Mięsożerna Europa
To nie jest tekst dla wegetarian. Autor – F. Braudel – był mięsożercą, co daje się wyczuć podczas lektury.
„Przed końcem XV wieku nie było w Europie kuchni wyrafinowanej. Niechaj nie olśniewają czytelnika takie czy inne uczty, na przykład na okazałym dworze burgundzkich Walezjuszy: te fontanny wina, piętrzące się torty, spływające z nieba na. sznurach dzieci przebrane za aniołki… Ostentacyjna ilość góruje nad jakością. Chodzi tylko o zaspokojenie potrzeby luksusu, którego charakterystyczną cechą na stołach bogaczy – a cecha ta miała długi żywot – jest rozpasane mięsożerstwo.
Mięso w każdej postaci, gotowane i pieczone, z jarzynami, a nawet rybami, podawano ułożone „w piramidę” na ogromnych półmiskach, które we Francji przybrały nazwę „mets”. „Wszystkie te kolejne pieczenie stanowią jedno danie (mets), do którego podaje się osobno rozmaite sosy. Całe jedzenie wkładano bez wahania do jednego naczynia i półmisek z tym okropnym gulaszem również nazywany był „mets”.” W latach 1361 i 1391, kiedy ukazały się już francuskie książki kucharskie, używano także nazwy „assiettes”. Obiad składał się z sześciu assiettes albo mets, sześciu dań, jak byśmy dziś powiedzieli, niezmiernie sutych i często dla nas osobliwych. Oto zaczerpnięty z Menagier de Paris (1393) przykład jednego „mets”, po którym następowały cztery dalsze: pasztet wołowy, paszteciki nadziewane farszem mięsnym, minogi, dwie zupy mięsne, biały sos rybny, arboulastre – sos maśłano-śmietanowy – oraz sosy na bazie cukru i soku owocowego… Każde z dań podawano wraz z przepisem, którego dzisiejszy kucharz raczej nie powinien traktować dosłownie, gdyż wszystkie takie próby źle się kończyły.
To wielkie spożycie mięsa w XV i XVI wieku nie wydaje się luksusem zastrzeżonym wyłącznie dla bogaczy. Jeszcze w roku 1580 Montaigne widział w niemieckich oberżach tace z przegródkami, na których można było serwować kilka potraw mięsnych jednocześnie; pewnego dnia odnotował ich siedem.. Mięsiwa jest w bród: woły, barany, prosiaki, kury, gołębie, koźlęta, jagnięta. We francuskiej książce kucharskiej z roku 1306 znajdujemy długą listę dziczyzny; na Sycylii w XV wieku dzik jest czymś tak pospolitym, że kosztuje mniej niż mięso z rzeźni; Rabelais wymienia bez końca rozmaite ptactwo: czaple, dzikie łabędzie, bąki, żurawie, kuropatwy, przepiórki, jarząbki, grzywacze, turkawki, bażanty, kosy, skowronki, flamingi, kurki wodne, nurki… Wykazy cen targowych na rynku w Orleanie (od 1391 do 1560) świadczą o tym, że poza grubą zwierzyną (dziki, kozły, jelenie) dziczyzny nigdy tam nie brakowało: zające, króliki, czaple, kuropatwy, bekasy, skowronki, siewki, cyranki… Równie bogate są rynki weneckie w XVI wieku, co zresztą zrozumiałe w na poły wyludnionej Europie Zachodniej. W „Gazette de France” z 9 maja 1763 czytamy doniesienie z Berlina: „Ponieważ zwierzyna jest tu rzadkością”, król kazał sprowadzać do miasta „sto jeleni i dwadzieścia dzików tygodniowo dla potrzeb mieszkańców”.
W Niderlandach w XV wieku „mięso spożywano powszechnie, tak że kryzys głodowy nieznacznie tylko zwiększył popyt” i w pierwszej połowie XVI wieku spożycie mięsa stale rosło (jak w przytułku dla chorych w Lierre). W Niemczech w roku 1482 rozporządzeniem książąt saskich „każdy rzemieślnik ma dostać posiłek rano i wieczorem, w sumie cztery dania, w dzień mięsny – zupę, dwa rodzaje mięsa i jarzyny, w piątki i dni bezmięsne – zupę, świeżą lub soloną rybę, dwa rodzaje jarzyn. Jeśli post trwa dłużej, otrzymuje się pięć dań: zupę, dwa rodzaje ryby, dwa garnitury z jarzyn. Do czego rano i wieczorem dochodzi chleb.” Do czego dochodzi jeszcze kofent, lekkie piwo. To jest jadłospis rzemieślników, mieszkańców miasta. Ale w Alzacji w roku 1429 (we wsi Oberhergheim), gdy jakiś odrabiający pańszczyznę chłop nie chce jeść razem z innymi w gospodarstwie rządcy, ten musi mu posłać „do domu dwa kawałki wołowiny, dwa kawałki pieczystego, miarkę wina i chleba za dwa fenigi”. Mamy więcej podobnych świadectw. W Paryżu w roku 1557 -wieprzowina jest pożywieniem ubogich – pisze cudzoziemiec. „Byle rzemieślnik, byle kupczyk chce jadać koźlęta i kuropatwy jak bogacze.”
Uginające się pod stosami mięsa stoły wymagają regularnych dostaw z okolicznych wsi i gór (kantony szwajcarskie), a w Niemczech i w północnych Włoszech z krajów wschodnich – Polski, Węgier, Bałkanów, skąd jeszcze w XVI wieku pędzi się na Zachód całe stada na wpół zdziczałego bydła. W Buttstedt koło Weimaru, na największym niemieckim targu bydła, nikogo nie dziwią przybywające tam ogromne stada „liczące po szesnaście czy nawet dwadzieścia tysięcy wołów”. Do Wenecji stada przybywają ze wschodu drogą lądową lub za pośrednictwem portów dalmatynskich; bydło odpoczywa na wyspie Lido, która jednocześnie służy jako teren próbnych strzałów artyleryjskich oraz miejsce kwarantanny statków podejrzanych o zarazę. Codziennym pożywieniem ubogich w mieście św. Marka są podroby, zwłaszcza flaki. W roku 1498 rzeźnicy marsylscy kupują barany aż w Saint-Flour w Owernii. Z tych odległych stron sprowadza się nie tylko zwierzęta, ale i rzeźników: w XVIII wieku w Wenecji rzeźnikami są często górale z Gryzonii, którzy chętnie oszukują klientów przy sprzedaży podrobów, z Bałkanów zaś ściągają Albańczycy, a później Epiroci, którzy w dalekich krajach po dziś dzień zajmują się tradycyjnie handlem mięsem i podrobami.”
Komentarze
Przy obecnej prawdziwie letniej pogodzie zdecydowanie bardziej mi smakują obiady wegetariańskie.Wszelakie pieczyste,flaki i temu podobne niech poczekają na jesienno-zimowe obiady.
Zdjęć z wczorajszego wieczoru na razie nie jestem w stanie zamieścić z powodu przedziwnych kłopotów technicznych,a wsparcie techniczne wraca do domu dopiero w sobotę.
Kochani – melduję, że udaję się na urlop w krzaki w otulinę puszczy białowieszczańskiej. Będę tam do 20 sierpnia. Mam nadzieję, że ten wypoczynek na świeżym powietrzu pozwoli mi dojść do dobrej formy.
Do pisanego spotkania.
Krysiude zdrowiej nam w tych krzakach … 🙂
To ja. Ja jestem potomkinią Europy mięsożernej. Nie, żebym nie lubiła potraw bezmięsnych, ryb, grzybów i warzyw; lubię i używam. Ale po kilku dniach diety bezmięsnej, robię się po prostu głodna. Ten głód nie ma nic wspólnego z pustym brzuchem – owszem: brzuch zielenizną, serem i pomidorem napchany, a uczucie niedosytu pozostaje. Na dodatek mięso dla mnie, to mięso czerwone. Drób lubię ale kurczak nasz codzienny, 3 razy w roku kaczka albo gęś, zupełnie mi wystarczają. Pochodzę zresztą z mięsożernego obszaru kraju. Poznańskie eintopy były suto nagotowane mięsem, kiedy chłop z centralnej Polski zjadał racuchy, pierogi itp, chłop wielkopolski dostawał wieczorem świeży boczek, czyli „od brzucha w krótkim sosie” do porcji grochu z kapustą na słoninie. Babka Anna opowiadała, że rocznie hodowała 6 świń – 3 bili dla siebie (8 osób) a trzy sprzedawali. Do tego drób, króliki, koźlęta (chowała 2 kozy na mleko) i od święta wołowina kupowana od rzeźnika. A onegdaj świnie miały „3 cetnary” czyli po 150 kg i słoninę na 4 palce grubą. Moja poznańska Babcia – Waleria, mieszkająca przy Starym Rynku niczego nie hodowała ale też z wyjątkiem dni postnych karmiła rodzinę mięsem : przede wszystkim wieprzowiną, wołowiną i baraniną – drób uchodził za jedzenie odświętne. Tato mój, Ślązak też był daleki od jarosza i mówiąc serio, po cichutku wierzył, że warzywa je się za karę albo, że go ktoś chce podtruć. Tym sposobem groszek z marchewką albo brukselka na jego talerzu pozostawały pod hasłem „Coś mi dzisiaj na żołądku niedobrze”. Jego chory żołądek bardzo dobrze tolerował peklowane żeberka z kapustą (ulubione danie) i wielkie, wołowe rolady z kluskami ziemniaczanymi. Taki to był dziwny żołądek. I ja mam być wegetarianką? Nie ma mowy!
Krysiade – najlepszego w tych krzakach. Zdrowiej nam.
Pyro tylko taki obżartuch potem musi nosić te smakowitości każdego dnia i czasami z trudem .. lubię mięso .. golonka lub inny boczek od czasu do czasu pychota .. ale codziennie takie ciężkie potrawy nie dla mnie bo mój żołądek się buntuje jak Tacie-Ślązakowi na te marchewki z groszkiem … człowiek do wszystkiego może przywyknąć i odwyknąć ale czasem wygodnie sobie znaleźć rodzinną wymówkę … 😉
ja często robię taki myk .. dużo warzy np. fasolka szparagowa na to podsmażony plasterek boczku pokrojony w paseczki … mam wtedy smak ulubionego mięska a nie przeginam z kaloriami ..
Chłodniczek, pierogi z jagodami, suflecik cytrynowy. Odpowiednie na dziś. Ale tylko w marzeniach.
Wczoraj obiadek imieninowy przygotiowany przez Córeńkę. Naleśniki pichcone na balkonowym stole jadalnym w cieniu parasola. Co upichciła, to się jadło. Do naleśników cydr 2%, a po jego wypiciu Lambrusco czerwone wytrawne, jak należy. Do tego napoju mam słabość trochę może snobistyczną od czasu, gdy w „Obazach Włoch” Muratowa przeczytałem o zadziwiającym winie toczącym gęstą czerwoną pianę, w którym czuje się włoskie słońce i włoską ziemię. Mogłem coś przekręcić, ale chyba niewiele.
W naleśnikach tarty ser, smażone pieczarki, szynka, koza, pomidory. Po usmażeniu naleśnika nakłada się farsz, składa w kwadrat i dalej smaży na tej samej stronie. Potem obraca się i smaży jeszcze trochę. Trwa to trochę. Urządzenie do smażenia z Tschibo niby takie samo, jak przywiezione przez Córeńkę z Francji, ale moc chyba mniejsza, bo czeka się dłużej. A może to wieczorny chłodny wiaterek sprawiał, że dłużej to trwało.
Potem kawa i tort Amaretti od Sowy. Były jeszcze sowie pralinki, ale nikt już nie był w stanie ich spróbować. I tort trzeba było popijać vermouthem, inaczej nie dałoby się rady.
Ciasto modą francuską Córeńka robi grubsze niż u nas. Rano bez problemów. Obeszło się bez piwa czy innych środków orzeźwiających stosowanych przez niektórych moich znajomych.
Uwaga miesozercy, czai sie na was choroba zwana we Francji goute a u nas podagra.
Dlatego niech Pyra uwaza, bo na te chorobe, zwana krolewska cierpieli krolowie a potem wszelkiego rodzaju arystokracii od nadmiernego spozywania miesa. Choroba ta polega na tym , ze w naczynkach krwionosnych np. w stopie tworza sie od tego nadmiaru miesa zatory; taka stope trzeba obciac i nie jest to wcale przyjemne. Nasz lud spozywajacy kasze ze skwarkami i ziemniaki z kwasnym mlekiemi nigdy na te dolegliwosc nie zapadal
Podobnie jak Jolinek, lubię warzywa z niewielkim dodatkiem mięsa. Ważne, żeby był smak mięsa, a samo mięso może być w śladowych ilościach. Trochę smażonego w kostkę boczku/ a boczek też obecnie jest dość chudy/ na dużą porcję warzywnych rozmaitości i pyszny obiad gotowy. Ale mężowi przeważnie przygotowuję coś bardziej konkretnego, bo choć nie jest obżartuchem, zdecydowanie woli jakiś kotlet.
Mięso lubię też w postaci dobrych suszonych wędlin.
Dzień dobry Blogu!
„W Paryżu w roku 1557 -wieprzowina jest pożywieniem ubogich”
Czy pod tym względem coś się zmieniło? Wieprzowina to nadal najtańsze mięso, pomijając podroby i całe kurczaki. W mojej okolicy kilogram kotletów schabowych z kością kosztuje tyle samo, co kurze udka, a o połowę taniej niż kilogram kurczaczych piersi.
Dziś przyszła dostawa młodej wołowiny od chłopa.
Przedtem musiałam zrobić miejsce w starszej zamrażarce, więc ją rozmroziłam, przejrzałam zasoby i część (koperek, pietruszka, kurki, czereśnie) skompostowałam lub zużyłam do obiadu. A na obiad były kotleciki mielone, malutkie ziemniaczki ugotowane w mundurkach i zrumienione na oliwie, kabaczek w pomidorach i duszona kapusta pekińska. Z czereśniami będzie ciasto na podwieczorek.
U nas dzisiaj chłopskie frytki i pomidory malinowe (Młoda jajka nie chciała, to nie było). Za godzinę zrobię deser = podwieczorek z lodów, owoców i resztki kremu. Potem zrobię ciasto na kolejnego pleśniaka z wiśniami (w końcu jutro Anny).
Nemo, powiedz proszę co dodałaś do tej duszonej kapusty pekińskiej, jak ją robiłaś?
Małgosiu,
to było tak naprędce: na rozgrzanym oleju arachidowym podsmażyłam krótko drobno posiekany czosnek, imbir i peperoncino, na to wrzuciłam poszatkowaną kapustę, zamieszałam kilka razy, polałam sosem sojowym Kikkoman i przykryłam pokrywką na kilka minut. Gotowe.
Kolorystycznie wygląda lepiej, jeżeli dodać pokrojone w cienkie słupki marchewkę i zielonego pora oraz parę namoczonych grzybków shiitake lub tych brązowych mysich uszów (uszu?) 😉 Ale nie miałam czasu.
Chciałam wywiesić pranie na dworze, a tu nagle – ulewa 😯
Nemo, dzięki. Zwykle jadłam jako surówkę, ale chętnie spróbuję duszoną 🙂
Jolinek i Nowy – dziekuje za zwrocenie uwagi na Elwha River Restoration Project.
Mieso jemy bardzo rzadko. Nie tak dawno w naszych stronach homar byl uwazany za mieso dla ubogich. Homary ukladano w ogrodzie, aby uzyznialy glebe wokol warzyw.
Zapraszam was na wycieczke do Penn Cove na Whidbey Island. W Penn Cove jest okolo 45 tratw (rafts) do ktorych sa umocowane specjlane liny. Na tych linach zyja i rosna malze. Kazda lina jest podzielona na 30 centymetrowe segmenty. Jest to robione w tym celu, aby nasze mlode malze mialy miejsce, zeby urosnac na duze malze (okolo 5-6 cm dlugosci). Bez podzialu malze dorastaja do wielkosci okolo 3 cm. Jest to jedyna ingerencja czlowieka w tym procesie.
https://picasaweb.google.com/OrcaStory/PennCoveMusselsOnWhidbeyIsland#
Szybkie ciasto na podwieczorek Czereśni było za mało, dołożyłam papierówek. Pod spodem ciasto francuskie posypane mielonymi migdałami, na wierzchu cukier i cynamon.
http://www.sailtraininginternational.org/news/article/read_cadiz—template-2-_item_100679.htm
Dziewczyny-oj nie nadążam z oglądaniem tych zdjęć 🙂
Tu małże,tam nasza fregata,a na deser ciasto.
Jednym słowem świat jest piękny i smakowity 😀
Pytanie do speców od roślinek-czy lawenda bywa bezkwiatowa ??? W maju nabyłam sadzonki lawendy i do tej pory żadnych kwiatów nie widzę 🙁
Cuś chyba nie tak,ale ze mnie początkująca ogrodniczka zatem pytam,by nie błądzić w przyszłości. Ta bezkwiatowa lawenda rośnie w dużej donicy na moim ursynowskim balkonie. Na włościach natomiast lawenda kupiona w ogrodnictwie po sąsiedzku kwiaty ma piękne i cieszy nos oraz oko.
W piekarniku ziemniaki a la Nemo 🙂
a może taką marmoladkę … 🙂
http://fbcdn-sphotos-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/599567_392828964106295_2143246579_n.jpg
Danuśko,
lawenda nie lubi za dużo wody i nie powinna być nawożona. Ziemia powinna być uboga w próchnicę i zasadowa (wapienna). Może Twojej balkonowej jest za dobrze lub za kwaśno? Możesz spróbować przesadzić ją do ziemi wziętej z Twoich włości albo ją tam w ogóle wysadzić.
Dzień dobry,
Pyro, co do wczorajszego pstrąga, nie pamiętałam tego fragmentu u Wańkowicza. Dzięki za przypomnienie. A skosztować też nigdy nie miałam okazji.
Wczoraj zerwaliśmy pierwsze renklody, pyszne, słodkie. W cieście okazały się kwaskowe bo za mało pocukrzyłam.
Lubię czytać Wasze sugestie dań. Na przykład ta pekińska kapusta. Pójdę śladem nemo i Małgosi 🙂
Orca, piękne zdjęcia i tyle ciekawych informacji.
Krysiade, nabieraj sił i do zobaczenia.
Danuśka,
może Twoja lawenda ma zbyt mało słońca ? Powinna mieć go bardzo dużo.
Alino – „Tak, to tak, ale musi co rosół i pieczeń będzie bardziej podchodzący” w mojej rodzinie przyjęło się, jako odpowiedź na kaprysy stołowe (Mama, ugotuj ryż z jabłkami, tylko żeby ryżu było mało”). Jadałam kiedyś niebieskie pstrągi, bo Tato lubił – polane gorącym, nie rumienionym masłem, stanowiły najczęściej danie kolacyjne. Ja nie gotowałam u siebie, bo żeby skóra ryby nabrała niebieskiej barwy, ocet musi być wrzący (dlatego potem 7-8 minut w wywarze wystarczy). Moja Teściowa, a po niej Bliźniaczki nie znoszą zapachu octu.
Krystyno-słońca ma dużo,bo balkon od południa.
Myślę,że zgodnie z sugestią Nemo przesadzę ją do ogrodu na włościach.Dzięki !
sila francuskiej kuchni jest finezja i to, co niemcy nazywaja:
aus der not eine kunst zu machen *), to co dzisiaj uchodzi za delikates,
( tu dziekuje, @orca) bylo kiedys pozywieniem biedakow, ktorzy i tak umierali chmarami w latach nieurodzaju(gradobicie bylo wtedy naprawde wielkim nieszczesciem i oznaczalo nierzadko smierc, a na pewno rozpad, niejednej spolecznosi wiejskiej, a i w miastach w takiej sytuacji lepiej nie bylo);
zabie udka z rusztu, kasza, do tego salata z odrobina swinskimi skwarek i butelka burgunda, to byl posilek francuza; podczas gdy w polak, czy wegier nie wiedzial co robic z pszenica, czy winem, albo ro -albo i nie-gacizna, gdyz tyle jej bylo;
a na na slasku n.p. zwykly chlop jadal mieso trzy razy w tygodniu, a nie czesciej tylko dlatego, zeby mu sie znudzilo i kropka.
——————————————————
*) z biedy zrobic sztuke
Byku – na przełomie XVIII i XIX w w Poznaniu były rozruchy głodowe plebsu. Chleb bardzo zdrożał i ludzie atakowali tzw „jatki chlebowe” czyli kramy z pieczywem. Rozruchy powtarzały się przez kilka lat i miały krwawy przebieg.
@pyra
no, a w szczecinie powiesili burmistrza, bo podniosl podatek na browar;
a brzuchy od piwa im zwisaly 😉
Hej, widzieliście, jaką mamy ładną łódkę???
Kasza ze skwarkami i kefir – bardzo dobre jedzonko.
U mnie dziś domowy rosołek. W Lizbonie, we włoskiej podobno knajpie jadłam mocny rosół z tortellini i parmezanem. Nawet niezłe to było.
Za gorąco żeby żyć…
oj, dzisiaj pije cos szlachetnego:
jechtinger, rivaner 11, spoldzielnia winiarska, kaiserstuhl
– swoja droga nie tylko geologicznie interesujacy region;
jedyne modliszki(he,he) na pölnoc od alp.
bingo!
bardzo lekkie w zapachu jak poranna bryza nad zatoka biskajska, a w smaku
jak swiezo wycisniety, dojrzaly grejfrujt, z elementami mlodej koniczyny i tataraku;
daje czadu.
9/10:
Poranna bryza na Biskajach jest w porzo!!!
Obrodziły mi tego roku morele. Szukam ciekawego przepisu na nalewkę.
dodaj imbiru, @irk…
Irek – nie zrób tego błędu, jaki ja rok temu zrobiłam. W przepisie było, że po rozlaniu do butelek w każdą butelkę ileś tam olejku migdałowego. Nawet miałam b.dobry, francuski od Sławka (naturalny). Ta nalewka długo dojrzewa – otwieram po roku i co? I na kryształowo czystej nalewce oleiste plamy olejku. Nemo podpowiedziała, żeby zebrać bibułą – zebrałam. Nalewka doskonała ale i tak trąci olejkiem migdałowym. Nigdy więcej.
mam jeszcze cwierc butelki talisker´a;
ja bym tam z moreli zrobil konfitury…
szybciej 😉
Olejek migdałowy jest chyba jednym z najbardziej mocnych olejków, przebijających wszystkie inne zapachy. Unikam!
Wspomnienie z Lizbony, Panteon Wielkich:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3482.JPG
Nocne życie w Lizbonie o mniej wiecej 3-ciej nad ranem.
A powtarzam (za Kusturicą), że żivot je cudo 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3290.JPG
Placek upieczony, lista zakupów zrobiona, obiady na 3 dni rozplanowane. Młodsza jutro i pojutrze wychodzi na spotkania ze znajomymi i tym sposobem ja mam z głowy jutrzejszą kolację i piątkowy obiad. To znaczy, że spokojnie mogę jutro zjeść ser z pomidorami wieczorem, a w piątek obiadowo twarożek, czyli gzik
U przyjaciół Moskali 🙂
Matrosy, że ho-ho!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3328.JPG
Teraz juz wiem dlaczego jest taki uklad strony. Pasuje do smartfona. Nabylem droga kupna. Zainstalowalem aplikacje voip i moge teraz gadac tanio a czasem za darmo.
Jeszcze jak sie naucze pisac z ogonkami, to bedzie super.
🙂
Alicja zwiedziła kawał świata, a Marek pozbył się ograniczeń technicznych i może teraz więcej zdjęć pokaże.Osobiście nie tęsknię do nowinek technicznych, bo już te, które opanowałam (z trudem) zapewniają mi dosyć rozrywki. A gdzie to przepadł Placek? I Nirrod się z dawna nie odzywała.
Dobranoc.
Oto jeszcze jedna wycieczka. W centrum Seattle jest jezioro o nazwie Lake Union. Wzdluz brzegow jeziora, na wodzie jest duzo domow. Niektore z tych domow byly zbudowane po drugiej stronie wody w Port Townsend. Z Port Townsend dom jest holowany przez zatoke i kanal (Ballard Locks) do Lake Union. Po drodze zwodzone mosty otwieraja sie jeden po drugim aby przepuscic nowy dom po wodzie do Lake Union.
Te domy sa bardzo drogie. Mam na mysli 3 miliony i wiecej. Moze ta barka z niebieskimi fotelami na dachu nie kosztuje tak drogo, ale na pewno nie jest tania.
Dawno, dawno temu, 50 lat temu, osoby, ktorych nie bylo stac na kupienie domu na lądzie, budowali dom na wodzie Lake Union. Od wtedy wartosc tych domow bardzo poszla w gore.
Jesli ktos widzial film „Sleepless in Seattle” to na pewno bedzie sie czul, jak w domu! W czwartej minucie filmu jest niebieski dom z czerwonymi kwiatami, gdzie kiedys mieszkal bohater filmu.
https://www.youtube.com/watch?v=ke_mZdhzuMk
Czas na ryby.
dzień dobry …
Orca film oglądałam z 5 razy i pewnie jeszcze obejrzę nie raz .. z tymi barkami to chyba wszędzie tak bywało a teraz nad Sekwaną czy tez w Amsterdamie na barkach mieszkają raczej ludzie z kasą ..
nemo zdrowia .. zdrowia .. i wszystko co sobie wymyślisz niech się spełni … 🙂
Ani Nowego specjalne uściński imieninowe … 🙂
wszystkim blogowym Aniom i Haniom najlepsze życzenia do spełnienia … 🙂
Nisiu i Alicjo faktycznie śliczna ta łódka … 🙂
Dzien dobry Jolinku, dzien dobry wszystkim,
Nemo – gory ukochalas, wiec gorskich widokow w letnim sloncu, jesiennych mglach, zimowej szacie i wiosennych kolorach. Niech Ci sie szczesci i uklada, niech Ci sie wszystko wyzynami sciele. Imieninowe serdecznosci.
Jolonku – w imieniu A. dziekuje.
Pytalas mnie wczoraj co gotuje Michalkowi – przyznam, ze nic nie gotuje. Synek od poczatku pobytu przebywa w towarzystwie dzieci brazylijskich lub amerykanskich, wiec je obiady kupione w jadlodajni Cabana Latina lub upieczone na grillu hamburgery. Malo urozmaicone, ale musza wystarczyc. Chociaz te potrawy latynoskie sa zupelnie niezle – kurczak z ryzem i pieczonym bananem, tacos z miesem i dodatkami, owoce morza itd, a wszystko oczywiscie z fasola.