Wielkanocne porządki
Koszyczki mieszkańców naszej wsi czekają na proboszcza
Fot. P. Adamczewski
Święta nadchodzą szybkimi krokami. Raczej nie spędzimy ich na wsi lecz w mieście. Do stołu rozstawionego na werandzie, z widokiem na las i odległe łąki ciągnie bardzo ale lęk przed wychłodzonym domem, który trudno będzie dogrzać, odstrasza. Na razie więc oddaję się stosownej lekturze czyli wyszukuje właściwe rozdziały z dzieła Waldemara Baraniewskiego „Kuchnia stół w polskim dworze”.
„Wielkanocne święcone, przygotowywane i dekorowane w sposób nieraz bardzo wyszukany, było największą osobliwością polskiej kuchni. Wspominane już słynne święcone u księcia Radziwiłła Sierotki było kulinarnym spektaklem trudnym do powtórzenia, ale jeszcze na początku XIX wieku w zamożnych domach przygotowywano bardzo wystawne stoły. W pałacu w Rogalinie ozdobą święconego było: „całe jagnię z obowiązkowymi chorągiewkami, bogato przyozdobione prosię, olbrzymia pieczeń cielęca i kiełbasy”. W Małej Wsi święcone ustawiano w wielkiej jadalni. Na wielkim półmisku na środku stołu wznosiła się „świńska głowa uwędzona w całości, a więc brązowego koloru, z jajkiem-pisanką w półotwartym pysku”. Obok niej leżały całe szynki, a dalej „ułożona koliście biała kiełbasa, otaczająca całą górę pisanek najróżniejszych kolorów”, półmiski z pasztetami, pieczystym, obok mazurki, „a w tyle pod ścianą, wielkie baby lukrowane i placek z kruszonką”.
W innych dworach święcone ustawiano podobnie, dekorując je rzeżuchą i świeżo rozwijającą się zieleniną brzozowych gałązek. „Między dwoma srebrnymi lichtarzami, na wysokiej podstawie obsianej rzeżuchą, niby na zielonym wzgórzu, pasł się spokojnie baranek wielkanocny z masła (…) z czerwoną chorągiewką. U stóp jego wydymała się grzbietem wspaniała, złotawa szynka, ubrana dokoła wianuszkiem kolorowych pisanek, zwoje kiełbas i wędzonek, od których szły cudowne zapachy, piętrzyły się na misach, przetykane czerwoną rzodkiewką. Dalej imponujący sernik, ozdobiony kratą, rozlewał się majestatycznie dużą, żółtą plamą, a torty przeróżne, pstre, na wystrzyganych białych papierach podawały się piękne i krągłe oczom i apetytom. Na miejscu poczesnem król placków: przekładaniec-olbrzym, witał gości i chwalił Dawcę darów wspaniałem Alleluja, wypisanem czarnym lukrem na białej powierzchni, a na bokach stołu, jak wojsko na baczność, stały dwa rzędy bab, chluba gospodyń, najtrudniejszy i najwspanialszy obiekt święconego. (…) Na drugim, bocznym stole było w pstrych misach ustawione święcone dla służby, stosy chlebów, gomółek sera i masła, i różnorodnego bardziej prostego jedzenia. Tu gromadził się, w porów?naniu do arystokracji pierwszego stołu, plebs, ale plebs zdrowy i czerstwy, podstawa życia” – taką wizję święconego we dworze przekazywały popularne „powieści ziemiańskie”. W Wielką Sobotę czekano na proboszcza, który tego dnia „objeżdżał dwory, wioski i zaścianki”, poświęcając dary boże. Przed jego przyjazdem gospodynie z całej wioski znosiły kobiałki z jedzeniem, ustawiając je na ziemi przed gankiem. Ksiądz święcił wszystkie pokarmy, najpierw mieszkańców wsi, potem dworu.
W niedzielę, po mszy świętej, w jadalni przy święconym zbierała się cała rodzina i dzielono się jajkiem. „Rozpoczynaliśmy konsumowanie licznych potraw – wspomina Zofia z Tyszkiewiczów Klemensowa Potocka – ślicznie podanych, smakowicie przyrządzonych przez szefa Antoniego Gwiazdę. Duże ilości utrudniały wybór potraw: i szynki gotowane, i surowe, litewskie kiełbasy, pasztety, polędwice, kaczki, kury, indyki. Rozmaite sosy i kompoty, sękacze, lukrowane babki, serniki, mazurki, makowce itp. łakocie. Największym powodzeniem cieszyło się zawsze pieczone prosię na gorąco polane specjalnym sosem, z kaszą gryczaną, moje ulubione danie z powodu chrupiącej skórki. Obowiązkowo był bulion i barszcz z pasztecikami na gorąco”. Potem, przez dwa dni świąt dojadano święcone i nie korzystano z dworskiej kuchni, barszcz lub coś innego do obiadu odgrzewając w kredensie.”
Wielkanoc sprzed dwu lat Fot. P. Adamczewski
Nasz stół nie będzie aż tak bogaty ale wiele z wymienionych tu elementów będzie miał. A jeśli idzie o smak potraw to rzecz gustu. Myślę, że niektóre nasze dania spokojnie mogłyby wygrać w tej rywalizacji z potrawami przygotowywanymi przez dworskich kuchmistrzów.
Komentarze
Dzień dobry Blogu!
Na dworze mrok, mgła i mżawka, a na blogu… poniedziałkowo 😉
Alicjo,
nie przypominam sobie, abym na tym Blogu wyróżniała kogoś informacją, że nie czytam jego komentarzy.
Pamięć mam, jak mi mówią, coraz gorszą, ale pewne zasady tak mi się szybko nie psują, więc poproszę o stosowny cytat.
Jeśli miałaś na myśli moją wypowiedź, że nie analizuję publicznie Twoich zwyczajów jedzeniowych, zakupowych, trunkowych, uprawowych, czy podróżniczych, to podtrzymuję ją nadal.
Wpis Gospodarza przypomniał mi, że pora zacząć planować wielkanocne menu.
Dla „plebsu zdrowego i czerstwego” mam już w planach lukrowaną babę, a z białek od baby – dacquoise z gruszkami. Ponadto szparagi, szynkę gotowaną, jakąś pieczeń, sałatkę… I dużo kolorowych jaj 😉
Dzień dobry.
Barwności naszych stołów wielkanocnych najbardziej zaszkodziła zmniejszająca się rodzina. Jeżeli do stołu zasiadało kilkanaście osób, to potraw i ciast zjadano wiele, jaj na kopy, kiełbasy w wielkich kręgach, baby i mazurki, galarety i majonezy. Jedzenia musiało wystarczyć na dwa dni. Teraz sobie wyobraźmy dzisiejsze 2-3 osobowe rodziny, w porywach z dorosłymi dziećmi niech będzie 8 osób. I apetyty też nie te, bo nikt przez 40 dni nie pościł. W rezultacie w czasie śniadania będzie zjedzony żurek z białą kiełbasą, jajko jedno albo dwa, plasterek szynki i jakiejś innej wędliny albo mięsa, na deser porcja ciasta i towarzystwo poczuje się wypchane do wypęku. Ale wszystko na naszych stołach będzie, tylko ilości nie te opisywane przez Wańkowicza, Iwaszkiewicza, panią Potocką i dziesiątki innych autorów.
Placku,
„zasuspendowany” to jak „zabity na śmierć” 😉
Suspensja, suspendowany (zawieszony) – okazały się jak na wymogi współczesnej polszczyzny za mało dobitne 🙄
Szostkiewicz bronił się jak Podbipięta 😉
Z poprawianiem zwrotów obcojęzycznych na jego blogu miałam jedno doświadczenie
I chwatit.
Zwłaszcza że od 6 lat wiem, kto jest capo di tutti capi 😉
Końska kuracja okazała się skuteczna. Jeszcze lekka senność doskwiera, ale byłem w stanie przeczytać wszystko o przygotowaniach Drogich Blogowiczów do Pesach. My nie obchodzimy, a szkoda, byłoby 9 dni świętowania, a może i więcej. Czasami się zastanawiam, czy obchodzenie starozakonnych świąt byłoby czymś niewłaściwym. Skoro w chrześcijaństwie uznajemy Stary Testament, dlaczego nie obchodzimy świąt przez Stary Testament przewidzianych? Czy z drugiej strony można mieć za złe gojom, że biorą udział w czymś bez uprawnień należytych? Gdyby się podstępnie wmieszali tam, gdzie nie należą, byłoby to niewłaściwe. Ale osobno, albo i razem, ale jawnie?
Weekend przeszedł miło, choć ciągle ospale. Okna umyte, baby popieczone. Kotlety mielone zjedzone. Mam nadzieję, że nie gorsze niż były u Pyry, choć nie wątpię, że Pyra miała znakomite. Ukochana mięso kupiła mielone, ale je wybrała, gdy jeszcze zmielone nie było.
Wśród babek były dwie maleńkie – do swięconki. W ogóle święconkę przygotowujemy maleńką. Będą nas w tym roku zaledwie 3 osoby. Będzie więc w święconce 1 jajeczko, 1 kawałek białej kiełbasy, odrobinka pieczonej cielęciny i maleńka babeczka (albo 2, to się jeszcze zobaczy).
U nas życie kościelne ostatnio pod znakiem rozdźwięków pomiędzy przeciwnikami i zwolennikami ordynariusza gdańskiego. Ale poświęcić zawartość koszyczka pójdziemy.
PIT wysłany elektronicznie ponad tydzień temu. Wyszło przypadkiem, że jest coś do zwrotu.
W Polsce fiskus nie analizuje niczego merytorycznie, tylko sprawdza formalnie. Ale decyzji nie wydaje bez ewentualnej kontroli. Co innego we Francji, tam zeznanie przygotowywał pracodaca naszej Córeńki. Pracodawca żadnych ulg nie uwzględniał, ale przysyłał swoje wyliczenia do skarbówki, a ta projekt decyzji przysyłała podatnikowi, czyli Córeńce. Ta zawsze wpisywała, że dochód wolny od podatku na mocy umowy polsko-francuskiej, która środki unijne przeznaczone na wynagrodzenia z podatku zwalniała. Skarbówka w decyzji zwolnienie uwzględniała bez wzywania do przedstawienia dowodów, że wynagrodzenie było ze środków unijnych.
Inną ciekawostką francuską był podatek mieszkaniowy płacony przez lokatora. Raz w roku urząd skarbowy przysyłał projekt decyzji obejmujący podatek mieszkaniowy za rok oraz abonament telewizyjny. Córeńka odsyłała z uwagą, że telewizora nie posiada i decyzja była już bez TV.
Co kraj to obyczaj.
Ważne!
Jeszcze przed świętami koniecznie zwiększyć <a href="http://www.mz-web.de/image/view/2010/6/15/17717114,16024160,dmData,Schokohasen+im+Regal+%25281279173006363%2529.jpg"<zapasy złota 😎
zapasy złota
dzień dobry …
ja jak zwykle idę w gości na Święta … w tamtym roku sobie wyjechaliśmy do Kazimierza (w tym roku pogoda nas zatrzymała w domu) i stoły były zastawione dla dużej ilości gości wszelakim dobrem łącznie ze świniakiem pieczonym … natomiast utarł się zwyczaj, że wszystkie Święta robi teściowa córci i sporo nas jest przy stole .. a gospodyni jest bardzo dobrą kucharką i lubi karmić rzesze ludzi .. na pewno będzie pysznie i na deser baba gotowana .. ten nasz zwyczaj rodzinny od 10 lat się sprawdza bardzo dobrze .. gospodyni szczęśliwa, że ma dla kogo gotować bo lubi bardzo a my bezrobotni z zadowoleniem zjadamy wszystko i zabieramy do domu nadwyżki … 🙂
Stanisławie,
cieszę się, że już Ci lepiej 🙂
Co do obchodzenia „cudzych” świąt, to nikt Ci tego nie zabroni. Może najwyżej pracodawca nie zgodzi się dać Ci wolnego na ten tydzień, tylko zechce, abyś wziął urlop 😉
Można świętować, co się chce, ale należy brać pod uwagę obowiązujące przepisy prawne dotyczące np. krwawych ofiar z ludzi lub zwierząt 😎
Podobne zapasy złota można spotkać i u nas. Zajączki Lindta trafiły do wszystkich sieci hipermarketów i chyba mają powodzenie pomimo ceny 2-3 razy wyższej niż rodzime czy niemieckie.
Z urlopem w tym roku byłby kłopot, ale w przyszłym poważnie się zastanowię.
Z ofiarami kłopot się pojawia. Ubój rytualny został właśnie uznany za niedopuszczalny, choć dotąd pozwalało nań rozporządzenie ministerialne. Teraz trwają przepychanki mające doprowadzić do rozstrzygnięcia, co ważniejsze – prawa zwierząt czy wyznania niektórych obywateli. Rzecz w tym, że popyt na mięso z rytualnego (dla mnie to pojęcie jest bezsensowne bez wyjaśnienia, że chodzi o poderżnięcie gardła zwierzęciu bez uprzedniego ogłuszenia, czyli rytuał mojżeszowy ale i islamski) uboju w kraju jest minimalny, a całe mięso z rytualnego uboju idzie na eksport.
Okazało się, że rozporządzenie ministerialne nie ma dostatecznego umocowania ustawowego. Tymczasem osoby zainteresowane dostępem do mięsa z rytualnego ubojo stwierdziły, że zakaz takiego uboju godzi w ich prawa obywatelskie.
Już życzyłam świętującym ale jeszcze raz pożyczę :
spokojnych świąt Pesach, udanych uczt sederowych. Ja mogę wypić ten piąty kielich wina – ten proroka Eliasza za pomyślność świętujących.
Stanisławie, dobrze, żeś wylazł z niemocy, czy nie za wcześnie na baby? Ja na ostatnią chwilę, żeby nie czerstwiały. Mój koszyczek też malutki.
Pisząc o wspólnych zasadach uboju w dwóch różnych religiach miałem na myśli istotę ważną dla prawodawców.
Pyro, wracam z pracy około 16:30-16:45. To trochę późno na branie się za baby. Poza tym stwierdziłem, że baby z dużą ilością masła i jajek jakoś nie czerstwieją. Po polukrowaniu owijamy folią aluminiową i znosimy do piwnicy, gdzie teraz jest 7 stopni. Z doświadczenia wiem, że powinny być na Wielkanoć świeże.
100 milionów zajączków poszło w świat. Największa fabryka stoi w… Niemczech.
Szef firmy Lindt zarabia 2500 Fr. Na godzinę.
smialo moglbym rowniez wydawac taka kwote na godzine
nie jestem jeszcze pewien na 100% co tez znajdzie sie za piec, za szesc, za siedem dni stole. przewiduje natomiast, ze bedze to stol z widokiem na ocean oraz na szeroka plaze. zaczniemy najprawdopodobniej od przystawek, zwanych tam tapasem. naszym ulubionym jest mariscos. gambasy w czosnkowej olivie. male chipirones ( tintenfische ) zrobione na krucho i podane jako fingerfood. a czy na glowne danie bedze lenguado czy lubina czy tez viejas nie odgrywa zadnej roli. istotne jest to, by nie bylo to z grila lecz a la plancha ( z pieca ). z grila to nawet swinka morska mi nie wejdzie. znajda sie rowniez na stole tamtejsze kartofle ugotowane w lupinach i polane ciepla oliva z knobim. bedzie jeszcze miejsce na talerz salaty i albarino ( biale wino ). beda rowniez co jakis czas spojrzenia na talerze przemieszczajacej sie obslugi. oni tam zawsze tak, jak przechodza patrza krotko na stol, nastepnie na stolownikow. w koncu i ja nauczylem sie w takich okolicznosciach odpowiadac –> esta bien? muy bien ( to jest dobre…bardzo dobre ) oczywiscie z takim 😆 usmiechem
Wydawać tyle na godzinę wcale nie jest łatwo. Każdy, kto tyle zarabia, zaczyna inwestować. Chyba, że z warunków umowy wynika, że musi wszystko wydać na bieżące potrzeby. Wtedy musi trochę pogłówkować. Wydanie na brylanty już jest inwestycją. Na nieruchomości poza własnym mieszkaniem i ewentualnie paru letniskowymi też.
może kogoś zainteresuje i przeczyta ….
http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,13614836,Szczepan_Twardoch__Wiezi_was_polskosc.html
Pan poeta, pan poeta.
Skąd takie skojarzenie? Wtedy też literaci epatowali zachowaniem odbiegającym od normy. Tutaj to łatwe, trochę języka koszarowego. Pyra zaprotestuje, że to tylko wygi frontowe i sierżanci. Ale powiedzieć, że to język szefowski, też nie do końca trafne. Są okazje na taki język. Okrzy Kubicy akurat rozumiem. Powiem, że wolę czytać literaturę niż bezpośrednie wynurzenia literatów. Są liczne wyjątki.
Okrzyk Kubicy (Ja pier..)
Co do „samorealizacji” zgadzam się z gościem w stu procentach. Od dawna mnie to złości i żre.
Samorealizacja ma 2 końce. 1 to podporządkowanie całego świata wzniosłemu celowi, jakim jest realizacja mojego „ja” we wszystkich aspektach i kosztem wszystkich. Sposób samorealizacji przedstawiony przez Twardocha niewątpliwie karykaturalny – samorealizacja podpowiadana w szczegółach przez pisemka – spa, siłownia, praca w agencji reklamowej (na przykład – jak często w serialach, dziecko kiedyś, po odpowiednim szczeblu kariery). Ale drugi koniec to zaniedbanie naturalnych zdolności żeby najpierw wypełnić obowiązki wobez rodziny, przyjaciół i społeczeństwa. Nisia te swoje zdolności wykorzystała, nikogo chyba nie zaniedbuje. Co Cię żre?
Chyba Nisia pisze o takiej „samorealizacji”, w której zupełnie nie ma, co realizować, czyli o tym pierwszym końcu.
Akurat na paszport Polityki głosowałem na Twardocha
W sobotę w ramach samorealizacji robiliśmy wiosenne porządki 😉
Co z tego,że zima za oknem,słońce świeci i wszystkie kurze widać,jak na dłoni.
Przy okazji odkryliśmy na szafie zapomniany obraz z pejzażem sielsko-anielskim
w sam raz do powieszenia w wiejskiej chacie.Niestety przy okazji doszliśmy też
do wniosku,że mieszkanie wymaga,jeśli nie gruntownego remontu to przynajmniej odmalowania.Tylko kto i kiedy zechce się realizować przeprowadzając te roboty ?
Na to pytanie nie mamy jeszcze odpowiedzi.
Wyczerpani wizją ewentualnego,totalnego remontowego zamieszania zasiedliśmy
w końcu wygodnie na kanapie i przez ponad dwie godziny oglądaliśmy nasze zdjęcia z różnych ciepłych i słonecznych krain.Zajęcie to poprawiło wszystkim wybitnie humory i wzmocniło naszą wiarę w to,iż wiosna ciepła i radosna w końcu dotrze i do nas oraz,że zostanie na dłużej :-)?
Zgadzam się całkowicie z Pyrą/ 9.06/. Przygotuję niewiele potraw, a i tak część zostanie na po świętach. A drugiego dnia świąt marzy mi się poświąteczne śniadanie, czyli płatki z jogurtem.
Rzeżucha została posiana wczoraj, ale już czuć charakterystyczny zapach.
W małym sklepie widziałam masło uformowane w kształcie baranka.
Jolinek wspomniała o babce gotowanej. Widziałam niedawno u nas w sklepie foremkę do takiej babki i zastanawiałam się, czy ktoś w ogóle jeszcze je gotuje. A tu proszę, jednak tak.
” Morfiny ” Szczepana Twardocha jeszcze nie czytałam, może trafię na nią w bibliotece.
Dzień dobry 🙂
Pogoda przepiękna, jak na grudzień, styczeń czy luty odbiera mi energię do wiosennych porządków i świątecznych przygotowań. Wiosenne osłabienie mimo braku wiosny 🙁
Biuro podróży z którym byliśmy w Chinach przysłało nam własny katalog – Daleki Wschód i katalog innego biura – Ameryka Południowa. I tak sobie wędruję palcem po mapie. Udając, że nie ma zimy za oknem 😉
Żre mnie pojmowanie samorealizacji jak skrajny egoizm. Życie skierowane wyłącznie a siebie i własne potrzeby jest jakieś obrzydliwe.
Tylko na chwile i krociutko o „happening-happener”.
Moja Stara pierwszy raz uslyszala slowo happening bodaj w 1966 albo 67 roku, gdy Tadeusz Kantor zaprosil ja do udzialu w jednm ze swych happeningow ( w Zachecie, nazywal sie „List”). Bardzo byl tez zdziwiony, ze Stara, badz co badz wowczas aktorka, nie slyszala o takiej formie teatru i szybko jej wytlumaczyl. Wedle wiki happeningi byly znane w w Polsce od 1960, choc malo kto spoza srdowoska o nich syszal. r. Do niedaqna tak sie nazywala tylko ta szczegolna forma teatralnego wydarzenia czy nawet prowokacji, ostatnio zakres slowa jakby sie troche poszerzyl, co jest OK, to nrmalne i teraz nawet to co dawniej nazwano by w gwarze teatralnej „grepsem”, tez jest czesto nazywane hapeningiem – jak np. wystapienie na konferemcji prasowej Janusza Palikota z kauczykowym dildo, gdy chcial zwrocic uwage na nagminne gwalty kobiet na policji. Co sie mu znakomicie udalo i gwalciciele trfili pod sad. Byl to typowy greps, piece de theatre, ale dzis te slowa wyszly z uzycia. zostal zas happening, nader szeroko rozumiany..
Happener jest faktycznie czyms nowym. Do tej pory mowilismy chyba „happeningowiec”. Ale happener jest krotsze i zgrabniejsze. A jezyk zawsze dazy do uproszczenia form.
Samorealizacja nie ma nic wspólnego z egoizmem. Podobnie jak asertywność nie jest chamstwem 😎
Miewa. Bywa.
Samorealizacja ma tak różne oblicza, jak różne są ludzkie charaktery. Wybitny egoista będzie realizował własny egoizm, a może w sobie już nic więcej do zrealizowania nie mieć.
Happeningi świetnie służą samorealizacji. Jak się dobrze przyjrzeć niektórym happeningom, wychodzi, że głównym dziełem uczestniczącym w happeningu jest jego twórca czy współtwórca. Mieliśmy w Łodzi grupę artystyczną o nazwie Łódź Kaliska specjalizującą się w happeningach. Kilka lat temu grupa pojechała do Włoch, by tam fotografować nago panią na tle słynnych obrazów. Np. w Uffizi przed Narodzinami Venus Botticellego. Miał być z tego album, ale nie ma, bo włoska policja nieczuła na samorealizację skonfiskowała negatywy czy karty pamięci.
Nie wiem, kto ten wierszyk napisał, właśnie dostałam w poczcie:
Obczyzna Ojczyzna
Mądrze gada, czy też plecie,
ma swój język Polak przecie!
Tośmy już Rejowi dłużni,
że od gęsi nas odróżnił.
Rzeczypospolitej siła
w jej języku również tkwiła…
Dziś kruszeje ta potęga,
dziś z angielska Polak gęga…
Pierwszy przykład tezy tej:
zamiast dobrze jest okej!
Dalej iść śladami tymi,
to nie twarz dziś masz a imidż…
Co jest w stanie nas roztkliwić ?
Nie życiorys czyjś, lecz siwi !
Gdzie byś chciał być w życiu, chłopie?
Nie na czubku, lecz na topie …
Tak Polaku gadaj wszędy!
Będziesz modny… znaczy trendy
i w tym trendzie ciągle trwaj,
nie mów żegnam, mów „baj-baj”!
Gdy ci nietakt wyjdzie spory,
nie przepraszaj! Powiedz: Sory!
A gdy elit chcesz być bliżej,
to nie „Jezu” mów, lecz Dżizes …
Kiedy szczęścia zrąb ulepisz,
powiedz wszystkim, żeś jest hepi!
A co ciągnie cię na ksiuty?
Nie uroda ich, lecz bjuty !
Dobry Boże, trap się trap…
Dziś nie knajpa już, lecz pab!
No, przykładów dosyć, zatem
trzeba skończyć postulatem,
bo gdy język rani uszy,
to jest o co kopie kruszyć!
więc współcześni poloniści
walczcie o to, niech się ziści:
Żeby wbrew tendencjom modnym
polski znów był siebie godny!
Pazurami ! Wet za wet !
Bo do d… będzie wnet…
> Post Scriptum:
> Angielskiemu nie ubędzie
> kiedy Polski Polskim będzie…
Danuśka przesłała artykuł dla blogowiczów o winie:
http://alicja.homelinux.com/news/viewer.jpg
Taaaa, masło roślinne 😉
Alicjo-dzięki za pomoc !
Wygłaszasz straszne herezje na temat samorealizacji Stanisławie 🙁
Dobrze, że nie ma psychologicznej inkwizycji, pilnującej ortodoksji. Bo stos miałbyś zapewniony 😉
Nie za ma co – skopiowałam jako jpg. To znaczy – skopiowałam i zmieniłam końcówkę na jpg. 😉
Wy Warszawiacy macie spust do wina 😯
Czy to nie Marek Kondrat was rozpija winnie, winniczek jeden? 😉
Dla nie odróżniających samorealizacji od egoizmu a asertywności od chamstwa: złoty pierścionek z tombaku. Też się świeci 😉
@Staszek: ” głównym dziełem uczestniczącym w happeningu jest jego twórca czy współtwórca”.
Na tym z grubsza polega teatr – przychodzimy na Szekspira albo na waznego rezysera lub na znakomitego odtworce roli, czasami na wszystkich naraz. a nie na siebie – widzow w teatrze.
Zas tp, ze policje na calym swiecie sa „nieczule” na sztuke, to nie jest nowosc. POlicja rzadzi sie innymi prawami niz artysci.
Artykuł zaskakujący. Ale w Warszawie mogą zaopatrywać się w wino liczni przyjezdni z prowincji. Sam kiedyś tak robiłem. To, że abonenci tylko miejscowi, też wymaga pogłębienia. Sam chciałem w kilku miejscach zaabonować i okazało się, że sami dowożą i tak daleko nie sięgają. Są tacy, co wysyłają pocztą, ale ci akurat mi nie podchodzą – są w stosunku do jakości potwornie drodzy.
U nas jest wiele miejsc, w których można kupić dobre wino. Nawet u Leclerca zawsze można dostać bardzo przyzwoite, a okresowo nawet wina wspaniałe – niektóre po parę tysięcy złotych butelka.
Jolinku.
dzięki za tego linka do wywiadu z Twardochem.
Interesujący gość i jego Tożsamość samotna
Dała mi sporo do myślenia.
To zakreślanie „domowiny”, tożsamość moich znajomych Ślązaków „wyjechanych do Reichu”, tożsamość tych, co pozostali i tkwią w rodzinnym gnieździe, choć wiele podróżują, moja własna tożsamość…
Naprawdę interesujące rozważania.
No i wyraził w kilku celnych słowach to, co mnie mierziło od zawsze:
„Nie znoszę obnoszenia zbitej dupy na drzewcach jako powodu do chwały narodowej. Nie rozumiem polskiego kultu klęski”.
Jagodo, to że ktoś nie używa akademickiego slangu, nie oznacza automatycznie, że jest on idiotą nie odróżniającym światła od ciemności.
W większości muzeów nie wolno fotografować.
Obojętnie, czy przed obiektami stoi ktoś goły czy ubrany 🙄
A swoja droga chcialbym zobaczyc naga pania przed obrazem Wenus Boticcellego. Chcialbym porownac jak zmienil sie i czy sie zmienil kanon kobiecego piekna w ciagu ostatnich pieciuset lat. Szkoda, ze ten album nie pwostal. 👿
Kocie, masz rację. Ale potocznie przyjmuje się, że twórcą spektaklu są reżyser i aktorzy, czasem pamięta się o scenografie i ewentualnie, jeśli odgrywa jakąś rolę – o autorze muzyki. Jak często reżyser za główny cel sformułowania przekazu spektaklu przyjmuje zrobienie czegoś, co będzie całkowicie sprzeczne z przekazem autora. Wówczas rzeczywiście reżyser nie Szekspir jest autorem. Gdy idę do teatru, chcę zobaczyć, jak reżyser i aktorzy potrafią przekazać mi przesłania Szekspira, Czechowa czy Becketta. Jestem ciekaw, czy potrafią pokazać mi coś nowego, czego dotychczas w tych dziełach nie dostrzegłem. Nie mam nic przeciwko happeningowi, który działa na podobnych zasadach, czyli przybliża mi jakieś dzieła lub w sposób interesujący wydobywa z nich coś nowego. Ale wówczas, te dzieła są co najmniej równorzędnymi podmiotami spektaklu, jak Szekspir w teatrze. Ale naga pani na tle Venus Botticellego nie wydaje mi się wnosić wiele nowego. Może poza ukazaniem tego, co na obrazie jest zakryte ręką i czupryną.
Zgadzam się, że aktor daje bardzo wiele. Co szczególnie dla mnie ciekawe, czasem dzięki genialnemu zmysłowi obserwacji charakterów ludzkich daje więcej niż sam ma w sobie. A inny aktor ma tyle w sobie, że daje z samego siebie. Różne szkoły, różne typy. Dzięki temu teatr stale jeszcze przyciąga tak bardzo.
Nie wydaje mi się, żeby kult klęski był powszechny. Raczej nie. Czci się Powstanie Warszawskie i jego uczestników, ale nie jego klęskę. Można dywagować nad jego sensem, ale ja się zgadzam z tymi, co twierdzą, że było w określonych okolicznościach nieuniknione. Te klęski na sztandarach obnosi spora grupa wypranych mózgów, ale to w granicach 0,3 społeczeństwa. Może to bardzo dużo, ale nie grupa dominująca.
Czy żałować, że album nie powstał? Nie wiem, czy wydawnictwo wypłaciłoby się licznym muzeum, które wystąpiłyby z roszczeniami. Gdyby wszystko załatwiali legalnie, album by powstał i pewnie miałby spore powodzenie.
Artyscxi maja przywilej postepowania z dowolnym dzielem sztuki jak sobie zazycza:
http://www.degreeart.com/abstract-painting/alex-arnell/mona-lisa-bird-cage
Zbita dupa na sztandarze ma swoją wymowę: „Patrzcie, jacy jesteśmy biedni, jak nas wszyscy biją. Zasługujemy na lepsze traktowanie od wszystkich innych, którzy nie byli tak zbici”. I można potem narzekać, że pomimo zbitej dupy nie korzystamy ze szczególnych przywilejów.
Stanisławie, 😉
Kocie,
a wiesz jak wyglądała modelka Botticellego przed wstąpieniem do weight watchers? 🙄
Artyści przez duże A mają, inni są żałośni. Wariacje Picassa nad „lPannami dworskimi” Velasqueza są inspirujące, ale Picasso naprawdę był artystą. Salvador Dali też jest dla mnie wielkim artystą, ale jego Mona Lisa jest chyba tylko żartem. Na pewno obraz przywołany przez Kota jest ciekawszy, choć nie do końca go rozumiem.
Nisiu,
samorealizacja i asertywność to pojęcia naukowe. I stosuje się do nich terminy „nazwa”, „nazewnictwo”
Nazewnictwo (zobacz też: nomenklatura) ? zbiór zasad określający reguły nadawania nazw w danej dziedzinie. Umożliwia standaryzację nazw, pozwalając tym samym na łatwe dodawanie nowych elementów do słownika. Systematyczne nazewnictwo jest bardzo ważne w chemii (szczególnie w chemii organicznej) oraz biologii (szczególnie w systematyce organizmów żywych).
Podaję za Wiki. Dotyczy to również psychologii.
Nie mam orientacji w „akademickim slangu”. Nigdy się nim nie posługiwałam i nie znam osób, które się nim posługują. Mam na myśli takie rozumienie slangu:
Slang także język specjalny, argot, gwara środowiskowa ? swoista odmiana potocznego języka ogólnonarodowego oparta na odrębności środowiskowej. Odróżnia się tym od dialektu i gwary, wyodrębnionych terytorialnie. W przeciwieństwie do gwar i dialektów, różni się od języka ogólnego leksyką, frazeologią i zmianami znaczeń słownictwa ogólnego, nie gramatyką.
Slangi różnicuje się ze względu na środowisko, w którym są używane ? do ważniejszych należą slang przestępczy, więzienny, a także młodzieżowy, żeglarski i naukowy[potrzebne źródło]. Niekiedy słownictwo typowo slangowe wkracza do języka ogólnego, jednak przeważnie używane jest wtedy do celów humorystycznych, ekspresyjnych i stylizacyjnych.
Zdecydowanie nie używam słowa „idiota”. Tym terminem określano, aż do lat 70. XXw. osoby o głębokiej niepełnosprawności intelektualnej. Obecnie jest to wyrażenie nacechowane agresją i pogardą.
Wielokrotnie nawoływano na blogu o troskę za słowo. W ramch troski o czystoć języka polskiego. Jak sądzę, dobrze by też było nie mieszać poęć. Samorealizacja i egoizm, asertywność i chamstwo, mają z sobą tyle samo wspólnego, co złoto i tombak.
No i widzisz, Jagodo, zupełnie mnie nie zrozumiałaś.
Jagodo, ja wierzę w Twoją biegłość w rozróżnianiu pojęć. Ale tu chyba nie chodzi o pojęcia tylko o ludzi. Egoista pozbawiony zdolności i zainteresowań wpada na pomysł samorealizacji i „samorealizuje się” we właściwy dla siebie sposób. Dla nas to jest egoista, a dla siebie samego osoba, która się samorealizuje.
Nemo, świetne.
Ale Botticelli też tworząc „Narodziny Wenus” podszedł twórczo do innego dzieła, a mianowicie do Chrztu Chrystusa. Zastosował twórczo kanon religijny znany od dawna.
Stanisławie,
nie sądzisz, że przyjaźniej do świata nastrajają takie dupy niż zbite, obnoszone na sztandarach przez zaciekłych „patriotów”?
Narodziny Wenus sprzed Weight Watchers znacznie blizze zycia takiego jak je znam.
Podobnie tez Lekcja anatomii profesora Tulpa:
http://www.worth1000.com/entries/228335/nicolympia-tulp
Dziś o 20.20 w programie I TVP możemy obejrzeć nową inscenizację ” Moralności pani Dulskiej” i przekonać się, czy będzie to bardziej Gabriela Zapolska czy reżyser Marcin Wrona.
Stanisławie,
w przypadku egoisty to nie będzie samorealizacja a jedynie realizowanie jego indywidualnego pomysłu na życie. Egoizm jest z zasady zaprzeczeniem samorealizacji, którą rozumie się jako wykorzystanie potencjału jaki posiadamy. Egoizm blokuje potencjał związany z budową dobrych relacji z innymi. Bardziej okalecza niż rozwija. Jesteśmy istotami społecznymi. A egoizm odcina nas od tej sfery życia, albo wpycha w niezdrowe relacje.
To, że pewne pojęcia psychologiczne funkcjonują w języku potocznym, nie oznacza, że można pod nie podkładać dowolną treść. Przecież myślimy przy pomocy słów.
Już tyle pojęć zawłaszczyli politycy. Radio Maryja walczy z pojęciami „tolerancja”, „gender”. Fajnie by było zadbać o narzędzie komunikacji, jakim jest słowo. Na blogu praktycznie tylko słowo 🙂
Moja strata, Nisiu 😉
Moralnosc Pani Dulskiej jest dzis oczywoscie okropna ramota i jedyny sposob aby pokazac ososierozchodzi to zdrowo ja podrasowac. Bo problem koltunstwa niektorych srodowsk w Polsce pozostaje az nadto zywy. TYlko zupelnie, zupelnie inaczej niz w czasach pani Gabrieli, ktorej z pewnoscia taka rasowa koltunka Pawlowicz sie nie snila.
No nic, Wy tu gadu-gadu, a Kot musi leciec na poczte…
Nemo, Kocie, macie rację. Lekcja anatomii świetna. Przejrzałem parę następnych pomysłów. Kilka razy powtarza się Dali, ale jego obrazy i bez dodatków są dostatecznie zaskakujące. Van Gogh jako Madonna Vinci z Ermitażu jakoś mi nie podchodzi.
Moralność mimo wszystko spróbuję obejrzeć. Cielecka jako Pawłowicz może być interesująca.
Czy to jest kołtuństwo, oto pytanie. W Polsce ogólnie go nie brakuje, przyznaję. Ogólnie rzecz biorąc pokrywa się ze zbitymi d na sztandarach. Ale Dulska to zamiatanie pod dywan, tymczasem Pawłowicz i spółka to przede wszystkim tropienie zdrajców, zboczeńców i prześladowców religii. Oni niczego nie zamiatają (u wrogów przynajmniej). Czy to z tego samego kołtuństwa, nie jestem pewien.
Jedyny wspólny mianownik to Kopiec Kościuszki 🙂
Na dworze pada śnieg z deszczem, świat tonie we mgle, ale i tak mi weselej, bo wreszcie zaniosłam to zeznanie podatkowe do gminy i cieszę się z pokonania wewnętrznego lenia 😉
Przy okazji wstąpiłam do sklepu i nabyłam wiadomego zajączka oraz irlandzkiego łososia bio w promocji. Będzie na kolację do szparagów.
Obiadu nie było i nie będzie przez następne trzy dni. Jak nie muszę gotować, to i jeść nie muszę 😎
Nemo. Interesują mnie szparagi, wiadomo. Skąd takie wczesne? U nas będą w początkach maja. Coś jest z tymi 4 literami zbitymi na sztandarach ( ja to nazywam : siedzą na trumnach narodowych z głowami do tyłu wykręconymi i powiewają skrwawionymi sztandarami) To już Mickiewicz pisał o tych, co to cierpią za miliony. Są tacy, co lubią te cierpienia
Ja już się częściowo samozrealizowałam. Chyba. Co chciałam zawodowo – osiągnęłam, dziecko wychowałam i wypchnęłam z domu, przytomnie zmieniajac zamki w drzwiach ;),
teraz od jakiegoś czasu pora na najprzyjemniejszą część samorealizacji, spełnianie marzeń 😎
Pyro,
ja mam jeszcze szparagi zamrożone. Z nich chyba zrobie zupę któregoś dnia, bo jak mrożę, to na zupę raczej. u nas sezon lokalnych dopiero w maju, a świeże na okrągło mozna dostać z Peru, Chile, Florydy.
Przewodnik kulinarny z Limy opowiadał mi, że w Peru hoduje sie sporo szparagów, ale oprócz bogatych nikt tego nie je, wszystko idzie na eksport. Wyszukane warzywo, którym biedota gardzi 🙄
I tak trzymaj Alicjo 😆
Piękne te Twoje zapiski z podróży i sama podróż piękna. Zazdraszczom!
Alicjo – to mi przypomina wiejski sklep mięsny w Otorowie w latach 80-tych. Pojechaliśmy z muzeum na zakupy do ss urszulanek, po drodze ten sklep w betonowym pudełku – połowa GS, połowa mięsny zaopatrywany przez miejscowy PGR. Przed sklepem spora kolejka, le nie nerwowa – czekają na towar. Wchodzimy be nadziei – na hakach 8 dorodnych polędwic wołowych (aż leciutko pociemniały, widać wisiały drugi dzień). Nieśmiało pytamy czy można kupić. Pani w mięsnym się wyraźnie ucieszyła. Można. A kolejka? Kolejka czeka na boczek wieprzowy i żeberka, czyli na prawdziwe mięso. Za wszystkie wożone w torebkach kartki kupiliśmy tę polędwicę za małe pieniądze i jeszcze spod lady dostaliśmy protekcyjne podroby bez kartek – ozór, 2 wątroby i 4 nerki wołowe. Miejscowi patrzyli jak na wariatów.
Pyro,
zanim pojawią się własne w ogrodzie, kupiłam z importu (Peru). Wprawdzie wbrew protestom Osobistego, ale w końcu zjadł je z apetytem i sam dokupił jeszcze jedną paczkę. Dziś w sklepie widziałam, że są w promocji, po 6,80 Fr/kg, ale tylko białe. Zielone na razie drogie, mogę poczekać na własne albo na… promocję w sklepie 😉
Szparagom się nie oparłam, ale truskawki-mutanty z Hiszpanii wcale mnie nie pociągają. Jak widzę te białe nasady… 🙄
Truskawka musi być cała czerwona.
Szanowny Panie Redaktorze!
Zgodnie z Pana zgodą na zadawanie pytań. Od kiedy mam wnuczki, biorą mnie we władanie wątpliwości. Czy jeżeli robię ciasto, to mogę dać wnuczkom makutrę* do wylizania? Za moich czasów wszystko się wylizywało, ale za każdym razem robiło się to z poczuciem winy**, bo nie wolno było. Tam jest mąka i jeść ciasta surowego nie wolno – grzmiały babcie.
Czy coś w XXI wieku się zmieniło w tej kwestii?
* makutra, bo ja jestem staroświecki
** jak mówi jedno z Praw Murphy’ego „Wszystko, co dobre, jest albo zakazane, albo niemoralne, albo powoduje tycie.
Pyro-w naszym wiejskim,nadbużańskim sklepie jest nadal podobnie,ale już bez kolejek 🙂 Ludność miejscowa kupuje jedynie wieprzowinę-żeberka,boczki i ewentualnie schaby na niedzielny obiad.Piękna wołowina czeka najczęściej na miastowych.
Alicjo-u nas też pierwsze szparagi,które pojawiają się na rynku pochodzą właśnie
z Peru.
Danuśka – ta polędwica wołowa to musiał być dla mnie niezły wstrząs, jeżeli po z górą 30 latach pamiętam nazwę miejscowości, przez któłrą przejeżdżałam dwa razy.
Torlin,
zawsze wylizywałyśmy z siostrą makutry z ucieranego ciasta. Żeby się nie pozabijać, dzieliłyśmy palcem makutrę na pół i każda miała swoje poletko do wylizania. Nigdy nas nie bolały brzuchy, babcia nie zakazywała, no i obie żyjemy do tych pór 😎
Pewnie są jakieś przeciwwskazania, ale kto by się nimi przejmował 🙄
Pyro,
w latach przedkartkowych w masarni w Złotym Stoku wisiały schaby i polędwice. Kolejka była za żeberkami, boczkiem, „na rosół”, a po 2-4 kotleciki schabowego przychodziła pani aptekarzowa, żona dyrektora Kopalni Złota, żona lekarza i jeszcze jakaś ważna lokalna elyta.
Jerzor wysyłany był po to „na rosół” najczęściej.
Torlinie – makutra w Pyrlandii nazywa się donicą. Moje dzieci wylizywały i mąż też. Jak wnuki, to nie wiem, bo Synowa nie piecze, kupuje.
Torlinie, nigdy nie lizałem makutry nie jestem więc ekspertem w tej mierze. Ale masz już odpowiedzi od teoretyków i praktyków. Niech więc liżą na zdrowie. Tyle tylko, że za poduszczeniem i zezwoleniem dziadka to już chyba nie taka frajda.
Nie Nowy 🙁
Mnie wydaje sie ze nie wyczerpales wszystkich mozliwosci. Miodzio robi wrazenie, ze gotow jest wskoczyc za toba do piekla a co dopiero wybrac sie na konzert do clubu.
Makutra jest inna od donicy. Jest cala porowkowana od srodka, aby latwo bylo ucierac.
Dzis juz takich nie robia, chyba ze na Ukrainie skad makutra zawedrowala..
Dzisiejszy rodzaj komunikacji jest najwspanialszy z dotychczasowych.
Annagreta nie moze doczekac sie mnie i informuje co jakis czas o udogodnieniach.
Tym razem:
Hallo Herr X….., eine kleine Info zur Anreise.
Heute wurde das neue Autobahnteilstück Tauro-Mogan eröffnet. Sie fahren also bis Autobahnende und dann auf die GC 200 Rtg. Aldea de San Nicolas
Makutra służyła do produkowania fryzur pod (makutra na głowę, obciąć wszystkie wystające włosy) 😉
U mnie w domu nikt makutry nie wylizywał, ja do tej pory nawet nie próbuję surowego ciasta (ta mąka :roll:) ale w zasadzie to nie mąka, lecz jaja kryją w sobie ryzyko.
Babcia ostrzegała przed oblizywaniem tłuczka, bo się dostanie łysego męża 🙄
Moja mama starała się pilnować nas przy ucieraniu żółtek z cukrem i masłem (to się próbowało palcem 😉 ) albo dodawała ekstra żółtko i cukier, ale jak już dodała mąkę, to nikt się więcej próbowaniem nie interesował…
Komu się chce, niech zerknie na miłe dobrego początki, Santiago i Valparaiso:
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/March23201304
Nasza makutra miała rowki. Z jajkami nie było problemu, dopóki były od własnych kur, a już Tata dbał o to, zeby żadnej salmonelozy czy czegoś tam nie było. Czy ktoś z was pijał jajka? Dwie dziurki po dwóch biegunach jajka i z jednej strony się spijało, zostawała wydmuszka. Uwielbiałam żółtko, białko nie bardzo – teraz wiem , do czego by je wykorzystać – do pisco 🙂
Z niechęcią, ale łykałam, a na koniec zostawiałam sobie żółtko. Mniam!
Moja donica też ma rowki i na dodatek ostre malusieńkie dzioby – jakby z niej piasek wystawał. Prawdziwą babkę zrobić można tylko w makutrze – donicy, choćby człek i 10 maszyn cwanych w domu miał. I krem maślany do tortu jest bardziej puszysty z makutry. Wiem, bo z lenistwa ubijam mikserem ale czasm jak mam siłę roboczą to trzemy na zmianę.
Mactra Corallina
Makutra i ukryta w niej bogini z nieba do morza nam spadła, a później, z Grecji do słonecznej Italii (Włochy) przedarła się do wspomnianej przez Kota Ukrainy. Była tam symbolem kobiecości, a tłuczek to nieszczęsny mężczyzna, Makoginem zwany.
Starcy pamiętają zwyczaj lizania makogina jako odpowiednik delektowania się czarną polewką.
Smutna to historia, ale i zmysłowa 🙂
Dzięki Alicji liżę wiele języków naraz, z domieszką melancholii. To chyba dobrze. Język jest bardzo ważny 🙂
Język pana Twardocha podziwiam w jego dziełach. W wywiadzie przylgnął do czterech liter. Jego sprawa, ale nie mam zamiaru iść w jego ślady. Koty mu przeszkadzają 🙂
Milego Pesach….and next year in Jerusalem
Zdaje sie, ze o „makutrze” spiewali niegdys bracia Zielinscy – ale to chyba przy okazji innego swieta.
Ozzy:
„makutra, makutra
będzie nam aż do jutra
tarła mak….” 😉
Tak to było z okazji tych świat, co to łamiemy się „białym papierem”, jak mawia małżonek nemo 😉
Makutra wlasciwa i piekna:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Makutra.jpg
Takie dwie duże pamiętam z domu, tutaj miałam trochę mniejszą, z domu wziętą i franca jedna po kilku latach mi się rozpękła była 🙁
A teraz już nie makutruję, o!
Placku,
ten makogin u mnie w domu zwany był makohonem 😉
Makutra bez rowków i srebrna moneta plus spontaniczny chórek Helwetów na ulicy
O właśnie; taka stoi u mnie w dolnej szafce. Janeczka prócz takiej wielkiej miała jeszcze małą – do kręcenia majonezów i musów; pojemność ok 1 l. Trafiła potem do mojej siostry, a siostrę miałam temperamentną – i po małej makutrze (nie wiem na kogo był taki argument : na Szwagra, czy na młodzież; w każdym bądź razie makutra się nie ostała przed gniewną panią domu. Poręczna widać była.
Koncert na trzy makutry
Nemo – protest! To nie makutry, to misy polewane. Całość zresztą bardzo efektowna.
Pyro,
masz rację, ale to taka licentia poetica 😉
Prawdziwej makutry tu się nie używa. I maku też nie 🙁
Polityka zachwala podróżowanie po Szwajcarii
Pani Jolanta Kwaśniewska zrezygnowała dzisiaj z uczestnictwa w Kongresie Kobiet, a była współzałożycielką organizacji. Szkoda; twierdzi, że ma zbyt wiele obowiązków i już nie daje sobie rady.
Kocie M. przypominasz mi Marie Czubaszek i Jej corke sasiadki….. Z calym szacunkiem dla Marii Czubaszek.
Musicie Panstwo chyba z tego zrezygnowac, bo to zakrawa na kpine. Tutaj konwersuja inteligentni blogowicze.
No, i kto by to nie byl, niech czyta to co napisal!
Dobry wieczor,
Dziecinstwo bez wylizywania makutry i tluczka? Z bratem niemal walki byly kto trzyma mise – wiadomo trzymacz pierwszy byl do przywileju :).
Alicjo,
Podroz cudo, a panie na weselu powabne, targ faktycznie jakis bardzo cywilizowany, dziekuje za wrazenia.
A…. potem klika, bo to uwlacza czytajacym.
Boże mój! Miodzio! Znowu? Co Ty wiesz o naszym Kocie?
Pyro, nie wiem nic, ale widze, ze Pani bardzo przypasowalo!!!!
I co znaczy to ZNOWU?
Jolly R. – Jak w Królestwie wygląda Wielkanoc? Jesteś naszym okiem i uchem; Kot dostanie od Starej bażanta i resztę ma w nosie.
Miodziu,
z czego musimy zrezygnować?
I dlaczego kpiny mają być na tym Blogu zabronione?
I…. ktokolwiek to by nie byl, musi szanowac nas, blogowiczow.
Chyba ze Pani Pyra mysli inaczej i zaprasza na blog mimo wszystko.
😯
Maria Czuybaszek nie jest intligentna? 😯
Hehe.
Nemo,
kpiny jak najbardziej, a nawet bardziej!
Ale niech kazdy pisze w swoim imieniu, bo mnie sie wydaje, ze …..
Oj, nie chce mni sie wyluszczac…
Robie obiad. Moze poznej, sorrki…
Kocie. Maria Czubaszek jest inteligentna dlatego pisze „corka mojej sasiadki”, a Ty piszesz „Stara”. Pewnie tez jestes inteligentna..
No to tyle na dzisiaj!
Dobranoc milym Panstwu.
Miodzio – powiem Ci tylko ten jeden raz. Z Tobą jest ten sam kłopot, co z prezesem Kaczyńskim : co znormalnieje na tyle, że staje się przyswajalny dla większości ludzi, to nagle palnie coś takiego, co rujnuje jego obraz dokumentnie. Ty też toczysz boje nie wiadomo w imię czego, odreagowujesz, ludzie się złoszczą – i – przychodzi dzień, kiedy Twoje komentarze są normalne, nie napastliwe. Wszyscy oddychają z ulgą – nie na długo, bo znów przyczepiasz się jak nie do Nowego, to do Alicji, albo teraz do Kota. Musisz tak? My się czasem kłócimy i owszem ale wtedy wiadomo przynajmniej dlaczego. Twoje ataki są „ni pri cziom
” jak mawiają Rosjanie.
To mam moja Stara nazywac „corka mojej sasiadki”? 😯 I wtedy bedzie OK?
No, nie! Stara peknie ze smiechu… 😈
Oj! Pani Pyro,dobranoc!
A może chodzi o to, że Stara Kota Mordechaja nie jest stara. Jest młoda. W 1967 roku i ja byłem stary, ale w nowym tysiącleciu to dyskryminacja 🙂
Miodzio nie wierzy, że Kot Mordechaj jest kotem 🙂
Jeszcze jedno – tylko nie inteligentny. Wypraszam sobie.
Nie Czubaszek – Szumańska. Nie była ani kotem, ani lekarką
Nie wiem czy Państwo wiedzą, że w „Polityce” nawet Owczarek ma swój blog, a dla mnie miejsca zabrakło. No comment.
Oddajmy krew, wykopmy studnię, posadźmy drzewo oliwne.
Niech żyje Park Południowy we Wrocławiu 🙂
Kocie,
niech Stara pisze w swoim imieniu i bedzie OK
Kiedy jest za leniwa.
Pani Pyro,
absolutnie nie musze! Moge na wszystko patrzec „przez palce”.
Milych snow, ide gotowac….
Kocie! Kocie – masz tam coś w kieliszku? To może wypijemy? Biez wodki nie razbieriosz!
Moge utrzec margarite w trzy miga! Albo mojito – nawet mamy na oknie doniczke z mieta.
Pyro, zostaw Miodzio! Miodzio powinno być pod ochroną. Jak najwięcej Miodzia!
Placku,
to bardzo niesprawiedliwe!
Nisiu,
czy wyjawisz mi osochozi…
Bo nie mysle aby to bylo cos dla mnie budujacego. Nie krepuje sie prosze…
Zniose!
Miodziu, po prostu uwielbiam Twój styl.
Pani Pyro,
porownanie z Jaroslawem K. nie da sie przemoc – probowalam..
Prosz o inne upodobnienie
Oj! Dobra. Idzcie Panstwo spac. Takiego dysputu nie zakoczymy tak szybko.
Dziekuje pieknie za uwage.
A Lajares niech da sobie luz!!!!
Ja nie wiem, czy ludzie nigdy nie slyszeli o przyjazni miedzy ludzmi????
Dobry dysput miedzy inteligentnymi ludźmi to sól życia.
Tak Nisiu
malo tego, to kwiat soli !!!
Ja potrafię migiem pisco dla szampaństwa przygotować 😎
Mam certyfikat, że jestem w tym dobra na poziomie cheffe barmana. No i właśnie – żółtka przydają się do ciast i różnych tam, a z białkami wiadomo – pisco sour!
A dobre to chociaz?
Kocie,
znakomite, chociaż w to nie wierzyłam, bo ja in vino veritas.
Jest to smakowity napitek. Pije się jak orzeźwiającą lemoniadkę. Ja zawsze podchodzę do takich napitków z odrobiną nieufności. Spróbuję – i wystarczy jeden, dwa.
Nocna pora. Dobry czas by przejrzec blog, a nawet sie wpisac. Zlowrogo zabrzmiala „konska kuracja” Stanislawa (godz. 9:29), zwlaszcza w polaczeniu z dyskusja o uboju rytualnym. Dlaczego w Uffizi policja zatrzymala zdjecia zamiast golej artystki? Wiekszosc mezczyzn wolaloby to drugie. W Toronto, tak jak nad Bugiem, wczesne szparagi sa z Peru. Natomiast najlepsze kasztany sa podobno na placu Pigalle.
Dzień dobry Wszystkim,
Po lekturze wpisu Gospodarza od razu zapachniało mi świętami. Wiadomo – zapachy pamięta się najdłużej i ja wspomnieniami od razu znalazłem się w moim rodzinnym domu. Bo dla mnie tylko tam była prawdziwa atmosfera świąt. Jeszcze trochę z tego zostało w moim pierwszym małżeńswtie, a później, wraz z tułaczką z wyboru, zanikało. Dzisiaj… szkoda gadać.
Tutaj Wielkanoc traktowana jest trochę jako powitanie wiosny, taka nieco bardziej uroczysta niedziela – i to wszystko. Żadnej atmosfery jaka panuje teraz w Polsce tutaj się nie ma – wiadomo, komercyjny zajączek do pięt nie sięga św. Mikołajowi, a poza tym Wielkanoc wypada zawsze w niedzielę i trwa tutaj tylko jeden dzień, więc nawet dodatkowego dnia wolnego od pracy nie ma.
Dziwi mnie tylko to, że w kraju, gdzie mieszka tylu chrześcijan, ten najważniejszy dla chrześcijaństwa dzień przechodzi tak jakoś bokiem.
Wracając do swoich wspomnień – Wielki Tydzień w rodzinnym domu był tygodniem przygotowań do świąt – sprzątanie, trzepanie dywanów, zakupy (jakże wówczas trudne), zapach pieczonych mięs, pasztetów, ciast, maku i skórki pomarańczowej, aż wreszcie w Wielki Piatek pomieszanie tych wszystkich woni z zapachem… pasty do podłogi. I niech tam sobie było, ale dzisiaj wiele bym dał, żeby chociaż na chwilę się to wróciło…
Zapachy pamięta się najdłużej…
Szczenięce lata…
Dobranoc 🙂
no, to jan sebestian…
spoznione, ale serdeczne zyczenia swiateczne, @ozzy…
czuje sie jak ten osiolek, ktoremu w zloby dano:
jedni mi prosiaka zachwalaja, a drudzy owieczke…
tak, tak, i pomyslec, jak przecietne miasto w peerelu w okresie przedprzedkartkowym
nierzadko glodowalo;
pamietam jeszcze ciezarowki z chlebem i ludzi wyciagajacych rece, i radosc,
ze jest smalec.
a pamieta ktos jak w wyniku rewolucji gozdzikow w portugalii,
mozna bylo kupic, rok to chyba trwalo, najwyborniejszego mateusza za grosze?