Święty Marcin się zbliża, pora kupić gęś owsianą
Wprawdzie za oknem leży śnieg ale zapowiadają, że stopnieje. Będzie jeszcze prawdziwa jesień. Boć to przecież dopiero listopad. A jeśli listopad to zbliża się szybkimi krokami święty Marcin czyli pora na dobrą gęsinę. W ubiegłych latach przypominałem o tym i zachęcałem do kupna gęsi owsianych z hodowli w Kołudzie Wielkiej pod Inowrocławiem. Te bowiem są najwspanialszymi ptaszyskami na pieczyste. I w tym roku pójdę pod Halę Mirowską, by nabyć gęś z Pomorza.
Fot. Piotr Adamczewski
Z tej to gęsiej okazji pogrzebałem w swoim starym księgozbiorze i wyciągnąłem stosowne przepisy. Zeskanowałem je i wszystkim udostępniam. Nawet jeśli nikt ich nie zastosuje w praktyce, to przynajmniej będzie miał przyjemność z lektury.
385. Gęś pieczona.
Starannie oczyszczoną z supuł gęś, sparzyć octem, posolić, nadziać pokrajanemi w ćwiartki jabłkami, włożyć; w środek trochę majeranku, upiec w brytwannie, polewając najprzód rosołem lub wodą, a później szmalcem z niej wyciekłym. Na dopieczeniu posypać dla zrumienienia mąką. Pokrajać w zgrabne kawałki, ułożyć na półmisku, naokoło poukładać wyjęte z nadzienia, oraz osobno upieczone jabłka. Można też nadziać gęś całemi kartoflami, które się upieką, razem z gęsią, albo też zrobić nadzienie z grubej gryczanej kaszy, którą się parzy ukropem, miesza z masłem, majerankiem i napełnia gęś. Pozostały na brytwannie szmalec z gęsi, przesmażyć z jabłkami, majerankiem i przecedzić w- czyste naczynie, można zachować na dłuższy czas.
„Praktyczny kucharz Warszawski” 1880 r
Gęś na święcone saletrowana.
Gęś dobrze karmną oczyścić jak należy, ułożyć w makotrę lub misę polewana wielką, zagotować dwie kwarty wody, do której dodać kwaterkę soli, łyżkę miałko utłóczonej saletry, nieco bobkowego liścia, rozmarynu, angielskiego pieprzu, kilka goździków, cokolwiek kolandry, zagotować to razem, wystudziwszy, zalać gęś, postawić na lodzie na półtora tygodnia, aby usłoniała i usaletrowala się dobrze. Potem do rondla włożyć trochę włoszczyzny, korzeni, z kostki lub jakiego mięsa wygotowanym smakiem zalać, i na miękko odgotować; w tym smaku niech przestygnie, a później na półmisek.
Bez tytułowej strony, autor nieznany, rok wydania 1881
97. Gęś pieczona ostra z musztardą.
Chcąc mieć gęś ostrzejszą, należy, gdy się w piecu zaczyna rumienić, dodać dwie łyżki francuskiej musztardy, rozrobić ją dobrze z tłuszczem, wlać łyżeczkę sosu Cabul i polewać gęś często, aż się ładnie zrumieni i upiecze. Pół godziny przed wydaniem obsypać ją bułeczką i polać jeszcze parokrotnie sosem. Potranżerowaną gęś ułożyć na półmisku, sos podlać kilkoma łyżkami rosołu, zagotować i poda w sosjerce. Osobno dać buraczki duszone, czerwoną kapustę na winie lub sałatę.
Uniwersalna książka kucharska Marji Ochorowicz-Monatowej
Lwów 1912
48. Gęś i kaczka pieczona.
Gęsi i kaczki trzeba bardzo starannie oczyścić, sypły powyciągać i poopalać nad spirytusem, a po oczyszczeniu wytrzeć je solą wewnątrz i zewnątrz i nadziać jabłkami pokrajanemi w plasterki i wymieszanemi z utartym majerankiem. Tak nadzianą gęś lub kaczkę zaszyć i piec w piecu na brytwannie, polewając ją ciągle własnym tłuszczem. Zamiast jabłkami można gęś nadziać kartoflami, które pokrajać w plasterki i sparzyć przedtem – albo farszem z wątróbki, którą trzeba posiekać, wymieszać z tartą bułką, masłem, majerankiem, solą i pieprzem. Bardzo dobra jest także gęś bez nadziania, podana z kapustą, którą się oddzielnie gotuje.
Fot. Piotr Adamczewski
49. Gęś nadziewana kasztanami. Przygotowaną gęś jak wyżej, nadziać następującym farszem: 1/2 funta wieprzowiny,1/4 funta cielęciny i 1/2 funta młodej słoniny, usiekać jak najdrobniej i przekręcić przez maszynkę – dodać soli, pieprzu, szczyptę gaiki muszkatołowej i 2 cebule posiekane i uduszone w maśle – tymczasem funt kasztanów włożyć do pieca na 6 – 8 minut, a gdy skórka popęka, zdjąć ją – obrane kasztany wymieszać z farszem, nadziać gęś, którą następnie zaszyć, a obwinąwszy ją w papier masłem wysmarowany piec bardzo wolno około 2 godzin. Pieczenie ptaków nadziewanych, musi się odbywać bardzo wolno, w umiarkowanym piecu, gdyż w przeciwnym razie, farsz pozostałby surowym a przez to niesmacznym i szkodliwym dla zdrowia – lepiej więc taką gęś dłużej potrzymać w piecu.
„Najnowsza kuchnia wytworna i gospodarska” Marta Norkowska wyd. Gebthner i Wolf 1903
A do gęsi do wyboru wg. gustu Fot. Piotr Adamczewski
Pyszna to lektura. A i gęś niezgorsza.
Jest też czynny telefon pod którym można gęś z Kołudy zamówić. Oto numer: +56 681 23 23, a odbiór w stolicy przy Hali Mirowskiej (naprzeciwko figury Jezusa) w dniach 9 i 16 listopada.
Komentarze
Dzień dobry.
Całej gęsi już na Marcina nie upiekę ale może uda mi się kupić same udka? Wtedy upiekę 2 udka, przy nich pod koniec pieczenia kilka jabłek w połówkach, a do tego czerwona kapusta na winie z jabłkami i pyzy drożdżowe. Dwukrotnie miałam kiepskie doświadczenia w pieczeniu całych ptaków i jakoś nie mam ochoty doświadczać kolejnej, domowej katastrofy. Zresztą nie mam już gęsiarki, a do innego naczynia gęś nie włazi. Z gęsią jest tak, że jest to wielkie pudło z kośćmi, na nim mięso na dość cienkich filetach piersiowych i udka. Na reszcie tuszy bywa smaczna, rumiana skóra i odrobina mięsa pod nią. Natomiast sos po odtłuszczeniu – pychota, no i smalec gęsi, najlepszy na świecie. Tak, czy owak na pół godziny mniej więcej przed końcem pieczenia, odlewam zawsze tłuszcz, deglasuję sos i doprawiam, jak trzeba.
Ktoś z Blogowiczów (nie pamiętam kto) radził, żeby gęś najpierw zagotować w wodzie (spłynie wtedy część tłuszczu) a dopiero po osuszeniu z wody doprawiać, solić, nadziewać itp. Sama tego nie próbowałam.
NB bardzo dobrą gęś upiekła swego czasu Dorotol na berliński mini-zjazd, a z podróbek zrobiła świetną zupę grzybową. Blogowicze potrafią.
Wczoraj kurczak, dzsiaj ges – to dopiero bedzie!
Dzien dobry.
Wczorajszy wpis przeczytalem jeszcze o czasie letnim i zaraz moglbym wpisac cos podobnego jak umiescila to nemo. Kot Mordechaj spuentowal to juz w pierwszym swoim wpisie i – to juz by wystarczylo. Chodzi o to, aby nie pozwolic sobie wciskac kitu (a capella). W cale nie chodzi o to czy nasze, czy wasze, ale o odrobine krytycyzmu. My tu na zachodzie mamy te przewage nad krajowcami, ze latwiej nam moze widziec i zobaczyc, co ponad i poza krawedzia wlasnego talerza, a wcale nie o to, czy mial kto do szkoly bardziej „pod gorke”.
Milego dnia jeszcze.
Dzień dobry 🙂
Mój krytycyzm opiera się na moim smaku. Jem kurczaka, a nie ideologię. Jestem gotowa zapłacić więcej za wyższą jakość, ale wysoka cena nie jest dla mnie gwarancją jakości. Podobnie jak certyfikaty, terminologia i diabli wiedzą co jeszcze. Staram się kupować świadomie, w moich sklepach i na moich straganach, a to co mogę, prosto od producenta. Zgodnie z moją wiedzą, doświadczeniem i rekomendacjami znajomych.
Ale, niezależnie od mojego punktu widzenia i siedzenia, nigdy, przenigdy nie pozwolę, żeby jakikolwiek bardziej lub mniej ekologiczny gnat, stał się kością niezgody między mną, a bliskimi mi ludźmi 🙂
Póki co mam w domowych zapasach jedynie kasztany i gałkę muszkatałową,gęsi jeszcze nie mam.Nawet bym chętnie upiekła taką kołudzką gęś zagrodową 😉 Gęś na stół,obowiązkowo okrągły,a przy stole Nemo,Nisia,Jolinek i kto tam jeszcze chętny dołączyć.Gęś to duże ptaszysko,dla wszystkich by starczyło 😀
A do gęsi ta butelka Montepulciano,na zgodę i dla zdrowotności 🙂
Ciekawa jestem,czy jak Żaba wystawiała ten żur na schody o 4 nad ranem,to właśnie szła spać,czy cała w skworonkach wstała rannym świtem? Pewnie szła spać.
kto wie, co to sa „sypły”?
po trzyletniej lekturze polskich blogow(nie tylko „polityki) dochodze do wnosku,
ze tragedia smolenska to jednak byl zamach;
zorganizowana na samej wierchuszce…kara boska.
Danuśka, sądzę, że szła spać, ale się rozmyśliła 😉
Byku – sypły to inaczej sypuły – osadzenie piór w skórze, czyli po poznańsku – pypcie; u gęsi duże. W materii kary boskiej nie zgadzam się – to musiał być ekstra – diabeł odpowiedzialny za niezgodę – zwalił samolot i wiedział, że funduje głupim Polakom 50 lat piekielnych swarów i podejrzeń.
@pyra:
dziekuje za informacje
Haneczko, tego zagrodowego kuraka możesz kupić bez obaw, chrzaniąc ideologię. Mięso odrobinkę w stronę dzikiego, o wiele mocniejsze kości niż u brojlerów, no i smaczny prawie jak przed wojną. Kupowałam go namiętnie jeśli tylko był w realu, długo przed intensyfikacją reklamy.
Chodzi za mna ges.
Gdy o gesi, to warto pomyslec o bylicy (Artemisia vulgaris) i wlozyc do wnetrza.
To niemiecki sposob. Tu w supermarketach, przy gesiach zawsze mozna znalezc suszone wiazki tego ziela.
Za darmo.
Pepe – mam na trawnikach – za darmo (tylko nie wiem, czy pieski często odwiedzają łodygi)
Właśnie nabyłam pierś gęsi przy okazji kupowania materiału na bigos. Jak porównam górkę mięsa i kapusty to tego mięsa coś za dużo 🙁 Jakiś pasztecik może przy okazji? 🙂
Niusiu, Haneczko, Kochane. Pzeciez nie chodzi mi o zadna ideologie, ale o rzetelne informowanie kosnumenta by mogl robic swiadome decyzje przy zakupie. A one nie sa do konca swiadome, jesli jestescie robione w konia przez marketingowych spryciarzy. Wlasnie na tym polega trudnosc omawiania tych spraw z „krajowymi”. Nie majac wielkiego doswiadczenia w „ochronie konsumenta” sadza, ze zawsze i wszedzie wystarczy kierowac sie wlasnym wechem. Bardzo czesto wech rzeczywiscie wystarczy, ale czesto tego wechu moze zabraknac jesli sie nie wie do jakich trikow uciekaja producenci. Dopiero rozpoznawanie tych zabiegow marketingowych czynia z Ciebie swiadomego konsumenta. A nie wech i zdrowy rozsadek. I tego warto sie uczyc.
Troche mi to przypomina „peruwiansie ziola mnicha” na wszystko, preparat „profesora Tolpy” albo „bioenergetyczne” wkaldki do butow Piotrowskiego (zreszta w swoi czasie kandydata na prezydenta RP). Brak odpowiedniego ustawodawstwa zezwlal oszustom na zbijanie fortuny. Mnie Piotrowski nawet pokazywal „atest Polskiej Akademi Nauk” ze jego wkladki wylecza z raka, stwardnienia rozsianego oraz porazenia mozgu. Zwinal sie dopiero kiedy w prostych zolnieskich slowach i przy pelnej sali sluchaczy uslyszal ode mnie, ze jest oszustem i hochsztaplerem. A przeciez na ten „atest PANu” powolywaly sie powazne gazety. To bylo zaledwie pare lat temu!
Zamiast sie obrazac i unosic honorem, sluchajcie.
W zyciu nikogo nie namawialem do kupowania tylko „organicznych” produktow czy ekologicznych, gdyz wiem, ze nie wszystkich stac i kto ja jestem zeby miec takie oczeiwania (choc namawialbym kazdego kto kiedykolwiek mial raka piersi aby kupowal raczej mleko organiczne niz naszpikowane hormonami – bo tak poradzila onkolozka mojej Starej).
Natomiast nie zgodze sie na milczenie kiedy na internetowej stronie powazego tygodnika ukazuja sie kryptoreklamy ubrane w publicystyke/felietonistyke.
Nie widze dlaczego ta sprawa mialaby „dzielic” jak wczesniej napisala Haneczka. To NIE jest kwestia opini lecz faktow – cos jak smolenski „zamach” i trotyl na fotelach.
Kocie, kotku, Mruczusiu! – daj nam wydorośleć samodzielnie. Zapłacimy frycowe i tyle. Zobacz, jak trudno być w Polsce Komisją Millera.
Nie wydoroslejecie samodzielnie, jesli kwestie ochrony konsumenta beda traktowane tak jak we wczorajszym wpisie. Dlatego m.in. rozne agencje Uni Europejskiej wydaja krocie pieniedzy z mojej kieszeni na podstawowa edukacje do demokracji w Polsce. Dlatego powstaja pomiedzy granicami rozne organizacje pozarzadowe aby te demokracje przyspieszyc.
I mnie to odpowiada. Tak powinno byc. Inaczej nie widze powodu przyjmowaia Polski do Unii.
Mordko, naprawdę widzisz mnie kupującą Tołpę 😯
O „atestach” naczytałam się do upadu. Etykietki czytam z lupą. Zgoda, jestem człowiek osiadły i dużo rzeczy trzeba mi łopatologicznie tłumaczyć, ale mnóstwo ludzi z blogu z niejednego pieca chleb jadło i w różnych językach. Czy naprawdę uważasz, że tak łatwo omamić ich pijarem lub reklamą? Przecież my tu nieustannie konfrontujemy i weryfikujemy nasze kulinarne doświadczenia. Nawet ja mam jedno malutkie. Córasek stanowczo twierdzi, że żaden organiczny kurczak, z którym miała do czynienia na Wyspach i nie tylko, nie umywa się smakowo do zwykłego brojlera kupowanego w „moim” sklepie 🙂
A teraz idę za jentyk, na dobre zamknąć miesiąc 😎
To jeszcze tu prezent dla Wszystkich:
http://neurobot.art.pl/03/rants/piotrowski/piotrowski2.html
Ach, Kocie luby, wybacz, ale jednak trochę nas traktujesz jak niedorozwiniętych. Zauważ, że mówię to bez patriotycznego wzmożenia, spokojnie i z uśmiechem, jak Mama Jaguarzyca, za każdym słowem wymachując wdzięcznie ogonem. Nie chce mi się udowadniać, że czytamy i wiemy to i owo, również w sprawie hochsztaplerów. Oraz wielu innych. Spróbuj uwierzyć mi na słowo.
Mnie jednak idzie o coś innego. Potępiasz Gospodarza za „kroptoreklamę”. a ja się cieszę, że jest miejsce, w którym mogę dowiedzieć się konkretnie, z adresem, w jakiej knajpie dobrze dają jeść, kto robi świetną pasztetówkę, gdzie nie leją wody do piwa. Od kilkunastu lat (mówię o Polsce) daliśmy się zwariować i mamy straszny problem, żeby tylko nikogo nie pochwalić, bo będzie krypciocha. A mnie to wisi, ja też w moich kiepskich ale czytanych książkach opisuję nie tylko zabytki Szczecina i przyrodę Karkonoszy, ale mnóstwo miejsc z dobrym jedzeniem. I co? I nic, w Columbusie nawet mi karty prędzej nie podają, chociaż wszyscy moi bohaterowie rąbią ich zupę. W Nowym Warpnie za to, zawsze jak jestem w barze Argus (kilka razy w roku) otrzymuję korzyść majątkową w postaci talerza rosołu z leszcza, o którym pisałam po wielekroć z uciechą. I co w tym złego widzisz, drogi Kocie?
Jeśli Piotr i inni dziennikarze kulinarni chwalą, to ja czytam z uwagą, bo dowiaduję się, gdzie szukać czegoś dobrego. Oczywiście, mogą się mylić, mogą mieć inny gust. Jednak dają punkt zaczepienia.
Więc ja jestem po stronie Piotra – nawet zakładając, ze dostał jako naganną łapówę tonę kurczaków zagrodowych. Albo limuzynę Ferrari.
A kuraka zagrodowego osobiście polecałam na tymże blogu co najmniej rok temu, jak nie dawniej. Jest bardzo smaczny, żółtawy a nie biały (jak podwórkowe u moich ciotek), a kości ma zdecydowanie mocniejsze niż brojlery. To od czego on je ma? Od pijaru?
Ach.
Wiesz, ktoś, kto tego kurczęcia na oczy nie widział, zawsze będzie miał przewagę nad tym, który owo kurczę jadł. Może bowiem napisać wszystko, co mu do głowy przyjdzie. A ten co jadł jest ograniczony konkretną wiedzą.
Chciałam go zamówić w Almie, ale nie mieli, skubani. Ludzkość wykupiła przed świętami i muszę się zadowolić ponurym brojlerkiem. Zapraszam na rosołek. I tak będzie dobry – robię dobre rosołki!
A czy ja gdzies mowilem, z Zagrodowiec jest zlym komercyjnym kurczakiem? Ale niechajze bedzie sobie dobrym kurczakiem bez bulshitu i oszukanczych stwierdzen wymyslonych przez marketingowca.
Nie wystarczy napisac, ze „nasz kurczak jest lepszy niz u konkurencji bo hodowany nieco dluzej niz srednia krajowa, wiec kosci ma mocniejsze, i mieso dojrzalsze i smaczniejsze”? MNie by taka rekomendacja zupelnie wystarczyla.
I jesli potrafie zrozumiec produceta, ktory dodaje do reklamy bardzo duzo spisanych z sufitu andronow, to nie bardzi rozumiem kiedy robi to dziennikarz. Tu powinna byc jakas granica. Diennikarz nie powtarza podsunietych mu andronow. Chyba, ze tez jest naiwny. Czym sie to konczy przekonal sie nie dalej jak wczoraj ten nieszczesny dziennikarz z Rzepy. Teraz mu wszyscy dokuczaja (slusznie!) i sie z niego smieja (bardzo slusznie!)
Kocie, naprawdę uważasz, że jeśli nas nie nauczysz życia, to zginiemy?
Pozwól nam popełniać nasze błędy na nasz rachunek.
Całusy od teriera.
Jadę na ten rosół z leszcza.
Oczywiscie, ze tak uwazam, Nisiu. 😈
Ponadto moje porady i nauki sa bezplatne, wiec oszczedzam troche kasy Unii Europejskiej, ktora w przeciwnym razie musi bulic na specjalne prgramy i kursokonferencje, nie mowiac o utrzymywaniu w Brukseli tego Czarneckiego, Richarda.
Zdaje mi sie, ze nemo i Kot M nie zauwazaja, ze problem nie lezy w tym kto ma racje, ale w sposobie czy stylu wypowiedzi. Ten rodzaj mentorstwa czy besserwisserstwa jest po prostu denerwujacy i czesto ma sie nijak do samej istoty rzeczy. Tak wiec nawet gdy dany wpis czy uwaga moga (ale nie musza) byc merytorycznie sluszne, to przekazane w stylu „a ja wiem lepiej” beda automatycznie odrzucane; zwlaszcza jesli sa pisane z pozycji „bo wy w Polsce nie wiecie…”. Akurat w wypadku tzw. produktow ekologicznych to moda na nie przyszla z zagranicy, gdzie najwyrazniej ludzie dali sie oglupic duzo bardziej niz w Polsce. Mnie sie wydaje, ze wlasnie Polacy sa bardziej sceptycznie nastawieni do marketingu, niz ludzie Zachodu, chocby przez doswiadczenie historyczne („prasa klamie”).
Gdyby nas potraktować urzędniczo, to Blogowisko jest niezłą agencją marketingową: od Żaby można dostać adres, pod którym zamawia się doskonałą wołowinę (porcja – 10 kg), kontakt do chłodni z dziczyzną, telefon firmy, która piecze najlepsze w świecie jagnięta i warchlaki dzicze, a nawet adres stacji paliw, na której zamawia się wędzone łososie, które łyżką można jeść;
– od Nisi adresy paru knajpek, hodowli terierów, i wytwórni wędlin rozsyłającej swoje cudeńka, a nawet młyna, który wysyła mieszankę mąk na chleby domowe.
– Brzucho wie, gdzie sery takie i inne i gdzie robią pyszne powidła (o mistrzach nalewek i nie ma co wspominać);
– Ewa poda namiary doskonałej pasieki
– Piotr wie, gdzie w Warszawie i na północnym Mazowszu dobrze karmią, gdzie się kupuje mięsiwo, a gdzie ser, ryby i wina
Irek promuje herbaciarnie klimatyczne –
i tak wszyscy kolejno. Ja nawet kiedyś wykorzystywałam Haneczkę do przywożenia mi „prawdziwych pyr – jakich w sklepach nie bywa)
Stanisław i Krystyna testują przybytki Trójmiasta, a Zgaga hale handlowe Katowic. Na czym, jak na czym, ale na jedzeniu się znamy. Bez laboratorium.
Jeszcze nieśmiało szepnę, że mam awersję do ruchów zorganizowanych – rządowych i poza też.
@pyra:
nic dziwnego -po twoich doswiadczeniach 😉
No, właśnie, Byku! No, właśnie.
Drogi Kocie Mordechaju,
pora, abyś zrozumiał, że są w Polsce konsumenci, którzy chcą być mamieni pięknymi iluzjami i ten, kto im te iluzje psuje, jest godny publicznego potępienia.
Łatwiej jest zabić posłańca ze złą wiadomością, niż zaakceptować wiadomość.
Bo człowiek nie lubi, jak mu jest łyso.
Ty zakwestionujesz kurczaka, a oni zakwestionują Twoje morale i prawo do zabierania głosu 🙄
Nikt nie kwestionował walorów smakowych rzeczonego drobiu, nawet ewentualnych sterydów i kokcydiostatyków nie wyczuwa się organoleptycznie.
Mnie zainteresował „dobrostan” kurczaków nie poparty żadnym dowodem.
I to już wystarczyło, aby Mucjusz Scewola zapewnił, że niepotrzebne jest żadne śledztwo, bo one biegają po dworze, jak francuskie.
OK.
„Kurczaki zagrodowe” produkowane są w Polsce od 10 lat. Producent Drosed od roku 2000 jest częścią francuskiego koncernu LDC (Lambert-Dodart-Chancereul) potentata drobiarskiego, który zaczynał od ubojni (tak, tego obrzydliwego procederu), a teraz osiąga obroty rzędu 1,6 mld euro w handlu drobiem.
O ile klient francuski kupujący kurczaka z tzw. label rouge jest zapewniany, że ptak był „eleve en plein air” czyli miał do dyspozycji co najmniej 2 m.kw. lub „eleve en liberte” z nieograniczonym wybiegiem (wybaczcie brak właściwych akcentów), to o Kurczaku Zagrodowym nie wiadomo pod tym względem NIC, a przecież widok szczęśliwego żywego kurczaka sprzyjałby sukcesowi handlowemu.
Jeśli dziennikarze chwalą jakiś produkt, a przy tym słowo w słowo kopiują materiały propagandowe, to dla mnie nie ma znaczenia, czy ten produkt zakupili z własnej i nieprzymuszonej woli lub ciekawości, czy zostali nim obdarowani. Wiarygodność zawsze można sprawdzić przez wypróbowanie samemu, poza tym gusta są naprawdę różne.
Drażliwe i gwałtowne reakcje w obronie jakiegoś towaru, przypominające obronę honoru postponowanej ojczyzny z nastawianiem piersi w obronie kurczaka i odkręcania pół wieku gospodarki socjalistycznej (dobrze, że obyło się bez okupacji i zaborów) – to mnie najpierw ubawiło, a potem zastanowiło, a nawet przestraszyło 🙄
My tu mamy problem mentalny i to powinnam była wziąć pod uwagę.
Jak kto ma kompleksy, to w każdym komentarzu będzie czytał „bo my tu za granicą wiemy lepiej”, choćby nie wiem co tam naprawdę było napisane. I na to nic nie poradzisz.
A propos wybiegów:
Odchów kurcząt rzeźnych ? brojlerów w systemach wybiegowych jest mniej efektywny. Hybrydy charakteryzujące się bardzo szybkim tempem wzrostu, doskonałym wykorzystaniem paszy, nie wytrzymują mniej korzystnych warunków chowu, zmienności temperatury, gorszych warunków higienicznych. Efekty produkcyjne są istotnie niższe, a straty w odchowie znaczne. Nie opracowano jeszcze wielowariantowych systemów żywienia brojlerów w sytuacji zmiennej temperatury, strat energii na ruch i regulację ciepłoty ciała. Chów brojlerów w systemach wybiegowych prowadzony jest w Szwajcarii i Francji [6]. W innych krajach nadal odchowuje się kurczęta rzeźne na ściółce, a jedynie modyfikowany jest skład mieszanek.
Kocie, angielskie społeczeństwo również daje się omamiać. Widziałam świnie, które pasą się na tamtejszych łąkach, toż to są monstra! Regularnie jestem proszona o przywożenie mięsa z Polski, bo jest lepsze! Drób z wielkich ferm nie jest specjalnie smaczny, ale jest bezpieczny. Jest badany.
http://tvnplayer.pl/programy-online/wiem-co-jem-odcinki,122/odcinek-5,kurczak,S03E05,3942.html
BSE – też nie wybuchło u nas, ale w Wielkiej Brytanii.
Tak, problem mentalny to ja oczywiscie dostrzegam. Nie bedzie Niemiec plul nam w twarz…
Te rzeczy.
Chce sie odniesc do wypowiedzi Romka, piszacego o „modzie” na ekologiczna zywnosc , ktorej nie ulegaja, jego zdaniem Polacy, bo – to moj domysl – maja wiecej oleju w glowie, sa mniej naiwni..
Dzieje sie tak dlatego, ROMku, ze mieszkajac od wielu lat na Zachodzie , nie mozemy nie odnotowac, ze jestesmy nieustanie wystawieni na nie do konca przyjemna informacje jak jest produkowana nasza zywnosc. Lepiej tego zapewne nie wiedziec, ale my bardziej lubimy wiedziec niz nie wiedziec i wyciagac z tej wiedzy wnioski. Zwlaszcza mamy hyzia na tym pbkcie po kolejnych krzyzsach spowodowanych zlymi, nie ekologicznymi praktykami rolnymi – BSE, jajka skazone salmonella.
Jest to wiedza, ktora dla kogos nie przygotowanego moze byc bardzo bolesna. Pamietam jak pare lat temu Jamie Oliver zabral dzieciaki z jednej z brytujskich szkol do fabryki, gdzie pokazal im jak sie wytwarza takie ladne loczki z indyka, serwowanego w szkolnej stolowce.
Bardzo byl sadysta Jamie zadowolony, kiedy w czasie wycieczki najpierw jedno dziecko, potem drugie, potem nastepne zaczely rzygac! A przeciez nawet nie pokazano im jak te indyki byly hodowane. To juz bylo czyste surowe mieso oraz zmielone do niego gory tluszczu, pior, nog, glow – w calosci.
Wieksozsc dzieci po powrocie ze szkoly nie chciala tego tknac.
Nie zabral ich na prawdziwa ferme drobiu, gdzie moglyby zobaczyc taki obrazek, jak przy tym artykule:
http://www.lifeinbalance.co.za/food-and-drink/554984.ht
Zrobii to za Jamiego inni propagatorzy dobrej kuchni – kucharze i dzienikarze od kuchni.
POtem Jamie zorientowal sie, ze nie lepiej niz fermy kurze wygladaja fermy wieprzowe. I ze sporo wieprzowiny w brytyjskiej sprzedazy pochodzi z Polski. Uznajac, ze w Polsce pewnie hodowla wyglada duzo lepiej niz w Anglii wybral sie do Polski aby sie przekonac na wlasne oczy . Mial liste kilkunastu ferm prosiat. Ale wrocil nie zobaczywszy zadnej z niej, bo… producenci nie zyczyli sobie aby ogladal ich tajemnice handlowe. Nie bedzie Jamie plul nam w twarz. Jamie oczywoscie wszystko wyspiewal przed kamera.
Udalo sie to przedtem kontrolerom z sieci supermarketow Waitrose. POjechali zobaczyc jak sa produkowane polskie kielbasy. Po ich powrocue kielbasy te zniiknely w polek sklepowych, a na pytanie mojej Starej w dziale garmazeryjnym co sie stalo z krakowska i jalowcowa, sprzedawca odpowirdzial: wycofalismy sie ze sprzedazy, bo naszym kontrolerom nie podobaly warunki w jakich sa trzymane w Polsce swinie. Wiec dalismy producentom 6 miesiecy na poprawienie tego stanu rzeczy. Jesli sie poprawia, kielbasy powroca do Waitrose’a.
I faktycznie powrocily po kolejnej kontroli.
Bo ten glupi Waitrose chelpi sie tym, ze sprzedawana przez niego zywnosc nie zostala wyprodukowana kosztem straszliwych cierpien zwierzat. Ze jest produkowana „etycznie”.
Ale lepiej oczywoscie nie wiedzie, tylko czytac radosne opisy dobrobytu zwierzat w literaturze reklamowej, podsunietej przez producenta.. Dobre samopoczucie najwazniejsze. I Honor.
Małgosiu (16:18), przeczytaj jeszcze raz uważnie, co Mordechaj powiedział wczoraj w najpierwszych słowach:
Jak to milo, ze polski handel juz garsciami czeroie z oszukanczych taktyk promocyjnych handlu np. brytyjskiego!
Roznica jest taka, ze wielu znanych brytyskich kucharzy (jamie Oiver jest jednym z nich) i dzennikarzy od kuchni takie taktyki w sposob bezczelny demaskuje, odslania, zamiast je promowac.
Nie chodzi o przedstawienie przemysłu i handlu (np. brytyjskiego ;)) jako raju, arkadii, sielanki – tylko o możliwość POINFORMOWANEGO WYBORU a w szczególności jasne i wyraziste odróżnienie tekstu dziennikarskiego od kampanii promocyjnej.
O, jest Kot i nawet w podobnym duchu… 😎
…A mi wyszło chyba zbyt protekcjonalnie z tym „przeczytaj jeszcze raz”… 😳
polsce najblizej do ameryk(wszelkich).;
niestety, brak hollywood´u( albo copacabany) nie pozwala pokazac calemu swiatu na co ten kraj naprawde stac…
Nie wszystko co polskie jest „be” i nie wszystko co zagraniczne „cacy”. To z Francji przyszły do nas te koszmarne fermy kurze i wieprzowe, bo to tam gnojowica niszczyła przyrodę. Myślę, że świadomość tego co się je przychodzi z pewnym poziomem materialnym, bo jak nie wiadomo co chodzi to chodzi o pieniądze 🙁
Na razie „be” jest moja kuchenka, a raczej jej część elektryczna. Już kilkakrotnie się zdarzało w ostatnim czasie, że nie działał zapłon iskrowy – tu gaz leci, a tu brak iskry. Po jakimś czasie feler ustawał i można było zapalać bez zapałki. Dzisiaj wstawiłam biszkopt do piekarnika – wydawało mi się, że pół godziny minęło, idę do kuchni – piekarnik letni i ciemny. Latałam z ciastem po sąsiadkach. A ciasto z proszku – Wnuczka chwaliła, chciałam też zrobić. Kupiłam kartonik „kremówki wadowickie” , ubiłam ciasto, będę jeszcze robić krem. Jak wyszło ciasto pieczone z przerwami – nie wiem, zobaczę.
Do poniedziałku sprawa nie do ruszenia – w poniedziałek serwisant zamówiony będzie. Coś tam, coś tam jest nie tak – coś na stykach albo ja wiem?
takze w kanadzie, czy meksyku nie wszystko jest „be” czy „cacy”,
@małgosiu…
Nikt chyba nie ma zamiaru krytykować w czambuł wszystkiego, co polskie, czy wychwalać tylko zagraniczne. Przecież wcale nie o to chodzi, by wykazać czyjąś wyższość lub naruszyć honor. Uświadomienie sobie, co robią w Polsce jakieś Smithfieldy czy inne LDC i dlaczego przenoszą uciążliwe dla środowiska fermy i fabryki zwierząt akurat do Polski, może dać do myślenia. Wyśmiewanie protestujących ekologów i kwitowanie ich wysiłków wzruszeniem ramion, to jedna strona medalu, po drugiej jest brak rzetelnych informacji, niepewność co do jakości tego, co jemy, wszechobecna reklama i chwyty marketingowe, brak zaufania do producentów i do instytucji kontrolnych, praktycznie nie istniejący ruch ochrony konsumentów…
No to przynajmniej uczmy się na doświadczeniach tych, co to już przeszli.
Chociaż mówią, że bardziej skuteczna jest nauka na własnych błędach 🙄
PS. Koncern LDC próbował wykupić Tarczyńskiego (świetne kabanosy), ale negocjacje zostały zerwane. Nie wszystko jest na sprzedaż 😎
ROMek,
zgadzam się z Tobą. Polacy to nie matołki, do których trzeba z kagankiem oświaty konsumpcyjnej. Moi znajomi ( a mam ich sporo) kitu nie kupią, podobnie jak rodzina, kto chce wiedzieć to się dowie, co kupuje. Jest też urząd ochrony konsumenta, od dawna.
Drażnią mnie te misje oświeceniowe z zagranicy – a bo my wiemy lepiej, widzimy więcej i tak dalej.
MałgosiaW ma rację pisząc, że „świadomość tego co się je przychodzi z pewnym poziomem materialnym, bo jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze” O tym też była mowa wczoraj, że dobre, zdrowsze, ekologiczne=droższe. Ilu ludzi na to stać, żeby kupować z tej wyższej, ekologicznej itd. półki?
I jeszcze coś – jak sobie wyobrażacie zaopatrzenie w sklepach, kiedy wszyscy przerzucą się na ekologiczne fermy? Miejsca na ekologiczne kurczaki czy gęsi i inny drób, zapewnić im 2m kwadratowe (a indyki potrzebuja chyba więcej!) przestrzeni można chyba tylko w Kanadzie, gdzie na km. kwadratowy przypada 3.5 obywatela. Ho-ho, ile by było dla kur i innej żywiny 😉
I owszem, mimo takiej przestrzeni i tutaj nie wszystko jest cacy, od czasu do czasu też wybuchają afery.
I założę się, że podobne warunki hodowli znalazłyby się nawet w zegarkowej Szwajcarii czy Anglii, gdyby poszukać. Czytam polską prasę i często dziennikarz śledczy, którego zadaniem jest tropienie takich spraw (blog to jednak co innego, nieprawdaż?) robi raban wokół problemu, że tu hodowla niehumanitarna, tam zepsute mięso,
gdzie indziej jeszcze coś innego. Misjonarze, patrzcie swego.
Nisia,
Nowe Warpno….mmmmmmmmm….. może bym tak z sandacza spróbowała? Bo leszcza u nas nie uświadczysz.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/KulinariaDarMOdziezy#5642748695827106306
Byk,
łajza minęli 😉
I znowu ideologia, ekonomia i Honor 🙄
A chodziło tylko o nie wciskanie kitu.
Każdy może jeść, co chce, lubi lub na co go stać. Nikt się nie musi na nic przerzucać, usprawiedliwiać, ani nikomu niczego obrzydzać, ale nikt nie powinien być oszukiwany i łudzony, bo to po prostu jest nie fair.
Tu i Nemo ma trochę racji – ekologia to religia sytych społeczeństw. Była taka międzynarodowa konferencja pod auspicjami ONZ i FAO kiedy to wszyscy zachodni politycy i eksperci tłumaczyli Afrykanom, że nie muszą powtarzać naszych błędów, zatruwać ziemi i powietrza, tonami nawozów, dymami itp, mogą żyć na czystej ziemi. I wtedy jeden z przywódców Afryki powiedział „Wolę żeby nasi ludzie zmarli 2 lata wcześniej – syci i zadowoleni, niż o 40 lat wcześniej – z głodu. Niech tam trochę podtruci ale nie głodni”.
Jak już zatrują (a są na dobrej drodze) to się przekonają, że gadali bzdury 🙄
A u mnie wieczorowa pora otworzyla swoje kielichy roslinka Enzian, nazwalam ja Encjankiem i traktuje jak domownika, poza tym potrzebny mi jest majonez w koloze przyblizonym do… koloru upiora, czy to zabarwic moze sosem sojowm
@nemo ma, moja kochana @pyro, nie czasami, ale zbyt czesto, racje…
lol
…”za”…, wydaje mi sie zbyt trywialne 😉
@doro:
co robisz z orderami, to samo co mahler?
wymienie na wyprawke dla konia
nie myslcie, ze tylko chleje i narzekam…
dzisiaj wegierska kaczka, ktora moze zyla w moldawii, albo macedonii…
do tego czerwona kapusta z turcji
tak rosnie nam europa 😉
kaczka jest nadziewana wieprzowa watrobka, bulka i orzechami.. ,
do tego ziemniaki zapiekane w mundurkach na blasze…
butelke merlota tez znalazlem 😉
My tu sobie gadu gadu, a na Zachodzie rzetelny dziennikarz zdemaskował.
ROMku – Zarówno styl jak i treść Twych wypowiedzi są dla mnie niedoścignionym wzorem 🙂
Bo skoro gęś w Niemczech
musi być z bylicami,
to u nas kaczka tylko z jabłkami.
Pod Tour Eiifel jedynie słuszna
kaczka z pomarańczami.
Po pekińsku kaczka bywa
gdzieś z Chińczykami.
A taki indyk nad rzeką Hudson
must be chrupiący i z batatami.
Skromne kurczaki zaś na sposoby
są przyrządzane bardzo rozliczne,
bez względu na to,czy one
wiejskie,
fermowe,
czy bio-ekologiczne 🙂
…a na brytfannie zbiera mi sie tluszcz na smalec z jablkami, cebula i czosnkiem…
pycha na mrozne wieczory!
Ideologia i honor 🙄
Nemo,
masz to szczęście, że masz swojego Chłopa, kupujesz dokładnie to, co chcesz i wiesz, w jaki sposób jest wyprodukowane, czym karmione etc.
Warzywa uprawiasz sama i ekologicznie, mniemam.
Znaczna część populacji nie ma takiego szczęścia i takiego wyboru, na całym świecie, nawet w bardzo cywilizowanych krajach. Skąd wiesz, jak wyglądają te zagrody na Podlasiu? Blog to nie reportaż prasowy, Gospodarz pisze tu o własnych doświadczeniach i o tym, co mu smakuje, a co nie (też się zdarza). Chcesz się przekonać – jedź i sprawdź, zrób zdjęcia. Wrzuć na sieć 😉
Uważanie Polaków za matołków, co to nigdzie nie byli, nic nie widzieli i nic nie wiedzą (bo mniej więcej taka jest wymowa Twoich i Kota wypowiedzi) drażni mnie. Postaw się w sytuacji odwrotnej.
Miło by Ci było? Krytyka jedno, krytykanctwo, i to ostatnio dość uporczywe, to drugie.
Jak ROMek napisał – wczorajsze Twoje wypowiedzi były tak napisane, że nic, tylko się pochlastać, cały świat cywilizowany, a w Polsce taki syf, za przeproszeniem. „Myśmy już to przerobili, uczcie się od nas”. Każdy orze, jak może i jak mu warunki pozwalają.
Blogowicze i wielka rzesza tych, którzy blog podczytują, są zapewne dobrze zorientowani w sprawach konsumenckich.
I pewnie jak coś im nie pasuje, to domagają się wyjaśnień i *pociągnięcia za konsekwencje*, kogo trzeba.
Tak a propos… gęś z Kołudy sprawdziłaś? Może też łudzą, mamią i wciskają kit, zamiast gęsi 🙄
Rację ma Nisia – nie miałaś okazji przyrządzić i spróbować zagrodowego kurczaka, to jakie masz podstawy, żeby krytykować? Bo nie dość materiałów poglądowych na ten temat? Materiały materiałami, wierzysz w to, że dają Ci gwarancję, że jest w stu procentach tak, jak napisano? Bo przecież to nie Chłop za rogiem, do którego możesz zajrzeć i sprawdzić, co w chlewie, kurniku i oborze.
Alicja, nie zazdrość. Zamknione było. Żadnego leszcza. Kupiłam tylko halibuta u Zośki na rogu.
Wracam i co widzę?
PT Blogowicze z Zagranicy uparli się nas przekonać, że my, niedorozwojki ze Starego Kraju nie myślimy samodzielnie. Nie wierzą, ze umiemy zarówno myśleć na własny rachunek, jak i korzystać z cudzych doświadczeń.
Nie uwierzą. Trudno.
Zapewne popełniamy błędy, ale któż ich nie popełnia (na tej szerokości geograficznej)?
Ja odpadam. Jeśli przekonanie o własnej wyższości oraz jej demonstracja są Wam tak potrzebne do szczęścia, to na zdrowie. Nie protestuję.
Taki drobiazg: większość blogowiczów też ogląda Jamiego Oliviera na swoich staroświeckich telewizorkach (Kocie, to nie były indyki, tylko kurczaki, nie pakowano do środka mielonki piór i żadne dziecko się nie porzygało, robiły tylko miny – troszkę Ci wyszło Radio Erewań…). Inne programy też oglądamy, również produkowane przez naszą ułomną telewizję. O Smithfieldzie widziałam już kilka reportaży. Jeden robiłam sama. Pamiętam jak dzisiaj ten smród…
ROMku, 15.01 – w punkt!
Eee, Byku, nie przesadzaj 😉
Jaki kolor mają upiory? Duchy i zjawy są chyba na ogół białe, zombie? hmm… – żywe trupy, cokolwiek nieświeże, wampiry – blade, oczy podkrążone, zęby zakrwawione… 🙄
Gwoli rozrywki opowiem Wam lepiej, jak się płaci mandaty we Włoszech 😉
Jak już tu raz wspomniałam, w drodze na Sycylię odwiedziliśmy Vijaya, który mieszkał w małym miasteczku blisko Bolonii, Castel San Pietro Terme. Adres znaleźliśmy bez większego trudu, gorzej było z miejscem do parkowania. W wąskiej uliczce z podcieniami udało nam się zająć miejsce po odjeżdżającym samochodzie. Wszystkie inne były oznakowane zakazem parkowania, bo co chwilę był wjazd do garażu w podcieniach. Ledwo znaleźliśmy Vijaya, a już rozpętała się burza z silną ulewą. Rano Vijay stwierdził, że parkujemy znakomicie, więc pobiegliśmy na dworzec na pociąg do Bolonii. Wracamy wieczorem, znowu burza i deszcz, a za wycieraczką… mandat wraz z przekazem 🙄
Za parkowanie w niedozwolonym miejscu 😯
Obejrzeliśmy więc to miejsce dokładniej i faktycznie, wysoko na rogu podcieni, na pół zakryty murem był zakaz parkowania na tej ulicy 🙄 Jadąc ulicą wcale nie patrzeliśmy aż tak wysoko 🙁
Cóż było robić. Przestawiliśmy samochód na niedaleki podmiejski parking i zaczęliśmy studiować rozmokły świstek w celu rozszyfrowania wysokości kary. Liczba wyglądała jak 3S, Vijay wnioskował, że to musi być 35, bo przecież nie 39. Nikt nie wymyśla takiej kary, jak 39, przecież to bez sensu. Jak już to 40 🙄
Po dłuższych debatach wypełniliśmy przekaz na sumę 35 euro i poszliśmy na pocztę. Pani w okienku zapytała, za co my te 35 euro chcemy zapłacić? Na to wyciągnęliśmy żółty świstek, a pani:
– Za parkowanie? To nasza gmina żąda 39 😎
– Aha. OK.
– To będzie razem 40,90.
– Razem? 😯
– Tak, koszty przekazu ponosi wpłacający 😎
Nisiu,
nie wszyscy, nie wszyscy zagraniczniacy są misyjni!
Przypominam blogowisku, że ROMek to sąsiad z Toronto i ceniący sobie dobre jedzenie obieżyświat z racji zawodu 😉
Idę do kuchni, pora na gotowanie obiadu.
Alicjo, a moglabys zacytowac ten fragment wypowiedzi Nemo (lub mojej) gdzie skrytykowany zostal kurczak?
Moze matolem nie jestes, ale jesli po tych wszstkich wypwiedziach dalej uwazasz, ze chodzi o krytyke kurczaka, a nie DZIENNIKARSTWA, to bym te opinie o matolstwie (a raczej jego braku) zrewidowal na Twoim miejscu.
Mowimy tu bowiem caly czas o tym, ze literatury reklamowej, przeklamanej, goloslownej nie wolno sprzedawac jako literatury faktu.
Oczywiscie, ze byly to loczki z indyka – turkey swirls. Musialas ogladac inny program, Nisiu. Jamie jezdzil po wielu szkolach i w UK i w Ameryce. Turkey swirls weszly juz do jezyka.
Ja juz tez odpadam.
Alicjo,
nie wiem, co Cię uprawnia do wyciągania takich wniosków z moich komentarzy. Jeśli to nie jest jakaś obsesja, to ja już nie wiem 🙄
Poczekam jeszcze, jak zareaguje nieszczęsna reszta populacji i na wiadomości, ilu się pochlastało 🙄
Jak wyglądają te zagrody na Podlasiu?
Nie wiem, ale chciałabym wiedzieć.
Może na Blogu bywa ktoś z tamtej okolicy?
I powiedz mi jeszcze, co krytykowałam w tym kurczaku, którego nie miałam okazji ani przyrządzać, ani jeść?
Kocie,
a może turkey twizzlers?
Może ja mieszkam poza Polską i nie powinno mnie obchodzić, co tam się reklamuje, ale ja tam mam rodzinę, przyjaciół, znajomych i nie jest mi obojętne, jaki kit im się wciska. I już.
Slusznie, jak zawsze. Twizzlers @4*&^ im w $>&%
@nemo:
nie;
mysle(ufam?), ze w szwajcarii nikt nie wpadl by na pomysl wsadzic pol sztabu armii,
do starego samolotu i wyslac do macedonii…
Latorośl zrobiła makijaż a la wampirzyca i wybyła na halloweenowe party.Włożyła moją dawną czerwoną bluzkę,co to w studenckich czasach była jedną z moich ulubionych i wystrzałowych kreacji 🙂
Ech….
Nemo,
nie pochlebiaj sobie, ja mam różne obsesje, ale na Twoim punkcie bynajmniej, za co przepraszam, może powinnam? 🙄
Miałam się do Ciebie nie odzywać na blogu ( i nie odzywałam długo), żeby nie kwasić atmosfery, bo dopóki się odzywałam, babą do bicia byłam ja i niestety, odpyskowywałam.
Ty i Kot założyłyście z góry – nie ma zdjęć, nie ma informacji (materiały poglądowe), nie będzie nam tu nikt kitu. To może obie przeczytajcie jeszcze raz sobie, co ja na ten temat napisałam.
W Polsce mieszka moja rodzina i przyjaciele, kitu sobie nie dadzą wcisnąć (się powtarzam).
Idę dokończyć obiad, a wy walczcie dalej o uświadomienie konsumerskie Polaków.
Mam nadzieję, że wszyscy właściciele psów i kotów pamiętali o szczepieniach.
Kocie Mordechaju – Jamie Oliver? Profesor Jamie Oliver?
Alicjo,
nigdy Ciebie pierwsza nie zaczepiałam. To Ty odczuwasz przemożną potrzebę komentowania i oceniania moich komentarzy lub dołączania się do głosów już moje komentarze (i moją osobę) potępiających. Nie przesadzaj więc, że to JA szukam kogoś do bicia.
Nie analizuję też Twoich zwyczajów jedzeniowych, zakupowych, trunkowych, uprawowych, podróżniczych ani żadnych innych, chociaż szczegółów nie skąpisz.
Nie mam zwyczaju czynić tego wobec kogokolwiek i na dodatek publicznie. I przy tym pozostanę.
Czekam na odpowiedź (Kot też Ci to pytanie zadał), co krytykowałam w tym kurczaku, którego nie miałam okazji ani przyrządzać, ani jeść?
Placku,
w mojej okolicy nie ma zagrożenia wścieklizną i szczepienia nie są obowiązkowe 😉
Placku, moj kot Miko chodzi na zewnatrz tylko po balustradzie od balkonu i podglada kruki ale krukow sie chyba nie szczepia.
Pare stronniczek dalej napisano co prawda o mysleniu spiskowym ale troche pasuje do tu zwalczanego „besserwisizmu”.
„Potocznie myślenie spiskowe uważa się za przejaw paranoi czy manii prześladowczej zagubionych ludzi. Nic bardziej błędnego. Niedawne badania prowadzone na brytyjskim Uniwersytecie Canterbury pokazują, że w teorie spiskowe wierzą ludzie, którzy sami mają skłonność do spiskowania i postaw makiawelicznych. Uważają oni, że w świecie nic nie jest dziełem przypadku ? bo w swoim własnym życiu też niewiele pozostawiają miejsca na przypadek. Starają się dzięki intrygom i doskonale zaplanowanym działaniom zapanować nad otaczającą ich rzeczywistością”
Jak wszyscy, to wszyscy – ja też sobie ponarzekam, ale na odmianę na Koleżanki (bo to wyraźnie damska cecha).
Wszyscy sobie już wszystko powiedzieli, padły argumenty, insynuacje i połajanki. No i dobrze – czasem trzeba oczyścić atmosferę. A tu dzisiaj przez dzień cały apiat’ od początku. No, nie umiecie skończyć? Strasznie mnie to męczy i złości.
Nemo!
Przecież nie komentowałam Twoich komentarzy od dłuuuuuuugiego czasu – nie zauważyłaś? To kto tu ma obsesję względem kogo? 😉
Kurczak kurczakiem, mnie chodziło o to, że narzekałyście (Ty i KOt), gdzie zdjęcia, dowody, materiały poglądowe, bo takie muszą być, żeby uwiarygodnić.
Z opinią tych, co kurczaka jedli kto by się liczył, pewnie Nisia i Gospodarz mają swój interes w tym (ferrari! Goszpodarz czerwone, Nisia yellow bahama).
Jedź na Podlasie, spróbuj (ja też tam nie byłam, kurczaka nie jadłam), a potem opisz swoje doznania. A nie z góry, że omamiają reklamą i tak dalej, jak to się robi na zachodzie, i że Polacy to bezkrytycznie kupili.
Owszem, publicznie to Ty mnie zaczepiłaś pierwsza w sensie zaczepki niekoniecznie kulinarnej. Nie poznałam się na wielkości niejakiego Christo, co to szmatami owija budynki, ustawia parasole na plaży itd – dla mnie wielka hucpa, ale ja nie rozumiem sztuki, więc wykład…
A gdzie „de gustibus”?
Chcesz, to pogrzeb w archiwach, mnie się nie chce.
Ja piszę co piszę, od zawsze tak było, nie szczędzę szczegółów, bo taka jestem – nudzi kogoś, niech nie czyta, ja po prostu traktuję blog jak stół, przy którym siedzą znajomi i przyjaciele. Dzielę się z nimi czym uważam za stosowne, nikogo nie zmuszam i nie nalegam, żeby robił to samo.
Od samego początku na blogu nie byłam anonimem – świadomie, bo nie umiem inaczej. Nikt nie musiał iść moim tropem i nie musi.
Nemo i Dorotolu – Dziękuję, poczułem się znacznie lepiej 🙂
W dowód wdzięczności wyznanie – Od blisko 40 lat mieszkam w Kanadzie, a zatem altruistyczna demagogia Kota Mordechaja mnie nie dotyczy. Poza tym urodziłem się wiedząc już wszystko…pst…co to jest dobrostan? Co to znaczy „może nie jesteś matołem?”. Na starość z kotem rozmawiam, a wolałbym z Jego właścicielką. Podobno jest bardzo miłą i inteligentną kobietą 🙂
Cena bażanta o wadze 510 g – 50 złotych, w tym samym brytyjskim supermarkecie cztery kategorie kurczaków – dla proletariatu, zubożałej klasy średniej, przemytników tytoniu i rodziny królewskiej. Brytyjski zagrodowy nazywa się essence.
Jamie Oliver zaprasza na pyszne kanapki.
Jamie się pysznie sprzedaje 😉
Alicjo – Jamie zapomniał czym niewinne dzieci straszył 4 lata temu. Straszenie dzieci to także bardzo delikatna sprawa. Jamie nie jest pedagogiem. Jamie nie ma matury. Jamie i Bono są doradcami premierów, prezydentów. Módlmy się 🙂
Przez te bezsensowne chroniczne animozje mogę zachorować. Czy ktoś naprawdę tego pragnie?
Wiem, że tak, ale nie przesadzajmy z tą absolutną szczerością 🙂
Mam nadzieję, że Kot Mordechaj wybaczy mi parę delikatnych aluzji. Jak to się na wsi mówi – „chcesz rzetelność?” 🙂
Przepraszam – 25 złotych, 50 za kilogram. O mały włos nie zostałem podłym i cynicznym kłamczuchem
Pyro,
wypraszam sobie „damską cechę”. To nie ma nic do rzeczy, płeć.
Chodzi o wrażliwość. Mężczyni mają jej „do zerzyganio”, jak by powiedział krakus z Krakowa.
Znasz facetów – oni też miewają niesnaski, kłótnie i roztrząsają sprawy do momentu, kiedy już nikt nie wie, osochozi (to znam z autopsji). A jak potrafią plotkować, to nam babom, plotkarom podobno, w pale się nie mieści 😯
To, że faceci szybciej przechodzą nad niesnaskami i takimi tam (z moich obserwacji) to inna sprawa, ale niech poruszyć struną, pamiętają dokładnie!
Madonna! Jaki Christo? Kiedy to było?!!! 😯
Z ciekawości zajrzałam do archiwum i znalazłam 😉
To od tego Twoja mania prześladowcza się zaczęła? Od różnych zdań na temat sztuki? 5 lat temu 🙄
Zaiste, zdumiewające 😯
Placku wyznam Ci z zalem, ze ten Jamie to nawet gotowac nie potrafi, zaserwowal taki przepis na baranine bez uprzedniego trzymania jej w marynacie, zasugerowal, iz trzeba ja natychmiast wpakowac z olbrzymim peczkiem rozmarynu plus dyzurne do pieca. I co ze tego wyszlo, nic ciekawego.
Christo dzisiaj? A moze to upior? Wyszlo szydlo z worka.
Placku,
z tych dwóch wolę Bono 😉
http://www.youtube.com/watch?v=6snI72LGfP4
Dorotolu – Następnym razem daj mi znać wcześniej; ja go przytrzymam, a Ty pęczkiem z baraniną nakarmisz. Musimy walczyć. Nice to see You 🙂
?
Jakie szydło, dorota?
Każdy ma swoje podejście do sztuki i swój gust, mnie nie trzeba nauczać i pouczać, co jest sztuką a co nie i co ma mi się podobać, co mam doceniać. O to mi szło.
A nie o szydło.
A ja właściwie chciałam zupełnie o czymś innym.
Danuśko,
co Ty i twój Francuz na to, że Chińczycy wykupują winnice? W Bordeaux podobno posiedli już 30, w Burgundii dopiero jedną. Bardzo piękna i bogata aktorka Zhao Wei, posiadaczka zamku i winnicy została przyjęta w poczet winiarzy bordoskich…
A podobno czerwone wino Chińczykom nie bardzo smakuje. Dla poprawy bukietu i aby dłużej się piło, dodają coli lub lemoniady 😎
Jaka dorota Alicjo, tu duch, Dorota lezy pogrzebana w knajpie z okazji Swieta Duchow.
Chińczycy i winnice
Próbuję się doszukać, w którym miejscu pouczałam Alicję o tym, co to sztuka… 🙁
Tu jest ta piękna Chinka
Nemo,
to było daaaaaaaawno, ja nie jestem dobra w te klocki, żeby szukać do tyłu, ale było, wierz mi 😉
Jak bedę miała bezsenną noc, to poszukam. Temat Christo był na pewno, Ty pokazałaś jakieś zdjęcia z prasy chyba czy cuś, otulone szmatami, całkiem fajne, ale wcześniej chyba ja uśmiałam się z czegoś… już nie pamiętam z czego.
Czy dyskusja o tym nie zaczęła sie od tego, ze jakiś inny Wielki Artysta zwołuje ludzi, aby mu pozowali nago do zdjęć na tle albo i bez tła? I zwalają się tysiące nagusów, on cyka zdjecia i to są te wielkie artystyczne poszukiwania wyrazu.
Ja nic przeciwko, poszukujcie, każdy poszukuje, tylko niektóre (i coraz wiecej) wydają mi się nieco naciągane i ustawione na zaszokowanie widowni, a nie sztukę. I chyba wtedy napisałam, że jedno zdjęcie tego typu – dwa, to można zauważyc i docenić, ale to samo klepać ileś tam razy, to już powtórka z rozrywki.
*otulone szmatami drzewa – miało być 😳
Żabie
Placek 😎
Placku, dziekuję za pięknego kadryla 🙂
W latach siedemdziesiątych Królowa Elżbieta II jeździła na jednym z tych policyjnych koni i na pamiątkę tego nie strzyżono mu grzywy jak innym, żeby się odróżniał 🙂
@nemo:
to ma byc chinka?
ksztalt oczu i nos wybitnie europejskie 😉
Chińczycy we francuskich winnicach? O tempora,o mores !
Nemo-widzę,że Latorośl podjęła bardzo słuszną decyzję o nauce chińskiego.Może nawet jeszcze kiedyś Jej się przyda we Francji na winobraniu 😉
Na cmentarzach spory ruch już od świtu.Pogoda dopisuje.
Na obiad będę robić m.in.placki z cukinii,wszyscy je bardzo lubimy.
Dzień dobry.
Młodsza poleciała na cmentarz spełniać rodzinne obowiązki (Synuś pracuje, Ryba przyjedzie jutro). Obiad praktycznie gotowy, bo pieczeń zrobiona, kluski tylko włożyć na wkładkę i do gara,wystarczy zrobić sałatkę z kwaszonego ogórka, papryki i porów, na deser kremówki. Coś z tymi kremówkami wyszło mi nie tak – mimo, że ściśle wg przepisu na opakowaniu, kremu wyszło stanowczo za dużo, za to na tyle luźny, że mowy nie było o położeniu jednej , 5 cm warstwy – spływał na boki pod własnym ciężarem. W rezultacie położyłam 2 warstwy – drugą na wierzchu, jak na torcie, posypałam jeżynami z nalewu i siekaną gorzką czekoladą. Tym sposobem ciastka kremowe będą, klasyczne kremówki raczej nie. I nie powtórzę tego doświadczenia prędko – wolę własne wymysły, od cudzych. Natomiast przyznaję, że tam, gdzie pani/pan domu nie ma wielkich doświadczeń z kucharzeniem, te „ciasta z proszku” mogą stanowić wielką pomoc za niewielkie pieniądze (kartonik – 5,50 zł, kostka masła – 4,60, litr mleka -3,-, 4 jajka -2,- – czyli 15 ciastek sporych za 14 zł)
Danuśko,
słuszna decyzja. Nigdy nie za dużo języków.
A ta Chinka (Byku, nie wiem, czy ona od urodzenia taka urodziwa i nie chińska, ale kto wie?) teraz się będzie uczyć francuskiego, podobno.
Skąd się biorą insynuacje?
Nie wiem.
Z kiepskiej pamięci („ja nie jestem dobra w te klocki…”), urojeń („ale było, wierz mi”)?
Przeczytałam czerwcowe (2007) archiwum, a tam nic, jeno sielanka, arkadia, przyjazne i dowcipne rozmowy, nic wskazującego na nadchodzące głębokie animozje 🙁 Ale zadra gdzieś musiała utknąć, kłuć, jątrzyć w podświadomości…
Może świadomość, że gdzieś trochę pochopnie wyraziło się swoje zdanie i nie znalazł się nikt o podobnych poglądach, dręczyła tak długo, aż w pamięci powstał obraz wroga winnego tych uczuć – krzywdy i bycia „babą do bicia” 🙄
Przy następnej dyskusji (Janczarski, Janczerski?) było już jasne.
Nemo mnie prześladuje.
Hej, czy nie było już wcześniej coś z golasami i drzewami w szmatach?
Kto mnie wtedy skrytykował? Nemo? Najpewniej nemo 😎
I tak samo poszło…
Ech 🙁
Litości! Zaglądam tu po dłuższym czasie i widzę, że znów kłótnie praktycznie o nic.
Alicjo (23:30), przecież nemo zalinkowała dokładnie tę rozmowę o Christo o 22:53. Przeczytałam i cóż widzę: Arkadius zachwyca się akcjami Spencera Tunicka:
http://en.wikipedia.org/wiki/Spencer_Tunick
i Christem także. Dołącza się do tych zachwytów Helena. Z twojej strony protesty, że to nuda (a gdzie „de gustibus”, że zacytuję?), ze strony nemo dołączenie do zachwytów i ANI JEDNO słowo pouczania kogokolwiek. To ja się pytam, mówiąc po twojemu, osochodzi? 😯
Pani Dorotko,
dziękuję 🙂
Jakże osłabiające są takie dyskusje bez sensu 🙁
Oj, nemo czytuję blog regularnie i niestety zgadzam się z Alicją, dyskusję o kurczakach to Ty i kot M ciągniecie w nieskończoność i rozszerzacie o nie wiadomo co jeszcze. Udawanie niewinnej i napastowanej nie przystoi chyba, zaraz nam Kot M napisze jaki on biedny itp. Pani Doroto proszę przeczytać całość od wczoraj może coś to wyjaśni…
Dzień dobry,
Nie przeszkadza mi to, że Gospodarz czy ktoś z Blogowiczów dzieli się swoimi doświadczeniami czy rekomenduje jakiś wyrób.
Ale w żadnym stopniu nie przeszkadzają mi też sceptyczne i krytyczne uwagi Nemo, Kota M., czy a cappelli. Wręcz przeciwnie, bardzo je sobie cenię. I absolutnie nie odbieram ich jako wymądrzania czy pouczania. Traktuję je w kategoriach informacji i jestem zadowolona, że zwrócono mi uwagę na coś o czym sama nie pomyślałam.
Podpisuję się oboma rękoma pod uwagą a cappell:
„a cappella
31 października o godz. 8:22
? wybitny insynuator (i wielokrotny, niepohamowany zaczepiacz** ) insynuuje komuś innemu insynuowanie )”
Tym insynuatorem z pewnością nie jest Nemo.
Nadszedł kolejny dzień. Wydaje się być piekny. Wyjeżdżam za miasto w poszukiwaniu widoków, spotkań ze zwierzętami i spokoju!
Pięknego dnia życzę!
Za miastem to i powietrze zdrowsze do oddychania 🙂
U mnie dziś też słonecznie i błękitnie, pójdę na dłuższą wędrówkę do jeziora i z powrotem. Zwierzyna na rzece i w nadjeziornych chaszczach też się pewnie cieszy, że śnieg sobie poszedł…
Ale najpierw obiad.
Duże M – czytałam. I zgadzam się z pierwszą częścią wypowiedzi Jagody (pierwszą, bo druga traktuje o czymś innym jeszcze).
Tylko mała uwaga, że, prawdę powiedziawszy, gdyby nawet na stronie „zagrodowego” były jakieś zdjęcia czy nawet filmik, to też nie mielibyśmy pewności, że one są prawdziwe 😉 Może gdyby właściciel osobiście pokazał się wśród tych szczęśliwych kurek i coś do nas powiedział…
W każdym razie też lubię być świadomą konsumentką i nie przeszkadza mi, że ktoś zwraca uwagę na czyjeś niezbyt uczciwe praktyki.
Jeśli zaś chodzi o teksty Gospodarza, to wolę, jak nie opierają się na reklamie firm. Choć i to bywa z korzyścią, np. dzięki niemu odkryłam dla siebie ser bursztyn, który uwielbiam 🙂
W dyskusjach rodaków najbardziej męczy mnie wsobne traktowanie cudzych krytycznych wypowiedzi. Przecież każdy ma prawo do wypowiadania swojego zdania. Nie muszę się z nim zgadzać, ale to nie znaczy, że mam przypisywać adwersarzowi złe intencje.
Duże M – sprawdź kto zakwestionował prawo Nemo do wypowiadania własnego zdania.
To nie do konca tak, ze jakby byly jakies zdecia czy filmik, to moga one tez byc oszukancze. To znaczy – oczywoscie, ze mozna zamiescic filmik czy oszukancze zdjecie przez producenta, ale wiaze sie to ze zdwojonym ryzykiem, ze ktos pojdzie zweryfikowac, a wtedy wstyd jest ogromy.
Lepiej jest wiec ulozyc material reklamowy z uzyciem metnych, niezdefiniowanych terminow (zagrodowy, dobrobyt, ekologiczny) nie do zweryfikowania.
Natomiast, konsument, a przede wszystkim dzienikarz, ktory bezkrytycznie to za reklama powtarza, no… juz o tym sporo bylo…
A co do insynuacji, to jak nazwac uwage Duzej M.: „Udawanie niewinnej i napastowanej nie przystoi chyba, zaraz nam Kot M napisze jaki on biedny itp.”.
Dzień dobry,
A. wyszła wczoraj wieczorem ze szpitala. Co prawda jeszcze nie rozstała się zupełnie z panami i paniami w białych fartuchach, ale jest już dużo lepiej. Jednak o dalekich podróżach na razie musimy zapomnieć.
Przeczytałem (może niedokładnie) wczorajsze wpisy, po których zrobiłem małe doświadczenie – przeczytałem kilka kolejnych dni opuszczając komentarze Nemo, a później opuszczając komentarze Alicji, a później Nisi, Pyry, Danuśki, Placka, Jolinka….
Ludzie! Chociażby bez jednej z tych osób Blog mnóstwo traci, każda z nich wnosi tak dużo… więc przestańcie się kłócić, często o byle co!
„Nie należy wpadać w gniew z powodu spraw i rzeczy. One się tym nie przejmują”
Chcę wykorzystać ładną pogodę, wybywam „na miasto”, jutro jadę do Nałęczowa.
Każdemu życzę spędzenia dzisiejszego święta i najbliższych dni tak, jak mu tradycja lub własne upodobania nakazują.
Do później 🙂
Na razie mam sześć sztuk młodzieży. Zjechali wczoraj już częściowo najedzeni, albo: część zjechała już najedzona, ale skusili się na jajka faszerowane (dyżurne, pietruszka i szczypiorek). Zrobiłam 20 gotowanych jaj (=44 połówki, bo jeszcze dwa surowe), co nieco zostało. Przed północą pojechali na dyskotekę, ale dość szybko wrócili zniesmaczeni, podobno wstęp był od 18 lat, a jak stwierdzili średnia wieku – 13 🙂
Teraz się zastanawiają co by tu począć z takim zawianym dniem – wieje może nie potężnie, ale na tyle mocno, że nie ma przyjemności z wychodzenia na spacer.
Zurek już stoi na stole przed domem (zjazdowicze wiedzą gdzie on), chyba lepszej lodówki nie ma.
Leśniczyna przywiozła wczoraj zapasy jedzeniowe (w koncu to jej urodziny) i szynki, i łopatki z dzika. Dużo tego. Trochę mało czasu na zabejcowanie, ale w koncu nie muszę tego wszystkiego piec od razu. Całe mięso natarlam grubą solą z ziołami, szynki jeszcze oliwą (oliwa z Włoch, naturalna, ech i och, ale dla mnie nieco gorzkawa, moze się sprawdzi z dzikiem), a łopatki zalałam octem śliwkowym.
Logicznie by było dzisiaj dać bigos. albo kurczacze biusty, a szynkę upiec jutro, ale w koncu to nie moja szynka i nie moje urodziny.
Nowy – Nareszcie jakaś dobra wiadomość. Teraz pamiętaj tylko o nich trzech – Miłości, Czasie i Rosole z Zagrodowego Kurczaka. Nawzajem 🙂
Na wszystko znajdzie się rada – Gospodarzowi udało się uciec z wrzącego kotła czyli blogu, a co Tunick rozbierze, Christo owinie.
Nierzetelna reklama. Domagam się wyjaśnień 🙂
Nowy-cieszę się,że Ania ma się lepiej i że Ty znalazłeś trochę czasu,by do nas zajrzeć.Ja zawsze wierzę,że po burzy wyjdzie słońce
Jagodo-dzięki za Twój zdrowy rozsądek 🙂
Słowa „wsobne” do tej pory nie znałam.
Żabo-mów do mnie jeszcze.Jak ja lubię Twoje sprawozdania 🙂
Włoska oliwa z lekką goryczką to moja ulubiona.Ciekawam,
czy z dzikiem się sprawdzi.Ta przywieziona z Korsyki nie ma owej goryczki,a szkoda.Tym niemniej damy radę i tejże.
Nowy – dobrze, że Ania uwolniona ze szpitala. Z lekarzami z dobiegu dacie radę. Dużo zdrowia życzę.
Dzisiaj radiowa „Trójka” wspomina wielkich nieobecnych.
Przed chwilą była mowa o Andrzeju Czeczocie,wspominał również
w dwóch krótkich zdaniach nasz Gospodarz.
http://www.polityka.pl/galerie/rysunkisatyryczne/1526729,17,andrzej-czeczot-1933-2012.read
Nowy,
pozdrowienia dla Ani.
Danuśka,
🙂
Czytam komentarze do poprzedniego i obecnego wpisu. Nie mam werwy (i czasu) niektórych blogowiczów, mimo że czasami „język mnie swędzi”. Popieram wypowiedź np. Jagody, która pisze, że informacje Nemo odbiera jak informacje itd. Dla mnie też są one informacjami i wydają się rzetelne. Nemo na pewno jest osobą poważną i bardzo dokładną, na pewno też ma sporą wiedzę na niektóre tematy. Nie odczuwam, aby Nemo „pouczała”. Może niektórzy podświadomie ujawniają swoje kompleksy reagując tak a nie inaczej na Nemo?
W każdym razie, mnie się ten blog podoba w całości, taki jaki jest! Pozdrawiam wszystkich i życzę wzajemnego zrozumienia i życzliwości!
Dzisiaj dzień wspomnień o tych co odeszli. Dwa dni temu UMARŁA moja ukochana kotka…
U mnie dzisiaj niestety, ponury dzień listopadowy, powiewa, pada i jest ciemnawo.
Na obiad pierogi domowe z polskiego sklepu. Wczoraj kupiłam słoiczek filetów śledziowych w winnej marynacie, produkcja kanadyjska.
Dobre, aczkolwiek tradycyjnie słodko-kwaśne, ja bym zrobiła bardziej wytrawne. oprócz dyżurnych, cebuli i octu dodaje się do zaprawy białe wino. Wypróbuję wytrawne.
Dan – bardzo Ci współczuję.
Kotce Dana – krainy szczęśliwych łowów z ciepłym zapieckiem do wygrzewania się, zawsze krystalicznej wody w miseczce i przyjaznej dłoni do pogłaskania. Tak się złożyło, że w ostatnich miesiącach w kilku zaprzyjaźnionych rodzinach zabrakło domowego kota; o jednym opowiem.
Rychu był kotem Sylwii, koleżanki Młodszej z pracy. Zabiedzone kociątko, znajda wyrósł na kocura 9 kg wagi i nie były to „tłuste kilogramy”. Łotr, oczajdusza, babiarz (Kociarz?) i awanturnik czystej wody. W Wieku 8 lat miał 4 wielkie blizny na rudym obliczu i naderwane prawe ucho – ślady po nocnych, podwórkowych przygodach. Otóż był to kot obronny, a właściwie zaczepno-obronny (jak granat F-16). Atakował nieznajomych, którzy nawiedzali „jego dom” i jeżeli nie udało się skoczyć komuś na głowę z wielkiej szafy, to można było cichuteńko czołgać się za plecami gościa, by z dogodnej pozycji z wściekłym sykiem i rozczapierzonymi pazurkami skoczyć komuś na plecy. Sylwia, z której jest kawał baby, miała co robić, żeby ratować napadniętego. Zanim został wpuszczony listonosz, inkasent itp – Rychu musiał być zamknięty w łazience. Goście prywatni byli witani przez panią z Rychem w objęciach – przedstawiani, okazywano im sympatię, dawano dłoń do powąchania – polizania, kot dostawał porcję czułości i już było dobrze. I pamiętał taki syn – następnym razem tę osobę witał przyjaźnie. No i na nic mołojecka dusza i kawalerska fantazja – przyszła choroba i po 3 tygodniach wysiłków weterynarzy zabrała Rycha. Żałobie nikt się nie dziwił – nikt, kto znał Rycha.
Jakie smaczne tematy!
Kurczaki, gęsi, a ile wokół tego zamieszania.
Jak pisze anonimowy poeta :
”Kogut i kura żyli wciąż w zgodzie,
Żywot prowadząc wspólny w zagrodzie.
Jajka znosiła kura na grzędzie,
Kogut ziarenek szukał jej wszędzie.”
I tak sobie mówili – ubi tu, Cogut, ibi ego, Cura.
Sielsko, co nie? a jaki koniec?
Na niebiańskiej tacce….
Przypomnę, co to zagroda. Zagroda to dom wiejski z zabudowaniami gospodarskimi, czyli chlewikiem, stajnią, budą dla psa, stodołą, obórką i oczywiście kurnikiem, przestrzenie między budynkami połączone płotem. Całość tworzy przestrzeń zamkniętą, nie owiniętą żadnymi szmatami.
Z takich więc miejsc powinien wywodzić się Kurczak Zagrodowy.
A skąd się wywodzi? Z takiej zagrody ? Czy ten kurczak poznał smak robaka, czy wykąpał się w piasku, skubnął pokrzywy? Ten co miał swój 56 dniowy cykl życiowy latem, miał teoretycznie szansę, ale czego użył ten cyklem życia między listopadem a styczniem?? No, ale mógł się z kolegami porzucać śnieżkami.
I o to, jak zrozumiałem, miał toczyć się spór.
O to, czy można tak bezkrytycznie powtarzać producenckie reklamowe opisy, czy dziennikarska rzetelność nie karze ich zweryfikować.
Ale walka poszła o smak, kolor, tłustość, grubość, kostność, szarm, czar, kruchość, esprit, karmę, o konsumencki honor, o godność krajową zdeptaną!
A z czego to wszystko?
Z czytania bez zrozumienia.
Zauważyłem że pierwsza część Spierających Się Stron ( w skrócie SSS, czyli 3eS) – ta Zachodniopomorskokanadyjska , bytem fizycznym odległa od siebie, ale bliska mentalnie czyta bez zrozumienia, lub nie chce zrozumieć, togo co pisze druga część 3eS – ta Szwajcarskowielkobrytańska, też odległa fizycznie i też bliska mentalnie! Ale na odwrót niż część pierwsza!! Zadziwiające! 😉
Jest więc pojedynek : 3eS ZPK versus 3eS SWW
Istotne jest że pierwsza część 3eS (ZPK), nie trawi jednej składowej, części drugiej 3eS(SWW) i stąd cała zadyma.
Druga składowa części drugiej 3eS(SWW) cieszy się u pierwszej części 3eS(ZPK) sporą estymą i nie jest poddana atakowi mimo że pisze takie niepopularne rzeczy że aż powinno ZPK zatykać z wrażenia.
Kurczak tu tylko zimnym prowokatorem, takim śladem trotylu, który zawsze pieprznie gdy detonatorem są wzajemne animozje i nielubienia.
Jak w naszej krajowej polityce. A wystarczyłoby czytać ze zrozumieniem, ale spokojnie, bez buzowania, z dociekliwością, ciekawością i równą życzliwością a nie dawać przy byle okazji upustu własnym frustracjom.
Niesmaczne to, niefajne, śmieszne, smutne.
Ale czyta się doskonale!!! :))
Proponuję pojednawczy cmok, widziałem takie w wykonaniu pań, więc może opiszę.
Trzeba stanąć twarzą w twarz w bezpiecznej odległości, tak z 70cm, ręce opuszczone wzdłuż tułowia, głowy zbliżają się do siebie, w momencie poprzedzającym utratę równowagi policzki już stykają się ze sobą, usta zawieszone w zapoliczkowej przestrzeni w tym momencie robią ciup, wydając jednocześnie radosne cmok. Dla większej zgody zabieg powtarzamy na przeciwległych policzkach.
A mój wpis jest testem na zrozumienie czytanego tekstu.
Jak kto nie zrozumie, niech sobie rozrysuje.
Kocie, pozdrów swoją Starą!!
I przepraszam za wizytę.
Młodzież w końcu znalazła sobie zajęcie: poszli malować kancelarię. Farba byla, po dogłębnych naradach i konsultacjach – wszyscy zabierali głos na FB, a Sylwia mi referowała – zakupiona wcześniej, więc dzieci mają czym i w co się bawić. Część sypialna ma być wrzosowa (?), a kuchenna zielona – właściwie to nie jestem pewna, pójdę oglądać jak skończą. Zdaje się, że w planie jest potem odbicie dłoni malarzy na ścianie.
W przerwie między pokojem a kuchnią zjedli żurek i właściwie im wystarczył za obiad. Tort orzechowy będzie na deser po kolacji, albo też i zamiast.
Ja piekłam słone paluszki i ciasteczka – kopertki z kawałkami jabłek, wszystko z reszty ciasta serowego, zrobilam go bez mała 3 kilogramy, więc miałam co przerabiać. To takie ciasto do wszystkiego: ile białego sera, tyle mąki i tyle masła (albo inszej margaryny). Piekę je w 170*C. Mozna też użyć w części innych serów, jakiś ostrych topionych, paprykowych itp., wtedy paluszki są typu piwoszki.
To ciasto samo w sobie po upieczeniu jest nieco podobne do francuskiego, więc z resztki upiekłam jeszcze kilkadziesiąt krążków (takich wycinanych szklanką) i przełożę je masą tortową, jaka zostanie.
Antek 😈 😈 😈
Pozdrowienia przekaze Starej.
Nie tylko dla optymistów. http://www.youtube.com/watch?v=5B2yeDYgPfY
W ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego wieku jedna z mieszkanek mojej wioski poprosiła mnie o przetłumaczenie i wypełnienie różnych formularzy dotyczących pobytu jej ojca w wojsku w GB w czasie II WW. Rodzina liczyła na jakieś odszkodowanie i sprawa była dość poufna, pewnie dlatego przyszła z tym do mnie, zawszeć ja jednak nietutejsza i na ploty po wsi nie chodzę. Nie wiem jak to się skończyło, ale po kilku miesiącach, jesienią, zostałam obdarowana wielkim kogutem, na szczęście już ukatrupionym, choć jeszcze w piórach (- paniusia kupi gąskę, już oskubana, tylko zabić nie miałam serca! -). Na oko wyglądał jak dorosły karmazyn (Rhohe Island Red) i pomyślałam, że takie ptaszysko nadaje się tylko na rosół, bo taki wielki kogut musi być stary i łykowaty, pamiętałam to z wakacyjnych wspomnień, kiedy to w niedzielę był rosół, a potem do czwartku potrawka. Jasne, że na ten rosół były kupowane wszystkie wybrakowane kury i koguty z siąsiedztwa, a jak się trafiły kurczaki na pieczyste, to też były raczej wybiegane, wręcz wyścigowe w typie. Wedle przysłowia, że jak chłop je kurę, to albo chłop chory albo kura. A letnicy wszystko zjedzą.
Oskubałam koguta i rzeczywiscie zrobiłam z niego rosół. Tyle, że kogut był nie tylko wielki, ale i tłusty, i doskonale umięśniony. W sumie tak dobrego kuraka w życiu nie jadłam. Przy okazji poszłam podziękować za taki prezent, no i wyjasniło się, ze to wielkie ptaszysko to był kilkumiesięczny brojler! Wychowany absolutnie wolnowybiegowo i na ekologicznych-tradycyjnych do bólu paszach (w tym gospodarstwie nawet zboże jeszcze żęto sierpem!). Jedyne ustępstwo na rzecz nowoczesności to było to, że był z wylęgarni, a nie spod kwoki.
Antek – rozumiem.
Nie biorę już udziału w rodzinnych spotkaniach cmentarnych, ale przyjmuję wizyty – około cmentarne. Fajnie, jak wpada kuzynka, której się nie widziało ćwierć wieku i która mieszając energicznie herbatę w filiżance rzuca od niechcenia „Nigdzie Ciebie nie widać; tak sobie myślałam, czy ty żyjesz jeszcze…Ale na grobie o Tobie nie piszą, więc wpadłam”. Miło mi się zrobiło, jak cholera. Na wszelki wypadek dałam jej dwie wizytówki z kąśliwą nieco uwagą: „Zadzwoń kiedyś. Telefony w Polsce nie są już takie drogie”.
Zatkało mnie mnie z wrażenia 🙂
Antek 🙂
Karze czy każe zweryfikować?
Czepiam się, ale nie pisałeś, nie dzwoniłeś…
Ciekawy wywiad – przy dzisiejszej okazji.
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,12777842,_Nie_wpatruj_sie_w_smierc____mowi_prof__Mikolejko.html
P.S. Antku – Pojednawcy są beztronni i nie używają trotylu. Czy to prawda?
No mas, por favor.
No, dobrze, że Antek – też odległy od obu-trzech tych tam, rozumie i nierozumiejących, i tych rozumiejących. Zdolniacha 😉
Placku,
nie karz mnie! Możesz mi co najwyżej kazać 😉
Dan,
współczuję. Ja taką traumę przeżyłam jako kikuletnie dziecko (na moich oczach ukochany pies wyzionął ducha) i już potem nigdy nie chciałam mieć żadnego zwierzaka domowego. Na szczęście wszystkich innych było zawsze sporo, tyle, że nie moje.
No a teraz przychodzą leśnie (wczoraj skunks) i tylko komposter im zostawiam otwarty. Jak zamknę – szopy pracze i tak mi odkręcą wieko (przy okazji niszcząc), więc co mi tam, niech ta restauracja jest otwarta. Kości i mięsne resztki obkrawane wynoszę do lasu.
Oto przemowil Antek!
Wzniose za Ciebie Antek – o stosownej porze.
Nowy, pozdrowienia dla Ani i zycze przy okazji, aby Wam sie jeszcze co nieco udalo razem, podczas Twojego pobytu tu.
Eh, mamy z tymi kotami.
Dan zaluje kotke co odeszla, a my drzymy o kotke, co w nocy wokolo domu chodzi i popiskuje. Nie ma jej juz od niedzieli, bo za zadna cene nie chce wejsc do budynku, a teraz juz tak zdziczala, ze nie mozna do niej nawet podejsc na pare krokow. Za chwile zejde na dol z karma i mlekiem i poloze pod balkonem na parterze.
„Sznytki ze smalcem” ?
Oraz „pańska skórka” – warszawiacy podobno wiedzą.
Pepe, przeciez ta Wasza kotka nie mogla zdziczec od niedzieli, stracila zaufanie przez przeprowadzke, musicie chyba zadzwonic po specjalistow i co jest z ta drabina, ktora jej zafundowales z drugiego pietra?
Tradycyjnie w te dwa dni wspomnieniowo – żałobne nie włączamy ani radia, ani telewizora. Nie znoszę programów okolicznościowych, akcyjnych itp (1.IX – szkoła i „wrzesień żagwiący”, 17 wrzesień – atak sowiecki itd itp – wszystkie stacje o tym samym, aż do ostatnich dni sierpnia, kiedy to wszyscy czczą „Solidarność”. A we nie siedzi polska przekora; siedzi i strasznie się krzywi. Czy ktoś w pozostałe dni roku dba o Rossę? O polskie cmentarze wojskowe? O zapomniane mogiły? Ponoć MSZ nie daje pieniędzy na polskie cmentarze w Afryce i w Azji Środkowej. A te dwa dni pełne są takiej tematyki, mrocznej sztuki, żałobnej muzyki i ociekających ckliwością wypowiedzi prominentów. Więc posłuchałam sobie Okudżawy, Wysockiego i Niemena, zajrzałam na blog, pogadałam z tym i owym i teraz wsłuchuję się w przyjazną ciszę domu. Przed snem posłucham sobie czegoś tak pogodnego, jak Vivaldi albo Smetana albo nawet Kalman.
Była dziś pańska skórka i obwarzanki, ale nie widziałam waty cukrowej. Ja tego jednak nie jadam.
Tłok na Cmentarzu Bródnowskim był wyjątkowy, na prawdę nie pamiętam takiego nigdy. Wyjście zajęło mi prawie 40 minut! Na Powązkach byłam po południu, niestety już w deszczu i zapadającym mroku, ale nie było żadnego problemu z wejściem, a nawet zaparkowaniem samochodu. Cmentarz Ewangelicki, zwykle bardzo urokliwy, dziś wydał się ciemny i pusty.
Witam,
http://www.youtube.com/watch?v=P8wRaQN83wQ
Dan,
przykro mi z powodu odejścia Twojego kota.
U nas w domu jest teraz hospicjum dla naszej Suni. Mieszka z nami praktycznie od początku zamieszkania na wsi. Przyszła do nas i została. Zakochana bez pamięci w moim mężu. Sporo z nami podróżowała. Między innymi Paryż, Rzym, Bretania, Normandia, Luksemburg. Że o Polsce nie wspomnę. W tej chwili jest kompletnie zdemenciała. Niewiele widzi, niewiele słyszy. Są momenty, kiedy wydaje nam się, że odchodzi. Wtedy tym bardziej się o nią troszczymy. A ona, jakby czerpała siły z naszej troski i nabiera sił. Trudno powiedzieć ile to jeszcze potrwa. Oba koty, Sokrates (rudy) i Szaman (czarny) odnoszą się do niej z respektem. I nawet nie protestują, kiedy w chwilach przypływu energii, odgania je od ich własnych misek.
Nie jest łatwo patrzeć na odchodzenie bezradnego i bezbronnego przyjaciela.
yurku,
cieszę się, że Cię żadne złe wichry nie porwały 🙂
Co z Miodzio?
Pyro,
pokazywano, dla mnie piękne, zapalanie świec w lasach, gdzie miały miejsce bitwy. Z komentarzem, że narodowość żołnierzy nie ma znaczenia
Na naszym wiejskim cmentarzu jest grób przywódcy Powstania Wielkopolskiego Dowbora – Muśnickiego. Jest też mogiła jego córki Janiny Lewandowskiej, pilotki, jedynej kobiety zamordowanej w Katyniu.
Zwykle zabieramy naszych gości na ten cmentarz. Byli tam też Cichalowie.
Zwrócili uwagę na coś, na co my już dawno nie zwracamy uwagi, bo jest to dla nas oczywiste i naturalne. Byli zaskoczeni tym, że w jednym miejscu wiszą sobie spokojnie, do wspólnego użytku, narzędzia do utrzymania porządku na cmentarzu. Że nikt nie kradnie kwiatów. Cichalowie twierdzili, że w Krakowie byłoby to niemożliwe.
Zapalilismy znicz na grobie sasiada, bo wiecej ich tu nie mamy, a na grobie matki bylismy w niedziele, bo to daleko, a na czasie byl dzien jej urodzin.
Doroto, drabinka jest i cwiczylismy. W niedziele do poludnia jeszcze wynosilem kotke dwa razy i poszlo tak dobrze, ze nie mialem watpliwosci, ze pojela o co chodzi. A chodzi o to, zeby wskoczyla na drabinke, co jest przywiazana do pnia (1,60 m), co jest pomocne do pokonania fragmentu dosc stromego kawalka, bo potem sa galezie. Na balkom moze sie dostac pozioma kladka przymocowana do balustrady, tego wszystkiego 1,20 m. W czasie cwiczen wszystko szlo dobrze, a teraz nie. Wejdzie tak wysoko, ze da susa na balkon pod nami i placze. I co zrobisz, nic nie zrobisz.
A specjalista? Chyba tylko ten z wiatrowka, co strzela pociskami usypiajacymi.
Na razie nie bede sie wyglupial.
za zdrowie wędrowca na szlaku!
I za nich!
http://www.youtube.com/watch?v=NodjtitDftI&feature=related
Już po raz 6 musiałam prosić znajomych mieszkających na Winogradach, żeby niejako ode mnie zapalili na Cytadeli znicz dla Iwana – tego, który mnie wyniósł z ognia i zginął tydzień później. Kiedyś odwiedzałam te groby kilka razy w roku, teraz nie mogę.
Opowiedziano mi dzisiaj zabawną (i autentyczną) anegdotę.
Nasz powinowata obchodzi urodziny 1 listopada, więc zadzwoniłam z życzeniami, a tam śmichy – chichy i pytają czy wiem, że Teresa i owszem – urodziła się 1 listopada ale w dokumentach ma 12 grudnia. Było zaś tak, że jej Ojciec nie poszedł zgłosić urodzenia dziecka i wybrał się do urzędu dopiero w styczniu. Groziła mu jakaś wielka kara ale miał tam znajomą urzędniczkę, która wyliczyła, że ostatnim dniem bez grzywny w jakim mogło urodzić się dziecko, był 12 grudnia – 11-go już byłby karany za brak rejestracji potomka – nie bardzo ludzie z Podola stosowali się do urzędniczego prawa. Tym sposobem Lena ma dokumentacyjnie teściową młodszą o 6 tygodni w stosunku do stanu faktycznego.
Pepe to wiesz jak spedzisz dzisiejsza noc: butla grogu, cieple ubranie, kocyk, na drzewo i czule przemowy do kota moze przyjdzie.
Byłem jeszcze pogadać z przodkami, po ciemku są bardziej na luzie.
Placku, przepraszam za milczenie, zgubiłem notesik. 🙁
Mógłbym beztronnie, ale zgodnie z życzeniem, nic więcej.
Używają – wypsnęło się…
Na wszelki wypadek sprawdź czy kara stoi przed domem.
W niedzielę, dwa tygodnie temu, musieliśmy uśpić Hubala, konia mojego syna. Miałam nadzieję, że zrobię to zaraz po jego wyjeździe -miał w niedzielę wracać do Warszawy – i wyjeżdzie większości gosci. Umówiłam się z weterynarzem już w sobotę, kiedy stalo się jasne, że nie ma szans na wyzdrowienie. Tymczasem mój syn postanowił wracać w dzień, co bylo rozsądne, bo jechał na motocyklu, czyli przełożył wyjazd na poniedziałek rano. Ponieważ koń się już wyraźnie męczył, powiedziałam Markowi, że uzgodnilam z lekarzem jego uśpienie i poproszę go, żeby przyjechał mozliwie szybko. Serce mi się kroiło jak widziałam Marka żegnającego się z Hubalem. Stali obaj przytuleni do siebie.
Przyjechal lekarz, Paweł od Oli też jeszcze był i pomagał. Marek napisał na FB tak: „wczoraj zjadł ze mną jabłuszko na pół, trzymałem go jak zasypiał 🙁 Był wolny zgodnie z jego końską naturą, a teraz będzie z Michałem sobie śmigał jak w filmie TOP GAN, Michał na moto wzdłuż pastwiska 🙂 ” Michał -to Marka przyjaciel i nasz kowal, ktory zabił się w ubiegłym roku.
Hubal, z racji swojej urody i niepokornego charakteru (niepokorny charakter miał chyba po majorze Dobrzańskim, trzeba uważać jak się konia nazywa!), byl koniem dość znanym w kręgu koniarzy. Leśniczyna napisała o nim tak: „Z bólem informujemy, że na wiecznie zielone pastwiska odszedł od nas Hubal – zwany „Czubkiem”.
Koń jedyny w swoim rodzaju, który nie jednemu „wybitnemu” jeźdźcowi przypominał o potędze i sile tych pięknych zwierząt… i uczył pokory.
Nigdy Cie nie zapomnimy”
Mam dwa koty. Przychodzą na drugie śniadanie, potem leżą obok pieca wygrzewając się i mrucząc. Po szkole oddaję koty sześcioletniej sąsiadce . Czyż nie jest to piękne – mieć kota ( a nawet dwa ) i nie mieć kota?
Na wiosnę jak przywiozą do GS-u małe kurczaczki to sobie założę hodowlę zagrodową drobiu Zagrodę już posiadam tyle tylko , że zamiast psa mam kota . A właściwie to go nie mam. Antek pożyczysz psa na 56 dni? Jak utnę i oskubię to go oddam.
Żabo – no, to łyczek za pamięć o Hubalu, raczej o dwóch Hubalach. Gdzie był koński raj – chyba na łąkach Tessalii?
Pozdrów Żabo piękną amazonkę – Leśniczynę. Pysznie prezentuje się w siodle.
Marku – prędzej uwierzę, że kurczak Tobie uciął łeb, niż w to, że Ty kurczakowi.
To znowu ja…
Też mieszkam od wielu lat zagranicą i od wielu lat 1 listopada myślę sobie o tym naszym święcie. Zawsze wydaje mi się, że to takie nasze, ładne, godne, bo tak to święto odbieram. Wspominane tutaj były koty naszych Blogowiczów, które już hasają gdzieś w lepszym świecie…
Ja chcę wspomnieć jednego z naszych Blogowiczów, który rozwesela teraz tych, którzy przed lub po Nim przenieśli się w tamtą stronę.
Komentarzy Pana Lulka zawsze mi będzie brakować….
I żałuję bardzo, że nie zdążyłem Go poznać osobiście…
Misiu, nie posiadam psa ni kota ani innego zwierza które żywe jest. A gdybym miał…. byś mu uciął i oskubał??
Nie!
Kura już od dawna niebezpiecznym jest tematem, czego dowodem znaleziony w archiwach list.
Pułkownik Michał Wołodyjowski
Do Pana Hetmana Jana Sobieskiego
Przewodniczącego Narodowej Rady Obrony
Jaśnie Panie Hetmanie, zgodnie z rozporządzeniem Pańskiem zorganizowałem we Chreptiowie rozdawnictwo bezpłatnej zupki dla ubogiego rycerstwa, tako zwanej „kuroniówki”, gdyż gotowanej głównie na kurach padłszych ode kurzego moru, za co zresztą obarczyliśmy odpowiedzialnością poprzednią ekipę, która natychmiast zwaliła winę na zniszczenia wojenne sprzed 50 laty, co sprawę pomoru umorzyło. Jako pierwszy ubogi głodny rycerz zjawił się oczywiście ów stary pieczeniarz pan Zagłoba, ze świadectwem ubóstwa w jednej, a z chochlą w drugiej dłoni. I wychłeptał z marszu od razu dwa litry, ale zaraz je wielkodusznie zwrócił do kotła i gębę czapką wytarłwszy, oświadczył szlachetnie, że rezygnuje z onej darmochy na rzecz uboższych kolegów. co widząc inni oficyjerowie również wyrzekli się pośpiesznie zupki, przeto nazajutrz zaproponowaliśmy ją prostym dragonom, a moja Basieńka nawet wywiesiła afisz, zawiadamiający iż pani komendantowa osobiście żołnierstwu zupy dawać będzie. Niestety, niewczesny jajarz, pan Motowidło, natychmiast dokonał na onym plakacie dość prostej poprawki, w rezultacie której Baśka moja po półtorej godzinie dopiero zorientowała się, iż daje onemu żołdackiemu chamstwu nie to, co dawać miała. Że zaś w międzyczasie zupa skisła, przeto wylaliśmy ją do Dniestru i teraz żadna wataha ode multańskiej strony przeprawić się już nie śmie, prócz słynnego grasanta Azji Beja, ale ów ma polipy w nosie i żaden smród mu niestraszny, czym wielką wszystkich kresowych wojowników wzbudza zazdrość i nie mniejszą w nich budzi estymę. O czym słusznie donosząc, służby swoje powolne Panu Hetmanowi polecam
Pułkownik Wołodyjowski,
Tego wzrostu, co Żukrowski
Oraz mąż wesołej Basi
Co gdy gruchnie, świece gasi.
Autorem tekstu jest Andrzej Waligórski.
Dobranoc!
@antek ante portas
a berlinskie nieboszczyki utknely u @pyry na dobre;
moze to jaki magnetyzm, albo i fluida sarmatow?
polacy = „dziady”?
Dobry wieczór Blogu!
Ciastko z nitrogliceryną, skakanka i na dwór!
To był jeden z (niezrealizowanych) pomysłów mojego kolegi ze studiów snującego wizje przyszłej rodziny i ewentualnych trudności wychowawczych z przychówkiem 😉
Tak mi się luźno skojarzyło (Antku, 😀 ), żeby nie było, że mam kogoś konkretnego na myśli.
Dan,
bardzo Ci współczuję. Kot jako szczególny członek rodziny zostawia po sobie wspomnienia doznań, jakich nie otrzymuje się od innych stworzeń z ludźmi włącznie. No, bo kto Ci na przykład w środku nocy wskoczy wszystkimi czterema łapami na brzuch, przeczołga wyżej, wtuli nos w podbródek i będzie kwadransami mruczał kołysankę, a rano znajdziesz na poduszce obok Twojej głowy prezent – nieżywą mysz…
Opowiedz coś o Twojej kotce, jeśli masz siły i ochotę, chętnie ją sobie wyobrażę.
Mój starszy kot (17 lat) wybierał się jakby latem do krainy wiecznych łowów, ale mu przeszło samo z siebie (demencja pozostała) i ma się na razie dobrze, ale wiem, z czym musimy się liczyć. Współczuję każdemu, kto musi przeżyć odejście bliskiego mu stworzenia, do którego się przywiązał i spędził z nim całe lata, i podziwiam oraz szanuję gotowość do towarzyszenia mu aż do smutnego, ale godnego końca.
Pepegorze,
masz zgryz z kotem, ale póki nie ma mrozów, to się za bardzo nie przejmuj. Twoja kotka trzyma się przynajmniej okolicy nowego zamieszkania i nie wyruszyła w podróż powrotną. Może za parę dni pojmie, na który balkon ma wracać, a jak nie, to musisz ją chyba jakoś złapać i trzymać w domu.
Nowy,
to dla nowych na blogu, sznureczek.
Dzisiaj między innymi, którzy odeszli, o Panu Lulku myślałam, świeczkę zapaliłam. On tam się chyba nieźle bawi w niebiesiech 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/
Jak jestem na Wszystkich Swietych w Berlinie to chodze na groby polskich lotnikow, ktorzy sluzyli przy RAF-ie i sa pochowani na Cmentarzu Militarnym, ktorego teren nalezy do Wielkiej Brytanii. Dzisiaj tez tam bylam, najstarszy z nich mial 26 lat a zgineli w ostanich miesiacach wojny.
@doro :
zawsze na medal 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_5499.jpg
http://www.youtube.com/watch?v=lY991-PwIy0
Zapaliliśmy dzisiaj na radzieckich grobach, jak kondominium jakieś.
Anteczku, powiedz Antkowej (z ukłonami 🙂 ) że, prawie, Cię ubóstwiam, o czym poinformowałam pana męża 😎
Prawie robi ogromną różnicę
Żaba, bo Cię żabnę 😆
po uporzadkowaniu trzech grobow(2 procent stanu obecnego; zadanie syzyfowe)
i postawieniu diablu ogarka, otwieram sobie butelke wegrzyna
i pije zdrowie tych co tam i tych co tutaj.
Niedobitki młodzieży kończą wycinanie dyń. W sumie wycieli ich cztery, To nie są dynie halloweenowe a dynie mmenaszkowe, czyli Leśniczynowo-urodzinowe. Wykorzystali, ze Leśniczyna pojechała na trochę do domu i napuscili Pawła od Sylwii (nowa postać), żeby nabyl po znajomości dynie. Tenże pognał do Połczyna i wrócił z czterema dużymi dyniami, kilkunastoma małymi i malutkimi ozdobnymi i workiem buraczków. Buraczki gratis. Jak to sie mawia we Francji? Starający i psu domowemu sie stara przypodobać?
Jedna dynia ma szeroki uśmiech i trzyma w zębach malutką dynię, też wydrążoną, a jedna jest po prostu ażurowa, bo wycięte są w niej imiona wszystkich wycinających, a nawet moje. Duża zielona ma tylko prowokacyjnie wycięty listek wiadomego zielska.
No, to żab!
Chcesz, to masz 😀 Czujesz moje mocarne (kilogram mi przytył 😯 ) żabienie?
O.K. czuję się zżabiona. Tym samym wpełzam pod kordełkę.
BRA!
To ja też, pod moją, dobranoc 🙂
ja może tak mniej tradycyjnie bo gęś owsianą kupuję dość regularnie w befsztyku, co prawda mrożoną ale jest świetna, największym problemem było aby ją w ogóle w wawie dostać ale się udało 🙂