Długi tydzień z kanapkami
Przez całe lato spędzane na wsi zaopatruję się w pobliskim Pułtusku. Jestem częstym gościem bazaru na Rynku, który przez lato kwitnie (i to dosłownie, bo mnóstwo tu kwiatów) i wzbogaca okolicznych rolników a letnikom umożliwia kupowanie najświeższych produktów.
Równie często kupuję i w pułtuskich sklepach sieciowych. Najczęściej w Lidlu, w którym nauczyłem się wynajdywać dobre wina (umiem wnikliwie czytać etykietki i win bez wymienionej konkretnej winnicy nie biorę) a także świetne i chrupiące pieczywo, pomarańcze na sok, sery, śródziemnomorskie wędliny i wiele innych produktów. Na ogół nie zachwalam tego co stamtąd przynoszę do domu, by nie zbierać cięgów za kryptoreklamę. Dziś jednak postanowiłem pokazać i pochwalić najnowszy pomysł Lidla . Przez kilkanaście dni bowiem będzie można w dziale piekarniczym kupować też wszystko co niezbędne do przyrządzenia wspaniałych kanapek.
Na dodatek oferowane będą bogato ilustrowane foldery z przepisami i zdjęciami gotowych różnorodnych kanapek. Skomponowali te przepisy zaprzyjaźnieni ze mną od dawna Karol Okrasa i Pascal Brodnicki. I to jest pierwsza gwarancja, że warto po nie sięgnąć. Drugim atutem jest samo pieczywo, którego wybór jest olbrzymi a świeżość niebywała. No i wszystkie ingrediencje niezbędne do zrealizowania przepisów. Trzeci zaś to śmiesznie niskie ceny. Ostatnim argumentem choć nie najmniej ważnym jest ich smak. A wiem co mówię, bo zdążyłem już dwa rodzaje wypróbować.
Ponieważ zaś będę na wsi jeszcze podczas tygodnia kanapek, który właśnie trwa, to skuszę się także i na inne. Mam nadzieję, że się nie rozczaruję.
Komentarze
Dzień dobry.
Kanapki to świetny wynalazek – na codzienny użytek i dla niespodziewanego gościa i na posiedzenie przy piwie czy przy brydżu. Z reguły w każdej lodówce leży kilka jajek, jakieś oliwki, kapary, zielenina, wędlina, resztka pieczeni, puszka sardynek czasem słoiczek z mini – krewetkami + rzodkiewki, pomidory, ogórki, jakiś owoc – i już tylko inwencja gospodarzy i czas potrzebny na ułożenie tego dobra estetycznie i w smacznych kompozycjach. Mówiąc nawiasem może być to zabawa dosyć pracochłonna i lepiej sobie wszystko zaplanować i przygotować niektóre produkty wcześniej. Kiedy mnie kiedyś Bliźniaczki uszczęśliwiły nagłym zwaleniem do 3-pokojowego mieszkania pełnym składem obozu harcerskiego (63 osoby) – wędliny i tłuszcze na kartki – o, to była produkcja kanapek. Do dzisiaj uważam to za szczyt cudotwórstwa organizacyjnego nas dwojga – mnie i Jarka. Nie powiem – mieli ze sobą suchy prowiant na drogę – ciasteczka typu petitki , cukierki i czereśnie. Był 26 lipca, imieniny Anki, podobozy kielecki i lubelski miały 6 godzin do docelowego pociągu – no to solenizantka zaprosiła na imieniny wszystkich, jak leci. Daliśmy radę. Sąsiedzi nie interweniowali i mieszkanie przetrzymało.
Kanapki niech żyją nam !
To całe multum możliwości,
różnorodności,
kolorowości,
witaminości,
a przy okazji i piękności 🙂
Pyro, kolezanka kazala podziekowac za wiadome informacje 🙂
Mada – jeżeli się na cokolwiek przydały, to się cieszę.
Historia najbardziej chyba znanej sieci restauracji serwujących kanapki:
http://www.subway.pl/subway/pl/layouts/page_about_us.html#
W samej Warszawie 18 punktów.
We wtorek zjadlam 1/3 bardzo niedobrej kanapki na autostradzie przed Paryzem. Wracalismy z Wloch i byly kanapki lub pizze. Wybralam kanapke na moje nieszczescie. Witam po tygodniowej nieobecnosci.
Elap – sprawozdawaj. Jak udały się wakacje?
Rozumiem, że „z tamtąd” będzie od dziś synonimem Lidla? 😉
Z kąd? A z tamtąd 😎
Napewno z tamtąd? Na prawdę 😎
O innych miejscach proponuję jednak pisać „stamtąd”.
Do wykorzystania są jeszcze hasła „z nad”, „z pod”, „mimo, że” itp.
Są już tak popularne, że naprawdę mam wątpliwości, czy jeszcze ich właściwie używam 🙄
Nemo – przecież nie wszyscy musimy wiedzieć jakie zasady obowiązują między stosowanie dźwięcznego „z”, a jakie z ubezdźwięcznieniemm „z” do formy bezdźwięcznej „s” przed bezdźwięczną „t”. Nasz język jest dosyć skomplikowany i nasze charakterki też. Odpuść nam winy…
Bardzo smaczne kanapki jadlam w warszawskiej „Charlotte”. Jest ich duzy wybor
a miejsce zabawne, duzo mlodziezy, podobno „kultowe” 🙂
http://www.bistrocharlotte.com/menu.html
Pyro, chyba nie zaszkodzi przypominac sobie wzajemnie prawidlowa pisownie, nie ma w tym nic zdroznego. Wszystkim nam zdarza sie popelniac bledy. Poprawiajcie mnie, nikomu nie bede miala za zle, chyba ze bedzie to zrobione zlosliwie i agresywnie.
Pyro,
jeśli nie wszyscy, to może chociaż poloniści? 😉
Na dworze cud pogoda, po ostatnich deszczach zaczynają pojawiać się grzyby różnego rodzaju. Najlepiej widać muchomory, ale i borowiki dają się znaleźć. Nie jest źle.
http://demotywatory.pl/2183582/A-stamtad
Uslyszalam wlasnie w radiu i chce sie z Wami podzielic. Zaklaszczemy w dlonie? 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=NS6JV-veVAE
Marku-czy odebrałeś moją wczorajszą pocztę ?
Dzięki Nemo za uwagi. Już poprawiłem. I to po raz drugi, bo poprzednio poprawiałem wrzucając tekst do blogu ale program poprawnościowy komputera jest uparty i – jak widać – źle zaprogramowany. W kilku miejscach uparcie poprawia źle. Jego ulubionym słowem poprawianym są matjasy, które systematycznie zmienia w majtasy. Ale dzięki temu wszyscy mają radość. I to jaką! Tak jak i dziś. W tej samej sprawie dziękuję i Markowi ale ani do wojska, ani na piwo nie wybieram się.
Pyro, to byla moja szost podroz w ramach wymiany zaprzyjaznionych miast. Jedziemy do miasteczka w poblizu jeziora Gard. Sobote rano spedzamy na targu w Salo o ktorym kiedys Gospodarz wspominal. W tym roku zwiedzalismy ville ( jedna tylko ) Palladino w miescie Vicenza. Bardzo ladne miasto , maja piekny teatr.
Elap, szczerze zazdroszczę willi, mimo że tylko jednej 🙂 . Na szczęście nie piszę nigdy o matjasach 🙂 .
Alino masz rację, jadłaś w chyba nadal najmodniejszym warszawskim lokalu, opinie zwłaszcza o obsłudze różne, napisz jak Twoje wrażenia.
I o zjedliśmy na drugie śniadanie?
Oczywiście kanapkę 🙂 W moim ulubionym sklepie osiedlowym moją pyszne razowe bułki z ziarnami dyni.Do środka udało się wepchnąć sałatę dębową, pomidora,cebulę zeszkloną na oliwie i cieniutkie plasterki kiełbasy biebrzańskiej.
Duze M, zachecasz mnie do grymaszenia? 🙂 Obsluga jest mloda, to chyba w wiekszosci studenci. Pracuja szybko, nie maja czasu na usmiech do klienta :-), lepiej nie zastanawiac sie zbyt dlugo nad wyborem bo co niecierpliwi. Bylam tam tylko raz wiec jestem byc moze zbyt surowa w ocenie ale pytalas…
Danusko, moje drugie sniadanie to byla kanapka z pysznym pomidorem (z dzialki od sasiadki) i feta.
Wczesnojesienne smaki
Do kanapek w góry wpycham sałatę, pomidora, majonez, szynkę, musztardę dijońską, ser gruyere… Dla wegetarian – marynowany bakłażan z grilla, włoski ser, pomidor, sałata…
Sierpniowe radości
Nemo – poproszę o przepis na pierożki krucho-drożdżowe z ricottą 🙂
Alino, absolutnie 🙂 . Byłam ciekawa. Ale Twoje spostrzeżenia pokrywają się z opiniami innych. Zdjęcia wnętrz są zachęcające, ale i jakość obsługi chyba najważniejsza oprócz jakości potraw. Właścicielka często w wywiadach wspomina o francuskich inspiracjach. Po wizycie opiszę też swoje wrażenia.
Patrzę na ptaki, kwiaty, dynie i siano i myślę sobie, że natura daje nam niezwykłe wzruszenia. Oczywiście zawsze jeszcze mogę zabić Nemo z zawiści – ona ma, ja nie mam. Wszystkich ludzi serio uprzedzam, że to dosyć kiepski żart, ale ja tak ze 3 razy w roku – przypadłość taka.
I – po objedzie.
Nie ?-żadnych kanapek, tylko solidny kawał ryby z pieca, a na blasze pieczone ziemniaki i pomidory. Dorobiłem białego sosu na winie, aczkolwiek w tej kombinacji właściwie niepotrzebny, ale zwykle się domagają (teraz została połowa). Na deser sałatka z 6 różnych owoców (co było), a opcjonalnie ajerlikier do podlania. Dla stuknięcia się: pinot grigio z Terentino.
Niczego już nie zmieszczę.
Asiu,
proszę bardzo 🙂
Pierożki krucho-drożdżowe z ricottą
Ciasto
250 g mąki
1/2 łyżeczki soli
4 łyżki cukru
20 g drożdży
60 g miękkiego masła
1 dl letniego mleka
Mąkę, sól, cukier, drożdże wymieszać w misce, dodać mleko i masło, zamiesić miękkie i gładkie ciasto, odstawić przykryte w temp. pokojowej do wyrośnięcia (podwojenia objętości).
Nadzienie
150 g ricotty
3 łyżki cukru
otarta skórka z pół pomarańczy i pół cytryny (najlepiej bio)
(może być też tylko cytryna albo tylko cynamon)
100 g mielonych migdałów
2 łyżki rodzynek sułtańskich
1 łyżka soku z cytryny
Wymieszać wszystko razem. Jeśli nadzienie wydaje się suchawe, można dodać troszkę śmietanki.
Ciasto podzielić na dwie części. Każdą rozwałkować na prostokąt 20 x 30 cm. Podzielić na 6 kwadratów, na środku umieszczać porcję nadzienia, brzeg smarować lekko wodą, złożyć po przekątnej, brzegi dobrze przycisnąć widelcem.
Gotowe pierożki można smażyć na głębokim tłuszczu (160 st.) po ok. 3 minuty z każdej strony na złoty kolor, wyjąć, osączyć na bibule, obtoczyć w cukrze z cynamonem, podawać ciepłe.
To jest klasyczny smakołyk na jarmarkach w środkowej Szwajcarii.
Można też zrobić moją wersję: posmarować żółtkiem, posypać cukrem z cynamonem i upiec na blasze w piecu. Ok. 20 minut, 180 stopni. Gotowe poprószyć cukrem pudrem.
Dziękuję 🙂
Kanapka: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/94254/c5d062ffa21b8ee96bb136141710bd40/
Pyro, 😆
zawsze możesz się pocieszyć, że nie masz ponownie stłuczonego kolana, podrapanych łydek, pogryzionych przez gzy ramion, nadwerężonego prawego nadgarstka, spodni usmarowanych alpejską pizzą czyli krowim plackiem, butów tak przemoczonych, że schną od 2 dni i jeszcze wilgotne etc.
No i zawsze pozostaje opcja – zabić nemo 😀
Dzien dobry,
Ja bardzo prosze o wpis o majtasach (nie korygowac bron Boze) :).
W zeszlym roku z Mamusia tak sie rozbestwilysmy, ze takich duzych prawdziwkow jak na zdjeciu Nemo nawet nie zbieralysmy. Byly one przewaznie robaczywe. Za to malych (a nie za malych) kosze byly pelne. W tym roku raczej nici, Mamusia ciagle jeszcze ochwacona, na rownym daje sobie rade, ale w lesie raczej nie bardzo, a jak sama mowi, nie chcialaby chirurgowi dobrej roboty zepsuc.
Czy bistro Charlotte to nie to miejsce co slynna bulke tarta (25 zlotych za mala torebke) sprzedaje?
Na lanczyk ciabatta z rukola, kozim serkiem i szynka parmenska, malosolne, pomidorki z wlasnego ogrodka i ayran do popicia.
Po otwarciu pudelka z ogorkami, szef jak zwykle byl sie ewakuowal ;).
Pakuneczki piknikowe 🙂 : http://pinterest.com/pin/46161964903998537/
Asiu,
te pierożki usmażone na głębokim tłuszczu można na drugi dzień podgrzać w piekarniku i smakują jak świeże.
Nemo – jakże mi ulżyło! Zabijanie pewnie wymaga sporego wysiłku (mordka)
Wysłałam pocztę zjazdową do Haneczki oraz do Jolinka,Małgosi i Krystyny
w sprawie naszego wieczoru w teatrze.
Nemo – chyba wolę pieczone.
http://pinterest.com/pin/148970700146474153/
Zielono mi: http://stylowi.pl/228435
Kanapka własnej roboty
Jolly,
ja te grzyby wzięłam, aby zrobić wrażenie na Osobistym, a on też powiedział, że za stare, choć nie były robaczywe, ani nawet rozmiękłe 🙄 Teraz to możemy być znowu wybredni, jak się zaczynają pojawiać lepsze 😉
Pamiętam czasy z mojego dzieciństwa, kiedy jechałam z ojcem motocyklem przez las, a on kazał zbierać tylko kapelusze prawdziwków nie dalej odległych od dróżki jak 2-3 metry. Uzbieraliśmy pełen kosz wiklinowy.
Chodzenie po tym lesie przysparzało niezłych dreszczy, zwłaszcza jak się natrafiało na resztki okopów i ziemianek, jakieś kości, niewypały, fragmenty uzbrojenia i inne takie. Trzymanie się ścieżek było nawet dość rozsądne.
U Pyr po obiedzie, a była rozpusta zupełna : kurki w maśle , w sosie własnym i duża, podgrzana bułka + zielenina mieszana. Oj, to tygrysy lubią!
Zbieranie z motocykla to dopiero rozpusta :), ja pamietam zbieranie z wozu konnego na podobnej zasadzie, tyle ze Dziadek po ktoryms tam przymusowym postoju nie zatrzymywal sie, a zwalnial, a ja skakalam z wozu i na woz :). Najwiekszym moim prawdziwkiem byl osobnik o 42cm (swiadkowie jeszcze zyja, zmierzony w domu calowka) srednicy kapelusza (bialy i jedrny od spodu) z rodzina siedmioborowikowa wokol niego.
A ja dzisiaj rozpustnie (Pyro, Twoja wina, przypomnialas mi jedno z moich ulubionych slow) nabylam droga kupna kilogram tzw cobnuts czyli po mojemu niedojrzalych orzechow laskowych.
http://cookingupatreat.blogspot.co.uk/2010/09/foraging-for-cobnuts.html
Jakies pomysly jak je spozytkowac -poza oczywistym, wyluskac i zjesc :).
W niedzielę byliśmy w lesie. Na razie marnie: dwa prawdziwki, kilka kurek, trzy maślaki i kilka podgrzybków zwanych u nas „czarnymi łebkami” 🙂
Pocieszamy się, że to jeszcze za wcześnie. Najwięcej grzybów w naszych lasach zbieramy we wrześniu. Chociaż w ostatnich dwóch latach zbiory nie były duże. Na farsz do uszek starczyło.
Jolly – domowa nutella? http://bajkorada.blogspot.com/2013/07/domowa-nutella.html
Asiu,
Nuteli nie zrobie bo szkodzi mi obwodowo ;). Raz zrobilam, taka smaczna wyszla ze w trojke jednego dnia dwa sloiki wyjedlismy :).
Na targu pan na stoisku ma durian. I sie zastanawiam czy wystarczajaco odwazna jestem …
Alicja jadła durian i mówiła, że jest nie jest tak źle. 🙂
Jolly – http://lepszysmak.wordpress.com/2011/10/07/wytrawne-tartaletki-gruszkowe/
JollyR – ciasteczka orzechowe, nadzienie do kury, farsz do cielęciny.
http://pamietnikwegetarianki.wordpress.com/2012/05/18/wytrawna-krajanka-orzechowa-z-parmezanem/
Subway nie pasuje mi na „kanapkę klasyczną”, raczej jako bułka z dodatkami. Każdy przyrządza ją według swojego gustu, wybiera dodatki i to jest bardzo dobre, dlatego jak w podróży, to właśnie tylko Subway mi pasuje z fast-foodów. Oprócz tych bułek i dodatków różnych mają też wybór sałat. Od jakiegoś czasu jest do wybor kilka rodzajów tych długaśnych buł, z różnego ciasta wypiekanych. Wygodne jest to, że można kupić całą, można kupić pół. Dla mnie jest to jednak typowo amerykańskie, lekkie pieczywo, ale głodny podróżny nie wydziwia, tylko je!
http://www.subway.com/menu/
Danuśka – niestety nie dostałem poczty od Ciebie. Może na ten adres uda się wysłać :
kulikowskimarek@gmail.com albo zadzwoń 502947771
Asiu fajne te pinteresty, które wyszukujesz. Jolly tak to tam – bułka to tylko po 7 zł 🙂 Ale wszyscy chwalą te śniadania, zwłaszcza dżemy ( francuskie) chyba.
Jolly,
już pisałam (a Asia wspomniała) – obrzydliwy zapach duriana jest mocno przereklamowany, z tego co czytałam, podobno nikt nie chce tego wystawiać w sklepie, bo cuchnie już z daleka. Nic podobnego, w Toronto azjatyckie stoiska targowe (spory targ w zamkniętej hali) mają wystawione duriany i nic tam nie cuchnie.
Wyniosłyśmy z Elą ten owocek (spora piłka) na patio, żeby nie zasmrodzić domu…niepotrzebnie! można to robić w kuchni, może otworzyć okno dla pewności.
Rozcina się dosyć łatwo dużym, ostrym nożem, konsystencja budyniu i smak budyniu, bardzo łagodnego. Trudno określić ten smak, słodkawe to jest, nuta wanilii i czegoś jeszcze. Ela zamroziła, co pozostało z uczty i były to potem niezłe lody, bez cukru – teraz myślę, że można dodać jakiś owoc kwaskowaty, na przykład czerwoną porzeczkę. Z malinami też to czuję. Spróbować warto!
https://plus.google.com/u/0/photos/115054190595906771868/albums/5797224030497691585/5797225792506592290?pid=5797225792506592290&oid=115054190595906771868
Tutaj trzy ostatnie fotki, operacja rozcinania itd. Jak widać, spokojnie po rozcięciu na patio wniosłyśmy to do domu bez obaw, że zapaskudzi zapachem cały dom. A te „kolce” nie są tao ostre, na jakie wygladają.
https://plus.google.com/u/0/photos/115054190595906771868/albums/5797224030497691585/5797230004116205698?pid=5797230004116205698&oid=115054190595906771868
Asiu, Pyro
Dzieki za pomysly, z orzechow poki co pol torby zostalo :).
Danusko,
Jak bulka tarta po 7 zlotych, to tak zle nie ma ;).
Z durianem chyba poczekam do jakiejs wiekszej imprezy ogrodowej typu pozegnanie lata, bo na nas troje to chyba za duzo.
Dla mnie najbardziej znane kanapki to nie zaden nowoczesny Subway tylko TRZESNIEWSKI we Wiedniu.
Reklamuja sie (chociaz nie musza) jako „die unaussprechlich guten” czyli niewymownie,( albo trudne do wymowienia) dobre kanapki.
Zawsze wstepuje jak jestem we Wiedniu, a jestem czesto.
Trześniewski – jadłam „ei mit ei”. Potwierdzam, że smaczne 🙂 https://www.trzesniewski.at/shop/broetchen
JollyR – za bułkę tatą 0,5 kg płacę w granicach 2 złociszy – w porywach 2,5. Źle nie jest?
Pyro,
To mialo byc sarkastyczne. W zyciu bym za bulke 7 zlotych nie zaplacila.
Nemo, pozazdrościć sierpniowych radości 🙂
Irku – czy mógłbyś zabrać na zjazd tę ociupinkę suszonej rety dla mnie? Odebrała by Haneczka (Jola R.) – ona mi podrzuci, a ja nastawię nalewkę żmudzką, bo warto.
Literówka – ruty, nie rety. Rety, jaka gapa z Pyry
O nalewkach ze znawcą tematu:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,14519338,Z_wisni__jarzebiny__a_nawet____szyszek__Jak_zrobic.html#BoxSlotIIMT
Ależ oczywiście Pyro. Tak właśnie myślałem, że albo przez Żabę lub Haneczkę podrzucę Ci.
Zgadzam się z dr. G. Russakiem. Jeżeli przepis mówi o cukrze to od razu dzielę go przez trzy. Cukier zabija klimat nalewki.
Irku, dziękuję 🙂
Wizja Jolly na wozie konnym pełnym 42-centymetrowych prawdziwków nie dała mi po południu spokoju. Jakieś dziwne przeczucie kazało mi pomolestować Osobistego tak długo, aż dał się nakłonić do wyjazdu, a potem gnało w okolice, gdzie bywam co parę lat, bo tam NIGDY NIC NIE MA.
Ale tym razem… 😎
Największy miał co najmniej 30 cm, zostawiłam na rozsiew 😉 Reszta za chwilę znajdzie się na sitach suszarki. Zdrowe, twarde, od spodu lekko żółtawe…
Osobisty na widok zawartości mojego koszyka westchnął tylko: Hexe 🙄
Ta przewrócona połówka, to od krowiego kopnięcia 🙄 Jeszcze jeden był całkiem rozdeptany 🙁
Nemo – westchnęłam sobie.
Nemo, piękne. Raz w życiu miałem taki widok. To była mała polanka, a na niej 186 prawdziwków. Niestety nie miałem aparatu. Zdjąłem wtedy z siebie koszulę i pelerynę przeciwdeszczową i to niosłem na plecach. Tego dnia zebrałem w sumie 213 🙂
Nemo,
Podziwiam, milo byc czyims natchniemiem :).
Po latach błędów i wypaczeń robię dzisiaj nalewki w trzech „gęstościach cukrowych” – wytrawne i półwytrawne, deserowe i likiery. Mają różne zastosowania w kuchni i na stole; np na zjazd wysyłam jedną gorzałkę półwytrawną i jedną deserową. Jedno mogę powiedzieć z czystym sumieniem – otwarłam butelkę rocznej wiśniówki z dopiskiem „naturalna” (10 dkg cukru na kg owocu i litr spirytusu) – i jest znakomita; nie ma już ostrości spirytusowej, ma aromat wiśni i wyważoną kwasowość. W tym roku tego typu nie stawiałam, ale za rok z pewnością zrobię.
Pepe – zajrzyj do „Studio opinii” P. Łukaszewski świetnie bawi się polsko niemieckim śpiewaniem.
Czasem można zwątpić 😉
Irku,
takie momenty, jak Twój z tą polanką pamięta się przez całe życie. Zwłaszcza gdy się nie miało aparatu przy sobie.
Ja pamiętam takie sceny ze Skandynawii w 1978 roku, gdy przed postawieniem namiotu trzeba było polankę uwolnić od porastających ją gęsto borowików 🙄 Na grzyby już nie mogliśmy patrzeć, a suszyć nie było gdzie 🙁 Aż w końcu na półwyspie Berlevag zebraliśmy ich ze 30 kilo, pracowicie ponawlekaliśmy na nitkę i suszyliśmy w szałasie z sauną w fińskiej Laponii. Osobisty sklecił do tego misterną skrzyneczkę z brzozowych gałęzi i sznurka, umieścił w niej wonne wianki i mieliśmy piękny prezent dla rodziny i przyjaciół. My na te grzyby jakoś nie mieliśmy ochoty.
Pyro, już tam byłem i zapewniam, że będę wracał!
Nemo – to musi być fotomontaż albo inny photoshop! 😉
A tak, naprawdę, też chciałabym takie znaleźć. 🙂
No popatrzcie – lata 80-te przeżyłam po stronie rządowo – wojskowej, podlegałam regularnym szkoleniom politycznym, na których to szkoleniach o wrogach ustroju mówiono często, ostro i po nazwiskach. Ze 20 nazwisk wbito mi w pamięć na mur. I jeszcze liczono grupy zakłócające budowanie świetlanej przyszłości, a łączna liczebność tych zakłócających w 1984r szacowana była na niemal 8 tys luda. „Towarzysze! Toż to 2 pułki, prawie brygada nas destabilizuje” mówił z niepokojem jeden z prelegentów. O, gdyby wtedy wiedział tow.prof.płk. G, że w czerwcu 2013 r do walki z „komuną” przyzna się 800 tys ludzi! To dopiero byłaby panika!
http://foto.karta.org.pl/fotokarta/Taran_3756.jpg.php
Romantyczne zdjęcie z grzybobrania: http://foto.karta.org.pl/fotokarta/OK_013760.tif.jpg.php
Koniec wakacji 🙁 http://foto.karta.org.pl/fotokarta/OK_029041.jpg.php
Zrobiło się późno. Do jutra.
Bardzo pracowity dzień dzisiaj miałam, ogródkowe porządki, a zostało jeszcze sporo do zrobienia. Jak sama nie upilnuję, to mam dżunglę, dobrze, że porzeczki były łaskawie zebrane.
Jutro goście, chciałam urządzić ogródkowe spotkanie, kiełbaski (polskie, bardzo dobre) z grilla i te rzeczy, ale zdaje się, że nic z tego nie wyjdzie. Grillować może desygnowany pod daszkiem, ale zasiąść będziemy musieli w chałupie, bo będzie burzowo i deszczowo ogólnie. No trudno, w razie deszczu będziemy siedzieli w ciupie 🙄
W tym roku nie miałam jeszcze ani jednego posiedzenia w towarzystwie na ogródku 🙁
Nadal duszno i gorąco, u nas długi weekend, bo w poniedziałek „święto pracy” (Labour Day).
To ostatni długi weekend lata, następny będzie Dzień Dziękczynienia – już jesienią, w październiku.
Pieseczek (bo ciągle za mną chodzi), czyli koteczek dostał dzisiaj zastrzyk przeciw wściekliźnie, a dodatkowo krople do oczu (tetracyklina, antybiotyk), bo okazało się, że to jest koci oczny herpes, czyli opryszczka. Cierpi teraz i nawet kocie „cukierki” nie pomogły, zawsze się na nie rzuca, a tym razem pogryzła te 4 sztuki (małe to jest) i wypluła Kocie życie 🙄
Idę doczytać i pospać, jak się da.
*Po „wypluła” miała być kropka, ale klawiatura zaczyna mi szwankować i jak nie przywalę, to się niektóre litery nie odbijają.
Branoc!
Pyro- dzieki za wskazowke. Studia opinii nie znalam. Artykul Lukaszewskiego bardzo interesujacy. Ale jest jak zwykle, ci do ktorych
jest adresowany nigdy go nie przeczytaja.
Posle mojej siostrze do Katowic.
Pozdrowienia znad morza, u nas dalej lato.
Ewo – w czasach gdy bardzo brakuje starych tygodników opinii (barbaryzują się z czasem) Studio opinii jest interesującym medium przeznaczonym dla pt inteligencji. Bratkowski z zespołem robią znakomitą robotę.
Alicjo,
dziękuję za bardzo ciekawy artykuł na temat nalewek. Dr Russak to także znawca kuchni myśliwskiej. Oglądam niekiedy program kulinarny z jego udziałem, przy czym on sam opowiada, a kucharz pod jego okiem przygotowuje danie. Smakoszostwo oddzielone od fachowych umiejętności. Kucharz gotuje, bo robi to lepiej.
Szczególnie przydatna dla mnie informacja – nalewka z aronii potrzebuje nawet dwóch lat, aby uzyskać najwyższą jakość.
Pogadałam ze Starą Żabą, naubliżałam jej od „tajnych współpracowników Blogu”, a Żaba właśnie dopiero co skończyła gościć Tereskę Pomorską z córką, zięciem i małym Jasiem. Zanim Tereska poleci do Alicji, mościła się u Zaby. W gościńcu Żaba dostała Teresine pomidory – wielkie, jak głowa dziecka, a smaczne… Żaba w ub.tygodniu budowała z pomocnikami półki na tylnej ścianie spiżarni. Drobiazg – muszą utrzymać ok 200 kg w słojach, słoikach, apteczce weterynaryjnej i sprzęcie dojarskim. Zwolni się wtedy miejsce w korytarzu na elektronarzędzia, skrzynki i skrzynie z wihajstrami, ajzolami, śrubami i wiertłami, które Żabie wiecznie giną bez śladu. Na zjazd poleci przez Bydgoszcz, Toruń, bo zabiera Haneczkę i nie lubi drogi przez Fordon. Peter mamrotał wczoraj pod adresem ślubnej Nemo, że Hexe – trzeba go przy najbliższej okazji zapoznać z Żabą – to dopiero czarownica!
Słońca nadal nie ma, czasem popaduje, ale jest 23C i duchota.
Pomidory Tereski rosną na oborniku od Żaby, więc nie mogą być mikre, tym bardziej, że Szwagier je bardzo dogląda. Pomidory rosną w dość sporym domku, pokrytym folią ogrodniczą. Pierwsze kroki kieruję zawsze tam i się obżeram koktailowymi.
Ten rok jest trochę inny i zastanawiam się, czy w lasku, co to jest pod naszym dawnym domem coś nie rośnie. Muszę Jerzora wysłać na zwiady – teraz jest duszno, ale lato było mieszane, chłodne i mokre, więc kto wie.
Podobny był rok ’92 – wychodziłam z Maćkiem na pół godziny do lasku i wracaliśmy z prawdziwami, to było niemal dzień w dzień, przynosiliśmy za każdym razem nie mniej niż stówę, liczyłam.
Suszyłam ogromne ilości, rodzinie wysyłałam do Polski, a zwykle jest odwrotnie.
Rozdawałam też znajomym, a i tak wystarczyło mi tych grzybów na długi czas. Ostatnio Jerz zaglądał tam parę lat temu, lasek zastał zdewastowany, jakieś menele się tam zainstalowały. Ślady ogniska, butelki po piwie i innych alkoholach, stara kanapa, przyniesiona nie wiadomo skąd. Ale być może już tam nie urzędują, trzeba sprawdzić.
VII Zjazd Łasuchów – pierwszy krok
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/ZjazdAsuchow2013#slideshow/5918352167764985538
Irku – zlituj się! Teraz śledzie pokazujesz kiedy ja właśnie świeżego placka ze śliwkami pojadłam? Ty jesteś złośliwa małpa!
Witam po podróży: Piza, Elba, Giglio, Rzym. Właśnie wróciłam, jak ochłonę to trochę więcej szczegółów, ale jak zwykle moje zdziwienie budzi, że lunch jadłam przy Piazza di Spana a kolację w domu 🙂
Małgosiu – Europa nam się skurczyła odkąd jest dostępna. I tak jest pięknie.
Ten dr Russak pisze dobre rzeczy.
Potwierdza mnie w przekonaniu np, które tu już niejednokrotnie podkreślałem, że z owocem trzeba łagodnie. Dlatego moja metoda jest: zaczynać z cukrem (miód nie wchodzi z dwóch powodów w rachubę, pierwsze, że cena, drugie, że może nie chciałbym mieć nalewki ze smakiem miodowym, ten sobie mogę dodać później, przy doprawianiu). Owszem, to jest stresujące, gdy biorę 0,10 kg cukru na litr owocu (wiśnia, dereń, np), bo trzeba w pierwszych 3 – 4 dniach pilnować i mieć naczynie z dobrym zamknięciem, gdzie można też nim ten zaczyn obrócić do góry dnem, a dopiero przy pierwszych banieczkach gazu w roztworze, zalać alkoholem.
A i wtedy zalecam alkohol takiej tylko mocy, aby ledwo co wstrzymał fermentację i był spokój.
Dobry wieczór.
Dobry wieczór, ja już wczoraj pisałam, że jedną wiśniówkę z ub.r. docelowo zostawiłam z 10 dkg porcją cukru na kg owocu. Po roku jest bardzo dobra.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ktoś, jak np nasza czcigodna i bez wątpienia ciężko zapracowana Żaba, owoc zaraz najpierw zalewa spirytusem, bo ma na razie spokój, a niuanse załatwia w długie zimowe wieczory.
Ale, nie o to chodzi. Jej nalewkę sprawdzałem z moją i jej wygrała – w poczuciu moich ust przynajmniej.
Ale, dr Russak też napomniał, że sposób doprawienia jest na koniec decydujący i – rację ma!
LUDZIE, polecam FANTASTYCZNE kanapki ze śledziem jakie robią CIESZYNIOCY w CIESZYNIE! Jest taki sklep przy ul. Regera, niedaleko Rynku. PALCE LIZAĆ. Ale to jest ŚLĄSK CIESZYŃSKI z czego jestem niezmiernie dumny a Cieszynioki to gatunek osobny.
Pyro,
co tam Europa! Świat się skurczył – kolacja w Toronto, śniadanie w Hamburgu. Kolacja w Limie, śniadanie w Miami, obiad w Kingston. Jak go ktoś ugotował (marne szanse).
Goście poszli, Mrusia śpi i mruczy, Młode już powinny dojechać lub dojeżdżają do Portland.
Jutro pod żagiel z Kpt.Markiem, mamy sobie wiele do powiedzenia po ponad 3 miesiącach niewidzenia. Pogoda zapowiada się słoneczna, sprawdziłam wiatr, nie zapowiada się spektakularnie, ale nic to, pobujamy się trochę i pogadamy.
Młode dojechały do Portland przed południem, zdążyli się już nawet urządzić lekutko w mieszkaniu, a widok z okna mają taki:
http://alicja.homelinux.com/news/Portland-Mt.Hood.jpg
I troszkę (malutko i z lunetą) widoku na Mt.St.Helens, o czym niedawno wspominała Orca.
Chcieli czy nie ? ja tam będę zaniedługo z wizytą, jako matka-teściowa na inspekcji 😎
Chciałabym się przejechać, ale Jerzor powiada ? mowy nie ma! Robiliśmy to już dwa razy na piechotę samochodem, teraz polecimy! Co racja, to racja.
Dobranoc!
p.s.Kopia z sąsiedniego blogu, dlatego te znaki zapytania, zamiast porządnych diakrytyków.
Alicję już podeszwy swędzą, no i niech jej będzie. Oregon to piękny stan, a dzieci ważna sprawa – nawet takie, które już doglądu nie potrzebują. Dobra – oni w trasę, a Mrusia? Oni będą dzieciaki dogłaskiwać, a kot porzucon będzie?
Zapowiadali na dzisiaj deszcze i chłody. Jak dotąd słonecznie, chociaż i chmurki wędrują po niebie. Chłodniej zdecydowanie – „Jesień idzie; nie ma na to rady”.
Młoda pakuje swetry i ciepłą piżamę. W Helsinkach w nocy tylko piątka na plusie, za to dzień dłuższy o ponad godzinę, jeszcze się załapią na końcówkę białych nocy.
Na portalu Dziennik.pl jest kapitalny wywiad, jaki przeprowadził dziennikarz – p.Drzewiecki, ze swoją 12-letnią córką, Natalią nt szkoły. Ależ mi się małolata spodobała; rozsądna, krytyczna, niezepsuta, bardzo fajne dziecko.
Gjasz, szkoda że wcześniej nie wiedziałam o tych przepysznych kanapkach w Cieszynie, byłam tam miesiąc temu.
Gospodarz zachwala pieczywo z Lidla, muszę jeszcze raz zainteresować się jego składem, jakiś czas temu osoba wykładająca ten asortyment w Lidlu poinformowała mnie,że jet tam sporo chemii 🙁
O winach słyszałam sporo dobrego 🙂
Mrusia ma zawsze miejsce u bywszego personelu na wypadek naszych wyjazdów. Znajome koty, te rzeczy…poplotkują, jak jej u nas. Już sobie to wyobrażam – „ten facet mnie chce przytulać i głaskać, kiedy ja akurat nie chcę, a ta baba przegnała mnie z wyrka, na którym tak dobrze mi się spało, zwłaszcza na poduszce tej baby 🙄 ”
Podeszwy mnie swędzą, ale zanim Oregon, za chwilę goście i jeszcze parę rzeczy, tak zaraz to Młodych nie nawiedzim, a jeśli, to na krótko. Z nami nie ma kłopotu – przyjeżdżamy, wałęsamy się po okolicy, wyjeżdżamy. Mamy powód, żeby pojechać na Zachód, dawno nas tam nie było!
Wracając do Poznania…Przeglądaliśmy zdjęcia stare, albumy, zrobiłam parę „zdjęć ze zdjęć”
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8206.JPG
Górne zdjęcie podpisane, dolne nie, to podpisuję – od lewej Mirosław Hermaszewski, ten, który w ’73 roku pożyczał od sąsiada-Tadeusza krzesła na imprezę, a ja naonczas wizytowałam poznańską rodzinę w Głuszynie i to zapamiętałam, bez żadnego powodu.
Ot, ktoś przyszedł pożyczyć krzesła, pogadał z Tadziem chwilę, a za parę lat poleciał w kosmiczeskoje prastraństwo 😯
Idę dospać Mrusia mi zamruczała koło ucha o piątej nad ranem…wypraszam sobie!
… patrząc na datę dzisiejszą, zawsze kojarzy mi się z tym wierszem:
Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westarplatte.
(A lato było piękne tego roku).
I tak śpiewali: Ach, to nic,
że tak bolały rany,
bo jakże słodko teraz iść
na te niebiańskie polany.
(A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.)
W Gdańsku staliśmy tak jak mur,
gwiżdżąc na szwabską armatę,
teraz wznosimy się wśród chmur,
żołnierze z Westerplatte.
I śpiew słyszano taki:
— By słoneczny czas wyzyskać,
będziemy grzać się w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach.
Lecz gdy wiatr zimny będzie dął
i smutek krążył światem,
w środek Warszawy spłyniemy w dół,
żołnierze z Westerplatte.
Konstanty Ildefons Gałczyński
1939 r.
a mi na wakacjach zawsze kanapki jakoś tak inaczej smakują, jakoś tak lepiej. W domu zrobię te same kanapki i są jakieś takie zwykłe a na wakacjach czy to nad morzem czy nad jeziorem ta sama kanapka smakuje znacznie lepiej:D też tak macie?
„Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
obca dłoń ich też nie przekreśli,
ale krwi nie odmówi nikt,
wysączymy ją z piersi i z pieśni.” (Wł.Broniewski)
Pisali ci nasi poeci, wykrzykiwali swój sprzeciw i swoją bezsiłę i infekcję romantyzmu roznosili dalej.
Już kiedyś tu pisałam, że będąc w gościnie, w krzakach Doroty, wyciągnęłam z półki „Wrzesień żagwiący” Wańkowicza – i tak, jak jestem miłośniczką pana Melchiora, tak nie mogłam przez ten patos, propagandę i mito-twórczość przebrnąć. A w latach 40-tych to była wielka, patriotyczna proza. Zmienił się nasz gust, język, ogląd sytuacji. W zderzeniu z tymi scenami beznadziejnej obrony, zaraz sobie przypominałam, jak w „Zielu na kraterze” Krysia informowała zagranicznych przyjaciół, że fabryk u nas nie widać, bo wszystkie schowane pod ziemią; tak samo czołgi i samoloty.
Dzien dobry,
Starszy pan (96 lat) nie spodziewal sie, ze wysylajac swoj tekst na konkurs piosenki, zostanie wyrozniony a jego list do zmarlej niedawno zony, wzruszy tyle osob.
„Oh, sweet Lorraine”
http://www.youtube.com/watch?v=eTpXI30KLLM
Dziękuję, Alino. Jacyż byli uroczy – Fred przystojniak i ona , taka kobieca. I na starość coś z tego przetrwało. Życzyłabym młodym, wchodzącym w życie, żeby coś z uroku, bliskości i przywiązania zostało…
A propos Mrożka, a i Lema, bo ciągle czytam ich listy do siebie – panowie nie znosili, wręcz nienawidzili Ireneusza Iredyńskiego, czemu w listach dawali wyraz nader wyraźny. Na wielu pisarzach nie zostawiali suchej nitki, no i śmo, mnie się niektórzy z nich podobali i podobają, co mi tam personalne animozje między twórcami.
Ani Mrożek, ani Lem, ani nikt inny nie jest alfą i omegą, świat jest, jaki jest, coś taki zdziwiony, byku? 🙄
Oby tylko oszołomy wszelkiego rodzaju zzniknęły, ale na to się nie zapowiada 🙁
Lecę do portu, czas na żagle!
p.s.Pogoda cudna, tylko wiatr…ehm…taki sobie, ale może sie poderwie za godzinę, dwie…
grzybobranie
Agato-też tak mamy i też nie wiemy z czego się to bierze 🙂
To znaczy trochę się domyślamy,że to wszystko przez te wakacyjne klimaty.
Krystyno-czekanie aż dwa lata na nalewkę ABSOLUTNIE NIE WCHODZI W RACHUBĘ!
Ja nie mogę się doczekać już po dwóch tygodniach 😉
Gjasz-informacja o cieszyńskich kanapkach ze śledziem bezcenna.Mam taki mały pomysł na wycieczkę z tamtym właśnie kierunku,adres zatem z przyjemnością odnotowany.
Siedzę w aroniach.Zebrałam te,co wydawały się ogólnie jakieś wysuszone,ale z bliska biorąc są całkiem w porządku.Będę robić nalewkę wedle Pepegora,że najpierw cukier,a potem delikatnie potraktować alkoholem.
Osobisty Wędkarz nałowił linów w ilościach,a zatem dzisiaj na obiad był lin z patelni.
Znakomita ryba.Zostawiłam wytyczne-ma łowić,aż do piątku.Zjazdowa zupa rybna zapowiada się znakomicie,tym bardziej,że wrzucimy tam jeszcze parę morskich
stworzeń,tak dla smaku 🙂
Pojawiły się grzyby !!!!
Są koźlaki i prawdziwki,kurek niet.
Nemer-ratunkuuuu !!!!
😀
Danuśka – lina marnować na zupę? Rozgrzeszenia nie dostaniesz!
http://deser.pl/deser/1,111857,14530071,Egipskie_wladze_aresztowaly_bociana_pod_zarzutem_szpiegostwa_.html#BoxWiadTxt
Nie tylko śmieszkę – Pyrę ściąga w stronę kabaretu.
Kolacja: http://pinterest.com/pin/549157748283071796/
Agato – też tak mam 🙂
Pyro,
wybacz te liny,ale podobno biorą,jak głupie,
więc nawet jeśli wylądują w zupie,
to znajdą się w doborowej trupie 🙂
Irku-już ostrzę sobie zęby na te śledzie 🙂
Właśnie liczę w pamięci ile ja już lat lina nie jadłam; z pewnością dłużej, niż żyje Asia i Magdalena. Ostatni raz pod Jarotami (tam był las, pola i jezioro, a nie blokowisko olsztyńskie) kiedy Inka i reszta Olsztyniaków zdała maturę i pojechaliśmy pod namioty, z niespełna 2-letnimi Bliźniaczkami… 43 lata, jak w pysk dał. Też wtedy brały, jak głupie, masła mieliśmy od Mamy B. całe kamionki i 4 kg leszcza gospodarz złowił i w ogóle – piękne te wakacje były. A ta, taka zołza zupę!!! Nie daruję!
Pyro-to już wiem,co wezmę do koszyka,kiedy następnym razem przyjadę do Poznania 🙂
A poza tym jest jeszcze opcja,by wykorzystać bagażnik Żaby…
Nie załamujcie mnie tymi grzybami. 🙁
Pierwsze kroki przedzjazdowe podejmę dopiero w środę.
Danuśka,
zgodnie postanowiliśmy część nalewki z aronii dochować do września 2015 roku. 🙂 I myślę, że uda się to bez żadnych problemów. Ale nastawiliśmy jeszcze jedną porcję z kilograma owoców. W pierwszym słoju są 2 kilogramy. Ja wybrałam przepis podobny to tego od Haneczki, z cytryną i pomarańczami.
Krystyno-pozwól,że wpadnę do Ciebie we wrześniu 2015.
Tak na krótko,tylko żeby porównać 🙂
Danuśko,
to z tym cukrem na początku, a już w ilościach jakie podałem (0,1 kg cukru, na litr owocu) jest dość stresowe. Naczynia trzeba na początek bacznie obserwować, bo jak dojdzie do poważnej fermentacji, to dwója z zadania, a nalewka do kitu i żadne triki już nie pomogą.
Inna sprawa, że w moją miarę, 0,1 kg cukru sam ostatnio powątpiewam i nie jestem pewien, czy można jej zalecić do każdego owocu. Np pigwowca (tylko tego używam) zasypał bym teraz już większą ilością cukru, bo ostatnie dwa razy miałem „wywrotki”.
Fakt jest taki, że stosując na początku tylko cukru w umiarkowanych ilościach, uzupełniając najpierw słabym alkoholem, otrzymujemy półprodukty (zarówno pierwszy zlew, jak i owoc) gwarantujące wszelkie możliwości dalszych zastosowan i poszukiwań.
moze Agato na wakacjach jestes bardziej wyluzowana i poprzez to zaczynaja znacznie lepiej pracowac smakowe kubeczki 🙂
za jeziorami nie przepadam, natomiast mad morzem kanapek nie potrafie konsumowac. Kiedy jestem na plazy na ogol wieje wicher. Tak jak teraz. Koncowka lata 🙂 🙂 🙂 nadrabia zaleglosci wiatrowe. Nie sa to jakies tam atomowe sztormy ale zawsze 20 do 30 wezelkow mozna upolowac, na dodatek co jakis czas dobra trzymetrowa fale.
Bardziej lubie wschodnia cyrkulacje, teraz mamy kolejny zachodni front i jestem tez zadowolony. Przy takiej pogodzie nawet najlepsza kanapka doprawiona zostalaby natychmiast spora porcja piasku ktory unosi sie nad powierzchnia plazy. Pozostaja jedynie napoje i to tez w ograniczonej ilosci, skafandry nie posiadaja rozporkow, a na zdejmowanie calosci szkoda czasu, lepiej nie pic i nie sikac.
@byku –>> dbaj o siebie, szczegolnie przy zbieraniu pieczarek, podczas schylania uwazaj by ci nie pekla pierdzaca zylka 🙂 🙂 🙂 🙂
Jak było do przewidzenia, wiatr…no, bogowie wiatrów się lenili dzisiaj, ale i tak postawiliśmy żagle dla fasonu i pobujaliśmy się trochę. Po raz pierwszy było gorąco na wodzie (temp. dzisiaj 29C), bo nie było wiatru. Ale sobie pogadaliśmy, zjedliśmy kanapki przygotowane przeze mnie, wypiliśmy po „Lechu” i było pysznie.
Cichaly,
macie pozdrowienia od Kpt.Marka.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9219.JPG
Nemer,
Ty mnie nie denerwuj takimi obrazkami 👿 😉
W sumie chyba to nie jest taka frajda dla prawdziwego grzybiarza, kiedy może grzyby wręcz kosić. U mnie tak było raz jedyny, w 1992 roku, o czym wspominałam.
Frajda wtedy, kiedy się ich szuka, łazi po lesie i tak dalej. Pepegor chyba by się zgodził ze mną?