Jak Julek Władka w areszcie karmił kawiorem
Miło jest mieć utalentowanych kolegów. I warto o nich często dobrze pisać. A że Mariusz Urbanek, z którym przez lata pracowałem w „Polityce” gdzie był on reporterem, wydaje biografie słynnych ludzi z częstotliwością godną zazdrości, tym łatwiejsze jest chwalenie świetnego autora.
Po Wieniawie, Tyrmandzie, Kisielu, Waldorffie, Broniewskim, Brzechwie przyszła pora na Tuwima. Poeta to niezwykły – mówią o nim, że żaden inny nie dorównuje mu w polszczyźnie – człowiek wielce skomplikowany a życiorysem mógłby obdzielić paru wybitnych artystów. Żył do tego w ciekawych czasach – od ostatnich lat caratu, przez drugą niepodległość czyli międzywojnie, kolejną wojnę aż po pierwsze lata PRL.
W świetnie napisanej biografii aż skrzy się od dowcipów skamandrytów i ich adwersarzy, anegdota przebija anegdotę, a cytaty najwspanialszych strof (nie tylko głównego bohatera) wyciskają łzy. Dramatyczne i skomplikowane życie poety pokazane jest bez słodzenia i pozłacania. Prawdziwa sztuka bowiem – jak wynika z książki – potrafi obronić się sama.
A że w każdym dziele (nawet poezji dla dzieci znajduję „tłuste kiełbasy”) szukam mego ulubionego tematu, to i u Urbanka wyłowiłem stosowny cytat. Po resztę zaś musicie sięgnąć sami:
„W „Wiadomościach” Tuwim zaprzyjaźnił się z Władysławem Broniewskim, od 1925 roku sekretarzem redakcji, który w zasadzie odpowiadał za łamanie pisma i inne sprawy techniczne, ale podczas urlopu Grydzewskiego obejmował na parę tygodni władzę absolutną. Broniewski, pokoleniowo bliski skamandrytom, w poezji był od nich bardzo odległy. Dzieliły ich doświadczenia wojenne. Gdy skamandryci ogłaszali rewolucję poetariatu i zabawiali się w warszawskich kabaretach, Broniewski bił się najpierw w Legionach, potem w wojnie polsko-bolszewickiej. Gdy tamci pisali o dziewczęcej miłości, jego chodziła w zawszonym, chamskim płaszczu. Recenzując w „Wiadomościach” tomik poezji Tuwima, Broniewski napisał, że jego poezję dzieli od wielkości tylko jeden krok, ale jest to krok ogromny, od człowieka do człowieczeństwa. Nie przeszkadzało to jednak we wspólnych wyprawach do Ziemiańskiej i Wróbla ani w ideologicznych debatach, podczas których Tuwim najwyraźniej czuł się poetą równie proletariackim i rewolucyjnym, co Broniewski. „Wołodia! Śniło mi się, że jesteś hiszpańskim generałem i uśmierzasz rewolucję. Co to znaczy?” – kpił w liście do przyjaciela. Przy innej okazji napisał:
Ostro urżnęliśmy się czystą Władek i ja.
Władek jest twardym komunistą, Gdy w czubie ma (…).
A potem następowała słynna fraza:
Że industrializacja? Racja. Pożytek z niej.
Indus – rozumiem. Trializacja – Już mniej.
Kiedy Broniewski i pozostali redaktorzy „Miesięcznika Literackiego”: Jan Hempel, Andrzej Stawar i Aleksander Wat trafili do aresztu pod zarzutem szerzenia komunizmu, to Tuwim był pomysłodawcą posłania im kosza frykasów: wędzonego łososia, kawioru i dwóch litrów wódki. Wiedział na pewno, że regulamin więzienny nie pozwala na dostarczanie aresztantom „w śledztwie” paczek, ale po pierwsze „znał Wieniawę”, a po drugie znał też komisarza rządu dla Warszawy, Władysława „Wołodię” Jaroszewicza, któremu areszt podlegał.
– Przycisnąłem Wołodię do ściany, już wydał tym swoim szpiclom odpowiednie zarządzenie – pochwalił się żonie Broniewskiego, Janinie, którą spotkał w Ziemiańskiej. Pomógł zapakować kosz z delikatesami i zawieźć do aresztu. Następnego dnia komunizujący redaktorzy „Miesięcznika” zostali wezwani do dyrektora więzienia. – Panowie, pan pułkownik Wieniawa-Długoszowski przysłał dla panów trochę prowiantów – usłyszeli. Mimo wszystko komisarzowi łatwiej było ulec protekcji adiutanta marszałka Piłsudskiego niż najbardziej nawet cenionego poety.”
Takie to były dziwne czasy.
Komentarze
dzień dobry …
tak sobie myślę, że mimo wszystko miałam szczęście by urodzić się tak wczesnie i sobie czytać różnych Tuwimów i Broniewskich bez walenia po głowie wiadomościami rodem np. z IPN … słodkie lata dzieciństwa i dorastania …
Kocham Urbanka miłością wielką od Waldorffa poczynając – hojny Gospodarz sprezentował mi także Broniewskiego i mój szczery podziw dla mrówczej pracy i celnego pióra biografisty wzrósł znacznie. Trzeba będzie pogonić Młodszą do biblioteki (albo naciągnąć Haneczkę na pożyczenie Brzechwy i Tuwima). A to traf : pan Sierakowski może odpowiadać na zarzut o „kawiorową lewicowość”, że tak zawsze żyli lewicowi literaci, a on ma prominentnych antenatów zawodowych.
Dzisiaj wspaniały obiad: te liny od Danuśki i Alana. Możecie zazdrościć, a nawet się oblizywać. Ha!
Pyro-mam nadzieję,że udadzą się na piątkę 🙂
U nas ostatnio ani kawioru,ani linów,ale za to są okonie,bo jakoś dobrze brały.Wyfiletowane,obtoczone w mące i po prostu smażone na patelni,znakomite.
Widziałam „Wylęknionego bluźniercę” ostatnio w mojej księgarni.Tego dnia w planach miałam jednak kupno opowiadań Alice Munro i z tą właśnie książką pomaszerowałam do domu.
Spotkanie w winiarni Fukiera: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/46574/8d9731390f8fc750d2083887644c07c9/
Obiad wydany przez Polskie Towarzystwo Literackie w salach hotelu „Polonia”:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/36510/8d9731390f8fc750d2083887644c07c9/
Bal środowiska literackiego w Warszawie: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/128908/8d9731390f8fc750d2083887644c07c9/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/46526/8d9731390f8fc750d2083887644c07c9/
Julian Tuwim
„Kartofle
Czujesz? Ogniskiem pachną te pogańskie lata,
Gdy iskrami trzaskały żagwie jałowcowe
I dym wełnistym kłębem za wiatrem ulatał,
I marszczyły się z żaru kartofle surowe.
Gdy zrudziałą gałęzią, iglastą i suchą,
Huknąć stos w łeb płomienny – jakbyś w ogień cisnął
Worek żywych chrabąszczy! Takim sykiem prysnął,
Taką paniczną chmarą iskromiotu buchał.
I nigdy tak kartofel podany do stołu
Nie nęcił, jak ten właśnie, z przyswędem i węglem,
Łapczywie wytrącony patykiem – pocięglem
Z siwej, gorącej mąki leśnego popiołu.
Z dłoni go w dłoń przerzucać! dmuchać, bo gorący!
Parzy obłuskiwaną spieczoną łupiną!
Tknąć w sól z papierka! wchłonąć w usta chuchające,
Żeby się na skaczącym języku rozpłynął!
Łódkami się przez siwą Pilicę wracało,
Z prądem, z wiatrem, pod wieczór, pod zorzę wiśniową,
W milczeniu, zamyśleniu, z gorejącą głową.
Tak się ogień, popioły i smutek poznało.”
O Tuwimie można nieskończenie. O Broniewskim chyba też. Może jeszcze bardziej skomplikowany. Ale najpierw muszę wrócić do wczoraj, bo niechcący, a raczej może przez bezmyślność, włożyłem kij w mrowisko. A w gruncie rzeczy Polonia jest mi bliska, w końcu jestem Polakiem. Zresztą Polonia nie składa się z samych ludzi, którzy w dokumencie idendyfikacyjnym mają wpisaną polską narodowość. Składa się z wszystkich, którzy mają w sobie poczucie polskości, choćby częściowej, czasem może nawet nie do końca chcianej, ale niemożliwej do wyzbycia. To, na co jestem uczulony, to atmosfera nienawiści na tle podziałów politycznych. To nie poszczególne osoby są za tę atmosferę odpowiedzialne tylko przywódcy polityczni, którzy ją wywołują. Podobnie jak teraz w Polsce. Pokłosie tamtej atmosfery odbiło się nawet na wczorajszych polemikach. Sądziłem, że naszych przyjaciół blogowych ta atmosfera nie dotknie, ponieważ są ludźmi myślącymi, mało podatnymi na wciskanie politycznego kitu. W tym względzie na pewno się nie pomyliłem, jednak nie miałem racji sądząc, że to wystarczy, aby temat był bezpieczny.
Przechodząc do konkretów chciałem zauważyć, że wysyłanie dzieci było możliwe bez rozmów z sb-kami, więc argument o zasadności zakazu nie do końca do mnie przemawia. Co do reszty całkowicie się z Kotem zgadzam. Wszystko, co związane z przekraczaniem granicy, było koszmarem. Ja też miałem rozmowy z sb-kiem. Nawet nie wezwany. Ów osobnik odwiedził mnie w domu i perorował o niebezpieczeństwach czyhających na Polaka za granicą. W istocie chodziło głównie o unikanie szkalowania Polski Ludowej, bo np. francuski fryzjer komunista natychmiast złoży donos w ambasadzie. Ale przy okazji kilku wyjazdów na Zachód nigdy mnie nie wzywano i o nic nie wypytywano. Z kolei wielu moich kolegów w tym samym czasie – tak. Jako ciekawostka. Rozmawa z sb-kiem bardzo silnie utrwaliła się w mojej pamięci, musiała być silnym przeżyciem, chociaż w czasie jej trwania nie zdawałem sobie z tego sprawy. Nie mam zupełnie pamięci do twarzy. A jednak po 23 latach zetknąłem się z tym panem ponownie, tym razem w WUSW w Gdańsku i natychmiast go rozpoznałem w naczelniku wydziału powołanego do zwalczania opozycji. Był to II Inspektorat podlegający bezpośrednio MSW w Warszawie, chociaż działał w Gdańsku. Jak się później dowiedziałem, poprzedni szef został awansowany na szefa SB we Wrocławiu, a mój opiekun zajął jego miejsce w momencie przełomowym w 1989 r. Przy poprzednim spotkaniu byłem bardzo młodym człowiekiem, studentem, a rozmowa nie była specjalnie stresująca. Nie miałem pełnej świadomości, że może ona mieć coś wspólnego z łamaniem kręgosłupa. A jednak teraz wiem, że była ta rozmowa dużym przeżyciem i może nawet dałem się wtedy w jakiś sposób złamać. Nie pamiętam tego, choć pamiętam dokładnie każde słowo interlokutora, ale mogłem wtedy nieszczerze zapewniać, że jestem tak pełen zachwytu nad Polską Ludową, że na pewno nigdy nic złego jej władzach nigdzie nie powiem. Miłoszowski ketman jakoś do mnie nie przemawia. Z drugiej strony wyjeżdżało i przyjeżdżało tysiące ludzi. Większość rozmowy takie przeszła, niektórzy wielokrotnie. Trudno mieć o te rozmowy pretensje.
Dzien dobry!
12.35 – mgla do nieba.
Temp + 14°
Na obiad beda kartofle z wody , nie z ogniska.
Sledz w smietanie , zostal od rana.
Troche innych owocow morza , i cos jeszcze sie ..
Sok z zurawiny do popicia.
Jutro u nas swieto panstwowe ,,wyszli ostatnie ruskie,,
z Austri.
Östereich ist frei !!!
Henryku, do śledzia w śmietanie takie z ogniska byłyby jednak lepsze. Ewentualnie w mundurkach. Raczej nie ruskich.
Stanislawie masz racje z ognniskiem.
Ale gdzie ja zrobie to ognisko ?
Chyba na trawniku.
Ruskie mundurki tez nie do tego.
Stanisławie,
w moich dokumentach identyfikacyjnych nie ma rubryki: narodowość. Nie ma też rubryk: miejsce urodzenia, nazwisko panieńskie, kolor oczu, znaki szczególne…
Z mojego paszportu można się tylko dowiedzieć imienia, nazwiska, daty urodzenia, daty ważności dokumentu. I że jest szwajcarski.
Moje doświadczenia ze „służbami” w Polsce to przyjazne pogawędki o Alpach i jaskiniach ze znajomym oficerem przy oddawaniu paszportu, ostrzegawcze napomnienia (przez ojca jednego z kolegów – pułkownika WP) byśmy (grupa grotołazów) uważali w Wiedniu i Monachium, bo na pewno nas będą chcieli zwerbować, no i pilne przeglądanie przez oficera służby granicznej wiezionych pociągiem do Polski numerów „Spiegla” i innych czasopism w poszukiwaniu krytycznych artykułów o polskim papieżu (wtedy by zarekwirowali).
Ale jak byście zobaczyli moje i Osobistego „dossier” w kartotekach szwajcarskiego wywiadu… 🙄
Wiele stron informacji np. kompletnie wyssany z palca nasz udział w demonstracji w Genewie (przeciwko Sandynistom lub za, nie pamiętam), udzielanie gościny polskim grotołazom (pojechali na karnawał do Lucerny, a papiery zostawili u nas, legitymowani – podali nasz adres), również informacja o wizycie u nas tajniaka sprawdzającego ich prawdomówność (wiele tygodni później), służbowa wizyta Osobistego w ambasadzie USA itd. itp.
Nic o podróży do ZSRR, bo nikt ich nie poinformował 🙁
Odnotowano nawet każde przekroczenie granicy, dopóki legitymowaliśmy się paszportem i z dumą mówili, że wracamy z Polski (plus kopie wiz). Jak zaczęliśmy pokazywać tylko dowód i mówić, że wracamy z Niemiec lub Austrii – wpisy się skończyły 😉
Nie ma tam też żadnych donosów od sąsiadów o licznie nas wizytujących cudzoziemcach z „Bloku Wschodniego” 😎
Przyznam, że otwierając te dokumenty najbardziej obawiałam się, że dowiem się czegoś przykrego o otaczających mnie ludziach…
rr -o jedno za malo
nn- jedno za duzo
ale tak jest w tym wieku
Staszku, Polonia powojenna w swych odruchach, sposobie prowadzenia polemik, fascynacji trumnami niczym sczzegolnym nie roznila sie od Polakow dzisiejszych, odkad uzyskali mozliwosc gardlowania.
Natomiast stosunek do osob bez problemow odwiedzajacych Polske w tamtych czasach byl, w moim przekonaniu, abnsolutnie zrozumialy i w wiekszosci wypadkow absolutnie usprawiedliwiony. Do nich sie nie mialo zaufania. Skoro X moze jezdzic do Polski bez problemow, a ja nie moge, to z jakiegos powodu.
Juz po upadku komuny sam zaczalem dowiadywac sie ile osob z mojego wlasnego srodowiska pisalo lub skladalo ustne raporty Urzedowi. Zdarzalo sie, ze byli to ludzie, ktorzy bardzo czesto podkreslali swa „piekna karte wojenna”, przynaleznosc do AK, nawet zakladanie po wojnie „niepodleglosciowych” organizacji na Zachodzie. itp. I pewnie tak bylo. I te karte wojenna mieli i do AK nalezeli.I organizacje zakladali. A ponadto pisali raporty na mnie, udzielali informacji, czasami wywalali mnie z pracy na uprzejma prosbe Urzedu. O tym, ze takie prosby i naciski byly tez dowiedzialem sie dopieron po latach. Niech im wszystkim ziemia lekka bedzie. Nie mialem ich zamiaru scigac ani wtedy gdy zyli ani dzis gdy dozywaja swych dni. Jeden z nich zostal obdarzony najwyzszym odznaczeniem przez prezydenta Walese – za „niepodleglosciowa dzialalnosc na emigracji” . Niech i tak bedzie. Pan Bog sie z nim policzy, sukinsynem.
Ja swoje wiem i lapy bym im nie podal. Kazdy z nas ma swoj prywatny w duszy IPN. Takie jest zycie. Tacy sa ludzie. Trudno. Bylo, przeszlo.
Past is a foreign country. They do things differently there.
To najmadrzejszy cytat jaki znam.
Nemo, jesteś bardzo inteligentna, więc nachodzi mnie lekkie podejrzenie, że nie w 100% jesteś szczera co do tych miłych pogawędek. Znajomy oficer przyjmujący zwracany paszport nie mógł być wysokiej rangi, chyba że odwiedzałaś go po znajomości, a on był szefem wydziału i mógł odebrać ten paszport w sposób nie do końca proceduralny. Wizyta w SB-cji, w tym w biurze paszportowym, wzbudzała niepokój nawet w bardzo upartyjnionych osobach. Wierzę, że wywiad czy raczej kontrwywiad szwajcarski może być bardzo niemiły dla obywateli, ale nie porównywałbym go ze służbami PRL, których zadanie jeako łamanie kręgosłupów Kot określił bardzo trafnie. Jak już kiedyś pisałem, miałem okazję poznać wielu byłych sb-ków i w większości byli to normalni ludzie, niektórzy bardzo sympatyczni. Ale to samo można powiedzieć o gangsterach. Dla sąsiadów są to nieraz bardzo mili ludzie. Nie mówmy więc o ludziach tylko o instytucji i jej zadaniach.
Ogoliłam liny, odfiletowałam, posypałam skąpo solą i białym pieprzem, a po półgodzinie ziołami prowansalskimi i nieco majerankiem. Potem tylko mąka razowa i na gorącą mieszankę oliwy z masłem – smażyłam na ciemno – złoto, poszły na talerze w towarzystwie parujących, niewielkich ziemniaków i pomidorka pociętego w różyczkę, ogórka świeżego w podłużnych cząstkach i kawałków pieczonej z czosnkiem papryki. Rybkę polałam gorącym masłem. Mogę umierać.
Oh, Stanisławie!
Przestańcie już tak demonizować służby PRL. To też byli ludzie, różni i różnie służbiści. Nie sądzisz chyba, że wszyscy studenci wyjeżdżający za granicę musieli oddawać paszporty co najmniej pułkownikom SB, a potem jeszcze pisać sążniste sprawozdania z tego, co widzieli i kogo poznali.
Służby szwajcarskiego wywiadu czy kontrwywiadu były uprzejme i dyskretne, w żaden sposób nie niemiłe dla swoich obywateli. Na pozór. Dopiero skandal z wykryciem setek tysięcy tajnych kartotek uświadomił niektórym, dlaczego ich starania o jakieś stanowisko państwowe kończyły się niepowodzeniem i kariera doznawała załamania. Bo mieli w swojej kartotece „lewicowe” zainteresowania, podróżowali prywatnie do Budapesztu (sic!), udzielali się w krytycznych forach…
Natomiast przyznam rację Kotu. Wielu Polaków lubi pisać donosy, głównie po to, aby bezinteresownie zaszkodzić osobom, które darzą antypatią lub zawiścią.
Mój Osobisty dostawał z Polski listy od „życzliwej” osoby, która go ostrzegała przed ślubem ze mną, ponieważ go zdradzam i to „za dewizy” 😎
Pisanie donosów jest rzeczywiście dobrze rozwinięte w Polsce. Prawdziwych i fałszywych. W pisaniu donosów niezłe też były demonizowane przeze mnie służby PRL.
Tymczasem odeszliśmy od Tuwima. Myślę, że Tuwim donosów nie pisał. Chyba że w skeczach kabaretowych.
Bardzo sympatyczny ale niezbyt rozgarnięty major – „opiekun” naszego klubu, zachodził do nas m/w raz na kwartał, był goszczony przez szefa i bardzo to lubił. Szef wychodził do sekretariatu i prosił: nie opowiadajcie głośno kawałów, bo u mnie jest major – gumowe ucho.Nikt, nigdy nie miał z nim kłopotów, chociaż w spokoju wysłuchiwaliśmy straszliwych wieści o „wrogach” i było to nudne, jak stękane kazanie. Niemniej major wyczęstowany +- na długość butelki „Złotego Brzegu” (preferował ten napitek) stękał, że „meldunków” (czyt.donosów) przychodzi tyle, że aby je tylko sprawdzić trzeba by 10 x tylu ludzi, ile oni mają. Te zaciągi wyjazdowe, były trochę na nos – a nuż się uda. Chętnych mieli od metra – bezinteresownie, z troski o OJCZYZNĘ albo z chęci dokopania sąsiadowi, który dostał talon na motocykl. Minęły lata i oto okazuje się, że cały naród ( no z wyjątkiem tych sprzedawczyków z partii, wojska służb) calutki naród siedział na barykadach, śpiewał „Pierwszą brygadę” a w przerwie lizał rany kańczugiem zadane
Ranki jesienne
„Tylko te chłodne, pogodne,
Przewiewne ranki jesienne,
(Liliowe astry jesienne),
Senne, łagodne,
Gdy w miłym, szarym niebie
Wzrok rozczulony tonie:
Te ranki, te są dla Ciebie.
Byś w miękko wysłanym pokoju
Z liściasto-ptasią tapetą,
Bladobłękitna,
W tym właśnie dzisiejszym stroju,
Przez okno patrzała spokojnie
Na miłe niebo jesienne,
A na stoliku w wazonie
Niech będą astry liliowe,
Liliowe astry jesienne.”
Julian Tuwim
Pyro, cały naród nie siedział na barykadach, to jasne. Większość była systemowi przeciwna, ale bała się pisnąć. Ja pisnąć się nie bałem i często mówiłem, co myślę, a nie spotkały mnie z tego powodu żadne przykrości. Myślę, że po prostu miałem szczęście, gdyż znam wielu, którzy za opór zapłacili słono. Pisanie donosów jest obrzydliwe, ale wielu się tego dopuszczało nie dlatego, że sprzyjali systemowi, tylko z podłego charakteru po prostu. A przed sobą się tłumaczyli, że przecież donos piszą nie dla wzmocnienia systemu tylko dla pognębienia paskudnego typa, który niezasłużenie został nagrodzony albo utrudnia nam jakiś interes. O stronie barykady nieraz decydował przypadek, układy rodzinne, wyjątkowo przekonania polityczne. Te były częściej rezultatem niż przyczyną. W tej chwili rozliczanie z umiejscowienia względem barykady w owym czasie jest kompletnym idiotyzmem. Wolę rozliczać z zachowania teraz. Weźmy Wałęsę. Nie obchodzi mnie, czy na początku lat 70-tych coś podpisał czy nie. Wiem, co robił potem, szczególnie w stanie wojennym, kiedy nie dał się złamać. Mogę mieć mu za złe drobne śmiesznostki i większe uchybienia (zachowanie w stosunku do Turowicza i Wujca), ale nie przekreślają one jego wcześniejszych zasług. Ale to Prezydent, osoba, którą chcielibyśmy mieć nieskazitelną. Nie ma ludzi nieskazitelnych. Czasami na siłę się takich kreuje, a potem coś wychodzi i jest skandal. Pułaski ponoć uciekł do Ameryki przed osobami poszukującymi go za sprzeniewierzenie, faktyczne czy domniemane, kasy pułkowej. Kościuszko przed siepaczami nasłanymi przez pokrzywdzonego małżonka kochanki. Oficjalnie obaj pojechali walczyć o wolność. Czy to ma jakieś znaczenie dla zasług poniesionych dla Ameryki? Według mnie żadnego. A że może nie do końca nieposzlakowani? Nie ma ludzi nieposzlakowanych. A u nas robimy z kogoś nieposzlakowanego, a gdy okazuje się taki nie do końca, musimy go ukrzyżować. Zostawmy rozliczanie ludzkich słabości Panu Bogu i zajmijmy się własnymi. Zaręczam, że każdy z nas je ma.
Święte słowa, Stanisławie.
Ja akurat z Brzechwą sypiam, ale Tuwima kocham niestety bardzo.
Nie da się inaczej! Asia rzuciła tuwimowską jesienią w słowie, to ja rzucę jedną z moich ulubionych tuwimowskich interpretacji, muzyczną:
http://www.youtube.com/watch?v=xMnvrv5QPVY
Julian Tuwim
Melodia
„Wczesna jesień – oto moja pora.
Siwy ranek – kolor mego wzroku.
Siedzę w miłej kawiarni jak w obłoku,
Mogłbym tak do wieczora.
Za oknami tyle pośpiechu,
Ale ja nie wiem i nie słyszę,
I zamilkły w jesiennym uśmiechu,
Zapatrzeniem dalekim się kołysze.
Tak najlepiej: siąść w cukierni rankiem
I patrzeć, jak ulica chodzi.
W takie ranki jest się kochankiem,
I smutniej człowiekowi, i młodziej.
Od miłosci, od czułych wspomnień
Dzień zacząłem senny i pusty.
Z twoich słów, nie pisanych do mnie
Wiersz układam uśmiechniętymi usty.
A to wszystko razem jest melodią,
I melodii chwile są rade.
Cudzoziemka w palcie kraciastym
Śpiewnie, ślicznie zamawia „szokolade”.
Jaka wiotka, matowa kobieta!
Jak nas mało na świecie! Jak mało!
I jakimi perfumami zawiało!
I jaki poeta!…”
Czy to Tuwim miał zwyczaj mówić damom z towarzystwa:
„Żałuję,że nie poznałem Pani 20 kg wcześniej ” 😉
O tych mimozach,co to nimi jesień się zaczyna,to kiedyś dyskutowaliśmy ze
znajomymi,bo jak jak to w końcu jest? Na takim Lazurowym Wybrzeżu mimozy to symbol wiosny,tam kwitną już w lutym.U nas nie rosną,bo nie ten klimat.
A zatem…. ?
Danusiu – polskie mimozy czyli nawłoć 🙂
http://www.pinterest.com/pin/444871269412154937/
http://ziolowyzakatek.com.pl/nawloc/
Donosy, donosy…rozumiem rozgrywki dorosłych, jak to Stanisław określił, podłych ludzi, coś chcą ugrać, kogoś utrącić, podejrzewam, że większość z tych donosów pisana była/jest anonimowo.
Nie rozumiem, kiedy wplątywane są w to dzieci – na mnie w II-giej klasie ogólniaka napisano do wychowawczyni donos, że piję wódkę, chodzę na zabawy wiejskie, palę papierosy i ubieram się dziwacznie.
Mój tata został wezwany do szkoły, wychowawczyni pokazała kartkę (do dzisiaj jest w archiwum rodzinnym), tata rozpoznał pismo od razu, bo ta osoba pracowała wtedy razem z nim.
Nie szło o mnie, tylko żeby tacie dokopać, żeby miał trochę zmartwień na głowie i nie spał spokojnie.
Moja wychowawczyni, sporo młodsza od taty, postawiła go na baczność i wykrzyczała, co ona myśli o takim wychowywaniu dziecka, nie dopuściła go do głosu (i przyjęła na stojąco, na korytarzu!), dała wiarę anonimowemu donosowi. Kiedy skończyła tę tyradę, tata powiedział spokojnie, że jego noga w szkole już nie postanie i niech nie liczy, że on kiedykolwiek zjawi się na wywiadówce. Słowa dotrzymał.
Od tej pory miałam przechlapane u wychowawczyni, zresztą nie tylko ja, ale i moja przyjaciółka. Winna, bo bywała u nas, a ja u niej, byłyśmy nierozłączne i pewnie demoralizowałyśmy się nawzajem.
Uprzejmie donoszę na siebie, że w II klasie ogólniaka nie paliłam (zaczęłam w III-ciej), nie piłam wódki ani niczego, owszem, nosiłam spodnie w kwiatki, ale nie do szkoły 🙄
Nazwisko owej podłej osoby tata zdradził mi dopiero po wielu latach, kiedy mieszkałam już tutaj i pojechałam w odwiedziny.
Zdumiałam się.
Mimozami (prawdziwymi) u mnie jesień się zaczyna, pierwsze żółkną…Może dzisiaj udam się Za Róg, to zrobię zdjęcie, o ile liście jeszcze są. A najpierwsze (u mnie na Górce) gubią liście jesiony.
No to juz wiemy. Do zebrakow, zlodzieji i nygusow dolaczyl Polak Donosiciel. Sluby to byly fajne chlopaki za to narod jak wyzej.
Ciekawe jaka w koncu jest ta Polonia?
Pogoda jak w Madrycie +20C. Wino, kobieta, stek. Do tego piatek dzisiaj i nikt jeszcze na mnie nie doniosl, no ale jak mowia nie chwalcie dnia przed zachodem. Kanadyjskie sluzby to nie fajne chlopaki emigranci znad Wisly tylko miejscowi siepacze. Trzeba byc czujnym bo potem i tak ich nikt nie rozliczy 🙂
Praworzadnosc przede wszystkim.
Ciekawe czy jakies lasuchy dzisiaj zajrza?
YYC – kartofle z ogniska były dla łasuchów 🙂
Wiem, wiem Asiu 🙂
Swoja droga to poddalas mi mysl na popoludniowege ziemniaka do steka 🙂
Były też Pyrowe liny, a u mnie ryba „po grecku”.
Donoszę, że sytuacja w Chicago jest gorsza niż myślałem. Oto dowód. Odzianej na czarno bojówce przewodzi Sir Gilbert Levine.
yyc
25 października o godz. 16:30
„Ciekawe jaka w koncu jest ta Polonia?”
Ty, sam będąc Polonią, powinieneś coś na ten temat wiedzieć, prawda? Tym bardziej, że mieszkasz w mieście, gdzie jest większe skupisko polonijne, niż na przykład u mnie.
Ogólnie podaje się, że Polonusy w Kanadzie to szacunkowo ok. 900 000.
Nie wiem, czy to pierwsza generacja, czyli tak jak my, czy też bierze się pod uwagę drugą, trzecią generację. Podejrzewam, że to wszystkie generacje, bo aż tylu nas tu nie przybyło w ostatnim trzydziestoleciu.
Co do mnie, mam dwa obywatelstwa i dwa paszporty, tutaj jest to dozwolone, w końcu kraj emigrantów. I dobrze, że już w Polsce nie dają za to „po łapach”, ułatwia to załatwianie różnych spraw administracyjno-jakichś tam.
„Uprzejmie donoszę” było faktem, o teraźniejszości się nie wypowiadam, bo jej nie znam, wpadam z wizytą i nikt mnie nie zaprasza na żadne rozmowy 🙄
U nas ostatnio same hinduszczyzny, no gdzies z tamtejszych okolic. Znaczy sie slodkie ziemniaki, cieciorka, pomidory, cebula, curry paste, garam masala, mlody szpinak, kolendra i sok z limonki plus jesli ktos chce quinoa (czy jak to bylo po naszemu?). Pycha super i po dokladki lece co minut 6. No ale dzisiaj przy pogodzie jednak nieco chlodniejszej niz wczoraj stek nieodwolanie a hinduszczyzna posluzy za warzywko. Caly gar zrobilem wiec jest 🙂
No i moze ten ziemniak z ogniska. Wino w temperaturze nakazanej choc niepewnej tez bedzie z Napa.
Fakt.
Zapytalem.
Ryba po grecku tez moj ulubiony dorsz. Dawno nie bylo trzeba wiec bedzie zrobic. Jutro do podrabianych Amiszow po gaski i tluszcz gesi. Nie powiem na co ten tluszcz. Gesi na pasztet. No i tak sie zycie tloczy 🙂
Wiem, ze w wielu krajach afrykanskich popularna jest zupa z orzeszkow ziemnych; mialem ja wczoraj na obiad, pyszna. Przed laty probowalem ja zrobic z masla orzechowego, ale od razu wylalem do zlewu, bo trzeba zaczac od utluczenia fistaszkow, a zreszta bylo to prze internetem i nie mialem gdzie poszukac przepisu. Ciekaw jestem czy ktos z blogowiczow probowal zrobic taka zupe i moze sie podzielic przepisem?
ROMku – dopiero co podawała ją Nirrod na przyjęciu. Trzeba czekać aż pojawi się na blogu.
ROMek, ja gdzieś widziałam albo mam jak znajdę to podam. Rozumiem, że w googlach umiesz znaleźć więc nie podaję linków.
Quinoa=kosmosa ryżowa, ostatnio zrobiła karierę na naszym stole, więc wyczytałam, co to takiego.
Kupiliśmy taką mieszanke w pudełku, kosmosa plus suche warzywa, ale ja to trochę ubogaciłam świeżymi warzywami. Na przyszłość będę kupować bez dodatków i robić swoje mieszanki.
O tej zupie z orzeszków ziemnych też chyba pisała swego czasu Alicja a propos swoich wojaży do Afryki Południowej.
Asiu-polską mimozę chciał nam podarować nasz nadbużański sąsiad,bo rozpleniła mu się nad wyraz na działce.Jako,że u nas na wsi ogród w stylu francuskim 😉 zarządzany przez Osobistego Wędkarza,to daliśmy nawłoci odpór.Ona praktycznie kwitnie całe lato,zatem skłaniam się ku tezie,że chodzi o mimozy,które jako pierwsze żółkną np.u Alicji w Kanadzie.W sumie logiczne,skoro kwitną jako pierwsze to kończą żywot już zaraz na początku jesieni.Ufff-zagadka z mimozami nareszcie rozwiązana !!!
ROMek,
zupę z orzeszków ziemnych jadłam w Johannesburgu, po powrocie natychmiast zaczęłam kombinować i wyszło mi prawie identyczne, z tym, że dodałam troszkę świeżego tymianku na koniec, co nie zmieniło smaku. Pyszna i prosta – nie wiem, czy Twoja była z krewetkami, pewnie można i bez, ale nam smakowała ta oryginalna, z krewetkami. Ważne, żeby była dość gęsta, a ziemniaki razem z orzeszkami (już ugotowane) utłuc albo zmiksować. Orzeszki warto gotować najpierw (dłużej się gotują, dać im jakieś 10 minut, co sprawdziłam w następnych razach), a potem wrzucić pokrojone w kostkę ziemniaki. Przyprawiałam pieprzem, solą i ostrą pastą curry, ale ostrość bez przesady, przynajmniej jak dla mnie.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/13.ZUPY/Zupa_afryka%C5%84ska_orzeszkowa/
Mam jednak nadal wątpliwości a propos tej mimozy:
no bo skąd tenTuwim wiedział,że w Kanadzie ona żółknie,jako pierwsza?
Nie było internetu,nie było blogów i nie można było wyguglać…
To tylko Nowy może wyjaśnić; czy to palmiarnie, czy kwiaciarnie, czy parki
Danuśko,
rozczaruję Cię. Nie, to nie mimozami jesień w mojej części Kanady się zaczyna. Popatrz na „przedchwilowe” i parę wczorajszych zdjęć, mimoza jest podpisana:
https://plus.google.com/u/0/115054190595906771868/posts
p.s.
Znowu coś google chyba „ulepszył”, bo nie mogłam wrzucić tych zdjęć rutynowo jak zawsze, i nie wiem, jak się pokażą 🙄
Ano tak…nie mam zdrowia do „ulepszaczy” 👿
Danusko !
A skad Tuwim wiedzial ze w trzecim wagonie same grubasy.
I jedza te tluste kielbasy.
To już lepiej…konkretny album (chyba 🙄 )
https://plus.google.com/u/0/photos/115054190595906771868/albums/5938755382613601825
Alicjo!
W Austri te same drzewa dzisiaj wygladaja jak u Ciebie.
Tylko Mrusie inne.
Dla ścisłości – w moim terenie jesień zdecydowanie klonami się zaczyna (klony cukrowe), a całkiem zielona mimoza jest na zdjęciu nr. 10 i dalej. Zdjęcia mimozy robiłam dzisiaj, idąc Za Róg, wiał paskudny, zimny wiatr, chociaż jest bardzo słonecznie.
Kotek się zaplątał, bo ładowałam zdjęcia jak leci.
Sporo drzew na Górce zwłaszcza nie ma już liści, bo ostatnio mieliśmy dość porywiste wiatry.
Henryku,
Tuwim sporo wiedział 😉
(…”w ósmym słoń, niedźwiedź i dwie żyrafy”)
Danusiu – jednak nadal myślę o nawłoci 🙂
O polskich mimozach opowiada pan z Ogrodu Botanicznego w Powsinie: http://www.naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,391598,nie-mimozami-lecz-nawlocia-jesien-sie-zaczyna.html
Placku milosci Ty moja , juz Ci wybaczylem tych terrorystow
w smokingach . Mozesz pisac dalej .
Tuwim w piosence: https://www.youtube.com/watch?v=-ZMpsGZtP58
Alicjo!
A drugi wagon za parowozem ?
To klasa 1-sza.
https://www.youtube.com/watch?v=2Dl1PlxWD4w
Pokoik na Hożej: https://www.youtube.com/watch?v=_EH7s5ymziE
obowiązkowo 🙂 : https://www.youtube.com/watch?v=X4WWccQjDOc
Berlin 1913 i Leszek Długosz (Nowy – wiem, że lubisz 🙂 ) :
https://www.youtube.com/watch?v=IOJxQMivblg
„Pomarańcze i mandarynki” czyli „Sen złotowłosej dziewczynki” Tuwima
https://www.youtube.com/watch?v=PbuByYZtFy0
https://www.youtube.com/watch?v=PTPEm7FCtSU
Pomóżcie, proszę starszej pani – już nie na dzisiaj, bo dzisiaj mam koncert schrzaniony kompletnie, Nie wiem dlaczego co chwilę mam blokadę koncertu i widze tylko, jak Kasprzyk się miota, dęciarze otwierają usta i przecierają ustniki ze 3 minuty nic nie słyszę, znowu kilkanaście taktów itd. Aparaturę mam sprawną – nGrechutę i Długosza odsłuchałam, Demarczyk miała jedną przerwę, a Mahlera „Zmartwychwstanie” odpuściłam (zanim potrzebowałabym reanimacji) Dlaczego? Co ja źle robię?
Alicjo,
jeszcze o zupie orzeszkowej – czy te orzeszki kupione w sklepie, oczywiście niesolone, rzeczywiście rozgotują się dostatecznie ? Są przecież prażone. Myślę, że najlepsze byłyby świeże, ale to nie u nas. A jakich Ty używałaś ?
Tuwim współcześnie 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=4D62QROH2CE
Henryku,
Ontario i wschodnie prowincje Kanady klonami cukrowymi stoją, wschodnie stany USA też, takiego nagromadzenia klonów cukrowych nie ma nigdzie na świecie. A to one dają te kolory. Do tego trzeba dodać inne odmiany klonów, których tu sporo.
Dlaczego Kanada ma na fladze narodowej liść klonu? Ano właśnie!
Z klonów cukrowych pozyskuje się syrop klonowy, ceniony przez łasuchów jako dodatek do racuchów, naleśników, lodów i wielu innych potraw oraz napojów.
„Słodka” nie jestem, więc nie uzywam, ale drzewa jesienią mnie urzekają. W Europie nie widziałam ich za wiele, ale jak widzę, rozpoznam bezbłędnie 😉
Pyro – ja też mam dzisiaj jakieś problemy z internetem, co chwilę się blokują strony i też mam przerwy, tak jak Ty, przy słuchaniu muzyki.
Moja mama właśnie ogląda na TV5Monde program o najpiękniejszych ogrodach Francji. Teraz pokazują ogród, który zdobył 19 miejsce – jest piękny 🙂
Krystyno,
ja kupuje orzeszki ziemne w skorupkach, nie są prażone, „normalne”.
Na pewno gdzieś można dostać – ja pamiętam sprzed stu lat, jak pracowałam w Czechosłowacji, że tam zawsze były do dostania w skorupkach, i zawsze mnie proszono, żeby przywieźć.
Wyobraź sobie, kiedyś zasadziłam, ot, z ciekawości, jest to możliwe w polskim klimacie, bo mamy bardzo podobny, oprócz moich cholernych zim.
Rzeczywiście są „ziemne”, bo roslina sobie rośnie, a orzeszki wokół niej w ziemi płyciutko, albo tuż pod krzaczkiem ukrywaja się 🙂
Smak świeżych orzeszków jest bardzo podobny do smaku surowej fasoli i mnie „zniesmaczył”, ale przynajmniej spróbowałam „uprawy”. Na małą skalę na pewno nie warto.
Gallica przypomina: nie zapomnijcie o zmianie czasu 😉
http://gallica.bnf.fr/ark:/12148/btv1b9053025f
Alicjo,
orzeszki ziemne w łupinach oczywiście są w sprzedaży, mam mały zapasik w domu. Ta zupa jest interesująca. A z uprawą w mikroskali spróbuję wiosną, o ile nie zapomnę, traktując to jako ciekawostkę. Uprawa imbiru zupełnie się nie udała, może uda się z orzeszkami.
Moje „mimozy”
Tutaj jesień zaczyna się pod koniec sierpnia.
Mam wreszcie nową drukarkę. Nie sądziłam, że z kupowania tego urządzenia wyjdzie cała epopeja 🙄
Najpierw przez kilka miesięcy trwały dyskusje co do modelu. Przez ten czas, co było do druku, drukował sąsiad lub Młodzi. W końcu sprawa dojrzała do finału. Zdecydowaliśmy, co kupujemy, teraz – gdzie?
Według przeglądarki internetowej ceny sięgają od 149 do 411 Fr 😯
OK, to jeszcze przejdę się po lokalnych sklepach. Są tu takie dwa.
A w tych sklepach jakieś młodzieniaszki 18-19-letnie, znaczy się personel. W pierwszym pytają, czy może chodzi o pojemniki z atramentem do drukarki 🙄
– Nie. Ja chcę drukarkę!
– No, dobra. W sklepie nie mamy, ale możemy zamówić. O, właśnie mamy 10 proc. zniżki na wszystko tej marki, to będzie kosztowało 161.-
W drugim sklepie:
– Nie mamy, ale możemy zamówić. W piątek mamy 10 proc. zniżki na wszystko, więc drukarka będzie kosztowała 224.-
W takim razie zamawiamy w internecie, ale online już tych najtańszych nie wysyłają, choć cena nadal widnieje. Po dyskusji decydujemy się na zamówienie w pierwszym sklepie miejscowym.
Udaję się osobiście, dziś po południu.
Personel znowu inny, patrzy na mnie z niedowierzaniem, gdy mówię o 161 frankach, bo w katalogu (online) już cena 179.- z tą 10 proc. zniżką.
– Ale jeszcze wczoraj…
– Dziwne, że zmienili na piątek. Normalnie zmieniają w poniedziałek 🙄
Wracam do domu, sprawdzam filie tego sklepu z najtańszymi. Poszukiwany model znajduje się w sklepie odległym o 65 km. Dzwonię i pytam, czy mogą odłożyć jeden do odebrania dziś wieczorem.
Proszę bardzo, bez problemu.
Upewniam się co do ceny.
– 164.-
– Jak to? W internecie stoi 149.-
– A, bo to cena online.
– Ale online nie da się zamówić…
– Połączę z kierownikiem F.
Kierownik F. obiecuje odłożyć jedną w cenie online.
Przyjeżdżamy do sklepu. Pana F. nie ma (ma przerwę), odłożonej drukarki nigdzie nie widać, ale uprzejmy sprzedawca w średnim wieku wierzy mi na słowo, wyszukuje właściwy karton, wypełnia gwarancję, wypisuje rachunek na 149.- i zanosi nam ciężką paczkę do kasy. Po kwadransie w sklepie (ogromnym, a drukarek różnych modeli chyba ze 200) mamy drukarkę. Uff!
Myślę, że klient przychodzący po konkretny produkt miałby szansę na jeszcze większy rabat, gdyby się uparł 😉
Zwłaszcza wobec alternatywy: Co by mi pan doradził? I czym się różnią te wszystkie modele od siebie?
Alicjo!
Jesli wschodnie czesci Pensylwani sa na tej szerokosci co
Ontario , to klony u mojej corki sa podobne , myle ze identyczne
o tej porze roku.
To tylko 120 km. od New Jersey
Przeróżne rodzaje orzechów na kilogramy ( m.in. macadamia, laskowe, fistaszki ) są w Kauflandzie na stoisku z warzywami 🙂 oprócz tego widziałam też następne kilka odmian w opakowaniach od 0,25 do ok. 0,5 kg. Myślę, że w innych większych sklepach może być podobnie, tylko w tym rzucają się w oczy bo są zaraz przy wejściu.
W Austri pojawila sie zurawina w sklepach ,od wczoraj .
Opakowania 0,5 kg.
PRZEOCZYLEM ile kosztuje.
Duze M musisz wchodzic do srodka 🙂
Tak sobie myślę właśnie yyc, że w innych sklepach aż tak nie rzuca się w oczy 🙂 zwróciłam uwagę, bo leżą te orzechy w większym wyborze niż ziemniaki i cebula np. 🙂
Niestety lub stety ten sklep najbliżej mnie.
Zupa z orzeszkow ciekawa, ale w sieci glownie przepisy z pasty orzeszkowej (peanutbutter?). I co przepis to jednak inny. Z i bez pomidorow, z i bez ziemniakow, etc? Zona lubi orzechy wiec ja moze zaskocze 🙂
Trzeba bedzie wpisac nieco inne haslo.
Ja orzechowy nie jestem choc chetnie podlubie czasem. Macademia jedne z ulubionych. Inne roznie. Czas na keks Krystyny sie zbliza wiec bedzie trzeba jakies orzechy kupic. Zeszlym latem, znaczy rokiem, wyszly pyszne keksy 🙂
W grudniu wylot do Toronto bedzie trzeba zabrac jakies przeroby dla tamtejszej Polonii. Niech choc sprobuja jakie na przedgorzu sie robi wyroby domowe. Za to kielbase od nich sprowadzam przy kazdej okazji choc kielbasy jakos rzadko na miejsu kupuje 🙂
Dlatego właśnie ja ROMkowi nie podawałam linków, bo tez nie wiem, która mu tak smakowała. I tez nie jestem „orzechowa” ale gdzieś mam jakiś polecany przepis. Mam nadzieję, że jak wróci z Chartumu to będzie 🙂
Henryku,
Pensylwania jest kilkaset km. na południe od Ontario, klimat jest tam zdecydowanie łagodniejszy, niż u mnie. Ale klony są te same w całej wschodniej Ameryce 🙂
Przegryzłem się przez dzisiejsze wpisy i też powiem, że z Tuwima mógłbym zacytować…, ale nie o to chodzi. Zupę orzeszkową z pewnością spróbuję zrealizować.
Chodzi o to jednak, jak to wtedy było. I powiem Wam, wszystko skreslilem i zycze dobrej nocy
„…jesień, jesień już…”
https://www.youtube.com/watch?v=wOIQybT7DAU
dzień dobry …
jedziemy na grzyby … 🙂
Skreślałem, skreślałem, ale po głębokim namyśle postanowiłem skorzystać z pozwolenia Henryka i podzielić się z Państwem paroma niebezpiecznymi przemyśleniami.
Tuwim nie żyje, a zatem spór o mimozy pozostanie wiecznie żywy, a moja wersja pokrywa się z interpretacją Asi i Nemo – mimozy złotawej, kruchej i miłej, ale jej polskiej odmiany, nawłoci pospolitej, krewnej astrów. Drzewo mimozy na zdjęciu Alicji nie wygląda mi na kruche, poza tym Rej nie używał słowa mimoza, ale nazwa czułek wstydliwy to rodzaj męski, a mężczyźni tacy mili nie są, poza tym wątpię by Niemen śpiewałby o czułku, w dodatku wstydliwym.
W Kanadzie to goldenrod, niesłusznie zwalczany jak plaga, we Francji to „bagietka” Aarona czyli pastorał brata Mojżesza .
Solidago canadensis
Tak naprawdę podejrzewam, że Tuwim pisał o mimozach, a myślał o kobietach, lokomotywa to parowóz historii, a kawior bardzo lubił lub czuł do niego marksistowską odrazę 🙂
A najgorzej przy kawiorze:
Tam – na zabój, tam – na noże,
A jak złapią – szczerzą zęby
I smarują głodne gęby
Czarną mazią jesiotrową
Zawsze myslalam ze to chwast, w Niemczech nazywa sie „kanadische Goldrute”. Wikipedia mowi ze nalezy to do rodziny astrowatych, ani
slowa o mimozie.
U nas jest teraz urodzaj na sandacze, w moim malym rybackim sklepie
kosztuja cale ryby po 5 euro za kilogram, a wybebeszone 8.
Dzien dobry!
Mialo byc slonce a co ? ,,psinco,,
Cieplo +14°
Kto z Panstwa wymysli dla mnie obiad w
Swieto Narodowe Austri.
Z ruskimi akcentami.
Milej soboty i slonka.
Henryku, moze sie przejasni. U mnie na wsi taka mgla, ze gory nie widac.
Lokomotywa
„Stoi na stacji lokomotywa,
ciężka, ogromna i pot z niej spływa?”
I była dziewczynka, mała dziewczynka
z wierszem Tuwima.
Była maleńka jak wiotkie drzewko –
brzózka, jodełka, jabłonka.
Mała dziewczynka z zieloną śpiewką
jak łąka.
A gdy słyszała świst lokomotywy,
to chyba z dali.
Mała dziewczyna ? muzyczny motyw
z sznurkiem korali.
I odjechała mała dziewczyna
w ciemnym wagonie,
ale nie było w wierszu Tuwima
o niej.
Ani nie było o tamtych kominach,
co dymią,
kiedy przyjeżdża mała dziewczyna
do Oświęcimia.
Ani o matce nie było, ni o mnie,
gdy ucichł kuł turkot,
a mała dziewczynka, co dali ją w płomień,
to moja córka.
Stanisław Wygodzki
Magdaleno !
My tez juz mamy piekne solonko.
Gory tez sie pokazaly.
+ 20°
13.06
Prosze mowic o rybie ,,sprawiona ,, – a ,nie wybebeszona .
u mnie juz tez, wlasnie ze spaceru i jarmarku wrocilam, troche pokupilam a do jedzenia bedzie regionalnie Presswurst z cebulka i oliwa dyniowa
12:07
Nie wiem , czy kiedys czytalem cos rownie bolesnego. Jestem caly pod wrazeniem tych slow.
Henryku.47 sznycel wiedenski i stakanek Stolicznej. Wodka sie skoczy znaczy Ruskie wyszly 🙂
Do Czech poszly. Ciekawe co Czesi z tej okazji pija.
To w końcu zdradzałaś za dewizy czy one do tego nie były konieczne? 😉
@Plackowi
dziekuje za publikacje wiersza Stanislawa Wygodzkiego, jednego z najbardziej szykanownych poetow pochodzenia zydowskiego w okresie moczarowskim PRL.
Wygodzkiego los nie oszczedzal. Auschwitz – smierc wielu bliskich.
W czasie wojny Yom Kippur 1973 jego syn Adam byl ciezko ranny wspominal o nim m.in. korespondent BBC w owym czasie Chaim Topol a takze bliski kolega Branley (Bralek) Zeichner ( w 1968 student mat. na uniw.wrocl.)
Po smierci pisarza (1992 r.) wydano niegdys w Izraelu piekny Zeszyt pamieci o Stanislawie Wygodzkim (red. Krystyna Bernard-Sztatler, Dfus Beni)
eva47,
mówimy o dwóch rzeczach , ja mówię o drzewie mimozie, innych roślin pod tą nazwą nie znam.
A to o czym piszesz (goldenrod), owszem, występuje w Kanadzie (w moich stronach przynajmniej)gęsto. Wysoka roślina, ale nie drzewo, latem zrobię zdjęcie, jak nie zapomnę. Zresztą, można wygooglać.
Nawłoć to nawłoć, mimoza to mimoza, zwłaszcza ta „wstydliwa”.
Tylko dotknąć gałązkę, zwiera listki, o tę mimozę mi szło:
http://www.fotosearch.pl/fotografie-zdjecia/mimoza-drzewo.html#comp.asp?recid=66330443&xtra=
Placku,
odczytałam Twój wpis i wiersz Wygodzkiego, który jest wyrzutem pod adresem Tuwima, że pisał wiersze jakie pisał.
Ostatnio czytam sporo biografii polskich pisarzy i poetów, i zawsze krytycy (współcześni autorom) i koledzy po piórze mają pretensje do tych drugich, że coś mógł napisać, a nie napisał, tu mógł zadziałać, a nie zadziałał, dlaczego interesował się tym a nie tamtym itd.
Czy można wymagać od poety (artysty w ogóle) tego, żeby był na zamówienie społeczne czy polityczne? Raczej źle się to kończyło, źle dla artysty, a po jakimś czasie im to wypominano, że przytoczę choćby Szymborską, Broniewskiego, no i przykład, który podałeś wyżej. Tuwim nie może już dzisiaj się „obronić” i powiedzieć, dlaczego o tym nie pisał. Każdy ma swoje powody. Ludzkie.
Alicjo – „Lokomotywa” Tuwima powstała w 1938 roku.
Wiersz Stanisława Wygodzkiego jest bardzo przejmujący. Podpisuję się pod słowami Nowego (14:47).
ja tez
Przyszłam do stołu po pracowitym dniu, a tu czekał na mnie dramatyczny wiersz Wygodzkiego, że tylko łbem w mur walić i krepy czarne zakładać. Nie miał łatwego życia… A kto z tego pokolenia miał łatwe życie? A.Watt? Jasiński? Czechowicz? Baczyński? Już nie wracajmy do tych naszych zmarłych bez mogił, nie w atmosferze pokrytej sadzą. Pamiętamy i jak dowodzą wypadki wokół nas, nie potrafimy tej pamięci przekazać następcom. Nawet nasze marzenie o Europie bez granic, bezpiecznej i otwartej jest dosyć powszechnie negowane. Więc po co?
Młodszej nie ma, więc urządziłam sobie dzień kuchenny całą gębą:
– zlałam cukrowy nalew z owoców dzikiej róży, połączyłam z nalewem procentowym, przefiltrowałam i rozlałam w butelki;
– ugotowałam grochówkę pierwszorzędną na mięsie i boczku (z lekka przesolona, niestety) pójdzie do zamrażalnika;
– upiekłam placek korzenny z dynią a’la Barbara – właśnie odpoczywa;
– zamarynowałam 2 udźce indycze i żeberko wieprzowe, które to jutro pójdą w piekarnik w rękawie, a wieczorem posłuża za kolację dla wszystkich moich dzieci (Ryba z Matrosem odwożą po drodze Młodszą i u nas zanocują) Synuś chyba dołączy.
Alicjo, gdzies Ty znalazlas u Wygodzkiego wyrzut pod adresem Tuwima i Lokomotywy? To jest placz nad zamordowanym dzieckiem. ktore pierwsza( i ostatnia zapewne) lokomotywe zobaczylo gdy wiozla je na smierc.
Nie znalazłam, tylko takie skojarzenie, Kocie. Brzmi jak wyrzut.
Jesienne tęsknoty, nostalgie zadumy…
http://youtu.be/oHbGP01Xnws
Łojezu, Pyro,
to się czyta tak, jakbyś tym wszystkim miała dokończyć to, c… i: co właśnie?
Cholera, sam próbuję, ale, coś nie nadążam.
Jeszcze chwila wzruszeń chociaż tu w kresowej szatce
http://youtu.be/nRnOvyxITF8
Alicjo – Zarzucasz mi wyjątkową podłość. Już od środy podróżuję od więzienia do więzienia. Czy spędziłaś w więzieniu choćby jeden dzień?
„Siedzę z Janem w trzynastej celi
na Ratuszu, pośrodku miasta
trzy dni temu razem nas wzięli
posadzili, trzymają i basta”
Czy mam zapomnieć kiedy, gdzie i jak zginął Jan Hempel? Czy aby czegoś nie zapomnieć nie muszę tego wiedzieć?
…Ja? Cóż ja – siedzę od piątku,
mogę siedzieć tak choćby miesiąc,
ale Jan ma katar żołądka, no i lat
bez mała sześćdziesiąt…
Każda strofa wypalona w pamięci na wieczność. Taki już ten Władek był – nieznośny i wielki.
Caviar and Ashes
Chyba na temat. Wiersz Wieniawy o jesieni? Chyba też. Pół roku w życiu Elżbiety Dzikowskiej? Na temat.
Pyro – Mnie także czasami ogarnia smutek.
Tak, był wielki. Dlatego rację ma Pepegor – chodzi o to jak było, bez złocenia i posładzania.
Tam zakwitły mimozy, tak złociste jak klony,
w bukietach zapalonych wieją ciepłem ambrozji.
Tu zajaśniały klony, tak złote jak mimozy,
gdy w pobliżu złe mrozy przytupują, skulone.
Liściu, nie łudź się czasem, złote skrzydło nadziei !
Na sztachety śpiczaste w porywie się nadziejesz !
Nie fruniesz na południe, złocisty samolocie,
gdzie mimoza, śniąc cudnie, w klonowym czeka złocie…
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska Mimoza i klony
Niemen śpiewał tak ;
Ach, czułymi, przemiłymi snami
Zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
W snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
Jak tą złota, jak tą wonną wiązanką.
Jeśli ktokolwiek woli wstawić do wazonu wiązkę drzew, proszę bardzo 🙂
Na zakończenie autentyczne nagranie – Służący SB i Nieważne Kto
Miłego dnia 🙂
Faktycznie, przewala się wszyskto.
Nawet nie mam pojęcia, do czego mogę się jeszcze odnieść. Na wszelki wypadek podziękuję Plackowi za ukrytą linkę do „Balu w Operze”. Wydawało mi się że znam, a to były zaledwie cytaty. Tuwim!
„W słońcu, w cieniu, na miękkim kamieniu, siedziała młoda staruszka.
podszedł do niej pan niski wysokiego wzrostu z brodą, bez zarostu.
Kobieta siedząc wstała i nic nie mówiąc powiedziała :
Mam gęsi parę, będę topiła smalec”
Mam gesi i … 12 lirow gesiego tluszczu. Bedzie smalec na rok. Zamroze oczywiscie. Wiec jest tak. Smalec glownie do pieczenie, smazenia etc. Koncuwka jednak ma miec inne przeznaczenie czyli na chleb. Moze z cebula przesmaze, moze z jablkami, moze z figami, kto wie? Jutro ma spasc snieg bedzie czas na decyzje.
Gruszki to inny temat. Mam juz 3 sloiczki, ale teraz zabawa sie zacznie. Ocet winny bialy i czerwony, aceto balsamico, etc i w najblizszym czasie gruszek ciag dalszy tylko co sloik to inne 🙂 Experymenty. Gruszki male w calosci (obrane) i duze w polowkach. Raj gruszkowy 🙂
Pyro- też miałam dzień bardzo pracowity,a wieczór towarzysko niezwykle wesoły 😀
Kulinarnie było pod znakiem ryb oraz z lekka hallowinowo,bo już trochę w powietrzu snują się te klimaty: https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5939176258805853649
Wyjaśniam,co na półmiskach:
-pomidory faszerowane tuńczykowo-sardynkowo-twarożkowo
– śledzie pod pierzynką z duszonej cykorii,udekorowane żurawiną i prażonymi migdałami (ta cykoria to zamiast cebuli z wiadomych powodów)
-gravlax z avocado,bo kolorystycznie dobrze się komponowało
Danie zasadnicze-zupa rybna z widocznego na zdjęciu szczupaka podana z rybnymi pulpetami.Na deser szarlotka-totalna klęska,nie wiem dlaczego się nie udała 🙁
Dobrze,że w ostatnim momencie kupiłam lody waniliowe i tymi lodami ratowałam
okoliczności deserowe.
A, zatruję tak:
Wczoraj wyniuchłem, a dziś wyeksploatowałem poletko rydzów.
Wyniuchałem o tyle, że na spacerze z maleńką Alunią zauważyłem kanie i rydze, a fakt ładunku w gaciach maleńkiej nakazywał powrót do domu. Zwłaszcza, że było późno i zmrok zapadał szybko.
Dzisiaj dobrałem to, czego nie mogłem zabrać wczoraj. Zrobię fotki i umieszczę, jak dam radę, bo picasa tak mi usprawnia, że nie nadążam już. To co miałbym do pokazania to rydze nieznanej mi dotychczas wielkości i w miejscach, w których bym ich nigdy nie szukał.
Danuśka – pięknie te półmiski wyglądają. Szarlotka? Czasem coś nie wyjdzie. Od lat robimy kruszaniec (placek kruszankowy) – Ank potrzebowała do szkoły. To był początek października, więc z węgierkami. Wiadomo, że kruszaniec najlepszy jest z wiśniami albo z węgierkami. To jest ciasto bezpieczne – nie ma się co zepsuć. I co? I dopiero trzecia blacha była, jak trzeba. Pierwsza totalny klops, drug zostawiłam w domu, część dała się zjeść, i dopiero ta trzecia… Dlaczego ? Nie wiem. Jedyny raz upiekłyśmy kluchy zamiast ciasta. Podobno nie ma się co zepsuć…
Placku,
to ja jestem wyjątkowo podła. Myślę, że nikt nie musi wiedzieć wszystkiego i nikt nie musi pamiętać wszystkiego.
dzień dobry …
wczorajsza wizyta w lesie to sama przyjemność … grzyby jeszcze są ale jakby mniej i niestety połowa robaczywa … dziś robię naleśnikowe paszteciki z kapustą i z grzybami ..
Alicja, dzien dobry,
ja mialam na mysli mimoze ktora polecil Placek o 7:52.
Na razie pochmurno, ale dość ciepło. Mokre ławki, mokre trawniki. Pies nie przyjmuje do wiadomości zmiany czasu= o 7.oo rano musiałam z nim wyjść.
Placek z dynią wg Barbary bardzo smaczny – coś pośredniego między piernikiem, a keksem. To ciasto solidne, nie suche wewnątrz. Ja wykończyłam pasemkami cytrynowego lukru, ładnie wyglądają białe mazaje na ciemnym spodzie. W przyszłości przekroję jescze ciepły i przełożę powidłem. W każdym bądź razie wszedł w żelazny, domowy zasób ciast sezonowych. Jedyna moja modyfikacja polegała n tym, że zamiast po łyżeczce przypraw, wsypłam dwie łyżeczki przyprawy piernikowej.
Rozmawiałam z Młodszą – wiem, że w Warszawie lato i spacerują po parku pałacowym w Nieborowie w krótkim rękawie. W domu będą po 19.00 i mam niczego nie gotować, bo wiozą mnóstwo weselnego jadła. W tej sytuacji indyk idzie do zamrażalnika, a żeberko upiecze się we wtorek.
Moja synowa na szczytach może nie świata (jeszcze!) ale Mt.Hood najmniejszym nie jest (prawie 3400m npm.)
Zuch dziewczyna!
http://alicja.homelinux.com/news/jen1.jpg
p.s.Też się tam wybiorę kiedyś!
Dzisiaj topienie, gotowanie, pieczenie, miksowanie. Zajety dzien. Smalec gesi na poczatek, gruszki w 5 smakach po smalcu. Te smaki to kazdy z osobna znaczy sie. Pasztet gesi kolejna robotka. Za oknem snieg z deszczem ale poki co zielono na ziemi, zapowiadaja jednak spadek do -11C w nocy i 15-20 cm sniegu. Zabawy sie skonczyly a bylo tak milo. . Od jutra slonce ale chlodno a co potem jeden pan od pogody wie i ci od ocieplania poprzez oziembienie. No coz koniec pzdziernika to i tak darowane 3 tygodnie jesieni.
Przez przypadek otworzyłem kolejną szkatułkę pełną wspomnień, obrazów i podtekstów, tym razem związanym Tuwima tubetrozą. Jej zapach był bardzo popularny za czasów mej prababki Amelii, a sam kwiat po dziś dzień jest np. dla Hindusów, symbolem miłości. Piosenkę śpiewa syn mego kolegi ze studiów, bo i Marek Grechuta w moich snach kocha i szepcze, a pominiętej ostatniej zwrotki prawie nikt już nie pamięta. Prawie.
„O, dziewczynko! O, złotowłosa!
O, zmysłowa dziewczynko blada!
Sen się iskrzy, jak z papierosa
Dym, gdy w słońca złocistość wpada.
A tymczasem ? po pustej sali
Pierrot szuka zgubionej róży,
Z Leonelią tańczy Allali,
Leonelia oczęta mruży.
Gdy się bajka roztopi w mroku,
Przyjdą cudne, smutne dziewczynki
Na obciętym położą loku
Pomarańcze i mandarynki.”
……..rozą 🙂
3400 i rosną drzewa? W maleńkich Tatrach piętro lasu kończy się o wiele niżej, w Alpach – to Nemo będzie wiedziała. Tak czy owak przyjemnie popatrzeć na ziele w górach (przypomniałam sobie łyse Andy z podróży Alicji i Małgosi W)
Pyro, Andy od strony Oceanu są łyse przez zimny prąd Humboldta, który powoduje , że nie ma tam opadów.
Małgosiu – masz oczywiście rację, co w niczym nie zmienia mojej, osobistej konkluzji : nie mogą mi się podobać łyse stoki (obojętnie jak majestatycznych gór). To tylko racja estetyczna.
u mnie tez kulinarna niedziela, wprawdzie nie bardzo ambitnie, ale przynajmniej mam zabezpieczone jedzenie na prawie caly tydzien i bede mogla tylko odgrzewac
nawet na ciasteczka owsiane z czekolada czas sie znalazl
Ja protestuję !!!
Nie lubię tej jesiennej zmiany czasu,bo przecież już o tej porze jest ciemno,a za chwilę będzie noc już przed 16.00 🙁
Ok,to na tyle narzekania,a teraz już do rzeczy:koniec października zamienił nam się w koniec sierpnia i nawet najlżejszej kurtki nie trzeba było z szafy wyciągać.Udaliśmy się zatem w turę po cmentarzach,częściowo samochodowo,tam gdzie dalej,a częściowo rowerem,tam gdzie bliżej.W okolicach cmentarzy ruch już spory,a chryzantemy wydają się być co roku piękniejsze i w oszałamiającym wyborze.Bardzo lubię te kwiaty i dla mnie nie są one przeznaczone jedynie na groby,w ogrodzie albo w salonie też prezentują się pięknie.
Irku-wczoraj moim gościom zaserwowałam między innymi Twoją morelówkę.
Spodziewałam się gratulacji i owacji,bo mnie ta nalewka bardzo smakuje 🙂
A nasi przyjaciele zaczęli jęczeć,że za bardzo wytrawna i że trzeba więcej cukru.
Ona ci bezcukrowa,bo jedynie z dodatkiem suszonych moreli i teraz biję się z myślami,czy dosłodzić.Ech,te dylematy domorosłych nalewkarzy….
Od kuzynki Magdy dostałam w prezencie cudnej urody ceramiczny wałek do ciasta,
rodem z Bolesławca.Magda mówi,że wałkowanie ciasta takim wałkiem to czysta przyjemność i na pewno ma rację.Latorośl natomiast orzekła,że tego rodzaju narzędziem nie da się dać chłopu po głowie.Skąd ona wie takie rzeczy 😉
O dziwo,moja szarlotka dzisiaj zdecydowanie lepsza niż wczoraj,no ale przecież znowu całego towarzystwa z tego powodu na dzisiaj nie zaproszę.
pepegor
26 października o godz. 23:42
Pepegor, zmiłuj Ty się.
Jaki mężczyzna mówi tak o bieliźnie damy?
Danuśka, Morelówka jest nalewką bezcukrową . Nie dosładzaj.
Piję herbatę bez cukru, ale znam takich co potrafią wsypać sześć łyżeczek do filiżanki 😯
Irku-też piję herbatę bez cukru 🙂
Zatem postanowione,morelówki nie dosładzam.
Pyro,
tak jest – 3400m npm. I w krótkich rękawkach 😯
W dalekim tle (oddalona o 78km.) Mt. Jefferson- 3200m npm.
Młode pomieszkują w pięknych okolicach przyrody, trzeba się tam wybrać na dłużej. Wcześniej zawadziliśmy o te okoliczności tylko przejazdem/przespaniem, byliśmy tam dwa razy, ale ograniczeni czasem, teraz mamy czas (i metę!). Ekspertem nie jestem, ale wydaje mi się, że ciepły Pacyfik łagodzi te okoliczności przyrody nawet na sporych wysokościach.
Ogromnie podoba mi się zachodnie wybrzeże tego kontynentu,
bo tam jest wszystko, co by człowiek chciał zobaczyć „na po pierwsze primo”, jeśli chodzi o przyrodę.
Ten nie dał rady 🙁
Może nie miał kijków?
To zdjęcie z Mt.Hood na Mt.Jefferson. Nic, ino lecieć, póki siły są!
https://dl.dropboxusercontent.com/u/1149620/portland/Live/MtHood/mtjefferson.jpg
Granica lasu na ca 1850m
Tam (Timberline Lodge) Stanley Kubrick nakręcił fajny film („Shining”).
Czekam na akceptację 🙁
Granica lasu jest tam na ca 1850 m. W hotelu na tej wysokości Stanley Kubrick nakręcił fajny film – horror „Shining”.
Hotel nazywa się Timberline Lodge.
A szczyt z 12 lodowcami wygląda tak
Fajna górka.
Fajna, ale za śniegiem nie tęsknię 🙂
(Dla mnie ciut za wysoko)
http://alicja.homelinux.com/news/Photo%2010-26-2013,%201%2039%2010%20PM.jpg
Nie trzeba zaraz tak ekstremalnie.
1500 m niżej też się jest na górze, która ma ponad 3400 m. I można w krótkim rękawku 😎
Ohooo !
Cos ja ugryzlo.
To było do Placka.
Dzisiaj tam pada śnieg, a po sezonie w ogóle jest trochę ryzykownie 🙁
Z innej beczki, a raczej z canoe. Wczoraj byliśmy na imprezie u geologów, były liczne „okazje” do celebrowania, ten obchodził, tamten odchodził, inni przychodzili (studenci, bo tu studentów się zaprasza na imprezy „starszyzny”).
Tak się serwuje piwo 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_0209.JPG
p.s.Impreza była w stodole szefa departamentu, dom nie pomieściłby tylu ludzi.
RIP
LOU REED (1942-2013)
_____________________
http://www.youtube.com/watch?v=QYEC4TZsy-Y
Trochę niżej
Naprawdę Wam się chce ? Przyjemnośś jakaś w tym jest ?
Alicjo masz śliczną synową 🙂
To ha też zamilkło na zawsze 🙁
DużeM,
synowa jest fajowa 🙂 Znam ją od latdziesięciu plus.
Filozof i informatyk z wykształcenia. Oczytana, jest o czym z nią pogadać, ja takiej wiedzy nie posiadam, ale właśnie rozmowa z ludźmi, którzy coś mają do powiedzenia poszerza horyzonty, że tak walnę banałem 😉
Spoczywaj w spokoju, Lou…
http://www.youtube.com/watch?v=0KaWSOlASWc
http://www.youtube.com/watch?v=QYEC4TZsy-Y
Przepraszam, że przepraszam, ale wzięło mnie na Kanadyjczyka…
bardzo lubię, od stu lat. Nomen omen…
http://www.youtube.com/watch?v=-yxiu1o63CA
Dobrej nocy wszystkim .
Milego i pogodnego tygodnia.
Tak mi się wzięło przy okazji…
http://www.youtube.com/watch?v=M02KxIYTYQU
nemo
27 października o godz. 20:37
???
Prawdopodobnie masz doskonałe doświadczenie w tych terenach,a moje smarkate nie mają.
Przeżyli.