Na dworze w Wiśniczu
Rodzina Lubomirskich gustowała w dobrej kuchni. Kuchmistrzem w rodowym Wiśniczu był urodzony (jak sam o sobie mówił, by podkreślić szlachecki rodowód) Stanisław Czerniecki. Zostawił on po sobie wiekopomne dzieło czyli pierwszą (ocalałą) książkę kucharską zatytułowaną „Compendium ferculorum albo Zebranie Potraw” zadedykowaną Helenie Tekli Lubomirskiej. We wstępie do kolejnego wydania dziełka, Stanisław Lubomirski wspomina swoje dzieciństwo w jednym z dworów rodziny:
„Największą atrakcją wśród smakołyków było tzw. „Baumkucheny” lub, jak je po polsku nazywano, sękacze. Było to ciasto przygotowywane na specjalnym otwartym palenisku. Płynne ciasto wylewano na wałek, który obracał się jak rożen, ciasto więc piekło się warstwami. Do sporządzenia jednego „Baumkuchena” trzeba było zużyć co najmniej 120 jaj. Była to jedna ze specjalności naszego kuchmistrza. Ciasto tak przygotowane było niezwykle ciężkie i niekiedy tak duże, że aby je przewieźć do pałacu trzeba było użyć taczek. Dzisiaj kupowane w niektórych cukierniach sękacze wyglądałyby przy naszych Kruszyńskich jak miniaturki. Mają też zupełnie inne ciasto. Od razu widać, że do ich wyrobu nie użyto właściwej ilości jajek.
W Kruszynie zawsze fascynowała mnie lodownia. Oczywiście, w tamtych czasach nie śniło się nam nawet o elektrycznych lodówkach. A jednak przez cały rok mieliśmy lód i w lecie zawsze serwowano lody lub tzw. „parfety”.
Lodownia z zewnątrz wyglądała jak wielki pagórek porośnięty drzewami i krzewami. Z jednej strony przez ciężkie pancerne drzwi schodziło się po schodach do ogromnej piwnicy z kilkoma mniejszymi salkami. Dużą salę wypełniano blokami lodu, wrzucanymi do środka przez szyb w suficie. Bloki lodowe wycinane były zimą z zamarzniętej Warty i przewożono saniami do Kruszyna. Lód utrzymywał się przez cały rok i chłodził boczne salki, w których można było przechowywać produkty wymagające schłodzenia, zaś mięsiwa trzymano w sali wypełnionej lodem.
Inną atrakcją była ogromna piwnica z winami, w której leżakowały stare wina, koniaki i starki przygotowywane z własnego alkoholu produkowanego w Kruszyńskiej gorzelni, Starki tradycyjnie nalewano w dniu narodzin dziecka i pierwszy raz próbowano w dniu jego ślubu lub osiągnięcia pełnoletniości. W Kruszynie przechowywano też alkohole z datami z czasów napoleońskich – takie butelki otwierano tylko przy specjalnych okazjach: ślubach, chrzcinach, czy wizytach Prezydenta Rzeczypospolitej. W 1939 r. piwnicę z winami mój ojciec kazał zamurować. Została ona, niestety, odkryta przez Niemców w czasie okupacji i doszczętnie opróżniona. Jedyną pociechą mógł być fakt, że po wojnie wszystkie wina i tak zostałyby wypite przez Rosjan.
(…)
Jak się wydaje Lubomirscy nie wyobrażali sobie życia bez dobrej kuchni i przywiązywali ogromną wagę do posiadania dobrego kucharza. Świadczy o tym np. pamiętnik Henriety Błędowskiej, w którym wspomina ona o kucharzu Włochu o nazwisku Degaz zapisanym w testamencie przez Kazimierza Lubomirskiego Józefowi Lubomirskiemu, „z tym…, aby corocznie płacił po 1000 dukatów i co trzy lata do Paryża i Londynu wysyłał swoim kosztem, aby się nowych uczył przysmaków i potraw”.”
Też nie wyobrażam sobie życia bez dobrej kuchni. Tylko nie widzę chętnego do wypłacenia mi równowartości 1000 dukatów na podróż do Paryża i Londynu bym mógł poznać nowe trendy w kuchniach Europy. Sam sobie wypłacam. Tylko odpowiednio mniej bom skąpy!
Komentarze
Dzień dobry.
Cny Gospodarzu – może i lepiej, że nikt Ci 1000 dukatów na Paryż i Londyn nie daje, bo byś, nie daj Panie Boże, jeszcze na nowe „tryndy” w knajpach trafił i wychodziłbyś głodny, a jeszcze ciężką kasę zapłacił – vide wczorajszy komentarz Jolly Rogers, który rozbawił mnie do chichotów włącznie.
Poranek ciemny i wietrzny i Pyry zaspały – Młodsza musiała wezwać taksówkę i na ostatnią chwilę do roboty jechała. Nastawiła sobie budzik na 5.30, a potem nie tylko natychmiast go wyłączyła, ale i zabrała pod kołdrę żeby nie hałasował. Robi tak nader często, bo za kura porannego służy Starsza. Dzisiaj słońce Starszej nie obudziło, a budzik – patrz wyżej.
Dzień dobry Blogu!
A propos wczorajszego. Pyra ma rację. Nauczyć się na pamięć i opowiadać ludziom z jeszcze krótszą pamięcią 😉
Już 3 lata temu (prawie) wszyscy to znali 😉
Dzień mglisty i dżdżysty. I dobrze. Za 2 dni będą upały.
Sękacz – po latach polska specjalność.
Parfety (parfait) hm… nie zagrzały miejsca…
Wyszłam godzinę temu na dwór, widzę przy ulicy stos makulatury. Szkoła dziś zbiera. Wróciłam, by sprawdzić, czy Osobisty wyniósł wiązkę gazet przygotowanych do związania sznurkiem. Nie wyniósł. To ja za sznurek, związałam, wynoszę, a tu… po stosie makulatury i zbieraczach – ani śladu 😯
Jak duchy 🙄
Zastanawia mnie ta moja nalewka żmudzka. Stoi do teraz na szafce, a ja patrzę co się z nią dzieje. Pisałam wczoraj, że pojawiły się w niej jakieś białawe strzępki, że straciła klarowność. No i tak – dwukrotnie filtrowana, pod wieczór po raz trzeci już przez bibułę. Na sączkach nie zostają fuzle. Dzisiaj niby nieco bardziej klarowna, na dnie znowu strzępki i trochę w górze butelki. Skąd się biorą i co to jest? Dzwoniłam do Inki – onaż chemik – powiedziała, że na trunkach się nie zna, że jak samo wylazło, to się samo strąci!!! No i niby się strąca ale dlaczego w ogóle wyłazi? Swoją drogą ruta nie tylko uszczelnia naczynia włosowate (patrz – rutinoscorbin) ale i ma właściwości poronne; nie wiem tylko w jakim stężeniu. A skądinąd wiadomo, że była oznaką panieństwa i dziewictwa – panny ją na wianki siały. Czy to ma jakiś związek?
Pyro,
ruta zawiera tak dużo różnych związków (olejki eteryczne, flawonoidy, alkaloidy, kwasy organiczne, witamina C etc.) a Ty dodałaś ją do wyciągu z owoców, który też zawiera mnóstwo różnych związków od cukrów do białek etc. więc nic dziwnego, że te ze sobą reagują i koagulują. Daj im czas na sedymentację.
A z ruty robiono kiedyś ocet siedmiu złodziei. W occie winnym moczono przez 12 dni rutę, bylicę, rozmaryn, lawendę, szałwię, korzeń tataraku, czosnek, cynamon, jagody jałowca, miętę, kamforę, gałkę muszkatołową, goździki i arcydzięgiel.
Natarci takim octem złodzieje wchodzili bez obawy do domów zadżumionych w Tuluzie czy Marsylii i rabowali co popadnie 🙄
Siać rutkę…
Czy to nie była oznaka staropanieństwa?
Tak Nemo – panna przeciętnie rutę na wianek siała 4 lata do zamążpójścia (14-18) jeżeli siała ileś tam lat, a ślubu nie było, to….
Szaro, buro i zimno, mimo tego, dobrego dnia życzę.
Pyro, a jak mocny alkohol dałaś? Te białe takie znam, jak dodam zbyt mocnego. Może tu trzeba by lini działania jaką ja ostatnio stosuję, że zaczynam od 37% wódki i stopniowo zawyżam. Wychodzą moim zdaniem znacznie lepsze. Przywiozę do skosztowania na zjazd.
Są jakieś tam związki o dużych molekułach. Nie jestem pewien, czy jadalne. Raczej nie chyba. Mimo wszystko podejrzewam, że Jolly Rogers z Małżonkiem padli ofiarą jakiejś mistyfikacji. W kuchni molekularnej chodzi chyba o wykorzystanie w gotowaniu i doborze smaków najnowszych wyników badań naukowych, które pozwalają cieszyć podniebienie zestawieniami uważanymi powszechnie za niejadalne. Jak kogoś nie cieszą, znaczy ignorant. Myślałem, że kucharze molekularni nie głodzą. Sama nazwa restauracji „The Fat Duck” kojarzy się z obfitością. Kuchnia artystyczna kojarzy mi się z Nouvelle Cuisine, gdzie walory estetyczne potrawy są równie ważne jak jej smak. Ale jak cała Haute Cuisine, która obecnie zawiera w sobie i NC, posiłki są obfite, choć pojedyńcze dania nie zawsze. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek wyszedł głodny z restauracji Paula Bocuse. Tyle, że na goszczenie w takiej restauracji 1000 dukatów może okazać się niezbędne, jeśli oprócz kilkunastu dań jeszcze zamówić najprzedniejsze wina odpowiednie do potraw i to w najlepszych rocznikach. My takich problemów na ogół nie mamy. Zamawiając Vin de Pays du Gard wiemy, że najlepszym rocznikiem jest 2010, bo starsze już się do picia nie nadają. Ale to żart do pewnego stopnia. Z rocznikiem może prawda, ale piliśmy wina de Pays du Gard wysokiej poczciwości.
Zajrzałem do wiki i okazuje się, że ta ruta to wermut, znaczy piołun.
A po co Tobie taka nalewka?
Lecznicze właściwości piołunu już dawno podważono i obowiązuje zakaz jego stosowania w nalewkach. Opowiedział mi to na pewnym marketingowym spotkaniu przedstawiciel markowego produktu „Underberg” dobre 30 lat temu, kiedy mieliśmy zgadywać, jakie z ponoć trzydziestuparu ziół znajdują się w ich gorzkiej żołądkowej.
Z tym panieństwem może coś jest na rzeczy ale nie koniecznie u panien, a po stronie potencjalnego zagrożenia. Stoi bowiem piołun w śród tych substancji, które uważa się za te, co powodują zwis ważnego atrybutu w tej konstelacji.
Chyba Pyra jest nazbyt podejżliwa. Wianek to wianek. „Na głowie kwietny ma wianek, w dłoni zielony badylek, a przed nią bieży baranek, a nad nią lata motylek”. Czy taką można o cokolwiek podejrzewać? To tylko Kazik Staszewski zaufania w swojej piosence nie okazał, zapewne bezpodstawnie. Chociaż wczoraj oglądaliśmy czeski film pt. „Obsługiwałem angielskiego króla”. Pełno w nim kwietnych dziewcząt pełnych radości życia. Można by ten film uznać za apoteozę życia radosnego dzięki uciechom cielesnym i kulinarnym. Pojawiają się jednak zgrzyty, które czynią ten film mniej jednoznacznym i zupełnie nie apoteozowatym. Podejrzewam, że podobny film polski, gdyby powstał, wywołałby wściekły atak za kalanie polskiego społeczeństwa tak przecież bohaterskiego. Cóż, Czesi aż tak bohaterscy nie byli, nawet się nie bronili. Jednak i w armii brytyjskiej walczyli, w tym w dywizjonach lotniczych, także polskich. A w polskim ruchu oporu czynnie uczestniczyło parę procent społeczeństwa. Obraz większości pewnie niewiele się różnił od czeskiego. Zaraz okaże się, że to ja właśnie kalam. Ale co zrobić, gdy rozum woli trzymać się nagich faktów niż legend.
Pepegorze, to chyba nie do końca tak z rutą. Piołun nazywany jest wermutem, psią rutą, absyntem. Ale psia ruta to nie to samo.
Stanisławie,
moim zdanie kuchnia molekularna to określenie na gastronomię zajmującą się analizą procesów biochemicznych i fizyko-chemicznych zachodzących podczas przyrządzania potraw i wykorzystującą nowoczesne technologie do uzyskiwania zaskakujących rezultatów z tradycyjnych surowców (np. marchewki, buraczków, groszku itp.) Nie ma w niej niczego uchodzącego za niejadalne w innych technologiach. Efekty uzyskiwane za pomocą ciekłego azotu, kwasu alginowego, soli aromatycznych, gotowania w niskiej temperaturze, sous vide, ekstrakcji czy też destylacji mają zaskakiwać jedzących nowymi wrażeniami smakowymi, teksturą, temperaturą etc. i są bliższe nowoczesnej sztuce niż tradycyjnej jadłodajni.
Nazwa „molekularna” traktowana jest jako sugestia zajmowania się potrawami na poziomie cząsteczek i nie powinna być brana dosłownie, choć podawane porcje czasem trudno dojrzeć bez lupy 😉
Oczekiwania konsumentów powinny być poprzedzone rzetelną informacją, że do takiej restauracji nie należy iść głodnym 😉
Pepegorze,
mowa jest o rucie zwyczajnej (Ruta graveolens) po niemiecku – Weinraute.
Stanisławie – masz rację; społeczeństwo in gremio było przeciw wszystkim powstaniom, legiom i leśnym (mówi o tym II zwrotka I Brygady).
Pepe – nalewkę robiłam z przepisu Irka. I nie, mój Drogi – ruta nie jest piołunem. Piołun należy do bylic, ruta z innej rodziny
Nemo, wiem, jak to jest z kuchnią molekularną. Pisząc o wielkich molekułach pożartowałem sobie. Pisząc o niejadalnych zestawieniach miałem na myśli na przykład czekoladę z tabasco i podobne nowości.
czekolada(oczywiscie bez mleka!) z tabasco to jedna z najstarszych potraw swiata
(od ca 3000 lat p.n.e, mesoameryka)
Zajrzałem do dyskusji o filmie: http://www.imdb.com/title/tt0284363/board/nest/104804240
Recenzent twierdzi, że to apoteoza życia, panie się denerwują, że obraz kobiety oscyluje pomiędzy prostytutkami i nazistkami, a przecież są na świecie i inne kobiety. Czy ten film naprawdę tak trudno zrozumieć. Sądziłem, że nazism pojawił się właśnie po to, czy głównie po to, aby nie było wątpliwości, że nie jest to apoteoza. Inne zastrzeżenia: życie prostytutki nie jest tak radosne, jak to wynika z filmu. Ale to życie jest widziane oczami bohatera filmu. Podkeśla to jeszcze narracja dodana na wszelki wypadek.
a moze i wczesniej?
ale nie ma w kartotekach.
Byku, pewnie masz rację. Ale w naszej tradycji kulinarnej jakoś to nie funkcjonwało w mojej młodości.
znowu zagadka:
skad sie wzielo przyslowie „najadl sie szaleju?
@stani:
tak, to moda, zreszta bardzo ciekawa wlasciwosc czlowieka;
przy czym kobiety bija nas na glowe;
n.p. buty.
@gospodarz:
jesli kogo urazilem, to przepraszam, ale cham sie ze mnie zrobil i biegam glownie na bosaka, albo brodze w gumiakach w lajnie i mowie glosno, na codzien, to co mysle,he,he;
wiem, ze powinienem sie tego wstydzic, ale nie potrafie.
jesli uwaza @gospodarz, ze na blogu przeszkadzam, to wystarczy tylko slowo a uzdrowiona bedzie dusza towarzystwa wzajemnej adoracji.
Szaleju, wedle podejrzeń męża, najadła się żona rybaka, wówczas już rodowa szlachcianka, w puszkinowskiej wersji grimmowskiej „Bajki o rybaku i złotej rybce”.
Przed rybakową szaleju najadł się chyba Sokrates. Sokrates uczynił to skutecznie i też nie bez związku z działaniami współmałżonki.
Chyba w błąd wprowadzam. Wygląda, że sokratesowa cykuta ze szczawiołu plamistego pochodziła a nie z blekotu czy szaleju. Ale to błąd często powtarzany.
Byku,
szczypta bosonogiej bezpośredniości z gumna to jak kropla gorzkiej nalewki. Poprawia krążenie, likwiduje mdłości…
No i ja nie wyróżniam się wtedy jako jedyna niegrzeczna 🙄 😉
Blekot i szalej to też dwie różne rośliny. Ta druga jest znacznie bardziej trująca, ale obydwoma najadać się nie należy. Po obu ma się drgawki, ślinotok, mdłości i utratę świadomości i paraliż, który może doprowadzić do zgonu 🙁
Nemo – Ty i Byk nie startujecie w tej samej konkurencji, więc jego obecność nie poprawia Twojej osobistej lokaty. Ty bywasz po prostu zgryźliwa, jak niecierpliwa guwernantka; irytujące ale i ozdrowieńcze. Natomiast kolega Byk jest ciurowaty (od ciury obozowego) i guwernantka (możliwie zgryźliwa) potrzebna jest od zaraz. Honorarium do negocjacji.
No i proszę,
nie należy ufac wikipedii.
Wbiłem na polskiej stronie: ruta, skopiowałem pierwszą łacińską nazwę, jeszcze pochodzącą od Lineusza, sprawdzona więc myślałem i dałem na niemiecką stronę, i już „skrót myślowy” gotowy był: Piołun.
Nie pierwszy raz się tak nacinam.
tak, ale utrata swiadomosci, a i czesto mldlosci.powstaja rowniez w wyniku zakochania,
Byku,
nikt chyba nie puszcza pawia ze wzruszenia na widok obiektu miłosnych westchnień 🙄
Pyro,
mnie nie zależy na poprawie lokaty, zwłaszcza na tle Byka 😉
Poza tym na pewno wiesz z doświadczenia, że starych byków nie da się wychować 🙁
Wszystkie z wymienionych objawów mogą być rezultatem zakochania. Z zejściem śmiertelnym włącznie. Mdłości nie powstają na widok ukochanej osoby tylko jako rezultat bliskiego spotkania.
Ten rezultat jest pośredni bardziej
Za chwilę (14:00 czasu polskiego) Dar Młodzieży wypływa z Gdyni w tegoroczny rejs – jedna szczęściara jest już na pokładzie. Slinych wiatrów!
Już ja was z Krysią, Sławkiem i Elap przydybię w St.Malo 😎
Nemo – znam to aż za dobrze; robię się nie tyle zgryźliwa, co wiedźmowata. Mam coraz mniej cierpliwości i wyrozumiałości, jakbym nie miała już za wiele czasu żeby czekać na rezultaty wychowawcze. O ile wystarcza mi dobrej woli na osoby kolorowe, niejednoznaczne i rostrzepotane, jak Dorotol, to nie mam jej w stosunku do chłopców w kolorowych chustach „to jest rezerwa”.
St.Malo, sympatyczne miasto otoczone murami. Mury też są otoczone. Oczywiście restauracjami, w których królują płastugi, sole, małże, ostrygi, homary i raczki nieco mniejsze. Wrażenia kulinarne z tego miasta – cudowne. Może dlatego, że turyści nie zawsze tam dominują, choć na pewno są licznie reprezentowani. Poza tym wśród turystów przeważają Francuzi, a tych nie da się brać na kulinarne plewy.
Pyro, zadziwiasz mnie. Sądziłem, że miałaś jakieś bliższe związki z wojskiem, a tu coś takiego. Poza tym rezerwa chyba się skończyła. Mamy armię tylko zawodową. Teraz chusty będzie nosić co najwyżej Gwardia Narodowa, przepraszam Obrona Terytorialna. Musi jednak najpierw powstać. Podobno jest jakaś koncepcja cywilnej obrony terytorialnej na wzór szwajcarskiej. Wymaga to szkolenia i powrotu z ćwiczeń. Dobra okazja do świętowania.
Niebo i Piekło
Na czym polega różnica między komplementami „stary byk” i „stara krowa” ? 🙂
Ściskam serdecznie Wszystkich, którzy nie mają nic przeciwko temu, i żegnam się do czwartku. Mam nadzieję, że jutrzejszy konkurs okazałby się dla mnie za trudny, albo i tak ktoś by mnie uprzedził. Powodzenia tym, którzy będą zgadywać. Jutro praca w terenie. Na wyjazd jestem umówiony w Szacownej Instytucji o 8:00. Sam tę godzinę ustaliłem, sklerotyk.
Stary Byk z natury brzmi nieźle. Stara Krowa jest komplementem tylko wyjątkowo.
@nemo:
drgawki tez, a nawet wypadki smierci n.p.:romeo, hamlet, julia, ofelia…
Co do Hamleta bym dyskutował. Chyba że chodzi o miłość w stosunku do ojca albo do zasad. Ale do podobnych skutków prowadzi też brak zakochania. Np. brak zakochania Wandy w Niemcu.
@stani:
jak zwykle – bingo!
oczywiscie nalewki z cykuty nie zapropnuje,
ale podwojna grappa tez chyba ujdzie?
moja tuba:
krowa wraca z kalafiorem
„marsz, marsz kucharski, z ziemi miesnej do jarskiej!
za byka przykladem zlaczym sie ze stadem”
z @byk: „stan wojenny na folwarku zwierzecym”, 1983,ilu. a.krause.
bist scho a richt´ge Saaaaaa,
to w sielskiej Bawarii prawdziwy komplement!
Placku,
frazeologizm „stary byk” nie jest obarczony pejoratywną konotacją, w przeciwieństwie do „starej krowy” czy „krowy” w ogóle.
Jest Ci to zapewne wiadome i pytanie zadałeś raczej retorycznie 😉
Ładnie jednak, że ująłeś się za „palantem” 😎
Pyro,
nigdy nie miałem takich sensacji z nalewką żmudzką. Ale może dlatego, że napar był z ususzonej ruty i bez rodzynek. Ale czekaj cierpliwie. Procenty są 😎 to i bukiet się wyklaruje z czasem. Cierpliwości 🙂
uwaga!facecja z broda!uwaga!
moniuszko studiowal w berlinie kompozycje;
popularne bylo wtedy w chwilach wolnych chwycic za wiosla i wyplynac na jeziora,
ktorych tam nie brakuje;
moniuszko byl niesamowicie fleissig i komponowal nawet podczas najwiekszych hulanek…
jak to w zyciu bywa,jego lodz sie wywrocila, a on sam o malo nie utonol…
na dodatek, gdy ledwo zywy wyciagniety zostal na poklad, dowcipnisie zaczeli grac melodie…
– przeciez to moja! – wyjeczal moniuszko(jego nuty rowniez wylowiono).
Irku – bukiet i smak są co najmniej poprawne. To klarowność siadła. Widzę, że te strzępki opadają, tylko mnie frustruje to, że w ogóle są. Jeszcze jedno może być przyczyną – ja po odcedzeniu naparu wlewałam w gorący napar spirytus śliwkowy – może gdybym najpierw wystudziła napar nie byłoby tego kłopotu?
Pyro, zrobiłaś wszystko prawidłowo, filtrowanie było wstępne na pewno przez gazę lub podobne. Można przez chleb lub węgiel. Fusy same opadną i po kłopocie. Cierpliwości życzę.
„przez chleb czy węgiel” zapytali mnie miejscowi stojący przed sklepem w Bieszczadach,gdy kupiłam denaturat do kochera (1964 r.)
Irku – minimum 3 miesiące, częściej pół roku, czasem rok, taki jest normalny czas dojrzewania nalewek. Cierpliwości mam sporo – dla nalewek.
Nie mam tyle cierpliwości co Pyra, badam tarninówkę 🙄
Haneczko – nie masz cierpliwości? Toż ja swoją dawno wypiłam; tę od Ciebie też osuszyłam.
Dobry wieczor,
Pyro, Haneczko,
Nie trzeba czekac 50 lat zeby z obiadu rocznicowego sie posmiac – juz przeszedl do legend. Maz po 7 daniach: przekaski znakomite, mam nadzieje ze danie glowne bedzie rownie smaczne – mina kelnera bezcenna :). Chyba niezbyt czesto slysza, ze cesarz jest nagi.
Haneczko, Odsas dziekuje bardzo ucieszony.
Jolly, ukłony dla męża, mam wyobraźnię, piękne 😆
Biedny kelner usłyszał to, co młoda Pyra, aktualnie wtedy pokłócona z Jarkiem (nie rozmawialiśmy całe 2 dni) Jarek zjadł naleśniki z serem, rozejrzał się po garach, stole i powiedział do 3-letniego Synusia „Niech ci Matka buzię umyje. Deser żeśmy zjedli, to teraz pójdziemy do baru na obiad” I poszli – naburmuszony pan domu i uszczęśliwiony trzylatek.
Haneczko,
Maz pieknie dziekuje,
Pyro, cudne :).
Przypomnial mi sie z programu o Wysockim jeden wic opowiedziany przez jego przyjaciela.
Ojciec Wolodii za kolnierz nie wylewal. Mama przyszlego barda wyslala go do knajpy coby tate do domu przyholowal. Maly ciagnie go za rekaw. Ojciec do niego: siadaj! Nalal dwa kieliszki, pij! Wolodia wypil, krztusi sie i prycha. Smakowalo? Nie!!!! To teraz idz do domu i powiedz matce, ze ja tu dla przyjemnosci nie siedze…
Jolly Rogers – ja już tu opowiadałam o znajomym sierżancie, z którym pracowałam. Oliwił pan sierżant często, by nie powiedzieć codziennie. Okazje były, bo nadzorował naszą knajpę i miewał dyżury „opiekuńcze”. Żona mu głowę suszyła, aż raz w dniu kobiet to Krysia sobie pałę zalała. Leszek zajął się żonusią troskliwie, mokry ręcznik, herbata, tabletki, gładzenie po głowie „Chora jesteś, biedactwo” Oj, jaka chora. No nic, zajmę się Tobą” a po chwili „Źle się czujesz? Widzisz Skarbie – Ty dzisiaj, a ja tak codziennie. I nikt się nade mną nie ulituje”.
Od dawna starannie omijam wypowiedzi byka, ale ostatnio ilość komentarzy do jego wypowiedzi trochę mi to utrudnia. Czyżby blog folgował niektórym „taktownym inaczej”.
Sądziłam, że trollów ignorujemy.
Broniu – nie tolerujemy. Jest nam trudno, bo to nie troll, tylko taki egzemplarz…
Witaj Broniu przy stole i zasiadaj!
Ło rany, ale jestem obżarta! I opita. Naprzeciwko u Młodych otworzono niedawno szkocki pub. Wzięliśmy tylko talerz nachos i dwa piwa (ja trzecie, szkockie, Harp się zwało). Wszystkie jalapeno ja zjadam w ilościach, a to trzeba przepłukać stosowną ilością płynów, bo to przedpiekle w gębie. Ale dobre!
Ten „talerz” miał wielkość michy w porywach i ledwie się mieścił na stoliku dla dwóch osób, nie dało się tego zjeść, mimo, że Jerzor ma spust 🙂
A propos „taktownych inaczej” – ja ignoruję, nie czytam, jak ktoś ma zdrowie i cierpliwość, to niech, mnie *szkoda zdrowia i nerw* 🙂
Dobranoc!
no, mial racje z tymi kartoflami, ten satyryk niemiecki,
ale nie tylko w odniesieniu do kaczynskich…
” -…spocznij!aaa…co wy tam czytacie?
– „pozegnanie z bronia”, obywatelu kapitanie”
– podlizywanie sie nic wam nie pomoze…na pewno znowu o dywersji?!
– nie, obywatelu sierzancie, romans…
– ha, ha… a dobra ta bronia ?”