Smakowity koniec tygodnia

Miniony tydzień był wyjątkowo smakowity. O niektórych wydarzeniach już pisałem a o innych będę opowiadał w najbliższych dniach. Dziś chciałbym zrelacjonować dwa wydarzenia z pogranicza kuchni i kultury.


W Warszawie (a także w Poznaniu i Gdyni) odbyła się czwarta edycja „Kuchnia+ food fest” czyli przegląd filmów kulinarnych z całego świata. Tak jak w latach ubiegłych projekcjom towarzyszyły spotkania z twórcami, bohaterami filmów a także kiermasz produktów spożywczych cieszących się poparciem Slow Food, warsztaty kulinarne dla dzieci, kiermasze książek.
Przegląd był nadzwyczaj udany a – moim zdaniem – największą jego zaletą był fakt rozszerzenia imprezy na dwa kolejne miasta. Już nie tylko mieszkańcy Warszawy mogli uczestniczyć w tym wydarzeniu pokazującym, że gotowanie jest prawdziwą sztuką. Wszystkie filmy przeglądu można będzie obejrzeć w kanale Kuchnia+. Tyle tylko, że trzeba pilnie śledzić programy drukowane w gazetach.
Z obejrzanych obrazów poleciłbym najbardziej dwa, które na mnie wywarły największe wrażenie. Zarówno ich tematy jak i świetny warsztat filmowy. Pierwszy to „Niebo w gębie” francuski film w reżyserii Christiana Vincent oparty na biografii Daniele Mazet-Delpeuch  – wspaniałej kobiety z Dordonii, która w niespodziewany dla siebie sposób została osobistą kucharką prezydenta Mitteranda. Przez dwa lata gotowała w Pałacu Elizejskim dania dawnej często zapomnianej już francuskiej kuchni domowej ku radości i zadowoleniu prezydenta Francji i wąskiego grona jego gości. Przez cały ten czas, w gęstniejącej atmosferze niechęci a nawet nienawiści, walczyła o swoją zawodową niezależność z kucharzami Pałacu Elizejskiego, którzy poczuli się urażeni w swych zawodowych ambicjach. Załogę kuchni pałacowej stanowili sami mężczyźni, przedstawiciele francuskiej Marynarki Wojennej. Po dwóch latach wojen podjazdowych gospodyni z Dordonii poddała się. A na kurację skołatanych nerwów udała się na Antarktydę, gdzie przez kolejne 14 miesięcy gotowała dla francuskich polarników.
Gościem tej projekcji była sama bohaterka filmu.  Daniele Mazet-Delpeuch okazała się równie sympatyczna, inteligentna i dowcipna jak jej ekranowe wcielenie grane przez Catherine Frot. Rozmowa z Daniele trwała niemal tyle czasu jak projekcja dzieła.
Drugi film godny szczególnej uwagi  – co znając moje uwielbienie dla wina nikogo nie zdziwi – to obraz reż. Giuli Graglia  „Natura, kobiety i wino”. To dzieło dokumentalne czyli portret czterech fascynujących kobiet, które przebojem wdarły się do świata winiarzy zdominowanego i to od stuleci przez mężczyzn. Dora Forsoni z Toskanii, Nicoletta Bocca z Piemontu, Elisabetta Foradori z Alto Adige i Arianna Occhipinti z Sycylii robią swoje wina niejako pod prąd głównych trendów współczesnego winiarstwa. Bez nawozów sztucznych, bez pestycydów czyli metodami jak najbardziej naturalnymi. A mimo to – choć chce się powiedzieć, że właśnie dlatego – zdobyły rynek. Oglądanie zwykłych dni w ich winnicach jest pasjonujące. A same bohaterki pokazane podczas ciężkiej fizycznej pracy zarażają swoją pasją widzów, którzy nabierają ochoty na spróbowanie ich win. Podobno jest to możliwe. Są importerzy sprowadzający wina Foradori i Occhipinti. Wybieram się więc na poszukiwania, by wypić za zdrowie wszystkich czterech dzielnych Włoszek.
Konkurencyjną imprezą dla festiwalu filmowego były doroczne Dni Herbaty. Przez dwa dni w dwóch stołecznych lokalach: „T-barze” i mieszczącym się po przeciwnej stronie ulicy Szpitalnej barze o niezbyt odpowiedniej w  tej branży nazwie – „Pies czy Suka” odbywały się herbaciane wystawy fotografii, malarstwa, koncerty jazzowe i muzyki pop, gotowanie połączone z degustacją dań opartych na herbacie (Stefan Lanz ze Szwajcarii), spotkania z herbacianymi fachowcami opowiadającymi o nowych produktach a także o historii tego napoju. Głównymi gośćmi Dni byli – dobrze znani już herbaciarzom w Polsce – Merill i Dilhan Fernando ze Sri Lanki. Prowadzili oni warsztaty degustacyjne przy okazji premiery tegorocznych zbiorów Uva Seasonal Flush  czyli wspaniałej herbaty z Cejlonu.
Rozdarty między imprezami festiwalowymi a herbacianymi dopiero w niedzielę wieczorem uspokoiłem skołatane nerwy odwiedzając Królikarnię, gdzie – też polecam mimo, że to pokarm wyłącznie dla ducha – obejrzałem bardzo interesującą wystawę prac Sary Lipskiej (1882 – 1973), partnerki Xawerego Dunikowskiego, przyjaciółki Antoniego  Cierplikowskiego, Diagilewa i Lifara wybitej polskiej malarki, scenografki  i projektantki kostiumów, działającej w Paryżu. To pierwsza ekspozycja jej dzieł w Polsce.