Wkrótce (być może) będę ogrodnikiem
Zawsze zarzekałem się, że mnie ogrodnictwo nie interesuje. I miałem nadzieję, że w tej niechęci do szpadla i grabi wytrwam na zawsze. Tymczasem sytuacja uległa radykalnej zmianie gdy dostałem w prezencie drzewko (a może raczej krzew?) pigwowe. Ów zielony prezent dostałem od znajomych zajmujących się produkcją i handlem alkoholem. A do drzewka dołączona była maleńka butelka Soplicy… pigwowej.
Po spróbowaniu uznałem, że jeśli i ja będę mógł produkować podobny trunek, to warto zaryzykować. Zwłaszcza, że moi sąsiedzi wiejscy mają kilka krzewów pigwy i wielokrotnie mogłem kosztować ich pigwówki. Też były doskonałe.
Zacząłem więc od lektury na temat zalet tych znanych w Polsce od wieków owoców i metod ich przerabiania na dżemy i – przede wszystkim – trunek.
Oto co wyczytałem: drzewko pigwowe to prawdziwa ozdoba ogrodu lub sadu – jego kwiaty cudownie pachną.
Owoce pigwy zawierają wiele witamin. Zmniejszają dolegliwości układu pokarmowego oraz korzystnie wpływają na suchą i spękana skórę.
Z pigwy sporządza się wyciąg stosowany w przypadku niedokrwistości, z kolei syrop pigwowy pomaga w infekcjach gardła. Kora tej rośliny wykorzystywana jest do dezynfekcji trudno gojących się ran.
Pigwa idealnie nadaje się do przetworów, konfitur, dżemów, nalewek, galaretek i soków, a także jako dodatek do ciast i herbaty. Pigwa działa korzystnie na serce i obniża ciśnienie. Dlatego robi się z niej nalewki.
Pigwę należy posadzić na glebie żyznej, a w idealnych warunkach także lekko kwaśnej (żeby zmienić odczyn jej kwasowości,
można użyć torfu).
Drzewko lubi ciepło i nie jest mrozoodporne. Powinno się je zasadzić w miejscu z dobrym dostępem do słońca.
Pigwa wymaga wilgotnego podłoża, dlatego trzeba pamiętać ojej regularnym podlewaniu (3 – 4 razy w tygodniu).
Ważnym elementem uprawy pigwy jest jej przycinanie. Drzewko powinno się przycinać wczesną wiosną, przy czym największe cięcia należy wykonać w początkowych latach po jego zasadzeniu celem uformowania rośliny.
Młodą roślinę trzeba zabezpieczyć na zimę. Aby tego dokonać, trzeba przykryć jej korzenie korą.
Owoce pigwy dojrzewają jesienią i ich zbiory mogą się odbyć tylko wtedy. Również tego roku owoce dojrzewać będą w ciepłych promieniach słońca przez długi czas, czekając na zebranie.
Teraz tylko – bo drzewko już jest w ogrodzie – muszę wytrwać trzy lub cztery lata, by zebrać pierwsze plony. Mam nadzieję, że rezultaty będą lepsze niż w przypadku topinamburu, który wyrósł pięknie ale ani nie zakwitł, ani bulw do zebrania nie wydał. Znawcy twierdzą, że muszę poczekać do przyszłego roku. Poczekamy, zobaczymy.
Komentarze
Witam w ten szary, chłodny i deszczowy poranek.
Na obiad, w planie, pieczony kurczak z nadzieniem. Jak ja dawno nie robiłam kurczaka w ten sposób 😉
Pigwę dostałam, będę z niej robić nalewkę, mam nadzieję, że tym razem nie wyjdzie mi z niej ponownie kisiel.
Cierpliwości 🙂
Mój topinambur na przykład kwitnie bardzo późną jesienią, a bulwy zbiera się od końca listopada do wiosny.
Pigwa lubi stanowisko niezbyt suche, ale nie znosi też nadmiaru wilgoci, zwłaszcza długo mokrej ziemi ze stojącą wodą. Kilka lat temu w ogrodzie przyjaciół posadziliśmy drzewko pigwowe i podlaliśmy tylko po posadzeniu. Dwa lata później miało już liczne owoce. Faktem jest, że było już spore (około 150 cm wysokości) i miało kilka gałązek. No i posadzone zostało w okolicy sprzyjającej winnicom, z długą, ciepłą jesienią, między Zurychem a Schaffhausen. Zimy tam jednak bywają surowe.
Uwielbiam zapach dojrzałej pigwy. Nie ma owocu, który by piękniej pachniał.
W mojej okolicy pigwy zaczynają dopiero żółknąć, sezon zacznie się w październiku.
No to będę bardziej cierpliwy i może doczekam się własnego topinamburu. Rośnie on w dość suchym miejscu. Woda tam nie zbiera się. W lecie nawet musiałem troche podlewać, bo wyglądał marnie. Teraz jest wysoki ale w iinnych ogrodach widzę jak kwitnie a u mnie nie.
Pigwowiec też ma sporo ponad metr wysokości i trzy gałązki. Ogrodnictwo jednak nie jest moją pasją. Zbyt długo bowiem trzeba czekać na wyniki pracy.
Pigwówka to jedna z moich ulubionych nalewek 🙂
Owoce zebrałam w zaprzyjaźnionym ogrodzie już kilka dni temu.Tak,jak Nemo bardzo lubię ich lekko cytrynowy zapach,zatem moje pigwy leżą na razie w kuchni i pachną 😀 Było ich w tym roku zdecydowanie mniej niż w latach ubiegłych,
ale może to i lepiej, bo obróbka pigw to dosyć niewdzięczne zajęcie.
Topinambur najbardziej lubi luźną, lekko piaszczystą ziemię, ale udaje się wszędzie poza terenami bagnistymi ze zbierającą się wodą.
Jeśli bardzo piaszczysta, a deszczu brak, to podlewanie mu nie zaszkodzi. Lubi dużo słońca, ale udaje się nawet w półcieniu. Jeśli tegoroczna roślina nie wydała jeszcze bulw nadających się do zbioru, to najlepiej zostawić ją w spokoju, a sama się rozmnoży i w przyszłym roku oszczędzi ponownego sadzenia.
A topinambur do jedzenia „na już” kupić w sklepie 🙂
Jak zwykle po umyciu okien pojawiły się deszczowe chmury i z lekka popaduje, ale nie ma wiatru i o szyby nie siecze. Na razie.
Ugotowałam konfitury, a właściwie dżem z 2 kg czarnych jagód. Są tak słodkie, że dodatek 350 g cukru na kilogram owoców wydał mi się przesadny. Doszło do tego, że Osobisty na etykietkach opisuje miejsce pochodzenia surowca i mamy teraz konfitury wysokogórskie (2200 mnpm) i prealpejskie (1600 mnpm) 😉
Wczorajsze grzybobranie zaniosło nas w teren prawie syberyjski a tam… pełno borówek, też słodkich i pięknie dojrzałych. Mam ochotę nazbierać, jeśli pogoda się poprawi.
Dzień dobry 🙂
Mam wielki krzew i klęskę urodzaju 😉 Niczego mu nie robię, tylko przycinam. Nie okrywałam, a on nie przemarzał.
Obiadowo, oczywiście, grzyby 😀
Nemo-te syberyjskie borówki to nie wiadomo,czy zbierać czy utrwalić na płótnie 😉
Bardzo są malarskie.
Danuśka, 🙂
Tam było tak malowniczo, ale już dosyć ciemnawo, bo słońce za górą, a niebo na dodatek zasnute chmurami, że inne zdjęcia wyszły mi całkiem nieostre 🙁 Ale te borówki naprawdę były bardzo mało cierpkie. Może przez to gorące i suche lato, jak na Syberii 😉 Dobry rok na jagody w górach.
Haneczko,
przerzuć te pigwy do mnie, u nas nie widziałam i obawiam się, że nie występują w okolicy, grzyby też podrzuć 😉
Nemo,
przejechaliśmy jakieś 1500 km w Gruzji i natknęlismy się na 2 wypadki (nie licząc prosiaka 😉 )
– tir wjechał w przyczepkę innego samochodu
– kierowca wjechał w konia.
Ofiar ludzkich nie było. Nie wiem jakim cudem, ale czuliśmy sie mimo wszystko bezpiecznie na drodze: W. – bo jest wariatem, ja – bo w niego wierzę 😉
Pyro,
Komplementa przekazane.
Gwoli ścisłości, zdjęcia robimy oboje wymieniając się co jakiś czas aparatami. Co do tekstów, jedna osoba pisze „bazę” na bieżąco a potem wspólnie poprawiamy i uzupełniamy. Tym razem W. prowadził samochód a ja pisałam.
Ewo,
cieszę się, że mieliście szczęście i nie musieliście oglądać jakichś okropności, ani w nich uczestniczyć, bo tego nie życzę nikomu.
Fakty jednak są nieubłagane.
w Polsce przejechaliśmy tysiące kilometrów i widzieliśmy tylko kilka wypadków, co nie zmienia faktu, że w ubiegłym roku było ich ponad 36,5 tysiąca z ponad 3,5 tys. zabitych. W 1991 było tych wypadków 54 tysiące i ponad 8 tysięcy ofiar, a mimo to nie widzieliśmy ani jednego śmiertelnego wypadku. Za to przydrożne znicze i krzyże widujemy bardzo często 🙁
Ewo! Nie dyskutuj . Nijaka zrobi z Twojej podrorzy
proceesje pogrzebowa.
No tak, w Gruzji krzyży i zniczów przy drodze nie uświadczysz. Tak się zastanawiam, czy tamtejsze wypadki wynikają bardziej z umiejętności „dżigita” za kółkiem czy stanu technicznego pojazdów. Jedno i drugie momentami przerażało.
Henryku,
Dziekuję za pomoc, ale nie mam nic przeciwko komentarzom Nemo. To, że bezlitośnie przytacza fakty i pewnie ma rację, nijak nie zmienia naszych odczuć, zwłaszcza, ze notowaliśmy je na bieżąco.
To są dwie różne rzeczy.
Nemo,
Przy okazji, podziel się proszę źródłem. Chętnie dorzucimy do wpisu jako uzupełnienie.
No tak i teraz beda : statystyki , wyliczenia , Wikipedja , odwracanie kota
ogonem lub odwrotnie.
A na koncu bedzie szedl organista z wzniesionym do gory ,,tapinamburem.
Ewo,
to moje źródło
Mam nadzieję, że żadne intryganckie wtręty nie sprawią, że potraktujesz moje uwagi jako krytykę Twoich subiektywnych wrażeń 😉
Jak się podróżuje przez Bałkany, Rumunię, Sycylię i inne okolice zamieszkałe przez „temperamentnych” ludzi, to trzeba mieć oczy „naokoło głowy” i się po prostu dostosować. Z Twoich relacji wnioskuję, że potraficie to robić doskonale i to jest najważniejsze.
W Polsce też się dostaje niezłą szkołę 🙄
A nie trzeba bylo tak wczesniej?
Ewo,
z tego artykułu wynika, że gruzińskie prawo jazdy otrzymuje się po zdaniu teorii i jeździe na placu ćwiczeń. Aspirant na kierowcę nie musi się wykazać umiejętnością jazdy w mieście, a jeszcze kilkanaście lat temu prawo jazdy można było po prostu kupić za 100 dolarów 😉
Od inteligentnych, pozbawionych kompleksów i przyjaźnie do świata nastawionych ludzi spodziewam się właściwego zrozumienia moich komentarzy i nie doszukiwania się złośliwości, krytyki, wymądrzania etc.
Tylko jakiś zakompleksiony buc oczekiwałby stałych zapewnień o braku złych intencji z mojej strony 😎
Ewo,
jedno pytanie nurtuje mnie już od dłuższego czasu.
Czy mieliście okazję dowiedzieć się, czym Gruzini spulchniają ciasto na swoje chaczapuri?
Nemo,
Konstruktywna krytyka nigdy nie boli a zawsze chętnie dowiem się czegoś nowego 🙂 . W. by jeszcze dodał od siebie, że złośliwość jest wykładnikiem inteligencji, więc jest mile widziana 😉
To prawda, że w Gruzji trzeba mieć oczy dookoła głowy i to będąc zarówno w roli kierowcy jak i pieszego.
Niestety, nie było mi dane oglądać jak wyrabiają ciasto na chaczapuri, ale mogę poprosić znajomych Gruzinów o sprawdzony przepis.
Henryku,
Obie z Nemo od dawna udzielamy się na tym blogu i w pewnym (wirtualnym) sensie się znamy a także znamy swój styl pisania oraz to, co za nim stoi. Do głowy by mi nie przyszło podejrzewać Nemo o niecne zamiary względem mojej osoby. 🙂
Ewo, 😉
prawdziwa cnota krytyk się nie boi. I tak trzymać 😎
Co do chaczapuri, to mieliśmy tu kiedyś na ten temat dyskusję, gdy Gospodarz podał (gruziński) przepis na ciasto bez spulchniaczy, a inne podają sodę lub drożdże. Natrafiłam na taki przepis (z drożdżami), który podaje nawet skład mineralny (molibden, kobalt, fosfor, chlor etc.) potrawy 😉
A propos dzisiejszego tematu, to przecież w zimie zrobiłam nalewkę na francuskich pigwach i odstawiłam na 3 miesiące do dojrzenia…
Tylko gdzie? 🙄
Doba grzybowa zakończona, nie mam ochoty nadal tłuc się grzybami. Włożyłem do lodówki ponad kilo masy z przyduszonych grzybów i takich tam dodatków, zmielonych razem, i wystarczy kłaść łyżką na rozgrzany olej, aby wyszły z tego „mielone”. Nie wiem, może Laura bedzie chciała jeszcze wieczorem (jest u nas na parę dni i zajada się grzybami od śniadania). Resztę, albo zjemy jutro całą na objad, bo dojdzie amator grzybów, albo spróbuję to zamrozić, bo Laura na te klopsiki zawsze ma ochotę. Ja po zjedzeniu kani i na śniadanie, i na objad, mam dosyć tego na razie.
Co do dzisiejszego tematu chciałbym nieśmiało dodać, że ktoś tu już dawniej wspomniał, iż „prawdziwa” pigwówka jest tylko z samego pigwowca, albo przynajmniej z jego znacznym dodatkiem. Pigwowiec, to ten niziutki krzew ozdobny, co wiosną ma tak pięknie płomienno-czerwone kwiatuszki, a teraz owocuje na żółto, albo i ciemnozielono, i jest wielkości najwyżej średniego pomidora. Jak tego rozkroić, to naprawdę nadaje na całą okolicę.
Do statystyk wrócę jeszcze.
Dzień dobry.
Piekne, już żółknące owoce pigwy właściwej dostałam od Haneczki i jeszcze 5 owoców całkiem zielonych z ogrodów kórnickich + jakiś kilogram pigwowca. Wszystkie pigwy wciepnęłam w ozdobny koszyczek wiklinowy i będą tak stały do końca października, aż całkiem dojrzeją; wtedy nastawię nalewkę i może zrobię ze 2 słoiczki dżemu z pigwy, pigwowca i jabłek
Na obiad była resztka zupy pomidorowej od wczoraj pieczone nóżki kurczacze z ogórkiem i bułką pszenną.
Piękna pogoda (21C), kolory jak na obrazku (drzewa!), w ub. tygodniu umyłam okna od wewnątrz, dzisiaj mogę to zdobić na zewnątrz. Noce są chłodne, dzisiaj nad ranem było 8C, ale patrząc na grafik pogodowy na kilka najbliższych dni – ma być nawet cieplej w nocy.
Koniec przerwy – do zajęć!
Witam zbiorczo.
MałgosiaW
25 września o godz. 8:56
Programy pobiera się od producenta. W tym przypadku, jako darmowy proponuje dodatki, musi z czegoś żyć. Zawsze można zrezygnować.
Pyra
25 września o godz. 13:15
Uważaj z blokowaniem reklam.
Alicja
25 września o godz. 22:01
Zainstaluj czujnik dymu!!!
Mój jest taki czuły, że grzanki muszę robić na pół gwizdka, bo się włącza.
Dzien dobry,
Moj laptop wysiada kompletnie, jest zolwio-powolny, dlatego podczytuje na moim telefonie.
Nasuwa mi sie takie statystyczne prawo blogowe:
„Im ktos ma mniej do przekazania, ten bardziej krytykuje i nie lubi tych, ktorzy do przekazania cos maja.”
Jade do dentysty, wiec na pocieszenie powiem, ze kazdy bedzie mial przyjemniejszy od mojego dzien.
Do pozniej 🙂
Jurek,
Dobrze, ze wpadles, moze wieczorem, albo w czaie weekendu cos pomyslisz o moim laptopie.
Dobrze Yurku, że nie masz podłączonego zraszacza, a to jest dobre, czasem wręcz wskazane.
Obejrzałem zdjęciai i przeczytałem przygody Ewy i W., a wręcz z zainteresowaniem przeczytałem jego uwagi co do ruchu drogowego w Gruzji.
Chętnie jeździłem np , po Francji, jakieś 30 lat temu jeszcze. Tam wtedy na szosach też jakoś wszyscy wiedzieli o co chodzi. Jaka tam wtedy była śmiertelność na drogach – nie wiem. Mnie się niezmiernie podobało. Zabawnie było też na drogach w Polsce jeszcze jakieś 20, może i jakieś 10 lat temu. Przemierzając Polskę o jakiejkolwiek porze dnia miałem obok siebie niezmiennie śpiącą głębokim snem moją LP, ale z tyłu była czasem dorastająca Marta, co czuwała i dopingowała. Nie jeden raz zadawałem sobie pytanie: Kiedy jest statystycznie moja kolej. Też nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek mijał miejsce jakiegoś spektularnego wypadku .
Dziś już nie jest tak ładnie, a przejechanie przez połowę Polski nuży mnie bardziej niż jakikolwiek ciężki dzień pracy ale: ?Przyjdzie czas, to i główna rura zmięknie?, jak pisał niezrównany Stanisław Lem.
Wystarczyło się pochwalić,że liny biorą i że zanosi się,iż będziemy jadać je codziennie,
żeby oczywiście od następnego dnia przestały brać.
Dzisiaj Osobisty Wędkarz wrócił więc do domu nie z rybami,ale z grzybami-trochę maślaków,podgrzybków i trzy kanie.Kanie już zjedzone,reszta poszła na sos do królika.
Pogadaliśmy z Lataroślą na skypie.Na Majorce pogoda piękna,wczorajszy wolny od pracy dzień spędziła na plaży.No cóż,u nas na żadną plażę się nie zanosi 🙁
Uslyszalam dzisiaj rano w radiu o tym mlodym pianiscie, Janie Lisieckim.
Zycze Wam milego wieczoru przy polskiej muzyce
http://www.youtube.com/watch?v=FxibkvfXWIo
Poogladalam zdjecia z Gruzji, dziekuje 🙂
Malgosiu, pieklas kurczaka z nadzieniem. Co w nim jest, mozesz zdradzic? 🙂
Nemo, lubie czytac Twoje komentarze i to, ze zadajesz sobie trud, zeby uzupelniac temat. Chyba wlasnie po to tutaj zagladamy, zeby sie czegos dowiedziec czy zainspirowac.
Nowy !
Dzieki ze miales do przekatania na blog.
,,Jade do dentysty´´
To jest przekaz.
Alino, mam wrażenie, że to było takie dość klasyczne nadzienie czyli: namoczona w mleku kajzerka, wątróbka, żółtko, rodzynki, sól, pieprz, gałka, natka pietruszki i na koniec piana z białka. Dodałam też trochę bułki tartej, bo masa była za rzadka. Jako dodatek była sałata ze szczypiorem i śmietaną.
MalgosiaW!
Nadzienie do kurczaka klasyczne , ale chyba nikt nie wymyslil jesze do
tej pory lepszego.
Moze sa, ale moze nie warto experymentowac gdy ma sie cos swojego.
Wolę do dentysty niż do fryzjera.
My dodajemy jeszcze pokrojone suszone sliwki.
Ale to juz nasz smak . Do gesi tez.
Hm…to by mogło być i do indyka, śliwki suszone w nadziewce.
U mnie niedługo święto indycze, trza coś pomyśleć.
Malgosiu, dziekuje, to tak jak przygotowuje moja Mama (tylko bez rodzynek).
Narobilas mi smaku 🙂
http://www.marmiton.org/pratique/techniques-culinaires-video-cuisine_cuire-un-poisson-en-croute-de-sel.aspx
Alino, zobaczyłam w sklepie kurczaka zagrodowego i kupiłam. Ostatnio kupowałam kurczaki w częściach, bo zwykle obiad robię dla dwojga. A ten w całości przypomniał mi to nadzienie. Te rodzynki to taki rodzinny pomysł od jakiegoś innego nadzienia, którego teraz nie pamiętam.
Dzisiejsza kolacja
Sześć takich sznycli wyszło nam z połówki wielkiej purchawicy, która urosła na łące naszej sąsiadki ogrodowej.
Przymierzałam się do panierowania, kiedy zadzwoniła przyjaciółka z drugiej strony gór. Poinformowana o moich zamiarach wyperswadowała mi panierowanie i poradziła usmażyć jak befsztyk.
Znakomite było.
Do wieczora pracowaliśmy w ogrodzie. Wreszcie udało mi się wysadzić wszystkie cebulki i zasiać kolejny raz szpinak (coś mu marnie idzie). Zebrałam dwie dojrzałe dynie. Jedna rosła wciśnięta między kompostownik i murek, a od spodu miała jeszcze kamień. Dostosowała się kształtem i teraz oryginalnie wygląda 😉
To już miesiąc, jak jadłam purchawicę od Eski. Była z pewnością większa, niż ta Nemo, bo trzeba było ciąć w ćwiartki żeby plaster mieścił się na patelni, a potem na talerzu. Uch, jakie dobre. A te rodzynki w farszu do kurczaka pochodzą z farszu do indyka – tam wchodzą migdały i rodzynki i rzeczywiście są pyszne. Bo indyka nadziewa się inaczej korpus, inaczej tę część szyjno – podgardlaną i to właśnie to „górne nadzienie jest słodkawe z bakaliami.
Dzisiaj uporządkowana została większość naszego mieszkania, został jeden pokój na sobotę.
Na jutrzejszy obiad będą liny duszone w kapuście, albo jeden lin w maśle, a drugi w kapuście. One wielkie nie są, a po odfiletowaniu, odcięciu płetw, ogona i pasków brzusznych będą akurat – jednoosobowe (w sam raz na moje łakomstwo), Danuśka, czy Ty to widzisz oczyma duszy?
Żyję sobie, czytam całe życie, a dopiero dzisiaj dowiedziałam się, że Voltaire wygłosił bon mott na temat Polaków. Pozwolę sobie zacytować
„Jeden Polak, to cudowna istota. Dwaj Polacy, to gotowa awantura. Trzech Polaków? A , to już jest polski problem.”
Nie przesadzaj, Voltaire…
Psiakość, zapomniałam, że nie było wtedy internetu 🙄
Skąd on to wiedział? Znał trzech Polaków?
Życzę gospodarzowi powodzenia, ja osobiscie wolę pigwowiec (krzew) a to ze względów estetycznych, przepięknie kwitnie wiosną na czerwono, z oddali wygląda jak płomień. Na zdjęciu widzę jednak drzewko czyli pigwę, z tym że ona do zapylenia potrzebuje drugiego egzemplarza czyli ogród powiększy się, chcąc nie chcąc.
Większość odmian pigwy jest samopylna.
Zapylenie krzyżowe może zwiększyć ilość zawiązywanych owoców, ale z tego, co widzę w mojej okolicy, pigwy rosnące pojedynczo radzą sobie znakomicie bez drugiego drzewka w pobliżu.