Wyjątkowa księga szefów
Chodzi tym razem o książkę kulinarną napisana przez 16 szefów kuchni. Są oni w różnym wieku ale wszyscy są członkami Stowarzyszenia Szefów Kuchni. Wszyscy też mają wielki dorobek w dziedzinie popularyzowania dobrej kuchni, niektórzy prowadzą własne restauracje, większość z nich wydała też książki kulinarne. Są też dobrze znani polskim (i nie tylko) smakoszom, bo bardzo często można ich zobaczyć jak gotują na ekranie telewizyjnym, występując w różnych stacjach.
Nowa książka tego imponującego zespołu mistrzów gotowania zawiera aż 150 przepisów, które – jak twierdza autorzy – są do zrealizowania także przez gotujących amatorsko czy prowadzących własne gospodarstwa domowe. Z pobieżnej lektury wynika, że jest to chyba możliwe. Wszystkie produkty bowiem są dostępne na polskim rynku a stopień trudności też jest do pokonania. Zwłaszcza przez tych, którzy w swojej kuchni spędzili choć trochę czasu.
„Księga” prezentuje współczesne trendy w polskiej kuchni – od podejścia tradycyjnego do nowoczesnych i bardzo modnych technik jak sous vide czy kuchnia molekularna (spieszę dodać, że sam nie jestem zwolennikiem tej ostatniej techniki). Wśród przepisów są więc takie dania jak grasica cielęca z borowikami i chałką, polędwiczka w kruszonce ziołowej czy pierogi z kaszanka okraszone cebulą i kawałkami dyni.
Książka jest też wspaniale zilustrowana przez świetnych fachowców – małżeństwo: Dorotę (stylizacja potraw) i Bogusława (fotografie) Białych, a wydawcą jest firma Gruner + Jahr Polska.
Na koniec wymienię głównych bohaterów księgi czyli autorów przepisów a są to (w kolejności ukazywania się): Jerzy Pasikowski, Robert Sowa, Waldemar Hołówka, Wiesław Bober, Marcin Budynek, Tomasz Jakubiak, Tomasz Deker, Teo Vafidis, Stefan Birek, Konrad Birek, Michał Górecki, Przemysław Klima, Krzysztof Kopciński, Jasiek Kuroń, Jarosław Walczyk i Artur Świerżewski.
Jest się na kim wzorować!
Komentarze
Artur Świerżewski , on sam łagodny, skromny i miły, ale w Zielonce, w wiejskim sklepiku, dziczyzna 🙂
Przepraszam – Galopujący catering Artura Świerżewskiego
Pierogi z kaszanką brzmią swojsko i ponętnie,chociaż z całą pewnością nie wpadłabym na to,by okrasić je dynią.Ale gdzie mi tam do wielkich szefów kuchni!Grasicę cielęcą przyrządzała swego czasu jedna z naszych koleżanek.
To było jej popisowe danie:grasica w sosie holenderskim,palce lizać.
Ogólnie książka może być z całą pewnością ciekawą inspiracją dla łasuchów spragnionych nowych smaków.Czekam,kiedy Marek napisze swoją książkę kucharską,bo ostatnio nam w kulinarnie się niesłychanie rozochocił 🙂
Niebo lazurowe,ale szybę samochodową trzeba było skrobać.Coś wcześnie nam się zaczynają poranne przymrozki 🙁
Krysiade-miseczka odłożona,jest pretekst do kolejnego spotkania 🙂
Pani, a gdzie mnie tam do pisarstwa! Ja prosty szklarz bez wykształcenia , co dwóch zdań sklecić nie umie do literatury rwał się nie będę. Mnie tam wystarczy słoik umyć, jabłko czy brzoskwinię obrać czy oskrobać, do garka włożyć, cukru dosypać i to wszystko.
Zapas dżemów na zimę mam, teraz przemyśliwam jak confit zrobić. Z kurczaka, z kaczki i z gęsi może , jak mi się uda złapać oczywiście. Czytam tu i ówdzie, ale co to za confit, co je można w trzy godziny zrobić. Ja to bym chciał tak powolutku, pyr , pyr na prawie wygasłym piecu co by się nie zagotowało, a dochodziło jak trzeba, żadne tam rach ciach i po wszystkim.
Pewnie zacznę za trzy dni, jak mi śliwki poznańskie dobrze wyjdą i pojadą gdzie trzeba. Rano skończyłem robić brzoskwinie, zrobiło się ich połowę mniej, bo woda z nich uciekła. Jeszcze wczoraj cytrynę było czuć, a dziś rano to sama brzoskwiniowa esencja w tych powidłach znaczy jak mawiają nasi : cr?me de la cr?me . Piętnaście małych słoiczków po przecierze wyszło. Pewnie trzeba dorobic…
Pogadałam z Pepegorem – niech sobie Jagodę nawiedza i niech to będzie sympatyczne i smaczne spotkanie (jak to u pt Blogowiczów naszych) ale przesyłkę do Żaby niech po drodze podrzuci do Inki. Od niej też blisko do autostrady, tylko z drugiej strony miasta i Haneczka zabierając Inkę przed wyjazdem na Hubertusa od razu wrzuci przesyłkę do samochodu. Transport z Gniezna musiałby dołożyć do drogi ok 70 km, co jest bez sensu. A wszyscy chcą pomagać Starej Żabie, co jest odruchem szlachetnym (tu mordka). Miałam zamiar usmażyć jeszcze z 5 kg śliwkowych powideł, bo mi bardzo smakują i już zżarłam 2 słoiczki, ale jak Marek mówi, że mnie podkarmi, to już smażyć nie będę. Teraz poczłapię z pieskiem po zakupy.
No nie; nie daruję – też się uśmiechnijcie.
http://kartofel.salon24.pl/537489,kaczynski-gen-anders-stal-tam-gdzie-stalo-zomo
Dopieszczona przez Tereskę Mrusia zbudziła mnie o piątej, bo głodna 😯
Pieszczoty pieszczotami, ale miseczka pusta!
Pyro,
gorąco było u nas wczoraj na ogródku, w osłoniętym od wiatru miejscu, ale ten spacer Za Róg, wzdłuż jeziora, był całkiem całkiem!
Jutro mamy spacjalne wydarzenie, 30-ta rocznica ślubu Szwagrostwa. Wymyśliłam coś na tę okazję, będzie to połowiczna niespodzianka, bo musiałam być pewna, czy czasem komu nie zaszkodzi „kołysał nas zachodni wiatr…”.
Zapytałam Tereskę, Marian nic nie wie i w nieświadomości swojej pozostanie do jutra – otóż umówiłam się z kpt.Markiem na kilkugodzinną wyprawę pod żaglem. Zabieramy wałówkę i szampany, pogoda ma być jak drut, byle tylko trochę wiało!
Jak nie, to będziemy dmuchać w żagle 🙂
Tereska powiada, że nic lepszego nie mogłam wymyślić – miała pomysł, że zaproszą nas do jakiejś restauracji i tam uskutecznimy obchody. Łajba bije wszystkie restauracje!
No i czy żivot nie je cudo?!
A śledząc do tyłu, gdyby nie blog, gdyby nie Cichal, z którym via blog się zaprzyjaźniliśmy (rejs „w ciemno” na Florydzie 3 lata temu!), gdyby Cichaly do nas nie przyjechały swego czasu i nie poszlibyśmy do portu pooglądać jachty, to nie poznalibyśmy kpt.Marka. Prosty dowód na to, że, jak Pyra mówi, blog potęgą jest i basta!
Alicjo-zaczęłam się w cichości ducha zastanawiać,kiedy mamy jakąś okrągłą rocznicę.Skoro w Kingston zapewniają przy tej okazji takie super atrakcje,
to trzeba sprawę przemyśleć 😉
Dzien dobry, mowa o Cichalu, a on slabowity bardzo ostatnim tygodniem. Napisal mi wczoraj, ze lekarze podejrzewaja jakies mini, ale nieciekawie brzmiace sprawy. Musi zaczac bardzo na siebie uwazac.
Juz podobno czuje sie znacznie lepiej. Ewa wrocila na dobre do swojego zawodu i opiekuje sie chorym.
Danuśko – Osobisty nie pojedzie, bo ryb z j.Ontario nie można jeść.
Nowy – pozdrów chorego od nas. Ewie roli nie zazdroszczę (mówiła, że Cichal w szpitalu to był postrach personelu; najpierw uwodził, a kiedy stwierdził, że nie skutkuje, zaczynał się pieklić) Co tu dużo mówić – chory Mąż, to klęska (okres męskiej choroby powinien się paniom liczyć podwójnie do emerytury, jak wojna).
Nowy,
obściskaj Cichala i powiedz mu, żeby się nie wygłupiał, przecież to facet nie do zdarcia i tak ma pozostać 👿
Pyro,
ryby z jez. Ontario można jeść. Kiedyś Wielkie Jeziora były zanieczyszczone podobno bardzo (pobliski przemysł i rozbujane drogi wodne), dlatego ostrzegano, że kobiety w stanie błogosławionym nie powinny jeść więcej jak jedną rybę na miesiąc. Ale te czasy minęły, tu podsyłam stosowne rozporządzenie w tej sprawie, nie mam czasu tłumaczyć na j. polski, podam tylko jedno zdanie z poniższego, „With a few exceptions, fish caught in the Great Lakes are safe to eat – Z niewielkimi wyjątkami wszystkie ryby poławiane w Wielkich Jeziorach można jeść”.
(Jeszcze nie doczytałam o tych wyjątkach).
Tak twierdzi Ministerstwo Surowców Naturalnych (ja bym powiedziała – ministerstwo gospodarki wodnej i czegoś tam)
http://www.mnr.gov.on.ca/en/Business/GreatLakes/2ColumnSubPage/STEL02_173913.html
Dzisiaj w planie mamy spanie (goście jeszcze śpią i niech sie wyśpią!), około południa udamy się do wsi, bo przecież jeszcze nie widzieli! Pogoda jak wczoraj, aczkolwiek może, ale niekoniecznie musi, przelecieć jakiś deszczyk mały. Z cukru to my nie są 😉
Obostrzenia co do jedzenia niektórych ryb w czasie ciąży nadal istnieją i u nas.
Alicjo – Twoja Mrusia jest tak urodziwą kocurką, że należy jej pozwolić i na udeptywanie nad ranem i na wylegiwanie się w przejściu a zwłaszcza na dywanie – kolorystycznie świetnie do niego pasuje, a Ty przecież jesteś mistrzynią kolorów! Należy pozwolić jej też na zabieranie poduchy – urodziwym wolno dużo! Ona ma w sobie coś urzekającego. Ja nie znam się na gotowaniu, ale na kocurkach bardzo. Serdeczności. Nana
Nana – miłośniczki/cy psów i kotów serdecznie witani na Blogu. Siadaj z nami.
Przed chwilą Paweł Wiedeńczyk skończył zdalnie czyścić mój komputer, do którego wpuściłam niebacznie jakiś wredny program, utrudniający mi życie od czasu tej nieszczęsnej blokady reklam. Nije długi wobec Anioła rosną. Teraz, kiedy Paweł już nie pisuje na Blogu odczuwam pewne zażenowanie, że mu głowę zawracam… On ma jednak dla mnie cierpliwość. I dzięki.
Polska największy producent gęsiny w Europie…
Tylko niech mi ktos podpowie: gdzie można kupić smalec z gęsi?
Polska największy producent gęsiny w Europie…
Tylko niech mi ktos podpowie: gdzie można kupić smalec z gęsi?
ps
Jestem niespotykanie spokojny człowiek. Tylko zaraz się wścieknę. Czy ja muszę kupić samochód Skoda? Czy ja muszę sto pięćdziesiąt razy oglądać reklamę na tym blogu. Ślepy jestem korzystram z powiększenia 200% i żeby zamkąć reklamę która wyjeżdża z dołu muszę cofnąć powiększenia, zamknąć reklamę i spowrotem powiększyć. Czy Tygodnik Polityka musi się znęcać nad słobowidzącymi? Czy chęć zysku usprawiedliwia wszystko? Mam powoli tego dosyć.
Nana,
Mrusia zadowolona, dopieszczona (na tyle, na ile sobie pozwoli!).
No to lecimy na wieś!
Nowy-przekaż proszę Cichalowi nasze życzenia zdrowia.
Przypomnij też naszemu Koledze,że pstrągi około żabiobłotne czekają na sprawdzony
tandem wędkarzy 😉
Panie Majki-pozostaje Ci zatem kupić gęś i wyprodukować smalec osobiście.
Nie takie Ty ze szwagrem…. 🙂
Gospodarzu,
DZIĘKUJĘ BARDZO! 🙂
Klasycznie Panie Majki Nisia pisała wiele razy, że kupuje w Piotzer i Pawle, ja widziałam w Almie, może w innych hipermarketach też a bardziej ekologicznie 🙂
http://www.ziola-zycia.com.pl/smalec-gesi-p-86.html
Mam kanie na dzisiejszą kolację, podgrzybki na jutrzejszy obiad i trochę zblanszuję i zamrożę (przede wszystkim pokrojone nózki i wielkie kapelusze, będą w zimie dodawane do różności). Mam tez 2 słoiki nadzwyczaj kolorowej marynaty wg wczorajszego przepisu, siatkę jabłek z brzoskwiniami i silikonową matę do ciasta. Z wyliczenia wychodzi, że byli Inka z Lucjanem w drodze od Haneczki. Też przekazałam drobny gościniec do Żabich Błot.. A jak ktoś będzie u Żaby, to niech wielkim głosem domaga się kruchego placka z pyrowymi wiśniami z nalewu pod czekoladową polewą. W życiu nie jedliście takiego kruchego ciasta.
Marek – specjalistyczne sklepy drobiarskie mają smalec i mają tłuszcz gęsi. Można kupić.
Pyro ja mam dość dużo takich wiśni, czy one dobrze smakują w cieście ? Bo smak mają bardzo ostry, może powinnam dodać cukru przed dodaniem do ciasta?
Duże M – w cieście prawie cały alkohol się ulatnia albo wchodzi w reakcję drożdżową. Ale moje wiśnie są słodkie (te o których mowa) bo zaczynałam nalewkę od cukru, a sprit dodawałam dopiero, jak cukier się rozpuścił. Owszem – same, jako takie są dość ostre w smaku ale są wielce użyteczne : macza się je na patyku w gorzkiej czekoladzie i robi własne cukierki; dodaje się po parę sztuk do lodów z bitą śmietaną albo do sałatki owocowej, stosuje jako bakalie do ciast, albo – jak Żaba układa wqrstwę na blacie z ciasta i zalewa polewą.
Duże M – ciąg dalszy, bo zapomniałabym : maliny z nalewu trzymam na lekarstwo – przeziębienie, przemarznięcie i wieczorem herbata z nalinówką a na talerzyku maliny z nalewu, zżerane bardzo chętnie i doskonale rozgrzewające. Natomiast z nalewki żmudzkiej miałam suszone śliwki i rodzynki. Całą zimę piekłam keks Krystyny i to plus orzechy i skórka pomaraczowa, to było coś przepysznego. Tego roku zrobię też tę nalewkę przede wszystkim dla tychowoców z nalewu.
Dziękuję Pyro, drożdżowego nie umiem za dobrze ale w takim razie zrobię kruche z wiśniami, bo inaczej czekałyby na lody.
A mam też porzeczki, które już nie są tak intensywne w smaku jak wiśnie, bardziej delikatne i te z pewnością doskonale do ciasta się nadają. Malin niestety nie dostałam, choć te lubię najbardziej. Jeśli nadają się do keksu Krystyny to super, nie pomyślałam.
DUŻE m – DO KEKSU kRYSTYNY WIĘKSZE OWOCE TRZEBA POKROIĆ Przepraszam, gapiostwo.
Marek tym razem nie ma racji. Ta reklama Skody i kilka innych reklam lata nachalnie nie tylko po portalu „Polityki” po innych też hula.
Dobrze, że przypomniałyście o keksie, dawno go nie piekłam. Gdybym miała takie wiśnie, jak ma Pyra, też bym ich użyła.
Domowe przetwórstwo w zasadzie zakończone, choć powinnam zrobić jeszcze gruszki w zalewie słodkokwaśnej, używane do pieczonej kaczki. Ale niewiele, może z 1,5 kg owoców. I korci mnie czarny bez. Pogoda zapowiada się ładna, więc będę mogła wybrać się tam, gdzie rośnie.
A żurawie jednak jeszcze nie odleciały, tylko okna są przeważnie zamknięte i nie słyszę ich głosów.
Krystyno – napisz do mnie maila, dobrze? Jutro przeczytam – podAJ W NIM ADRES PRIV.
Od momentu włączenia komputera do chwili gdy zacząłem pisać reklama otworzyła się PIĘĆ razy. Przykro, mi ale się wyłączam. Widać , że Polityce nie zależy na stałych wiernych czytelnikach, bardziej zależy na klikalności i reklamodawcach. Uważam, że poważna gazeta mogłaby mieć poważnych informatyków, którzy potrafią tak zamieścić reklamę , która nie doprowadza ludzi do białej gorączki. Może kiedyś…
Idiotyczna ta reklama ,,sk´´´zwlaszcza na blogu kulinarrnym.
Przykro mi, jest mi bardzo przykro, ale teraz muszę jechać do banku i apteki, a zatem moje towarzyskie samobójstwo nastąpi we wczesnych godzinach wieczornych, czasu lokalnego kiedy to się, za przeproszeniem, ustosunkuję bo i ja mam wreszcie dosyć tego siedzenia przed monitorem i milczenia gdy uszy mi płoną 🙂
Teraz tylko parę słów na naprawdę ważny temat – Cichalu, wracaj do zdrowia jak szybciej.
Jacek
Świat jest mały – spacerując po Kingston, emerytowany major spotkał sie z majorem w służbie czynnej (wojska lądowe)
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9423.JPG
Co za traf! Akurat dwóch jest takich na szkoleniu jakimś tam, od połowy lipca aż do połowy grudnia. Dałam śwarnemu majorowi wizytówkę i zaprosiłam, kiedy tylko mają wolny czas, pokażemy okolicę, zjemy obiad itd. Bardzo się ucieszył. Tereska go wypatrzyła w tłumie, zaczepiłyśmy, dzień dobry, o, po polsku mogę wreszcie pogadać z kim innym niż kumplem z woja, powiada,
no a potem od słowa do słowa, że dwa majory, maja wspólnych znajomych w tych sferach i tak dalej. Powtarzam – świat jest mały!
Piękny dzień znowu, połaziliśmy po Kingston. Z kulinarnych przygód – zaciągnęłam do mojej ulubionej Świnki (Chez Piggy), akurat była nasza stara przyjaciółka Hilara, kelnerka, która (za parę dni minie 31 lat) wprowadziła nas w życie kingstońskiej bohemy. Hilara naonczas studiowała germanistykę i dorabiała jako kelnerka. Rzuciła studia, bo doszła do wniosku, że kelnerowanie, zwłaszcza w Chez Piggy, jest ciekawsze. I bardziej opłacalne.
Tereska ma chyba podobnego do mnie ducha – wszystkiego trzeba spróbować! Marian patrzył na nas z niesmakiem, a myśmy pożarły 2×6
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9418.JPG
Spróbowała i doszła do wniosku, że dobre 🙂
Fakt, Placek ma rację – Cichalu zdrowiej proszę.
W sprawie reklam chyba nie powiem ( żeby się nie zepsuło 🙂 ) w jakiej przeglądarce oglądam, bo mi się skoda nie wyświetla, ani inne reklamy też i nic z tym nie robiłam 🙂
dzień dobry … 🙂
Danuśka to chyba ten dzień, kiedy można Cię ściskać imieninowo … wszystkiego najlepszego … 😀
a tu coś dobrego do ryby lub mięsa …
http://eatafterreading.blogspot.com/2013/09/pikantna-salsa-sliwkowa-z-brandy-i.html
cichalu przesyłam dobre myśli …
Danuśka – 100 lat! 100 lat! niech żyje , żyje nam!!!!
Cichalu – ordynuję Ci szybki powrót do zdrowia.
witam. interesujaco jest tutaj…warto wracac. pozdrawiam 😉