Kiedy bażant jest najsmaczniejszy?
Za oknami chałupy stojącej pośród sosen, modrzewi i brzóz, na rozległej przestrzeni pokrytej jeszcze starą zżółkłą trawą wystającą tu i ówdzie spod śniegu, biegnie stadko bażantów. Kolorowy kogut i szarobrązowe skromnie upierzone kury. Zawrę z nimi wkrótce bliższą znajomość, bo choć nie poluję to kupuję bażanty na specjalne okazje. A taka właśnie się zbliża: Wielkanoc!
Mój mistrz w dziedzinie pisania o gastronomii – Brillat-Savarin tak pisał na ten temat:
„Bażant jest zagadką, do której klucz mają tylko adepci; oni jedynie mogą się nim delektować w całej pełni.
Wszystkie substancje mają swoje apogeum smakowitości: jedne osiągają je, zanim rozwinęły się całkowicie, jak kapary, szparagi, szare kuropatwy, gołębie jadalne etc, inne u szczytu przeznaczonej im egzystencji, jak melony, większość owoców, baran, wół, sarna, czerwone kuropatwy; jeszcze inne, gdy zaczynają się rozkładać, jak niesplik, bekas, a zwłaszcza bażant.
Ten ptak zjedzony w trzy dni po zabiciu nie odznacza się niczym szczególnym. Ani nie jest tak delikatny jak pularda, ani tak wybornego zapachu jak przepiórka.
Spożyty wszakże w samą porę, mięso ma delikatne, doskonałe, w smaku podobne do drobiu i zwierzyny razem.
Ten upragniony moment nadchodzi, gdy bażant zaczyna się rozkładać; wówczas aromat łączy się z wychodzącą z ptaka tłustością, do czego niezbędna jest fermentacja, podobnie jak tłuczenie jest niezbędne, aby wydobyć oleistość z kawy.
Profani rozpoznają ów moment po lekkim odorze i zmianie barwy na brzuchu ptaka; ale wybrańcy odgadują go instynktem, który objawia się w wielu okazjach i sprawia na przykład, że umiejętny pasztetnik wie od pierw-szego rzutu oka, czy należy zdjąć z rożna sztukę drobiu, czy pozwolić, by obróciła się jeszcze kilka razy.
Teraz dopiero należy go oskubać (nie wcześniej) i naszpikować starannie najświeższą i najbardziej jędrną słoniną.
Nie jest rzeczą obojętną, kiedy się ptaka oskubie; bogate doświadczenie poucza, że bażanty, które zachowują upierzenie, są bardziej aromatyczne od tych, co długo są trzymane bez piór, czy to dlatego że kontakt z powietrzem po trosze neutralizuje aromat, czy dlatego że część soku odżywiająca upierzenie zostaje wchłonięta i przydaje smakowitości mięsu.
Gdy ptak jest gotów, należy go suto wyposażyć, co czyni się w następujący sposób:
Weź dwa bekasy, oczyść z kości, wypatrosz i oddziel mięso od wnętrzności i wątróbek.
Z mięsa zrób nadzienie siekając je z mózgiem wołowym ugotowanym na parze i trochą raszplowanej wołowiny; dodaj pieprzu, soli, ziół aromatycznych oraz taką ilość trufli, aby masy wystarczało do napełnienia bażanta.
Nadziej go uważając, by nic nie przedostało się na zewnątrz, co bywa dość trudne, gdy ptak jest przejrzały. Można to jednak osiągnąć rozmaitymi sposobami, między innymi odkrawając skórkę chleba, którą przyczepia się nitką na kształt zatyczki.
Przygotuj płat bułki od każdej strony o dwa cale większy od położonego wzdłuż bażanta; weź wątróbki i wnętrzności bekasów, utrzyj je z dwiema wielkim truflami, dodając jedną anchois, trochę raszplowanej słoniny i odpowiedni kawałek dobrego, świeżego masła.
Tę masę rozsmaruj równo na bułce; połóż ją pod bażanta przygotowanego jak wyżej, tak aby podczas pieczenia ściekł na nią cały sok ptaka.
Gdy bażant jest gotów, podaj ułożonego zgrabnie na grzance; obłóż wokoło gorzkimi pomarańczami i bądź spokojny o rezultat.
Do tego znakomitego dania najlepiej podawać wino z górnej Burgundii; odkryłem tę prawdę w wyniku licznych obserwacji, które
kosztowały mnie więcej trudu, aniżeli go trzeba do zgłębienia tablic logarytmicznych.
Tak przyrządzony bażant godzien byłby aniołów, gdyby podróżowały jeszcze po ziemi, jak w czasach Lota.”
Dwa z tych ptaków dofrunęły aż na Kurpie!
PS.
Nie tak dawno Placek wyjawił, że marzy o własnym terytorium. Mam coś na zbyciu. To jest to:
Fot. P. Adamczewski
A na koniec zaproszenie :
Wielkanocny Kiermasz Produktów Lokalnych, Regionalnych i Tradycyjnych
24 marca br. (Niedziela Palmowa) w Parku Traugutta w „Fortecy”,
ul. Zakroczymska 12 w Warszawie w godz. 11-17.
Podczas kiermaszu będzie można kupić produkty członków Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego, najlepszych producentów z całej Polski : wędliny, ryby świeże i wędzone i oczywiście śledzie w wielu postaciach, sery krowie i kozie – świeże i dojrzewające, tradycyjne ciasta i pieczywo, jaja kur zielononóżek i najlepszy polski majonez, warzywa od ekologicznych producentów, świeże soki?
Podobnie jak na poprzednich kiermaszach, odbędą się warsztaty kulinarne dla dzieci: kręcenie majonezu, wypiek mazurków, ozdabianie jaj wielkanocnych.
Zapraszamy też na degustację najwyższej jakości przysmaków z polskiej wołowiny ze znakiem QMP.
O godz. 13, o tradycjach i tajnikach wielkanocnej kuchni opowie Hanna Szymanderska, znana autorka książek kulinarnych.
Zapraszają Polska Izba Produktu Regionalnego i Lokalnego oraz Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej i Forteca.
Komentarze
– Kiedy bażant jest najsmaczniejszy?
– Co za pytanie – wówczas, gdy o nim opowiada Kot Mordechaj!
😀
Dzień dobry.
To globalne ocieplenie nosem mi już wychodzi!
Piotrze kochany; nie mam nawet warunków by czekać , aż bażant zacznie być „zapaszysty” , nie licząc już tego, że raczej nie robiłabym go na sposób mistrza francuskiego. Te upieczone na V Zjazd przez Żabę były całkiem dobre, a bez trufli i bekasów. Nie tylko zresztą bażanty trzymano aż do tego stadium. Duże ptaki: cietrzewie i dropie zakopywano w czarnoziem na kilka dni jeszcze w Polsce międzywojennej. Nie jadłam i nie żałuję. U nas też targi eko, pokazy i warsztaty. Sympatyczna moda nastała i mieszczuchy mogą się obkupić w dobre jadło.
„Kiedy bażant jest najsmaczniejszy?”
Kiedy chodzi żywy pod oknami mojego domu.
Zatem przed nami weekend pełen wrażeń.
W sobotę czeka nas z kolei śledziowe popołudnie :
http://www.slowfood.waw.pl/?pol,main_page,wydarzenia
Krysiade-wczoraj wzniosłyśmy toast za Twoje zdrowie,a dzisiaj ściskam Cię serdecznie oraz życzę i Tobie i nam Twojej obecności podczas następnego mini zjazdu warszawskiego :-)?
A pisanki od Magdy rzeczywiście cudnej urody !
Ha, Torlin – franciszkański ekolog;
a cappella – miłośniczka dobrze opowiedzianych historii…
…a wszystko na forum łasuchów-mięsożerców… 🙄
➡ — świat jest rozmaity, Życie jest piękne!
😀
A cappello- wśród naszych łasuchów są i mięsożercy i wegetarianie też.
Osobiście zaliczam się do pierogożerców 😀 Farsze mogą być wszelakie.
A że życie jest piękne to na pewno,tylko dlaczego znowu pada śnieg 🙁
Krysiade o nowym spojrzeniu na świat – bycz się 🙂
Nacisnąłem na pionowe i poziome, a tam tak rzadka w naszych zardzewiałych czasach Autentyczna Radość. Z radości cytuję;
„W zwizku z odbywjcymi sie targami gastronomicznymi w Warszawie w dniu 22.03.13 r Restauracja PionyPoziomy bdzie otwarta o 13.00.
Przepraszamy, ale to w trosce o naszych goci. Na targach mona dowiedzieć o nowinkach kulinarnych, a my chemy zaskakiwać Pastwa coraz to lepszymi i smaczniejszymi daniami 🙂
Zapraszamy :)”
Ciepłe to i szczere zaproszenie, jak parapet dla gołębia 🙂
Proszę zauważyć, że o obcinaniu głów hydrze ani słowa, bo Echidnie byłoby przykro. Angielski malarzu i Panie które dwa litry wina wypiły – dziękuję 🙂
A cappello – Tyle miłych słów pod moim adresem oznacza tylko jedno – oszalałaś, a plecak pełen krugerandów to zbyt mało by wdzięczność okazać, a zatem – 6,14,23,24,34,41 🙂
Placku,
żebyś wiedział – zaszaleję! 😀
Jak nie gram w totka z zasady – tak w moje urodziny (dwa dni przed Twoimi, szóstka! ;)) wypełnię, wyślę i na pewno będzie to szczęśliwy dzień i los! 😎
PS, Kurczę (bażancię!), musiałam sprawdzić, czy pamiętam dobrze krugerandy.
=> Było ok (+kontekst), ale co z tą pamięcią?!…
…a może to istnienie gugla tak nas (co poniektórych) niewoli do co-i-rusz sprawdzania, do wątpię-w-pamięć-mą, więc jestem?…
Dzień dobry Blogu!
Przez umyte okno
Przestańcie z tymi oknami, bo powolutku wpadam w kompleksy i łamię w sobie racjonalne postanowienia.
Robię dzisiaj placki ziemniaczane. Kto wpadnie? To utrę dwie dodatkowe pyry. Młodsza je ze śmietaną i z cukrem, ja z sałatką śledziową w śmietanie
A propos krugerrandów.
Wczoraj w telewizji pokazano część zapasów złota naszego banku narodowego. W tajnym schowku, o którym nawet Bundesrat nie wie dokładnie, gdzie on jest, leżą sobie sztabki (każda waży 12 kg i jest warta 600 000 Fr) stanowiące część niesprzedanej jeszcze „resztki” w ilości 1000 ton. Część tych zasobów spoczywa w sejfach banków zagranicznych.
Partia ludowa zebrała właśnie wymaganych 100 000 podpisów pod kolejną inicjatywą ustawodawczą. Za jakiś czas będziemy głosować nad przepisem zabraniającym sprzedaży złota, które jest własnością całego narodu. Poza tym inicjatorzy domagają się przechowywania szwajcarskiego złota w Szwajcarii, bo na wypadek kryzysu trudno będzie odzyskać depozyty z obcych banków.
Ponadto należy zwiększyć złoty ekwiwalent waluty do 20 procent.
Tyle inicjatywa.
Złoto sprzedawano jeszcze kilka lat temu pod naciskiem obcych banków i własnych ekspertów uważających zapasy złota za bezcelowe 🙄
Sprzedawano po 6000 Fr/kg, a jak inicjatorzy wygrają, to trzeba będzie kupować po 50 000 🙄
Osobiście też posiadam sztabkę. Waży 1 gram 😎
Mmm… placki ze śledzikiem…
U mnie będzie zupa z reszty wczorajszych szparagów, makaron z sosem serowym i łososiem wędzonym, sałata.
Pyro ja wpadne na placki. Marza mi sie od dawna . Ukochany bedzie jadl krolika – jego ulubione danie – a ja nie bardzo wiem co mam jesc. Nie lubie krolika.
Nemo a jaki byl widok przed umyciem okna ?
A cappello – To moja pamięć szwankuje, a ignorancja kwitnie. Dwa „r”, a nie jedno, a przecież mogłem wybrać polską monetę, orła bielika, bażanta gór, ale nie, randów mi się zachciało, z gór Witwatersrand. Poza tym złotówka jest od randa silniejsza. Wybacz, proszę 🙂
Gospodarzu – Dziękuję za gniazdko. Randów nie pamiętam, ale opowiadanie o jeżykach sąsiadów tak. Anielskie przyjęcia u Lota także 🙂
Pyro,
nie popadaj w kompleksy. U mnie też nigdy nie było Wielkanocy bez umytych okien, a w tym roku będzie i nawet się tym nie przejmuję. Zdrowie ważniejsze. Na południu jest znacznie cieplej, więc można sobie pozwolić na umycie okien. U nas dziś słonecznie, ale mroźnie, a wiatr świszcze za oknami /nieumytymi i bezfirankowymi/ .
Około 2 tygodnie temu przyleciały żurawie. Zawsze przylatują bardzo wcześnie, ale w tym roku instynkt chyba je zawiódł i nie przewidziały takiej długiej zimy. Oby dotrwały do ocieplenia.
Zabieram się do nielubianej czynności, a mianowicie smażenia śledzi, które potem znajdą się w słodkokwaśnej zalewie. A na obiad będzie wczorajszy rosół.
Za śledzia konia bym oddał.
Ryszard III
Chyba 🙂
Pyro- wpaaadam ! Proszę ze śledziem !
Ale na kolacji muszę być z powrotem w Warszawie 🙂
Nemo, gdybym miała takie widoki – myłabym okna co sobotę (jak niektóre monachijskie Niemki)…
Okej, przecież wiem, że z czasem by mi spowszedniały… trochę… 😀
A też nie mam co popadać w kompleksy:
z mego okna widać Wawel
na skalistych grzędach
Okej, z tymi grzędami to już przesada. Ale można sobie wyobrazić. Albo pójść na 4. piętro do Brata 😎
Pyro, trwaj w racjonalizmie. Czy wyobrażasz sobie stachanowca, który przed świętami potrafiłby zrobić wszystko, co chwalą się, że zrobili wszyscy inni tu się produkujący? 😉
Kwiecień jest równie dobry na mycie okien (w Twoim przypadku – zlecanie mycia) jak zimowy marzec.
Ale jak już ktoś umył, to niech mu już będzie!*… 😀
_______
*(lata ’80), uskrzydleni wspomnieniami złotej-polskiej wędrówki odbytej rok wcześniej – Tato i dwójka Rodzeństwa wybrali się tą samą trasą (Just-Jaworz-Sałasz-Limanowa) 11 listopada (nie byłam, uczyłam się do matury)… — mgła, szadź przecudna, bajka; brat pstryka cały czas jak najęty (już w podstawówce miał smykałkę do focenia, co dopiero w swej drugiej technikum, po różnych kółkach i kurasch) a w międzyczasie marudzi jak najęty, że nie ma widoków, bez sensu, po cośmy przyszli… „doszliśmy do końca” opowiadał Tato „…a ten: ‚no, skorośmy już to przeszli to niech już będzie!'” — fraza weszła do żelaznego repertuaru rodzinnego 🙂
Placku,
– jednoerowo 18,600 wyników
– dwuerrowo 842, 000 wyników
Trzeba mieć podwójnie lwie serce, by kruszyć kopię na takich sztabkach…
OK, moja rezerwy czasowe kruszeją niepokojąco na pogaduszkach… 😳 …a errands czekają… 😀
Tak czy inaczej, najważniejsza jest patelnia.
Elap,
przed umyciem
Już kiedyś przytaczałam tę anegdotę, zresztą autentyczną; moja Janeczka była świadkiem naocznym i nausznym. Poznań wczesnych lat 30-tych. Teatr wystawia Ryszarda III w ramach benefisu Węgrzyna. Król , zgodnie ze scenariuszem
„Konia, Konia! Królestwo za konia!” A z jaskółki chłopięcy, mutacyjny dyszkancik :
„A osioł może być?” Chwila grozy i zmieszania i nagle mocny głos Węgrzyna ze wskazaniem w górę, w stronę dowcipnisia „Może być! Złaź Pan na dół”. Dostał aplauz na stojąco z tupaniem.
Kiedy bażant jest najsmaczniejszy?
Odpwoedzi jest propsta – kiedy go Stara przyniesie ze sklepu, upiecze i wyda nie zalujac.
Dobrze jest tez kiedy bazant nie smierdzi i zadnej posoki nie wydziela – co bylo dobre przed wiekami dla B-S, niekoniecznie jest dobre dzis. Smaki sie zmieniaja, jak juz wspominalem.
Odwieszanie ledwo ustrzelonego bazanta w odpowiedniej temperaturze przez odpowiedni okres czasu jest wazne: najlepiej by temperatura byla miedzy 10-13 st C (50-55F) i odwieszanie trwalo ok 7 dni (nie dluzej niz dziesiec).
Skubac bazanta z pior nalezy na sucho (nie sparzac wrzatkiem) – nie wiem dlaczego, ale tak kaza.
Mozna i nalezy oczywoscie wszystkich tych upierd..ych zajac uniknac jesli bazanta nabedzie sie w sklepie Waitrose w stanie swiezym lub zamrozonym (calutki rok), juz fachowo odwieszonego, dojrzalego, oskubanego i gotowego do wrzucenia do piekarnika po oblozeniu tlustymi plastrami boczku, z rozmarynem i jalowcem. No sweat!
Szczesliwie sie sklada, ze Stara za bazantami wcale nie przepada, ale kupuje bez mrugniecia, zwlaszcza kied jestem smutny. Nic tak Kota nie rozweseli jsk dobywajacy sie z piekarnika zapach dziczyzny, znacznie bardziej przypominajacy prawdziwego zagrodowego ekologicznego szczura niz kawalek nudnej pieczonej kury.
Mam nadzieje, ze rzad Szwajcxarii takie widoki z okien oklada szczegolnie wysokim podatkiem, Byloby niesprtawiedliwe gdyby nie opodatkowywal.
Brać myśliwska twierdzi,że najwspanialszy rosół to ten z bażanta.
Sztabki mnie nie kręcą jakoś. Co innego te bażanty, piony i poziomy, ale najbardziej placki ze śledziem. Stary człowiek, a nigdy nie był innowacyjny; nie wpadł, że w śmietanę na placku można wcisnąć śledzia. Ogólnie śledzi nie lubię. Niektóre mi smakują. Takie, jak zrobiła Ukoczana na ostatnią Wigilię i zrepetowała na Ostatki, smakowały mi znakomicie. I takie właśnie na placku wyobrażam sobie jako wyborny smakołyk.
Na razie jestem ospały i gnuśny. Od dwóch dni nerw trójdzielny twarzy atakuje i od wczoraj rana biorę lek jakiś przerywający sygnały w mózgu, który kiedyś na taką okoliczność zapisano. Teraz wyczytałem, że na początek wypada po 50 mg dziennie, czyli po ćwierć tabletki, po trzech dniach zwiększać. Ja sobie zacząłem od dwóch tabletek dziennie i już skutek leczenia pozytywny odczuwam, ale senność i oszołomienie jak po alkoholu również. Nie będę więc dzisiaj już pisał, bo mogę jakieś balaniuki zacząć 🙂
Kocie
Masz u mnie duza puszke Whiskas za przepis na slodkie ziemniaki.
Polityka ostrzega mnie …
Ważna informacja dotycząca plików cookies.
Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej.
kto mi powie jak zmienić by się nie zapisywały?
Kocie,
właśnie wyciągnęłam papiery i zaczynam wypełniać deklarację podatkową 🙄
Mycie okien to detal ważny, ale niezbyt kosztowny, choć czasem ryzykowny.
Właściwa pielęgnacja widoku decyduje o końcowym rezultacie.
I za to bulimy, jak za, nie przymierzając, bażanty 🙄
Nemo
Nie pomyl sie w wypelnianiu deklaracji, bo to moze drogo Cie kosztowac. Czy urzad podatkowy u Was jest wyrozumialy jak ktos cos ” zapomni ” wpisac do deklaracji ?
Elap,
jak się „zapomni” to można później sobie „przypomnieć” i na siebie samego donieść, tak stoi w pisemku dołączonym do deklaracji. Taki donos nie powoduje skutków prawnych.
Jeśli urząd sam się doszuka „zapomnianych” dochodów lub konta, to jest gorzej, ale nie wiem, ile to kosztuje, bo nigdy nie zapomniałam 😉
Mam raczej skłonność do podawania „okoliczności łagodzących” czyli podstaw do ulg, które nie zawsze lub nie wszystkim przysługują. Urząd bez komentarza koryguje podając podstawę prawną.
Czasami zdarzało mi się oprotestować niesłuszną decyzję (automatyczne zaliczenie samochodu służbowego, z którego nie korzystamy prywatnie, jako dodatkowego dochodu w postaci 4000 Fr) i uzyskać rację. Ale zdarzyło się też, że urząd korygował na naszą korzyść, bo zapomniałam wpisać oczywistą ulgę 😳
Po uzyskaniu decyzji ma się miesiąc czasu na odwołanie, więc trzeba ją dokładnie skontrolować i porównać z własnymi danymi, bo potem jest za późno. Kolega Osobistego zapytany przeze mnie, czy jemu też tak policzyli z tym samochodem służbowym, bardzo się zdziwił, bo skontrolował tylko, czy suma zapłaconych podatków zgodna jest z sumą żądaną przez urząd. A przecież raty podatku płaci się wedle szacunku urzędowego, a nie własnego (dobrze, jeśli się zgadzają lub urzędowy jest niższy) i to trzeba sprawdzać. Okazało się, że zapłacił od swojego szacunku plus te 4000, a mamy progresję podatkową 🙄
Na protest było za późno, ale w kolejnych latach już się pilnował.
Nigdy przedtem nie widziałam Szwajcara tak wkurzonego na państwo. A właściwie na swoją dobrą wiarę i naiwność 🙄
Stanisławie,
szybkiego powrotu do bezbolesnej formy!
I pisz!
To może być bardzo interesujący eksperyment 😀
Przyszły życzenia wielkanocne od rodziny z Polski. Osobisty z zainteresowaniem obejrzał kartkę i pyta:
– A gdzie ten papier do jedzenia?
– Papier? Jaki papier? 😯
– No, na tamte święta przyszło kilka…
– A, opłatek? To nie te święta 🙄
– Nie? 🙁
@elap: HA! 😈
Papier do jedzenia! 😆 😆 😆
Witam, Pliki cookies info.
http://www.chip.pl/news/wydarzenia/prawo-i-polityka/2013/03/pliki-cookies-2013-wazne-zmiany-dla-wszystkich-sklepow-i-serwisow-internetowych
Wyłączenie.
http://support.google.com/youtube/bin/answer.py?hl=pl&answer=87777
Papier do jedzenia ! Dobre.
Nemo, nasz urzad finansowy dziala podobnie. Sa bardzo skuteczni.
Elap! Wstydź się! Kotu M. Whiskas? Ten nietakt może Cię dużą margaritę kosztować.
Zjadłam 6 placków – takich z 1 łyżki ciasta i jestem opchana, jak bąk
Stanisławie – ja wzorem rosyjskich placków gryczanych – co dobre dla nich, to i do ziemniaczanych (tylko bez rumianego masła)
Pyro, ja doceniam intencje plynace ze szczerego serca. Sam mam tez szczere serce.
Kotu Whisky 😎
Odłożyłam na bok deklarację i pojechałam rowerem (bez czapki i rękawic) do sklepu dla rolników. Nabyłam sadzeniaki Agata i Lady Felicia oraz Niebieskie z St. Gallen. Trzeba je trochę w ciepłym miejscu potrzymać, żeby zaczęły kiełkować. Na weekend zapowiadają 12-16 stopni, potem znowu chłody i mróz w nocy, ale kiedyś w końcu ta wiosna wybuchnie 🙄
Nabyłam też świeże jaja i od razu nasmażyłam naleśników.
Na podwieczorek zjedliśmy część w charakterze crepes Suzette, reszta na jutro.
…Córuś moja, dziecię moje,
czy ten kot ma nogi?
Pani Matko Dobrodziejko
i srebrne ostrogi.
Oj kot, Pani Matko,
kot, kot!
Narobił mi
w pokoiku
łoskot…. (A.Fredro)
Pyry zaś mogą strawestować parę Wolski – Moniuszko i zaśpiewać
…Nie masz Kota w naszej chacie.
Vivat semper! Wolny stan!…
Mamy za to rozpieszczonego strasznie jamniora. Pies jest teraz nieszczęśliwy – na zmrożony śnieg nie da się wejść, chodniki bez śniegu za to posypane solą i w domu biorą psa nad zlew, żeby łapki umyć z soli, słońca nie ma i psów do zabawy nie można spotkać. Źle na świecie…
Zadnych bazantow….
a u nas w poniedzialek 25 erev pesach, 14 nisan 5773 (wieczor paschy) a przedtem sprzatanie, czyli szukanie kwaszonego. W Wigilie Pesachu mozna jeszcze spozywac zwykly chleb i inne potrawy kwaszone ale tylko do czasu podanego w kalendarzu. Naczynia uzywa sie zwykle przeznaczone na pesach. Mazot, wino pesach (arbe kojses-cztery kieliszki). Dostalem wczoraj od chasydow z chabadu mace shmura (maca wypiekana pod scislym nadzorem) nieco przypieczona, ale lepiej smakuje anizeli maszynowa wypiekana w Holandii.
_______________
Prez.Obama spotkal w Jerozolimie miss Izraela 2013 Titi Aynav (rodem z Etiopii), ktora prezydent Izraela Shimon Perez przedtsawil jako „nasza krolowa Szebe”.
http://forward.com/articles/173616/miss-israel-titi-aynaw-gets-wildest-dreams-meeting/
Ozzy – co przygotowujesz na Wieczerzę pesach?
Dziś obchodzony jest Światowy Dzień Wody. Czy wypiliście już swoją dzienną dawkę płynów, czyli 8 szklanek ? Jeszcze trochę mi brakuje. Wodę bardzo lubię, a ci, którzy twierdzą, że jej nie lubią, muszą wiedzieć, że bez niej nie byłoby innych ulubionych trunków.
Podobno wodę w Gdańsku można pić prosto z kranu. Ja mam wodę z innych źródeł, o których nie mam żadnych informacji, więc kranówki nie piję. Jakość wody zależy również od rur, którymi przepływa. U mnie woda jest smaczna, natomiast zdarza mi się pić herbatę w Gdyni i tam bywa różnie. W jednym domu smakuje mi, w drugim nie. A dotyczy do tego samego gatunku herbaty, więc chodzi tu o wodę.
Wiosna 🙂
Tylko – 13
Wysiałem owies, widziałem pliszkę siwą
Przy porządkach wiosennych znalazłem zimowy papier do jedzenia 🙄
Bażant, danie świetne na każdą świętą wieczerzę jak święty papier do jedzenia
http://sphotos-e.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/408972_563889520311545_581335841_n.jpg
Pyra…..
ja nic—–bede w gosciach 🙂
nie lubie gefilte…..ble….niegdy nie lubilem tego typu konsystencji
moze jakas pieczen wolowa, cieleca….nie wiem, ale u nas koszer jest sprowadzany, poniewaz uboj rytualny jest zakazany w Szwecji, stad tez te produkty miesne mrozone
( z regulu import z Izraela, Francji, Niemiec) —– w pracy serwowane sa pesach posilki. Ale lubie chrzan (chreyn) z zimnymi wedlinami ( w domu normalne bulki) i coke diet!!!!!
Prawie ze nie pije alkoholu. A po rzuceniu palenia w 1995 ….wpadlame coke diet manie.
Lubie cherry zero coke.
Jesli chodzi o kulinaria to raczej jestem malo wymagajacy. Proste posilki, nie daj boze wielobrawno-sosiste-zawiesiste. Lubie sery, twarogi, jogurty, dobre pieczywo, kurczaki, indyki,gesie, kaczki —- ale wszystko ma byc przygotowane w bardzo prosty sposob. Uwielbiam roznego rodzaju marynaty warzywne (bez octu!) , nie uzywam soli, nie cierpie lososia, nie jem krewetek , rakow et co…..
Czytalem niegdys prace o Wittgensteina autorstwa von Wrighta….i co? Odnalazlem siebie w nawykach kulinarnych tego filozofa.
Nasze spotkanie litewsko-polsko-francuskie już zakończone.Chłopcy dotarli do Warszawy już przed 14.00.Właściwie to było nawet spotkanie litewsko-estońsko-polsko-francuskie.Rozmowa toczyła we wszystkich wyżej wymienionych językach oraz po angielsku i po rosyjsku.Ufff!!! Bractwo bardzo wesołe i serdeczne,częściowo bylo mi już znane wcześniej z letniego,wędkarskiego spotkania nad Bugiem.
Osobisty Wędkarz przyrządził zupę krem z porów oraz udziec indyczy z kasztanami.
Towarzystwo apetyty miało znakomite i wymiotło wszystko do imentu,co jest oczywiście największą radością gospodarzy.Ciasto gruszkowe podane na deser też
znikało w tempie iście kosmicznym 🙂 Panowie podróżowali z Norymbergii,gdzie byli na targach,przez Poznań,w którym wczoraj zatrzymali się na nocleg.Dzisiaj w nocy dotrą do siebie,do Wilna.Estończyk zakończy swoją podróż dopiero jutro w Tallinie.
Następne spotkanie,tym razem jedynie męskie,na rybach przewidziane w maju
na Pojezierzu Drawskim.
Alicjo 🙂
Przyjaciel nie moze doczekac sie dokladnego przepisu na morska swinke. Sam tez powoli nabralem ochoty i mam nadzieje, ze sie nie omyle. Zwierze jak zwierze, wyglada okropnie i odpychajaco. Mnie juz jednak wglad nie odstrasza. Z doswiadczenia wiem, ze im straszniejsza sztuka tym smaczniejsza 🙂 . Opisz dokladnie. Byla smazona czy pieczona, w calosci czy porabana na kawalki, w sosie z salatka itd itp, i czym to diabelstwo zapijac.
Krystyna proponuje szklaneczke wody. Ilo procentowej?
I jak pozbawic zycia te malenstwo?
Bez fachowych wskazowek z pierwszej reki, zdechna wkrotce dwie swinki.
Wlasciciel trzyma je dotychczas w klatca. Swinki nie protestuja, ale nieuchronnie zbliza sie termin wylotu na wspolny sopt i diabelstwa trzeba sie w jakis sposob pozbyc. Zutylizowac by nie smierdzialo w domu po powrocie.
Tys z idea zjedzenia swinek spadlas jak z nieba:-) 🙂 🙂 🙂
Opisz dokladnie co i jak.
Krystyno-moja dzisiejsza dawka płynów chyba wyczerpana,ale zawierała nie tylko wodę 😉 Ten nasz indyk cieszył się niezmiernie z towarzystwa płynu w kolorze czerwonym,nabierającego mocy w burgundzkich piwnicach 🙂
Danusko 🙂 czyzbyscie indora zywcem brali?????? :O skoro sie cieszyl :O
Poglądy na picie według „norm” zmieniają się co chwila.
U mnie w radiu powiedzieli, że trzeba tyle pić, na ile organizm się tego domaga. Wskazówką jest uczucie pragnienia.
Dobrą wskazówką jest też zabarwienie moczu, powinno być żółtawe. Jeśli jest ciemne, wpadające w odcień zielonobrązowy, to pijemy wyraźnie za mało. Poza tym można dwoma palcami złapać skórę na ramieniu albo wierzchu dłoni. Jeśli po zwolnieniu nacisku fałdka się zaraz wygładzi – mamy dosyć wody w organizmie.
„Stojące” fałdki to alarmujący sygnał dehydracji.
Nie należy jednak wyrównywać jej zbyt szybko, maksymalnie 1 l wody na godzinę. Nasze jelita są w stanie wchłonąć w tym czasie 500-800 ml wody, nie więcej.
Organizm potrzebuje ok. 24 godzin na odzyskanie równowagi płynów.
Sięgnęłam właśni po „kuchnię żydowską” według Rebeki Wolff, w opracowaniu Basi Adamczewskiej. Opisując stół w święta pesach, czytam także o tych czterech kielichach wina (a piąty może być proroka Eliasza) dzieci i chorzy mogą wypić te kielichy sokiem winogronowym. Dalej jest o talerzu sederowym, owocach i zwyczajach. Sięgam czasem po tę książkę, bo jest interesująca.
W pieknym towarzystwie sie obracasz, lajares. Pozazdroscic.
Kocie, przestan mialczec 🙂
Zdaje sobie znakomicie sprawe zes nabral ochoty na tak rzadka znakomitosc. Nie codziennie mozna takie ryrytasy zajadac. Moge miec jadynie nadzieje, ze nie poprzewraca sie tobie we lbie z braku takich leckerajow.
Jesli zas jest to przeciwny przypadek, to sie nie szczyp 🙂 , wpadaj. Tam gdzie jada pare osob zawsze znajdzie sie i cos dla kota:-) 🙂 🙂
Ozzy, może Cię zaintersuje fakt, że w Polsce gości dla odmiany Amos Oz 🙂
Tak na marginesie córka studiowała hebraistykę, pozdrawiam.
@Marzena
z Amosem Oz mialem niegdys przyjemnosc rozmawiac w Göteborgu pare lat temu;
hebraistyke na UW? Mam do dzis podrecznik Gramatyki j. hebrajskiego , Witolda J.Tylocha, wydany na UW 1985 (wydanie niemalze amatorskie, sitodrukowe, nakl.800 egz)
Melduję się z domu. NARESZCIE!
Po wszelkich opóźnieniach, zepsuciu i naprawie samolotu (na szczęście nie w powietrzu się popsował, ale trwało to kilka bitych godzin) dotarliśmy po 27 godzinach podróży do domu.
Bez mojego bagażu 👿 👿 👿
Bagaż był małą walizeczką, którą można sobie na pokład zabrać, ale obdarowani przez Ricarda pisco zapakowaliśmy do walizeczki i musieliśmy to nadać na bagaż, tym bardziej, że waga trochę się zmieniła, podręczny ma ograniczenie do 8 kg. Na pokład płynów nielzia.
No i wcięło 👿
Mój szmaragdzik, muzykę peruwiańską dla Nisi (Ricardostwo przyniosło stosowne CD niejedno), pisco, mapy i zapiski, sweterek śliczny peruwiański z alpaki i parę starych moich szmat, po których bym raczej nie płakała 👿
American Airlines będę omijać z daleka, nie przez bagaż (pewnie się znajdzie, sierota), ale przez serwis i…takiego podłego jedzenia to ja w żadnym samolocie nie jadłam, nigdy. W obie strony podróżowałam na głodno, bo tego jeść się nie dało. W dodatku „napitek to se” pani kup, jakby ich nie stać było na lampkę wina kalifornijskiego do tej podłoty, co podali do jedzenia 🙄
Bilety coraz droższe, serwis coraz gorszy i jeszcze torby gubią.
Pierwszy raz korzystałam z tych linii i bardzo nieciekawe wrażenie, ale to nic nie znaczy, po prostu splot różnych okoliczności.
Jedzenie jednak mają podłe!
Lajares,
ja nic nie gotowałam w Ameryce Południowej i pojęcia nie mam, jak sie przyrządzą świnke morską. Moja była grillowana. Przepisy prawdopodobnie możesz sobie wygooglać.
O, Alicjo, cóż ja czytam! Hura, hura! Dzięki serdeczne za pamięć!
Słońce i mróz; tak jeszcze cały tydzień. Nasz psiak w nocy musiał wychodzić i dzisiaj od rana też miał kłopoty. Ciekawe co ta zaraza znowu zjadła podejrzanego i skąd? Przecież nie z tego zmrożonego śniegu, w domu dostał tylko zwykłe swoje jedzenie, a coś mu zaszkodziło.
Co ktoś znajomy był ostatnio w Ameryce Płd. to miał kłopoty z bagażem. Alicja przyleciała bez walizki, a koleżanka Młodszej, która wybrała się w Andy, doleciała bez bagażu. To nie jest zabawne, bo kobieta wzięła urlop bezpłatny, oszczędzała 2 lata, wzięła kredyt w banku i została bez odzieży i sprzętu. Odzież sobie częściowo dokupiła na miejscu ale wyposażenia już nie. W rezultacie kiedy inni włazili na górę, ona zostawała w bazie. Dopożyczyła jeszcze kilkaset dolarów, a bagaż nie znalazł się do dzisiaj (czyli od 6 tygodni) KLM każe wypełniać sterty kwitów i ani nie wypłacili dotąd odszkodowania, ani nie oddali torby. To się nazywa pech. Z ich grupy wycieczkowej są trzy osoby w takiej sytuacji.
Żem się obudziła o piątej nad ranem, ale spałam jak zabita po podróży i chyba jestem wyspana. Nie ma to, jak „odpoczywać po urlopie” 😉
Póki co, wierzę w człowieka i że ta torba do mnie dotrze. W Miami jeszcze była – zagubiła sie gdzieś tam. Oprócz mnie było jeszcze ze 4-5 osób z takim problemem, między innymi pani z dwojgiem małych dzieci z Miami, która cieszyła się, że ciepłe odzienie zapakowała do walizki, która jej nie zginęła.
Rzeczywiście pech, kiedy wyjeżdżasz na urlop i szlag trafia walizkę, musisz wszystko kupować od nowa, bo w czymś trzeba chodzić. Mnie bagaż zaplątał się swego czasu dwa razy, ale za każdym razem się odnalazł, no i zaginięcie walizki dziecka wiele lat temu z kiełbasą od Kumka…też się znalazła 😉
Idę dospać.
w dzien wiosna a wieczorem zima….i chyba tak bedzie przez nastepny tydzien….
Tegorocznym laureatem nagrody Diagram Prize for Oddest Title of The Year zostala ksiazka pod znakomitym tytulem: „Goblinproofing one´s chicken coop”, czyli przewodnik – jak ustrzec kurczaki w klatce przed trollami i rusalkami.
Im dziwniejszy tytul, tym wieksze szanse na zdobycie nagrody Diagram Prize, ktora przydziela od 1978 pismo literackieThe Bookseller. Wsrod laureatow sa mi.in. „Greek rural postman and their cancelletion numbers”, ” Bombproof your horse” (jakze na czasie 🙂 ) . W ub. r. byl tytul „Cooking with poo” (hahahaaa)
PS z prasy szwedzkiej—-polscy eksporterzy uraczyli Szwedow „1 tona wolowiny”, ktora okazala sie byc….konina (horsesteak); rzeczownik „kon” – to forma okreslona „kon, en ko” -po szwedzku – czyli krowa. 🙂
Ozzy – to widać polska odpowiedź na sprzedanie nam przez Szwedów pasty mięsnej z zapasów wojennych sprzed 27 lat. Jesteśmy kwita.
@Pyra
a jaka to miala byc ta wojna….przeciw komu? Polsko russkaja wojna pod bielo krasnym flagom
@Pyra
czasami jest dobrze pobyc pare dni w domu samemu….dzieci ( a nimi obdarzyl mnie Pan na stare lata) i moja wracaja w poniedzialek. Lubie sluchac glosno muzyki na caly dom az sciany drza…..dobrze, ze mieszkam osobno z dala od sasiadow….a okolice moje to jak ze „snimek” Adamczewskiego daczy
…tego sie nie da sluchac cicho https://www.youtube.com/watch?v=FAOO794GrIQ
The Ramones…..muzyka mojej generacji, chcialo sie wygladac jak Dee Dee Ramone albo jego brat Joey…ach te kurtki, ciemne okulary Ray Ban…to byly czasy
Ozzy – przecież to miała być szwedzka wojna; to Szwedzi robili zapasy. No cóż, nasi też robili, tylko co kilka lat zapasy te „rzucali” na rynek. Szwedzi swoje trzymali ponad ćwierć wieku i w końcu „rzucili” przez Bałtyk. Takie syny!
Każda generacja ma swoją muzykę. Towarzyszyłam młodym dłogo; aż kiedy zapanował rap i hip-hop odpadłam z peletonu.
Oj, nie dospałam – przed chwila telefon, torba na lotnisku w Kingston. Zaraz dostarczą.
Współczuję znajomej Młodszej – po takim czasie szanse na odzyskanie walizki są raczej nikłe…
U mnie słonko, ale zima trzyma, -5C z rana. Długodystansowa prognoza zapowiada nocą takie mrozy, a w dzień okołozerowo.
@Pyra
alez „zapasy wojenne” maja jakas wlascwosc militarna chyba? Nie wiem, nie bylem w wojsku.Chyba, ze zostaly „zdemobilizowane”?
PS a ja do dzisiaj siedze w muzyce i mam dosc dobry wglad w rozne genres – polska muzyka lat 60-70 byla bardzo slaba (kiepskie nagrania, aranzacje)….mniej lub bardziej taneczno-restauracyjna….te wszystkie kolorowe grupy od Czerwono-Czarnych….po Czerwone -Gitary – czesc tych muzykow pozniej poznalem osobiscie tutaj, wielu z nich juz nie zyje.
Tak, ozzy na UW.
Podobno niedługo otwierają
http://www.jewishmuseum.org.pl/pl/cms/strona-glowna/
Podczas wizyty w Polsce zapowiadał się Obama ale nie sądzę, dzisiaj jest w Petrze w Jordanii, cudownym miejscu, ach…
Tak, tak, Marzeno, Petra to niesamowite miejsce, chciałabym tam jeszcze kiedyś wrócić …
@Marzena
rzeczywiscie piekne stronice internetowe Muzeum
MałgosiuW ja też bardzo, otworzyli w Ammanie nowy terminal im. Królowej Ali,warto zobaczyć 🙂
http://www.arabianaerospace.aero/royal-jordanian-begins-operations-from-new-qaia-today.html
Ja tez. Latalam Alia dwa razy w roku przez prawie piec lat. Bardzo milo ich wspominam. Claire byla malutka i byli bardzo pomocni jak latalam sama z dzieckiem.
Kiedys zapodziala sie moja torba z serami miedzy Brestem – Paryzem i Ammanem. Odzyskalam po kilku dniach i nie musze wam mowic jakki zapaszek wydostal sie po otworzeniu torby. Sery poszly do kubla a torba dlugo wietrzyla sie w ogrodzie. U mnie wiosna. Jest 16 C !
Na obiad były mielone kotlety, ziemniaki pokoperkowane i sałatka z papryki, ogórka i zielonej cebuli. Resztę kotletów włożyłam do lodówki na poniedziałek, bo jutro będzie bałagan z patelni (filet z kurczaka, warzywa na patelnię, cebula, czosnek, pieczarki, czerwona papryka, ananas z puszki, imbir, sos sojowy, wiśniówka, mleczko kokosowe, pasta salam oollek, rodzynki) Obawiam się, że wyjdzie na pluton wojska – wtedy część zamrożę.
Na razie uporządkowałam zajęcia w podgrupach, czyli zdjęcia z targu i z La Rosa Nautica. Powalajace nie są – mój przewodnik chyba sie bał, że zepsuje mi aparat, bo tak leciutko naciskał „spust”, że połowa zdjęć z moich wysiłków kulinarnych przy przyrządzaniu sewiczy i pisco sour wyszła zamazana i niedoświetlona. Ale co tam – jest, co jest.
Idę rozprostować nogi, słońce jest, w powietrzu zerowo. Wiośnianie to nie wygląda, trzeba założyć kufajkę.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/LimaMarzec2013Targ
Kocham targowiska pełne owoców i warzyw, takie kolorowe, wabiące z daleka. Ryby , grzyby, jak z kosza Cerery, obfitość. Martwa natura i co kto chce – tylko się w to zanurzyć na trochę.
Targ piękny, chciałabym mieć taki w Warszawie …
Pyro,
ja nie byłam zadowolona z tego targowiska „dla wybranych z wyższej klasy 🙄 „, wolałabym najzwyklejszy targ dla wszelkiej gawiedzi, jak widzisz, tutaj mało ludzi i nie ma tego „ducha targowiska”.
Przewodnik mi wytłumaczył, że na taki najzwyklejszy targ dla wszystkich nie może mnie zabrać, bo firma musiałaby zatrudnić ochroniarza albo dwóch dla bezpieczeństwa, żeby mnie nikt nie okradł. Panuje tam ścisk i operują bardzo zdolni „doliniarze”, wyjaśnił. Dlatego też ceny z wizytowanego przeze mnie targu są na pewno wyższe, niż na zwykłym targu, choć można się, i owszem, targować, co z upodobaniem czynią panie z wyższej klasy. Szefowie kuchni bogatych domów, którzy czasem osobiście robią zakupy, nie targują się, podobnie jak służba, wysyłana na zakupy. I słusznie, bogatych stać 😉
Rozpiętość pomiędzy biedotą a bogatymi jest olbrzymia. Ricardo mieści się w klasie średniej-średniej. W Kanadzie jako geolog nie mógłby żyć na takim poziomie, jak żyje, nie wiadomo zreszta, czy znalazłby pracę. W Peru najpierw pracował w Cajamarce (kopalnia złota), a teraz przekłada papierki za biurkiem w Limie. Chela pracuje, nie jest im źle. Chela nie mogła znieść kanadyjskiej zimy, zniosła lata w Kanadzie tylko dlatego, żeby dzieci miały porządną edukację. Gdy ostatnie z trójki poszło na studia w Toronto – rodzice wrócili do Limy. Dzieciom też lepiej układa sie w Limie, chociaż Louis, pan młody, chyba wróci w tym roku uzupełnić studia – chce zrobić MBA.
To jest kosztowna sprawa, ale Louis ma obywatelstwo kanadyjskie, więc zapłaci ok.1/4 tego, co zapłaciłby cudzoziemiec.
Bardzo kolorowy targ.
Poczytałam „Na temat” bo to ściąga z awantury wokół finansów Arcypasterza i zapach perfum kadzidlanych p.Terlikowskiej i jeszcze kilka innych tematów. No, no, a człowiek nadal niemal przy zdrowych zmysłach. Jak długo jeszcze? Witrzymam parę lat, czy zwariuję na starość ze szczętem?
No i już się zaczęło – wytrzymam.
Witam, nie ma cichala, kiedy będzie?
Mam jeszcze targ rybny nad Oceanem w Valparaiso, ale na razie porzadkuję Argentynę, której jest niewiele, tyle, co Mendoza i okolice oraz nasz hotel w cieniu Aconcagui, tam, gdzie jedlismy tę wspaniałą argentyńską wołowinę grillowaną, z sosem na bazie malbeca.
Tam też wydarzyła się przedziwna historia, oprócz nas jedną dobę była też dość młoda para. Mnie już-już prawie podstawili wołowinę pod nos, a tu nagle dziewczyna (ok.25 lat), podbiega do mnie, coś wykrzykuje po hiszpańsku (ja nie rozumiem), Jerzor przetłumaczył, że ona mówi, że coś się dzieje strasznego i ona nie wie, co się dzieje, żeby jej pomóc. Po czym pobiegła do pobliskiej toalety. Ja za nią, poprosiłam Jerzora, żeby stanął za drzwiami i tłumaczył. Dziewczyna wpadła w histerię, mówiła coś nieskładnie, wybiegła z toalety, ciągnąc mnie za sobą, potem w holu wpiła się po prostu we mnie swoimi tipsami, a jakże (tu wszystkie panie i panienki mają tipsy).
Zrozumiałam w końcu z urywanych, tłumaczonych przez Jerzora zdań, że nie może oddychać, że się dusi, że coś się dzieje z nią i chyba zaraz umrze. Klasyczny atak paniki. Ja na szczęście nigdy nie wybieram się w podróż bez tabletek na takie okoliczności, bo dawno-dawno temu dopadło mnie coś takiego w podróży i od tego czasu przezorny zawsze ubezpieczony, chociaż teraz zabieram te tabletki tylko żeby je mieć pod ręka w razie draki.
Wcześniej zapytałam jej chłopaka (bezradny zupełnie), czy przypadkiem czegoś nie pobierała w sensie narkotyków czy alkoholu, przysiągł, że nie, i że pierwszy raz coś takiego się zdarzyło. Dałam jej tę tabletkę i poradziłam, żeby wyszli na powietrze. Przeszło jej po 15 minutach. Podrapana byłam przez tydzień i miałam siniaki od szczypania i różnych takich. Poradziłam chłopakowi, żeby ja namówił na wizytę u lekarza, bo jak raz ja dopadło, to pewnie się przydarzy znowu, a jak się wie, jak z tym sobie radzić i rozpoznawać nadejście kolejnego ataku, to już połowa zwycięstwa. Wszystko jest do opanowania, jak się wie.
Tak a propos, podobno 20% populacji przyznaje się do takich sensacji od czasu do czasu, a ile się nie przyznaje, nie wiadomo.
Psychika ludzka jest krucha.
O, to ja chyba jestem pancerna. Nie, żebym się czasem nie denerwowała albo nie bała (wystarczy przejście przez most albo większy pająk) Natomiast nie wpadam w panikę w razie rzeczywistego niebezpieczeństwa, zdarzenia, oczekiwania na coś przykrego – odreagowuję potem trzęsionką. W trakcie jestem opoką i oparciem.
Alicjo, ta dziewczyna miała szczęście, że trafiła na taką osobę jak Ty, anioła 🙂
Alicjo, mieliscie zaiste piekna podroz! Czekamy na dalsze zdjecia.
Pyro, to zupelnie inny przypadek i mechanizm, te ataki paniki. Jest to rzpoznana w mnedyxynie jednostka chorobowa i nie ma niczego wspolnego z opanowaniem czy sila charakteru.
Ataki paniki nie sa zazwyczaj zwiazane z zadnym konkretnym zdarzenirm, przychodza nieoczekiwanie, kiedy zajmujesz sie czyms innym – idziesz ulica, siedzisz w pracy, ogladasz telwizje, siekasz cebulke. . Moga trwac pare sekund albo kilka minut. POczucie jest takie, jakbys wlasnie wyskoczyla w ostatniej sekundzie spod kol samochodu: uczucie zgrozy, lomotanie serca, skok cisnienia, trudnosc z oddychaniem. Czujesz, ze za chwile umrzwesz.
Ataki paniki czesto towarzysza depresji klinicznej i moga zdarzac sie nawet i kilka razy dziennie, a czasami tylko raz na pare dni.
Marzeno,
ja znam ten ból, wiem, co robić. Panowie byli kompletnie bezradni (Jerzor z moich doświadczeń wiedział, osochozi). Jej by przeszło i bez mojej pomocy, ale prawdopodobnie trwałoby dłużej bez tabletki.
W czasie rzeczywistego zdarzenia, wypadku działam też jak automat, co Jerzor by mógł potwierdzić. Zimna krew i robić, co należy, emocje znajdą ujście potem.
Zimna krew sprawdza się też w podróżach, spokój i opanowanie, szczególnie na granicach państw, a już zwłaszcza na kontynencie, który odwiedziliśmy ostatnio. Jerzora z opresji wybawiła chyba tylko znajomość hiszpańskiego. Tutaj nikt się nigdzie nie spieszy, oficerowie straży granicznej maja w głebokim poważaniu, ze przejechałeś w ciemnościach podjazd pod Los Libertadores (będą zdjęcia), i nie spodziewałeś sie takiego podjazdu i takich warunków jazdy. Potrzymali nas na tej granicy po swojemu 🙄
Kocie,
to je to. , jednostka chorobowa. Możesz się starać opanowywać co chcesz, a się nie da 😯
Moja koleżanka Hanka, psychiatra dr. tutejsza wyjaśniła mi podstawy tego-tam. To ona mi pomogła,, literatura itd., akurat robiła doktorat z tych rzeczy, jak sobie z tym radzić, jak oswoić.
Nikt nie wie, osochozi dokładnie, mózg ma swoją chemię i alchemię, po prostu się coś dzieje i bez pomocy nie wiadomo, jak zareagować.
Dzięki za wyjaśnienie; nigdy się z czym takim nie spotkałam w swoim otoczeniu. Z atakami histerii tak, z atakami paniki nie. Dobrze wiedzieć, że coś takiego istnieje.
Już chyba pora na wizytę Nowego przy stole. Nie było go kilka dni. Pewno też będzie miał ciekawe fotki i obserwacje. Lubię jego wpisy. A Cichal gdzie? I Marek? I Sławek? Antek na włościach? Bez panów jakoś łyso. Yurek też się mało udziela.
Wydaje mi się Pyro, że nikt specjalnie się nie pali do wynurzeń co go gnębi czy gnębiło, tym bardziej, jeżeli to jest psychicznej natury (do czubków odesłać!).
A jest to pomocne, jak się człowiek podzieli doświadczeniami i w ogóle pogada z kimś na ten temat. Można znaleźć rozwiązanie, wsparcie, zawsze.
Nikt nie wie, co kogo dopadnie i kiedy.
Tu objawy typowego ataku oaniki sa swietnie opisane:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Panika
Musze podziekowaz Gospodarzowi za przepis na kurczaka po wegiersku podany 15 marca. Zrobilem to danie dzis na obiad i bylo znakomite. Latwe do przygotowania i bardzo smaczne. Nie majac klusek pod reka zaserwowalem kurczaka z fettucine i swietnia pasowala. Do tego podajac danie posypalem swiezo posiekana kolendra, bo lubie jej smak, no i troche zieleni dobrze wygladalo na pomidorowo-zoltym tle. Do tego ostrego dania lampa Gewurtztraminnera.
Za dwa tygodnie ponowne odwiedziny Wiednia, bo jak mowi piosenka, do ktorej podaje link: „Ich muss wieder einmal in Grinzing sein”
http://www.youtube.com/watch?v=64-IbA5gGyc
Ops, widze kilka typograficznych, ale wpis i tak jest zrozumialy. Na wszelki wypadek z gory dziekuje blogowym korektorom.
dzień dobry …
Alicjo dobrze, że szczęśliwie w domu jesteście … 🙂 … długi powrót z przygodami za Wami … mam nadzieję, że bagaż się znajdzie …
yurek dziękuję za wyjaśnienie … myślałam, że to coś nowego ….
Witam, Jolinku ustawa obowiązuje od 22.02 2013 r.dobrze myślałaś.
Jak to się randki kończą niektórym.
http://www.youtube.com/watch?v=QxIq72UTLcQ&list=FLj02PB1fLIeNAaGXTUz1wOA
Pyro nie martw się, Nowy wróci, to coś wrzuci, gorzej z Cichalem, bo nie odpowiada nawet na tel. Koniec idę spać usatysfakcjonowany. Przywróciłem komp. osobie w gorącej wodzie kąpanej ładował program i wyłączył zasilanie, spieszyło mu się, nie wiem do czego. Przestroga dla wszystkich przycisk zasilania służy do włączania!!!
http://tunein.com/radio/International-Rare-Groove-s113328/?locale=zh-TW&z=1295262410
Arequipa o poranku (w tle Misti). Śniadanie mistrzów 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_6413.JPG
Dzień dobry,
Dochodzi szósta rano, a ja dopiero zajechałem do domu. Znowu poniosło mnie do Nowego Jorku, do „mojego” już klubu z muzyką blues. Dzisiaj był ten zespół
http://www.youtube.com/watch?v=1V2__-670SY
Długie nagranie więc nie ci, którzy nie lubią nie muszą się katować.
A w ogóle to Nemo miała rację kilka dni temu mówiąc o tych, których nic nie interesuje, co jest za rogiem. Według mnie nawet więcej – dla wielu, zaskakująco wielu to co jest przed „rogiem”, też jest obojętne. Namawiałem kilka osób na wyjazd ze mną – nawet mowy nie ma – tak późno, taki kawał drogi, po co, przecież można posłuchać z płyty, albo w internecie. Po co jeździć, itd.
Kiedyś wspomniano tutaj o czytaniu bez zrozumienia (mnie też ten zarzut nie ominął) – wydaje mi się, że tyle samo ludzi patrzy na świat zupełnie obojętnie, właśnie bez zrozumienia, a tyle jest ciekawych sytuacji wokół, chociażby wspomniani przez Nemo ludzie.
Tak samo jak Nemo życzę sobie bym nigdy tak nie zgnuśniał, żeby stało się dla mnie obojętne co jest „za rogiem”. Na razie odzyskałem utraconą na kilkanaście dni energię, znowu chce mi się żyć! Greenwich Village i tętniące tam życie bardzo w tym pomagają!
Idę spać, miłej niedzieli dla Wszystkich.
Nowy niech Ci się chce …. 🙂
pogoda na wesoło …
http://www.youtube.com/watch?v=NxS8A0eRfnw
A ja jestem, proszę pana, na zakręcie
Dzień dobry poobiednio.
Bardzo lubię bałagan z patelni ale to jednak męczące gotowanie – jak każda potrawa wieloskładnikowa, a każdy składnik osobno przygotowywany, a na koniec wszystko łączone i doprawiane finalnie. W sumie 2-3 godziny siekania, mieszania, podsmażania itd. Przy okazji po raz kolejny nie mogę się wydziwić brakowi wyobraźni tych, którzy przygotowują mieszanki warzywne na patelnię. Chyba w życiu przy patelni nie stali. inaczej by głupot nie robili. Otóż w opakowaniu były duże plasterki dekoracyjnie krajanej marchwi, spore różyczki brokułów, duże plastry ziemniaków i po dobre dwie garści ziaren kukurydzy i zielonego groszku. Zanim na patelni zmiękły marchew, ziemniaki i brokuły, kuleczki groszku i kukurydzy zdążyły się podpiec na sztywno i to pomimo ciągłego przegarrniania. Prawda, że wzbogacają mieszankę ale gdyby je wrzucono w masłej torebeczce w opakowanie, można by je było stosownie dorzucić do całości. Eh, chyba ktoś nie myśli.
10 minut krojenia, 15 minut gotowania
Dzień dobry wieczór Blogu!
Na dworze mgła od ziemi do wysokości 1300 mnpm, powyżej pochmurne niebo, chwilami słońce.
Niezrażeni przeciwnościami pogody wybraliśmy się wczoraj na narty, a dziś na sanki i było wspaniale. Pięknie wypreparowane trasy, mnóstwo śniegu, temperatura powyżej zera i prawie żadnych ludzi.
Czekają pod tą zimną i mokrą mgłą na wiosnę… 🙁
Wzmocnieni gorącą zupką i naleśnikami a la Suzette udajemy się do sklepu po kolejną porcję sadzeniaków.
Wczoraj objechaliśmy rowerem nasze „włości” i się okazało, że wiekowa sąsiadka zza płotu chętnie odda kolejny areał pod zagospodarowanie. Z ulgą przyjęła naszą propozycję obsadzenia go różnymi odmianami ziemniaków.
W stronę Emmentalu
Wczorajsze narty.
Od tego miejsca dzisiejsze saneczkowanie.
Ciemno na dworze i ponuro, chyba te chmury nad mgłą zgęstniały 🙄
Ruszamy na zakupy. Ten sklep dla rolników jest czynny przez cały tydzień pod pretekstem stacji benzynowej (kasa jest w środku sklepu).
Hm. Ja nigdy tyle czasu nie kroję 😯
Te mieszanki lepiej robić samemu, a warzywka powinny być prawie surowe. W Twojej mieszance-gotowcu jedno, co mi się nie zgaga, to ziemniaki, bo ziemniaki wolimy raczej dogotowane. Reszta to kilkanaście minut w woku czy na patelni, góra!
Nowy – nie znam osoby w wieku 45+, która by bluesa nie lubiła. Młodsi, to tam różnie. Dla mnie to klimaty młodości i dorosłości. Te piwnice jazzowe, festiwale, jazzowiska … Było.
Nemo – czy trasa saneczkowa biegnie żlebem? To by było dość ryzykowne przy roztopach.
Po kilku telefonach od rodziców uczniów Młodszej i od dwojga nauczycieli wygląda, że jutro trzeba zgłosić liczne zachorowania na różyczkę i 2 jeszcze którąś chorobę „dziecięcą”. Kontrola Sanepidu murowana. Najlepsze, oni mają po 19 lat i nie jest to już drobiazg, jak w dzieciństwie.
Alicja – grzyby, papryki, cebule i mięso były na żywca, a gotowiec tylko ten jeden z mieszanką j.w. To trwa, bo ja to robię po kolei, gotowe odkładam do misy, a dopiero na końcu wszystko mit zusamen. Oczywiście, że w woku.
Ja robię najsampierw albo kurczę blade, albo cienko pokrojona wołowinę – i to na bok. A surowe warzywka potem, na kilkanaście minut albo i mniej, żeby były lekuchno surowawe. Z zamrożonymi kłopot, bo robi się melajza.
Alicjo – taka kolejność : na olej cebula i czosnek, zdjąć, kiedy zmięknie zeszkli się, ale nie rumieni. Teraz na woka mięso razem z marynatą – cały czas mieszać, trochę oleju dolać; gotowe mięso zdjąć – potem kolejno grzyby, papryka, wreszcie mrozonkę prosto z zamrażalnika – żadne ciapka się nie robi, warzywa pozostaną chrupkie, jeśli się nie przedobrzy. Teraz wszystko wymieszać, dołożyć jeden woreczek brunatnego ryż u ugotowanego al dente, rodzynki, pół puszki ananasa i połowę soku, mniejszą puszkę mleczka kokosowego z rozmieszaną niezbyt czubatą łychą sambal oleek – sprawdzić smak, dosolić (w marynacie było mnóstwo ingrediencji i one też smak dały) ew posypać zrumienionym sezamem i zjeść.
„Ja nigdy tyle czasu nie kroję”
Hmm… 😉
Ja kroję, pewnie powoli, ale do pokrojenia mam pora, cebulę, marchewkę, kapustę pekińską, peperoncino, czosnek, imbir…
Jeśli robię warzywa po chińsku, to w woku rozgrzewam olej arachidowy, wrzucam posiekane czosnek, imbir i peperoncino, po chwili dokładam kolejne warzywa, mieszam, polewam sosem sojowym, przykrywam pokrywką i duszę przez parę minut na dużym ogniu.
Na drugiej patelni rozgrzewam drugą porcję oleju, krótko podsmażam drugą część czosnku, imbiru i peperoncino, dodaję marynowane, drobno krojone mięso, mieszam przez 2 minuty i gotowe.
Mięsa i warzyw nie mieszam ze sobą, wówczas mięso pozostaje soczyste i pokryte warstewką dobrego sosu ze smażenia.
Mięso marynuję w mieszance sake lub wina ryżowego z sosem sojowym. Przed smażeniem wsypuję łyżeczkę mączki kukurydzianej (Maizena), mieszam dobrze, wlewam nieco oleju z ostu (może być słonecznikowy) i mieszam jeszcze raz. Każdy kawałeczek mięsa pokryty jest warstewką krochmalu i oleju, która w trakcie smażenia się ładnie rumieni i chroni wnętrze przed wysuszeniem i stwardnieniem.
Zrobiliśmy zakupy.
Ziemniaki do sadzenia i do jedzenia, jabłka, wino.
Na dworze zaledwie +4 stopnie, na 2000 m było przyjemniej.
Pyro,
do tego żlebu (i doliny od północnej strony) zagląda się z grani (prosto w przepaść), otrząsa się z wrażenia i udaje na trasę saneczkową, która wije się całkiem bezpiecznie po południowym zboczu wzdłuż grani, ale zawsze nieco poniżej niebezpiecznej krawędzi i w ładną pogodę tak wygląda. Trasa ma ponad 10 km długości i 750 m różnicy wysokości.
Pyro,
tu widać dalszy ciąg trasy saneczkowej, już dobrze poniżej grani.
Każdy kroi według siebie.
Przyrządzania chińszczyzny nauczyła mnie moja chińska synowa, zależy, co chce się robić. „Bałagan” w woku to tutejsze „stir-fry”, czyli mieszaj smażąc. To się robi biegiem, wszystko w 20 minut albo coś koło tego.
Chetnie bym sobie pojechala saneczkami po takiej trasie. U nas wczoraj byl ladny wiosenny dzien a dzisiaj jest pozna jesien. Na kolacje jemy zupe pomidorowa z makaronem ( Francuzi jadaja zupy na kolacje ) i takie purée z baklazanow. Danie to nazywa sie ” baba ghanouj ” Jadlam je w Jordanii i bardzo mi smakuje.
Niespodziewanie dostałam klucze od suszarni, więc w tempie alarmowym zrzucam pościele – rano do pralki, przyjdzie Młodsza i powiesi. Planowo miałam dostać tuż po świętach i wtedy zdjęta pościel leżałaby w koszu i czekała na wypranie; poleży wyprana w szafie. Innych dużych sztuk nie mam – jeden obrus i jedna zmiana ręczników – to jest prane na bieżąco, tylko z pościelami w zimie jest kłopot, czekają na suszarnię, bo wielkie.
Przed chwilą rozmawiałem z Ewą Cichala – u nich wszystko w porządku, tylko tak są zajęci czerpaniem z życia pełnymi garściami, że im czasu nie wystarcza na nic innego. Pod koniec kwietnia wracają na Północ.
Pyra
24 marca o godz. 17:24.
Jak nie lubić blusa.
http://www.youtube.com/watch?v=Weyz6asl_9k
No i o to chodzi, Yurku. Szkoda, że „wybrańcy bogów umierają młodo” (Dymny, Kofta). Z drugiej strony jak pomyśleć, że dożywają wieku, kiedy każdemu kabareciarzowi zaczyna się wydawać, że on poważny polityk i zbawca Ojczyzny… to może i lepiej pomyśleli bogowie. Plus, minus średnio jest; ja wcale nie narzekam”.
Nowy to się cieszymy, że cichale balują … 🙂
uśmiechnij się …
http://www.youtube.com/watch?v=xKAJcRzHyps
rzeżuchę już posialiście? …
Jolinku – nie siałam, bo na dole jest zaprzyjaźniona kwiaciarnia i dostaję podarek świąteczny – naczyńko z rzeżuchą od 3 lat, ale już wyparzyłam barankową foremkę. Taka drewniana, 2 częściowa foremka, kupiona na wiejskim targu, służy całe życie i jeszcze dzieciom zostanie. Potrzebna jest raz w roku a i tak ją trzymam.
Zdjęcia z peruwiańskiego „małego przyjątka weselnego” dla najbliższej rodziny i przyjaciół. A ślub (chyba wspominałam) faktycznie odbył sie jakis czas temu, tylko teraz był dogodny czas, żeby wszystkich zebrać do kupy i zrobić malutkie przyjątko (na circa 270 osób).
Zdjęcia nie są chronolgicznie ułożone, bo zrzucone z dwóch aparatów.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/PeruMarzec2013Wesele
O kurczę blade…
czas chyba na naukę języka polskiego. Nie wiem, kto to jest happener („Ochrona Urzędu Marszałkowskiego poszarpała gorzowskiego happenera), nie kojarzę iwentów/ eventów i wielu innych słów. Nie nadążam 😯
Alicja,
Ja też chcę na naukę polskiego, coraz więcej nie rozumiem, też nie nadążam !!!!
Może zbierze się więcej osób.
Ja mieszkam w kraju i też poproszę o tłumacza. Prym wiodą gazety (w tym i miła „Polityka”) niby, że oni nadążają. W nosie mają Narodową Radę Języka Polskiego i czytelników.
Alicja – ja, jak to baba, dokładnie obejrzałam baby weselne (urodziwych niewiast sporo, zgrabnych – na lekarstwo)
A…Pyro,
zgadzamy się z Tobą (Jerzor tyż) względem zgrabnych. Zgrabna i proporcjonalna (nóg nie widziałam) była Janina, ale niepotrzebnie ubrała te niebotyczne szpile i wyszło, że o pół głowy wyższa od Louisa.
Louisa pamiętam jako szkraba ze szkoły podstawowej…
Peruwiańczycy są bardzo „rodzinni” (podejrzewam, że wszystkie narody Ameryki Pd. są takie) – najważniejsza jest rodzina, opoka, na której zawsze możesz polegać, no i jak się z takimi zaprzyjaźnisz, to też na zawsze.
Co do języka – przecież Adam Szostkiewicz z „Polityki” jest w Narodowej Radzie Języka Polskiego, a sam puszcza takie bąki języczne czasami, że głowa boli. Kiedyś zwróciłam mu uwagę, że jako ten z Rady może nie powinien używać jakiegoś tam anglikanizmu, skoro istnieje znakomite polskie słowo na to (nie pamiętam szczegółów). W ostrym tonie ustawił mnie „do pionu”, że się czepiam, coś w tym stylu.
Albo dbamy o język polski, albo nie, ja robię to na własnym podwórku, ale zasiadanie w Radzie do czegoś zobowiazuje, czyż nie?
Nieszkodliwie (bo poza wszelkim „dotykiem – wytykiem” osobistym) jeszcze chwilkę poplotkuję o paniach w moim dzisiejszym rozmiarze. Czy nikt nie powiedział życzliwie takiej pani fotografowanej od pleców strony (mordka) że jak się ma zad jak klacz trzylatka, i krzywe nogi, to się nie zakłada opiętej szmaty w odblaskowej czerwieni do pół uda, bo nieapetycznie?
Na szczęście nikt jej nie powiedział i miała swoje święto.
Może i masz rację Nisiu, ale pewnie nie jedną kieckę w szafie trzyma?
Mnie zachwycily zdjecia z wesela w Peru. Bylo to napewno wytworne przyjecie w nietuzinkowych okolicznosciach.Towarzystwo stosownie ubrane, panie sliczne i zgrabne. Zadnej „klaczy”z krzywymi nogami sie nie dopatrzylam, podobnie jak onegdaj „maciory” na tym blogu. A pamiec mam rzeczywiscie jak „brzytwa”.
Alicjo, dziekuje ze pokazalas jak oni zyja, bo znam tutaj paru ludzi z Peru. Moje wyobrazenie o nch troche sie zmienilo. In + oczywista.
A Twoi Przyjaciele jak widze bardzo dbaja o sulwetki /gym w domu…?/
Mnie się podobały te panie, które za grosz nie zwracały uwagi na wymiary i rozmiary. Zdecydowana wiekszość to panie przy kości i jak widać po zdjęciach, wszystkie miały to w głębokim poważaniu, a opięte kiecki to norma. Tylko ja byłam w takiej lejbie (moja kieca z Lizbony 😉 ), co to mogłam spakować do torby, niewiele miejsca zajmowała, nie wymagała prasowania ani zachodu.
Czego im współczułam, to szpilkowania po trawie – za to doskonale się czuły na parkiecie 😉
Taniec wszyscy tam mają we krwi, wystarczy muzyka i wszystko się kręci.
Idę spać; może mi się przyśni latynoskie wesele? Miło byłoby.
Dobranoc.
Miodzio,
ten gym w domu to był trynd, który się znudził – to córka ileś tam lat temu zadysponowała, żeby zainstalować, ale szybko się znudziła. Teraz używa tego ktoś raz na jakiś czas, odkurzać trzeba, mówi Chela.
Pyro, przepraszam za sieriozny ton, ale ja naprawdę bym chciała, żeby prawo do istnienia na świecie mieli piękni i brzydcy, grubi i chudzi, zdrowi i chorzy, wysportowani i łamagi, świetnie ubrani i bezguścia i tak dalej. Do istnienia i do bycia takim jakim się jest, ze świadomością, że moja brzydota, gruby tyłek czy kalectwo nikomu nie przeszkadza.
Zawsze wydawało mi się, że tak powinno być, a już całkiem mi się ugruntowało, kiedy ktoś mnie zapytał w internecie, czemu się tak spasłam, że wyglądam jak otyła maciorka.
Oczywiście, jeśli bezgłosie śpiewa w operze i każe mi płacić za słuchanie albo ten gruby zadek ma tancerka tańcząca Odettę – to zupełnie coś innego. W życiu prywatnym mamy prawo być dowolnie brzydcy i źle ubrani. I honi soit qui mal y pense.
Słusznie prawicie.
Anglikanizm ? jedna z gałęzi chrześcijaństwa, która powstała w Anglii w XVI wieku nie ma nic do szukania w katolickiej polszczyźnie 😉
Mowę praojców w beczułkach zakisić, i w surówkach podawać trzy razy dziennie, a z języka wyrzucić te wszystkie zapożyczenia:
happy end, logo, marker, market, notebook, puzzle, ranking, scrabble, show, teflon, weekend
flesz, kompakt, komputer, kontener, stres, trend, walkman
bestseller, blues, country, disco, DJ (disc jockey), drink, fan, happening, heavy-metal, hit, hobby, longplay, musical, party, playback, pop, pub, puzzle, quiz, remake, rock, serial, singel, show, thriller, wideoklip
biznes, biznesmen, bizneswoman, boom, boss, broker, holding, joint venture, leasing, menedżer, monitoring, sponsor
driver, joystick, mysz (semantyczne), serwer, skaner
chipsy, dressing, fast food, grill, hamburger, hot dog, lunch, popcorn, sandwich, tost
aerobic, dżersej, dżinsy, klipsy, lycra, topless…
ojej 🙄
Oh nemo,
pisałaś kiedyś, że nie będziesz czytać moich wpisów… czytasz? Nie katuj się, to szkodzi zdrowiu, o które przecież dbasz.
Nie poprawiaj mnie. Ja Ciebie nie poprawiam (no, Ciebie poprawiać to niemożliwość! WOW). Jestem duża dziewczynka. Dam sobie radę bez Twoich nauk. Naprawdę.
Smakosze, ale podlani hipokryzją.
Dlaczego bażant ma być zjadliwy, a kot nie? Mućka czy Krasula cacy, Azor czy Reksio be? Cyganie/Roma zjadali/zjadają jeże (Ł. Łuczaj twierdzi, że pieczone w glinie w ognisku, sam natomiast jadał kolczaki z rożna). Żaby i żółwie już straciły kulinarne dziewictwo, ale co z wężami? I tak dalej i dalej…
?
nieprawda, pytajniku, od lat piszemy o różnych doznaniach kulinarnych, ja na przykład nie za bardzo za węgorzami i wijcami wszelkiego autoramentu, ale to moje gusta kulinarne.
Wszak to są gusta…nieprawdaż? Co komu smakuje.
Na życzenie grupki obrońców naszej pięknej mowy pozwolę sobie na próbę przetłumaczenia paru słów 🙂
Gym – sala gimnastyczna
Trynd – trend – istniejący w danym momencie kierunek rozwoju w jakiejś dziedzinie
Lejba – Luźna sukienka bez paska i niedopasowana w talii
Anglikanizm – wyznanie chrześcijańskie rozpowszechnione zwłaszcza w Anglii, uznające króla za głowę Kościoła
Szmata – szmata
Circa – cyrk
Melajza – takie bebło ?
Al dente – na ząb. Brzmi lepiej niż niedogotowany.
Mit zusamen – lekko przypalone warzywa 🙂
Happener – Palikot
Nie nadążam, ale jestem pełen entuzjazmu 🙂
Jutro kupię mini spódniczkę ze złotej lamy, pończochy, podwiązki i cylinder. Wiem, że nie powinienem, ale właśnie dlatego 🙂
Tańczmy
Wydaje mi się, że polszczyzna nie ma nic wspólnehgo z „katolicką polszczyzną” . W beczułkach zakisić – jak się da, to dlaczego nie. I podawać nawet częściej niż trzy razy dziennie.
Wiele z przykładów które podałaś można zastąpić polskimi wyrazami, jeśli ktoś chce. Niestety już nie wszystkie. Wydawało mi się, że Ty sama chcesz dbać o to, by polski język w miarę możliwości polskim pozostał. Bez desinerów. Ale skoro uważasz inaczej… Twoja sprawa. Ja w tym temacie zostanę konserwą.
Dobranoc 🙂
Nie zauważyłem, by jakaś „grupka osób” miała jakieś życzenie do tłumacza. Poza tym nie wiem ile osób liczy „grupka”, a ile „grupa” i kto w niej się znajduje.
Kali mówił, że węże są mniam mniam
😆
Ale fajne czytadełko na początek zabieganego dnia!!! 😎
A czy wiedzą Państwo, iż istnieje (albo ktoś kiedyś chciał, aby zaistniał :roll:) znakomity rodzimy odpowiednik na ‚klik’ i ‚podwójny klik’ (z angielskiego: to click)? —
➡ mlask; podwójny mlask!
Moim zdaniem double mlask byłoby o niebo (w gębie) znakomitsze! —
— Doskonałe rytmicznie i eufonicznie. Oraz ultimatywnie kulinarne!!! 😐
Nb, nie, nie wszystko da się znakomicie zastąpić wszystkim innym! Ale żeby uszanować decyzje stylistyczne innych* (elementarne prawo Osoby do swobody wypowiedzi, ekspresji własnej osobowości), bądź wiedzieć/z grubsza przeczuwać – po prostu dla samego siebie, swej większej świadomości (nie wyłącznie językowej), swego wzrastania w życiowej mądrości — trzeba naprawdę bardzo dobrze lub dobrze znać kilka języków (najlepiej też obcych, nie tylko polski, łacinę i angielski**… :lol:)
…na co (czyli na naukę… siebie, nie innych! :twisted:) oczywiście nigdy nie jest za późno!… 😉
Tą ufnością przepełniona… pozostaję… etc., etc. 🙄
________
*decyzje, spośród których tak wiele się wkrótce-potem „znakomicie” choć „niepostrzeżenie” imituje… 😉 😀
**niektórzy uważają też, że w polskiej sytuacji kulturowej „j. obcym” dla kompetenta nie może być francuski… dla eksperta muzycznego i sztucznego – oczywiście włoski… — ale dla celów niniejszej pogadanki nie bądźmy maksymalistami… bądźmy – ludźmi (ach!)! 😀
Nowy – Trzy osoby; Ty, Alicja i Pyra, czyli absolutne minimum. Zapewniam Cię, że „grupka” to nie obelga 🙂
Suspendowany
Wbrew pozorom to bardzo stare słowo, a nie odwrotnie.
Zasuspendowany to może dziecko Zawieszonego i Suspensy. Nie wiem, ale to nieistotne.
Proponuję byśmy od tej pory znęcali się wyłącznie nad Adamem Szostkiewiczem bo człowiek bez emocji 🙂
Alicjo – Ani się waż po polsku pisać i pozdrów Syna 🙂
Nemo – Bądź wredną małpą 🙂
Pyro – Tydzień klęczenia na grochu (może być ktoś z rodziny)
Nisiu – Tobie tylko podwiązki i tańce w głowie. Tak trzymać 🙂
Kończę bo muszę kliknąć 38 razy by się dowiedzieć kto zjawił się na premierze bez spodni, kto się spocił i dlaczego.
Już za tydzień Wielkanoc.
A cappello – Masz rację. Wiedziałem, że spory się ekspandują, ale żeby aż tak…uczę się przez całe życie 🙂
Camembert można kroić nitką.
a to sie kaznodziejstwo rozwija na blogu, ża aż ha… 😉
…niech mi lepiej ktos poradzi jak ustawic plki kukiz(coockies),
tak aby NIE KAZDY zagladal mi tutaj do garnka…
Placku,
oni od tego czasu wyekspandowali jeszcze sporzej – przedwczoraj zoczyłam, że jakoweś naczynie wyciągli na sam ci środek akwenu!…
PS, powstrzymałam się od wesela i centruma – to musiałam użyć akwena… – niech wertują słowniki, a co! 😎
Ciasteczka w Ognistym Lisie
Nisiu, Miodzio – stoję z rękami wysoko w górę podniesionymi; poddaje się. Głupio wyszło, bo mi nie o to chodziło, że niewiasta rozłożysta. Nie zawsze mamy wpływ na gabaryty. Natomiast mamy wpływ na estetykę. Ubranie może być skromne, albo może go nie być wcale – zależnie od konwencji przyjętej. Mnie chodziło o to, że jak się już ubieramy, to żeby się niepotrzebnie nie oszpecać podkreślając mankamenty.