Co jadano w paryskich restauracjach
Bohater książki Umberto Eco, mimo iż był człowiekiem obrzydliwym i w żadnym wypadku nie wzbudzającym sympatii, swoim znawstwem francuskiej kuchni powodował, że odrzucając tę książkę wracałem do niej parę razy. Przyciągały mnie bowiem takie opisy paryskich restauracji:
„W oczekiwaniu na uśmiech losu mogłem już z obserwatora paryskich przyjemności zamienić się w ich uczestnika. Nie interesował mnie nigdy teatr, te koszmarne tragedie recytowane w aleksandrynach, a w salach muzeów jest mi smutno. Paryż oferował mi jednak o wiele więcej, czyli swoje restauracje.
Mimo okropnie wysokich cen pozwoliłem sobie najpierw na lokal, który zachwalano mi jeszcze w Turynie: Grand Vefour pod arkadami Palais-Royal. Wiktor Hugo chodził tam podobno na baranią pierś z białą fasolą. Urzekła mnie też od razu Cafe Anglais na rogu ulicy Gramont i bulwaru des Italiens – dawniej restauracja dla woźniców i służących, obecnie dla tout Paris, najlepszego towarzystwa. Odkryłem tam pommes Anna – kartofle Anny, ecrevisses bordelaises – raki z Bordeaux, mousses de volaille – mus drobiowy, mauviettes en cerises – skowronki w czereśniach, tymbaliki a la Pompadour, cimier de chevreuil – filet z polędwicy sarniej, serca karczochów a la jardiniere, sorbet na szampanie. Sam dźwięk tych nazw sprawia, że życie staje się dla mnie piękne.”
Te nazwy i na mnie robiły wrażenie. Tym większe, że niektóre z tych lokali istnieją do dziś i zdarzało mi się w nich jadać, choć nie to samo co opisał Eco. A jego bohater po jednej wizycie i obżarstwie już wybierał się na następne:
„Pojechał niezwłocznie do restauracji Laperouse na nabrzeże Grands-Augustins i poszedł nie, jak kiedyś, na parter, gdzie podają ostrygi i antrykoty, lecz na pierwsze piętro, do jednego z owych cabinets particuliers – oddzielnych pokoi, gdzie zamawia się brzanę w sosie hollandaise, ryż z rondla a la Toulouse, aspics defilets de laperaux en chaud-froid – gorąco-zimne filety z młodego królika w galaretce, truffes au champagne – trufle na szampanie, pudding morelowy a la venitienne, corbeille de fruits frais – koszyk świeżych owoców, compotes de peches et d’ananas – kompoty brzoskwiniowo-ananasowe.”
Kompoty mógłbym sobie darować, ale ta reszta…
Komentarze
Dzień dobry 🙂
polecam odrobinę zdrowego jedzenia 🙄
http://www.rmf24.pl/ciekawostki/news-usa-kongres-zdecydowal-ze-pizza-to-warzywo,nId,387497
Proszę pamiętać, że żytnia to zboże pełnoziarniste 👿
Regularne jej spożywanie to nie pijaństwo, to zdrowe odżywianie 😉
😆
Słowa: Aleksander Jedlin, Ludwik Szmaragd;
Muzyka: Friend
TO JEST AMERYKA
Opuwiedzci mi panowi, naj si raz nareszci dowim,
Co to jest, to słynny USA?
Tam ma ciotka 2 miliony, tam mieć mogy z 4 żony
I to wcali nie jest złe, o – good.
ref. Ach, byczy tyn kraj…Siuksowi baj, baj…Dulary aj, aj,
O many – aj, aj! Daj Boży mi daj – daj, daj, daj .
[:To jest Ameryka, to słynny USA,
To jest bugaty kraj – na ziemi raj :]
Gdy pudrapać ci si trzeba, masz pud reńku drapacz nieba.
Na drapaczy, wdrapać możysz si
Nu i widzisz to i owu; żywy kowbój z kowbójowu,
Na mustangach graju remibridge.
ref. Ach byczy tyn kraj…..
W Amyrycy szmal zrubimy i du Lwowa powrócimy
Uwirz w to, a wnet si spełni cud!
Coś tam w świeci si przysuni, coś powstani a coś runi…
A ty wrócisz i zawołasz – good!!!
ref. Hamarni aj, aj, puwiemy baj, baj
Duczekać aj, aj, tyj chwili naj, naj
Daj Boży mi daj
Bedzi Ameryka, lepsza niż w USA,
Bo wszysku bedzi naj, prawdziwy raj.
Bedzi Ameryka, lepsza niż w USA,
Bo wszysku bedzi naj – we Lwowi raj, we Lwowi raj
Daj Boży – daj!!!
Jednak Paryż!
http://www.youtube.com/watch?v=Aws7v5YK1CE
dzień dobry …
dziękuję za słowa otuchy …
nemo to wszystko stosuje od początku .. prawie już nie mam sił na ćwiczenia, które pomagają najbardziej .. a specjalista to pani, do której kolejka – nawet prywatnie – jest długa i tylko dlatego, że ktoś zrezygnował mam wizytę w ten czwartek ..
niestety 10 minut siedzenia przed komputerem to wszystko co teraz mogę .. poczytam Was w grudniu – może …
Jolinku,
mam tu sąsiada, który robi „cuda”. Wyguglaj sobie: Andrzej Rakowski, kręgosłup w stresie …
Jeżeli zdecydowałabyś się na niego i potrzebna by Ci była pomoc – przyspieszenie wizyty, nocleg, etc., to napisz. Masz mój adres.
Trzymam kciuki.
Tu więcej o Rakowskim:
http://ctmrakowski.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=70
przez jakiś czas z nim współpracowałam i sporo dobrego moge powiedziec na temat efektów jego pracy.
Witam wszystkich.
Jolinku – baaardzo ubolewam nad Twoim cierpieniem. Ta dolegliwość trwa niepokojąco długo. Boleśnie odczuwam brak Twoich wpisów na blogu, a zwłaszcza powitań. Trzymaj się Dziewczyno i szybko wracaj, bo jesteś niezastąpiona.
Ośmielona przez Gospodarza (wczorajszy wpis) podam przepis na kotlety z selera.
Seler obrać, umyć i pokroić na plastry 2-3 cm. Obgotować w bulionie /ja stosuję suszoną włoszczyznę/ ok. 10 min. Po wystudzeniu posypać granulowanym czosnkiem i obtoczyć w kaszce kukurydzianej. Smażyć na rumiano. Życzę smacznego.
r
Witam i przyłączam się do słów krasiade, Jolinku, bardzo brak tu Ciebie, trzymam kciuki za Twój powrót do zdrowia i do nas 🙂
Krysiade – podoba mi sie przepis, sądzę, że masz ich w zanadrzu dużo więcej 🙂
Oj, mam, mam – tylko się boję.
Jolinku – Bardzo mnie ten ananasowy kompot kusi, ale to Ciebie powinniśmy teraz rozpieszczać. Gdybym potrafił wyczarować drozdy ze śliwkami to i tak podejrzewam, że rano wolisz coś lekkostrawnego. Jeśli palisz papierosy i pijesz kawę, napadnę na Ciebie w styczniu. Serdecznie pozdrawiam.
Chciałem napisać „Jolinku, kuruj się, wracaj”, ale zawsze coś mnie musi podkusić. Kosz przysmaków od redakcji „Polityki” także by Jolinkowi nie zaszkodził.
Jolinku – Wracaj 🙂
(i butelka szampana – Nemo już wspomniała, że zimne pomaga)
moja tuba:
„na zielonam gankie, na zielonam gankie,
siedzial ulan z swaj kochankie,
on ja za kalieni, ona sie czerwieni,
bo,bo,bo…
pa kieliszkie winka, pa kieliszkie winka,
mali skacze kak sprienzinka…”
… zaraz bendzi swawolieni 😉
Dzień dobry Blogu!
Szampana dla Jolinka popieram 😎
Dzień jak co dzień. Rano szron, po południu ma być +8 i tak co najmniej do wtorku, słońce, słońce, słońce…
Wczoraj, za jedne 2,35 Fr nabyłam „dananasa” i zjem go na surowo.
Gospodarzu,
ten „pudding morełowy” to chyba po wenecku, a nie po jeniecku? 😉 Królika zostawię w spokoju, niech Placek mu dostawia literki 😉
jotko dziękuję .. córcia mi załatwiła właśnie taką panią, która robi „cuda” .. jak nie pomoże to skorzystam z Twojego polecenia …
Placku nawet Cie przytulić nie mogę za dobre słowo bo mi ręka zdrętwiała i było by trudno …
Krysiude też mnie to niepokoi bo zwykle trwało kilka dni i po ćwiczeniach puszczało ..a teraz bardzo wolno wracam do normy ..
szampana wypije z chęcią ale muszę poczekać bo z prochami nie smakuje ..
idę ćwiczyć ..
„ja jestem menszczyzna pracujacy, zadnej pracy sie nie boje…”
(co poeta ma na mysli?
trawestuje maksyme kwiatkowskiej z „czterdziestolatka”)
w polowie lat siedemdziesiatych wyladowalem latem w paryzewie
(oczywizda na budowie i na czarno)
i mialem szczescie,bo byl to remont starej knajpy wraz z piwnica(hej!)patron staral sie jak mogl, pichcil ciagle, starajac sie nam, polskim robolom
(polowa z wyzszym wyksztalceniem,he,he) dogodzic,
ale wlasciwie tylko ja(i tez nie w pelni) to docenialem;
wiekszosc tesknila(od profesora do studenta) za bigosem.
Jolinku,
Gdyby z p. Rakowskim nie wyszło, to polecam jeszcze mojego osteopatę – p. Wojtka Wójcika. To on on kilku lat utrzymuje moją dyskopatię w stanie nie wymagającym środków przeciwbólowych. W razie potrzeby również służę noclegiem.
http://www.rehabilitant.pl/
Oczywiście Nemo, masz rację. To są rezultaty skanowania tekstu i pobieżne jego przejrzenie zamiast prawdziwej korekty. Dzięki.
Krysiade (10.39) – do odważnych świat należy, podobno 🙂 A jak się miewa Twój piesek, czy juz podporządkował sobie domowników?
W Warszawie słoneczko 🙂
Nemo – Królik może sobie sam te dwie literki dostawić, a kompot był bezsilny. Czego Was dzisiaj w tych szkołach uczą? Po drugie, nic z tego nie mam. Po trzecie nie znam francuskiego 🙂
Jestem mężczyzną. Boję się.
Barbaro – mój pieseczek ma się doskonale. Słusznie się domyślasz – cała rodzina została całkowicie zawojowana przez tego małego łobuziaka. Na szczęście ma tzw. wrodzoną grzeczność i nie terroryzuje nas zbytnio.
Co do odwagi to chyba jednak muszę ją zebrać.
na szampana dla @ jolinka chetnie sie dorzuce,
ale osobiscie znosze go tylko w jednej formie:
marc de champagne.
? propos paryskich restauracji, to jeszcze raz chcialabym podziekować za wszystkie rady tu udzielone. Dotarlismy podczas długiego weekendu listopadowego do kilku lokali nad Sekwaną i było bardzo smacznie!
Niemniej jednak wyprawa ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że kuchnia wloska jest jednak najlepsza na świecie 🙂
Marc de champagne?
Najlepsze zastosowanie 🙂
Dziś na obiad (jestem sama) były meksykańskie tortille z guacamole, pomidorem i sałatą. Całkowicie wegetariańskie.
Jutro w południe przyjdzie chłop z cielęciną.
Ha ha!
http://imgur.com/8jWiL
Witam serdecznie. 😀
Nemo, Gospodarzu, jednym słowem można nieco zmienić stare porzekadło, na; „byk, bykowi oka nie wykole”. 😉 😆
Alicjo, a to Ci spryciarz. 😆
Jolinku, trzymam kciuki zapamiętale.
U mnie mglisto, pochmurnie i rzekłabym, że do ….. kitu. 🙁
Czekam z utęsknieniem na internet u Pyry.
Dzisiaj się dowiedziałam od administratora naszej wspólnotowej sieci, że będziemy płacić za szerokopasmowy internet …… 1,39 od mieszkania. 😆 😆
Chyba mamy najtańszy internet w Kraju i to dzięki dwóm zapaleńcom, którzy za dbanie o sieć nie biorą ani grosza. 😆
Zgago – miło czytać, że są jeszcze entuzjaści – altruiści.
Co do Spryciarza, fotografowi się udało 🙂
Kulinarnie podsyłam (to Jerzor wynalazł) skalę ostrości papryki, Ja używam jalepeno i lubię sobie na surowo zjeść tę papryczkę, ale muszę usunąć pestki, bo tam diabeł tkwi. Kiedy rozkrajam tą niewielką przecież papryczkę, gardło mi natychmiast puchnie, muszę ja trzymać jak najdalej od siebie.
Jest doskonała zamarynowana z pestkami, to mogę jeść łychami nawet, bo wtedy nie ma tych „wyziewów”, charakterystycznych dla świeżo rozkrojonej papryki i moję oddychać bezkarnie.
Z innych próbowałam habanero, wyżej na skali, ogień z piekieł.
Cayenne mam tylko sproszkowaną, jest ostra bardzo, ale do potraw dodaje się aby-aby, każdy może doprawić sobie na talerzu.
Red chile – bez tego żadna pizza u Bonnie się nie obejdzie, ja tego sypię…nie powiem, ile.
I od razu zaznaczam, że ja czuję smak potrawy, nie zabijam jej przyprawą, tak mam, że lubię ostre i jestem do tego przyzwyczajona.
http://blogs.plos.org/speakeasyscience/files/2011/11/chilitemp.jpg
Dzien dobry,
Alicjo, probowalas papryczek chipotle?
To jest odmiana jalapeno (morita). Papryczka mala, czerwona i ostra.
Alicjo – mam pytanie – czy do gołąbków Tereski Pomorskiej można zrobić sos pomidorowy?. Będę wdzięczna za szybką odpowiedz.
Jolinku, bardzo Ci współczuję i mam nadzieję, że Pani, polecona przez Twoją córkę, pomoże Ci skutecznie. Miło, że zajrzałaś tu wczoraj 🙂
Dziekuję Gospodarzowi za wczorajsze przepisy a dzisiejszy Krysiade też jest do sprawdzenia.
Nisiu, nigdy przedtem nie słyszałam Hayley Westenra, jaki piękny głos i pełne wdzięku wykonanie.
Nemo, Twoje wczorajsze zdjęcia to przyjemność dla oka. Masz to na co dzień, szczęściara z Ciebie 🙂
W cytowanym przez Gospodarza fragmencie jest mowa o Grand Vefour.
http://www.relaischateaux.com/fr/search-book/hotel-restaurant/vefour
Niedawno podawałam już tę stronę, więc się powtarzam ale to naprawdę wyjątkowe miejsce. Wchodząc na stronę Guy Martin, kierującego tą restauracją, można znaleźć kilka jego przepisów, np na placuszki z topinambour ( z suszonymi figami) .
Alino,
cieszę się, że sprawiłam Ci przyjemność. I wszystkim innym, którzy lubią takie jesienne nastroje 🙂 Dzięki za miłe słowa.
Ta paryska restauracja prezentuje się pięknie. I praktyczna jest. Inne to tylko Visa, Mastercard, American Express itp. a oni – „Enfants accept?s” 😎
Nemo, w notce o G. Martin czytam, że dla niego największym autorytetem jest Fredy Girardet z Crissier 🙂
Różnie to bywa z pięknymi widokami,jakie są wokół nas każdego dnia.
Mam kuzynkę mieszkającą w pięknych okolicznościach przyrody,niedaleko
Makowa Podhalańskiego.Wystarczy wyjść przed chałupę i podziwiać.
Dla niej jednak są to widoki tak codzienne i banalne,że już nawet ich nie dostrzega.Co ciekawe,nie widzi ich,bo jej spowszedniały,ale kiedy jest w Warszawie,to po dwóch dniach cierpi i chce wracać do domu.
Ja mam odwrotnie,jak jestem u niej to wcale nie cierpię i wcale nie chcę wracać po dwóch dniach do domu 😉
Krysiade-Twoje kotlety z selera zaplanowane jutro na obiad.
Czekamy na kolejne wegetariańskie propozycje 🙂
chesel-kuchnia francuska jest też wspaniała 😀
Najlepiej się o tym przekonać gdzieś w małych,regionalnych oberżach w
Owernii,Bretanii,Prowansji albo w takiej Burgundii 🙂
Jolinku-uściski !
Upiekłam ciasto z jabłkami na kruchym spodzie i z kratką na wierzchu. Zrobiłabym mu zdjęcie, ale Osobisty zabrał fotoaparaty na górską wyprawę 🙁 A taka ładna kratka mi wyszła…
Nadzienie wykombinowałam z jabłek boskoop podsmażonych na maśle z dodatkiem imbiru, brązowego cukru, otartej skórki i soku z cytryny oraz garści rodzynek i szczypty cynamonu. Po ostudzeniu wyłożyłam na okrągłą blachę wyścieloną ciastem, potem kratka i już. Może jeszcze posypię cukrem-pudrem.
Jeśli ciasto okaże się dobre, zrobię takie na poniedziałkowy targ cebulowy w Bernie tj. na doroczne spotkanie przyjaciół z tej okazji. Dzień później Młodzi odlatują do ciepłych krajów. Jeszcze sobie nie próbuję wyobrazić, jak to będzie bez nich przez prawie 3 miesiące 🙄 Pierwsze święta bez naszego dziecka… Eh 🙁
Danuśka,
masz rację. Moje otoczenie jest takie zwyczajne, ot, kulisy codziennego życia. Nie zwraca się uwagi. Dopiero powroty skądinąd albo goście wgapieni w landszaft uświadamiają nam jego unikalne piękno… Albo jakaś katastrofa, powódź, osuwisko, lawina – ukazuje grozę czającą się za tym pięknem i kruchość ludzkiego istnienia i jego zmagań z żywiołem… I dzielność oraz pomysłowość tych ludzi w radzeniu sobie z przeciwnościami losu 😎
Nemo, i bez zdjęcia widzę to Twoje ciasto, a nawet potrafię sobie wyobrazić jak wybornie smakuje 😀 Ale ciekawa jestem czy ciasto na spodzie najpierw podpiekłaś?
Nemo, w Twojej galerii fotograficznej są już dwa zdjęcia pięknych ciast z kratkami, czyżby ta była jeszcze ładniejsza? 😀 A może telefonem pstrykniesz?
Masz rację, Małgosiu, ładniejszej chyba nie potrafię 🙁
Osobisty wrócił do domu i pierwsze, co usłyszał: dawaj aparat! Bo ja mam telefon przedpotopowy, do telefonowania, SMS-ów i obrony przed bandytami 😎
Tu jest moje ciasto z bliska , a kratka – dwa obrazki wstecz.
Barbaro,
spodu nie podpiekałam. Prawie nigdy nie podpiekam. Ciasto rozwałkowałam bardzo cienko, dało się, bo dodałam kwaśnej śmietany i było dość elastyczne. Piekłam pół godziny w 200 stopniach.
Po zrobieniu zdjęć spróbowałam. Powtórzę 🙂
Drogie Przyjacielstwo!
Jakbym napisał Drodzy Przyjaciele, to by się obraziły panie. Jeśli Drogie Przyjaciółki, to klopoty miałbym z Ewą. A więc Drogie Przyjacielstwo Blogowe. Dziękuję za życzenia a wcześniej za słowa otuchy! Ma się ku dobremu!
Wczoraj były piękne plany, ale wyszło jak zwykle… Przed ćwiczeniami moja terapeutka ( ma na imię Mercedes, sic!) zauważyła na kolanie ślady krwi. Oczywiście alarm, nie ruszaj się, zaraz będą lekarze itd itp. Ledwo ją przekonałem, żeby zadzwoniła do mojego chirurga. OK, udało się. Pojechaliśmy do niego. Niedaleko, tylko pół godziny jazdy. Trwało to, bo trwało, ale się opłacało. Zobaczył, zmieniono opatrunek (oderwał się jakiś mały strupek) i stwierdził, że wszystko w porządku. Przy okazji zniósł mi połowę leków, kazał już zdjąć takie chole… uciskowe pończochy i pozwolił prowadzić własnonożnie pojazdy mechaniczne!
Oczywiście rezerwację w restauracji trzeba było odwołać. Nic to! Kupiliśmy świerzutkie przegrzebki i zrobiłem je na maśle z czosnkiem i orzechami na żytnim makaronie. Aha, jeszcze ważna wiadomość. Lekarz pozwolił mi na kieliszek Chablis, który wychyliłem na Waszą cześć.
Dziękuję, Przyjacioły Moje!
https://picasaweb.google.com/115740250755148488813/JesienIEscalopy?authkey=Gv1sRgCKavmdTwm_fCeA#slideshow/5677879587014977842
Nemo, teleportuj to ciasto do mnie, proszę! Piękne!
Cichalu, świetne wiadomości, oby tak dalej! U Ciebie też jesień piękna i kolorowa.
W Szwajcarii bandyci 🙄
Neeemmooo ! Jak możesz, teraz mi ślinka leci. 😀 Jak mi się klawiatura utopi, to będzie Twoja wina. 😉 😀
Małgosiu, Nemo nam daje znać, że ma „zasłużoną” komórkę – bez GPS a to oznacza, że nie musi się bać bandytów. 😉
Taka kokietka. 😆
Cichalu, w moich okolicach nie rosną drzewa z tak intensywnie czerwonymi liśćmi. Tak pięknie czerwone liście mam okazję obejrzeć tylko, gdy jadę do Siostrzenicy – „nasza” kamienica jest obrośnięta winem i tylko jego liście mają jesienią tak mocny, czerwony kolor.
Kurcak, jeszcze nie miałam okazji skosztować przegrzebków, może mi się uda, gdy będę miała okazję odwiedzić Francję. U nas wprawdzie też są, ale ceny nie dla b. przeciętnych emerytów.
Zgago, 😉
moja komórka może służyć za kastet (pewnie nawet wbicie gwoździa zniesie bez szkody 🙄 ). Poza tym na jej widok każdy potencjalny złodziej-bandyta pęknie ze śmiechu i nie będzie miał siły dalej rabować 😎
Na kolację tradycyjnie gravlaks (wystarczy chyba jeszcze do czwartku) z sosem musztardowym, sznycelki z sarny w sosie z czerwonego wina, kluseczki spaetzli, botwina z czosnkiem, sałata.
Kątem ucha usłyszałam w telewizorze (arte), że 8 tygodni medytacji spowalnia starzenie, wiara w lekarzy i skuteczne lekarstwa – uzdrawia. Natomiast przekonanie, że się dostało placebo, choć w rzeczywistości środek przeciwbólowy powoduje, że ból nie ustępuje, lek nie działa 🙄 Tak silny jest wpływ naszego ducha na ciało 😯 I tak silny jest nasz „wewnętrzny lekarz”, którego medycyna tylko może wspomóc, ale nie zastąpi.
Kiedy mój Osobisty i dziecko jednocześnie mieli koklusz i Osobisty usłyszał, że kaszel może trwać 8-10 tygodni, to kaszlał 10 tygodni. Dziecko tylko 8, ale miało dopiero 4 lata i nie znało się na kalendarzu 😉
Dobrze, że Osobisty nie znał angielskiego określenia kokluszu – choroba 100 dni 🙄
Jak mój syn miał koklusz i po 6 tygodniach poszedł do szkoły, a mnie się wydawało, że już prawie nie kaszle, to go wyrzucali z lekcji za ten kaszel 🙄 Jakby mi dwoje tak kaszlało w domu to bym chyba oszalała i uciekła 🙂
„…gorąco-zimne filety z młodego królika w galaretce” to jest dopiero dziwoląg 🙄 Tłumacz tej książki marne ma pojęcie o kuchni francuskiej, skoro sobie na coś takiego pozwala. Chaud-froid znane było nawet Ćwierczakiewiczowej, która proponowała „Chaud-froid czyli kwiczoły w auszpiku na postumencie”. Chaud-froid oznacza przygotowanie na gorąco, ale podawanie na zimno, w zastygłej galaretce. Filety z królika nie mogą być gorąco-zimne. Czasami niewszystko musi być dosłownie tłumaczone, jak w jednym kryminale, gdzie występuje pan Brązowy ze Szkockiego Podwórka 🙄
Małgosiu,
ja z nimi pojechałam do Włoch, bo tak poradził lekarz, że nie ma co rezygnować z urlopu, a zmiana powietrza może nawet dobrze zrobić. I tak było, że co wieczora przeżywałam męki, kiedy po 1-2 godzinach snu budzili się dusząc od kaszlu. Potem zasypiali i spali do rana. Miałam już taką rutynę, że na podorędziu trzymałam rolkę ręczników papierowych, oni odkrztuszali i… spokój. Pamiętam dokładnie wycieranie posadzki w bazylice św. Piotra i bruku w Asyżu 😉 Poza tym wakacje bardzo udane. I zobaczyliśmy Asyż przed trzęsieniem ziemi.
Sama się nie zaraziłam, dumna ze skuteczności komunistycznej szczepionki 😎 Może to przekonanie mnie uchroniło? 😉 Tutejsze są podobno tylko w 60 proc. skuteczne. Tak powiedział mi pediatra, na moją uwagę, że przecież dziecko szczepione, skąd ten koklusz? 😯
nie wszystko 🙄
Krysiade,
pewnie można chlapnąć pomidorami te gołąbki Tereski, sos pomidorowy pasuje chyba do wszystkich gołąbków, tylko ja mam skrzywienie, że sosu nie.
Trochę mi zabrało czasu, żeby odpowiedzieć, bo udałam się do kuchni zaraz z rana, dzisiaj uszkuję, jakby to powiedział Pan Lulek.
Póki co, zrobiłam ciasto i farsz, lepić będę jutro. Pyra (cholera!!! gdzie jest Pyra?!) doradzała, żeby zwalić robotę na synową, ale dopóki mam sprawne ręce – uszka muszą być moje, moje!!! Temi własnemi ręcami, o!
Zgago,
przegrzebane na Florydzie kosztuja o połowę taniej, niż w Kingston, a przecież te z Florydy i te z Kingston pochodzą z jednego miejsca, ze stanu Maine, który jest ode mnie rzut beretem (relatywnie rzecz biorąc, bo kilkaset km).
Smak to one mają taki, że przeleci ci przez gardło takie galaretowate cuś, więc potem następną przegrzebę doprawiasz. Ja doprawiam chrzanem, trochę soku z cytryny, kroplą tobasco oraz co tam za sosik osobno podadzą, przeważnie cos ostrego i na pomidorach. Smak chyba w przyprawach, bo tego galaretowatego nie ma czasu posmakować w y r a z i ś c i e, tak bym to określiła. Mnie smakowało, a Kapitan zauważył, że przy moim apetycie pójdziemy z torbami, więc lepiej na łajbę i odciąć babę od korytka 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_1970.JPG
Moje dziecko też było oczywiście szczepione, leczone antybiotykiem i może dlatego ten koklusz miał dziwny, bo kaszel był zupełnie suchy i zniszczył mu struny głosowe 🙁
Przegrzebki to nie ostrygi i nie je się ich na surowo.
Alicjo – dziękuję.
Zrobiło mi się rzewnie. Oto nasze improwizowane obiady na łajbie, i jak to Jerzor do dzisiaj wspomina, w zapasach mieliśmy tylko podstawowe, nie psujace się szykbo produkty, a jedliśmy po królewsku, wydziwiając 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2064.JPG
Skorupa przegrzebka
Grzebanie w przegrzebkach niewskazane, je należy po prostu jeść.
Znam słowo „oysters”, po polsku „ostrygi” – i to się podaje w restauracjach u nas, co pokazałam na zdjęciu.
Szukając słowa polskiego (bo nigdy w Polsce oysters nie jadłam) znalazłam tłumaczenie, że to przegrzebki.
Jak zwał, tak zwał, jest to dobre, ja jedząc cokolwiek, nie rozbieram na czynniki pierwsze i nazwy według encyklopedii, ja po prostu cieszę się smakiem.
Pewnie to oznaka rozwiązłego charakteru i totalnego neptyka, ale co mi tam 🙂
Małże Świętego Jakuba
http://www.lamaree.pl/pl/art/1268/Malze-Sw-Jakuba-opakowanie-2k
Alicjo, przegrzebki to scalops.
Neptyk jest to optyk specjalista od noktowizorów.
Przegrzebek internetowy to escalopek.
Muchomor sromotnikowy też ponoć smaczny.
Udaję się terapię.
Jutro w samo południe … Pyra wraca 🙂
Czy wierzycie w życie pozablogowe?
Pomimo, że to nie nasze święto (nie nasi przodkowie byli goszczeni przez Indian i nie nasi zrobili im potem kęsim-kesim) ale urządzamy Thanksgiving Day. Ewa już zaczyna walczyć z indykiem nacierając go ziołami. Już są żurawiny do zrobienia i słodkie ziemniaki. Nie pieczemy ciasta dyniowego, bo będzie go dosyć po zbiorach z dekoracji jesiennych. Mam dobrą wiadomość. Może zagości u nas Nowy z latoroślą.
Pyro! Już wiem od Nowego cośmi, Dobra Kobieto, przez Niego wysłała! Niech Ci Bozia wynagrodzi w czym szczególnie sobie życzysz. Ja tam już na wyspach coś dla Ciebie upatrzę…
Mnie tam ganz egal, prima pomada, byle dobre było, Cichalu.
Ja o tem mówiłam i nie moja wina, że taki wielki sznureczek, o!
http://www.google.ca/imgres?q=przegrzebki&hl=en&sa=X&biw=1622&bih=880&tbm=isch&prmd=imvns&tbnid=5H1ecpdOeW1VLM:&imgrefurl=http://adamczewski.blog.polityka.pl/2007/05/11/mieczaki-dla-twardzieli/&docid=LspuMokWkVVZuM&imgurl=http://adamczewski.blog.polityka.pl/wp-content/uploads/ostrygotw300.JPG&w=300&h=286&ei=LBvMTrugB6n00gGXuoUz&zoom=1&iact=hc&vpx=186&vpy=326&dur=3671&hovh=219&hovw=230&tx=73&ty=248&sig=103848450876019863155&page=1&tbnh=161&tbnw=161&start=0&ndsp=28&ved=1t:429,r:7,s:0
No, to co to jest, jak nie to, co jadaliśmy?!
No właśnie 🙄
tu Gospodarz opowiada m.in. o ostrygach, a tuz za – o przegrzebkach itd. można poczytać i pooglądać:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2007/05/11/mieczaki-dla-twardzieli/
Tam są obrazki z podpisami nad nimi. Wystarczy obejrzeć i przeczytać.
No właśnie 🙄
Antku – Smacznego, ale wszystkie terapie w polskich sklepach pochodzą z Wietnamu, a tam…(efektowna przerwa).
Terapia najlepsza jest prosto z jeziora 😎
Fantastyczne muszle św. Jakuba jadłam w nieistniejącej już niestety restauracji Absynt 🙁
pamiętam, że przegrzebki zamówiła MałgosiaW. w restauracji francuskiej, gdzie ucztowałyśmy po majowych Targach Książki. Na sporym talerzu podano trzy przegrzebki, zanurzone w musie kalafiorowym (chyba) z jakimiś kleksami z groszku. Małgosia – jako dobra koleżanka podzieliła się z nami tym rarytasem, a że było nas trzy, to… 😀
Proponuję byśmy zaostrzyli ton nienawistnej kłótni o owoce morza (akurat były pod ręką) bo za 10 minut przyjedzie straż pożarna by krew z podłogi zmyć, no i moglibyśmy coś wypić 🙂
Nie muszle, małże 😳
Basiu, ta restauracja to La Table. W Absyncie podawali te przegrzebki zapiekane właśnie w muszlach.
Małgosiu – Wszyscy wiemy, że jesteś damą, z muszli fantastyczne małże jadłaś, bo to jest piękne. Worek z muszli wygnanych i więzionych w Biedronce to nie to samo 🙂
Alicjo. Na łódce będąc jedliśmy ostrygi, czyli oysters. Tzn. myśmy jedli a Ty pożerałaś 🙂
Czas mi się tu zgłosić.
Dobrywieczór blogowisku.
Wziąłem dziś udział w turnieju skata.
Dla niewiedzących, to taka gra w karty, bardzo popularna tu, a i na moim rodzinnym Śląsku. Nie zagrałem z poważnym towarzystwem od ponad dwudziestuparu lat, więc nagrodę za dziewiąte miejsce (butelka wina musującego, nie zdradzę na ile osób, ale wczoraj jeszcze zapowiedziana moja nieobecność zagroziła w ogóle odbyciu się tego spotkania) mnie trochę zdziwiła.
Pierwsze miejsce: Gęś, dalej indyk na siedem i pół kilo, dalej dwa indyki po jakieś 5, potem maleńki indyk, niewielki, niewiele większy od dobrej poulardy. Wziąłbym chętnie, bo czas na to, ale nie stało.
Grały przeważnie stare wygi. Były trzy rundy po 21 gier i stopniowayłem się. Szkoda mi, bo w trzeciej rundzie zepsułem jednamu z faworytów wynik, seniorowi spotkania 71 – latkowi. Zacząłem grać coraz bliżej tego, co grałem dawniej i przegrał więcej niż się spodziewał.
Marna pociecha, jak z psem ogrodnika.
To tylko tak na Cichala wzmiankę o indyku.
A Alinie i Cichalowi jeszcze spóźnione, ale tym serdeczniejsze życzenia.
Dopadła mnie wczoraj słabość. Łupał mnie ząb, musiałem do cyrulika, a ten mi dał. Dał mi tak, że jak sobie wieczorem jeszcze wlałem na to, to padłem z jednego wpisu na drugi, dlatego musiałem się rychle pożegnaći, bo tylko jeszcze widziałem ze wszystkiego po dwakroć .
A teraz też już czas na mnie.
Wszystkim życzę dobrej nocy.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_1917.JPG
Niektórzy wiedzą lepiej, co ja jem, ale niech im będzie.
Przyznaję bez bicia – pożerałam 🙄
Ty też, w ulubionej knajpce Hemingwaya 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_1920.JPG
To być może Cichal lub Umberto Eco, ale nikt mi nie wmówi, że to Hemingway, ukradkiem sączący absynt ze skorupki po ostrydze.
to nie jest fajka
.
Czy ja komukolwiek cokolwiek wmawiam? Ja tylko relacjonuję, lepiej lub gorzej…
To tak na wszelki wypadek, żeby nie było na mnie. Co mam zresztą w głębokim poważaniu.
Hej! Jaki genialny Google dzisiaj! pogralam, mam IQ<50 zapewne 😀
BRA! Wszystkim!
O, joj! Alinie i Cichalowi wiele dobrego! Ja taka jakaś spóźniona 😉
Żurek najlepszy na świecie!
Kocham Pana, Panie Leszku!!!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7286.JPG
…że też mi się zebrało na wspominiki…
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_7287.JPG
Po cichu namawiam Jerzora na ten nastepny rejs i tak mu pokazuje od kuchni DM…
Mój wkład w dyskusję o przegrzebkach:
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/Przegrzebki
Nisiu – Nie pytaj dlaczego jest to dla mnie ważne i wmów mi że to był jednak Hemingway, bo pisarki mają chody u pisarzy (tak na mieście mówią).
Alicjo – Przed Tobą operacja, trudno się dziwić, że Ci się ostrygi z przegrzebkami mylą. Zbrodnią jest to, że to nie ja zrujnowałem Cichala.
Poza tym głębia Twej przyjaźni z Nemo jest legendarna, a to jest najważniejsze 🙂
Wpisujmy się nawet po przekątnej.
Sławku, spokojnej nocy.
Placku,
ja tam się nie znam, ale rzadko których znajomych (trochę ich się zebrało po drodze życia) zaliczam do przyjaciół.
Cichala i Ewę zaliczam – bo jak to powiedział ten od Puchatka chatki, Jerzy Tarasiewicz…”no dobra, dobra… jak się po 2 tygodniach nie pozabijacie…”
Zdziwion, że po 2 tygodniach zacumowaliśmy ante portas, nie pozabijaliśmy się, przeciwnie wręcz, zadzierzgnęliśmy te tam, więzi.
Głębia legendarna przyjaźni? Rozwiń temat, bo ja durna baba ze wsi, jak zwykle, nie pojmuję.
Przepraszam, że jestem, ale nie zamierzam odejść. Można mnie nie czytać.
Proste.
Dzień dobry,
Dziecku z przyjemnością oddaję każdą wolną chwilę, poza tym dziecko zawładnęło, jak już wspomniałem, moim samochodem i telefonem. Tylko patrzeć, gdy dojdzie do wniosku, że bez komputera też wytrzymam. Korzystając z okazji, że jeszcze mam do niego dostęp, chcę się pochwalić, że w sobotę odwiedzimy Państwa Cichalów – dostaliśmy specjalne, osobiste zaproszenie.
Ma być spóźniony indyk, ale to przecież nie nasze święto, więc datą możemy bezkarnie manipulować jak nam się podoba.
Z wizyty zdam relację, może nawet jakieś zdjęcie uda się cyknąć.
Przed cotygodniową zagadką Gospodarza, pytanie do wszyskich – kto to powiedział:
„Nie odkładaj nigdy do jutra tego, co możesz wypić dzisiaj”
Dobranoc 🙂
Nowy,
koniecznie zabierz Dziecko, jak będziesz u Cichalewskich, do Rockefellerów.
Warto.
Alicjo,
Dzięki.
O milionerach R. wiem, bo byłem tam kilka razy. Teraz zwiedzanie jest chyba zawieszone do wiosny, ale Chagall w kościółkowych witrażach jest dostępny cały rok. Tam zajrzymy.
Witam.
Konkurs.
Tuwim, nagrodę proszę przekazać w nie moje ale dobre ręce.
Yurek, gratulacje. Wydaje mi sie, ze nagrodę nalepiej wypić razem