Tafelspitz – smakołyk Franciszka Józefa
Zresztą nie tylko cesarz o pięknych wąsach oraz bokobrodach uwielbiał to proste danie. Wiedeńczycy do dziś chadzają do wybranych restauracyjek by delektować się szpikiem, delikatnym gotowanym mięsem z warzywami oraz wszystko popijać esencjonalnym wołowym rosołem.
Byłem w Wiedniu parę razy i za każdym pobytem ( a pierwszy raz zaprowadzony tam przez milczącego paOLOre) wstępowałem do Cafe Schwarzenberg (czynna od 1867 roku), by za niecałe 18 euro, choć na chwile poczuć się jak cesarz. Wiedziałem i wiem to nadal, że mimo upływu czasu ( a wiedeńskie wizyty zdarzają mi się w odstępach kilkuletnich) moja porcja wołowiny i szpiku będzie tak samo aromatyczna i smakowita. Cafe Schwarzenberg jest bowiem niezawodna.
Tymczasem jednak – ponieważ w najbliższym roku tylko przejadę obwodnicą wiedeńską lecz nie zatrzymam się w mieście – muszę zastąpić szefa kuchni ze słynnego lokalu i sam zabrać się za gotowanie. Na szczęście w dobrych sklepach rzeźniczych można poprosić o przygotowanie odpowiedniego mięsa i – co znacznie ważniejsze, bo przecież nie mam piły do kości wołowych – pokrojenie szpikowych kości na niewielkie porcje.
A reszta jest prosta:
Tafelspitz
2 kg wołowiny (krzyżowa, szponder, pręga, rostbef), 30 dag włoszczyzny, kości wołowe ze szpikiem, cebula
1.Cebulę w łupinie przekroić na pół, opiec na suchej patelni przecięciem do spodu, aż się przypali.
2.Włoszczyznę oczyścić i pokroić.
3.Następnie wołowinę umyć w ciepłej wodzie i osuszyć. Włożyć mięso do wrzącej wody (3,5 l) i gotować na małym ogniu, zbierając i usuwając pianę pojawiającą się na wierzchu. Dodać kilka ziaren pieprzu, szczyptę lubczyku i przypieczoną cebulę.
4.Po dwóch godzinach gotowania dodać warzywa i gotować przez kolejną godzinę, nadal zbierając szumowiny.
5.Gdy mięso jest miękkie, wyjąć je, odcedzić warzywa, a wywar doprawić solą i pieprzem.
6.Na koniec do wywaru włożyć oczyszczone i podzielone na części kości ze szpikiem, gotować je pięć minut i wyjąć.
Tak powstały trzy dania: wołowy rosół, przekąska ze szpiku i gotowane mięso.
Do mięsa doskonale pasuje sos chrzanowy lub świeżo tary chrzan z jabłkiem i śmietaną.
Komentarze
Niech się święci 30 kwietnia !!!
O pogodzie nie będę się wypowiadał , bo jaka jest każdy widzi :
cesarsko-krulewska
http://kulikowski.aminus3.com/image/2012-04-25.html
W Wiedniu to mają znacznie lepiej niż na naszym Bardzo Bliskim Wschodzie.
Nie dość, że mogą zjeść porządnego tafelspitza , to wiosnę mają wcześniej o miesiąc.
Gdzie tu sprawiedliwość, no gdzie?
Krulu milczący powiedz coś w tym temacie. O obwodnicy wiedeńskiej możesz pomilczeć …
Morze czy może ?
http://www.tekstowo.pl/piosenka,kult,gdy_nie_ma_dzieci.html
Dzień dobry,
Wiedeński smakołyk mocno mi przypomina francuskie danie pot-au-feu. Różne gatunki wołowiny, warzywa (cebula, marchew, seler, por, czosnek, rzepa, ziemniaki-gotowane osobno). Kości ze szpikiem można ugotować osobno, żeby rosół był mniej tłusty, zalewając je zimną wodą z dodatkiem łyżki winnego octu i gotując na małym ogniu około 10 mn od momentu wrzenia. Szpik można podać na tostach. Ale tu już odbiegam od tafelspitza 🙂
Tafelspitz rrrraz, krojc-himmel-donner-wetter!
http://www.youtube.com/watch?v=2kxlHVg4_ac&feature=related
Fajnych mieli nadwornych kompozytorów.
Pyro, masz wiadomość!
Nisiu – czołobitność pocztowo uskuteczniłam.
A Gospodarz dzisiaj o jednej z moich ulubionych potraw pisze. Lubię i gotuję od czasu do czasu. Dawno temu, bywając regularnie 2 x w miesiącu we Wrocławiu, nieodmiennie jadłam kolację w KDM-ie, w którym w wielkich, porcelitowych bulionówkach dawano bulion z żółtkiem albo ze szpikiem – do wyboru. Pyra pochłaniała ten ze szpikiem posypany obficie świeżym pieprzem i najdrobniej siekaną pietruszką. Do tego okazały brizol z garniturem – eh, człek był młody, a bez obiadu w południe, to sobie wieczorkiem dogadzał. Nie wiem, czy pamiętacie ale w „Dziewczętach z Nowolipek” jest scenka, kiedy to aptekarzowa – trucicielka (Amelka jej było?) wstępuje do kuchni na protekcyjną kanapeczkę od kucharki – na cieniuteńkiej kromce bułki gorący szpik, pieprz pietruszka. Ilekroć jadłam w KDM-ie przypominała mi się właśnie Gojawiczyńska. Do trucia się nie zabierałam – nie miałam pomocnika.
w Zabich majówka w calej pełni klimatycznej. Zaby oszalały.
Stara też. 😀
Żabo, tak robisz???
http://www.youtube.com/watch?v=5BHJXKRrJWc&feature=related
Żeby za bardzo się nie wykosztować na to danie, bo wołowina jest droga, można by przyrządzić je z połowy składników. Zwłaszcza, gdy rodzina mała.
Nisia wspomina o restauracji ” Carskiej” w Białowieży, którą odwiedził Irek. A może też tam nocował, bo też jest taka możliwość. Byłam tam latem ubiegłego roku, a i Gospodarz opisywał to ciekawe miejsce. http://www.restauracjacarska.pl
Haneczko,
ja także chciałabym widzieć siebie na wczorajszym meczu, a konkretnie swoje miny. 🙂
Też bym chętnie zobaczył minę Haneczki na meczu w rugby – czekałbym przede wszystkim na jakieś odpowiedzi co do sensu tego, co tam odchodzi.
Oglądałem raz i drugi, bo mieszkałem niedaleko, a wstęp też był wolny. Nijak nie kapowałem, kiedy oni faulowali i kiedy zawodnik miał prawo czuć się pokrzywdzony, a wyniki były czasem takie niepoważne, jak np. 4:82. Aktualnie pamiętam że w gazecie przypominano o odrodzeniu drużyny Hannover 78, która 30 lat temu zbierała jeden tytuł za drugim, a w całym mieście były jeszcze i po 3 albo 4 drużyny pierwszoligowe. Tych klubów chyba już niema.
Swoją drogą zastanawiające, że tu akurat było tego tyle. Spuścizna po brytyjskiej przeszłości Hannoveru?
Pepe – w końcu jak się chce mieć swoją dynastię na tronie Anglii, to trzeba grać w rugby Ja też niczego nie rozumiem, ale i nie oglądam
Na obiad pieczarki duszone w maśle i soku własnym i świeża bułka; za ciepło na solidne jedzenie. Może wieczorem zrobimy sobie smażone kiełbaski? Jeżeli będzie tak ciepło – to nie będzie kiełbasiano, a sałatowo.
pogoda jak drut, wiec piknik nad jeziorem:
najpierw skok do wody(od wrzasku i prychania, az po wniebowziecie)…
potem wedzone pstragi(prosto z wedzarni, o ktora zahaczylem po drodze)
salatka z pomidorow z grecka feta, bagietka,termos czarnej hebaty z cytryna…
ani zywej duszy( poza mna i krowa);
takie szczescie, ze ledwo mozna wytrzymac…
Dzien dobry,
Pyro,
dziekuje za przypomnienie dr Korczaka. Wazne.
Krystyno, Pepegorze,
Jak sie zaczelam rugby interesowac, zapytalam w klubie takowym:
‚Ale jakie sa zasady gry?’ Pan w slusznym wieku spojrzal sie dosc ciezko i odpowiedzial: ‚Rugby nie ma zasad, rugby ma prawa, prosze panienki!’ Po czym objasnil je detalicznie :).
Pomoc naukowa przed nastepnym meczem:
http://www.arkarugby.pl/zasady-rugby.html
Przestalo padac! Mam nadzieje, ze Chesel po mokrej sobocie i potopowej niedzieli zobaczy Londym w swej krasie.
Wstałam z drzemki i teraz myślę, że pora zabrać się do jakiejś roboty konstruktywnej. W upale nie chce mi się piec, ale mam w domu biszkopt (gotowiec) jednowarstwowy i śmietanę tudzież galaretkę. Chcę zrobić z owocami. Może jednak nie już dzisiaj, a jutro wcześnie rano? To diabelstwo zajmuje mnóstwo miejsca w lodówce. Idę doczytać Angorę – dzisiaj w przepisach łosoś pieczony w marynacie , a podawany w sosie burgundzkim z liści rzodkiewki i rolada z różnych mięs pieczona (można na grillu).
Jolly,
jak widać, nie mam zupełnie zadatków na kibica, ale postanowiłam zapoznać się z zasadami/ tzn. prawami/ obowiązującymi w rugby, tym bardziej że podałaś mi je na tacy. Dziękuję. Było to całkiem ciekawe doświadczenie. A kobiet było sporo, i w różnym wieku.
Byku,
można na szczęście znaleźć jeszcze gdzieniegdzie jakieś bezludne miejsca. Ja także unikam wielkich zbiorowisk. Ale niektórzy uważają, że tam gdzie nie ma ludzi, musi być nieciekawie. Nie ma na kogo popatrzeć i nas nikt nie obejrzy. Wolą iść tak, gdzie są tłumy.
A pstrąg i cała reszta – pychota.
Frekwencja na blogu wskazuje raczej na to, że trudno będzie znaleźć miejsca samotne. Uspokajające przy tym, że tam gdzie nasi, tam można polecić, tam można dołączyć.
Nie chciałbym jednak zapomnieć przypomnieć, jak corocznie, że dzisiaj niektóre mogą dosiąść miotły i polecieć na Łysicę, wszak noc Walpurgii przed nami!
Pepe, właśnie się szykuję.
U mnie 30 stopni, u Leny na Uznamie – 9 i właśnie będzie rozpalała w kominku, bo marnie. Wczoraj i dzisiaj chodziła w ciepłej kurtce, a wiatr chciał łeb urwać. Dzieli nas ok 300 km.
Polowanie na cesarską wołowinę
Pepe, ja jestem na posterunku wysuniętym na rubież!!!
Najjaśniejszy Pan, jak żywy! I jagermeister (nie mam literki) przy nim i konik nieduży, a mocny w sobie….
Po obiedzie Cesarz lubił sobie pokukać
Znakiem tego Nisiu przyjmujesz czarownice wszelakie, ale – w raz z kozłonogim?
Ja też jestem na posterunku, lubię takie opustoszałe miasto. Upał może trochę za duży, ale ranki i wieczory cudne, zakwitły bzy… Coraz bliżej do szparagów, rabarbaru, truskawek 🙂
Ja natomiast przejeżdzam ostatni pomost.
Dzisiaj, 30 kwietnia br.miałem ostatni dzień pracy mego regularnego życia zawodowego. W taki poniedziałek nie miało najmniejszego sensu być w pracy, przynajmniej być dla publiki, bo i tu cenią sobie pomosty. Ten pomost to przęsło na 1. Maja, to zn. na coś jakby stały grunt, bo potem to tylko jeszcze autostrada w nieznane, autostrada na szczudłach jak ten pomost, jak tam na Florydzie. Nie wiadomo tylko jak i kiedy się skończy.
Pepe – oj, chyba za wcześnie zacząłeś świętować Noc Walpurgii….
Pyro, kalendarz jest jasny a, że ja ostatnio odlatuję, to inna sprawa.
Tu żadne upały – rano było -3C, teraz +11 i popaduje.
Wróciłam z konsultacji u pana chirurga ortopedycznego. Za 3 miesiące mamy podjąć decyzję, czy ciąć, czy wskazówki, które mi dał pan chirurg, poprawiły sytuację.
Wskazówki takie, żeby mniej więcej nic nie robić, czyli pozostaje mi zatrudnić panią dochodzącą, alboli co 🙄
Lewej ręki nie używać, nie podpierać się, nie opierać się, ma być w zwisie 😯
Tłumaczenia, że ja się z reguły nie podpieram, a już zwłaszcza na lewej ręce, nie zdały się na nic. Jak się nie podpieram, to się opieram i nacisk wywieram. No dobra, postaram się nic nie robić, to nie taka wielka sztuka, mnie tam zwisa 🙄
Pytanie – jak ja wlezę na Marsa?! I chciałam wyżej 🙁
*korekta – miało być „alboli kogo”
*mars z małej litery, bo nie chodzi o czerwoną planetę
Stosowną mietłę mam , tylko jak tu lecieć – do sterowania mietłą potrzebne dwie ręce, a mnie ma zwisać 🙄
Alicjo – Zastrzyki z enzymu Xiaflex – pogromcy Dupuytrena.
Pepegorze – Autostrady są już za Tobą, teraz czas na sady 🙂
Najlepsze lekarstwo na czarownice – Powidltascherln.
Ćwiczę przed lustrem wiedeńską wymowę – ?Tafelspitz mit hausgemachter Frischkase-Meerettich-Creme, Salzkartoffeln und Salat? dla Nowego, bitte. On bardzo lubi takie wymyślne potrawy. Und coś mocniejszego 🙂
Przypomniała mi się biedna Meksykanka. Po przeczytaniu gazety nie jestem pewien czy analfabetyzm nie jest błogosławieństwem.
Placku,
paluchy to ja mam w porządku, prostuję bez problema, tylko łokietek mnie rąbie* z okazji ucisku na nerw łokietkowy. Nie wiem, co uciska, bo ja na pewno nic mu złego nie robię, chociaż doktór mówi, że podpieram i opieram 🙄
Carpal tunnel pomijam – niech sobie jest, to nie boli. Łokietek pobolewa i denerwuje, plus mrówki mi biegają po ręce tam i z powrotem, od opuszków po łokietek.
Na razie bardzo mi się podoba totalny zwis 😎
Każda przyzwoita czarownica uwielbia Tafelspitz i pląsy.
Pląsy pląsami, a gdzie one mają mietły?
Alicja – licentia poetica. Przecież gdyby czart wyglądał tak , jak w Chappell, to by nikogo nie uwiódł był.
Alicjo – Gdyby „Dar Młodzieży” żeglował do góry dnem mogłabyś spacerowac do topów masztów używając kończyn dolnych. Wandy topowe i zdrowemu straszne.
Bukszpryt, bukszpan, kubryk, mechaniczna pomarańcza – udaję, że się znam na żeglarstwie 🙂
Pyro – Nie rozumiem po co czarownicy licencja na miotłę. Przerost biurokracji.
A propos latania – premier Tusk przylatuje do Kanady czternastego i wybiera się na tutejsze Kaszuby. Czym się taki kanadyjski Kaszub żywi? Pytam bo pojęcia nie mam, wiem tylko że kanadyjski premier jest wyższy.
Placku – nie wiem, nie jadam przy premierowskim stole. Wiem, że przez lata żyli skromnie i p.Małgorzata gotowała, a i mąż pomagał. Teraz żywią go kucharze. Jak?
Placku,
jak zapewne wiesz
tam sporo jeziorek i jezior – więc pewnie nasz kanadyjski Kaszub żywi się rybami 🙂
W lasach jagódki i grzyby, jakiś zwierz…typowe kaszubskie jedzenie 🙂
Dobre ponad 10 lat temu miałam okazję rozmawiać z młodym (18 lat) potomkiem tamtejszych Kaszubów, opowiadał, że tamtejsza młodzież wzięła się za język kaszubski, pytał, czy nie znam w Polsce kogoś z Kaszub, bo chnie by nawiązali kontakty.
No to Tusk będzie w sam raz 🙂
*tfu, miało być – tutejszych Kaszubów 😳
Zagadaliście człowieka i nie poleciałam na zlot. Teraz mogę najwyżej pośpiewać
..Do nas! Do nas! Na zbójecki sejm… aż do słów … A ty, Wiedźmo wino lej!
Pepe, wszystkich chętnie przyjmę, byłam bowiem na zakupach z okazji planowanej na jutro wizyty trzech chopów ze Śląska. Mam żarełko i popitkę.
Aczkolwiek jedna popitka w postaci słusznej butelki malbeca zrobiła mi straszny numer i denko jej odpadło. Luuuudzie, nie macie pojęcia, jaki malbec jest DOCIEKLIWY.
Mam jeszcze jakieś włoskie, więc radę dam. A do serka nabyłam dzisiaj maderę. Mnie to jednak pasuje.
Dałam dziś upust niskim uczuciom, bo lekutko zdenerwowała mnie panienka w Piotrze i Pawle. Nawiasem: pierwsza nieuprzejma w tym sklepie. Tam na dwa stoiska – serowe i rybowe – jest tylko jedna pani. Stanęłam przy rybach, za jednym panem zresztą i grzecznie czekalismy aż pani obsłuży na serach. Pani obsłużyła kilka osób, doskonale nas widząc z odległości trzech metrów, ale dopiero kiedy ostatni pan z tamtej kolejki chciał rybki, poinformowała nas, że „kolejka jest jedna”. Na to ja, że trzeba nam było powiedzieć wcześniej, przeszlibyśmy do słusznej. Na to ona: „Pierwszy raz pani w sklepie jest?”. Musiała mieć mamusię w mięsnym w Peerelu. Byłam bardzo milusia, ale troszkę przeczołgałam ją na serach, korzystając niecnie z tego, ze miała dwa rodzaje grana padano. Kazałam jej powiedzieć, jaka jest między nimi róznica i biedaczka kompletnie się zapultała. Bo wiecie, oba były z Włoch i oba miały takie same składniki. Więc ona, biedna, nie widziała różnicy. Potem nie mogła znaleźć producentów. Kazałam sobie oba zademonstrować i rąbnęłam jej malutki wykładzik, z którego Brzucho byłby zadowolony. Aż jakiś pan z kolejki, która się od nowa wytworzyła skarcił mnie, że panienka pewnie się uczy, a ja się znęcam. Więc mu powiedziałam głośno i wyraźnie, acz wciąż milusio, dlaczego się znęcam. A poza tym przecież ją uczę sero-towaroznawstwa przy okazji. Kolejka zarechotała, ale nie wiem, czy do panienki dotarło.
Chyba się rozbestwiłam, ale już przyzwyczaiłam się do miłej i uprzejmej obsługi. Rzadko spotyka się takie aroganckie panienki. Z reguły w sklepach wszyscy są uprzejmi. I ja jestem właśnie za tym.
Słucajcie, wyszłam na taras, wypuszczając piesy – na niebie była wiedźma!!!
Chmura zaszła na księżyc – powiedzą niedowiarkowie. To dlaczego miała spiczasty kapeluch, długi nos i wystającą brodę??? Zrobiłam zdjęcie, ale zanim poleciałam po aparat, ONA spojrzała w drugą stronę…
… aparat noś przy sobie zwłaszcza w noc wiedzmów! I wiedziem 😉
Wiedźmy poleciały na Łysą Górę? 😯
Zapadła cisza…
Już mówiłam, że mam wymówkę – totalny zwis, zalecany przez dochtora.
Idę zwisać, dobranoc!
Witam, komu to przeszkadzało?
http://www.youtube.com/watch?v=fezaQDUyCyY&feature=related
…no, jeszcze poczytałam. A teraz zieeeeewammmm …i lete do wyrka. Bra.
http://www.edulandia.pl/edulandia/1,118533,11644989,Profesor_Ewa_Nawrocka__Wszyscy_jestesmy_przestepcami.html