Ciekawe jak to było zimą? Czy też pojedynkowali się obnażeni do pasa? 😀
Dobranoc
Cholera jasna! Mrusia wskoczyła jak zwykle na moje brzucho, kiedy czytam książkę na kanapce. Głaskam ją i nagle coś mi nie pasuje, coś na szyi, zgrubienie jakieś.
Wredny kleszcz się przykleił parę dni temu, jak Mrusia bywała na ogródkowych salonach. Jerzor wyciągnął to bydlę, duże było, żywe jeszcze, a Mrusia miała to dobrych parę dni na sobie! No ale po ptokach, znaczy kleszczach. Niech kot siedzi w domu.
Spokojnie, Alicjo. Wyciągamy toto z Aurycji często, mimo kropelek na 🙄 . Koty muszą być wolne 🙂
Trochę trudno Haneczko, bo Mrusia była ponad 5 lat kotem jedynie domowym, to my tak ją rozpuszczamy i boimy się (patrz: Jerzor), żeby jej się coś nie stało, bo nie zna się kocię na okolicznościach przyrody za bardzo, dopiero teraz poznaje.
Ale powoli…
Witam, pobudka.
http://www.youtube.com/watch?v=1jRdPixTTIU
Asiu,
🙂
Alicjo,
Moje futrzaki od lat regularnie łapią kleszcze na ogrodzie, a my regularnie je usuwamy. Nic im sie nie dzieje. Kot nie jest zwierzęciem kanapowym i jak ma ogród do dyspozycji, to nie ma siły by z niego nie skorzystał 😉 .
dzień dobry …
dziś brukselkuje …
http://garnkofilia.blogspot.com/2013/10/brukselka-wszechczasow.html
Dzien dobry,
Pepegor doczytuje wieczorem, ja rankiem.
Asiu, dla Ciebie, ktora lubisz francuska piosenke, za wczorajsze cytaty 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=KQOuuKVXZb8
Elap, ja tez doklejalam ale nieduzo, schlodzilam ciasto jak zalecane.
Alino – dziękuję za piosenkę 🙂
Dzień dobry – jak u Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej: „Jest listopad; czarny, trochę złoty…” Dość pogodnie ale nieprzyjemny, zimny wiatr północno – zachodni. Z jednej strony bloku łeb chce urwać, a nasz mini – park, po zawietrznej, jakby całkiem z innego klimatu. Trawniki jeszcze soczysto zielone, drzewa nagle prawie przezroczyste i brodzi się w grubej warstwie suchych, żółtych liści. Są jednak i drzewa nadal zielone i na modrzewiu igiełki jeszcze gęsto siedzą. Pięknie, tylko chłodno. Niespodziewanie zostałyśmy prawie bez placka dyniowego, a to dlatego, że naśladując dzieci jankesów, przychodziły dzieciaki „straszyć”, a ja nie kupiłam żadnych cukierków – jeszcze nie wszedł mi nowy obyczaj w plan zakupów – więc były częstowane plackiem. W efekcie jest tego naprawdę niewiele i chyba jutro od rana muszę coś upiec, bo jutro się wizyt spodziewam rodzinnych.
Asiu, 😀
dla kociarzy
Z jednym kotem trochę nudno
Przepraszam, pomyłka
„Listopadzie – mój plutonie egzekucyjny”
Może teraz?
Za wyjątkowy uważamy (?) pojedynek na noże w ciemnym pokoju? – ten może ciekawie wyglądać 🙂
Fajny ten Tom Waits.
Kocham listopad
Ja też Nemo. W listopadzie między innymi herbatę, nawet jeśli nie zawiera pary z kozackiego buta.
Wybacz, ale rzucę się na Ciebie za chwilę, po paru łykach. Pepegor będzie miał co czytać 🙂
Placku, 😉
ale proszę, nie stresuj mnie za długo oczekiwaniem, ostatnio mam jakieś skoki ciśnienia 🙄 😉
Pogoda lekko mglista, szarawo, wypiłam herbatę imbirowo-cytrynową, pora zabierać się za gotowanie obiadu. Dziś kapusta włoska, podobnie jak ta brukselka z jolinkowego linka, tyle że z orzeszkami piniowymi.
Znalezc ser jadalny nad wisla, nie skrobie tutaj o produktach importowanych, lecz tam wyprodukowanych to bardzo smutny temat. Albo jest to cos o konsystencji leguminy w trojkatnej formie albo pokrojony, przypominajacy pozolkle sciery, ktorymi w razie koniecznosci zatkac mozna dziury w systemie wodnokanalizacyjnym. Jedno i drugie smakuje niczym produkt uboczny przemyslu plastikowego z domieszka przyprawy o smaku ser. Niekiedy wystarczyc musi jedynie sama nazwa.
Ale nie jest to zaden powod do wstydu, w koncu znaczna czesc afrykanskich krajow wytwarza podobne uszczelniacze.
Dlaczego smutny? Ja nie znam smaku pożółkłych ścier i ubikacyjnych uszczelek, ale cieszy mnie, że ktoś dokonał tych badań za mnie.
Z życia wyższych sfer
Brakuje tylko białego wina w kaczkach 😉
Będąc ostatnim razem w Polsce natrafiłam na słynny ser Bursztyn. Z ciekawości nabyłam spory kawałek i teraz podaję gościom do spróbowania nie mówiąc (przed spróbowaniem), skąd ten ser. Wszystkim smakuje, najlepiej cieniutko pokrojony. Typują holenderski, angielski, na pewno nie szwajcarski… 😉
Manchego
1 listopada o godz. 11:20
A tu żeś Kolego (Koleżanko) palnął (palnęłaś), jak „łysy o beton”.
Dobrych polskich serów jest całkiem sporo. Przyznaję, nie znajdziesz ich w pierwszym, lepszym sklepie, chociaż i z „Biedronki” wyjdziesz z kawałkiem „Starego Olendra”.
Bardziej smuci mnie to, ze większość tych naprawdę dobrych serów sprzedawana jest w cenie wyrobów francuskich, czy holenderskich.
Listopad https://www.youtube.com/watch?v=5aIizDp4Zj4
12:04, suplement:
http://serypolskie.pl/index.php
„Będąc ostatnim razem w Polsce natrafiłam na słynny ser Bursztyn…”
Nie przepadam za Nemo, ale z powyższą opinią trudno się nie zgodzić.
Bursztyn, Rubin (też biezły) – do kupienia w każdej „sieciówce. cena: 35-45 PLN/kg
Jakoś bez problemu znajduje jadalne sery nad Wisłą,ale gusta są różne i jak wiadomo o nich się nie dyskutuje 🙂 Osobisty Wędkarz wychowany na 365 rodzajów sera z nad Loary,też często chwali produkty naszych mleczarni,ale może chłop z niego mało wymagający ?
Wypróbowałam właśnie ceramiczny wałek od Magdy.Zrobiłam paszteciki z farszem
z króliczego pasztetu z dodatkiem musu jabłeczno-winogronowego.Paszteci są z francuskiego ciasta,którym zostałam obdarowana razem z wałkiem.
Magdo dzięki,walek rewelacja !
Ciekawy artykuł przy dzisiejszym Święcie…
http://wyborcza.pl/1,75476,14873153,Jakie_to_szczescie__ze_umieramy.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#Cuk
Mnie smakują polskie sery, myślę, że dużo do powiedzenia w temacie miałby Brzucho, szkoda, że tak rzadko do „bandy” zagląda.
Lubię oscypki prawdziwe, a nawet te „podrabiane” z krowiego mleka też są niezłe. Bursztyn, Radamer, Edamski, Rokpol (lubię ostre sery pleśniowe) – to są wszystko znakomite sery pod moje kubki smakowe 🙂
Poza tym lubię też własny ser smażony, zrobiony ze zgliwiałego twarogu (jest w /Przepisach i w /Fotoprzepisach), rzadko robię, bo zazwyczaj kupuję pół kg.twarogu w polskim sklepie (tak jest pakowany) i zanim co zdążę zjeść, uwielbiam twaróg! W polskim sklepie jest znakomity twaróg, nie dodają do niego żadnych utrwalaczy.
Najmniej lubię serki topione – przejadły mi się za młodu. Najbardziej mi smakował serek topiony z grzybami.
U mnie ciepło (+16C z rana!), ale za to bardzo wietrznie i po południu ma się niestety, ochłodzić.
U mnie było całą noc 20°C teraz 16°.
Uff wróciłam z rundy po 3 cmentarzach: Bródno, Powązki i Ewangelicki, razem 10 grobów. Nóżki mi odpadają. Pogoda była piękna, słoneczna i ciepła. Ludzi dużo, ale bez żadnego ścisku, jak to czasem bywa. Na Bródnie króluje pańska skórka, która pojawiła się w różnych smakach 🙂 , na Powązkach wrzuciłam do skarbonki, robię to z sentymentu co roku. Mój Dziadek przez lata współpracował z Jerzym Waldorffem i nadzorował renowację.
Dzien dobry,
Lazur – ser nad sery :).
Dziekuje wam wszystkim za szybki feedback. Teraz bede wiedzial 🙂 🙂 🙂 🙂 jakie nazwy na etykietkach widniec powinny.
A w jakich magazynach szukac tych wspanialosci?
Yyyc pozdrowienia szczegolne. My dwoje jedynie jestesmy tutaj swieci 🙂 🙂 🙂
Nareszcie zalecialo serami. W podkaliskich Skalmierzycach robi sie jeden z najlepszych plesniowych serow polskich i to od lat wieludziesieciu a sery od prawie stu wiec i tradycja jest. Za to w pobliskim Szczypiornie jency grali w szczypiorniaka 🙂
http://www.ok24.tv/aktualnosci/gospodarka-news/4639-lazur-zdobywa-3-miejsce-w-bawarii
Manchego,
wy dwoje? OK, wszystko jasne 😉
Gdybyś zobaczyła Bursztyn w jakimś Intermarche, to zażycz sobie plasterek na próbę, a potem zdecydujesz. Tam mają ten ser w całych gomółkach. W „Żabce” widziałam pakowany na tackach.
Manchego-dzisiaj Dzień Wszystkich Świętych zatem wszystko wskazuje na to,
że wzniesiemy toast i za Ciebie i za yyc oraz oczywiście za wszystkich Pozostałych
Świętych…..
Grób moich rodziców jest na cmentarzu,który znajduje się o rzut kamieniem z naszego domu.Zgodnie z naszą starą,rodzinną tradycją znicze na tym grobie zapalamy 1 listopada,ale dopiero późnym wieczorem,kiedy ruch na cmentarzach już prawie żaden i można w ciszy i spokoju pomyśleć chwilę o naszych zmarłych.
A widok setek zniczy późnym wieczorem,szczególnie w tak piękny(bo nie deszczowy ani śnieżny) dzień jak dzisiaj jest naprawdę niezapomniany.
Małgosiu 🙂 zatem toast za Twojego Dziadka też przewidziany.
A tu jedna z opowieści Waldorffa:
http://www.youtube.com/watch?v=Lu9zcFNvbAA
I jezyk Ci sie Danusiu nie poplatal, cud 🙂
Ale nie pij za duzo, szkodzi 🙂
Halloween
::::::::::::::::::::::::
FUNERAL BLUES, mojego ulubionego poety WH AUDENA
http://allpoetry.com/poem/8493081-Funeral-Blues-by-W_H_Auden
i ilustracja muz. http://www.youtube.com/watch?v=ocVV6pN-8Js
Nick CAVE, Your Funeral My Trial
PS nie obchodze Zaduszek
Na sery ze Spomleku (producenta Bursztynu) można trafić nawet w Biedronce. Rubin czy Szafir też są dobre.
Danusiu – dziękuję za Walldorfa, serdecznie uśmiecham się do tej mieszaniny wielkiej kultury, megalomanii i poczucia misji obywatelskiej. Bardzo lubiana to była przeze mnie postać ( i szatańsko trudny w kontaktach zawodowych człowiek, brrrr).
I znowu byliśmy tam o rok za wcześnie 🙄
Za to dało się wejść, choć nielegalnie, na samą krawędź tego krateru.
Pyro,
jak Ci się to podoba? Taka dysząca czeluść?
Spokojny (chwilowo?) krater
yyc-dzięki,że dbasz o moje zdrowie 🙂
Obiecuję,że nie będę piła za dużo i postaram się prowadzić porządne oraz godziwe życie,ale tak,czy inaczej świętą raczej nie zostanę 🙁
Danusiu – pozwól, że ci potowarzyszę w tym zbożnym życiu.
Nemo – w domu jest podobny reportaż, tylko bez czeluści. A podobno pani się obudziła i ziewa?
Danusiu, ja też bardzo lubię wieczorne wizyty na cmentarzach, te miliony światełek, łuna widziana z dala. Szczególne wrażenie robi na mnie kameralny, cichy i dość mało uczęszczany Cmentarz Ewangelicki.
Ja sobie pospacerowałam po cmentarzach za pośrednictwem gazety internetowej.
Święto Zmarłych dla mnie jest wtedy, kiedy jestem w Polsce i odwiedzam przynajmniej kilka cmentarzy. Dzisiaj mogę tylko zapalić świeczkę z daleka.
Z odwiedzanych cmentarzy w Polsce najbardziej podoba mi się zakopiański Na Pęksowym Brzyzku i warszawskie Stare Powązki oraz Powązki Wojskowe, gdzie wrażenie robią surowe, drewniane krzyże brzozowe w kwaterze Powstańców ’44.
Z innych – duże wrażenie robi też zabytkowy cmentarz Montmartre w Paryżu. Mieszkałyśmy z Krysią dosłownie tuż obok, więc poszłyśmy tam z ciekawosci i zwiedzanie zajęło nam prawie cały dzień, a na dodatek zgubiłyśmy się 🙄
Bram wejściowych jest sporo, ale większość z nich zamknięta, a na „drogowskazach” nie było napisane, czy otwarta, czy zamknięta.
W końcu jakaś dobra dusza nam wskazała właściwą bramę – ludzi było bardzo niewiele, tych żywych.
Czytając o kwestach na Powązkach i innych polskich cmentarzach w dzisiejszym dniu (i co roku) pomyślałam sobie o cmentarzu na Montmartre. Tam też jest co ratować, grobowce niszczeją, sporo wygląda na zaniedbane zupełnie.
Ale na temat tradycji francuskiej w tym względzie to chyba Danuśka może opowiedzieć (o ile nie kłamie, że jest trzewa!).
🙄 – trzeźwa, oczywiście!
Trzy fotki z cmentarza na Montmartre:
https://plus.google.com/photos/115054190595906771868/albums/5770140601095568273/5770140601474340018?banner=pwa&pid=5770140601474340018&oid=115054190595906771868
Nowym odkryciem w postaci radamer i edamsk ochoczo 🙂 pochwalilem sie w najblizszym otoczeniu. Co uslyszalem, przekazuje:
Brrr, zawieraja tyle laktosy, ze bedziesz dalej sral niz widzial 🙄
Pozostale typu amber, lazur i tego podobne, podobno sa bardziej strawne, ale to moze jedynie Nemo potwierdzic
Danusko, feedbackuje herbata z sandornowym wsadem 🙂 🙂 🙂
😯
Mnie jakoś te sery nie szkodziły 🙄
Sery się robi z mleka, prawda? Ja jakoś nie mam sensacji żołądkowych po żadnym serze, a sery twarogowe, które mają tej laktozy trochę, zjadam pół kg. w jeden-dwa dni tygodniowo.
Żołądek mam pancerny czy co?
http://cojesc.net/o-serze-slow-kilka/
W podanym przeze mnie sznureczku jest tabela o wartościach odżywczych serów i między innymi ta laktoza.
Niektórzy laktozy nie tolerują, wiadomo 🙄
To też jest ciekawe. Nie pamietam już, który cmentarz bodaj w jednym z krajów bałkańskich prezentowała nam tutaj nasza blogowa koleżanka Ewa, włócząca się często-gęsto z W. po Europie 😉
http://podroze.gazeta.pl/podroze/56,114158,10538626,Wesoly_Cmentarz__cmentarz_dla_kibicow___10_najbardziej.html
Di – Cala przyjemnosc po mojej stronie 🙂
Na Wyspach Samoa chowaja ludzi przed domem, z boku… no gdzies w obejsciu. Groby ladne z koralowca. Wieczorami sobie na nich odpoczywaja jak noce chlodne bo groby zachowuja cieplo jakis czas. Popijajac miejscowe piwo, zajadajac palusami rozlozeni na grobach przodkowow opowiadaja sobie jak minal dzien.
Na pogrzebie panie snieznobiale w wielkich rownie snienobialych kapeluszach z duzym rondem wygladaja jak panie podziwiajace zawody polo a nie siedzace przed trumna. Dookola palmy. Przy akompaniamencie gitar saczy sie spiew. Taki spokojny typowo tropikalny dzien w opustoszalym miescie. Wyspowo. Zapach kopry unosi sie razem z dymem miedzy palmami. Egzotycznie. Ciekawe jak u nich wyglada pierwszy listopada, jesli go maja.
Na wszytko z gory spoglada Robert Louis Stevenson a na grobie ma co sam sobie napisal:
„Pod rozgwiezdzonym niebem, zlozcie mnie w grobie
szczesliwie zylem, pokornie umieram…”
Under the wide and starry sky,
Dig the grave and let me lie.
Glad did I live and gladly die,
And I laid me down with a will.
This be the verse you grave for me:
Here he lies where he longed to be;
Home is the sailor, home from sea,
And the hunter home from the hill.
To piwo sie zwie Vailima.
Vailima to byla willa Roberta Louisa Stevensona, teraz odbudowana po huraganie zamieniona w muzeum pisarza.
I ten zapach kopry…… slodko-cieplo-przypalony. Ta mgielka z ognisk i te swieze ryby na piasku. Umu uz dochodzi do siebie i bedzie fiesta nad fiestami. Prosiak, owoce drzewa chlebowego, taro i rozne roznosci z pszepysznym palusami (taki rodziaj pudingu – z braku lepszego okreslenia-z kokosa owiniety w liscie) owiniete w liscie bananowca zaraz wyjda z pieca. I kava ochydna, ale co robic jak pic odmowic sie nie da. Gospodarze tacy goscinni. Pol wioski sie zebralo.
Wszystko sie po-owijalo w te liscie. No ale wlasciwie tak to bylo 🙂 Prosiak w lisciach, taro w lisciach, owoce drzewa chlebowego w lisciach. Na lisciach podane i liscmi wachlowane. Czas konczyc dzien pracy i do domu sie udac 🙂 Liscie wygrabic w zagajniku. Zlapalem pare ptakow w tym roku, ale w koncu nie oswajajlem bo mi sie zal ich robilo zanim do mnie przywykly 🙂 Barzant przylecial i polecial. Sarny nowe zwlaszcza jedna z mlodymi niemal z reki jada. Lisek chytrusek sie kreci i wiewiory tez. Kroliki mlode wszystkie wyjedzone (koty, lis, kojoty). Mielismy pod schodami pare i co jakis czas trzask prask i cos miga spod stop jak z procy. Omal, ze nie spadlem piewrwszy raz jak myknal jeden niemal spod buta 🙂
bazant to nie szczygiel ale tez spiewal 🙂
zamiast Zaduszek – Halloween
____________________
hit Nicka Cave´a , „Your Funeral My Trial”
http://www.youtube.com/watch?v=ocVV6pN-8Js
Alicjo-tradycja odwiedzania grobów jest podobna we Francji i w Polsce.
A tu najsławniejszy paryski cmentarz i grobowiec Chopina:
http://www.chopin.info.pl/show.php?DOC=cmentarz_lachaise_m010
Jutro rannym świtem wyjeżdżam na tydzień do ciepłych krajów.
Pa,Kochani !
Pa 🙂
http://youtu.be/MpLds8GyhgE
Ciepłe kraje…już zaczynam tęsknić za.
U nas dalej zawierucha wietrzna, temperatura chyba spada, dokładnie nie wiem ile tych C poszło w dół, bo mi zdmuchnęło termometr zewnętrzny 🙄
Chłe chłe chłe…Jerzor przyjechał z pracy (na rowerze), miał pod wiatr, to mu trochę zabrało 😉
Zapaliliśmy świeczki za naszych bliskich. Ich groby daleko. Najdalej, bo nie wiadomo dokładnie gdzie, Dziadka. Żołnierz AK zamęczony przez nazistów w Gross Rosen a może w Matthausen. Matka bliżej, bo w Krakowie. Zabrana razem z Ojcem. Przeżyla Ravensbruck. Mój Ojciec, oficer II Brygady Karpackiej walczył pod Tobrukiem, Monte Cassino. Wrócił i odsiedział dwa lata u komunistów, bo walczył po „niewłaściwej stronie”. I za Młodszego o 17 lat Brata, który zmarł na raka płuc, na własne żądanie. Palił papierosy do końca/
Wybacznie mi…
Danuśka, ciepłego oddalania i ciepłego powrotu, Słoneczko Ty Nasze 😀
Danuśka, przemyć trochę słońca i ciepła, żeby nam jeszcze na listopad starczyło.
Córasek pyta o przepis na pierniczki, grube jak katarzynki.
Mam tylko na cienkie, bardzo dobre, Żony Sąsiada. Pomożecie?
Haneczko, podaję. Ja ich nigdy nie robiłam, ale wszystko inne z tego blogu wychodzi doskonale, więc one tez powinny. Polecam z tzw. czystym sumieniem 🙂
http://www.mojewypieki.com/przepis/pierniczki-jak-alpejskie—-
A tu inne pierniczki z ego samego miejsca, bo może o inne chodzi.
http://www.mojewypieki.com/kategoria/pierniczki
Haneczko – jutro nastukam.
Teraz opowiem o swojej bohaterskiej walce z kaczką. Upiekłam kaczkę, zlałam 3/4 litra tłuszczu i okazało się, że skóra – cudownie rumiana i warstwa pod nią, to nic, tylko znowu tłuszcz. Ol licho, czasem można. Tak, tak tylko pokroić kaczki nie byłam w stanie; kościec pancerny. _Pyra i nożyce do drobiu były bezradne. W rezultacie odcinałam krótkimi cięciami mięso od kości, a tuszkę rozrywałam rękami. Nie powiem żeby rezultat był estetycznym majstersztykiem. Mięso mięciutkie i smaczne. To była ostatnia cała kaczka jaką piekłam w życiu. Narobiłam się, jak Pstrowski na przodku. W przyszłości albo kwaka luzowana, albo części – nogi i filety. Nie mam siły na rozrywanie blach pancernych. Finis.
Duże M, przekazałam, dziękuję 🙂
Jejku, Haneczko ślepa jestem i nie zauważyłam, że w tym drugim linku jest przepis na katarzynki więc zgodnie z zamówieniem a i polewa do nich jest 🙂
Duże M, ja głuchnę, to się uzupelniamy 😀
Haneczko, cieszę się, że mogłam pomóc 🙂
Nie doczytam, bo dopiero niedawno wróciłem, a czytając wzmiankę Nemo o kapuście włoskiej to pytam wprost: Jak robisz Twoją?
Masz (macie) może pojęcie co to mogło być?
Ze dwadzieścia lat temu kupiłem we Francji, w takim sklepie z wyrobami, ongi zwanymi garmanżeryjnymi, wyrób na podstawie włoskiej kapusty. Na wystawie była to półkula z liści tejże kapusty, a rozkrojona ukazywała wnętrze różnorakie, składające się głównie chyba ze zmielonej tejże, a jednak były jeszcze składniki wypełniacze i składniki nadające charakter, które zapamiętałem, tj np, mielone mięso, aczkolwiek w niewielkiej ilości. Konsystencja tego była taka, że całość naturalnie, włączniez liśćmi-deko były ugotowane i nadające się do natychmiastowego zużycia. Tak też zrobiliśmy, nie mając na placu campingowym innych możliwości.
Smaku nie mogę zapomnieć i próbowałem kiedyś podrobić. Nie, to nie było to, aczkolweiek próbowałem przyprawić tak „śródziemnomorsko” jak potrafiłem. Przede wszystkim chętnie bym się dowiedział, jakimi środkami ta masa miała taką stabilność, że była w sklepie na tablecie, że można ją było kroić jak tort.
Chciałbym coś poeksperymentować w tym kierunku.
Wracam do wczytu
Ciekawa jestem, jak kaczka dziwaczka wyszłaby w foliowym worku.
Teresa Pomorska była zachwycona rumianym indykiem pieczonym w takimż worku, miała sobie zrobić zapas tych worków, ale zapomniałyśmy. Nic to, kupię i wyślę, to są worki różnych rozmiarów, na indory są największe.
Najlepsza rzecz – nie trzeba się martwić polewaniem wytapiajacym się tłuszczem, mięso jest soczyste i przypieczone 😎
Pepegorze – może to było to?: http://www.kuchniaplus.pl/przepisy/przepisy-kulinarne-kuchni-plus/kapusta-faszerowana_8015.html
Zapaliliśmy świeczki za naszych bliskich. Ich groby daleko. Najdalej, bo nie wiadomo dokładnie gdzie, Dziadka. Żołnierz AK zamęczony przez nazistów w Gross Rosen a może w Matthausen. Matka bliżej, bo w Krakowie. Zabrana razem z Ojcem. Przeżyla Ravensbruck. Mój Ojciec, oficer II Brygady Karpackiej walczył pod Tobrukiem, Monte Ca s sino. Wrócił i odsiedział dwa lata u komunistów, bo walczył po ?niewłaściwej stronie?. .
Również za Rodziców Ewy. Ojciec po kilku latach spędzonych w kieleckich lasach też swoje odsiedział w PRLu.
Wybaczcie mi.
Dobranoc
Cichal,
Co tu wybaczac przyjacielu?
Zadzwoncie.
Alicjo,
To był wesoły cmentarz w rumuńskiej Sapancie:
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/RumuniaSapanta#slideshow/5527984766341644770
Cichalu,
Zaglądaj tu częściej 🙂
dzień dobry …
nie jadłam ale tu paru fanów jest …
http://cobylonaobiad.blox.pl/2013/10/Carpaccio-z-topinambura.html
Dzień dobry.
Chyba wszyscy mamy bliskich pochowanych nie wiadomo gdzie, a może bez grobu? Mój teść dobity łopatą przez kapo (nb Serb) w Gusen II, mój stryj w niemieckim mundurze – ostatni list z kotła wiedeńskiego; nie istniejący ni na wykazach jeńców, ani poległych, kamień w wodę. Był artylerzystą, więc może trafienie bezpośrednie, a wtedy chować nie ma czego? Mój Ojciec najpierw siedział w II RP w Rawiczu za próbę przedarcia się do Hiszpanii (złapany w Hamburgu i deportowany do kraju), potem kc Żabikowo pod Hitlerem, a potem jeszcze 3 tygodnie na UB. Trochę jak ten Żyd ze starej anegdoty, który na widok umundurowanych spuszczał portki i tyłek wystawiał, a na pytanie co to za demonstracja, odpowiadał fatalistycznie „Bili białi, bili czerwoni, bijcie i wy”.
Pepegorze,
kapustę włoską robię w różnych wersjach.
Najprostsza, jeśli ma być dodatkiem do dania mięsnego, to poszatkowana i duszona na sporej ilości masła (im więcej wchłonie, tym lepsza), na koniec lekko posolić, dodać szczyptę cukru, świeżo mielony pieprz. W czasie duszenia mieszać, nie dodawać wody, uważać, aby się nie przypaliła (na małym ogniu ca 15 minut).
Druga wersja, to kapusta włoska z boczkiem i orzeszkami piniowymi
10 cienkich plastrów pancetty lub bekonu
1 spora główka kapusty włoskiej, poćwiartować, usunąć głąb, poszatkować
oliwa
1 ząbek czosnku
1 garść listków tymianku
2 garści orzeszków piniowych zrumienionych na suchej patelni
ew. Parmezan, Mozzarella
makaron farfalle
Pancettę lub bekon pokroić na mniejsze paseczki, lekko zrumienić na oliwie, dodać drobno posiekany ząbek czosnku i garść świeżych listków tymianku, dusić do zeszklenia czosnku, dodać kapustę i dusić pod przykryciem potrząsając zawartością od czasu do czasu. Można też ostrożnie mieszać.
W tym czasie ugotować makaron.
Gdy kapusta jest miękka, przyprawić do smaku solą i pieprzem, dodać odcedzony makaron, tarty parmezan i pokrojoną w kostkę mozzarellę plus kilka łyżek wody z gotowania makaronu, na koniec dodać chlust dobrej oliwy i przyprażone orzeszki, wymieszać, podawać natychmiast.
W wersji wegetariańskiej zamiast boczku używam samej oliwy lub masła.
Po nocnym i porannym deszczu znowu wyjrzało słoneczko. Jutro kolejny zimny front ze śniegiem do 1500 m. Po obiedzie pojedziemy więc zobaczyć, jak się mają jagody na wysokości 1700 m.
Na obiad ziemniaki w mundurkach, śledzik.
Rano pogoda sprzyjała zakupom. Osobisty tak był sfrustrowany niemożnością pracy w ogrodzie, że dał się nakłonić do wizyty w stoisku z winem, tym z degustacją. Degustować można było dopiero od 10:00, ale to nam nie przeszkodziło w nabyciu paru skrzyneczek „na zimę” 😉
Piwnica wzbogaciła się o Chateau Bonnet, Gruener Veltliner, Carmenere i sardyńskie Cannonau. Do tego alzacki Gewuerztraminer i kolejna butelka Sauterne.
Hiszpańska rioja Glorioso reserva 2007, którą nabyłam wczoraj do spróbowania przez Osobistego (preferuje czerwone) nie przypadła mu do gustu. Powiedział, że smakuje jak kompozycja osobnych składników (farba, alkohol, aromaty) 🙄 Nie kupiliśmy dalszych.
Upiekłam placek dyniowy – trzeci w ciągu 10 dni. Na koniec przyszłego tygodnia upiekę jeszcze jeden, bo Ryb przyjedzie na groby. W tym roku nie upiekę znakiem tego rogalików – kupię rogale marcińskie, gotowce. To wszystko wina/zasługa Barbary i jej placka!
Ewa,
to jednak dobrze mi się kojarzyło 🙂
Dzięki za sznureczek, Ty masz zdjęć a zdjęć z tego miejsca.
U mnie pochmurno i zdaje się, że znacznie chłodniej niż wczoraj.
Listopad 🙄
Po wczorajszej wichurze mało który liść ostał się na drzewie.
Czas zmieniamy dopiero jutro.
Na śniadanie kromucha żytniego chleba z doskonałym baleronem z Baltic Deli i szklaneczka Cono Sur (chilijskie), herbata była nieco wcześniej.
Pyro, cieszę się, że zasmakowałaś w placku dyniowym 🙂 U mnie też niezmiennie cieszy się powodzeniem, również gdy zamiast dyni przemycam marchew. Dynię ostatnio często piekę pokrojoną w cząstki i podaję jako jarzynkę, często wyjadając w trakcie zdejmowania z blachy, przepadam 🙂 Planuję zamrozić podobnie jak Nemo, do tej pory mroziłam surową dynię pokrojoną w kostkę, też bardzo dobry sposób.
Dzisiaj zamykaliśmy letni domek, psy wyhasały się po łące, niestety, kleszcze nie odpuszczają, co za paskudy!
W tym tygodniu też upiekę plastry dyni na jarzynkę, po raz pierwszy w życiu. Demoralizujecie mnie! Pada deszcz i od godziny jest ciemna noc, taka choć oko wykol. Ja dlatego nie lubię późnej jesieni, że dzień jest za krótki.
I dlatego, na pocieszenie i na przeczekanie należy sobie coś upiec, np. taką dynię 🙂
Przepraszałem i dalej przepraszam, bo zamiast radośnie pohukiwać o owsiance i twarożkach dałem się ponieść sentymentom. Post był zdublowany, bo, jak ten głupi zawierzyłem inteligencji Łotra w słowie Ca s s ino.
Cichalu – radośnie popiskiwać można tylko od czasu do czasu, Czloweczenstwo jest wielowymiarowe i każda z jego odsłon jest równie ważna, cenna i jedyna. Na szczęście, bo sam pomysł, jak by to było paskudnie spotkać własnego klona… Włos się jeży.
My tu swoje, a…
Dziękuję Nemo, dziękuję Asiu za wskazówki do kapusty włoskiej. To o czym pisałem, to raczej taka „faszerowana”, ale nie w takiej perfekcji, tej wielowarstwowości, a raczej tylko półkula obłożona liśćmi. Powtórzę, jedliśmy to wtedy na zimno i bylo stalej konsystencji. Jako nie mogę tego zapomnieć. Akurat wrzuciłem główkę do wrzątku.
Nemo, pierwszy Twój przepis znam z maminej kuchni.
Podawana była jako alternatywa do innych form kapusty, jakie wtedy wchodziły w rachubę, drugi natomiast też mogę sobie wyobrazić, bo i w moich formach zasmażanej kapusty, nieraz używam wędzonego boczku. Niewiarygodna wprost wydaje mi się jednak ilość tymianku (garść swieżego!). Używam od „zawsze”, ale w „ilościach”, bo zaliczam do tych ziół które „przedobrzone” mogą „wyjść bokiem”. Inna sprawa – garść. Toż to co miewałem przed domem, to maleńkości były, a na garść to wyjdzie cała doniczka ze sklepu!?
My tu swoje, a rodzina moja co raz bardziej mamoniowata.
Jak sławny ten inżynier, lubią moi co raz bardziej to co już znają. Żeby więc ich ściągnąć raz do nas na niedzielę wybieram samograje: rolady śląskie, do klusek śląskich i modrej kapusty (ale od „Kühne”!).
Cóż, mniej roboty.
Jak wyszła moja autorska, włoska, postaram się nadać w odpowiednim czasie.
Pepe – coś mi chodzi po głowie: kiedyś, w programie Makłowicza, kucharz francuski uczył robić potrawę „pasztet z kapusty”. Nie słuchałam uważnie, bo jakoś nie kojarzę kapusty z pasztetem. To była kuchnia znad Loary chyba. Jak masz możliwość, zajrzyj do archiwum programów Makłowicza.
Pepegorze,
nie wiem, jakie duże są Twoje garści, moja odpowiada pojemności mniej więcej dwóch łyżek tych listków luzem 😉 To tyle, co dobra szczypta suszonego tymianku. Przypominam, że to były proporcje na sporą główkę kapusty. Poza tym sam możesz decydować, ile tego tymianku i czy w ogóle…
Tymianek sprzyja strawności kapusty z boczkiem i dodaje smaku, a gusta są różnorodne.
Nocą ciemną i zimną zakończyliśmy tegoroczny sezon jagodowy.
Rzutem na taśmę, bo już sporo owoców opadło z krzaczków, niektóre podeschły, inne rozmazują się w palcach… Ostatecznie wyszło prawie dwa litry czarnych i niecały litr czerwonych.
Po zapadnięciu zmroku siedliśmy sobie na ławeczce przed szałasem z widokiem na ośnieżone czterotysięczniki, wyciągnęliśmy termos z gorącą herbatą i pudełko z plackiem jagodowym i tak sobie patrzeliśmy na światełka w górach, słuchaliśmy szumu wiatru w świerkach i rozmyślaliśmy o nadchodzącej zimie.
– Byle do marca – rzekł nagle Osobisty.
Kiedy zjeżdżaliśmy, termometr wskazywał +5…
Asia ma rację, to o czym pisze Pepegor to kapusta faszerowana, a że bardziej lub mniej perfekcyjna to pewnie kwestia kucharza i modyfikacji przepisu.
Z pamiętnika dziwki i żebraka – puby i piwa tętnią życiem do nocy
trochę śmieszne .. trochę niebezpieczne … dwa dziki latają po pasach lotniska w Warszawie … pracownicy próbują je złapać a lotnisko zamknięte …
Placku – „Zaklęte rewiry” tylko bardziej przaśne? Cóż pospolitujemy się w każdym zawodzie. 20 lat temu nikomu nie p[rzyszłoby do głowy, że lekarka w szpitalu może straszyć dziecko „Jak się za ciebie zabiorę, to dopiero będzie bolało”, albo sędzia fałszujący dowody. Coś się ze społeczeństwem stało niedobrego. Chamy – pany!
Przeczytałam sznureczek od Placka (tylko sznureczek na razie) i zaraz pod tym od Jolinka wpis, i wyszło mi, że „dwa dziwki latają po pasach lotniska w Warszawie…” 😉
„Bierę” się za artykuł, podrzucony przez Placka.
Strach bywać w polskich lokalach 😯 Jeszcze się księżniczki poobrażają i nabawią przeze mnie żylaków 🙄
Unikam jak tylko się da.
Przyjaciółka zza gór wróciła z kilkudniowej wycieczki do Wiednia. Zarówno ona, jak i jej dwie francuskojęzyczne koleżanki są pod wielkim wrażeniem arogancji i wyniosłości wszelkiej wiedeńskiej obsługi – od kelnerów przez personel hotelowy do kasjerek w operze.
Po austriackim jedzeniu robi sobie kurację winogronową, a potem odtruwanie wątroby – oliwą i cytrynami 😉
W podróży najbardziej jej się podobał wagon-lounge w nocnym pociągu Wiedeń-Zurych. Wpuszczano tylko pasażerów I klasy i tych z wagonów sypialnych. Do dyspozycji różne trunki i drobne przekąski. Spała po tym znakomicie 😉
5 lat w zawodzie kelnerki to dużo, ale musu nie ma, będąc studentką można robić inne rzeczy, sprzątać biura, myć okna i tak dalej.
Naużalała się panienka na społeczeństwo, ale społeczeństwo jest jakie jest. Na podobne zachowania są narażone Bogu ducha winne ekspedientki i inni pracujący w usługach.
Czytałam ten artykuł wcześniej i też mi się skojarzyło z „Zaklętymi rewirami”.
Pytanie „a co pan/pani poleca” jest całkiem na miejscu na całym świecie, nie wiem, dlaczego autorka tak się na to oburza. Ja prawie zawsze pytam, ale nie na zasadzie „czy to jest świeże?”.
Zawsze zostawiam(y) napiwek, a Jerzoru raz się zdarzyło (we Wrocławiu) że zostawił napiwek większy od rachunku 🙂
To były dwa piwa, jakieś sałaty i drobne przegryzki. Nie mieliśmy drobniejszych, a napiwki wolimy dawać monetarnie, nie „karciarnie”.
p.s.
W polskich knajpach bywałam często, zwłaszcza ostatniego lata. Nie narzekam, raz tylko podano mi wino „wczorajsze”, o czym wspominałam, ale nie robiłam z tego grandy na cały lokal, tylko spokojnie do kelnerki, że wczorajsze. Być może nie pija wina, to nie zna różnicy 😉
Kwestia nastawienia. Idę do knajpy, żeby coś zjeść i nie zakładam z góry, że mnie chcą otruć, okraść i nie wiadomo co jeszcze. Uśmiech rozbraja. Dziewczyna w jednym ma rację, co sama zaobserwowałam kilka razy we wrocławskich restauracjach (centrum) – przychodzą biznesmeni na południowy posiłek i dla nich ona jest nikim, mają mieć natychmiast podane, fochy i muchy w nosie, pretensje. Jednym słowem – panowie to my!
Kelnerka jest tylko pośrednikiem między klientem a kuchnią.
Najhojniejszym napiwkiem błysnęła Młodsza w czasie I Zjazdu po kolacji w Rakoniewicach – po prostu zostawiła tam wszystkie pozostałe ze zjazdu pieniądze. Na moje oko napiwek z lekka przekroczył 27%. Dobrze, że zostawiliśmy pewną kwotę w domku, bo następnego dnia trzeba by dopłacać było do biletów w Rogalinie.
” 20 lat temu nikomu nie p[rzyszłoby do głowy, że lekarka w szpitalu może straszyć dziecko”?
Ejze, Pyro, nie jest to moje doswiadczenie. Chamstwo w szpitalach za PRLu zdarzalo sie gorsze niz w urzedzie meldunkpowym.
MOja Stara przywiozlo kiedys pogotowie z ostrym atakiem blednika, kiedy nie mogla utrzymac sie w pionie. Lekarka dyzurna spojrzala i warknela aby usiadla na wysokim taborecie. Gdy Stara wyjeczala, ze nie jest w stanie podskoczyc na taboret, zostala obrugana od gory do dolu. Wreszcie udalo jej sie wdrapac, ale natychgmiast spadla razem z taboretem rozbijajac sobie glowe. . Lekarka na nia spojrzala i zawolala salowa aby Stara pozbierala z podlogi i wytarla krew.. Inny lekarz ochrzanil ja za to, ze sie porzygala z tych zawrotow glowy.
Nazajutrz Stara zlozyla skarge. Lekarka przestala sie do nie odzwywac, zas wszystkie pielegniarki na oddziale na wyscigi radzily aby lekarce poslac przez kogos duzy bukiet kwaitow, jesli Stara chce byc leczona. Ten oddzial na Kasprzaka w Warszawie zapamietala na reszte zycia, gdyz pierwszy raz byla w szpitalu jako anonimowa pacjentka, a nie corka znanego w miescie uczonego.. To jej otworzylo oczy. Inni pacjenci nie byli traktowani lepiej. Wszyscy sie personelu bali i plaszcztyli sie przed nim. Pierwszy mily i uprzejmy lekarz jakiego tam spotkala, to byl slynny prof. Alapin, ktorego pare miesiecy pozniej spotkala na emigracji w Rzymie.
Pyro, jednak 22 lat temu też straszyli i lekarze i nauczycielki i myślę, że sędziowie też mieszali tak jak teraz, tylko ,że teraz się o tym pisze a wtedy nie 🙂
Kocie – rodziłam dzieci w głębokim PRL-u, leczyłam dzieci i rodziców też w tamtym czasie i – albo miałam wielkie szczęście, albo Twoja Stara miała pecha, albo Warszawa zawsze była chamska. Nie mogę powiedzieć jednego złego słowa o ludziach służby zdrowia. Co, jak co – mogły karaluchy chodzić po umywalce, mogli karmić topionym serkiem, ale stosunek do pacjentów był wzorowy. Upokorzona w gabinecie czuję się dopiero teraz.
i 22 i 20 też 🙂
Pyro, ale nie można pisać, że może Warszawa była chamska itp. Bo pewnie w Poznaniu, Krakowie i innych miastach tez zdarzali i zdarzają niegrzeczni ludzie we wszystkich zawodach, to nie zależy od profesji czy czasu w jakim się żyje, tylko od człowieka. Ja np. kiedyś jako dziecko trafiałam na miłych lekarzy i niegrzeczne bardzo pielęgniarki, nauczycielki. Bo to jak tekst – za moich czasów. Ja mam teraz kontakt z służbą zdrowia i moim zdaniem nigdy nie byli tak profesjonalni i grzeczni jak dziś.
Byłem ciekaw czy ktoś zauważy, że ta „wiadomość” liczy sobie już 5 lat, a zatem nie tylko że prasa raczy nas potrawami ze śmietnika, ale że je odgrzewa. Toniemy w śmieciach.
A propos nudności – wolę słowo nudności 🙂
Kolejna wiadomość dnia
Bardzo mi jest tego społeczeństwa żal. Jak nie Macierewicz w turbanie to Lis w mundurze SS. Nawet na lotniskach nie czuję się bezpieczny.
Placku,
starocie, nie starocie, wygląda na zawsze aktualne.
Ja się tylko zastanawiałam, gdzie to wygrzebałeś? 😉 I dlaczego?
Duże M. – od miejsca (miasta) to z pewnością nie zależy, od profesji już bardziej, od czasu też. To nie chodzi o przysłowiowe „za moich czasów”. Chodzi o to, że kiedyś wszyscy byliśmy biedni, jakoś tam równiejsi w mizerii i ludzka solidarność, pomysłowość i współpraca pomagała nam żyć. Bez jakiś „kierowniczej roli” tworzyła się cała sieć różnych powiązań, pomocy, interesów grupowych , to co jest społeczeństwem wtedy, kiedy społeczeństwo to nie ma swojej reprezentacji. Tylko raz w ciągu pracy zawodowej spiotkałam się z wrednym człowiekiem – to niedużo, jak na kilkadziesiąt lat pracy. Zresztą osobiście wołałam wrednego szefa, niż głupiego szefa – wredny mniej szkodził, wiem, bo dobrych, a głupich szefów miałam dwóch; reszta to byli bardzo porządni ludzie. I dobrze ich wspominam.
A propos traktowania pacjentów w czasach PRL to mam wspomnienia – horror z pobytu w szpitalu w Poznaniu w wieku 7 lat. Rządziły tam szarytki, zacięte i niemiłe, szumiące krochmalonymi fartuchami i kiwające wielkimi kornetami. Wszyscy się ich bali, nigdy nie widziałam żadnej uśmiechniętej. Salowe ukradły mi pieniądze zostawione przez rodziców, a współpacjentki (dorosłe!) w sześcioosobowej sali terroryzowały cowieczornym różańcem 🙄
Przez miesiąc pobytu zostałam raz wykąpana, a paznokcie u rąk obcięto mi dopiero wtedy, gdy podczas wizyty ordynator zapytał, dlaczego chowam ręce pod kołdrą?
A ja się po prostu wstydziłam, że są takie długie 🙁
Jeszcze większy horror był, gdy w 1978 moja przyjaciółka rodziła swoje dziecko we wrocławskim szpitalu Hirszfelda. Gdyby nie interwencja rodziców (i łapówka), to jej pobyt tam, komplikacje po normalnym porodzie, trwałby jeszcze dłużej niż 3 tygodnie 🙄
O straszeniu świerzbem, jeśli nie przyniesie swoich kapci, chyba tu kiedyś wspominałam 😉
O prowincjonalnych szpitalach (Pleszew, Słubice) słyszałam (od rodziny) trochę lepsze opinie.
Jezusiczku – gdzie we wczesnych latach 60-tych w Poznaniu były jeszcze szarytki? Na Dlugiej? Ja się z zakonnicami w szpitalu nigdy nie spotkałam. Co prawda przez lata jedynym szpitalem była klinika położnicza, a potem szpital dziecięcy na dwa krótkie, kilkudniowe pobyty – raz Synusia i raz Ryby, która obgryzała sznurowadła i złapała grzyba. Dopiero potem zaczęły się kłopoty ze starszyzną, ale zastrzeżeń nie mam żadnych.
Takie życie, że tak zbędę.
Jeśli już zagadanie na temat: co poleca jest dopustem – to tylko przykrości same!
Ciekawe, co tam też u tych na „W”, jak Wiedeń było takie, że dopiero na linii Zurych biedactwa się opamiętać mogły.
Nemo dopisz, bo ironii lub chochlika dopatrzeć się nie mogę.
A pasztet kapuścianny, że podejmę propozycję nazwy, już stygnie, a LP nie mogła inaczej, niż zaraz zagłębić się w to łyżką.
Podzieliła się, owszem dobre, znacznie lepsze niż próba paręnaście lat temu.
Pepegorze,
nie wyczytuj proszę, czego nie napisałam. Chochlika ani ironii żadnej też w moim komentarzu nie zamieszczałam, więc szukasz niepotrzebnie. Po prostu opisałam, co mi przyjaciółka relacjonowała przez telefon. Opowieść o tym, co jej się najlepiej podobało (podróż pociągiem 😉 )nie znaczy, że wszystko inne było do kitu.
Bo to było a propos traktowania gości (podróżnych, turystów, bywalców lokali).
Poza tym były różne wrażenia i zachwyty (Schoenbrunn, Prater, opera), było krytyczne spojrzenie na tort Sachera i zachwyt kanapkami Trześniewskiego itd.
😯 Echo Przemyskie 1904 rok
„Dziecko w klatce.
Niezwykła sprawa zdolna poruszyć wszystkich pedagogów na świecie, zajmuje obecnie władze węgierskie.
Pewien urzędnik nazwiskiem Berg, mieszkający pod Pesztem, wychowuje swojego syna w klatce, która latem stoi na dziedzińcu, a zima w pokoju. Podłoga klatki jest wysypana piaskiem, stoi tez w klatce ławeczka, na której malec może spocząć. Fakt ten nie mógł pozostać tajemnicą.
Zjawili się przedstawiciele policyi u pana Berga, który oświadczył im, iż zamierza syna, który ma obecnie lat trzy, wychowywać w klatce. Chłopiec jest bardzo żywy, na trzymanie ludzi pilnujących go Berg nie ma środków, a w klatce zabezpieczony od wszelkiego wypadku nie wpadnie do wody, nie wleci pod koła, nie może bić się z chłopakami, zrywać kwiatów w ogrodzie, psuć sprzętów, niszczyć obić, ściągać obrusu ze stołu, tłuc co mu wpadnie pod rękę. Malec miewa się w klatce doskonale, otrzymuje regularnie jedzenie, kąpany jest codziennie, a wieczorem zanoszony do łóżka.
P. Berg zaprotestował energicznie przeciw mieszaniu się władzy w tę sprawę; utrzymuje on, iż każdy ma prawo wychowywać dziecko jak mu się podoba, byle nie z jego szkodą, a chłopcu nie dzieje się żadna krzywda.
Ponieważ władza policyjna ani sędzia okręgowy nie mogli znaleźć paragrafu prawa, który zabraniałby chować dzieci w klatce, przeto przesłano papiery do prokuratoryi państwowej. Za jej sprawą przybyli w tych dniach do Berga sędzia śledczy i lekarze sądowi, poddali malca dokładnym oględzinom, lecz nie znaleźli nic coby wnioskować kazało, że pobyt w klatce chłopcu nie służy. Zostawili więc go ojcu, a prokuratorya szuka obecnie przepisu prawa, mocą którego można by p. Bergowi zabronić chować dziecko w klatce.”
Idę do mojej klatki poprasować troszkę 😉
Nie ma to jak kelner francuski 😀
Też w zamknięciu:
„Przed kilku miesiącami wyszła pewna bogata 45-letnia wdowa po rzeźniku Iwowskim, po raz drugi za mąż za 25-letniego czeladnika szewskiego. Pierwszy tydzień młodego stadła, może i drugi upłynął pięknie i spokojnie, wnet jednak w mężu odezwała się „szewska” natura. Wymykał się z domu, zaniedbywał żonę i pił po szynkach (kasa zaślepionej w nim żony stała dlań otworem). Stan taki trwał kilka miesięcy, doszło wreszcie do tego, że szewc nie pokazywał się w domu po dni kilka, pomimo próśb, błagań i preswazyi żony.
Wreszcie i ona znalazła sobie radę. Kiedy przed dwoma tygodniami, a po kilkudniowej nieobecności szewc wrócił pijany do domu, żona ułożyła go troskliwie w łóżku i zaniechała scen i wyrzutów.
Niestety rano dopiero spostrzegł szewc, że wpadł w pułapkę chytrej kobiety. oto w czasie jego nieobecności, przebiegła jego małżonka kazała wstawić kraty we wszystkie okna i drzwi tak zaopatrzyć, że wyłamanie ich stało się niemożebnem. Szewc otworzywszy rano oczy, patrzał na to zdziwiony, wnet jednak małżonka jego rozwiązała te zagadkę:
– teraz czy chcesz czy nie chcesz musisz siedzieć w domu koło mnie – mówiła całując rozespanego szewca.
I tak też się stało. Dwa tygodnie drzwi domu, stojącego w ogrodzie, nie otwierały się. Szewc skazany na towarzystwo i pieszczoty swojej żony przez 24 godziny co dzień, gniewał się z początku, próbował wysadzić drzwi, lecz nadaremnie.
Z drugiej strony i ona nie zasypiała gruszek w popiele i najrozmaitszymi przysmakami, między któremi znalazło się kilka flaszek usiłowała uprzyjemnić więzienie swojemu mężowi, który w końcu nie mogąc przełamać uporu energicznej żony, ni odkryć, gdzie ona schowała klucze, poddał się z rezygnacyą swojemu losowi i jadł, pił, spał i całował swoją połowicę jak ona sama sobie życzyła.
W tem zamknięciu spędzili dwa tygodnie, sąsiedzi wreszcie zauważywszy, że od kilkunastu dni nikt w mieszkaniu nie daje znaku życia, a śnieg drzwi zawiał od zewnątrz i przypuszczając, że stało się jakieś nieszczęście, wkroczyli do ogrodu i po bezskutecznym pukaniu wybili szybę w oknie i uwolnienie szewca spowodowali.
Wkrótce siedział już nasz szewc wieczorem w knajpce i porządnie podpity opowiadał swym również dzielnie ululanym kompanom historyę swojego uwięzienia przez żonę.”
Echo Przemyskie 1904 r.
Z życia wyższych sfer 🙂
„Wybryki miljarderów” (pisownia oryginalna)
„Oto na przykład jeden z Astorów wydał obiad, podczas którego na pierwszem miejscu zasiadł olbrzymi szympans tresowany i robił honory domu…Złośliwi opowiadają, że zachowywał się o wiele przyzwoiciej niż goście miljardera, przeważnie kopacze złota lub hodowcy bydła.
Inny „nudzący się” bogacz Henry Lauer z Baltimory, wydał ucztę dla wszystkich psów zaprzyjaźnionych z jego dogiem. Było to podobno widowisko nie lada i gdy przed zaproszonymi postawiono mięsiwa , pałac miljardera zamienił się w menażerię, rozpoczęły się bowiem wielce hałaśliwe zatargi o każdą kość i kąsek. Pan domu i jego znajomi przyglądali się widowisku z niekłamanym zachwytem.
Największe jednak wrażenie wśród mieszkańców Piątego Evenue w Nev Jorku, sprawił bankiet wydany przez innego bogacza, który jest jednak miłośnikiem gęsi. na bankiet ów zaproszono 30 dam i 30 panów. zasiedli oni dookoła olbrzymiego stołu, ustawionego w podkowę i zaczęła się biesiada. Każde nakrycie miało inny kolor, przy każdem leżał złoty upominek, wysadzany kamieniami tej samej barwy, brakło tylko serwet. Lecz te ostatnie były zupełnie niepotrzebne. Na środku stołu bowiem urządzona było bowiem sadzawka, po której pływało 70 ślicznych białych gąsiątek, każde z kolorową wstążeczką na szyi. Gdy ktoś z biesiadników pragnął obetrzeć usta, czekał aż nadpłynie gąsiątko z odpowiednią kokardą i biały puszek ptaka zastępował serwetę. Powalane sosami stworzonka otrzepywały się następnie na wodzie i zalewały toalety dam, co stanowiło znów ucieszną krotochwilę wywołując śmiech i żarty…”
Echo Przemyskie 1905 r.
Konkluzja (moja) – są ludzie i ludziska…
Dzień dobry. Dzień dość pogodny, bezwietrzny, ciepły. Trawniki i ławki mokre po deszczu. Ludzie jeszcze biegają z pękami chryzantem do samochodu – widocznie rozłożyli sobie obowiązki rodzinne na 3 dni – najpierw do najbliższych, a teraz do innych członków rodziny. U mnie dzisiaj dzień lektur, w kuchni prawie bez obowiązków, tylko podgrzać i zjeść resztę kaczki z pyzami i czerwoną kapustą, na deser placek dyniowy. Może wpadnie ktoś z rodziny, a jeżeli nikt nie przyjdzie, to w ciepłym, cichym domu przy książce i muzyce jest tak, jak być powinno.
Miłego dnia.
dzień dobry …
u mnie na trawnikach kwitną stadami stokrotki … przy tej pogodzie wzrok szuka pąków na drzewach jak w wiosenny dzień …
U mnie pada zgodnie z prognozą.
Jak mogą działać związki zawodowe
Za trzy tygodnie referendum w sprawie „1:12” czyli najwyższe wynagrodzenie w firmie nie może przekraczać dwunastokrotnej wysokości najniższego. Trwają ożywione dyskusje. Przeciwnicy straszą ucieczką firm i najlepszych (najdroższych?) menedżerów.
Nemo – nie chcę Cię martwić, ani innych zwolenników dobrego wina. Dzisiejszy portal RP, dział nauka podaje, że w najlepszych winach zawartość pestycydów jest wielokrotnie wyższa od wszelkich norm.
Pyro,
ja nie pijam „najlepszych” win 😉
Istnieją też wina BIO.
Miesiąc temu wszystkie portale tym straszyły
Jak co roku.
Najwięcej pestycydów zawierają winogrona przeznaczone do konsumpcji. Dlatego należy je przed jedzeniem najpierw umyć gorącą wodą, a potem zimną. Albo wcale nie kupować 😎
W piecu kurczacze udka tandoori i ziemniaki po indyjsku.
Na dworze nadal pada, Vijay donosi o zimie na Tajwanie. Dziś trochę cieplej, ale było już zaledwie +20°C 🙄 Zimno mu, bo najlepsza dla niego temperatura to +35. Tak mówi.
Nemo – Twój indyjski podrzutek znalazł oracę na Tajwanie? To nie musi już się martwić o powrót na głuchą wieś. Gwiżdżę na pestycydy, kupuję winogrona. W gorącej wodzie nie myję – jeszcze jakoś żyję.
🙂 Najlepsze doswiadczenia z obsluga restauracyjej mam z Londynu. Brytyjski serwis jest wzorowy. Pelna kultura.
Nie znam z Polski, bowiem bylem w Kraju pare razy po Okraglym Stole. Z tej przyczyny: nie mam tam nikogo.
PS na winach sie nie znam – nie pije. Czasami jakies beligijskie piwo czy sznapsa do sledzia. Winogron nie kupuje (vide Nemo) -pelna chemia – podobnie z bananami
Pyro,
może umknęło Twojej uwadze, ale o tajwańskiej pracy Vijaya (na rok) informowałam od maja. Teraz ma zgryz z żeniaczką, bo niebawem skończy 34 lata i będzie indyjskim staruchem 🙄
Ponadto jego aktualny horoskop mówi, że jeśli w ciągu najbliższych 8 miesięcy nie znajdzie kandydatki na żonę, to nie nastąpi to również przez najbliższe 3 lata 🙄
Dotychczasowe propozycje (kandydatki z portalu Kerala Matrimony) nie znajdują akceptacji rodziców, raz jego, raz panienki 🙁
Młodszy brat ma już narzeczoną, ale nie może się ożenić przed starszym. Ehhh…
A propos rodziny – Jamie Oliver z pierwszą kuzynką moich dzieci czyli z tą wyższą, w biel odzianą. Nie pamiętam by kiedykolwiek narzekała, że w pracy się pracuje. Dziwaczka.
Nemo – To akurat wygrzebałem, ale wczorajsza zgorzkniała kelnerka powitała mnie na wrocławskim portalu Gazety jako trzecia najczęściej czytana wiadomość 🙂
c.d. chwalenia się osobą która przecież nie jest moją krewną – Jane jest obecnie edytorem popularnego tutaj magazynu Chatelaine (mydło i powidło). Burmistrza Toronto, oskarżonego o zażywanie kokainy, nie znam.
Niezłe zupy
Sporo zup z kurczaka. z kurczakiem i na kurczaku, trochę z boczkiem i mało apetyczny krem z selerów. A Młodsza zbuntowała się na kaczkę – skóra, tłusty sos, cienko mięsa i dużo kości. Dałam jej dzisiaj całe udko i całe odłożyła do rondla – zjadła tylko pyzy z nielubianym sosem i kapustę. Jej Dziadek ponoć przepadał za kaczką, Synuś bardzo lubi, a ta, to jakiś wyrodek. No nic – na przyszłość ja, dla siebie zrobię udka albo filety, a dla Córci nieśmiertelnego kurczaka (lubi z piekarnika, bez nadzienia, tylko z ziołami). Cholery można dostać od tych gustów rozbieżnych.
Interesujące zupy. Wypróbuję kilka, na początek tę z dyni.
Informacja o pestycydach też nieco zleżała, ale o czym tu pisać w listopadzie 🙄
Nemo – jak biedny Vijaj może utrzymać rodzinę z pracy na rocznych kontraktach? Naprawdę na subkontynencie nikt nie potrzebuje doktora fizyki? Choćby liceum jakieś?
Informacja całkiem świeża: obiad zjedzony, z sałatką z pomidorów i popity hiszpańskim winem, a na dworze się rozpogadza 🙂
Po sjeście – spacer.
Pyro,
gdyby mi ktoś gotował i podsuwał pod nos, to bym za bardzo nie marudziła lub (w sytuacji skrajnego niezadowolenia z menu) starała się przejąć inicjatywę.
Pyro,
strategia Vijaya jest taka, aby możliwie wykorzystać wszystkie szanse. Wyjazdy na uczelnie zagraniczne w charakterze badacza „postdoc” są szansą na rozwój, polepszenie CV, może zaczepienie gdzieś na dłużej, ponadto są lepiej płatne niż wszelkie posady nauczycielskie w Indiach, z czym Vijay liczy się w „najgorszym” przypadku. Propozycje postdoktoralne otrzymuje się do 35 roku życia.
Krem z selera (naciowego) i fenkułu wygląda na bardzo zdrowy i dietetyczny. Nic w nim smażonego. I jeśli rosół fabryczny zastąpi się własnoręcznie ugotowanym.
Może zupa cebulowa przypadnie do gustu matce i córce. W polskim supermarkecie Starski zachwalają słynny polski gruyere – Kaltbach (za jedyne $32.90/kg). Z wyglądu przypomina ser Gospodarza, może nieco bardziej dopieszczony 🙂
Popyt na pestycydy rośnie, tylko wyższe ceny win mogą ludzkości pomóc.
Placku – zupę cebulową lubimy bardzo, tylko żeby grzanek było dużo i to jeszcze gorących.
Kapusta faszerowana udała się nad wyraz:
https://plus.google.com/photos/110037663614682647004/albums/5942045888563033713
Bardzo możliwe, że receptura z nad Loary, bo kupiliśmy ją w Tours.
Wybywam do wieczora.
Zupę porową zachwalała mi wczoraj znajoma, która ostatnio zajada się nią. Gotuje ją na rosole, dodaje mielone mięso, pokrojone półplasterki pora i zagęszcza serkami topionymi. Ja, podobnie jak rodzina Pepegora, jestem mamoniowata / Pepegor 🙂 / i gotuję stały zestaw zup. Dziś na obiad była zupa gulaszowa, moja popisowa, choć nie dla każdego, bo jest dość ostra.
Ale spodobała mi się bardzo wersja zupy jarzynowej mojej siostry, coś pomiędzy zupą przecieraną, a taką z dużymi kawałkami warzyw. Wszystkie warzywa a także surowe ziemniaki przepuszcza się przez tarkę jarzynową – nakładkę do elektrycznej maszynki do mięsa. Jest to nakładka z dużymi okragłymi otworkami. Można to zrobic dwukrotnie. Zupa jest dość gęsta i naturalnie zawiesista. Wersja na nietłustych żeberkach jest znakomita. Skorzystam z tego sposobu, bo odpada mozolne krojenie warzyw.
Można by się uśmiechać, czytając o matrymonialnych kłopotach Vijaya, ale tak naprawdę musi to być dla niego duży problem. Niedawno wspominaliśmy tu książkę Pauliny Wilk ” Lalki w ogniu” o Indiach. Okazuje się, że wpływ rodziny na wybór małżonka nadal jest olbrzymi. I można być doktorem i pracować w europejskich stolicach, ale trzeba liczyć się z głosem rodziców . I to starszeństwo, które trzeba przestrzegać. Tutaj Vijay ma jednak chyba też coś do do powiedzenia, czyli może odrzucić kandydatkę, która mu się nie podoba.
Krysiu, dzisiaj u mnie też gulaszowa zupa, bo za oknami ziiimno!
W ramach eksperymentu upiekłem chleb czosnkowo – żurawinowy. Wiecie, że zjadliwy!
Nareszcie poczytałem wstecz. Normalnie brak czasu a szczególnie ostatni tydzień był oblężony. Zazdroszczę niektórym, że mogą umieszczać całe eposy. Zauważyłem ciekawostkę. Lubię czytać Stanisława, ale On pisze tylko w tygodniu. W weekend milczy. Zakaz jakowyś?
Wczoraj od serca pogadałem z Nowym. Dobrze brzmiał. Widocznie „schody” mu się już skończyły. Dzisiaj Skype z Yurkiem. Jak zwykle optymistyczny. Miło. Dobrego dnia!
Cichalu – Stanisław pisze wyłącznie w pracy, więc koniec tygodnia poświęca rodzinie. Ja też przed chwilą gadałam z Yurkiem przez skypa i on rzeczywiście jest fantastycznie optymistyczny.
Fajna praca. Nie mialby pół etatu? Przeniósłbym się…
Stanisław zapewne korzysta z komputera i internetu w pracy.
Krystyno,
masz rację. To wcale nie jest do śmiechu.
Nie dość, że muszą się zgadzać przeróżne parametry, w tym kasta i subkasta, horoskopy, status socjalny i materialny, to jeszcze rodziny muszą się między sobą dogadać, a młodzi na koniec mają chwilę dla siebie, żeby porozmawiać i powiedzieć rodzinom (oboje) czy akceptują ich wybór (jeśli małżeństwo jest aranżowane, a takich jest większość).
Rodzina Vijaya nie korzysta z profesjonalnej swatki, ale Vijay ma konto na Kerala Matrimony portalu swatającym osoby z wyższym wykształceniem. Co jakiś czas wysyła ojcu kilka propozycji pasujących kandydatek, a ten (z matką) rozważa za i przeciw i nawiązuje kontakt z rodzicami panienki. Jednych już odwiedził i tamci przymierzali się do wizyty we wsi Vijaya, ale panienka się rozmyśliła 🙁
Cała procedura nie jest prosta, bo ojciec musi najpierw przejść w bród rzekę, pojechać do miasta odległego o 40 km, tam w kafejce internetowej drukują mu „dossier” panien, a w domu odbywa się dyskusja. Matka patrzy na zdjęcia i mówi: ta – nie, ta – nie, ta… ewentualnie. Ojciec patrzy na status socjalny i mówi: ta za bogata, tej ojciec – zbyt ważna figura etc.
Vijay mówi, że już mu wszystko jedno, co wybiorą, to będzie.
Próbuję mu tłumaczyć, że to on, a nie ojciec spędzi z tą dziewczyną resztę życia, a Vijay się śmieje, przytakuje, a potem i tak słucha ojca. Jako pierworodny ma obowiązek zadowolić aspiracje ojca, aby ten mógł być podziwiany i respektowany przez otoczenie. Młodszy brat ma o wiele więcej swobody i dziewczynę znalazł sobie sam w firmie, gdzie pracuje, w Bangalore.
Niektóre z kandydatek same go zaczepiają tj. ich rodziny szukają z nim kontaktu, ale on się obawia nierówności albo horoskopy nie pasują, albo że dziewczyna go zdominuje itd. Mówię mu, że skoro się nim interesują, to widocznie nie przeszkadzają im niezgodne horoskopy albo to, że jest biedniejszy… Groch o ścianę 🙄
Dziewczyny też pewnie redukują swoje oczekiwania, skoro czas nieubłaganie płynie, trzydziestka się zbliża, a w Indiach (według Vijaya) dziewczyna do 24 lat, a chłopak do 28 powinni już założyć rodzinę.
Mieli 3 tys więcej lat, niż my – północni Europejczycy, żeby zabetonować obyczaj do spoistości prawa. Dobrze, że nas to nie dotyczy, chociaż i oni nie wydają się nieszczęśliwi z tego powodu.
Pepegorze – ładnie to pokazałeś. Wszystkie etapy. A wersja końcowa wygląda apetycznie 🙂
Nemo,
21-wiek, ale nie nasza kultura, chociaż Vijay ją poznał. Groch o ścianę.
I co pani zrobisz? Nic nie zrobisz 🙄
Nie wyobrażam sobie takiego życia, nikt nie mógłby mnie zmusić do poślubienia kogoś, kto mi w sercu nie leży. Boryna i Jagusia, aranżowane małżeństwo. Nie dziw, że się z Antkiem związała… ?Ślicznie jej było, jakoby zorze namotała na swoich lnianych włosach; a one modre oczy tak rozgorzały z radości, aż fiołkowy cień padał od nich na twarz pokraśniałą; uśmiechała się do siebie, aż ludzie poglądali na nią, taka była urodna i taka młodość i zdrowie biło od niej?.
?Przenosiła wszystkie urodą, strojem, postawą i tymi modrymi, jarzącymi ślepiami, jako róża przenosi one nasturcje a malwy, a georginie, a maki, że zgoła podlejsze się przy niej widzą, tak ci ona przenosiła wszystkie i nad wszystkie panowała. Przystroiła się też dzisiaj kiej na jakie wesele; wełniak wdziała gorącożółty w zielone a białe pasy, stanik zaś z modrego aksamitu, dziergany złotą nitką i głęboko, do pół piersi wycięty, a na koszuli cieniuśkiej, która bieluchną fryzką burzyła się suto koło szyi i przy dłoniach, zawiesiła rzędy korali, bursztynów i onych pereł, na włosach miała chusteczkę jedwabną, modrawą, w różowy rzucik farbowaną, a końce od niej puściła na plecy?.
?Ale Jagusia i tak nie przecknęła; leżała ano na bok, twarzą na izbę, pierzynę snadź z gorąca zepchnąwszy do pół piersi, że ramiona i szyja leżały nagie, zrumienione i ździebko ruchające się w cichym dychaniu; przez rozchylone, wiśniowe wargi lśniły się jej zęby kiej te paciorki najbielsze, a rozplecione włosy burzyły się po białej poduszce spływając aż na ziemię kiej ten len najczystszy, w słońcu wysuszony?.
A bo to jej źle było przy matce? Robiła, co chciała, i nikt jej marnego słowa nie powiedział. Co ją tam obchodziły gronta, a zapisy, a majątki – tyle co nic, abo i mąż? Mało to chłopaków latało za nią? – niechby tylko chciała, to choćby wszystkie na jedną noc się zlecą… i mysl jej leniwie się snuła jak nić lniana z kądzieli i jak ta nić okręcała się ciągle jednako na tym, że jak matka każą, to pójdzie za Borynę… Juści, że go nawet woli od innych, bo kupił jej wstążkę i chustkę… juści… ale i Antek by kupił to samo… a i inne może… żeby tylko miały Borynowe pieniądze… każden dobry… i wszystkie razem… a bo ona ma głowę, żeby wybierać! Matki w tym głowa, żeby zrobić, jak potrza…?.
Cichal,
też miałam miłą rozmowę z yurkiem 🙂
Pewnie, że nic nie zrobię, ale co sobie pogadam… 🙂
Vijay opowiada, że koledzy na tajwańskim uniwersytecie pokazują mu innego Hindusa, szczęśliwie żonatego z Chinką…
– No właśnie – mówię.
– Oh, no no! To nie wchodzi w rachubę!
OK. Kiedy poznał nas i Młodych i historie, jak się poznawaliśmy i pobieraliśmy, to głośno marzył, że on też by tak chciał…
Ale do tego musiałby wykazać inicjatywę i sporo determinacji, a przede wszystkim – nie bać się kobiet 😉 Tymczasem dla niego rodzaj żeński to zupełna terra incognita, brak doświadczenia i kontaktów. Od dziecka w szkole dla chłopców, internacie dla chłopców, w Instytucie profesor zatrudniał tylko męskich asystentów…
Skąd on ma wiedzieć, jak się do tego zabrać? 🙄
Niedzielne popołudnie w listopadzie
nemo przepięknie … 🙂
Jesien bywa piekna 🙂
pepegor sprytny sposób na kapustę … ja dziś kotlety z kalafiora robiłam … tylko dodałam mięso z zupy zamiast gotowanych jajek …
http://quchniawege.blogspot.com/2013/11/pulpeciki-kalafiorowe-i-makaron-z.html
jadłam same bez makaronu …
Brakuje mi takiej jesieni. Piekne widoki.
Pepegor, gratulacje 🙂 co jest w tym farszu i ile czasu gotowales?
W pięknej okolicy mieszkasz Nemo.
Zrobiłam dziś Basiny placek z dynią, też go troszkę pozmieniałam, dałam roztopione masło zamiast oleju, surową, startą dynię, a na wierzchu powtykałam cząstki jabłek. Wyszedł bardzo smaczny, wilgotny, w pięknym kolorze. Dzięki za przepis.
Alino, przyznam szczerze, to trochę tak, jak sięgać lewą ręką do prawej kieszeni.
Każdy z obu przepisów Nemo by wystarczył, aby objad uzupełnić solidną kapustą zwłaszcza, że mieliśmy też gotowca w postaci modrej. Mnie ale marzyło się odtworzenie pewnego smaku na śladach wspomnień i – nie na koniec – chęci zaskoczenia, bo było nas przy stole jeszcze troje z tych, co spędzało wtedy ten urlop nad Loarą, w 1995.
Miałem więc średnią główkę włoskiej i wolny wybór wszystkiego możliwego, wszystkiego co wchodziło w rachubę. Cel był taki:
główny składnik to kapusta włoska, a do tego przyprawy kuchni śródziemnomorskiej,
trochę mielonego, a wędzony boczek, owszem,
wszystko to tak podać w liściach, aby zachowało stałą konsystencje i dało się swobodnie kroić jak tort.
Tak się złożyło, że przez równocześnie gotowany gar rosołu miałem do dyspozycji ugotowane klasyki warzywne, które mogłem wkomponować. A przyprawy, to jeszcze inna historia.
Nie powiem, zrobiło to wrażenie.
http://www.youtube.com/watch?v=kclZ2oiIkcc
Pepegor gratulacje ! Widziałam wcześniej ten przepis i zawsze odrzucał mnie od zrobienia bardzo skomplikowany wygląd tej kapusty. A jeszcze to gotowanie w gazie 🙂 Jestem pod wrażeniem.
Duże M, nie rozumię tego gotowania w (na) gazie.
Tu było normalne, blanszowanie główki jak do gołąbków, z odkładem paru listków zewnętrznych, a reszta do przemiału. Do tego rzeczone warzywa rosołowe (spora marchewka, korzeń pietruchy, kawał selera, coś z pora i cebuli). Do maszynki poszło dodadkowo 1,5 bułki, dwa ząbki czosnku, dwa jajka, 100 g mielonej wieprzowiny i – ok 100 g wędzonego, posiekanego boczku rozgrzanego w rondlu, wzmocnionego łyżką masła i zgaszonego sporą łyżką mąki.
Z przypraw: tymianek (ale nie garść!), trochę majeranku, świeżo starta gałka, świeży imbir, plus dyżurne. Reszta na zdjęciu.
Owszem, pracy niemało, ale zrobił bym to jeszcze tylko jako ofertę dla większych imprez, a zwłaszcza dla wegetarian, bo wkład mięsny można tu elegancko obejść.
Z tego sznureczka Alicji słuchała sporej dawki kabaretu Dudek. Nie wiem na czym to polegało, ale tamte kabarety bawiły mnie kiedyś i bawią dzisiaj, a współczesne wywołują najczęściej niesmak.
Pyro, nie jesteś odosobniona, mam podobne odczucia (w kwestii kabaretów) 🙂
Małgosiu, miło, że ciasto dyniowe smakuje. Ja natomiast nabrałam chęci na tę kapustę Pepegora, musi być smakowita. Sporo jednak przy niej zachodu, pewnie skończy się na wersji uproszczonej, Nemo podawała, poszukam 🙂
Pyro,
mamy to samo 😉
Ja Wam powiem, co to jest – to sprawa pokoleniowa, dwóch, trzech następujących po sobie pokoleń. Czytaliśmy te same książki, słuchaliśmy tych samych piosenek, doskonale znaliśmy tamtą, około kabaretową rzeczywistość. Ja jeszcze pamiętam jak pożądanym przedmiotem były łańcuszki rozrządu do małego fiata albo opony do dużego fiata i co można było uzyskać za uszczelkę. Dzisiaj trzeba by dawać młodzieży przypisy do tamtych dowcipów.
Do jutra
Pyro,
to jest sprawa poziomu tych kabaretów. Dawniejsze nie uważały publiczności za półgłówków. Im prymitywniejsi autorzy, tym gorsze mniemanie o publiczności i tym tańsze chwyty, skojarzenia i gagi.
Spędziłam wieczór w towarzystwie uroczego duetu: Jean Gabin i Belmondo w „Małpie w zimie” (1962) upijali się we wspaniałym stylu w normandzkim miasteczku rybackim, a po nich Hugh Grant kolejny raz dokonał pomiaru pewnego wzgórza (góry?) w Walii. Rozrywka z klasą.
Pepegorze,
Twoja kapusta wygląda imponująco i bardzo apetycznie 😎
Ponadto dziękuję za wyrazy uznania dla moich dzisiejszych zdjęć 🙂
Wieczorem przyszły kolejne chmury i to słoneczne intermedium powtórzy się może najwcześniej w czwartek 🙁
Yurek,
shredder
nawóz – Plant Tone
Skończyłem oglądać po raz któryś i po raz którys jestem pod wrażeniem.
http://www.youtube.com/watch?v=ZxByDgpLmss
Mogę słuchać bez końca.
Nemo – obejrzałem Twoje (Wasze) zdjęcia i nie umiem lepiej wyrazić swoich doznań jak posługując się pomysłem naszego blogowego Kolegi – mam nadzieję, że zarówno Ty jak i Kolega wybaczycie mi ten mały plagiat 😉
http://www.youtube.com/watch?v=4pNvOOjhRvM&feature=youtu.be
Wasze zdjęcia naprawdę mi się podobają, a Wasze „oko kamery” widzi co najlepsze.
Zaraz idę spać (chociaż nie jestem tak naprawdę pewny) – słucha kto chce! Ja chcę!
http://www.youtube.com/watch?v=oromrP0iu3E
Pepegor,
żałuję, że jestem tak daleko, bo miałbyś gościa na tę włoską kapustę….
Wygląda super.