Puszcza Biała mnie wyżywi!
Mieszkam od 36 lat na jej skraju i korzystam z puszczańskich plonów. Tym ciekawszą lekturę dla mnie stanowiła opisana już tu książka wydana przez dziennikarzy „Pułtuskiej gazety powiatowej”, w której znalazłem opisy kuchni regionalnej z ubiegłego wieku.
„O tym, co dawniej jadano w puszczańskich wioskach, o potrawach i obrzędach kulinarnych sprzed lat, możemy przeczytać w znakomitej książce Marii Żywirskiej „Puszcza Biała jej dzieje i kultura”1.
Puszcza do wybuchu II wojny światowej była praktycznie samo?wystarczalna. „Z wyjątkiem soli wszystkie artykuły spożywcze pochodziły z własnego gospodarstwa i od razu były przerabiane”. Żyto na chleb mielono dość często w żarnach; „tylko żyto na mękę pytlową (na kluski) i pszenicę na mąkę na białe, świąteczne ciasto, mielono w młynach”. Z kolei „mięsa spożywano stosunkowo mało, przeważnie wieprzowe z własnego uboju”. Podobnie było z nabiałem, z którego spożywano tylko mleko i to niepełnotłuste oraz sery. Bliskość lasów sprawiał, że w jadłospisie Kurpi bardzo dużo było grzybów, jagód czy leśnych jeżyn. Także zbierany na łąkach szczaw gościł w smacznych zupach.
Maria Żywirska opisuje kuchnię kurpiowską z okresu przedwojennego i lat powojennych. „Podstawowym pożywieniem były: chleb razowy, kartofle, kapusta, kwaszony barszcz zw. niekiedy żur, barszcz czerwony, nabiał, potrawy mączne”. W większości gospodarstw chleb razowy pieczono w domu, przeważnie raz na tydzień, w zależności od wielkości rodziny. „Z odstanej na włosianym sicie mąki, wsypanej do dużej dzież)1, rozczyniano ciasto na chleb, najczęściej wieczorem, używając jako zaczynu małej bułeczki, pozostawionej z poprzedniego wypieku, przechowywanej w dzieżce na piecu. Ciasto rozczyniało się zawsze wodą ciepłą, przy czym mąkę już wcześniej stawiano w pobliżu pieca. Po wymieszaniu zaczynu przykrywano dzieżę czystym płótnem i pierzyną, pozostawiając ciasto na całą noc. Z rana wyrabiano ciasto jeszcze raz przez godzinę, solono i pozostawiano do dalszego rośnięcia pod przykryciem. Równocześnie rozpalano ogień w piecu, który w pierwotnych chatach był w sieni, potem przy płycie kuchennej. Czas nagrzewania nie był ustalony. Każda gospodyni znała swój piec i z barwy cegieł wewnętrznych rozpoznawała stopień nagrzania. Z trzonu pieca wygarniano węgiel żelaznym kosiorem, osadzonym na drewnianym drążku; następnie trzon pieca myto pomiotłem wykonanym z grubego płótna (…). Dla sprawdzenia temperatury trzonu pieca, gospodyni wrzucała garść mąki i z szybkości jej spalenia wnioskowała, czy należy jeszcze ostudzić trzon mokrym pomiotłem. Gdy ciasto było dostatecznie wyrośnięte, gospodyni stawiała dzieżę przy piecu, brała drewnianą łopatę, opierała ją na krawędzi blachy kuchennej, posypywała grubo mąką lub kładła zmoczone liście chrzanowe. Na nich formowała bochenek, maczając przy tym stale ręce w wodzie. Po nadaniu kształtu na środku bochenka kreśliła mokrym palcem znak krzyża.
(…) Następnie wsuwała łopatę do pieca, zaczynając ustawiać bochenki najczęściej od jego lewego kąta. Piec zatykała deską, którą podpierała kosiorem”.
Na brzegu nagrzanego pieca wkładano „wychpieńki”, czyli małe chlebki oraz resztki uformowanego w dłoniach ciasta chlebowego, które szybciej się piekły i wcześniej można było zaspokoić głód. Często bywało, że razem z chlebem pieczono „terciak”, zwany też „kartofla-kiem”, gdyż był przygotowywany z tartych kartofli z dodatkiem jaj i przesmażonej słoniny z cebulką.
Kolejnym artykułem spożywczym, przygotowywanym na dłuższy okres było mięso wieprzowe. „W przeciętnym gospodarstwie bito wieprza dwa razy do roku: po zakończeniu robót jesiennych i na wiosnę, przed Wielka-nocą. Wyjątkiem były wielkie uroczystości rodzinne, takie jak wesele, chrzciny”. W każdym niemal domu podczas jego budowy instalowano specjalny hak, na którym wieszano ubitego wieprza. Krew zbierano na kaszanki, oddzielano słoninę i mięsa na kiełbasy. Najlepsze kawałki solono i marynowano w odpowiednim drewnianym naczyniu zwanym tynką, przez okres od kilku tygodni, do nawet 2 miesięcy. Po tym okresie mięsa obwędzano w kominie lub tylko suszono.
Trzecim artykułem spożywczym przygotowywanym na dłuższy okres była kwaszona kapusta. Kapustę krajano ręcznie, gdyż nie znano szatkownic. W tym celu gromadzono się u danej gospodyni w izbie, gdzie wpierw mężczyźni obierali kapustę z wierzchnich liści. „Na środku izby stała czysta balia, wokół której siadały kobiety i nacinając główki kapusty pośrodku, cięły je ostrym nożem na możłiwie wąskie paski. Beczka, uprzednio wyparzona, natarta była cebulą i wyłożona dużymi liśćmi kapusty. Jedna z kobiet, najczęściej gospodyni, nabierała uszatkowaną kapustę włosiennym sitem i układała w beczce, przysypując solą i koprem. Następnie jeden z mężczyzn ubijał kapustę dębowym „stęporem”, zwanym ubijakiem. Beczkę wypełnioną kapustą przykrywano mniejszym drewnianym denkiem i przyciskano czystym kamieniem. Beczka pozostawała w izbie, aż do zakwaszenia, po czym przetaczano ją do sieni łub komory”.
A może zakisić w tym roku kapustę w beczce jak starzy Kurpie?
Komentarze
o nowy wpis … dobry dzień ..
a ja wczoraj ciągle się myliłam, że to piątek bo weekendu początek ..
Nisiu no patrz .. przypadek jakiś miły .. 🙂
Danuśka miłego pobytu w Tallinie ..
Nowy najważniejsze, że dziecko mądre .. 🙂
Zgago ładnie ten dworzec u was będzie wyglądał .. jak skończą to sobie przyjadę zobaczyć .. 🙂
http://w-a.home.pl/official/all_files/userfiles/image/2009/nowy_dworzec_katowice_001.jpg
dzisiaj to na obiad i placki też …
http://figowesmaki.blox.pl/2011/06/Csirke-wedlug-Marty-Meszaros.html
a wieczorem imieninuje … 🙂
Witam Wszystkich. A do wyjścia z miejsc dla słuchaczy rozmów przy stole skłoniła mnie kapusta kiszona, a raczej opis jej przygotowania. Cieszę się, że tradycja nie wymaga deptania, a więc, że „model Kwiryny” nie jest jedynym właściwym i ubijając ją ręcznie nie zabijam tradycji.Tu uśmiechnięta mordka (Pyra copyright). A kiszę jesienią – to rytuał – w glinianym baniaku (20 kg) kupionym na targu na wsi w świętokrzyskiem w l. 60.Wspomnienie dzieciństwa. Były dwa, ale drugi – mniejszy już się skończył.
Witam Bandę blogową wielce świątecznie!
Gieno, czy uważasz, że pozdrowienia raz na kwartał to dość? I czy przypadkiem nie przemieszczasz się gdzieś w pobliżu mojego lasu? Czasem warto pogadać bez pośrednictwa ekranu.
Dla wsazystkich Papinkow wszystkiego dobrego!
Buziaki,
ale świątecznie tu, że hej .. i Brzucho na deser … 🙂
można poczytać sobie ..
http://www.rp.pl/artykul/368863.html
Ło rety, jednak jestem ćwok sześćdziesięciosześciowy. 🙁 Od rana co jakiś czas odnawiam stronę z wczorajszymi wpisami i już się martwiłam, że calusieńkie blogowisko zwiało. 😯 Nawet mi nie przyszło na myśl, że Gospodarz pracuje w dzień świąteczny. 😯 😉 😉
Jolinku, to zdjęcie jest niestety podrasowane, pewnie aby nie doprowadzać do białej gorączki większości mieszkańców.
Naprawdę będzie to badziewie wyglądało tak :
http://katowice.gazeta.pl/katowice/55,95394,7719085,,,,9675695.html
A wokół są kamienice (piękne) wybudowane w samych początkach XX w.
„Wujcio” Gierek wyburzył nam piękny stary rynek z przyległymi kamieniczkami (też pięknymi – pamiętam je) a UM buduje supermarket wśród zabytkowych kamienic. 👿
Wspomnę tylko, że mamy już galerię „Silesia City” i co krok jakiś super-hiper market, wszystkich możliwych konsorcjów.
Echidnie w tej krainie, co to do góry nogami o Wandzie z Teksasu moje najgorętsze życzenia imieninowe.
Żaba żyje, kopie w stołki i klnie i nadal liczy barany.
Solenizantkom Wandom – wszystkiego najlepszego 🙂
Jolinku, dzięki za linka do wspomnień…
Zgago, podzielam Twoje oburzenie. Z jednej strony dobrze, że buduje się nowe, ale dlaczego bez zachowania równowagi i dbałości o harmonijne nawiązywanie do tego co było dobre, ładne. Obawiam się, że to nie tylko bolączka Katowic…
Nie rozumiem – co, czy kto tak zeźlił naszą Żabę? I dlaczego te barany trzeba bez przerwy liczyć?
Gospodarzu – taka własnoręcznie ukiszona kapusta – to rarytas, chyba warto tę beczkę zakupić 😀
Basiu – ja Ci próbuję wytłumaczyć (chyba, że sama źle zrozumiałam), Żaba ma specjalizację z hodowli owiec i wielolernie doświadczenie w prowadzeniu stada rozpłodowego. Jest właściciel kilku gospodarstw rolnych, nastawionych m.in. na chów owiec zachowawczych (tradycyjnych odmian regionalnych). Do tego programu sporą sumę dorzuca Unia E. A wiadomo – program Unii opiera się w 3/4 na dokumentacji. Zatrudnił Żabę w charakterze zootechnika – specjalisty. Żaba stwierdziła, że bałagan jest na skalę maksi – nie zgadza się real z dokumentacją; wszystko robiła jeszcze raz i wprowadzała do krajowego i międzynarodowego systemu rejestrowego. Miała owce, których nie było w wykazach i nie miała takich, które powinny być.
cdn
Jak ju.ż się wydawało, że jest clar, to wylazło, że nie zgadzają się kolczyki – inne są w rejestrach, inne w owcach, a jeszcze innych nie ma wcale. Stado było prowadzone metodą „jakoś to będzie”. W rezutacie Żaba płacząc, klnąc i gryząc dopasowała większość owiec robiąc nowe karty rejestrowe nocami, a na koniec okazało się, że 20 szt nie da rady dopasować i na jesieni pójdą pod nóż, podobnie, jak wszystkie jagniaki tegoroczne. Dlaczego? Bo nie są oznakowane w ciągu tygodnia od wykotu nie można ich bezproblemowo przypisać do owcy takiej i takiej – jednym słowem mają nieudokumentowane pochodzenie. Zjeść je można, w linie hodowlaną nijak nie pasują. Żaba to wszystko napisała i stos makulatury zaniosła szefowi – on to powinien przepchać w systemach hgodowlanych – jak znowu „jakoś to będzie”, to Żaba popełni sepuku.
Ojcom oraz wszystkim innym coś obchodzącym (dziś, niedawno lub niedługo) serdecznie gratuluję i życzę, aby los (nie łoś, nie łosoś) dobrze się z nimi obchodził. Ze szczególnymi względami dzisiaj dla Zwierzątka, któremu właśnie zrobiła się zima. Brrr!
Na wypadek, gdyby ktoś zauważył, że jest mnie mniej, śpieszę z wyjaśnieniem, że to nie żadna dieta-cud: jest mnie tyle samo, ino rzadziej.
Rzadziej, bo główkuję, jak tu zarobić drugi milion, co mię obecnie zajmuje resursy intelektualne i czasoprzestrzenne.
Generalnie jestem jednak jeszcze przy życiu. Wakacje zamierzam sobie wypełnić między innymi nauką angielskiego, bo pani powiedziała, że bez egzaminu poprawkowego nie przejdę do trzeciej klasy gimnazjum (dawniej byśmy powiedzieli: do siódmej). Dobrze chociaż, że na finiszu wybroniłem się przed „lufą” z fizyki, matematyki i germańskiego.
Dzień dobry!
I smacznego! (coby coolinarnie było, bo mię jeszcze niby resztkę jakąś Łotr weźmnie i wyfiltruje)
rozumiem, ze pierwszy juz ukradziony, reszta, to tylko dachowki, cool tez, fajnie, ze ciagniesz
fiza i matma tera po chinsku trza, po ciul Ci ten tam?
Hackenkreuz? z filtrem na szczaw i nie na slodko,
ja tez nie rozumiem, zupa sie pali
Pozwolę sobie wcześniej wznieść toast za szczęśliwe i smakowite życie Echidny, Wandy TX i …… wszystkich blogowych (i poza blogowych) Ojców, Tatków, Tatuśków. 😀
Barbórko, tylko nie czytałam żeby jakieś miasto tak dewastowało swoją przeszłość.
PaOlOre, życzę Ci ( 😉 ) abyś się uporał z angielskim. 😀
Sławuś, co Ty mię tu inputujesz w temacie milionów? chę?
Podsłuchałem u mądrych ludzi, że najtrudniej jest zarobić ten pierwszy milion.
To po co ja się mam męczyć?
Postanowiłem zacząć od drugiego 🙂
Zgago, będę się starał spełnić Twoje życzenie 😉
Pyro – dzięki za tłumaczenie zmory, która naszą Żabę podgryza 🙂 Biedna Żaba, biedne owieczki…
Zgago, ja bym jednak parę takich przykładów znalazła, nie tylko z warszawskiego podwórka 🙂
Oczywiście toast za zdrowie Świętujących 😀
Za miliony kocham i cierpię katusze…
Dla paOIOre przepis na quiche lorraine. Wykonanie mojego ulubionego kucharza.
http://www.tim-maelzer.info/rezepte/vorspeisen/2010/11/quiche-lorraine/
Wczoraj odbyło się skromne przyjątko z racji piątych urodzin mojej wnuczki(matką chrzestną córka Żaby) Żabia rodzina przybyła w komplecie.Musze donieść, że Zaba gryzła, a raczej odgryzła się, tylko własnemu zięciowi. Pyro Odyseją w niego cisnęła.
Bohaterami wieczoru byli : pieczona karkówka i tort czekoladowy.
Łotr po raz kolejny zeżarł mi komentarz. Będę nadawać po kawałku 🙂
Echidno wszystkiego najlepszego!
PaOlOre, bedę pisac do Ciebie na maila, nie przestrasz się!
O, właśnie się włączyłam, bo chciałam donieść, że karkówka u Eski była boska.
cdn
cd- może teraz?
Cud, miód, ultra-mary-na (ktoś jeszcze to powiedzenie pamięta????), tort czekoladowy również przepyszny, jeszcze była na dodatkowy deser dla wytrwałych galaretka wieloowocowa z owoców występujących w kraju.
Pyra o owiecach doniosła prawie dokładnie 😀
Ne da się ukryć, że bałagan potężny, ale Haneczka mówi, ze „taki każden” można posprzatać. Jak dotrwam, to posprzatam. Na razie odsypiam i w ramach relaksu myję okna.
Z rozmów z zięciem odpadł mi kolejny temat. Do polityki i religii doszlusowało kształcenie dzieci (i dorosłych, he,he) i wiek rozpoczęcia nauki 😉
W Polityce wyczytałam, ze kobieta, wg polskich standardów: ma rodzić dzieci, opiekować się nimi i dokładać do domowego budżetu. Jednocześnie.
Ha! Ultra-mary-na nie przechodzi!
Z czym łotrowi sie kojarzy? Z tym zielonym listkiem?
Ja pamiętam, Żabo 🙂
Podtrzymuję. Można. Każden. I bardzo żałuję, że mnie tam nie ma i nie mogę Ci w tym sprzątaniu pomóc 🙁
Żabo, cieszę się, że w Błotach internet napierdala. Wal śmiało na maila, już się nie boję 😉
Wandom, spełnienia dowolnie rozpasanych potrzeb 😀
prezent audio dla tat
My z Alicją idziemy spać!
Dobrej nocy Wszystkim.
dzień dobry …
Pawełku bardzo dzielny jesteś .. 🙂
Alicja szczęśliwie doleciała .. 🙂
24 czerwca to Polski Dzień Przytulania … prztlajcie się ile chcecie … 🙂
przytulajcie .. przytulajcie …
Zgago mnie podobnie przykro było jak całą starą ul. Złotą wyburzyli (a mieszkałam na rogu z Emilii Plater) i wybudowali hotele i market .. za to bardzo się cieszę, że np. w moim rodzinnym Lęborku pieczołowicie zadbali o stare budynki a nowa zabudowa musi spełnić wymogi co do wystroju całej starej architektury .. i teraz każdy kto był w Lęborku zachwyca się Starówką .. 🙂
Mnie nikt ostatnio nie przytula . Niegrzeczny byłem w Bułgarii, w NRD mnie nie lubią. Do Berlina też nie mam po co jechać. jeszcze by mnie jakaś wiewiórka nogi obgryzła.
Na piątkowe śniadanie zjadłem wędzonego pstrąga i ziemniaki w plasterkach smażone na maśle . Pomidor !
Też był.
Witam słonecznie 😀
Mark II, miałeś pyszne śniadanie, jeśli pozwolisz, to Cię przytulę wirtualnie. 😉
Blogowisko, dzisiaj Gospodarz ma dzień roboczy – czyli jest nowy wpis. 😀
Tym razem byłam bardziej zapobiegliwa i sprawdziłam a tam cisza jak w rodzinnym grobowcu. 😯
Nie chcę się tam wpisywać jako pierwsza, żeby niektórym nie odbierać apetytu (skojarzenia zw. z nickiem) na początek dnia. 😉