Dario zawsze trzyma w ręku nóż
Dario Cecchini to najsłynniejszy wioski masarz z liczącej zaledwie kilkadziesiąt domów Panzany, rzuconej między Sienę a Florencję. Dario nigdy nie ma czasu. On po prostu funkcjonuje wariacko. Przez jego gościnność można stracić na przykład zaklepany gdzieś wcześniej obiad. Nafaszerowany jego przystawkami nikt już nic zjeść do końca dnia nie da rady.
Tę historyjkę przytaczam za Wojciechem Gogolińskim, winiarzem, smakoszem obieżyświatem i szefem krakowskiego wspaniałego pisma o winach. A o tym wydarzeniu pisały chyba wszystkie gazety Europy.
Było to tak. Nieco ponad dziesięć lat temu rzymski rząd zakazał podawania we włoskich lokalach mięsa z kością. Dla Florencji to był wyrok – bo jak prowadzić knajpę, w której nie można podać bistecchi alla fiorentina, steka obecnego tam od stuleci! To jakby w Polsce zaczęto nagle podawać schabowego bez panierki.
Wtedy Dario Cecchini wkurzył się nie na żarty. I postanowił wyprawić pogrzeb florenckiej bistecce. Zaprosił najlepszych dziennikarzy kulinarnych Włoch. Wynajął karawany, katafalki i grabarzy w służbowych uniformach. Kupił trumny, wieńce, kwiaty i gromnice. Impreza zgromadziła setki osób.
Gazety, kolorowe magazyny i różne kanały telewizyjne poinformowały natychmiast o tym zdarzeniu. Informacje o happeningu obiegły cały świat. Dario i krwiste fiorentiny były na ustach niemal wszystkich. Skonfundowany i ośmieszony rząd cofnął swoje rozporządzenie. Florenckie steki wróciły tam, gdzie ich miejsce, czyli do toskańskich restauracji.
Dziś przez malutki sklepik Daria przewalają się tłumy dziennikarzy i turystów. Ale też – jak dawniej – kupują tu wszyscy miejscowi, na przykład stek na obiad lub 15 deko mortadeli, ewentualnie tyle samo salami lub salcesonu.
Dario otworzył też trzy restauracje – jedną nad sklepem, drugą pięć metrów dalej, po przeciwnej stronie uliczki, i kolejną we Florencji. Panzana stała się kulinarnym miejscem, które każdy smakosz podróżujący po Italii MUSI odwiedzić. I chyba niewielu jest na świecie podróżnych, którzy jadąc tą trasą, odmówiliby sobie tej przyjemności.
Ja tam byłem i to zanim jeszcze przeczytałem tekst w „Czasie wina”.
Komentarze
U nasz na wiosce też był bardzo dobry rzeźnik . Do czasu.
Pożar był i po odbudowie robią kiełbasę z Łysych.
Dzień dobry.
Dni miałam ostatnio takie nieco zwariowane, bo i imieniny rodzinne i zakończenie roku szkolnego, po którym tradycyjnie prawie przez tydzień jeszcze spotykają się nauczyciele towarzysko w małych grupach po kilka osób, a to w tym mieszkaniu, a to w innym, a na każdą taką imprezę pani matka coś tam musi przygotować, bo są to imprezki składkowe. Dzisiaj np Młoda jedzie do koleżanki, która na rok się żegna, bo w listopadzie zostanie po raz pierwszy matką (a tu 40-tka za progiem). Na specjalne zamówienie przyszłej rodzicielki Pyra zrobiła 2 paschy i 2 rodzaje kremu. I tak jakoś życie ucieka.
Teraz przeczytam wczorajsze wpisy i złapię nieco równowagi blogowej.
Panzano in Chianti łatwiej znaleźć szukając Greve in Chianti. Prawie sasiaduje z miłą mi Raddą, gdzie też można zjeść znakomicie prawdziwie wiejski domowy posiłek.
Restauracja Cecchiniego nazywa sie Solociccia i oferuje zestawy menu za 30 EUR rozłożone na 2 godziny. Od poniedziałku do środy zamknięte, w niedzielę tylko na 13. W cenie jest wiele dań, 250 ml wina i kieliszek grappy. Woda mineralna także w cenie, więc 30 EUR nie jest ceną specjalnie wygórowaną. Nie jest to typowe menu dla turystów lecz raczej uczta, choć złożona z potraw w miarę skromnych.
Np. Crostini di sugo all’uso di Natale
Fritto del macellaio
Ramerino in culo
Pinzimonio di verdure dell’orto
Schiacciata della Simonetta
Mischianza di fagioli e ceci
Ciccia arrosto
Tenerumi in insalata
Ciccia in umido
Pane Toscano
Vino mio (un quartino)
Acqua liscia o con le bolle
Caffé alla moka e torta all’olio
Grappa Cecchini
Dodatkowa ćwiartka wina 3 EUR.
Przy okazji perygrynacji szlakiem win Chianti i supertoskanów warto tam zawitać.
Mnie zainteresował deser „torta all’olio”. Zastanawiam się, czy to tort pieczony na oliwie (chyba niedorzeczność), tort z biszkoptem z oliwą zamiast masła, czy też po prostu tort oliwkowy (ciekawostka). Biszkopt z oliwą zamiast masła nie jest we Włoszech czymś szczególnym, więc chyba nie byłby tym szczegółem w karcie wyróżniony. Tort oliwkowy? Zagadka dla mnie, ale może tylko ze względu na moje niedouczenie włosko-kulinarne.
A nie mówiłem , że u nasz na wiosce rzeźnik potrafi robić różne rzeczy…
Nawet salceson.
http://wiadomosci.wp.pl/gid,10067358,title,Zuk-na-gazie-czyli-rzeczywistosc-w-krzywym-zwierciadle,gpage,19,img,10067359,galeria.html
Jakieś mało trwałe. Te łyse.
Może, dajmy na to, takie na przykład piegowate dłużej się trzymają?
Dzień dobry!
Mark II a taka szynke potrafia
http://8806.pl.all.biz/cat.php?oid=44485
paOlOre
Najlepszą kiełbasę robi się ze złotnickich pstrych. W naszej wiosce nikt o takich nie słyszał dlatego przed zrobieniem kiełbasy z zakręconego trzeba go ogolić.
Dlatego rano golę się dokładnie bo nóż widelec…
Ciut świt 9,30 byłem w lesie i pod moją prywatną chójką znalazłem sporo grzybów, ale wszystkie robacze.
Paolo – święto i uczta, żeś zawitał. Miliona drugiego, trzeciego i kolejnych tu, niestety, nie znajdziesz( tu łezka słona i serdeczna) ale uśmiechy na tony.
Nisiu, wyściskaj naszą Alicję. Wiem, że nie trzeba Wam życzyć wspaniałych dni, bo to jest pewnik. 😆 😆 😆
Lecę po weekendowe zakupy a pogoda się „kici”. 🙁
Łyse Gospodarz ma w zasięgu 100 km. Sformułowanie „SALCESON Z ŁYSYCH” w istocie słabo przemyślane. Albo właśnie przemyślane jako chwyt marketingowy. Ta druga możliwość znacznie gorsza.
Wczoraj zwiedzaliśmy Wysoczyznę Elbląską. Od Łysych 200 km. Wstyd przyznać, ale wcześniej nigdy nie byłem we Fromborku. Kto nie był, warto odwiedzić. Wzgórze Katedralne i sama katedra imponujące, zawartość wnętrza katedry również. Poliptyk gotycki, z którego dobrze zachowała się tylko część centralna, zasługuje na uwagę. Postać NMP z Dzieciątkiem przykuwa uwagę. Fantastycznie oddane fałdy płaszcza. Co prawda układ szaty wydaje się nie całkiem zgodny z układem nogi, na której szata się wyraźnie opina, ale w 1504 roku pod tą szerokościa takie rzeczy nie raziły. Twarz rewelacyjna. Widać, łagodność, mądrość i wielką determinację, stanowczość. Trudno te cechy połączyć. Wokół NMP czterech doktorów Kościoła, poniżej jeszcze parę świętych niewiast, zapamietałem Św. Barbarę.
Większość figur poza NMP zrekonstruowana w latach 90-tych. Nie znam historii tego ołtarza i stopnia wczesniejszych zniszczeń. Jako ciekawostka – koszty rekonstrukcji pokrył Totalizator Sportowy, więc jeden z Doktorów Kościoła ma twarz ówczesnego prezesa Toalizatora.
Historia Diecezji Warmińskiej bardzo ciekawa, a ja o wielu szczegółach dotąd zupełnie nie wiedziałem. Od czasów zakopńczenia Wojny 13-letniej kapituła warmińska samodzielnie wybierała Biskupa, a skutkiem pokoju toruńskiego 1466 był zapis, że kanonicy wybierają na biskupa osobę miłą królowi Polski. Ten zapis był wielokrotnie łamany, a kapituła wybierała na biskupa osobę miłą raczej Wielkiemu Mistrzowi. I tu niespodzianka. Kolejni Biskupi knujący przed objęciem urzędu z Krzyżakami, po wyborze zmieniali front i wspierali Króla przeciwko Zakonowi. Prawnie i administracyjnie. Wsparcie prawne polegało na zbieraniu i przekazywaniu dokumentów.
Przykładem takiego Biskupa był Łukasz Watzenrode, wuj Kopernika, fundator wspomnianego poliptyku. To samo dotyczy jego następcy wybranego wbrew znanej woli zmarłego.
W atmosferze takiego miejsca wypadało zjeść godny posiłek. Wydawało się to trudne, gdyż miasto poza Wzgórzem Katedralnym zostało zdmuchnięte z powierzchni ziemi w 1945 roku. W Muzeum Kopernika możemy zobaczyć przedwojenne zdjęcia miasta. To, co mamy teraz, to jakby nic nie było. Została jeszcze wieża wodna, wokół której pączkują obiekty gastronomiczne dla ceprów. Niedaleko jest jednak obszerny i akceptowalny estetycznie kompleks gastronomiczny „Pod Wzgórzem”. Z tarasu widok na Wzgórze Katedralne. Ceny przystępne. Najdroższa potrawa – kaczka w miodzie (pół kaczki) z nadzieniem jabłkowo-żurawinowym – 35 zł. Wziąłem chłodnik z jajkiem, córeńka zupę rybną. Obie znakomite. Na drugie panie wybrały filet z indyka z kurkami w śmietanie, ja – cepeliny. Za dodatki do drugiego panie zamówiły na spółkę porcję babki ziemniaczanej w sosie pieczarkowym. Cepeliny ekstra. Nadzienie przypominało w smaku dobre nadzienie kołdunowe, jednak bez łojowego soku. Ciasto jak trzeba. Polane obficie świetnym sosem ze skwarek, śmietany i wędzonego boczku. Z babką był problem. Nie było jej na czas, gdyz się spaliła i panie z kuchni musiały upiec drugą, co trwało. Ale nie spieszyliśmy się i wszystko skończyło się szczęśliwie. Tyle, że ja zjadłem zanim Moje Panie zaczęły. Piłem do posiłku piwo niskoalkoholowe, Ukochana normalnoalkoholowe. Córeńka – wodę mineralną.
Za wszystko starczyło 100 zł, w tym napiwek. Zachęcam do odwiedzania tego lokalu. Wpadka z babką każdemu może się zdarzyć, dobrze, że kelnerka przyszła szczerze przepraszać i robiła to w bardzo dobrym stylu.
To, co tam jedliśmy, na pewno nie było daniami na konkurs gastronomiczny, ale w pełni mogły zadowolić i były podane ładnie, a te same dania prawie kazdy otrzymywał udekorowane nieco inaczej, co też zapisuję na plus.
Takież to własnie zlotnickie pstre od paru dni rosną w naszym gospodarstwie popijając zsiadłe mleko -takie co to można można nożem kroić i zajadając inne ekologiczne dobroci Na dzień dobry, to one wykąpały się w tym mleku.
Świnki załatwiła Żaba w swojej nowej pracy- oni prowadzą hodowlę zachowawczą.
Historia świń złotnickich sięga pierwszych lat powojennych kiedy profesor Aleksandrowicz zakupił od przesiedleńców z Wileńszczyzny kilkanaście prymitywnych prosiąt. Zwierzęta te przywiózł do Złotnik pod Poznaniem- stąd nazwa obu ras . Z tej niewielkiej populacji wyhodowano dwie rasy świń złotnicką białą i złotnicka pstrą.
W odróżnieniu od innych ras złotnicka pstra była od początku hodowana w czystości rasy.
Zwierzęta też lubią ładne widoczki.
Miłego dnia dla wszystkich, wychodzę do pracy. 🙂
https://picasaweb.google.com/takrzy/KozioEkNadOceanem#slideshow/5621748579506133682
Eska – nie wykręcaj się świnką. Jak zrobiłaś tę karkówkę, że aż Żaba wzdycha? Przepis proszę.
Nowy – podobna jestem do tej zwierzyny płowej – też lubię.
zakupiłam farbę i inne potrzebne rzeczy do malowania okien. W związku z tym pada deszcz. 🙁
Witam ze Szczecina!
To ja, Alicja – ładuję baterie w Delli, więc korzystam z maszyny Nisi.
Dotarłam wczoraj w okolicach 17-tej. Podróż męcząca, jak to podróż, ale przeżyłam. Nocne rodaczek rozmowy prowadziłyśmy do okolic porannych prawie, jakżeby inaczej.
Planów na najbliższe dni mamy dużo, zaraz wybywamy do portu przywitać się z Darem, bo już jest w Szczecinie.
Potem wybywamy gdzieś w okolice Szczecina, kierunek Myślibórze.
Kulinarnie sprawozdaję, że wczoraj na obiad była kasza ze wspaniałym gulaszem Gospodyni. Se żałujcie, żeście nie spróbowali – i tu bynajmniej nie podlizuję się gospodyni, tylko stwierdzam fakt. Potem były wędliny znakomite, sery wspaniałe, wina znakomite, no i wspomniane rozmowy.
Szanta z Rumikiem długo dotrzymywały nam towarzystwa, ale w końcu poszły w kimonko.
Uciekam, bo za chwilę wyjazd, macham blogowisku serdecznie!
Frombork, o którym pisze Stanisław, rzeczywiście warto odwiedzić, choć położenie miasteczka temu nie sprzyja, bo nikomu tam nie po drodze.
A my wczoraj wybraliśmy się do zoo w Gdańsku Oliwie. To nie jest daleko od nas, okolica bardzo malownicza, pogoda też dobra. Tylko trochę dzwnie się czuliśmy, bo chyba jako jedyni byliśmy bez towarzystwa dziecka. Pozostałym zwiedzającym /rodzicom, dziadkom/ zawsze towarzyszyło co najmniej jedno dziecko.
Dziś przychodzą do nas znajomi. Przygotowałam jako główne danie golonki w warzywach /oj, przydałoby mi się dziś to urządzenia do krojenia warzyw w słupki prezentowane tu niedawno/. Będą też tymbaliki z ryb i warzyw, koreczki śledziowe, sery i oliwki, a na deser ciasto rabarbarowe, truskawki i czereśnie. Zrobiło się dość chłodno i deszczowo, więc te golonki dziś bardzo pasują.
Eska,
mnie też interesuje ta karkówka pieczona.
Nisiu i Alicjo, też Wam macham!
A capella,
zdjęć z mojej podróży do Lwowa nie zamieszczałam, bo nie potrafię tego zrobić. Ale nic straconego, bo we wrześniu Ewa w drodze do Gruzji zatrzymuje się w tym mieście i na pewno zrobi sporo zdjęć. A że robi dobre zdjęcia, mogliśmy się tu przekonać już wiele razy. Poczekajmy więc na jej fotorelację.
Witam.
http://dzienprzytulania.pl/
Przez szybkę chłopa oglądałem jak zapiekankę z puree ziemniaczanego i konfitury z kanarka robił.
Jak tak dalej pójdzie to sam własnoręcznie zrobię w sobotę tylko kaczora muszę ustrzelić
Sławek może konfiturę kupić , ja nie bardzo 🙁
http://www.cuisine.tv/cid18532/parmentier-au-confit-de-canard.html
Alicjo, Nisiu – jak ram Was zaniosło, to ani chybi na ten rosołek z lina i na pierogi rybne. Przeżyję bez takich specjalów, ale pogaduszek to mi żal.
Krystyno – ostatnio się uchytrzyłam i kupuję mrożonki – albo warzywa na zupę chinską, albo włoszczyznę w słupki krojoną.
Ja sobie dziś na obiad zjem dorsza a wszystko przez Nisię i Alicję. 😉 😆 Machanko. 😆
Przypuszczałam, że pojadą zajadać się różnymi rybkami i mnie złapał pypeć.
Kupiłam też maliny i zrobię sobie biszkopt z kremem malinowy, bo już ogromnie się stęskniłam za nim.
Zerwałam 75 dkg. zielonych orzechów, kupiłam miód (oczywiście nie mam żadnej znajomej pasieki, więc miód „mieszany 🙁 ) i najważniejszy składnik nalewki orzechowej. Tym sposobem po raz pierwszy w życiu, odważę się zrobić nalewkę.
W związku z powyższym mam pytanie; w swoim przepisie Pan Lulek (nieodżałowanej pamięci) poleca garnek kamienny lub ceramiczny. Takowych nie mam, czy może być ogromny słój ? Byłabym wdzięczna za radę.
Zgago – może być ale orzechówki się nie wystawia na światło, więc upchaj w jakiej szafce (ja nawet w odzieżówkę wstawiam, bo tam na dole jest sporo miejsca. Nie zapomnij o przyprawach.
Pyro, jakich ??? W tym przepisie nie ma ani słowa o przyprawach. 😯
Pyro, przepraszam, miałam najpierw podziękować Ci za radę – tak zrobię. 😀
Zgago – kawałek cynamonu, ze 2 ziarna ziela angielskiego, kawałeczek imbiru. Tego nauczyłam się od Żaby – nalewka b.zyskuje. Ta nalewka p Lulka na orzechach i miodzie jest b.słodka i ciężka. Przysłał ją 2 lata temu na zjazd, więc piłam.
Pozdrawiam Żeglarki! Wygodnej jazdy „autobusem”:-))
Wczoraj były „kraby” z sosem grilowo-śmietankowym oraz grzanki z pesto. Ogórek małosolny idzie do wszystkiego, bo ukisiłem olbrzymi słój!
Dzisiaj sum morski (catfish) po afrykańsku z sosem ananasowo-bananowym.
Szkoda, że Stanisław pisze (a jak ciekawie!!!) tylko w dnie powszednie
kiedy ja jeszcze pracuję. Czytam pobieżnie i dopiero w weekend się wgłębiam. Przeczytałem jednak o Fromborku. Byłem tam wiele razy. W latach 50tych żeglowałem po Zalewie Wiślanym. W katedrze leżą moje praprapraszczury. Biskup Wołowski z Dorotheą noszącą moje nazwisko i wcześniej w annałach rodzinnych istniejącą. Liczę, że Dorothea była siostrą biskupa, bo inaczej byłby obciach, jakby owiedziała Alicja…
https://picasaweb.google.com/cichal05/KrabyIPesto?authkey=Gv1sRgCLKO8aP0lJKYMw#
jest jeszcze test
My już bez córaska, za to z drugą porcją truskawek na dżem 😕
Dziewczyny Szczecińskie, ale Wam dobrze 😀
http://www.youtube.com/watch?v=1NY198kBO00&feature=related
przyszly rezultaty testu, ja bym sie tam nie pchal 🙂
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum2406111914?pli=1#5621835986321465138
Sławek – materiał ściśle tajny/poufny?
nie Pyro, to bylo jak zwykle: Cichal pisal o rybie-kocie, potem w innym kontekscie o tescie, zrozumialem, ze ADN, no i wyszlo, jak wyszlo: dwa w jednym 🙂
taka mutacja,
nie przejmuj sie, nikt mnie nie rozumie,
a Laski juz pewnie pija za nasze w Szczecinie
Sławek – wszystko prawidłowo. Co z Ciebie byłby za artysta gdyby pierwszy lepszy Cię zrozumiał?
A pewnie, źe piją! Czerwone. O gadają o sdłuchają… Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
errata – ram miało być – I gadają i słuchają
Antek mnie rozumial 🙁
Też piję i też na czerwono = wiśniówkę: za Jasiów, Janków, Jasiczków i Hanysów
Mnie , nie dość , że nikt nie rozumie, to jeszcze nie lubi 🙁
Artystą też nie jestem, no chyba , że jak jest wesele na wsi i wypiję kilka głębszych, to śpiewam całkiem depresyjnie:
http://www.youtube.com/watch?v=xMb7pOpYej8
Za Janicka z Ohio
http://www.youtube.com/watch?v=lVt5lv05eIo&feature=related
Pyro, serdecznie dziękuję, mam wszystkie przyprawy i jutro zabieram się do roboty. Dzisiaj tak się objadłam na obiad, że zamiast uciąć sobie krótką drzemkę, obudziłam się po 2,5 godzinach. 🙁
Biszkopt upieczony (siadł dziadyga 👿 ). Jutro tylko krem i obżarstwo. 😉 Oczywiście obżarstwo na miarę „starszej pani”, żeby nie powiedzieć starej. 😀
Cichalu, kraby, mniam, mniam. P.Ewa ma się z Tobą dobrze. 🙄
Nisia i Alicja pewnie ćwiczą szanty a im więcej wina, tym bardziej są zgrane. 😆
Mark II – Misiu, może nie rozumieją ale z całą pewnością lubią. Widzę, żeś łasuch dokumentny, oprócz jedzonka (ze szczególnym uwzględnieniem miodu 😉 ), jesteś też łasy na komplementy i przytulanka. 😉 😀
A może by tak do miasta ? Ludzie w mieście to mają fajnie…
http://www.youtube.com/watch?v=1UvYvg9KtJM&feature=related
Czy ja jestem podobny do misia? Skądże znowu 🙂
Sentymentalnie się zrobiło …
Ostatni raz :
http://www.youtube.com/watch?v=Z0ysyGIhGSc&feature=related
Miało być kulinarnie ? No to jest:
http://www.youtube.com/watch?v=Ar3sdoNdKZE&feature=related
Jeszcze jedna piosenka dla Janicka :
http://www.youtube.com/watch?v=4ngEY_HJuVk&feature=related
Marku – odwrotnie – Miś jest podobny do Ciebie
Na dziś koniec:
http://www.youtube.com/watch?v=CtXas36vbTU&feature=related
Mama w szpitalu na obserwacji o drugiej w nocy mają być wyniki badań i okaże się czy to tylko zasłabnięcie czy coś poważniejszego
Smutny dzień imienin.
Esko, to smutna wiadomość ale bądź dobrej myśli. Będę myślała o Was.
Eska – Trzymam za Mamę i za Ciebie.
Eska, jesteśmy z Tobą!
Dołączam(y) się do: będzie dobrze.
Moja Mama jest 2-gi rok po poważnej operacji i wszystko jest OK, dzięki ludzkiemu łańcuszkowi który zaczął się od sąsiadki która cały czas powtarzała „musi być dobrze” zawiozła do dobrego lekarza, ten skierował do dobrego szpitala itd. Dzisiaj Mama z Mikołajem pieką babeczki na jej imieniny.
Esko, też Cię wspieram myślami.
Mark II – ludzie w mieście mają najfajniej jak miasto opustoszeje tak jak teraz. Ludziska wyjechali, samochody i rowery też, życie jest piękne 😀
Dzie,,,,n dobry o czwartej nad ranem.
Byłyśmy na Darze – no, CUDO i majestat! Pokręciłyśmy się trochę, a potem poszłyśmy na Wały Chrobrego do bardzo stylowej knajpki Columbus, gdzie zjadłyśmy znakomitą zupę rybno, a ja dodatkowo Bosmanem wypiłam zdrowie.
Z tej knajpy był znakomity widok na nasze cudo.
Potem pojechałyśmy do Myśliborza do Klubu Jachtowego na koncert szantowy Andrzeja Koryckiego i Dominiki Zukowskiej, było cudnie.
Wróciłyśmy o północyn no i jeszcze posiedziałyśmy trochę, Właśnie słyszę, że jakieś słowiki już nawijaja, pora się udać w objęcia Morfeusza.
Pozdrawiam tych za Kałużą, bo tutaj chyba wszystkie spiochy są.
Eska,
trzymaj się ciepło!
Dziękuję za zyczenia dobrej zabawy – staramy się, staramy, a jeszcze wiele atrakcji przed nami 🙂
dzień dobry …
Zgago a tu taka podobno magiczna nalewka z orzechów zielonych ..
http://prowincjalnawioska.blox.pl/2011/06/Magiczna-nalewka-czarownicy.html
Porucznik Columbo nie żyje … 🙁 .. od 4 miesięcy w każdą niedzielę oglądam go namiętnie w mojej kablówce .. mój ulubiony detektyw ..
Eska, jestem obca, ale jestem z Tobą i mocno myślę o Twojej Mamie i o Tobie.
Witam Szampaństwo,
w Szczecinie słońce, ale nie wiadomo, na jak długo, bo pogoda co chwila się zmienia.
Na dzisiaj jeszcze nie mamy ustalonych planów, ale nie szkodzi, coś się wymyśli.
Lena,
jakaś Ty obca, wszak wysiadujesz przy stole już od długiego czasu 🙂
Kochani jesteście !!!bardzo dziękuję za wsparcie. Baliśmy się bardzo ,na szczęście mama czuje się lepiej.
Eska, Cieszę się ogromnie.
Alicjo – 🙂 (tu miała być uśmiechnięta buźka, ale nie umiem)
Okazało się, że buźka pokazuje się po wysłaniu – teraz już wiem. Ale człowiek się rozwija!!!
Witam wietrznie acz serdecznie. 😀
Leno 2, jeśli chcesz wiedzieć jak się robi różne buźki, to podrzucam Ci sznureczek do poradnika :
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/samouczek.html
Alicja nam go kiedyś podesłała. 😀
Jolinku, dziękuję za sznureczek do następnego przepisu na nalewkę orzechową. 😀
BB, życzę miłego dnia i idę do kuchni a co z tej bytności mi wyjdzie, to napiszę wieczorkiem. 😆
do
Przesiadłam się z dużej maszyny do małej i od nowa uczę się pisać. Nie wiem gdzie tu jest ten klawisz do mazania tekstu, więc może się zdarzyć, że przeczytacie głupoty większe, niż zwykle. Od rana odbyłam telekonferencje z Eską, Misiem i Paolore i mam doskonały nastrój.
Już kiedyś pisałAM, ŻE TYG. „aNGORA” ZAMIESZCZA DOSKONAłe reportaże z akademii Le Cordon Bleu pióra p. Marka Brzezinskiego. Jeżei p. Marek choćby w połowie tak doskonale gotuje, jak pisze, to wieszczę mu wspaniałą przyszłość.
Ulegam zatem blogowej modzie na cytaty i przedruki i pozwalam sobie zacytować fragment
reportażu ‚pRZYSTAWKAW SZKLANCE” CDN
Alicja zapomniała napisać, że w ramach rozrywania od czasu do czasu dynda na sznurówce mojego pieska Rumika, który jej się na tej sznurówce wiesza. Ząbkami. Ząbki ma jak miniaturowy rekin.
Chyba zabiorę ją dzisiaj na kolejną zupę rybną, mój kultowy rosołek z leszcza z pierogami z leszcza. Przy okazji pokażę jej piękny koniec Polski czyli Nowe Warpno, Trzebież i tak dalej.
Owszem, Rumik z uciechą zajmuje się sznurkami moich trampek i od czasu do czasu na nich dynda – ja usiłuję wyrwać nogę, on wisi na sznurówce i dynda 😆
Wczoraj bardzo chciał pomagać przy zamiataniu podłogi i dyndał na miotle, diabełek jeden.
Jeszcze mało Szczecina widziałam, ale mam kilka dni na to. Za to już trochę okolic, a dzisiaj zapowiada się wiecej. Kulinarnie także 🙂
Za podpuszczeniem Bobika, robię dziś ratatuj, ale bez bakłażana, bo za nim nie przepadam.
Nisiu, w Ładzinie (po drodze do Nowego Warpna), tam gdzie kucyki liczne, właścicielka rozpoczeła działalność serowarską. Sery białe i żółte. A nawet coś a la moc(zz)arella Pewnie dzisiaj juz za późno, minięte w obie strony? Chwaliła mi się wlaśnie nową formą do Goudy. Może sama wdepnie na blog i coś bliższego zapoda?
Mój udział w tym – krowa rasy jersey urodzona u mnie i jej potomkinie 🙂
Zgago, ja do orzechówki dodaję, jakem Stara Żaba, cynamon (laska na 3 litry), goździki (kilka) i gorzkie migdały (ze trzy). Nie używam miodu i imbiru! To nie mój przepis!, tylko cukier i to nie na początku a po zlaniu spirytusu zasypuję nim orzechy, zeby wyciągnął co się jeszcze da, Co się nie rozpuści wypłukuję ciepłą woda. Orzechy rwę później, nie kroję, za to zdarzy mi się, ze zamrażam.
Każdy przepis jest dobry, byle nie przedobrzyć!
Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem to we wtorek nastawiam wiśniówkę.
Co by była na V Zjazd 😀 😀
Zastanawiam się nad użyciem brązowego cukru. Pewnie jeszcze jakiś czas mi to zastanawiane zajmie.
Witam.
Ciężki ten wczorajszy Dzień Przytulania był szkoda że tylko dzień a było tak miło i przytulnie. Resztę tekstu cenzura nie dopuszcza.
dzisiaj trochę biegałam po mieście i szczęśliwie nie zmokłam .. a popaduje niestety i raz ciepło .. raz zimno ..
yurek to było miło i przytulnie czy ciężko? …
ja w tym roku jakoś weny do przetworów nie mam .. wiśniówka jest z tamtego roku .. owoce mrożę .. pewnie zrobię paprykę ale to jeszcze czas ..
Od wielu godzin próbuję coś napisać na blogu. Po pracowitym odnawianiu znajomości z klawiaturą laptopa, okazało się, że mam kłopoty z myszą- ślizga się po podkładce, kursor skaczę gdzie chce i w ten sposób sama sobie skasowałam długi wpis z przedrukiem zapowiadanym powyżej. Potem były telefony, a potem multum ludzi akurat przechodzili, więc…. Teraz położyłam na podkładce ręcznik papierowy i za chwilkę zacznę od nowa „pożyczkę z „Angory”. Może mi się uda.
Do wiśniówki brązowy cukier?
Zwykły skarmelizować i prosto z garnka wlać do zalewu. Pobulgocze intensywnie , potem sam się rozpuści. Reszta… co ja będę opisywał – niech zaświadczą inni 🙂
Część wiśni z pestkami , ale tylko przez dwa tygodnie. Potem zlać i czekać do kolejnych wiśni. Wystarczy. Samo będzie dobre . Samo dobro. Nie mylić z JK.
Jolinku było tak miło że cenzor nie przepuszcza, zazdrośnik jakiś czy co?
Pyro, myszkę zawsze w sobotę trzeba „wykąpać”, odkręcasz takie kółeczko gdzie jest kulka są tam takie dwie rolki, wacikiem i wykałaczką czyści się to to, zakręca z powrotem i musi działać
Marek Brzeziński – za 26/2011 „Angora”
‚…OPANOWAĆ DRŻENIE RĄK mających precyzyjnie układać marchewki na rzodkiewkach, a z sosu robić wzory godne Kandinsky’ego i innych wielkich abstrakcjonistów. /…/Musi być prosto, a bogactwo doznań ma wynikać z formy. Nie najesz się, ale za to napatrzysz do woli. Będziesz miał oko syte, ale z żołądkiem gorzej. Wyjdziesz z restauracji jak z Luwru – Mona Liza cię zachwyciła, wzburzyła, zbulwersowała, ale wciąż wisi w Luwrze, a nie w twoim salonie.
To samo jest ze współczesną kuchnią francuską, która zaczyna coraz bardziej przypominać japońską. Dla oka jest najpiękniejsza na świecie, jej prostota jest zachwycająca /…/ Tyle tylko, że sushi i sashimi nasycą i estetykę i ciało, a z tą nową, jak powiada szef Marc Thivet,” nieprzeładowaną kuchnią francuską, jest już gorzej. Z trzygwiazdkowej restauracji przy Polach Elizejskich wróciłem głodny i z przyjemnością otworzyłem lodówkę..
Marc Thivet, pan o włosach przyprószonych intensywnie siwą barwą lapońskich śnieżnych pól, spoglądał na moje dania i niezmiennie stwierdzał z wielkim westchnieniem współczucia i zrozumienia, że moja estetyka kulinarna zatrzymała się na latach 80., a w ogóle, to „moje talerze przypominają potrawy kuchni niemieckiej. Voila!” Po czym redukował zawartość talerza,znacząco zmniejszając na nim obecność ziemniaków, krążków marchewki, rzodkiewki, cukinii (niepotrzebne skreślić) i na koniec brał w dwa palce filet ryby, zostawiał z niego połowę i patrząc z uznaniem na poczynione przez siebie spustoszenie, mawiał: – Widzi Pan?. Jakie to teraz przejrzyste. \Estetyczne. Oko przyciąga” i rzucał na odchodne: „Niech Pan uczesze tę rybę”. No i ja ją na egzaminie końcowym uczesałem.
Yurek – mysza nówka; dziś wypakowana z plastyków.
Żabo, moim zdaniem Ładzin z kucykami jest na Wolinie, po drugiej stronie Zalewu Szczecińskiego niż Nowe Warpno… Ale dobrze wiedzieć, kiedyś tam zajadę.
yurek może i dobrze bo i nas by zazdrość zżarła … 😉
łażenia po Szczecinie już Alicji zazdraszczam .. bardzo sympatyczne miasto .. i jeszcze ma Nisiowego kierowce to i okolice zwiedzi .. no i Nisia to znana smakoszka oraz towarzyska kobieta więc spotkania będą znakomite … wypijcie i za nas dziewczyny … 🙂
Pyro, ustawienie myszy!!! Panel sterowania, mysz tam są opcje, w razie kłopotów pytaj na Skype.
😀
Leno2 witam
Buziaki,
Media kochają takie widowiskowe akcje, szczególnie gdy gwiazdą jest znany restaurator, fajnie wygląda taki news. Z drugiej strony to głupota niszczyć tradycje kulinarną
Żabo a Ty już tak umiesz … 😉
http://www.youtube.com/watch?v=mkRFRZIWPYg&feature=youtu.be
http://www.youtube.com/watch?v=gkSBnDxTA_s
Pijmy na chwałę miłości naszej.
Jolinku, z łażeniem gorzej, bo mi strzelił kręgosłup – ale za kierowcę robię i Alicję wożę jak mogę…
Dzisiaj byłyśmy w Trzebieży i w Nowym Warpnie, czyli na końcu Północno-zachodniej Polski. Oczywiście był rosołek z pierożkami rybnymi. Poszłyśmy na całość i wzięłyśmy jeszcze pierogi mieszane – ruskie, z mięsem, z kaszą gryczaną i grzybami oraz z kapustą i grzybami. Solidna porcja, solidnie skwarkami okraszona. Polecam BAR ARGUS w Nowym Warpnie. Do tego piwo, którego kierowiec nie pił, tylko ja i Ania, przyjaciółka Moniki.
Udane popołudnie, wzniesiemy toasty teraz.
Myszka już opanowana. Na sąsiedniej kolumnie \polityki przeczytałam, że w Kotlinie Kłodzkiej jest Muzeum Żaby. I Żaba się nie pochwaliła? To prosię, nie żaba.
yurku, a skąd ty wytrzasnąłeś „myszy” z kulką? Dziadek mówi, że były takowe za jego młodości. Wypada wierzyć.
„Myszę” – oczywiście.
Pyro!
http://www.youtube.com/watch?v=us3dQ0nnlHY
Nisiu, ze względu na Twoją „nośność”, płacisz na „Darze” za jedną, czy za dwie osoby?
Po rodzinnym dniu siadłam do komputera do roboty i wydawało mi się, że jestem zmęczona. Na szczęście zajrzałam tu i….Leno oddaję Ci buziaki, Zgago dziękuję za sznureczek. Mam tak długi staż milczącego uczestnika spotkań przy stole, że pamiętałam o nim, pamiętałam, że to Alicja go podrzuciła, ale za Chiny Ludowe nie mogłam sobie przypomnieć kiedy to było. Dzięki Wam zmęczenie jakby mniejsze. No więc siadam do tego przy czym powinnam była spędzić cały dzień. Ale i tak co jakiś czas tu zajrzę – jak zwykle.
Też jestem z siebie dumna. Nawet czasem rozumiem co ta maszyna do mnie mówi. Mam co prawda ataki paniki przy każdym komunikacie (wzywam Młodą NA pomoc} ale czasem nawet działam samodzielnie. Jeszcze małe 50 lat i nauczę się tego, co potrafią 6 latki.
Nisiu, mi wystarczy, że oba na północ od Szczecina 🙂
donoszę, że jesten starą, zmęczoną Starą Żabą o bardzo małym rozumku
young,
niech to pozostanie tajemnicą między pyrą a mną my wszystko wiemy. Zapraszam Cię do stołu samowolnie bez pozwoleństwa innych biesiadników. Polubisz nas albo…. jak to mój wnuk pisze doopa.
Yurek – dzięki za dobre słowo.
Lena 2 – zaglądaj częściej. Im nas więcej, tym ciekawiej. Tylko trolle niemile widziane.
Widzę nowe osoby – siadacie, czy jesteście przechodniami?
Young – czy Ty myślisz, że tu są sami budowlańcy, co to oceniają wyniki w kubaturach? Tu się liczy zdrowy rozsądek, wysoki iloraz inteligencji , dobre maniery i dobry smak, a także życzliwość i poczucie humoru. Innych wymagań wobec Blogowiczów nie mamy.
żabo – muzeum ci zbudowali, a Ty taką samokrytykę?Dlaczego?
Siedzi w piecu. I się zapieka. Zapiekanka z kurczaka na kurżetce pod kołderką z puree z serem camembert. A la kaczka. Z kaczki miało być , anie z kurczaka…
Jak by ktoś przeczytał przepis , co go zamieściłem z Cusine TV, to sporo się nie zgadza, ale ingrediencji mi zabrakło, to musiałem improwizować. Parmezan miał dojechać z Włoch, ale chłop zjadł pewnie po drodze i ani widu, ani słychu…
No to było tak z tą moją zapiekanką: Konfi z kaczki samemu można zrobić, ale czasu potrzeba i kaczki. U mnie czas jest, ale kaczki brak. No to rosołu ugotowałem z 7 litrów. Nogi zostały trzy to je obrałem z mięsa, a te na masełko i na patelnię. Żeby kolor złapało i maślane się zrobiły te nogi…
No kto maślanych nóżek nie lubi? No kto?
W międzyczasie kurżetkę na oliwie na złoto, a jak już na złoto była, to widelcem i na miskę , na dno. Potem kurczaka, ale przedtem kurżetkę potraktowałem jajkiem wymieszanym ze śmietaną. Selera naciowego też zabrakło , albo nie dowieźli , to pora zblanszowanego zamiast. A potem ukręciłem puree z młodych ziemniaków z masłem i serem camembert na gładko. Przez sitko. Ser potem, żeby było dla jasności . I pieprzu i soli. Jak kto lubi i kto woli.
Do kurczaka to muszę się przyznać, dodałem colombo, czy jak to się pisze. Pachniało ładnie, a jak będzie smakować to zaraz się okaże. Idę wino otworzyć.
Bulba !
Pyro jak to mój wnuk pisze http://www.shell.com/, wszystko załagodzi.
Mam bardzo smutną wiadomość – Jan Kołakowski nie żyje. Znowu o jednego pięknego Człowieka mniej.
Powiem tak:
Wyszło bardzo delikatne . W ustach się rozpływa. Z kaczką było by bardziej.
Siostra do G. Holoubka :
Kaczkę?
Tak. I w pytę frytek…
Zgago – nie kojarzę Człowieka.
Żabo, no właśnie, na północ, ale u nas ta północ jest rozkrojona dużą wodą na dwie nierówne połowy…
A coś Ty taka zdołowana???
Pyro, był głównym negocjatorem naszego wejścia do Unii.
http://wyborcza.pl/1,75248,9844079,Jan_Kulakowski_nie_zyje.html
Życiorys miał wspaniały – całe dorosłe życie pomagał słabszym.
Teraz zauważyłam literówkę we wpisie z 22:39.
Żabo, dziękuję za przepis.
Życzę Wam spokojnej nocy.
Slawku, każdy sięga takiego DNA, jakiego sięgnie.
Ja swoje czuję pod stopami, sięgam ręcami, ale grzebię głębiej – czytaj, mam chęć na większe skręcenie, może sobie jakiego nukleotyda wytnę i wstawię nowego? Gdyby żyła Młoda lekarka, dałaby radę, a teraz kto to potrafi??
Może prezes? , ale sory, ma nie być o polityce, ma być grzecznie, miło, sympatycznie, zgodnie z linią, niekoniecznie na temat wiodący, ale correct.
Jak zauważyłem można już wypaść z blogu, co wzbudziło tu powszechny entuzjazm, pora więc chyba kupić kożuch – to cytat z prezesa, poproszę o miejsce w karnej kolonii sąsiadującej z ka.
Ja Ciebiem Paryżaninie, zawszem rozumiał, albo bardzom się starał, nieustannie sprawiało i sprawia mi dużo radości zrozumienie przekazanych treści, rozszyfrowanie przekazu. A widywałem takie szyfry że ni dudu, że jak sroka w gnat, ale one nie dla moich oczy były.
Wzruszyła mnie Twoja smutna mordka, a że czas taki teraz zwariowany, myślę, machnę parę słów, będzie kombatybilnie.
W środę myślałem że jest piątek, w czwartek sądziłem że to niedziela,
piątek traktowałem jak sobotę, ale dzisiaj mój ubrdany kalendarz zbiegł mi się z rzeczywistością. Sobota, wróciłem z lasu, nie z partyzantki jakiejś, poprostu z lasu, a powinienem tam dopiero jechać, więc w poniedziałek wracam i będę się czuł jak w piątek, wtorek będzie jak sobota a środa jak niedziela i hop do domu.
Następnego dnia będzie czwartek?! Znaczy do roboty???!!! Fuj.
Nie ma jak w lesie, można pożytecznie popracować, złachać się przyjemnie, zjeść bułkę z kiełbasą, piłą zagłuszyć świergot natrętnych ptasząt, a sio!!! to też cytat, z innego prezesa.
Luzik, głowa tak spokojna, jak w mieście się nie da.
Ale zaraz, po com ja tu wstąpił?
Acha, by pozdrowić Paryskiego, wszystkich którym się już nie chce, tych wylecianych, wyemigrowanych i oczywista tą entuzjastycznie nastawioną ekipę która ciagnie ten gastronomiczny wózek.
Placka też, on jest nieprzyporządkowalny, muszę więc precyzyjnie, po ksywce. Placku, rośnij duży, niech Ci owocki na spód nie opadają!
Drugim powodem mojego chwilowego tu wstapienia….wstapił do piekieł, po drodze mu było, czy to też z jakiegoś prezesa?
Drugim powodem była Pyra przywołująca Marka Brzezińskiego piszącego w Angorze. Otóż, jako zagorzały Trójkofan i Trójkofil ( są ponoć tacy co na dzień dobry piją kawę lub palą papieroska, ja włączam Trójkę ) informuję że pan Marek Brzeziński jest od 17 lat korespondentem PR w Paryżu, anglista, psycholog, doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu Gdańskiego, wykładowca Uniwersytetu Schillera w Paryżu, aktualnie student Akademii Kulinarnej Le Cordon Bleu.
W radiowej Trójce nadaje swoje Akademijne korespondencje,
ciekawi mogą sobie posłuchać tu :
http://www.polskieradio.pl/9/445/Tematy/82538
mam nadzieję że zadziała.
Może jest to mniej więcej to samo co Pyra wyczytała, ale trzeba posłuchać, relacje takie entuzjastyczne radosne, z lekka odjechane ale lepiej nie robić tego na pusty brzuch.
Czy Brzucho miewa pusty brzuch? taka dygresja, żaden cytat.
Tak dawno nie pisałem że muszę wypełnić te wszystkie podblogowe tabelki,
przepraszam za zajęcie miejsca przeznaczonego na ekranie na ciekawsze komentarze. Ale to już wina Paryskiego.
Były wina Tuska, znowu, kurka cytat, teraz są Paryskiego.
Wtrąbiliśmy takie jedno z antkową do kolacji, zawsze to jedno ( jedna? ) mniej.
Tak, czy siak, biorę wszystkie wina na siebie.
A czy to prawda że Nemo, w ramach odwyku, to sobie ponoć aż popsuła komputer ?
Young, to, o czym piszesz, to nie nośność, tylko wypo-rność. Kiedy znów zechcesz popisać się czymś, co przekracza Twoją wiedzę, zajrzyj najpierw – na wszelki wypadek – do wujka Google;a.
http://alfaomega.webnode.com/products/stefan%20bratkowski%3a%20%C5%9Bmietnik%20agresji/
Bratkowski zawsze był rozsądnym człowiekiem.
Young – to o Tobie między innymi.
Ni z grószki ni z pietruszki.
http://www.youtube.com/watch?v=09Rf2KqA7a4&feature=related
Jak wracało się z rajdu w pociągu można było usłyszeć kto to lepiej zaśpiewa.
Ja przez tego Antka popadnę w ciężkie kompleksy. Już kiedyś się przez niego publicznie kajałam za „kradzież własności intelektualnej” czyli pojedynczy akt piractwa; dzisiaj natomiast poczułam się emerytowaną (ym?) stupajką z knutem na dodatek. Sławek! Ty mnie broń!
Kto anonimowo atakuje ludzi, niech pamięta, że nigdy w Polsce nie ceniliśmy tchórzy, gardziliśmy nimi ? boisz się, to nie pisz. Jeśli smrodzisz, nie powołuj się na wolność słowa i nie kompromituj Internetu, który każdemu daje szansę wypowiedzi. Kto chce schować się za ?nickiem?, niechaj poda przynajmniej swoje sprawdzalne dane portalowi na zasadzie ?nazwisko i adres znane redakcji?
http://alfaomega.webnode.com/products/stefan%20bratkowski%3a%20%C5%9Bmietnik%20agresji/
Szkoda , że z mojej wsi do Warszawy pekaesem kawał drogi. Drogiego i najdroższego Antka zaprosiłbym na zapiekankę . Jak podestygła to palce lizać. I wina mam paryskie nie byle jakie. Byłoby wesoło …
Wyszedł Antek z lasu, to może i ja bym wyszedł. Na spacer do miasta. No bo gdzie chłop ma chodzić z lasu do lasu?
Antoś no weź nie bądź partyzant, ani kombatant. co to o wolność i demokrację. Mnie tam twojego zdrowego rozsądku i dowcipu jak ułudy Allena brakuje co dnia , nie tylko w sobotę co to niejednemu wydaje się niedzielą. Przez to wydawanie to do Stolicy nie pojadę o 5,30 , żeby być o dziewiątej na miejscu.
Jak byś chałupę skończył to wpadnij do mnie na wieś , zobaczysz jakich obrazków nadrukowałem przez cały dzień ,ładnych takich , że kolega artysta się zachwycił i mówi do mnie : Róbta tak dalej…
Małgoś, ale nam się Łajza trafiła…
Nisiu, no właśnie 🙁
Idzie Zły Chłopiec po lesie. Spotyka Dobrą Wróżkę. Postanowiła zmienić
trochę charakter Złego Chłopca. Cóż, niech ma…
– Spełnię twoje dwa życzenia, Chłopcze.
– OK. Widzisz to drzewo?
– No.
– To wbij w niego gwoździa. Ale tak, żeby nikt na świecie nie mógł go
wyjąć.
– Mówisz-masz. A drugie życzenie?
– Teraz wyjmij tego gwoździa.
yurku
może to ten http://www.drawingnow.com/pl/videos/id_28046-angry-boy.html
a może http://www.drawingnow.com/pl/videos/id_24909-angry-school-boy.html 🙂 🙂 🙂
Antek, haneczka mi doniosła (nasi korespondenci donoszą, nasi donosiciele korespondują), ze wyszedłeś z lasu, więc zamiast pod kordełke to ja jeszcze hyc! na blog i patrzę, patrze : o, jest Antek, zza lasu wychynął. Miło mi i na sercu jakoś cieplej…
To już chyba spać pokicam. Kum!
P.S. Nisiu, jak to żabom się przytrafia, wpadłam w błotnisty dołek i co chce wyleżć, to się obsuwam…
Jolinku, nie umiem 🙁
ale miałam męża pilota 🙁 🙁
U nasz to jak w rodzinie Poszepszyńskich 🙂
http://agonia.wrzuta.pl/audio/3wE0NBrYoOK/rodzina_poszepszynskich_044._kapiel_grzegorza
Drugi raz juz dzisiaj syrena straży wyje, a nie jest przecież tak sucho jak było…
Młoda aktorka zwraca sie do prof. Bardiniego:
– Tę rolę postaram się zagrać jak Liza Minnelli
– Łajza to ty może jesteś, ale z talentem to ście się minelli
Haneczko, nie bij! Profesor Bardini mieszkał w sąsiedniej klatce i prof. Ryszard Matuszewski też
Żabo, my z Alicją zapytowywujemy Cię, czy już należy do Ciebie wysyłać ekspedycję ratunkową? Kanonierki?? Psa bernardyna z wiadomą beczułką???
Jesteśmy do dyspozycji w każdem względzie!
Pies bernardyn z wiadomą beczułką mile widziany,
chaliera jakoś zasnąć nie mogę,
Wy to sobie gadacie to i nie śpicie, dobrze Wam 🙂
rano bedę krecić lody a la paOlOre, znaczy w maszynce od niego. maszyna ma wszelkie zalety i jedna wadę główną: pojmność 0,5 litra i mozliwaść ukręcenia następnego 0,5 litra za kolejne 24 godziny.
Tym razem kręcę waniliowe.
Najbardziej lubię kawowe i orzechowe, i butter pecan.
Jakby kupić orzechy pecanowe i uprażyć?
Żabo jak się nie chce spać tz. że człowiek jest wyspany. Bernardyn,beczułka do snu nie utulą, chyba że Bernard.
Yurek, sorry, beczułka ślicznie utula! Zależy tylko, co ma w środku.
Żabo:
http://www.allposters.com/-sp/St-Bernard-with-Rescue-Keg-Posters_i910848_.htm
Nie znam się na upodobaniach kobiet.
Czy to może nie lepsze od alkoholu?
http://www.youtube.com/watch?v=MNqbyVRxdkQ&feature=related
dzień dobry ..
yurek to prawda .. nie znasz się … 😉
Esko bardzo się cieszę, że mama lepiej się czuje ..
dzisiaj wycieczka za miasto .. zobaczymy czy kurki są .. i jak tam jagody się mają …
Dzień dobry.
Żabo oprócz beczułki, na spanie, zwłaszcza, gdy dołki i doły spać nie dają, pomaga mi radio. Trzymam je niemal przy poduszce i w razie potrzeby szukam miejsca, w którym mówią a nie grają. Dzięki temu myśl zajmuje się zadanym tematem, a ja mam wrażenie, że poszerzam wiedzę np. dotyczącą upraw, czy samochodów. Z reguły rano nic w głowie nie zostaje, ale często sen przychodzi. Może i dla Ciebie będzie to dobry sposób?
Odrabiam zawodowe zadania, bo po południu wybieramy się za miasto, a nawet można powiedzieć, że do lasu, ale nie na grzyby i jagody, jak Jolinek51. Jedziemy z wizytą do młodych bliskich mi ludzi (ale nie są to moje dzieci), mieszkających prawie w lesie. Wizyta jest ważna, bo to ostatnie już dni przed przyjściem na świat ich drugiej córeczki. A tak na marginesie, to coraz częściej zdarza mi się spotykać młodych miastowych organizujących sobie życie poza miastem. Nie zawsze w lesie, ale daleko od miasta.
Jolinku to może tak nie do końca z tą moją wiedzą,poprawię się, idę wziąć korepetycje
Jeżeli Żaba bawiła się w sowę o pół do drugiej w nocy, to nie będę jej budziła o ósmej, żeby o doły z błotkiem pytać, ale zapytam później.
Jolinku, Leno 2, też bym do lasu chciała, chociaż nie do młodych – nadojedli mi ostatnio. Z tym mieszkaniem poza miastem to jest różnie. Młodej koleżanka z mężem niemal własnoręcznie zbudowali dom, wyposażyli, wykończyli, pomieszkali 4 lata i sprzedali, bo dojazdy (2 samochody, praca, dzieci do szkoły, a potem na różne zajęcia) groziły ruiną materialną. DO tego związane z mieszkaniem w interiorze dodatkowe wydatki – np lekarze, to duże obciążenie.
Dzień dobry, miło powitać Lenę 2 🙂 Niedziela zapowiada się słonecznie choć chłodnawo. Co do tego trendu wyprowadzania się daleko od miasta, to nie jestem taka pewna, coraz częściej słyszę o odwrotach. Zbyt dużo czasu i stresów kosztują dojazdy, człowiek i tak większość dnia spędza poza domem, żeby nie stać w korkach wyjeżdża się skoro świt, a wieczorem zasypia nad kierownicą ze zmęczenia. Ale jest oczywiście duużo plusów, po prostu – co kto lubi 😀
Pyra nie skojarzyła Jana Kołakowskiego, bo Zgaga popełniła literówkę. Kułakowskiego kojarzę doskonale i jego żonę też – kiedyś, w pierwszej kampanii wyborczej do europarlamentu, p. Kułakowska dała znakomity wywiad w tv, a p. Jan został wybrany głosami Wielkopolan. Żal.
Ja lubię na wsi mieszkać. Pliszki siwe, drozdy, kawka z jedną nogą (daje radę),. Las pod bokiem , cmentarz blisko, jak by co, to daleko nie trzeba nosić… Do rzeki mam dwa razy bliżej niż Gospodarz. Do Ratusza jak się rozpędzę to mam dwie minuty rowerem. Do szkoły miałem 500 metrów i to z górki !
Moi znajomi też mieszkają na wsi, tyle tylko że nie wiedzieć czemu 100 kilometrów dziennie , średnio statystycznie samochodem w te i we wte . Kilka razy…
Jak sobie pomyślę że miesięcznie do Wenecji i z powrotem To wolę do Wenecji w inny sposób. A oni mi mówią , że nie daliby rady. Autobusem!
Pomidorową zjadłem. Z samego rana. Dobra była.
Pomidor!
Pewnie Pyro masz rację, że więcej ucieka ze wsi i małych miasteczek do dużych miast. Ale miło mi się robi , gdy widzę wędrówkę w przeciwnym kierunku. Podobnie jak wtedy, gdy bez geograficznego przemieszczenia, starają się odciąć od negatywnych stereotypów życia miejskiego, a przede wszystkim od tego, by praca była jedyną treścią życia. Z reguły wiąże się to ze zgodą na niższy standard życia. Mam oczywiście świadomość, że niestety nie każdy ma możliwość dokonywania takich wyborów. Sytuacja rodzinna, rodzaj (a wcale nie zawsze wysokość) kwalifikacji sprawia, że wiele osób nawet wbrew sobie staje się niewolnikiem pracy i życia poza nią nie mają. Nie myślę o tych, dla których praca jest pasją.
@Stara Żaba pisze:
2011-06-26 o godz. 00:32
jesli mnie pamiec nie myli, to podany przez ciebie kawal bazuje na oryginalnym tekscie marcina wolskiego
p.t.”kulisy srebrnego ekranu” w radiowym magazynie satyrycznym
„60 minut na godzine” programu III pr, koniec lat siedemdziesitych u.s.;
niezapomniany tandem kociniak – zaorski:
„a momenty byly?…”
p.s.
chociaz z „szutkami” to tak naprawde rzadko wiadomo;
humor jest z punktu widzenia nauki nadal terenem dziewiczym;
z filozofow chyba tylko henryk bergson zajal sie tym tematem…
zdrowia zycze..
Lena 2 – mnie w zasadzie chodzi o to, że nasze wybory są dosyć ograniczone. Nawet kiedy wydaje się, że dobiliśmy do celu, musimy się często wycofać pod naporem realiów.
No to się Pyro w pełni zgadzamy. Tyle, że chciałam się podzielić radością, którą odczuwam, gdy widzę przykłady korzystania z możliwości wyboru, by żyć swoim życiem, a nie TYLKO (wiem, że to nieeleganckie, ale zależało mi na podkreśleniu) uczestniczyć w wyścigu.
Żaba nastawia wiśnie na wiśniówkę, a ja jeszcze nie widziałam ich w sprzedaży. A może to są wiśnie z zamrażarki ? Do zjazdu, czyli do początku września taka nalewka chyba będzie jeszcze zbyt młoda.
Co do sprawy wyboru miejsca zamieszkania, to w praktyce decyzję o zamieszkaniu za miastem podejmuje się przeważnie latem, kiedy wszystko kwitnie i świat jest piękny. A działkę, czy też gotowy dom powinno oglądać się podczas wiosennych roztopów, zimowych zamieci lub listopadowej pluchy. Wtedy dopiero widać, z czym przyjdzie się ewentualnie mierzyć w przyszłości. Ale komu by się chciało wtedy jechać na ponurą , ciemną i zimną wieś. Zawsze dziwię się ludziom budującym domy w szczerym polu. Jedyną zaletą jest przstrzeń i nic więcej. A już zamieszkanie tam z małymi dziećmi, to całkowite nieporozumienie. Ale mieszkanie poza miastem ma jednak więcej zalet niż wad, pod warunkiem, że dobrze wybierze się miejsce pod kątem potrzeb rodziny i ma się świadomość tego, jakie niespodzianki mogą nas tam spotkać. A nie zawsze są one miłe.
Wydaje mi się, że najwięcej sensu w mieszkaniu poza miastem jest wtedy, gdy nie ma już pod opieką dzieci w wieku wczesno-szkolnym. Doskonale też rozwiązali sprawę Piotr, czy Danuśka – mając w czasie tygodnia roboczego mieszkanie miejskie, a czas wolny spędzając na wsi. Tyle, że każdy ma takie możliwości. Panna warszawianka – nasza Żaba – kiedy osiadła na wsi (i nawet niezbyt daleko od miasta) musiała pogodzić się z tym, że do chorego dziecka nie mogła dotrzeć pomoc medyczna i jedyną radą było brnięcie z malcem na grzbiecie końskim w kopnym śniegu 8 km.
Lena 2 ma w jednym rację: zachwycająca jest sama możliwość wyboru.
Obiad Pyry dzisiaj sobie zrobiły mało elegancki, ale wcale smaczny. Tygodniowy, warzywny przegląd lodówki (średnia cebula, 5 sporych pieczarek, 2 kolorowe papryki, kawałek kalafiora, jak pięść i 5 cm plaster pekińskiej kapusty,5 pomidorów gałązkowych, 2 ząbki czosnku) Wszystko to pokrojone wrzucone na gorącą oliwę + dyżurne + zioła najrozmaitsze a końcu zaś wzbogacone o pokrojony filet z kurczaka, zieloną pietruszkę, odrobinę zielonego selera i dużo świeżej bazylii.
errata – 5 wiersz „tyle,że nie każdy…)
Witam serdecznie i życzę Słońca z ciepełkiem, czyli tego czego sama nie mam. 🙁 Kilka pierwszych dni lata a temperatura 16 st. C. 😯
Od wczoraj do 13:30 dzisiaj byłam ogromnie nerwowa. Wszystko z powodu dylematów nalewkowych. 🙁 Wreszcie pomyślałam ; niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba i …….. stoi sobie ogromny słój (dziękuję Żabo 😀 ) w szafie (dzięki Pyro 😀 ). 🙄
Z tych nerwów zjadłam od wczoraj pół biszkoptu z duuużą ilością kremu malinowego. 😎
Na obiad mam to samo co wczoraj, rosół z kurczaka z makaronem (dużo) i ugotowanym kurczakiem z rosołu.
Zgago – gratulacje i podziw z powodu pełnego słoja 😀 Jesteś dzielna! Ta połowa biszkoptu (a nawet cały) należała Ci się jak najbardziej! A ten krem malinowy – to jak robisz, może łatwy i nietuczący 🙂
Basiu – Eska mi podpowiedziała – zmiksować maliny z cukrem. Ubić śmietanę 36% i po trochu dodawać malinowy przecier cały czas miksując. Jeżeli do szybkiego spożycia, to niczym nie trzeba utrwalać; jeżeli ma ten krem w torcie wytrzymać sporo godzin, użyć żelatyny albo fixu do śmietany.
Witam.
Matahari, ciekawe to.
Wstałem rano i tak sobie myślę, co, by tu zrobić, żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce.
Pyro, dzięki 🙂 Czasem cos tak za człowiekiem chodzi, więc dobrze mieć jaki szybki pomysł na połasuchowanie. Niby same maliny, truskawki czy jagody to juz jest pełnia szczęścia, ale…
yurek – zjedz dobre śniadanie (u Ciebie chyba taka pora) 😀
Żabo, w Zjączkówku, wczoraj, obchodzono szumnie 65 lecie powstania wiejskiej OSP- stąd syreny
Paskudnie się przeziębiłam i to w mieszkaniu Na dworze chłodno, w domu dosyć ciepło,wiec ja niedoubrana, a przez otwarty balkon (pies) wiało zdrowym chłodem. Zziębły mi stopy, to dzisiaj się ubrałam – jak się okazało -za późno. Teraz herbata z cytryną i miodem, a w miseczce maliny z nalewu, ale i tak mną telepie.
Dziewczyny, podaję przepis na karkówkę.
Ładny 2 kg kawałek mięsa nie naszpikowany polepszaczami, natrzeć oliwą, przyprawą o nazwie klasyczna do karkówki firmy Prymat ( nie stosuję się do tego co napisali z tyłu torebki ) czosnkiem granulowanym, grubo zmielonym zielonym pieprzem , skropić porządnie octem balsamicznym- do takich rzeczy używam zakupionego w lidlu- wymasować porządnie , ułożyć ciasno w naczyniu i zostawić na około około 2 godziny w temperaturze pokojowej, dosolić, a potem na dobrych kilka godzin wstawić do lodówki- zwykle zostawiam na cała noc.Po wyjęciu z marynaty obsuszam ręcznikiem papierowym i obsmażam bardzo intensywnie, ale krótko na niewielkiej ilości smalcu, przekładam do brytfanny smaruję solidnie gęstą kwaśną śmietaną , na wierzch kładę połówki cebuli, podlewam wszystko tłuszczem z podsmażania z odrobiną wody i na dwie godziny do piekarnika .Piekę w temperaturze góra 150-140 stopni.
Zwykłe nie używam gotowych mieszanek
A my jeszcze dzisiaj rano słyszeliśmy syreny wyjące na pokładzie wielkiego statku pasażerskiego zacumowanego porcie w Tallinie.
A teraz w naszym warszawskim mieszkaniu stukają nam nad głową znajome obcasy naszej sąsiadki z piętra powyżej.No tak,w tym wypadku dom za miastem,gdzieś na odludziu może były lepszy 😉
Zakończyliśmy naszą krótką podróż do estońskiej stolicy połączonej z
jednodniowym wypadem do Helsinek,bo one rzeczywiście są o rzut beretem,a promy przez Zatokę Fińską co dwie godziny.
Finowie wracają z Estonii objuczeni kartonami alkoholu,bo korzystają oczywiście z różnicy w cenach.W sklepach,dla ułatwienia transportu tychże kartonów do kupienia też podręczne wózki.Ech,samo życie 🙂
Jasne,że wszędzie na świecie ludziska korzystają z możliwości tańszych zakupów.
Starówka tallińska zdecydowanie bardziej urokliwa niż helsińska,ale woda w morzu po obu stronach zatoki jednakowo zimna 🙂
W obu stolicach turyści z całej Europy,ale obie nacje władają powszechnie angielskim,więc z turystami dają sobie radę.
Ciekawostką były śniadania w tallińskim hotelu-może im bardziej na północ,tym solidniej trzeba odżywiać się rano? Do wyboru oprócz tradycyjnego pieczywa,serów,wędlin i dżemów były też śledzie,wędzony łosoś(no,skoro Bałtyk w pobliżu) kurczaki rożna,makarony,ziemniaki i pieczone warzywa.
Ale mrożonej wódki do tych śledzi rano nie podawali 😉
Fotoreportaż przewidziany wkrótce.
Pyro-na to przeziębienie sauna fińska,jak nic,by Ci się przydała 🙂
Temperatury mieliśmy w granicach 16-19oC.
Nacje północne zahartowane-szorty,podkoszulki i klapki częstym widokiem.
Ciekawe ,końcówkę łotr urwał. Napisałam,że sama kmopnuję mieszanki i używam zwykle ziół z Kamisa . Czasami jednak skład gotowej mieszanki mnie zainteresuje to próbuję.
Pyro, Basiu , trochę poprostuję. Nie wiem czy wyjdzie ten krem z 36%, bo ja używam śmietanę o dużo większej zawartości tłuszczu , a malin nie miksuję tylko gniotę z cukrem widelcem i dodaję do ubitej śmietany stopniowo , stale ubijając masę. W przypadku śmietany 36% od razu dodałabym żelatynę lub galaretkę.
Witam Szampaństwo.
Dzisiaj leniuchujemy. Kulinarnie przed godziną na przegryzkę był bób gotowany i fasolka szparagowa, do tego odrobina masełka i zioła prowansalskie.
Idziemy popracować w ogrodzie, bo nas letko sumienie drapie, a róże i inne kwiaty domagają się cięcia. No to letę!
Danuśko – witaj, wspaniałą wycieczke miałaś 🙂
Esko, jak znam życie, to dla domowego łasuchowania wystarczy mi ubita śmietana np. 3o% i polana zmiażdżonymi malinami. Nie będzie to może prawdziwy, elegancki krem, ale łakomczucha zaspokoi 😀
Basiu ,maliny w takim wydaniu lubię najbardziej , bo te masy to oczywiście tylko przyjęciowo . Rozpusta nie wskazana.
Toś mnie Alicjo wywołała do tablicy. U mnie wczoraj był bób! Bardzo trudno dostępny. Czasem w zydowskich i latynoskich sklepach . Ja trafiłem w polskim na Greenpoincie gdzie byłem u zeglarzy na pożyczkach mapowych (a little help from my friends). Teraz jestem na proszonym lunchu. Była kasza greczana z kurczakiem w sosie koperkowym. Gospodyni podała gruzińskiego(sic!) szampana. I to jest to!
Barbórko, podstawę kremu mam stałą i ….. tuczącą. 😉 🙁 Jak ma być kawowy, to dodaję kawy, jak orzechowy to orzechy a maliny, żeby się wredziol nie zważył, to gotuję tylko z cukrem, stale mieszając, żeby się nie przypaliły a potem zmniejszam płomień na najmniejszy (rondelek z podwójnym dnem) i spokojnie czekam aż trochę wilgoci wyparuje (ok. 20 minut). Robiłam w piątek wieczorem i do rana pięknie mi stężały.
Sama podstawa, to ; 2 całe jajka i 1 żółtko + 6 łyżek cukru, ubijam na kogel-mogel (na parze), zanim przestygnie ubijam na pianę 250 g. masła ( 😉 ) i po trochu dodaję kogla-mogla na przemian z malinami. Ot i wszystko. Teraz tylko patrzeć na bioderka. 😉 😀
Zauważyłam, że jak już masło jest ubite i dodaje się do niego „mokre”, to mniej się warzy, gdy redukuję obroty.
Torcika została 1/3. 😳 😀 😀
Jest Eska, Cichal, Alicja, wróciła Danuśka, dobrze jest. A jak tam maszyna Nemo?Jestem ciekawa kiedy wróci do nas.
Moja Ryba zdała dzisiaj egzamin czeladniczy i obroniła pracę dyplomowa. Jako dyplom zrobiła bardzo piękną kompozycję 4 różnych szkie białych, ornamentowych, a na ich tle wplecione w metal łączników krwisto czerwone krople czy pąki. Prócz tego dwa pojedyncze kwiaty witrażowe – czerwony mak i biały tulipan Przysłała zdjęcia.
Pyro, gratulacje. Musisz pękać z dumy, mając takie zdolne Dzieci, bo ja bym na Twoim miejscu pękała.
Zgago, Twoje bioderka zniosą bez szwanku nie jeden taki tort! Ten krem – toć to wyższa szkoła sztuki cukierniczej, ja taka pracowita nie jestem, no może przy jakiejś większej okazji… W każdym razie dzięki za przepis 🙂 Gratuluję cierpliwości no i kunsztu! Gdzieś czytałam, że jeśli krem w trakcie ubijania zaczyna sie warzyć, należy miseczkę na trochę zanurzyc w gorącej wodzie, nie przestając ubijać, powinno pomóc 🙂
Pyro, pewnie jesteś dumna z Córy, gratulacje 😀 szkoda, że nie możesz nam tych zdjęć pokazać?
Panie Piotrze, był Pan może?
Nawet jeśli nie, to zawsze można zajechać 🙂
http://www.kurierlubelski.pl/stronaglowna/419664,piaski-wi-to-flak-lw-za-nami-zdj-cia,id,t.html
Ubawilam sie jak norka. Czlowiek motyl zaklocil procesje.
http://deser.pl/deser/51,111857,9837763.html?i=0&bo=1
Buziaki,
Pickard, te flaczki, mniam, mniam. Zjadłabym. 😀
Przed tygodniem słuchałam w radiu, zaproszonych naukowców, którzy się zamartwiali, że ocieplenie klimatu spowoduje katastrofę a dzisiaj czytam w GW innych, którzy straszą, że Słońce zaczyna gasnąć i w konsekwencji może nastąpić tzw. mała epoka lodowcowa , taka jak w drugiej połowie XVII w, kiedy Bałtyk i Cieśniny Duńskie całkowicie zamarzły.
I czego się w końcu mamy bać ? 👿
Żelaznego wilka ,Zgago, auuuu auuu .
Esko, 😆 😆
Rzeczywiście jestem zadowolona z Bliźniaczek; są pracowite,przewidujące, nie boją się pracy, chętnie się uczą. Co oczywiście nie znaczy, że nie mam ochoty kilka razy w roku udusić którąś własnoręcznie.
Pyro, to masz tak jak ja. 😀
O motyla noga !
http://www.youtube.com/watch?v=E9JoOh9fBR0&feature=related
Witaj Picardzie. Jeszcze nie byłem ale teraz na pewno się wybiorę.
a teraz?
przestalo
Co, „teraz” Sławku?
Przestało.
Koniec na dzisiaj.
Wieczorem byłem u doktora. Obnażyłem się i pokazałem co mam. Położyłem na stole .
Mówi ,że jest na co popatrzeć i mu się podoba . Bardzo. Bardzo.
Po powrocie zrobiłem jeszcze kilka do pokazania. A co mam sobie żałować. Całą rolkę ten tego. 20 metrów. A1 sztuka, jedno w jedno. Sławek chcesz kawałek?
Gotuję zupkę czosnkową, zgłodniałem po całym dniu ten tego.
q.
zzzzz !!!!!
600 razy sie chcialem wpisac, kopie robilem i inne pierdoly, ale to pewnie ten czosnek mnie nie lubi, odpuszczam usmiechem dla Antka, jesli przejdzie
🙂
dzis jest cos, jakby hipopotam kochal zabe,
bywaja (najwyrazniej) takie dni
A gdzie tam czosnek. Czosnek w mojej zupie bardzo dobry był. Zjadłem.
Miała być czosnkowa i była. W części.
Główka czosnku, dwie małe cebule. W kosteczkę . Kurżetka nie za duża, ale w sam raz. W kostkę i na olej. Podsmażyłem. Dodałem rosołu z marchewką. Słoik.
Zagotowałem i na ogniu z 15 minut. Zmiękło .
Teraz uwaga ,żeby nie było że nie mówiłem: pół czerstwej białej bułeczki na tarce ciach ciach. W tę zupę. Zamieszałem podgotowałem . i blenderem.
No normalnie chłop z Ambasadora by się nie powstydził.
Pieprzu też dałem. Grzanki by były gdybym miał . Nie miałem I tak było bardzo dobre. Jak u Sławka we wsi.
A ja do tego usmiech,co dodaje smaku,
Pieprz,sol,papryka,
I jej oczy ,kolor nie wazny,
Gotuje potrawe,
A ona ,spoglada po cichu,
pewnie nie glodna,
spoglada czy jestem powazny.
Byku, anegdota zapewnie powszechnie znana, ja ją czytałam w zbiorze takich śmiesznych opowiastek o ludziach teatru, kina pewnie też.
dzień dzisiaj niezwykle zagalopowany.
Lody w maszynerii wyszły, nawet jedna porcja sama sobie wyszła chociaż nalałam zgodnie z instrukcją. Naprzód zrobiłam śmietankowe, ilościowo wedle przepisu producenta urządzenia na lody waniliowe, jakościowo nieco lepiej, znaczy nie tylko waniliowe, ale też śmietankowe. Jakoś mało tego było, a w instrukcji stało, że poziom płynu nie więcej niż 2,5 cm od górnej krawędzi. Ponieważ wyglądało, że miska jest jeszcze całkiem zimna, to wlałam kolejną porcję, dopełniłam śmietanką do poziomu zalecanego i dosypałam kawy. Kręciło się i kręciło, a ja działałam z drugiej strony domu. Jak przyszłam, to lody właśnie wychodziły z miski, daleko nie uciekły, przełożyłam je do pudełka. A miska jeszcze długo, właściwie to w ogóle się nie rozmroziła. Wsadziłam ją z powrotem do zamrażalnika – niech czeka na nowe pomysły.
dzień dobry ..
antek pisz nawet jeśli tylko dla sławka .. se poczytamy bo lubimy …
w lesie kurki są ja tylko patrzyłam jak moja dziatwa ich poszukuje bo jagody zbierałam ..już są ale za tydzień będzie już wysyp …