Dobry tłuszcz nie jest zły a jest niezbędny

 

Zapewne jeszcze nie znacie Grzegorza Łapanowskiego. Aby uzupełnić te przykrą lukę w Waszym wykształceniu smakoszowskim muszę Grzesia publicznie przedstawić. Ten 28-latek jest jednym z wybitniejszych znawców (i praktyków) kuchni. Wszędzie tam gdzie mówi się lub pisze o kuchniach regionalnych, zdrowym żywieniu, edukacji kulinarnej dzieci, egzotycznych podróżach w poszukiwaniu nowych smaków – można spodziewać się, że Grześ brał w tym udział. Można zobaczyć go zarówno w kanale KuchniaPlus jak i DzieńDobry TVN. Można też poczytać na łamach pism fachowych. Jego obecność ożywia wszystkie imprezy Slow Food. Podczas zakupów na bazarach należy dobrze się rozejrzeć a na pewno szczupłą sylwetkę rozczochranego chłopaka z kilkoma włoskami imitującymi bródkę na pewno się zauważy.
Po napisaniu pracy magisterskiej ( trwało to dwa lata) Grześ niejako z rozpędu dopisał jeszcze kilkaset stron i wyszła z tego przepiękna książka: „Smakuje”!
Sam autor mówi o niej tak: W kilkunastu rozdziałach postanowiłem zawrzeć kilkadziesiąt moich ulubionych przepisów. Częściowo autorskich, a częściowo zaczerpniętych od innych miłośników gotowania – bo na kuchnię nikt nie ma monopolu. Tu nie ma plagiatów – gotować może każdy! Niektóre smaki przywiozłem z podróży, zamknięte w woreczkach z przyprawami. Wracam do nich jak do starych książek. Szukam inspiracji. Smakuję.

Opinie autora tej cudnie zilustrowanej książki podzielam niemal w całości. Trudno byłoby mu zaprzeczać np. gdy wyznaje, że uwielbia tłuszcza: Według dietetyków około 30 procent dziennego zapotrzebowania na kalorie winniśmy sobie dostarczać w formie tłuszczu. Wszystko zależy od jego jakości i ilości. Problem polega na tym, że w naszej diecie jest zbyt dużo tłuszczów pochodzenia zwierzęcego, zbyt dużo jest też utwardzonych tłuszczów roślinnych, które konsumujemy najczęściej pod postacią margaryn.
Masło, smalec, gęsi i kaczy tłuszcz sadełkowy, oliwa z oliwek, olej rzepakowy i lniany, oleje orzechowe – jest w czym wybierać. W rozsądnych ilościach tłuszcze dopełniają nam potrawę i bardzo korzystnie wpływają na jej smak.
Masła używam rzadko, w niewielkiej ilości, czasem do smarowania chleba, czasem do kruchego ciasta. Zawsze sięgam po polskie masło, które na opakowaniu ma informację – 82% tłuszczu (zwierzęcego, mlecznego, rzecz jasna). Dla zaawansowanych w kuchni i zapalonych miłośników dobrego masła jest opcja zrobienia go w domu. Zawsze z prawdziwej wiejskiej śmietany z dobrego źródła. Tę wlewamy do litrowego słoika, którym następnie potrząsamy, aż do wytrącenia się masła, od którego oddzieli się serwatka. Drobiny masła łowimy. Łączymy w kulę. Dobrze odciskamy – bardzo starannie, by pozbyć się resztek serwatki. Płuczemy i wstawiamy do lodówki… co zresztą mało prawdopodobne, bo pewnie nie oprzemy się pokusie, by od razu rozsmarować je na kromce pysznego razowego chleba, posolić i zjeść ze smakiem. Nic prostszego, a ile przyjemności!

Podobnych opinii (i mądrych porad) jest w książce sporo. To bowiem książka o miłości do jedzenia ale i do karmienia przyjaciół. Równocześnie o szacunku czy wręcz podziwie dla tych, którzy wytwarzają (co najważniejsze dla kucharzy i smakoszy) produkty trafiające na nasze talerze.
Słowem to książka warta lektury. Moim zdaniem gdy zostanie przetłumaczona na angielski i trafi na Wyspy Brytyjskie, to w Londynie będzie się mówić, że Jamie Oliver to taki brytyjski Grześ Łapanowski.