Poszedł Marek na jarmarek
To znane powiedzonko wraca do życia. Coraz więcej bowiem jarmarków jak Polska długa i szeroka. I wcale nie muszę – choć mogę, bo lubię – ruszać się z Warszawy, by na takich jarmarkach pełnych kiełbas, chlebów, świeżo wędzonych węgorzy i sielaw, czy serów zagrodowych robić zakupy.
O jarmarkach organizowanych przez Slow Food już tu pisałem. Dziś parę słów o podobnym wydarzeniu odbywającym się cyklicznie w stołecznym gigancie handlowym jakim jest Blue City. Tam, w wielkim hallu, raz w miesiącu rozstawiają swoje stanowiska piekarze, serowarzy, pasiecznicy, ogrodnicy i producenci wszelkich smakołyków z różnych stron kraju.
Trafiłem na ten jarmark przypadkowo ale zostałem na nim z pełną premedytacją. Próbowałem tego i owego (ze smakiem), bo jak to na jarmarku sprzedawcy chętnie częstują potencjalnych klientów i nie obrażają się gdy ci, nie kupują skosztowanej kiełbasy a przechodzą do sąsiedniego stoiska. Prawdę mówiąc po zatoczeniu pełnego kręgu można zrezygnować z lunchu, bo człek jest całkiem syty. Wyjść z pustymi rękoma jednak się nie da. Zawsze coś się trafi tak wabiącego aromatem czy wyglądem, że trzeba sięgnąć do portfela. (Można też w wielu stoiskach płacić kartą, co świadczy o nowej jarmarcznej erze.)
Kupiłem więc przepięknego i – jak się potem okazało – przepysznego wędzonego pstrąga, który przyjechał z nadnarwiańskiej wędzarni. Wahałem się czy nie zamienić go na sielawę lub węgorza ale ta pierwsza była za mała, a ten drugi odwrotnie – olbrzymi. Ciekawość rzeczy i smaków nieznanych spowodowała, że kupiłem ćwierć kilograma wędzonych krewetek. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że te skorupiaki można powiesić w wędzarni obok ryb z naszych rzek i jezior. Zjadłem je nawet z przyjemnością ale eksperymentu chyba nie powtórzę. Wolę krewetki tradycyjnie smażone.
Zapisałem sobie też daty kolejnych jarmarków w Blue City, bo będę tam zaglądał w poszukiwaniu różnych regionalnych smakołyków. I tak kolejny jarmark będzie od 18 do 20 maja, a następne od 22 do 24 czerwca, od 14 do 16 września, od 19 do 21 października i od 16 do 18 listopada. Jeśli znowu kupię coś oryginalnego, to oczywiście o tym poinformuję.
Komentarze
nic oryginalnego.
aczkolwiek w zadnym wypadku nie mozna powiedziec, ze oszczedzaja na personalu. patrz srodkowy obrazek. skromny tam personel nie jest i wystarczylo by go po podzieleniu na pare innych budek. ale jest i do tego strasznie leniwy, do upadlosci.
jesli widze takie cos takiego, oznacza to absolutny no – go!!!
ja też mam taki jarmark w CH Fort Wola .. i właśnie dzisiaj i jutro i w niedzielę się odbędzie … ale wszystko jest trochę droższe niż np. na pl. Konstytucji .. może dlatego, że na placu jest więcej stoisk i większa konkurencja ..
JAKA PIĘKNA WIOSNA 🙂 🙂 🙂
Niektórzy sprzedawcy z jarmarku w Blue City mają swoje stoiska w co trzeci piątek miesiąca w naszym ursynowskim Leclercu.To wiadomość głównie dla mojej sąsiadki Barbary 🙂
Tydzień temu też kupiłam na naszym mni jarmarku wędzonego pstrąga,
a nawet dwa. Były rewelacyjne !
Wczoraj odstawiłam samochód.
Przy tej pogodzie tylko rower 😀
Marku-Twoje milczenie jest zapewne złotem,ale ja wolę jak piszesz 🙂
Pamiętaj o nas i odzywaj się proszę !
a ja porzucam jak tylko mogę autobusy i tramwaje … teraz piesze wędrówki …
Danuśka trafnie o Marku … 🙂 …
Jolinku-pomachanko 😉
Alicjo-omdlały szpinak 🙂 sprawdza się też świetnie do makaronu.
Wystarczy polać oliwą i posypać prażonymi migdałami.
W wersji z fetą i pieczarkami też pyszota.
Dzień dobry 🙂
…a ja nic, tylko przebieżki z psami, wiosną, zimą… Wczoraj spędziliśmy piękny dzień na działce, czeremcha cała w pączkach, ptactwo rozśpiewane, pod bramą spacerował bażant (zupełnie jak u YYC), bociany w gniazdach, pięęęknie 🙂 ale żeby nie było tylko tak słodko, to ślady liczne dzików tuż za ogrodzeniem, no i czyhające, wygłodzone kleszcze, brrr!
Przyłączam się do uśmiechniętych blogowiczów. Dopisuje Wam pogoda, korzystajcie do woli. Tęsknię już za słońcem. Ładnie zakwitł już bez i otwierają się konwalie.
Zapisałam sobie daty jarmarków, podane przez Gospodarza. A nuż będę wtedy w Warszawie?
Czy Nisia już wróciła z podróży?
Ani rusz bez „już” 🙂
Nisia to chyba wraca jutro albo dopiero w niedzielę ..
Danuśka odmachanko … 🙂
to nagłe ocieplenie powala człowieka .. jestem ciepłolubna i słoneczna dziewczyna ale jeszcze nie przeszłam z wiosny na lato ..
W mojej okolicy jarmarków niestety nie ma, ale dla mnie taką rolę spełnia bardzo dobrze hala Hala Targowa w Gdyni, gdzie znajduje się także część typowa dla dawnych targów, czyli miejsce, gdzie można kupić wiejski drób, śmietanę itp.
Ciekawy rynek jest też w pobliskiej Rumi, czynny w środy i soboty. Kupujemy tam bukiety tulipanów.
U nas też wreszcie prawdziwie wiosenna pogoda. Rzeczywiście trochę trudno jest się przestawić i nie wiadomo, jak się ubierać.
W Poznaniu słonecznie, upalnie, niemal kanikuła, a Pyra zupełnie padnięta, podcięta jako ta lelija i do chodzenia się nie nadaje. Mogę zdawać egzamin z anatomii kośćca – czuję każdą, najmniejszą kosteczkę.
Jolinek – odmachanko. Moja jaźń pławi się w słońcu, reszta została gdzieś, na peronie i pewnie nie zdąży dołączyć, bo ponoć w poniedziałek koniec lata i wraca panna wiosenka.
Nie gotuję – dzisiaj sałata z fetą, zieloną cebulą, czosnkiem, pomidorami i inne takie zielska, jutro chłodnik litewski w ilościach, żeby i na niedzielę był.
Krystyno, ja mam problem jak rozebrać się z mundurka i w mundurku zostać 😉
Dzien dobry,
Jolinku,
dziekuje za dobre slowo 🙂 .
Jak sie bedziesz wybierac, to Ci osobiscie wycieczke skomponuje, a jak mniej zagoniona bede to moze i za przewodnika zrobie.
Chesel,
Jak bedziecie na Leicester Square (a pewnie bedziecie, bo jest pomiedzy Covent Garden, Soho, Chinatown) kupcie lody w lodziarni Haagen Dazs (sto jeden smakow, a kazdy lepszy niz inny!)
Po drugiej stronie placu jest budeczka sprzedajaca w przystepnych cenach bilety na musicale (ceny przystepne, bo z reguly na ten sam wieczor i miejsca czasami nie najlepsze). Warto.
Danuśko – dopiero teraz przeczytałam o jarmarkowej podpowiedzi, dziękuję, to dobra wiadomość. Lubię jarmarki 🙂
Ja też, podobnie jak Koleżanki, czekałam na to ciepełko, ale żeby od razu aż taki upał 😯
jeszcze o zgaduj- zgaduli i nie tylko:
ludzie! blagam o wiecej humoru!
mnie, ale moze tylko mnie, przypomina czasami nasz @gospodarz,
dobrego wojaka szwejka i jego autora – NA RAZ!
Byku, nigdy nie słyszałem większego komplementu. Dziekuję!
No i jak tu nie wierzyć w szczęśliwe gwiazdy. Ja przecież jestem spod znaku Byka.
Szczupak
Szczupak, nawrócony przez świętego
– powiedzmy to otwarcie- Antoniego,
Postanowił wykazać się moralnym czynem
I został ? patrzcie, patrzcie ? wegetarianinem.
Od tego czasu jadał on wyłącznie
Morską trawę, morską róże i badylki morskie,
Lecz- kurczę ? od róży, trawy i badylka
Wypływało mu okropnie ? hm?- z tyłka.
Całe jezioro zatruł- niech to diabli ? w mig
A zdechło ponad pięćset ryb,
Lecz nasz Antoni: ?świety!
świety! świety? ? wołał wniebowzięty.
christian morgenstern
z ?pieśni spod szubienicy?
spolszczył @byk
Czy ktoś wymyślił temat na dzisiejszy toast? Zjadłam sałatę, zepchnęłam z barków 90% roboty i teraz mi bardzo potrzebne wzniesienie toastu.
Pyra, wypij za wykonana prace.
Chłe chłe chłe … 🙂
A u mnie okołozerowo i chmury, z których w porywach leci coś białego 🙁
A miałam plany ogródkowe i takietam 🙄
U mnie jarmarki istnieją w ciepłe miesiące na Rynku. Mało które miasto w Kanadzie może się pochwalić Rynkiem, ale Kingston jest miastem bardzo starożytnym (mieszkańcy Myken uśmialiby się, ale każdy ma starożytność na swoją miarę i lata 😉 ).
Jarmarki są we wtorki, czwartki i soboty – a w niedzielę jarmarki staroci. Na tych pierwszych sprzedaje się głównie żywność, którą zwożą okoliczni farmerzy, ale to głównie owoce, warzywa, jajka, tradycyjnie syrop klonowy, konfitury. Mięsa, wędlin, ryb nie uświadczysz (upał i wilgoć, jak to eksponować?), pieczywa też nie ma. Poza tym są sprzedawcy różnych szmatek i paciorków, takie drobiazgi. Bywam przy okazji, bo dla mnie tam jest trochę za daleko, 15 km.
Zimą Rynek zamienia się w lodowisko, miasto wydało na to (i wydaje) sporo forsy, a mieszkańcy korzystają za friko, od rana do późnych godzin wieczornych. W tym roku nie pojeździli, mróz przyszedł późno i na krótko.
Haneczko, jak nie chcesz „wystraszyć” to lepiej „zostań”.
Ja proponuję toast za wiosnę i lato,które my tu w Polsce mamy w tej chwili jednocześnie.A tym co nie mają dmuchniemy parę Celsjuszów 🙂
Z racji letnich temperatur toast wznoszę dobrze chłodnym piwem.
A ja czerwonym. Trzeba się jakoś rozgrzać 😉
Witam, 10? C toż to zima. W ubiegłym tygodniu 29. Grzeję Budweisera i słucham czekając na cieplejsze dni.
http://www.shoutcast.com/shoutcast_popup_player?station_id=6360&play_status=1&stn=Oldies%20Alternative
10? C.
10? C
Stopnie mają być, nie pytajnik!!!
No to siup. Poczytałem trochę od środowego południa poczynając. Fajne to wszystko. Szczególnie ośmiornica na małym talerzu. 6,50 można wytrzymać. W Londynie dawno nie byłem. Kiedyś to można było coś znaleźć do zjedzenia w South Kensington albo w Chelsea. W City też, ale to był totolotek. Poza tym niedrogo i czasem całkiem nieźle można coś do zjedzenia znaleźć w pubie. Ale to też totolotek, chyba, że miejscowi doradzą. W dawnych czasach, ze 45 lat temu, to świetnie i bardzo tanio karmili we włoskich. Najczęściej w suterenie i byle jakim wystroju, ale smacznie, jak to włosi. I taniej niż w ówczesnych barach Lyons, gdzie się nie bardzo dawało zjeść, co podawali. Podawali w przenośni, samoobsługa tam była.
Pogoda letnia i co się okazało ?
No oczywiście okazało się,że szafa pelna,a ja nie mam co na siebie włożyć 🙁 Wiadomo baby,pardon damy,tak mają.
Skoro póki zaoszczędziłam na sukni koktajlowej,bo plany budowy rezydencji u Alicji z lekka się przesunęły,to zainwestowałam ową gotówkę w parę letnich ciuchów.Poczułam się od razu lepiej 😀
Mogę rozpocząć długi weekend majowy !
Jutro rannym świtem kierunek około wyszkowski,a potem przesuniemy się jeszcze bardziej na północ.W miarę możliwości będę od czasu do czasu sprawozdawać.
Nowy,
Dziękujemy za informacje. W wolnej chwili potłumaczę Witkowi co trzeba (bo mój Chłop jest zdolny do wszystkiego, z wyjątkiem języków obcych 🙁 ) a jutro rannym świtem kierunek dolnośląski 🙂 . Sprawozdanie w przyszłym tygodniu.
http://www.youtube.com/watch?v=jXxPLQm_lic
Nie wiem dla czego zaczynam tego słuchać.
Ktoś mnie próbuje zdenerwować 🙁
Marek,
spokojnie…ja tam nie pomyślałam, że to Twój wpis, inni zapewne też.
Weekend już tak jakby u płota, ale pogoda nie bardzo. Gdyby to był taki dłuuuuuugi weekend, to można by sie zdenerwować. Ale u nas takich długich weekendów nie ma, najwyżej 3 dni. Z tym, że raz na miesiąc 😉
Bede sie czepial. Chodzi chyba o cotygodniowe targi i targowiska raczej niz jarmarki, ktore jak sama nazwa wskazuje odbywaly sie raz do roku.
Od lat nie jadlem zupy ogorkowej i akurat dzis trafilem na swieza w polskiej dzielnicy. pycha.
Swoja droga jest pewien niezamierzony humor w Kaliszaninie studiujacym zycie bazanta. Jak kazdy ze wschodniej Wielkowpolski wie, bazanty to mieszkancy zaboru pruskiego i z tego punktu widzenia blogowa Pyra to tez bazant.
Ach, kolorowe jarmarki!
Jak pętakiem byłem śpiewałem „Chodzi bażant po ulicy…”
Ludzie, dłuży się jakoś, a to weekendowe monstrum nawet się nie zaczęło.
Wznoszę gavi!
ROMek,
tyż prowda, ale z drugiej strony Marek, ten co na jarmarek i kupił sobie oś, też chadzał częściej na jarmark, niż raz w roku.
Jarmark jest chyba w większym, poszerzonym znaczeniu, niż tylko targ warzywno-owocowo-spożywczy targ.
W takim razie u mnie we wsi odbywają się jarmarki 😉
Poza tym teraz tej nazwy używa się chyba potocznie, albo jednej, albo drugiej. Ot, idę na targ, idę na jarmark.
Natomiast Jarmark Dominikański to najwyższa półka jarmarkowa i odbywa się raz do roku, i pewnie w Polsce znalazłby jeszcze kilka takich raz na rok, sędziwych jarmarków.
Bywają też targi. Targi książki, targi rybne, targi staroci, Targowisko próżności 😉
Mnie nie przeszkadza, jak zwał – wiadomo, o co chodzi.
Wykorzystałam częściową wolność odzyskaną dzisiaj, do zapoznania się z papierową, podwójną „Polityką”. Jest tam kilka artykułów godnych uwagi, a głośny ponoć hit tego numeru, czyli rozmowa J. Żakowskiego z Dodą ogromnie mnie rozczarowała. Przyznaję – niezły chwyt marketingowy taki wywiad, aliści obdarzona niezwykle wysokim współczynnikiem IQ p. Dorota wybrała nieznośną wizerunkową stylizację. Nie do czytania. Ja się nie gorszę, ja się odwracam plecami.
Alicjo, jarmark to rzeczywiście wskazówka na coroczny ja(h)r mark(t).
To był przywilej nielicznych miejscowości nadawanych przez króla lub wojewodę i oznaczało to, że można było tego dnia sprzedawać i wymieniać towary z kupcami przybywającymi zewsząd. Nazwa miejscowości Środa wspomina np., że było to w środę ? ale w którą?
Dobrego wieczoru tam u Was!
Oj Pyro,
nie żartuj o tym wysokim IQ!
Czytałam tylko wyjątki na sieci. Mój komentarz 🙄
IQ nie pokazała, przeciwnie wręcz – czyżby chciała przyciagnąć większą klientelę?
Narzuca się naśladownictwo obrazoburczej Madonny, ale Ameryka to jest Ameryka, jedni się obrazili, a innym się podobało – Ameryka to wielki kraj, różne nacje i róznorodne religie, agnostycy i ateiści.
Tutaj IQ Dody zawiodło. Widać nie takie wielkie, jak gosiła fama.
Też znam tylko wycinek tego wywiadu z sieci i wystarczyło mi.
Zachęta na wydanie w drukowanej wersji u mnie chybi
Jak ten czas leci – w zeszłym roku Jacek Żakowski zganił premiera Tuska za rozmowę z muzykami. Między innymi oświadczył:
„Rozmawiając o polityce, narobili tylko szkód, dezinfomując opinię publiczną. Do takiej rozmowy potrzeba specyficznych kompetencji”.
O tym jak bażant przezywał Kaliszanina ani słowa – nieładnie 🙂
Marek pewnie chodził na jarmarki co tydzień bo nie znał niemieckiego i nie hodował bażantów. To tylko hipoteza.
W każdym razie Placku – też znałeś spiewkę.
A Marek mógłby, tak jak inni wtedy, zaopatrywać się w supermarkiecie pod gołym niebem na codzień. I zawsze z gwarancją na regionalne produkty. W dzień jarmarku natomiast – byłby narażony na chińszczyznę!
Gdyby Dodę cokolwiek zawiodło nie byłoby z nią wywiadu w Polityce, a Polityka coraz częściej zdradza lojalnych staruszków na rzecz nowych pokoleń. Mogę być za i przeciw, ale takie są koleje życia 🙂
Koleje to także bolesny temat. Na szczęcie pozostały nam bażanty i łąki.
E tam, Doda…
Nie ma to, jak nasze lokalne wiadomości z wczoraj w dzisiejszym tym…;)
http://www.globaltoronto.com/storm+the+weather+dog/6442627632/story.html
Pepegorze – Jak zwykle trafiłeś w sedno. Sam chętnie bym tych rodzimych specjałów skosztował 🙂
Nie narzekam – GMO soja w syropie z GMO kukurydzy jest wspaniała. Z utęsknieniem wypatruję bażantów nadzianych antydepresantami.
Mam mocno postanowione Placku, że rzucę się na te łąki, ale na razie jakoś tak strasznie!
Nie idzie inaczej, niż się wyłączyć i iść spać,
dobranoc.
Placku,
nie ma to jak:
http://www.youtube.com/watch?v=qu7Y-Ww6s0w
Ale…gdzie te kobiety….?
słoneczne dzień dobry …
pod oknami od rana pakowanie dzieci, psów i bagaży na wyjazdy majówkowe ..
koło nas nazwali te jarmarki targi produktów regionalnych .. ale niestety ani to targi ani jarmarki .. w zimie czasami tam chodzę ale teraz wolę jechać pod Halę Mirowską ..
Jolly .. 🙂
Marek … 🙂
a Chińczycy kochają polskie kurze łapki … eksportujemy na potęgę bo uważają je za zdrowe ze względu na żelatynę … i nawet produkują z nich afrodyzjaki … a my nie chcemy ich jeść nawet jak zmielą i wsadzą do kiełbasy .. 😉 ..
i bez badań można to stwierdzić .. a nawet rzec, że wino i wódka też … 😉
http://nauka.newsweek.pl/piwo-rozwija-wyobraznie–nowe-dowody,90609,1,1.html
…wódka raczej już nie…
http://nauka.newsweek.pl/piwo-tez-dziala-dobrze-na-serce,84787,1,1.html
Radzio właśnie strasznie przerażony potuptał z Ania do p.Weta – dorobił się rany ucha, krwawiącej lekko mordki i sporej dziury na karku. Na spacery ze swoją panią chodzi po osiedlu śliczny seter. Chodzi wolno, bo jest to pies doskonale ułożony i nie agresywny. Spotkali się z Radkiem na trawnikach i początkowo ślicznie się bawili, o żadnych warkotach ani innych awanturach nie było mowy. Nagle się zakotłowało, rozwarczało i w efekcie mniejszy zwierzak, czyli Radek musi udać się po pomoc opatrunkową. Mówiąc serio – nie musi! Mamy w domu wszelkie środki opatrunkowe, antybiotyki w psikach itp (moje nogi…) Młodsza wpadła jednak w panikę totalną. Wykrzykiwała, że potrzebuje utlenionej wody, ja podawałam anti-sept, ale nie – woda i koniec! No i poleciała szukać fachowej pomocy. Może to i dobrze, że nie ma dzieci? Przecież ja bym zwariowała przy takim nadgorliwcu.
Pyro ale to chyba nie miejsce by córkę obgadywać .. jakoś mi to nie pasuje …
a co o tym myślą blogowi nauczyciele? …
http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105226,11633916,Mlodzi___zostaliscie_oszukani.html
Dzien dobry,
Alicjo, co by wspomnienia greckie szybko sie nie zatarly:
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/56,123978,11554802,Kuchnia_grecka.html
Przy okazji avgolemono to nie sos, a zupa!
E tam, Jolinku – ja tu stale obgaduję Jerzora i on nie ma za złe, a Młoda też podczytuje Łasuchów, bywa na Zjazdach i dobrze wie, co Pyra na nią nadaje 😉
Czytałam ten artykuł, Jolinku – jakoś tak wstało mi się o 5-tej rano, więc starym zwyczajem odrabiam prasówkę. Bardzo ciekawy artykuł – ano właśnie, nauczyciel akademicki musi się przede wszystkim wykazać publikacjami, żeby się wspinać po naukowej drabinie, a praca dydaktyczna gdzie?
U nas jest inaczej – robisz doktorat i na tym koniec, nie ma habilitacji, nie ma nadawania tytułów profesorskich przez sejm (chyba?) ani żadnych takich. Jesteś zwyczajowo nazywany profesorem z tej racji, że jesteś pracownikiem naukowym i dydaktycznym.
Zrobienie doktoratu bywa, że idzie w parze z magisterium, którego zakres się tak „rozrósł”, że wykracza poza ramy tematu na pracę magisterską.
Owszem, *profesorowie* są opłacani za liczbę magistrów czy doktorantów, których są opiekunami.
-3C, proszę o wyrazy współczucia 🙁
Alicjo wiem, że nie powinnam .. to nie moja sprawa .. ale na krytykę matek jestem uczulona .. mąż to co innego .. to obcy facet .. 😉
Jolly,
dzięki za przepisy, trochę z tego jadłam, a horiatiki gości u mnie na stole codziennie, tym bardziej, że jeszcze mam tę oliwę, którą przywiozłam 🙂
Od lat robiłam sałatę grecką, podgapioną w jednej z restauracji greckich u nas. Otóż tutejsi dodają do tego dużo liści sałaty rzymskiej – pewnie po to, żeby mieć „wypełniacz” i użyć mniej pomidorów i ogórków, które są podstawą tej sałaty, u nas sezonowo drogie. A w Grecji na okrągło świeże i tanie, jak nie z tego obszaru, bo zima, to z południa.
W tym przepisie rozśmieszyło mnie „18 dkg. sera feta”
No wiecie co?! Bierze się kawałek fety po uważaniu 🙄
Muszę wyrazić moje jedno rozczarowanie w Grecji – żadna restauracja nie miała w menu moich ulubionych dolmadakias, ŻADNA! 😯
A byłam w niejednej, jak Grecja długa i szeroka. Dolmadakias znam z naszych greckich restauracji i chciałam porównać, jak to smakuje w Grecji. Sama też robiłam, bo u nas można kupić marynowane liście winogronowe. Uwielbiam te grecke „gołąbki” 🙂
To też jest ciekawe, Łasuchy – jak ktoś nie czytał, niech zerknie
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/56,122005,11595820,Tessa_Capponi_Borawska_o_dyscyplinie_w_diecie.html
Zapisałam sobie to, bo brzmi znakomicie, przynajmniej dla moich kubków smakowych:
25 dag filetu z łososia
1 cała cytryna + sok wyciśnięty z 1 cytryny
2 łyżeczki musztardy Dijon
1 pęczek szczypiorku (posiekany)
2 awokado
1 łyżeczka posiekanych kaparów
1 łyżka oliwy
sól, pieprz
Sposób przygotowania
Łososia drobno siekamy ostrym nożem, mieszamy z sokiem z połowy cytryny, musztardą, szczypiorkiem, odrobiną soli i pieprzu, odstawiamy. Cytrynę kroimy w cienkie plastry. Awokado przekrawamy na połówki i ostrożnie wyjmujemy najpierw pestkę, a potem miąższ, nie uszkadzając skórki. Miąższ miażdżymy widelcem, dodając resztę soku z cytryny i oliwę. Łączymy z łososiem i wypełniamy skórki owoców. Dekorujemy cienkimi plastrami cytryny.
Jolinku,
własny chłop to nie obcy facet, zwłaszcza, jak się z nim przeżyło prawie 40 lat, dzień w dzień 😯
Upalne dzień dobry 🙂
Obcy to cudzy, a własny swój 😉
Nastawiłam wczoraj pierwsze małosolne 😀
no dobra krytykujcie swoich i obcych … 😉 .. się nie kłócę bo za gorąco .. poczytam linki …
Alicjo,
Bo mnie poprawiali ze dolmadakia/ dolmades sa tureckie.
Grecy (przynajmniej cypryjscy) nazywaja te golabki koupepia!
Takie były niegdyś jarmarki : http://www.youtube.com/watch?v=svXT1GDT8vI
Hej, Jolinku – ja nie krytykuję, nie wykłócam itd – ja się dziwię albo niecierpliwię. Młoda wie i czyta. Przed rodziną, ani sąsiadkami na Dziecko nie pyszczę; tylko na blogu. I też nie bardzo mi to na pyszczenie wygląda.
W ramach sobotnich zakupów zajechaliśmy dziś na targowisko w Rumi. Kupiłam w zasadzie tylko kwiaty – tulipany do wazonu i aksamitki do ogródka. Wybór kwiatów spory i w dobrym gatunku. Handluje się tam również nielegalnie, za to całkowicie bezkarnie zwierzętami: szczeniakiem i królikami. Od jakiegoś czasu handel zwierzętami na targowiskach jest zabroniony, ale policja takie przestępstwa/ bo to jest przestępstwo/ uważa za mało istotne, bo to pewnie jest z tym sporo biurokracji, a sukces żaden.
Co do wywiadu Jacka Żakowskiego z Dodą : bardzo zdziwiłam się, że Polityka sięga do takich chwytów marketingowych. J. Żakowski tłumaczył się w telewizji z tego wywiadu, mówiąc, że chciał pokazać spojrzenie młodych na otaczającą rzeczywistość. Jedyną wspólną cechą Dody i pozostałych młodych jest wyłącznie młodość, reszta to same różnice. Nie wiem, po co to było . Jestem zdegustowana.
A prawdziwi muzycy/ o których wspominał Placek/ wypowiadają się na tematy społeczne i polityczne bardzo rozsądnie. Muzyka rozsądku raczej nie odbiera.
A dzisiejszy wieczór zakończę muzycznie, bo wybieram się na ” Carmen” do Opery Bałtyckiej. Z tego co czytałam i usłyszałam od znajomych, inscenizacja odarta została całkowicie z elementów hiszpańskich, a reżyser libretto potraktował bardzo swobodnie. Mam nadzieje, że muzykę rozpoznam.
Za to jutro chyba wreszcie wybiorę się na mecz rugby.
Arka z Orkanem, Krystyno? Mam nadzieję, że rozpoznasz Carmen 🙄
Na początek dnia 😉
http://www.youtube.com/watch?v=IJmg5_ROsJE
Nie macie pojęcia, co ja dzisiaj o świcie robiłam. Kulinarnie, oczywiście. Zaraz wrzucę fotkę.
No, proszę Szampaństwa, tutaj jest! Ciekawa jestem, jak smakuje, za jakieś 10 dni zapodam.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/08.PRZETWORY/Kiszone_cytryny.jpg
Pomysł na życie emerytalne 😉
Pepegor, zastanów się, co zawsze chciałeś w życiu robić, a…brakowało Ci okazji, czasu i tak dalej?
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,11633623,Pan_Daniel_studiuje_dziennie__Ma_65_lat_i_zaskoczyl.html
Alicja – one są solone, a kiszone tylko dla zmyłki. Moja druga już porcja małosolnych stoi od czwartku i nie podoba mi się ani trochę; dzisiaj już powinny być miejscami przebarwione i pachnieć świeżą kiszonką – tymczasem są nadal zieloniuteńkie, a woda zaczyna mętnieć. Co jest? Jeżeli ktoś ma ochotę na chłodnik, to zapraszam. Zrobiłam jakieś 2,5 l i jak dotąd sama zjadłam pół miseczki. Mogę swobodnie obdzielić 10 osób.
Łowszem, solone bardzo, ale kiszone także, z tym, że nie zalewane osolonA wodą z tymi tam, jak ogórki, tylko własnem sokiem. Dodałam stosowne przyprawy kiszonkowe, plus pieprze trzy (czarny, biały, czerwony), raczej w ilościach 🙄 kolendry nasion kapkę, laur z monastyru greckiego, a co!
Już pogooglałam, do czego to służy.
Słyszałam o tym kiedyś, ale do działalności zachęciło mnie zdjęcie przyjaciela, bywającego na wakacjach w krajach pn. Afryki – wie, że się interesuję kulinariami, to zawsze robi dla mnie fotki. A co mi szkodzi, spróbuję, to tylko 4 cytryny na spróbowanko! Plus dwie, żeby sokiem zalać te w słoiku.
Alicja – skąd masz taki fikuśny słoik i fajnym zamknięciem? Nie widziałam takich u nas.
Wyglądają urodziwie 🙂 A z czym to się je?
Pyro,
toż to słoik po „ogórkach kiszonych kozackich”, made in Poland, słoik sprzed dobrych paru lat 😉
Kupuję je, te ogórki, bo są najlepsze, na jakie trafiłam.
Teraz są podobne słoiki, ale nieco mniejsze. Przykrywka jest pożyczona z innego słoika.
Zastosowanie kiszonych cytryn – jako przyprawa do różnych potraw, dodatek do mięs, ja tu widzę dodatek do ryb jak najbardziej, a na pewno sosik do sałat róznego rodzaju (moge być w mylnym błędzie, ale zapodam, w miarę próbowania metodą prób i błędów).
Podobno dla kuchni północno-afrykańskiej są tym, co dla nas ogórek kiszony. Spróbujemy!
Haneczko,
nie wiem z kim będzie grała Arka, ale dla mnie to nieistotne. Idę na mecz przyjrzeć się, na czym mniej więcej polega ta gra. Dla przyzwoitości jednak pokibicuję Arce. Ale widzę, że Ty jesteś zorientowana w tej dziedzinie nie tylko światowo, ale i krajowo. Podziwiam. 🙂
Witam, Arka będzie grać z Bogdanką a transmisja na Orange Sport. Oj będzie się działo, będzie.
Już za parę tygodni kanadyjska inscenizacja Semele – świątynia pochodzi z czasów dynastii Ming. Nieskończona miłość 🙂
(Świątynia sprowadzona z Chin przez pana Zhang Huan, słodki głosik to Jane Archibald)
Haendel? Świątynia?
Jak co jakiś czas zabierałem się za mycie okien i…. zonk, po takiej wiadomości. Alicjo i po co się spieszyłaś z wymianą okien?
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=8he2oKAR8IE
Dzisiaj jedzonko w południe – według przepisu, co to podałam o 13:07
Awokado i te tam do nadziewki. Miałam tylko jedno dojrzałe, miękkie awokado, więc tak na przegryzkę…
Łososia proponuję też od dużego palca dodawać, ile kto ma, bo w awokadowej łupince zmieści się niewiele. „Większą połowę” nadziewki zjedliśmy osobno, bo nie dało się upchać do skorupek. Co było do przewidzenia.
Ale smakowita przystawka. Jerzor teraz cały w nerwach, że ta ryba, osoś znaczy się, był surowy, i jak on zachoruje, to co?! 😯
Nico, napij się wina chłopie, i nie narzekaj – a sushi to co, ryba gotowana?! No właśnie.
Tu „w robocie”, żeby było widać składniki:
http://alicja.homelinux.com/news/img_1656.jpg
Pyro – Chiński scenograf nie miał pod ręką autentycznej świątyni Jowisza, a Semele pochodzi z Nowej Szkocji. Istny barok, a blisko półwieczna świątynia wliczona w cenę biletu to okazja nie do przegapienia.
Rugby to także melanż 🙂
Troche się wysiliłam, żeby na talerzu wyglądało, chociaż rozmaryn (z mojej doniczki) i liście laurowe z monasteru greckiego nie pasują, ale co tam, robią za „zielone” 🙂
Być moze pasowałby listek świeżej, zielonej bazylii.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1661.jpg
p.s. dla Danuśki i zainteresowanych Zjazdem na moich rubieżach – Jerzor wygrał znowu dwa zakłady, czyli poczkajmy do następnego piątku 🙂
30 stopni i od tego zacznę.
Pięknie się trzymające tulipany zaśpiewały dzisiaj ostatecznie po łabędziemu.
Chłodne w sumie dni przysporzyły nam długi ich rozkwit, dzisiaj jednak płatki rozchyliły się ostatecznie i już się nie zamkną. Mimo to: Pięknie!
Porobiłem w ogródku, a nowoposadzone padało pod słońcem.
Uważam jednak, że wiosna na miarę.
Ależ, Placku! Jestem pełna podziwu. I soprany typu dzwoneczkowego lubię (w odróżnieniu od dramatycznych, które mnie przyprawiają o drżenie kręgosłupa)
ale świetny pomysł .. brakowało takiego miejsca w W-wie …
http://m.warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,106541,11633772,Chmielna_sie_zmieni__Miasto_robi_z_niej_ulice_ksiazek.html
Alicja,
Popieram jedzenie surowego lososia. Oczywiscie tylko wtedy, kiedy ryba jest swieza.
Jesli ktos nie widzial powrotu lososi do rodzinnej rzeki tu jest video. Rzeka nazywa sie Cedar River. Ta rzeka we wrzesniu migruja dwa gatunki lososia – sockeye i chinook. Te lososie spedzaja od 6 do 8 lat w wodach Pacyfiku i wracaja do rodzinnej rzeki na tarlo. Lososie zmieniaja w tym okresie ksztalt i kolor. Czerwony losos z zielona glowa to sockeye. Czerwony z biala glowa to chinook. Te dwa gatunki to najwieksze lososie zyjace w Pacyfiku. Waga wynosi od 10 do 30 kilogramow.
Lososie, ktore dotarly do tego etapu w swoim zyciu to najzdrowsze i najsilniejsze w swoim gatunku.
Cedar River w tym miejscu przeplywa przez centrum miasta Renton. Losos w tym stadium nie jest do konsumpcji. Tylko szaleniec lowilby lososie w tym miejscu, wiedzac ile przeciwnosci one pokonaly, aby doplynac do Cedar River i zlozyc ikre. Na video widac jednego lososia (chinook), ktory juz zakonczyl swoj cykl i lezy na dnie rzeki.
Zwykle jest zakaz lowienia lososia w okresie tarla.
Zrodlem wielu spekulacji jest pytanie, w jaki sposob, po wielu latach, losos znajduje ujscie rodzinnej rzeki wzdluz wybrzeza Pacyfiku i wraca do miejsca urodzenia. Na razie nikt tego dokladnie nie wie.
Proponuje zadac to pytanie na blogu w najblizsza srode w cyklu „Zgadnij co gotujemy”. Moze ktos zna odpowiedz. 🙂 Pomysl na nagrode za poprawna odpowiedz zostawiam czytelnikow bloga.
http://www.youtube.com/watch?v=iqpkuPK6EJI
Pyro – Półwieczna to tak naprawdę blisko półmilenijna, ale nie chciałem byś sobie z zachywytu krzywdę zrobiła 🙂
Jeszcze jedno sprostowanie – piątkowe 50 milionów wygram ja. Mąż Alicji ma już Alicję i rower. Wszystko ma swoje granice. Po wygraniu kupię Markowi żółty skuter Wespa. Niech sobie na jarmarki jak człowiek na osie bzyka. A co? A jak? 🙂
Przepraszam – niedobór kawy.
Placku – dynastia Ming kojarzy mi się z porcelaną i malunkami na jedwabiu. Bardziej interesujące są brązy z dynastii Han, a najbardziej ciekawe kogo na to wszystko stać. Mnie stać na bezpłatny zachwyt.
Nie tak dawno temu wyraziłem moje zdziwienie, że ci studenci dzisiaj potrafią dwa fakultety równocześnie, a i czas na dorabianie znajdują.
A w ogóle tak, to słyszę – menedżmend i zarządzanie (też nawet w takiej pisowni).
Do kukiejnamuni – czego oni ich tam właściwie uczą!?
Miałem do czynienia z menagerami, a niektórzy zrobili na mnie prawdziwe wrażenie. Zawsze to były osoby, które w wyuczonym zawodzie, w wystudiowanej specjalności zdobyły uznanie i dlatego zostały powołane na czołowe pozycje w poważnych projektach.
Do czego powołać można takich absolwentów?
Placku,
czekam na windę, jeszcze jestem w piwnicy.
Jeeeestem!
Ależ piękna nasza Polska cała, powiadam Wam, którzy siedzicie w domu! Ci, którzy jeździcie, sami wiecie. A jaka rozkopana!I widać, że fajne, szerokie i z rozmachem będą te nowe drogi i rozjazdy. Jak doczytam, to wrócę, na razieczku!
Placku,
jesteś w mylnym błędzie. Piątek już był minął (to ten z dynastii Min, bez „g” na końcu), Jerzor wygrał dwa zakłady na następny piątek, więc jest nadzieja na coś. Cokolwiek.
Od jakiegoś czasu (film „Chłopaki nie płaczą”?) słowo „bzykanie” kojarzy mi się z jednym. No, z bzykaniem 😉
Po trzecie mi się wzięło i zaplątało 🙄
Dobry wieczór. Dzisiaj był piękny wiosenny dzień (z temperaturą godną lata 🙂 ). W ogrodzie kolorowo: biało, zielono, czerwono, żółto, fioletowo, pomarańczowo i niebiesko (niezapominajki) 🙂
Z „Rozmaitości. Pismo Dodatkowe do Gazety Lwowskiej. 1825 R.”
Pisownia oryginalna 🙂
„Hrabianka Franciszka Krasińska oddana została na pensyję Madame Strumle w Warszawie i tak o niey donosi: Madame Strumle bardzo mi się podoba, do rzeczy z niej białogłowa i dziwnie na mnie łaskawa. Nie tak tu dworno, wspaniale, huczno iak w naszym zamku, ale uczciwie i dosyć wesoło; mnie sama nowość bawi; nie ma ani pacholików ani hajduków, tylko i do stołu i wszędzie same usługują kobiety. Jest nas panien kilkanaście, wszystkie z najpierwszych domów i młodziusieńkie. Bardzo tu często wspominają siostrę Pana Starosty, pannę Maryiannę (dzisiejszą kasztelanową Połaniecką), była na tey pensyi przez parę lat i w sercu Madame i towarzyszek swoich słodką i niewytartą pamięć zostawiła. Ma to być dobra, rozsądna, wesoła, ze wszech miar przyjemna i nieoszacowana osoba; bardzo dobrze nauki przyięła. Państwo przypatrzywszy się tey pensyi zupełnie zaspokojeni zostali. Madame nosi w kieszeni klucz od drzwi wchodowych, nikt bez iey wiedzy ani wyjść, ani wniyść nie może; gdyby nie kilku starych Metrów, możnaby zapomnieć, iak mężczyzni wyglądają; krewnym żadnym płci męzkiey bawić nie wolno. Metr od tańca chciał iuż przy mnie, żeby panowie Potoccy w Kolegium Jezuitów będący, mogli tu bawić i z siostrami swemi razem kontradansów się uczyć, Madame Strumle ani słyszeć o tem chciała. „Ci Panicze nie są braćmi wszystkich pensjonarek moich, tylko dwóch (powiedziała), a zatem przystępu do mego domu pozwolić im nie mogę”. Mam Metra od francuskiego i od niemieckiego ięzyka, od tańca, od rysunków, od haftu i od muzyki; śliczny tu jest klawicymbał, nie taki szpinet iak u nas, ma aż pół szóstey oktawy, a tony 23 razy odmieniać można. Kilka jest panien, które iuż polskiego tańca wcale nieźle zagrać potrafią i to nie z palców, ale z nut. Rysuję dotąd same wzorki i dosyć zręcznie mi to idzie, ale nim dokończą edukacji muszę koniecznie tyle się nauczyć, żeby zrobić farbami suche drzewo, na gałęzi zawieszony wieniec z kwiatów, a w środku cyfra Państwa i ofiarować im to dzieło w nagrodę poniesionych kosztów. Xiężniczka Sapieżanka tu od roku będąca robi właśnie takąż miniaturę dla rodziców i mnie aż zazdrość bierze, ile razy spoyrzę na tę iey robotę. Metr od tańca prócz menuetów i kontredansa uczy nas chodzenia, kłaniania się, ia dotąd na ieden tylko manier się kłaniam, a to ich jest kilka, inaczey królowi, inaczey Królewiczom i innym Panom i Paniom; o ukłon królewiczowski naypierwey prosiłam i naylepiey go umiem; może też choć raz X. Kurlandzkiemu się ukłonię. Nieustannie zaięta, chciwa nauki, czas mi prędko i dosyć mile schodzi; wyznam szczerze, że pierwszych dni dziwno mi tu było; te ciągłe przestrzegania, pokuty, ten krzyż żelazny w który mnie ubrano, żebym się prosto trzymała, ta machina, w którey po godzinie stać potrzeba, żeby się nogi prostowały (choć moje zdaie mi się dosyć są proste), wszystko to nie szło mi w smak”
Podobno nie wolno „witaj” więc „Jakże szczęśliwe niskie progi, żeś zaszczycić raczyła, Pani”. Pewni, że piękny kawałek świata i dobrze, że wreszcie rozkopany – trzeba wykorzystać te 5 minut, darowane przez historię. Czy ktoś czytał dzisiejszy wpis prof Hartmana? Może wymyślimy jaką akcję sprzeciwu?
Wrogo nastawiona ty Pyro do i po co? Kulinarnie napiszę, olej.
Yurek – olac mogę: mnie nazywam się Hartman, Pas sent . Urban ale żeby nie wyszło jak w anegdocie : „Kiedy przyszli po … milczałem…”
Asiu – potwierdza się, że nasze prababki w wieku ok 12 lat były dojrzałymi społecznie osobami. Dlaczego ja zna absolutnie niedojrzałych 50-latków?
Przepraszam – jakoś ostatnich liter w słowach nie „dobijam”
Pyro – ale brakowało im tych mężczyzn, tych hajduczków, pacholików i kuzynów 🙂
Nasi pradziadkowie za to byli świetnymi wynalazcami i racjonalizatorami. Z tego samego pisma: „Z Krakowa ? Rzemieślnicy nasi zrobili nowy koczyk , który nie tylko, że się podoba ze swego kształtu, wygody i czystey roboty, ale mocno zadziwia znawców i amatorów nowym wynalazkiem stopni; albowiem osoba w zamkniętym koczyku siedząca, może z łatwością otwierać i zamykać stopnie; a tak wysokich pojazdów, iakich teraz naywięcey używają , bez pomocy służącego wsiadać i wysiadać można . Ten wynalazek tyle iest dogodny, iż w czasie rozbiegania się koni można bez przypadku wysiąść z poiazdu, nie wyskakując z całey iego wysokości. Mechanika rzeczonych stopni iest tak prosta, iż nie tylko nie zawadza osobom w poiazdzie siedzącym i nie podlega częstemu zepsuciu, ale nawet zewnątrz te stopnie bardzo pojazd ozdabiaią.”
Alicjo – „piątkowe 50 milionów wygram ja” pisane w sobotę prawdopodobnie nie dotyczyło wczorajszego ciągnienia. Wczoraj proponowano grosze – 30 milionów, ale i to nie jest żadnym argumentem – Ty zawsze masz rację 🙂
Wniosek stąd prosty – racja Twoja, miliony moje. Bzykanie nadal kojarzy mi się ze skuterami i motorowerami. Tobie i Dodzie nie, ale na tym polega urok wolności skojarzeń 🙂
Asiu – to i tak był postęp. O 100 lat wcześniej, córki szlacheckie oddane na wychowanie (do szkoły) ss Dominikantkom w Poznaniu, mogły być odwiedzane przez Ojca om ile wprowadził go spowiednik klasztoru albo przez brata w obecności dwóch zakonnic. Do ogrodzonego ogrodu mogły wychodzić na godzinę dziennie, po zachodzie słońca, a przed śpiewaniem nonny.
W tej samej gazecie można też naleźć spis wydatków na kochankę w Paryżu (1925). Sporo kosztowało utrzymanie takiej pani: same kapelusze, stroiki i czepki to 10.000 franków, 600 sukien, 305 par trzewików, 250 par białych i tyle samo kolorowych pończoch, 12 koszul, 2 woale, bielidło i czerwienidło, „elastyczne stanniki, fałszywe włosy, rydykille i wachlarze, pachnidła, wody i olejki, „bijoux, kosztowne drobnostki”, greckie, rzymskie, etruskie, tureckie, arabskie, chińskie, perskie i egipskie ekwipaże, „tancerz (notabene młody)”, nauczyciel do francuskiego języka, łóżko, „loża w teatrze, koncerta”. I to wszystko razem kosztowało 190.800 franków 🙂
Nie wiem co to są rydykille?
Rzeczywiście postęp. Na pewno u tych Dominikanek żaden metr panienek nie uczył, nawet stary 🙂 .
Asiu – Wujek Google podpowiada, że to ozdobna damska torebka lub woreczek na przybory do szycia
Placku,
nie obrażaj mnie – mnie się „bzykanie” kojarzy z filmem „Chłopaki nie płaczą”, Dodę omijam szerokim łukiem i nie chce o niej wiedzieć wiecej, niż ujawniła Żakowskiemu, nawet to było za dużo 🙄
Rację mam wtedy, kiedy mam, a nie „ZAWSZE”, jak twierdzisz.
Poza tym mam wielki kamień na sercu, właśnie był na mnie spadł, a było pozrywać wszelkie kontakty z koleżankami z Rzeczpospolitej Babskiej. Otóż L. z Rz.B. mieszka prawie w sąsiedztwie, okolice Toronto. Utrzymywałyśmy kontakty tutaj, dosyć luźne, ale zawsze to.
Zadzwoniła do mnie inna kuma z Rz.B. mieszkająca w Polsce, że L. jest w dosyć poważnym stanie – rak żołądka z przerzutami. Właśnie się zbieram w sobie, żeby do niej zadzwonić i nie dać po sobie poznać, że coś wiem, prosiła Ewka.
Cichale,
zignorowałam Twój telefon, bo byłam w trakcie rozmowy z Ewką, trochę w szoku, przepraszam.
wpisałam, ale odpowiedział: fraza nie została odnaleziona. Może wujek mnie dzisiaj nie lubi 🙂 Dziękuję za wyjaśnienie
Asiu – chyba o czymś zapomniałam, a tam to słowo właśnie w takim znaczeniu – torebki na drobiazgi i przybory do szycia było użyte. Mianowicie w Annie Kareninie, Kitty, z domu ks. Szczerbacka (?) wyciąga z redikiule malutkie nożyczki do wycinania tkaniny w białym hafcie, gdzieś w powiatowym hotelu, w którym jej Szwagier umiera.
Alicja – kiedy się nagle posypią telefony od znajomych, to chora sobie zaraz wydedukuje, że już wszyscy wiedzą.
Szale i chusty – kolekcja Kitty 🙂 : http://www.annakarenina.pl/kolekcja1_kittie_bawelna.html
Pyro – a na tym blogu jest nawet taka torebeczka pokazana – pod koniec strony: http://ubioryhistoryczne.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?5
Dobranoc
Dobranoc
Alicjo – Wyznałaś, że po obejrzeniu filmu „bzykanie” kojarzy Ci się z jednym. Dodzie i bohaterom filmu
„Chłopaki nie płaczą” także, a gdzie tu próba obrazy to już Twoja tajemnica. Nie miałaś racji z piątkami, zbzykałaś mój skuter (niewinny prezent dla Marka), a ja się uparcie nie obraziłem. Pozwól by bzykanie nadal kojarzyło mi się z wizją pszczół i łąk pokrytych kwieciem i spraw mi przyjemność przyznając, że jednak to Tobie się piątki pomyliły, nie mnie. No co Ci szkodzi, no co? 🙂
W kwestii bzykania.
Znalazłam w poczcie list od jednej pani, która ma mi za złe, że lekceważę czytelników, bo na końcu mojej ostatniej książki zamiast opisać pięknie rozwijającą się romantyczną miłość, napisałam o bzykaniu.
No i co ja zrobię, to moi bohaterowie tak mówią, nie ja. Ja wciąż czekam na wielką romantyczną miłość. Chociaż wcale nie wiem, czy naprawdę: w moim wieku byłaby chyba szalenie męcząca.
Martwię się, że mało bzykania w ogrodzie. Kiedyś więcej było tego brzęczącego tałatajstwa. W Karpaczu jeden trzmiel chciał się ze mną zaprzyjaźnić i posmerał mnie w nadgarstek. Usiadłszy na nim uprzednio. Kiedyś bym się wystraszyła, a teraz porozmawiałam z nim chwilkę i rozstaliśmy się pokojowo. Lubię te małe futrzaki.
Co do pobytu w zamku królewny na górze, to opowiem, jak dziecko mi przerzuci fotki gdzie trzeba. Za ładnie tam było, żeby nie pokazać.
Kulinarnie tylko zapodam – z bólem! – w tych Karkonoszach nie ma gdzie porządnie zjeść! Owszem, u Leszka w Kamiennej Górze (bardzo solidnie, żadnego lekkiego posiłku), ale Karpacz, Szklarska Poręba, Świeradów i wiochy okoliczne, z Jelenią Górą włącznie – pustynia kulinarna. Owszem, jest kilka miejsc, gdzie nie otrują, ale żadnych ochów.
Odwiedziłam za to wiadomy sklepik zagraniczny (znaczy w Harrachowie, ze cztery kilometry od granicy) i nabyłam kieliszki do białego wina, szklanki do long-drinków i szklanki do wody. Tudzież tackę porcelanową, prostokątną z łopatką do ciasta, we wzorek cebulowy. Pokażę, jak dorwę dziecko.
Poza tym przywiozłam trochę biżutków z kamieniami i kawałek celestynu luzem (pokażę itd.).
Oraz dwa krzaczki koktajlowych pomidorków. Na pamiątkę.
Dobranoc czy cuś…
Łojezu, nico mi nie szkodzi 🙄
Chwilowo zajęta byłam, idę poczytać do góry.
Poczytałam i chyba też zalegnę.
Dobranoc.
Ewo,
jesli chcesz cos wiecej o lakach – pisz na
krzyta@yahoo.com
dzień dobry ..
o Nisia nawrócona … 🙂 … a ja na chwile jadę w plener .. piszcie dużo i bawcie się super … 😀
Dzień dobry 🙂
Yurku, Ty o I lidze, ja o ekstralidze 😆 Krystyna ma do wyboru 😀 Znam się słabo, podziwiam szczerze.
Asiu, czy dobrze zrozumiałam: 600 kiecek i tylko 12 koszul 😯 ?
Dzień dobry z wiosennego ogrodu
Haneczko – zgadza się: 600 sukien i 12 koszul 🙂
Oczywiście pomyliłam rok – to było w 1825 roku, a nie w 1925 🙂
Ptaki pięknie śpiewają
Dzien dobry,
To jakis obled! Pada bez przerwy chyba miesiac :(. Chyba sobie kajak kupie ;).
W klubie Odsasa wczoraj na treningu byli panowie trenerzy reprezentacji Anglii. Niestety pracowalam. Dumny tata powiedzial, ze Odsas dostal note ‚bardzo obiecujacy’. Jakos mi sie od razu z Mikolajkiem skojarzylo, gdy dostal nagrode za elokwencje (raczej za ilosc, nie za jakosc).
Jolly, nie jesteś sama. Nasze Młode też zalane 🙁 Mokra ta Wasza Wyspa 🙁
Piesio ma się znakomicie, tylko 2 x dziennie trzeba mu tabletkę z antybiotykiem wciskać, a on ją dzielnie wypluwa. Ja tego nie robię; Młodsza ma ćwiczenia z cierpliwości. Ja dzisiaj nastawiłam „wisielca” pierwszy raz w życiu, a że nie chciało mi się rozlewać 1 l spritu na 2 porcje, wykonałam z podwójnej i raczej mało słodko – 1 l spritu, 1 l wody, 4 goździki i 4 łyżki cukru; zobaczymy za kwartał. Wykorzystałam też pałętające mi się po szafkach suszone śliwki i żurawinę, wrzuciłam w słój 20 dkg śliwek wędzonych z pestkami, 150 g kalifornijskich i 200 g żurawiny, a do tego łyżkę skórki pomarańczowej i 4 goździki – to mocniejszy nalew, bo na butelkę spirytusu, 750 ml wody i 4 łyżki cukru. Też postanowiłam na kwartał zapomnieć o tym słoiku.
Pyro, znasz, oczywiście, patent: wpakować pigułę jak najgłębiej i zacisnąć piesiowi mordkę aż przełknie automatycznie… Tak tylko piszę, bo u moich psów na ogół dawało rezultaty. Trzeba uważać, bo oszukują, skubaniutkie. Pakowałam też w łakocie, ale tu najczęściej wypluwały, zeżarłszy uprzednio smakołyk…
Życie jest niesprawiedliwe okropnie. Stara żaba jest od Pyry młodsza o kilkanaście lat; chyba mniej, niż 15. Ja poszłam z psem do Samu odległego od domu o jakieś 100 m, przysiadając na ławkach po drodze i wróciłam w stanie omc zwłok (pies+ 4 piwa – w tym dwa karmelowe + 2 p. papierosów, + 4 torebeczki galaretek+ 2 pudełka ze skarpetkami) i od kwadransa nie mogę dojść do równego oddechu. A Żaba zapragnęła zjazdu końsko – rodzinnie – towarzyskiego i wysłała 25 zaproszeń. 20 osób potwierdziło udział z tym, że nie wszyscy naraz ale rotacyjnie. I ona ich będzie karmiła, robiła torty w kilku wydaniach i wszystko oczywiście wg metody „Ewunia siama!”. Mówię, że Wiedźma.! I gdzie tu sprawiedliwość? Mnie potrafi dokopać 1 jamnik, a Żaba ma 4 psy i 20 gości na majówce!
Dzisiejsze pozne sniadanko, wczesny lunch. Portobello wg Gospodarza. No, nie calkiem. Nie bylo pesto (choc moglem zrobic bo skladniki sa ale sie nie chcialo). Modyfikacja nastepujaca: Salsa i listki bazylii. Reszta jak u Gospodarza co widac na zdjeciach. Bylo pyszne 🙂
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Portobello?authkey=Gv1sRgCIbC8ce1qbOqjwE#slideshow/5736870374851663074
1. Janusz Korczak ??Prośba Dziecka?
/…/1. Nie psuj mnie. Dobrze wiem, że nie powinienem mieć tego wszystkiego, czego się domagam. To tylko próba sił z mojej strony.
2. Nie bój się stanowczości. Właśnie tego potrzebuję ? poczucia bezpieczeństwa.
3. Nie bagatelizuj moich złych nawyków. Tylko ty możesz pomóc mi zwalczyć zło, póki jest to jeszcze w ogóle możliwe.
4. Nie rób ze mnie większego dziecka, niż jestem. To sprawia, że przyjmuję postawę głupio dorosłą.
5. Nie zwracaj mi uwagi przy innych ludziach, o ile nie jest to bezwzględnie konieczne.
6. Nie chroń mnie przed konsekwencjami. Czasem dobrze jest nauczyć się rzeczy bolesnych i nieprzyjemnych.
7. Nie wmawiaj mi, że błędy, które popełniam, są grzechem. To zagraża mojemu poczuciu wartości.
8. Nie przejmuj się za bardzo, gdy mówię, że cię nienawidzę. To nie ty jesteś moim wrogiem, lecz Twoja miażdżąca przewaga.
9. Nie zwracaj zbytniej uwagi na moje drobne dolegliwości. Czasami wykorzystuję je, by przyciągnąć twoją uwagę.
10. Nie zrzędź. W przeciwnym razie muszę się przed tobą bronić i robię się głuchy.
11. Nie dawaj mi obietnic bez pokrycia.. Czuję się przeraźliwie tłamszony, kiedy nic z tego wszystkiego nie wychodzi.
12. Nie zapominaj, że jeszcze trudno jest mi precyzyjnie wyrazić myśli. To dlatego nie zawsze się rozumiemy.
13. Nie sprawdzaj z uporem maniaka mojej uczciwości. Zbyt łatwo strach zmusza mnie do kłamstwa.
14. Nie bądź niekonsekwentny. To mnie ogłupia i wtedy tracę całą moją wiarę w Ciebie.
15. Nie odtrącaj mnie, gdy dręczę cię pytaniami. Może się wkrótce okazać, że zamiast prosić cię o wyjaśnienie, poszukam ich gdzie indziej.
16. Nie wmawiaj mi, że moje lęki są głupie. One po prostu są…
17. Nie rób z siebie nieskazitelnego ideału. Prawda na twój temat byłaby w przyszłości nie do zniesienia. Nie wyobrażaj sobie, że przepraszając mnie, tracisz autorytet Za uczciwą grę umiem podziękować miłością, o jakiej ci się nawet nie śniło.
18. Nie zapominaj, że uwielbiam wszelkiego rodzaju eksperymenty. To po prostu mój sposób na życie, więc przymknij na to oczy.
19. Nie bądź ślepy i przyznaj, że ja też rosnę. Wiem, jak trudno dotrzymać mi kroku w tym galopie, ale zrób co możesz, aby się nam udało.
20. Nie bój się miłości. Nigdy.
Dawno zapomniałam, że to taki piękny tekst Korczaka. Dzisiaj sobie przypomniałam. Kto tam ma jeszcze dzieci nieletnie? Jolly Rogers. Jeszcze ktoś? To dla Rodziców skopiowałam
Dziwne – w tekście są cudzysłowy i średniki, a skopiowało z pytajnikami.
I niedziela powoli mija. Wczorajsza ” Carmen” w Operze Bałtyckiej całkiem udana. Wprawdzie wolałabym inscenizację w stylu hiszpańskim, a tancerki w falbanach a nie w spodniach i szortach, ale ta nowoczesność też jest do przyjęcia. A muzyka i wykonawcy sami się bronią. Jednak nie można kierować się cudzymi opiniami w takich sprawach jak muzyka.
A dziś najpierw wizyta w ” Cynamonie” / tutaj trochę zdjęć http://www.cynamon.pl/galeria/galeria / . Bardzo przyjemna restauracja i kawiarnia zarazem. Tylko że przy ulicy Świetojańskiej, więc słychać przejeżdżające samochody, bo drzwi były całkowicie rozsunięte. Te ładne fotele widoczne na zdjęciach , choć dość wygodne, są bardzo niepraktycznie, bo bardzo trudno je przesuwać, nie ma po prostu za co uchwycić , aby je przysunąć. Ale jakoś się usadziliśmy i z przyjemnością zjedliśmy torcik truskawkowy – bobrze nasaczony biszkopt z grubą warstwą musu truskawkowego. Pyszna była też herbata z cynamonem.
A potem pojechaliśmy na stadion rubgy, na mecz gdyńskiej Arki z Orkanem Sochaczew/ Haneczka oczywiście miała rację/. Opisanie wrażeń osoby nie znajacej zasad tej gry wymagałoby sporego talentu/ np. Antek mógłby temu sprostać/. Ja napiszę tylko, że było bardzo zabawnie. Zaraz na początku był rzut karny dla gdynian. Za co był ten rzut, nie wiem, bo moim zdaniem tam co chwilę powiniem być dyktowany karny. Wszyscy się biją, kopią, rzucają na murawę. Ale pierwsze spotkanie z rugby mam za sobą. Przede wszystkim chciałam zobaczyć stadion pięknie położony tuż przy lesie. A wstęp na wszystkie mecze jest wolny, więc kibiców było sporo. Arka wygrała druzgocąco.
A ponieważ było i bardzo kulturalnie i trochę sportowo, to kulinarnie w domu nie było żadnych wydziwiań, tylko pieczony kurczak. Wczoraj z ziemniakami i mizerią, dziś z ryżem i sałatą. Banał, ale całkiem smaczny.
U mnie właśnie wznosiłam toast na konferencji polsko-kanadyjsko-greckiej via skype. „Kuledzy” z roku naszego Peryklisa przylecieli do Grecji i całe towarzystwo (12 osób) wylądowało dzisiaj rano na Krecie. Będą tam się byczyć tydzień, chociaż Peryklis zapowiedział, że z nim nie ma byczenia się – pokaże im Kretę, jakiej żadna wycieczka im nie pokaże. I wierzę, że mu to się uda, bo nam wytyczył trasę świetnie na te 10 dni, nie marnowaliśmy czasu. Nie widziałam kulegów tyle lat, miło się było zobaczyć chociaż przez szybkę.
Zrobiłam tzatziki z przyprawami, które kupiłam w jednym z monastyrów w Meteorze. Na obiad łosoś, ziemniaki i horiatiki.
Mam bliskiego znajomego, który 39 lat temu grał w Arce Gdynia. Potem wyjechał do Kanady, poznaliśmy go w samolocie, a potem okazało się, że on też jedzie do Kingston. Był takim „przyszywanym synem” z racji młodego wieku, przychodził się do nas stołować, a ja w razie potrzeby wykorzystywałam go, sprzedając mu Maćka pod opiekę, jak miałam pilną potrzebę.
Też lubię pieczonego kuraka. Jedzenie najprostsze, ale troskiwie zrobione, bardzo smakowite bywa. Odwiedził mnie mój prawnuk z rodzicami (stąd moje zapędy pedagogiczne)
Jak chłop kupi rybę, to kupi. To bydlę ma 1.2kg, chyba cały tydzień będziemy jedli – na szczęście na zimno też jest dobry. Posoliwszy i opieprzywszy, położyłam na naoliwioną folię, polałam miksturą z soku z pół cytryny, chlust oliwy, 4 ząbki czosnku rozgniecionego, zielone to 2 rozdrobnione listki laurowe, które skubnęłam z drzewka na dziedzińcu monastyru św. Łukasza.
Maleńki zapasik taki zrobiłam sobie 😉
Teraz piekę pod folią.
http://alicja.homelinux.com/news/img_1662.jpg
Alicja – ryba jest lekkostrawna i 1,2 w dwie osoby na 2 posiłki zje się z łatwością – tylko z zieleniną, bez wypełniaczy.
Też stawiłam opór obieraniu „dwóch ziemniaczków” 👿
Jest horiatiki i wystarczy.
Ach, do tej kiszonej cytryny dodałam jeszcze 1 płaską łyżeczke pokruszonej chilli, bo mi wpadł w oko taki przepis, gdzie było wszystko, co dałam, plus chilli. Jak ostre, to ja natychmiast!
Pozdrowienia przesyła Irek z Białowieży, gdzie mu się chyba całkiem dobrze dzieje. Wspominał esemesowo o jakimś „Carskim”. No, no.
Nisiu – bądź tak uprzejma i podaj mu namiary do Pyry (albo odwrotnie) zobowiązał się był co do ruty i żubrówki, a ja omal nogami nie przebieram z niecierpliwości.
Wszyscy poszli gdzieś? To i ja pójdę. Dobranoc.
Ale się uPIToliłem …
Rok 2011 uważam za zamknięty!
Krystyno, jesteś wspaniała! Widzę Cię oczami duszy na tym meczu 😆
Szkoda Pyro, że dałaś spokój.
Nie powiem zaraz, że teraz to ja dopiero chciałem, ale prawda że,że mogłem i ja w ciągu dnia coś wpisać, bo ze cztery razy od rana zaglądałem.
U mnie niezmiennie jest, że wpis to dla mnie cały akt. Po pierwsze muszę mieć powód, a po drugie to tak jak z anegdotą o Napoleonie i burmistrzu ,który mu się tłumaczył z braku armatniej salwy na powitanie, ” Sire, po pierwsze, nie mamy armat…”. Ja nawet prochu jakoś nie miałem.
Dla mnie to tak – że w przeciwieństwie do (na szczęście!) Was – ja muszę pracować nad takim tekstem jak ten naprawdę ciężko.
Dobranoc 🙂
Witam.
http://www.youtube.com/watch?v=UYmjcRJeaxs&feature=related
Potwierdzam, rybka była pyszna. Czy ktoś może pamięta gdzie jeszcze można kupić ich produkty?