Świąteczny obyczaj przyjemny jest nadzwyczaj
Wigilia (od łacińskich słów: vigiliare – czuwać, vigilia – czuwanie, czuwanie nocne, straż nocna, warta) to dzień poprzedzający każde ważniejsze święto w Kościele katolickim, ale w potocznym rozumieniu najbardziej kojarzy się z dniem poprzedzającym Boże Narodzenie. Wigilią nazywana bywa także wieczerza w tym dniu. Według Huberta Czachowskiego i Iwony Święch Wigilia z uroczystą wieczerzą, będącą kulminacją obrzędów, wyodrębniła się w Polsce w XVIII w., choć nie we wszystkich regionach. Natomiast liczne zwyczaje praktykowano już we wcześniejszych wiekach. Na specyficzny charakter Wigilii miały wpływ dawne obyczaje słowiańskie, takie jak kult zmarłych przodków czy magia płodności. Z Wigilią Bożego Narodzenia były związane różne wierzenia i przesądy, o których pamiętano zarówno w domu chłopskim, jak i we dworze. Zygmunt Gloger wspominał wierzenia, o których mówiono w chatach, ale i we dworze jego rodziców na Podlasiu w latach 50. XIX w.: „Która dziewka mak tarła na wilię, ta niechybnie wyjdzie za mąż, za wójta dworskiego. […] Kto ilu potraw wigilijnych jeść nie będzie, tyle go radości w roku następnym ominie”. Ponieważ powszechnie znane było powiedzenie: „jak w Wilię, tak cały rok”, dlatego w dniu tym wstawano z samego rana, w nadziei, że nie będzie się ospałym przez cały rok. Z tego samego powodu uważano, że ten kto Wigilię spędzi, leniąc się lub kłócąc, to samo będzie robił przez cały następny rok.
Wierzono też, że jeśli myśliwy upoluje coś w Wigilię, to w ciągu roku również nie będzie wracał z polowania z pustymi rękami. Adam Konopka, właściciel majątku Modlnica w Krakowskiem, 24 grudnia 1927 r. zapisał w dzienniku polowań: ,Wilia. […] w to najmilsze święto godzi się, a nawet należy polować. Kto bowiem w dniu tym choć kilka chwil spędzi pod znakiem św. Huberta, ten może spodziewać się dobrego łowieckiego roku. Tak przynajmniej mówi jeden z przesądów myśliwskich, których przecież niewolnikami są nemrodzi. Nic więc dziwnego, że każdy, kto może, jedzie do lasu lub na pola na wigilijne polowanie”.
(…)
A polowanie bez bigosu nie miałoby właściwego uroku. Tak bigos myśliwski wspomina Jacek Nieżychowski, zaś jego słowa przytacza w swej świetnej książce „O ziemiańskim świętowaniu” Tomasz Adam Pruszak: „Bigos odgrzewany [był] w saganie zawieszonym na drągu nad ogniskiem, przyrządzany na słodkiej i kiszonej kapuście, wielokrotnie zamrażany i odgrzewany, z mnóstwem borowików podsuszanych na słońcu, z dodatkiem cebulki i odrobiny czosnku, zrumienionych na świeżym maśle, z dodatkiem ziół tajemnie zbieranych o różnych porach dnia, nocy i roku przez niezastąpioną klucznicę Lolę, wreszcie doprawiony czerwonym burgundem, wędzonymi śliwkami i ziarnkami jałowca. Dodam tylko, że Lola dorzucała do bigosu nasze rodzime trufle, rodzone siostry tych francuskich, czyli poczciwe purchawki zbierane, gdy dopiero wychylały się spod ziemi. […] Smaku i zapachu owego bigosu nie jest w stanie opisać żaden poeta. To trzeba właśnie w takim mroźnym dniu na leśnej polanie popróbować, przegryzając sitnym, w domu pieczonym na liściu kapusty żytnim chlebem, przepijając nalewkami różnorodnymi i grzanym korzennym winem”.
Po tym, trwającym pół godziny, śniadaniu panie wracały do domu, a panowie zostawali jeszcze najdalej do godziny 15, tzn. wczesnego zimowego zmroku. Powrót z polowania wigilijnego do domu odbywał się saniami o zmierzchu. Niektórzy ziemianie wracali z wigilijnego polowania wcześniej, jeszcze za dnia, aby na swoim polu zasiać pod śnieg parę garnców żyta. Zwyczaj ten miał pomóc w dobrych zbiorach. Adam Bisping co roku, po powrocie z polowania wigilijnego, brał woreczek z żytem i siał je na trawniku nad stawem, odmawiając Pod Twoją Obronę w intencji przyszłych zbiorów. Kultywowanie tego zwyczaju zlecił młodemu Bispingowi jego ojciec. Wcześniejszy powrót z polowania mógł być też podyktowany odbywającym się w domu około południa wspólnym postnym śniadaniem.”
Na tym nie koniec cytatów z książki Adama Pruszaka. Ciąg dalszy nastapi?
Komentarze
Zdrowych, radosnych, smakowitych ale nie przesyconych Świąt Bożego Narodzenia życzę Panu Redaktorowi, Małżonce, Ich Bliskim oraz wszystkim Gościom tego Miejsca!
😀 😀 😀
Śpieszę z życzeniami jak najmilszych Świąt Bożego Narodzenia dla wszystkich uczestniczących w Blogu.
Przyjeżdża do mnie na Święta polska koleżanka a w upominku przywozi bigos i sernik 🙂
A Cappelli i Owczarkowi dziękujemy z serca za życzenia. Na blogowe, wewnętrzne chyba jeszcze za wcześnie?
Wigilijne polowania kultywują „Nemrody” do dzisiaj. Smutne wyniki jednego z nich – mojego Ojca – kiedyś tu opisałam,. Wszyscy mieli zabawę, prócz bohatera. A teraz do roboty. Czeka na wykonanie sernik, makowiec, miruna po grecku, może jeszcze coś. Wieczorem rodzinny remont piecyka. I po co wczoraj mieszkanie było pucowane na glanc? Wiadomo, że Synuś ze swoim Zięciem kochają brodzić w narzędziach, skrawkach, śrubkach po kostki.
Może powinnam dodać, że te pyszności nie będą podróżować z Polski tylko spod Paryża 🙂 Moja koleżanka jest świetną kucharką.
Jolinku 🙂
Pyro, życzenia są wczesne ale jak najszczersze 🙂
Witam,
Tragedi Octopus rozdzial pierwszy:
(I tu trzeba sie zastanowic nad zlozonoscia naszych dzialan i powiazan. Jedni musieli udac sie na dlugi marsz w kneji aby upolowac i miec cos na stole a inni musza wyplywac na ocean i zaklinac wiatry aby polow byl udany).
Dzwonil ogonek i… nie dowiezli octopusa, bo nie zlowili, poplynal w druga strone Atlantyku. Przyplynela tylko sepia ale spii to my nie chcemy.
Teraz ja chyba polece po „Gruenkohl” coby ogonka na Nobla nakierowac.
Pepe, Ty mi nie przywiozles wisni zalkoholizowanych, to sa malinki, dziekuje!
Alino – jestem pewna, że najszczersze i odpowiadam tym samym.
Dorotolu – nie wymawiając nikomu gapiostwa chciałabym nieśmiało zaznaczyć, że pełniutki pojemnik owoców z nalewu przeznaczony dla rudzielca w Berlinie, został na Pyrowym oknie zapomniany, zlekceważony i porzucony. O!
Zrobiłam sobie przerwę na śniadanie/ pierwsze/ i opuściłam kuchnię, która wygląda chyba tak jak wczoraj u Danuśki. Ale nie może być inaczej, kiedy gotuje się pierogi, lepi uszka i robi ciasto na makowiec. A wszystko idzie znacznie wolniej niż przewidywałam.
Przejrzałam wpisy i widzę, że Alina odezwała się, a już myślałam, że gdzieś podróżuje. Takie prezenty od gości to przyjemność dla gospodarzy.
Pyro,
trochę za dużo nieszczęść jak na jeden dzień. Przygoda z nalewką pokazuje, że nawet najbardziej doświadczonej osobie coś, co robiła wiele razy, może się nie udać. Do wszystkiego trzeba się przyłożyć. Wiem to z własnego doświadczenia. A z kuchenką to dziwna sprawa. Rodzinni fachowcy pewnie dadzą sobie z nia radę, ale ile nerwów to Cię kosztowało.
Udaję się do mojego bałaganu. Ale z tego chaosu wyniknie jutro tyle przyjemności dla rodziny, no i dla mnie także.
Wiem Pyro, wiem.
Przestraszyly mnie te przekonania „tak jak na wigillie, tak przez caly rok” – to ja bede przez caly rok jadla biale buraki, cieciezyce i pastinaken????
Dzień dobry Blogu!
Śnieg poszedł jak zmyty, ale i deszcz przestał wreszcie padać, wyszło słoneczko i jest… wiosennie 😉 Pasuje mi to, bo muszę rowerem po zamówione ryby i inne takie. Jak będzie z jutrzejszą Wigilią w stolicy, to jeszcze nie wiadomo, bo gospodarze przyjęcia są aktualnie odcięci od świata w zasypanej śniegiem dolinie w kantonie Wallis. Z powodu zagrożenia lawinowego nie kursują tam pociągi, ani autobusy 🙄 Jutro ma także u nas znowu padać i się mocno oziębić, oj, będzie się działo 🙁 Tymczasem namoczyłam suszone grzyby w wodzie i rodzynki w rumie…
Onegdaj, w Boże Narodzenie 1999, gdy szalał orkan Lothar, czekaliśmy na gości z Berna przez pół dnia. W końcu, po 6 godzinach podróży udało im się pokonać tych 56 km i dotrzeć na świąteczną kolację. Dobrze, że zaprosiliśmy ich na obiad i indyk nie musiał czekać do śniadania 😉
Nigdy mi się tak delikatna pieczeń nie udała, jak wtedy, gdy godzinami przy telefonie czekaliśmy na wieści, a indyk – w piekarniku włączonym na 100 stopni.
Doroto,
pasternak, buraki i ciecierzyca są bardzo zdrowe 😉 Dołożysz jarmuż i możesz planować strój na kolację w Sztokholmie 😎
A jak jeszcze uwzględnisz mak (dużo) to może i o Oslo zahaczysz 😉
Usmarkana do pasa (sorry za naturalizm), z obolałym gardłem i na drżących nogach, podniosłam się z łoża boleści i ustroiłam drzewko bożonarodzeniowe.
Drzewko dwumetrowe, piękne, ciężkie, w pojemniku z wodą.
Pięknie je ustroiłam. Położyłam się zlana potem, ale zadowolona i z drzewka i z siebie.
Koty pooglądały, pooglądały i nagle ni z tego, ni z owego, zaczęły pod tym drzewkiem wojnę. Zdenerwowana Sunia zamiast uciekać, wdała się w awanturę. Zbiorowy amok 😯 🙄
Drzewko przewrócone, woda wylana, większość bombek pobita. Szczęśliwie żadnego spięcia w sieci od zalanych światełek.
😥 😥 😥
Oddać koty do przytułku czy osobiście skręcić im karki?
👿 👿 👿
Jotko 😯 😆
Powiesić na choince? 🙄
Wiem, że to abstrakcyjna opcja, ale może ta wizja Ci trochę ulży? 😉
Zawezwane i spodziewane posiłki pozwoliły mi się ponownie udać do łóżka. jak trochę nabiorę sił, to pomyślę o odwecie 👿
Od dwóch dni kontuzja ręki powstała, wstyd przyznać 😳 przy wyrabianiu ciasta drożdżowego utrudnia życie przedświąteczne. Na klawiaturze tylko lewą, a to dziwnie jakoś. Ale choinkę udało się oprawić w stojak i postawic do ubrania. Dłoń spuchła. Ale to wszystko mało ważne.
Gospodarzowi, Pani Barbarze i Wszystkim Stołownikom składam najserdeczniejsze życzenia Świąt Pysznych w aspekcie jadła, picia i przede wszystkim nastroju. A także zdrowia w tym świątecznym czasie.
Wiele lat temu w domu rodzinnym z braku tradycyjnej wielkiej choinki, takiej od podłogi do sufitu, musieliśmy ustawić mniejszą, może metrową. Potanowiliśmy ją zatem ustawić na niskim kredensie i przybrać tylko częścią licznych ozdób, za to najpiękniejszych. W wigilijne popołudnie choinka została przybrana w najdelikatniejsze i największe, historyczne bombki, takie jak opisywane przez Pyrę, wstawiona do donicy z mokrą ziemią i ustawiona na poczesnym miejscu. Jako rodzinny racjonalizator zadbałam o jej statyczność za pomocą 2-kilogramowego ciężarka od wagi, przywiązanego sznurkiem do pnia choinki i spuszczonego, jak kotwica, za kredens. W trosce o trwałość podlałam solidnie.
Na godzinę przed kolacją, gdy wszyscy udali się zmieniać „robocze” ciuchy na świąteczne, z pokoju z choinką rozległ się głośny łomot i dźwięk tłuczonego szkła, a po otwarciu drzwi wyskoczył stamtąd nasz kot jak wystrzelony z katapulty 😯
Obraz pobojowiska był żałosny – na dywanie kałuża błota, a w nim choinka i potłuczone bombki…
Rola kota pozostała nie wyjaśniona, może zabawiał się wahadełkiem za kredensem? 🙄 Nie ustalono też, kto zamknął kota w pokoju z choinką. Z powodu uporczywego milczenia jedynego świadka śledztwo umorzono. Może przemówił o północy, ale wtedy nikogo nie było w domu 🙄
Choinkę ustawiliśmy na nowo, ubraną w garnitur drugiej klasy (część tych ozdób zachowała się do dziś), błoto z dywanu usunięto, kota pogłaskano i uspokojono, dostał nawet kawałek kolorowego opłatka. Z kawałkiem karpia 😉
Myślę, Jotko, że zrobisz to samo 🙂
Dzień dobry 🙂
U nas nie było kota. Tata musiał sam podpalić choinkę :rool:
Wczoraj wpadła Żaba. Miała wpaść z powrotem i teraz żre mnie sumienie i ambit. Żaba, jak to Żaba, z pełnymi łapami – łosoś biesiekierski, w dwóch smakach miód, gruszki w syropie dla córaska, mirabelki i sama Żaba, najsmakowitsza z Żab. A ja co? Pasztet i jedno ciasto 🙁 Pasztet dobry, bo wg Włodka. Cisto też, bo świąteczne Pyry. Ale sernik dopiero w piecu, a reszta w zapowiedziach 🙁 Pojechała dalej z niczym i od wczoraj obmyślam pokutę i ekspiację.
A ja bez kota miałam podobną przygodę z choinką. Ubrana choinka z cichym szelestem runęła za moimi plecami. Ocalała 1 bombka, drugiego zestawu nie było. Wigilia , godzina pierwsza, większość sklepów właśnie się zamyka, poleciałam szukać czegoś, żeby zawiesić. Podczas mojej wyprawy do domu wróciła rodzinka i zobaczyła pobojowisko i też postanowili wyruszyć po świecidełka. Po tej przygodzie zostało sporo ozdób bardzo kiepskiego gatunku, a te jak wiadomo trwają najdłużej 🙁
Ja będę strzelać do Żaby ale dopiero po jej imieninach. A jak – postawię pod ścianą i pożyczę od chłopaczka z V ptr pistolet na kapiszony. Zastrzelę Małpę – Żabę własnoręcznie (a potem dam kawy, czemu nie?). Ona się całkiem wysferzyła i nawet gadać nie chce.
Jotka – najpierw musiałam się wyzłościć na Żabę.
Też pech piekielny złapać taką infekcję na same święta, a zwierzaki (i małe dzieci) lepiej trzymać z dala od choinki. Ależ musiały się, biedactwa, przestraszyć, kiedy drzewko się przewróciło. Roboty nie zazdroszczę, a choróbsko przegoń herbatką z imbiru i cytryny albo winem grzanym z miodem i korzeniami.
Najlepsze życzenia dla Ciebie, Włodka, Rodziny i futrzaków.
Z kota zrobiłabym pasztet. Włodek podpowiedziałby jak.
Nisiu 😀
Wiem,wiem Jotce nie do śmiechu,ale mnie Twój komentarz
mnie nieźle rozśmieszył,a co do Jotki to liczę na Jej poczucie humoru 😉
Ło Matko!Na blogowisko spada w tym przedświątecznym
zamieszaniu lawina nieszczęść,a zatem dołożę nasze. Latorośl ledwie słania się na nogach,bo dopadła ją
jakaś niedyspozycja żołądkowa.I jak będzie jutro jadła te śledzie i inne kapuchy z grzybami,tego doprawdy
nie wiem 🙁
Witam Szampaństwo!
+1C, podobno idzie w dół na zamróz, meteo podpowiada z tv.
Jotko,
zważ, że to się nie stało w Wigilię z tą choinką, więc nie musisz się zamartwiać, że to będzie cały rok – u mnie w domu Babcia Janina też tak powtarzała. O to mniejsza, ale Babcia Janina w Wigilię przestrzegała jednej zasady z mocą – otóż w Wigilię próg domostwa musi pierwszy przekroczyć mężczyzna (nie domownik ani nasz aktualny domowy gość).
Jeśli sąsiadka przybieże po pół masła czy kilo soli, bo zabrakło i się ją nieopatrznie wpuści za próg, to mamy przechlapane, nieszczęścia przez cały rok 🙄
O kocie to mi się przypomina Rumik, jak obszczekiwał SPOKOJNEGO KOTA, raz na jakiś czas łapą w pysk Rumikowi, który rozdzierdzon był brakiem reakcji i ze szczekankiem zajadłym podsuwał się pod zasięg kocich łapek.
Mam pytanie kulinarne – czy ktos wie (pepegor?), co to jest „moczka”. Proszę nie googlać, tylko z własnych doswiadczeń…
Kochani,
z tego wszystkiego poszłam spać i o dziwo spałam smacznie … obłożona kotami – niecnotami 😯
Musiałam się Wam wyżalić, słusznie licząc na Wasze poczucie humoru 😆
Włodek nawiercił ściany w wykuszu – tam stoi choinka – wkręcił śruby i linkami przywiązał choinkę do tych śrub i do klamek okiennych. 4 linki, żaden kot nie poradzi 😎
Niestety choinka, spadając, uszkodziła lampę stojącą. Włodek jeszcze nie wie, że czeka na niego kolejna robota przyszykowana przez koty 😆
Pasztet już zrobiony – bez kotów – chętnie zjedzą, lubią 😉
Dzięki za wsparcie, jesteście niezrównani, już mi lepiej 🙂
Drugi akt:
ogonek wrocil z polowu ale tylko z muszlami i sie zapowiadaja na 17-ta.
Zapomnialam dodac ubitej piany do sera i wyszedl mi nie sernik ale zapiekanka.
dla kociomanow:
https://picasaweb.google.com/116387910733864622607/WesolychKocichSwiat#5689336894570010962
Śląska moczka
25 dag piernika, 4 szklanki przegotowanej zimnej wody, 2 łyżki mąki, łyżka masła, szczypta mielonej gałki muszkatołowej, 2 goździki, na koniec łyżeczki mielonego cynamonu, 4 szklanki nieco rozdrobnionych suszonych bakalii: fig, śliwek, daktyli, moreli, gruszek, rodzynek, migdałów i orzechów włoskich, 1/2 cytryny, cukier do smaku.
1. Zrobić złotą zasmażkę z masła i mąki, dodać wraz z 4 szklankami przegotowanej wody do pokruszonego piernika.
2. Do rozmoczonego piernika dodać gałkę, goździki i cynamon oraz suszone bakalie. Gotować wszystko na małym ogniu i mieszając, w razie potrzeby, dolać nieco wody aż otrzyma się smakowitą masę. Dodać sok cytrynowy i cukier do smaku. Pod koniec wkroić kilka kawałków cytrynowej skórki.
Moczkę podaje się jako deser.
Alicjo, to danie wigilijne. Tak twierdzi nasza przyjaciółka, od której jest przepis. Całkiem dobry deser.
Pyro, strzelaj do mnie, niedługo będziesz miała okazję. Żaby nie trafisz. Ona tak szybko wpada i wypada 😉
Młody dzisiaj przylatuje, a tu mgła i przekierowują (pół biedy) albo odwołują loty 🙁 Siedzimy na szpilkach.
Jotko,
współczuję w chorobie, ale historię kotów i choinki opowiedziałaś zabawnie. Mnie takie przygody raczej nie spotkają, bo nasza choinka stoi na tarasie tuż za oknami / takimi do samej podłogi/, osadzona w ciężkim żeliwnym stojaku. Wiszą na niej kolorowe lampki i ozdoby ze słomki. Okoliczne koty na razie nie są nią zainteresowane.
Ale, jak widać, choinki dostarczają wielu atrakcji i sa okazją do ciekawych wspomnień.
Moje makowce rosną i zaraz wstawię je do piekarnika. W tym roku eksperymentalnie mak mielony był w młynku. I bardzo ta metoda mi odpowiada, tylko że po namoczniu maku wydało mi się, że jakoś go mało i dorobiłam jeszcze trochę, mieląc go w elektrycznej maszynce. Ale ten pierwszy powiększył swoją objętość i w sumie mam za dużo masy makowej. Pewnie zamrożę ją i za jakiś czas upiekę makowiec na kruchym cieście. Próbowałam ucierać mak w makutrze, ale szybko zrezygnowałam. To tak jakbym chciała iść do Gdyni pieszo zamiast jechać samochodem. Za długo by to trwało.
Jeszcze muszę przygotować karpia w galarecie i to byłoby na dziś prawie wszystko.
Wszyscy chorzy i niedysponowani niech się kurują.
Haneczko,
a jak udało sie to ciasto z bakaliami, na które przepis podawała tu Pyra ?
Krystyno, nad podziw dobrze 🙂 Trzy dni siedziało w papierze. Zostało podzielone między krewnych i znajomych królika. Córasek mówi, że coś podobnego pieką świątecznie na Wyspach tylko słodsze i oblewane, cytuję, „obrzydliwie słodkim białym sosem”. Zawiezie nasze do degustacji. Ono trochę pracochłonne no i dosyć drogie, ale efekt wszystko wynagradza, polecam 🙂
Oczywiście jest bardzo sycące, co przy tej ilości bakalii nie może dziwić.
Połowa składników daje dużą blachę.
Przepraszam Królika 😳
najpierw ponarzekam:
zostawianie wolne go miejsca przy wigilijnym stole nie jest obyczajem li tylko polskim,
a sama wigilia – katolickim;
a teraz zagadka:
jaki obyczaj wigilijny spotyka sie li tylko wsrod polakow?
pierwszy, kto da wlasciwa odpowiedz otrzyma ode mnie butelke tokaju
(3 puttony)
I zostawić Was na chwilę samych.
Jotko, wracaj do zdrowia! Pamiętam raz stół zastawiony na 12 osób ze wszystkim co należy, a pierwsi goście zaczęli się schodzić na kolację. Wtem, nasz ryży nabrał rozmiegu i na stół, dwa odbicia i hop na komodę, na której też już było odstawione co nieco. I zobaczcie, skubany nie potrącił niczego, nawet obrus nie drgnął.
Doroto, a te wiśnie tak zjecie, czy jak, bo do sernika one nie bardzo się nadają, ale do czekoladowego już owszem. Miłego wieczoru Wam tam na dziś.
Ryby w bród. Oprawiłem te cztery kilo karpia, a tu moja jeszcze przynosi do domu płat świeżego łososia i do tego sporo filetu z karpia, co jej klientka podarowała. Więc co, jednego karpia pozbawiłem wszystkich ości, oba łby i wszystkie płetwy do garnka i robię wywar na karpia w galarecie, tam pójdzie otrzymany właśnie filet. Wyfiletowany przeze mnie karp natomiast, dwie połówki ze skórka poszły do zamrażarki, będą na inną okazję. Drugi karp podzielony na kawałki przełożony plastrami cebuli i gałązkami tymianku, (jeszcze stoi w ogrodzie), będzie smażony jutro, a łosoś – może skuszę się na gravetlax? Nie wiem czy nagnam jutro jeszcze taką ilość świeżego koperku.
LP kupiła ponadto górę płatów na rolady, zaraz muszę robić. Też do zamrażarki, bo niby kiedy mamy zjeść.
Dziękuję Piotrze, że mnie wyręczyłes receptem na moczkę. Ten jest przynajmniej autoryzowany, a ja mógłbym najwyżej fabułować.
Miłego wieczoru jeszcze.
kocie historie przypomnialy mi obraz paula de vos(1596-1678)
p.t. „koty w spizarni”(1663) wisi on w museo del prado, w madrycie…
nie moge, niestety, podac linku.
Łasuchy,
przestańcie się obżerać na słodko! U mnie jest wytrawnie – śledzie marynowane nie mogą być słodko-kwaśne, tylko wytrawne, po kwaśnej i ostrej stronie, mocno cebulowe też!
Ale dla równowagi podrzucam wam śliwkę w czekoladzie oraz makowiec z polskiego sklepu, bardzo dobry, tylko „przed użyciem” należy go lekuteńko skropic wodą i wrzucić na 20 sekund do mikrofalówki – tak mi wpadło wczoraj na myśl, kiedy Jerzor, wielki zwolennik makowca, narzekał, że suchy jakiś taki. Smakuje jak prosto z piekarnika, jeśli się go potraktuje kapeczką wody i mikrówką 😉
A kapustę z grochem zaraz będę gotowała – żeby ubranie pasowało, jak Babcia Janina powiadała.
Życzę wszystkim wesołych i pogodnych świąt, pewnie jutro z Toronto do was skrobnę, ale jak znam rozkład jazdy i godzin naokoło świata, będziecie już po wigilijnej kolacji smacznie chrapali – ale takie życzenia kulinarne teraz wysyłam:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/IMG_8474.JPG
Co nie znaczy, że jeszcze dzisiaj się nie wtrącę między wpisy.
Kotów nie podają (sznureczka do), ale malarz był znany z zamiłowania do polowań.
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Paul_de_Vos_Staghunt.jpg
odfajkowane:
barszcz, kapusta z grzybami, sledz a´la bismark, karp w galarecie,sos tatarski, makowiec,kompot z suszu owocowego.
do zrobienia:
uszka z grzybami, a dzwonka karpia do pieczenia kruszeja w kefirze…
sto metrow ode mnie turcy sprzedaja choinki. a z glosnika wali na okraglo
frank sinatra i george michael…
cale szczescie jutro koniec koncertu.
w spiżarni
A tu jak u Jotki pod choinką 😉
byku,
wypowiedz się więcej na temat karpia moczonego w kefirze.
U nas karpia (w sklepie) nie uświadczysz, ale dobrze wiedzieć… 😉
Byku – opłatek. Kiedyś znany i w Czechach i na Węgrzech i w Saksonii – ostał się tylko u nas.
Pyro,
Wikipedia mówi, że w Polsce, na Litwie i w Słowacji…
Nie wiem, czy ktoś jeszcze kładzie sianko pod obrus, wkłada łuskę lub ość do portfela, je 12 potraw, próbuje dogadać się ze zwierzyną… 😉
Ze zwierzyną dogaduję się codziennie 😉 Lecę do kuchni 🙂
Mój kot obgaduje mnie codziennie 🙄
Upiekłam makowiec. Strasznie popękał i to na wierzchu. Ciasto chyba zbyt kruche, bo wydało mi się, że 4 żółtka i jedno całe jajko (zamiast dwóch) wystarczy 🙄
A może tego rumu za dużo chlusnęłam?
Hm… Nie dosyć, że spękane, to jeszcze jakieś takie plaskate 🙄 No, ale przynajmniej ciasto nie odstaje od maku 😉
Życzę Drogim blogowiczkom i blogowiczom przeżycia wraz z najbliższymi Bożego Narodzenia tak , jak tego pragniecie. Wszędzie, gdzie będziecie niech będzie z Wami szczęście i przeczucie, że czekają Was jeszcze lepsze dni.
Nic nie gotuję, nic nie piekę, śledzę blog i czuję się jak kiedyś. Dzięki Wam za to.
A u Pas – senta stary, dobry blues. Słucham z przyjemnością bo za chwilę idę kręcić krem do tortu. Makowiec zrobiłam jak mazurek makowy – na kruchym cieście pod pierzynką z białka i wiórków kokosowych.
…przeczucie, że czekają Was jeszcze lepsze dni?
Mnie by tam wystarczyła pewność, że nie będą gorsze 🙄 😉
Dzięki, Yurku, i wzajemnie – mile spędzonych świątecznych dni!
12 potraw odpada, tego się nie przeje, ani za babcinych czasów też tyle nie było.
Łuskę rybią ( a nawet dwie!)mam od Jadzi z Pd.Afryki i trzymam je w pojemniczku srebrnym (posrebrzanym raczej) z Krakowa, na sól, sól można sobie na codzień nasypać z solniczki, ale święta – czy Bożonarodzeniowe, czy Wielkanocne, to zupełnie inna sprawa i cały rytuał.
Przynajmniej ja tak mam 🙄
Siano pod obrusem nie bardzo – starałam się wprowadzić tę tradycję, ale zawsze komuś albo talerz się omsknął na wybrzuszyskach stołu, albo kieliszek, nie daj Boże z czerwonym. Stresowało ludzi, więc odpuściłam. U mnie w domu tego nie było.
Po kolacji wigilijnej (jeszcze na Bartnikach) ja i siostra zmiatałyśmy wszystko spod stołu, okruszki z obrusa, z talerzy i wynosiłyśmy zwierzynie przed dom. Pamiętam, że kiedy mieliśmy żywiołę w obórce (w zimie raczej rzadko miewaliśmy), pędziłyśmy przez śniegi kopne z tymi resztkami poczęstować Minkę i czekałyśmy, czy ona do nas przemówi.
Ależ tam 🙄
Spojrzała na nas krowim okiem z wyrazem zniesmaczenia, dlaczego my ją zaczepiamy o tej porze i zawracamy jej krowią dupę, z przeproszeniem.
Jeszcze jedno – panny do wzięcia po kolacji wigilijnej miały wyjść przed dom i posłuchać, z której strony pies zaszczeka.
Stamtąd miał się objawić narzeczony, ewentualnie przyszły mąż (to chyba tez pomysły Babci Janiny).
Wychodziłyśmy, a pies szczekał od sąsiadów, „Adamów”, których za sąsiadów i owszem, kumpli do grania w piłę i w noża, ale za mężów nie wyobrażałyśmy sobie w żaden sposób!
Ja jestem pewna, że najlepsze przed nami. Czego wszystkim życzę.
http://www.youtube.com/watch?v=25mLJSC1oUQ&feature=related
Z powodu, że wyjeżdżam dziś w nocy i najbliższe dni spędzę „poza zasięgiem”, ale bardziej oczywiście z powodu, że idą Święta – a właściwie najchętniej to bez żadnego koniecznego powodu i okazji –
życzę Wszystkim samych zdrowych, smacznych i pogodnych dni.
PS Wino mam. Ser, co się na hali zestarzał, mam. I herbatkę mam: „Święty Spokój”. Mam też problem, bo nie mam oleju z pestek dyni, i jeśli cud się nie zdarzy, to perkal będzie, a nie będzie paciorków. Albo odwrotnie. Żeby mnie tylko grizzly za to nie zagrizzli…
Siano pod obrusem było zawsze, a na sianie, na środku stołu pieniądze – najwyższy nominał, jaki był w domu, na obrusie, na miejscu tej forsy na sianie, leżał zawsze bochenek chleba, obok talerzyk z opłatkami. Pod talerzami biesiadników drobne, zdawkowe monety. Ja trochę uprościłam to wszystko – nie kładę na sianie, ani chleba na stole, ani drobnych pod dużym talerzem (bo talerz może się pośliznąć). Kupuję w Lotto losy typu zdrapki najtańsze, jakie są i kładę je pod talerze. Jeszcze nigdy nikt niczego nie wygrał ale może?
Pawełku – Gwiazdki z nieba, miodu dla serca i świętej cierpliwości na codzień. Może byś 29-go (czwartek) wracał przez Poznań?
King, czy jestes pewien, ze po tym wszystkim jeszcze dasz rade prowadzic?
zycze ze tak i hurtem tez WSZYSTKIM pelno siana i innych, i tez tego, co IM pasi,
ps omijam koty z wzajemnoscia, jak ktos straci, to wiadomo, ze tato, bo przeciez nie kot
Pyro, wracam w przyszłym roku, we Trzech Krulów. A ten Poznań jakoś tak daleko zbudowali, i co z tego, że też nie od razu? Do Krakowa wpaść za Nisią to nie było jeszcze wielkie zboczenie, ale do Poznania to musiałbym zupełnie stracić orientację 😉
Bądź zdrowa i lepiej za bardzo za mną nie wyglądaj: ostatnio jakby częściej składam wizyty pożegnalne 🙁
Sławek – wałówka z Ostrołęki poleciała , a barszczyk? I pierniczki z „Kopernika”? Wszystkiego dobrego dla Artysty, piękności Rudego i mądrego Młodego.
PaOLOre – przyjaciel z Ciebie wielki i wypróbowany ale nie będziesz Babci wybierał chłopaków, za którymi wygląda w opłotki.
Sławuś, drzemnę sobie zaraz, to i poprowadzę. Byle tylko przestało siąpić.
Wieczór z Agnieszką O. O, śpiewa Ewa. B.
Pyro 🙂
Buziaczki i dobranocki!
Chyba czas wyłączyć komputer i spakować walizki…
http://youtu.be/mAPvi9Oe29A
Posłuchajmy – Yurku lubisz Ray’a
Zajrzałam tylko na chwilę po przepis Gospodarza na karpia po żydowsku i widzę, że praca wre.
nemo,
moje makowce też bardzo popękane i plaskate. Chyba ciasto rozwałkowałam za cienko.
Pyro,
to tylko w serialach telewizyjnych podarowane losy wygrywają i wnuki moga sobie kupić piękne mieszkania.
Haneczko,
dzięki za informacje. Za jakiś czas pewnie je upiekę.
Wracam do moich karpi. Ale przy okazji dodam, że podzielenia karpia to praca wymagająca dużej siły i sprawności, a w ogóle to męska praca. Ja kupiłam filety, ale mój mąż samorzutnie, żeby nie powiedzieć samowolnie zamówił dodatkowe karpie/bo w pracy zamawiali to on też/. Ale dzielnie sobie z nimi poradził/ były już wypatroszone/. Stwierdził tylko, że musi kupić odpowiednie narzedzia, a dziś używane były m.in. obcęgi albo coś w tym rodzaju.
Krystyno – podpowiedz mężowi, że przy dzieleniu i oprawianiu ryb znakomicie spisuje się sekator – taki do obcinania róż; znacznie lepiej, niż np nożyce do drobiu.
Po drugiej stronie Kałuży już Wigilia, więc…
Niebo Ziemi, Niebu Ziemia
wszyscy wszystkim ślą życzenia…
http://www.youtube.com/watch?v=lQEv6OPsvfY
*prawie Wigilia, miało być 🙄
Ale to nic, dobrego nigdy nie za wiele!
Jeszcze udaję się do zajęć, poza tym zajadam kapuche z grochem, już trzecia miseczkę, Jerzor mówi, ze do tego boczku…no wiecie, co?! 😯
Kapusta z grochem jest postna, a poza tym boczek mi wcale do niej nie pasuje – co wy na to?
Co jeszcze mi podpadło,
ci tam z porannego wpisu, co na wigilijne polowania wychodzili, święty nasz post w ten dzień mieli gdzieś tam, bo jakoś postnego bigosu myśliwskiego sobie wyobrazić nie mogę.
Ruch w kuchni się kończy, śliwka w kompocie, karp w galaretce, bigos doprawiony i co ja jutro będę robił?
Jutro będziesz sobie leżał na dowolnie wybranym boku, Pepegorze 😉
Post czy nie – kapusta z grochem musi być Babcina i już!
Pepegor, mam dla Ciebie zajęcie. Możesz się pochichotać z kolegi kucharza od siedmiu boleści. Zrobiłem pasztet dokładnie wg przepisu Jotkowego Włodka. Musiałem najpierw tłumaczyć nazwy paru przypraw, np kurkumy tutaj niet, czy angielskiego ziela. Tzn są, tylko inne nazwy. Dodawałem zgodnie z chińska zasadą, dokładnie!
Niestety piekarnik przestał pokazywać na ekraniku temperaturę. Dawało się wg klawiatury. Mnie się zdawało, że jest za niska i…przesadziłem. Mam trzy keksówki brązowych prawie sucharków. Jakzbajerowac famułę i z czym podać, żeby myśleli, że tak ma być?
Cichal,
skropić wodą i na 20 sek. do mikrofali i twierdzić, że tak miało być!
A jutro – grzybowa jeszcze do zrobienia. Można z grzankami?
Nie zapomnieć o czasie pomyśleć o Echidnie, by było jeszcze przed gwiazdką nad Melburne!
O, co to, to nie, Panowie. Wigilia ma być świeża, prosto z gara i patelni. Śliwki – i owszem – namoczyłam ale gotować będę jutro; to samo z grzybami. Ryby rozmarzają, rano lekko posolę, popieprzę, cebulki nakroję skąpo, bo to ryby delikatne. Przed południem też ugotuję kompot, żeby zdążył dobrze schłodzić się na balkonie, a w południe grzyby – część pójdzie w kapustę, część do dekoracji zupy, a resztę zmiksuję jako bazę zupy grzybowej. Kapusta z grzybami gotuje się ok 40 minut, zupa też coś około tego albo i krócej, zostaje tylko usmażyć ryby. Wino już stoi w lodówce, makowy mazurek wyszedł nadzwyczaj smaczny (okrawki zjadłam) tort wygląda imponująco. Jak smakuje, to nie wiem. Rano upiekę sernik, bo wychłodziłam piecyk czekając na „ekipę” – ekipa pewnie będzie dopiero rano. Moja pierwsza Bratowa miała taki zwyczaj, że karpie smażyła dzień wcześniej, a w Wigilię tylko odgrzewała w piekarniku. Nic nie mówiłam ale te ryby traciły połowę smaku.
Pepegor – można z grzankami ale to niezbyt pasuje. Zrób z nudlami – krajanką (osobno ugotowane). Ja zagęszczam manną – dwie garści kaszki i 20 minut na ugotowanie – rozklejenie. Kiedy miksuję z grzybami, wcale jej nie widać. Smietanka, zielona pietruszka, kilka ładnych czapeczek albo paseczków na przybranie i już.
Alicja – w Poznaniu do gotowanej golonki podaje się chrzan, groch i kapustę (oddzielnie co prawda) spróbuj.
Pyro,
Poznań zawsze mi po drodze (dzisiaj poobdzwaniałam lotników na Kuźniczej i bratanicę Jerzora na osiedlu Batorego), a golonkę zajadałam u niejakiej Pyry, nie wiem, czy ja znasz 😉
Chrzan obowiązkowo, także samo kapusta kiszona, ale o grochu nie wiedziałam. Dali frytki. Nie pamiętam nazwy knajpy, ale gdzieś bardzo w centrumie, okołorynkowo, Pyro.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Polska2010PoznanDolnySlaskCzechy#5533846424477489906
Cichalu, piekłeś pasztet zgodnie z chińską zasadą pięciu przemian? Jeśli tak, to bardzo dobrze.
Przyznaj więc Familii żeś jak Oleńka, niegodzien jeszcze wedle tych zasad kucharzyć i pasztet jaki jest każdy widzi, że sam jesteś dopiero w drugiej fazie przemian, fazie Ognia która to pozwala wykorzystywać wiedzę, inteligencję i doświadczenie dla czerpania radości z życia. Faza OGNIA, rozumiesz? i przegiąłeś z temperaturą…zaczerpnąłeś radości…
Po pasztecie widać że jednak to już przełom, że przechodzisz do trzeciej, do fazy Ziemi która daje człowiekowi prawo do braku zdolności przekształcania idei w rzeczywistość, w tym szczególnym przypadku w pasztet.
Wszystko to powinno być dla Familii radośnie optymistyczną wiadomością, to że jesteś w trzeciej fazie przemian, oznacza że jeszcze przed Tobą dwie!
Czwarta, w niej osiągniesz dojrzałość, i piąta w której staniesz się nieustraszony.
Wtedy już każdy pasztet będzie doskonały.
Albo krócej, powiedz że z tym pasztetem wyszedł klops.
I już.
Choć nieproszony, pocieszyłem jak umiałem. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Dw9M6cNHO9g
Takich gosci to moge miec czsciej, przyniesli, ugotowali i jeszcze mnie prawie upili, nawet puszczalismy petardy (na zapas) na balkonie.
Glownym punktem programu byly Jacobsmuscheln z owocem (wnetrzem) garanatu. Na poczatek zjedlismy paste przeznaczona dla wegetarian, sledzika i salami od Wlocha, ktore jest bardzo,bardzo ostre a smak jego i pikantnosc rozwija jak w winie w trakcie konsumpcji w ustach. Na deser byly lody i moja zapiekanka serowa z bakaliami i owocami od Pepe. Wypilismi tez jedno wino od Pepe. Potem
Chablis a potem wino musujace itd.
Już po północy.
Państwu Adamczewskim i ich Gościom – gdziekolwiek są, z kimkolwiek będą świętować, a szczególnie tym, których bliscy daleko, jednym słowem wszystkim Blogowiczom – aktualnym, byłym i przyszłym
najlepsze życzenia Wesołych, spokojnych świąt!
Lista adresatów:
Australia – Echidna z Wombatem
Afryka – Nirrod z JE Melle i Zosieńką
Ameryka – Alicja z Jerzorem, YYC ze swoją Basią, Placek, Ania podczytująca, Lena z Rodziną, Okoń, Orca, Cichal z Ewą i Młodymi, Nowy, Wanda TX, Jota
Europa – Alina, Sławek, Elap, Ana z Krainy Wiatraków, Nemo z Peterem i Młodymi w świecie, Pepegor, Byk, Ogonek, Dorotol z dagny, PaOLOre, Magdalena, Ewa i Ewelina z Włodkiem, MałgosiaW. z R. Krycha, Krysiade, Krystyna, Danuśka z Alanem,Barbara, Dorota z Sąsiedztwa,Antek, Owczarek Podhalański, Marzena, Jolinek, Marek K., Stanisław z Krystyną, Stara Żaba, Eska, Nisia, Ryba z Matrosem, Haneczka z Panem Mężem, Jotka z Pasztetnikiem, Pyry – starsza i Młodsza, A Cappella – jeżeli o kimś zapomniałam, to przepraszam. Życzę wszystkim, pamięć kulawa.
I jeszcze solenizantki Ewy nasze
Stara Żaba
Eska
Ewa Cichalowa
Niech żyją nam!!!
Zgaga uciekła – zawsze ją gdzieś nosi. Zgago – dla Ciebie też te życzenia
Bardzo długi wieczór. Z powodu koszmarnej mgły polecieli Młodego do Bydgoszczy. Jedzie do domu pociągiem. Pan mąż odbierze z dworca. Wartując wykonałam zaplanowane makowce (nie popękały, ale siadły, moje zawsze siadają 🙄 ), gar sałatki warzywnej Młodego, śledzie w dwóch postaciach i kapustę z grzybami. Możliwe, że coś jeszcze, ale nie pamiętam.
PaOlOre, powodzenia w drodze i na postojach 🙂
Yurek!
Asiu – nie zlekceważyłam – umknęłaś mi.
🙂 http://www.youtube.com/watch?v=FBAJoF_ndbY&feature=related
Haneczko, dobrze, że złapał jakiś pociąg. Bo jest ich coraz mniej. Stale coś likwidują. A mój sernik ma trochę niedopieczony dół. Ale i tak go zjem, bo lubię zakalec 🙂 . A karpie, na szczęście, smaży siostra.
Haneczko – mieliście ciężki wieczór. Dobrze, że już jedzie do domu. Dobranoc.
„I drzewa mają swą wigilię…
W najkrótszy dzień Bożego roku,
Gdy błękitnieje śnieg o zmroku:
W okiściach, jak olbrzymie lilie,
Białe smereczki, sosny, jodły,
Z zapartym tchem wsłuchane w ciszę,
Snują zadumy jakieś mnisze
Rozpamiętując święte modły.
Las niemy jest jak tajemnica,?
‚Milczący jak oczekiwanie,
Bo coś się dzieje, coś się stanie,
Coś wyśni się, wyjawi lica.
Chat izbom posłał las choinki,
Któż jemu w darze dziw przyniesie.”
L. Staff
A życzenia złożę rano. Dobranoc!
Ewom i Adamom…
http://www.tekstowo.pl/piosenka,budka_suflera,adam_i_ewa.html
Asiu,
dzięki za Staffa.
Gospodarz czuwać kazał, więc czuwam, nie szczekam,
wzrok wytężam i ucho nadstawiam kudłate…
O, już chyba zagadać pora do człowieka,
już mogę ludzkim głosem. Życzę wszystkim zatem,
by Wam stół się uginał, lecz nie ugiął całkiem,
by nad stołem kolęda zabrzmiała beztrosko,
by serce rosło z każdym sernika kawałkiem
i w ogóle, by w Święta Wam było – no, bosko! 😀
Solenizantom.
http://www.youtube.com/watch?v=5tUAZ-UI8zY
Jak się cieszę, że zwierz przemówił i to przed północą.
Odłożę dla niego ulubione przysmaki!
Lista „pogubionych” – a mówiłam, że skleroza
Gostuś, Jolly Rogers i dwie poznanianki – Ewa i Dorota
wszystkim, wszystkiego dobrego