Skromność prawem nakazana
Za czasów jagiellońskich ucztowano głównie na dworze królewskim i w dworach magnackich. Z czasem jednak, zapatrzone na wzorce idące z góry, bogacące się mieszczaństwo też zapragnęło zbytku w sali biesiadnej. Oczywiście, że nie podobało się to królowi a zwłaszcza dworzanom i arystokratom. Smakowity cytat na ten temat przytoczę ze wspaniałej i już tu wspomnianej książki Mai i Jana Łozińskich – „Historia polskiego smaku”:
Biesiadowano nie tylko na królewskim dworze, w wiejskich siedzibach szlachty, w domach zamożnych mieszczan, ale także, jeśli tylko nadarzyła się po temu tak szczególna sposobność jak zaślubiny lub chrzest, w najuboższych chłopskich chatach, gdzie na co dzień zwykle niedojadano. Uczta weselna w kmiecej izbie trwała nie krócej niż dwa dni, ale jeśli gospodarz mógł zdobyć wystarczające fundusze, karmił i poił gości nawet przez bity tydzień. W miastach organizowano biesiady także z okazji uroczystości cechowych. Czeladnicy na swoje wyzwoliny zobowiązani byli wydać sute przyjęcie. Zgodnie ze statutem miejskim Poznania tamtejszy czeladnik krawiecki dostarczał na ucztę dwa achtele, czyli około trzysta litrów piwa, dwie pieczenie „jakie się braciom podobają”, sześć kapłonów, cztery gęsi, „cielę dobre”, ryż, pieprz, szafran, rodzynki, chleb żytni i pszenny, a także „wóz drew” do kuchni, „świec dostatek” i „muzykę”. W najbogatszych miastach, Gdańsku i Krakowie, gdzie uczty organizowane w zasobnych mieszczańskich domach należały do szczególnie wystawnych, wprowadzano specjalne ustawy „przeciwko zbytkom”. Próbowano w ten sposób utrzeć nieco nosa bogacącemu się i wynoszącemu ponad szlachtę mieszczaństwu. Już Kazimierz Wielki, specjalnym rozporządzeniem, ograniczył liczbę gości na weselach krakowskich mieszczan do dziewięćdziesięciu, a liczbę dań do pięciu. W szesnastowiecznym Gdańsku rajcowie miejscy mogli zgodnie z tamtejszym prawem urządzać przyjęcia dla nie więcej niż stu dwudziestu osób, czyli „na dziesięć stołów”. Liczba dań także nie mogła przekroczyć pięciu, w dodatku ścisłe określonych – dozwolone były kurczęta w ostrym korzennym sosie, pieczeń, dziczyzna, słodkie ciasta, południowe wino i gdańskie piwo dubeltowe.
Chciałbym choć raz uczestniczyć, mimo tych ograniczeń, w kolacji dla miejskich rajców Gdańska lub Krakowa.
Komentarze
O, ićkie pią, jak mawiało jedno byłe dziecko.
Wszystkie śpią?
Dzień dobry 🙂
lecę popracować na szynkę do chleba, póki jeszcze nie jest zabroniona. A i plasterek sera też by nie zawadził 😉
Nisiu-nie śpią,o 6.45 chowałam szkło do kredensu 🙂
U nas wczoraj wieczorem ser okazał się zbędny.
Francuz goszczący na kolacji okazał się bezserowy.Toż to koniec świata !
Wino jednak pił i znał się na nim znakomicie 🙂
Alicjo-Twoje karczochy jerozolimskie wyglądają zupełnie jak topinambury.Jeśli tak,to można z nimi postępować,jak z ziemniakami.
Dzień dobry,
Alicjo, podobnie jak Danuśka myślę, że chodzi o topinambury. Często je kupuję i podaję jak ziemniaki albo po ugotowaniu i schłodzeniu pokrojone w plasterki i podane z winegret. Mają delikatny smak karczochów. Jedyna wada to obieranie, tyle w nich zakamarków 🙂
A może purée z topinambur? Gotowane są z szalotką i imbirem, podane z kurczakiem i pieczarkami.
http://www.youtube.com/watch?v=LB32n8pYwj8
W naszej nadbużańskiej wsi mamy bardzo elegancki dom weselny.Byłyśmy tam w moją koleżanką w ubiegłym roku,by zapytać
o koszty i zobaczyć wnętrza.Koleżanka miała w planach wyprawienie wesela córki,zatem zbierała różne oferty.
Interes kręci się znakomicie,termin wesela najlepiej rezerwować z dwuletnim wyprzedzeniem,bo jeśli tylko rok wcześniej,to większość najdogodniejszych terminów już zajęta.Koszt biesiady to 150 z/osobę
plus alkohol,nie wspominając o muzykantach.W czasie uczty podaje się 8 (słownie OSIEM) dań na ciepło.Różne zimne przekąski,prawie stale obecne na stole.Na wiejskich weselach,jak wiecie,bywa nawet nawet
i ok.200 osób.
Ustawy przeciwko zbytkom na polskich wsiach jakoś nikt jednak nie planuje wprowadzić 😉
Przedświtowo się witam (5:15), myślałam, ze za oknem będzie biało, ale co wszoraj posypało, to nocą wywiało albo cuś.
To na pewno są karczochy jerozolimskie, bo „dostawca” Andrzej, jest wytrawnym ogrodnikiem.
Dzisiaj mi przyniesie więcej. Podoba mi się przepis Aliny z winegretem jako sałatka na zimno, zrobię dzisiaj. Też mi przyszło do głowy, że obieranie to nie będzie spacerek, ale czego sie nie robi dla smaku 🙂
Gdzieś wyczytałam, żeby obierać po ugotowaniu.
Zapomniałam napisać, że w niedziele byliśmy na obiedzie u Bonnie. Serwowała sarninę, dostała od kogoś, pierwszy raz w życiu to robiła. Roger żartował, że przyniesie piłę elektryczną, żeby to pociąć na malutkie kawałki. Istotnie, było twarde jak podeszwa, Bonnie to upiekła na żywo, nie miała ta sarnina kiedy skruszeć, nie wspominając o marynacie. Ale za to długo siedzieliśmy przy stole, przeżuwając i wspominając wpadki kuchenne 😉
No wiecie co?! 😯
Ci władcy to paskudni byli. Sami obżartuchami będąc, ograniczali edyktem królewskim, ile gości można zaprosić i ile dań podać 👿
Niech żyje demokracja 🙂
Alicjo-karczoch jerozolimski=topinambur 🙂
http://topinambur.pl/sloneczko.htm
Gruszka ziemna 😎
no to mam trzy w jednym, wreszcie się dowiem, co to jest ten wspominany od czasu do czasu na blogu topinambur.
Kojarzony w z wojenną i powojenną biedą był swego czasu kupowany niechętnie i powoli zapominany.Od kilku lat topinambur we Francji przeżywa swoją drugą młodość 🙂
ach, chyba juz wiem, co zrobię dzisiaj na deser…
jest grzybowa z pyrami i kopytka z kapustą zasmazaną…
kiedys, eheu, robilem to dla 120 osob, sam 😉
Trzy razy wklejam link o dawnych weselach gdańskich, bez skutku.
@krystana:
jak ograniczam sie do jednego zdania, to przechodzi zawsze 😉
zlikwiduj kropki i zmien pierwsze zdanie tekstu, moze pomoze…
nie zapomnijmy, ze jestesmy na fejsbuku 😉
y
hej morlocy(@admin), nielatwa jest robota zecera dziekuje wam,
bo pewnie nikt inny tego nie zrobi 😉
wasz eloy
cale szczescie jestem multitasking i potrafie jednoczesnie gotowac i telefonowac…
@asiu: moze to by bylo cos dla ciebie?
rigoletto i risotto jednoczesnie? 😉
Witam!
Grać nie grać oto jest dylemat. Wygram, to nie wiem, co, by, to zmieniło, nie wygram też dobrze nic nie będę musiał zmieniać.
http://thelotterytickets.info/powerball.html
a to tak, nebenbei:
http://youtu.be/T2iISWltdzc
Sprawozdawam – chyba za długo gotowałam (od momentu zagotowania jakieś 10 minut), bo jakby kapke rozgotowane.
Spróbowałam, po słodkawej stronie, pewnie powinnam gotować w lekko osolonej wodzie i zdecydowanie krócej. Smak delikatniejszy niż ziemniaki, całkiem-całkiem widzę to w sałatkach na zimno.
yurek,
zagraj ! Będziesz miał trochę emocji. Ale wywracać życie do góry nogami to jest dobre dla młodzieży, a nie dla ustabilizowanych ludzi.
Za nic nie mogę wkleić linku o dawnych weselach, zarówno z komentarzem jak i bez. Asia wczoraj też się na to skarżyła.
Jeśli nie o weselach to może coś o cebuli. Nemo dziś wybierała się na święto cebuli. A cebula na nie zasługuje, choć u mnie w domu występuje tylko w charakterze przyprawy. Nie robię takich potraw jak np.cebularze. Ale pamiętam, że dawno temu, kiedy mieszkałam w akademiku bardzo popualrnym daniem była cebula duszona z ewentualnym dodatkiem jajek. Bardzo to lubiłam . Od dawna nie ciągnie mnie jednak do takich dań, a zapach smażonej cebuli nie jest zbyt miły.
p.s.Bardzo łatwo się obiera po ugotowaniu.
Dzień dobry – i – dobry wieczór. Ciemno z przeproszeniem, jak u Murzyna. Siła wyższa, techniczna wpuszcza nas wreszcie po dobie zastoju, do netu.
Szykuję się organizacyjnie do ugotowania obiadu dla 8 osób – nie przyjęcia, uczty, po prostu zwykły rodzinny obiad to będzie. Młodszej znajomi Warszawiacy z przychówkiem przyjeżdżają na dwa dni do Poznania i Anka zaprosiła w czwartek na 17.00 na obiad. Trochę późno, bo w skład gości wchodzi 2,5 letnia Zosia; dla dziecka za późno. Może nakarmią w południe, położą na drzemkę, a nasz obiad będzie kolacją? Młodsza rozmawiała z nimi telefonicznie – Zosia chciała też pogadać. Na pytanie : Zosiu, co lubisz jeść? Padła rezolutna odpowiedź „Wsićko, ale rosołek musi być”. Jutro więc potuptam po wsad do rosołowego garnka. Jako danie zasadnicze zaraz będę wyciągała spory kawał łopatki, który jutro pójdzie w marynatę, a pojutrze wyląduje na talerzach w towarzystwie pyz drożdżowych i jakiejś jarzynki. Na deser będą rogale marcińskie.
5 dań ? Kochani, średniowieczne danie składało się nieraz z kilkunastu potraw.
Alicjo,
no to wypróbowałaś w kuchni coś nowego. A ta sarnina u Bonnie niestety zmarnowana. Prawdę mówiąc, ja także niezbyt sobie radzę z dziczyzną i bez problemów używam jej do bigosu czy pasztetu. Ale dobra pieczeń wymaga wiedzy i umiejętności i niech to robią ci, którzy się na tym znają. Teraz przymierzam się do upieczenia udźca jagnięcego, otrzymanego w prezencie. Mam przepisy, także blogowe z ubiegłego roku, ale jakoś mi nie spieszno. Nie wypadało mi odmówić przyjęcia prezentu, a teraz muszę sobie z tym poradzić.
Udziec jagniecy! Pychota! Uwielbiam jagniecine, najlepiej z mietowa galaretka. Tak to chyba bedzie po polsku…?
Jakoś tak pod koniec pierwszego roku istnienia Blogu i Gospodarz i ja, dostaliśmy od p. Justyny Malugi z Gdańska (korektorki „Gdańskiej książki kucharskiej” po egzemplarzu tego wydawnictwa. A jest ono nadzwyczaj staranne, z przedmową prof. Andrzeja Januszajtisa. Wiele się można stamtąd dowiedzieć. Pozwolę sobie na dwa cytaty : …Zapasy w kuchni zakonnej w Gdańsku (ok 1410, zakon krzyżacki) – 90 tłustych wołów, 100 tłustych owiec, 5 kóp tłustych świń, 1500 kręgów sera dla panów (zakonników) 8 tysięcy sera dla knechtów, 7 beczek masła, 6 funtów szafranu, 3 kamienie pieprzu,, 3 kamieni ryżu, 4 kosze fig, 5 kamieni migdałów, kosz rodzynków, 7 łasztów soli, 20 korców grochu panów, 40 korców knechtów, 40 korców jęczmienia na kaszę panów, a 40 korców na kaszę knechtów, 20 korców maku, 4 korce gorczycy, 12 beczek buraków, 3 łaszty śledzi ze Skanii, 5 łasztów śledzi helskich, beczka miodu, poza tym kapustę, cebulę i czosnek daje mistrz młyński. Zasię od Wielkiej nocy do Bożego ciała dawano cielęcinę, a potem baraninę….. cdn
Prosze Bloga, dostalam sluszny sloik KimChi. Wspominaliscie juz Panstwo tutaj o tym czesto, a ja jednak nie wiem do czego to wykorzystac. Innymi slowy:
„z czym to sie je..?”
Dziekuje za podpowiedz.
c.d.
…Gdy bogacz Rajnold Feldstete podejmował w 1511 r wszystkich księży gdańskich dał im pięciorakich mięs w jednej misie, następnie czarnej dziczyzny gotowanej z musem jabłkowym, trzecim daniem była galareta z cebulą, na czwarte były pasztety, na piąte mięsa siekane z chrzanem, na koniec ser, masło jabłka. Dał im dwa gatunki wina i dobrego piwa gdańskiego…
No właśnie, Miodzio, ostatnio wspominałaś o swoim gulaszu z jagnięciny. A i Małgosia W. piecze to mięso. Ja zaś nie zachwycam się.
Pyro,
do tego rosołu dla dziecka proponuję bardzo drobny makaron – krótkie nitki np. firmy Goliard. Nasz rodzinny maluch bardzo je lubi . Inna sprawa, że spożywanie posiłku przez takie małe dziecko powoduje niezły bałagan. Ale przecież i ono musi jakoś nauczyć się jeść samodzielnie. Nabylam więc w tej sprawie sporo tolerancji.
Nawet dzisiaj na obiad miałam pieczoną jagnięcinę 😀
Z ta jagniecina to zrozumiale, ze niektorzy nie lubia. Pamietam z zamierzchlych czasow, ze jagniecina nie wystepowala. Byla skopowina i pachniala nie zachecajaco… Kiedy jestem w kraju nie mam okazji aby zjesc dobra jagniecina.W restauracjach pomorskch nie wystepuje. Podobno jest pyszna na poludniu Polski, podobno goralki przyzadzaja znakomita. Nie wyprobowalam. Nie bylo okazji.
A co z ta KimChi? Moze Nemo podpowie. Wiem, ze nawet sama robi.
Oj! Goralki napewno przyrzadzaja. Jak sie zobaczy takiego byka, to az zeby bola!!!
Krystyno, o gustach się nie dyskutuje. Nie musisz lubić jagnięciny. Jej smak można troszkę zmienić marynując ją co najmniej jeden dzień posoloną, popieprzoną, obficie posmarowaną rozgniecionym czosnkiem i igiełkami rozmarynu, a potem piec z dodatkiem czerwonego wina. Wspomniana przez Miodzio mięta to też dobry pomysł.
W moim wydaniu, do dzieciecego rosolku musialy byc lane kluseczki..
/te zdrobnienia, z wiadomego powodu/ – Zosi beda smakowac napewno!
Moje wnuki wychowaly sie na cielecinie – pulpety i na rosolkach z organicznych kurczakow i lanych klusek. Uwielbialy!
KimChi to taki dodatek, jak kapusta kiszona na przykład. Tyle, ze na ostro. Bardzo dobrze kojarzy się (dla mnie) z wszelkimi pieczeniami.
Co do sarniny czy dziczyzny w ogóle, to ja się nie znam, ale na czuja raz zamarynowałam kawał dzika (uprzednio zamrożonego, potem rozmrozonego, czyli nieźle skruszałego!).
Dużo czosnku, cebuli, tymianek, kilka ziaren jałowca, możliwe, że listek bobikowy, butelka czerwonego wina, i to sobie leżało w chłodnym, ciemnym miejscu 2 doby. Potem upiekłam, polewając oliwą. Zjazdowiczom chyba smakowało? 😉
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Polska2010PomorzeZachodnie#5533155368114013442
Jagnięcinę można też dobrze natrzeć octem owocowym, potem obłożyć utartą na grubej tarce włoszczyzną ze sporą ilością czosnku i pogniecionego jałowca (na 3 dni w lodówce) gęsto naszpikować piórkami z czosnku, posypać estragonem i rozmarynem, do sosu wrzucić trochę jałowca i sporą garść np suszonego głogu albo łyżkę powideł śliwkowych, podlewać winem. Po upieczeniu sos zmiksować na gładko (babcie przecierały przez sito) – to jagnięcina „po myśliwsku na dziko”
Pewnie, że smakowało – nie został ani jeden plasterek.
Dobry wieczor,
Krystyno,
Koniecznie naszpikowac noge gesto czosnkiem I rozmarynem!
Jolly – napiszę jutro.
Alicjo, dziekuje. Myslalam ze to trzeba moze na cieplo…?
Na dziczyznie nie znam sie zupelnie!!!
A jagniecina kocha cebule, czosnek i swiezy rozmaryn.
Malgosiu W , Alicjo, wiecie co dobre! Mnie czasem tez udaje sie zgadnac…
Co do jagnięciny, to tak właśnie mam zamiar zrobić, jak radzicie : dużo przypraw i długie marynowanie. Muszę kupić świeży rozmaryn.
Krystyno,
zakup sobie rozmaryn w doniczce. Ja mam od lat i właśnie będzie „rozwijał się”, już ma pąki kwiatowe. Łatwy do utrzymania, jak zapomnisz podlać – przeżyje 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Fotki/Rozwija_sie.jpg
p.s.To stare zdjęcie, ale ciągle ten sam rozmaryn mam. Za jakiś tydzień-dwa zakwitnie.
Alicjo,
właśnie taki chcę kupić.
Przy okazji : gdy klikam na czerwoną Alicję, pokazuje mi się informacja o Twoim studio. Czy tak ma być ? Chciałam przypomnieć sobie przepis na gołąbki Tereski, ale dotarłam do niego inaczej – przez Google.
Kochani,pamiętacie nasz zjazd z „Różanej”?
Otóż dzisiaj też mieliśmy zjazd w tej restauracji.To była kolacja służbowa,bardzo sympatyczna,polsko-francuska.Było nas 11 osób,
wszyscy kulinarnie zadowoleni,więc gratulowano mi wyboru miejsca 🙂
Niech żyje Gospodarz,który swego czasu nam to miejsce dyskretnie podpowiedział!
marynada do jagniecia:
100 ml czerwonego wina, 4 lyzki stolowe oliwy, 2 balsamico,po jednej lyzeczce rozmarynu, oregano, ostrej papryki,karabiber ( 😉 ) po ,garsci czarnych oliwek, pietruszki 1 cebule, 2 zabki czosnku, sol wg uwagi;
pokryc tym mieso w, najlepiej gliniuanym, garnku przykryc talerzem i postawic w zimnym miejscu na 2-3 dni; codziennie obracac.
Krystyno,
bo chwiliwo przekierowałam na coś innego. Ale już odkierowałam.
Danuśka!
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/WarszawaMaj2010#5476732720474559090
(i dalej klik-klik)
Przerwa w kampanii dyniowej. Kolej na Ewę. Robi racuszki z dyni w obecności jabłek i cynamonu.
Jutro cd. Jeszcze tylko 10 kg. Potem różne wersje zup. Najbardziej lubię z imbirem. Całe dyniowisko przebiegało z Radio Swiss Jazz. Przypominam, że ono jest copyright Ogonek! Gdzież On nam lata?
Cichalu – co dwie osoby mogą zrobić z taką ilością dyni? Przecież codziennie nie będziesz jadł zupy dyniowej?
Do jutra
Tam się Księżyc…za tą chmurką 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_4494.JPG
Nastepne podejscie – poprzednie zezarl, ale nie lotr. To chyba byl chochlik naciskowy.
Coz, niewiele napisalem, wymienilem wlasciwie tylko niezrozumialy dla mnie samego nawet, brak weny do napisania czegokolwiek, aczkolwiek, okazji do wtracenia sie bylo dosyc . Jak sie jednak stale tylko „doczytuje”, a nie jest sie na „bierzaco”, to jednak zawsze „wypadnie” co innego. Ja zwykle przeskakuje zaraz na inne strony.
Dzisiaj strzelilo mi jednak tak, ze zaraz bym chcial – ale moge znowu dopiero teraz.
Krystyno moja, czy duszona, czy smazona cebula, to u nas ostatnio absolutny hit. Owszem, mozna miec czegos dosyc, to tak jak u mnie z syropem z burakow cukrowych , a u innych znowu ta brukiew, ale, jak zasmaze cebulke pod watrobke, to moja LP juz sie rozmarza na schodach.
Pytanie jednak: czy moze sasiadom to przeszkadza?
Mala sprawa z ta cebula moze, ale istotna dla wpisu.
W ten sposob skontroluje, czy dziala jak nalezy!
Chyba dziala, bo ja tez sie rozmarzylam…
Bardzo lubię czytać Placka, dlaczego coraz częściej odbiera mi tę przyjemność? Nie wiem. 🙂
Stałym podarkiem dla mnie od mojej Teściowej jest książka. Zawsze dobra, mądra, której nie da się przeczytać jednym haustem (Taściowa jest osobą wykształconą i bardzo „oczytaną”). Gdy byłem w Polsce dostałem „Rozmyślania (do samego siebie)” Marka Aureliusza. Codziennie przerabiam do poduszki.
„Doskonałość usposobienia – cały dzień przeżyć, jakby był ostatni, nie wzburzać się, nie tężeć ze zmartwienia, nie pozować.” M.A.
Dobranoc 🙂
Swoją drogą, ciekawe co myśli Pani Teściowa o kondycji umysłowej swojego Zięcia, kiedy podsyła mu lekturę mądrego autora? Budujące jest to, że Zięć czyta, ale czy z tego coś wynika?
I jeszcze jedno pytanie – gdzie jest Jolinek? !!!!!
Dobranoc 🙂