Herbaciane opowieści po japońsku
Często zajmuję Was opowieściami herbacianymi. Zazwyczaj są to legendy bądź historie z Chin, Indii lub Cejlonu. Tym razem chcę przytoczyć fragment niezwykle ciekawej książki Iwony Kordzińskiej-Nawrockiej „Japońska kultura kulinarna”. Historyjka, którą zamieszczam jest tyleż interesująca, co i zabawna.
„Cesarz Saga (809 – 823), który podczas wycieczki wzdłuż wschodniego wybrzeża jeziora Biwa zatrzymał się w świątyni Bonshakuji w Konoe i został ugoszczony przez mnicha Eichu (742 – 816) czarką herbaty. Zachwycony nowym napojem zaraz po powrocie nakazał założyć plantacje krzewów herbacianych w kilku pobliskich prowincjach. Herbata bardzo szybko stała się ulubionym napojem arystokratów i mnichów, którzy docenili jej właściwości lecznicze. Jednak w połowie okresu Heian, tj. około XI w., wraz ze spadkiem zainteresowania kulturą chińską zwyczaj picia herbaty zaczął powoli zanikać. Swoje ponowne odkrycie herbata zawdzięcza mnichowi Myóanowi Eisai (1141 – 1215), który sprowadził z Chin nie tylko nasiona herbaty, ale i nowe spojrzenie na jej właściwości. Po powrocie w 1191 r. założył plantacje herbaty na górze Seburi (Fukuoka), następnie w Shófukuji w Hakata na Kiusiu. Charakterystyczne jest to, że kiedy w XII w. herbata po raz drugi została sprowadzona do Japonii, nie odwołano się do zapomnianej tradycji dworskiej, tylko zaczęto uprawiać ją od nowa. W dziele Kuua yójoki {0 piciu herbaty i zdrowym życiu, XII w.), poświęconym kulturze picia herbaty, Myoan Eisai podkreślał jej lecznicze właściwości i udowadniał pozytywny wpływ na pracę serca oraz innych organów wewnętrznych. Zwrócił też uwagę na charakterystyczny, gorzki smak herbaty, który, jak twierdził, uwielbiał sam Budda, dlatego zalecił składać mu ją w ofierze. Od tego okresu można zaobserwować gwałtowny „wzrost liczby wielbicieli tego napom wśród nowej klasy rządzącej, a mianowicie samurajów. Czy jednak herbata przyjęła się również wśród ludu? W Shasekishu {Zbiór piasku i kamieni, 1279-1283) mnicha Muju Dógyo (1226 – 1312) przedstawiona została następująca opowieść świadcząca o tym, że picie herbaty cały czas pozostawało zwyczajem warstw uprzywilejowanych.
Pewien hodowca bydła zauważył mnicha pijącego herbatę.
– Co to za lekarstwo? Czy ja też mógłbym spróbować? – zapytał.
– To lekarstwo działa na trzy rzeczy i na dodatek jest łagodne w smaku. Podzielę się z tobą – odpowiedział mnich, po czym dokończył swoje wyjaśnienie:
– Jeśli chodzi o jego dobroczynne działanie, to po pierwsze, kiedy długo się medytuje, ogarnia nas senność, a po zażyciu tego lekarstwa nie chce ci się spać przez całą noc. Po drugie poprawia trawienie szczególnie po dużym posiłku, a żołądek staje się lekki, co nie pozostaje bez wpływu również na samopoczucie. Wreszcie po trzecie ogranicza popęd seksualny.
– W takim razie chyba ci podziękuję. Przez cały dzień ciężko pracuję, a wieczorem marzę jedynie o wyciągnięciu się i śnie. Nie potrzebuję lekarstwa, aby nie móc spać. Poza tym, jeśli chodzi o jedzenie, to rzadko mogę się najeść do syta, zatem szybkie trawienie sprawiłoby, że byłbym wiecznie głodny. Co ja bym wtedy zrobił? A popęd seksualny, gdybym go nie miał, moja kobieta przestałaby się mną interesować. A tak żona jest zadowolona i dba o mnie, pierze mi ubrania.”
Będziecie teraz pić herbatę wieczorem panowie?
Komentarze
Pyra podobnie jak ten wieśniak z przypowiastki – śpi ledwo zobaczy poduszkę, wieczorem się nie najada, tylko z popędem gorzej (kwestia dostępności dóbr rzadkich). Wolę kawę. Harbatę też lubię zresztą. Byle nie zieloną. Za oknem szykuje się kolejny, upalny dzień i chyba przyszedł czas na wstawienie do lodówki dzbanka z mrożoną herbatą, albo naparu mięty z cytryną.
albo piwo
Wniosek:
herbata idealnym napojem dla tłustych księży przed telewizorem
U mnie coraz chłodniej, po nocnym deszczu mają nadejść następne, ulewne, a w górach powyżej 1500m spadnie śnieg. Po wczorajszym 30-stopniowym upale spadek temperatury o 20 stopni trochę szokujący, ale kto widział taki suchy i gorący maj 🙄
W czwartek u nas święto i długi weekend, niebawem Zielone Swiątki z wolnym poniedziałkiem, i goście z Niemiec, potem z Meksyku, poużywamy sobie 🙂 Pora na dłuższą (50-60 km) wycieczkę rowerową.
Nemo – podobną do trasy Waszej ostatniej wycieczki w kraju, miały zaplanowaną moje Dzieciaki (oni rowerami objeżdżają wschodnią granicę i tereny przygraniczne już od paru lat) Niestety – Matrosowi coś skoczyło w kręgosłupie i ortopeda stanowczo zakazał roweru. Pojadą więc archaicznym (17-letni) fordem Matrosa – 4 spore osoby, namioty, kuchenki i pies.
Nemo, wspaniała ta Wasza wycieczka i świetne zdjęcia. 🙂 . Jeszcze tam nie byłam 🙁 .
Asiu,
życie przed Tobą 🙂 Ja tam byłam pierwszy raz i mam nadzieję – nie ostatni. Fascynująca okolica. Dobra na rowery, jak jest cieplej. Jednego dnia rano był szron.
Za komplementy pod adresem zdjęć dziękuję i przekażę je Osobistemu, bo to on prawie nie wypuszcza z rąk nowej zabawki czyli Nikona d300s 😉
Wybierałam z ponad 1000 obrazków, z wielkim trudem, bo zmniejszanie zdjęć w Macu to nie jest prosta (dla mnie) sprawa 🙄 Problemem jest odrzucanie przez serwer Picasy zdjęć eksportowanych jako zmniejszone z iPhoto na inne pliki 😯 Zaakceptował dopiero, gdy zmniejszyłam je do wysyłania emailem i dopiero zapamiętałam gdzie indziej… 🙄
Opowiem Wam jeszcze pewną historię z jurty w Bohonikach. Właścicielka, bardzo energiczna i przedsiębiorcza osoba wołała coś z daleka, gdy staliśmy pod meczetem w oczekiwaniu, aż wyjdzie z niego liczna wycieczka starszych osób z Wałbrzycha. Nie skojarzyliśmy, że to do nas, bo jeszcze nigdy na polskiej wsi nikt nas tak nie przywoływał. Kiedy po obejrzeniu meczetu od środka poszliśmy w końcu do tej jurty, nikogo tam nie było. Na widok dywanów zdjęliśmy automatycznie buty i weszliśmy w samych skarpetkach. Po chwili stwierdziłam, że w jednym miejscu, koło tego stroju wojownika, dywan jest mokry. Zanim zdążyłam ostrzec Osobistego, do jurty wparowała właścicielka: to ja was wołam i wołam… A butów to nie trzeba było zdejmować! Chodźcie no tu, ja was tu zaraz ubiorę!
I dawaj nas przebierać za Tatarów – Osobistemu haftowaną czapeczkę na głowę, mnie zamotuje jakąś chustę…
-Stańcie tam, koło tego facia (wojownika?), zrobię wam zdjęcie, jeszcze trochę dalej!
Na moje niemieckie tłumaczenie: Aaa, pan nie mówi po polsku!
W tym momencie Osobisty wdeptuje swoimi wełnianymi skarpetami w zimną kałużę na dywanie…
-K… mać! – wyrywa mu się z zaskoczonej i już trochę wściekłej na to bezceremonialne traktowanie piersi… 😯 🙄
Pani nic się nie zgorszyła, chyba nawet nie zauważyła tego okrzyku zajęta pilnowaniem, byśmy wrzucili odpowiednie monety do pudełeczka 😉
Nemo,
Piękna opowieść. Proszę o więcej 😆
najpierw dziekuje za intersujacy wpis..
ale musze znowu wtracic moje trzy grosze:
w przypadku samurajow nie mozna mowic o klasie,
lecz o grupie spoleczne, ktora przez pewien okres czasu
(szogunat;ca XII – XIX w.n.e.))byla warstwa rzadzaca
(tzw. arystokracja militarna);
herbata byla przez wiele wiekow luksusem,
na ktory nie kazdy mogl sobie pozwolic…
rowniez w rosji feudalnej pili poczatkowo herbate tylko zamozni kupcy…
hm…, ze herbata hamuje pociag seksualny, pierwsze slysze,
ale anegdota jest zabawna.
Chyba bede musial dokladniej doczytac ubiegle wpisy, bo cos duzo o zdjeciach, a mnie to ciekawi.
Wrocilismy wczoraj wieczorem z Wroclawia i moglem tylko zerknac na zalegle. Pobyt byl ultrakrotki i zwiazany glownie z odwiedzinami cmentarza na Grabiszynskiej. Swiat sie kurczy, bo to juz tylko 5 godzin jazdy powrotnej dla nas.
Nemo bylo duzo jak widac, pewnie w Kantonie Bern lalo calymi dniami i nie dalo sie niczego zrobic ani w ogrodzie, ani na sciezkach w okolicy.
Jesli chodzi o przekaz zdjec poczta mailowa, to udalo mi sie przy pomocy picasa przeslac na najzwyklejsza skrzynke plik skladajacy sie z 366 zdjec. I to sie otwiera!
Poza tym, mamy na zewnatrz zwykly, ladny dzien, jeden z tych jaki sie sklada na juz teraz najbardziej sucha wiosne od stu lat.
Pepegor,
wczoraj rzeczywiście było sporo na temat fotografii, bo komentowaliśmy zamieszczone przez Nemo zdjęcia – godzina 16.02 – zajrzyj tam koniecznie. Byłam w większości sfotografowanych miejsc, więc byłam szczególnie zainteresowana.
Co do herbaty, to od jakiegoś czasu rozsmakowałam się w jaśminowej. Kiedy dawno, dawno temu kupiłam puszkę takiej herbaty, zupełnie mi nie smakowała i stała aż zupełnie zwietrzała. Widocznie do wyrafinowanych smaków trzeba dorosnąć. 🙂
Krystyno,
herbaty jaśminowe bywają przeróżne i kto wie, czy ta kupiona dawno temu nie była po prostu paskudna 🙄 Ja też lubię jaśminową, ale muszę długo próbować, aż trafię na naprawdę dobrą.
Pepegorze,
u mnie pada dopiero od wczorajszego wieczora 😉 Z poranną przerwą.
Joli nie ma 🙁
Hop hop !!!
Poprosiłam naszą p. Olę, żeby kupiła większego kurczaka – jest upalnie, kurczak piecze się sam, nie trzeba go pilnować, a większego dlatego, że małe „rożnowe” km 1,35 za bardzo się w piekarniku wypiekają i w rezultacie jest tego przymało. Poszła, kupiła mutanta – 2,85. Nasoliłam na godzinę i wsadziłam do piekarnika. Nie mam pojęcia, kiedy się dopiecze. Liczę, że będzie potrzebował zamiast godziny 15 minut, jakiejś godziny 45′. Boziu, Boziu – a zawsze się mówiło, żeby życzenia na głos wypowiadane, były dawkowane ostrożnie (bo się mogą spełnić).
Piotrze,
bój się boga i wszystkich świętych jego 👿
Niech no tylko pani Sobecka, albo ktoś z jej „parafii”, przeczyta, że herbata zmniejsza libido, zaraz zgłosi w sejmie projekt ustawy zakazującej jej picia, zaliczywszy ją do grzesznej antykoncepcji 😯
jestem.. jestem .. tylko w przelocie ..
jak wrócę to będę … 🙂
Co sie dzieje z tymi ogorkami w Europie????
Buziaki,
e-coli, Lena.
Tutaj też bywa. Rok w rok alarmy przecież…
Podobno na ogórkach z Hiszpanii są inne szczepy, niż w próbkach pobranych od chorych i nadal nie wiadomo, gdzie jest źródło choroby 🙄 Histeria została jednak rozpętana i producenci sałaty, pomidorów i ogórków ponoszą straty niezależnie od stosowanych metod uprawy. Jeśli bakterie EHEC są w dużym stopniu odpor-ne na antybiotyki to być może uodpor-niły się u ich głównych nosicieli czyli bydła hodowanego masowo i „profilaktycznie” traktowanego antybiotykami.
Na końcu łańcucha jest mizeria 🙄
Prawie nie ma roku bez alarmu epidemiologicznego Wygląda na to, że przez pół wieku bogaci budowali sobie schrony p/atomowe, a wykończyć nas może zaraza, jak w wiekach średnich. Największą ofiarą pada rolnictwo. Cóż, nie każdy z nas wyrywa główkę sałaty na własnej grządce, a i tak nie wiadomo kto i co na tę sałatę przywlekł.
@nemo: jesli sie nie myle, to antybiotyk zabijajac te bakterie powoduje jednoczesnie smierc pacjenta, gdyz , paradoksalnie, martwa bakteria jest najbardziej niebezpieczna, uwalnia trucizne…walczy sie o to by te mikroorganizmy z ciala „wyrzucic”
(u chorych- przynajmniej w berlinie -stosuje sie dialize)
Byku,
ta dializa ma służyć ratowaniu pacjentów, bo to żywe bakterie produkują toksyny uszkadzające nerki, a nawet mózg i płuca. To jest taki zjadliwy szczep
Szkody na nerkach mogą być nieodwracalne.
Spieszę Was powiadomić,że dzisiaj :
-nie jadłam hiszpańskich ogórków,ale polskie szparagi z sosem tatarskim
-nie piłam jaśminowej herbaty,a jedynie Liptona na sznurku ;-(
-nie piekłam kurczaka giganta,tylko szybko podsmażyłam na patelni kupne ruskie pierogi.
Poza tym spędziłam upojny dzień na kontaktach z różnymi urzędami
i sprawy,które miałam załatwić są załatwione !
A wszystko zaczęło się od łódki,co to Osobisty Wędkarz otrzymał ją w prezencie od sąsiadów nadbużańskich.Już chyba wspominałam,
że owa łódka (pozyskana jedynie za butelkę chilijskiego wina) została naprawiona,odmalowana i teraz jest jak nowa 🙂
Ale to nie takie proste,by z łódki,tak sobie ot zwyczajnie łowić ryby.
Łódkę do połowu ryb należy zarejestrować,ale jeśli nie łowisz z niej ryb to już nie musisz tego robić.Ło Matko!Ta łódka ma służyć do wędkowania,a zatem :
-trzeba ją zarejestrować w Wydziale Ochrony Przyrody Miasta W-wy
mieszczącym się w centrum stolicy.
Uff- nie potrzeba jeździć osobiście,można załatwić to listownie.
List wysłany z odpowiednim formularzem i dowodem opłaty wysłany !
-łódkę trzeba jakoś zatargać na brzeg rzeki,jeziora,stawu itp….
-aby zatargać trzeba mieć odpowiednią przyczepkę i hak do niej w samochodzie
-został zamontowany hak
-została nabyta drogą kupna okazyjna przyczepka
-przyczepę trzeba zarejestrować i ubezpieczyć
-powyższe załatwione !!!
Teraz zatem Osobisty Wędkarz może łowić,a ja będę mogła ewentualnie
cieszyć się tymi ewentualnymi rybami na talerzu 🙂
Na te zdrowe rybne dania z pewnością zasłużyłam,bo od bywania w urzędach jestem ja.Osobisty Wędkarz niestety trochę słabo włada naszym ojczystym językiem.Natomiast posługuje się doskonale wędka,wiosłami oraz chętnie nawiązuje stosunki międzysąsiedzkie 😉
Danuśka – ponoć nie ma w Europie biurokracji większej, niż francuska. Weź na Osobistym odwet we Francji – niech lata do merostwa po 250-ty papierek
Pyro-z tą francuską biurokracją,to jak z moich doświadczeń wynika,nie jest aż tak tragicznie.Może ona jest koszmarna w stosunku do angielskiej czy amerykańskiej,ale nasza papierkologia jest na tym tle nie do pobicia.
Pada i pada, jak pięknie. W niektórych kantonach już zabroniono chłopom pobierać wodę z potoków, a poziom wód gruntowych bardzo się obniżył. Może teraz trochę się podniesie. Kilka lat temu mieliśmy tu powódź o tej porze 🙄
O tak, polska biurokracja… 🙄 Zaświadczenia o zaświadczeniach…
A najgorzej, jak się zacznie pytać, czy coś wolno 🙄 Na 100 procent zacznie się kołomyjka z odsuwaniem odpowiedzialności i gromadzeniem papierków 😉
Nemo-dzięki za zdjęcia !
Wspaniałe !
My wyruszamy na Mazury za dwa dni.Będziemy spędzać z lekka przedłużony weekend nad jeziorem Serwy.Są to okolice,których jeszcze nie znamy.Łódka nie wyrusza z nami podróż,tam podobno będzie miejscowy sprzęt.
W Warszawie zarejestrowanie samochodu albo przyczepy wymaga co najmniej 3 wizyt w Wydziale Komunikacji :
-składanie papierów
-po 3-4 godzinach odbiór TYMCZASOWEGO dowodu rejestracyjnego
-po 30 dniach odbiór STAŁEGO dowodu rejestracyjnego
Może się zdarzyć,że jakieś papiery będą niekompletne,to należy je podrzuć podczas czwartej (piątej….) wizyty.
Ale urzędnicy bardzo mili 🙂
We Francji nowy samochód kupiony w salonie odbiera się już zarejestrowany,bo rejestrację robi dla Ciebie i za Ciebie sprzedawca.
Sto lat temu była kłótnia o to, czyja biurokracja jest najgorsza.
Biurokracja jest wszędzie zła, ale jak trzeba, to trza.
Tyle.
Witam.
Pierwszy raz robiłem tak długo zakupy, starszemu książka 5 min, młodszemu kamera też coś koło tego. Najmłodszemu klocki lego ninjago i tu problem, sklepy nie przyjmuje zapłaty kartą po 3 godz znalazłem. Teraz mogę iść na zasłużony obiad który sam sobie muszę zrobić.
Yurek,
dzielny dziadek z Ciebie. Szybko się uwinie z prezentami dla wymagających wnuków i jeszcze sobie obiad ugotuje 😎 Sprawny dziadek to skarb.
Zaparzyłam miętę – teraz stygnie. Młodej jeszcze nie ma i jutro też się na kołomyję zanosi – klasyfikacja, dzienniki, karteczki do rodziców, a w czwartek rano klasa wycieczkuje (Góry Sowie) do niedzieli. Matkja jak zwykle = personel pomocniczy. Ktoś musi zostać z psem i czynić honory domu
Danuśka, dzięki 🙂
a z rejestrowaniem samochodu tutaj to też „samo” się załatwia. Klient musi tylko podać nazwę firmy ubezpieczeniowej, o resztę troszczy się sprzedawca.
A sprzedany samochód też trzeba wyrejestrować w Wydziale Komunikacji i zgłosić to ubezpieczycielowi.
Jutro ma być burzowo w całym kraju, a to przecież Dzień Dziecka. A ja właśnie mam spędzić cały dzień z maluchem. Ale wolę burze niż te upały, które źle znoszę.
Dziś kolacja międzynarodowa: izraelskie ziemniaki, polskie jaja, węgierskie szparagi, lokalna szynka, własna sałata, rzodkiewka, pietruszka, francuska musztarda etc. czyli szparagi z winegretową sałatką z jaj, sałata z rzodkiewką, ziemniaki w drobną kostkę smażone na sycylijskiej oliwie…
Na obiad był banan, na podwieczorek – poziomki, bo byłam sama w domu, ale na kolację musiało być coś ciepłego, przy tym chłodzie 🙄
Jutro ma nadal padać, ale na Wniebowstąpienie podobno będzie znowu słonecznie.
Wszystkim świętującym jutro Dzień Dziecka życzę pogody i dobrych nerwów oraz wytrwałości 😉
Tutaj nie ma takiego święta.
Oto fotka, a właściwie wielkie foto, w Chez Piggy 30 lat temu.
http://www.flickr.com/photos/snegotron/3251444134/
Podobnie jak Krystyna, źle znoszę upały. Co prawda mrozów też nie kocham – ot, tak 20-24 stonie lekki wietrzyk, w nocy deszcz – to dla mnie idealna pogoda. Chyba trzeba będzie się przenieść na Baleary, czy co?
p.s.
Zdjęcie z Chez Piggy (osobiste) mam gdzieś w zbiorach, ale musiałabym poszukać, a czasu brak na razie. Dla mnie był to szok, trafiam do pierwszej knajpy na Dalekim Zachodzie, i co ja tam widzę?! No właśnie.
Trafiło na Świerzego 🙄
International Children’s Day
The World Conference for the Well-being of Children in Geneva, Switzerland proclaimed June 1 to be International Children’s Day in 1925. It is not clear as to why June 1 was chosen as the International Children’s Day: one theory has it that the Chinese consul-general in San Francisco (USA) gathered a number of Chinese orphans to celebrate the Dragon Boat Festival in 1925, which happened to be on June 1 that year, and also coincided with the conference in Geneva.
The holiday is celebrated on 1 June each year
U nas się nie celebruje, ani nawet o tym nie wspomina. No, może firmy zabawkarskie.
Popularny jest natomiast Dzień Córki (w tym roku 10 listopada), w którym dzieci towarzyszą swoim ojcom lub matkom w ich pracy zawodowej. Na początku był pomyślany właśnie po to, by zachęcić córki do poznawania świata pracy ojców, podczas gdy większość matek zajmowała się domem. Teraz, gdy większość matek jest czynna zawodowo, dzieci (także synowie) mogą towarzyszyć również im 😉 Tradycyjna nazwa tego dnia utrzymywała się do niedawna, w ubiegłym roku roku był to Narodowy Dzień Przyszłości. Dzieci mogą też towarzyszyć znajomym, nie tylko własnym rodzicom.
Alicja – pokazywałaś nam ten plakat. Ja mam już Dzień Dziecka odpracowany, a jak już pisałam, znielubiłam go kompletnie z powodu Hiniutka. A latami musiałam organizować zabawy dla dzieic w różnym wieku. Wiem, że na przedszkolankę się absolutnie nie nadaję, natomiast konkursy i gry sportowe dla dzieciaków 10+_ bardzo chętnie. Jak na złość te dziecięce imprezy były najmniej udane z wszystkich, jakie prowadziłam. Kiedyś w Kórniku zepsuły się obydwa autokary, a nie był to jeszcze czas dostępnych telefonów. Na zakniętym na siedem spustów posterunku MO wisiała kartka „Jestem na komunii u Mariana”. Czas leciał, dzieciaki były głodne i totalnie znudzone, wreszcie umożliwił telefoniczne operacje proboszcz. Jeszcze godzina, nim przyjechały zapasowe autokary, dzieci wracały do Poznania, na pocieszenie na lotnisku zrobiono im jakieś krótkie zajęcia i rozdano upominki. Oficerowie byli wściekli. Na Pyrę. Oczywiście, że autobusów nie zepsuła, ale powinna mieć plan „b”, środki łączności itd. A oni od czego byli? Wydali by mi radiostację? A figa.
Ja tam nic nie mówię, ale w końcu w Szwajcarii to wymyślili. Wstyd im teraz?
Dzieci nie ma? A dlaczego Dzień Córki – syn gorszy? Niewarty Dnia?
No widzisz, Pyro, a mnie się ślozy na widok znajomego plakatu polały 🙄
te 30 lat temu
Witajcie ponownie.
Mam pytanie z zupełnie innej beczki.
Dostaliśmy w prezencie marokańską tajine wraz z przyprawami (szafran, mieszanki do ryb i mięs). Tak pomału dochodzimy do wniosku że przydałoby się ją wykorzystać kulinarnie 🙂 . Macie jakieś sprawdzone przepisy? Niekoniecznie z jagnięciną…
W Szwajcarii na różnych konferencjach wymyślono dużo różnych rzeczy, ale niekoniecznie wymyślali je Szwajcarzy 😉
Dzień córki właśnie dlatego, że matki nie pracowały zawodowo albo w typowych kobiecych zawodach, jak pielęgniarki, przedszkolanki, ekspedientki itp. Synowie od zarania byli przygotowywani do męskiej roli w społeczeństwie czyli utrzymywania rodziny (pracy zawodowej), służby wojskowej i rządzenia. Córki miały zostać zachęcone do zainteresowania zawodami „męskimi”. I to się w dużej mierze udało, ale nie tylko dzięki temu Dniu 😉
Koniecznie, skoro wymyślili (wychodzi na to, ze jednak wymyslili). Chyba nie bez powodu. Ale kłócić się nie śmiem, bo wiesz lepiej.
Ewo,
potrawy z tajine dotąd tylko jadałam (u przyjaciół w Niemczech po ich podróżach do Afryki). Mogą być całkiem bez mięsa albo np. z kurczakiem. Je się niezbyt gorące i tylko prawą ręką (bez sztućców) i z plackami chlebowymi. To w Maroku. W Europie można użyć sztućców 😉
Naczynie przed pierwszym użyciem trzeba namoczyć w zimnej wodzie przez kilka godzin, aby nie potworzyły się rysy.
Nemo,
dzięki za radę 🙂
Chyba trafiłam na odpowiednią stronę:
http://www.cuisine-marocaine.net/tajines.html
Nie wymyślili Szwajcarzy (w konferencji genewskiej brały udział 54 państwa) i w różnych krajach obchodzi się ten dzień w różnym terminie. W Polsce i krajach tzw. bloku wschodniego wprowadzono go w 1952 roku, w Turcji podobno już w 1920, w Japonii był najpierw Dzień Chłopca, na Kubie od 1974 trzecia niedziela w lipcu etc.
W czasach zimnej wojny w NRD świętowano Międzynarodowy Dzień Dziecka 1. czerwca, podczas gdy w RFN – 20 września i to pod egidą UNICEF.
Ciekawe, czy jak w Toronto odbywa się jakaś międzynarodowa konferencja to potem o jej ustaleniach mówi się: „Kanadyjczycy wymyślili”?
Za chwilę na arenę powinien wkroczyć Placek 😉
Dumny jestem ze siebie jak mało kiedy 🙂
Odkurzacz sobie zrobiłem własnoręcznie. Do trocin i do warsztatu jak się nakurzy.
Całość mnie wyniosła ze 40 złotych. Beczka stalowa zamykana hermetycznie 250 litów 20 złotych . Kubełek po profesjonalnym odkurzaczu 10 zł , dwie stalowe miski kuchenne 6 zł ( wazystko ze złomowiska oddalonego o 100 m ) kawałek rurki pcv i trochę śrubek za 4 zł.
Stary odkurzacz typu ogórek od sąsiada za darmo.
Działa na zasadzie odkurzacza centralnego typu cyklon . Trocinę wciąga aż miło 🙂 Sąsiad zrobił w domu i z szufelką automatyczną i dwoma wejściami do 9 metrowej rury coby cały dom odkurzyć za jednym razem Jednostkę centralną zrobił za 26 złotych a na wyposażenie w wejścia i szufelkę wdał około 400 złotych . Fachowiec był i chciał 5000 złotych za tzw profesjonal .
Wodę z 4 grzejników pomalowanych na czarno w skrzynce z desek miał dzisiaj o temperaturze 80 stopni ( 300 litrów ). My z sąsiadem to teraz ekipa jak na filmie Sąsiedzi 🙂
Zapomniałem napisać , że nabyłem dziś super profesjonalny garnek o objętości 10 litrów o którym myślałem podczas pobytu we Francji. Była promocja 60 % na takowy ale nie było mnie stać. Mam teraz za 10 złotych.
Homara można w nim w całości.
Wygląda jak nówka …
kurdę… myślałam, że google ma rację, a to rację ma wiadomo, kto 🙄
Zwracam honor do Szwajcarii
http://www.youtube.com/watch?v=bIbgg2Ca1vk
W google jest wszystko , po łebkach, po łebkach…
Komu by się chciało zamieszczać rzetelne informacje i prawdziwą wiedzę?
Pisanie „prawdziwej| książki trwa lata, Przepisanie powielonej setki razy informacji chwilę.
W Szwajcarii cenią sobie dokładność. I za to kochamy Szwajcarię 🙂
Dzień dobry wszystkim, jeśli mnie jeszcze pamiętacie.
Bardzo rzadko już tutaj bywam, chociaż staram się podczytywać.
Nemo – dzięki za fotowędrówkę po Suwalszczyźnie. Zdjęcia, jak zawsze, świetne i ta reprterska żyłka… Przyjemność oglądać. Przekaż to też Osobistemu, bo piszesz, że wiele z nich są jego autorstwa.
Dzień Dziecka uważam za piękne święto, niezależnie kto i kiedy to wymyślił, i niezależnie kiedy wprowadzono w Polsce. Może dlatego, że bardzo lubię wszystkie dzieci świata.
U mnie zapowiada się piękny weekend, chociaż to dopiero za kilka dni.
Konkursowiczom życzę sukcesów.
Tutaj już bardzo późno. Dzień dobry dla wstających, ja się kładę spać. 🙂