Świąteczny obyczaj przyjemny jest nadzwyczaj

Wigilia (od łacińskich słów: vigiliare – czuwać, vigilia – czuwanie, czuwanie nocne, straż nocna, warta) to dzień poprzedzający każde ważniejsze święto w Kościele katolickim, ale w potocznym rozumieniu najbardziej kojarzy się z dniem poprzedzającym Boże Narodzenie. Wigilią nazywana bywa także wieczerza w tym dniu. Według Huberta Czachowskiego i Iwony Święch Wigilia z uroczystą wieczerzą, będącą kulminacją obrzędów, wyodrębniła się w Polsce w XVIII w., choć nie we wszystkich regionach. Natomiast liczne zwyczaje praktykowano już we wcześniejszych wiekach. Na specyficzny charakter Wigilii miały wpływ dawne obyczaje słowiańskie, takie jak kult zmarłych przodków czy magia płodności. Z Wigilią Bożego Narodzenia były związane różne wierzenia i przesądy, o których pamiętano zarówno w domu chłopskim, jak i we dworze. Zygmunt Gloger wspominał wierzenia, o których mówiono w chatach, ale i we dworze jego rodziców na Podlasiu w latach 50. XIX w.: „Która dziewka mak tarła na wilię, ta niechybnie wyjdzie za mąż, za wójta dworskiego. […] Kto ilu potraw wigilijnych jeść nie będzie, tyle go radości w roku następnym ominie”. Ponieważ powszechnie znane było powiedzenie: „jak w Wilię, tak cały rok”, dlatego w dniu tym wstawano z samego rana, w nadziei, że nie będzie się ospałym przez cały rok. Z tego samego powodu uważano, że ten kto Wigilię spędzi, leniąc się lub kłócąc, to samo będzie robił przez cały następny rok.
Wierzono też, że jeśli myśliwy upoluje coś w Wigilię, to w ciągu roku również nie będzie wracał z polowania z pustymi rękami. Adam Konopka, właściciel majątku Modlnica w Krakowskiem, 24 grudnia 1927 r. zapisał w dzienniku polowań: ,Wilia. […] w to najmilsze święto godzi się, a nawet należy polować. Kto bowiem w dniu tym choć kilka chwil spędzi pod znakiem św. Huberta, ten może spodziewać się dobrego łowieckiego roku. Tak przynajmniej mówi jeden z przesądów myśliwskich, których przecież niewolnikami są nemrodzi. Nic więc dziwnego, że każdy, kto może, jedzie do lasu lub na pola na wigilijne polowanie”.
(…)
A polowanie bez bigosu nie miałoby właściwego uroku. Tak bigos myśliwski wspomina Jacek Nieżychowski, zaś jego słowa przytacza w swej świetnej książce „O ziemiańskim świętowaniu” Tomasz Adam Pruszak: „Bigos odgrzewany [był] w saganie zawieszonym na drągu nad ogniskiem, przyrządzany na słodkiej i kiszonej kapuście, wielokrotnie zamrażany i odgrzewany, z mnóstwem borowików podsuszanych na słońcu, z dodatkiem cebulki i odrobiny czosnku, zrumienionych na świeżym maśle, z dodatkiem ziół tajemnie zbieranych o różnych porach dnia, nocy i roku przez niezastąpioną klucznicę Lolę, wreszcie doprawiony czerwonym burgundem, wędzonymi śliwkami i ziarnkami jałowca. Dodam tylko, że Lola dorzucała do bigosu nasze rodzime trufle, rodzone siostry tych francuskich, czyli poczciwe purchawki zbierane, gdy dopiero wychylały się spod ziemi. […] Smaku i zapachu owego bigosu nie jest w stanie opisać żaden poeta. To trzeba właśnie w takim mroźnym dniu na leśnej polanie popróbować, przegryzając sitnym, w domu pieczonym na liściu kapusty żytnim chlebem, przepijając nalewkami różnorodnymi i grzanym korzennym winem”.
Po tym, trwającym pół godziny, śniadaniu panie wracały do domu, a panowie zostawali jeszcze najdalej do godziny 15, tzn. wczesnego zimowego zmroku. Powrót z polowania wigilijnego do domu odbywał się saniami o zmierzchu. Niektórzy ziemianie wracali z wigilijnego polowania wcześniej, jeszcze za dnia, aby na swoim polu zasiać pod śnieg parę garnców żyta. Zwyczaj ten miał pomóc w dobrych zbiorach. Adam Bisping co roku, po powrocie z polowania wigilijnego, brał woreczek z żytem i siał je na trawniku nad stawem, odmawiając Pod Twoją Obronę w intencji przyszłych zbiorów. Kultywowanie tego zwyczaju zlecił młodemu Bispingowi jego ojciec. Wcześniejszy powrót z polowania mógł być też podyktowany odbywającym się w domu około południa wspólnym postnym śniadaniem.”

Na tym nie koniec cytatów z książki Adama Pruszaka. Ciąg dalszy nastapi?