Tak rodziła się kuchnia meksykańska
Pieczona papryka z pestkami to danie bezpieczne, niekontrowersyjne
Lubię kuchnię meksykańską. Sam czasem przyrządzam i podaję gościom indyka w sosie czekoladowym na ostro. To klasyczne danie tamtej kuchni. A wykluwała się ona w czasach gdy to konkwistadorzy z Hiszpanii i Portugalii wycinali ogniem i mieczem indiańskie plemiona starając się nagrabić jak najwięcej złota i innych cenności. A gotowały im na ogół kobiety indiańskie. Z tej mieszanki indiańsko-hiszpańskiej powstała kuchnia dzisiejszego Meksyku. Pięknie o tym pisze Susana Osorio-Mrożek w swej „Książce niekucharskiej”: W 1535 roku przybył do Nowej Hiszpanii pierwszy wicekról, Don Antonio de Mendoza. Wraz z dworem przybyły z Hiszpanii także kobiety, zawodowi kucharze oraz mody. Jednak nadal gotowaniem zajmowały się przede wszystkim Indianki, Metyski i Mulatki, dodając meksykańskie składniki do hiszpańskich przepisów – kukurydzę i chayotes do potraw z mięsa i jarzyn, chili do kiełbas, pomidory do ryżu, meksykańskie owoce i wanilię do deserów – a dania indiańskie urozmaicały po hiszpańsku. Kucharki przyrządzające potrawy na targowiskach, które musiały zadowolić bardzo zróżnicowaną klientelę – Indian, Metysów, Mulatów oraz podróżujących Hiszpanów, spopularyzowały dania metyskie, jak na przykład tacos z mięsem lub ąuesadillas z sosem z chili, dania uznane później za typowo meksykańskie. W pierwszych gospodach powstałych w mieście Meksyku w 1525 roku serwowano kuchnię hiszpańską: chleb, wino i mięsa oraz metyską: indyki, kukurydzę i tortille.
W 1538 roku, siedemnaście lat po zdobyciu stolicy azteckiej Tenochtitlan, wicekról Hernan Cortes – utytułowany już także markizem doliny Oaxaca – a także Trybunał Królewski i konkwistadorzy, hucznie uczcili podpisanie traktatów między Hiszpanią a Francją. Uroczystości trwały wiele dni, odbywały się turnieje, zawody, corridy, defilady i przedstawienia. Na Plaża Mayor wzniesiono dwie olbrzymie dekoracje: meksykański las z żywymi zwierzętami i drzewami oraz miasto Rodos z murami warownymi, wieżami i blankami. Przedstawiono wiele spektakli o tematyce wojennej (spotkanie dzikich z Murzynami przy okazji polowania na prawdziwe lwy i tygrysy, bitwa morska na jeziorze, walka chrześcijan z Turkami), a widzom rozdawano słodycze i przekąski. Hernan Cortes oraz najznamienitsza szlachta urządzali wystawne przyjęcia. Jedno z nich wydane było dla ponad trzystu kawalerów i ponad dwustu dam – prawdziwa średniowieczna biesiada z elementami meksykańskimi. Bernal Diaz, tak opowiada o uczcie: „Na początku były dwojakiego albo trojakiego rodzaju sałaty, potem koźlątka i szynki z tłustością, pieczone na modłę genueńską, potem pasztety z przepiórek i gołębi oraz kapłony i pulardy, potem galaretki i paszteciki, potem kołacz królewski, potem kurczęta i kuropatwy oraz przepiórki w marynacie. Dwakroć zmieniano obrusy, pozostawiając spodnie obrusy z odpowiednimi serwetami. Potem przyniesiono rozmaite ptaki i zwierzynę w cieście, tego nie jedzono ani też wielu poprzednich potraw; następnie inne zawijańce z ryb i również mało z tego jedzono; po tym wniesiono pieczyste, wołowinę i wieprzowinę z kapustą, rzepą i grochem; również nic się z tego nie jadło. Między tymi daniami na stołach pojawiały się najrozmaitsze owoce, aby wzniecić apetyt, a zaraz potem wniesiono kury pieczone w całości, z dziobami i nogami srebrzonymi; po czym kaczki i gęsi całe, z dziobami złoconymi, a zaraz po tym głowy wieprzowe i zwierząt łownych i całe cielęta.
Towarzyszyły temu przy każdym honorowym krańcu stołu śpiewy i trąby, i przeróżne instrumenty, harfy, wiole, flety, oboje, fagoty, zwłaszcza rozbrzmiewała muzyka, kiedy służebni podawali paniom, które brały udział w wieczerzy – a niewiele ich było – czarki i liczne złocone puchary, jeden z miodem korzennym, inne z winem, inne z wodą, inne z kakao, inne z winem różowym. Prócz tego podawano najdostojniejszym paniom olbrzymie pasztety, z jednego wybiegły dwa żywe króliki, z innego króliczka, inne były pełne przepiórek, gołębi oraz różnego żywego ptactwa; postawiono je równocześnie za stołem i podniesiono przykrywy, króliki rozbiegły się po stole, przepiórki i ptactwo uleciały. Nie mówiłem o oliwkach, rzodkwiach, serach i kardach oraz o innych płodach ziemi; wystarczy rzec, że całe stoły były ich pełne. A wszystko podawano na wielkich półmiskach ze złota i srebra.”
Meksykańskie przyjęcia do dziś słyną z przepychu i wielkiej obfitości. A niektore dania wywodzą się właśnie z tamtej epoki.
Komentarze
Pierwsza!
Dzień dobry Blogu!
Dzień senny jakiś dzisiaj, pada śnieg z deszczem, zapowiedziano śnieg do samego „dołu”…
Ech, ten Diaz 🙄
Ufam jego opisowi uczty tak samo, jak umiejętności postrzegania liczby dam 😉 Przyjęcie było „dla ponad trzystu kawalerów i ponad dwustu dam”, ale tym drugim chyba się zrobiło niedobrze i sobie poszły, bo sprawozdaje, że „służebni
podawali paniom, które brały udział w wieczerzy ? a niewiele ich było…” 🙄
Indianki pragmatyczne, jak to kobiety. Tu okupant plemiona indiańskie ogniem i mieczem razi, a one zaraz do jego kuchni i dawaj gotować, i metysów rodzić…
I tak się kręci świat od zarania…
Oj Nemo, czepiasz się jak zwykle!! 😉
Jest wyraźnie napisane że na przyjęciu było:
kawalerów ponad trzystu
dam ponad dwieście
niewielka ilość pań
oraz niezidentyfikowana ilość pań najdostojniejszych.
Weź ołówek i podlicz, zgodzi się…
A damy, jak to damy, nie jadły nic, piły tylko niegazowaną wodę, ewentualnie poskubały złoconego dzioba.
Dzień dobry!
Słońce świeci, – 4 stopnie C, pięknie jest!
Antku, 😆
Masz rację, już przestaję 😉
Mgła, świata nie widać, to i króliczka oraz dwa żywe króliki na stole oraz polatujące nad nim przepiórki pobudzają wyobraźnię 🙄
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Słońce świeci. -11 stopni C, pięknie jest!
W nocy było przy gruncie -20 …
Ucho mnie boli, a mój doktor osobisty na Kanarach.
To ucho chyba z zazdrości…
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
U mnie, jak zwykle, już po obiedzie. Był ryż basmati, łosoś na białym winie i śmietance, szpinak z czosnkiem. Wypróbowałam moje kim-chi. Ma potencjał uzależniający, ale tylko mnie. Osobisty wzdraga się przed spróbowaniem 🙄
Kresko,
zrób okład z cebuli. Serio.
Cebulę utrzeć na tarce, miazgę umieścić na miękkiej szmatce (chusteczce do nosa, małej ściereczce), szmatkę złożyć tak, by warstwa cebuli była w środku, przyłożyć do bolącego ucha, przykryć czymś ciepłym (ręcznikiem, szalikiem), położyć się na boku bolącym uchem do góry, leżeć spokojnie i myśleć pozytywnie, tak z pół godziny albo dłużej, a najlepiej zasnąć 🙂 Jeśli przyczyną jest początkujące zapalenie ucha środkowego, to ta cebula na pewno pomoże.
Witałam się rankiem pod poprzednim wpisem. Wzory meksykańskie, uczucia meksykańskie i uczty z tegoż kraju, odznaczają się pewnym nadmiarem, jak na mój gust. U nas okres baroku to też w jeleniu dzik, w dziku sarna, w sarnie zające, a dalej „ptaszęta”, tyle, że już nie latające. Biorąc zaś pod uwagę poziom higieny ówczesnej, nikomu te „polatujące” różnicy wielkiej nie robiły.
Właśnie skończyłam upojną zabawę z biciem ciasta na róże karnawałowe. Już po kilku uderzeniach odłożyłam wałek, bo hałas robiłam niemożebny, włożyłam ciasto w dość dużą metalową miskę i traktowałam kułakami – w trzech seriach, bo musiałam nabrać sił. Teraz ono (to ciasto odpoczywa) ja piszę i mam całkiem niezły nastrój. Gospodarz miał rację, że to świetny sposób na stres; co cios pięścią w ciasto, to czarowne obrazy przed oczami. Jak już zrobiłam jaki taki porządek wokoło, to ciasto okazało się zupełnie zgodne z wymogami. Wołowina w piecyku – nie podlewałam, a tam pół rondla wody. Teraz odparowuje.
Gruba Kresko, w księdze przecież napisano że ptactwo uleciało, kanary więc też, doktor z nimi.
Połóż na bolącym uchu przedwojenną 2 złotówkę z żaglowcem, to stary indiański sposób, pomoże, ukołysze, ukoi.
Więc w gruncie rzeczy pewnie pozamarzały?
Tak, dzisiejszy wpis pobudza, pewnie dlatego że, nietypowo sobotni. Kto by się spodziewał!?
Nawet Pyra i Alicja nie spodziewały, wpisały się pod starym.
Witaj Pyro, wróciłaś już z błędnej drogi?
Miłego dnia dla wszystkich!
Antku – ja nie byłam na mylnej drodze. Kiedy wpisywałam, Meksykanie jeszcze panie i damy liczyli. Nie było jeszcze dzisiejszego.
Nadjedzone
Starym indiańskim sposobem jest też włożyć w ucho zwiniętą w rulonik studolarówkę i podpalić górny koniec 😎
„Pieczona papryka z pestkami to danie bezpieczne, niekontrowersyjne”…
I nasenne 🙁
Mówią też, że na bolące ucho pomaga też listek geranium/ zwany przez niektórych ” anginką”/ włożony do ucha. Może Kreska ma tę roślinkę w domu, a jeśli nie to trzeba zapytać sąsiadek.
Ale ból ucha może wcale nie pochodzić od ucha, tylko promieniować od chorego zęba. Tak czy owak bez porady lekarskiej chyba się nie obędzie.
Dziś na obiad były wczorajsze bitki wieprzowe z kaszą gryczaną i ogórki kiszone. Pasowałoby też pewnie kim-chi, którego nigdy jeszcze nie jadłam, ale opis jest zachęcający.
Wrócę na chwilę do tematu żab. Bardzo wiele ogródków przydomowych to wypielęgnowane trawniki z iglakami, beż żadnych zarośli, krzaczków, nieścinanych traw, czyli miejsc, gdzie żaby/ i inne małe zwierzaki/ mogą spokojnie bytować. Warto nieraz odpuścić sobie trochę estetykę z pożytkiem dla przyrody. U mnie w ogródku spotykałam żaby bardzo często. To naprawdę przyjemność mieć takich lokatorów.
WAŻNE I PILNE.
Szanowny Blogu – jakiś rok temu opowiedziałam Wam historię Magdy i psa Igora – niektórzy z Was wysłali jej wtedy pieniądze (zbierała na koflator, urządzenie ratujące życie). Nie mówię o 1%, bo to było chwilę później.
Pieniądze wysyłaliśmy na adres fundacji Avalon, na konto Magdy.
Wczoraj zgadało nam się z Magdą na temat tej fundacji – coś tam było niewyraźnego. Na wszelki wypadek wysłałam jej dowód mojej własnej wpłaty – od mnie na jej konto poszła forsa 10 lutego. Równy miesiąc później fundacja wykazała Magdzie na jej koncie stan ZERO.
Wygląda na to, że coś tu nie gra.
Mam prośbę do tych, którzy wysyłali wtedy forsę na koflator: napiszcie do mnie na priv, ile kto dał, spróbujemy sprawdzić, na ile szlachetna fundacja stuknęła Blondynę.
monika.szwaja@op.pl
Dzięki!
Krystyno,
już tu kiedyś ubolewaliśmy nad sterylnymi trawnikami, gdzie nie pożywi się żaden motyl ani trzmiel, i nie ukryje żaden mały zwierz 🙁 Kolejną fazą pustynnienia przestrzeni przydomowej jest moda na usunięcie trawy i zasypanie wszystkiego grubym tłuczniem lub otoczakami z kępkami jałowca i podobnych roślin nie wymagających pielęgnacji. Widuję tu coraz więcej takich „ogrodów”.
Chociaż nie wiem, może to nawet lepsze, bo oszczędza hałasu kosiarki i rozpylania herbicydów, a może jakaś jaszczurka się uchowa 🙄
Dobry wieczór moi mili!
Cosik mi się widzi, że Gospodarz jest na przyszly tydzień o jeden wpis do tyłu. Mieliśmy to niedawno, ale wtedy to jeszcze było w piątek rano i wpis został przytomnie wycofany. Mógł tym samym zostać wykorzystany w poniedziałek. Ten dzisiejszy, fajny, już jest zaklepany i służyć będzie do jutra.
No, jeszcze zostaje taka możliwość, że Gospodarz już był wnerwiony tymi żabkami i postanowił się w ten sposób uwolnić.
Wpis faktycznie ciekawy, a rachunek mój taki, że dam było tyle ile zgłoszono zapotrzebowania, a reszta panów zajęła się sobą. Żadnych donosów na ówczesną rzeczywistość więcej.
Do indyka z czekoladą nie mam absolutnie nic do dodania, jak długo mnie nikt na takowego nie zaprosi. Sam nie mam większej sympatii do tak dużych ptaków na półmisku, wolę poszczególne części – a zwłaszcza nogi.
Dzień pochmurny, za to suchy, bezwietrzny i lekko mroźny, a więc zupełnie przyzwoity. Wybrałem się na nasz tu pchli targ za moimi sprawami i aby – tak po prostu oczy napaść. Przy okazji chciałem zobaczyć, czy było by coś w klimacie tego, czego szuka Żaba. Nie było niczego podobnego, ale był klimacik godny do odnotowania: https://picasaweb.google.com/pegorek/Laparisiene?authkey=Gv1sRgCKDUhfiEn6KeLA#5702711861348403842
Brak tu chyba wielkogabarytowej części montowanej zwykle na podłodze, jeśli to miał być faktycznie komplet.
Nie pytałem, czy poszła osobno.
„Plaża Mayor”. Fajna literowka 🙂
Poniewaz z Toronto do Meksyku jest niedaleko, czesto tam bywamy. Kuchnie meksykanska bardzo lubimy. Stolujemy sie gdzie popadnie, lacznie z ulicznymi straganami. Zemsta Montezumy jakos nas nigdy nas nie dopadla. Pamietam moja pierwsza sope de camarones – widzialem jak kelner niesie talerz z korego wisza jakies wlosy. Z bliska okazalo sie, ze to byly zupelnie nieobrane krewetki w pysznej zalewie. Do tego przjechala niezamowiona setka tequili. Pyyyszna bylo! (Zupa – tequila dosyc bimbrowata, z rozlewni na rynku. Kazdy przychodzil z butelka i kazal sobie nalac ile uwazal za stosowne. Co kraj to obyczaj).
PS Mole poblano, czy mole de pollo jest akurat u mnie raczej na spodzie listy kulinarnej. 🙁
Nisiu – moim jedynym wkładem w Blondynę był zakup książki na Zjeździe. Gdyby historia okradania osób potrzebujących znalazła potwierdzenie, to nie wiem jaka kara byłaby adekwatna.
Moja sobota, która tak fajnie się zapowiadała, dała mi do wiwatu, że Hej!Ania się pochorowała – jeszcze rankiem poszła z psem i zakupiła brakujące produkty, o dziewiątej miała już taki katar i kaszel, że ani głowy pochylić, na pogrzeb nie pojechała, bo w takim stanie siałaby zarazkami na prawo i lewo, a sama mogła się doprawić. Jakoś dotrwała do obiadu, zrobiłam jej cały dzbanek imbirowej herbaty z miodem i cytryną i teraz non stop śpi – w ubraniu, przykryta kocem. Psu się natomiast wychodzenie na mróz bardzo podoba i co trzy godziny musi psią gazetę poczytać. Poszykowałam na szafkach wszystko do smażenia ciastek, uszarpałam się wyciągając stolnicę (w czarnym, foliowym worku stoli za ostatnia szafka – tam jest 10 cm przestrzeni, wyciągam ją, a tam między płytą a obrzeżem w narożnikach liczna rodzina jakichś czarnych żyjątek – widać przeżyły na resztkach mąki pozostałych w szparach. Więc podjęłam się morderstwa i czyszczenia. Najbardziej jednak dokopał mi smalec. Ania kupiła taki rulon ze smalcem – plastik nalany tłuszczem, jak kiełbasa. Białe to było, sztywne, postawiłam woka na stole z zamiarem wlania tam oleju i włożenia smalcu – miejsca tam sporo. W lewą rękę wzięłam opakowanie smalcu, w prawą nóż z piłeczką i nacięłam z jednego końca ” kiełbasę”. W tym momencie niemal zupełnie płynna biała smuga trysnęła poza woka – na stół, krzesło, które stoi przy stole ze świeżo wypranym siedzeniem – aż na ścianę lodówki. Niezłe ciśnienie w tym musiało być. O sprzątaniu nie będę mówić, bo każdy sobie wyobraża. Ile rozprysnęło się po kuchni? Ze 20 dkg z 50 w rolce. Sprzątnęłam, wyprowadziłam psa i teraz przy klawiaturze wysapuję resztę adrenaliny. Za 10 minut pójdę jednak do tych róż i nawet gdybym miała jeszcze ciasto do boksowania, to już nie mam siły.
Pyro, 🙁
a ja właśnie usmażyłam na gołej oliwie ten włoski chrust z marsalą. Ciasto zrobiłam z połowy składników (200 g mąki, 1 jajo, 1 żółtko, 25 g masła, chlust marsali), a i tak wyszedł cały stos faworków na jutrzejszy podwieczorek (jak przestanę próbować 🙄 )
Wiązanie kokardek było jednak ponad moje siły 🙁 Dałam więc upust fantazji 😉
Ponieważ sama sobie skasowałam tekst ? moja klawiatura albo jest mało czuła i kilka razy muszę klikać w literę, żeby zajarzyła, albo reaguje wręcz na cień ręki, wszystko znika, zostaje tylko pulpit z ikonkami ? piszę teraz na Wordzie i będę wklejać. Howgh!
Teraz mniej więcej co mi zjadło:
Zrobiło się zimno, co wszyscy wiedzą i zewsząd donoszą, ale u mnie zrobiło się, o dziwo, wyjątkowo zimno na górze. Dyć zimą bywało dwa razy zimniej, nie nowina to, ale na górze było wtedy cieplej niż teraz! A tu ręce przy komputerze grabieją! Napiszę, co mam nowego do napisania i spadam na dół, może i na dole spać będę?
Pod Połczynem, na polu, przy drodze, od kilku dni kłapoucha, owczarkopodobna suczka czekała na swojego pana, który ją tam porzucił, na pociechę, ludzki pan, zostawiając jej wiaderko z kośćmi i podrobami, a może raczej, żeby zajęła się pilnowaniem pańskiej własności, a nie gonieniem za samochodem? Ja jej jakoś nie spostrzegłam, ale Eska z Wujkiem Leszkiem od razu ją zauważyli (stąd wiadomo, co miała w wiaderku) i zaczęli jej się coraz baczniej przyglądać.
W nocy ? w ramach nocnych rodaków rozmów ? Eska opowiedziała mi, jaka ta suka jest ufna i jakie ma strasznie smutne oczy. Pozastanawiałyśmy się, czy ona ma jeszcze co jeść, bo resztki z wiaderka wydziobywały kruki, czy może pójdzie do najbliższego gospodarstwa, bo przecież jest zimna noc i wieje, czy przepływający strumyk nie zamarzł, czyli czy ma gdzie się napić, i obie poczułyśmy, że powinnyśmy coś w tej sprawie zrobić, a nie zrobiłyśmy.
Ponieważ dzisiaj suka była nadal na posterunku i czekała ? pan kazał zostać, to czekam! ? wydelegowałam po nią Sylwię. Suczka być może już dostatecznie zmarzła, bo wsiadła do samochodu i przyjechała bez oporu. Teraz kurczowo trzyma się Sylwii, żeby jej ta nowa pańcia nie uciekła. Zamieszkała razem z Szantą w kancelarii, akurat po pobycie dwóch huski zostało dodatkowe psie spanko. Naprzód się najadła (a wygląda jak owczarek skrzyżowany z chartem, na szerokość połowa Szanty), napiła, a potem poszła spać, ale śpi czujnie, jak tylko Sylwia chce wyjść, ona też. Z Sylwii oględzin wynika, że pies jest jak najbardziej domowym psem, siada, daje łapę, pospała by na łóżku ludzkim, a co nie dla psa?, ma elegancką łańcuszkową obrożę, jest młoda, niedawno miała szczeniaki. Kto takiego psa w zimie wyrzuca? Dzieci pojechały na ferie i można im powiedzieć, ze się zgubił na spacerze?
W poniedziałek przyjedzie weterynarz ją zaszczepić i odrobaczyć, i jak znam życie, już tu zostanie. Byle nie powtórzyła losu Zazy. Na wszelki wypadek Sylwia nie zgodziła się nazwać jej Zaza, ma być Mała. 😀
P.S. Zeby nie było, ze nie kulinarnie – psa też się gdzie niegdzie jada
Jak się wrzuca tekst z Worda, to zmieniają się znaki, np. z „(” robi się „?”
ale dlaczego nie zawsze???????????
Pepegorze, ja też się zdziwiłam, dlaczego nie piszę (i nie czytam) pod wczorajszym wpisem, a pod poniedziałkowym? A co bedzie w poniedziałek?
😀
Żabo,
aż mi się zimno zrobiło, eh 🙁
Najwyższy czas wprowadzić obowiązkowe czipy dla wszystkich psów. Podobno jest nawet w Polsce taki projekt. W Szwajcarii po wprowadzeniu tego obowiązku przestał praktycznie istnieć problem porzucanych psów. Czytniki posiada policja, weterynarze, służby graniczne, schroniska dla zwierząt…
W poniedziałek będzie wtorkowy 😉
Nemo
Przestan probowac chrust ( jestem pewna, ze jest dobry ) tylko podpowiedz jak formowalas paczki. Wygladaja jak ” macaron „. Dol, cos w srodku i daszek. One maja tak rosnac ?
Elap,
pączki? Ja ich wcale nie formowałam. Właściwie to miały być takie amerykańskie donuts czyli „oponki” 😉 Rozwałkowałam więc ciasto na grubość ok. 2 cm i szklanką wycinałam krążki, a w nich, małą foremką, następne krążki. I już. Potem wszystko usmażyłam i polukrowałam 🙂 Te pączki same tak urosły, a w środku nic nie ma 🙁 Ale i tak były dobre 😉
Żabo Miła czy mogłabym ponowić prośbę o przepis na ciasto drożdżowe z automatu? Podobno Ci wychodzi 🙂
Tu widać, że „pączki” pasują dokładnie w otwory w kółkach 😉
Nemo, psa można sobie samemu zaczipować, czyli robią to tylko ci, którym na psie zależy.
Obowiam się, ze z czipowaniem całej polskiej sfory będzie bardzo trudno, bo wszyscy wiedzą, że jest to słuszne, ale trafia na opór materii.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Byl potężny opór przed czipowaniem koni, lobby od koniny stawiało się jak mogło (zero, albo bardzo utrudnione podmianki), ale jakoś udało się i teraz wszystko urodzone się czipuje. A komu czipowane psy przeszkadzają? Niesolidnym właścicielom, prowadzącym schroniska? Gdyby można było zidentyfikować psy, to zniknął by problem „przeludnionych” schronisk.
Byly ? To znaczy, ze juz zjadlas ? A moze robilas innym razem.
Nie wiem, czy czipowanie psów to swego rodzaju komuna czy co tam (wszyscy mają być policzalni etc. akurat książkę tego typu czytam), ale wiem, że jak się za nami kiedyś zawałęsał (nomen-omen) do domu beagel, takie piesiątko kochane i ogromnie głodne tudzież spragnione, to miało na obroży jakis tam numer. Medalik taki przyczepiony.
Zadzwoniłam do Humane Society, właścicieli odnaleźli po numerku (pisałam o tym na blogu chyba), właściciele do nas z pretensjami, a pani z HS – no, to nie pierwszy raz się zdarza tym państwu…
http://www.youtube.com/watch?v=2m9B3QQ55eE
Elap,
te pączki są zeszłoroczne 🙁 Robiłam je w marcu u teraz sprawdziłam w archiwum, że wycinałam kuflem 😉 Przepisu na ciasto też nie pamiętam, ani skąd go miałam 🙁
Dzień dobry,
Żabo, Ty pójdziesz do nieba!
Kuchni meksykańskiej nie znam od strony restauracji lub straganów, tym niemniej zdarzyło mi się kilka razy być gosciem w meksykańskim towarzystwie, gdzie byłem jedynym z zewntątrz. Reszta to potomkowie dawnej świetności i klęsk, starsi posługują się jeszcze niekiedy językiem Nahuan, nazywa się ich „Nahua people”, czyli nie mogą być już bardziej „meksykańscy”. To bardzo prości ludzie, a jeśli ich kuchnia rodziła się tak jak Gospodarz opisuje, to niewiele, albo wręcz nic z tego nie zostało.
Podstawą jest fasola, gotowana i podawana do wszystkiego, na różne sposoby. Do tego mięso – kurczaki lub wołowina, często w warzywach i zawsze bardzo ostro przyprawione. Jeśli komuś zdarzyłoby się być gościem na takim meksykańskim przyjęciu, radzę najpierw nałożyć sobie porcję tylko do spróbowania, bo może być dla nas nie do przełknięcia. Oni te ostre potrawy potrafią jeszcze zagryzać małymi papryczkami, które dla mnie są tak ostre, że również niejadalne.
Warto wspomnieć o warzywach i owocach, które jedzą w dużych ilościach i na których się znają. Przede wszystkim avokado – niemal codzienne warzywo do wszystkiego, a z owoców – mago, żółte, bardzo słodkie oraz mało u nas znane słodkie papaje.
O prażonych świerszczach już tu było kilka razy, więc nie będę się powtarzał.
Wieprzowiny prawie nie jedzą, nie lubią i bardzo unikają.
Dzisiaj wieczorem wybieram się do Nemo na faworki. Jak dawno ich nie jadem!
O, łapki żabie mi nieco się rozgrzały od stukania :
proszę, oto przepis na ciasto z automatu zmodyfikowane 🙂
wrzucać kolejno
– 80 ml mleka
– 60 gram masła
można mleko z masłem nieco ogrzać
– 4 żółtka
– 60 – 80 gram cukru (raczej 60)
– szczypta soli
– 220 gram mąki (może trzeba będzie dodać nieco)
– jedną paczuszkę suchych drożdży
– rodzynki i skórka pomarańczowa (jak kto lubi)
nastawiam maszynerię na „słodkie ciasto”, to jest 2godziny i 55 minut w mojej maszynie. Jak skończy pierwsze kręcenie ciasto ma się trzymać kupy, czyli ma być wyraźna kulka, jak jest zbyt płynne to trzeba dosypać nieco maki, Bakalie też po pierwszym kręceniu.
Żabo wielkie dzięki 😀
Nowy, podobno w piekle jest duzo ciekawsze towarzystwo! 😀
Spadam na dół, górne łapki mi się rozgrzały, ale dolne zmarzły, a dostałam od siostry specjalne ubranka na stopy – takie włochate skarpeto-kapcie, ale ich nie ubieram, bo zawsze myslę, ze zaraz sobie pójdę… tak to jest jak Żaba myśli, że myśli 🙂
Małgosiu, głównie chodzi o dopracowanie konsystencji ciasta, to trzeba doświadczalnie.
Ja też w końcu z chlebem doszłam jak ciasto musi być twarde, np u mnie ta kulka ciasta musi być na tyle twarda/miekka, żeby maszyneria nie zaczeła sama chodzić po blacie. A drożdży daję nieco więcej niż paczkę, ale jak pojełam, każda maszyna ma swój pomysł 🙂
Nowy, 😀
Jaka szkoda, że tak daleko mieszkasz 🙁
Przed „zaczipowaniem” własnego psa mogą się wzbraniać tylko ludzie, którym nie zależy na odnalezieniu go, gdyby się gdzieś zgubił lub został ukradziony 🙄 Albo uchylają się od obowiązku uiszczenia podatku za psa. A podatki ustala przecież gmina czyli ludzka wspólnota, która również ponosi koszty sprzątania ulic czy umieszczania pojemników na psie kupy. Życie we wspólnocie ma swoje zalety, ale i uciążliwości…
Żabo,
wiem, że samemu można psa zaczipować i ludzie jeżdżący z psami za granicę robią to dobrowolnie. Jednak powszechny obowiązek zmienia sytuację i daje narzędzie do egzekwowania prawa wobec opor-nych i różnych kombinatorów. Może powstrzyma też takich „podrzucających” nie tylko od nielegalnego pozbywania się zwierzęcia, ale i od sprawiania sobie kłopotu czyli nabywania psa w ogóle.
Psa nabyć każdy może, byle wiedział (pani/pan nabywająca), że jest odpowiedzialny za psa. Przecież to jak dziecko, do licha.
Sprawianie sobie kłopotu, nabywając psa? Nie rozumiem.
Gryząca ironia, Alicjo. Tak naprawdę, to czipuje się ludzi, bo to oni potrafią być bezmyślnie okrutni.
Upiekłam 25 róż i ok 20 (raczej mniej) faworków. Znudziło mi się składanie kółek na tempo, bo ja to robiłam sama, a najlepiej robi się w 2 osoby. Bąbelki się na cieście robiły piekły się równiutko ale wydaje mi się, że są odrobinę twardsze, niż te z przepisu babci Anny. Tak, czy owak nie dotrwają jutrzejszego wieczora. Jak Młoda naładuje baterię do wrzuci obrazek.
Żaba! Żaba z Sylwią i Eską. To jest enklawa prawdziwych LUDZI i pewnie dlatego tak wszystkich ciągnie do Żabich Błot.
Zaczipowałyśmy naszego psa. Hodowle psów rasowych czipują wszystkie szczeniaki, a miasto Poznań 2 lata temu zafundowało wszystkim chętnym czipowanie za frico. No i co? I bezpańskie piękne rasowe psy błąkają się nadal. Bo ci, co mają mieć czytniki, nie mają.
Pisząc o sprawianiu sobie kłopotu miałam na myśli, że ci, co nabywają psa dla kaprysu, bo dziecko prosi, bo fajny szczeniaczek… znając obowiązek rejestracji i wiedząc o możliwości ustalenia właściciela uświadomią sobie może, że sprawa nie warta aż takiego zachodu, że pies to nie zabawka i że nie będzie łatwo wysadzić go na przydrożnym parkingu i nikt się nie dowie…
Witam. 😀
http://wyborcza.pl/1,75248,11049005,Ratowala_psa_i_na_oczach_dzieci_wpadla_do_Malty.html
Dorzucam do aktualnego tematu. 😉
Nemo, ostały Ci się jeszcze choć 2 faworki ? U mnie już by został tylko cukier. 😉
Z żadną potrawą meksykańską nie miałam okazji się zapoznać.
Raz jeden (w młodości) miałam okazję zjeść gulasz węgierski (z czuszką) – gały mi wyskakiwały z orbit, w ustach i przełyku istne piekło, mimo to ….. żałuję, że tylko 1 raz miałam taką okazję, to była pycha nad pychami.
A może by tak zamiast czipowania zainwestować w edukację, bo dla bezmyślnego człowieka czip to żadna przeszkoda, tak jak dla złodzieja zamek w drzwiach? Może czas powrócić do sprawdzonych metod typu „nie kradnij”, „nie śmieć w lesie”, „nie pluj”, „nie zabijaj”. Czipowanie w żaden sposób dzieci i rodziców nie wychowa, może tylko stworzyć stanowiska pracy typu „Kowalski i Synowie – Odczypowywanie”. Pobożne życzenia to jedno, a rzeczywistość to drugie.
Czipy w psach, chipy w telefonach, chipy w dorożkach, chipy w poetach. Mąż raczy się meksykańskim alkoholem w barze „Rusałka”, zapomina o tym, że jest zaczipowany, oświadcza, że jest w pracy. Rozwód, dzieci w domu dziecka, pies z kotem w lesie. To są tak zwane refleksje staruszka:)
Dobrze, że Antek Nemo upomniał, bo rzeczywiście się czepia. Pani Mrożek opisuje „spotkanie dzikich z Murzynami”, a Ona marudzi. Sam już nie wiem czy to co było obraźliwe wczoraj jest politycznie poprawne dzisiaj, bo przez te czipy życie sprintem biegnie. Ciekaw jestem tylko którzy to ci „dzicy” byli. Słowo daję 🙂
Myśłę, że temat żąb był jednak mniej kontrowersyjny 🙂
Placku, marzycielu….
A dlaczego nie oświadcza, zgodnie z prawdą, że jest w barze Rusałka? Zaufania i zrozumienia nie trzeba czipować 🙂
Pobożne życzenia…
W Skandynawii złodziejom odrąbywano ręce, w Ameryce wieszano koniokradów…
Sama widziałam w Norwegii domy z drzwiami bez kluczy, a w USA samochody z kluczykiem w stacyjce…
Otwarto granice i… nastał boom na kraty i pancerne zabezpieczenia szwedzkich sklepów jubilerskich, łańcuchy do przykuwania łodzi do przystani, moda na zabieranie silników z motorówek do domu…
Na łów ruszyli ci, których pokolenia katechetów i duchownych edukowały usilnie: Nie kradnij…
Jestem za czipami. I czytnikami do czipów w kaburze każdego policjanta.
Za chwilkę się położę. Mam dość. Jeszcze partyjka Mahjonga, jeszcze zajrzeć na strony informacyjne i spać. Rano ja idę z pieskiem.
Pan Piotr rozmawia właśnie z p. Gugałą w telewizji. Polsat News – program o polskiej kuchni 🙂
Teraz weszło nowe prawo o ochronie zwierząt. Niby nie będzie wolno rozmnażać zwierząt (psów, kotów) w celach handlowych, poza licencjonowanymi hodowlami, czyli nie wolno sprzedawać (i chyba nabywać też?) zwierząt na bazarach, ulicach itp… Polak potrafi – już są ogłoszenia: „sprzedam obrożę ze smyczą za 650 złotych, za darmo dodam psa”
Z tymi czytnikami, że ich nie ma, to jakaś przesada. W koncu każdy weterynarz, który czipuje, musi mieć czytnik, schronisko tez na pewno ma, nie jest to taka droga rzecz. Moze być tylko taki problem, że są różne czipy, znaczy spotkałam się z takim przypadkiem koni sprowadzonych z Francji, że u części naszym związkowym czytnikiem nie mogliśmy nawet stwierdzić, czy jakiś czip w ogóle mają. Po prostu są różne firmy produkujące czipy i czytniki do nich. Oczywiście są czytniki, które „czytają wszystko”, ale są odpowiednio droższe.
W tej chwili zwierzętom gospodarczym zakłada się kolczyki: w lewe ucho tradycyjny tylko z numerem, a w prawe ucho mniejszy z czipem. Dzieki temu nie trzeba zwierzaka łapać, unieruchamiać i starać się odczytać upaprany kolczyk, a wystarczy zbliżyć czytnik do prawego ucha.
Nemo – Poza duchownymi i katechetami byli to także ojcowie, matki, babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzyni, nauczyciele, pisarze, dziennikarze i wielu innych winnych 🙂
Na Dzikim Zachodzie nie było babć i tyle. Gdy w Skandynawii odrąbywano ręce, ludzie barykadowali się w swych chatkach na noc. To pokolenia cywilizowanych rodziców dbających o swe dzieci zaowocowały samochodami z kluczykami w stacyjkach. Siekera była, jest i będzie idealna do siekania szczypiorku, a gilotyna porów.
Oczywiście nikomu swego naiwnego zdania nie narzucam, ale nikogo za kradzież mego samochodu nie powieszę. Ozłocę, bo rdzewieje na potęgę.
Policjanci mają już tyle instrumentów wychowawczych przypiętych do ciał, że jeszcze jedna kabura, a przepuklina gotowa. Czy chcemy skrzywdzić stróżów prawa?
Pieczona papryka z pestkami wygląda tak apetycznie, że muszę sobie szeptem powtarzać – nie kradnij, poproś o kawałek, błagaj, ale jednak nie rzuć na to cudo. Pamiętam małe puszki z papryką kubańską (nabytą w sklepie Społem)
Oczywiście psy „niehodowlane” i latajace luzem, będą się dalej swobodnie rozmnażać, a szczeniaki będą trafiać tam, gdzie się je da upchnąć, czyli właściwie prawie nic się nie zmieni.
Dlatego parę dni spędzonych w Żabich Błotach wszczepi dziecku więcej niż posterunkowy. Do serca wszczepi, że się tak landrynkowo wyrażę.
Zaczipowani byliśmy od zawsze. Przynależnością do grupy, szczepu, plemienia, nacji, klasy, płci. Długo by wymieniać. Mocne to były czipy i bardzo czytelne. Teraz próbujemy się czipować w wielu wymiarach. Ciągle potrzebujemy poczucia przynależności i identyfikacji, a to ciągle rozmywa się i umyka. Ciekawe, co nam wyjdzie z ogarniania nieogarnialnego.
Dlatego nie próbujmy ogarniać tego nie do ogarnięcia 😉
Czytam teraz książkę „Sama na oceanach” – Naomi James.
Już miałam iść spać, ale nie mogę się oderwać, chociaż tę książkę mam od kiedy wyszła i czytałam ze dwa razy – teraz dopiero WIDZĘ to, i czuję, dzięki Kapitanowi Cygneta i Rejsie 😉
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Marzec2010FloridaRejs#slideshow/5453699126143760786
No. Idę doczytać.
Dzień dobry,
Już niedługo trzecia nad ranem, ależ ja jestem nocny marek, gdyby nie praca bardzo szybko zamieniłbym dzień z nocą.
W tutejszych bibliotekach, a każde miasteczko taką ma, można znaleźć różne ciekawe rzeczy. Właśnie skończyłem oglądać „Diary of a lost girl” G.W.Pabst’a. Już zapomnieliśmy kino nieme, a to majstersztyk tamtych czasów, nakręcony w 1929 roku.
http://www.youtube.com/watch? v=lNRUMEWrISE&list=PLC33F71EDB2B62335&index=2&feature=plpp_video
Ale teraz już dobranoc, a właściwie – Dzień dobry, przecież po tamtej stronie Kałuży przecierają oczy i miłej niedzieli dla Wszystkich. 🙂
Tamto chyba się nie otwiera, może to, jeśli ktoś jest zainteresowany.
http://www.youtube.com/watch?v=a9VU85I3yE4
Słonecznie, a moje „obciążenie trawnikowe” jeszcze śpi ale w każdej chwili może się zerwać i zażądać natychmiastowego wyjścia. Placek podniósł niebagatelny problem: rzeczywiście jeszcze kilkadziesiąt lat temu wszystkie instytucje państwowe i społeczne tworzyły jednolity front wychowawczy. Był jeden pożądany model funkcjonowania jednostki w społeczeństwie, a kto się w nim nie mieścił, w najłagodniejszej wersji zasługiwał na miano dziwaka, czy oryginała (przerwa, Radzio wstał) w najgorszym kończyło się powszechnym ostracyzmem, wykluczeniem, klątwą. Pozostawał klasztor, emigracja, zmiana całego życia i otoczenia. To się skończyło po II wojnie – już nie jeden model dla wszystkich, jedna prawda, jedna etyka (i estetyka). Zupełnie rujnujące dla poprzedniego modelu było „wybicie się na niepodległość” nowego „pan-narodu” – młodzieży. I tak to się rozwija – ponad cywilizacjami, społeczeństwami, rodzinami. I jak dotąd nie potrafimy jakoś sobie z tym poradzić.
Jolly Rogers i inni ciekawi – Młoda zrobiła fotki moich róż karnawałowych i wysłała do Alicji. Kiedy Alicja wstanie, to wrzuci fotki na blog. Ładnie wyglądają.
Nikogo na blogu, to ja poplotkuję. W Poznaniu zamknięto ostatnią z oficjalnie istniejących agencję towarzyską. To zwycięstwo pruderyjnego stowarzyszenia. Kiedyś tych agencji było dużo; stopniowo je likwidowano. Moim zdaniem, o ile w miejskiej kamienicy , bloku to może być sąsiedztwo co najmniej kłopotliwe, to istniejące na willowym przedmieściu nikomu nie powinno wadzić. A przede wszystkim : jak już ta prostytucja jest, to niech ma raczej cechy legalności, jakąś kontrolę policyjną i sanitarną, ochronę prawną tych kobiet, nie spychanie ich w stronę przestępczego podziemia. Bo przecież te przybytki nie znikną, chociaż zmienią adresy.
Dzień dobry Blogu!
Zaczęło się od perfidnego sposobu pozbycia niechcianego zwierzęcia, a dojdzie do pan-rozważań o wychowywaniu młodzieży 🙄
Sumienie, empatia, etyczne zachowanie, rozwinięte współczucie dla innych czujących stworzeń… Jedni to w sobie jakoś mają i nikt ich nie musi kontrolować, bo otrzymali w porę właściwe wzorce. Innych można próbować wychowywać, przekonywać, nakłaniać, a na koniec – przymuszać lub karać za łamanie ustalonych zasad. Jakoś tak wychodzi, że chyba wszystkie społeczeństwa wypracowują sobie instrumenty wymuszające pożądane zachowanie, zwłaszcza wobec osobników odpor-nych na perswazje i moralną presję.
Po co nam policja jak mamy dziesięć przykazań… 🙄
A teraz jestem ciekawa, ilu z Was poparłoby złapanie tego drania, co porzucił psa przygarniętego przez Żabę, i wystawienie go parę dni na mróz w towarzystwie miski z chipsami? 😉
Niedzielny ranek szary i ponury jak kilka ostatnich 🙁 Śnieg coraz niżej, idą mrozy, a więc luty zacznie się klasycznie 🙄
Zgago,
naprawdę nie jadłaś nigdy nic meksykańskiego? Żadnej tortilli, burrito czy choćby guacamole? Od tego ostatniego możesz zacząć, bo zdrowe, smaczne i łatwe do przyrządzenia.
Dojrzałe avocado obrać, rozdrobnić widelcem z dodatkiem soku z limonki lub cytryny, soli, rozgniecionego ząbka czosnku lub drobno posiekanej szalotki i czerwonej cebuli, dodać pomidora w drobną kostkę oraz wedle uznania – ostrej papryczki i świeżej kolendry. Jeść z chipsami z kukurydzy, tortillą lub zwyczajnie posmarować chleb.
Czasem warto zajrzeć do archiwum
Barbara, która ostatnio się nie odzywa, poznała kuchnię meksykańską zapewne lepiej niż większość bywalców Bloga. Może jeszcze coś doda?
Dziś na obiad łopatka jagnięca duszona w winie z czosnkiem, rozmarynem i tymiankiem, zielona fasolka, ziemniaki puree.
Witam słonecznie. 😀 Słońce już grzeje z mocą +15 st. C i to pomimo mroźnego powietrza. 😆
Namo, niestety nigdy. Uwielbiam avocado, dlatego skorzystam z Twojego przepisu. Do tej pory jadałam avocado z sokiem cytrynowym albo z krewetkami w podoprawianym (na wyczucie) majonezem.
Uwielbiam też fenkuł i do tej pory jadałam go po ugotowaniu, polany sosem holenderskim. Teraz sosu nie mam a „napadł” na mnie fenkuł i zastanawiam się, czy można by go było upiec a pod koniec pieczenia posypać tartym serem ?
Nemo, poparłabym, chociaż na jeden dzień 🙁
Małgosiu, 🙂
Zgago,
fenkuł przepołowić wzdłuż, wykroić twardą część przy korzeniu, ugotować prawie do miękkości w lekko osolonej wodzie, przełożyć do wysmarowanego masłem naczynia,, posypać solą i pieprzem, przykryć tartym serem, skropić masłem i zapiec do zrumienienia (200 stopni, 10-15 min.)
To jest klasyk kuchni szwajcarskiej 😉
Popieram stanowczo, a jeszcze powinien się martwić, co z jego rodziną – bo przecież porzucony pies został pozbawiony swojego domu i swojego „stada”. Wrrrr
Fenkuł niestety nie dla mnie 🙁
Nemo, wielkie dzięki. 😆
Też bym poparła – tylko się zastanawiam, czy ten osobnik po tych dniach na mrozie, zrozumie co zrobił czy wręcz przeciwnie, będzie się ostrożniej mścił na psach. Jeśli to taki prymityw, to niestety nie mam złudzeń. 🙁
Zgago,
wszelkie kary nie miałyby sensu, bo miewają działania uboczne. Karanie powinno być ostatecznością, kiedy zawodzą inne argumenty. Nie wszyscy przestępcy popadają też w recydywę.
Uświadomienie ludziom, że krzywdzenie innych, także zwierząt, nie będzie tolerowane i niesie za sobą przykre konsekwencje (najprzykrzejsze bywają finansowe) to jest zadanie trudne, ale wykonalne.
Moje pytanie na temat ukarania łobuza porzucającego zwierzę na pastwę losu było retoryczne, bo nie sądzę, by ktokolwiek na tym Blogu był zwolennikiem takiego obchodzenie się z psami 🙄 Dziękuję jednak za deklaracje zrozumienia i poparcia 🙂
Obawiam się, że Zgaga ma rację. Nisia (w książce) kazała delikwentowi przyznać się ojcu do paskudnego czynu. Może ten powinien się przyznać dzieciom.
Kochane dzieci,
problem załatwiony. Ten cholerny kundel nie będzie już wam przeszkadzał w oglądaniu telewizji i siedzeniu przy komputerze, a jak będziecie grzeczne, to na wiosnę sprawię wam nowego szczeniaczka.
– Tato, a co z nim zrobiłeś?
– A, zawiozłem go pod Połczyn. Tam niedaleko mieszka kolekcjonerka zwierząt i chętnie go wzięła (chwaliła się nawet w internecie). Ona bardzo kocha pieski, więc nie będzie tam miał krzywdy. Dałem jej nawet wiaderko kości i mięsa, za darmo.
– Tato! Ale ty jesteś dobry dla zwierząt!
A na wiosnę to chcemy jakiegoś ładniejszego 😎
Nemo, bo Cię wystawię, bez kubełka 😉
Sama się zaraz wystawię 😉
Pogoda nadal ponura, ale ruch na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi 🙂
powino byc: jak kuchnia meksykanska przeszła na chrzescijanstwo;
o ille wiem archologowie odkryli na terenie meksyku tereny kultywowane intensywnie rolniczo juz 600 lat p.n.e.(m.in. kilkanaście rodzajow papryki i pomidorow- sic!),
mezoameryce zawdzieczamy takze n.p.:
ananasy, avokado,kakao, kukurydzę, orzeszki ziemne, pyry, truskawki , wanilię;
meksykanie dostali od nas, poza zbawieniem oczywiście, wieprzowinę, kolendrę i syfilis.
Z tym syfilisem to tak do końca nie wiadomo, kto komu 🙄
Mówią, że Kolumb przywiózł z Hispanioli…
Nemo – Wiem że nie musiałaś, ale dziękuję za przyznanie mi racji. Wszelkie kary powinny być ostatecznością, a uświadamianie ludzi jest zadaniem trudnym, ale wykonalnym 🙂
Przykład – Zgaga nie uznała Twego pytania za retoryczne, zresztą ja także nie, ale w samą porę nas uświadomiłaś i zapobiegłaś potencjalnemu samosądowi, pod Twoim przewodem. Tak, po dwóch dniach nas mrozie drań zamarzłby na kamień, a zatem wszystko warto sobie wspólnie przemyśleć, łącznie z prawidłowym i celowym mikroczypowaniem i wszystkimi temu konsekwencjami, bo drapanie się po głowach i poprawianie po fakcie to rzecz mozolna i kosztowna.
Katechetów i duchownych nadal gorąco zachęcam do tego by wspominali dziesięcioro przykazań przy każdej okazji. Mam na myśli nie tylko katechetów polskich, ale i norweskich 🙂
Treść przemówienia tatusia do dzieci to pewnie tłumaczenie z niemieckiego – drań który psa porzucił mógł przyjechać ze Szwajcarii. Wszystko jest możliwe.
Chętnie porozmawiałbym o Aztekach 🙂
Ale odrę, ospę, koklusz i tyfus dostali od nas.
To było do byka
Wygląda na to, że za wcześnie powzięłyśmy z Blondyną podejrzenia wobec Fundacji Avalon, która teraz gęsto się jej tłumaczy. Księgowano sprawiedliwie, tylko trochę nierychliwie.
Kamień z serca.
aztecy to byli absolutni kibole
(jeszcze jedna rzecz, ktorą zawdzieczamy meksykowi: futbol);
podobno, gdy armia corteza była o dzień marszu od tenochtitlanu(dzisiaj : mexico city),
odbywał się tam bardzo ważny turniej piłkarski i cała aztecka „elyta” siedziała na stadionie obserwując zmagania tamtejszej „legii” z „gwardią”…
Pyry chrusty – późno, bo dopiero co zeszłsm z pokładu 😉
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/January292012
Witam wszystkich i idę poczytać do tyłu.
witam po meksykańsku – buenas tardes 😀
Nemo, wzruszyłaś mnie tym linkiem do archiwum 🙂 miło powspominać meksykańskie obyczaje kulinarne. Tam już od połowy tygodnia bowiem planują i uzgadniają gdzie i jaka fiesta w weekend się odbędzie. Rzeczywiście Meksykanie kochają jedzenie, towarzystwo i muzykę. W kuchni meksykańskiej na pierwszym miejscu postawiłabym jednak fasolę, kukurydzę, paprykę, duże ilości zieleniny i owoców, ryb i innych stworków morskich, a dopiero na końcu mięso. Kuchnia bardzo urozmaicona, kolorowa, pikantna, ale też słodka wymyślnymi deserami i napojami. Najczęstszy widok juz od wczesnego południa, to ludzie pałaszujący takosy czyli tortille kukurydziane lub z mąki pszennej, z nadzieniem mięsnym, serowym itp. z rozmaitymi dodatkami, wśród których oczywiście królują awokado, rzodkiewki, rozmaite pikantne salsy, dipy, posiekana zielenina, z dominującą kolendrą. Wieczorami snuje się dym z ulicznych grilli, na których pieczone są aromatyczne wypełniacze do takosów. Wzruszające jest ucztowanie całymi rodzinami, często do późnych godzin nocnych, może nie takie dziwne z uwagi na specyfikę klimatu, gdzie dopiero po zachodzie słońca można odetchnąć od upału.
Teraz nie mając tak często okazji powrotu do tej fascynującej kuchni, pozostają mi książki kulinarne, wśród których ulubioną jest „Las fiestas de Frida y Diego”. Napisana przez córkę Diego Rivery, przytacza menu z różnych przyjęć okolicznościowych, wraz z przepisami na wszystkie potrawy. Oczywiście można też „pojeść” oglądając smakowite zdjęcia potraw, kuchni, aranżacji stołu, o które dbała sama Frida Kahlo.
Barbaro – pięknie dziękuję ale proszę o więcej.
A u Pyr zaraza grypopodobna – najpierw Młoda, a dzisiaj ja. Psa nie ma kto wyprowadzać, więc wdzięcznie obnosimy zarazę wokół bloku. Może mróz ją wytłucze. Dzisiaj też w naszej klatce jest kolęda. Na naszych drzwiach kartka – „strefa zakaźna. Przepraszamy”.
Tę książkę, wspomnianą przez Gospodarza, przejrzałam u znajomych. Niby niekucharska, ale sporo ciekawych rzeczy. U nas są dwie meksykańskie knajpy (a moze juz więcej?) i można w nich dobrze zjeść. Nie ma to jednak, jak prawdziwe meksykańskie jedzenie w samym Meksyku, nie „podamerykanizowane”.
http://wyborcza.pl/1,75517,345616.html
Zaprosiłam dzisiaj ludzi na gołąbki, jedne ryżowe z mięsem, drugie gryczane z grzybami i sosem grzybowym.
Zamierzam zrobić zupę dyniową na ostro, bo tego nie jedli. W związku z tym gołąbki wyciagnę z zamrażarki, a do zupy przystąpię nieco później.
Od dziecka otrzymałam porządny stół drewniany, nie zadna tam skleja, w dodatku się rozkłada. Miał być dzisiaj rozdziewiczony i rozłożony, ale Bonnie i Roger nie moga przyjść. No to będzie nas czwórka. O deserze niech pomyśli Jerzor. Kulka lodów i maliny z jagodami?
nie ma to jak porządny drewniany, rozkładany stół 🙂
a wracając do kuchni meksykańskiej, w restauracjach czas oczekiwania na wybrane z karty dania umilany jest małymi przekąskami. Zazwyczaj były to np. karmelizowane szalotki, małe podpieczone takosy, do nich salsy ostre w kolorze zielonym, czy czerwonym lub też – moja ulubiona pikantna salsa z ciemnej fasoli, posypana grudkami sera biełego. Trzeba było się pilnować żeby zostawić miejsce na dnie główne, no i deser 🙂
Podobał mi się też zwyczaj dodawania do zup pokrojonego w kostkę surowego awokado, chrupiących kawałków takosów, czy kostki białego, ostrawego sera. Już nie wspomnę o zielonej kolendrze, do której przyzwyczajałam się stopniowo, aż pokochałam 🙂
Najbardziej ostrożnie jednak podchodziłam do sałatki z kaktusa nie dowierzając, że wszystkie kolce zosały usunięte. W sklepach częsty był taki widok – sterta pięknych kolczastych liści opuncji, człowiek z nożem ciachający te kolce i druga sterta liści już bez kolców. W końcu jadłam te sałatkę, bardzo mi smakowała, kolca nie było…
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Uświadomienie ludziom, że krzywdzenie innych ( … ) nie będzie tolerowane i niesie za sobą przykre konsekwencje (… ) to jest zadanie trudne, ale wykonalne.
No…
Jolinka brak, pewnie siedzi i podczytuje. Tylko odezwać się nie chce.
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Jolinek odezwie się. Amelka w poniedziałek wraca do szkoły, wakacje skończyły się dla Mazowszan. Babunia z pewnością zechce nam opowiedzieć o urokach zimowych gór.
Misiu,
co Ty na porcelane mojej przyjaciółki? Niemiecka ci ona, Koenigzelt się zwie. Wartościowa?
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/IMG_7967.JPG
Witajcie,
Na blogu panują gorące klimaty meksykańskie, a my tymczasem zrobiliśmy skok w bok do Pszczyny
Ewa,
SUPER!!! Gratulacje. Pięknie to zrobiliście.
Ja nie wiem czy już to pokazywałaś i ja przegapiłem, czy to pierwszy raz.
Ale dużo czasu zajmie, żeby wszystko obejrzeć. Na początek wstąpiłeem oczywiście do Kazimierza i Janowca. Dzięki.
Ewo! Nigdy nie chwaliłaś się Waszym blogiem!
Albo nie zauważyłem, istnieje taka możliwość, może akurat spałem?
Pierwszy odcinek wskazuje że to W. jest temu winien, pisał już w 2007?
Gratulacje, ładnie jest! 🙂
Tu norweski katecheta o zagrożeniach współczesnego świata.
O psach ani słowa, ale niejednemu z nas oberwało się, oj oberwało..
No i pojeździłam z Blogowiczami po świecie – z Barbarą po Meksyku i z Ewą po Pszczynie i okolicy. Nogi w ciepłych kapciach, na grzbiecie sweter typu pierzyna (te dreszcze są nieprzyjemne i ręce grabieją, mimo, że w domu cieplutko). Mam nadzieję, że już jutro poczuję się znacznie lepiej; a dzisiaj herbata, imbir, miód i aspiryna + blog, pozwolą mi przeżyć.
Alicjo – wyguglaj „wielką księgę porcelany europejskiej) Tam alfabetycznie są kraje, a w nich też alfabetycznie wytwórnie – i wszystko o wytwórni, sygnaturach, szkliwach, dekoracjach. Na moje amatorskie oko, wzornictwo tak z lat 60-tych ub.w.
Nikt niczego nie przegapił. Zaraz po powrocie z Krymu, Witek doszedł do wniosku, że nie można tego zapomnieć. Wyjął nasze stare wakacyjne notatki i zasiadł do komputera… Pszczyna to nasz pierwszy „skok w bok” w tym roku.
Ewo, piękny, interesujący blog. Gratulacje! Zabawiłam chwilę w Pszczynie, ale wybieram się na dalsze wycieczki, choć niejedną już jako łasuchy razem z Wami odbyliśmy 😀
Antek, zlitujże się! Natanek?
Wszystko gotowe, zupa z dyni wyszła znakomicie. Gołąbki – to wiecie. Goscie za chwilę. Idę dopieścić sos do gołąbków kaszowo-grzybowych, ciągle jeszcze mam troszkę prawdziwków.
Taka pora Pyro, wpadł z kolędą.
Antku – Nikomu nie oberwało się tak jak mnie, w dodatku Natankiem 🙂
Tak oto za użycie słów „nie kradnij” zostałem niebezpiecznym fanatykiem religijnym. Wychowywania młodzieży mi się zachciało. O ile dobrze pamięam, w niebezpieczną aferę z przykazaniami wmieszany był Mojżesz. Oczekuję także szyderstw pod adresem laickiego „nie kradnij” bo moje „nie kradnij” było bezpartyjne 🙂
Idę wypłakać się w Pszczynie, bom ja przecież wiślańsko-pszyńsko-pilchowy natanek, a wieczorem, kto wie, może jedna z niezliczonych gier video o miłości do naszych kudłatych braci, tolerancji i historii meksykańskiej kuchni 🙂
Placek – większość z nas miała zachcianki wychowawcze. Rezultaty oglądamy gołym okiem „to jest trudne ale nie niemożliwe”. Tak trzymać.
Żegnam się.
Dziękuję Pyro. Pragnę tylko wspomnieć, że materiał na wychowawcę ze mnie żaden, ale na wychowywanie wręcz idealny. Wszystko przez te niezliczone zachcianki 🙂
Gdy taki ci Aztek czy Azteczka wkładali kukurydzę do gorącego garnka, dmuchali na nią by ją za to przeprosić. To się nazywa miłość do flory i fauny, cywilizacja i mądrość. Poza tym proceder ten poprawiał smak potrawy 🙂
Siurpryza. Szukając czegoś w srodku nocy znalazłam:
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/img_2465.jpg
Byli czasy 😉
O, i chciałam zakrzyknąć – PIERWSZA!