Dorszowa rewolucja
Są tematy o których warto czytac i po sto razy. Zwłaszcza gdy autor jest najwybitniejszym historykiem kultury materialnej, a tak mawia się o Braudelu.
„Prawdziwym przewrotem stała się eksploatacja dorsza, trwająca na wielką skalę od końca XV wieku u wybrzeży Nowego Świata. W wyniku rywalizacji, jaka się wówczas rozpętała, silniejsi przegnali słabych, Baskowie zostali wyeliminowani, a dostęp do bogatych łowisk uzyskały państwa posiadające potężną flotę – Anglia, Holandia i Francja.
Poważnym problemem było konserwowanie i transport ryby. Dorsza sprawiano i solono na pokładzie statku albo też suszono na lądzie. Dorsz tak zwany zielony „jest świeżo solony i jeszcze mokry”. Statki wyspecjalizo?wane w tych połowach są niewielkie, zatrudniają 10 – 12 rybaków oraz marynarzy, którzy patroszą i solą rybę w ładowni wypełnionej czasem aż po belki pokładu. Po dotarciu do łowisk statki te dryfują swobodnie, inaczej niż duże żaglowce, które przywożą suszonego dorsza. Zarzucają one kotwicę u wybrzeży Nowej Fundlandii, po czym połowy odbywają się na łodziach. Rybę suszy się na lądzie według skomplikowanej procedury, którą opisał Savary.
Każdy żaglowiec musi zaopatrzyć się przed wyjazdem w sól, żywność, mąkę, wino, alkohol, wędki i haczyki. Jeszcze na początku XVII w. rybacy z Norwegii i Danii pływali po sól aż do Sanlucar de Barrameda pod Sewillą.
Brali ją, naturalnie, na kredyt, a należność spłacali rybami po powrocie z Ameryki.
W XVI i XVII wieku, stuleciach dobrej koniunktury, do La Rochelle zawijają co wiosnę żaglowce o pojemności setek ton. Ładownie muszą być duże: „dorsz nie jest ciężki, ale zajmuje dużo miejsca”. Załoga liczy 20 – 25 osób; ta niewdzięczna praca wymaga wiele wysiłku. Właściciel statku zawiera u notariusza umowę z „kupcem-zaopatrzeniowcem”, który daje mu na kredyt mąkę, sprzęt, napoje i sól. Mały port Olonne koło La Rochelle wyposaża setki żaglowców i co roku wysyła na drugi kraniec oceanu tysiące ludzi. Miasto liczy zaledwie 3000 mieszkańców, toteż właściciele statków muszą gdzie indziej szukać marynarzy, czasem aż w Hiszpanii. Po wyruszeniu statków z portu wyłożone przez mieszczan pieniądze zdane są na szczęśliwy los przy połowach i żegludze. Spłacone zostaną dopiero po powrocie, najwcześniej w czerwcu. Te statki, które wrócą pierwsze, czeka zresztą fantastyczna nagroda. Wśród zgiełku, sprzeczek i uścisków dłoni zwycięskiego żeglarza otaczają w oberży tłumy mieszczan. Sukces bardzo popłaca, bo wszyscy przecież czekają na świeżą rybę: „czyż nie jest wyborna?” Bywa, że zwycięzca sprzedaje „małą setkę” dorszy (100 – 110 sztuk) za 60 liwrów, a parę dni później sprzedaje się ich tysiące najwyżej za 30. Zwykle wygrywa któryś ze statków z Olonne, przywykłych do dwóch podróży rocznie, we wczesnym i późnym sezonie, i do ryzyka pospiesznego opuszczenia łowisk w przypadku złej pogody.
Dorsze gromadzą się na ogromnej piaskowej ławicy u wybrzeży Nowej Fundlandii, olbrzymiej podmorskiej wyżynie ledwo przykrytej wodą, gdzie -przeżywają, by tak rzec, swoje wielkie dni; takie ich mnóstwo, że rybacy wszelkich nacji, którzy się tam spotykają, zajęci są od świtu do nocy zarzucaniem i wyciąganiem wędek, patroszeniem wyłowionego dorsza i nadziewaniem jego wnętrzności na haczyk, żeby złowić następnego. Jeden wędkarz wyciąga czasem do 300, 400 ryb dziennie. Kiedy wyczerpuje się żywność, która je w to miejsce zwabiła, dorsze rozpraszają się i wydają wojnę merlinom, na które są bardzo łase. Dzięki tym łowom merliny często zapędzają się w ucieczce z powrotem na nasze [europejskie] wybrzeża.”
Dysponujemy garstką wyrywkowych danych z końca XVIII wieku na temat połowów dorsza we Francji, Anglii i Stanach Zjednoczonych. W roku 1773 zmobilizowały one 264 statki francuskie (25 000 beczek pojemności i 10000 załogi), w 1775 – 400 statków angielskich (36000 beczek i 24000 załogi). Czyli w sumie 1329 statków, 86000 beczek i 55 000 ludzi, którzy wyłowili około 80000 ton ryby. Jeśli weźmiemy pod uwagę Holendrów i innych rybaków europejskich, dojdziemy, lekko licząc, do 1500 statków i 90000 ton dorsza.
Wiemy dość dokładnie, jak wyglądało zaopatrzenie Paryża w „zielonego” (albo „białego”, jak również mówiono) dorsza. Po pierwszych połowach (wyjazd w styczniu, powrót w lipcu) dostawy są stosunkowo nieduże, po drugich (wyjazd z marcu, powrót w listopadzie lub w grudniu) bardziej obfite, ale już gdzieś w kwietniu kończy się ryba na rynku. Przez trzy miesiące – kwiecień, maj, czerwiec – brak jej w całej Francji, „a przecież w tym okresie niewiele jest jeszcze jarzyn, jaja są drogie, a ryb słodkowodnych jada się mało”. Rośnie wówczas gwałtownie atrakcyjność i cena dorsza łowionego przez Anglików u ich własnych wybrzeży i sprowadzanego do Paryża przez port w Dieppe, który tylko pośredniczy w tym handlu.
Dla Europy były prawdziwą manną z nieba. W marcu 1791 roku zawijają do Lizbony 54 angielskie statki z ładunkiem 48 110 kwintali dorsza. „Jakież ogromne zyski ciągną Anglicy z tego jednego towaru!” W Hiszpanii w roku 1717 roczne wydatki na konsumpcję dorsza przekraczają 2400000 piastrów. Jak wszystkie ryby przeznaczone do bezpośredniego spożycia dorsz psuje się jednak w drodze i staje wprost obrzydliwy. Woda, w której się moczy ryby, tak śmierdzi, że wolno ją wylewać do ścieku tylko w nocy. Nie dziwią nas więc słowa pewnej służącej (1636): „Wolę karnawał od Wielkiego Postu (…), wolę widzieć w moim garnku dobrą grubą kiszkę i cztery szynki niż obmierzłego dorsza!”
Dorsz jest bowiem nieuniknionym pożywieniem w czasie postu, a także strawą ubogich, „jadłem mularczyków”, jak powiada XVI-wieczny autor.”
Czyżbym był mularczykiem – bardzo lubię bowiem dorsze!
Komentarze
Dzien dobry,
Nemo, Ani Mlodej Pyrze, Ani Nowego i wszystkim Aniom i Haniom najlepszego!
Aniom i Haniom – wszystkiego najlepszego!!!
http://www.youtube.com/watch?v=s7wD_69C3Bs
Kto po górach niestrudzenie wędruje,
warzyw rozmaitość hoduje,
żabnicę skropioną koniakiem serwuje ?
Pranie suszy w alpejskim słońcu,
a na rowerze nie daje się gorącu.
Zagubionym wędrowcom drogę wskaże,
bergamotowy olejek Pyrze prześle w darze.
To Nemo,która dzisiaj świętuje,
ciekawe więc,jaki obiad
w południe ugotuje ?
Dla Nemo i wszystkich około blogowych Solenizantek 100 lat !
Jedna z większych nadbałtyckich przyjemności to świeży dorsz
prosto z patelni 🙂
Dzień dobry,
Dla Nemo, Młodej Pyry i innych blogowych Ań imieninowo wszystkiego najlepszego!
Zapowiada się kolejny piękny słoneczny dzień.
http://www.youtube.com/watch?v=FPmDhWBGOJ0 🙂
Zaliczyłam już piesko – zakupowy spacer i tym samym wyczerpałam limit wyjść z domu na dzień dzisiejszy. Okno zaciemnione, pouchylane w całym mieszkaniu, balkon jak szeroko – i – ani listek nie drgnie.
Świętuje Nemo, moje Młodsza i Ania kwietna – Nowego i Ania PaOLOre i Ania Sławka (czyli Rudy) i czytająca nas wiernie, chociaż nie pisząca – Ania z Toronto. Wieczorny toast będzie więc gwarny, a żeby dla wszystkich solenizantek starczyło, zrobię dzbanek kruszonu owocowego i duuużo lodu.
Wracam do „adremu”.
Dorsze lubię, kocham i szanuję, tudzież wdzięczność im winnam po grób. Na dorszach wychowałam dzieci (szczególnie Bliźniaczki) gotowałam na nich niemowlęce zupki, robiłam z nich pulpety z warzywami, gotowałam w sosach. Kiedy dzieciaki podrosły smażyłam im panierowane. Przez kilkanaście lat potem nie przyjmowały do wiadomości istnienia innych ryb. Nie dostawały cielęciny – bo nie było, kurczaków z ferm – ja się dla dzieci bałam, bo te antybiotyki i pozostały mi tylko dorsze. Do dzisiaj jedną z ryb wigilijnych musi być dorsz, jeżeli przy stole jest Synuś. Niestety – dorsze rosną w cenie bardzo i czasem rezygnuję z ich zakupu.
Imieninowe serdeczności dla Nemo, Pyry Młodszej i pozostałych posiadaczek tego pięknego imienia. 🙂
Danuśka,
wszystkie Twoje rymowanki bardzo lubię, ale wierszyk dla Nemo jest doskonały – świetna charakterystyka naszej blogowej koleżanki.
Upał także nad morzem. Dziś będzie u mnie wnuk/ wkrótce skończy 2 lata/ , więc będzie pluskanie się w małym baseniku i polewanie się wodą.
Dzień dobry Blogu!
Jolinku, Nowy, Jolly, Danuśko, Alino, Asiu, Pyro – wielkie i serdeczne dzięki 😀
To przez Was (ten Blog) zapominam, że właściwie świętuję tylko urodziny, bo tak tu się przyzwyczaiłam 🙄 Ale Osobisty mnie zaskoczył życzeniami imieninowymi przy śniadaniu 😯 Mówi, że mu się wbiło w pamięć, bo moje siostry zawsze w tym dniu dzwonią 😉
Moim współimienniczkom życzę pięknego i przyjemnego dnia 🙂
Wszystkim mi dobrze życzącym dziękuję z góry i proszę – piszcie o dorszach, mannie z nieba, pogodzie czy co Was tam zaprząta, żeby było co czytać także dla niesolenizantów 😉
Dziś na obiad fasolka szparagowa. Mam jej cały koszyk.
Mojemu kotu jakby lepiej, ale chodzi w kółko lub blokuje się między meblami nie potrafiąc się wycofać 🙁 Czasami siedzi przed rurą od odkurzacza jak przed wysoką przeszkodą, całymi minutami kontempluje przedmioty na swej drodze, a Osobisty mówi, że to Alzheimer 🙄 Do tego ma apetyt, choć do miseczki podchodzi na chwilę, robi rundkę i znowu je, i tak kilka razy… Głaskany mruczy i nie wygląda, żeby cierpiał. Na dwór nie wychodzi, boję się go wynieść i zostawić samego, bo kto wie, gdzie pójdzie 🙄
A dzień piękny dzisiaj, może umyję okna.
Po wczorajszej niespodziewanej ulewie wywiesiłam pranie i wyschło bez przeszkód 🙂
O, Krystyna 🙂
Dzięki serdeczne. O wierszyku Danuśki jestem tego samego zdania 😉
Ja dzisiaj na obiad robię „gołąbki dla leniwych”. Mam ok 0,5 kg tłustej karkówki, z którą nie wiadomo było co zrobić – zmielę z cebulą i czosnkiem, dam jaja, bułkę tartą i przyprawy, ukształtuję kotlety, lekko podsmażę, w garze ułożę warstwę pekińskiej, na to kotlety, znowu kapusta, wszystko zalane sosem i duszone mit – wszystko razem. Zjemy z chlebem albo i bez.
@nemo:
hoch sollst du leben, dreimal hoch ;)!
dzisiaj: grzybowa z makaronem.
Naszym Annom, Aniom i Aneczkom życzę zdrowia, wielu codziennych i niecodziennych radości.
Na obiad w planie pieczona cielęcina, której zgrabną kulkę udało mi się wczoraj nabyć. Jakieś warzywa do tego, ale to zależy od tego co mi wpadnie w oko po drodze.
„Rybacy przy skrzyniach ze złowionymi rybami”:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/79897/h:350/
„Kpt. Mikołaj Deppisz (w białym mundurze) przedstawiający kapitanowi portu we Władysławowie Boratyńskiemu, pierwsze polskie homary – 1938 r.”:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/79878/h:350/
„Państwo Kąkolowie – rybacy z Helu – 1937 r.”:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/80035/h:350/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/119619/h:350/
Krystyno,Nemo-dzięki 🙂
W dzieciństwie nie jadłam ryb zbyt chętnie.Zresztą w tamtych czasach wybór był niewielki i możliwości ich podawania raczej skromne.Mama,by skłonić mnie do jedzenia robiła kotlety mielone z dorsza albo mintaja i
w tej postaci lubiłam te ryby bardzo.
Przez długie lata stolica szczyciła się jedynie 2 rybnymi restauracjami-jedną na pl.Zbawiciela i drugą przy ul.Twardej(obie już nie istnieją)
Ta druga mieściła się w budynku,gdzie do dziś dnia znajduje się zresztą siedziba Polskiego Związku Wędkarskiego.Kiedy poznałam Osobistego Wędkarza,aby sprawić mu przyjemność zaproponowałam któregoś dnia obiad właśnie w tej restauracji.Pamiętam,że byłam bardzo dumna z polskiej kuchni,bo okonie,które jedliśmy okazały się niezwykle smaczne.
Zresztą okoń,to po prostu bardzo dobra ryba.
a ja w ramach eksperymentu i z okazji wykorzystania resztek zrobiłam sobie gotowanego kalafiora w szpinaku z czosnkiem i masłem .. bardzo dobre połączenie moim zdaniem … następnym razem dodam albo wędzonego łososia albo wiórki smażone z boczku lub kiełbaski …
Właśnie odkryłam,że przy pl.Zbawiciela jest francuskie bistro i sklep jednocześnie : http://www.bistrocharlotte.com
Danuśka tam też było chyba kino „Delfin” .. kiedyś tam bywałam bo niedaleko pracowałam a na Miedzianej mieszka moja teściowa .. a teraz przez budowę metra nawet mi się nie chce na razie tam zaglądać by zobaczyć co się zmieniło ….
Danuśka to bistro robi furorę od początku jak zostało otwarte .. bardzo modne wśród młodych i starszych bo je się przy długim wspólnym stole …
te smażone pomidory wyglądają apetycznie … chyba zrobię na kolacje z mozzarellą ..
http://sylkahaha.blox.pl/2012/07/Smazone-czerwone-pomidory.html
Jan Brzechwa „Śledź i dorsz”
Raz się kiedyś zdarzyło, że w pobliżu Helu
Przepływały dorsze dwa.
Jeden z nich rzekł: ?Przyjacielu,
Nasza przyjaźń serdeczna tyle lat już trwa,
Lecz żeby kogo poznać w doli i w niedoli,
Trzeba z nim zjeść beczkę soli?.
Usłyszał te słowa śledź,
Więc do śledzia-sąsiada
Powiada:
?Przyjaciela chciałbym mieć,
Chyba panu nie uchybia,
Proszę pana, przyjaźń rybia??
Drugi śledź samotnie siedział,
Więc skwapliwie odpowiedział:
?Bardzo proszę pana śledzia!?
?A więc pięknie. Pan pozwoli,
Że wpierw zjemy beczkę soli??
?Owszem. Tu są takie nudy,
Że jeść można sól na pudy?.
Tedy zaraz po obiedzie
Popłynęły oba śledzie,
Wynalazły soli beczkę,
Naprzód zjadły z niej troszeczkę,
Potem więcej, coraz więcej.
Po upływie trzech miesięcy
Wypróżniły beczkę do dna,
Na to aby ich przyjaźń była niezawodna.
Tymczasem dorsz zawitał znowu w tamte strony,
Patrzy – a tu płynie śledź.
Dorsz roześmiał się zdziwiony:
?Ależ pan jest nasolony!?
?Przyjaciela chciałem mieć,
Co to w doli i w niedoli,
Więc z nim zjadłem beczkę soli??
Dorsz się zaśmiał jeszcze głośniej:
?Trzeba znać się na przenośni!
Jest mi pana żal prawdziwie,
Niech pan moczy się w oliwie!?
Ośmieszony, nieszczęśliwy,
Śledź popłynął do Oliwy,
Tam się moczył miesiąc chyba,
Aż go złapał jakiś rybak.
Ach! Bo w życiu to najgorsze,
Kiedy śledź się wdaje z dorszem.”
🙂
Jolinku-słusznie,kino „Delfin” też było !
A z tym bistrem to widzę,że nie za bardzo jestem na bieżąco 🙁
Artykuł bardzo ciekawy, ale… gdzie zjeść coś dobrego na Mazurach w okolicach Mikołajek?
Proszę o pomoc doświadczonych smakoszy-podróżników 🙂
Chesel – najlepsze ryby na Mazurach są u p.Mirka. Kiedyś trzeba było się umawiać ,ale teraz jest Gościniec. Jachtem lub samochodem (przeprawa promem w Wierzbie) jest z Mikołajek blisko.
http://www.gworek.pl/
Wszystkim solenizantkom radości i przyjaźni wokół 🙂
Uporałem się z morelami. Po licznych lekturach wybrałem wariant najczystszy tj. same morele świeże bez pestek z dodatkiem moreli suszonych ( ok.20%) + 2 liście laurowe. To zalane alkoholem zrobionym ze spirytusu i wody niegazowanej.
„Magazyn powszechny, dziennik użytecznych wiadomości” 1839 r. – pisownia oryginalna:
„Oprócz tej ryby (dorsza) rozmaitym przyrządzanej sposobem (solenie,szuszenie) sprowadzają jeszcze ją w stanie życia z wyspy Newfoundland, w tym celu używają naczyń przedziurawionych, które za okrętami uwiązane i temi rybami wypełnione za niemi płyną; lecz, żeby się dorsze w czasie tej podróży nie kaleczyły wznosząc się lub zniżając w naczyniach, w tym celu przebijają im pęcherze powietrzne pod grzbietem umieszczone.
Połów tej tak pożytecznej ryby i wiele rąk zatrudnia i znaczne przynosi korzyści. Wyniszczeniu zaś jej przez tak wielkie potrzebowanie przyrodzenie mądrze zaradziło obdarzywszy ją nadzwyczajną płodnością, gdyż Leuvenhoeck w jedniej miernej samicy 9.344.000 jaj naliczył”
Oczywiście nic nie mogło się zmarnować (z tego samego czasopisma):
„Mięso świeżych dorszów jest wyborne (…) język tej ryby tak świeży jako też solony, pomiędzy najwyborniejsze liczy się przysmaki, dlatego też w osobnych beczkach zwykł się starannie układać. Oprócz mięsa i języka przydatnego na pożywienie, wątroba ich ogromna w stanie świeżym smaczny pokarm stanowi., nadto wytapia się z niej wiele wybornego tranu, który nad wielorybi się przekłada. Ikra odzielnie się pakuje i soli, a tak przyrządzona na pokarm lub przynętę dla sardeli służy. Skrzela również w tym samym celu przy połowie samychże dorszów użyte być mogą. Z pęcherzów wygotowuje się klej rybi w niczem jesiotrowemu nie ustępujacy. Odrzucane głowy służą na pokarm dla rodzin rybackich. W Norwegii zaś wmięszane z porostami morskiemi stanowią rodzja pożywienia dla bydła bardzo posilny. Kości i płetwy służą na pokarm domowych zwierząt, a szczególnie psów do pociągu używanych.. Wysuszone zaś miejsce opału zastępują, w końcu i inne trzewia na pożywienie ludziom służą.”
Wszystkim Annom – NAJLEPSZEGO!
Podczytującej Ance z Montrealu, która niejeden raz była przewodniczką po mieście dla niektórych blogowiczów i służyła wszelką pomocą nawet dla nieblogowiczów, ale znajomych znajomych – uściski mocne i serdeczne.
O, to ja się sypnęłam, myślałam, że ona z Toronto.
Dostałam zajęcie na popołudnie – wielkie wiadro papierówek – spadów. Z plonów ogrodów i sadów też nic nie powinno się marnować.
Pyro,
ja podejrzewałam, że się sypnęłaś, ale kto wie, czy w Toronto nie mamy jakiejś przyjaznej Anki 😉
Z innej beczki – chyba pora umierać. Albo nie czytać prasy. Nie chodzi mi o treść, tylko o przekaz. Oto tytuł:
http://wyborcza.pl/1,75478,12193360,Hejter__lans_i_rzucanie_kur_____Awantura_o_Rzecznika.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza
Daniel Pas-sent użył kiedyś słowa „nienawistnik”. On też chyba ze średniowiecza jak ja, bo przecież teraz jest hejter, hejtować i tak dalej.
Rozumiem wszelkie zapożyczenia, które mają sens, ale to akurat nie wiadomo, po co. Polacy gęsi?
Telegram do Poznania,
dla Pyry Mlodszej, zeby porzekadlo „byle bys cudze dzieci uczyl” zamienilo sie w owocujaca pasje (tak chyba juz jes!) i duzo codziennych radosci!
Wszystkim innym dzisiejszym Solenizantkom – niech Wam sie szczesci!
Już tu kiedyś wspominałam o smażalni ryb ” U Budzisza” w Pucku, ale że lato to pora podróży dalekich i bliskich, to wspomnę jeszcze raz. Jeśli ktoś będzie w malowniczym Pucku, niech koniecznie zajrzy do tej smażalni, ale do środka, bo urządzona jest w starej wędzarni ryb. Zachowane zostały wielkie kominy wędzarnicze, a stare fotografie pokazują, jak tu dawniej było. Najlepiej odwiedzić to miejsce po sezonie, ale latem w Pucku nie ma nawału turystów, którzy ciągną raczej na Półwysep Helski. Puck zaś należy do ulubionych miejsc żeglarzy i deskarzy.
Masz rację Pyro, że plony nie powinny się marnować, więc ze spadów papierówek i moreli zrobiłem „jarzynkę” do mięsa. Wytrawność smaku lekko przełamałem 3 łyżeczkami cukru trzcinowego, łyżeczką cynamonu i kilkoma goździkami. Pieczony karczek, ryż i ” jarzynka” 🙂
To już kiedyś było, ale powtórzę – „jedz chłopie dorsze, bo g… gorsze”. Niedawno Stanisław napisał, że w dawniejszych czasach pogardzany, teraz jest „modny”.
Dla mnie w dziecięcych latach nie było nic lepszego, niż wędzony dorsz, kosztował też jakieś nieduże pieniądze, chyba 10 zł. za kilogram, o ile dobrze pamietam (średnie lata 60-te). Pani sklepowa zamawiała akuratną ilość, ja zabierałam po drodze ze szkoły i zazwyczaj jednego zdążyłam po tej drodze zjeść 🙄 Uwielbiam chude mięso wędzonego dorsza, nie pogardzę też w innej formie, ale na zawsze w pamięci zostały mi wędzone dorsze. Kiedy tylko mam okazję, zażeram się, o czym pamięta moja Przyjaciółka z Wrocławia i jak jestem…dorszujemy 😉
A tu takie różne morskie z wystawy sklepu rybnego w Lizbonie
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3209.JPG
Dzisiaj tylko i wyłącznie fasolka szparagowa 🙂
Kulinarnie w Portugalii polecano smażone sardynki. Jakie tam sardynki…to były SARDYNY!
Oto one:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3132.JPG
Nemo, Młodszej Pyrze i Annom łaskawości losu 🙂
Wierszykowi Danuśki kłaniam się w pas i przyklaskuję 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2798.JPG
Z ryb tylko duże sumy!!!
Gołąbki w sosie grzybowym 🙄
Te domy na wodzie wyglądają bardzo malowniczo (Orco, dziękuję za wszystkie podróże 🙂 ), ale czy w nich aby nie za mocno chlupie pod podłogą? Lubię ciszę, zwłaszcza nocną 😉
Asiu, u mnie dziś na kolację fasolka szparagowa 🙂
Pieczeń cielęca wyszła całkiem smaczna, zrobiłam do niej mizerię z małych ogórków.
Małgosiu – bardzo lubię fasolkę, latem mogę ją jeść i na obiad i na kolację, na ciepło i na zimno 🙂 .
Ani Montrealskiej (była naszym cicerone) oraz wszystkim Aniom i Hankom blogowym i nie tylko, serdeczności imieninowe!!!
Yurku, duże sumy to tylko na czeku…
Małe (catfish) to moje ulubione ryby. przedelikatne.
1 x hoch
2 x hoch
3 x hoch sollst du leben NEMO!!!
sonst. ?
olac dorsze, ich i tak coraz mniej.
a gdzie podziewa sie podparyski wiesniak Slawek?
no to robie wampa
pa
pa
pa
Krystyno
juz przecieram zalzawione oczy od smrodliwego wedzarniczego dymu, ktory jakims cudem nie poddal sie procesowi renowacji.
sonst?
alles klar 😆
Alicjo czy wiesz co u Leny? ..
Nemo, Pyrze Młodszej oraz wszystkim blogowym Annom i Hannom
serdecznie życzę wszystkiego najlepszego!
Nemo i wszystkim świętującym dzisiaj Annom – wszystkiego najlepszego 🙂
Wszystkim Aniom, Haniom, Haneczkom – dużo radości 🙂
Dorsza czasem zjadam, ale bez specjalnego zachwytu, bo ciagle pamietam cytowane przez Alicje powiedzenie z czasow PRL („jedzcie dorsze, …… gorsze”). Bywajac w latach studenckich w tej wspomnianej przez Danuske restauracji rybnej na Pl. Zbawiciela pamietam, ze oni nawet zmienili nazwe ryby z dorsza na jakas bardziej egzotyczna, zeby sie ludziom nie kojarzyl z tym powiedzeniem. Zreszta serwowany tam dorsz w sosie koperkowym byl bardzo dobry, skoro pamietam to danie po trzydzistu-paru latach. Ta zmiana funkcji lokalu na resturacje francuska kojarzy mi sie z „Uczta Babette”, gdzie biedni Dunczycy po latach jedzenia solonych ryb mogli nacieszyc sie najlepsza kuchnia francuska. A tak w ogole to na sniadanie mialem kanapke z wedzonym dzikim lososiem z Pacyfiku, zupelnie innym w smaku niz te hodowlane i farbowane ryby z Norwegii. Posypane koperkiem, pokropione cytryna – pycha! Czego i blogowicz(k)om zycze, a zwalszcza solenizantkom.
Nie ma nic głupszego, niż powiedzonko „Nie robię imienin” – bo zamiast miec ośmioro gości od 19.00 – 22.00, to jest ciurkający strumyczek po jednej, po 2 osoby przez całe popołudnie i wieczór.
Ugotowałam cały, 5 l gar mało słodkiego kompotu, a jutro będę działać nadal. Dzisiaj nie mam możliwości.
Dorsz i inne ryby zlapane u wybrzezy La Push, WA. Dorsz wazyl 27 funtow. Na filmie nie tylko ludzie lubia dorsze i rozne „rock fish”. Mewy dostaja smaczne kawalki ryby. Od czasu do czasu przyplynie kilka lwow morskich i przeleci orzel. Kazdy chce rybe.
Na filmie jest bardzo smakowita ryba o nazwie „China rockfish”.
http://www.youtube.com/watch?v=epTC-NysLdI
Orca – świetne e „wodne” filmy. Na tym pokazanym powyżej ie tyle każdy chce rybę, co każdy chce rybę bez wysiłku. A mewy nieźle rwą na sobie pióra – awanturnice.
homary teraz tez maja policje
– odkryto egzemplarze w kolorze niebieskim.
Pyra,
Mewy sa bardzo utalentowane. Potrafia zlapac kraba, ktore idzie po dnie.
Do dzioba biora duza muszle (moon snail albo duzy clam), leca w powietrze z ta muszla, upuszczaje muszle na kamienie, muszla peka, mewa zjada zawartosc muszli.
Potrafia polknac rybe w calosci jesli konkurencja jest zbyt agresywna. Chyba juz wszystko widzialam, co potrafia mewy.
Pozdrowienia dla solenizantek w dniu ich swieta.
Nemo
Wszystkiego najlepszego!!!
Gospodarz w podróży, a w puszczy i za stodołą takie grzyby:
http://www.moja-ostroleka.pl/grafika/artykuly/grzyby-01-jpg_26_07_2012.jpg
Do Alicji.
Obejrzałem załączone zdjęcie.
Sardynki apetyczne,ale co robi na Twoim talerzu martwa mucha?
Widoczna jest przy powiększeniu.
Wrażliwym nie polecam.
Uliczki Lizbony (Krysia na tymże). Przeglądam te …nie powiem ile zdjęć z podróży 🙄
Kiedys uporządkuję, mam nadzieję.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3162.JPG
dobrej nocy
Tadki,
nie takie rzeczy na moim talerzu bywały, słowo daję! Dopiero przeglądam te zdjęcia. Tu z sałaty godnie i spokojnie wylazła mi taka piękna istotka:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3268.JPG
Mnie (i mojego kompana Jurka w tym akuratnym nocnym łażeniu po Lizbonie) ubawiło to niemożebnie, natomiast kelner był zbladł, szef kuchni pewnie też, a ja machnęłam ręką i zapewniłam, że nie trzeba zmieniać, donosić, wynosić, najadłam się, zwierzątko uszło z życiem, bo przecież mogłam pożreć niechcący 🙄 I tak bym nie zauważyła.
…a to wszystko proteiny, jakby nie było.
Marek,
Ty mnie tym zdjęciem nie denerrrrrwuj! Wszystkie grzyby mi wyszły 🙁
Ale ku chwale, przyjeżdżamy na kolejny 6-ty Zjazd, tym razem ja paniusia z kierowcą i te rzeczy, znany niektórym pan kierowca zajmuje się logistyką, dlatego ja taka paniusia wreszcie 😎
Prosto mówiąc – Jerzor zatęsknił za łasuchami 🙂
Alicjo, jak wyszło, to wejdzie 😉 Mam jeszcze trochę suszonych, podzielę się 🙂
Lizbońska świątynia. Wyszłam tam najwyżej, gdzie się dało,
ale na poczatek to zdjęcie:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3486.JPG
„in der not frisst der teufel die fliegen”*)
(odpowiednik polskiego: na bezrybiu i rak ryba)
na temat much ciekawie pisali jack london i robert musil.
————————————————————-
*)” w biedzie zre diabel i muchy”
Takie uliczki…
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3501.JPG
Mili Blogowicze, po tak sympatycznych życzeniach nie pozostało mi nic innego, jak się zarejestrować. Gorące dzięki za pamięć o wszystkich Ankach i Hankach!
Przyznam się od razu, że ja z tych podczytujących. Wprawdzie nie jestem mistrzynią patelni, ale gdy czytam Wasze przepisy i kulinarne debaty, budzi we mnie okropny apetyt i chęć eksperymentowania. Żeby tylko jeszcze czasu było więcej… Poza tym miło „posłuchać” Waszych rozmów – inteligentne komentarze i poziom kultury wyróżniają to miejsce w sieci.
Anka Nowa ogrodowa
Emeryt
26 lipca o godz. 22:10
Masz racje
My dzisiaj tez spedzilismy wiele godzin nad woda – dla syna byla to pierwsza lekcja wedkowania, uczyl się rzucać, operować wędką i kołowrotkiem. Szkoda, że bez rezultatu, ale ma cierpliwość.
Ocean był niespokojny, poszliśmy popatrzć na wielbicieli fal i walki z nimi na deskach. Podziwiałem sprawność tych ludzi. To chyba pasja naszego ogonka?
Na koniec synek usiadł sobie na kamieniu w huku oceanu, zamyślił się i tak trwał bardzo długo, aż wreszcie udało mi się sprowadzić go na ziemie i zabrać do domu na kolacje.
https://picasaweb.google.com/takrzy/20120727#slideshow/5769698852003058498
Dobranoc 🙂
Jolinkowi i tamtej stronie – Dzień dobry 🙂
Kocimiętka,
A mnie nie pozostaje nic innego jak Ciebie powitać 🙂
Obok Nowego zawsze masz miejsce 🙂
dzień dobry ..
o jak miło Aniu-Kocimiętko …. 🙂 … Nowy Michałka woda zauroczyła .. też bym pewnie tak miała … 🙂
Emeryt idź lepiej za stodołę bo brzuch Cię boli …. 🙁
Orca,
Znalazłem ilustracje
https://picasaweb.google.com/takrzy/PtakiIkraby#5335864155543809282
Obejrzalam zdjecia. Jak zwykle piekne. Gratuluje synowi, ze uczy sie lapac ryby. Pozdrowienia dla syna. Czy to on porzucil gry video, aby obserwowac orly w Iowa?
Resztki z obiadu krabiego tez piekne. Chyba im smakowaly te kraby.