Mój nowy sąsiad nazywa się Emir
Właśnie go podziwiacie. Emir zastąpił Gazdę, który został sprzedany i wyjechał gdzieś dalej w Polskę. Tu w mojej gminie miał już mnóstwo potomstwa i chyba dochodziło do jakiś niedozwolonych kontaktów z własnymi córkami więc gniadego Gazdę zastąpił kary Emir. Jest trochę większy no i oczywiście młodszy. Cieszy się też w okolicznych wsiach wielkim powodzeniem. Myślę, że jego urodę najlepiej może ocenić Żaba.
Emir i jego właściciel Tadeusz Nowosielski
Przybyło też u sąsiada kilka cieląt. Powiększą stado mlecznych krów. Wspaniałe nadnarwiańskie łąki wymuszają ten kierunek gospodarowania. Ziemie tu kiepskie, bo piaszczyste a łąki wspaniałe. Mleko jest tłuste a krowy bardzo mleczne.
Na naszej ziemi też nic poza lasem nie chce rosnąć. Cieszę się więc, że podarowana buczyna daje sobie radę i już pewnie prawnuki będą zajadać się wspaniałymi orzeszkami buczynowymi. Ja je uwielbiałem a zbierał we wczesnym dzieciństwie w bukowych lasach Jaśkowej Doliny ciągnącej się od Wrzeszcza aż pod Gdynię.
Trawnik, mimo starań i pielęgnacji, nie udał się. Jest rachityczny. Damy więc spokój z robieniem konkurencji królewskim trawnikom w Pałacu Buckingham. Nawet w parku Pałacu Radziwiłłów w pobliskich Zatorach jest bujniejsza trawa. Tyle tylko, że w Londynie trawniki strzygą ponad sześćset lat, w Zatorach ponad 300 a my trochę ponad trzydzieści. Ot i różnica!
Komentarze
Dzień dobry.
Emir jest piękny i zadbany, jak panna po wyjściu od kosmetyczki. Świeci się ta jego sierść wręcz jedwabiście (co świadczy o tym, że ze zgrzebła wystukano co najmniej 12 „kresek” jak oceniali wachmistrze w kawalerii)
Dzisiaj w Poznaniu sporo chmur, słońce wygląda z „okienek”, a temperatura trochę niższa, niż w ostatnich dniach. Miałam w nocy przygodę; musiałam wstać, zaspana byłam bardzo, swiatła nie zapalałam. W rezultacie przewróciłam szklankę z wodą prosto na siebie O porządkowaniu w nocy nie było mowy, tylko zrzuciłam z siebie mokrą koszulę na podłogę i nie ubierając się więcej położyłam spać. Ranitko ubrałam się już „dziennie” czym zaskoczyłam Młodszą „Matka, co Ty robisz w nocy, że przed 6-tą jesteś zupełnie ubrana?” Co jej miałam powiedzieć? Że kwadrans temu byłam zupełnie rozebrana?
Emir wygląda, jak powinien, stosownie do swojego imienia. Chociaż osobiście wolę Gazdę w tym względzie. Ale jeśli to arab czystej krwi, niech mu będzie Emir 🙂
Wczoraj Placek przypomniał autora o pseudonimie Szara Sowa. Jako dziecko chętnie czytałem jego książki, jednak nie tak chętnie jak Curwooda czy Londona w podobnym segmencie. Segment rynku, brzmi to pięknie, można chyba odnieść i do literatury. Curwood w przeciwieństwie do Grey Owla ponoć miał po matce nieco krwi indiańskiej. Ale z jego polskimi tłumaczeniami wiąże się też niezła mistyfikacja. Książki tłumaczyła Halina Borowikowa zmarła w roku 1980. Swoje tłumaczenia podpisywała pseudonimem Jerzy Marlicz. Większość czytanych przeze mnie była wydana przed wojną. W jednej z nich wyczytałem informację, że Jerzy Marlicz to pseudonim. Jednak nazwiska autora wydawca ujawnić nie może, ale zdobędzie się na wyznanie, że tłumacz jest kobietą, polską żoną autora. Uwierzyłem oczywiście bez zastrzeżeń, słowo pisane było dla mnie świętością. Mógł to być rok 1948 albo 1949, propaganda nie była jeszcze tak nachalna.
Nie mam pojęcia, czy pani Borowikowa znała Curwooda, czy była z nim w bliższych (i o innym charakterze) relacjach niż Zieliński z Hemingwayem. Może nasi Kanadyjczycy coś wiedzą na ten temat. Szukać w encyklopediach pokłutymi paluszkami pewnie nie mogą. Mam nadzieję, że paluszki już zdrowe, choć mam pewne obawy po doświadczeniach Ukochanej z nieostrożnym jedzeniem owoców opuncji.
stanislawie – nie kazdy czarnowlosy to arab
Ktokolwiek próbował kiedyś przesadzać kaktusa o króciutkich, prawie niewidocznych igiełkach, a potem dwa dni z lupą, pęsetą i igła polował na to coś, co niewiadomą drogą wlazło pod skórę i kłuło, jak diabli, ten wie o czym piszesz, Stanisławie. Ja miałam narzędzia – plastykowe szczypce sałatkowe z tych, które się rozpinają na dwie łyżki w jednej ręce, a w drugiej drewniana klamerka do bielizny na sprężynce. Niczego nie dotykałam gołą ręką, a oblazło mnie i tak. Różnica między prozą Londona, Coorwooda a Szara Sową, to różnica między dobrym felietonem, a reportażem interwencyjnym. Niby o tym samym, ale zupełnie inaczej. Uczłowieczali zwierza wszyscy trzej.
Ka ?
Miałem wczoraj forda ka, ale już nie mam 🙂
Był bardzo grzeczny . I się nie czepiał.
nie kazdy ford ka – na szczescie
ka – dodałem mordkę roześmianą przy niby-konkluzji. Wiem, że nie każdy czarnowłosy to Arab, a w przypadku koni to nawet nie każdy arab czarnowłosy. Ale kare się zdarzają.
Alicji w samej rzeczy szczerze współczuję. Ból może nie jest taki wielki, ale dotkliwy i niczego nie można wziąć w palce ani oprzeć się na dłoni. Przecież dotykamy czegoś bez przerwy. W pewnym momencie wydaje się, że już wszystko wydłubane, a pochwili czujemy, że nic się nie zmieniło na korzyść. Samo przechodzi mniej więcej po tygodniu.
Pyro, takie uczłowieczanie bardzo przemawia do młodego czytelnika. Pod wpływem tych lektur projektowałem basen i żeremie w naszym mieszkaniu. Przewidywałem oddanie bobrom największego pokoju (55m2). Rodzice aprobowali i wszystko szło świetnie do momentu, kiedy sam doszedłem, że to mało realne.
Z tamtego mieszkania teraz są cztery. Rodzice dostali je na zasadzie, że Komisja Likwidacyjna przyznawała lekarzowi mieszkanie po lekarzu niemieckim. Z całym wyposażeniem medycznym, całkiem pokaźnym. Potem sztuka po sztuce odbierali wszystko zaczynając od mikroskopu. Zapamietałem z preparatów piękne gonokoki i krętki blade. Ojciec pokazywał je nie zdradzając oczywiście ich źródła i tłumacząc tylko, że to mikroby niezwykle groźne, a kretek blady jest odpowiedzialny za dolegliwość, o której pisał Mickiewicz:
Żałośnie było wi?ieć wyżółkłych młokosów,
Gadających przez nosy, a często bez nosów.
Ostatecznie z wyposażenia została niemiecka biblioteka medyczna i ogromny atlas geograficzny.
Z biblioteką medyczną wiążą się moje najdawniejsze wspomnienia dotyczace stosunków polsko-niemieckich. Oboje rodzice znali świetnie język niemiecki, ale mam w czasie okupacji zerwała tę znajomość i nigdy po niemiecku juz nie mówiła. Po latach rzeczywiście ten język zapomniała. Ojciec uważał, że wojna i okupacja nic nie ma do języka, a ludzie jak ludzie. Nigdy nie uznawał wyjątkowości narodu polskiego i widział wszystkie nasze słabości, z czym ja, jako dziecko, nie bardzo się godziłem.
Gdy w Świdnicy było 2 lekarzy, a tak było, wszyscy pacjenci niemieccy leczyli się u ojca, bo znał ich język i nie miał żadnych oporów w ich leczeniu. Leczył też prywatnie, często darmo, żołnierzy radzieckich, którzy bali się ujawnić w swojej jednostce wstydliwą chorobę. Wówczas nie mogłem za bardzo tego zrozumieć, teraz w pełni aprobuję. Znajomości rosyjskiego ojciec tez się nie pozbył. Mówił jak rodowity Rosjanin i też nie rozumiał, dlaczego radziecka dominacja ma mieć coś wspólnego z językiem. Ale przebywając w Moskwie w czasie rewolucji lutowej i październikowej, a następnie znosząc głód, zimno i terror razem z rosyjskimi mieszkańcami Moskwy nie mógł utożsamiać sowieckiej władzy z narodem. Myslę, że tamta postawa ojca wiele mnie nauczyła, choć owoce odczułem dopiero po latach.
Stanisławie – moim Rodzicom najpierw w 39-tym Niemcy zabrali mieszkanie i pozwolili zabrać tylko meble do kwatery wyznaczonej – tym sposobem łupem zwycięzców stała się jadalnia, salonik i pokój dziecinny (prócz łóżeczka – Pyra miała niecały rok) potem w 45-tym meble do kuchni i sypialni spaliły się razem z kamienicą na Murnej i Rodzice otrzymali z OUL-u radio Saba, meble do sypialni i 2 łóżka metalowe z jakiegoś angielskiego szpitala. Bardzo porządne były te łóżka, bo zamiast sprężyn miały gęstą jakby kolczugę. Najwygodniejsze łóżko w którym spałam. Niemniej Ojciec na groźne pytanie urzędnika SC kiedy poszedł zgłosić urodziny syna w początku 46r „Dziecko z prawego łoża”, wyksztusił zażenowany „Nie, proszę Pana, z łoża z OUL-u”.
Dziękuję Kochani za wczorajsze ciepłe słowa i życzenia 🙂
Młodzieży poniżej 50 wyjaśniam, że nie cała niemiecka ludność cywilna uciekła przed Armią Czerwoną, a wysiedlania trwały parę lat i przynajmniej do 1948 roku w Świdnicy mieszkało sporo Niemców. Część z nich pozostała jako autochtoni obok osób o autentycznie polskim pochodzeniu. Dla tych mniej autentycznych otwarto nawet szkołę niemieckojęzyczną która działała co najmniej do roku 1956. Spotykałem jej uczniów na międzyszkolnych zawodach sportowych, np. w wyścigu kolarskim, gdzie zajęli 3 pierwsze miejsca dysponując prawdziwymi wyścigówkami.
Pyro, 🙂 🙂 🙂
Ładny sąsiad Gospodarzu.
Drzewiej ponoć się mawiało: uszlachetnić krew trzeba.
Po zakończeniu czytadła „Wodnikowe Wzgórze” odeszła mi wszelka ochota do spożywania królików pod jakąkolwiek postacią. Co prawda nigdy jej – tej ochoty – specjalnie nie przejawiałam, a i w domu rodzinnym preferowano zające.
http://www.youtube.com/watch?v=rldoR_sxRqI&feature=related
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Żaba jest kobietą Renesansu – zna się na koniach, zna się na fordach, a ja na niczym się nie znam, dlatego pozostają mi spekulacje i podziw dla urody Emira. Poza tym często odwiedzam przeróżne targi, aukcje i wystawy i wchłaniam zasłyszaną wiedzę jak gąbka.
„Bracie, ja bym do czegoś takiego nie wsiadł, za żadne skarby”, „Chłopie, czy ty wiesz co to jest prawdziwa tokarka?”, „To chyba jednak ogier” – sam żargon ekspertów jest wart ceny biletu.
To chyba jest coś perszeronowatego, nieeeee….arden, arden, może odmiana szwedzka, z pewnością typ sztumski, ale który? Takie coś żre jak kwas solny, ale urodziwa z niego bestia, to fakt. W tle to chyba stodoła, a może stajnia? Chciałbym tam pojechać, podziwiać zimnokrwistość, grzywę, ogon, chrapy. Mam nadzieję, że Pan Nowosielski także jest zimnokrwisty i nie wyrzuciłby mnie na…Nie wiem czy ktoś z Państwa zna stadninę w Nowych Jankowicach, tam także jest warto wpaść 🙂
kary – polskie slowo pochodzenia tureckiego
(kara – tur. czarny; n.p. kara deniz – morze czarne)
O! I jeszcze jedno wpadło w moje śliczne niewątpliwie łapki:
http://www.youtube.com/watch?v=A4xeidmjy6s&feature=related
E.
Echidno – rozbawiłaś mnie ogromnie.
Teraz idę do sklepu, a przy okazji przegonić psiaka po trawnikach.
Ubaw po pachy. Bojler w domu poszedł stulitrowy na drugim pietrze. Woda leci piętro niżej. Poradziłem Ukochanej co zakręcić, ale samo podciśnienie od razu nie zadziała, będzie jeszcze ciekło czas jakiś. Ale zabawa 🙂
Dzień dobry szanownej Bandzie
w ramach odpoczynku od komputera
(piszę ten swój przewodnik po serach)
..siedzę przy komputerze i latam po blogach
a tu taka ładna pogoda się marnuje
Brzucho – łasuchy wszystkich stołów łączcie się. Czytaliśmy o Tobie w ub. tygodniu. Miło nam, że znamy taką godną personę od chłodnika truskawkowego na soku z małosolnych.
Stanisław – rzuć akta, lec do domu, bo Cię robota będzie wielka czekała. Jednak agenta ubezpieczeń zawołaj jutro albo pojutrze, bo na pewno porujnujesz niejedno.
Zaba właśnie popasa u Haneczki w drodze powrotnej do Żabich błot. Wiezie zamrożoną „niespodziewajkę” na Zjazd i mówi, że nie powie co to jest. Zapytałam – powiedziała, że „mamut to nie jest, ale niewiele mniejsze”. No wiecie co? (że zacytuję Alicję).
A na popas w stolicy nie stanęła 🙁
Stanisławie- to czeka Cię pracowity weekend majowy 🙁
Znajomi mieszkajacy w Kaliforni podeslali mi sznureczek do filmiku, ktory zrobili o ptaszkach zamieszkalych na ich werandzie. Calkiem przyjemny, jesli ktos ma ochote to prosze 🙂
http://vimeo.com/moogaloop..swf?clip_id=9479342&server=vimeo.com&show_ti
YYC,
Mialam wczoraj zapytanko, do tych nalesnikow szparagi sa podgotowane czy aby surowe? Wiecej podaj o sosie bo sie zasadzam na nie!
Buziaki,
Boziu, dobrze, że te głodomory nie moje. Wyglądają wprost groźnie.
yyc- urocze !
Teraz wiem,że w Kaliforni też bywa wiosna 😉
A myślałam,że u nich tylko lato,lato i lato…
Tak te ptaszki urocze.. 🙂
Leno, szparagi podgotowane bo osobiscie lubie miekkie. Sos to z papierka jak pisalem. „Hollandaise”. Knorr, Intrantional albo inna firma. Chyba, ze chcesz od podstaw to musisz sobie znalezc przepis. W Youtubie mozna tez. Troche z tym zabawy. Powodzenia.
Przypomnialo mi sie. Zdjecie plackow rybnych („fish cakes”) ktore uzylem do koreanskiego „dockbokki”. To juz wszystkie skladniki 🙂
https://picasaweb.google.com/lh/photo/cHo4yUO3AWQccox-2LkR_Q?feat=directlink
YYC,
Dzieki,
Nalesniki wydlubie wczesniej, szparagi sa w zasiegu reki, ser ona ma, maslo tez, zostaje tylko sos. Czy czegos nie zgubilam???
Buziaki,
Nie
YYC,
Alicji i Nisi chodziło o zdjęcie zamieszczone przez Ciebie bezpośrednio przed plackami rybnymi , czyli o te białe balaski zafoliowane. Zdaje się, że znalazły się potem w prezentowanej zupie. Mnie też one zintrygowały.
A capello,
piękne są te Twoje wczorajsze fotografie: skutki działalności bobrów i drewniany dom, i kapliczka i cała reszta. Jakoś nie miałam jeszcze okazji zobaczyć bobra w naturze. Może jeszcze się kiedyś uda.
Krystyno, to sa wlasnie „dockbokki” (rice cakes) czyli placki ryzowe. Stad nazwa potrawy. Reszta to warzywka, pasta paprykowa, nieco cukru, soli i pieprzu i te dodane pozniej do zdjec placki rybne (niekonieczne jesli ktos nie lubi). Smaczne to jest i polecam. Bardzo latwe w zrobieniu. Same placki (kluski) moze w jakims azjatyckim sklepie mozna dostac? Reszta chyba nie problem 🙂
YYC,
rozumiem. Ale w takim razie co to jest za produkt w przezroczystej folii obok pokrojonej marchewki, cebuli i zielonej fasolki/ albo szczypioru – bo nie mogę dokładnie rozpoznać / ? Przepraszam, że tak marudnie się dopytuję, ale myślę, że Nisi i Alicji właśnie o to ” białe „chodziło. Bo placek wygląda jak placek, ale „to białe ” plackiem raczej nie jest.
Krystyno w foli sa dockbokki czyli placki ryzowe. Wygladaja jak biale klocki do laczenia mebli w IKEA 🙂 Takie kluchy wielkosci kciuka zwane plackami (rice cakes) U nas pewnie by nazwali kluski (gruby makaron?) Na tym zdjeciu tylko to jest w folii.
https://picasaweb.google.com/lh/photo/QY6lT1LVs7gTFVneFqbOFA?feat=directlink
Dziękuję za cierpliwe tłumaczenie, ale wreszcie do mnie dotarło. 🙂 W potrawach orientalnych jestem słaba.
Krystyno, zawsze do uslug 🙂
Wlasnie zaczal padac snieg. Cos nam w tym roku pogoda robi kolo nosa albo Bogowie sie wsciekli. Poszedlem sie przejsc nieco. Swiecilo slonce a tu nagle zza rogu takie ciemne chmury wala a z nich snieg. Bialy ladny snieg. Poki co sie topi. Mamy wiec nadzieje, ze nas nie zabieli ponownie i jakies paki na drzewach i krzewach sie zarysuja. Pomyslec, ze w Kaliforni juz nastepne pokolenie ptakow odchowane a tutaj nawet parki sie jeszcze nie zeszly 🙂
Ale ptaszynki mają rozdziaw…
Podobny stopień otwarcia mordki widziałam tylko u amstaffa. Kiedy amstaff się rozdziawia, onże rozdziaw przesłania resztę psa.
eSTETÓW PODCZYTUJĄCYCH PROSZĘ O POMINIĘCIE MOJEGO WPISU, BO NIEESTETYCZNY.
Kochani, czy znacie może sposób na likwidację plam z potu na tkaninach bawełnianych? Młodsza ma zupełnie niezniszczoną, roczną, b. elegancką białą bluzkę, którą zakładała w zeszłym roku tylko na gale szkolne. Jutro pożegnanie maturzystów – bluzka wyciągnięta do przeprania po zimowym składowaniu – i – nie do założenia; przy śnieżnej bieli tkaniny żółte plamy między biustem, a ramieniem walą po oczach. Można coś z tym zrobić? Na jutro nie da rady, naszykowała coś innego, ale naprawdę szkoda tej, o której piszę.
Witam wszystkich serdecznie
Pyro – napisz w googlu „polamy z potu wywabianie” i wyszukaj sposób najlepszy. Wyswietla sę dużo porad. Wybierz najlepszą. Życzę powodzenia.
oczywiście – plamy
Wieloryby jak sie wydra to morza za nimi nie widac. Zwlasza ten od fiszbinow i kryla. Mr Humpback ten to ma usmiech. Jak chocby te co nam skakaly na Wyspie Vancouver (no w morzu skakaly i fale robily) 🙂
http://www.flickr.com/photos/slawomir/3524726952/
Krysiade – dziękuję, już znalazłam po Twojej podpowiedzi
No i tak mam dzisiaj. Snieg ze ledwie cos widac
http://www.cbc.ca/calgary/webcam/cgy_roofcam.jpg
YYC – zima trwa u Ciebie od października do czerwca, a potem to już lato i lato……
A nie potrzebujesz przypadkiem rady, jak wywabiać żółte z majtek czterdzistoletniej córuni?
czterdziestoletniej
Zapytaj „Pyrunię naszą kochaną”,
zreszta za chwilę ruszy obrona częstochowy czyli matki boskiej blogowej, to wszystko zostanie wyjaśnione.
Ja się zmywam. Nie będę brac udziału w kolejnym popisie hipokryzji.
http://alejka.pl/poradnik_dobrego_wychowania.html
Ogonku, Sonato, polecam. Myślę, że ten będzie dobry, bo jak przypuszczam, mamy do czynienia z dziećmi?
„Plamy z jadu wywabianie”
Żaba już prawie w domu. Dobrze było pogawędzić i popatrzeć na świetnie wyglądającą Młodą Żabę 🙂
No proszę jak ładnie! Odsiecz ruszyła.
Czy wywabiasz też plamy z bezinteresownej i złośliwej prowokacji haneczko?
Czy możesz polecić jakiś poradnik dobrego wychowania dla zgryźliwych staruszek Nisiu?
Pyro, moja LP dolewa do prania środka specjalnego Vanish Oxy-Aktion. Można jej zdaniem zastosować też środków gospodarczych na chlorze (prać w rękawicach, jeśli ręcznie).
Swoją drogą Pyro podziwiam, jak zapracowałaś sobie na tak szczerą, bezinteresowną nienawiść.
Nie ma co, tak przywalać może tylko baba babie.
Z góry przepraszam.
http://www.dailymotion.com/video/xfgks4_sonata-ksiyyycowa_music
Nie to ładne co ładne, ale co się komu podoba 🙄
Nic tylko zima nawrocila sie na wiosne 🙂
http://www.xepol.com/Webcams/CalgaryAb/CalgaryTrafficCams/tabid/117/Default.aspx
Pod jedna z kamer jest napisane:
Glenmore Tr, Macleod Tr S (Chinook Center) … jak by sie ktos pytal to siedze sobie w pracy jakies 200m od tej kamery 🙂
Żaba przed chwilą dzwoniła – Młoda to ona jest bezustannie, ale Żaba wściekła, to dopiero jest doświadczenie rzadkie i w swej grozie piękne….
Kiedys w Polsce bylo cos pod tytulem Wybielinka, ja tutaj uzywam Bleach.
Sonata, Bleach „robi” tez na majty!
Spieszę donieść, że narodziła się nowa świecka tradycja. Żaba jada u nas wyłącznie kurczaczą roladę 😆
yyc, bure won, słońca i ciepła Ci życzę 🙂
Pepegorze, masz smutną rację.
Lepsza od wybielaczy jest woda utleniona, rozcieńczona wodą.
Witam Szampańsko!
Odrabiałam zadania domowe oraz plotki. Wieje u mnie dzisiaj tak, jak na Islandii w miejscu, gdzie nie mogłam otworzyć drzwi od samochodu.
Tam wszędzie wiało, ale w tym miejscu szczególnie mnie zdrzaźniło.
Naokoło domu mnóstwo połamanych gałęzi – no, niekoniecznie wielkich, ale sporych.
Jerzoru wiatr niestety, nie będzie w plecy wiał, naprzeciwko wręcz, no ale niech sobie radzi chłop. Orzekł rankiem, wyjeżdżając w deszczu, że lubi walczyć z tymitam okolicznościami pogody. Każdy ma swoje zboczenia 🙄
Hm. Jaka piękna ksywa – i jaki wredny wpis. Niech Ci na żółto wyjdzie w majtkach, sonato (też jestem wredna).
Leno 😆
dzięki za radę, czy na brązowe też? 🙄
jak poradnictwo, to poradnictwo 😎
pepegorze, haneczko, nie tylko do tanga trzeba dwojga, każdemu wolno kochać, ale nie kochać też, jak ktoś się deklaruje jako wiedźma, która się dobrze czuje w swojej roli i nie zamierza sie liczyc z innymi, to po prostu ponosi konsekwencje swojej decyzji, proste, jak konstrukcja cepa 😎
Ale po co Wy się wtrącacie do durnych rozmów między dorosłymi ludźmi, tego nie pojmuję 🙄
Wzajemnie Alicjo, wzajemnie. Nie musisz przekonywać, że jesteś wredna. Wystarczy poczytac Twoje wpisy na różnych blogach.
Nie karmić troli moi mili bo nam się posłanka Kempa rozrodzi ponad miarę.
Proponuję odmianę sosu śmietanowego z zielonym pieprzem (NEMO) ale zastosowanym do ryby białej – smakowity efekt osiągnęłam następująco :
– rybę posoloną i omączoną usmażyć na oliwie;
– oliwę zlać do rondelka, na rybę położyć kawałek masła, przykryć, trzymać w cieple;
w rondelku do oliwy dodać trochę masła i zasmażyć lekko skąpą łyżkę mąki. Zasmażkę rozprowadzić śmietanką, osolić sos, wsypać szczyptę cukru, włożyć łyżkę zielonego pieprzu z zalewy i łyżkę drobno pokrojonych liści świeżej mięty,
kilka jędrnych truskawek pokroić w plastry, zasmażyć na maśle, dodać do sosu. Chwilkę pogotować na małym ogniu – sprawdzić równowagę smaku, jak wszystko o.k. to zalać rybę na pómisku albo w rondlu żeby rybcię jeszcze podgrzać.
Bardzo dobrze smakuje z kluseczkami typu zacierka. Zielona sałata mile widziana.
Bardzo ciekawe z tym sosem Pyro i z tymi truskawkami.
Tym samym wrócilibyśmy do wątku przewodniego tego blogu.
Moje młodsze są przewrażliwione na punkcie słodko/słono, ale muszę zaryzykować.
Sonato…
dla Twojej wiadomości, pisuję tylko na tym blogu, oraz u Owczarka Podhalańskiego. Wszelkie inne Alicje to nie ja. Chciałam zwrócić uwagę, że nic tak nie brudzi, jak atrament. Obecnie – klawiatura.
Nie karmić trolli, też tak mówię, ale szlag mnie trafia, jak ktoś od długiego czasu (to widać) śledzi, i tak bardzo mu żal, że tu nie jest tak źle, więc trzeba zamieszać.
Przez lata przysiadło się do naszego stołu sporo ludzi. Tych, którym stół się podobał. Komu nie odpowiadała zastawa, odchodził. Bez inwektyw.
Pepe – tego cukru malutko – szczypta; on nie jest słodki tylko trzeba zrównoważyć smak.
Sławeczku, nie Księżycowa, tylko Belzebuba (Witkac, Witkac!). Chociaż Witkacy to inna jakość.
Alicjo, brałaś pod uwagę możliwość odejścia z zastawą???
Nisiu – Alicja zastanawia się, czy zacząć rzucać sztućcami
Nie o to tu, niestety chodzi, Pyro.
Córas nie znosi np. nadzienia z jabłka i koniec, a wnusia naturalnie tym pędem. Dzieci z resztą, pod tym względem małpują błyskawicznie.
Bratowa np, nie lubi ryby. Dwaj chłopcy to samo do tego stopnia, że biedny mój brat w Wigilię jadał swego karpia sam. Dzisiaj, obaj bratankowie zajęli się własną kuchnią, a owoce morza odgrywają i ich kuchni poczesne miejsce.
Nie trzeba więc tracić nadziei.
Odejść z zastawą?
To chodzi prędzej o to, czy ktoś kopnie i rozwali cały stół!
Pepe – te cne panienki próbują kopać w nasz stół + – raz na 4-5 miesięcy. Mają okres aktywności ok tygodnia i wycofują się na swoją Łysą Górę. Na szczęście Piotr solidnie zbudował nasz stół.
Sztućce to mniejsza….tu mi dusza zapłakała nas swiss army knife, wiernym scyzorykiem, któreho nie zapakowałam do waliżki przed opuszczeniem Islandii 🙁
Oficer na lotnisku współczuł mi serdecznie, ale zarekwirował, bo musiał. Nie mam mu za złe, przepisy – przepisy, ale siebie kopnęłam parę razy za to, że zapomniałam o nich.
Z innej beczki – u nas szaleństwo, bo my spod korony brytyjskiej, już mi sie nie chce słuchać wiadomości. Fajni ludzie, William i jego wybranka, no ale publika i poddani nie popuszczą. Igrzysk i chleba!!!
Pepegorze – niech „se” kopie.
Stół dębowy, z dędów kórnickich. Wytrzyma 😉
literówki wybaczcie – światła, więcej światła! Zapalam lampkę.
dzisiaj iscie krulewska rozmowa
wprawdzie nie o cieknacym kranie, ale zawsze o jakis tam odchodzacych plynach.
przyznam sie z reka na sercu, ze jak dotychczas po dzisiejszym bigosie z owocami morza nie mam jescze zadnych przypalonych sladow.
bede meldowal jak tylko sytuacja ulegnie zmianie.
😛 jaki bigos. fujj.
paella w la pared na fuerte. paluszki lizac.
Rysiek – Krul tam gdzieś koło Ciebie?
Dobranoc. Idę zobaczyć, czy mnie w łóżku nie ma
Alicjo, wiesz ile dziurek w pilocie mogłaś zrobić wszystkimi ostrzami Twojego Swiss-Army-Scyzoryka??? Ciesz się, że pan na lotnisku nie zamknął Cię w jakich islandzkich kazamatach.
Wyobraziłam sobie bigos z ośmiornicą w środku. Chyba jednak pójdę spać.
Pięknych snów, drodzy Stołownicy.
Jakby kto nie spał, to na wszelki wypadek uważajcie na zastawę…
Ja pilotów kocham najbardziej na świecie, tak bardzo, jak nie lubię latać, ale muszem!
Gdzieżbym tam jakiego naszła i dziabnęła 🙄
A swego czasu podróżowałam z robótką w ręku w samolotach, i nikomu to nie przeszkadzało 🙄
Podczytałem dzisiejsze.
Wniosek (patrz i zapamiętaj znak!)
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:DoNotFeedTroll.svg&filetimestamp=20070318014115
Dobranoc 🙂
Dzień dobry. Zapowiada się piękny i pogodny, ale pewnie znowu bez opadów. A sucho jest bardzo i roślinek żal.
Czy też macie takie wrażenie, że jazda samochodem po mieście coraz bardziej przypomina lekcję szkoły przertwania? Wczoraj tak mi się wydawało.
Dzisiaj należy mnie omijać z daleka, bo mogę się okazać niebezpieczna dla otoczenia. Rozliczam się z fiskusem 👿
Nie wiem, jak on to robi, ale ciągle twierdzi, że jestem mu cos winna. Mimo, że z mojej uczelnianej pensji jedna trzecia idzie na podatki, ubezpieczenia, etc.. Od innych dochodów też płacę daniny na bieżąco. Nie mam pojęcia jak to się dzieje 🙄
Wieczorem na spacerze obserwowaliśmy niemal nalot samolotów na Poznań 😯
Mieszkamy mniej więcej 15 kilometrów od lotniska, stąd mamy niejakie pojęcie ile zwykle samolotów kręci się w pobliżu. Nie mam pojęcia dlaczego ich wczoraj tyle latało. Zastanawiałam się czy to delegacje na ślub i beatyfikacje lecą tak licznie? 😉
Z wczorajszych wszelkich, polskich i światowych afer i doniesień, największe wrażenie zrobiły na mnie informacje o tornado w południowych stanach USA. Przerażające. Warto czasem zastanowić się nad znaczeniem i proporcjami spraw.
Miłego dnia 🙂
Piotrze,
ogród, w tym trawnik, to nieustanna loteria. Na naszym pojawiły się wiosną jakieś wypolone place i trzeba było dosiewać trawę. Pytanie czy odcień będzie ten sam?
Z niepokojem patrzę na róże: odbiją, nieodbiją? Były na zimę osłonięte, ale już tyle razy nam marzły.
Różanecznikom coś nie pasuje w naszej glebie. Glicynia bardzo opieszała i nieskora do kwitnięcia. W ubiegłym roku miała zaledwie kilka rachitycznych kiści kwiatowych. Zastanawiam się już nawet nad jej usunięciem.
Z dwóch wiśni trzeba było bardzo mocno ściąć tę, która miała smaczniejsze owoce, bo jest chora. Morela kwitła śladowo, czyli raczej nie będzie w tym roku owoców.
Nie zawodzą, jak zwykle cebulowe i byliny.
Myślę, że gdybym mieszkała w tak pięknych, naturalnych okolicznosciach przyrody, jak Wy, to dałabym sobie spokój z trawnikiem. Niechby przyroda sama robiła to, co uważa za stosowne.
Nasz ogród na zmianę sprawia mi ogromna radość i wkurza mnie. O ilości pracy i kosztach utrzymania nie wspomnę.
Z mojego miejsca przy biurku mam widok na zielone pola uprawne i las i jest to naprawdę piękny widok. A u Was jest jeszcze piękniej.
Pozdrawiam serdecznie Basię, Ciebie i Wasze okolicznosci przyrody 🙂