Jaki jest pożytek z orzechów laskowych
Trochę się boję łazić po leszczynowych zaroślach, bo pełno na nich (podobno!) kleszczy. Ale łakomstwo jest silniejsze niż lęk, więc zbieram orzechy ścigając się w tym z wiewiórkami. Zwłaszcza, że one większość zbiorów marnują zakopując je i zapominając gdzie te skarby złożyły na zimę. A ja orzechy dobrze spożytkowuję. Dodaję np. do chleba pieczonego w prodiżu lub do nalewek.
W 1845 roku wydano w Wilnie „Zielnik ekonomiczno-techniczny ułożony dla gospodarzy i gospodyń” a napisany przez Józefa Geralda-Wyżyckiego. Autor o leszczynie pospolitej pisał tak:
„Krzew wielki, krzaczysto-gałęzisty, urasta niekiedy w drzewo 20 stóp wysokości i 8 cali średnicy mające. Leszczyna, oprócz niskiego mokrego, żadnym gruntem nie gardzi, lubi jednak głęboko wzruszony, tłusty, bardziej suchy niż wilgotny i nieco ocienione stanowisko. Do lat 15 rośnie prędko i sporo, potem coraz powolniej, a w 30-40 już się starzeje i obumiera. Drzewo leszczyny wzięte z pniów grubszych jest białe, gibkie i niezbyt miękkie; przydatnem jest na rozmaite mniejsze sprzęty. Młode wicie dostarczają bednarzom bardzo dobrych obręczy na naczynia mniejsze. Gałązki czerstwe upalone w naczyniach glinianych zamkniętych wyborne są do rysowania, robienia prochu ruszniczego w lepszym gatunku, któren od tego nazywano dawniej prochem leszczyńskim. Popiół z niej zawiera wiele dobrego potażu.
Kotki nalane spirytusem albo okowitą i postawione na czas niejakiś w cieple, dają przedziwny balsam na świeże rany. Ususzone, zmieszane z sianem i dawane owcom w jesieni i na wiosnę przez dni kilkanaście, mają być doświadczone prezerwatywą przeciw chorobie gnilnej tych zwierząt. Można też z nich wytłaczać dobry olej. Korzec zebranych z pyłkiem i wysuszonych kotków daje 6-8 funtów czyli garniec oleju.
Orzechów nawet dziko rosnących rozmaite są odmiany; mianowicie co do owoców, są: bardzo małe, większe, podługowate, okrągłe, ostro lub tępo zakończone, gładkie, brózdowane, kątowate z łupiną grubą i twardą, z cienką i delikatną; jedne mają jądro słodkie, delikatne i smakowite, inne znowu z jądrem twardem mniej smacznem.
Jądra dojrzałych orzechów zawierają 60/100 części wagi swojej przedziwnego oleju, któren może się równać z migdałowym i w domowem użyciu oliwę zastąpić; gęstszy jest nieco od niej, i w temperaturze 15 stopni Reaumura poniżej O st. krzepnie. W lampach pali się płomieniem czystym i jasnym, jak migdałowy, a wytłoczyny orzechów tuczącym są karmem dla ptactwa domowego i bydląt. Orzechy aby się długo konserwowały, powinny się zbierać, gdy zupełnie dojrzeją, albo gdy same z drzewa opadną; niedojrzałe, jak je zwyczajnie pospólstwo zbiera, łatwo jełkną, ziarna ich bardzo zsychają i marszczą. Jądra orzechów powszechnie lubionym są
owocem; obficie użyte atoli obciążają żołądek, i chrypkę, a nawet dycha wice (asthma) sprawują. Ażeby smak orzechów przyjemniejszym uczynić, kładą się oczyszczone jądra do świeżo udojonego mleka na godzin 12 do 24. Tymże sposobem można odświeżyć i poprawić smak orzechów starych już nieco jełkich. W cukierniach, karmelkowane, cukrowane, glasowane orzechy, równie jak w domowych aptekach, smażone w miodzie należą
do stołowych łakoci. Można też z nich sposobem wiadomym robić mleko chłodzące, czyli orszadę do migdałowej podobną. Za czasów zabobonnych używano gałązek leszczyny na rózgi wieszczbiarskie, mianowicie do odkrycia w ziemi zakopanych skarbów.”
W przyszłym roku, w lecie, zrobię leszczynową orszadę. Tymczasem zaś zabieram się do pieczenia chleba z ziołami, pestkami i orzechami (także laskowymi), bo jutro będą wieczorem goście i obiecałem im chleb maczany w oliwie przywiezionej znad Lago di Garda.
Komentarze
Dzien dobry,
czas wiec na wice, dawajcie je prosze.
Moze ich byc nawet dycha.
W tym sensie zycze dobrego weekendu,
pepegor
I od mnie dzień dobry.
Właśnie przeszła piękna ulewa. Zmyła kurz po upalnym (33 stopni) dniu i odświeżyła powietrze. Dzięki ulewo – nie muszę podlewać.
Taka magiczna różczka z leszczyny niejednemu by się przydała.
Orzechy laskowe to jest to!
Mym ulubionym łakociem w czasach dziecięctwa była czekolada mleczna z orzechami laskowymi. Nie wiem czy w fabryce Wedla moczone je w mleku lecz smak miały niezrównany. Czekolada takowoż.
Chleba piec nie bede i jus! Naszła mnie chętka na kurczaczka. Ściślej mówiąc na udko (pałeczka) smażone na maśle z dodatkiem soli jedynie. Do tego gruszka miłości sowicie posypana pieprzem. I lampka białego wina z kiwi (oczywiście dobrze schłodzonego). Na zakończenie pracowitego (i to jak bardzo) tygodnia chyba zasłużyłam na spełnienie niewielkiej zachcianki.
Składniki czekają, idę zatem do kuchni.
Niechaj Wam weekend przebiega miło i spokojnie.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Dzień dobry Blogu!
Deszczu, deszczu, chcę deszczu!
Zwierzątku życzę dobrej kolacji i spokojnej nocy 🙂
Łukowianki i trzy orzeszki dla Kopciuszka
To prawda, że łakomstwo jest silniejsze od lęku, ale tym którzy lubią się bać przed jedzeniem przypominam, że to sama leszczyna stanowi największe zagrożenie, ale być może nasz Wieszcz miał na myśli leszczynę litewską.
„Leszczyna jak menada z zielonymi berły,
Ubranymi jak w grona, w orzechowe perły.”
Ta menada już od dwóch tysięcy lat udaje, że drzemie, ale tak naprawdę cierpliwie czeka na sygnał od Dionizosa (często przebranego za wiewiórkę) by się wespół z nim na ofiarę rzucić, młodym winem napoić zmusić do chóralnego śpiewu. O kleszczach w leszczynie mitolodzy milczą.
Dziwne, ale za mną także kurczak chodzi, potrząsa torbą jabłek i zepcze coś po francusku 🙂
Orzechów laskowych powinno starczyć dla wszystkich ssaków. A gdyby tak spragniona wiewiórka Gospodarzowi ukradła w loszku zapomnianą butelkę Petrusa?
Lago du Garda w niczym mi nie przeszkadza, ale za reakcję Nemo nie ręczę 🙂
Nemo przygryzła wargę do bólu i… milczy 😉
Trenuję.
Łyska się, a nie grzmi. Na leszczynę nie liczcie w tym roku 🙄
Pisał klasyk jakieś 50 lat temu.
Placku,
już nie bądź taki zasadniczy! Nie będziemy chyba żałowali wielkiemu człowiekowi jednego małego „c”? 😉 🙄
Piotrze,
z tymi kleszczami, to faktycznie strach się bać. Moja koleżanka od czerwca walczy ze skutkami ukąszenia. Mimo, że kleszcz został zauważony natychmiast i natychmiast usunięty. Najpierw długo leżała na neurologii. Teraz uczy się chodzić o kulach w ośrodku rehabilitacyjnym.
Z jednej strony nie można się dać zwariować, ale też … Loteria i ślepy traf 👿
A orzechy laskowe są pyszne 🙂
Miłego dnia 🙂
Echidno,
podeślij trochę gradusów. Wodą z nieba mój ogród też nie pogardzi 😉
Kolorowych snów 😆
Zupełnie jak japoński film z dubbingiem…
Przepraszam, to wszystko wina świeżo udojonego mleka, muszę 🙂
Mój kot też musi po mleku.
Na obiad marchewka. Wyrwałam wczoraj z zamarzającej ziemi. Już czas. Niby słońce i słońce, ale w zacienionych miejscach… 🙁
Dzień dobry 🙂
Za mną też zaczął chodzić kurczak. On nie Echidny i nie Placka. Jakiś inny. I będzie tak chodził do poniedziałku 😎
w zwiazku z tym, ze jako jedyny tutaj, widze w sobie kilka prymitywizmow, to moge jeszcze pozwolic sobie by orzechy spozytkowac w sposob malo skomplikowany: zerwac, porozdzielac, posiekac, pozuc, bez moczenia w mleku
Posiekać? 😯 A zwyczajnie rozłupać i pogryźć?
tak nemo. skoro ma sie jeszcze siekacze to sie i siekacze
Własnymi to chyba tylko wiewiórki robią wiórki (z orzechów) 😉 Ale widok ogonka z orzeszkiem w siekaczach musi być obezwładniający 😀
moja wiewiorka smakuje juz gotowe wiorki. szkoda by bylo jej pieknych trzonowcow 😆
takim dobry 😆
Witam Szampaństwo!
Wiewióry Gospodarza zachowuja się prawie tak samo, jak moje chippies,
z tym, że moje nie trudzą się zbieraniem orzeszków w takim sensie,
też coś 🙄
One po prostu przychodzą, wznoszą niewinne oczka do nieba i tym dają do zrozumienia, że orzeszki wyszły, więc po to przyszły.
Niestety, w naszej okolicy nie występują orzeszki laskowe, więc Dobry Wujek Jerzor przez całe lato kupuje codziennie torbę orzeszków arachidowych i karmi te beskurcyje.
Już opowiadałam na blogu, jak wygląda codzienny rytuał – piąta godzina, Jerzor przychodzi z pracy, chippie u drzwi od ogrodu czeka, cały zwarty i gotowy (piszę w liczbie pojedynczej, bo one są terytorialne i zawsze wiosną trwa walka, na polu zostaje jeden zwycięzca).
I jak tu takiemu poskąpić orzeszków?
Najgorzej, kiedy przyjeżdżaja goście z krajów, gdzie tego zwierza nie ma. Wtedy się kupuje orzeszki torbami – a to-to krótkonóżkie potrafi cały dzień przychodzić po, żebrać, włazić na kolana (jak najbardziej!), no i oczywiscie chować wszystko po różnych norkach, których zapewne nie spamiętuje.
Ale jak tu takiemu nie dać orzeszka?
http://alicja.homelinux.com/news/hpim3894.jpg
Było już, ale nie szkodzi przypomnieć 😉
to nie jest dokarmianie lecz ignorowanie zwierzat i ich otoczenia.
powod do dumy Alicjo, to zaden.
zawsze mnie to zastanawia, dlaczego czlowiek wybiera zawsze rozwiazanie takie jakie jest mu najwygodniejsze. myli wlasne zyczenia z realnymi potrzebami bliznich czworonogow, skaczacych dwunogow i innych nie i ogonkowych typow
Ogonku,
wybacz, ale nie rozumiem, o co Tobie chodzi. A dumna bywam rzadko bardzo.
Zwłaszcza z siebie.
Nemo, odpuść – już poprawiłem. Szkoda krwi. I wargi spuchną.
I jak zwykle dziękuję!
😯
http://www.plotek.pl/plotek/1,111485,10667347,Gessler_obrzucila_jedzeniem_kucharza__Ludzie_OBURZENI_.html
Coz, ze wszystkich orzechow jestem uczulony tylko na laskowe, a lubie je nadzwyczajnie. W ten sposob funt laskowych starcza mi na dobry miesiac. A wszystkie inne, lacznie z fistaszkami, chce i moge!
” Drzewo leszczyny wzięte z pniów grubszych jest białe, gibkie i niezbyt miękkie; przydatnem jest na rozmaite mniejsze sprzęty” Moje pierwsze kijki narciarskie byly wlasnie z leszczyny. Na bambus nie bylo mnie (wlasciwie rodzicow 😉 ) stac, a innych nie bylo.
„…gładkie, brózdowane, kątowate….” Ciekawe kiedy brózda przeszla w bruzde.
Czy ktos probowal Soplicy Orzech Laskowy (Polska szlachetna 🙂 ) ?
Orzechowka zawsze kojarzyla mi sie z zielonymi wloskimi.
Wracając do zapasów – tak sobie chippie używał prawie nieużywanego przez lato samochodu. Też juz o tym pisałam kiedyś. Jerzor mu przekładał na drugą strone, chippie przenosił z powrotem.
http://alicja.homelinux.com/news/zapasy.jpg
PS
Jezeli przyjdzie mi sie zgodzic z Echidna doslownie („Mym ulubionym łakociem w czasach dziecięctwa była czekolada mleczna z orzechami laskowymi”), to ja jeszcze w dzieciectwie, choc z poprzednich wpisow wynika, ze urodzilem sie w czasie II wojny. A moze teraz to juz tylko zdziecinnialy?
Na kleszcze sa szczepionki. Mieszkalismy przez dluzszy czas w Szwajcarii w mocno zainfekowanej okolicy (kolo Zurichu) i wyszlismy obronna reka.
Lindt mit Hasel! Jeszcze lepsze byly trufle Lindt & Sprüngli 😀
PS2
Przeklenstwem naszego mini ogrodka w Toronto sa wiewiorki. Rozgrzebuja wszystkie rabatki z tulipanami, krokusami itd. Na wiosne obgryzaja wszystkie paczki. Posypywanie cayenne nic nie pomaga. (Wzbudzilismy jedynie nieslychane uznanie naszego lokalnego Hinduskiego sklepikarza kupujac piec funtow super-ostrego czerwonego pieprzu).
Raz zostawilismy na chwile spozywcze smieci na ganku i wiewiorki rozwloczyly GLOWNIE SKORUPKI OD ORZECHOW. Niewiarygodne!
Na boreliozę, która jest najczęstszą chorobą przenoszoną przez kleszcze, nie ma szczepionki. Tylko antybiotyki, w porę. Zaszczepić się można przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu.
W moim życiu dwa razy ukąsiły mnie kleszcze, pierwszy raz właśnie w tej okolicy, gdzie mieszkał Pietrek (między Zurychem a Schaffhausen), a drugi raz – w Ugandzie. W pierwszym przypadku dostałam profilaktycznie zastrzyk immunoglobulin uzyskanych z krwi Austriaków (tam jest dużo tych infekcji i sporo ludzi jest naturalnie odpor-nych).
W drugim – czekam i nic się jakoś nie dzieje…
Leszczyna dobra jest na łuki i wędziska. Jak się jest 10-letnim Indianinem 😎
Lind mit Hasel? OK, ale lepsza jest Cailler, a jeszcze lepsza – luksusowa z Wedla prosto z lodówki. Dostałam latem i sama zjadłam 😎
Gospodarzu, 😀
Od podciśnienia w szybkowarze to dopiero by się porobiły opuchlizny 🙄 😉
Lindt 😳
Rzucanie makaronu/ wpis Alicji -16.01/, ale nie na człowieka tylko na ściankę lodówki może przydać się osobom niepewnym, czy makaron spaghetti jest już ugotowany. Jeśli przyklei się, jest już dobry. Niedogotowany zaś odpada. Sprawdziłam – to działa. A radę tę podała , o ile dobrze pamiętam, Helena.
Pietrek słusznie zauważa, że orzechy laskowe, ale włoskie też, uczulają, kiedy się je gryzie, natomiast drobne okruszki orzechów w cieście nie są już dokuczliwe.
Z kleszczami miałam wielokrotnie kontakt, na szczęście nie były groźne. Bardzo łatwo trafić na nie tylko w lesie, ale także na zadrzewionych działkach ogrodniczych. Ale sezon na kleszcze zakończył się.
Spaghetti na ścianę rzucał (nie wiem czy jako pierwszy na tym Blogu) Arcadius
Muszę wykombinować coś mięsnego na kolację. Przyjedzie Geolog, sam, i będzie nocować. Wieczorem idą z Osobistym na zebranie grotołazów, a jutro w góry na prospekcję okolicy (skalnych ścian w najbliższej okolicy) w poszukiwaniu nieodkrytych jaskiń 🙄
Mam nową lodówkę,więc trochę mi szkoda rzucać w nią makaronem 😉
Dzisiaj właśnie oglądałam w telewizorze wykwintny sposób podawania
fła grasów z orzechami :
pasztet z gęsich wątróbek kroimy na niewielkie kawałki,obtaczany pokruszonymi orzechami,nadziewamy na drewniane szaszłyki i podajemy
w postaci takich jakby lizaków.Efektowne 🙂
O dostawie lodówki opowiem jeszcze trochę później.
Danuśko, witaj : -) Dobry pomysł z tymi szaszłykami, wykorzystam przy świątecznej okazji. Mój syn zje bez orzeszków bo jest na nie uczulony.
Danuśka,
nie musisz rzucać, ważne, że jesteś 😆
Bez orzeszków
Jak tu takiej nie zjeść? Odmówić 🙂
A znowuż moja przyjaciółka śpiewaczka gdy ma śpiewać, to wystrzega się wszelkich orzeszków, które tak w ogóle bardzo lubi – ich mikroskopijne drobinki potrafią zakamuflować się i ujawnić w krtani w środku arii. Śmiechu wtedy co niemiara.
Nigdy też nie śpiewa kiedy pije jakikolwiek alkohol, twierdząc, że to wysusza i szkodzi na cenne gardełko.
Ja tam największą chrypę w zyciu miałam, jak śpiewałam Wagnera na mrozie, nota bene trzeźwiutka jak mała świnka…
O, moja skleroza 🙄
Łyska się, a nie grzmi. To małanka oriechy pali. Na leszczynę nie liczcie w tym roku
Sztuka z kluczem 😉
Krystyno,
masz dobrą pamięć 😉
Danuśko,
rzucasz jednym spagettim, ewentualnie dwoma, lodówka nie bezcenny da Vinci (moze nie da?!), zetrzeć szmatką i po śladach. Wolę tak, niż się poparzyć próbując, a sposób niezawodny.
Nisiu,
trza było się napić na tem mrozie, nie znasz określenia „naoliwić struny głosowe”? No właśnie 🙄
I komu ja to mowię – szanciarce!
Gratuluję nowej lodówki Danuśko. A tak się cieszyłaś, jak starą naprawili.
Dobry wieczór, poczytam do tyłu.
Z zapowiedzi Danuśki wynika, że ta dostawa lodówki to nie był jakiś zwykły transport pod dom i wniesienie przez 2 panów sprzętu do kuchni , ale jeszcze jakieś dodatkowe atrakcje. Ciekawam, jakie…
Alino,Jotko 😀
Przystępuję do ad remu:
pepegor-masz rację cieszyłam się,że naprawili,ale okazało się,że na krótko,w końcu nadszedł jej czas i całkiem wyzionęła ducha.
A zatem po intensywnych poszukiwaniach internetowych i konfrontacji
wirtualu z realem wybór został dokonany i nowa lodówka została zamówiona.Panowie stawili się z rzeczonym sprzętem o umówionej godzinie.Ja jeszcze byłam w pracy,odbiór lodówki powierzyłam Alainowi.
Telefon nr 1 do pracy-lodówka nie przechodzi przez drzwi wejściowe do
mieszkania.Co robić,czy zdjąć opakowanie,jest szansa,że bez opakowania przejdzie.Ok-zdejmujemy opakowanie.
Telefon nr 2- bez opakowania też nie mieści się w drzwi,brakuje dosłownie kilku milimetrów.I co teraz ?
Można zdemontować drzwi od lodówki,bez drzwi będzie można ją wsunąć do mieszkania,ale drzwi musi zdjąć autoryzowany serwis,
bo inaczej stracimy gwarancję.
Po kolejnym telefonie przyjechałam do domu,dostałam namiary do serwisu,dzwonię,by się dowiedzieć,czy mogą przyjechać w miarę szybko.Oczywiście nie mogą,pierwszy możliwy termin wizyty za 2 dni.
Lodówka została zatem na klatce schodowej,tuż przed naszymi drzwiami.W umówionym terminie to znaczy wczoraj przyjechał pan z serwisu i zdjął drzwi oraz panel wyświetlający temperatury itp…
Lodówkę udało się nareszcie przetransportować do kuchni i ustawić
na przewidzianym dla niej miejscu.Drzwi i panel zostały znowu zamontowane.Miły pan z serwisu zainkasował 200 zł,ale gwarancję
mamy nadal 🙂
Dzisiaj panowie,którzy dostarczyli nową lodówkę i pozostawili ja na klatce schodowej przyjechali odebrać stary sprzęt,bo tak stanowiła nasza umowa zakupu.
Więc sami widzicie,że po takich przeżyciach nie mogę rzucać w moją
nową lodówkę makaronem 🙂
Według najnowszych badań każda nietrzeźwa śpiewaczka operowa twierdzi, że nawet kropli alkoholu do ust nie bierze. Każda wielka, wybitna.
Kleszcze mnie nie przerażają, ale polityka kleszczowa i wagnerowskie helikoptery tak.
Jotko – To nie zasady mną kierowała, ale pewność, że i tym razem Gospodarz wyczuje me intencje, bo z wielkimi, wybitnymi jednostkami tak już jest. Nie tylko, że poczują wdzięczność, ale i chlebem z przywiezioną oliwą poczęstują.
To wersja dla prasy, wyfraczona i dęta. Prywatna – swego czasu pracowałem w drukarni i jedna litera mogła mego klienta kosztować harmonię pieniędzy (harmonia to $25,000 plus). Zwróciłem mu a to uwagę, a on, zamiast 10% tej sumy, ofiarował mi obiad, w dodatku w domu, w towarzystwie żony i dzieci, z winem. Bezczelny typ 🙂
Choroba zawodowa i tyle 🙂
W czasie mojej krótkiej,blogowej nieobecności miałam też bliskie spotkanie z publiczną służą zdrowia.Zapisałam się,zgodnie z sugestią mojego lekarza,na mały zabieg do szpitala.To nie było nic poważnego, zabieg trwał zaledwie 15 minut,ale mój pobyt w szpitalu przeciągnął się do 10 godzin:
-etap nr 1-wszyscy pacjenci przewidziani do zabiegu na dany dzień muszą zjawić się w szpitalu rano,o tej samej godzinie.Mamy zatem na wejściu kolejkę do rejestracji
-etap nr 2-potem wszyscy czekamy w kolejce do gabinetu pielęgniarek.
Mierzą ciśnienie i temperaturę oraz sprawdzają,czy mamy ze sobą wyniki wszelakich,zaleconych wcześniej badań
-etap nr 3-kolejka do badania lekarskiego
-etap nr 4-kolejka do sali zabiegowej
-etap nr 5- wybudzanie po narkozie
-etap nr 6- obiad,bo od rana na czczo
-etap nr 7- przekonanie pielęgniarek,że czuję się dobrze i naprawdę
mogę już iść do domu
-etap nr 8- kolejne podejście do pokoju pielęgniarek,ufff !
Udało się,mogę wracać do domu !
Pozdrawiam szpitalny personel-naprawdę bardzo przyjazny i serdeczny.
A w kolejce albo siedzi się na wygodnym krześle albo leży w lekko trzeszczącym,szpitalnym łóżku i czyta przezornie przyniesione ze sobą lektury.Nareszcie jest naprawdę dużo czasu na czytanie 😀
Placku,
wyrazy 🙁
Danuśka,
od tych etapów w głowie się kręci, ale najważniejsze, że się wszystko dobrze skończyło 🙂
Na razie, na razie…
Witam wszystkich.
Danuśka – a co to za monstrum lodówkowe sobie kupiłaś. Jesli sobie dobrze przypominam, szukałaś dość małej lodówki. Bardzo mnie zaciekawiłaś. Życzę długiej i dobrej pracy sprzętu.
Jeszcze nikt dzisiaj nie zaśpiewał?!
Danuśka,
co wy (tu nie jestem sobie pewien formy grzecznościowej, czy nie powieniem użyć wielkiego W, nasza Nisia już pod tym względem potrafiła zganić) z tą lodówką zamierzacie robić, mroźić szczupaki Alaina na całą długość?
Ja tam się nie znam, ale na wszelki wypadek…
Otóż wspominałam na tym blogu parę lat temu, jak to się do mnie był przypiął kleszcz. A było to na Pomorzu, w wiadomych okolicach. Nie zwróciłabym być może uwagi na przypiętego kleszcza, gdyby nie to, że parę tygodni wcześniej czytałam artykuł (nie pomnę, w jakiej krajowej prasie, możliwe, że w „Polityce”), że kleszczy do licha i ciut, i się z tą boreliozą obnoszą i dzielą.
Kleszcza zauważyłam nie pamiętam, czy tego samego dnia, czy nazajutrz, wyrwałam ścierwo z mojego nadobnego ciała, i obserwowałam, co się będzie działo w miejscu ugryzienia. Jak się pojawiło czerwone kółeczko, to już wiedziałam, co jest.
Nawiasem mówiąc, nigdy w życiu mnie kleszcz nie przykleszczył, tylko raz – właśnie wtedy. Raz, a dobrze. Cały miesiąc łykałam antybiotyki, innej rady ni ma – a mój lekarz mówił, że i tak miałam szczęście, że zauważyłam szybko i wiedziałam, co za zaraza, bo zanim by porobiono stosowne badania itd., stracilibyśmy cenny czas. Przypadek, że ten artykuł mi utkwił w głowie. Oczywiście nie wszystkie kleszcze roznoszą boreliozę, ale coraz więcej, a na Pomorzu Zachodnim zwłaszcza. Skunksy ponure takie 👿
Antku – Dziadek do orzechów nie śpiewa, dziadek tańczy i majowych kwiatów zapachy wdycha, zwłaszcza w listopadzie.
Danuśko – Podziwiam Twoją anielską cierpliwość bo już wielokrotnie miałem ochotę w mojego lekarza drzwiami do lodówki cisnąć. Na szczęście byłem na to za słaby.
Kleszcze nie żywią się orzeszkami, ale tym co smakuje wampirom, pewnym adwokatom i agentom ubezpieczeniowym. Wszystkim bez wyjątku smakuje nasza krew, ale kleszcze są małomówne i tak łatwo je winić.
Prawdziwa wojna toczy się między producentami antybiotyków i towarzystwami ubezpieczeniowymi. W Kanadzie zwą to kleszczową kontrowersją, a ja cynizmem bez granic, bo pacjentom w niczym to nie pomaga.
Danuśka,
ja za 2 tygodnie zrobię sprawozdanie z działania tutejszej służby zdrowia, zabieg będzie trochę dłuższy, przewidziany na 2-4 godziny, przesadnie krytyczna nie jestem względem tutejszej służby zdrowia, ale miałam „momęt”, którego nie zapomnę.
Przeleżałam na izbie przyjęć (pogotowie tzw.) całą noc, było sporo „klientów”, większość z okazji przesadnego imprezowania. Ja z ostrym zapaleniem, wysoką gorączką i straszliwym bólem krzyża.
Dopiero rano pobrano krew i takie tam, a pani od zdjęć rentgenowskich musiała powtarzać zdjęcia prześwietlenia klaty, bo padłam na podłogę, nie miałam siły stać.
Do czasu, aż lekarz nie dostanie wyników i nie wyda dyspozycji, nikt nie poda żadnego środka przeciwbólowego, nic, a wtedy przydałoby się choćby coś na zbicie temperatury, bo przekraczała 40C, co może być niebezpieczne (choć zdaje sobie sprawę z tego, że organizm w ten sposób walczy z chorobą, ale jak temperatura nie odpuszcza przez kilka dni?).
Wtedy było „pogotowie”, a teraz jestem umówiona na ścisłą godzinę 13:15.
Dostałam pismo w tej sprawie, do tego sugestia, żebym przyniosła sobie coś do jedzenia, jeśli jestem diabetykiem 😯
Zabiore ze sobą pół kilo kiełbasy wiejskiej 😉
Placku,
ja tam się nie znam, ale jak wyskakuje ci na ciele takie cuś, co tu się nazywa „bulls eye”, a wiesz, że wcześniej cię tam kleszcz przykleszczył, to co robisz, jak nie idziesz do lekarza? Nie polecam olewania przemysłu farmaceutycznego i antybiotyków w takim momencie.
O kleszczowej kontrowersji w Kanadzie pierwsze słyszę 😯
Ale też słuch mam bardzo dobry, czyli słaby.
Placku, obserwatorze przyrody, jeśli nigdy nie widziałeś kleszcza jedzącego orzeszka nie oznacza to wcale że one ich nie jedzą.
Może się normalnie po kleszczowemu krępują i jedzą w ukryciu, nocami?
Krew to tak dla zmyłki.
Zaraz ktoś złośliwie spyta, a co kleszcze jedzą zimą??
Zimą kleszcze wyjadają orzechy zakopane przez wiewiórki.
Wiewiórki nie zapominają, wiewiórki nie odnajdują.
Pepe – JA???
Placku, nie wątp. Niejeden kielich spełniłam z przyjaciółką mą, ale przenigdy nie udało mi się jej namówić na kropelkę kiedy miała śpiewać. Ani na orzeszka.
Ona nigdy nie twierdziła, że do ust nie bierze.
Bierze. Kiedy nie śpiewa.
Chłe chłe chłe ….jeszcze mojej torby nie widzieli 😉
http://fotoforum.gazeta.pl/5,4,124352.html
Ale kobiety wiedzą, co należy nosić w torbie, to nie ulega wątpliwości. W razie draki – są gotowe na wszystko!
Owszem, nie mogę przeżałować szwajcarskiego scyzoryka, który zabrano mi na lotnisku w Keflaviku, nie chcieli mi zabierać, ale przepisy przepisami, a ja głupia nie przepakowałam do bagażu nadawanego na, po prostu zapomniałam. Mam drugi szwajcarski, ale to wersja dla ubogich, ma tylko kilka funkcji.
Wasza dyżurna Torba blogowa, czyli ja 😉
(nie takie torby się zapominało w szatniach stołecznych teatrów 😉 )
Ładną dobranockę trafiłam.
http://www.youtube.com/watch?v=RcP83h9AQmc
Poczytałam „Politykę” (na sieci), między innymi artykuł Barbary Pietkiewicz o myciu-życiu itd.
Myślałam, że już nikt nie pamięta „perfum” pod tytułem „Być może”.
Ja nie tylko pamiętam, ja je mam! Stoją obok „kunkurencji”, mają wartość sentymentalną i wcale nie takie złe są, na pewno lepsze, niż ruskie „duchi” w olbrzymich flakonach na kształt winnego grona, pamięta ktoś takie paskudztwo?
Te kupiłam ze 3 lata temu (będąc w Polsce) i pamiętam, że któraś z moich kum, jak się pochwaliłam, że zakupiłam „perfumę” polską powiedziała – tylko mi nie mów, że „Być może”!
A czym ja sie miałam skrapiać w wieku nastoletnim?! 🙄
O Chanelach się wtedy nawet nie słyszało, a co dopiero czuło zapach.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8335.JPG
Ładna dobranockę trafiłaś Nisiu, a ja przepłukałam sobie oczy.
Dobranoc!
Cichalu:
Christians? 10 Mm od Bornholmu
Poprawiam :zamiast znaku zapytania winno być o przekreślone ukośnikiem.
Witam wszystkich.
Alicjo – perfumy „Być może” ostatnio widziałam w sprzedaży. I trochę się wzruszyłam. Ja w tamtych czasach używałam „Szałową” i „Zielony wiatr”. To były znakomite zapachy. Zwłaszcza ten drugi wspominam bardzo dobrze. Natomiast teraz nie mogę używać żadnych. I to jest smutne.
Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem a tu już prawie jedenasta a nikogo oprócz mnie nie ma.
Wracając do orzechów i wiewiórek.Zastanawialiśmy się skąd „nasze” kurpiowskie wiewiórki wiedzą,że jada się orzechy włoskie,skoro w okolicy nie rośnie żadne drzewo orzechowe. Kiedy po raz pierwszy wyłożyliśmy orzechy dla 2 naszych wiewiórek byliśmy zdziwieni jak szybko je zjadają.Kilo przez dwa dni.W następnym tygodniu następne.
Zmiejszyliśmy trochę racje.Doszło do tego,że w sobotę rano na pniaku na który kładliśmy orzechy była wiewiórka wyraźnie domagając się kolejnej porcji.Prawie tupała nóżką. Ależ one wygłodzone pomyśleliśmy.W następnym roku w czasie wiosennych porządków wszędzie natrafialiśmy oprócz skorupek na całe ,nienaruszone orzechy ukryte pod mchem.Sąsiedzi również. Od tego czasu karmimy je umiarkowanie.
Dzień dobry 🙂
gostuś,
taki senny ten listopad na blogu. Widać Łasuchy żyją w zgodzie z naturą i jesienią z lekka poddają się procesowi hibernacji 😉
To bardzo zdrowa reakcja, w przeciwieństwie do nadaktyności „naszych czasów” 😉
U mnie dzisiaj zabawowo – rozrywkowo. Andrzejki UTW i jeszcze inne atrakcje. Czyli, nie do końca zdrowo. Ale wiadomo, szewc bez butów … 😉
pepegor,
powinno być „Wy” 🙂
Miłego (sennego) dnia 🙂
Antku – Obserwuję i często odnoszę wrażenie, że może to wszystko jest snem 🙂
Nisiu – Rozumiem i nie wątpię ani przez sekundę 🙂
Alicjo – Życzę Ci udanej operacji bo to teraz jest najważniejsze. Przykro mi, że nie rozumiesz moich wpisów.
Parę kontrowersji
Gdybym wiedział który dzień będzie moim ostatnim, zamówiłbym wszystko.
Witajcie,
A u mnie wciąż panuje wakacyjny nastrój.
Odessa to milionowa aglomeracja niezbyt zachęcająca wyglądem przy wjeździe. Warto jednak było odstać swoje w korkach, by dostać się do centrum. Miasto powstało mniej więcej w tym samym czasie co Sewastopol, jednak jest między nimi spora różnica. Sewastopol to przede wszystkim port wojenny, turyści nawet tam jeżdżą ale jakoś ich nie widać. W Odessie, przed prawie każdym zabytkowym budynkiem, można było się natknąć na sporą grupę cudzoziemców i przewodnika mówiącego po angielsku z silnym rosyjskim akcentem 😉 . Ceny w mieście zdecydowanie odzwierciedlają ten stan rzeczy ? w restauracjach są dwukrotniwe wyższe niż na Krymie.
Diuk Richelieu (nie ten kardynał od Anny Austriaczki) pełniący funkcję burmistrza przez lat jedeneście, chciał zrobić z Odessy miasto piękniejsze od Paryża. Odnoszę wrażenie, że obecne władze miasta też mają podobne ambicje. Zabytki są gruntownie remontowane, parki i skwery zadbane, nowoczesne budynki stawiane w zabytkowej tkance miasta nie rażą oka. Nagroda Archi-Szopy zdecydowanie im nie grozi. Wielkie wrażenie zrobił na nas owocujący krzew winorośli, dorastający do drugiego piętra kamienicy.
Jedynym rozczarowaniem dla mnie był widok ze schodów potiomkinowskich – ten port w takim otoczeniu wygląda stanowczo za nowocześnie 😉 . Nie wiadomo na ile zmieni stan rzeczy otwarcie parku obok schodów. Wygląda obiecująco… za niebieskim płotem. Dla W., rozczarowaniem były same schody. Mając w pamięci film ?Pancernik Potiomkin?, cały czas mruczał pod nosem: ?…ten wózek nie miał prawa zjechać na sam dół. On musiałby wcześniej wyhamować albo się przewrócić…?
https://picasaweb.google.com/112958196308416510634/Odessa#slideshow/5674928436456165666
Ewo-Twoja Odessa to balsam dla duszy przy dzisiejszym,szarym listopadowym niebie,dzięki 😀
Moi Kochani-ta lodówka to żadne monstrum.Jej głębokość(bo szerokość jest większa),która zaklinowała się w naszych drzwiach to 77 cm.Otwór drzwi wejściowych,jak się okazało,miał szerokość dokładnie 77 cm i tu powstał problem.
Na marginesie dodam,że bywanie na blogu łasuchów zobowiązuje 😉
Nie mogliśmy zadowolić się przecież jakąś skromną mini lodówką !
A szczupaki,Pepegorze,swoją drogą 😀
Alicjo-życzę Ci udanych kontaktów z kanadyjską służbą zdrowia !
Dzień dobry Wszystkim,
Doleciałem szczęśliwie, wczoraj już byłem w pracy, dzisiaj wielkie przygotowania, bo wieczorem przylatuje moja najstarsza córka Karolina.
Ostatnie dni pobytu przeleciały bez oddechu i tak, jak zwykle czasu na wszystko zabrakło. Początek był znacznie ciekawszy, tylko wtedy zrobiłem kilka zdjęć. Wklejam, chociaż po zdjęciach Ewy powinienem się na kilka dni wstrzymać, żeby różnica wydała się mniej widoczna.
Pstrykałem miejsca bardzo znane, ale chciałem przebiec po uliczkach, które tak dobrze znam, pamiętam i do których mnie zawsze ciągnie. Jak zwykle – zagląda, kto chce.
https://picasaweb.google.com/takrzy/Polska2011#slideshow/5676677714742821106
Jadę kupić coś do jedzenia, muszę przyrządzić jakąś uroczystą kolację.
Weekendowych przyjemności wszystkim życzę 🙂
Tanie wino… pamiętam taki wieczór, ale u Hopfera, w tejże Dziekance. Tam też piłeś?
Piękne fotki, to i moja Warszawa.
Nowy, cieszę się, że szczęśliwie zajechałeś i że czekają Cię zajęcia, tym razem z najstarszym Twoim dzieckiem. Zdjęcia wzruszające, dzięki.
Ewo, kolejna ciekawa podróż. Jakoś nie mogę uwierzyć, że Wasza podróż trwała tylko dwa tygodnie 🙂
Jotko, wybacz, ale cisza na blogu nie jest dla mnie pozytywnym znakiem. Piszesz, że to zdrowa reakcja, hibernacja, ale tę mniejszą frekwencję zauważamy już od jakiegoś czasu. Może powinnismy wspólnie zastanowić się nad przyczynami mniejszego zainteresowania, zmobilizować się wszyscy razem, żeby uaktywnić blogowe życie. Czuję się równie odpowiedzialna za taki stan rzeczy jak i inni blogowicze. Mam nadzieję, że nikogo nie urażam takim stwierdzeniem ale przywiązałam się do tego miejsca i chciałabym żeby trwało, dostarczając nam nowych wrażeń, wiedzy, wzruszeń, odkryć wszelkiego rodzaju. Po to przecież tu zaglądamy, prawda?
Alinko,
masz sporo racji.
Nowy,
zdjęcia są bardzo ciekawe, pewnie także dla osób znających stolicę. Ja akurat znam ją bardzo słabo, ale spacer po Łazienkach z Jolinkiem pamiętam doskonale. I natrętne wiewiórki, domagające się orzechów, a myśmy wtedy nic dla nich nie miały.
Na fotografii z jarmarku wyrobów litewskich widać tłusty wędzony boczek. Takiego boczku u nas już nie uświadczysz, pewnie już tylko na Litwie…
Danuśka,
to rzeczywiście były problemy. Takiej opowieści raczej się nie spodziewałam. Ale pamętam, że kiedy urzadzlismy się tu, gdzie teraz mieszkamy, ciągle miałam obawy, czy da się wnieść meble przez drzwi wejściowe. Oczywiście żadnych problemów nie było, ale co sie namartwiłam to moje.
Jesienna pogoda wywołuje apetyt na śledzie. Właśnie się skończyły, więc zrobiłam nową porcję z gotowych filetów śledziowych, ale nie z tych paczkowanych/ też są dobre, ale zbyt delikatne – w każdym razie na takie ostatnio trafiłam/, tylko takich z wiaderka. Wymoczyłam 5 minut, osuszyłam, pokroiłam, a dalej wiadomo…
Chyba narobiłam smaku Alicji..
A jeszcze dwa zdania o kleszczach : każde ukąszenie, nawet kiedy kleszcz przyczepi się tylko częścią odnóży, powoduje odczyn alergiczny, który utrzymuje się dość długo. Ale jeśli nie powiększa się i nie tworzy czerwonej obwódki z jasnym środkiem, nie ma powodu do paniki. Trzeba po prostu obserwować. Choć , mając na uwadze ewentualne powikłania,może lepiej panikować i biec do lekarza… Zresztą, chyba każdy miał juz jakieś doświadczenia kleszczowe.
Nowy – ani mi się waż czekać ze zdjęciami! Piękna ta Warszawa na zdjęciach 🙂
Alino – podróżowaliśmy dokładnie trzy tygodnie.
Dzień dobry Blogu!
Rano w ogrodzie pokryta szronem sałata, a potem halny, +10 i nadal susza 🙄
Wykopałam wszystkie marchewki i buraczki, bo już chyba nie wypada dłużej odwlekać. Zebrałam sałaty-cykorie głowiaste (Zuckerhut), owinęłam każdą papierem gazetowym i ułożyłam w pudle ze styropianu. Tak przechowają się w zimie bez problemu (na balkonie). Teraz sobie trochę odpoczywam, a Osobisty dalej coś ryje, nawozi, związuje obcięte pędy jeżyn w zgrabne wiązki, wiosną się je spali wraz z choinką…
Odpoczywam czynnie, bo w piecu siedzi ciasto francuskie z jabłkami, a po nim upiekę chleb, który już sobie rośnie w ciepełku.
Z kleszczami to jest taka sprawa, że zależy w jakiej okolicy się na nie natrafi. W Szwajcarii dość dokładnie wiadomo, gdzie kleszcze roznoszą boreliozę (w wielu miejscach 🙄 ), a gdzie również zapalenie mózgu (nieliczne ogniska). Te tereny są dość ściśle ograniczone, bo kleszcze nie migrują tak szybko, choć nigdy nie wiadomo 🙄 Teren, o którym wspominał Pietrek, jest znany z występowania kleszczowego zapalenia mózgu i jeśli się nie jest zaszczepionym, to lepiej od razu do lekarza. Ja wtedy poszłam do doktora, bo kleszcza miałam na plecach i sama nie mogłam dosięgnąć, a moje dziecko, bardzo młode wtedy, urwało mu wprawdzie odwłok, ale głowa została 🙁 Doktor szybko i umiejętnie wydłubał pozostałości i spytał, gdzie mnie ta przyjemność spotkała. Następnie wyciągnął jakieś papiery i mapy, zadzwonił do odpowiedniej komórki w departamencie zdrowia, a tam mu odpowiedzieli: Ooo, tam już dwie osoby zmarły na kleszczowe zapalenie mózgu 😎
Co robić? 😯 Jest nadzieja, nie minęło jeszcze 48 godzin, możemy zrobić zastrzyk z przeciwciał od wiadomych Austriaków 😎 No i zrobił.
Z boreliozą jest tak, że to zaczerwienienie może się nie pojawić, a infekcja jest, czasem dopiero po kilku miesiącach. Tak miał mój znajomy w Niemczech. Niespodziewanie w środku zimy spuchło mu kolano (borelie lubią zagnieździć się w najbliższym stawie), lekarz wykluczywszy inne przyczyny zrobił test na boreliozę, bingo! Po kuracji antybiotykowej wszystko wróciło do normy. Na szczęście nie zrobiło się chroniczne, co się zdarza przy zbyt późnej kuracji.
Osobisty miał już tyle kleszczy na sobie i… nic.
Dziecko znajomych zapytane, gdzie je ugryzł kleszcz, odpowiedziało: jeden w Bernie, a drugi w kolano 😎
Nowy, wielkie dzięki za zdjęcia. To pewnie paradoks, ale jak się mieszka w takim dużym mieście to rzadko jest czas i chęć, żeby się po nim spokojnie przejść i popatrzeć, pozachwycać się. Szczególnie, że tylko niektóre części Warszawy są miłe dla oczu. Zwykle człowiek woli pojechać za miasto, albo do Odessy, kiedy Ewa pokaże swoje zdjęcia 🙂
Witam Szampaństwo,
kolejny piękny dzionek jesienny. Dzisiaj zlewam zakiszony barszcz, udał się nadzwyczajnie, zastanawiałam się,jak wyjdzie, bo ja zawsze robię – buraki, kilka ząbków czosnku i przegotowaną wodę tylko. Tym razem poszperałam po przepisach i ktos tam dodaje też ziele angielskie, listek bobikowy, odrobina cukru. Ponownie zaleję te buraki, a w przyszłym tygodniu ugotuję na nich barszcz.
Psiakostka, przegapiłam Andrzeja Koryckiego, był w Toronto 9-17 listopada, planowałam go zaskoczyć na koncercie 🙁
Wydawało mi się, że będzie pod koniec listopada.
Nowy,
witaj po tej stronie Wielkiej Kałuży 🙂
Małgosiu-na ogół oglądamy piękne miejsca w Warszawie z gośćmi,którzy
przyjechali miasto zwiedzać np.z Alicją 🙂
Był jednak wyjątek-Pałac Natoliński zwiedzałyśmy bez gości z poza Warszawy.
Nowy-cieszę się ,że szczęśliwie dotarłeś na drugą stronę Kałuży.
Ja natomiast zapomniałam przekazać Twoje pozdrowienia dla warszawskich blogowiczek,co z opóźnieniem,ale jednak czynię 😀
Blogowa cisza,która nam się ostatnio zdarza jest chyba trochę spowodowana nieobecnością Pyry 🙁
Pyra z wdziękiem podrzuca niejednokrotnie ciekawe tematy do rozmowy.
Oby fachowcy nam nareszcie naszą Pyrę przywrócili na blogowe łono!
Dzisiaj na obiad gołąbki z włoskiej kapusty.Całe wieki już nie robiłam!
Gołąbki są znane i lubiane też w Owernii 🙂
Ja nie widzę zagrożenia dla istnienia blogu – czasami wydaje mi się (a może i tak jest!), że mnie tu za dużo 🙄
Gołąbki planuję w przyszłym tygodniu, zawsze używam kapusty włoskiej, bardziej mi pasuje, niż zwyczajna. Część zrobię tradycyjnie, z ryżem i mięsem, a część z kaszą gryczaną, po Tereskowemu. Oczywiście ilości znaczne, zamrożę w porcjach.
No i uszka mnie czekają, też w przyszłym tygodniu.
W Warszawie miałam kiedyś jeden intensywny dzień zwiedzania – wracaliśmy wtedy ze Zjazdu Łasuchów z Kurpiów, zatrzymaliśmy się wiadomo, gdzie – na Nowym Świecie. W poniedziałek przejęła nas znajoma blogowa od Owczarka i urządziłam nam taką wycieczkę, że nogi nam odmawiały posłuszeństwa. Ale i tak stanowczo mało, w ów poniedziałek za dużo czasu zeszło nam na Powązki, za mało na samo miasto, Łazienki zwiedzaliśmy w ulewnym deszczu, no ale pogody się nie wybiera, jest jaka jest.
Warszawa rzadko nam jest po drodze, szkoda.
Witam.
Danuśka, napisz co w tej kapuście będzie, robiłem kiedyś z kaszanką Krakusa ale wyszła i nie ma w żadnym sklepie.
Blog istnieje i będzie istniał tylko blogowicze się nie ujawniają, nie zawsze jest czas na dodanie komentu.
Oj tak gołąbki! Danusiu, dzięki za przypomnienie 🙂 Na jutro zaplanowane paszteciki z mięsem i rosół, a za tydzień koniecznie gołąbki!
My dzisiaj zrobiliśmy gołąbki z kaszą jaglaną zamiast ryżu. Wyszły bardzo smaczne. A Odessa i jesienna Warszawa na zdjęciach Ewy i Nowego wyglądają pięknie.
A jutro potrawka z kurczaka 🙂
Dla nieobecnej Pyry, żeby mogła sobie posłuchać jak już uruchomią internet: http://www.youtube.com/watch?v=CFnnpsqxHdc
Blondyna,
coś dla Ciebie 😉
Ja znam ten patent od dawna.
Ty masz Blondyna, ja mam kolekcję drutów…jak mi się ręce zagoją, to może akurat uzbiera się tyle sierści, że będzie z niej można coś udziergać, jakiś szalik? Poza tym można robić mieszankę z wełną, to nawet lepsze. Trzeba być przygotowanym na to, że wszystkie psy z okolicy będą podchodziły i obwąchiwały taki sweterek czy szaliczek, one ten zapach wyczuwają nawet po kilku praniach – tak mi mówiła znajoma, która zrobiła sobie sweter z mieszanki wełniano-sierściowej.
http://www.vice.com/behind-the-seams/wool-of-the-dog
Ewo – http://www.youtube.com/watch?v=awf1eRRY7L0
Asia,
doprawiasz tak samo, jak ryżowe? Zastanawiam się nad rozszerzeniem asortymentu, bo z kaszą jaglaną jeszcze nie jadłam.
Yurek,
kaszanka jest u mnie – co prawda nie od Krakusa (mówisz o zapuszkowanej chyba?), tylko z Toronto od tamtejszych polskich masarzy, ale zawsze jest znakomita.
Na lunch było sushi (sklepowe jak zwykle – jest bardzo dobre), na obiad czeka filet z łososia, spory kawał.
Zlałam barszcz, wyszedł zawiesisty, gęsty, całe 1.5 litra z tego dużego słoja.
Zalałam buraki ponownie – ten drugi będzie już nie taki zawiesisty i znakomicie nadaje się do picia po zlaniu do butelek i schłodzeniu.
yurek- w kapuściane liście zawinęłam:mięso,pieczarki podduszone z odrobiną sosu sojowego,ryż oraz surowe jajo.
Bez cebuli z wiadomych względów,ale z dodatkiem czosnku 🙂
Dusiły się dzielnie w sosie pomidorowym.Naczelny Kucharz był zdesperowany, że najpierw nie obsmażyłam na maśle,bo tak robiła jego Mama i Babcia,
ale mimo wszystko przyznał,że wyszły dobre 😀
Asiu 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=7f-ZGlZNdyw
Ten patent z obsmażaniem na maśle może być ciekawy, wypróbuję.
Kapustę lekko (lekko! tak aby-aby) obgotowuję przed zawijaniem. Potem do wyższego naczynia żaroodpo-rnego, podlewam rosołkiem z kostki (tak do połowy) i do piekarnika na dość wolny ogień.
Nie lubię robić sosów, nie przepadam za pomidorowym, jedynie chętnie robię grzybowy do gołąbków.
Adam i Ewa tworzyli idealną parę:
– On nie musiał wysłuchiwać, za kogo ona mogła wyjść za mąż.
– Ona nie musiała wysłuchiwać jak gotowała jego matka.
yurek 😀
Ja od czasu do czasu wysłuchuję,ale moja Teściowa gotowała i gotuje naprawdę znakomicie,więc warto słuchać,podglądać i się uczyć.
Ale przyznaję,że zdanie „bo moja Mama….” nie zawsze jest łatwe do przełknięcia….
Dzisiaj kania (sowa) poniewierana. Do bułki tartej obficie potraktowanej ziołami dodałem sporą przygarść płatków migdałowych. Wyszło znakomicie! Będzie to teraz stały fragment gry.
Nowy, a może zwiedzisz nas z latoroślą? Zapraszamy. Zacząłem ograniczać (pół dawki) opioidy przeciwbólowe i chyba się nie uzależniłem 🙂
Może wreszcie będę mógł zamienić je na lecznicze dawki C2H5OH.
Ogonku, teraz jasne. Bywałem w Krzysiowie. Ale twierdza, prawda? Początkowo, zmylony pisownią, myślałem o dzielnicy Kopenhagi, albo tej koło Oslo pisanej przez k.
Ognku. Napisałem jak…burek-ogórek. Nie bywałem, tylko cumowałem i nie :w” tylko „na”, bo to wyspa. A sam często poprawiam z „w Manhattanie” na „na Manhattanie” Się zanemowałem, pardą, zapętliłem!
A props golabki.
W Toronto w niektorych sklepach mozna dostac kwaszona kapuste w glowkach.
Golabki z takiej kapusty sa nie do pobicia.
Tu gdzie mieszkam są tylko ogórki kiszone jakby wyszły gołąbki?
Cichalu,
i tak dobrze, że nie zanemówiłeś 😉
Gravlaks wyszedł znakomicie. Na przystawkę – ten marynowany łosoś w cienkich plasterkach, sos musztardowy z koperkiem, świeży, chrupiący chlebek z masłem i… kieliszek zmrożonej żytniej. Ryby musiałam dokrajać, tak się na nią Osobisty z Geologiem rzucili 🙄
Daniem głównym była jagnięcina z czosnkiem i rozmarynem duszona w winie, ziemniaki puree i marchewka z groszkiem. Do picia dolcetto z Piemontu. Na deser – mandarynki.
Geolog właśnie udał się na dworzec, obładowany dynią, botwiną, sałatą, chlebem, marchewką i kawałkiem łososia. Część wiktuałów zawiozą jutro Babci.
Dzień uznał za udany, bo na wyprawie prospekcyjnej (trochę jednak dalej niż przypuszczałam, bo w okolicy, gdzie biegamy na nartach) znaleźli studnię krasową głębokości 15m i nawet zjechali do niej na linie. Teraz kombinują, jak się dostać do dalszego ciągu, bo dno tej studni zasypane jest rumoszem. Dziura wydaje się faktycznie dotąd nieznana, bo nie ma w niej starych materaców ani innych rupieci wyrzucanych z okolicznych szałasów 🙄 Takie dziury w ziemi wszyscy górale uznają za niebezpieczne pułapki dla zwierząt lub połączenie z piekłem, więc najlepiej zasypać 😎
Na wzruszonej ziemi w Piemoncie
Na zamówienie Ferrero 😉
Alicjo – tak samo jak ryżowe 🙂
Pietrku – jadłam takie gołąbki (sarmale), w kiszonych liściach kapusty, ostatnio w Rumunii. Moi Rodzice czasami gołąbki układają na warstwie kiszonej kapusty i tak one (gołąbki 🙂 ) się duszą. Są naprawdę smaczne.
Nisiu, „U Hopfera”, kiedyś winiarnia, dzisiaj jedna z wielu knajpek na Krakowskim jest naprzeciwko Dziekanki, chyba że Ty piłaś tanie wino u kolegi Hopfera który w tejże pomieszkiwał.
Nie róbmy młodzieży w głowach zamętu, tanim winem było wtedy nazywane wino krajowe, które U Hopfera i U Fukiera gdzie pijał Nowy nie występowało!
Tam pijało się wina importowane!!
Uwaga!!
Dowcip zawiera lokowanie produktu, ale nie jest to produkt Ferrero.
Wchodzi babcia do autobusu i pyta kierowcę:
– Chce pan orzeszka?
– Chętnie.
Na drugi dzień babcia ponownie pyta, kierowca zagaduje:
– Niech pani też zje.
– Ależ ja już nie mam zębów!
Trzecie dzień, sytuacja się powtarza:
– Orzeszka?
Zaciekawiony kierowca pyta:
– Babciu skąd masz takie dobre orzeszki?
– Z tofifi…
🙂
Żona do męża:
-Jedyne, co ci w życiu wyszło, to włosy.
Asia,
dobry pomysł z tymi gołąbkami, część położę na kapuście kiszonej 🙂
Szkoda, że w tym roku nie zakisiłam sama kapusty, musiałabym sama szatkować nożem, a to trochę roboty ręcznej dosyć wysiłkowej.
Mogę jedynie zakupić Krakusa, też jest dobra, chociaż już nie domowa.
Nowy – Miłego wieczoru 🙂
Alino – Nic dodać, nic ująć. Dla Ciebie zmieniłbym nawet kolor włosów z siwych na zielone. Pomóż mi proszę 🙂
Laskowe opus #357
Antku – Nalewkę na baziach piłem, ale wino na bazie? Chyba sobie z nas dworujesz. Czy pojedynki są już w Polsce legalne? Co myślisz o legalizacji sutenerstwa? Czy emerytury na całym świecie nie powinny być przyznawane pośmiertnie? Jaka jest Twoja ulubiona potrawa? Czy jesteś słusznego wzrostu?
Ot tak dawna już się sobie w pośpiechu kłaniamy, czas na kolejny krok, chyba że jesteś innego zdania 🙂
Ten potok słów jest próbą usunięcia wizji dziąseł.
Krysiade , ”Zielony wiatr’ to był mól ulubiony zapach, do tej pory szukam w perfumach tamtej nuty, były też ciekawe perfumyo nazwie ”Alicja.”
Z ruskim jediekałonem to ja dopiero miałam przygody. Mój kierowca w pracy uwielbiający oblewać się wszelkiego rodzaju wonnościami, trafił gdzieś na ”krasnyj mak” ooo, to dopiero był zapaszek. Kostek wypinał dumnie pierś, a mną trzęsło . Poprosiłam kolegę żeby w jakiś sposób skłonił go do używania męskich wód. Udało się. kupili nawet niezła męską wodę ,Nazajutrz wsiadam do samochodu,a tam piekło.Męskiej wody to on użył , ale jediekałonem skropił siedzenia. Nie pomogło pranie tapicerki, na szczęście udało się wymienić siedzenia z jakiegoś skasowanego auta.
Ale przyznasz Placku, wino w bazie można było wypić.
Odpowiadam wedle kolejności:
-Nie dworuję, gdzież mi takie aspiracje!
-Z tego co wiem jeszcze nie, gdyby tak, paru facetów nie pokazywałoby już nam swoich fizys. Ale z Tobą chętnie,
nawet na pistolety!!
– Sutenerstwu nie! Jakoś nie mogę sobie wyobrazić obietnicy wybudowania 3 milionów suteren. Jedno i drugie to sanacyjny przeżytek.
– Tak, byłaby to znaczna oszczędność dla światowego budżetu.
– Razowiec ze smalcem, jedno i drugie umiem sam i zrobić i zjeść.
– Jeśli uznać że słuszny znaczy odpowiedni, to tak.
Zadowolony? 😉
Antku – Jeśli Ci mój światopogląd nie przeszkadza jestem wniebowzięty 🙂
Pomyśleć, że Umberto Eco uparcie twierdzi, że ludzkość kieruje się głównie głupotą i nienawiścią. Oszczerstwo i tyle.
No i ja nic nie wiem o perfumach „Alicja”?! 😯
„Zielony wiatr” mi się nie kojarzy, ale te zielone winogrona z ruskimi duchami – jak najbardziej 😉
„Być może” kupiłam sobie w tym roku (lub ubiegłym, nie pomnę) z czystego sentymentu, napisane na nich jest „Parfume Paris” 🙄
Z męskich pamiętam „Prastarą” w koszyczkowym opakowaniu (Dziadek używał) oraz „Derby” – jeden z moich wczesnych narzeczonych używał, bardzo mi się podobał ten zapach, narzeczony – do czasu, aż się pojawił nowy narzeczony. Bywa.
Ojcu zazwyczaj z okazji różnych wody kolońskie kupowałam ja, ale nie pamiętam, jakie. Pewnie jakieś tanie, co nie znaczy, że złe, Derby nie były drogie, a znakomite, tylko ja byłam biedna w zasoby finansowe, jak to uczennica.
Jerzora zaopatruję w Giorgio Armani Code (ostatnio) i Farenheit Diora. Od lat stoi też pół butelki „Obsession” Calvina Kleina, który dostał od kogoś, ale wyraźnie się z nim nie zgadza.
Ja lubię Farenheita. Perfumy to ciekawa rzecz – na każdym ten sam zapach pachnie inaczej.
Dzień dobry 🙂
Nie znam „Zielonego wiatru”.
Alicjo,
panowie używali jeszcze „Przemysławki”. Nie pamiętam jej zapachu. Osobiście, pomijając pory dnia i rodzaj spotkania, różnicuję używanie perfum w zależności od pory roku. Są takie, które „pasują” mi tylko do wiosny/lata i takie, które używam tylko porą jesienno/zimową.
To kiedy, dokładnie, udasz się w objęcia medyków?
Alino,
oczywiście z tą „zdrową” małą aktywnością Blogowiczów trochę sobie żartowałam 🙂
grabarz pisze:
2011-11-18 o godz. 22:40
Na razie, na razie?
Na mnie nie licz 😉 👿
W ramach przywracania słonecznego nastroju, podrzucam Wam zdjęcia z Namibii. Kolega (z zawodu prawnik, z zamiłowania fotograf) trochę poszalał aparatem 😉 :
http://blog.grupafotograficzna.pl/
Ewo, zdjęcia cud, zaoferowałaś nam piękny poranek. Co do Waszej podróży, wybacz, zapomniałam, że to były trzy tygodnie, co nie umniejsza mojego podziwu do bogactwa Waszego programu 🙂
Może raczej: dla bogactwa a nie do…
Dorzucę jeszcze wodę kolońską Brutal i dla pań wodę kwiatową Narcyz (ciemno granatowy welet opakowania po zdjęciu górnej części odsłaniał kwiatek narcyza zakonserwowany „pefumą”).
Placku–
„U nasz w Warsawie pijali wino na bazie. Po wypłacie to pijali nawet gorzałkę. Też na bazie. Czasem w rowie przy bazie lecz to już inna bajka.”
Jesienny spacer po Warszawie jaki podrzucił Nowy zaingurowany pomnikiem Chopina nastroił mnie romantyczno-jesienno-lirycznie.
Zapachniało jesiennymi alejkami w Łazienkach gdzie jako nastolatka zbierałam jesienne liście kasztanowca układając rudo-złote bukiety.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
welet = welwet
E.
To jeszcze o zapachach : jest to bardzo indywidualne sprawa. Nawet słynne perfumy Chanel No. 5 mają wiele przeciwniczek. Nigdy nie używałam tego zapachu i nie znałam go, ale jakiś czas temu siostra mówi mi, że dostała w prezencie od swojego męża takie właśnie perfumy, tylko że ona podejrzewa, że jest to jakaś podróbka. Powąchałam i też uznałam, że zapach jest dziwny, bez polotu i elegancji. A szwagier zapewniał, że kupił je w perfumerii. Jeszcze biedak musiał tłumaczyć się z prezentu. Przy pierwszej okazji sprawdziłam zapach w eleganckiej perfumerii. Był taki sam jak ten u siostry. Po prostu nie jesteśmy pewnie wyrobione w branży perfumeryjnej/ co jest prawdą/ , albo ten zapach nie jest dla nas/ co też jest prawdą/. Ale przynajmniej honor szwagra został ocalony.
Wczoraj zupełnie niespodziewanie widziałam samego Sławomira Mrożka. Samego, nie znaczy, że samego, bo w towarzystwie żony i pozostałych członków jury festiwalu teatralnego R@port, który właśnie ma miejsce w Gdyni. Dla większości widzów była to miła niespodzianka. Wyglada na to, że pisarz jest w dobrej formie, w końcu do Gdyni prawie każdy ma daleko. Jego 2 sztuki będą pokazywane oczywiście poza konkursem.
A dzis na obiad makaron canneloni z mielonym mięsem i sosem pomidorowym.
Trzecie zdanie od końca wyszło mi zupełnie nieskładne. Chciałam napisać, że Mrożek jest chyba w dobrej formie, bo podróż do Gdyni jest długa i męcząca, a on wyglądał bardzo dobrze. A że do Gdyni prawie każdy ma daleko, to też prawda. 🙂
Rurki już częściowo zjedzone, mąż zażyczył sobie resztę na kolację. Rurki można niby nadziewać ugotowane i wtedy zapieka się je krótko, co wymaga mniej sosu, ale ja mam z tym problemy i nadziewam je suche. Nie wiem dlaczego, ale zawsze rozpadają się przy nakładaniu na talerze, mimo że staram się to robić bardzo uważnie. Dno naczynia do zapiekania natłuszczam, ale część rurek i tak przywiera mimo sporej ilości sosu. Mimo tych problemów ze stroną wizualną jest to danie w sumie proste do wykonania. I niektórym smakuje.
Tymczasem muszę zacząć jakieś małe przygotowania do wyjazdu na kolejny spektakl .
Dzień dobry,
Dziecię zjechało szczęśliwie, do domu dotarliśmy około 23:00, zjedliśmy wcześniej przygotowaną polędwicę z przyprawami i warzywami. Smakowało.
Oczywiście wino czerwone – mój ulubiony Malbec.
Cichal – będę się starał namówić młodzież na przejażdżkę, zadzwonimy wcześniej. Mam dla Ciebie przesyłkę od Pyry, przy okazji bym podrzucił.
Nisiu,
oczywiście, że u Hopfera też bywałem, ale znacznie rzadziej. Trzecim miejscem, gdzie chętnie zachodziłem była pijalnia miodów na Koszykowej, staraliśmy się tam podtrzymywać zagłobowskie tradycje i nawet nam to dobrze wychodziło. Antek ma rację, Hopfer był po przeciwnej stronie ulicy niż Dziekanka.
Antek – u Fukiera tanim winem był Riesling, podawany bez specjalnego schładzania, ale dla nas był to wtedy rarytas.
Widzę, że niektórzy z przyjemnością przeszli się ze mną po Warszawie – to mnie cieszy podwójnie.
Tutaj ładny dzień, zaraz gdzieś wybywam z dzieckiem.
….słoneczka wesołego dla Wszystkich 🙂
kleszcza nie wyrywac, tylko wykrecac
(najlepiej paznokciami, a jak krotkie -pinceta)
po powrocie z lasu nalezy sie zawsze obszukac
(ulubione miejsca kleszczy zaczynaja sie na p
-pachwiny, przyrodzenie, plecy)
p.s.
@cichal: mnie tez rabnelo – endoskopia, wynik – nowotwor dwunastnicy
(„czy denerwowal sie pan ostatnio?” pytanie lekarza he,he…)
wyniki w poniedzialek
salute, blogu…
Antku, pewnie masz rację z tym Hopferem. Byłam tam strasznie dawno, w dodatku z ówczesnym facetem mego życia, więc mogły mi się budowle pomieszać…
Ale pamiętam, że piliśmy Murfatlar…
🙄
Przez to Wasze gadanie o czekoladzie kupiłam dużego Lindta z bakaliami. Dobry, a nasze wcale mu nie ustępują.
Obecnie kawałek świni w towarzystwie cebulki i grzybów tudzież soli, pieprzu i maryjanku, wydaje upojne zapachy z garnka. Żadna czekolada nie da rady porządnej śwince!
Chanel 5 nie na każdej kobiecie dobrze pachnie, na mnie wali peerelowską paniusią. Na mojej przyjaciółce pachnie upojnie.
Moim najlepszym zapachem jest London pana Burberry, taki w ubranku burberry. Numer dwa to Elle YSL. Kiedyś używałam Gio Armaniego, Envy Gucciego – a jeszcze kiedyś podróbek, jak się forsy nie miało… i różnych peerelowskich wynalazków też; niektóre miały nawet francuskie nazwy, jak np. Reve…
Generalnie uwielbiam pachnidła.
Siedzę w domu, palę w piecu i mam coraz większą ochotę zjeść placka.
Dla mnie to najdroższy placek świata.
http://www.keldelice.com/guide/specialites/la-tarte-aux-pruneaux-de-lile-dyeu
Alicjo, oprocz Prastarej byla jeszcze Przemyslawka ktorej uzywal moj Ojciec – od przed wojny(!) i na poczatku ja. Potem pojawil sie Wars Clas-sic, na ktory sie przerzucilem. Istnieje niby do tej pory, ale ze zmieniona receptura.
Witam. Rano się zrobiło, pogoda taka sobie, 15?C, ciasteczko się skonsumowało, podzielę się tym co zostało. Miłego dnia.
http://oggole.pl/ogladaj/264082-el_blus_de_la_galleta.html
Owszem, Przemysławka i Wars, też pamiętam.
U nas ciepło (12C), pochmurnawo. Jak przystało na niedzielę – obijam się, to tak z rozpędu po wolnej sobocie.
byku,
mam nadzieję, że w p.s-ie żartujesz sobie nieładnie…
Byku – bardzo współczuję.
Krystyno, życzę Ci kolejnych silnych przeżyć teatralnych bo zobaczyć Mrożka „na żywo”, to jest już swego rodzaju wydarzenie. Czy czytałaś „Baltazara”, jego autobiografię? Warto.
Wśród damskich zapachów była jeszcze Pani Walewska.
Nisiu, mnie też n°5 „nie podchodzi”. Marilyn tylko w to ubierała sie na noc (podobno 🙂 ).
Byku – Bardzo Ci współczuje. Bardzo możliwe, że poniedziałkowa wiadomość będzie dla Ciebie radosną ulgą. Zdrowie.
Byku, trzymamy kciuki, rak to nie wyrok. Trzeba być dobrej myśli.
Dobry wieczór Blogu!
Byku,
do poniedziałku już niedługo, poczekam z Tobą. Czekanie jest gorsze od tej rury i zaglądania człowiekowi do środka 🙄
Jakby Ci zamiarowali coś wyciąć, to też potrzymam kciuki 🙂
Daj jutro znać, na co się mamy nastawić.
Do kleszczowych miejsc na „p” dodałabym „pod kolanem” i „pod włosami” na karku 😉
Byłam w górach. Na 1900mnpm kwitły mimo suszy dwie goryczki Kluzjusza, na 2100m obległy nas górskie kawki, bo byliśmy jedynymi wędrowcami o tak późnej porze. Dostały okruchy z ciasta i trochę czekolady oraz kawałeczki jabłka, jadły z ręki. Ledwie słońce zaszło za górami, zrobiło się zimno i trzeba było schodzić, by dojść do auta przed nocą. Na to tylko czekały kozice i zaraz cztery z nich zajęły nasze miejsce na szczytowej grani. Cztery inne przecięły nam drogę, gdy schodziliśmy wąską ścieżką wśród skał, ich celem też była grań nad przepaścią. Wszystkie były tłuściutkie i w nowych futrach – krój klasyczny 😎
Byku w blogu drzemie wielka przyjacielska moc. Czekamy do jutra. Spokojni.
Nemo – W futrach powiadasz? Brak mi słów 🙂
Jesień, park, nostalgia i nutka żalu. Z przejęciem otwieram misterne puzderko. Kryształowa buteleczka do złudzenia przypomina ten właśnie pomnik. Zamykam oczy i wyciągam z szyjeczki koreczek. Po Łazienkach rozchodzi się zapach bukietów Echidny, tytoniu marki Amfora i cedrowego fortepianu. Przepraszam za te infantylne zdrobnienia, ale butelka jest mniejsza od pomnika. Tak naprawdę nie wiem jak wyrazić żal, że nigdy nie widziałem młodziutkiej George Sand, nigdy nie byłem nastolatką.
Angst, może choroba umysłowa, prawdopodobnie 50/50 🙂
Alino – Nadal rozmyślam nad tym, czy jednak mógłbym tutaj pozostać. Mniej się już garbię, ogoliłem się, a wczoraj pożyczyłem książkę. Bardziej radykalne zmiany to marzenie ściętej głowy. Dawno temu, gdy byłem nastolatkiem, marzyłem o skrzypcach. Co pewien czas zjawiałem się w sklepie muzycznym (moje miasto, rynek, po tej samej stronie co biblioteka i czytelnia) i za każdym razem odpowiedź była ta sama – Nie ma.
Tak oto nigdy nie zostałem leworęcznym wirtuozem, ale za to widziałem Umberto Eco. Znów zgolił brodę, ale wąsik pozostał 🙂
Placku, 😀
a tu jeszcze jedna w futerku 😉
Placku, opowiedz o spotkaniu z Panem Umberto. Nie każdy ma ten przywilej 🙂
Nemo – Co prawda oczyma duszy widzialem kozicę z rogami, ale leszczyna Kluzjusza wygląda bardzo apetycznie 🙂
Alino – Które, bo tyle ich było, że na palcach zliczyć nie sposób 🙂
(mam wszystkie palce)
Może na początek to przypadkowe numer dwa.
Pearson International Airport. Siedzę ci ja proszę Ciebie na barowym stołku, czekam na gin z tonikiem bo czekanie na samolot już mi się znudziło. Lubię tonik dlatego, że przypomina mi Stasia Tarkowskiego, Nel, muchy tse tse, śpiączkę i chininę. Nagle słyszę stukot laseczki. Eco. Przysiadł się, zamówił martini. Dwie oliwki przeszyte włócznią. Barman nie miał pojęcia z kim ma do czynienia, a jednak matini zjawiło się pierwsze.
Poczułem lekką gorycz, a on miał jeszcze czelność spytać – a ty co pijesz?
Filozof, geniusz – zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że przecież nic jeszcze nie piję, częściowo przez niego. Zmarszczył brwi, uśmiechnął się i rzekł – co fakt to fakt. Nieco później wybuchła nasza przyjaźń. Umberto (nie przeszliśmy na ty, ale rozmowa toczyła się po angielsku, byliśmy już na ty). Opowiedziałem mu o słoniu i z rozpędu wspomniałem Bohuna, a on wyznał, że jedno martini to zbyt mało, a trzy to zbyt dużo. Spytałem o laskę. Rwa kulszowa, bolesne. Artretyzm, kolano. Przeprosiłem go w końcu za to, że miałem do niego żal o to, że jego martini było szybsze od mojego ginu. Reszta rozmowy banalna. Rimini, Sopot, książki. Tak, książki, bo to od taszczenia książek tak go w samolotach rwało. Po trzecim ginie zlitowałem się nad nim. Od taszczenia to przecież przepukliny mógł się nabawić, pewnie siedział na portfelu. Znam to z autopsji, lekarze byli bezsilni, ale gdy zacząłem nosić portfel w prawej kieszeni spodni….Alino, przypyszczam, że już nigdy o nic mnie nie poprosisz 🙂
Jaja se robią? Przecież to Cichal 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Umberto_Eco.jpg
byku,
trzymam kciuki 🙂
Nie wierzę w przypadki. Nie wiem jak Gospodarz wyczuł, ale Umberto Eco odwiedził filię U of T w Mississauga w środę. To zaledwie parę kilometrów ode mnie. Darmowe bilety dla dwojga zarezerwowałem już wcześniej, ale zostałem w domu, a w nocy po raz kolejny odwiedziłem cmentarz w Pradze.
Pan w kapeluszu to rzeczywiście Cichal, a Umberto Eco dobrotliwie nazywa ten model Indiana Jones. O Cichalu rzeczywiście myślałem, bo laska, przez blisko pięć lat, była potrzebna (kolano), a teraz nic już nie boli, ale wdzięczność do laski pozostała. Umberto Eco nie jest już radosnym wulkanem optymizmu, ale nadal potrafi zachować dystans i zachwycać.
Bez brody wyglada jak mój były fryzjer, Enzo 🙂
Przed chwila pokazałam to zdjęcie Jerzoru i pytam, kto to.
No jak to kto, Janusz! – odrzekł.
Czyli coś jest na rzeczy, nie tylko laska 😉
Cichal ma gdzieś w swoich zbiorach zdjęcie w kapeluszu (z ubiegłej zimy?), skojarzenie dla mnie było natychmiastowe.
@gospodarz i blogowisko:
dziekuje za wsparcie moralne!
przepraszam, moze to juz infantylizm, ale musialem troche ponarzekac,
po polsku…
w kazdym razie bede walczyl na froncie kuchennym dalej,
nawet jesli by to miala byc bitwa dietetyczna…
mam nawet pomysl na nowy esej:
„tajemnice kleika owsianego” he,he…
Olgierd Budrewicz zmarł…
bardzo lubiłam czytać jego reportaże ze świata, jakoś nigdy mi się nie kojarzył z Warszawą, bo Warszawa była „pod nosem”, a tymczasem on wyruszał w podróże do ciekawych, często egzotycznych krajów. I wspaniale opisywał, co widział i słyszał. Winien rozbudzania ciekawości świata u pokoleń.
Takich w moich czasach było dwóch – Kapuściński i Budrewicz (albo na odwyrtkę).
Byku, trzymamy kciuki.
Nie ma w tym nic dziwnego. Gdybym był Renatą Eco, moje ulubione perfumy wyglądałyby tak. Irresistible Givenchy.
Byku,
narzekaj, ile wlezie, od tego jesteśmy, jak to wyżej ujął Gospodarz.
Blogowa moc wsparcia działa!
Pozdrowienia od Jerzora.
Dzień dobry. 😉 Skończyła mi się wariacka trzy- tygodniówka (a może prawidłowo powinno być „trój-tygodniówka ?).
Od jutra wszystko wraca do normy. Jako, że muszę jutro odespać szaleństwa, to nie będę mogła z rana powitać dzisiejszej (21.XI.) :
urodzinowej solenizantki – Alinki !!!
Alinko, życzę Ci z całego serca spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia i samych radosnych dni. 😆 😆
Byku, trzymam kciuki, tak solidnie jak za szybki powrót do pełni formy Cichala, spełnienie planów Nowego no i powrót Pyry na „łono”.
Alicjo 28.XI. nadal aktualny do trzymania ?
Dobrej i spokojnej nocy. 😀
No to jutro (bo tutaj jeszcze 5 godzin „dzisiaj”) będę miała sporo do wznoszenia – moja Mama (79), mój najlepszy, stary przyjaciel jeszcze ze szkoły, i Alina! A jeszcze może ktoś się ujawni? Im wiecej, tym weselej!
Zgago,
łowszem, za tydzień, ale to ponoć pryszcz.
Byku, ja w podobnej sytuacji zazywalem kleiku z siemienia lnianego przez niemal rok. Poszlo i przeszlo gladko – bez wdawania sie w drastyczne i gastryczne szczegoly.
A diagnoza? Hmm, jestes zdrowy jak ……. tu wstawic odpowiedni symbol.
Czego i tobie zycze.
O, Byku, dopiero doczytałam. Jestem z Tobą – jak my tu wszyscy. I jak wszyscy wierzę, że skończy się niegroźnie. Kleik jakoś polubisz… czasowo.
Byku,
Jechłem do Polski z przekonaniem, że jakiegoś skorupiaka w płucu noszę. Przebadali, osłuchali, skorupiaka wykluczyli.
Trzymam, żeby u Ciebie było tak samo, trzymam!!!