Jeśli to karnawał, to muszą być faworki
Tylko tyle na naszym stole, reszta pączków (sztuk 40) wyemigrowała do wnucząt
Cały dom pachnie smalcem. Nie jest to najbardziej lubiany zapach kuchenny ale myśl, że w rezultacie kilkugodzinnego podgrzewania tego wonnego tłuszczu, leżą na półmiskach i kuszą stosy delikatnych i kruchych faworków (zwanych w innych okolicach chrustem) pomaga przetrzymać bez narzekania ten czas. Są jak widać i pączki. Prawdę mówiąc dom łatwo przewietrzyć. A w dodatku jeśli ma się w kuchni dobry i silny wyciąg, to ów aromat (tak mówią najzagorzalsi miłośnicy faworków) nie jest przesadnie dolegliwy.
Tym razem faworki udały się wspaniale. Zostały zrobione według przepisu naszej kuzynki z Mrągowa. Dzięki ścisłego trzymania się jej zaleceń stały się one niebywale delikatne, kruche i wspaniałe w smaku. Prawdę mówiąc trudno się oprzeć i przerwać łasuchowanie.
Na dodatek sama praca w kuchni miała też zalety terapeutyczne. Ciasto na faworki bowiem, jeśli ma być właśnie takie delikatne, wymaga kilkunastominutowego maltretowania. I to ja waliłem w nie drewnianym wałkiem przez niemal kwadrans. Ciasto nałykało się powietrza a moja prawa ręka nabrała siły. Nie mówiąc już o rozładowaniu złych emocji, które przecież czasem zbierają się w każdym najłagodniejszym nawet osobniku.
A ponieważ karnawał jeszcze trwa to udostępniam wszystkim ten przepis. Jednym dla rozkoszy łasowania, innym dla wyładowania się w kuchni. I tylko w kuchni!
1,5 szklanki mąki tortowej (to ok. 20 dag), szczypta soli, 4 żółtka, łyżka stołowa masła, 3 – 4 łyżki kwaśnej śmietany, łyżka spirytusu (opcjonalnie rumu lub w ostateczności octu), olej stopiony ze smalcem (tyle, aby faworki pływały swobodnie w garnku), cukier puder z wanilią do posypania.
1.Na stolnicę wysypać mąkę, zrobić dołek, dodać żółtka, sól, masło, spirytus, śmietanę. Wszystkie składniki zagnieść bardzo dokładnie. Należy się starać jak najmniej podsypywać mąką.
2.Wyrobione ciasto wybijać 10 minut wałkiem (można też uderzać w nie tłuczkiem do kotletów). Ciasto ma być bardzo elastyczne, o konsystencji ciasta na makaron.
3. Owinąć ciasto w pergamin i pozostawić na pół godziny, aby odpoczęło. Nie może wyschnąć, więc musi być szczelnie zawinięte, warto przykryć je jeszcze miską.
4.Odcinać po kawałku ciasta i sukcesywnie wałkować bardzo cienko. Kroić radełkiem na paski, nacinać, przewijać i smażyć na tłuszczu na złoto: tłuszcz ma być tak gorący, że kawałek ciasta natychmiast wypływa na wierzch.
5.Wyjmować gotowe faworki długim widelcem i po chwili posypywać cukrem pudrem
Kto to zrobi nie będzie żałował. Smacznego!
Komentarze
Dzień dobry
U Gospodarza pachnie karnawałem , to i ja podam przepis (nie mój, p.Kalacińskiego) na napój odświętny dla łasuchów. Jest obiecujący i zrobię go w sobotę. Proporcja podana jest dla 3-4 osób i może występować w dwóch wersjach – z lodami i bitą śmietaną albo alkoholizowanej. Podane dodatki (lody lub alkohole) dodaje się na końcu, można więc zrobić dla rodziców i dzieci jednocześnie, a zróżnicować na wydaniu
Napój regeneracyjny
600 – 800 ml mleka
1-1,5 tabliczki gorzkiej czekolady
3-4 łyżki gotowej masy karmelowej, krówkowej albo innej ew melasy z trzciny cukrowej,
4 łyżki lodów waniliowych lub bitej śmietany
150-200 ml likieru Grand Marnier, Chartreuse, Amareto ew. brandy albo rum
W gorącym mleku rozpuścić czekoladę i masę kajmakową, mieszać trzepaczką , schłodzić, na min 2 godz wstawić do lodówki, potem rozlać w pucharki albo szklanki do irish coffee. W wersji dla dorosłych dodajemy alkohol, w wersji drugiej wrzucamy lody i (lub) bitą śmietanę.
Autor radzi żeby proporcje składników dostosować do własnego gustu
Zmieniam temat na to, co mnie ostatnio ogromnie stresuje – rzeczywistość informacyjna, która nas otacza, stanowczo przekracza moją zdolność adaptacyjną. Pomijam taki drobiazg, że każdy, kto skończył 14 lat doskonale zna się na awiacji i przebiegu katastrof lotniczych, medycynie sądowej i międzynarodowym prawie lotniczym; taki sam wiek wystarczy, żeby być ekspertem od GMO i energetyki jądrowej, a speców od ochrony własności intelektualnej w samych ostatnich protestach (ACTA) w kraju naliczono 70 tys. Oni wiedzą, widzą i rozumieją, a ja nie. Ja się nie znam, nie nauczono mnie ani sama się nie nauczyłam. Moja strata. Oni się boją. Pewnie; każdy się boi straszony na okrągło wszystkimi rzeczywistymi, potencjalnymi albo tylko wydedukowanymi nieszczęściami, jakie mogą nas czekać. Jak dla mnie, to ci zbuntowani młodziacy też niosą w sobie groźbę destrukcji, ale ja mam znacznie mniej czasu na strach, iż oni.
Antek i PaOLOre zadali sobie trud przeczytania inkryminowanych ustaw i nieco mi materię sporu przybliżyli a ja się nie mogę pozbyć wrażenia rozchwiania jaźni – nawet nie mojej, a powszechnej. Nigdy w świecie nie było takiej pruderyjnej „poprawności politycznej”, żeby skazywać 5-latka za to, że w przedszkolu cmoknął koleżankę – teraz tak jest. A jednocześnie ekrany, gazety, afisze pełne są seksu w każdej odmianie; bez seksu nie sprzeda się auta, serka homogenizowanego ani kluczy nasadkowych. Taki czas. Dziennikarze wpadają w histerię oburzenia kiedy jakiś polityk pozwoli sobie na rubaszny żart, a jednocześnie media w których pracują forują rozrywkę na poziomie nic nie wyższym, jak ów dowcip o 4 literach Maryni. Im więcej gada się o wolności w przestrzeni publicznej, tym więcej praw regulacyjnych, kontrolerów, tych co kontrolują kontrolerów, podejrzeń, potwarzy, procesów… No, za trudne to dla mnie. Jak mnie kto porządnie wnerwi to głośno krzyknę, że w ustroju totalitarnym czułam się bardziej wolna.
Piotrze, a czy w obliczu posiadania dwóch rączek małych i słabych oraz w braku chłopa można to wszystko wpakować do miksera i niech on się męczy 20 minut?…
Stara Żaba znowu liczy barany i będzie liczyła jeszcze kilka dni. W związku z powyższym jest prośba do naszych „Francuzów” – Elap, Aliny i Sławka żeby (nie specjalnie, tylko przy okazji) będąc na jakim pchlim targu albo innych jakich wyprzedażach, rozejrzeli się za pokazanymi przedwczoraj przez Żabę fajansami. To francuska wytwórnia, a fajans rzecz krucha – na naszych aukcjach tego nie ma. Porcelana francuska, angielska, włoska, a przede wszystkim niemiecka – jest, a fajanse tylko ze środkowej Europy.
Co mi tam Piotr Adamczewski będzie opowiadał o faworkach!
Pyra zmienia temat na inny oraz rozsyła wici za fajansem do Francji. Pan to ma świetą cierpliwość Panie Redaktorze. Może czas zmienić tytuł tego bloga?
http://www.polityka.pl/opolityce/1508316,1,zasady-publikacji-komentarzy.read
Pyro, zachciało Ci się tęsknić do ustroju i dostałaś po łapach od Mysiej 😉
Haneczko – nie tęsknię, bo te cytryny w każdym sklepie…Ale wolności miałam wtedy więcej, bo umiałam oswoić tamte ograniczenia. Wystarczyło na pasku płótna wypisać „słuszne” hasełko, powiesić, a wtedy już człowiek mówił i pisał, co chciał i robił sobie rzewne jaja z tego i owego też. Cenzura była jedna, a nie powszechna.
Dzien dobry wszystkim.
Dnia tak pieknego jak tu dzisiaj zycze nam wszystkim. Jest jeszcze lekko ponizej zera i szron z dachow dopiero co znika, ale slonce juz tak jadzi w oczy, ze stale musze zmieniac pozycje glowy aby zostac w cieniu filarka, co stoi miedzy oboma oknami i widziec co jest na ekranie.
Farworki dobre na karnawal, ale marmolada strazacka jednak na kazda okazje!
Kolega z drugiej strony korytarza obchodzi dzisiaj swoje 49 urodziny i wystawil co nieco na poczestunek dla tych, co wpadaja z zyczeniami. Kolega, mimo jeszcze bezczelnie mlodego wieku obchodzi tez na dniach 40 lecie przynaleznosci do ochotniczej strazy pozarnej – stad ten ww poczestunek.
Zagadka wiec: Co to marmolada strazacka, co sie po niemiecku nazywa Feuerwehrmarmelade?
Zdjecie do tego wieczorem,
pepegor
Dzień dobry Blogu!
Chiacchere, ciaciar, sprelle czyli chworost po italianski
Mam zamiar wypróbować wersję z białym winem i marsalą.
Marmolada strażacka dla Pepegora Też bym zjadła 😉
Poczytałem wczorajsze.
Pyra doniosła na Polaków, że donoszą. Otóż Polacy raczej nie donoszą. W wielu krajach donos o prawdziwych przestępczych czynach zauważonych przez obywatela jest obywatelskim obowiązkiem. W Polsce taki donos jest znacznie bardziej naganny niż przedmiotowy czyn przestępczy. Co innego donos fałszywy. Ten jest rozpowszechniony i w przeciwieństwie do zgodnego z prawdą nie przynosi ujmy donoszącemu. Dokopać komuś wszelkimi sposobami to nic zdrożnego przecież.
Cytowany wczoraj Art. 27 ust. 4. Bardzo ciekawy. Nie wytrzymuje konfrontacji ze zdrowym rozsądkiem. W naszym prawie w podobnych przypadkach obowiązuje określenie podejrzenia jako uzasadnionego. Dobranie się komuś do skóry tylko dlatego, że ktoś go podejrzewa, jest absurdem. Co innego podejrzenie uzasadnione. Ale tutaj nie ma o tym mowy. Ale nasi prokuratorzy w sprawach gospodarczych ostatnio działają bez tego uzasadnienia i mają się dobrze, chociaż popełniają lapsus za lapsusem.
Pan Karnowski, Prezydent Sopotu, kupił od pana Groblewskiego, dilera m.in. Volkwagena, auto za 30 tysięcy złotych. Prokuratorzy zlecili biegłemu wycenę samochodu, a ta opiewała na 33 tysiące złotych. Prokuratura postawiła panu Kranowskiemu zarzut przyjęcia korzyści majątkowej w wysokości 3 tys. złotych. I nic, że pan Groblewski kupił ten samochód od pewnej firmy za 14 tysięcy złotych. Według prokuratury nie zarobił na tym 16 tysięcy tylko stracił 3 tysiące, bo mógł sprzedać za 33 tysiące.
Dla wyjaśnienia – nie jestem specjalnym fanem Prezydenta Sopotu.
Faworki pokazane przez Nemo interesujące. Z marsalą rzeczywiście warto spróbować. Również wiązanie w kokardki wydaje się ładne.
Pyro, wolność jest ograniczana wszędzie. Pisał o tym ponad 20 lat temu Clarcson prowadzący kultowy program TV Top Gear. Coraz więcej przepisów ograniczających nasze prywatne zachowanie w sposób uniemożliwiający podjęcie jagiegokolwiek ryzyka narażenia się na wypadek. Rozumiem, że to było szokujące dla Anglika. Ale i my, przyzwyczajenie do nadregulacji, dostrzegamy, że jestesmy coraz bardziej ubezwłasnowolnieni. Stąd zdaniem Clarcsona coraz większa popularność skoków na bungee i spadochroniarstwa. Zamykanie szlaków turystycznych po listopada do kwietnia na Słowacji ma na celu uchronie turystów przed niebezpieczeństwem. Rozumiem, że nie mam prawa poprowadzenia takim szlakiem wycieczki, szczególnie szkolnej. Ale, gdy chcę iść sa czy w parę świadomych osób, nie powinno się tego zabraniać.
Gdy chcę zjeść coś, co może zaszkodzić, na razie mogę to zrobić bez naruszania prawa, ale za parę let, kto wie, czy nie dostanę za to grzywny albo i odsiadki. I wtedy pączki oraz faworki będą na talony dla legitymujących się nienagannym stanem wątroby.
Nemo – fajne to. Ja wykorzystam przepis Gospodarza na ciasto (mój jest na dużo większą porcję i nie chce mi się dzielić) tylko nie zrobię faworków, a róże karnawałowe. Zawsze robię raz w roku – smak faworkowy ale jak pięknie wyglądają na talerzu. Jeżeli Młoda się nie wysferzy, to ją poproszę o zamieszczenie fotki na blogu. W sobotę zrobię i to dość późno żeby przetrwały do niedzieli.
Przyniosłam kuraka – mutanta teraz nasolę, a za 2 godziny wstawię w piec. Zjemy połowę, a połowa albo na jutro, albo na zimno do kanapek (Młoda tak lubi pod majonezem)
Stanisławie,
ja nie wiem, czy zakazy poruszania się w zimie po słowackich Tatrach (parku narodowym) dyktowane są troską o bezpieczeństwo turystów, czy bardziej o spokój dla zwierzyny. Onegdaj, w maju 2008 (jeszcze obowiązywał zakaz) słowacki strażnik zagroził naszej grupie mandatem za spacer drogą prowadzącą przez bujną łąkę, ale już w obrębie PN 🙄
W Alpach każdy może pójść się połamać lub zabić w dowolnym miejscu, byle poza Parkiem Narodowym. Tam też obowiązuje całkowity zakaz wstępu od późnej jesieni do wiosny.
A jak spadnie lub zaginie, to go pozbierają i zwiozą do doliny. Powinien jednak mieć ubezpieczenie, bo rachunek bywa słony.
@gospodarz:
pozdrawiam serdecznie…
mam pytania:
1) „olej stopiony ze smalcem”:
w jakiej proporcji olej do smalcu?
2)”(tyle, aby faworki pływały swobodnie w garnku)”:
czy nie mozna odrobine dokladniej o ilosci tluszczu(po brandenbursku he,he…)?
„dobre wino i piękna kobieta, to dwie słodkie trucizny.”
przysłowie tureckie
Byku – nie można, bo by Gospodarz musiał podać wymaganą średnicę rondla, a czy on wie, jaki Ty garnek masz? Na zdrowy rozum trzeba przygotować ok 0,5 kg smalcu i 0,5 l oleju. Zostanie potem i na drugi raz (o ile masz gdzie przechować)
Nemo, troska o właściwy odpoczynek zimowy całej przyrody jest oficjalną przyczyną, ale wiem coś o tym, że przy dopracowywaniu przepisów bezpieczeństwo turystów dominowało. Wolno dojść do schroniska Tery’ego i do Zbójnickiej Chaty, ale tylko, jeżeli nad pokrywą śniegu będzie widać tyczki, które można ustawić albo nie. Przyznam, że nie pamiętam, czy są tam na stałe. Jeśli nie ma tyczek, a leży śnieg szlak przestaje być znakowanym szlakiem turystycznym.
Z drugiej strony dwoje moich dzieci (każde z osobna) wędrowało w szkolnych grupach kilkoosobowych po zaśnieżonych słowackich Tatrach (m.in. na Krywań) i spotykało po drodze strażników, ale ich opiekun – wychowawca naszego Krzysia był tam znany na tyle dobrze, że im to uchodziło na sucho. Synuś w takiej grupie był w marcu na Rysach, a wracając cała grupa posiliła się zupą w Chacie pod Rysami. Schronisko oczywiście było nieczynne, ale idąc w górę spotkali pod schroniskiem jego gospodarza i uzgodnili, jaką zupę ma przygotować. Czyli ruch jakiś tam się odbywa bardzo nieformalnie reglamentowany. Myślę, że w Szwajcarii takie numery nie przechodzą.
Słodko mi się zrobiło na samą myśl. Temat dziś dla mnie niebezpieczny. I dla faworków niebezpieczny też, bo granicą zdrowego rozsądku w jedzeniu ich jest tylko dno talerza, na którym się znajdują.
Haneczko, mądrze o wahadle mówił Bauman. Akurat o wahadle to nawet trudno nie mówić mądrze. Wahadło to już do siebie ma, że się waha, a gdyby się wahać nie wahało, to nie traciłoby na zamianie energii i byłoby perpetuum mobile – i dalej by się wahało!!! 😉
Rzeczywiście „wolność czy bezpieczeństwo” to dla nas żaden wybór.
Za to zupełnie odważnie i (chyba niestety) proroczo pisał Bauman o postępie w książce „Kultura w płynnej nowoczesności”:
Ale w ostrej opozycji do wcześniejszych użytków tego pojęcia słowo „postęp”, jeśli się dziś w komercjalnych portalach internetowych pojawia, kojarzy się nie tyle z nadzieją ratunku przed zagrożeniem, ile z zagrożeniem, przed którym trzeba się ratować.
I oczywiście rozwija tę myśl, ale nic optymistycznego z tego nie wynika.
Rzucam więc hasło: „chcesz być szczęśliwy – żyj w niewiedzy!”.
Podobno optymiści to tak naprawdę pesymiści, tylko niedoinformowani 😀
Pyra ma rację Byku. Pół na pół. Ale po usmażeniu faworków i pączków tłuszcz wylewam. Uważam, że drugi raz nie należy go używać. Są w nim drobinki spalonej mąki, a i sam tłuszcz też się trochę przypalił. To bardzo niezdrowe. Radzę więc wylewać mimo, że bywa żal wylewanych pieniędzy.
Piotrze, a jak utylizujesz ten ogrom tłuszczu? Tak po prostu „chlup” do spływu? Biedna Wisła!
U nas zbiera się i oddaje od czasu do czasu do punktu zbioru odpadków problematycznych. W każdej dzielnicy istnieje takich kilka, praktycznie przy każdym bazarze (a tych na szczźście nie brakuje).
ja już nawet nie wiem, jak pisze się „szczęście” 🙁
Nie Pawełku, nie chlup. Wystawiam na zimno a gdy tłuszcz zastygnie wyrzucam do wora na śmieci i do śmietnika. Dlatego ta Wisła jest coraz bardziej czysta. Wróciły niektóre ryby. A ja czekam aż wrócą jesiotry, które w niej niegdyś podobno bywały. W „mojej” Narwi np. pojawiły się znów raki. Też dzięki temu, że rzeka jest czyściejsza.
llllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
Można przerobić na biopaliwo do malucha .
lllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll
w imieniu rybek: dziękuję 🙂
Stanisławie,
zachowania anarchistyczne są naszą cechą narodową 😉
A teraz coś wyznam, bo to zagryzanie warg już mi szkodzi 🙁
Jestem bliska zwątpienia 🙁 Że od dwóch dni brak przecinków w tytułowych zdaniach złożonych, to jeszcze jakoś ujdzie, ale bardzo proszę nie wylewać oleju mimo! Jeszcze ktoś przejdzie mimo, wpadnie w poślizg i nieszczęście gotowe 🙄
Zapamiętałam sobie kiedyś, że nie rozdziela się przecinkiem połączeń partykuł, spójników i przysłówków ze spójnikami:
chyba że, chyba żeby, ile że, jak gdyby, jako że, mimo że, pomimo to, pomimo że, tylko że, tym bardziej że, właśnie gdy, właśnie jak, właśnie kiedy, podczas gdy, zwłaszcza gdy, zwłaszcza jeżeli, zwłaszcza kiedy, zwłaszcza że
i bardzo proszę nie chwiać moimi przekonaniami 😎
@pyra & @gospodarz:
dziekuje za odpowiedz!
chociaż ten”zdrowy rozsadek” odrobine jak „pi razy oko” brzmi…
p.s.
wszystkim znajacym francuski albo niemiecki polecam dzisiaj,
o 22:25 na 3sat film marco ferreri`ego „wielkie żarcie”,
pycha!
To juz nie na moja glowe.
Faktycznie, pycha!
Nemo, znamy się tyle lat…
Jestem pewien, że nie jestem w stanie zachwiać Pani przekonaniami. Zwłaszcza w kwestii przecinków.
Woda w Wiśle będzie czyściejsza,bo nareszcie ścieki z lewobrzeżnej Warszawy podłączono do oczyszczalni.Oj,trochę to trwało !
http://www.prgmetro.pl/aktualnosci_budowy_galeria.php?id=9
Panie Gospodarzu, 😉
Nisiu, w kwestii bicia ciasta na faworki nie ma litości. Jestem bezkompromisowy. Musi być bicie wałkiem. Wezwij na pomoc dziecko. Albo kogoś innego ale za to mocno rozeźlonego. Niech się wyładuje na Twoim faworkowym cieście. Wyjdzie to tylko na korzyść. I tobie, i jemu!
Przed „że” trzeba przecinki stawiać. Tylko nie zawsze bezpośrednio przed. To wychodzi logicznie. „chyba że” czy „pomimo że” stanowią logiczną całość, więc przecinek stawia się przed pierwszym słowem „modułu” (to modne słowo teraz). Przytrafiło się, co kaźdemu może się przytrafić, gdy się zanadto nie koncentruje nad tekstem. W całkiem powaznych gazetach i czasopismach często spotykam podobne błędy. Jednak można napisać chyba, że, o ile nie jest to logiczna całość. Np. „powiedział chyba, że wybiera się do kina”. Albo „powiedział, że wybiera się do kina, chyba że wybierze się do teatru”. Ale korektor myślący w czasie pracy o zupełnie czymś innym takich niuansów nie dostrzega.
A w ogóle wolę marudzić na temat pytań konkursowych.
Stanisławie,
dobrze chyba, że się komuś chce rozróżniać takie niuanse 😉
Chyba że nie warto 🙁
Już nie marudzę, idę po jaja.
Dzien dobry,
Faworkow i paczkow domowych z nadzieniem rozanym moge pochlonac ilosci przemyslowe :)!
Pyro, zaciekawilas mnie rozami karnawalowymi, to sobie wuguglalam.
Jakie to ladne! Popros pieknie corke i w moim imieniu, coby zdjecia
zrobic i udostepnic.
pepegor
26 stycznia o godz. 14:20
he,he…
znakomita satyra na dzisiejsze czasy.
Potomka się nie spodziewam, a dopadł mnie ostry głód słodyczy. U mnie rzadkość, bo mam gusta raczej mięsne, grzybne, warzywne. Nie wykorzystałam jednak limitu nagłych zachcianek w stanie błogosławionym, to teraz mogę sobie na nie pozwolić. Poszłam z pieskiem, wstąpiłam do piekarni, a tam zawsze oprócz chleba i bułek ogromny wybór pieczywa cukierniczego, zażyczyłam sobie 4 eklery i przyniosłam do domu. Dwa zostawiłam na deser dla dziecka (opcjonalnie są jabłka, pomarańcza i orzechy) dwa zaś pożarłam z upodobaniem. Wyczerpałam chyba tym samym przydział cukru, lukru, mażacego kremu (nie były ze śmietaną, niestety tylko z kremem budyniowym) (program mi podświetlił „Mażącego” jako błąd – a to od słowa „mazać”, nie „marzyć”). Nie wiem na czym to polega ale ilekroć zwracam baczną uwagę na pisownię, tyle razy robię mnóstwo błędów interpunkcyjnych. Całe życie stawiam za dużo przecinków, bo piszę „melodycznie”; tzn słyszę melodię tego zdania i wszędzie, gdzie podnoszę ton, zawieszam głos mówiąc itd, robię przecinek. Już się tego nie oduczę.
@ Pyra – ja też.
U mnie szaro-buro, dzisiaj powtórka z rozrywki, czyli gołąbki. Zamroziłam na 2 dwuosobowe obiady i na 2 czteroosobowe.
Z horrorów – śniły mi się jakieś przepaście straszliwe, ja na krawędzi, przepaść z prawej, trzymam się tam byle czego, co pewnie zaraz runie wraz ze mną…
Tymczasem u nogawki moich spodni, od prawej, uczepion jest łapkami chipmunk 😯
Nie pamiętam już, kto stał na solidnym lądzie po lewej, ale prosiłam, żeby się podczołgał albo cuś, i odczepił zwierzątko od moich portek. Być może się bałam, że przeważy to ziarenko (w porównaniu z moją wagą) i spadniemy 🙄
Spadam, spadam, spadam…
spadać muszę czy chcę, czy też nie…
Jest jakiś tłumacz snów na pokładzie?!
Alicja – tłumacz snów nie ale doświadczona pani domu. Gołąbki w większej ilości są b. ciężkostrawne. Wiadomo, że obżarstwo powoduje ogromne zużycie energii, takich tam różnych enzymów itp, a w rezultacie koszmary senne.
Pyro,
dwa gołąbki w porze obiadowej (u mnie mniej więcej 16-ta), to chyba nie obżarstwo?! Jeden był z kaszą gryczaną, drugi z ryżem i mięsem, średniej wielkości.
Plus lampka czerwonego po (była też jedna przed, ale to w porze toastu, czyli po mojej 14-tej).
A potem miseczka jagód amerykańskich na kolację, bo ja po obiedzie właściwie nic poza owocami nie jem 🙄
Czasami rzuci się na mnie kromucha ze smalcem i skwarkami. Nie odmawiam, bo słucham organizmu. Chce – to niech ma!
Chrust piekłam z zapałem (jak już coś piec, to tylko z zapałem!) w dziecięctwie. Nie pamiętam, kiedy jadłam ostatnio, chyba bardzo dawno temu. Może bym i coś upiekła czasami, ale Jerzor mi zabrania, bo ja dziabnę, a on wszystko „będzie musiał zjeść”. Dba o linię 🙄
Zeżarłby, zanim doniósłby kolegom do pracy.
okazuje sie, ze ja nie mam brakow w ogolnym wdzieku 😆 dziekuje Barbaro! milo to uslyszec 😆
mimo wszystko nie bede klepal o faworkach i nie dlatego, ze jeszcze nie zjadlem obiadu. ide na proszona kolacje, niedaleko koziolkow, a wiec nie moge zawiesc sponsora 😆
a chodzi za mna, i to juz od przed dwunastej w poludnie bardzo prosta zupa wloska.
ja i cos wloskiego?
naturalnie, gdybyscie dzis uslyszeli anielski glos Barbary w radio, to zachcialoby sie i wam jeszcze po tej zupie poledwiczek cielecych, smazonych na oliwie z dodatkiem masla i zalewanych pitnym miodem. naturalnie ze z pieczywem podgrzewanym w piekarniku a nie ucieplonym w mikrofalowej kuchence. z deseru pomimo ze wspaniale zachwalany, zrezygnuje nie dlatego ze wloski, lecz dlatego ze szlag trafilby, i to bardzo szybko, dwukrotny w ciagu tygodnia ramadan. a z ta linia, to Jerzor mi sie bedzie jeszcze bardziej podobal 😆
Te, ogonek, Ty se tam nie fantazjuj, Jerzora nie oddaję, ani nawet nie wypożyczam 👿
A teraz sie pochwalę, a co – dostałam miły list od wdzięcznej klientki, to znaczy – od siostry klientki. Klientka (z Vancouver) zamówiła płaszczyk. Pojechała do Polski, siostra z niej zdarła, no i trudno, uhaha. Został w Polsce.
Dostałam zdjęcie od wdzięcznej Siostry Klientki:
http://alicja.dyns.cx/news/Plaszczyk%20Marzenie.jpg
Płaszczyk jak płaszczyk, ale szafa! U mnie by się taka nie zmieściła chyba…
w takiej szafie to czterech takich jak ja mogloby smialo grac w golfa 😆
plaszczyki znacznie lepiej ocenic mozna jak leza na ciele. zgarbiona prezenterka ujmuje natomiast sofort 30% artyzmu
Ogonku, to Barbara przez radio obwieszczała światu, że jesteś pełen zalet i wdzięku? No, no…
Ale odwdzięczyłeś się jej tym anielskim głosem. Zawsze myślałem, że aniołem w naszej rodzinie jestem tylko ja!
Niech o tym świadczy podana Ci tu zupa z Italii:
Zupa pavese
3/4 l bulionu mięsnego, 4 żółtka, 5 dag parmezanu, 4 ząbki czosnku, pół pęczka szczypiorku, oregano, 4 kromki pszennego chleba, oliwa z oliwek, sól
Czosnek obrać i rozetrzeć z jedną łyżeczką soli. Szczypiorek i oregano opłukać i posiekać. Z chleba odkroić skórkę. Rozgrzać bulion. Na silnie rozgrzanej oliwie zasmażyć roztarty czosnek. Na tej samej patelni, po usunięciu czosnku, podsmażyć chleb z obu stron. Gdy grzanki będą złotobrązowe ułożyć je na głębokich talerzach. Na środku każdej grzanki położyć surowe żółtko. Wlać gorący bulion tak, by wierzch grzanek wystawał. Posypać tartym parmezanem, oregano i szczypiorkiem.
Omal nie zeszłam z tego łez padołu i może mnie to jeszcze dzisiaj spotkać, bo nałykałam się dymu i nie mogę jakoś przyjść do siebie mimo postoju na balkonie i wolniutkiego spaceru z psem. Palacz nałykał się dymu? No właśnie. Opiszę potem.
Piotrze, nie musze nikogo przekonywac, ze chetnie i z przyjemnoscia gotuje, nie tylko dla Przyjaciela, a o tym Barbara opowiadala. szkoda zes tego nie slyszal, byc moze mozna to znalezc gdzies w sieci. ale tak to jest, jak w tym samym czasie, drugi czlon familii Adamczewskich prezentuje sie w telewizorni.
ciekawi mnie, czy ten program, w ktorym wystapiles byl z opisem obrazu? dosyc czesto programy dla niewidzacych nadawane sa z opisem obrazu. wystarczy zmienic jedynie kanal dzwieku.
ja nie wiem nawet na jakim programie to lecialo. wjezdzalem akurat do poznania i by nie narobic sobie oraz innym jakiegos bigosu, bylem skupiony na jezdzie, no i oczywiscie na tym co i od kogo slysze. bylo mi przyjemnie. co jest oczywiscie bardzo zrozumiale.
pozwole sobie na pewna zmiane w przepisie. zamiast bulionu dodam wywaru z gotowanego potwora morskiego.
Stanislawie
chetnie wejde w polemike z toba odnosnie cytowanego przez ciebie Art. 27 ust. 4. o 11:20h
zrobie to dopiero wtedy, kiedy wroce do siebie. masz to jak w banku 😆
Ej tam, nie bądź taki krytyczny, Ogonku – dziewczyna nie modelka, zrobiła zdjęcie (ktoś jej zrobił), żeby mi zrobić przyjemność. A ja chwalipięta natychmiast się pochwaliłam.
Trzymam się tego, co ogłosiłam po ostatniej blogowej rokoszy – się nie zmieniam, będę pisać tak samo, jak zawsze, o tym, co mi tam się pod rękę nawinie.
Z nadmiarem przecinków lub ich brakiem. Bo w życiu nie o przecinki, kropki i wykrzykniki chodzi. O treść, panie i panowie, o treść chyba, czyż nie?
Przecinki miewają czasem wpływ na treść 😉
Odbyłam pielgrzymkę po sklepach i wróciłam z niczym, t.j. z różnymi takimi, ale bez tego, po co się w ten chłód i ciemności specjalnie udałam 🙄
Zachciało mi się zrobić kim-chi. Kiedy się okazało, że mam wszystkie potrzebne składniki oprócz cebuli ze szczypiorem, ruszyłam do najbliższego sklepu.
– Nie ma – powiedziała pani przy warzywach. W następnym też nie było. W trzecim pani odpowiedzialna powiedziała, że nie ma i nie będzie 🙁
– Żeby to tylko cebula 🙄 Jak nie przestaną, to i innych rzeczy zabraknie 🙁
– Kto nie przestanie i co? 😯
– Kierowcy ciężarówek we Włoszech. Strajkować 🙄
Dalsze sklepy już sobie odpuściłam…
… i czego (nie przestanie robić)
W drodze powrotnej, na wysokości pierwszego sklepu) dopadł mnie na ulicy Osobisty, który w trybie nagłym musiał służbowo do stolicy, a ja nie wzięłam telefonu, bo przecież za 5 minut miałam wrócić 🙄 Szukał mnie w tym COOP-ie i szukał…
Kolacja będzie dzisiaj raczej późna…
Muszę kupić surowe ciasto i wałek przecinek muszę 🙂
Hiacynty i faworki – szczęśliwy dom trzy kropki (…)
Pyro – O rzeczywistości można sobie porozmawiać pogryzając pączkiem i popijając kawą, przyjaźnie, nieprawdaż ? 🙂
Pyro,
co z tym dymem? 😯
Ja już nie chcę o rzeczywistości, przecinkach i pączkach. Ja się załatwiłam na cacy i dopiero teraz, po niemal 3 godzinach trochę mnie „odpuściło”. Dziwne, że nałogowy palacz może być tak wrażliwy na inny, nie papierosowy dym. A było tak. Kurak pieczony na obiad był duży i miałam obawy, czy się dobrze, ze wszystkich stron upiecze. Nie miałam rękawa do pieczenia i ptaka włożyłam w niezbyt głęboką ale łatwą do wyciągania, podlewania itp brytfannę. Po godzinie m/w chciałam kura przewrócić z pleców na brzuszek i przy tej okazji solidnie prysnęło tłuszczem do piekarnika. Wytarłam pozornie ale nagrzane blachy chyba nie wyczyściłam do końca. Wstawiłam odwróconego ptaka i wyszłam z kuchni. Diabli nadali – pachnie! Pachnie coraz silniej. Poszłam zajrzeć, a tam smog jak w Londynie. Pootwierałam wyciąg, okna drzwi i tak czy owak musiałam się nawdychać. A potem wstrząsana paroksyzmami kaszlu tylko czekałam na ostatni oddech. O, taka to przygoda spotkała Pyrę – przygłupa.
Pyro 😯
Podobno palacze wolniej reagują na tlenek węgla w powietrzu (niepalącym szybciej blokuje hemoglobinę), stwierdzono to w długich tunelach drogowych.
Inne dymy drażnią chyba wszystkie płuca, tylko palaczom kaszel dolega dotkliwiej 🙄
Dobrze, że już Ci lepiej.
A we mnie dusza wyje, jak w wozie strażackim syrena. Przepraszam za hałas, może czas na to by połknąć poduszkę.
Na szczęście są jeszcze hiacynty, zachody słońca i faworki.
Piotrze – Gospodarzu. Dzięki za wyczerpujące wyjaśnienia. To ja raczej zrobię gołąbki. Kupiłam piękną kapuchę.
W Piotrze i Pawle pojawiły się kurczaki zagrodowe z Podlasia – akurat kiedy z Reala znikły. Inaczej one smakują od brojlerów z wielkich ferm…
Pyro – i wszyscy miłośnicy pieczonych kurczaków!
Bardzo polecam to:
http://roemertopf.pl/14-pieczenie-kurczakow
Wypróbowałam, piekłam długo w niskiej temperaturze, wyszedł pyszny. Gdzieś w połowie pieczenia odlałam tłuszcz, który wyciekł, bo już było b. dużo.
Chruściki.
Pamiętam chruściki. Faworki smakowały inaczej 🙂
Pyro,
masz jeszcze swoją glinianą formę do babek? Możesz nadziać kuczaka na pal (kominek tej formy) i tak go upiec 😉 Następnym razem.
Za życia chcę jeszcze załatwić niezałatwione:
– Nemo – pewnie, że przecinki są ważne i źle postawione mogą zmieniać sens wypowiedzi. Ja ich po prostu stawiam za dużo; tak mi zostało do dzisiaj;
– Alicja – wale Ciebie o wielkie obżarstwo nie podejrzewam, po prostu mi się skojarzyło ciężkostrawne jedzenie z koszmarami nocnymi. Moja Stasia (Teściowa) mawiała : „Ady dziewucha, nie jidz tyle bigosu wiecz
orem, bo ci w nocy zmora na piersi siędzie”
Placku – wolę chrust od pączków. Jadasz z wanilią, czy z cynamonem (Pan Lulek jadał z cynamonem). Kiedy zapowiesz się na nasze pogaduchy, to usmażę takie, jakie lubisz.
Kapusta moczy się w solance. Jeszcze 3 godziny i przystąpię do kolejnego etapu.
Osobisty zadzwonił, że już wraca, więc kolacja za 3 kwadranse, jeśli się nic nie zmieni 🙄
Do tego czasu pogram w scrabble z moim komputerem, który perfidnie nie daje mi pasujących liter 🙄 Ogrywa mnie notorycznie, ale bronię się i już ze dwa razy wygrałam 😉
Gram po niemiecku, ale gdy widzę litery, to najpierw kojarzą mi się słowa po polsku 🙄
Nemo rozprawiła się natychmiast z niewinnym zadaniem i zakontrowała zaraz własnym króliczkiem , ale wstawiam co rano objecałem:
https://picasaweb.google.com/pegorek/Fmarm?authkey=Gv1sRgCNWnqbf8mJm6Aw#5702023551382328338
Mielone wieprzowe (thüringer Mett) z cebulką i dyżurnymi jest jednym z najulubieńszych dodatków na chleb, czy też bułkę, a ze względu na prostotę przygotowania, bardzo popularne w remizach strażackich. Dlatego nazywane jest marmoladą strażacką.
Ja znowu o aktach, przepraszam, jeszcze słówko.
Placku, nie napisałem że umowa nie dotyczy internetu, napisałem tylko że słowo „internet” tam nie występuje, natomiast przepis dotyczy przestrzeni cyfrowej, a to więcej niż internet, to również to co fizycznie istnieje w postaci cyfrowej, np. zapisy CD, DVD, mp3, programy na dyskach komputerowych, czyli obejmuje o wiele szerszy zakres niż sama sieć.
Umowa jest napisana prawno-hermetycznym językiem, takim że jej częściowe choć zrozumienie zajęłoby blogowi pewnie całą noc i kosztowałoby równowartość kilku kartonów wina w średniej cenie.
Nie znaczy również że jestem nią zachwycony, uważam że niesie więcej bardziej niebezpiecznych ograniczeń niż się powszechnie uważa, ona nie dotyka tylko sfer bezpieczeństwa, wolności i cenzury internetu. Protesty przeciwko umowie są wygodne, bo ograniczają się jedynie do tych sfer, nikt nie domaga się wyjaśnienia całości, rządzący też nie uzupełniają naszej wiedzy, skwapliwie ograniczają jego wymowę do ochrony praw autorskich w internecie, a tu trudno być przeciw.
I dlatego sobie sam poczytałem, co wywnioskowałem to moje.
A pana Żakowskiego, choć nie wypiłem z nim drinka jak Ty z panem Eco, spotkałem kiedyś na ulicy a jego szeroki uśmiech na moje „dzień dobry!” pozwala mi uważać, że nie posądzał mnie o możliwość przyszłej niezgody z jego stanowiskiem w sprawie A. 😉
Szeptem jeszcze spytam czy byłby, tak jak jest dumny z pełnych wpisów kart bibliotecznych swoich książek, równie dumny z informacji o wielotysięcznych pirackich wydaniach swoich książek.
Blogu, jesteś złodziejem czasu!!!
Idę do swoich zajęć. 🙂
Witajcie,
Witek zrobił kolację. Z pokorą wielką sumitował się, że nie wrzucił połowy zaplanowanych składników. Wyszły sajgonki po polsku (kasza gryczana, cebula, boczuś, skwareczki, węgierska papryczka i… przyprawy od Chińczyka). Smaczne ci one były. Jutro dam Wam znać czy były jadalne 😉
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/GotowanieWgWitka#5702026915153708354
Antek,
materia trudna do ogarnięcia bez wnikliwych analiz proponowanego prawa. A to z kolei, jak piszesz i masz rację, napisane hermetycznym językiem.
Cokolwiekby nie powiedzieć: idzie nowe. To jest rewolucja dwudziestolatków. Dla większości czterdziestolatków nie jest to „środowisko naturalne.” Po przemianach ’89 najciekawsze społeczne doświadczenie.
Nemo – miałam taką formę blaszaną i wydałam Synowej, bo ona lubi małe kurczaki, a tam wielkie (moje ulubione) nie wchodziły. Taką samą rolę spełnia butelka po winie napełniona w połowie wodą i postawiona na brytfannie.
Gdyby Żaba się objawiła od swoich baranów, to niech zerknie do poczty proszę. Kolejna informacja czeka.
Pyro – Oświadczam, że jadam chruściki z pączkami 🙂
Co do pogaduch, nie mam ciasta i wałka, a zatem i ja będę zmuszony wyładowywać swe frustracje na tym forum. Oto mój pierwszy monolog;
Niech żyje Barbara Adamczewska, precz z demagogią i totalitaryzmem 🙂
P.S. po stokroć precz.
Czas spojrzeć prawdzie w oczy – gdyby nie dyskrecja Gospodarza wszyscy bez wyjątku bylibyśmy z tego blogu wyrzuceni na zbity pysk czyli mordę, a zatem w momencie w którym to programiści zastąpią Gospodarza blog przestanie istnieć. Proszę mi także wytłumaczyć dlaczego Gruba Kryśka to klasowo podejrzany typ, a Kreska nie. Na czym polega ta różnica? Otóż Bracia i Siostry różnica ta polega na tym, że podwójny standard to pycha i wszyscy doskonale o tym wiemy.
Lubię rozmawiać, lubię żartować. Na przykład – Pyra to pewnie w hełmie pączki smaży. Jeden na głowę a drugi na pączki 🙂
Żart, Pyro, a Twój monopol na poruszanie tematów nie na temat dobiegł końca. Ja też tak chcę. Chcę usłyszeć „Placuniu, nie denerwuj się”. Tak, jestem zazdrosny, zawistny, że aż strach. Tego dymiącego kurczaka także bym cholera zjadł. Chciałbym być warszawianką i spotkać Piotra Adamczewskiego w gruzińskiej restauracji. Przy okazji – nie zamęczcie tego niewinnego człowieka tyloma spotkaniami, a może sklonujcie i wtedy męczcie. W telewizji też nic tylko nawóz sztuczny, głowa mnie boli, nie mogę oddychać.
Ulżyło mi 🙂
Stół i krzesło także mi się podobają. Lśnią.
To, że Google Mail czyta każde moje słowo to skandal, ale póki jeszcze mamy smalec, żyć warto.
Placek, Placuszku – jesteś w mylnym błędzie; „moje” wojsko było bez hełmów (ja nie widziałam przez 23 lata) i najczęściej bez mundurów; a im bliżej współczesności, tym bardziej cywilnie. Nawet byłam tym zgorszona odrobinkę. Mundur to ubierali dopiero w pracy, kiedy występowali niejako oficjalnie. Za dużo by trzeba wyjaśniać. No i te stopnie od pplk wzwyż + na okrasę dwóch podoficerów w najwyższych dla tego korpusu stopniach i 8 żołnierzy zsw – plastyków. Czterech panów (na 11) z doktoratami po dobrych, cywilnych uczelniach, 2 z doktoratami po uczelniach wojskowych. Trochę to nietypowe, co?
Jak ten Placek coś palnie… 🙄
Klasowo podejrzane typy, wyrzucanie na zbity pysk… 😯
Straszne, jak wyjąca dusza szuka ulgi 🙁
Oprócz wałka i ciasta są jeszcze siekiery i brzozowe pniaki, spacery na świeżym powietrzu, Led Zeppelin, makowiec, polerowanie orderów po dziadku, kąpiel w soli iwonickiej…
Antku – Sformułowanie „dostawcy usług internetowych” a „internet” to dla mnie masło maślane, a protest protestowi nierówny. Polska wraz z 20 innymi członkami UE porozumienie to już podpisała, a Niemcy i Holandia jednak nie.
Tym którzy tak bardzo potępiają protestujących przypominam bezowocne protesty przeciw poczynaniom blogowego ”
łotra” czy zbiorowy entuzjazm wywołany zmianami na tym blogu. Tak straciliśmy towarzystwo Marka Kulikowskiego, Marka, Marka 2 i Misia. Pożegnali się z nami na zawsze 🙂
Bardzo możliwe, że odpowiedź jest prosta – oszalałem 🙂
Placku – razem z tą grup[ą odszedł również Miś Kurpiowski.
Tak Nemo , ale nic tak nerwów nie koi jak wściekanie się na internecie 🙂
W świetle blogowej litery prawa wszyscy bez wyjątku jesteśmy winni – do tej pory niewybaczalne jest użycie nazwiska Pica -sso Żaroodpo-rny, a teraz będzie jeszcze lepiej 🙂
To nie ja potrzebuję kąpieli w soli iwonickiej bo przecież dzień w dzień nie wyję. Milczę 🙂
Wróciłam i nadrabiając zaległości w „maniu wiedzy” (łolaboga co za koszmarek 😯 ), znalazłam takie cudeńko na stronie Gazeta.pl :
http://www.youtube.com/watch_popup?v=vxGeOWURjJY&vq=large
„Rzućcie” to sobie na pełny ekran i włączcie głośniczki. 😀
Alicjo, Placuniu, to jest reklama księgarni w Toronto. 😆
ale ja wróciłam 🙂 🙂 🙂
Placku,
milczenie jest resztą. A reszty nie trzeba 😉
Z wymienioną grupą odszedł też Miszczu 🙁
Ewo, te sajgonki po polsku są zawinięte w liście kapusty włoskiej, czy tzw. papieru ryżowego – na powiększonym zdjęciu, wyglądało jakby w kapuście. 😉
Zgago,
otwóz okzy, Placek już to pokazał 😉
A tutaj jest audycja, o której pisał ogonek :
http://www.polskieradio.pl/7/473/Artykul/525293,Panowie-do-garow
Nemo, dzisiaj ? Przeczytałam wszystkie dzisiejsze i nie ma. Sprawdzę jeszcze wczorajsze, bo rano nie zdążyłam.
Zgago, Placek 20:06
Małgosiu, dziękuję. Moja mysz zapamiętała link Placka a miała zapamiętać to :
http://www.youtube.com/watch?v=SKVcQnyEIT8&feature=player_embedded
Przepraszam. 🙁
Mówiłam, że ten czerwony winny, a nawet bordowy 🙄
Nemo, zgadzam się z Tobą w zupełności. 😉 😆
Dzisiejsze zdarzenia mnie pokonały – idę spać.
Zgago,
księgarnia za to bardzo poruszająca 😉
Fajna.
Przepraszam, ale czy to multum nicków nie skondensowało się w „Grubej Kresce”?
Mam wrażenie, że to jest ten sam multinickowy Blogowicz ….
Dobrej nocy, Pyro.
Ja idę przyprawiać kim-chi.
E tam, Zuzanno. Zaraz wrażenie… 🙄
😉
Masz rację Nemo, wrażenia bywają złudne, ….i tak dalej …, ale co ja na to poradzę, jak mnie dopadają, … nie porównując i za przeproszeniem … ja tu widzę ciągle tego samego gentelmana … z akcentem na …
Zgadzam się. E tam 🙂
Kim-chi lubię, a w związku z tym i Koreańczyków. Idealna kombinacja texture-flavour.
Chciałbym także poznać lokalne psy. Wychodzę z założenia, że skoro jamnik trąca nogę Pyry noskiem to Pyra taka totalitarna nie jest. Ufam zwierzętom 🙂
Gdyby minister Radek trącił kogokolwiek noskiem to też bym to przeżył, ale inaczej 🙂
Niech się Państwo dobrze ma i ma dobrze.
Zuzanno, czasami mam wrażenie że ostatnimi czasy uczestniczę wraz ze swoim pokoleniem w jakimś wielkim, zbiorowym eksperymencie i to wcale nie jako ochotnik.
Chociaż nie, na ochotnika przystąpiłem do OFE i ubezpieczyłem się w nowoczesnym, zagranicznym towarzystwie.
Kosztowny to eksperyment, ale jak wytrzymam to się zwróci.. 🙂
Towarzystwo, jakoś latem w kolejną rocznicę polisy, przysłało mi meilem ankietę, wyrzuciłem do kosza, po dwóch dniach przypomniało że wysłało i prosi. Wypełniłem, było również miejsce na moją ocenę towarzystwa, a że zirytowali mnie napominaniem, napisałem co uważałem, czego mi brak w kontaktach, co bym chciał aby było, nie były to opinie zbyt pochlebne i zapomniałem.
Po kilku dniach telefon, pani dyrektor z towarzystwa, bardzo dziękuje za opinię, bardzo jej się podobała, cieszy się że wyraziłem zapewne opinie wielu klientów, że tak ładnie, rzeczowo i dowcipnie napisałem, ona by tak nie potrafiła i pewnie nie mogła i informuje że rozesłała mój list w wewnętrznej poczcie…
Składki biorą nadal, znaczy nie wiszę na tablicy z napisem :
Tych klientów nie ubezpieczamy.
To co, wypijemy za tych co straciliśmy!?
Niech wracają, choć krzesło, jak widzę, wolne tylko jedno. 😉
Będą się pchać, to się dostawi 😉
Antku,
przed laty kupiliśmy sobie nowego jeepa cherokee, w miejsce tamtego amerykańskiego, co to w Poznaniu… etc.
Po jakimś czasie przysłano ankietę z pytaniami, czy jesteśmy zadowoleni, co nam się nie podoba, co byśmy chcieli zmienić, czy polecilibyśmy to auto innym klientom etc. Byliśmy akurat rozeźleni dieslonieodpor-nymi przewodami do diesla, więc odpowiedzieliśmy obszernie i dosadnie. Po paru dniach zadzwonił pan dyrektor z głównego przedstawicielstwa, dziękował, obiecywał poprawę, zapewniał o staraniach…
I co?
Dziś przyszła kolejna ankieta, tym razem od Fiata, co przejął schedę po Chryslerze. Osobisty zastanawia się, czy odpowiadać…
😉