Uczta u francuskiego opata
Przygotowując się do nowych zadań czyli prowadzenia zajęć w tworzonej przez grupę uczonych zapaleńców wyższej szkole kulinarnej siedzę w Bibliotece Narodowej i czytam. Od dziś zaś będę miał do zbiorów BN bliżej. Nauczyłem się bowiem korzystać z adresu www.polona.pl pod którym znajdują się zbiory tej książnicy w formie elektronicznej i ogólnodostępnej. Dotyczy to także książek kulinarnych.
Zagrzebałem się po uszy w lekturze dzieła Józefa Peszke autora żyjącego w latach 1845 – 1916, którego „Kuchnia polska dawna: urywki z jej dziejów od czasów najdawniejszych do końca wieku XVII” jest lekturą fascynującą. Dotyczy ona – trochę wbrew tytułowi – nie tylko kuchni polskie czy słowiańskiej ale i innych. Oto ciekawy cytat opisujący obyczaje francuskie: „Opat z Lagny, konsyliarz królewski, wydał czasu postu u siebie obiad na 8 osób, pomiędzy któremi znajdował, się arcybiskup i prezydent parlamentu paryskiego. Ściany jadalni owieszone były kobiercami, na kredensie piętrzyły się srebra stołowe, podłoga posypana była gęsto posiekanym zielem pachnącym, stół ubrany kwieciem wiosennym i zastawiony bogato nalewkami (aignieres), pucharami (coupes a pied), dwiema cukiernicami (drageoires), nakoniec solniczkami srebrnemi, które zwykle na stołach średniowiecznych zajmowały miejsca poczesne i należały do sprzętów najzbytkowniejszych, nieraz wysoką wartość artystyczną posiadających. Chleb czerstwy, dwudniowy służył, pokrajany w skiby odpowiedniej grubości, zamiast talerzy, na nim też rozbierano potrawy. Wieki średnie w ogóle talerzy płytkich całkiem nie znały; biesiadnicy potrawy stałe, jak mięso i ryby, jadali albo na skibach chleba, albo też na deseczkach, po płynne zaś, łyżką sięgali do misy wspólnej dla wszystkich. Później dopiero nastał zwyczaj stawiania przed gośćmi miseczek, zwykle jedne na dwie osoby, z których kąski nałożone wyjmowali palcami. Ale wróćmy do uczty naszej. Na początek podano po kwarcie wina (pin de Grenache) na dwu gości, niewątpliwie w jednym pucharze dla obu, bo taki był zwyczaj ówczesny; zdarzało się nawet nieraz, że wszyscy biesiadujący pili po kolei z jednego naczynia. Do wina zastawiono kołaczyki gorące (echaudh), jabłka pieczone, posypane ziarnkami cukru (dragets), pięć miarek (quartcois) fig pieczonych, „sorets” (może rybki wędzone?), rzeżuchę i rozmaryn w gałązkach. Dziwne według pojęć naszych dzisiejszych, rozpoczynanie obiadu od rzeczy słodkich, było podczas wieków średnich powszechne i przetrwało do końca wieku XVI, a zdarzało się nawet później jeszcze. Na danie drugie wniesiono potrawę (potage ), na którą złożyły się rzeczy następujące: siekanka (salmis) z 6 szczupaków i tyluż linów, 1/2 funta łuku (porre) zielonego, śledzie świeże, 6 węgorzy dzień naprzód nasolonych i 3 pomuchle (merluches) solone, przez noc całą moczone, następnie oprócz ryb wymienionych dodano jako przyprawy: 6 funtów migdałów, 1/4 funta imbieru, 1 uncję szafranu, 2 uncje korzeni różnych (menues epices), 1/4 funta cynamonu miałkiego i 1/2 funta ziarnek cukru (iragees). Po tej potrawie podano ryby: płaszczki (soles): kurki (gournaux), węgorze morskie (congras), płaszcza (turbot), łososia, karpie z la Maine i inne. U sposobie przygotowania ryb tych nic nie powiedziano. Zamiast pieczystego i przystawek (entre-mels) postawiono na stole: minoga morskiego (lumfiroie), delfina (marsouin): makrele płaszczki (soles), leszcze, sardele z sokiem winnym (aloses au verjus), ryż z migdałami pieczonemi. Wety stanowiły: kompot posypany ziarnkami cukru (dragees) białemi i zielonemi, ciastka rumiane (rissohs), figi, daktyle, rodzynki, orzechy laskowe; do tego 4 kwarty (pintes) wina przyprawnego (hipocras) i na osobę po i andruty (oublies). I o zmówieniu modlitwy i umyciu rąk, goście przeszli do bawialni, gdzie im podano jeszcze wina i konfektów korzennych. Służba ich tymczasem zasiadła do resztek obiadu, a tych musiało być nie mało, gdyż ośm osób, obdarzonych nawet apetytem nadzwyczajnym, tylko stosunkowo nie wielką część potraw tak obficie podanych spożyć mogło.
Obiadu zupełnie takiego oczywiście w kraju naszym wówczas nie można było wyprawić, jednakże uczty wystawne na zamku krakowskim, poznańskim, wrocławskim, płockim lub czerskim, albo też w siedzibach biskupich, prawdopodobnie zasadniczo nie różniły się od niego. Dobór potraw musiał być niewątpliwie inny, lecz sposób przyrządzania i podania ich podobny.”
Uff! Cytat może przydługi ale chyba wart przeczytania. I cieszy ponieważ czas podobnego obżarstwa dawno już przeminął.
Komentarze
Słonecznie witam z Pyrlandii. Slonecznie i bardzo chłodny ranek, Drzewa za oknem płowieją, u niektórych czuby już się przebarwiają.
Gospodarz urządził nam prawdziwą ucztę z dawnej kuchni i trzeba stwierdzić, że nieźle się służba biskupia odżywiała. O gustach się nie dyskutuje, więc i ja nie będę wydziwiała nad doborem tego, co najwyraźniej smakowało dostojnikom. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że zupełnie niepotrzebnie gorszymy się ilością przypraw stosowanych w kuchni sarmackiej; w jadalniach Paryża nie tylko juszki (sosy) zaprawiane były pieprzem, cynamonem, cukrem i szafranem, ale podawano „korzenie” na przystawkę w ilościach wręcz hurtowych. Widać nie tyle chodziło o smak, ile o podkreślenie statusu. Taki mercedes na stole – poznać pana po cholewach.
A w naszym mieście w ranach corocznej Polagry odbył się wielki konkurs kulinarny i zwyciężyła 2 osobowa drużyna w poznańskiego hotelu Platinum. Dostali sporą nagrodę pieniężną i dyplom mistrzów Polski. Odbywający się jednocześnie Festiwal Smaku odwiedziło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Co to, to nie – jedzenie w tłoku jest ubliżające.
errata : nie w „ranach”, tylko w „ramach” Polagry
W dzisiejszej Rzepie jest dłuuugi artykuł o „smoku gender” (że odwołam się do wiersza Bobika) Najpierw się zgorszyłam, potem spojrzałam kto to napisał i – jak ktoś nazywa się Pacan…. Ja wiem, że z nazwisk się nie drwi, wiem. Ja mam tylko skojarzenia.
Pyro 9:47,
A nie lepiej to, zamiast się gorszyć, poczytać sobie „Czterech pancernych”?
Nawet z psem.
asik – pewno lepiej; lubię „Czterech pancernych” i lubię psy. Idę do zajęć, a cytując Nowego, mówię „do później”.
Teraz już wiemy skąd u Francuzów miłość do ryb. O tym czym 700 lat temu delektowali się dygnitarze piastowscy nie wiemy nic, ale za naszych czasów jest skromnie 🙂
„Na przystawkę podano pierożki z dziczyzną w bulionie z sarny, smażony na maśle szpinak z suszonymi i świeżymi borowikami. Następnie był delikatny krem z ryb słodkowodnych z rakami, smażonym sandaczem i grzankami w maśle rakowym, Jako danie główne podano comber z jelenia gotowany z jagodami jałowca, puree z czerwonej kapusty, gruszek i świeżego chrzanu, domowej roboty kiełbasę z dzika, pieczone buraki, chrzanowe kopytka i sos z czerwonego wina. Na deser prezydent Komorowski skosztował musu z czekolady Valrhona z jagodowym coullis i rurką czekoladową z nadzieniem kawowym”
kto gotował, gdzie, po co
U mnie jeszcze głucha noc, pigwy zapylają się same, za darmo (wyzysk), a ja już spożyłem „bon mota” Voltaire (kolacja) i dżenderem zagryzłem 🙂
Pyro – Przecież ty z nazwiska Jakuba Pacana nie drwisz, Ty jedynie sugerujesz iż jest głupcem.
Henryku – Słyszałem, że śląski dżentelmen jest nim dla wszystkich bez wyjątku. Czy to prawda? A może tylko Pepegor? Czy wiesz co jest gender? 🙂
Łżesz Placku,
jaka noc głucha – u mnie już niebo czerwienieje na wschodzie! U Ciebie też!
Zdaje się, że dzisiaj czeka mnie sprzątanie 🙁
O la la! Placku – jak tam byli samorządowcy, to dali radę. Poza tym porcje „reprezentacyjne” są malutkie, żeby wiele dań można było spróbować.
Na ten obiad w Kaliszu z przyjemnością dałabym się zaprosić 🙂
W tej sytuacji ucztę u opata z Lagny odpuszczam i niech wszelkie winy też będą mi przy okazji odpuszczone 😉
Nasze pigwy już w słoiku zasypane cukrem.Za kilka dni zalejemy je czym należy 🙂
Alicjo – Współgarz. Wiem też gdzie można nabyć suszone prawdziwki. Dziękuję za przytarcie nosa Francuzowi 🙂
A teraz może czas na nasz skromny, ale własny atak na kler bo atak na Kurczaka Zagrodowego jest niebezpieczny 🙂
Na kler i na dziennikarzy Polityki – Arcybiskup Hoser zaczyna mówić po rosyjsku, redaktor Szostkiewicz po angielsku. Koniec Ataku.
Placku!
Nie wiem co to slaski gentelmen ,pierwszy raz slysze.
Nie wiem co to gender , no moze troche ale mnie juz nie dotyczy.
Nie wiem co to placek.
Nie wiem w jakim celu te glupie pytania.
Nie wiem co to Buc ,tego wulgaryzmu francuskiegu uzyla kolezanka z blogu. To ostatnie moze ona wyjasni.
Badz zdrowy
Jaki współgarz, jaki współgarz! Ja mówiłam o jutrzence, a nie o wschodzie słońca 🙄
A słońce już swoją drogą wzeszło. I mamy LATO (nie mylić z babim latem), co mnie cieszy z okazji jutrzejszych gości. Niech ktoś wreszcie zaświadczy (oprócz moich dwóch sióstr), że nie wszędzie w Kanadzie pachnie żywicą, ale koniec września/październik jest tu zwykle piękny i może zachowywać się jak lato w porywach.
Oby jak najdłużej!
Henryku,
nie chcesz wiedzieć, co to słowo znaczy w okolicach Krakowa 🙄
Nie, nie o dżentelmena mi chodzi!
Alicjo – Nie Ty ale słońce, słońce mym wspólnikiem, łgaliśmy wspólnie zapominając o tym, że Ty mieszkasz zaledwie 270 km od nas i widzisz naszą jutrzenkę 🙂
Na 43 minuty przed wschodem słońca w Toronto zrobiło się jasno jak w dzień.
Henryku – Wierzę Ci i wątpię.
Placku, 😉
dla znawców wulgaryzmów francuskich nie powinno być tajemnic 😎
Pakuję się na wakacje. Zrobiłam rundkę po sklepach w poszukiwaniu godnych zastępców dla moich sfatygowanych „adidasów” firmy Merrell. Po ok. godzinnym przymierzaniu (w porze obiadowej nie było klientów)i wydatnej pomocy miłej ekspedientki zdecydowałam i nabyłam podobny model z tej samej firmy. Z nowym obuwiem na nogach wracałam do domu i dopiero w połowie drogi przypomniało mi się, że sprzedawczyni mówiła coś o specjalnym sprayu do goreteksu 🙄 Nie chciało mi się wracać, a teraz to już odległość ponad 3,5 km… Pójdę do jakiegoś bliższego. Co kupuję nowe buty, to jest kolejna epoka technologiczna 🙄
nowa epoka w mojej garderobie 😉
Placku,
ale ja mieszkam bliżej wschodu, niż Ty 😎
Znaleziony w Polsce kolo Bydgoszczy. Pol miasta bedzie mialo zupe na swieta. Az dziw, ze Placek jeszcze tego nie widzial 🙂
http://www.bbc.co.uk/news/world-europe-24292021
Dzień dobry 🙂
To nie prawdziwek, to prawdziw 😀
Nemo, dziękuję! Cebulki zeszły mi z oczu (pan mąż przestawił 🙄 ) i z pamięci też. W poniedziałek wielkie wkopywanie 🙂
Nemo – możesz się na buty zamienić z Młodszą i nikt nie zauważy. Tyle, że ona już z młodszego pokolenia, kiedy to kobiety przestał „stąpać na różanych stópkach”. Tak to jest : Janeczka nosiła buty nr 35 – na starość 37, ja kiedyś 36,5, potem 37, teraz 38, a i 39 założę, chociaż są za długie nieco. Młodsza startowała od 39 teraz nosi i 39 i 40-tlę. Córka sąsiadki pracuje w obuwniczym i na moje pytanie o wygodne 38 mówi, e małe rozmiary rzadko bywają, bo dziewczyny noszą 40 i 41, Mój Dziadek martwił się o moje stopy, jak u złodzieja z Podola (tak mówił: 38? Jak złodziej z Podola). Nie dożył czasu damskich pantofli 41
Uczta po francusku? Jak najbardziej. Od wielu tygodni leży obok komputera zamiennie z The Joy of Cooking. Ludzie czego tam nie ma! 3600 przepisów.
http://www.ebay.fr/itm/Lart-culinaire-moderne-bonne-table-francaise-etrangere-1936-/190856438173
Podolski złodziej.
Cholera, mam roboty huk, a ochoty ku temu żadnej. Znane jest to uczucie komuś? I jeszcze kot mi tu wydziwia 🙄
Pyro,
mój aktualny rozmiar (tych butów) to 38,5 czyli amerykańskie 8.
Też kiedyś zaczynałam od 36 😉
Nogi jak podolski złodziej
A ja ciągle 36 w porywach do 37 😕
Alicjo, dawaj robotę, mnie już wszystko jedno. Ona kocha takie durnowate haneczki, które same szukają i potem tłuką się po nocy 🙄
YYC – Widział, ale biedak był wtedy jeszcze maleńki, damskie 7, ale miło, że wpadłeś. Sama i Ciebie nigdy nie widziałem razem 🙂
O mały włos, a bym zapomniał – to ja jestem wynalazcą gortexu.
Haneczko,
ja także samo durnowata, chociaż tylko w porywach, a nie w ciągach.
We wtym porywie wlazłam na daszek nad drewutnią i pozamiatałam, już się miałam brać za czyszczenie rynien, ale puknęłam się w głowę i durnota mi odeszła, wszak miałam sprzątać W DOMU, a nie przy/na domu!
Tu wyjaśnienie: daszek nie jest stromy, raczej czubaszkowaty średnio.
Trochę nawiało igieł sosny i w ogóle nieładnie, Jerzoru oczywiście to absolutnie nie przeszkadza, ale ja widzę bordello (ciekawam, co łoter na to).
A propos rynien, od stu lat podpowiadam, kup chłopie siatki-kratki na rynny, czego wiater nie zwieje, to lekuchno zmieciesz sam.
Odsiedziałam 5 minut i letę dalej. Z powodu okoliczności przyrody mamy w rynnach jesienią zatrzęsienie i nawet więcej liści.
Oddalam się do następnej roboty.
Alicjo-siatki-kratki na rynny też nie są idealnym rozwiązaniem,bo w zimie po ciężarem śniegu wyginają się na wszystkie strony.Można oczywiście je przed zimą zdejmować,
co zrobiliśmy właśnie rok temu.
Póki co żadnymi rynnami się nie przejmujemy i lecimy na spacer z czworonogiem.
Ufffff!!!
Zależy, jakie siatki-kratki, Danuśko. Można dobrać akuratne, które się nie wyginają. A przede wszystkim zmieść z nich liscie przed pierwszym śniegiem!
Teraz niestety mam czas na piwo 😎
Nie wyobrażam sobie obiadu od podania rzeczy słodkich, podobnie jak tutaj nie pasuje mi w tutejszych restauracjach podawanie sałaty na początek. Ja lubię sałatę jako towarzyszkę do dania głównego, a nie przed. Zwykle zapycham się sałatą, bo lubię, a porcje są owszem, i nic więcej już mi nie wchodzi 🙄
Miarki, funty, uncje i kwarty średniowieczne też mi niewiele mówią, ale bym przerobiła na swoje „oko” 😉
Tyle na zrazie, lodówka się uprasza o porządek niejaki.
Nasz Sławek ma swojego Borysa.W stolycy mamy teraz też naszą przytulankę 🙂
http://www.warszawa.pl/Wiadomosci/Dla_mieszkanca/21,9906,2,1,0,0-Przytul_misia!.html
Podawanie słodyczy na początku to obyczaj kaszubski. Nie wiem, jak to wygląda np. na niedzielnym obiedzie, bo nigdy na nim nie byłam, ale na proszonej kolacji owszem. Pierwszy raz byłam bardzo zdziwiona, spodziewając się czegoś słodkiego dopiero na koniec, potem już wiedziałam, że będzie inaczej. Tak jest też na rodzinnych spotkaniach. Ale już w domu kolegi, z pochodzenie Kaszuba, ale ożenionego z nie- Kaszubką ten zwyczaj nie obowiązuje. Różnie to zatem bywa.
Jesień to bardzo pracowita pora. Wracam zaram do mojej pigwy. A w przyszłym tygodniu przymierzę się do czarnego bzu. I chciałabym przygotować jeszcze trochę pomidorów w słoikach. Dobrze, że moje poranne grzybobranie było niezbyt obfite.
To jest miś na miarę warszawskich możliwości.
A dzwoneczki ma?
Nie ma.
Potrafi łowić ryby?
Nie potrafi.
Potrafi pójść na kielicha?
Nie potrafi.
Potrafi pływać po morzu?
Nie potrafi.
Potrafi latać samolotem?
Nie potrafi.
Potrafi wleźć na chójkę?
Nie potrafi.
To ja się pytam co to za Miś!?
Boris jest jeden i jedyny, głupotą jest porównywanie go z przytulaskiem warszawskim. Przytulasek jest bardzo, bardzo miły i jest świetnym pomysłem; brawo dla tych pań!
Ja Wam powiem dlaczego w domach najpierw słodkie, a potem reszta. Otóż goście „rodzinni” przychodzą zwykle w porze podwieczorku (my tylko na kawę). No i jest kawa, ciasto, jakiś deser. Potem jest miło, wesoło i goście zostają na kolacji – co Gospodarze z góry brali pod uwagę. I tak to wygląda w praktyce.
Wrocław nie ma przytulasów, ale ma za to krasnale 😎
https://www.google.ca/search?q=wroc%C5%82awskie+krasnale+zdj%C4%99cia&client=firefox-a&hs=vze&rls=org.mozilla:en-US:official&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=X9hFUprxKsXC2AWN_4CADQ&ved=0CC8QsAQ&biw=1647&bih=896&dpr=1
Alicjo-wrocławskie krasnale pokochałam od pierwszego 🙂 wejrzenia podczas mojej
ostatniej wycieczki na dolnośląskie rubieże.
Właśnie Nemo-a po jakich polskich ścieżkach będziesz wędrować w tych nowych butach ?
Danuśko,
najpierw będzie plaża. Niemiecka. Koło Lubeki.
A potem się zobaczy. Interesuje nas niemieckie wybrzeże Bałtyku, bo to dla nas, poza Rugią, terra incognita.
Bierzemy rowery, zamówiliśmy pogodę…
Wracać będziemy na pewno przez Polskę, ale jej zachodnim skrawkiem, tak, aby zahaczyć o rodzinę i Wrocław.
Byliśmy dziś, kto wie, czy nie ostatni raz w tym sezonie, na jagodach. Było pochmurno i dziwnie ciepło, dało się zbierać w krótkim rękawku na wys. 1600 m. Zanim zapadły ciemności, uzbieraliśmy 2,5 l pięknych jagódek oraz, niespodziewanie, dwie duże kurki 🙂
Teraz powinnam zabrać się za prasowanie. Nie wypada zostawiać go Teściowej 🙄
Nemo – wyprasuj i moje, nie cierpię tej roboty
Ava Gardner chyba lubiła prasować 🙂 http://www.pinterest.com/pin/225039312600683457/
Zawsze też można poprosić o pomoc tego pana: http://www.pinterest.com/pin/469007748664631282/
Albo tego pana 😀 : http://www.pinterest.com/pin/482096335081381803/
Asiu – myślałam, że Ty dzisiaj u nas – na Nohavicy>
Niestety, trochę za daleko. Szkoda, że nie ma koncertu w Bydgoszczy. A Ania poszła na koncert?
https://www.youtube.com/watch?v=q98kiJPRBTo
Asiu – nie poszła. Susza w kabzie po podróżach
No tak, u mnie też susza i bez podróży 🙂
Idę spać. Cytując zapomnianego klasyka :
… Odpocznę sobie odrobinę,
w gazetę stopkę swą owinę,
najszybciej bowiem – jak to wiecie –
stopa podnosi się w gazecie…
Nowy – tym razem czeski blues 😉 https://www.youtube.com/watch?v=0vtYtoYK1mY
Polski blues….
http://www.youtube.com/watch?v=99f7par4snc
Oj, odpoczywam. Wreszcie. Jeszcze tylko na wieś załatwić pare spraw.
Jak się wzięłam za sprzątanie, to mi przyszło do głowy parę pomysłów. Dzieckom już dawno mówiłam, że gdyby chcieli się pozbyć dywanu (a jam żadna dywanów zwolenniczka), to ja ten chcę.
Zgodnie z obietnicą, wyjeżdżając do Oregonu, przywieźli między innemi, co to sobie zamówiłam.
Rozłożyłam dzisiaj, trochę sie bałam, że będzie za duży i optycznie zmniejszy nasz i tak niewielki salonik, ale nie, jest w sam raz. No i kto się rzucił na?
Prosiaństwo, w porywach zwane krową, a ostatnio rejtanem. Możesz się o nią przewrócić, ona się nie ruszy. Czemu rejtan? Bo najczęściej rozkłada się w przejściach i nie ustąpi, „se” leży na pleckach i oblizuję nóżkę 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9374.JPG
Ten dywan powyżej, trójwymiarowy, przypomina mi moją dawna robótkę drucianą, płaską jednak 😉
http://alicja.homelinux.com/knitart/gallery/27.jpg
……
http://www.youtube.com/watch?v=75YHIu7TC7o
…i takie starocie. Bluesowe.
http://www.youtube.com/watch?v=5qISsCfzwQs
Jak blus to blus.
http://www.youtube.com/watch?v=hXgfgPF171E
Tego nie znałam, yurek.
No dobra, idę się udam wręcz do wyrka, trza się przespać.
Jutro (w Polsce dzisiaj) się trza udać się po Tereskę Pomorską (ze Szwagrem, oczywista!) na lotnisko w Toronto.
Chłe chłe chłe… będę zapodawać 🙂
Dobranoc!
Ciąg dalszy gruzińskich wojaży:
http://www.eryniawtrasie.eu/9632
I zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065?noredirect=1
Ach, żeby ta Gruzja była trochę bliżej 🙁 Ładna ta Swanetia!
Alicjo, bardzo fajny dywan i nie dziwię się, że go zmówiłaś 🙂
Szysko ładne…patrzę na mapę, gdyby kiedy, to można by z tego zrobić nie tylko wyprawę do Gruzji, ale na przykład zawadzić o Armenię. Byłoby Batumi („ech, Batumi! Herbaciane pola Batumi…cykadami dźwięczący świt…”) i Baku 🙂
Małgosiu, w porównaniu ze mną dla ciebie Gruzja to rzut kuflem (bo beretem to taczej nie), nie tak daleko 😉
Z rozpiski mi wynika, że Tereska Pomorska wysiaduje na lotnisku w Warszawie, mają 4 godziny z groszem przerwy między przylotem z Goleniowa do wylotu do Toronto (11:45).
Fajnie to brzmi:
Wylot: 14:45 Warszawa, Polska – Frederic Chopin
Przylot: 17:55 Toronto, Kanada – Pearson International, Terminal 1
Do tego trzeba dodać 6 godzin różnicy w czasie, niestety.
Mruśka postawiła mnie na nogi pół godziny temu, „wstawaj, szkoda dnia, a mnie sie chce jeść!!!”
U mnie 7:04 i dopiero poranna szarówka.
Świat jest w ogóle fantastyczny i wart obejrzenia. I wyobraźcie sobie, wszyscy w końcu robimy podróże małe i duże, teraz to jest rzeczywiście rzut beretem czy kuflem tam czy tu – kwestia kasy i czasu.
Komu paskudnie i wręcz wrednie 👿 zazdraszczam, to Chrisowi Hatfieldowi, nawet bardziej mu zazdraszczam, niż Neilowi Armstrongowi, który pierwszy postawił nogę na Księżycu.
Śledziłam Chrisa podróż na youtubie, no jak tu nie zzielenieć z zazdrości! On z tego zrobił fajową przygodę dla milionów ludzi i u dziękuję za to, że pokazał naszą Błękitną Planetę z tej perspektywy. Wszędzie człowiek nie może być 🙁
Patagonia… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=KaOC9danxNo
Małgosiu,
biorąc pod uwagę, tanie loty z Warszawy i Katowic do Kutaisi (stolica Imeretii, drugie miasto w Gruzji), podróż do nie jest problemem. Potem można wynająć samochód z kierowcą (bardzo popularna opcja wsród rodaków).
…mniejsza o wywiad, ale widoki, WIDOKI!!!
http://www.youtube.com/watch?v=lk_LOAiBpl4
Ewo, pomysł z samolotem i kierowcą godny rozważenia. A orientowałaś się może w cenach takiego rozwiązania, chodzi o kierowcę oczywiście? Tylko to czyni nas trochę ubezwłasnowolnionych i pewnie wymaga zapewnienia noclegu i wyżywienia kierowcy. Na razie to rozważania teoretyczne, bo sama nie pojadę, a znajomych ciągnie w inne strony.
Małgosiu,
Z tego co słyszeliśmy od Gruzinów, ceny zaczynają się od 60 dolarów za dobę. Dlatego na tę opcję decydują się większe grupy (4 osoby).
Ja bym wybrała opcję bez kierowcy.
Małgosiu,
jeśli jedziesz sama, może zorientuj się autobusowo? To często dobra opcja, nam się sprawdziła w Ameryce Pd. na długie dystanse.
DużeM,
dziecka przed przeprowadzką zaprosili i zapytali, co byśmy ewentualnie. Ja chciałam ten dywan, stolik z teaku, sprzęt audio.
AUDIO! Ale dostałam więcej niż chciałam względem tego sprzętu, tv 52 cali, gdzie ja to umieszczę (Maciuś Złota Rączka się akurat był pojawił, sprzedałam mu). Zachowałam dość ogromniasty, płaski tv, ale można znieść, no i równie ogromniasty monitor do mojego komputra.
Ten stolik jest cholernie ciężki i właściwie nie wiadomo, do czego na służyć, bo powierzchnia nierówna, ale ja znalazłam dla niego miejsce u mnie i użyteczność 😎
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9354.JPG
Natomiast dywan jest z jakiegoś tam sztucznego chyba czegoś, mięciutkie to i pluszate w dotyku, no i jak widać, trójwymiarowe.
Troszkę sie bałam, że dywan zdominuje i optycznie zmniejszy salonik, ale chyba niepotrzebnie, co zaraz pokażę na następnym zdjęciu, bo dwóch sznureczków nie będę zamieszczać, żeby nie siedzieć w poczekalni.
Akurat poranek i słońce świeci, zdjęcie sprzed chwili. Kominek się włączył, bo ustawiony temperaturowo na 20C. w domu.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9378.JPG
Jeżeli ktoś z Was patrzy przed siebie i widzi osobę żółtą, jak dojrzała cytryna – to niewątpliwie jest to żółta z zazdrości Pyra. Mnie nie ciągnie za Atlantyk, ani na stację Alfa. Gruzja, Armenia, republiki przedkaukaskie, Krym, Bałkany, wyspy śródziemnomorskie i oazy Azji Środkowej – to krainy moich marzeń. I już nie pojadę – nawet gdybym trafiła szóstkę w lotto. Źle znoszę podróże, praktycznie nie chodzę ( a gdyby zliczyć choćby piesze trasy po kraju, to by pewno z ćwierć Równika się zsumowało) No i kto by się spodziewał, że taki piechur przestanie chodzić? Więc już nie. Tylko radzę – jeżeli macie możliwość i ochotę – jedźcie wszędzie, gdzie wzywa droga, bo nigdy nie wiadomo jak długo będziecie mogli….A ja to wszystko sobie obejrzę na zdjęciach. Już tylko na zdjęciach.
Komunikat od nirrod sprzed chwili, „poczatowałyśmy”, a dawno nie widziałam jej włączonej do sieci:
„hej, hej. Wszystko ok. Zamelduje sie niedlugo. no bo faktycznie wsiaknelam. glownie w dwojke dzieci, ktore co chwile czegos chca
a chwilowo jeszcze w Nairobi..ah moglo byc gorzej, ale robienie zakupow zrobilo sie troche bardziej skaplikowane, bo wieksze centra handlowe chwilowo sa moze nienajciekawszym miejscem.
me: Trzymaj sie z daleka od takich miejsc!
w tym tygodniu owszem, ale w poniedzialek al shabab spi, to pojade po zakupy ;)”
No to już jesteśmy spokojni jeśli chodzi o nirrod, jest, żyje, dzieci nie dają jej żyć 🙂
Ona jeszcze nie wie, że dzieci bardzo szybko wyrastają, ale się przekona za parę (naście) lat. Ja też tylko czekałam – kiedy to wreszcie wyrośnie?! Wyrosło, się wyniosło w wieku lat 19 do Toronto (250km), a teraz wyniosło się o jakieś 5 tys. km. dalej na zachód.
Troszki daleko, ale…nie takie my ze Szwagrem!
A propos, Szwagrostwo już chyba lokują się w samolocie w Warszawie, za 15 minut odlot! Kazałam Jerzoru kupić szampana – jak ktoś przekracza Wielkie Wody, to trzeba odpowiednio przywitać!
Odwlekam trochę zajęcia i się rozgaduję.
Tu jest trochę lepszy ogląd – jestem przywiązana do tej mojej podłogi sośnianej, samam ją zreszta uratowałam, że tak powiem. Otóż przed zakupem domu dałam warunek, żeby wywalić wszelkie wykładziny podłogowe – a tu były wykładziny wszędzie.
Dom stary, wiedziałam, że pod wykładziną musi być drewniana podłoga, a nie wylewka czy co tam. Była podłoga, tyle że surowa, niczym nie zabezpieczona. Temi własnemi ręcami położyłam 4 warstwy lakieru! I się trzyma, cholera 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9380.JPG
Dzień dobry 🙂
Inki przyjechali na parę dni, znęciliśmy grzybami 🙂 Już grasują z panem mężem po lesie 😆
Alicjo, a jak ty jezdzisz odkurzaczem po tym dywanie ? Chyba nie jest latwo.
Na blogu Owczarka zaprosilam wszystkich pazdziernikowych solenizantow na wirtualna wyprawe do Shelton, WA. Co roku odbywa sie tam festyn ostryg. Nastepny festyn jest w przyszly weekend.
Alicja zaproponowala, aby opis festynu I wideo umiescic na tym blogu. Zyczenia przesylam rowniez dla wszystkich pazdzienikowych solenizantow na blogu „Gotuj sie”.
_______
Wszystkim pazdziernikowym solenizantom przesylam serdeczene zyczenia i wirtualnie zapraszam na festyn ostryg w Shelton. Co roku na poczatku pazdziernika wszyscy wielbiciele ostryg i zabawy zjezdzaja sie na duza polane niedaleko Shelton. Jedni przyjezdzaja samochodami, inni motocyklami, a jeszcze inni przylatuja samolotami.
Na zalaczonym wideo pokazuje tradycyjne atrakcje z festynu. Przeglad odmian ostryg, malz i „clams”. Odmiana ostrygi „oly” jest tu najpopularniejsza. Innym unikalnym stworzeniem z tego regionu jest geoduck.
Na poczatek festynu proponuje tuzin ostryg (na osobe) upieczonych na ogniu i polanych maslem z czosnkiem. Jesli ktos lubi, mozna rowniez polac ostrym sosem z papryki.
Nastepnie posluchajmy jak mlody gosc festynu gra na perkusji z zespolem The Bobbers (splawiki).
Dalej jest przeglad roznych przekasek oferowanych podczas festynu. Kraby i krewetki, Pacific Oyster Shooters ? surowa ostryga z alkoholem, oyster Rockefeller (ostryga z przyprawami), „scallops” zapiekane w plasterku bekonu, „clam chowder” ? zupa-krem zrobiona z „clams” (zyjatko z muszli), German bratwurst (nie wymaga tlumaczenia 🙂 ), sok z jablek (apple cider), wybor roznych win produkowanych w WA, parada piratek i piratow, przeglad gosci festynu, kopia ryby i czas wracac do domu.
Been there, done that, got the t-shirt! 🙂
Ten festyn to piekny przyklad „Americana” ? folkloru i tradycji amerykanskiej w tej czesci kraju.
http://www.youtube.com/watch?v=eLzVxnqkqoI
Pacific Oyster Shooters – surowa ostryga z alkoholem
„clam chowder” – zupa-krem…
…przyklad „Americana” – folkloru…
Dosyc tych poprawek.
Orca – świetne są te Twoje imprezy z cyklu Americana – festiwal łososi, teraz ostryg, a jeszcze zbierania jagód. Tylko daleko, naprawdę daleko.
Dobrze, Alicjo, że namierzyłaś Nirrod i że u niej wszystko w porządku. Rzeczywiście – intensywność obecności dzieci na głowie spada powyżej 10 roku życia przychowku, a potem człek by nawet chiał, żeby pozawracały głowę, ale dzieci już nie bardzo chcą.
Elap,
żebyś wiedziała! 2×1.5 metra, omal żem nie padła po solidnym odkurzaniu, bo wydaje mi się, że dziecka nie bardzo się do tego przykładały (a koty były dwa!).
Plus taki, że mniej kurzu, bo kominek już gazowy. Minus taki, że jest Mrusia się leni i tej sierści pełno wszędzie 🙄
Za godzinę z groszem wyjeżdżamy po Szwagrostwo. Juerz przed chwilą sprawdził, gdzie są:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9381.JPG
Alicjo – pozdrów Tereskę i Mariana.
Łoczywiście Pyro!
Wiem z przekazów Agnieszki Poznańskiej (córka), że Teresa się bardzo stresowała tą podróżą, no ale sama chciała 🙂
Pogodę mają wymarzoną przynajmniej na tydzień.
1-go października obchodzą 30 rocznicę ślubu – wymyśliłam, że zrobię im niespodziankową wyprawę jachtem z Kpt. Markiem.
Podjedziemy do mariny ok. 11-tej – i płyniemy!
Z Kpt. Markiem mam już mniej więcej obgadaną sprawę, martwiliśmy się o pogodę, ale podobno i wiatry mają sprzyjać 🙂
Alicja – zawieź ich do kasyna na wodzie. Rocznica, to rocznica – niech mają frajdę.
Nie bardzo pasuje, Pyro,
bo jak z Kpt.Markiem, to inna trasa i bez kasyn, poza tym Marek ściąga jacht z wody zaniedługo, chcę wykorzystać pogodę i Marka, póki jest w porcie.
Na kasyno przyjdzie pora – i nie na wodzie, tylko tam, gdzie Ewa, LP Cichala wygrała całe 80$ z jakimś groszem, a potem wszystko *cuzamen do kupy* przepiliśmy 😉
Wyciągnęłam z piekarnika schab pieczony po mojemu, zioła (mnóstwo!), czosnek(bardzo dużo!) i te rzeczy, to na jutro, bo dzisiaj wrócimy późno, coś na zagryzkę, a obiad będzie na jutro gotowy, ziemniaczki i sałata jakaś. Postawiłam na – nie siedzimy przy garach, tylko szwendamy się po okolicznościach!
Krystyno – jak robisz pomidory w słoikach. I jaki jest produkt finalny.
Alicjo – bardzo oryginalny ten dywan. Ala nie chciała mieć kota, a teraz ma kota na punkcie kota. To się zwykle tak kończy.
Pepegor się ucieszy:
http://vimeo.com/73724904
Krysiade,
oryginalny dywan, dlatego wskazałam paluszkiem, że to moje, ale kiedy go zamawiałam, że mój ci on jest, to nie wiedziałam, że zanim co, kot tu się zadomowi 😯
Lecim na lotnisko, to kawał drogi i może się (odpukać!) zdarzyć korek. Na wszelki wypadek Teresce zapowiedziałam.
Czas się zbierać na lotnisko.
Pyro – nie Ty jedna zżółkłaś 😀 Bardzo lubię takie podróżowanie jakie preferują Ewa i Witek. A Gruzja? I opis i zdjęcia – cud, miód, malina 🙂
Dziewczyny,
Zarumieniłam się 😎
A wracając do transportu, w Gruzji raczej funkcjonują marszrutki oraz pociągi. Autobusy też bywają, ale raczej na trasy typu Tbilisi – Istambuł.
A gdzie się podziała Barbara?
Stara Żaba jak corocznie organizuje na zakończenie sezonu jeździeckiego Hubertusa – będą rajdy konne, pogoń za lisem, uczta piknikowa na leśnej polanie i inne atrakcje na kilkadziesiąt osób. Pojedzie Haneczka z Panem Mężem (Haneczka w bryczce, Pan Mąż w siodle) i Inka z Lucjanem (w tej chwili u Haneczki) Toż mówię, że Blog jest potęgą. Ludzie się zaprzyjaźnili, robią imprezy, spotykają się, odwiedzają.
Haneczka ze swojej Ziemi Lubuskiej przywiozła doskonałe przepisy na innego typu ogórki marynowane i pomidorki koktajlowe w marynacie i przepis na rybę marynowaną (potrzebna ryba o białym mięsie – panga, dorsz) Jest tak udana, że haneczka powiedziała mi dzisiaj „miałam ci przesłać przez Inkę do spróbowania ale musiałabym Jurkowi z zębów wyrwać”. No i tak, to tak.
Pyro, a czy my też moglibyśmy poznać te przepisy? 🙂
2:07 – Generała Hubertus Patton 2011
Pyra wspomina festyn lososia. Przyznaje, ze losos mi sie znudzil. Nie wiem jak to jest mozliwe, a przede wszystkim nie przypuszczalam, ze to kiedys nastapi. Kilka lat temu znajomy, ktory wychowal sie na Alasce, a teraz mieszka w okolicach Seattle, powiedzial, ze juz nie moze jesc lososia. Pomyslalam wtedy, ze to jest niemozliwe.
Ironia polega troche na tym, ze wrzesien to okres powrotu lososia z oceanu do miejscowych rzek. Caly zamrazalnik jest pelen lososia. W domu nie ma chetnych. O ile wiem, obok Alaski, w stanie WA jest najlepszy losos pod koronami drzew, ktore rosna wzdluz brzegow rzek.
Tak wiec, mam przypadek, ktory nie jest pretensjonalny, tylko faktycznie tak sie stalo. Przestalam jesc lososia. Biale ryby, „scallops” I krewetki. Ciekawe kiedy padne na kolana I przeprosze lososia za te zdrade.
Na kominku stoją kolejne dwa garnki z powidłami. Pachnie w całym domu. Dziś pokusiłem się i kupiłem prawie pięć kilo brzoskwiń. Tanie były jak brzoskwinie to miałem nie kupić? Miały się zmarnować na straganie? Zamykali już prawie… Wyszedł cały pięciolitrowy miedziany garnek. Teraz spokojnie postoją dwa dni , aż odparuje woda. Do brzoskwiń dodałem oprócz cukru sok i otartą skórkę z dwóch cytryn. Pachnie pięknie.
Oprócz brzoskwińń przerobiłem osiem kilo węgierek. Połowa już jest zamówiona. Jak popatrzyłem na ceny w opisywanej dziś w „Natemat” Spiżarnipoczułem się mocno dowartościowany 🙂
http://www.spizarnia.net.pl/index.php?id=121&title=&mpid=120
Małgosiu – pewnością; trzeba tylko Haneczkę posadzić do roboty. Nie wiadomo jak to zrobić w domu goście, w pracy zwiedzający (czyli też goście)
Orca – przesyt znamy wszyscy. Ja tego roku przestałam zachłannie pochłaniać szparagi już jakiś tydzień przed końcem sezonu i nie mroziłam na zimę w tym roku – nie byłam zadowolona w ub.r. z mrożonych. Trudno, jak dożyję do sezonu, to znowu pohulam.
Krysiade,
Te pomidory są przeznaczone w zasadzie na zupę. Najpierw trzeba je sparzyć we wrzątku, aby zdjąć skórkę. Nastepnie kroję je na mniejsze kawałki i lekko zagotowuję. Gorące wkładam do słoików średniej wielkości, zakręcam i gotowe. Nie pasteryzuję. Nigdy mi się nie zepsuły. Poprzednio wkładałam do słoików połówki pomidorów i pasteryzowałam, ale ten obecny sposób jest o wiele prostszy i równie skuteczny. Wykorzystuję te pomidory do zup i leczo.
Krysiu,
Twój sposób na przypalony garnek okazał się rewelacyjny. Bardzo Ci dziękuję za radę. 🙂 Przy okazji opisywania tej historii Kot M. podpowiedział, że równie skuteczne są tabletki do zmywarek.
Krystyno – dzięki za wyjaśnienie. Uradowała mnie wiadomość, że garnek został uratowany. Czytałam o tym wcześniej, nie pisałam, bo internet mam kryminalny. Metoda Kota też dobra, ale moja mniej toksyczna.
Sposób na pomidory podoba mi się bardzo. Ja wyciskam sok w specjalnej maszynie i po lekkim zagotowaniu pakuję pod kocyk i też się trzyma. Twoją wypróbuję za rok.
Mam pytanie: czy ktoś robił pomidory w solonej wodzie i co z tego wyszło. Będę wdzięczna za informację.
Potwierdzam że przepis, który podała Krystyna jest świetny – żadna zupa pomidorowa nie wychodzi lepiej niż z takich pomidorów.
Pozazdrościłam Panu M. powideł i konfitur. Czy trzeba gotować słoiki z przetworami czy już nie ma takiej potrzeby Panie M. ? Jakoś boję się tego gotowania, bo wiele osób straszy wybuchami.
Świetny sposób na pasteryzację jeśli potrzebna, to w piekarniku 120 stopni, 20 minut średnie słoiki.
https://www.youtube.com/watch?v=NrgcRvBJYBE
Asiu 🙂
Duże M – my gotujemy, w specjalnym garnku i używamy wielkiego termometru mojej babci. Nic jeszcze nie wybuchło 🙂
Życie jest jedną wielką niewiadomą – Raz słoik wybuchnie, raz termometr, a od czasu do czasu wybuchnie nawet najbardziej łagodna babcia 🙂
Spacer
Placku – 😀
Asiu, myślę że osoby którym wybucha coś robią nie tak , ale tak jak napisała Krystyna o przetworach pomidorów prostota to oszczędność czasu. A Pan Majki tak zachwala. Moja mama robi tradycyjnie, ale z powodu długości procesu, w trakcie sporą część podjada 🙂 .
A śliwki wyglądające na węgierki dziś w sklepie widziałam jako śliwki czerwone.
Ciężkie bywa życie cesarza 😉 :
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1911
„Cesarz obecnie przebywa w Godollo. Monarcha wstaje o godzinie 5 rano, a po zrobieniu toalety udaje się natychmiast do swojego gabinetu, gdzie pracuje do godziny siódmej. O tej porze podają skromne śniadanie, złożone ze szklanki słodkiego mleka i zwykłych bułeczek maślanych. Po śniadaniu słucha cesarz cichej mszy w zamkowej kaplicy, poczem w razie pogody udaje się na przechadzkę do prześlicznego parku, który otwarty jest również dla publiczności. W przyzwoitej odległości towarzyszą cesarzowi agenci tajnej policyi. Po przechadzce, która trwa zazwyczaj godzinę wraca cesarz do zamku i zasiada ponownie w swoim gabinecie do pracy, która trwa bez przerwy aż do godziny czwartej. O tej porze podają obiad. Menu obiadu jest nadzwyczaj skromne, a składa się z rosoły, sztuki mięsa i leguminy. Cesarz pije tylko lekkie wino reńskie, a jego otoczenie musi się stosować do tego. Po obiedzie cesarz znowu spaceruje godzinę, poczem znowu pracuje i słucha raportów różnych dygnitarzy. O godzinie siódmej spożywa cesarz kolacyę, poczem o godzinie ósmej i pół udaje się na spoczynek. wówczas w całym zamku cesarskim gasną światła, gdyż wszyscy stosują się do monarchy. Tylko w jednym pokoju aż do 10 płoną światła, to jest w pokoju, w którym generalni adiutanci hr. Paar i hr. Bolfrass i marszałek dworu ks. Montenuowo grają w taroka po 5 halerzy za punkt.”
Ciężkie bywa życie cesarza 😉 :
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1911
„Cesarz obecnie przebywa w Godollo. Monarcha wstaje o godzinie 5 rano, a po zrobieniu toalety udaje się natychmiast do swojego gabinetu, gdzie pracuje do godziny siódmej. O tej porze podają skromne śniadanie, złożone ze szklanki słodkiego mleka i zwykłych bułeczek maślanych. Po śniadaniu słucha cesarz cichej mszy w zamkowej kaplicy, poczem w razie pogody udaje się na przechadzkę do prześlicznego parku, który otwarty jest również dla publiczności. W przyzwoitej odległości towarzyszą cesarzowi agenci tajnej policyi. Po przechadzce, która trwa zazwyczaj godzinę wraca cesarz do zamku i zasiada ponownie w swoim gabinecie do pracy, która trwa bez przerwy aż do godziny czwartej. O tej porze podają obiad. Menu obiadu jest nadzwyczaj skromne, a składa się z rosoły, sztuki mięsa i leguminy. Cesarz pije tylko lekkie wino reńskie, a jego otoczenie musi się stosować do tego. Po obiedzie cesarz znowu spaceruje godzinę, poczem znowu pracuje i słucha raportów różnych dygnitarzy. O godzinie siódmej spożywa cesarz kolacyę, poczem o godzinie ósmej i pół udaje się na spoczynek. wówczas w całym zamku cesarskim gasną światła, gdyż wszyscy stosują się do monarchy. Tylko w jednym pokoju aż do 10 płoną światła, to jest w pokoju, w którym generalni adiutanci hr. Paar i hr. Bolfra-ss i marszałek dworu ks. Montenuowo grają w taroka po 5 halerzy za punkt.”
W 1911 roku w Krakowie, przy ulicy Rajskiej powstało „wrotnisko”. Nauczycielami jazdy na wrotkach byli p. de Komjathy i p. A Barth.
Rozstrzygnięto również konkurs na polską nazwę „dżokeja”. Wygrał wyraz „jezdny”, nadesłany aż przez 6 osób. 🙂
Placek zabrał nas na spacer w chłodne przedwiośnie. Piękne pnie bukowe, a w następnym ujęciu przygnębiająco szara przestrzeń pola. Właściwie nie lubię tej przejmującej chłodem pory, ale na jednym skrawku ziemi legł już seledynowy cień kiełkującego zboża i żaby mają godowisko. Jeszcze trochę, jeszcze miesiąc i wróci zieleń.
Asiu – na temat ciężkiej pracy cesarzy: Stanisław Zieliński w swoich wspomnieniach „Kiełbie we łbie – czyli młodość, miłość i artyleria” pisze, że jego dziadek, maszynista kolejowy w carskiej Rosji, dostał pamiątkowy zegarek srebrny od cesarza z dedykacją. Wielki facecjonista (wnuk Staś) twierdzi, że takie państwo, w którym cesarz nie ma czasu rządzić, bo musi gryzmolić po zegarkach kolejarskich podoficerskich i innych musiało w końcu upaść. Mój dziadek – August, górnik przodowy kopalni Walenty Wawel też dostał srebrną cebulę od Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, a był czerwiec 1939r kiedy odchodził na emeryturę. I tak myślę, czy to dlatego… itd historia.
Cysorz to ma klawe życie…
oraz wyżywienie klawe…
Co dzień rano juz o świcie
dają mu do łóżka kawę (itd).
No dobra. Pora na telesfora, chłopaki padli przed północą, ale my z Tereską niekoniecznie, trzeba było pogadać. http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9387.JPG <–som!
W żółtej reklamówce Teresa dźwiga najnowszą prasę z Polski, mądra kobieta. Dostałam najnowszego Myśliwskiego w prezencie poproszonym (a co ci przywieźć), a poza tym, mimo że zabroniłam, to jeszcze cosiki niejedne.
Mrusia pokochała Tereskę i niestety, Jerzor się chyba zapłacze.
Nie rozumie, że kot nie lubi być kochanym i ściskanym, jak zechce, to wskoczy na kolana i zejdzie w odpowiednim dla niego czasie.
Tereska o nic nie zabiegała i Mrusia po jakiejś pół godzinie sama wskoczyła jej na kolana i chętnie tam przesiadywała.
Dobranoc i dzień dobry 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=UevyXFa1Bos
Hej, Blogu!
Wybywam na dwa tygodnie. Miejcie się dobrze 🙂
Kwiecień w wrześniu – Onegin sprawdza jakość jabłek
Tylko w Ameryce 🙂
Have fun Nemo 🙂
Nemo – wspaniałych wakacji!
Pyro – dziękuję za anegdotkę 🙂
Dzień dobry.
Teresce Pomorskiej i Marianowi życzę miłego pobytu w Kanadzie. Mrusia, jak Mrusia, ale Jerzor wreszcie będzie miał towarzysza rowerowego.
Słonecznie, chłodno po zimnej nocce, a Pyry dzisiaj i wczoraj w ramach rekompensaty za nieuczestniczenie w Zjeździe, jedzą gulasz z dzika (taki na sposób żabio-błotny, tylko bez dodatku śmietany). Do tego gotowaną świeżą kapustę kwaszoną roboty Lucjana Inki. Zanim pojechali do Haneczki, podrzucili pudełko kapusty. Z kolei ja wrzuciłam kapustę na resztkę kostek boczkowych, dodałam grzyby, pół liścia laurowego i 3 kulki ziela angielskiego i 2 jałowca, ząbek czosnku i kawałek cebulki i wyszło kapuściane arcydzieło.
Tym sposobem zużyta została ostatnia paczka dziczyzny kupiona w czasie pobytu u Żaby. Chowałam na specjalną okazję, no i znalazła się okazja – generalne porządki jesienne. Uczta prawie jak u opata.
Nemo – udanych wakacji!
To Nemo dzisiaj wyjeżdżała? Jasna rzecz, że udanych wakacji nad październikowym Bałtykiem.
I jeszcze miła wiadomość:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14689399,USA__Polacy_otworzyli_sezon_w_Metropolitan_Opera_.html#BoxSlotII3img
Nemo – miłych, ciekawych wakacji!
Dzisiaj świętują Michały – i ten duży i ten mały.
O ile wiem, aż dwóch Michałow ma w domu Alina – męża i syna, młody Haneczki, to też Michał i pewnie jeszcze kilku rodzinnych się trafi Miśków, Miszutków i Michałków – jest powód do wieczornego toastu. Michałom 100 lat
Michałom – wszystkiego najlepszego!
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/56,111997,14656912,Nie_jemy__a_powinnysmy___mnostwo_witamin__ktore_wyrzucamy.html
My, kobiety „powinnyśmy”? A panowie to, z przeproszeniem, pies, czyli kot (że Tymem pojadę)? W dobie komputerów, kiedy tak szybko można skorygować błąd, jakoś nikomu się nie chce, albo nie zależy 🙄
Goście śpią, Jerzor zajada swoją owsiankę i pewnie ruszy w trasę niedługo, a ja rutynowo na nogach.
Mrusia rozwalona przed kominkiem, ona się chyba kiedyś usmaży, mówi Jerzor.
Futerko ma gorące, ale jak tu kotu zabronić wylegiwania się „na przypiecku”? Kot swój rozum ma!
Szykuje się piękny, piękny dzień, nie chcę nic mówić, ale cicho też nie będę – u nas lato!
Michałom – najlepszego!
I Michasiowi Nowego 🙂
Nemo, udanych wojaży 😀
Pyro, panu mężowi bym z zębów wyrwała, ale gościowi to już nie 😉
MałgosiuW, proszę
4 kg – małe ogórki, pomidorki koktajlowe, pomidorki żółte
5 dużych cebul w krążki
3 czerwone papryki w paski
Ogórki zalać na 2 godz. zalewą z 9 szklanek wody i szklanki soli.
Ugotować zalewę:
3 szkl. octu
4 szkl. wody
4 szkl. cukru (było 5, słusznie zmniejszyłam)
do każdego słoika listek laurowy, ziele ang., pieprz, ząbek czosnku
Pasteryzować 7 min. (też zmniejszyłam, wystarczy).
1 kg filetów rybnych (użyłam dorsza) usmażyć w pełnej panierce.
3 duże cebule zeszklić w 1/2 szkl. oleju. Zagotować 1 szkl. wody z liściem laurowym, zielem, 2 łyżeczkami Vegety, 2 łyżkami cukru, 1/2 szkl. octu i malutkim przecierem pomidorowym.
Kawałki rybu poprzekładać cebulą, zalać, odstawić na dobę.
iAlicjo, ukłony dla Waszych Gości 😀 Nasi ogałacają okoliczne lasy. Dzisiaj, na kolację, kanie 😀
Haneczko, uprzejmie dziękuję 🙂
Haneczko, tylko nie jestem pewna, te wszystkie warzywa razem, czy zalewa uniwersalna do każdego z osobna? 😉
Małgosiu – tu już mogę Ci odpowiedzieć. Można wszystko razem – tj ogórki i pomidorki, a można oddzielnie – papryka za każdym razem wchodzi do marynaty. W tym tygodniu dostanę do spróbowania. Haneczka robiła trochę oddzielnie i trochę pomieszanych
Pyro, dziękuję.
Pyro, dawałam wszystkiego po trochę, żeby było kolorowo 🙂 , ale można osobno.
Ludzie ratunku !!!
Dlaczego ratunku? Ano latoś obrodziło jak nigdy. Klęska urodzaju. Jem codziennie, rozdaję komu kto chce, a tu wisi i wisi. Znaczy winogronów u nas tyle ,że gałęzie się uginają. Winogrona ciemne , bardzo słodkie i bardzo dobre. Wina to ja robił nie będę, bo z naszych krajowych w to , że wyjdzie dobre nie bardzo wierzę , a i nie bardzo umiem. Soku zrobię z dziesięć butelek, ale więcej wypić przez zimę nie dam rady. Mam nadzieję, że ktoś wie co zrobić z urodzajem, bo inaczej szpacy przylecą i szkoda będzie.
Nie żałuj szpakom, Majki! Ja też mam w tym roku trochę winogron, tutejsze i też ponoć na wino się nie nadają. Gdybym była bliżej Ciebie, to wpadłabym i zabrała wszystko.
Mówię, że mam dużo, ale tak naprawdę to krzaczek niewielki, dopiero parę lat temu zasadzony.
Pogoda jest tak piękna, że planuję śniadanie mistrzów na ogródku – coś mi się zdaje, że to ostatnie podrygi lata, chociaż już kalendarzowa jesień. Goście jeszcze śpią – i słusznie! Jest niedziela, śniadanie można zjeść w południe 🙂
My tu gadu-gadu, a tam, w Olimpii już zapłonął święty ogień. Rosjanie chyba zwariowali ze szczęścia – ten ogień ma być i na stacji Alfa i na dnie Bajkału i na Biegunie Północnym. Pochodnię przeniesie sztafeta 14 tys osób, w tym i Walentyna Tiereszkowa.
Uśmiałam się jak norka
http://www.tvn24.pl/rosyjski-hit-o-zakupach-w-polsce-dzien-dobry-biedronka-dzien-dobry-lidl,358590,s.html#autoplay
Dobry wieczor,
Michalom, najlepszego!
Nemo, udanego urlopu :).
Pierwszy mecz kontaktowego rugby i wygrana 8:5 :)!
Jolly – ile siniaków? Gratulacje/
@Placek wpis 27.09.12:00
Wrociwszy wczoraj z Europy przegladalem sobie blog i komentarze i z przyjemnoscia przeczytalem opis obiadu, ktorym poczestowano w Tlokini prezydenta Komorowskiego. Lokal znam, ale jadlem tam sandaczna, choc wolalbym dziczyzne, jaka podjeto pana prezydenta. Moze jednak umieszcza te dania na stale w swoim menu? Zauwazylem w komentarzach w linku, ze pan prezydent popelnil jednak faux pas w swoim wpisie. Nie byl to blad ortograficzny, ale geograficzo-kulturowy, bo podziekowal za „przyjecie po poznansku…” zamiast ‚po kalisku’. To tak jakby w Toruniu podziekowac za przyjecie po bydgosku! Jak to ktorys z internautow napisal po poznansku to by bylo oszczednie i stol bylby pusty (choc moze Pyra sie z tym nie zgodzi).
Mam nadzieje, ze Alicja swoich gosci odebrala bez problemow, bo ten dreamliner do Toronto okazal sie trefny i stoi teraz na lotnisku w Islandii, ktora Alicja tak lubi ;).
Siniaki to dopiero jutro, poki co humor dopisuje :).
Jasne, że się nie zgodzę; pyry zjeść lubią i gości nakarmić. Nie lubią tylko marnotrawstwa
ROM-ku,
odebrałam gości. Islandia jest w porządku (pozwoliła na lądowanie), ale znielubiłam Norwegię.
Idziemy Za Róg, muszę gościom pokazać nasze ścieżki.
Bardzo dziekuje za pamiec o moich Michalach. Zawsze pamietam o ich swiecie ale im data moich imienin zawsze jakos umyka z pamieci… Przypominaja sobie, kiedy zaczynam dostawac kartki imieninowe z Polski 🙂 St. Michel to swieto spadochroniarzy, we Francji bardzo popularny dzien.
Nagranie jest dlugie ale moze wytrzymacie pierwsze trzy minuty i posluchacie „Formidable”. Autorem jest mlody zdolny Belg. Francuzi odkryli go niedawno i nie puszczaja 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=AdWpgV2kO9w
Bardzo ekspresyjny wykonawca. Mnie zafascynowała powierzchowność tego młodzieńca – tak wyglądałby Tutenchamon (czasem pisze się przez „ch”, czasem przez „h”)_we współczesnym ubraniu. Wydaje mi się, że to taka sama budowa twarzoczaszki.
Dla burgundzkiego Michela Seniora i Juniora wraz z serdecznymi życzeniami 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=3a4RlRk_klI
Łykend pod znakiem grzybów:
omlet z kurkami na śniadanie,
polędwiczki wieprzowe w sosie grzybowym na obiad,
kasza gryczana z grzybami na kolację.
Na jutro przewidziana zupa grzybowa 🙂
Taka jesień,jaką mieliśmy przez ostatnie dwa dni mogłaby zostać,aż do…kwietnia.
Aż żal było z lasu wychodzić:
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5929088877995327729
Piosenka o zakupach jest zabawna, ale zakupy dokonywane przez Rosjan w trójmiejskich sklepach cieszą bardzo tutejszych handlowców, a ze strony Polaków nie ma żadnych negatywnych komentarzy, wręcz przeciwnie. Rosjanie odwiedzają także kawiarnie i restauracje, a coraz więcej z nich spędza tu weekendy.
Wszystko pięknie: grzyby i maliny i żeremia bobrowe, a najpiękniejszy Piksel w pozie zadziwienia światem.
Ewo-dzięki za wspaniały reportaż z Gruzji !
Jolly Rogers-naszemu ulubionemu sportowcowi życzymy kolejnych zwycięstw 🙂
Odsas (z jajem) i dumni rodzice pieknie dziekuja 🙂
https://picasaweb.google.com/110634308863197506490/FirstContact?authkey=Gv1sRgCIT5irXtoL-hIw#5929109987579426498
W ramach pozjazdowych remanentów znalazłam szklaną miseczkę z seledynowym, plastikowym wieczkiem.Drodzy Zjazdowicze,komu mam ją oddać ?
Dobry wieczór 🙂
zainspirowana telefoniczna rozmową z pepegorem zajrzałam na blog. Nie dam rady doczytać wszystkiego. Tylko kilka ostatnich wpisów 🙁
Danuśko, piękna ta jesień. U mnie w ogrodzie też było dzisiaj przepięknie 😆
Jolly, który z tych bojowych zawodników to Odsas? 🙄
Pyro, być może pepe z LP będą u nas przelotem w czwartek. Jeżeli tak, to u mnie w pracy będzie przesyłka, za Twoim pośrednictwem, dla Żaby.
Pozdrawiam wszystkich pięknie. Życzę udanego wieczoru 🙂
Aaaa, gapa jestem 😳
Odsas z jajem 😉
Wszystkim Michałom – serdeczności!
Danuśko – to jeszcze nie koniec 🙂
Danuśko – podejrzewam, że moja.
Krysiade,
zajrzałam do starej książki ” Przetwory w gospodarstwie domowym” Kazimiery Pyszkowskiej i znalazłam taki przepis na pomidory kwaszone :
zalewa 1 l wody, 5-6 dag soli, pomidory zielone lub czerwone. Umyte pomidory układa się w kamiennym garnku lub 2 litrowych wekach tak jak ogórki, z dodatkiem takich samych przypraw. Pomidory zielone mogą być zalane mniej słoną zalewą.
I jeszcze pomidory gronowe marynowane z papryką :
1 kg pomidorów drobnoowocowych, 2 owoce czerwonej papryki, 2-3 cebule, 2 łyżki soli,
zalewa – 2 szklanki wody, łyżka cukru, pół łyżeczki soli, łyżeczka kwasku cytrynowego lub 1/4 szklanki 10% octu
Pomidory niezbyt dojrzałe nakłuć, wsypać na miskę, obsypać solą i pozostawić na kilka godzin. Cebulę i paprykę pokrojone w krążki włożyć na 2 minuty do wrzącej wody i odcedzić. Układać w słoikach pomidory, przekładając cebulą i papryką. Zagotować wodę z solą i cukrem. Dodać kwasek cytrynowy lub ocet. Gorącą zalewą napełnić słoiki. Pasteryzować 20 min.
Jagodo – ja do Żaby nie pojadę, ale jedzie Inka i Haneczka na Hubertusa , na 12 października. Gdyby przesyłka trafiła do mnie, to Inka mogłaby ją ode mnie zabrać. Tylko sprawa podrzucenia do mnie. Przecież Pepe na Łódź i tak leci wzdłuż Malty – mógłby do mnie podrzucić.
Kurczak w soli. Nabrałem ochoty, tylko trufli brak. Z prawdziwkami pewnie też byłby dobry. Tym bardziej, że podany z sosem pieczarkowym. Film trochę trwa, ale warto zobaczyć, jak pracują zawodowcy:
http://www.dailymotion.com/video/xb9ta7_volaille-en-croute-de-sel_lifestyle
Jutro dostawa łososia. Przyjeżdża prosto z Norwegii . Ostatnio kupiłem okaz, który miał prawie pięć kilo. Zapłaciłem 85 złotych…
Ma ten Marek swoje ścieżki. Mistrz kurczakowy – niezależnie od kunsztu oblepiania kuraka solą, cały czas próbował uwodzić widownię. Owszem, specjalista. Cały czas się upieram, że znacznie lepsze (albo równie dobre) jak trufle, są rydze. Pogadałam z Żabą; jak zwykle udeptana robotą do imentu. Różni, zaprzyjaźnieni ludzie przyjeżdżają i to nie na suchy pysk, tylko uczciwie tyrają – a to pospawają bramki porządne z rur, a to pomalują te bramki, a to jeszcze coś. A Żaba to całe bractwo karmi po swojemu. Potem pada na pysk (jeżeli dama ma taką część ciała). Oj, ta Żaba…
Uczta niczym u francuskiego opata :
Poulet de Bresse a la cr?me.
http://www.dailymotion.com/video/x847o3_recette-du-poulet-de-bresse-a-la-cr_lifestyle
Też doczytałem.
Piękne dzięki za wrażenia z Ile de Yeu Pyry, a już zwłaszcza za wkładkę Placka z Hubertusa 2011. Wzruszyło mnie, dziękuję.
Owszem, czytam bloga regularnie, wywołuję stronę od czasu do czasu i doczytuję. Ale żebym miał zaraz ochotę coś dodać? Znacie mnie, jestem leniwy, już musi mnie coś bardzo zakręcić. Wyznam szczerze, najmniej zakręcają mnie życzenia z okazji wszelakich, jak np dzisiaj. Mam szczęście, bo nie znam żadnego tu Michała.
Jasne, że Alicja, Barbara, Piotr, np (już tu czuję się podle, że lista taka krótka), nie przejdą niezauważone, ale wybaczcie, kochani , odrzuca mnie, gdy mam wrażenie, że trzeba wpisać się akurat we wszelaki tok życzeń, które nie mają większego związku z moim zamiarem. Przyznam szczerze, że nieraz dawałem sobie spokój z jakąś uwagą niewielkiej wagi, w obliczu lawiny życzeń.
Może to tylko dla tego, że mnie pisma kondolencyjne znacznie lepiej wychodzą, niż jakiekolwiek życzenia.
Namiary na Jagodę natomiast potwierdzam.
Byłam chwilę na „Studio opinii”, gdzie z wielkim zadziwieniem dowiedziłam się, że Pies Bobik – za pośrednictwem Andsola – upowszechnia zdobycze polskiej pedagogiki. Chylę czoło – nawet nie przed Bobikiem tylko przed kaliskimi nauczycielami – wynalazcami.
Nie chcieliście udzielić mi porady co do moich winogron…
No to zrobiłem tak: zerwałem ze trzy kilo, oderwałem owoce, włożyłem do garnka, zagotowałem , potem przetarłem przez Pana Lulkową przecieraczkę na najmniejszym sitku. Jak miałem przetarte winogrona to przetarłem do tego jeszcze jabłka z cukrem co to je przygotowałem jako wkład do szarlotki. Jabłek było dobre kilo. Teraz postoi ze dwa dnia na piecu , żeby odparować wodę. Kolor ma ciemnobordowy. Smakuje porzeczkowo-winogronowo lekką nutą cytryny A co wyjdzie za dwa dni, sam jestem ciekaw.
I jak ma im się Kanada nie podobać?! A mówiłam, nie brać kurtek ani takich tam, jest guronco! 😎 Pogodę zamówiłam 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9401.JPG
Gorąco to nie, ale słonecznie – tak.
Dzień dobry