Mapa polskich serów pisana Brzuchem
Długo czekałem na ten numer „Czasu Wina” ale wreszcie do mnie dotarł. Jest w nim arcyciekawy wywiad z naszym blogowym przyjacielem czyli Brzuchem. W rozmowie z winiarskim dwumiesięcznikiem Brzucho występuje pod pseudonimem Eugeniusz Mientkiewicz ale piękne zdjęcie pozwala go zidentyfikować. Drugim znakiem pozwalającym go zidentyfikować jest głęboka znajomość tematyki polskich serów zagrodowych. To pasja Brzucha i wielka zasługa. Wszyscy miłośnicy serów winni mu są wdzięczność.
Przytoczę parę zdań z tego wywiadu i zachęcam do lektury całości. Na pytanie o nasze sery na tle zagranicznej konkurencji czytamy:
„Oczywiście, że możemy konkurować! Czy prześcignąć, to już raczej wątpię. Nie jesteśmy narodem serowarów. Niektóre techniki jednak wyraźnie przypadły nam do gustu i rozwinęliśmy je bardzo twórczo, chociażby twarogi i sery świeże. Przyznają to nawet takie tuzy jak Włosi i Francuzi. Mamy świetne mleko, jego smak aż kipi z serów. Produkujemy delikatne twarożki, suszone gomółki, dojrzewające serki maczane w kawie zbożowej czy kiszoną ricottę. No i nie ma chyba drugiego narodu, który by z takim zapałem wędził, suszył, odymiał, przesmażał.
A do jakich serów zagrodowych tęsknię? Do bachanowskiego od Thomasa Nottera, do herbowych od Ziemianina, do frontiery blue, do łomnickich, do praslickich, do twarogu od Pilcha, do suchego zagońskiego, do cheddara z Wąwolnicy, do łagodnej goudy od Wańczyka, do ostrych, dojrzałych od Purgała albo arcydelikatnych kozich z Robaczkowa.
Nie ma miejsca, gdzie serów by nie było. Cała Polska pełna jest serowarni, nierzadko mikroskopijnych. Czasami jest to kuchnia, czasami przybudówka. Liczba takich serowych miejsc, o których ja wiem, idzie w setki. Do tego trzeba sobie wyobrazić, że większość serowarów robi po kilka typów sera, a to daje już tysiące trafień.
Jak to więc jest, że mamy tysiące serów, a nie można ich kupić? Mała skala produkcji. Najlepiej jest właśnie odnaleźć serowara i pojechać do niego. Dobrym miejscem jest każde, w którym można ser posmakować. Czyli jarmarki i festyny. Jeśli już znamy ser i jego autora, możemy zamawiać mailem lub telefonicznie. Wierzę poczcie, rzadko mnie zawodzi.
Najlepsi są też najbardziej znanymi, tych akurat da się odnaleźć w Internecie. Frontiera, Sokołowska, Wańczyk, Praslity, Grądzki… W produkcji przodują trzy regiony: Podlasie z Wiżajnami, korycińskimi, narwiańskimi i kilkoma mniejszymi, ale wybitnymi, oczywiście Podhale z oscypkami, choć głowa boli od ilości podróbek, i okolice Dolnego Śląska, z licznymi i wyjątkowo uzdolnionymi serowarami.”
A o kłopotach małych serowarni Brzucho mówi tak: „Nie da rady zrównać kogoś, kto ma dwie krowy czy pięć kóz, z wielkim zakładem, i kazać mu mieć szatnię dla personelu, osobne magazyny, mnogie i wyczerpujące badania, niestety również dość drogie.
Bieda jest w tym, że urzędnik rozlicza i utrudnia, zamiast pomagać znaleźć rozwiązanie. Gospodarz prócz uprawiania roli, hodowli, produkcji serów i tysiąca innych spraw, musi wypełniać sterty papierów, kolędować po urzędach, bronić się przed mandatami, poświęcać czas na wcale nierzadkie kontrole. Sanepidy, skarbówka i inne niewymienione z nazwy instytucje żerują na niejednoznacznych przepisach i niewiedzy rolnika.”
Teraz lepiej zrozumiemy dlaczego tych serów nie można kupić w naszych sklepach. No i – gdy już na nie trafimy – są drogie. Niedługo będzie wiosna. Zaczniemy wędrować po kraju. Przed planowaniem każdej podróży warto się zorientować czy na naszej drodze (lub tuż obok) znajdzie się jakaś zagrodowa serowarnia. Wówczas to będzie smaczna podróż!
Komentarze
pewnie w pojedynkę trudno robić sery i zarobić … dlaczego nie zrobią razem biznes? .. np. we Włoszech jest sukces bo działają jak jedna spółdzielnia …
a dla Brzucha pomachanko … 🙂
a tu kawa dla Piotra i Basi … 🙂
http://stokolorowkuchni.blox.pl/2012/02/Niebieska-kawa.html
Małgosiu,
wszystkiego dobrego od nas obojga 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=gymRAZx9Z1o
Krysiude,
zdrowia, zdrowia, zdrowia …. 🙂
Jolly,
kciuki za Stasia trzymane … 🙂
Placku,
skoro tak mówisz …. 😉
Myślę, że u nas najgorsze są te niejednoznaczne przepisy i biurokracja. I tak jak pisze Brzucho – urzędnik nie pomaga tylko kontroluje. I tak jest nie tylko w przypadku serów, ale innej produkcji również – np. wędlin. 🙁
U nas, chyba, gospodarz nie może przetworzyć mięsa i sprzedawać wyrobów z wyhodowanych przez siebie zwierząt. Chyba Nemo kiedyś opisywała jak jest u nich, że do takich małych gospodarstw jeździ weterynarz i osoba zajmujaca się ubojem. I nie ma później problemu ze sprzedażą wędlin czy mięsa.
chetnie przeczytalbym calosc. 🙁 niestety w sieci czas wina nie prezentuje sie zbyt szeroko co nie oznacza ze 😥
na podstawie zamieszczonego fragmentu moge klepnac jedynie tyle, ze jest to typowe polskie gledzenie o wszystkim i o niczym. bys moze jest to rozmowa z samym soba, ale to nie powinno byc zadnym usprawiedliwieniem od blablabladowania. nie znalazlem w tym nic, co mogloby mnie zainteresowac, zaciekawic badz zainspirowac.
😎
Dzień dobry Blogu!
na dworze promienne słoneczko na błękitnym niebie, śniegi znikają w szybkim tempie (trochę szkoda), wiosna się czai z rogiem 😉
Asiu,
nie pisałam nigdy takich rzeczy. W Szwajcarii nie wolno zabijać zwierząt (poza drobiem i królikami) w gospodarstwach chłopskich. Od tego są lokalne niewielkie ubojnie. Zapewniają one nie tylko fachowe uśmiercanie, ale i warunki sanitarne, właściwą utylizację odpadów oraz badania weterynaryjne.
Żaden hodowca nie produkuje sam przetworów mięsnych na sprzedaż, jeśli nie jest w tej dziedzinie wykwalifikowanym (dyplom czeladnika lub mistrza) fachowcem i nie ma odpowiedniego wyposażenia zapewniającego reżim sanitarny zgodny z przepisami.
Takie pichcenie serków po zagrodach może być fajnym hobby, ale rozsądek nakazuje wymagania higieniczne, jeśli takie wyroby mają jeść ludzie nieodpo-rni na lokalne szczepy bakterii.
Pewnie zaraz ktoś powie – jemy takie od lat i nikomu nic się nie stało 🙄
Ja tu kiedyś opowiadałam historię z żurkiem w karczmie „Rzym”. Obiad jedli przedstawiciele różnych nacji europejskich, wszystkim smakowało, ale potem wszyscy dostali sensacji żołądkowych, tylko Polakom i Węgrom nie zaszkodziło.
Jolinek ma rację. Przyszłość jest w kooperatywach, wspólnym działaniu i odnowieniu ducha spółdzielni.
Myślę, że Polacy by to jeszcze potrafili, byle mieli wrażenie, że robią to dobrowolnie 😉
Dzien dobry,
Haneczko, przepraszam za zamieszanie, mecz oczywiscie w sobote, z podekscytowania dni mi sie poprzestawialy!
A jajo duze jak to jajo zapchalo dokumentnie!
Jotko, milo cie czytac, dziekuje za Stasia, zapodam o wynikach w odpowiednim czasie.
I wczoraj nowy chyba gosc sie pojawil:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2012/02/23/poczatek-tej-manii-dal-wieden/#comment-301030
Witaj zezem!
Tak, tak, Nemo! Bardzo ważne, to „wrażenie dobrowolności”. Ech, kłaniają się dobre, komunistyczne czasy.
Nemo – masz rację, chyba cos żle zrozumiałam 🙂 . Ale wasz system małych ubojni jest dobry. U nas tego brakuje.
Krotkie i ciekawe:
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/1,121949,11150873,Bliny_i_prawoslawne_ostatki.html
Wytwórnia sera na odległej górskiej hali też musi spełniać przepisy sanitarne.
Coś nam się Grażyna nie odzywa.
Mam nadzieję, że jej mąż ma się dobrze i zrobiła wreszcie to kim-chi.
Wczoraj nastawiłam kolejną porcję. Mam tak dużo tego chili w płatkach (było tylko w porcjach 500 gramowych) że wystarczy na 25 razy 😉
U prawosławnych najlepiej jest być zięciem 😉
Nemo, ja Cie chyba znielubie :)! Zielonooki potwor ze mnie wychodzi.
A z zieciem to prawda.
Jolly, za co? 😯
Zawistna zazdrosc o piekne okolicznosci przyrody ktorych jestes swiadkiem. Dusza mi lka i wyje.
Albo zadzialam konstruktywnie i wyciagne chlopakow na wakacje do Szwajcarii. Tylko trzeba bedzie znalezc miejsce dla wedkarza.
Okazuje się, że wcale niełatwo kupić dobry ser czy twaróg. Trzeba być tropicielem albo nawet detektywem kulinarnym. Na Kaszubach wyrabiany jest ser wędzony kozi dymek, wielokrotnie nagradzany. Ale gdzie można go kupić, to już tajemnica. Jak na razie moje wirtualne poszukiwania nie doprowadziły do celu.
Jolinku,
zaczęłam dziś dzień od pokrzywy z lipą. Sprawdzę, jak to będzie na mnie działać. W każdym razie smakowało mi.
Witam Szampaństwo herbatką rumiankową z dodatkiem kropli miodu i plasterka świeżego imbiru.
Rano zawsze witam jakąś herbatką nieherbacianą, czyli ziołową. Może by im poświęcić jakiś osobny wpis, Gospodarzu?
To całkiem zasłużona banda 🙂
Z serów mam goudę, gruyere i old cheddar. Żadnych krajowych 🙁
Ale jak pojadę, to se naużywam 🙂
Jolly,
bardzo dużo Brytyjczyków te okoliczności przyrody już odkryło, niektórzy wpadli wręcz w nałóg 😉 Z wędkowaniem będzie chyba trudniej, bo trzeba mieć jakieś pozwolenia czy patenty, ale można je załatwić przez internet, w moim kantonie przynajmniej. Tygodniowe pozwolenie kosztuje 85 Fr., jednodniowe – 28.
Są rzeki i jeziora, ale komu by się chciało tracić czas na śledzenie spławika, kiedy jest tyle do oglądania 😉 Na ryby to się leci na Lofoty albo na jakiś Atlantyk, jak Sławek.
Krystyno,
obawiam się, że z tym kozim serkiem może być tak jak z moim chlebem. Gdybym go dała na jakąś wystawę i dostałby jakąś nagrodę, to bym się nią pochwaliła i to by było na tyle. Moi goście i rodzina skorzystają, reszta obejdzie się smakiem 🙁
Może ten serek produkowany jest na większą skalę, ale nadal pozostaje rarytasem dla wtajemniczonych.
Nemo,
Uwierz, sa tacy co wakacje planuja z wedka w reku.
Mam egzemplarz w domu – moge udostepnic.
Z serow naszych pani w polskim sklepie sprowadza na moje blagania lazura, a bursztyn sie jeszcze z ostatnich darow od rodzicow uchowal.
Z serów polskich mamy znakomity twaróg, wytwarzany przez naszych Polaków, można zakupić w Baltic Deli. Sery twarde są importowane, ale w Baltic Deli rzadko bywają. Na pewno w Toronto jest wybór na Ronceswólce, ale tak rzadko bywam w Toronto, i nigdy nie zakupowo.
Śnieżyca za oknem. Jerzor nie uwierzył pogodynce i pojechał na rowerze. Dosłownie 15 minut temu wyjechał, a zaczął padać śnieg i jest tej bieli trochę, bo przykryła na biało.
Krystyno, Brzucho wie gdzie można kupić kozi dymek. Mam nadzieję, że jeśli dziś tu zajrzy, to podpowie. A jeśli nie, to sam go zapytam, bo w marcu będziemy razem jurorami w kolejnym konkursie uczniów szkół kucharskich z calej Polski.
Witajcie,
W Wiżajnach już od kilku lat działa serowa spółdzielnia:
http://www.eryniag.eu/2008/09/490/
A tu ich strona:
http://serywizajny.org.pl/
Szkoda, ze Kanada ma surowe przepisy celne, podzielilabym sie kontabanda od Rodzicow.
kontRabanda tez :).
Ogonku – tutaj masz cały wywiad: http://serypolskie.blox.pl/html
Piotrze,
bardzo dziękuję. Byłby to też dla mnie dobry pretekst do jakiejś wycieczki po Kaszubach.
Asiu (14:58), udostępniłaś bardzo ciekawy wywiad z p. Mientkiewiczem. Podoba mi sie jego spojrzenie na żywność. „Strefa zdrowia przeniosła sie z talerza na ulotki i etykiety. Jemy głową a nie podniebieniem i węchem.”
Skoro jesteśmy przy serach, może ktoś z Was chciałby spróbować połączenie łososia z roquefort. Sprawdziłam, danie jest naprawdę smaczne. Filet ryby piecze się w papierze aliminiowym, szczelnie zamkniętym. Rybę posypuje się serem, skrapia cytryną, w przepisie dodaje się plasterki gruszki (nie próbowałam bo akurat nie miałam). Piekarnik 180°C, 15-20 minut, w zależności od grubości ryby. Do tego ryż. Smak jest ciekawy. A tu oryginalny przepis. Jest jeszcze zielenina, kolendra albo coś innego.
http://cuisine.journaldesfemmes.com/recette/309029-papillotes-de-saumon-au-roquefort
Witaj blogowa bando
:::
Kłaniam się uniżenie
kozidymki w tym roku dopiero się zaczynają robić
późne wykoty przesuneły normalny bieg serowarstwa
ale jakby ktoś się chciał wybrać do Robaczkowa (Bory Tucholskie)
to warto wykonać tel do pana Tomka 533 495 488
a polecę też po sąsiedzku Osadę Burych Misiów w Nowym Klinczu
zaledwie kilkanaście kilometrów dalej
dodam tylko, że w dniu kiedy z gospodarzem będziemy jurorować (10.03.)
to w Fortecy przy Zakroczymskiej (Warszawa)
odbędzie się kiermasz regionalny i nie tylko kozidymki będą
ale też herbowe, łomnickie, i te z Wąwolnicy i jeszcze kilka innych i dobrych
(nie tylko sery, ale i boski olej z Góry św.Wawrzyńca i wiele więcej)
Jak sie wszyscy jeszcze niedawno martwili, ze Polska nie spelnia zadnych cywilizowanych warunkow produkcji miesa czy wedlin. I co. Wytrulismy pol Europy moze? Nie wprost przeciwnie. Niemcy ruszyli na Polske i na scianie zachodniej zabraklo mies i wedlin. Jakos sie ci pedantyczni Niemcy nie wystraszyli mimo, ze ich prasa tylko o tych tragicznych warunkach. Zezarli co mogli zanim przepisy europejskie popsuja dobre wyroby i przeksztalca je w globalna papke nie do jedzenia. Urzednicy za to opisza kazda krowe skad pochodzi i skad jej ciotka sie wywodzi. Czy zre trawe i czy ma kropki… Teraz czekam czy zalatwia polskie jablka. Musza, bo sady europejskie maja zbyt duza konkurencje.
W Kanadzie w ciagu ostatnich 10 lat tylko wielcy producenci mieli wielkie wpadki. Tysiace zatrutych ludzi, paredziesiat zgonow. Wycofywanie setek tysiecy opakowan roznych boczkow etc, tysiecy ton miesa etc. Lokalni farmerzy czy ranczerzy na targach sprzedaja i jakos nic. Zreszta jak wieki producent dostanie jedna kozke z wirusem jakims to cala produkcja z tysiecy kozek od tysiecy rolnikow zostanie zatruta i tysiace ludzi zachoruje. Jak farmer ma jedna kozke z wirusem to problem jest lokalny. Tak dbaja o te warunki sanitarne a ciagle a to SARS a to ptasia grypa, glupie krowy, wirus nilowy a teraz ocieplenie…oops to juz pas-se. Zmiana klimatu. Pierwszy raz od powstania Ziemi klimat sie zmienia i dlatego te krowy zglupialy. Krowy na Maledivach chodza po kolana w wodzie morskiej to jak maja dawac mleko? Strach wyjsc na ulice. Dobrze, ze kupuje na targu bo pewnie juz bym mial niezyt, bolesci wszystkiego i wodowstret.
Long Island Iced Tea jest rozwiazaniem.
W Albercie jedna glupia krowa kosztowala ponad 2 miliardy dolarow strat. Spokojnie jadlem lokalnego tatara wiedzac jakie to eksluzywne. Kawior to przy tym pikus.
Alino, pozwolę sobie Ciebie zacytować w skromnej części:
„…może ktoś z Was chciałby spróbować połączenie łososia z roquefort. Sprawdziłam, danie jest naprawdę smaczne… Smak jest ciekawy.”
Nie wiem jak to brzmi u tych jurorów, choćby tych przyszłych z 10.03, ale doza entuzjazmu w takim zdaniu jak to ostatnie, w dajmy na to, takiej opniii pracodawcy znaczyła by:
Przewalone!
Mimo to, nie chciałem być złośliwy i zachęcam do w miarę miłego wieczora.
Idę odlewać tarninówkę.
Brzucho,
Wkrotce bede w polsce bardzo krotko, ale przez Wawolnice bede przejezdzal na 100 procent. Czy moglbys sypnac jakims namiarem na te serki tam wlasnie.
Z gory dziekuje.
Fajnie jest. Drogi prawie nieprzejezdne, bo na chwilę służby drogowe zaspały. Oczywiscie mam się nie denerwować, żeber nie łamie się co tydzień 🙄
Ja chcę do ciepłych krajów!!!
Pepegorze, wiem, że nie jesteś złośliwy 🙂
Pozwól jednak, że podtrzymam to co napisałam, bo w moim rozumieniu, „smaczny” i „ciekawy” nie przeczą sobie. Wierz mi, to rybno-serowe danie miałoby szanse wyróżnienia 🙂
Ależ Pepegorze, Alina chwali to danie z łososia i sera. Jak to elegancki styl może wprowadzić w błąd. 🙂 Być może jest to danie z rodzaju tych, o których mówimy, że było smaczne, ale nastepnym razem zrobimy tak jak robilismy do tej pory.
YYC,
Twoje zachęty do spożywania Long Island Iced Tea są bardzo przekonujące. Ale z braku większości składników muszę zadowolić się domową nalewką śliwkową. Żeby nie było, że ja pijam tylko herbatki ziołowe…:)
dla @Nowego
Ania Łuczywek 510 275 084
przyda się, choćby żeby ..trafić :o)
Brzucho,
dziękuję za informacje o kozidymku./ Zetknęłam się też z pisownią kozi dymek. / Zanotowałam co trzeba na wszelki wypadek.
A co do oryginalności przepisu podanego przez Alinę, to wydaje się on dość prosty w porównaniu do przysmaków śledziowych zaprezentowanych podczas Nocy Śledziożerców . http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/56,34939,11194026,Najbardziej_ekstrawaganckie_potrawy_z_Nocy_Sledziozercow.html#galeria
Jak wiadomo, Brzucho był tam także obecny i za nim podaję ten link.
A propos rybo-serów. Dwa lata temu podawałem nie tyle przepis co supozycję: zapiekany łosoś z serem typu Feta. Dokładnie było to bułgarskie „sirene od owce”, ale Brzucho świadkiem, że to od Fety różni się tylko nazwą!
Krystyno,
Trisz Divinis zatem, tedy i owedy zajedziesz moze gdzies, sera znajdziesz lokalnego, nalewka nie wzgardzisz zapewne 🙂
Jutro rosol z kury amiszowej. Zajedzie jak Pani bryczka na targ, tam ja ja zakupie i po przeproszeniu za klopot do gara wsadze a Basia wyczaruje najpyszniejszy rosol jaki w zyciu jadlem. Tak sie zawsze dzieje. Zrobilem sobie tez chec na tatara choc juz nie taki on ekskluzywny jak niedawno jeszcze ale zawsze… moze kieliszeczek schlodzonej… Pogody chwiejne, troche zimy troche mniej i wcale lata. Wschody i zachody prominne. Sarny gdzies wymiotlo. Pewnie przyjda w lecie obezrec co posiejemy. Mlotek do kapslow musze sobie wystrugac…
Krystyno,
Zastap wszystkie produkty jednym. Dolej coli i syropu z limonka tez bedzie dobre 🙂
I zdrowe tylko musisz odczekac ze 3 tygodnie na poprawe….. 🙂
Brzucho,
zapisane, dzieki.
A ja jestem ciekawa jak smakuje kozia chałwa? Czytałam o tym serze na Pana blogu „polskie sery zagrodowe”. Na stronie producenta znalazłam taki opis tego sera: „CHAŁWA SEROWA KOZIA
TO SER , KTÓRY POWSTAJE W PROCESIE KARMELIZACJI SERWATKI, WYRAZISTY SŁODKO KWAŚNY , ORZECHOWY POSMAK.WZOROWANY NA NORWESKIM GEITOSIE”. Na zdjęciu wygląda bardzo smakowicie. 🙂
http://www.kopa.pl/
Godziwy człek to i godziwie o nim piszą, a że jeszcze ciepłe słówko o mnie wrzuca, tym moja atencja większa. a Brzocho wielki jest i basta!
Oznajmiam wszem i wobec, że książką z kanonu literatury polskiej okazała się „Matka wszystkich lalek” Moniki Sz. Co więcej, trafił do mnie egzemplarz z autografem.
Nisiu, Gospodarzu – pięknie dziękuję 🙂
Asiu-wprawdzie nie jesteśmy jakieś paskudne chwalipięty,ale powiem głośno i wyraźnie MY Z MAŁGOSIĄ WIEMY,JAK SMAKUJE
kozia chałwa serowa 🙂
Wiemy,bo byłyśmy na slow foodowym spotkaniu serowym,gdzie owa
serowa ciekawostka była prezentowana.Mnie smakowała bardzo.Po tymże spotkaniu zamówiłam ją jeszcze internetowo dla moich domowników.Nie wszyscy domownicy(nie będę wymieniać z imienia 🙂 skakali z zachwytu,wiadomo de gustibus….
Ona smakuje jak połączenie chałwy i….sera 😉
yyc-Twoje wpisy czytam z coraz większą przyjemnością 🙂
Danuska to zasluga Long Island…… etc
Herbaciarz jestem i mam czajniczkow chyba 4 w domu i w pracy i parze sobie parze herbatke i parze, az sie czasem oparze stad ta Long….etc zimna i sie nie oparze a jakos tak na sercu lzej i swiat kolorowszy po kazdej szklaneczce. Po trzech tygodniach jestem gotow na Mount Everest sie wspinac.
Ostatnio znalezlismy grecka fete owcza i pyszna. Zreszta jak ma smakowac jak Staruszek Zorba niemal wpada do beczki zeby kawalek wykroic. Widze wtedy te walace sie paliki i Greka Zorbe usmiechnietego. Jaka piekna katastrofa – mowi. Wtedy moj staruszek Zorba z beczki sie wylania z usmiechem. W trzesacej sie rece trzyma funt fety. Jaka piekna feta – mowi. I ma racje.
Long Island dla herbaciarzy. Dla dziewczyn z lalkami Pusser’s Painkiler dla milosnikow serow…:
http://youtu.be/xZbKHDPPrrc
Pytalo dziecko mamy co z nia bedzie a mamabez wachania:
Jedz sera, sera…..zamiast szpinaku i zdrowego jedzenia…jedz sera, sera…
Tak samo mowily dzieci wnukom. Taka jest tradycja rodziny Gouda z Niderlandow. I pomyslec ze Pan Zagloba chcial ich oddac krolowi szwedzkiemu.
Danusiu – ten ser jest lekko słodki czy tylko konsystencją przypomina chałwę? Na pewno nie jesteście paskudne 🙂
Kozia chałwa, wygląda i smakuje jak …chałwa 🙂
nawet pachnie jak chałwa
jedynie co, to czasami ma jeszcze posmak …maggi
zwłaszcza jak się krystalizuje
należy ją jeść bardzo małymi kawałeczkami
:::
PS
w necie raczej się nie „panuje”
Ewa (20:42)
🙂
Jak sie je sera, sera to mozna spokojnie zalorzyc:
http://youtu.be/TxMMXuACDDA
Oryginalny norweski geitost (ost = ser, geit = kozi) smakuje najpierw lekko karmelowo, potem czuje się słoność. W mojej rodzinie nikomu nie przypadł do gustu, wyrzuciłam spory kawał po 3 latach (nie psuje się chyba nigdy) polegania w lodówce. Nie znałam wtedy jeszcze Starej Żaby, która go lubi, byłabym posłała.
Mnie smakował tylko w Norwegii, w małych dawkach.
Bardzo dziękuję za informację o chałwie. Już nie będę „panować” 🙂
A jak Wam się podoba bryndzarnia? 🙂
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/77014/9df1c16e82351bd6abc74d230391cd1e/
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89700/9df1c16e82351bd6abc74d230391cd1e/
sery z PRL-u http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/174681/9df1c16e82351bd6abc74d230391cd1e/
Macieja, lata nadzieja.
Jakoś wierzyć się nie chce, że nie mamy go wśród nas, gdybyście jednak jakiegoś znali, to czas pomyśleć o życzeniach.
Nemo, ileżeś tego geitost´a zwiozła, że sama temu nie dałaś rady, z resztą – widziały gały…
Dopowiem, że jedną z pierwszych przygód z serami miałem czytając „Trzech panów w łódce…”. W epizodzie o limburgerze, co to zakopany na koniec w piasku na plaży rozpoczął run na pewne uzdrowisko morskie, wyrobiłem sobie pewne wyobrażenie o mocy takiego bukietu i od tego czasu niucham za takimi zapachami.
Pierwszą przygodą jednak był przytaczany tu niedawno przeze mnie opis zaczynu na sery z zawartości żołądka cielęcia lub jagnięcia, o ktorym uslyszalem w dziecinstwie.
Przedwojenna bryndzarnia była o wiele higieniczniejsza niż dzisiejsze szałasy w Witowie. Może dlatego, że doświadczalna? Doświadczenie chyba nie za bardzo się powiodło i górali nie przekonało 🙁
Pepegorze,
tego sera było 0,75 kg, ale nic nie ubywało 🙄
Nemo, Tobie jako kociarze powtórzę – roztegowany trochę degustacją nalewek – jak to mój nieodżałowanej pamięci kocur delektował się serami o skrajnych właściwościach.
On był wdzięczny za każdy kawałek twarożku, a resztki jogurtu owocowego zlizywał wprost namiętnie. Taki ementaler lub gouda zawsze go przekonywał, ale jak dawałem mu coś mocnego, jak np. ww. limburgera, tilsitera lub coś podobnego, to najpierw w pełni zaufania brał z ręki ale zaraz potem puszczał. Odchylał potem wysoko głowę przy otwartym pysku i widać było, jak nabierał oddechu oszczędzając nozdrzy, aby potem w końcu rozprawić się podanym kawałkiem.
Kończę narazie, bo następczyni siadła mi na kolanach i bierze za złe, że mam zajętą jedną rękę.
Nb, pamięta ktoś jeszcze, jak Mark Twain napisał o kocie który miał „za złe”?
A skąd to wiesz?
…”skąd to wiesz” dotyczy przedwojennych serów.
Nie widział, nie próbował, …no to skąd? Ale z pewnością były najlepsze.
Skąd ta wiedza, że przedwojenna bryndzarnia była bardziej higieniczna, pardą, higieniczniejsza, niż obecna – jest jakiś świadek?
Mamy nowego gościa przy stole:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2012/02/24/mapa-polskich-serow-pisana-brzuchem/#comment-301140
Ziemianinie, zajrzałam Ci do „brukselkowego talerza”, bo brukselkę uwielbiam i skorzystam ze sposobu Twojego Szczęścia, dobrze ?
Pyro, co Radzio dostał (oprócz życzeń i dobrych myśli) na swoje 4 urodziny ?
Jolly, gratuluję sympatycznego „Odsasa” – też będę tsimać. 😀
Alicjo, ten poemat jest autorstwa Jerzora ? Zgadzam się z każdą linijką.
A wiem Alicjo, wiem.
U tych zwierzaków wystarczy zaobserwować, jak one reagują na dzwonek telefonu, kiedy jest się nimi akurat zajętym.
Bydlę niby takie, ale swój imteres ogarnia i – ma za złe!
P.S.
Naturalnie, ja wiem tylko swoje, ale nic o bryndzarniach.
Zgago,
a gdzie tam, Jerzor to tylko wynalazł, poemat, znaczy się.
Na reszcie, zwłaszcza przedwojennej – się nie znam. Dlatego pytam – no, chyba, że nemo pamięta czasy przedwojenne i wie, może porównać 😉
Ulubiony podwieczorek Marka Twaina i jego kotów.
Wszystko jest możliwe, a kombinacja łosoś-roquefort to, jak z wrodzonym poczuciem smaku zauważyła Alina, niebiańska rozkosz 🙂
Także jesiotr w sosie roquefort jest bardzo smaczny. Suma z serem jeszcze nie spotkałem, co nie znaczy, że nie próbowałem. Nie nawinął się i tyle. Pierwszy był klasyczny łosoś wędzony z białym serkiem, w dziurawej bułeczce. Miłość od pierwszego spojrzenia, smaczny 🙂
Alicjo! Jam jest! Pamiętam! Ale nie serowarnie…niestety
Ale Nemo? Jest to prawdopodobne!
Po prostu na zdjęciu, które zamieściłam ta bryndzarnia wygląda całkiem schludnie. Jest w niej czysto. Wcześniej Nemo nam pokazywała szałasy z Witowa i w nich nie było tak porządnie 🙂 . A ta serowarnia ze zdjęcia to rzeczywiście jest część gospodarstwa doświadczalnego.
http://www.czasdobregosera.pl/Czas%20Dobrego%20Sera/Slow_Food_Polska_files/Historia_sera-1.pdf
Co do „pichcenia serów po zagrodach”, Amerykanie pichcą już ponad 700 różnych serów, w legendarnym amerykańskim brudzie 🙂
Nemo – Czy naprawdę wierzysz w to, że Szwajcaria jest rajem owiniętym w utopię czy tak sobie z nami żartujesz” 🙂
Pepegorze – właśnie przeczytałam w „Dobrej Gospodyni” z 1904 r., że w Hannoverze otwarto w 1893 r. wyższą szkołę mleczarską. Tylko dla mężczyzn 🙂 . Uczono między innymi serowarstwa. „Dyrektorem jest profesor Dr. P. Vieth, mający do pomocy pierwszorzędne siły nauczycielskie. Rygor zakładu jest co prawda trochę surowy, ale za to uczniowie kończący tę szkołę, wszędzie są pożądani i rozchwytywani”.
Ta ciekawostka nie dotyczy serow.
Stan Maine slynie z homarow. Kilka dni temu w siec do lapania krewetek zaplatal sie najwiekszy homar, jakiego zlapano u wybrzezy Maine. Homar wazyl 27 funtow (okolo 13 kg) i mierzyl 40 cali (troche ponad 1 metr) dlugosci.
Homara nazwano Rocky i wypuszczono z powrotem do oceanu.
Na zdjeciu dyrektor akwarium w Maine trzyma zlapanego homara
http://blog.chron.com/newswatch/files/2012/02/Giant-Lobster.JPEG-080a5.jpg
Dlaczego ja o tym pisze na blogu o gotowaniu?
Bo my lubimy takie ciekawostki 🙂 . A homar jest olbrzymi.
Jasne, że pamiętam przedwojenne serowarnie, a nawet te z czasów króla Ćwieczka. Przy odrobinie dobrej woli można wykombinować, co miałam na myśli. Asi przyszło to bez trudu.
Placku,
czyżbyś już też dołączył do grona tych, którzy lepiej niż ja wiedzą, w jakie raje i utopie wierzę?
W 1903 roku w Brukseli odbył się międzynarodowy kongres mleczarski, na którym głównym tematem było karanie za fałszowanie produktów mleczarskich! Wszystkie kraje europejskie i wiele krajów amerykańskich przysłało swoich przedstawicieli. Aby zapobiec fałszowaniu postanowiono, aby surogat mleczarski, dla odróżnienia, miał specjalne zabarwienie. Określono też maksymalną normę domieszek nieszkodliwych substancji do masła naturalnego. W sprawie higieny gospodarstw postanowiono: surowo zabraniać sprzedaży mleka od chorych krów, ustanowiono stały dozór sanitarny nad oborami. Z „Dobrej Gospodyni” – ” na uwagę zasługują ruchome szkoły mleczarskie istniejące w każdej prowincji belgijskiej. We wsi Ewerle znajduje się mleczarski zakład, w którym każdy kto pragnie otrzymuje naukę mleczarstwa i serowarstwa za darmo.” i „ciekawym bardzo faktem jest, że Belgia wszystko wyprodukowane masło wysyła do Francji i Anglii, a sama na swój użytek sprowadza produkty z Niemiec i Holandii”
Asia,
Ciekawe, czy Nowy cos wie na temat tego olbrzyma? 🙂
Jak Nowy wróci do domu, może coś napisze o olbrzymie? To w jego oceanie pływa 🙂 Ta pani dyrektor to odważna kobieta 🙂
Na dobranoc ciekawostka też nie dotycząca serów, ale jak najbardziej kulinarna i przydatna na czas kryzysu 🙂 . Z „Ziemianina” z 1916 r. – ogłoszenie: „Bruhna posilna strawa – marka „Beka”. Ludowy środek spożywczy nadający się najlepiej do odżywiania masowego, bardzo wydajny, pożywny, zdrowy i tani. 1 Funt strawy posilnej wydaje 50 talerzy zupy mk. 2 za funt, z Eckernforde – 4 fen. za talerz. Wysyłka tylko w beczkach 50 funt. Łaskawe zlecenia uprasza Ernst Otto Bruhn, Kilonia”. Ciekawe co to za paskudztwo było? 🙂
Nowy wie mniej niż Wy, bo napewno nie czytał tej informacji. Od nas (mieszkamy w sąsiedztwie) do stanu Maine jest około 1000km. Ale przepytajmy.
Asiu,
Ernst Otto Bruhn figuruje w kilońskiej książce adresowej z 1914 roku jako handlarz zbożem, paszami i nasionami.
Jego oferta to może być jakaś mieszanka płatków zbożowych lub kasz z suszem warzywnym i przyprawami do gotowania z wodą. Pół kilograma za 2 marki (4 fenigi za talerz)…
Z paczki płatków owsianych da się chyba zrobić 25 litrów zupy.
Asia,
Rocky ma zamkniete szczypce przy pomocy gumy. W artykule napisano, ze tymi szczypcami moglby ogryzc ludzkie ramie.
Czyli taki współczesny „ryż z warzywami” w woreczkach 🙂 „szybki posiłek dla tych co nie lubią gotować albo wracają zmęczeni z pracy do domu” 🙂 .
Tak, widziałam te związane szczypce, ale tak pomyślałam, że pani dyrektor sama je związała 🙂 . Dobrze, że darowano mu życie.
Orco, to rzeczywiscie gigant! U nas przeciętny ma ok 1,4 funta. W Portland, Maine w portowej restauracji jest spreparowany olbrzym o długości ca. 80cm.
Dodam, że każdemu homarowi zakłada się gumki na szczypce. Taki to ręki nie utnie, ale boleśnie szczypnie. Brałem to w czasie połowów na morzu Karaibskim
Orca – tutaj trochę mniejszy z Nowej Szkocji: http://www.youtube.com/watch?v=xje0BwBIzvs
Dobranoc
Homary, ktore plywaja w akwarium w restauracji lub w sklepie rzeczywiscie maja na szczypcach gumowa bizuterie.
Obejrzalam tego osobnika z Nowej Szkocji. Podobno najwiekszy homar zlapany kiedykolwiek pochodzi z tamtych stron.
W stanie WA kiedys („kiedys” to okreslenie bardzo nieprecyzyjne) lapano homary do uzyzniania gleby w ogrodzie. Ukladano homary wzdluz grzadek warzyw. „Kiedys” zmienilo sie w „teraz” i homarow jest mniej i ziemie wokol warzyw sypiemy mielonymi rybami.
cichal – przepraszam za brak wąsów i kropek, jak u homara.
Nemo – Gdybym wiedział lepiej, nie musiałbym Cię o to pytać. W odpowiedzi otrzymałem pytanie. Dziękuję, nie mam już dodatkowych pytań 🙂
Odpowiedź na Twoje pytanie – Nie, nie należę do żadnego grona.
Pod osłoną nocy
Jestem znowu,
Wrocilem do domu, ale juz jedenasta. Zaplatalem sie w znajomej Cichalom i Alicjom knajpie nad woda, gdzie juz prawie tradycyjnie wypijam ich zdrowie. Dzisiaj mialem mile towarzystwo, wiec zjadlem tez obiad (nie uwierzycie – ryba z jakims serem i szpinakiem na wierzchu – pyszne).
Asiu i Orca – dzieki za wiesci o krabie olbrzymie (wielkosc tego biedaka uratowala!), ale Cichal mial racje – wiecie na jego temat wiecej niz ja.
Chociaz w stanie Main bylem wiele razy, ale nigdy np. nie bylem w najdalej na polnoc wysunietej jego czesci. Do Bangor (mniej wiecej srodek stanu) trzeba ode mnie jechac okolo 13 – 15 godzin, jest to dalej niz do Alicji. Jesli jednak kogos los tam zaprowadzi polecam Acadia National Park (nastepna godzina lub dwie drogi) – skaliste cudo polozone nad samym oceanem. Trafilem tam w czasie silnego wiatru – kazdemu zycze takich widokow.
Wracajac do homarow – nie przepadam za nimi. Juz wielokrotnie tutaj napomykalem, ze sie do tego blogu ze swoim polskim podniebieniem chyba nie nadaje. Mozecie sie smiac, ale niedlugo jade na chwile do Kraju i juz sie ciesze, ze przynajmniej zjem dobrej kartoflanki, kapusniaku, wstapie do Wawolnicy po serek i poloze go na swiezym chlebie z maslem. To lubie!
errata
– stan Maine
– nie krab, tylko homar!
W Bangor mieszka Stephen King, autor horrorów, z których żadnego nie przeczytałam, ani nie obejrzałam adaptacji filmowych. Takie straszne były juz w zapowiedziach 😯
Dziecko czytało i oglądało bez zmrużenia oka 🙄
Byłam w Bangor, ale nie byłam na wybrzeżu, jechałam wtedy do Nowej Szkocji.
Ja też mam polskie podniebienie, ale lubię spróbować, co tam w innych garach się gotuje. Wszystkie kuchnie po ostrej stronie są mi bardzo, bardzo…muszą być wyraziste, ot co!
Nowy,
przyjemnego pobytu w Kraju 🙂
Dobranoc z tej strony Kałuży
dzień dobry …
Brzuchowy wczoraj dzień był i nowe kontakty mamy … 🙂
Małgosiu może już wiesz u nas pod halą można kupić mleko wsiowe … i różne kasze …
kupiłam wczoraj śliwki wędzone .. pychota .. chyba zrobię śliwowicy trochę ..
Dzien dobry,
Zgago, dziekuje bardzo za mile slowa I tsimanie – z Twoimi wynikami Odsas i jego druzyna maja Puchar w raczkach :)!
Alicjo,
Stephen King to nie tylko horrory. ‚Skazani na Shawshank’ tez jego-swietne opowiadanie i znakomity film. Na dlugi lot polecam ‚Dolores Clairborne’ albo ‚Zielona mile’ – doskonale czytadla.
Jolinku, nie wiem dzięki. Ja chodzę trochę jak koń z klapkami na oczach w znane miejsca. Gdzie oni z tymi delikatesami urzędują? Wiejskie mleko przywozi chłop spod Łowicza, ale sprzedaje go w plastikowych butelkach po napojach, co budzi mój niepokój.
Małgosiu to ja o tym w tych butelkach … mlekomatu jeszcze nie ma ..
udało mi się dzisiaj na wreszcie kupić cynamon z Cejlonu .. i parę innych mieszanych ziółek .. oraz ser bryndza .. w supermarkecie jest cykliczny jarmark z wyrobami regionalnymi ..
Jolly a jaka pogodan na to granie? …
O, rety jaka wichura! Trudno iść 🙁
Jolinku, myślałam, że coś nowego się pojawiło 😀 Dobrze, że wspomniałaś o tym kiermaszu regionalnym, bo ciągle mi te terminy umykają.
„szczęśliwy ten, komu burak smakuje jak szparag”
rosyjskie
„kto nie potrafi zachować się przy stole, ten nic nie potrafi”
baskijskie
„anglicy maja trzy sosy i trzysta sześćdziesiąt religii;
a my mamy trzy religie i trzysta sześćdziesiąt sosów.”
francuskie
Jolinku,
specjalny korespondent z Twickenham donosi: pogoda jak zloto, 15 stopni, moze wiecej, slonecznie i bezwietrznie, godzinka do rozpoczecia meczu.
Jolly to czekamy na wieczorną relację .. dobrej zabawy … 🙂
faktycznie duje tak, że moje plany spacerowe zostały w domu …
Mecz sie juz chyba rozpoczal. Tez trzymam kciuki za malego sportowca.
Witam szampańsko!
Spadło jakieś 5 cm. śniegu, jest słonecznie i zerowo.
Chciałam dodać tylko jeszcze względem uboju zwierząt w gospodarstwie własnym – nie wiem, jak jest teraz, ale za moich czasów można było zaszlachtować żywinę, ale potem weterynarz pobierał próbki i zapieczątkowywał zewłok. Chodziło o to, czy prosiak jest wolny od włosienicy i innych zaraz, niekoniecznie o higienę, sposób uboju itd.
Na wsiach ludzie się znali i wiedzieli, kto jest fachowcem od uboju, kto najlepsze robi kiełbasy, kaszanki, salcesony, oraz kto ma najlepszą wędzarnię. Prosiaka zabijano jednego, a pół wsi się pożywiło, bo ten, kto uczestniczył w procederze, zawsze dostał swoje jako zapłatę. Także weterynarz 🙂
Jolly,
„czytadła” obejrzałam – może nie horror z definicji, ale…
nie moja półka. King zdecydowanej większości kojarzy się z horrorami, nie tylko mnie.
Podczas długich lotów wolę pisać, niż czytać. Nie mogę się skupić na czytaniu, ciągle mnie coś rozprasza, a już zwłaszcza, jak siedzę między dwiema osobami 🙄
Poza tym jako osoba nie cierpiąca latania „pilnuję” lotu 😉
To się dzieje bezwiednie, nie umiem się wyłączyć, nie mogę spać, nie mogę przestać o tym myśleć, że lecę metalowym ptakiem 11 000m nad powierzchnią Ziemi.
Latam, bo muszę 🙁
Brawo dla A.R.!!!
Musiałam się zastanowić co oznacza to A.R. 🙂 Ale już wiem 🙂 To na pewno jest sukces! Brawo!
Asiu,
Przepraszam, powinienem napisac, ze chodzi o Agnieszke Radwanska.
Alicjo,
Mam to samo z czytaniem w samolocie. Probowalem wiele razy, ale nie moge, dlatego zawsze zamawiam wino lub rum i tak staram sie przetrwac lot. Teraz lece z przesiadka we Frankfurcie, czyli dodatkowe atrakcje ladowania i startow.
Podobnie jak Alicja, „pilnuję lotu”, nie mogę czytać i tak jak Nowy, popijam wino 🙂
W naszym slangu firmowym A.R. oznacza potwierdzenie zamówienia-
accuse de reception 😉
Piję,bo muszę…
Ale wierzcie mi, to nie jest żadne bezecne pijaństwo.Urządziliśmy sobie właśnie degustację czerwonych win w „Biedronki”.Zupełnie miłe zajęcie na tę paskudną pogodę.Na razie przyznaliśmy I miejsce chilijskiemu Carmenere-Isla Negra.Portugalska Falua przeznaczona została jednomyślnie na grzańca.W rzeczonym wylądowały goździki i cynamon
prosto z Zanzibaru i tu wielka buźka dla Małgosi 😀
Tylko nie wiem,kto po tej degustacji będzie w stanie wyjść na spacer
z psem 😉
W samolocie czytam bardzo chętnie.A wino do lektury,dlaczego nie 🙂
Nie przestaję myśleć dzisiaj o moim Tacie, który odszedł 15 lat temu. Ani to Jego urodziny, ani imieniny, tak jakoś mi się zebrało. Może będziecie mieć ochote posłuchać ze mną pięknej piosenki o ojcu. Nazywa się „Mon vieux”.
http://www.youtube.com/watch?v=x8l43czQAy4
Alino, też czasem tak mam. I też 15 lat temu.
Danusiu, bardzo się cieszę, że przydały się przyprawy 😀
Alino-posłuchaliśmy….A potem nas jeszcze trochę potrzymało nostalgicznie i był też Jacques Brel i Adamo.
Walia górą! Jolly będzie niepocieszona i Odsas też, pewnie kibicowali Anglikom. Co za końcówka!
Tfu!Włośnicy, a nie włosienicy…
Ja robię to samo, co Nowy – i zawsze zanim wejdę do samolotu wypijam dwie lampki wina dla relaksu, lepiej mi się wtedy wchodzi na pokład. W trakcie lotu także zarówno pobieram, co tam mają do zaoferowania.
Lubię latać Air France (a leciałam niestety, tylko ze 2 , może 3 razy), bo tam podają gościnnie szampana 🙂
Mam nadzieję, że nie zrezygnowali z tego pięknego zwyczaju.
Nabrałam się paskudnie – słoneczko, śnieg topnieje, więc wybrałam się Za Róg celem zakupienia pomidorów i ogórka.
To tylko z okna tak pięknie – wieje paskudny, zimny wiatr 🙁
O, przesiadka we Frankfurcie! „To był maj, pachniała wiosną mięta” i leciałam na Targi Książki. Przesiadka, godzina czasu między jednym a drugim lotem.
Spóźniliśmy się godzinę, a na samolot do Warszawy nieco ponad 2 km. do przejścia. Ten odcinek rzeczywiście „lecieliśmy”, tyle, że na własnych nogach!
Pozdrów Frankfurt ode mnie, Nowy. To na wszelki wypadek, gdybym miała witać się z gąską 😉
Alicjo, 2 lata temu nie podali. 🙁 Może dlatego, że to był tylko 2 godzinny lot. Bałam się kompromitacji, zażyłam ziołową tabletkę uspokajającą i ….. przespałam prawie cały lot. 😯
Haneczko, szkoda, a tsimałam rzetelnie. 🙁
Witam. Skoki, tenis co wybrać? Podsłuchiwałem jedno i drugie. Wybrałem drugie. Goerges wczoraj była dobra, dzisiaj klapa, zwyciężona. Tenis ma to do siebie że wiatr nie ma wpływu na wynik. Dzisiaj goloneczka gotowana w soku pomidorowym.
Zgago, ale ja trzymałam odwrotnie, za pory 🙄
Yurek,
a cóż to za nowy sposób na golonkę ? Podaj więcej szczegółów . Ja do mojej golonki / z warzywami pokrojonymi w słupki/ dodaję trochę koncentratu pomidorowego, ale sam sok pomidorowy – to ciekawe.
Słyszałam dziś w radiu, że w okolicach Bydgoszczy widziano już bociana. Wprawdzie jeden bocian wiosny nie czyni, ale Pepegor słyszał też żurawie, więc coś wiosennego w powietrzu wisi.
Od środy mocno u nas wieje, ale ma to także bardzo dobrą stronę, bo wiatr wysuszył pięknie drogi i po dość krótkich roztopach nie ma śladu. A dla mieszkających za miastem to bardzo ważne.
Alinko, 18:36
Bardzo dobrze Ciebie rozumiem. Piosenka tez piekna.
MałgopsiaW, Alina
też luty (za dwa dni), i wierzyć mi się nie chce, że to już 16 lat minęło. A o urodzinach też pamietam – 18 lutego.
Zgago,
możliwe, że tylko loty międzykontynentalne są traktowane szampanem. A w ogóle teraz za wszystko trzeba płacić, kiedyś było wliczone w cenę biletu.
Jeszcze rejsowe, międzykontynentalne loty stoją na jakim takim poziomie, ale czartery, wcale nie takie tanie, już za wszystko prawie każą sobie płacić.
Sprawdzę Air France już niedługo! Wybieram się w ciekawe (kulinarnie i nie tylko) miejsce na Ziemi i wszystko oczywiście sprawozdam. Przewodnikiem jak zwykle będzie autochton 😉
Alicjo chyba lecialas piersza klasa i podali Ci szampana. Nie przypominam sobie aby kiedys podano mi szampana w Air France.
Krystyno, golonkę maceruje w tym soku kilka dni i gotuję. Następna będzie w kiszonej kapuście, poleży ze 3 dni obracana 2 razy dziennie i do gara.
No nie…! Jak tutaj zachowac jako taka forme? Czytam, i co i rusz mam ochote na cos innego. A to kartoflanka, a to golonka taka czy owaka. Same pysznosci, a najbardziej kreca mnie nasze proste polskie potrawy. No i…. kartoflanka gotowa. Moje wnuki napewno sie tego „nie tkna”, ale babcia uwaza, ze powinny i.. ze to rzecz najpyszniejsza w swiecie, a wlasciwie ugotowana dla nich aby mogly poznac polskie smaki. Ale najbardziej na tym ucierpi figura babci…
Elap,
niestety, nigdy nie leciałam pierwszą klasą. Nie ta klasa 🙁
Jerzor prostuje, że ten szampan podali dlatego, że jakieś zawirowania były z lotami i to rodzaj przeprosin ze strony firmy. Możliwe, wszystkiego nie jestem w stanie spamiętać.
Haneczko, oczywiście zakonotowałam nie to, co chciałam. Dzięki Tobie wróciłam do poprzedniego wpisu i już wiem, że mam tsimać 4.III. No przecie cały czas mówię, żem ćwok sześćdziesięciosześciowy. 🙁 😉
Miodzio, od najprostszej kartoflanki się nie tyje, chyba, że to jest „wypasiona” kartoflanka. 😉
Babcia niech zabrania wnukom, że to nie dla nich i tylko dla dorosłych. Natychmiast wnuki się zainteresują 😉
Dzieci nie należy karmić łyżeczką, namawiać (za tatusia, za mamusię, za babcię i panią Wandzię…), przeciwnie wręcz, tak zwanych niejadków odganiać od stołu. Same przyjdą! Sprawdzone nawet w ekstremalnych przypadkach.
Alinko,
zerknij do skrzynki.
Nowy, sprawdzaj lotnisko we Frankfurcie, właśnie w radiu powiedzieli, że jednak kontrolerzy lotów lotniska kontynuują strajk. 🙁
Od 5 rano w niedzielę do czwartku.
Moja kartoflanka jest na zasmazce z maslem, a poniewaz nie mialam mleka, zastapilam je kwasna smietana. Jest pyszna, ale wypasiona – niestety.
Alcjo, moje wnuki to juz towarzystwo w wieku 11 i 12 lat! Wiedza lepiej…
Nowy, to wspaniale ze przyjezdzasz do europy. mamy przyjacielu podobne zainteresowania, no przynajmniej czesciowo. mam na mysli ryby. osobiscie za zlotymi nie przepadam, widzialem jedna taka dzis tutaj w nationalgalerii. i jezeli bedziesz chcial to odwdziecze sie nia tobie. ale zanim wsiadziesz do samolota i zamowisz szklaneczke rumu, podskocz do city, do moma. tam wisi karp na owalnym ciemno nibieskim polmisku. rozpoznasz go bez problemu, bo to co dookola niego sie toczy nie moze nie wpasc w oko. tam sa znaki: gwiazda, krzyz, strzaly oraz choragiewki. oprocz tego po bokach stoja dwie wazy z komicznymi kwiatkami. nie brakuje tam przecietej cytryny. rozowa strzalka wskazuje na cos co moze byc twrza, aczkolwiek jest w towarzystwie roslinek. to musi miec jakies przeznaczenie. kto wie, moze ta ryba nie ma byc ryba?
Nowy, to nie jest nic wielkiego. to tylko 46 x 64 cm. rame im zostaw. do opakowania nie przywiazuje zadnej wartosci. opakowanie szkodzi, tym bardziej ze w sypialni bym rybke powiesil. po naszemu nazywa sie to um den fisch i wyszlo spod pedzla paula klee.
z tego co pisza o tobie, to jestes niezawodny. chce byc podobnego zdania.
Zgago,
dziekuje bardzo, ja lece dopiero w piatek 2 marca, moze do tego czasu wszystko sie wyjasni.
Byc moze tez strajk pomogl mi kupic tani bilet – kupilem dopiero wczoraj wieczorem, a cena byla bardzo niska, jak na Lufthanse.
ogonek 🙂
Zrobie wszystko, zebys nie czul sie zawiedziony 🙂
kamien spadl mi z serca. w razie czego, no wiesz, gdyby cokolwiek nie poszlo jak po masle, to masz wikt i opierunek zapewniony. no ale patrzmy optymistycznie. gdybys w stolicy mial miedzyladowanie to odbiore przesylke na miejscu. moze bys i znalazl w takim przypadku czas na obejrzenie goldfisch. jak nie to udam sie pod wskazany adres
mam nadzieje ze nie podejrzewasz mnie o tak wyrafinowane zarty
smacznego rumu ponad chmurami
Miodzio,
Jesli ugotowalas kartoflanke, bo tu o niej wspomnialem, to sie ciesze. Jedzac nie zawracaj sobie glowy figura, bo odbierasz sobie przyjemnosc beztroskiego jedzenia.
Yurek,
dziękuję za wyjaśnienie. Sposób wart jest wypróbowania. A potem i tak dodam warzywa.
Emerycie,
emeryt to wolny człowiek, je co chce lub na co mu zdrowie pozwala. Rodziców słuchać nie musi i nawet może sobie sam ugotować. A jak mu się nie chce, to nic już nie musi. 🙂
ogonek,
Wszysko pojdzie gladko 🙂
Na wszelki wypadek juz teraz masz ode mnie nagrode pocieszenia http://www.moma.org/collection/provenance/provenance_object.php?object_id=79342
w takim razie biore sie do szukania gwozdzia i mlotka. miejsce w ktorym toto zawisnie juz tez upatrzylem.
Nowy, pewnie przypuszczasz jak sie ciesze 😆 😆 😆
Dobry wieczór Blogu!
dookoła ryby 😉
Niczego sobie.
Dziś szaro, pochmurno i ciepło, ale to nie powstrzymało nas przed 2-godzinną przebieżką na nartach w dolinie Lauterbrunnen i równie długim marszu nad jeziorem.
W dolinie były emocje, bo ze stromych, kilkusetmetrowych ścian leciały lawiny lodowe i spadochroniarze-nietoperze albo -wiewiórki, takie co latają i mają futro rozpostarte między kończynami jak spadochron. Lawiny w nas nie trafiły, spadochroniarze też nie, ale adrenaliny nie brakowało. Lawiny przynajmniej było słychać…
O, Nowy był szybszy, ale mój oleodruk ma lepsze kolory 😉
Mam nadzieję, że miłośnicy ryb i sztuki nie wezmą mi za złe paru uwag dotyczących wspomnianego dzieła. Skonfiskowane przez Trzecią Rzeszę tuż przed wojną, jako dzieło „degenerata” i wraz z innymi skradzionymi obrazami wystawione na sprzedaż przez galerię sztuki w Szwajcarii. Podstawionym przez MoMa kupcem był pan znany z zażyłych stosunków z „właścicielami” Kurt Valentin. Smutne ale prawdziwe.
Nie ryba, ale niebieskie okno z rybą porwane
Nemo, wydaje mi sie ze w orginale to az tak refleksyjnie nie wyglada. ale o tym po tym, jak przesylka dotrze do adresata
mam juz mlotek 😆
przestan mieszac Placek. gosc mieszkal i pacykowal w kraju w ktorym i ja teraz zyje. nie ma kraju w ktorym jest jak w raju. aczkolwiek jak patrzy sie na münchen hauptbahnhof II z 1911 to kto wie. jeszcze chwile i spadam. ma sie zaraz andy warholic
papa
Doczytałem wreszcie i mam co raz mniej do powiedzenia – wszystko już wyjaśnione, nawet zawiłości frankfurckiego strajku personelu na tym tam lotnisku.
Wiosnę ze środowego klangoru żurawi potwierdzam i wzmacniam dzisiejszym dniem, co to się prezentował sucho i słonecznie tak, że zainaugurowałem sezon ogrodniczy siejąc wapno.
Dobry czas i ten, bo zalecają na jesień, ale popada jeszcze i powsiąka to wszystko jak należy.
Obraz Paule Klee został skonfiskowany przez Niemców w galerii w Dreźnie i wystawiony na aukcji w Lucernie. Niemcy potrzebowali dewiz, więc sprzedawali tę „zdegenerowaną” sztukę za pośrednictwem kilku autoryzowanych przez III Rzeszę żydowskich dealerów. Dzieła sztuki były konfiskowane w galeriach i muzeach niemieckich i austriackich.
Ten rzeczony obraz kupił amerykański Żyd Curt Valentin pochodzący z Niemiec, który pośredniczył w sprzedaży wielu dzieł sztuki „zdegenerowanej” i miał swoją galerię sztuki w Nowym Jorku oraz bardzo dobre stosunki z nazistami.
Niektóre muzea wiedząc o pochodzeniu dzieł powstrzymały się od udziału w aukcji, ale nie MoMa, troszcząca się tylko o utrzymanie w tajemnicy swojego udziału. A więc obraz kupił Valentin do swojej galerii w Nowym Jorku, a Moma nabyła go od niego dwa miesiące później.
Proweniencja obrazu jest wstydliwa i smutna, ale jak się pomyśli o pewnym marcowym dniu 1939, gdy w Berlinie spalono 4000 dzieł sztuki, które nie podobały się Hitlerowi…
Wiosna tuż tuż
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/DzisiejszaWiosna?authkey=Gv1sRgCIaUvZ7upqyRKg#5713141598895874962
nie, nic a nic
nie, nie żałuję niczego
ani dobra, które mi uczyniono
ani zła, już jest mi wszystko jedno
nie, nic a nic
nie, nie żałuję niczego
to spłacone, zamiecione, zapomniane
nie obchodzi mnie przeszłość
rozpaliłam ogień
moimi wspomnieniami
moje troski, moje przyjemności
już ich nie potrzebuję
wymiecione miłości
i drżenie ich głosu
wymiecione na zawsze
zaczynam znów od zera
nie, nic a nic
nie, nie żałuję niczego
ani dobra, które mi uczyniono
ani zła, już jest mi wszystko jedno
nie, nic a nic
nie, nie żałuję niczego
bo moje życie, moje radości
dziś zaczynają się od ciebie
http://www.youtube.com/watch?v=JKPvx38D4GM&feature=fvwrel
Jean-Paul Sartre
Człowiek jest samotny, pozostawiony samemu sobie.
Za wcześnie, kwiatku, za wcześnie.
Jeszcze północ chłodem dmucha…”
Dobry wieczór. Nucę sobie „Czy mnie jeszcze pamiętasz?” i wpadłam się przywitać, oblizać na Brzuchowe inicjatywy i ślady przedwiośnia przysyłane coraz liczniej. Młoda mówi, że w Świnoujściu wiosna całą gębą, różne kwiatki oprócz przebiśniegów już wychynęły w ogródkach i ptaki się kokoszą jakby to maj był. Ryba z Matrosem poszli na koncert Aloszy Awdiejewa i wyszli obolali ze śmiechu, a potem w podziwie patrzyli, jak spora część wielkiej widowni stała w karnych ogonach aby zakupić płytę za 100 złp.
Ogonku – Odmawiam wykonania Twego rozkazu. Jawohl niet 🙂
Pyro… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=WxbszhEgn-c
Placku, Nemo,
Dzieki za historie, ktorej nie znalem.
A u mnie po pierwsze przebiśniegi.
Po drugie, narwali bzu, natargali – no, nie bzu, ale gałązki forsycji, i już od trzech dni w wazonie, pewnie jutro rozkwitną.
Po trzecie, Placku,
to nie było niebieskie okno, ale łagodne oko błękitu 😉
Po czwarte,
zdrowie wszystkich niezdrowych na ciele oraz na umyśle. Jak kto się czuje, o!
Alicjo – Tak, ale tylko w Weronie oko znajduje się nad domem i gwiazdę zrzuca ze szczytu 🙂
Jeśli wieczorem nie będzie pochmurno, spójrz na księżyc, Weronę Jupiter – „coś” zobaczysz.
Już niedługo serowa olimpiada. Nie wiem kto reprezentuje Polskę. Ktoś 🙂
Placek Placek wystaw rogi
dam ci sera na pierogi
jak nie sera to kapusty
od pietruszki bedziesz tlustszy
Alicjo, szkoda watroby za moje zdrowie. ten typ tak ma i nic juz go nie zmieni. no bo i po co i po jakiego diabla?
szanuj watrobe 😆
a co z tlumaczeniem? czyzby cenzura nie pozwalala na publikacje?
tylu tu anglistow i nikt nie polakomil sie na taki kasek? 😆
Placku,
mam nadzieję, że nie będzie chmur, bo patrzę i zapatruję się od paru dni.
Werona? Werona jakieś 40 km. ode mnie, bywam tam nawet często, ale TYCH domów tam już nie ma. Jedynie rozwalone bramy do ogrodów 🙁
Ogonku,
jam ani polonistka, ani anglistka bynajmniej, niech tłumaczą lepsi. Poza tym nie miałam dzisiaj czasu. Swojej wątroby nie oszczędzam – po jaką cholerę?
Życie trzeba przeżywać z przyjemnością, czyż nie?
Kresko… ja też nie, nie żałuje niczego!!!
Posłuchałam Awdiejewa na Tubce, ale jak wszędzie, gdzie posługuje się żywym słowem, a tu trzeszczy, przerywa, jąka się – no, nie daje rady słuchać. Z wyjątkiem żydowskiej, nostalgicznej piosenki „Gdzie jest mój Homel”. Alkoholowe piosnki i dowcipy w większej ilości nie są zabawne – no i nie każda na głos Aloszy. Przeszarżowane, przestylizowane, smutno mi się zrobiło, bo po zachwytach Ryby…Siedzę na kanapie i mam za złe. Młodsza co i raz mówi, że ze mną trudno wytrzymać – nawet kiedy nic nie mówię.
Oj tam, oj tam, Pyro…
młodzieżą się przejmujesz?! Niech się zastanowią, kto z nimi wytrzyma kiedyś tam, jak będą w słusznym wieku 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=sywhWiRy-pw
Dobranoc 🙂
dzień dobry …
Nowy zobaczę jak się w kwietniu przechadza wiosna w Kazimierzu i może drogi nas poprowadzą na chwilkę do Nałęczowa … 🙂
za oknem zrobiło się biało ..
fajnej niedzieli … 😀
dzisiaj obejrzałam program w tvn o tym miejscu …
http://drumlin.pl/289/0/Gosciniec-Drumlin/
bardzo fajny pomysł na życie .. mają kozy i robią własne sery wędzone … 🙂 … trochę daleko ale miejsce do życia jak w bajce …
Poczta głosowa dziadka i babci
Dzień dobry! Obecnie nie mamy możliwości odebrać telefonu. Proszę
zostawić wiadomość po sygnale.
– Jeżeli jesteś jednym z naszych dzieci, naciśnij 1
– Jeżeli chcecie by popilnować dzieci, naciśnij 2
– Jeżeli chcesz pożyczyć samochód, naciśnij 3
– Jeżeli chcesz by wam zrobić pranie i prasowanie, naciśnij 4
– Jeżeli chcesz by wnuki spały u nas, naciśnij 5
– Jeżeli chcesz byśmy odebrali dzieci ze szkoły, naciśnij 6
– Jeżeli chcesz byśmy Wam przygotowali i przywieźli niedzielny
obiad, naciśnij 7
– Jeżeli chcecie zjeść u nas, naciśnij 8
– Jeżeli potrzebujesz forsy, naciśnij 9
– Jeżeli nas chcecie zaprosić do restauracji na kolację albo do
teatru, zacznij mówić, słuchamy!
Dzien dobry
Haneczko,
A tam zaraz niepocieszona :), dla takich emocji warto bylo. Wygrali lepsi!
Atmosfera na stadionie cudowna, piknikowa niemalze. Sport jest cudny i kibice wspaniali.
Po wczorajszych spiewach dzisiaj pisemnie bedziemy sie w domu porozumiewac.
Zgago,
tsimanie nie pomoglo bo nie w tej intencji bylo proszone :)!
Alicjo,
czytanie w samolocie mnie uspokaja – nie lubie latania zbytnio.
Dzień dobry – u nas ślicznie, słonecznie, wiosennie.
Nie mam kóz – mam dwa kozie sery w lodówce (Młoda lubi i kupuje); pomysł na życie miałam zawsze, tylko nie zawsze potrafiłam go zrealizować. Teraz już nawet nie próbuję, bo jakoś zleniwiałam. Gromadzę za to po staremu mnóstwo okruchów wiedzy nikomu, do niczego niepotrzebnej. Ot – łapią się mnie, jak rzepy. Mamy jeszcze od wczoraj b.dobry obiad – zrazy wołowe, bite duszone w sosie z ogórkami – wyszło tak, że palce lizać, do tego ryż brunatny i jarzyna, na deser lody bakaliowe z mixem – przecierem owoców jagodowych , wzbogaconych przygarścią malin z nalewu i czapeczką kremu. Takie to pożyją, a nie schudną.
Przechodząc mimo, sprawdzam pocztę o 4 nad ranem, a tam dziecko coś o najstarszym dębie w Polsce (Bolesław, w Lesie Kołobrzeskim).
Natentychmiast przypomniał mi się nasz Pierwszy Zjazd Łasuchów w Kórniku, park w Rogalinie, a narobiłam wtedy sporo zdjęć dębów rogalińskich. Podesłałam dziecku. Nawiasem mówiąc, byliśmy wtedy w Polsce całą rodzinną bandą, Młodzi przebywali we Wrocławiu u Młodego Alsy, a myśmy się szlajali po Kórniku.
Przy okazji przyplątało mi się takie zdjęcie 🙂
http://alicja.dyns.cx/news/img_2503.jpg
A w ogóle to muszę jakoś opracować te zdjęcia, były opracowane, podpisane i gdzieś tam są na dyskach, ale gdzie?!
Jolly,
no właśnie. Mnie nie uspokaja i nawet już nie zabieram książki do czytania w samolocie. Ja pilnuję pilota 😉
O, to mi dziecko podesłało.
http://pl.wikipedia.org/wiki/D%C4%85b_Boles%C5%82aw
Idę dospać.
Alicjo,
pilnowanie pilota cudne :)!
Dzień dobry Blogu!
Pochmurno, deszczyk…
Nie wiem, czy kogoś to jeszcze interesuje, ale aukcja w galerii Fischera w Lucernie, na której sprzedano tego „karpia” od Paula Klee, odbyła się 30 czerwca 1939. Sprzedawano dzieła takich malarzy jak Braque, Chagall, Gauguin, Klee, Matisse, Modigliani i Mondrian oraz obrazy niemieckich i austriackich ekspresjonistów jak Otto Dix, Ernst Ludwig Kirchner, Oskar Kokoschka, Franz Marc, Max Pechstein i Emil Nolde.
Jak pokręcone to były czasy pokazuje historia tego ostatniego malarza.
Emil Nolde w pierwszych latach III Rzeszy był zdeklarowanym antysemitą i głosicielem wyższości „sztuki germańskiej”, został nawet członkiem duńskiej sekcji NSDAP. Domagał się zakazu handlu dziełami sztuki francuskich impresjonistów, kubistów, surrealistów i prymitywistów.
Jakież było jego zdumienie, gdy władze hitlerowskie zaliczyły jego samego do grona twórców ?sztuki zdegenerowanej?. Władze skonfiskowały ponad tysiąc dzieł Noldego, z czego część została sprzedana za granicę, a reszta zniszczona. Od 1941 został objęty zakazem tworzenia…
W 1937 Obrazy Noldego z cyklu „Życie Chrystusa” stały się obiektem centralnym wystawy „Sztuka zdegenerowana” w Monachium…
A propos łączenia sera i ryb, to moje dzisiejsze śniadanie składało się m.in. z chleba posmarowanego serkiem Philadelphia, a na to plasterek wędzonego szkockiego łososia i szczypta koperku.
Znakomitą przystawką są plasterki wędzonego łososia posmarowanego twarożkiem z chrzanem np. Cantadou.
Na obiad brukselka, udko kurczacze w sosie tandoori i ryż basmati.
Tego łososia z chrzanowym twarożkiem należy zwinąć w zgrabne ruloniki.
Interesuje, Nemo, interesuje. Zbiory sztuki z ZSRR też niejedną tajemnicę kryją, a najbardziej radowała mnie kiedyś audycja RWE, w której opowiadano o wielkiej, reprezentacyjnej wystawie „Z muzeów Leningradu i Moskwy. Wielcy twórcy. Lata to były chyba późne, sześćdziesiąte albo początek siódmej dekady, a wystawa była w Paryżu. Została otwarta z wielkim hukiem jednego dnia, a po 2 dniach cichutko zwinięta i mostem powietrznym odleciała pospiesznie „w radinu”. Otóż następnego dnia po wernisażu zaczął się pochód prawników i policjantów z żądaniem obłożenia aresztem tego czy innego dzieła, gdyż zostało zrabowane prawowitym właścicielom, na co są dowody. Zgłaszali się przede wszystkim ludzie z „białej emigracji” albo ich następcy (już z obywatelstwem innego kraju) Niemcy, Austriacy itp. Polacy roszczeń nie zgłaszali mimo, że na niektórych rzeźbach były sygnatury Czartoryskich i Sapiehów. Francuzi byli między młotem i kowadłem – nie mogli aresztować wystawy nuklearnego mocarstwa, z dawna uzgodnionej i głośnej i nie mogli zlekceważyć własnych, obrabowanych obywateli albo sąsiadów. Poradzili ambasadzie „ucieczkę” wystawy i dali na to 2 doby.
Swego czasu dekretem Lenina znacjonalizowano wiele prywatnych rosyjskich kolekcji, większość dzieł trafiła do zbiorów państwowych, część sprzedano za granicę (znowu te dewizy!) i teraz np. ponad 100 dzieł francuskich impresjonistów od Moneta do Picas-sa jest ozdobą znanych zachodnich muzeów.
Kiedy w 1993 roku w Centrum Pompidou odbywała się wystawa dzieł Matisse’a, wypożyczono na nią 25 obrazów ze zbiorów Ermitażu i Muzeum Puszkina w Moskwie. Irina Szczukina, córka byłego właściciela, który wyemigrował w czasie rewolucji, a jego zbiory upaństwowiono, zażądała od wystawców aresztowania tych obrazów i wytoczyła proces o ich zwrot jako prawowitej spadkobierczyni. Zmarła dwa lata później obrazów nie odzyskawszy.
Losy wielu dzieł sztuki kradzionych, nacjonalizowanych, rabowanych w czasie wojny są niekiedy dobrze znane, ale rozwikłanie ich wcale nie jest takie proste, jakby się zdawało 🙁
Nolde odwołał się do Goebbelsa, z pozytywnym, o dziwo, skutkiem. Jego prace były prezentowane rok później na wystawie sztuki niemieckiej w Londynie. W 1941 był już na indeksie, z zakazem malowania.
Ale schował się, malował akwarelki do szuflady i jakoś robie poradził. Po wojnie mu wszystko wybaczono, bo przecież był ofiarą 😛 A malował ładnie. Byłam na jego wystawie w Berlinie. Bardzo radosna kolorystyka.
Ja uwielbiam latać! Co prawda zwykle latam na krótkie dystanse, po Europie. Dłuższe trasy zdarzają mi się rzadko. Najdłużej leciałam już prawie dwa lata temu z Szanghaju do Paryża i faktycznie bardzo na takie okazje polecam Air France. A sposób na przetrwanie tyh 12 godzin 20 minut znalazłam sobie taki:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2010/05/19/oblicza-chopina-w-pekinie/#comment-66224
W Krakowie był jego Jan Chrzciciel i kwiatki. Jedno i drugie bardzo dobre. Jak można nazywać kwiaty martwą naturą 👿
Dzień dobry,
Ale tu dzisiaj ciekawie! O „karpiu” zaczęło się bo wisi on sobie na jednej z muzealnych ścian i stąd jest znany. Strach pomyśleć jednak co mogą kryć prywatne mieszkania ulokowane np. przy nowojorskiej Park Ave., Piątej Ave., wokół Central Park lub inne tego typu rozsiane po całym świecie. To co sam widziałem przerosło moje poprzednie wyobrażenia. Trudno znać historię każdego obrazu lub rzeźby, nawet dla historyka sztuki, a co dopiero dla mnie, tym niemniej już same nazwiska, z których część wymienialiście już wyżej, mogą spowodować zawrót głowy. Jeśli jednak któreś z tych dzieł okryte jest tajemnicą, która ma nią pozostać, pewnie jeszcze bardzo długo nią pozostanie. Do tych kolekcji nikt nie ma dostępu.
Dzisiaj piękna pogoda, zaraz wyruszam z domu, może spotkam gdzieś nieśmiałą jeszcze wiosnę. Miłego dnia 🙂
Doroto,
otóż to! Słuchając muzyki (mocno niepoważnej), nadal pilnuję pilota 😎
Żeby z trasy nie zboczył albo bliżej niesprecyzowane co 🙄
Nisia też uwielbia latać, i to wszystkim, byle latało 🙄
http://alicja.dyns.cx/news/Pozdrawiam_z_Orki.JPG
W powieści Siegfrieda Lenza „Deutschstunde” (Lekcja języka niemieckiego) występuje objęty zakazem malowania malarz Max Ludwig Nansen wzorowany na postaci Emila Nolde.
Główny bohater powieści Siggi Jepsen siedzi w poprawczaku i (właściwie za karę, bo najpierw oddał pustą kartkę) zostaje po lekcjach i pisze wypracowanie z niemieckiego na temat „Radości obowiązku”. Opisuje w nim swoje dzieciństwo i ojca posterunkowego, który w 1943 otrzymuje rozkaz dopilnowania, aby malarz Nansen faktycznie nie malował, próby zmuszenia chłopca do szpiegowania artysty, jego przyjaźń z malarzem i pomoc w ukrywaniu dzieł, za co w końcu trafia do poprawczaka pod zarzutem ich kradzieży…
Fajna powieść.
Czy można mieć pretensje do MoMA, że zakupiła tego „karpia”?
Komu stała się krzywda?
Klee sprzedał obraz, więc nie ucierpiał. Straciło miasto Drezno, bo to z jego galerii legalne władze niemieckie usunęły 498 dzieł sztuki, niegodnych, by je oglądali moralnie zdrowi Niemcy. Stracili „niemoralni” wrażliwcy i wielbiciele niemieccy, zyskali Amerykanie, a za nimi cały świat, jeśli wybierze się do MoMA.
Lub za jakiś czas do… Ogonka 😉
A gdyby obraz został w Dreźnie, w lutym 1945…
Alicja pokazała nam dąb Bolesław , najstarszy w Polsce. Słynny Bartek może być od niego starszy, ale z powodu pustego pnia nie można ustalić jego wieku. Jest chyba jednym z najokazalszych dębów, choć z opisu wynika, że kiedyś był o wiele bardziej okazały.
http://pl.wikipedia.org/wiki/D%C4%85b_Bartek
Znalazłam taki sznureczek (korzystając z któregoś z powyższych):
http://czaswina.blogspot.com/2011/10/gus-gus-czyli-jak-to-sie-robi-w_11.html
Oczywiście tam nie o winie, ale o muzyce, akurat rozmawiałam z Sindrim, więc mu powiedziałam, na co trafiłam.
Ciekawy wywiad na CNN ze Zbigniewem Brzezińskim.
a na typ inf pokazali stary film z września 1939 zmontowany ze zdjęć zrobionych przez niemieckich pilotów latających nad Warszawą .. oryginały są w amerykańskich zbiorach archiwalnych .. robi wrażenie zwłaszcza zabudowa teraźniejszego pl. Defilad i miejsca gdzie potem było Getto .. można też zobaczyć jak dokładnie gdzie tylko się dało odtworzono ulice po wojnie ..
Ta trąbka zamilkła dziś na zawsze.
Skomniejsze z pewnością niż w MoMa, ale też ciekawe zbiory klasycznej moderny są w w tutejszym Sprengelmuseum. To muzeum niedawno też dogoniła historia i jeden z kotów Franza Marc´a powędrował za ocean.
Ale istnieją też i inne wypadki, takie jak ten w Berlinie, gdzie żydowski emigrant Berggruen przekazał cały swój zbiór miastu. Kolekcja została umieszczona godnie, moim zdaniem, w budynku naprzeciw zamku Charlottenburg. Chciałem to sobie zobaczyć jesienią, jak odwiedziłem Dorotę, bo mieszka tam o parę kroków, niestety, rozpoczęto akurat remont.
Drezno, zbiory i wojna.
Zostawię sobie może na potem.
Bardzo podoba mi się pomysł Ogonka, aby przywozić z podróży pamiątki na życzenie. Zawsze lepszy karp podpisany Klee niż muszelka z Międzyzdrojów, bo tych pewnie Ogonek ma od groma i ciut, ciut.
Ale jak tak pomyśleć nad atrakcyjnością tego karpia w takim średnio-statystycznym odbiorze to sądzę że długo by leżakował na straganach z pamiątkami typu: ciupaga z napisem Krynica Morska, termometrami z Giżycka czy latarniami morskimi z Zakopanego.
Chyba że byłby pamiątką z Karpacza.
Jolinku, witaj! 🙂
Pan Kazimierz pytał o Ciebie.
Czeka w kwietniu!
Sie masz Antek,
Czyzbys takze byl milosnikiem tego miasteczka?
To dla Jolinka i wszystkich wrazliwych na to, co ladne
http://www.youtube.com/watch?v=5omeceCVMJ0
Naprawdę godny przypomnienia udział żydowskiego emigranta w tym przypadku: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_%C5%9Bw._Micha%C5%82a_w_Hildesheim to onwyłożył pierwsze środki aby zabezpieczać ruiny tego zabytku ze światowej listy.
W tym kościele jest imponujący sufit z malowanego drewna z 14 w., zachowany do dziś w ok. 80 %.
W nocy na 25 marca 1945 centurm Hildesheimu zostało zniszczone doszczętnie, miasto bardzo bogate we wprost wzorcową romanikę, której ślady można znaleźć daleko na wschód. Mimo to, główne skarby, jak ten sufit, ale i odlewy z brązu z ottonowskich czasów, skarby kościelne, diecezjalne się uchowały, bo zawczasu zdeponowano je w bezpiecznych miejscach. W Hildesheimie były to rozległe piwnice w głębokiej skale pod starówką.
W Dreźnie na szczęście, też zadbano za wczasu tak, że skarby Galerii, precjoza z Grünes Gewölbe, z Kupferstichkabinett możemy oglądać i dziś, bo zadeponowano je w bezpiecznych miejscach.
Czego nie zobaczymy, to te okazy, które były w posiadaniu ludzi prywatnych, których domy całkowicie były narażone wojnie. Tu niema żadnej ewidencji.
Jeśli pozwolicie, to napiszę coś jeszcze.
A Kazimierz Dolny, jeśli pozwolę sobie zauważyć, to od dwudziestuparulat jest moim miastem o tyle, że pędzony ongi chęcią zobaczenia owegoż tak mi się poplątało, że zapętałem się na szczęśliwy koniec końców w ramiona mojej LEPSZEJ POŁOWY, przytaczanej tu czasem małym respektem jako LP.
Klimaty które wstawiacie znam więc dość dobrze.
Minął nietypowy tydzień i mogę wrócić do programowego lenistwa. Nie na długo – powiedzmy, następny tydzień na luzie zupełnym. Czekają nowe lektury, pogaduchy na blogu, trawniki Radzia i planowanie skromniutkich świąt. Skromniutkich zaś dlatego, że jednoosobowych. Dziecko, jak zwykle na Ornak się wybiera, Synuś z rodziną też gdzieś się przemieszczają, Matros pływa, bo to pierwsza połowa miesiąca i Pyra może jeść, co chce, nie jeść albo jeść wtedy, kiedy ma ochotę Nie muszę udawać, że nie ma świąt ale mogę je urządzać na wariackich papierach. Nie mam nic przeciwko.
Siemasz Nowy!
Miłośnik, może to zbyt duże słowo, lubię je za to że jest inne niż wiele, nawet i większych, choć podobnej historii ale teraz szarych, brzydkich, zapaskudzonych, zaniedbanych i smutnych miast i miasteczek.
Miał Kazimierz po prostu szczęście, a ile daje miejsca na rower!
Choć i u niego są zgrzyty, pamiętam na Krakowskiej ma dach z blachodachówki. NIEBIESKI!!!
Pepe, wybacz, ale w początkach czytania Twoich wpisów, rozczytywałem LP jako Long Play, czyli rozumiałem że długogrająca….jak zacznie mówić to…. 😉
Wybacz Pepe, wybacz LP !!
Wybaczcie! 🙂
Oglądnęłam film „Long way back”, po polsku „Długi marsz”.
Omijam kino, ale tym razem, niech ta, polski akcent. Całkiem niezły film, przerysowany tu i tam, jak to u Amerykanów.
Trochę ze „Wzgórze błękitnego snu” Neverlego, trochę ze wspomnień Jerzego Krzysztonia, którego akuratnie po raz któryś czytałam niedawno („Wielbłąd na stepie”, „Krzyż południa”).
A propos Klee, u nas też ryba. Tym razem w sosie ananasowo-cytrynowym. Szkoda, że brak kaktusa, byłoby ciekawiej. Za rybę robi sum, czyli catfish w obecności hiszpańskiej papryki wędzonej. Sauvignon blanc.
Znowu afera, tym razem sól 👿
http://fakty.interia.pl/polska/news/gigantyczna-afera-w-branzy-spozywczej,1764482
Antku, niema sprawy!
Ona tak też potrafi, że gada i gada…
Mimo to: Nie oddałbym!
(chyba, że sama by poszła, ale wtedy i tak…)
Pepegor – wiele zabytków ocalało dzięki indywidualnym, oddanym ludziom (vide nasza panorama Racławicka).
Małgosiu W. – i dlatego tylko kiedy sama zrobisz (albo zakład, do którego masz zaufanie od dawna) będziesz wiedziała, co zjadasz.
O soli to było też w tym filmie, co to oglądałam. Woda wodą, ale sól, sól musi być!!!
Pepegor 23.03
kochany jestes….
O licho…pociąg się wykoleił…
Miodzio, też powiesz żem kochany? Ewa też gada i nie oddam za skarby świata?
Mój Szwagier, oczajdusza kochany i pantoflarz z upodobania, jęczał zatykając dłońmi uszy „A ona znowu nadaje, jak Wolna Europa”. Niestety – co najmniej raz w tygodniu sam prowokował taką „audycję”. Trzeba było do domu wracać, kiedy już nieco procenty spadły.
Cichal,
jasne, ze kochany jestes nadzwyczaj, zapytaj Ewe..
Super babka i wie napewno!
Nie mamy Oscara 🙁
Nemo,
Co do „karpia” masz rację, wszyscy możemy obejrzeć, ale co się stało z pozostałymi 497 obrazami?
Zupełnie z innej beczki – od dosyć dawna planuję zrobić specjalną wycieczkę po Long Island z aparatem i cyknąć kilkanaście zdjęć tutejszych kościołów. Wydaje mi się, że mają jakiś swoisty, bardzo amerykański urok. Są inne od tych do jakich przywykliśmy, czyli do bardzo bogatych kościołów biednych ludzi. Tutaj jest odwrotnie – to biedne kościółki bogatych ludzi, ale każdy inny, a trzeba dodać, że jeśli tutaj coś ma więcej niż sto lat uchodzi za zabytek niemal klasy zero.
Niestety pomysłu w pełni nigdy nie udało mi się zrealizować, pozbierałem więc co miałem i dzisiaj wrzucam. Niewiele tego, ale zawsze coś.
https://picasaweb.google.com/takrzy/KoscioYLuty2012#slideshow/5713665268536262850
Dobranoc 🙂
PS
Skleroza!
Wśród tych kilku kościołów jest także polski kościół w Riverhead – łatwo poznać, bo najbardziej okazały.
To jeszcze raz ja,
Spojrzałem na początek komentarzy – po długiej nieobecności pojawiła się Jotka.
Nie lubię gdy ktoś znika na tak długo.
dzień dobry …
może jakiś zjazd zrobić w Kazimierzu .. jest tu Irek, który poleca kawę w Cafe Faktoria i herbatę u Dziwisza .. Kazimierz ma też taką zaletę, że niedaleko od Warszawy …
antku jak miło, że czeka … 🙂 .. pepegor super miejsce do wspomnień romantycznych … 🙂
Zuzanno dobre rozwiązanie dla nowoczesnych dziadków … 🙂
Grażyno mamy nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze …
Leno napisz jak Twoje zdrowie .. buziaki …
Nowy widzisz jak tu się akcja rozwija .. jeden obraz a tyle przy tym się można dowiedzieć, że ho ho…
Proszę mnie dopisać do Klubu Miłośników Kazimierza nad … 😆
Dawno juz tam nie byłam 🙁
Jolinku 🙂